Rządząca od Przewrotu Majowego Sanacja potrzebowała miejsca, gdzie mogłaby umieszczać niewygodnych dla siebie działaczy społecznych i politycznych. Tak oto powstał obóz w Berezie Kartuskiej.
Bezpośrednią przyczyną stworzenia obozu odosobnienia był przeprowadzony w 1934 roku przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) zamachu na ówczesnego ministra sprawa wewnętrznych Bolesława Pierackiego. W reakcji na zamordowanie polityka prezydent Ignacy Mościcki wydał rozporządzenie powołujące do życia Berezę Kartuską. Obóz od początku funkcjonował poza polskim systemem prawnym. Trafiało się do niego nie na podstawie wyroku sądu, a decyzji administracyjnej. Maksymalny okres pobytu więźnia Berezie Kartuskiej miał wynosić trzy miesiące. Zdarzały się jednak osoby, które spędzały tam znacznie więcej czasu.
Jak wyglądał dzień w Berezie Kartuskiej?
Więźniowie nie mieli w obozie łatwego życia. Ich dzień zaczynał się o 5 rano. Ubierali się na korytarzu i czekali na baczność wpatrzeni w ścianę korytarza. Na sygnał gwizdka wszyscy osadzeni biegli z ręcznikami i menażkami do ustawionych na zewnątrz beczek z wodą, aby się umyć. Kolejnym punktem programu było śniadanie, niezbyt zresztą wykwintne. Składało się ono z zupy i kawałka czerstwego chleba. Po posiłku więźniów zaganiano do różnych prac. Musieli czyścić ustępy (ubikacje). Były one w złym stanie, a skazani otrzymywali tylko jedno wiadro wody, kawałek starej szmaty i miotłę. Nieraz zdarzało się, że musieli czyścić latryny gołymi rękoma.
Więźniowie ponadto mieszali kupę kompostową rękoma, a także wyrównywali teren. Szczególnie ta druga praca była dla nich uciążliwa. Musieli nosić ziemię na teren oddalony nawet od dwieście metrów. Komendant pilnujący prac nieraz wybierał sobie osobę, która jego zdaniem nie wykonywała pracy z należytą dokładnością. Taki delikwent otrzymywał 25 razów pałką i musiał odbyć karny bieg. Więźniowie byli bici również w czasie załadunku wozów cegłą i kamieniami znalezionymi w czasie przekopywania terenu.
Dzień obozowy oficjalnie kończył się o 19. O tej godzinie więźniowie mieli kłaść się spać. Rzadko kiedy jednak się to udawało. Władze obozowe zmuszały osadzonych do wielokrotnego biegania od łóżka do wyznaczonego miejsca. Byli oni też często budzeni, by umożliwić przełożonym dokonanie rewizji. Stanie boso, w piżamie na zimnej posadzce dawało się więźniom we znaki szczególnie zimą.
Znani więźniowie Obozu
Obóz w Berezie Kartuskiej przestał funkcjonować dopiero po wkroczeniu Sowietów na terytorium Rzeczpospolitej we wrześniu 1939 roku. Łącznie przebywało w nim maksymalnie 2150 osób, niektóre kilkukrotnie. Wśród osadzonych znajdowały się znane osobistości. Jedną z nich był Bolesław Piasecki, przywódca Ruchu Narodowo Radykalnego Falanga. W Berezie Kartuskiej więźniem był także wybitny pisarz konserwatywny, autor wileńskiego Słowa Stanisław Cat – Mackiewicz.
Wielu mieszkańców współczesnej Ukrainy w rzeczywistości nie wie, kim jest — badania przeprowadzone w 1994 r. w Doniecku wykazały, że największą grupę w tym mieście stanowią „ludzie radzieccy”.
Stanisław Orzeł
W 1926 r. Dmytro Doncow opublikował broszurę Nacjonalizm, w której stwierdził, że między narodami toczy się darwinowska walka o byt. Przetrwać mogą tylko najsilniejsi, dlatego trzeba sięgać po radykalne środki, odrzucając moralność i etykę.
Naród miał stać się najwyższą wartością nie tylko w sferze polityki, ale miała mu zostać podporządkowana wola życia człowieka. Według niego tożsama z pojęciem narodu wola życia miała zostać osiągnięta poprzez przemoc, gdyż „bez przemocy i bez żelaznej bezwzględności niczego w historii nie stworzono.
Przeciwko „zajmańcom” (zaborcom), czyli Polakom i Rosjanom, miała być toczona bezwzględna walka, podczas której należało zapomnieć o wszelkich zasadach humanitarnych.
By osiągnąć cel, należało stworzyć własne siły zbrojne i pozyskać sojuszników. Kierując się zasadą, że „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”, za takiego sojusznika oficjalnie uznano Niemcy. Ideologię OUN skodyfikował latem 1929 r. Stepan Łenkawśki w „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”:
„Ja – duch odwiecznego żywiołu, który uratował Ciebie przed tatarskim potopem i postawił na granicy dwóch światów, aby tworzyć nowe życie:
Zdobędziesz państwo ukraińskie albo zginiesz w walce o nie.
Nie pozwolisz nikomu plamić chwały ani czci Twojego Narodu.
Pamiętaj o wielkich dniach naszych Walk Wyzwoleńczych.
Bądź dumny z tego, że jesteś spadkobiercą walk o chwałę Włodzimierzowego Tryzuba.
Pomścisz śmierć Wielkich Rycerzy.
O sprawie nie rozmawiaj tylko z tym, kim można, ale z tym, z kim trzeba.
Nie zawahasz się wykonać największego przestępstwa, jeśli będzie tego wymagać dobro sprawy.
Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmował wrogów swej Twojej Nacji.
Ani prośby, ani groźby, ani tortury, ani śmierć nie przymuszą Ciebie do wyjawienia tajemnicy.
Będziesz dążyć do poszerzenia siły, chwały, bogactwa i przestrzeni Państwa Ukraińskiego nawet w drodze zniewolenia obcych”.
(…) Źródłami, które potwierdziły polskie dochodzenia i ostatecznie kompromitują działalność nacjonalistów ukraińskich w czasach II RP, są: wspomniany memoriał Dumina sporządzony dla Abwehry i przejęte w 1934 r. tzw. archiwum Senyka.
(…) Analiza Memoriału Dumina i archiwum Senyka wykazuje, że od 1921 r. organizacje ukraińskich nacjonalistów UWO i OUN – jak pisze Lucyna Kulińska w Działalności terrorystycznej… – „pełniły w Polsce rolę V kolumny. UWO, a potem i OUN, dostarczały polskie dokumenty wojskowe i państwowe nie tylko Niemcom, ale także Sowietom i Litwinom (…). Memoriał [Dumina – S.O.] to materiał z jednej strony kompromitujący, a z drugiej obnażający całą amoralność przywódców ruchu, którzy bez wahania szafowali przyszłością i życiem młodzieży ukraińskiej, która im zawierzyła bez reszty”. Dumin już w pierwszych słowach nie pozostawia złudzeń co do tego, jaki jest cel walki i wszelkich innych przedsięwzięć UWO: „Zadaniem UWO była nieustanna i bezwzględna walka przeciwko Polsce. Celem UWO było zniszczenie polskiego panowania we wszystkich ukraińskich dzielnicach, podkopanie polskiego autorytetu państwowego, materialne i moralne niszczenie polskich organów władzy państwowej, a wreszcie zdobycie i ustanowienie własnego niezależnego państwa ukraińskiego” (L. Kulińska, Działalność terrorystyczna…, jw., s. 123).
Jednak głównym źródłem finansowania UWO pozostawał wywiad niemiecki. Do dalszego zbliżenia z Abwehrą doszło w roku 1933, kiedy wdrożono na szeroką skalę program szkoleń ukraińskich agentów. (…)
Ostatecznym czynnikiem, który zadecydował, że Niemcy we wrześniu 1939 r. nie wykorzystali komórek terrorystycznych OUN w Polsce, było podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow. Mimo to w kampanii wrześniowej odnotowano liczne przypadki ataków Ukraińców na posterunki polskiej policji oraz grupy polskich żołnierzy (D. Gibas-Krzak, D. Gibas-Krzak, Działalność terrorystyczna i dywersyjno-sabotażowa nacjonalistów ukraińskich w latach 1921–1939, „Przegląd Bezpieczeństwa Wewnętrznego” 3/10, s. 185–186). To, co wydarzyło się później, było już tylko ostatecznym rezultatem hodowania i tresury nacjonalizmu ukraińskiego przez nacjonalistów niemieckich, których pobił największy nacjonalista wielkoruski, Josip Wissarionowicz Dżugaszwili, a obecnie wykorzystuje nowy nacjonalista rosyjski – Władimir Władimirowicz…
Czy mieszkający i pracujący dziś w Polsce Ukraińcy, ci ze Związku Ukraińców w Polsce i ci, którzy przyjeżdżają „na zarobek” (a było ich chwilami 3 miliony), są inni niż przed okupacją niemiecką i zd/radziecką? Autor jednej z najobiektywniej napisanych historii Ukrainy, Jarosław Hrycak, widzi swój naród bardzo podzielony pod wieloma względami: językowym, wyznaniowym, kulturowym itd. Przyznaje, że ‘Ukrainiec’ jest dzisiaj pojęciem politycznym, a nie etnicznym, i że wielu mieszkańców współczesnej Ukrainy w rzeczywistości nie wie, kim jest — badania socjologiczne przeprowadzone w 1994 r. w Doniecku wykazały, że największą grupę w tym mieście stanowią „ludzie radzieccy”.
„Wszystko to (…) przemawia za tezą, że proces formowania się narodu ukraińskiego nie został ostatecznie zakończony, że przekształcanie się tego »substratu narodowego« w rozwinięte społeczeństwo obywatelskie, złączone nie tylko wspólną przeszłością, ale też atrakcyjnym projektem wspólnego życia w przyszłości — wciąż jeszcze trwa”.
(B. Stoczewska, Od „substratu etnicznego” do narodu (na marginesie książki Jarosława Hrycaka, Historia Ukrainy 1772–1999. Narodziny nowoczesnego narodu, Lublin 2000), „Przegląd Historyczny” 92/1, s. 107).
Natomiast w Polsce, która nie jest już „pańska”, sprawę ukraińską w dwudziestoleciu międzywojennym powinniśmy – jak mówi L. Kulińska – potraktować „nie jako wyjątek, ale jeden z takich dramatów, których przebieg wskazuje na nieuchronność krwawej rozprawy ze strony wywodzących się z mniejszości etnicznych przeciwników państwa (szczególnie gdy znajdzie się ono w trudnej sytuacji międzynarodowej lub ekonomicznej), jeśli mniejszość jest wystarczająco liczna, a na dodatek znajdą się w niej ugrupowania kierujące się skrajnie szowinistyczną ideologią odrzucającą metody określane przez kulturę Zachodu jako cywilizowane…”
Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Przyszłość Ukrainy. „Niemiecki garnuszek” czy przyjaźń z Polską?” znajduje się na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.
Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Anton Drobowycz, nowy dyrektor Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej podzielił się w wywiadzie z portalem polukr.net swoim poglądem na to, co wydarzyło się na Wołyniu i w Galicji Wsch.
17 grudnia 2019 r. Anton Drobowycz został nowym dyrektorem ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej, w miejsce Wołodymyra Wiatrowycza. Ten ostatni wydarzenia, które polski Sejm nazwał ludobójstwem na ludność II RP dokonanym przez ukraińskich nacjonalistów, nazywał „wojną polsko-ukraińską”. Jego następca nie chce mówić ani o ludobójstwie ani o wojnie polsko-ukraińskiej, lecz o poszczególnych przypadkach zbrodni na ludności cywilnych popełnianych przez Polaków i Ukraińców, dodając, że „nie należy dążyć do konkurowania o liczbę ofiar”.
Mowa o ludobójstwie dokonanym przez Ukraińców na Polakach to nieporozumienie. […] Należy ocenić poszczególne akty przemocy, jeśli uznamy, że jest tendencja sumaryczna, to można będzie je wspólnie oceniać. Jeśli dojdziemy do wniosku, że ukraińskie oddziały dokonywały ataków na Polaków, a potem miały miejsce działania realizowane przez stronę polską wobec ludności ukraińskiej – i w obu wypadkach miały miejsce ataki na ludność cywilną, to należy zidentyfikować winnych i ofiary po obu stronach. Nie może być tak, że zbrodnie popełniały obie strony, a winna jest tylko jedna. Powinna istnieć równowaga, bazująca na naukowych faktach i powadze do ludzkiej godności.
Jak podaje polski IPN, świeżo sformowana Ukraińska Powstańcza Armia pierwszego masowego mordu na ludności polskiej dokonała 9 lutego 1943 r. w kolonii Parośla w pow. sarneńskim. Mordy były kontynuowane w kolejnych miesiącach, choć nie objęły całego Wołynia. W czerwcu 1943 r. Dmytro Klaczkiwski „Kłym Sawur”, członek Centralnego Prowidu (kierownictwa) Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i komendant jej zbrojnej ramienia (UPA) na Wołyniu, przekazał ustnie dyrektywę „o powszechnej fizycznej likwidacji całej ludności polskiej”. Drobowycz w wywiadzie, podobnie jak Wiatrowicz łącznie się wypowiadał o antypolskiej akcji UPA i o polskich akcjach odwetowych. Stwierdza przy tym, że:
Jeśli chodzi o wskazane wypadki, to nie nazwałbym ich wojną polsko-ukraińską. Myślę, że jesteśmy z Polakami po tej samej stronie barykady w walce o godność i sprawiedliwość. Jeśli jest i trzecia strona, która chce, abyśmy ze sobą sprzeczali się o historię, to należy zrobić wszystko, aby nie udało się osiągnąć jej tego celu.
Anton Drobowycz zapowiedział chęć powrotu do spotkań Polsko-Ukraińskiego Forum Historyków. Odbywające się dwa razy w roku spotkania miały miejsce od 2015 do 2017 r., kiedy to ukraińska strona zerwała współpracę ze względu na nowelizację 26 stycznia 2018 r. przez polski parlament ustawy o IPN, w której przewidziano odpowiedzialność karną za negowanie zbrodni ukraińskich nacjonalistów popełnionych w latach 1925-1950.
1 stycznia 2019 r. jest 110. rocznicą urodzin Stepana Bandery. Tego dnia tysiące osób przemaszerowało przez centralne ulice Kijowa, niosąc pochodnie, flagi UPA i portrety jej założyciela.
Podczas marszu, którego głównym organizatorem była partia Swoboda, wznoszono okrzyki ku czci Stepana Bandery i Romana Szuchewycza, a także obecnie walczących przeciwko rosyjskiej agresji. Na czele zgromadzenia szedł jeden z liderów ugrupowania, były wiceprzewodniczacy ukraińskiego parlamentu Rusłan Koszułynski, który oficjalnie jest określany jako wspólny kandydat na prezydenta ukraińskich środowisk nacjonalistycznych. Innymi organizatorami marszu była m.in. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, Prawy Sektor i Kongres Ukraińskich Nacjonalistów. Uczestnicy podkreślali, że Bandera jest dla nich symbolem walki o niepodległość Ukrainy. Pytani o odpowiedzialność ukraińskich nacjonalistów za mordy na Wołyniu i w Galicji odpowiadali, że
przypisywanie ich OUN to efekt sowieckiej propagandy i prowokacji. Niektóre osoby z kolei
wskazywały, że był to rezultat walki pomiędzy Polakami i Ukraińcami, a winny ponoszą obydwie strony.
Oddzielny marsz, również świętujący urodziny Stepana Bandery, zorganizował nacjonalistyczny Korpus
Narodowy – wzięło w nim udział około tysiąca osób. Uczestnicy mieli na głowach „mikołajkowe” czapki, a na jego czele szły osoby w strojach zimowych bałwanów. Według organizatorów miało to symbolizować
pozytywne przesłanie zgromadzenia. Korpus Narodowy i związane z nim paramilitarne Drużyny Narodowe zrezygnowały w tym roku z palenia pochodni, które wielokrotnie były wskazywane jako element symboliki kojarzącej się z ruchami faszystowskimi. Obydwa marsze przebiegły bez zakłóceń, nie doszło do żadnych incydentów.
Opisane wydarzenia wpisują się w szerszy kontekst uczczenia postaci założyciela UPA przez ukraińskie władze. W grudniu 2018 r. parlament tego państwa zadecydował, że obchody urodzin Bandery zostaną wpisane w kalendarz rocznic państwowych, a Lwowska Rada Obwodowa ogłosiła 2019 r. „rokiem Bandery”. Pomimo tego, w kijowskich marszach oficjalnie nie brali udziału przedstawiciele obydwu ciał. Do tej rocznicy nie odniósł się również prezydent Petro Poroszenko.
We wpisie na Facebooku szef Ukraińskiego Instytutu Narodowej Pamięci Wołodymyr Wiatrowycz
napisał m.in. „Bandera – symbol budzący gwałtowne emocje (silna nienawiść lub nieograniczony
podziw), które nie pozwalają by spokojnie przeanalizować jego życie i spuściznę”. Dla niego samego
Bandera jest symbolem walki o wolność.
We wtorek reprezentanci lwowskich władz, w tym prezydent miasta Andrij Sadowy, złożyli kwiaty pod pomnikiem założyciela UPA. Podobne uroczystości odbywały się też w innych miastach Ukrainy. W Zaporożu z tej okazji został zorganizowany rajd samochodowy.
Polska proponuje: ekshumacjami ofiar powinna się zająć polsko-ukraińska komisja międzyrządowa. Ukraina odrzuca propozycję: „Nie jest wyczerpany negocjacyjny potencjał istniejących struktur”
Polska delegacja na czele z wicepremierem, ministrem kultury prof. Piotrem Glińskim uczestniczyła w Kijowie w dwustronnych rozmowach międzyrządowych na temat wspólnego dziedzictwa kulturowego, a także na temat kwestii związanych z pracami poszukiwawczymi, ekshumacjami i upamiętnieniem ofiar po obu stronach granicy. Wicepremier Gliński zaproponował ukraińskiej stronie, której przewodniczył minister kultury Jewhen Nyszczuk, by tymi sprawami zajęła się istniejąca już komisja międzyrządowa:
– Te trudne kwestie dotyczą spraw upamiętnień i dotyczą także spraw ekshumacji, czyli poszukiwania, ekshumowania i godnych pochówków ponownie ofiar historii – po obu stronach w Polsce i na Ukrainie. Zaproponowaliśmy, jako strona polska, aby oddzielić w jakiejś mierze te dwie kwestie, a rozmowy na ten temat przenieść na wyższy poziom. Z poziomu IPN-ów obu krajów [..] na poziom najwyższy:operacyjny poziom międzyrządowy, czyli na poziom Komisji Międzyrządowej ds. Ochrony i Restytucji Dóbr Kultury – po spotkaniu oświadczył wicepremier Gliński.
Według wicepremiera komisja miałaby mieć charakter polityczny, ale w jej gronie mieliby się znaleźliby się także eksperci i historycy, oraz przedstawiciele obydwu instytutów pamięci narodowej. Komisja nie jest ciałem nowym, lecz faktycznie obecnie niefunkcjonującym – jej ostatnie posiedzenie miało miejsce w 2015 roku. Teraz prace komisja według wicepremiera mogłaby wznowić w ciągu miesiąca. Polska strona zaproponowała również rozszerzenie zakresu działalności komisji o sprawy dotyczące ekshumacji i upamiętnień. Na jej czele mogliby stanąć wicepremierzy, lub ministrowie kultury obu rządów. Wicepremier wskazał również sposób postępowania w sytuacji rozbieżności co do sprawy upamiętnień:
– Jeżeli nie będziemy w stanie rozwiązać satysfakcjonująco dla obu stron kwestii upamiętnień to postawimy przynajmniej krzyż, data, nazwisko. Natomiast sprawa upamiętnień powinna także podlegać tej komisji międzyrządowej. I powinna indywidualnie podchodzić do każdej ze spraw, one są często trudne i skomplikowane, zindywidualizowane, bo upamiętnienia dotyczą różnych okoliczności i różnych ofiar.
Bez wspólnego stanowiska
W komentarzu dla Radia WNET szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyr Wjatrowycz, który brał udział w negocjacjach, stwierdził , że przedstawiona na rozmowach przez polska stronę propozycja dotycząca powołania nowej komisji na poziomie wicepremierów lub rozszerzenia pełnomocnictw obecnie istniejącej komisji międzyrządowej zajmującą się restytucją dóbr kultury nie została przyjęta przez stronę ukraińską:
– Uważamy że nie jest wyczerpany negocjacyjny potencjał istniejących struktur ze strony ukraińskiej: Ukraińskiego Instytutu Narodowej Pamięci i państwowej komisji międzyresortowej i ze strony polskiej: Instytutu Pamięci Narodowej i Ministerstwa Kultury ponieważ na razie odbyło się tylko jedno spotkanie na poziomie szefów departamentów w czerwcu tego roku. Jesteśmy przekonani, że trzeba kontynuować spotkania na wyższym poziomie w ramach tych struktur, a kwestie, które są teraz problematyczne są całkowicie możliwe do rozwiązania. Natomiast jeśli mówimy o stworzeniu jakiejś innej struktury to działalność jej będzie sprzeczna z ukraińskim ustawodawstwem – ponieważ UINP i państwowa komisja międzyresortowa według ukraińskiego prawo są właściwymi do prac w tej sferze. Oprócz tego jeśli byłaby chęć zmieniania kompetencji komisji międzyrządowej zajmującymi się sprawami restytucji (Międzyrządowa Komisja ds. Ochrony Zabytków i Zwrotu Dóbr Kultury – red.) to potrzeba do tego długotrwałych biurokratycznych procesów wymagających poważnych uzgodnień – powiedział szef Ukraińskiego Instytutu Narodowej Pamięci
Wjatrowycz wyraził zdziwienie w związku z wypowiedziami dla mediów wicepremiera Glińskiego dotyczącymi rezultatów negocjacji, stwierdzając, że wspólne stanowisko dopiero miało być przygotowane.
Po wizycie wicepremiera Piotra Glińskiego na Ukrainie oświadczenie wydało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP, w którym m.in. czytamy:
„Strona polska za nieakceptowalne uznała obowiązywanie zakazu poszukiwań i ekshumacji, stoi bowiem na stanowisku, że polskim i ukraińskim ofiarom konfliktów należą się godne pochówki. Minister Kultury Ukrainy zadeklarował poruszenie tego tematu w rozmowach z członkami Rady Ministrów Ukrainy i podkreślenie wagi tego tematu dla strony polskiej.
Uważamy, że podstawą porozumienia w zakresie upamiętnień powinno być wspólne uzgadnianie treści i formy polskich i ukraińskich wzajemnych upamiętnień w Polsce i Ukrainie, bowiem priorytetem dla obu stron winien być postęp w sprawie upamiętnień, a także w zakresie ochrony i restytucji dóbr kultury.
Dialog historyczny Polski i Ukrainy wymaga podejścia całościowego i systemowego. W związku z tym strona polska zaproponowała podniesienie rangi partnerów rozmów. Strona polska podniosła kwestie wznowienia prac Międzyrządowej Komisji ds. Ochrony i Zwrotu Dóbr Kultury pod przewodnictwem wicepremierów lub ministrów odpowiedzialnych za kulturę i dziedzictwo narodowe obu krajów i wypracowania w jej ramach satysfakcjonujących dla obu stron rozwiązań w obszarze polityki historycznej i upamiętnień.
Strona polska podkreśliła, że poruszone na dzisiejszym spotkaniu kwestie mają zasadnicze znaczenie dla dobrego przygotowania wizyty na Ukrainie Prezydenta RP Pana Andrzeja Dudy, któremu bliskie są zagadnienia historyczne.”
Rosyjski ślad
Wcześniej wielokrotnie polska strona zwracała na ograniczenia dotyczące możliwości realizacji prac poszukiwawczych i prowadzenia ekshumacji na terenie Ukrainy. Było to związane ze stanowiskiem w tej sprawie Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej kierowanego przez Wołodymyra Wjatrowycza.
27 kwietnia br. Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej zapowiedział zainicjowanie wstrzymania polskich prac poszukiwawczych i upamiętnienia ofiar OUN-UPA na terenie Ukrainy. Stanowisko UINP było spowodowane rozbiórką pomnika poświęconego UPA w Hruszowicach na terenie Polski. Pomnik został uznany za nielegalny i rozebrany zgodnie z decyzją wójta gminy Stubno (woj. podkarpackie), a legalność działań potwierdziło polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w specjalnym komunikacie. Strona ukraińska twierdziła, że przy demontażu pomnika doszło do profanacji godła Ukrainy, a pomnik został rozebrany w przededniu obchodów akcji „Wisła”. Kontrowersyjnym był również fakt, że rozbiórki pomnika dokonali nie przedstawiciele instytucji gminnej, lecz działacze polskich organizacji nacjonalistycznych. Strona ukraińska podkreślała, że również na Ukrainie wiele polskich upamiętnień nie posiada odpowiednich zgód, ale jednak nie są demontowane.
Od kilkunastu miesięcy dochodzi również do dewastacji i profanacji cmentarzy i miejsc pamięci zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie. Oficjalni przedstawiciele Polski i Ukrainy oceniając te wydarzenia często zwracają uwagę na możliwe prowokacje i tzw. „rosyjski ślad”.
Chcemy żyć w zgodzie z Ukraińcami, ale zapomnieć nam nie wolno! – powiedział Czesław Laska, inicjator budowy pomnika upamiętniającego ofiary ludobójstwa na Kresach Wschodnich, który stanął w Łężycy.
– Żeby nie zapomnieć o tym ludobójstwie na Kresach Wschodnich, którego dokonali Ukraińcy na narodzie polskim – powiedział Czesław Laska, inicjator budowy Pomnika Ofiar Ludobójstwa na Kresach Wschodnich w Łężycy, gmina Zielona Góra. [related id=”28623″]
On sam urodził się już na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych w latach 50., ale jego rodzice pochodzili z Kresów Wschodnich i zostali wysiedleni po II wojnie światowej na mocy układów, jakie zawarły państwa alianckie z ZSRR pod koniec wojny.
– 17 lutego 1944 roku został zamordowany mój stryj Władysław Laska, żołnierz XIV Pułku Ułanów Jazłowieckich, za to, że był Polakiem – powiedział Laska.
– Nawet się nie spodziewali, że sąsiad może zamordować sąsiada – powiedział gość Poranka. Dowodził, że ta metodyczna i skoordynowana akcja wymierzona w Polaków miała miejsce na terenie aż sześciu województw II RP jednocześnie. Przypomniał, że „wszystko się zaczęło” w województwie tarnopolskim, mimo że do historii rzeź ta przeszła pod mianem ludobójstwa na Wołyniu. [related id=”28604″]
– Jak można było mordować wszystkich po kolei, od tego w kołysce po starca? – pytał gość Poranka Wnet. Nie może zrozumieć, mimo upływu lat, jak mogli dokonać tak haniebnej zbrodni przy ołtarzu w kościele ludzie „przecież wierzący, grekokatolicy”, „podlegający pod tego samego papieża” .
– Chcemy żyć w zgodzie z Ukraińcami, ale zapomnieć nam nie wolno! – powiedział rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego.
11 i 12 lipca 1943 r. zbrodnicze organizacje OUN-UPA dokonały skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców 150 miejscowości na Wołyniu. W wyniku Zbrodni Wołyńskiej zginęło ponad 100 tysięcy Polaków.
Sprawcami Zbrodni Wołyńskiej były Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów – frakcja Stepana Bandery – i podporządkowana jej Ukraińska Powstańcza Armia oraz ludność ukraińska uczestnicząca w mordach swoich polskich sąsiadów. OUN-UPA nazywała swoje działania „antypolską akcją”. To określenie ukrywało zamiar, jakim było wymordowanie i wypędzenie Polaków. Do tej pory historycy spierają się w kwestii liczby ofiar. W wielu opracowaniach szacuje się, że w trakcie rzezi na Wołyniu zginęło nawet 300 tysięcy Polaków i około 10-20 tysięcy Ukraińców, często w wyniku bratobójczych mordów spowodowanych zdecydowanym sprzeciwem wobec żądań, aby brali udział w mordowaniu własnych sąsiadów. [related id=28627]
Według szacunków historyków IPN ukraińscy nacjonaliści zamordowali około 100 tysięcy Polaków. 40-60 tysięcy zginęło na Wołyniu, 20-40 tysięcy w Galicji Wschodniej, co najmniej 4 tysiące na terenie dzisiejszej Polski. Terror UPA spowodował, że setki tysięcy Polaków opuściły swoje domy, uciekając do centralnej Polski.
Palili żywcem w kościołach
Pierwszy masowy mord na ludności polskiej na Wołyniu został dokonany 9 lutego 1943 roku przez oddział Ukraińskiej Armii Powstańczej, który zamordował 173 Polaków we wsi Parośla I w powiecie sarneńskim.
Wpływ na nasilenie się fali zbrodni miało porzucenie w marcu i kwietniu 1943 roku przez policjantów ukraińskich służby na rzecz Niemiec i przejście w szeregi UPA. Wielu z tych policjantów brało wcześniej udział w zagładzie Żydów. Jednej z największych zbrodni ukraińscy nacjonaliści dokonali w nocy z 22 na 23 kwietnia 1943 roku – UPA spaliła osadę Janowa Dolina i zamordowała ok. 600 Polaków.
Szczególne nasilenie zbrodni nastąpiło w lipcu 1943 roku. Zamordowano wówczas ok. 10-11 tysięcy Polaków. 11 i 12 lipca UPA dokonała skoordynowanego ataku na Polaków w 150 miejscowościach w powiatach włodzimierskim, horochowskim, kowelskim i łuckim. Wykorzystano fakt gromadzenia się w niedzielę 11 lipca ludzi w kościołach. Doszło do mordów w świątyniach, m.in. w Porycku (dziś Pawliwka) i Kisielinie. Około 50 kościołów katolickich na Wołyniu zostało spalonych i zburzonych. Często dochodziło do zamykania ludności polskiej w świątyni i podpalania jej. Ludzie, którym udało się wyrwać z pożogi, często byli dobijani przez Ukraińców, którzy krążyli wokół palącego się kościoła.
Używano siekier i wideł
16 lipca 1943 roku oddziały UPA we wsi i w majątku Pułhany (pow. Horochów) zamordowały około 120 Polaków, a w Kupowalcach (pow. Horochów) około 150.
Zbrodnie na Polakach dokonywane były niejednokrotnie z niebywałym okrucieństwem, palono ludzi żywcem, wrzucano do studni, używano siekier i wideł, wymyślnie torturowano ofiary przed śmiercią, a także gwałcono kobiety.
Ogółem zbrodni na Polakach dokonano w 1865 miejscach na Wołyniu. Największych masakr dokonano w Woli Ostrowieckiej, gdzie zamordowanych zostało 628 Polaków, w kolonii Gaj – 600, w Ostrówkach – 521, Kołodnie – 516.
Polska samoobrona
UPA atakowała bazy samoobrony polskiej na Wołyniu, w których chroniła się ludność, m.in. Przebraże, gdzie uratowało się ok. 10 tysięcy Polaków. Tylko część baz samoobrony przetrwała. Pomocy bazom udzielała partyzantka sowiecka, a także żołnierze węgierscy, sprzedając amunicję. Były przypadki pozyskiwania broni od Niemców. Polacy szukali ratunku, uciekając do miast i miasteczek kontrolowanych przez wojsko niemieckie. Wielu z nich zostało wywiezionych na roboty przymusowe do Niemiec. Niewielkie szanse na przeżycie mieli ci, którzy na własną rękę opuszczali bazy samoobrony – m.in. 16 lipca 1943 roku oddziały UPA wymordowały co najmniej 155, być może nawet 600 Polaków, którzy opuścili Hutę Stepańską (pow. Kostopol), ośrodek polskiej samoobrony.
Określenie Zbrodnia Wołyńska dotyczy nie tylko masowych mordów dokonanych na terenach Wołynia, czyli byłego województwa wołyńskiego, ale także w województwach lwowskim, tarnopolskim i stanisławowskim (Galicja Wschodnia), a także w województwach lubelskim i poleskim.
SS Galizien razem z UPA mordowała Polaków
UPA, kierowana przez Romana Szuchewycza „Tarasa Czuprynkę”, rozpoczęła antypolską akcję w Galicji Wschodniej w kwietniu 1944 roku. Miała ona być w założeniu nie tak drastyczna, jak ta przeprowadzona na Wołyniu. Zamierzano zmusić Polaków do opuszczenia domów pod groźbą śmierci. W przypadku odmowy mieli być zabijani tylko mężczyźni. W praktyce często dochodziło do zbrodni na wszystkich mieszkańcach. Masowych mordów dokonano m.in. w Podkamieniu (100–150 zabitych), Bryńcach Zagórnych (100-145 ofiar) Berezowicy Małej (130-135 ofiar). W zbrodniach oprócz UPA wzięli udział ukraińscy żołnierze, ochotnicy dywizji SS Galizien (Huta Pieniacka, 600-900 zabitych).
Z rąk nacjonalistów ukraińskich ginęły także rodziny polsko-ukraińskie, Ukraińcy odmawiający wzięcia udziału w zbrodniczej akcji oraz osoby ratujące Polaków. „Kresowa Księga Sprawiedliwych” (wyd. IPN), opracowana przez Romualda Niedzielkę, podaje, że Ukraińcy uratowali 2527 Polaków. Do tej pory udało się udokumentować tylko 384 takie przypadki.
Ludobójstwo na Kresach
W opinii znawcy problematyki polsko-ukraińskiej historyka prof. Grzegorza Motyki „choć akcja antypolska była czystką etniczną, to jednocześnie spełnia ona definicję ludobójstwa”. Celem było bowiem zniszczenie na Wołyniu w całości, a na innych terenach w części polskiej grupy etnicznej.
W 2016 roku Sejm ustanowił 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP. Sejm – głosi uchwała – oddaje hołd „wszystkim obywatelom II Rzeczypospolitej bestialsko pomordowanym przez ukraińskich nacjonalistów”.
MoRo/PAP
Kontynuując przeglądanie strony zgadzasz się na użycie plików cookies. więcej
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.