Krajobraz powyborczy. Niemcy znowu są podzielone niewidocznym, ale wyczuwalnym murem na wschód i na zachód

Trzęsienia ziemi w Niemczech nie było, ale ono nastąpi, zwłaszcza jeśli koalicja CDU-SPD przetrwa – mówi Jan Bogatko, który często w Niemczech słyszy, że to jest najlepsza alternatywa dla Niemiec.

[related id=39396]- Kilka miesięcy temu zadzwoniono do mnie i z drżeniem w głosie pytano, co to będzie, jak Martin Schulz z SPD wygra wybory w Niemczech i zostanie kanclerzem. Potraktowałem to jako dowcip tygodnia i jak okazuje się, słusznie – powiedział Jan Bogatko. Korespondent Radia Wnet z Niemiec nazwał wywody Schulza sprzed kilku miesięcy o tym, co zrobi, gdy obejmie urząd kanclerski, metodą „z imaginacji na koronację”, co, jak sądzi, było wynikiem braków w wykształceniu. Dodał przy tym, że Schulz i jego SPD to jeden z największych przegranych tych wyborów.

– CDU/CSU poniosła większą porażkę, bo aż minus 8,6 procent, co jest wielką stratą i to musi bardzo boleć – ocenił Jan Bogatko. Jego zdaniem obydwie partie tworzące tak zwaną wielką koalicję „dostały w tych wyborach lanie”.

Mimo to partie te nadal mają parlamentarną większość i mogą kontynuować swoje rządy w Niemczech. Korespondent zaznaczył przy tym, że pojawiają się głosy mówiące o tym, iż kontynuacja rządów przez te dwa ugrupowania nie wchodzi w grę, bowiem na horyzoncie kształtuje się nowy alians zwany potocznie w Niemczech jamajkańskim, czyli koalicja CDU/CSU z liberałami z FDP i Zielonymi.

– Oczywiście jest to arytmetycznie możliwe, ale nie wiem, czy panie i panowie, pardon, towarzysze i towarzyszki z SPD tak szybko chcieliby zrezygnować z rządowych synekur w fotelach i wygodnych biurach w dzielnicy rządowej w Berlinie. To jest bardzo mało prawdopodobne – ocenił Bogatko.

– Czy wielki sukces wyborczy sprawi, że AfD rozwinie skrzydła? Chyba tak. W tej chwili Niemcy znowu są podzielone niewidocznym, ale wyczuwalnym murem na wschód i na zachód – powiedział korespondent, wyjaśniając, że we wschodnich landach Niemiec króluje AfD – „jutrzenka”, jak się określa w Niemczech to ugrupowanie.

Przyznał, że pewien wzrost odnotowała również FDP, „która kiedyś była świetną partią”, ale przestała być partią liberalną i skręciła na lewo, stając się „lewicowo-liberalną” tak jak wszystkie partie wcześniej rządzące w RFN.

W niemieckim Zgorzelcu głosowano podobnie jak we wschodnich landach, gdzie: CDU/CSU uzyskała 26,7 procent; SPD 9,3 procent; Linke, czyli „komuniści, którzy unikają tej nazwy jak diabeł święconej wody”, 14 procent; Zieloni 2,9 procent,;FDP – 7 procent, co „jest pewnym zaskoczeniem jak na partię, która kiedyś była ugrupowaniem kapitalistów i obszarników”; AfD – 32,9 procent, „a więc absolutny lider, i to samo znajdujemy w wielu powiatach nie tylko na terenie Saksonii, ale całych wschodnich Niemiec, co jest wynikiem zaskakującym dla wielu”.

Jan Bogatko zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiadomo, kto będzie rządził poza CDU/CSU.

– Bundestag ma 111 miejsc więcej niż to było przed wyborami – powiedział, dodając, że jest to możliwe ze względu na specyfikę ordynacji wyborczej, która zakłada, że każdy wyborca ma dwa głosy – jeden oddaje na konkretną osobę, drugi na ugrupowanie. To powoduje, że liczba miejsc w Bundestagu jest ruchoma i są tak zwane nadwyżkowe mandaty. – Tu jest szalone pole do popisu i można korygować w stronę właściwą tak, żeby wszystko się zgadzało, i jak to mówią Niemcy – „die Rechnung muss stimmen” (rachunek zgadzać  się musi) – powiedział Bogatko. Jego zdaniem sukces wyborczy AfD to wynik szalonego niezadowolenia z dotychczas rządzących.

– Przede wszystkim z polityki odnoszącej się do osadników, po prostu wschodnim Niemcom się to bardzo nie podoba. Inaczej jest w zachodnich Niemczech, gdzie się już przyzwyczaili do burek na ulicach i wydaje im się, że jest to nowoczesny strój ludowy podobny do zielonych fraczków, które nosi niemiecka arystokracja czy plutokracja na przyjęciach ogrodowych latem – zażartował korespondent.

Przypomniał, że sukces wyborczy AfD jest, przede wszystkim, sukcesem mimo szalonego ataku, jaki przypuszczono na to ugrupowanie w trakcie kampanii wyborczej, oskarżając je o ksenofobię, homofobię i skrajny populizm.

– Tego rodzaju inwektywy przyniosły tej partii popularność – ocenia Jan Bogatko, przypomninając, że do najbardziej kontrowersyjnych wypowiedzi polityków AfD należała ta dotycząca dumy z Wermachtu. – Powiedzmy sobie szczerze, to są Niemcy, no w końcu z czego oni mają być dumni? No może mogliby powiedzieć, że są dumni z Volkswagena, ale to może przyniosłoby wzrost notowań o jakieś … 0,2 procent.

– Trzęsienia ziemi w Niemczech nie było, ale ono nastąpi, zwłaszcza jeśli koalicja CDU-SPD przetrwa i znowu będzie rządzić – powiedział Bogatko, który często w Niemczech słyszy, że to jest najlepsza alternatywa, aby ugrupowania będące u steru władzy się nie zmieniały. Jego zdaniem AfD nie jest ugrupowaniem „bardzo dla Polski nieprzychylnym” i postrzeganie tej formacji w ten sposób jest popadaniem w stereotypy.

– AfD nigdy nie była antypolska, nigdy nie było żadnych działań przeciwko Polsce ze strony tej partii, żadnych wypowiedzi, które by obrażały Polskę czy Polaków, czego nie można powiedzieć o koalicji rządzącej w Niemczech, która miała duży wpływ na to, co się działo zarówno w Brukseli, jak i Strasburgu w odniesieniu do Polski, jak i też jej łajania na forum Parlamentu Europejskiego – zauważył Bogatko. – Należy zatem zastanowić się nad tym, co będzie w przyszłości, a także jak dobierać sojuszników za zachodnią granicą.

[related id=39481]Jego zdaniem stanowisko kanclerz Niemiec Angeli Merkel jest niezmienne od lat, bowiem liczą się przede wszystkim interesy państw członkowskich UE, a Niemcy mają swoje interesy i będą je forsować. Ze względu na przewagę nasz zachodni sąsiad może wiele za pośrednictwem UE zdziałać na swoją korzyść. Polska przede wszystkim musi zachować spokój, rozmawiać z każdym i przekonywać do swoich racji.

Wielu byłych kolegów partyjnych kanclerz Merkel zmieniło ostatnio barwy i aktualnie reprezentują oni swoich wyborców z ramienia AfD. Ugrupowanie to w ciągu ostatnich czterech lat zmieniło się z partii intelektualistów w partię ludową. Jan Bogatko uważa, że głosy przychylne Polsce o wiele częściej słyszy się z AfD niż pozostałych ugrupowań ze sceny politycznej Niemiec.

MoRo

Rozmowa z Janem Bogatką w części szóstej Poranka WNET

Cały Poranek WNET

 

Dzięki podniesieniu tematu reparacji, o zbrodniach, których Niemcy dopuszczali się w Polsce, dowiedział się cały świat

Rozpoczyna się bardzo ciekawy konflikt prawny, który przysłonić może „historie, na których wyżywały się niemieckie media”. Stosunki polsko-niemieckie wreszcie dotyczą spraw realnych.

[related id=38338]W cotygodniowej korespondencji o tym, co niemieckie media piszą na temat reparacji wojennych i jakie to może mieć skutki dla świadomości Niemców.

„Der Spiegel” zaniepokojony pyta – czy Niemcy muszą teraz wypłacić Polsce miliardy reparacji wojennych? Odpowiada, że oczywiście nie. Jan Bogatko widzi jednak w niemieckich mediach wielkie zaniepokojenie wywołane rozpoczęciem dyskusji na temat odszkodowań wojennych dla Polski.

Korespondent Radia WNET zwraca uwagę na jeden ważny skutek pojawienia się tematu reparacji, niezależny od samej zasadności roszczeń, która według niemieckich ekspertów jest wątpliwa. Otóż teraz o zbrodniach, których dopuszczali się Niemcy w Polsce, dowiedział się cały świat.

Do tej pory w niemieckich mediach o tym nie pisano nic – wydawało się, że w Polsce były tylko polskie obozy koncentracyjne, a Polacy pomagali mordować Żydów. Okazuje się jednak, że na terenie Polski w czasie wojny działo się coś innego. Niemcy dopuszczali się w Polsce takich rzeczy, jak prawie nigdzie poza nią. Z 39 milionów Polaków 5,5 mln nie przeżyło wojny, a do tego Niemcy niszczyli wsie, miasta, zabytki kultury, a Warszawę wysadzili dom po domu po powstaniu warszawskim, o którym też nikt wcześniej w Niemczech nie wiedział. Przysłaniało je inne powstanie – powstanie w getcie. Zginęło w nim około kilka tys. osób. Jest to olbrzymia tragedia, ale „zamordowanie całego miasta nie mieściło się nikomu w głowie”.

Mnóstwo ekspertów zabrało w Niemczech głos. Jeden powiedział, że Niemcy straciły jedną piątą terytorium, a Polska uzyskała olbrzymi majątek. Jan Bogatko odpowiada na to w oczywisty sposób – prawda, że Niemcy utraciły jedną piątą terytorium, ale Polska ponad połowę, i to nie Polska napadła na Niemcy, ale odwrotnie.

Jan Bogatko uważa, że Niemcy wiedzą o tym, że żądania reparacji są uzasadnione, że „coś w nich jest”. Oczywiście wszystkie inne media w Niemczech powołują się na to, że Polska w 1953 roku miała zrzec się prawa do odszkodowań wojennych. Przecież w 1953 roku nie było Polski! To tak samo, jakby zjednoczone Niemcy zaczęły uznawać zobowiązania powzięte przez NRD, czyli sowiecką kolonię na terenie Niemiec.

To wszystko przypomina sprawę odszkodowań dla przymusowych robotników w Niemczech. Początkowo mówiło się tylko o robotnikach żydowskich. O polskich przymusowych robotnikach w czasie II wojny światowej nikt w Niemczech nie wiedział poza tymi, którzy sami korzystali z ich pracy. Okazało się jednakowoż, że tacy robotnicy byli i doszło do wypłaty odszkodowań.

Rozpoczyna się więc bardzo ciekawy konflikt prawny, który przysłonić może „historie, na których wyżywały się niemieckie media” dotychczas, czyli zagrożenia dla konstytucji, demokracji itd. Stosunki polsko-niemieckie wreszcie, jak mówi Jan Bogatko, zaczynają dotyczyć spraw realnych.

[related id=38213]Drugim tematem felietonu były wybory parlamentarne w Niemczech, które odbędą się już za 10 dni. Jan Bogatko uważa, że Angela Merkel je wygra, „bo nie ma innego wyjścia”, a „nawet jeśli przegra, to wygra”. Pozostaje tylko pytanie o to, jaka będzie koalicja po wyborach, czy dojdzie do „remake’u” wielkiej koalicji.

Wiadomo jedno – po wyborach pejzaż polityczny będzie inny. Partia AfD zdobywa popularność, szczególnie w landach wschodnich. Jan Bogatko stawia tezę, że AfD po wyborach będzie trzecią siłą w parlamencie. To zmusi Niemcy do innego spojrzenia na Europę, na Polskę, na świat, a może nawet i na samych siebie.

Felietonu można wysłuchać w części trzeciej Poranka WNET.

JS

„Die Zeit” ubolewa nad reformą edukacji w Polsce. Na liście lektur ma już nie być wybitnego „myśliciela”… Moliera

Z tego, co ja wiem, a chodziłem do podstawówki, która trwała jeszcze siedem lat, a liceum cztery, to Molier (…) myślicielem nie był. Pomyliło się pewno z Wolterem”.

 

Jak co każdy czwartek w Poranku WNET można było posłuchać felietonu Jana Bogatki, korespondenta Radia WNET z Niemiec, który dziś wziął pod lupę „wielki, znany, lewicowy” tygodnik „Die Zeit”. Oczywiście broni on demokracji. „Chciałoby się powiedzieć, że socjalizmu, ale to słowo wyszło z użycia”.

Tygodnik tym razem zajął się reformą edukacji w Polsce i protestami przeciwko niej, organizowanymi przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i jej przewodniczącego Sławomira Broniarza. Jest on „za, a nawet przeciw”. Najpierw był przeciwko wprowadzeniu gimnazjów w Polsce, a teraz jest przeciwko ich zlikwidowaniu. „To się nazywa mieć stałe zadanie i wykonywać je z pasją”. To bardzo podoba się „Die Zeit”, który promuje wszystkich, którzy zwalczają panujący w Polsce „ten okropny reżim”.

Pisze więc „Die Zeit” o „kontrowersyjnej reformie”, o „narodowo-konserwatywnym rządzie”, o dziesiątkach tysięcy nauczycieli, którzy mogą stracić pracę, o czym „będziemy wiedzieć pod koniec września”. Przypomina o „licznych protestach”. Ostatnio miało przeciwko reformie szkolnictwa protestować aż… sto osób. [related id=37176]

„Die Zeit” „bije też w tarabany”, że PiS powraca do systemu z czasów komunizmu, jakby chciał powiedzieć, że będziemy teraz uczyć się wierszy o Leninie. Ma pojawić się nowe pokolenie Polaków, krzyczy „Die Zeit” – „okropne, patriotyczne pokolenie”, dodaje do tego Jan Bogatko.

Niemiecki tygodnik ubolewa nad zmianami w programie nauczania, które wprowadza polski rząd. Mianowicie skreśleni z listy lektur mają być „tacy myśliciele” jak… Molier. Jan Bogatko mówi na to tak: „Z tego, co ja wiem, a chodziłem do podstawówki, która trwała jeszcze siedem lat, a liceum cztery, to Molier (…) myślicielem nie był. Pomyliło się pewno z Wolterem”.

Całego felietonu można posłuchać w trzeciej części Poranka WNET z Nowego Korczyna. Jan Bogatko przytacza także komentarze pod omawianym tekstem z „Die Zeit”. Jak się okazuje, mocno rozmijają się z linią redakcji. Internauci między innymi pytali o to, ilu niemieckich uczniów uczy się o Molierze i wie, kto to jest.

JS

Karygodne wypowiedzi Borysa Budki w wywiadzie dla niemieckiego „Die Zeit”. „Unia musi postawić ultimatum Polsce”

Dzień 65. z 80 / Warszawa / Poranek WNET – Jan Bogatko skomentował stworzonego przez posła Platformy Obywatelskiej „fake newsa”, który rozprzestrzenił się po Niemczech i wywołał gorącą dyskusję.

W dzisiejszym Poranku Antoni Opaliński połączył się telefonicznie z Janem Bogatką, korespondentem Rradia Wnet z Niemiec.

– Jeżeli człowiek przegląda prasę niemiecką, to drapie się lekko po czole i zastanawia, gdzie jest, czy to jest jakiś sen, czy to jest prawda, co to jest wolność infornmacji – rozpoczął rozmowę Jan Bogatko.

Przed tygodniem Borys Budka, polityk PO, wyszedł z cienia i udzielił wywiadu niemieckiemu lewicowemu tygodnikowi „Die Zeit”, w którym nieustannie powtarzał, że w Polsce dzieją się „wstrząsające rzeczy”, bo władza wykonawcza chce sobie całkowicie podporządkować władzę sądowniczą. Niestety nie mógł powiedzieć, jak to podporządkowanie władzy ma wyglądać. Stworzył „fake newsa”, który publikowany jest w Niemczech i wywołuje niesamowitą falę dyskusji.

Poseł zapytany, dlaczego prezydent Duda, uważany za bardzo PiS-owskiego, zaprotestował w sprawie reformy sądownictwa, odparł, że musiał tak zrobić, ponieważ chce pozyskać głosy w wyborach, także i z centrum. – Nie definiuje przy tym, co to jest centrum, może myśli o sobie, nie wiem – powiedział korespondent z Niemiec.

Jak relacjonuje Jan Bogatko, „Die Zeit” pytał posła, czy Polska, mimo ewentualnych reform, pozostanie państwem prawa. To oznacza, że jeszcze 23 sierpnia Polska była państwem prawa, kiedy był przeprowadzany ten wywiad – komentował przebieg rozmowy z eurodeputowanym PO nasz korespondent z Niemiec – a dopiero od chwili uchwalenia tych ustaw przestanie być państwem prawa. Przecież KOD walczy o demokrację właśnie dlatego, że Polska przestała być państwem prawa i jest już dyktaturą.

Borys Budka mówił również niemieckiemu dziennikarzowi o „strasznym populizmie” w Polsce. PiS cieszy się poparciem – twierdzi – ponieważ rząd dokonuje rzeczy nieprawdopodobnych, na przykład obniżył wiek emerytalny. – Może ktoś powinien byłemu ministrowi uświadomić, że w Niemczech też obniżono wiek emerytalny w bardzo podobnej sytuacji, dlatego że były protesty przeciwko jego podniesieniu – skomentował tę wypowiedź Jan Bogatko. – Nie jest to więc „taki straszny populizm”, chyba że uważa się to za populizm w Polsce, a w Niemczech już nie. [related id=36106]

Inną „straszną rzeczą” według posła PO było wprowadzenie 500+. – Dodatki na dzieci w Niemczech są o wiele wyższe, wiec przeciętnemu Niemcowi, jak to czyta, trudno jest zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi – mówił z ironią Jan Bogatko, po czym dodał, że po opublikowaniu wywiadu tygodnik „Die Zeit” na swojej stronie internetowej umieścił sprostowanie, że zaszła pomyłka, bo pan Budka nie mówił w swoim wywiadzie o programie dla dzieci 500+. – W takim razie to zostało dopisane? Skoro nie powiedział, nie powinno się tam znaleźć? – pytał retorycznie korespondent.

Wyrazem populizmu według Borysa Budki jest również domaganie się odszkodowania od Niemiec. – Jest to rzecz straszliwa i budząca grozę – podkreślił Jan Bogatko. Przecież wiadomo, kto tę wojnę rozpoczął, kto skończył i o co chodziło.

Zwrócił uwagę, że pojawiające się w niemieckich mediach tytuły w stylu „Polska kampania przeciwko Niemcom” pokazują, jaka będzie tematyka na 1 września – być może znów usłyszymy, tak jak w 1939 roku, że „Polska atakuje Niemcy”.

Całego Poranka możesz posłuchać tutaj. Relacja Jana Bogatki w części trzeciej.

MW

Ulica i zagranica – kolejna odsłona farsy w warszawskim teatrze letnim

W cotygodniowym felietonie z Niemiec o tym, jak to polska policja śledzi opozycję oraz o historii słynnego zdjęcia, za którego publikowanie grozi w Niemczech utrata wolności.

„Die Welt”, niegdyś konserwatywna gazeta, włączyła się do chóru w prasie lewicowo-liberalnej w Niemczech. Mianowicie przejęła się potwornym dramatem dziejącym się w Polsce. Otóż polska policja nie ma nic lepszego do roboty niż śledzenie pana Petru. Jest on śledzony „zza każdego drzewa, zza każdego krzaka, na każdym rogu każdej ulicy”. „Die Welt”, opisując to, powołuje się na „najbardziej obiektywny polski dziennik” – „Gazetę Wyborczą”. Między 15 a 21 lipca wszystkie siły policyjne szkolone w obserwowaniu były użyte przeciwko polskiej opozycji.

Andrzej Przyłębski, ambasador Polski w Berlinie, jest jednak innego zdania. Uważa, że media niemieckie przedstawiają jednostronny i fałszywy obraz Polski. Zwrócił uwagę na skandaliczne informacje niemieckich dziennikarzy, m.in. korespondenta lewicowego „Süddeutsche Zeitung”.

Wszyscy w Polsce powinni przystąpić do „zmasowanego ataku w obronie wolności słowa w Niemczech”. Pewien niemiecki dziennikarz przedstawił zdjęcie muftiego Jerozolimy z niemieckim oficjelem z czasów II wojny światowej. Owa „Süddeutsche Zeitung” opisała to zdjęcie w ten sposób, że znajduje się na nim jakiś człowiek z opaską z Hakenkreutzem – można się domyślić, że to pewnie jakiś polski faszysta.

Tymczasem w Berlinie 28 listopada 1941 roku znany ze swej tolerancji Adolf Hitler przyjął u siebie wyjątkowego gościa. Był to Al-Hadżdż Muhammad Amin al-Husajni – uchodźca, który w kobiecym przebraniu uciekł z Iraku po obaleniu tam antybrytyjskiego puczu. Przyjęto go w Niemczech niczym bohatera narodowego – „Dziś do nas należy islam, a jutro cały świat”. W tym duchu widocznie teraz pisze najwidoczniej lewicowa gazeta „Süddeutsche Zeitung”, podczas gdy niemiecki sąd skazuje dziennikarza na karę pół roku więzienia w zawieszeniu za opublikowanie prawdziwego zdjęcia. Wyrok całe szczęście jeszcze nie jest prawomocny.

Zapraszamy do wysłuchania felietonu Jana Bogatki w części czwartej Poranka WNET.

JS

A!!! Król jest nagi! – czyli totalne zaskoczenie dziennikarza „Die Welt” podwójnymi standardami unijnymi wobec Polski

Schümer zwraca uwagę na podstawowe rzeczy, które człowieka myślącego zaczynają irytować, a które innym nie zakłócają jeszcze spokoju: dlaczego Bruksela narzuca rozwiązania krajom na wschodzie UE?

[related id=34901]Artykuł Dirka Schümera w „Die Welt” o Unii Europejskiej, która stosuje podwójne standardy, jest dla naszego korespondenta z Niemiec Jana Bogatki symptomatyczny.

– Wydaje mi się, że wreszcie chciał on napisać coś poprawnego na temat stosunków polsko-niemieckich. Tylko że autor rzeczonego artykułu tak dużo czyta niemieckiej prasy, słucha niemieckiego radia i ogląda niemieckiej telewizji, że się sam w tym gubi – ocenił Jan Bogatko. – Schümer pisze w „Die Welt”, że Unia, ganiąc kraje wschodniej Europy, często postępuje w ten sam sposób, co karbowy w minionych czasach, poganiając pracowników – niewolników junkra.

Zwrócił uwagę, że Dirk Schümer, posługując się terminem Europa Wschodnia, który został do końca przecież zdefiniowany już jakiś czas temu, tak naprawdę nie wie, co on oznacza. Wyjaśnił, że Europa Wschodnia to były tereny, które znalazły się w sowieckiej sferze wpływów. Z drugiej strony wie, że nawet Polacy często mówią „my tu w Europie Wschodniej”, czyli zachowują się tak, jak im powiedziano – aby w tym kącie spokojnie siedzieli i nie podskakiwali.

– Schümer zwraca uwagę na podstawowe rzeczy, które go jako człowieka myślącego zaczynają irytować, a które innym nie zakłócają jeszcze spokoju – powiedział korespondent. – Mianowicie dlaczego Bruksela narzuca rozwiązania krajom na wschodniej flance UE? „Przypomina to – pisze Schümer – mieszanie się w sprawy wewnętrzne Układu Warszawskiego”. – Oczywiście Układ Warszawski i UE mają ze sobą bardzo wiele wspólnego, to znaczy – zerowy margines wolności dla tych, którzy stojąc, nie biją braw UE, i tu leży pies pogrzebany, jak to się mówi w Niemczech – ocenia Bogatko.

Zwrócił uwagę, że domaganie się przez mieszkańców Polski, Węgier itd. zabezpieczenia przez UE granicy zewnętrznej przedstawiane jest dzisiaj jako coś nadzwyczajnego, a przecież „nie tak dawno temu zabezpieczenie granicy UE było tematem numer jeden wszystkich mediów niemieckich. To było bardzo ważne, żeby ci Polacy, Bułgarzy itd. zwracali uwagę na to, żeby ta granica była należycie kontrolowana”.

– Dzisiaj postępuje się inaczej, uważa się tutaj, uważają liberałowie, lewica i lewicowy przecież „Die Welt”, że nie powinno być żadnych granic, wszyscy powinni biec do nas z całego świata radośnie i wesoło – powiedział Jan Bogatko.
[related id=34829]- Czy rzeczywiście politycy UE, którzy w zasadzie mają dość wątpliwą legitymację demokratyczną, mogą narzucać swoje stanowiska tym państwom, które mają demokratycznie wybrane rządy? – pyta Jan Bogatko, jako przykład podając Jeana-Claude’a Junckera, którego „wyborcy w Luksemburgu ukarali”, albo Fransa Timmermansa – którego partia była „par excellence bolszewicka” i w trakcie Cudu nad Wisłą optowała za tym, aby w Holandii wprowadzić „prawdziwie sprawiedliwy system bolszewicki”, a który to podaje się wszędzie jako wierzący katolik. „No domyślam się, w co on wierzy, natomiast jakim on jest katolikiem, nie będę chciał rozmawiać, bo nie mieszam się w kwestie sumienia i wyznania”.

Jan Bogatko uważa, że tekstu Schümera w „Die Welt” nie można traktować jako przełomu, „to raczej gorzka refleksja dziennikarza, który zauważył, że sam dał się omamić przekazowi niemieckich mediów” i „szuka z tego wyjścia, bo ma resztkę sumienia. A może to jest totalne zaskoczenie chłopca, który zobaczył… A!!! Król jest nagi!”

MoRo

chcesz wysłuchać całej audycji, kliknij tutaj

Korespondencja z Niemiec Jana Bogatki w części czwartej Poranka Wnet.

Telewizja ZDF pyta ministra Ziobrę, czemu Unia Europejska krytykuję Polskę, a nie Niemcy. Czy to dowcip tygodnia?

Dzień 44. z 80 / Nowy Sącz / Poranek WNET – W korespondencji Jana Bogatki z Niemiec o wywiadzie ministra sprawiedliwości w niemieckiej telewizji oraz o reakcji Niemiec na kwestię reparacji wojennych.

– Dlaczego Unia Europejska krytykuje Polskę, a nie Niemcy? – spytał redaktor telewizji ZDF ministra Zbigniewa Ziobrę podczas przeprowadzanego z nim wczoraj wywiadu. Jan Bogatko przyznaje, że to bardzo dobre pytanie, ale czy dobrze jest zaadresowane?

Minister Ziobro „bił się dobrze”. Był w sposób elegancki atakowany od samego początku rozmowy. Starał się wyjaśnić niemieckim widzom, że reformy, które chce przeprowadzić, nie idą tak daleko, jak niemieckie przepisy, według których państwo ma znacznie większy wpływ na nominowanie sędziów wszystkich sądów, niż on proponuje w Polsce. Gdyby sprawa nie była tak poważna, zadane Ziobrze tytułowe pytanie, czemu Unia Europejska krytykuje Polskę, a nie Niemcy, mogłoby być, według Jana Bogatki, dowcipem tygodnia.

Z reformą wymiaru sprawiedliwości i „likwidacją” Puszczy Białowieskiej walczą też inne media. Mówią, że polska opozycja jest nimi bardzo zaniepokojona, a tą opozycją okazuje się być głównie Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej. [related id=34086]

Teraz PiS – według niemieckich mediów – zamierza wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej i to wbrew społeczeństwu, które murem stoi za Unią, gdyż dzięki niej może wyjeżdżać za granicę. Wprawdzie polski rząd nie wypowiedział się, że jest za wyjściem Polski z UE, ale… ciągle krytykuje rzekomą biurokrację unijną. Tymczasem nawet w lewicowej niemieckiej prasie każdego miesiąca można znaleźć tysiące żartów z unijnej biurokracji. Tym, co ma świadczyć o zamiarze opuszczenia przez Polskę Unii, jest też krytykowanie rzekomej – według prasy niemieckiej – ingerencji Komisji Europejskiej w sprawy wewnętrzne państw członkowskich. – Jak pogodzić ten zarzut z jednoczesnym nawoływaniem, żeby Unia wywierała presję na Polskę w sprawie reform sądownictwa i Puszczy Białowieskiej? – pyta retorycznie Jan Bogatko.

Na temat żądania wypłacenia Polsce reparacji wojennych przez Niemcy media niemieckie nie mówią wiele, gdyż nie chcą wywoływać dyskusji na ten temat. Sucho jedynie stwierdzają, że sprawa została już załatwiona, bo Polska zrzekła się odszkodowania, i że nawet polska opozycja jest przeciwna występowaniu o odszkodowania wojenne, gdyż tym sposobem – zdaniem Grzegorza Schetyny – Polska znów rozpoczęłaby wojnę z Niemcami. – Znowu, czyli atakiem na radiostację w Gliwicach? – pyta Jan Bogatko na koniec swojej relacji.

Zapraszamy do wysłuchania całej relacji z Niemiec w części trzeciej Poranka WNET.

JS

Niemiecka prasa boi się, że Donald Tusk nie wróci do Polski i dlatego namaszcza Borysa Budkę i Kamilę Gasiuk-Pihowicz?

Dzień 37. z 80 / Sejny / Poranek WNET – W cotygodniowej korespondencji z Niemiec Jan Bogatko o sytuacji politycznej w Polsce widzianej tym razem oczami dziennikarza „Die Welt”.

W dzienniku „Die Welt” ukazał się artykuł Gerhada Gnaucka na temat tego, co aktualnie dzieje się w Polsce. Już nie „totalna”, a „zjednoczona opozycja” będzie protestować przeciwko reformie wymiaru sprawiedliwości, która dzieli Polaków. Połączyć ich może Donald Tusk, który dzisiaj przyjeżdża do Warszawy zeznawać na temat tego, co się wydarzyło po katastrofie smoleńskiej z jej ofiarami.

Sytuacja jest cały czas trudna, pomimo że dwie ustawy z trzech o wymiarze sprawiedliwości nie zostały podpisane przez prezydenta Andrzeja Dudę. Podpisana została trzecia. „Jak on mógł to podpisać!” W związku z tym Bruksela rozpoczęła postępowanie przeciwko Polsce. Za tym stoi Donald Tusk, jak go określił Jan Bogatko: niemiecki polityk, dawniej polityk polski.

Według „Die Welt” Donald Tusk ma potencjał, aby stać się mężem opatrznościowym Polaków. Czas jego rządów był okresem wspaniałej modernizacji kraju, solidnej polityki gospodarczej pomimo kryzysu na świecie. Rząd PO upadł jedynie dlatego, że była „jakaś” afera podsłuchowa, która nosi wyraźnie ślady rosyjskie. [related id=33271]

Mamy więc nową teorię spiskową – Rosja nie ma nic wspólnego z katastrofą smoleńską, ale z aferą podsłuchową, która ma „wyraźny podpis cyrylicą”, jak zażartował Jan Bogatko. Takie rzeczy wypisuje dziennikarz „Die Welt”, który „zna się na wszystkim”. Afera podsłuchowa miała według niego zdestabilizować Polskę przez odsuniecie od władzy „postępowej, wspaniałej, lubianej przez wszystkich” Platformy Obywatelskiej.

Dalej czytamy w „Die Welt”, że zwolennicy PO chcą, żeby Donald Tusk wrócił do Polski i odsunął od władzy autorytarnie rządzący PiS.

Dziennik tłumaczy też sprawę, w której były premier ma dzisiaj zeznawać. Otóż nie można było otwierać trumien zaraz po katastrofie, bo wywołałoby to rewolucję.

Czy Tusk w ogóle chce stanąć na ringu? – pyta z niepokojem dziennikarz „Die Welt”. Jedno jest jego zdaniem pewne – wielu Polaków, którzy teraz wychodzą na ulice, nie przepada za aktualnymi liderami PO i Nowoczesnej (Grzegorzem Schetyną i Ryszardem Petru), dlatego największe oklaski otrzymuje Borys Budka i Kamila Gasiuk-Pihowicz.

Zapraszamy do słuchania Poranka WNET z Sejn. Korespondencja Jana Bogatki w części trzeciej.

JS

 

 

Dlaczego Angela Merkel milczy na temat „strasznej sytuacji” w Polsce?

Ma to być przemyślana strategia, której celem jest to, żeby najbliższe wybory w Polsce wygrał Donald Tusk – wyjaśnia postępowanie kanclerz Merkel „Die Welt”.

 

Korespondent Radia WNET relacjonuje słuchaczom, co wypisują niemieckie media na temat reformy sądownictwa przeprowadzanej przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Sezon ogórkowy w pełni?

„Die Welt” zdradziła swoim czytelnikom to, o czym od dawna mówiła polska prawica, a czemu niemieckie media zawsze zaprzeczały. Otóż Niemcy próbują w różny sposób oddziaływać na sytuację wewnętrzną w Polsce. Dziennik ten „wysmażył długi materiał”, w którym tłumaczy, dlaczego Angela Merkel milczy na temat Polski. Ma to być przemyślana strategia, której celem jest to, żeby najbliższe wybory w Polsce wygrał Donald Tusk. Bezpośrednie zabranie głosu przez kanclerz Merkel w sprawie – jak ją się określa – „strasznej sytuacji” w Polsce tylko wzmocniłoby pozycję Jarosława Kaczyńskiego, a przecież nie o to Niemcom chodzi. [related id=32215]

„Niemieckim specjalistom od polskiej konstytucji wszystko, ale to wszystko kompletnie się myli”. Dlatego można darować „Spieglowi”, podanie informacji, że prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o reformie Sądu Najwyższego. W ogóle informacje podawane w Niemczech na temat tego, co jest zgodne, a co nie, z polską konstytucją, są kompletnie niezrozumiałe dla tych, którzy się na tym cokolwiek znają.

Z kolei „Bild” zarzuca, że Polska staje się republiką bananową, przy czym opisując, co się według niego dzieje w Polsce, nieustannie myli Sąd Najwyższy z sądami powszechnymi.

Czy elementem strategii Niemiec jest ultimatum postawione Polsce przez Fransa Timmermansa, „ulubionego” polityka Jana Bogatki, nie reprezentującego obecnie nikogo, bo jego partia w Holandii ostatnio otrzymała zaledwie 7 procent głosów?

Zapraszamy do słuchania korespondencji Jana Bogatki w dzisiejszym Poranku WNET w jego trzeciej części.

JS

„Panie i Panowie, Szanowni Murzyni” – czy tak Niemcy chętnie zwracaliby się do Polaków?

Dlaczego rozwiązania prawne, które w Niemczech gwarantują sędziom niezależność, w Polsce łamią zasady demokracji i praworządności? Czy Polska jest prymitywnym krajem bez kultury prawnej?

Jan Bogatko w Poranku WNET w rozmowie z Andrzejem Abgarowiczem opowiedział o tym, jak w Niemczech komentuje się przeprowadzane przez rządzący w Polsce obóz zmiany w wymiarze sprawiedliwości. Otóż reformy te komentuje się w sposób, „którego można oczekiwać, czyli w sposób bardzo negatywny”. Obowiązuje zasada, że wszelkie zmiany i inicjatywy rządu PiS są oceniane negatywnie, cokolwiek by się działo.

Jako przykład gość podał wywiad przeprowadzony przez „Deutsche Welle” z profesor prawa z Bonn Anne Sanders. Ma on znamienny tytuł „Polska. Państwo prawne w demontażu”. Profesor opisuje w nim, jak wygląda mianowanie sędziów w Niemczech. Na szczeblu federalnym sędziów wybiera komisja wyboru sędziów, która składa się z posłów i ministrów sprawiedliwości landów, a później mianuje ich federalny minister sprawiedliwości. Profesor zauważa, że rząd i parlament mają bardzo duży wpływ na ten wybór. Nie zaskakuje więc jej to, że rząd w Polsce ucieka się do argumentacji, że wprowadza reformy wzorowane właśnie na rozwiązaniach niemieckich. [related id=”31718″]

Tymczasem według Anne Sanders różnica jest taka, że ten system w Niemczech jest już od dawna stosowany i wypracowała się zasada „check and balance”, dzięki czemu sędziowie mogą pracować niezależnie. Innymi słowy – jak podsumował to Jan Bogatko – „w Polsce jest to niemożliwe, Polska jest na innym etapie rozwoju, jest prymitywnym państwem bez kultury prawnej”. Porównał to do sytuacji, gdy Heinrich Lübke, prezydent RFN w latach 1959-69, podczas wizyty w Liberii zwrócił się do zgromadzonych słowami „Panie i Panowie, Szanowni Murzyni”.

Z kolei aktualny niemiecki minister sprawiedliwości Heiko Maas wezwał do izolowania Polski w ramach Unii Europejskiej. Groźby te nie są według Jana Bogatki realne, ale tworzą klimat zastraszania i stawiania Polski w jednym szeregu z Turcją. Heiko Mass już wcześniej w podobny sposób wypowiadał się na temat Polski, mijając się przy tym z faktami.

O tym, a także o Mikołaju Iwickim – przodku Jana Bogatki – który w 1610 r. ufundował obraz Matki Bożej Pocieszenia w Orchówku można usłyszeć w części szóstej Poranka WNET nadawanego z Orchówka.

JS