Oskar Hejka o Poznańskiej 14: To przykład reprywatyzacyjnego bezprawia. Nie życzę nikomu mieszkania w takiej kamienicy

Dzień 65. z 80 / Pracownicy budowlani wynajęci przez jedną ze znanych firm zajmujących się odzyskiwaniem tego typu nieruchomości straszyli mieszkańców „drugim Wołyniem” – powiedział radny Warszawy.

[related id=36060]Dziś kolejny dzień zeznań składanych przed sejmową komisją weryfikacyjną do spraw reprywatyzacji, która od wczoraj zajmuje się sprawą kamienicy w centrum Warszawy przy ulicy Poznańskiej 14. W Poranku Wnet gościem Antoniego Opalińskiego był radny warszawski Oskar Hejka, który opowiedział nam o kuriozalnych praktykach magistratu Warszawy i roli prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz w reprywatyzacji nieruchomości na terenie stolicy. Przypomniał, że urzędnicy zajmujący się sprawą reprywatyzacji bezpośrednio byli nadzorowani przez przez panią prezydent. W 2013 roku zostały wydane decyzje administracyjne dotyczące zwrotu kamienicy. Zażartował, że najprostszą odpowiedzią przy reprywatyzacji Poznańskiej 14 jest odpowiedź na pytanie: Co było przeprowadzone prawidłowo w tej sprawie? NIC.

Problematyczne są orzeczenia sądu dotyczące prawa nabycia spadków, których przedmiotem była omawiana kamienica. Większość zarzutów w tej sprawie dotyczy tego, że osoby, którym go przyznano, nie są faktycznie osobami dziedziczącymi po dawnych właścicielach.

– Te postępowania spadkowe były sądzone przez pewnego sędziego W. – może nie podam nazwiska, bo nie wiem, czy ten sędzia nie został już zatrzymany – powiedział radny, wyjaśniając, że jego nazwisko przewija się w aktach postępowania. – Jest to sędzia, który ustanawiał kuratorów dla stu trzydziestokilkuletnich osób.

Radny, analizując postępowanie na drodze administracyjnej prowadzone przez urzędników magistratu, podkreślał, że doszło tam „do rażącego łamania prawa, ponieważ nie zostały nawet ustalone wszystkie strony postępowania administracyjnego”.

Nieruchomości w ten sposób reprywatyzowane są niemal natychmiast sprzedawane za kwoty nieodpowiadające wartości rynkowej tych nieruchomości.

– Wyodrębnione lokale w centrum Warszawy w przedwojennej kamienicy, […] 60-metrowe, były sprzedawane w cenie 200 tys. zł i teraz jest pytanie, kto to kupował, dlaczego w takiej cenie – mówił radny. Warto wiedzieć, że w tamtym okresie w centrum Warszawy w tzw. starej zabudowie można było w takiej cenie kupić jedynie kawalerki do remontu.

Stosunek tzw. nowych właścicieli do wszystkich starych mieszkańców kamienic Hejke nazwał „skrajnie wrogim”, zaznaczając przy tym, że nie dotyczyło to tylko dawnych mieszkańców lokali komunalnych, ale i współwłaścicieli nieruchomości.

– Osoby, które kupiły mieszkanie w starej kamienicy w Warszawie, a ta podlega teraz procesom restytucji własności, również nie mogą czuć się bezpiecznie – stwierdził radny. Jego zdaniem zachowanie nowego właściciela z Poznańskiej 14 wobec mieszkańców to „cały wachlarz nielegalnych działań”, takich jak uciążliwe remonty, włamania do mieszkań, podpalenia.

– Pracownicy budowlani wynajęci przez jedną ze znanych firm zajmujących się odzyskiwaniem tego typu nieruchomości straszyli mieszkańców „drugim Wołyniem”, a więc nie życzę nikomu, aby znalazł się w zasobie reprywatyzowanym – powiedział Oskar Hejka.

MoRo

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

 

31.08 / W 80 dni dookoła Polski / Dzień 65. / Poranek Wnet z Warszawy

Na dzień przed rocznicą wybuchu II Wojny Światowej zapraszamy na audycję z Warszawy. Już jutro Poranek Wnet z Wielunia.

 

Goście audycji:

Prof. Andrzej Nowak – doradca prezydenta RP Andrzeja Dudy, historyk, wykładowca na Uniwersytecie Jagielońskim;

Ryszard Czarnecki – wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego;

Bernard Margueritte – wieloletni korespondent mediów francuskich w Polsce;

Oskar Hejka – warszawski radny;

Wojciech Jankowski – dziennikarz, korespondent Radia Wnet;

Justyna Gotkowska – analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, koordynator projektu „Bezpieczeństwo i obronność w Europie Północnej;

Jan Bogatko – dziennikarz, korespondent Radia Wnet w Niemczech;

Krzysztof Romaniuk – autor portalu wyscigi-konne.info;

Jolanta Mycielska – prezes Komitetu Organizacyjnego Balu Debiutantów i Międzynarodowego Weekendu Maltańskiego;

Maria Dzieduszycka – Komitetu Organizacyjnego Balu Debiutantów i Międzynarodowego Weekendu Maltańskiego.


Prowadzący: Antoni Opaliński

Realizator: Konrad Abramowicz

Wydawca: Jan Brewczyński

Wydawca techniczny: Konrad Tomaszewski


 

Część pierwsza:

Wojciech Jankowski mówił o przekroczeniu granicy krymsko-ukraińskiej, którą bardzo trudno przekroczyć. Opowiadał również o jednym z aktywistów tatarskich, który z powodu swojej krnąbrności wobec nowej, rosyjskiej władzy na Krymie, został aresztowany.

Kadyrow jest aktywistą tatarskim, u którego już dwukrotnie przeprowadzono przeszukanie. Za komentarz na portalu społecznościowym „Krym to Ukraina” grozi mu kolonia karna lub 5 lat więzienia.

Oskar Hejka o sprawie zreprywatyzowanej w 2013 roku kamienicy przy ulicy Poznańskiej 14 w Warszawie. O całej sprawie można przeczytać na stronie Radia Wnet klikając TUTAJ (Komisja weryfikacyjna badała sprawę ul. Poznańskiej 14. „To jest po prostu handel ludźmi i kamienicami”).

Pracownicy budowlani wynajętą przez jedną ze znanych firm zajmujących się odzyskiwaniem tego typu nieruchomości straszyli mieszkańców „drugim Wołyniem” – powiedział radny Warszawy.

 

Część druga:

Ryszard Czarnecki krytycznie skomentował wypowiedź wiceszefa Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa, który wystosował wobec Polski ultimatum w sprawie zmian w sądownictwie.

-Jeden z urzędników unijnych przekazał mediom informację, że Komisja Europejska nie uważa, żeby Polska przekroczyła cienką czerwoną linię i w związku z tym Komisja nie będzie intensyfikować tej kampanii – powiedział Czarnecki. – Wydaje się to być efektem wczorajszego spotkania Junker-Merkel – ocenił polski polityk.

 

Część trzecia:

Justyna Gotkowska o wzrastającym potencjale militarnym Szwecji i Finlandii oraz ich relacjach z NATO. Stwierdziła również, że w hipotetycznym ataku Rosji na kraje bałtyckie, państwa skandynawskie zapewne nie udzieliłyby pomocy napadniętym krajom. Ponadto mówiła o działaniach ministerstw obrony narodowej Finlandii oraz Szwecji po wygranej Donalda Trumpa w wyborach na prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Jan Bogatko o reakcji Niemców po skandalicznej wypowiedzi posła PO Borysa Budki dla niemieckiego dziennika, w której polityk stwierdził, że „Unia Europejska musi postawić Polsce ultimatum. Tylko wtedy, kiedy UE pozostanie nieustępliwa, rząd pójdzie na ustępstwa. […] UE musi pokazać bezwzględność, ale jednocześnie dać do zrozumienia, że nie jest ona skierowana przeciwko Polakom, tylko przeciwko rządowi”.

Krzysztof Romaniuk o najnowszych wydarzeniach na Torze Wyścigowym Służewiec w Warszawie.

 

Część czwarta:

Serwis informacyjny radia Warszawa.

 

Część piąta:

Prof. Andrzej Nowak o sporze pomiędzy Solidarnością oraz Komitetem Obrony Demokracji o prymat w upamiętnieniu 37. rocznicy podpisania porozumień sierpniowych. Ponadto mówił o znaczeniu 21 postulatów z 1980 r. oraz polityce ministra spraw zagranicznych Józefa Becka w „przededniu” drugiej wojny światowej.

– Najbardziej widocznym smutnym echem tamtego czasu jest postać Lecha Wałęsy, wokół którego koncentruje się spór o dziedzictwo Sierpnia

 

Część szósta:

Bernard Margueritte o nauce świętego Jana Pawła II w latach 80. oraz na temat porozumień sierpniowych. Wspominał również stan wojenny. Wówczas przebywał w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

– Całe moje życie, 50 lat prawie, jest dążeniem do polskości, szacunkiem dla polskości.

Jolanta Mycielska i Maria Dzieduszycka o działaniu Komitetu Organizacyjnego Balu Debiutantów i Międzynarodowego Weekendu Maltańskiego, tłumacząc jednocześnie czym jest Bal oraz Zakon Matalński.

 


Posłuchaj całego Poranka Wnet:

Wasza Eminencjo, w Poranku Wnet usłyszałam o powołaniu komisji Episkopatu ds. walki ze „szlachecką tradycją pijaństwa”

Szkoda, że przy Episkopacie nie ma komisji do walki z neomarksizmem, który niszczy tożsamość człowieka, wypiera Boga z dusz, rozbija rodzinę, marginalizuje i szykanuje ludzi sprzeciwiających się temu.

Bożena Ratter

(…) Czemu Episkopat nie walczy z mafią, która ustawicznie, pod patronatem „Gazety Wyborczej”, w pismach psychologicznych, socjologicznych, kosmetycznych, młodzieżowych, w działalności teatralnej, kinowej, telewizyjnej itp. niszczy tożsamość człowieka, wyśmiewa Boga, kulturę łacińską, oczernia relacje rodzinne, tradycję, miłosierdzie i miłość do człowieka wyznania rzymskokatolickiego?

Czemu nie podaje do publicznej wiadomości faktu, iż w Londynie powstało 490 meczetów, a zamknięto 500 kościołów? Bo wszak nie o likwidację religii chodzi, ale likwidację chrześcijaństwa (islam, buddyzm, wiara we wróżki, gusła, talizmany promowane są przez kulturotwórcze środowiska „Gazety Wyborczej”, środowiska LGBT, w prasie, mediach, kinach, teatrach), byśmy – odczłowieczeni – dali się manipulować twórcom nowoczesnej odmiany doktryny marksizmu (starej, w postaci stalinizmu, nie udało się człowieka zniszczyć).

Marksizm kulturowy skutecznie wychowuje kolejne pokolenie wrogów Boga, a wielu przedstawicieli Kościoła udaje, że tego nie widzi (zwłaszcza w Warszawie, która wpływa na świadomość Polaków również spoza Warszawy).(…)

Dlaczego przy Episkopacie nie powstała Komisja, która pomagałaby powstrzymać (leczyć) wchodzenie w związki partnerskie (hetero i homo) księży? Ten fakt bulwersuje parafian, zwłaszcza na prowincji, gdzie jest to bardziej widoczne. Fakt ten przyczynia się do odchodzenia wiernych z Kościoła, obniża jego prestiż w oczach tych, których trwanie przy Kościele i tak już nadwyrężała marksistowska ideologia przez 70 lat.

Dlaczego nie ma Komisji, która ustawiczne dopingowałaby księży, by właśnie teraz, w okresie niszczenia Kościoła przez środowiska LGTB, dołożyli wszelkich starań, by zatrzymywać wiernych swoją bezwzględną wiarą dekalogowi, erudycją, autorytetem, zaangażowaniem i osobistym udziałem w aktywności wspólnoty?

Dlaczego księża tacy, jak ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski czy ks. Sławomir Żarski, którzy podobnie jak ks. Jarosław są wspaniałymi gospodarzami, niestrudzoną działalnością okazują miłość Bogu i wiernym, wspierają najbardziej potrzebujących, mają wiedzę, kulturę – nie są promowani jako wzór przez metropolitę warszawskiego, który nie sprzeciwia się ostro wojnie wypowiedzianej kulturze łacińskiej i religii chrześcijańskiej, a raczej wspiera działania przeciwne, w neomarksistowskim Tygodniku Powszechnym?

Cały list od słuchaczki Radia WNET Bożeny Ratter pt. „Gdzie ta Komisja?” znajduje się na s. 18 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List Bożeny Ratter pt. „Gdzie ta Komisja?” na s. 18 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

 

Komisja weryfikacyjna badała sprawę ul. Poznańskiej 14. „To jest po prostu handel ludźmi i kamienicami”

Sprawa zreprywatyzowanej w 2013 roku Poznańskiej 14 wzbudziła dziś w Sejmie wiele emocji. Mieszkańcy opowiadali mrożące krew w żyłach historie. Wykluczono pełnomocników miasta za nękanie świadków.

Komisja nałożyła grzywnę na prezydent Warszawy, wykluczeni z rozprawy zostali pełnomocnicy miasta. W odwecie za to przedstawiciele magistratu domagają się wykluczenia przewodniczącego sejmowej komisji weryfikacyjnej Patryka Jakiego z jutrzejszych obrad.

– Jeżeli pracownicy Ratusza, którzy „są odpowiedzialni za to gigantyczne złodziejstwo w Ratuszu”, są tak przeciwni mojej pracy, to jest to chyba najlepsze docenienie dorobku komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji – stwierdził w środę przewodniczący komisji wiceminister Patryk Jaki.

[related id=26366]Poznańska 14 to nieruchomość, którą w 2013 r. przekazano w użytkowanie wieczyste na 99 lat spadkobiercy dawnych właścicieli, którego reprezentował adwokat Robert N. Kilka miesięcy później spadkobierca sprzedał spadek Robertowi N. i Januszowi Piecykowi. Jak podawały media, w styczniu 2014 r. sprzedali oni nieruchomość spółce Jowisz związanej z Grupą Fenix. Zarząd grupy zapewnia, że z wyjątkową starannością podszedł do zakupu nieruchomości.

Przed komisją zeznawali mieszkańcy zwróconej nieruchomości, którzy wskazywali, że po reprywatyzacji znacznie pogorszyła się ich sytuacja, a także podważali prawidłowość sądowego postępowania spadkowego z 2010 r. W czasie rozpraw przewodniczący komisji Patryk Jaki zdecydował o wykluczeniu pełnomocników miasta; komisja nałożyła także kolejną grzywnę – w wysokości 3 tys. zł – za niestawienie się przed komisją na prezydent stolicy Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Jako pierwszy przed komisją zeznawał mieszkaniec kamienicy przy Poznańskiej 14 Robert Mirgos. Mówił, że kiedy właścicielem kamienicy było miasto, stawka dla niego za czynsz wynosiła 8 zł za metr kwadratowy, a po reprywatyzacji wzrosła do 14,70 zł, następnie do 25 zł i obecnie do 59 zł. Zeznał, że do mieszkańców przysyłane były dokumenty dotyczące naliczania wyższych czynszów, było sugerowane, że lepiej wyprowadzić się z kamienicy, niż się „szarpać”. Mirgos pytany, czy miasto oferowało pomoc osobom zmuszonym do opuszczenia lokali, odparł, że nic mu o tym nie wiadomo.

Dodał, że prokuratura odrzuciła zawiadomienie Stowarzyszenia Poznańska 14 o nieprawidłowościach w postępowaniu spadkowym. Stowarzyszenie powiadomiło prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez mec. Roberta N. i Janusza Piecyka w związku z przejęciem praw do kamienicy. Jak mówił, działali oni na szkodę Aleksandra Włodawera – który miał być według sądu jedynym spadkobiercą – bo kupili od niego roszczenia za 4 mln zł, a później odsprzedali kamienicę spółce Jowisz za 12 mln złotych.

Inna mieszkanka Poznańskiej 14 Anna Thomas zeznała jednak, że po zażaleniu Stowarzyszenia dochodzenie podjęto. Zdaniem pani Thomas w sprawie długo nic się nie działo, aż w ubiegłym roku trafiła ona do prokuratury we Wrocławiu.

Anna Thomas uważa, że w przypadku przekazywania kamienic z lokatorami mamy do czynienia ze zbyciem. „To jest po prostu handel ludźmi i kamienicami” – stwierdziła. Dodała, iż powiedziano jej, że lepiej, aby opuściła stowarzyszenie lokatorów kamienicy, jeżeli chce tam dalej mieszkać.

Według niej miasto nie pomogło w zdobywaniu lokali komunalnych dla ludzi, którzy musieli opuścić Poznańską 14. „Pytam więc, gdzie jest ta pomoc tego miasta?” – oświadczyła.

„Jakby miasto mogło, to by nas w kałuży wody utopiło, żebyśmy zniknęli” – mówiła. „Czujemy się jak śmieci” – powiedziała, dodając, że mieszkańcy Poznańskiej 14 czuli się wykluczeni i pozostawieni sami sobie, gdyż nie byli „stroną postępowania”.

Pani Thomas podkreśliła, że od 2013 r. bada losy rodziny Włodawerów i pracowała w zespole ds. reprywatyzacji przy urzędzie dzielnicy Śródmieście. Powiedziała, że ówczesny wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak po trzech miesiącach działania rozwiązał zespół, nie podając przyczyny. Według niej powodem mogły być nieprawidłowości w oddawaniu kamienic, którymi zajmował się zespół.

Członek zarządu wspólnoty przy Poznańskiej 14 Marta Sieciarz powiedziała, że mieszkańcy postanowili sprawdzić postępowanie względem kamienicy. Zwróciła uwagę, że w postępowaniu spadkowym doszło do pominięcia możliwych innych, obok Aleksandra Włodawera, spadkobierców.

„Dostaliśmy się do dokumentów, w których był akt postępowania spadkowego, akt notarialny. Wielką nasza uwagę przykuła taka historia, że jedna ze spadkobierczyń Estera dziedziczyła sama po sobie i wszyscy ludzie, tam było czternaścioro rodzeństwa, zmarli bezpotomnie. Nie zgadzały się też udziały wartości tego spadku, a cały ostatecznie spadek przypadał Aleksandrowi Włodawerowi, czyli jednej osobie” – powiedziała Sieciarz.

„Staramy się za wszelką cenę nie poddawać i walczyć” – powiedziała przed komisją reprywatyzacyjną jedna z właścicielek mieszkań w kamienicy przy Poznańskiej 14, Joanna Szymańska, opisując spory ze spółką, która kupiła budynek i prowadzi remont.

„Oni chcieli podjąć takie uchwały, które po prostu załatwiłyby Wspólnotę całkowicie – sprzedaliby sobie strychy, zrobiliby sobie remonty, sprzedali i zmienili akty własności. Stałoby się tak, gdybyśmy nie powoływali się stale na zasadę głosowania – jeden właściciel, jeden głos” – mówiła Szymańska, która zasiada w zarządzie wspólnoty mieszkaniowej przy Poznańskiej 14.

„Zwoływali zebrania Wspólnoty np. w Wielki Piątek, my zbieraliśmy pełnomocnictwa, by uzbierać 19-20 głosów na takim zebraniu i wystąpić przeciw temu, co się dzieje” – opisywała postępowanie spółki.

Zaznaczyła, że jednocześnie, jako właściciele wykupionych mieszkań, prowadzili negocjacje, ale – jak zaznaczyła – przynajmniej w jej ocenie „arogancja tamtej strony była po prostu nieprzeciętna”. Powiedziała, że jedna z osób ze spółki na jednym ze spotkań potwierdziła, że wszystkie rzeczy, które utrudniały życie mieszkańcom i właścicielom, robili specjalnie i „że te wszystkie działania mają na celu to, by nas pozbawić głosu i żebyśmy zgodzili się na wszystko, czego oni chcą”.

„Przedstawiciele właścicieli spółki mówili, że nie powstrzymamy ich przed zrobieniem tego interesu, który sobie zaplanowali, bez względu na wszystko” – mówiła komisji Szymańska. „Na jednym ze spotkań negocjacyjnych padło stwierdzenia psy szczekają, karawana idzie dalej – tak jak na Poznańskiej 16, gdzie zrobili nadbudowę bez zezwolenia i mimo kar i nakazu rozbiórki ta nadbudowa jest dalej, a wszystko zmierza do tego, żeby tę nadbudowę zalegalizować” – powiedziała Szymańska.

Mówiła też, że nie ma już zaufania do inspekcji budowlanej. „Nie mam zaufania do takich instytucji jak PINB, bo oni przyjeżdżają i jakby byli z innej planety. Mimo że belka stropowa jest ugięta, a ludzie zastanawiają się, czy mogą przespać jeszcze jedną noc i czy to się nie zawali, to ta instytucja stwierdza, że nic się nie dzieje” – relacjonowała. „Czy okno wypada na stronę ruchliwej ulicy” – opisywała prowadzony, jak to określiła, „remont – dewastację”.

Podała, że próbowano też wymusić zapis w uchwale wspólnoty, że w jednym z lokali będzie restauracja, a wspólnota ma się „zgodzić na koncesję na alkohol dla tej restauracji, pod rygorem 100 tys. zł kary”.

„Staramy się za wszelką cenę nie poddawać i walczyć” – mówiła Joanna Szymańska. „Prosimy też komisję o to, by łaskawiej spojrzeć na osoby, które wykupiły mieszkania w kamienicy albo kupiły je normalnie na rynku, ponieważ dla nas nie ma pomocy”. „Wszyscy nam mówią, że jesteśmy na tyle bogaci, żeby się bronić za własne pieniądze, a naprawdę ich nie mamy” – dodała.

Inny z członków wspólnoty podkreślił, że kamienica przeszła kosztowny i gruntowny remont na koszt miasta.

Dyrektor Biura Spraw Dekretowych Urzędu m.st. Warszawy Piotr Rodkiewicz mówił, że miasto nie brało udziału w postępowaniu spadkowym ws. Poznańskiej 14, a postanowienie sądu z 2010 r. w tej sprawie wówczas nie budziło wątpliwości.

Na uwagę członka komisji Sebastiana Kalety, że Ratusz w sierpniu wznowił postępowanie ws. spadku, Rodkiewicz odparł, że nie byłoby wznowienia, gdyby nie wątpliwości prokuratury. „Będziemy wznawiać sprawy, gdzie będzie informacja, że były jakieś nieprawidłowości” – dodał. „Szkoda że po siedmiu latach” – skomentował Kaleta, według którego miasto powinno przystępować do takich spraw z zasady.

Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz została po raz piąty ukarana 3 tys. zł grzywny za niestawienie się przed komisją. Za taką decyzją głosowało pięciu członków komisji, jeden był przeciw, a dwóch wstrzymało się od głosu.

W czasie rozprawy przewodniczący komisji wykluczył z niej pełnomocników miasta. Jaki stwierdził, że nie pozwoli na „przeczołganie” mieszkańców kamienicy. Ocenił, że pytania pełnomocników miasta przekraczają wszelkie granice. W przerwie rozprawy powiedział, że oczekuje, iż prezydent Warszawy przeprosi za swoich pełnomocników. Wiceprezydent Warszawy Witold Pahl zapowiedział na konferencji w Ratuszu, że w czwartek miasto złoży wniosek o wyłączenie z prac komisji Jakiego, zarzucił mu działanie z pobudek politycznych.

Zarząd Fenix Group w stanowisku przekazanym mediom oświadczył, że firma z wyjątkową starannością podeszła do zakupu kamienicy przy Poznańskiej 14 i „w dobrej wierze, zgodnie z prawem” nabyła 63 proc. udziałów w tej kamienicy.
PAP/MoRo

37. rocznica podpisania porozumienia sierpniowego w Szczecinie. „Solidarnościowe przesłanie to fundament wolnej Polski”

Polski Sierpień i wolne związki zawodowe to jedne z wielkich symboli historii, także tej powszechnej – napisał prezydent RP Andrzej Duda. Według niego ideały Solidarności są ciągle aktualne.

Sygnał do rozpoczęcia obchodów pod bramą stoczni szczecińskiej dały w środę w samo południe stoczniowe syreny; złożono meldunek wojskowy i zabrzmiał hymn państwowy. Pod stocznią zgromadzili się przedstawiciele najwyższych władz, związków zawodowych, uczestnicy tamtych wydarzeń i mieszkańcy miasta.

Szefowa Kancelarii Prezydenta Halina Szymańska odczytała przesłanie Andrzeja Dudy skierowane do uczestników rocznicowych obchodów. „Polski Sierpień, powołanie wolnych związków zawodowych, dokonania 10-milionowego ruchu Solidarności to wielkie wydarzenia-symbole nie tylko naszej, lecz także powszechnej historii. Dały one początek wielkim zmianom, przyniosły koniec komunizmu i ukształtowały nowe oblicze Polski i Europy” – napisał prezydent Duda.

„Przed 37 laty Szczecin był jednym z najważniejszych miejsc, gdzie rozstrzygnęły się polskie losy” – kontynuował prezydent. „Zawsze będziemy pamiętać, że to właśnie tutaj zostało podpisane pierwsze z porozumień sierpniowych. Szczecin, który z taką determinacją wystąpił w obronie ludzkiej godności, praw pracowniczych w grudniu 1970 roku i tak boleśnie został doświadczony również 10 lat później, odważnie rzucił wyzwanie komunistycznej władzy” – podkreślał.

Prezydent zwrócił uwagę, że ideały Solidarności są ciągle aktualne i inspirujące. „Solidarnościowe przesłanie powinniśmy traktować jako etos założycielski, fundament wolnej Polski. Niepodległa, silna, sprawiedliwa Rzeczpospolita stanie się urzeczywistnieniem marzeń Polaków, gdy w powszechnym odczuciu wesprze się na takich podwalinach, jak dobro wspólne, podmiotowość obywateli, równość szans, poszanowanie praw pracowniczych, dialog społeczny czy zrównoważony rozwój” – dodał.

Andrzej Duda nawiązał także do referendum ws. konstytucji. „Z wielką satysfakcją uczestniczyłem w rozpoczęciu debaty konstytucyjnej, którym stała się konferencja zorganizowana przed kilkoma dniami przez komisję krajową NSZZ Solidarność. Zachęcam państwa do udziału w tej debacie poświęconej sprawom decydującym o pomyślności naszej ojczyzny. Głęboko wierzę, że uda nam się wspólnie budować Polskę czerpiącą swoją wielkość z solidarnościowego etosu” – napisał.

Wyraził także wdzięczność „ludziom Solidarności ze Szczecina, Pomorza Zachodniego i wszystkim, którzy w tym regionie tak ofiarnie zasłużyli się Polsce. Cieszę się z dobrych zmian, jakie się tutaj dokonują, świadczących o odradzaniu się przemysłu stoczniowego i gospodarki morskiej oraz o potencjale ekonomicznym tej ziemi i społecznej energii jej mieszkańców” – dodał na zakończenie.

„Solidarność to nie byli przywódcy, to nigdy nie były jednostki” – powiedział do zgromadzonych wicepremier i minister kultury Piotr Gliński. „Solidarność to był wielki manifest zbiorowej woli wolnego narodu, chcącego zrzucić z siebie jarzmo władzy pozbawionej jakiejkolwiek legitymizacji. Jednostki temu wielkiemu duchowi mogły trochę pomagać, mogły trochę przeszkadzać, ale nie mogły nim kierować, ni go powstrzymać. To była podmiotowość i tożsamość zbiorowa, i w najlepszym tego słowa znaczeniu – wspólnotowa” – dodał wicepremier.

Piotr Gliński zaznaczył także, że dzisiejsza obecność pod bramą stoczni to świadectwo dla kolejnych pokoleń Polaków i całej Europy, „która nie zawsze chce dziś pamiętać o tym naszym polskim Sierpniu, że nie zaginie pamięć o bohaterach tamtych sierpniowych dni. Nie zaginie pamięć o polskiej Solidarności. Solidarności, której mogą się od nas uczyć nasi bliżsi i nieco dalsi sąsiedzi, bo nie była to solidarność łatwa, deklaratywna i koniunkturalna, ale bardzo trudna i odpowiedzialna, za którą w tamtych czasach można było zapłacić cenę najwyższą. Niech Europa o tym pamięta” – podkreślał.

Zgromadzeni złożyli przed tablicą upamiętniającą poległych w Grudniu’70 kwiaty i wieńce. Wręczono także odznaczenia państwowe zasłużonym działaczom Solidarności i opozycji antykomunistycznej; Złoty Krzyż Zasługi oraz Krzyże Wolności i Solidarności.

Minister Gliński tuż po uroczystości zwiedził historyczną stołówkę stoczniową, wktórej podpisano w 1980 r. szczecińskie porozumienia. „Chcemy zbudować instytucję, która będzie w sposób godny upamiętniała ten szczeciński protest i szczecińską Solidarność z 1980 r. i lat późniejszych” – powiedział dziennikarzom. Jak dodał, „to doskonałe miejsce na tego rodzaju instytucję – upamiętniającą, a jednocześnie będącą instytucją edukacyjną, instytucją skierowaną także do przyszłości, do Polaków i całego świata”.

„Myślę, że wspólnie z miastem i IPN, a także gospodarzami, czyli Solidarnością i wszystkimi, którzy będą chcieli uczestniczyć w tym projekcie, zbudujemy takie centrum Solidarności szczecińskiej” – dodał wicepremier.

 

30 sierpnia 1980 r. podpisano porozumienie szczecińskie, kończące strajki 1980 r. na Pomorzu Zachodnim. Było to pierwsze z porozumień zawartych pomiędzy strajkującymi robotnikami a rządem. Kolejne podpisano następnego dnia w Gdańsku. Porozumienia sierpniowe doprowadziły do powstania NSZZ „Solidarność” – pierwszej w krajach komunistycznych, niezależnej od władz, legalnej organizacji związkowej – i stały się początkiem przemian z 1989 roku – obalenia komunizmu i końca systemu jałtańskiego.

Pierwsze strajki latem 1980 r. były reakcją na podwyżki cen mięsa i wędlin wprowadzone przez ówczesną ekipę Edwarda Gierka. W połowie sierpnia 1980 r. zaczęły się strajki na Wybrzeżu.

PAP/MoRo

Manifestacja ugrupowań prawicowych przed siedzibą KE w Warszawie przeciwko ingerowaniu w wewnętrzne sprawy Polski

Manifestanci nieśli hasła: „Ręce precz od Polski”, „TAK dla Europy ojczyzn, NIE dla brukselskiej biurokracji”, „Precz z eurofaszyzmem. NSZZ „Solidarność” zapowiedziała swój protest na 16 września. 

[related id=35867]Komisja Europejska odrzuciła we wtorek stanowisko Polski mówiące, że KE nie ma prawa ingerować w polski system sądownictwa. „Ramy procedury praworządności ustalają, jak Komisja powinna zareagować, jeśli pojawią się wyraźne zagrożenia dla praworządności w państwie członkowskim. KE uważa, że jest takie zagrożenie dla praworządności w Polsce” – powiedziała we wtorek na konferencji prasowej w Brukseli rzeczniczka KE Vanessa Mock.

„Komisja Europejska nie ma żadnych kompetencji dotyczących systemu sądownictwa; to przekracza jej kompetencje” – oświadczył wiceprzewodniczący Prawicy RP Marian Piłka. „Jest to kolejne wydarzenie, które organizuje wiceszef KE Frans Timmermans, które ma na celu nękać nasz kraj” – podkreślił polityk.

[related id=36054]Jak zaznaczył, KE ma prawo zwracać uwagę, jeśli są naruszane podstawowe wolności, „ale w Polsce nie są naruszane żadne wolności”. Według polityka w UE dąży się do utworzenia supermocarstwa, a Polska jest przeciwna tym dążeniom.

Prezes Unii Polityki Realnej, poseł Kukiz’15 Bartosz Jóźwiak mówił, że „nic mu o tym nie wiadomo, żeby Polska zrzekła się swojej niepodległości”. Jego zdaniem „Unię drażni to, że Polska jest na tle Europy białą plamą, krajem, w którym nie ma zamachów terrorystycznych, w którym można swobodnie wyrażać swoje opinie”.

„Jeżeli ktoś tu łamie prawa, to jest to Unia Europejska” – powiedział poseł. Jak ocenił, polityka emigracyjna UE ściągnęła do Europy „kłopoty, mordy i terroryzm”.

Tomasz Kalinowski ze stowarzyszenia Marsz Niepodległości i Obozu Narodowo-Radykalnego stwierdził, że „Polska jest atakowana, bo nie chce być jedną z federacji w Unii Europejskiej”.

Manifestanci demonstrowali z hasłami: „Ręce precz od Polski”, „TAK dla Europy ojczyzn, NIE dla brukselskiej biurokracji”, „Precz z eurofaszyzmem”.

Również dzisiaj zapadła decyzja, że NSZZ „Solidarność” zorganizuje 16 września protest przed siedzibą Komisji Europejskiej w Warszawie – poinformował w środę rzecznik związku Marek Lewandowski. To reakcja na działania KE ws. obniżenia od 1 października wieku emerytalnego w Polsce.

Decyzja o zorganizowaniu pikiety zapadła podczas obrad Komisji Krajowej Związku w Lubinie (woj. dolnośląskie).

Lewandowski podkreślił w rozmowie z PAP, że protest to sygnał, że „S” nie zgadza się z działaniami KE. „To polskie władze, zgodnie z wolą społeczeństwa, podjęły decyzję ws. wieku emerytalnego, która wejdzie 1 października” – mówił Lewandowski.

„Chcemy wysłać jednoznaczny sygnał unijnym urzędnikom, że nie odpuścimy tego tematu i będziemy z tym walczyć” – dodał rzecznik „S”.

W podobnym tonie wypowiedział się w Lubinie szef „Solidarności” Piotr Duda. „Przywrócenie wieku emerytalnego to decyzja Polaków, a nie unijnych komisarzy. Ja nie głosowałem na Junckera, czy Timmermansa, tylko na Prawo i Sprawiedliwość i prezydenta Andrzeja Dudę – czytamy słowa szefa związku zacytowane na stronie internetowej „Tygodnika Solidarność”.

NSZZ „Solidarność” zwrócił się kilka tygodni temu do KE z pytaniem, czy jej wiceszef Frans Timmermans, kwestionując różny wiek sędziów przechodzących na emeryturę w nowym prawie o sądach, w ogóle kwestionuje zróżnicowanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn w Polsce. W odpowiedzi komisarz ds. równości płci Vera Jourova i komisarz ds. socjalnych Marianne Thyssen skierowały do przewodniczącego „S” list, w którym padło stwierdzenie, że „Komisja Europejska podejmie stosowne działania w celu zapobiegania dyskryminacji ws. różnego wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn”.

W odpowiedzi szef „S” podkreślił, że niższy wiek emerytalny kobiet to przywilej, nie dyskryminacja. Jego zdaniem KE próbuje ingerować w suwerenne decyzje polskich obywateli.

PAP/MoRo

Urszula Olbromska: Nigdzie na świecie nie ma takiego połączenia jak w Przemyślu. Muzeum Dzwonów i Fajek jest jedyne

Dzień 64. z 80 / Przemyśl / Poranek WNET – Fajkarstwo i ludwisarstwo to dwa rzemiosła w Przemyślu z wieloletnią tradycją, kontynuowaną do tej pory. Dlatego tutaj powstało tak nietypowe muzeum.

Na Starym Mieście w Przemyślu Łukasz Jankowski rozmawiał z dr Urszulą Olbromską, kierownikiem Muzeum Dzwonów i Fajek w Przemyślu.

Historia podaje, że już w XIX wieku w Przemyślu produkowano fajki. Najpierw gliniane, później drewniane. Na początku XX wieku do miasta zawitał przybysz z Czech Wincenty Swoboda, który na nowo rozbudził zamiłowanie do fajek i ich produkcji. Od tamtej pory rzemiosło nieustannie się rozwija. Za to dzwony przyjechały z Kałusza z rodziną Felczyńskich. Obecnie ludwisarnia w Przemyślu znana jest na całym świecie.

 

fot. Konrad Tomaszewski

[related id=35911] O każdej fajce znajdującej się w muzeum można by długo opowiadać. Każda ma swoją historię. W muzeum jest zbór różnych fajek z całego świata, jednak przeważają europejskie, pięknie rzeźbione. Muzeum może się pochwalić również fajką zakupioną w Przemyślu, która była używana przez powstańca styczniowego, przepięknymi fajkami ceramicznymi i wieloma egzemplarzami fajek rezerwisty (ozdobne fajki, kiedyś ofiarowywane żołnierzom przy odejściu do rezerwy; były wręczane, w zależności od lokalnych czy pułkowych tradycji, przez dowództwo (głównie jako wyróżnienie za dobrą służbę), kolegów lub organizacje rezerwistów.

– Ja wszystkie fajki kocham, wszystkie są i piękne, i mają swoją historię – powiedziała dr Urszula Olbromska.

Fajka jest nie tylko przedmiotem służącym do palenia, jest też przedmiotem sztuki. Są wytwórcy, którzy – zarówno kiedyś, jak i dziś – przywiązują bardzo dużą wagę do szaty artystycznej fajki. Dzięki temu mamy malutkie dzieła sztuki.

Dr Urszula Olbromska opowiedziała nam o swojej ulubionej „tajemniczej faceę” z muzealnych zbiorów. To rzeźbiona drewniana fajka w kształcie zwierzęcia podobnego do konia, z tym że z rogami. W środku miała karteczkę, na której było napisane, że pochodzi z namiotu Chmielnickiego. Jest to jednak tylko legenda, gdyż powstanie fajki datuje się na koniec XIX wieku. Tak czy tak ma „niesamowity urok” – podkreśla pani Olbromska, dodając, że to „od niej się zaczęło, po prostu zaczęłam się interesować fajkami”.

 

fot. Konrad Tomaszewski

Muzeum oprócz fajek w swojej kolekcji posiada około 100 dzwonów. Można oglądać XVII-wieczne dzwony z wytwórni gdańskich. Muzeum ma także dzwony toruńskie i te pod przemyskie, dekorowane przez znakomitych rzeźbiarzy m.in. herbem Przemyśla.

Całego Poranka można posłuchać tutaj. Wywiad z dr Urszulą Olbromską w części pierwszej.

MW

Lucyna Podhalicz: Pula środków rządowych i unijnych była dzielona niesprawiedliwie dla miast takich jak Przemyśl

Dzień 64. z 80 / Przemyśl / Poranek WNET – O tym, czy Przemyślowi zagraża utrata dotychczasowej pozycji, oraz o perspektywach rozwojowych miasta w rozmowie z przewodniczącą Rady Miasta.

Lucyna Podhalicz, przewodnicząca Rady Miasta Przemyśla, była gościem Łukasza Jankowskiego w Poranku WNET.

Zdaniem Lucyny Podhalicz bywa tak, że władza „schematycznie patrzy na rzeczywistość”. Dlatego w Przemyślu zorganizowano akcję, w ramach której mieszkańcy mogli zgłaszać pomysły na to, co lokalny samorząd mógłby uczynić dla miasta. Zgłoszoną ideą, którą szczególnie popiera radna miasta, jest zorganizowanie ośrodka terapii uzależnień nie tylko od alkoholu i narkotyków, ale też hazardu i internetu. [related id=35911]

Lucyna Podhalicz mówiła też o miejskich inwestycjach i perspektywach rozwoju. Przemyśl znalazł się dość wysoko na liście 122 miast, które według raportu sporządzonego przez naukowców z PAN zagrożone są utratą swoich funkcji społecznych i gospodarczych. Pani radna uważa, że paradoksalnie to, że Przemyśl znalazł się na tej liście, może być dla niego korzystne, gdyż w związku z tym otrzyma większe wparcie finansowe na rozwój miasta niż do tej pory. Według rządowych zamierzeń środki finansowe z części programów będą przeznaczane wyłącznie dla miast średnich. Dzięki temu miasta duże nie będą mogły o nie aplikować.

Dotychczas duża część środków na Podkarpaciu przypadała Rzeszowowi jako największemu ośrodkowi w regionie. „Mocna stolica to jest dla regionu korzyść” – powiedziała Lucyna Podhalicz, jednakże zaznaczyła, że pula środków rządowych i unijnych była dzielona niesprawiedliwie, na korzyść stolic województw.

Przemyśl prowadzi dość oszczędną politykę budżetową. Obecnie ma nadwyżkę budżetową. Lucyna Podhalicz jest zdania, że można było gospodarować nieco inaczej, na przykład mocniej stawiać na rozwój turystyki. Jednak docenia starania prezydenta Przemyśla, żeby spłacać zadłużenie miasta, które obecnie wynosi około 50% sumy jego dochodów.

Łukasz Jankowski zwrócił uwagę, że w wielu miejscach Polski stawia się na turystykę, w związku z czym nie każda inwestycja miejska idąca w tym kierunku (np. budowa fontanny) może przynieść wymierny zwrot. Z tym Lucyna Podhalicz się zgodziła i powiedziała, że Przemyśl nie stawia tylko na turystykę, ale stara się tworzyć warunki dla dużych inwestycji mogących znacząco wpłynąć na wzrost gospodarczy w regionie.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w Poranku WNET w części szóstej. A w niej także o tym, co sądzi Lucyna Podhalicz sądzi o pracy ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła.

JS

 

 

 

Płk Robert Rogoz ze Straży Granicznej: Zaczyna się zorganizowany przemyt ludzi drogą przez Ukrainę do Polski

Dzień 64. z 80 / Przemyśl – Rozbudowujemy te komórki, w których widzimy największe zagrożenie, a w tej chwili są to migracja, narkotyki i broń – powiedział szef Bieszczadzkiej Straży Granicznej.

Gościem Łukasza Jankowskiego w Poranku Wnet był pułkownik Robert Rogoz, szef Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej. Zatrudnia ona ponad 2 tys. osób, a swoim zasięgiem obejmuje całe Podkarpacie i zabezpiecza prawie 250 kilometrów granicy z Ukrainą i 120 kilometrów ze Słowacją. Codziennie oddział tej Straży Granicznej odprawia prawie 40 tys. osób. Szczególnie ważna ze względu na trwający konflikt w Donbasie jest granica z Ukrainą.

– Jest podniesiony poziom migracji na granicy z Ukrainą (…). W tym półroczu zatrzymaliśmy już 80 cudzoziemców, którzy nielegalnie, w celach migracyjnych, usiłowali przekroczyć granicę. Nie jest to oczywiście skala masowa, ale już obserwujemy wzrost na poziomie 40-50 procent – powiedział płk Rogoz. – Jest to kanał prowadzący przez Rosję, Ukrainę do Europy Zachodniej i to są głównie obywatele Pakistanu, Afganistanu, Bangladeszu, Wietnamu. To są nacje, których mamy mniej na południowej granicy UE.

Tego typu ruch migracyjny się nasila, bowiem w ubiegłym roku zatrzymano 70 nielegalnych imigrantów, w tym roku z danych za pierwsze półrocze wynika, że zatrzymano już 80 osób.

– Najbardziej nas niepokoi to, że zaczyna to mieć formę zorganizowaną, czyli za przerzut płaci się pośrednikom, ludziom, którzy czerpią z tego korzyści – powiedział płk Rogoz. Przyznał, że działa to na podobnej zasadzie, jak to ma miejsce na południu Europy i w Afryce, gdzie przemytem ludzi zajmują się wyspecjalizowane mafie. Zaznaczył jednak, że dzieje się to na zdecydowanie mniejszą skalę i „to są dopiero początki”.

– Ludzie, którzy naprawdę potrzebują pomocy, zwykle zostają w krajach biednych – powiedział płk Rogoz. Uważa, że do UE docierają zwykle ci, których status materialny w ich ojczyźnie jest wysoki.

Wyjaśnił, że ze względu na ułatwienia wizowe Ukraińcy wjeżdżają do Polski legalnie, z wyjątkiem osób, które mają zakaz, dlatego Straż Graniczna nie ma z nimi problemu.

– W tej chwili na granicy coraz częściej spotykamy się z próbami przemytu broni. Obserwujemy szczególnie na Zakarpaciu porachunki mafijne z użyciem broni – powiedział płk Rogoz. Ze względu na rosnące zagrożenia w tej służbie Straż Graniczna od półtora roku jest dozbrajana. Proces ten będzie trwał jeszcze długo, bowiem nie jest problemem zakup broni, a odpowiednie wyszkolenie funkcjonariuszy, którzy muszą być przygotowani na to, że „niekiedy trzeba będzie tej broni użyć”.

– Dziś rano prowadziliśmy poszukiwania za przemytnikami papierosów, którzy próbują do Polski przerzucać papierosy z wykorzystaniem motolotni – mówił szef bieszczadzkiego oddziału. Przyznał, że straż – ze względu na różnicę w cenie papierosów między Polską i Ukrainą – zmuszona jest dbać również o naszą „błękitną granicę”, bowiem pomysłowość przemytników w tej kwestii jest duża i straż już wielokrotnie spotkała się z wykorzystaniem przez przemytników dronów, motolotni, a nawet samolotów.

– W tym roku zatrzymaliśmy największy transport narkotyków z Polski na Ukrainę. Było to 250 kilogramów profesjonalnie ukrytego haszyszu – powiedział płk Rogoz, wyjaśniając, że kanał przerzutowy haszyszu wiedzie do Polski i dalej aż z Afryki. Przypomniał o „renomie” Polski jako producenta amfetaminy, która jest przerzucana przez Ukrainę do Rosji. Problemem jest również przemyt broni, ale na razie nie przybrał on jeszcze formy zorganizowanej.

[related id=35911] – Rozbudowujemy te komórki, w których widzimy największe zagrożenie – w tej chwili są to migracja, narkotyki i broń – powiedział płk Rogoz. Jest przy tym zdania, że straż ma na swoim koncie wiele sukcesów, ale w tych sprawach „żadna straż nie jest stuprocentowo skuteczna”. – Nasza przewaga polega na tym, że nie skupiamy się tylko na fizycznym zatrzymaniu narkotyków, ale przede wszystkim na rozbijaniu całych grup przestępczych.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego podkreślił, że Straż Graniczna to dziś „dobra marka”, świadczy o tym chociażby fakt, że ostatnio na 25 miejsc zgłosiło się przy naborze aż 600 chętnych.

W rozmowie poruszono również tematy wyłudzeń podatku VAT i roli Straży Granicznej w ukrócaniu tego procederu, pracujących na czarno Ukraińców, przemytu paliwa i wewnętrznego w ramach UE monitoringu przepływu towarów i ludzi.

MoRo

Wywiad z płk. Robertem Rogozem w części 2 Poranka Wnet.

Cały Poranek Wnet.

 

Twierdza Przemyśl była potężną inwestycją austriacką. Pierścień zewnętrzny twierdzy ciągnął się przez 45 kilometrów

Dzień 64. z 80 / Przemyśl / Poranek WNET – Gdyby nie inwestycje militarne poczynione od połowy XIX wieku, to miasto Przemyśl byłoby o wiele mniejsze – powiedział historyk Tomasz Idzikowski.

W dzisiejszym Poranku Wnet z Przemyśla Łukasz Jankowski rozmawiał z historykiem Tomaszem Idzikowskim, prezesem Stowarzyszenia Twierdzy Przemyśl.

Twierdzę Przemyśl zaczęto budować podczas wojny krymskiej w latach 1854-55. Monarchia austriacka, później austro-węgierska, spodziewając się wojny w związku z napiętymi stosunkami z imperium rosyjskim, postanowiła wybudować system fortyfikacyjny na linii Sanu i Dniestru. Fortece były budowane na głównych przeprawach przez te rzeki. Przemyśl był największą z nich.

Tomasz Idzikowski potwierdził, że Twierdza Przemyśl była ważnym punktem obronnym w pierwszych miesiącach I wojny światowej – to tutaj na długie miesiące zatrzymała się ofensywa rosyjska.

– W pierwszym roku wojny Przemyśl był dwukrotnie oblężony. Pierwsze oblężenie trwało zaledwie kilka tygodni, drugie kilka miesięcy. Twierdza całkowicie odcięta od swojego zaplecza, pozbawiona zapasów żywnościowych musiała się w końcu poddać – powiedział historyk.

Tomasz Idzikowski przyznał, że przemyślanie mają sentyment do cesarsko-królewskich czasów Przemyśla, choć „on nie jest do końca uzasadniony. Z dokumentów wynika, że wcale tak dobrze dla cywili nie było pod rządami austriackimi, również jak Rosjanie zajęli Przemyśl nie było dobrze”.

Podczas pierwszego oblężenia mieszkańcy Przemyśla, którzy nie mieli zapasów żywności na trzy miesiące, byli z twierdzy po prostu wyrzucani. Dodatkowo z okolicznych wsi na rozkaz komendanta brano zakładników, którzy – w razie gdy mieszkańcy tych wiosek pomagali oblegającym twierdzę wojskom – byli wieszani w mieście.

Twierdza Przemyśl była nowoczesną twierdzą pierścieniową. Składała się z dwóch pierścieni – wewnętrznego o obwodzie około 15 kilometrów i zewnętrznego o obwodzie 45 kilometrów, w którym było 15 głównych fortów, a każdy z nich miał jeszcze jeden lub dwa pomocnicze. Budowa twierdzy była ogromną inwestycją, która pochłonęła bardzo duże środki.

– W każdym roku walczono o budżet państwowy, by móc budować kolejne forty. Jednakże około 1900 roku Austriacy zdali sobie sprawę, że Rosja nie posiada odpowiedniej siły uderzeniowej, odpowiednich wojsk artylerii, i przestali inwestować w Przemyślu. Zaczęli inwestować na południu, przede wszystkim na granicy z Włochami – powiedział Tomasz Idzikowski.

Podczas I wojny światowej twierdza w końcu została zdobyta, a wycofujące się wojska austriackie wysadziły większość fortów. Dziś została tylko, jak mówi Tomasz Idzikowski, „zbita skorupka z jajka”. Nie ma całej zawartości. [related id=35911]

– Forty albo są gruzowiskiem, jeżeli w ogóle istnieją, albo są malowniczą ruiną. Oczywiście są również lepiej zachowane forty, przeważnie starsze, których Austriacy nie wysadzali. Natomiast z tych nowoczesnych przeważnie nic nie zostało.

Niestety problemem fortyfikacji jest ich bardzo kosztowne utrzymanie, a dochód z turystyki nie jest generowany bezpośrednio w tych obiektach, tylko w hotelach i restauracjach. To tam turyści zostawiają pieniądze.

W Przemyślu znajdują się dwa muzea poświęcone twierdzy. Muzeum Narodowe, w którym znajduje się ekspozycja o twierdzy, i Muzeum Twierdzy Przemyśl prowadzone przez Stowarzyszenie Twierdza Przemyśl. Teren twierdzy jest bardzo atrakcyjny zarówno dla turystyki pieszej, jak i rowerowej.

– Austriacy w spadku pozostawili nam wiele wyśmienitych dróg, ciągnących się często górami, lasami, serpentynami, po których sam cały czas jeżdżę na rowerze – mówił gość Poranka.

Całego Poranka można posłuchać tutaj. Wywiad z Tomaszem Idzikowskim w części pierwszej. Zapraszamy.

MW