Abp Hoser: Władza nie jest służebna, ale dominująca i przeradza się w postawy niechęci, odrzucenia, w syndrom wroga

Dzisiaj wszędzie widzimy wrogów. Zmartwychwstanie pokazuje nam uniwersalizm ludzkości i to, że wszyscy mamy wspólny mianownik – godność człowieka. Kościół bardzo chętnie podejmuje się mediacji.

Podczas wieczornej rozmowy w TVP Info abp Hoser odniósł się m.in. do kwestii podziałów politycznych obserwowanych w ostatnim czasie w społeczeństwie. Jak zauważył, ta różnica zdań się pogłębia i „niektórzy mają już obawy przed rodzinnymi posiłkami, bo dochodzi do kłótni nad stołem na tematy polityczne”.

Arcybiskup zaznaczył jednocześnie, że podziały te to nie tylko polska specjalność. „Proszę zauważyć, co się dzieje w świecie. Wszystkie podziały powodują lawinowo narastające konflikty; nad tym już nikt nie panuje” – powiedział.

W jego ocenie dziś na świecie mamy do czynienia z sytuacją, że władza jako taka stała się celem nadrzędnym. „Władza nie jest służebna, ale dominująca i w związku z tym walka o tę władzę przeradza się w postawy niechęci, odrzucenia, w syndrom wroga” – kontynuował.

„Dzisiaj ten syndrom wroga, który był bardzo ideologicznie i perfekcjonistycznie doprowadzony do pewnego hasła naczelnego w systemie sowieckim czy faszystowskim, ciągle w nas tkwi i wszędzie widzimy wrogów dookoła, z którymi trzeba walczyć. Tymczasem zmartwychwstanie pokazuje nam uniwersalizm ludzkości i to, że wszyscy mamy ten wspólny mianownik, a mianowicie godność człowieka” – dodał.

W ocenie abp Hosera obecnie mamy sytuację, w której ogromnie brakuje pozytywnych wartości, proponowanych społeczeństwu. „Jeżeli to są hasła, to są to często hasła zakłamane, które później się nie realizują. W związku z tym potrzeba nam jak tlenu zupełnie nowej orientacji, gdzie widać, iż władza staje się służebna, a nie egoistyczna, egocentryczna” – powiedział.

Dopytywany, czy Kościół mógłby być orędownikiem pojednania, jeśli chodzi o podziały polityczne, abp Hoser stwierdził, że Kościół bardzo chętnie podejmuje się takiej mediacji, jeśli „strony zwaśnione na to się godzą”. „Kościół nie może być siłowym mediatorem” – zaznaczył.

źródło/pap

Czytaj więcej: Abp Hoser: Moja misja w Medjugorie rozpocznie się pod koniec marca i ma na celu zasugerowanie inicjatyw na przyszłość

A więc Recep Tayyip Erdogan zostanie nowym „sułtanem”! Turcy opowiedzieli się za ustrojem prezydenckim

51,7% wyborców opowiedziało się za zmianą systemu politycznego z parlamentarnego na prezydencki w niedzielnym referendum w Turcji – podała turecka agencja prasowa Anatolia po przeliczeniu 95% głosów.

Czytaj więcej: Turcja grozi, że umowa z UE ws. imigrantów może być zawieszona. Czy Erdogan wyśle kolejne miliony uchodźców do Europy?

Według agencji, wysoki odsetek poparcia dla zmian w konstytucji odnotowano w rejonie środkowej Anatolii, podczas gdy na „nie” w referendum głosowano w trzech największych ośrodkach miejskich: Stambule, Ankarze i Izmirze oraz na zamieszkanym głównie przez Kurdów południowym wschodzie kraju.

Prezydent Erdogan wyraził zadowolenie z wyników referendum w rozmowie telefonicznej z premierem Binalim Yildirimem oraz liderem opozycji Devletem Bahçelim. Portal hurriyet podaje, że z powodu „utrudnień” komunikacyjnych zamknięty będzie główny plac Taksim w Stambule.

Źródła z kancelarii prezydenta poinformowały w niedzielę, że Erdogan powiedział premierowi Binaliemu Yildirimowi, iż jest wdzięczny narodowi za pokazanie swej woli w głosowaniu.

Według najnowszych danych tureckiej agencji prasowej Anatolia na „tak” w referendum zagłosowało 51,31 proc. wyborców po przeliczeniu 98,2 proc. głosów. Zwolennicy Erdogana już zaczęli świętować, tymczasem część opozycji zapowiedziała, że zażąda ponownego przeliczenia niektórych głosów.

Przywódca opozycyjnej Nacjonalistycznej Partii Działania (MHP) Devlet Bahceli, który jest zwolennikiem zmian w systemie rządów w Turcji i nie ukrywał poparcia dla ambicji Erdogana, oświadczył, że wynik referendum jest „niezaprzeczalnym osiągnięciem” i powinien być respektowany.

Zgodnie z propozycjami zmian, o których w niedzielę decydowali Turcy, prezydent miałby być jednocześnie szefem państwa i rządu, mógłby sprawować władzę za pomocą dekretów, a także rozwiązywać parlament; wzrósłby też jego wpływ na wymiar sprawiedliwości.

źródło/pap/huriyet

Czytaj więcej: Erdogan: ci którzy nie chcą zmian w konstytucji, wygadują głupoty. Opozycja nawet nie wie, dlaczego się sprzeciwia

Patriarcha Galicyjski – biografia Andrzeja Szeptyckiego, metropolity lwowsko-halickiego, przywódcy Rusinów w Galicji

Romanie, jesteś zaprzańcem, rodzina Szeptyckich zawsze służyła Rzeczypospolitej – miał powiedzieć do swojego brata, metropolity lwowskiego, bohater wojen o niepodległość, gen. Stanisław Szeptycki.

Andriej (pisany z moskiewska, a nie z ruska) Szeptycki, greckokatolicki patriarcha ziemi halickiej, był człowiekiem niezwykle kontrowersyjnym. Sprawując swój urząd za czasów austriackich, polskich, okupacji sowieckiej, niemieckiej, a później znowu sowieckiej, był przywódcą społeczności Rusinów halickich. Przywódcą, który z jednej strony na siłę wyrywał Rusinów z „bratniego” związku z Lechitami, a następnie, kiedy jego podopieczni oszaleli z żądzy krwi i pożogi, nie mógł bądź nie potrafił ich w tym szale zatrzymać.

Na naszym rynku nie ma za wiele pozycji poświęconych tej ważnej i kontrowersyjnej postaci. Tematu podjął się doktor habilitowany Edward Prus, Podolanin ocalony spod wideł banderowskich przez Armię Czerwoną. Prus napisał wiele o istocie ukraińskiego nacjonalizmu, prawdziwym obliczu UPA, spisał biografię Bandery, Szuchewicza i właśnie Szeptyckiego. Wyklinany przez środowiska ukraińskie w III RP i przez oficjalną, durną mitologię giedroyciowską, Prus pisał, jak było i jak jest – albowiem hydra banderowska nie zginęła, lecz, jak widzimy, odradza się i ma się całkiem dobrze. Środowiska naukowe zarzucały Prusowi błędy metodologiczne. Prus pracował na źródłach ukraińskich, znał język ukraiński od dzieciństwa i wystarczy zaznaczyć, że nawet jeśli tylko 10% jest prawdy w tym, co pisał, to należy naprawdę zastanowić się poważnie nad naszą polityką sojuszy i kto jest tak właściwie prawdziwym wrogiem Polski.

Roman Szeptycki, urodzony w podlwowskich Przyłbicach w 1865 roku, wzrastał w rodzinie arystokratycznej, o patriotycznym nastawieniu, w kulturze polskiej. Rodzina nigdy nie zapomniała o swoich ruskich korzeniach, albowiem na rzymski katolicyzm przeszedł dopiero dziadek późniejszego metropolity. W rodzinnym majątku wisiały portrety przodków, którzy nie żałowali krwi i szabli dla obrony lub odbudowy Rzeczypospolitej.

Ruskie dziedzictwo szlachty i arystokracji polskiej nie stanowiło nigdy problemu ani wyłomu. W tamtych czasach w domach średniej lub ubogiej szlachty normą było, że jedna część rodziny była obrządku greckiego, a druga łacińskiego. Synowie szlacheccy, jak najbardziej Polacy, wybierali niekiedy sukienkę grecką, albowiem z ich pochodzeniem, ogładą i kulturą mogli szybciej awansować w strukturach tamtego Kościoła. Co więcej, kler greckokatolicki nie miał obowiązkowego celibatu, co ułatwiało też wybór.

Młody Roman, będąc pod wpływem portretów przodków, pośród których byli i metropolici kijowscy, udał się do Watykanu na audiencję do Ojca Świętego. Rzym zrobił piorunujące wrażenie na młodym mężczyźnie, który szykował się na studia akademickie. Ale nic dziwnego, że najbardziej „swojsko” czuł się u bazylianów. Ponoć wtedy „obudziła się jego ruska dusza” i mimowolnie Szeptycki stał się bohaterem pewnej intrygi, o której nie za wiele wiadomo, ale Prus całkiem logicznie łączy pewne fakty.

Austriacy, którzy tuczyli i wspierali żywioł ruski, żeby wyłonił się z niego separatystyczny byt pod nazwą Ukraińcy, przewidywali nieuchronną konfrontację z carską Rosją. Żyzne ziemie naddnieprzańskie były marzeniem Berlina, z czego powstała koncepcja, aby wyrwać Kijów spod wpływów Moskwy, wprowadzić tam unię greckokatolicką i osadzić nad Dnieprem przychylnego im patriarchę. Germanie zdawali sobie sprawę, że nie wystarczy podbój militarny, ale potrzebny był trwały element tożsamościowy, który by stworzył dla nich korzystną koniunkturę polityczną. Trzy pieczenie na jednym ogniu. Spełniło by się marzenie Berlina, Wiednia i Watykanu. A któż byłby lepszy na tron patriarszy, jak nie arystokrata krwi ruskiej, który miał przodków metropolitów kijowskich i czuł „ruską duszę” – Roman Szeptycki?

Młody Roman po uzyskaniu doktoratu i oficerskiej służbie wojskowej, ku rozpaczy rodziny postanowił założyć sutannę greckokatolicką. – Schamiejesz tam, Romanie – przestrzegała rodzina i zaklinała się, że jeśli zostanie księdzem rzymskokatolickim, pomoże mu w karierze. Roman był nieugięty i w 1888 roku wstąpił do nowicjatu w Dobromilu koło Przemyśla. Tam zmienił swoje imię na Andriej, wymawiane, co ciekawe, z moskiewska, a nie z ruska. Kariera w strukturach cerkiewnych dla człowieka o jego pochodzeniu i zdolnościach była tylko formalnością.

W 1901 roku Andriej w wieku 36 lat został metropolitą lwowsko-halickim, a więc najwyższym dostojnikiem kościelnym. Stał się panem udzielnym na ziemi lwowskiej, jak i biskupem wszystkich unijnych struktur w carskim zaborze. Wybór Szeptyckiego okazał się słuszny – lepiej być pierwszym na prowincji niż drugim w Rzymie.

Jednak ruscy wierni nie przyjęli przychylnie nowego metropolity. Krzyczeli, że Lach, że polska intryga, że Polacy przejęli ostatnią „prawdziwie ruską” instytucję. Jak widać, nienawiść istniała znacznie wcześniej, niż została w pełni ujawniona. Nowy metropolita, chociaż sam mówił po rusku źle, posługiwał się jawnymi polonizmami i językiem jego duszy był polski (co widać w listach do matki), aktywnie rozpoczął „ruszczyć” kościół greckokatolicki. Chciał stworzyć greckokatolicką religię narodową, która stałaby się kiedyś wyznaniem państwowym. A więc skupił się na eliminacji z obrządku wszelkich naleciałości łacińskich i polskich, aby jednoznacznie oddzielić Rusinów halickich od kultury polskiej. Tak oczyszczony obrządek, zdaniem Prusa, miał być wprowadzony nad Dniepr przy pomocy niemieckich bagnetów. Co więcej, Szeptycki zaangażował autorytet swojego urzędu w sprawy świeckie.

Budował domy kultury, szkoły, czytelnie, pomagał zakładać spółdzielnie rolnicze i aktywizował ruchy parafialne. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że właśnie w tych ośrodkach kwitł zoologiczny antypolonizm. Szeptyckiemu to nie przeszkadzało, a owoc tej pracy jest jeden – OUN/UPA. Wystarczy wspomnieć, że Stepan Bandera był synem księdza greckokatolickiego, a w wielu przypadkach to właśnie księża stanowili awangardę w atakach i mordach na polskie wsie i osady.

Upadek kajzerowskich Niemiec i Habsburgów był dla Szeptyckiego wielkim ciosem. Załamały się nadzieje na tron w Kijowie. Co więcej, w listopadzie 1918 Lwów i cała Małopolska Wschodnia została objęta niepotrzebną pożogą wojenną. Lwowiacy w miarę szybko opanowali Bazylikę św. Jura. Szeptycki otrzymywał listy od biskupa lwowskiego, krakowskiego, prymasa Polski, nuncjusza apostolskiego w Warszawie, a nawet upomnienia z Watykanu – wszystko bez odpowiedzi.

Szeptycki milczał, nie zawezwał swoich wiernych do zaprzestania rozlewu krwi. Być może by go posłuchali, ponieważ następne pokolenie „bojców o Samostyjną” nie zamierzało popełniać błędu swoich ojców z wojny 1918-19. Szeptycki przyjmował delegacje państwowe, pośród których było wielu jego krewnych i znajomych, jednak nie poparł swoim autorytetem inicjatyw pokojowych. Z uporem zaprzeczał doniesieniom (jak zresztą robił to 20 lat później) o ukraińskich mordach w Trembowli i wymordowaniu polskich jeńców w Kołomyi.

Metropolita lwowski entuzjastycznie przyjął ofensywę na Kijów wiosną 1920 roku. Wykazał się przy tym wielką energią, której brakowało rok wcześniej. Po załamaniu się frontu i nawałnicy Budionnego na Lwów, aktywizował swoich wiernych do obrony. Widział w bolszewizmie śmiertelne zagrożenie, z którym należało walczyć. Po zakończeniu wojny wyjechał za Ocean zakładać parafie greckokatolickie pośród imigrantów z Halicza. Rusini nawet na emigracji nie chcieli już uczestniczyć w łacińskich, a więc polskich nabożeństwach. Metropolita lwowski organizował emigrację i jemu zawdzięczamy, do dziś nieprzejednaną, wrogą Polsce i Polakom ukraińską diasporę w Kanadzie i w USA.

Nie można się temu dziwić, skoro sam Szeptycki spalił polską flagę pod konsulatem RP w Nowym Jorku.

W 1923 roku Szeptycki wrócił do Polski. Środowiska ruskie z wielkim rozczarowaniem przyjęły decyzję Rady Ambasadorów, że Małopolska Wschodnia jest wewnętrzną sprawą Warszawy, a więc uznały całość dawnego zaboru habsburskiego za integralny element państwa polskiego. Ukraińcy, jak już wtedy kazali siebie nazywać, zauważyli, że ich jedynym dobrodziejem pozostają Niemcy i im należy wiernie służyć. Okazjonalnie można posiłkować się pomocą moskiewską, albowiem cel jest ten sam – zniszczenie państwa polskiego. Co więcej, dla pokolenia, które widziało upadki i powstawanie państw, oczywistym było jeszcze coś – zniszczenie żywiołu polskiego na spornych obszarach, tak aby tu nigdy żadna Polska nie powstała.

Szeptycki przetrwał polskie intrygi w Watykanie, mające na celu usunięcie go ze stanowiska. Szeregi kościoła greckokatolickiego zasili weterani wojen z Polakami, a sama Cerkiew stała się głównym ośrodkiem krzewienia ukraińskiego nacjonalizmu, który opierał się na antypolonizmie.

Przy czym, jak zauważył Prus, halicka wersja nacjonalizmu nie zakładała walki o Kijów i sienkiewiczowskie stepy. To, co było za Zbruczem, było dla nich nieznane i nieistotne. Haliczanie byliby w pełni zadowoleni z „czystego etnicznie” państwa ukraińskiego tylko na terenach polskich.

Nic więc dziwnego, że Episkopat, któremu Szeptycki podlegał, nie zaprosił Metropolity Lwowskiego do inicjatywy „nowej unii kościelnej” na obszarach Polesia i na Wileńszczyźnie. Co więcej, rugowano wpływy metropolity z Bieszczad i zza Sanu, a także pilnowano, aby obrządek greckokatolicki z Lwowa nie wchodził na Wołyń.

Szeptycki przymykał oko na to, że na parafiach gromadzono antypaństwowe materiały propagandowe, z czasem nawet broń. Kategorycznie wykluczył możliwość istnienia „Polaka grekokatolika”, zaznaczając, że wyznanie determinuje narodowość. Swoimi działaniami publicznymi dezintegrował i – świadomie lub nie – wspierał „młodzież”skupioną w Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), która przyjęła faszyzującą, a więc w gruncie rzeczy ateistyczną ideologię.

Wiosną 1939 roku Andriej Szeptycki odmówił wygłoszenia propaństwowego przemówienia. Czy konsulat niemiecki we Lwowie już uprzednio poinformował metropolitę, że pomimo buńczucznych zapowiedzi duetu Beck&Rydz to Polska w wojnie z Niemcami nie ma szans, a na zgliszczach Polski powstanie Ukraina z Haliczem, Wołyniem, Chełmem i Bieszczadami, w której, on metropolita lwowski, będzie odgrywał przywódczą rolę? Prus w swojej książce wspomina, że Szeptycki, chociaż starał się zachowywać chrześcijańską pokorę, nigdy nie wyzbył się „jaśniepańskich” manier i ambicji.

Napaść Niemców na Polskę Ukraińcy przyjęli z radością i w miarę postępów Wehrmachtu ukraińskie bestie rzuciły się na polskie posterunki, urzędy, sąsiadów czy żołnierzy, niekiedy – tak jak w Żółkwi – strzały w plecy padały z klasztoru bazylianów. Ujawniły się ukraińskie bandy, niekiedy wbrew dyrektywom niemieckim. Już 8 września bandy zajęły Stryj, miasto powiatowe w woj. lwowskim. Polska policja wraz z ochotnikami odbili miasto, w którym znaleziono bestialsko zamordowanych ludzi.

Szeptycki liczył na to, że Niemcy zajmą Lwów, jednak jego dobrodzieje nie poinformowali go o układzie z Sowietami i po kapitulacji miasta 28 września Lwów i całą ziemię do Sanu zajęli Sowieci.

Nowa rzeczywistość nie przeraziła ukraińskich nacjonalistów, których wierchuszka bezpiecznie schroniła się w okupowanym Krakowie. Liczyli, że Niemcy, uderzając na Sowiety, utworzą od razu „Wielką Ukrainę”. Co ciekawe, myślenie, że ktoś coś im podaruje, jest w dalszym ciągu żywe nad Dnieprem. Niemcy zorganizowali ukraińskie bataliony Roland i Nachtigall, które nie przedstawiały wielkiej wartości bojowej nawet z cofającą się Armią Czerwoną, natomiast były idealne do ludobójczych praktyk i dywersji.

W okupowanym przez Sowietów Lwowie Szeptycki trwał niezbyt niepokojony. Sowiety rozprawiały się najpierw z „polskimi panami”, co było korzystne dla ukraińskich interesów. Z czasem Sowiety zainteresowały się Ukraińcami, dla których Szeptycki wciąż był autorytetem. Metropolita Lwowski skupił swoją uwagę na obronie „ukraińskiej duszy” przed ateizmem.

Sytuacja się zmieniła 22 czerwca 1941 roku, kiedy to Hitler napadł na Sowietów. W awangardzie uderzenia na Małopolskę Wschodnią szły ukraińskie bataliony. Ukraińcy, tak jak w 1939 roku, rzucili się na zwiewających Sowietów, Żydów oraz na Polaków. W lipcu we Lwowie Jarosław Stećko „ogłosił powstanie państwa ukraińskiego”, którego rząd Niemcy kopniakami pogonili z ratusza miejskiego.

Nim do tego doszło, Lwów i cała ziemia lwowska spłynęła krwią. Ukraińcy wymordowali polską inteligencję i tysiące lwowskich Żydów. Mordercy z niemieckich batalionów uprzednio odwiedzili Bazylikę św. Jura, w której Szeptyckich osobiście pobłogosławił „wyzwolicieli”. Niemcy spoliczkowali „dumę ukraińską”, przyłączając Małopolskę Wschodnią do Generalnej Guberni, jednak na tym obszarze wspierali Ukraińców, którzy odwdzięczali się wierną służbą przy likwidacji Żydów.

Na początku 1943 roku dochodziły do Lwowa przerażające wieści z Wołynia. To nie była „parafia” Metropolity Lwowskiego, ale OUN-owcy, z którymi Szeptycki był w kontakcie, nie ukrywali, że i w Haliczu szykują się do „rozwiązania problemu polskiego”. Metropolita Lwowski został postawiony w trudnej sytuacji. Owoce jego pracy okazały się mocno robaczywe.

Sam Szeptycki, jak większość polskiej arystokracji, pozbawiony był antysemickich uprzedzeń. Na jego oczach jego owieczki, niekiedy z jego imieniem na ustach, wymordowały setki tysięcy Żydów halickich. Co więcej, starzejący się i schorowany Szeptycki zaczął dostrzegać, że stał się marionetką i kukiełką ukraińskich nacjonalistów, którzy mieli jego opinię za nic, jeśli ta nie spełniała ich oczekiwań. Dodatkowo, starzejący się, lecz jeszcze bystry duchowny zorientował się, że w pałacu metropolitalnym otoczony jest sympatykami banderyzmu i wszelka krytyka działań UPA może kosztować go życie. Z drugiej strony Szeptycki cały czas wierzył, że nie wszystko stracone, że Halicz to nie prawosławny Wołyń.

Pod koniec 1943 i na początku 1944 roku zaczęło się. Bandy UPA napadały na polskie wsie i osady. Niemcy, cofający się przed Sowietami, zostawili Ukraińcom broń do walki z bolszewikami, ale ci woleli wpierw, z nożami, zająć się polskimi sąsiadami. Ale broń miała też się przydać, albowiem w Haliczu działała prężnie Armia Krajowa, no i Polaków było znacznie więcej niż na Wołyniu. Tu, wbrew propagandzie, nie było samotnych polskich wysp w ukraińskim oceanie. Szeptycki na doniesienia o ukraińskich mordach nie reagował. „To się nie dzieje”, mówił. Albo wskazywał, że jest wojna i że obie strony cierpią.

Zdaniem Prusa, Szeptycki albo udawał niedowierzanie, albo naprawdę jego umysł nie potrafił przyjąć tej prawdy. Co więcej, delegacja lwowskiej Armii Krajowej z rozpaczą błagała, aby metropolita chociaż nakazał księżom greckokatolickim spożywanie Najświętszego Sakramentu z atakowanych polskich kościołów, tak żeby hultajstwo nie plugawiło hostii. Szeptycki nie reagował.

Zdaniem Prusa, Szeptycki przyjął do wiadomości i uznał za prawdziwe relacje o ukraińskich mordach i o ukraińskiej winie za przelaną krew wraz ze zbliżającą się do Lwowa Armią Czerwoną. Tylko co z tego? Teraz to jego najbardziej pokutne oświadczenie nic nie znaczyło wobec zdziczenia jego parafian oraz sowieckiej okupacji. Co więcej, Lwów wyzwolili Polacy wraz z Sowietami, a gdzie było wtedy dzielne UPA?

Po wkroczeniu Sowietów do Lwowa Andriej Szeptycki zrozumiał, że jego marzenia o Kijowie, a nawet samodzielności we Lwowie są nierealne. Tak więc po raz jedyny w swojej karierze postawił wtedy na kartę polską. W obawie przed własnym środowiskiem, nawiązał kontakty z Polakami. Jednak ci byli w stosunku do niego mocno nieufni. Metropolita przypomniał sobie, że jest w sumie Polakiem, a Lwów i ziemia halicka powinny być częścią państwa polskiego, przy czym społeczność międzynarodowa miałaby zagwarantować narodowe.religijne i kulturalne prawa Ukraińców. Rewelacje Prusa oczywiście zakrzyczane są przez probanderowską historiografię,

Co więcej, Prus wyjaśnia, gdzie Andriej Szeptycki umarł, co przez dziesięciolecia było okryte milczeniem. Wedle Prusa, Andriej Szeptycki, prawie umierający, został przeniesiony do Pałacu Biskupów łacińskich we Lwowie przy ul. Czarneckiego. Tam umarł 1 listopada 1944 w otoczeniu Polaków, a swoje ostatnie słowa wypowiedział po polsku.

Oczywiście neobanderowcy mają swoją wersję wydarzeń – metropolita lwowski umarł w pałacu przy Bazylice św. Jura i pożegnał się ze światem po ukraińsku. Tak nawet napisano we wniosku beatyfikacyjnym skierowanym do Watykanu.

Jednak ten wniosek został zatrzymany. Póki żył prymas Stefan Wyszyński i Jan Paweł II, którzy pamiętali tamte czasy i znali prawdę – jak zaznaczył Prus – Szeptycki nie miał szans na wyniesienie na ołtarze.

Syria: Do stu osób wzrósł bilans zabitych w zamachu na konwój szyickich cywilów. Asad niewinny. Kogo Trump zbombarduje?

Co najmniej sto osób zginęło w sobotę niedaleko Aleppo w samobójczym zamachu z użyciem samochodu-pułapki na konwój z ludnością z ewakuowanych miejscowości zamieszkanych przez szyitów w Syrii.

Wcześniej informowano o co najmniej 43 zabitych. Liczba rannych pozostaje nieznana, ale świadkowie opowiadali o dziesiątkach osób poszkodowanych. Syryjska telewizja pokazała zdjęcia, na których widać leżące na ziemi zwłoki, zniszczone pojazdy i porozrzucany dobytek Syryjczyków.

[related id=”10624″]Eksplozja nastąpiła na zachód od miasta Aleppo, w miejscu stacjonowania konwoju złożonego z 75 autokarów, którymi podróżuje w sumie blisko 5 tys. osób.

W piątek Syryjskie Obserwatorium informowało o rozpoczęciu ewakuacji szyickiej ludności z dwóch miejscowości: Fua i Kefraja w prowincji Idlib w zamian za opuszczenie przez sunnickich rebeliantów i cywilów miejscowości Madaja i Zabadani, na mocy umowy między dwiema walczącymi stronami w Syrii. Fua i Kefraja są od dłuższego czasu oblegane przez syryjskich rebeliantów.

W sobotę wieczorem konwój z szyitami wyruszył w dalszą drogę po wielogodzinnej przerwie, podczas której doszło do zamachu.

[related id=”3259″ side=”left”]Rząd prezydenta Syrii Baszara el-Asada zawarł w ostatnich miesiącach wiele porozumień, przewidujących opuszczenie przez rebeliantów i ich rodziny obszarów kontrolowanych przez opozycję, po kilku miesiącach lub nawet latach oblężenia przez siły rządowe.

Opozycja uważa, że umowy są jednoznaczne z przymusowym wysiedlaniem ludności i z celową zmianą demograficzną. W marcu komisja śledcza ONZ ds. zbrodni wojennych w Syrii uznała, że porozumienie o ewakuacji mieszkańców wschodniego Aleppo na północnym zachodzie Syrii doprowadziło do przymusowego wysiedlenia ludności.

Zbrojna opozycja walcząca od sześciu lat z reżimem Asada jest w przeważającej części sunnicka, jak większość populacji Syrii. Asad jest alawitą, czyli wyznawcą nieortodoksyjnego nurtu wywodzącego się z szyizmu; jego siły wspierane są przez szyickich bojowników z Iranu oraz Hezbollah – szyicką radykalną organizację z Libanu.

źródło/pap

Czytaj więcej:Za ostatnim atakiem chemicznym w Syrii może stać Turcja. Asad nie ma korzyści ze stosowania broni masowego rażenia

Protesty we Włoszech przeciwko otwarciu centrów handlowych w czasie świąt Wielkiej Nocy: „Świąt się nie sprzedaje”

Centrale i branżowe związki zawodowe we Włoszech protestują przeciwko decyzji o otwarciu centrów handlowych w Święta Wielkanocne. Swój sprzeciw manifestowało w sobotę kilkuset pracowników outletu.

„Świąt się nie sprzedaje”- takie jest hasło protestów działaczy włoskich central związkowych i mniejszych związków zawodowych przeciwko prowadzeniu działalności handlowej w wielkanocną niedzielę i poniedziałek.

Największą falę dyskusji wywołała decyzja o tym, że po raz pierwszy w święta w miejscowości Serravalle koło Alessandrii będzie czynny outlet, w którym jest 250 sklepów. W odpowiedzi na apele trzech największych central związkowych w kraju, w wiecu przed wjazdem do tego centrum handlowego uczestniczyło kilkuset jego pracowników.

Lokalne media informują, że akcja protestacyjna nie zniechęciła klientów, którzy – nie mogąc wjechać samochodami z powodu zablokowania drogi przez manifestantów – dotarli tam na piechotę, skuszeni oferowanymi w okresie świątecznym dużymi obniżkami cen.

Podobny protest zapowiedziano tam na niedzielę.

Strajki i pikiety przeciwko otwarciu sklepów odbędą się w Niedzielę Wielkanocną także w Apulii, Toskanii i Wenecji Euganejskiej.

źródło:pap

Czytaj więcej: Prof. Andrzej Waśko: Strajk ZNP objął jedynie 11% szkół. Uchwały w sprawie nowej sieci szkół zakończone pełnym sukcesem

Prezydent Hassan Rouhani: Iran nie potrzebuje niczyjego pozwolenia na budowanie rakiet, dronów i samolotów bojowych

Doświadczyliśmy wielu zbrodni i agresji. Nawet jeśli nasz region byłby całkowicie bezpieczny i pozbawiony wpływu obcych mocarstw, nasz kraj potrzebuje siły militarnej dla niezbędnej równowagi.

Regionalna równowaga sił wymaga od Iranu wielkiego wysiłku obronnego w związku z zainteresowaniem wielkich mocarstw i przez to nasz kraj może upominać się o sprawiedliwość i wolność na świecie. W naszym regionie doświadczyliśmy wielu zbrodni i agresji dokonywanych przez naszych sąsiadów oraz wielkie mocarstwa z USA na czele – oświadczył prezydent Iranu.

Czytaj więcej: Ambasador Iranu: Mój kraj zwalcza terroryzm i dąży do stabilizacji regionu. To Amerykanie podsycają niepokoje – VIDEO

Irański prezydent przypomniał, że interwencje mocarstw i awanturnicza polityka Izraela były zawsze źródłem trosk i zagrożeń na Bliskim Wschodzie. – Wielkie mocarstwa zawsze służyły swoim interesom w regionie – zaznaczył.

Następnie Rouhani stwierdził: – Nawet jeśli nasz region byłby całkowicie bezpieczny i pozbawiony wpływu obcych mocarstw, nasz kraj potrzebuje siły militarnej dla niezbędnej równowagi .

[related id=”12745″ side=”left”]Irańska generalicja zaprezentowała prezydentowi najnowsze wynalazki perskiego arsenału wojennego. Rouhani obejrzał nowoczesną broń produkcji irańskiej – dron taktyczny Mahajer 6, rakiety ziemia-morze Nasir, pociski powietrze-powietrze Faku, samoloty Qaher F-313 i Kawsar. Minister Obrony gen. Hosseini Dehqan przyznał, że produkcja samolotów Qaher F-313 i Kowsar są zaczątkiem do budowy nowoczesnego lotnictwa.

A jeszcze 40 lat temu szach Reza Pahlawi wojował z wielbłądami i osłami grasującymi na irańskich ulicach.

źródło/presstv

Czytaj więcej:Dotychczasowy prezydent Iranu Hasan Rowhani będzie walczył o reelekcję. Wybory prezydenckie w Iranie odbędą się 19 maja

Na Zachodzie bez zmian. Niemcy domagają się większego socjalu, krytykują politykę NATO, bronią Rosji przed imperializmem

Rozbrojenie zamiast cięć w sferze socjalnej – tak brzmiało hasło przewodnie tegorocznych marszów pokojowych, które odbyły się w Wielką Sobotę w kilku miastach Niemiec.

W centrum krytyki znalazła się polityka NATO wobec Rosji. Uczestnicy apelowali do polityków o działanie na rzecz pokoju oraz o budowanie porozumienia pomiędzy narodami Europy. Wśród kluczowych żądań znalazły się między innymi: wystąpienie Niemiec ze struktur militarnych NATO oraz zwiększenie wydatków budżetu państwa na bezpieczeństwo socjalne.

[related id=”12982″ side=”left”]Protestujący odnieśli się krytycznie do działań państw członkowskich NATO, którym zarzucają „wrogą politykę” wobec Rosji. Rozmieszczenie sił zbrojnych sojuszników na wschodniej flance sojuszu uznali za „wymachiwanie szabelką”. Wypowiedzieli się ponadto przeciwko elementom tarczy antyrakietowej na terenie Europy Wschodniej.

Nie brakowało także krytycznych słów pod adresem Niemiec, które nazwano „centrum dowodzenia” natowskiej polityki „obalania rządów”. Skrytykowano produkcję dronów bojowych, rozmieszczenie amerykańskich głowic nuklearnych w bazach w Niemczech oraz wymagane przez Sojusz podwyższenie wydatków państw na obronność do 2 proc. PKB.

Po raz kolejny organizatorzy marszów zażądali zakończenia deportacji uchodźców z krajów europejskich.

Marsze odbyły się w kilkunastu miastach kraju. Do większych demonstracji doszło w Berlinie (600 uczestników), w Bremie (400) i w Monachium (200).

źródło/pap

Czytaj więcej: Niemcy realizują swój projekt Mitteleuropy – gospodarczej i politycznej dominacji nad naszą częścią kontynentu

Erdogan: ci którzy nie chcą zmian w konstytucji, wygadują głupoty. Opozycja nawet nie wie, dlaczego się sprzeciwia

Prezydent Turcji Erdogan oświadczył, że docenia przeciwników zmian konstytucji, ale nie może im przyznać racji. Jutro 55 mln uprawnionych do głosowania Turków zdecyduje o kształcie ustawy zasadniczej.

– Doceniam tych, którzy opowiedzą się przeciwko zmianom w konstytucji, ale nie mogę zrównać opinii na „tak” i na „nie”. Jak one miałyby być równoważne? Doceniamy przeciwników zmian, ponieważ to jest demokracja – mówił turecki prezydent na wiecu w istambulskiej dzielnicy Tuzla.

W referendum Turcy mają wyrazić opinię w sprawie wzmocnienia władzy prezydenckiej oraz wydłużenia kadencji prezydenta. Jeśli opowiedzą się za zmianami, Erdogan może rządzić krajem kolejne 12 lat. Turecki prezydent przyznaje też otwarcie, że po wygranym referendum ponownie zostanie wprowadzona kara śmierci,m.in. za zdradę stanu. Do dziś kilku tysiącom aresztowanych w związku z lipcowym „puczem” nie przedstawiono zarzutów. Zdaniem części ekspertów, Erdogan wyczekuje, aż kara śmierci wróci do tureckiego prawodawstwa i wtedy będzie mógł rozliczyć się z opozycją wedle prawa i swojego oczekiwania.

Turecki prezydent skrytykował również opozycję, że nie wie, dlaczego sprzeciwia się proponowanym zmianom w konstytucji:

Proponujemy sposób zarządzania dla przyszłości naszego narodu i naszych dzieci. Zauważcie, że opozycja nic nie proponuje. Oni wszystko negują, krytykują i wygadują bzdury o rzeczach, na których się nie znają, i zawsze na wszystko jest „nie, nie, nie” – irytował się nowy „sułtan” turecki.

Sondaże przed referendalne wskazują, że wynik będzie korzystny dla postulatów Erdogana.

źródło/hurriyet

Czytaj więcej:Turcja grozi, że umowa z UE ws. imigrantów może być zawieszona. Czy Erdogan wyśle kolejne miliony uchodźców do Europy?

Bawarski dziennik napisał o „polskim obozie zagłady”. Czy to tylko pomyłka? Polski konsulat zapowiada interwencję

Bawarski dziennik „Mittelbayerische Zeitung” z Regensburga na swoich stronach internetowych napisał o „polskim obozie zagłady” – poinformowało w sobotę Polskie Radio.

Niemiecki dziennik, opisując historię mieszkającego w północnej Bawarii Izraela Hoffmana, napisał, że jego starszą siostrę naziści zamordowali w „polskim obozie zagłady” w Treblince.

W rozmowie z Polskim Radiem konsul Robert Zadura z Konsulatu Generalnego w Monachium zapewnił, że jego placówka będzie interweniowała w tej sprawie i natychmiast wystosuje odpowiednie pismo do redakcji „Mittelbayerische Zeitung”.

To kolejny w ostatnim czasie przypadek użycia przez niemieckie media niezgodnego z prawdą historyczną określenia „polskie obozy zagłady”. W marcu znalazło się ono na portalu niemieckiej telewizji SWR w materiale o 75. rocznicy pierwszych deportacji Żydów z Moguncji. Telewizja poprawiła błąd i za niego przeprosiła.

Sformułowania takiego użyła również na stronie internetowej stacja radiowa „B5 aktuell”. Artykuł, w którym znalazło się wprowadzające w błąd określenie, dotyczył książki historyka Stephana Lehnstaedta „Der Kern des Holocaust” (rdzeń Holokaustu), poświęconej Akcji Reinhardt – zaplanowanej przez nazistów operacji zagłady Żydów na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Po interwencji konsulatu generalnego RP, niemieckie radio B5 Aktuell usunęło ze strony internetowej użyte w artykule określenie „polskie obozy zagłady”, zastępując je słowami „niemieckie narodowosocjalistyczne obozy zagłady (…) w okupowanej wówczas Polsce”.

źródło/pap

Czytaj więcej:Bogatko: Przebieg zamachu w Dortmundzie ukazuje, że pojawiła się nowa forma terroryzmu. Dla Niemców to hiobowa wieść

Szefowie MSZ Wielkiej Brytanii i Francji grożą władzom Syrii karą za użycie broni chemicznej przeciw własnym obywatelom

Ministrowie spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii i Francji: Boris Johnson i Jean-Marc Ayrault we wspólnym artykule zapowiedzieli, że reżim Syrii poniesie karę za niedawny atak chemiczny.

„Nie będzie bezkarności” – podkreślili szefowie dyplomacji brytyjskiej i francuskiej.

[related id=”10925″]4 kwietnia w syryjskim mieście Chan Szajchun w prowincji Idlib doszło do ataku chemicznego, w którym zginęło 87 osób. O jego przeprowadzenie Zachód oskarżył wojska reżimu prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Śledztwo w sprawie tego wydarzenia prowadzi zespół ekspertów z Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW).

W reakcji na atak chemiczny USA przeprowadziły w nocy z 6 na 7 kwietnia uderzenie rakietowe na syryjską bazę lotniczą Szajrat w prowincji Hims; to z niej według USA wystartowały samoloty, które zaatakowały Chan Szajchun.

„Brytyjscy naukowcy przeanalizowali próbki pobrane od ofiar ataku. Dały one pozytywny wynik w badaniach na obecność sarinu lub substancji podobnej do sarinu. Nasza analiza wskazuje, że dwa syryjskie odrzutowce znajdowały się w pobliżu Chan Szajchun i w zasięgu prawdopodobnych miejsc przeprowadzenia ataku” – oświadczyli ministrowie.

[related id=”9682″]Ocenili jako „wysoce prawdopodobne”, że ataku dokonał syryjski reżim, oraz podkreślili, że „twierdzenia Rosjan, jakoby chodziło o trafienie arsenału chemicznego należącego do (zbrojnej) opozycji, nie znajdują pokrycia w faktach”.

Johnson i Ayrault wskazują na konieczność zbadania okoliczności ataku na Chan Szajchun i ustalenia sprawców: „Misja rozpoznawcza OPCW zbada ten atak, a (…) niezależne (połączone) gremium ONZ i OPCW orzeknie, kto za niego odpowiada. Jesteśmy przekonani do takiej procedury i w pełni ją popieramy”.

Apelują o monitorowany przez społeczność międzynarodową rozejm w Syrii, by „nie dochodziło już do takich ataków”, oraz o wzmożenie wysiłków na rzecz rozwiązania politycznego, które rozpoczęłoby proces przejściowy w Syrii.

Władze syryjskie zadeklarowały poparcie dla dochodzenia OPCW, jednocześnie jednak zakwestionowały jego wiarygodność. Rosja i Iran – którym Johnson i Ayrault zarzucają w swoim tekście tuszowanie zbrodni Damaszku – skrytykowały fakt, że śledztwo prowadzone jest w Turcji, a nie w Syrii.

źródło/pap

Czytaj więcej:Atak gazowy na cywilów nie zmieni losów wojny domowej w Syrii. Trump obwinia Baracka Obamę o wieloletnią nieudolność