Jan Paweł II ponad 60 razy w oficjalnych wystąpieniach poruszał sprawę Kościoła w Chinach. Pragnął jego jedności

Bano się Jana Pawła II jako tego, który – że tak powiem – rozłożył na łopatki komunizm w Europie. Ale był bardzo szanowany przez intelektualistów chińskich, a kochany przez chińskich chrześcijan.

Antoni Opaliński, ks. Zbigniew Wesołowski

Sprawa Kościoła katolickiego Chinach cieszy się w tej chwili w Kościele powszechnym wielkim zainteresowaniem. Nas interesuje zagadnienie stosunku Jana Pawła II do Kościoła chińskiego.

Papież Franciszek napisał 26 września list do chrześcijan, biskupów, księży w Chinach, a także do całego Kościoła powszechnego, z prośbą o zrozumienie i po prostu zaufanie do polityki, którą w tej sprawie prowadził przez ostatnie lata. Zresztą nie tylko on. Państwo watykańskie zawsze zabiegało o kontakty z Chinami.

Pierwsze spotkanie Jana Pawła II z komunistami, przedstawicielami państwa chińskiego, miało chyba miejsce rok po rozpoczęciu jego pontyfikatu, w ONZ, kiedy Chińczycy przyjechali tam na Forum Pokoju i Sprawiedliwości. Oczywiście oficjalnych kontaktów nie było. Mało kto wie o liście Jana Pawła II do Deng Xiaopinga z 1983 roku. Był to list prywatny i Deng Xiaoping nigdy na niego nie odpowiedział. Tak więc papież podejmował różne zabiegi.

Oczywiście bano się Jana Pawła jako tego, który – że tak powiem – rozłożył na łopatki komunizm w Europie. Ale był bardzo szanowany przez intelektualistów chińskich, a kochany przez chińskich chrześcijan, którzy do niego tęsknili. Byłem kilka razy w Chinach w tym czasie. Modlono się za Jana Pawła II, jakkolwiek w niektórych mszałach za papieża były wykreślone modlitwy.

Były różne tajne porozumienia. Nie zajmowałem się nigdy głębiej tą sprawą, ale w 1987 roku chińskiego pochodzenia kardynał z Manili, Jaime Sin, pojechał do Pekinu i tam spotkał się potajemnie z przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej, Li Xiannianem. Od tego czasu datują się wzajemne kontakty. (…)

Ze swojego pobytu na Tajwanie w 1999 roku na Boże Narodzenie pamiętam list Konferencji Biskupów tajwańskich, którzy pisali, że są prowadzone rozmowy między Watykanem a Pekinem i możliwe, że Kościół na Tajwanie nie będzie już czuł się opuszczony, jeśli dojdzie do porozumienia. Ale w roku dwutysięcznym, w święto Trzech Króli, w katedrze Nantang w Pekinie zostało wbrew woli papieża wyświęconych pięciu nowych biskupów – i znowu była rana.

Potem, 1 X 2000 roku, odbyła się kanonizacja stu dwudziestu męczenników. Tego dnia wypada wielkie święto komunistów, rocznica ustanowienia republiki, i komuniści odebrali to, jakby tych stu dwudziestu męczenników, w tym trzydziestu trzech cudzoziemców, ruszyło przeciwko partii komunistycznej. I znowu powstały napięcia.

Papież w oficjalnych wystąpieniach w ciągu całego swego pontyfikatu ponad sześćdziesiąt razy poruszał sprawy Kościoła w Chinach. Z mojego punktu widzenia ważne byłoby, żeby ktoś podjął pracę magisterską, licencjacką czy nawet doktorską na temat stosunku Jana Pawła II do Chin. On pisał na ten temat bardzo dużo. My wiemy tylko o wypowiedziach na Anioł Pański czy o listach skierowanych na przykład do synodu na temat Azji, czy z innych oficjalnych okazji. Ale on tę sprawę miał w sercu i na pewno chciał dokonać tego, co udało się teraz papieżowi Franciszkowi – doprowadzić do jakiego porozumienia. (…)

W Rzymie od początku były trzy stanowiska. Jedno reprezentował kardynał Zen z Hongkongu, który był absolutnie przeciwny porozumiewaniu się z komunistami, bo po prostu im nie ufał. Druga opcja była, można powiedzieć, środkowa: przyglądano się i rozważano, czy można dopuścić porozumienie i zawierzyć komunistom. Wreszcie trzecie stanowisko. którego przedstawicielem jest sekretarz stanu Parolin, ma charakter bardziej pozytywny i jego celem jest porozumienie.

Główny motyw dążenia do porozumienia jest po prostu taki, nie było Kościoła tak zwanego patriotycznego czy państwowego. Nasz Jan Paweł II zawsze powtarzał: jeden Kościół. Szczególnie w latach dziewięćdziesiątych to była jego mantra: jeden Kościół. I zależało mu na tym żeby ten oficjalny i ten podziemny coraz bardziej się zbliżały.

Ksiądz profesor Zbigniew Wesołowski pracuje w Instytucie Monumenta Serica uniwersytetu Sankt Augustin w Nadrenii Północnej-Westfalii – jednym z najważniejszych w Europie ośrodków studiów nad chrześcijaństwem dalekowschodnim.

Cały wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Zbigniewem Wesołowskim pt. „Jan Paweł II i Kościół w Chinach” znajduje się na s. 16 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Zbigniewem Wesołowskim pt. „Jan Paweł II i Kościół w Chinach” na s. 16 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Papieskie Studio Dublin – Tomasz Wybranowski przypomina wizytę Świętego Jana Pawła II w Irlandii: 29.09. – 1. 10.1979 r.

Do trzeciej podróży apostolskiej Jana Pawła II doszło na przełomie września i października 1979 roku. Papież odwiedził Irlandię oraz Stany Zjednoczone Ameryki. 29 września przybył na Zieloną Wyspę.

Ojciec Święty Jan Paweł II odwiedził Dublin,  Droghedę, Cabrę, historyczne opactwo Clonmacnois, Galway, Knock, Maynooth i Limerick. 

Pierwszego dnia wizyty Jan Paweł II odprawił Mszę Św. w Phoenix Park w Dublinie. Na spotkanie z Papieżem Polakiem przybyło, według szacunków, ponad 1 milion 250 tysięcy wiernych. 

1 października 1979 roku, w Limerick, Jana Pawła II odprawił pożegnalną Mszę Św. na stadionie Greenpark. Pojawiło się na niej blisko 400 tysięcy wiernych. Do Ameryki Papież Jan Paweł II odleciał z Shannon. 

Władze miasta Limerick podkreślają, że wizyta polskiego papieża w 1979 roku, była jednym z najważniejszych wydarzeń w jego historii. 30 kwietnia przy ulicy Bishop’s Quay w centrum Limerick oddano Wielkiemu Polakowi hołd.

Tego dnia odsłonięto pomnik, który upamiętnia 39. rocznicę wizyty Jana Pawła II w tym trzecim, co do wielkości, mieście Republiki Irlandii.

Papież rozpoczął homilię w naszym ojczystym języku, po irlandzku – komentował podczas ceremonii odsłonięcia pomnika burmistrz Stephen Keary. – Zwrócił się wtedy do wiernych słowami „A phobail dhílis na Mumhan / Wyjątkowi ludzie Munsteru”. Nigdy wcześniej w naszym mieście nie było tak ważnego wydarzenia i prawdopodobnie nic takiego w przyszłości się już nie wydarzy.

Jak donosił reporter Limerick Post, oprócz upamiętnienia wizyty Ojca Świętego w Limerick, burmistrz Stephen Keary wymienił jeszcze jeden powód instalacji pomnika i przypomniał o licznej społeczności polskiej, która zamieszkuje miasto i hrabstwo, co ma być również podkreśleniem ważnej roli Polek i Polaków w rozwoju i historii miasta. 

 

John Paul II Memorial w Limerick. Fot.Keith Wiseman / za portalem Polska-IE.

 

Inny pomnik Jana Pawła II, na irlandzkiej ziemi, znajduje się w Maynooth, gdzie Papież odwiedził seminarium duchowne. Celem Wyspiarskiej pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II było „odwiedzenie i umocnienie w wierze Kościoła Irlandii”.

Nasz wielki Rodak brał także udział w obchodach jubileuszu 100-lecia sanktuarium maryjnego w Knock.

Tutaj zapis tamtych dni, przygotowany i komentowany przez Tomasza Wybranowskiego. Za archiwalne materiały i pomoc wielkie słowa podziękowania dla irlandzkiego radia i telewizji RTÉ.

Tomasz Wybranowski

Cały program życia zawdzięczam trzem słowom papieża sprzed 40 lat / Paweł Bortkiewicz TChr, „Kurier WNET” nr 52/2018

Papieska myśl o całą długość stadionu wyprzedziła rozważania intelektualistów Zachodu, którzy epokę później zaczęli toczyć spór między iluzją „końca historii” a „zderzeniem cywilizacji”.

Paweł Bortkiewicz TChr

Czterdzieści lat i trzy słowa

Tym, co pojawia się jako pierwsze – jest zakłopotanie i bezradność. Jak bowiem zmierzyć się ze szkicem portretu człowieka, który w jednym swoim życiu drogami sztuki, filozofii, wiary zmierzał ku poznaniu i spotkaniu Boga? Przed nim czyniła to kultura europejska w swoich dziejach. On w swoim życiu, w swojej twórczości czynił to wytrwale sam – wybitny twórca, oryginalny myśliciel, człowiek wiary.

Na dodatek i przede wszystkim – święty. Tą świętością oglądaną publicznie przez wiele lat. Świętością o twarzy pielgrzyma, budzącego zaspane ludy do wiary w Boga, zaangażowanego w dialog.

Nie zapomnę pewnej rosyjskiej uczonej, goszczącej na spotkaniu w Castel Gandolfo. Widząc jej smutek, Jan Paweł II zapytał o jego powód. Jej córka była chora na raka. Po kilku latach pani fizyk była znów na spotkaniu z papieżem. Zapytał o stan zdrowia córki, bo pamiętał o niej w modlitwach.

Człowiek święty, aż po to jedno z ostatnich zapamiętanych portretów – zdjęcie Artura Mariego zrobione w Wielki Piątek. W czasie transmisji z Drogi Krzyżowej w Koloseum Jan Paweł II poprosił o krzyż. Podano mu do schorowanych rąk, a on przylgnął do niego umęczoną twarzą. Wtulił się w niego, zrósł: „Z Chrystusem zostałem przybity do krzyża … Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”. To apogeum mistyki chrześcijańskiej.

Jest więc bezradność i niemoc słowa. Ale 40 rocznica wyboru Karola Wojtyły zachęca do refleksji, nawet tej nieporadnej. Z tamtego roku 1978, z października tego roku pragnę wydobyć trzy słowa.

Wezwali go z kraju dalekiego

Komentując w pierwszych słowach wybór, decyzję konklawe, Jan Paweł II powiedział, że kardynałowie wezwali go z kraju dalekiego. Dalekiego, ale zawsze tak bliskiego przez wspólnotę wiary i tradycji chrześcijańskiej. Bałem się przyjąć ten wybór, ale zrobiłem to w duchu posłuszeństwa Panu naszemu – Jezusowi Chrystusowi i w całkowitym zaufaniu Jego Matce, Najświętszej Maryi Pannie.

Charakterystyczna była ta dychotomia – kraj daleki, ale zawsze tak bliski przez wspólnotę wiary i tradycji chrześcijańskiej. Jan Paweł II tak określił Polskę, swoją i naszą ojczyznę. Polskę, oddzieloną przez dziesięciolecia żelazną kurtyną, wyobcowaną, oderwaną od wspólnoty wolnego świata. Ale przecież była i jest to zarazem Polska chrześcijańska, naznaczona szlachetnym dziedzictwem, które było i jest jej imieniem własnym – Polska katolicką, Polonia semper fidelis.

O tej Polsce mówił potem nam, Polakom w 1979 r.: Otóż nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego – tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas – bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili ten klucz dla zrozumienia naszego narodu, narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie rozumielibyśmy samych siebie.

W Santiago de Compostela, w 1982 r., a więc w czasie stanu wojennego, gdy Polska po raz kolejny została wyrzucona ze wspólnoty wolnego świata, Papież Polak mówił o tej duchowej konstytucji zjednoczonej Europy ducha: Ja, Jan Paweł, syn polskiego narodu, który zawsze uważał się za naród europejski, syn narodu słowiańskiego wśród Latynów i łacińskiego pośród Słowian, z Santiago kieruję do ciebie, stara Europo, wołanie pełne miłości: Odnajdź siebie samą! Bądź sobą!

Trzeba, byśmy po latach odczytali tę dychotomię: dalekość – bliskość. Byśmy zobaczyli rolę Kościoła katolickiego i kultury chrześcijańskiej. Byśmy zobaczyli nasze dzieje w tej perspektywie ponad 1050 lat tożsamości zawiązanej poprzez chrzest. Bo inaczej, z rej dychotomii – pozostanie tylko słowo „daleki”, a ono może być też rozumiane jako „obcy”.

Nie lękajcie się!

Jan Paweł II. W czasie homilii na inauguracji swojego pontyfikatu wypowiedział z mocą owo „Non abbiate paura!” – nie bójcie się, nie lękajcie się!

Niektórzy z komentatorów podeszli do tych słów z dużym sceptycyzmem – cóż, papież z dalekiego kraju, sceptyczny wobec postępu cywilizacyjnego, zalękniony, sfrustrowany. W następnym roku w programowej encyklice o Chrystusie, Odkupicielu człowieka, wszyscy mogli zrozumieć sedno papieskiej interpretacji lęku: Człowiek dzisiejszy zdaje się być stale zagrożony przez to, co jest jego własnym wytworem, co jest wynikiem pracy jego rąk, a zarazem — i bardziej jeszcze — pracy jego umysłu, dążeń jego woli. Owoce tej wielorakiej działalności człowieka zbyt rychło i w sposób najczęściej nie przewidywany, nie tylko i nie tyle podlegają „alienacji” w tym sensie, że zostają odebrane temu, kto je wytworzył, ile — przynajmniej częściowo, w jakimś pochodnym i pośrednim zakresie skutków — skierowują się przeciw człowiekowi. Zostają przeciw niemu skierowane lub mogą zostać skierowane przeciw niemu. Na tym zdaje się polegać główny rozdział dramatu współczesnej ludzkiej egzystencji w jej najszerszym i najpowszechniejszym wymiarze. Człowiek coraz bardziej bytuje w lęku.

Papieska myśl o całą długość stadionu wyprzedziła rozważania intelektualistów Zachodu, którzy epokę później zaczęli toczyć spór między iluzją końca historii (Fukuyama) a „zderzeniem cywilizacji” (Huntington).

Ale dla nas, Polaków, to wezwanie miało jeszcze inny sens. Ono dawało nam nadzieję. Ono przekonywało, że można żyć inaczej, nie na kolanach, nie w lęku przed służbą bezpieczeństwa, represjami, brakiem awansu zawodowego; że można żyć inaczej, niż przewidywał to projekt pt. Polska Ludowa.

Rok później Jan Paweł II stanął na polskiej ziemi. Władza robiła wiele, wszystko, by za pomocą strachu zniechęcić społeczeństwo socjalistyczne do spotkań z papieżem. Słynne pozostają telewizyjne migawki z czasu poprzedzającego pielgrzymkę o produkowanych trumnach, dla tych nieroztropnych, którzy zdecydują się zaryzykować stratowanie przez tłum.

Władza w pewnym sensie oddała stronie kościelnej organizację pielgrzymki. Bezradny tłum, przeniknięty strachem, miał być gwarantem chaosu i klęski przedsięwzięcia. Ale w tłumie pojawiły się setki tysięcy ludzi, którzy podjęli owo „Nie lękajcie się!”.

Przestali się lękać, po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat. Z masy człowieka socjalistycznego zaczęło się tworzyć społeczeństwo obywatelskie. Zaczął odtwarzać się naród polski.

Odwaga, głoszona przez Papieża, budziła świadomość narodową i religijną we wszystkich miejscach na ziemi, do których pielgrzymował. Dla nas, Polaków, stała się początkiem nowych dziejów. Słowa „Nie lękajcie się!” uczyły nas poczucia dumy narodowej, godności, wyzbywały z kompleksów. Tym, co może uderzać przy lekturze papieskich osobowych książek, takich jak Przekroczyć próg nadziei czy Pamięć i tożsamość, to swoiste polonica. Przywoływanie polskiej kultury, sztuki, tradycji intelektualnej, duchowości… naszej tradycji, naszego jagiellońskiego plus ratio quam vus, myśli ks. Pawła Włodkowica na Soborze w Konstancji o samostanowieniu narodów, dzieł romantyków, geniuszu Norwida, muzyki Chopina, sylwetek Adama Chmielowskiego i Faustyny Kowalskiej. Wszystko to czynione przez człowieka głęboko świadomego bogactwa i piękna kultury światowej. Jan Paweł II jakby chciał przekonać nas, przywołując swoich krakowskich profesorów z polonistyki czy swoich wykładowców seminaryjnych, że zawdzięcza im właśnie swoją formację intelektualną, która była dla niego zwycięskim narzędziem w sporze z kulturą współczesnego świata.

Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!

W pamiętnym kazaniu programowym, 22 października, padły też i te słowa, które zaczęły zmieniać dzieje świata: Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie!.

Ktoś może zarzucić patos twierdzeniu o sile tych słów. By poznać ich nośność, warto może sięgnąć do fragment wywiadu, jakiego udzielił Jan Paweł II Vittorio Messoriemu. Pytany, dlaczego historii zbawienia jest tak skomplikowana, dlaczego Kościół w centrum tej historii stawia tak niepopularny krzyż, św. Jan Paweł II zaczął w iście akademickim wykładzie kreślić dzieje filozofii. Ukazał zwrot kopernikański, który dokonał się w myśleniu za sprawą Kartezjusza. Wtedy to człowiek, kultura myślenia przestała się interesować realnym światem. Istotne stało się kartezjańskie „myślę”, które szybko zostało przekształcone w „mam świadomość”. Bóg przestał w tym świecie być Tym, który jest, przestał być odkrywanym i poznawanym fundamentem rzeczywistości. Stał się natomiast Bogiem pozaświatowym, wypchniętym poza nawias ludzkich spraw. A człowiek zaczął żyć i żyje tak, jakby Bóg nie istniał. Ale co to znaczy? To znaczy, że człowiek żyje za zamkniętymi drzwiami, na jałowej ziemi, w sytuacji bez wyjścia. Żyje w lęku, bo pozbawił się Boga. W takiej przestrzeni pojawiły się różne ideologie postępu, na czele z marksizmem. Ale były one i pozostają bezradne wobec realnych dramatów i autentycznych pragnień człowieka. Tej wizji świata św. Jan Paweł II przeciwstawiał jego biblijny obraz, opisany w Ewangelii według św. Jana: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.

Cały pontyfikat Jan Pawła II był bezkompromisowym przywracaniem Bogu należnego Mu miejsca.

Wyrażał to Papież spektakularnymi gestami – Eucharystią sprawowaną w miejscach publicznych, nowym zapisem dziejów świata znaczonych osobami świętych i błogosławionych (przekonując, że to świętość, a nie przemoc i konflikty wyznaczają oś dziejów), wreszcie – swoim jednoznacznym jak Ewangelia nauczaniem.

Wiele narodów, wielu, bardzo wielu ludzi przyjęło to przesłanie. Otworzyło drzwi Chrystusowi, przyznało Bogu należne Mu miejsce, wstało z kolan, z lęku, by żyć w bojaźni Bożej, która uzdalnia do nadziei.

***

Przytaczam trzy słowa z początku tamtego pontyfikatu. Przywołuję je ze wzruszeniem i z zakłopotaniem. Dlaczego zapominamy tamto przesłanie? Dlaczego zapominamy, że prorok może nie żyć już wśród nas, ale jego nauka jest żywa? I może być pomocą. Zwłaszcza dziś, gdy – nie waham się powiedzieć – cierpimy na bolesny deficyt nauczania w Kościele. Uderza mnie choćby to, że w przekazie słów Franciszka najczęściej prezentowane są omówienia, streszczenia – papież zauważył, wskazał i przy tej okazji powiedział…. To jakieś komiksowe prezentowanie tego, co ma być słowem Pasterza i Autorytetu.

Dziękuję Bogu za to, że dane mi było wzrastać ku kapłaństwu i w kapłaństwie w szkole Jana Pawła II. Za to, że od niego mogłem się uczyć wiary w Boga, poznawać człowieka, czuć dumę z bycia Polakiem i szanować inne kultury, za wspólnotę Kościoła. To właśnie przynależność do Pokolenia JP II sprawia, że niezmiennie kocham Kościół.

Cenię przynależność do kraju dalekiego, ale bliskiego kulturą chrześcijańską z Europą w jej szlachetnym dziedzictwie.

Wyzwalam się z lęku i mam odwagę przekraczać próg nadziei.

Staram się otwierać drzwi Chrystusowi, bo wiem, że bez Niego nic uczynić nie mogę, a wszystko mogę w Nim, który mnie umacnia.

Cały program życia zawdzięczam tamtym trzem słowom z października 1978 roku.

Artykuł Pawła Bortkiewicza TChr pt. „Czterdzieści lat i trzy słowa” znajduje się na s. 1 i 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Bortkiewicza TChr pt. „Czterdzieści lat i trzy słowa” na stronie 1 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Szacunek i dialog wymagają wzajemności na wszystkich płaszczyznach/ Jan Paweł II do młodzieży muzułmańskiej w 1985 roku

Niektórzy są zagrożeni skłonnością, by zmieniać świat przemocą lub za pomocą skrajnych rozwiązań. Mądrość uczy nas, że samodyscyplina i miłość są jedynymi środkami do osiągnięcia upragnionej odnowy.

Jan Paweł II

Często spotykam się z młodzieżą, na ogół katolicką. Dziś pierwszy raz stoję przed młodzieżą muzułmańską. (…)

Ku Bogu więc kieruje się moja myśl i wznosi się moje serce: przede wszystkim pragnę mówić Wam o Bogu; o Nim, ponieważ to w Niego wierzymy: Wy muzułmanie i my katolicy, i opowiedzieć wam też o ludzkich wartościach mających w Bogu swe fundamenty, odnoszących się do rozwoju naszych osób, naszych rodzin, naszych społeczeństw, jak i wspólnoty międzynarodowej. Czyż tajemnica Boga nie jest najwyższą rzeczywistością, od której zależy sens, jaki człowiek nadaje swemu życiu? A czy nie jest ona pierwszym pytaniem, przed jakim stoją młodzi, kiedy zastanawiają się nad tajemnicą własnej egzystencji i nad wartościami, które zamierzają wybrać w celu budowania własnej, wzrastającej osobowości?

Co do mnie, w Kościele katolickim dźwigam ciężar następcy Piotra, Apostoła, którego Jezus wybrał, aby utwierdzać swoich braci w wierze. Po papieżach, którzy w ciągu dziejów następowali po sobie bez przerwy, dzisiaj ja jestem biskupem Rzymu, wezwanym do bycia wśród swoich braci na świecie świadkiem wiary oraz gwarantem jedności wszystkich członków Kościoła.

Dlatego więc jako wierzący przychodzę dziś do Was. I w wielkiej prostocie chciałbym dać tutaj świadectwo o tym, w co wierzę, czego życzę wszystkim ludziom, moim braciom, aby osiągnęli szczęście, oraz o tym, co z doświadczenia uważam za pożyteczne dla wszystkich. (…)

Dialog między chrześcijanami i muzułmanami jest dzisiaj potrzebny jak nigdy dotąd. Wynika on z naszej wierności wobec Boga i oznacza, że potrafimy rozpoznawać Boga wiarą i dawać o Nim świadectwo słowem i czynem w coraz bardziej zsekularyzowanym i niekiedy ateistycznym świecie.

Młodzi mogą budować lepszą przyszłość przede wszystkim, jeśli będą pokładać wiarę w Bogu, oddając się dziełu budowania nowego świata według planu Bożego, mądrze i z ufnością.

Bóg jest źródłem wszelkiej radości. Dlatego musimy być Jego świadkami poprzez nasze praktyki religijne, naszą adorację Boga, nasze modlitwy uwielbienia i błagania. Człowiek nie może żyć bez modlitwy, tak jak nie może żyć nie oddychając. Musimy dawać świadectwo naszego pokornego poszukiwania Jego woli. To On powinien być inspiracją naszego dążenia do budowania bardziej sprawiedliwego i zjednoczonego świata.

Drogi Boga nie są naszymi drogami. One przekraczają nasze wciąż niedoskonałe działania i nasze intencje, które także pozostają niedoskonałe. Bóg nie może być nigdy wykorzystywany do naszych celów, ponieważ On jest ponad wszystkim.

To świadectwo wiary, które jest fundamentalne dla nas i pozostaje w całkowitej wierności Bogu i prawdzie, dokonuje się w poszanowaniu odmiennych tradycji religijnych, ponieważ każdy człowiek pragnie być szanowany za to, kim jest i w co wierzy zgodnie ze swoim sumieniem. My pragniemy, aby wszyscy mieli dostęp do pełni prawdy Bożej, do czego dochodzi się w wolności sumienia, bez zewnętrznego przymusu, który jest sprzeczny z wolnością rozumu i serca, nieodłącznych od godności człowieka. To jest prawdziwy sens wolności religijnej, która szanuje zarówno Boga, jak i człowieka. Od takich to wyznawców oczekuje Bóg prawdziwego kultu; od tych, którzy wielbią Go w duchu i w prawdzie.

Jesteśmy przekonani, że „nie możemy zwracać się do Boga jako do Ojca wszystkich, jeśli nie zgadzamy się traktować po bratersku kogoś z ludzi na obraz Boży stworzonych” (ibid.). (…)

Na tym świecie istnieją granice i podziały między ludźmi oraz brak zrozumienia między pokoleniami. Istnieją, dla przykładu, rasizm, wojny i niesprawiedliwości, również głód, marnotrawstwo oraz bezrobocie. Oto ogromne zło, które dotyka nas wszystkich, ale szczególnie młodych na całym świecie. Niektórzy są zagrożeni zniechęceniem, inni możliwością poddania się, jeszcze inni skłonnością, aby zmieniać wszystko przemocą lub za pomocą skrajnych rozwiązań. Mądrość uczy nas, że samodyscyplina i miłość są jedynymi środkami do osiągnięcia upragnionej odnowy.

Bóg nie chce, żeby ludzie pozostawali bierni. Powierzył im ziemię, którą wspólnie mają czynić sobie poddaną, uprawiać ją i sprawiać, że będzie wydawała owoc.

Jesteście obarczeni przyszłością świata. To dzięki pełnemu i odważnemu podejmowaniu swoich obowiązków będziecie w stanie przezwyciężyć wszelkie trudności. To do was należy podjęcie inicjatyw oraz to, aby nie czekać, aż wszystko przyjdzie od osób starszych lub tych w biurach. Musicie budować świat, a nie tylko o nim marzyć.

To poprzez zgodną pracę człowiek może być efektywny. Praca właściwie zrozumiana jest służbą dla innych. Tworzy więź solidarności. Doświadczenie wspólnej pracy pozwala nam się oczyścić i odkryć bogactwo innych ludzi. W ten sposób zatem stopniowo może narodzić się poczucie zaufania, które pozwala każdemu wzrastać, rozwijać się i „być czymś więcej”. Nie bójcie się, drodzy młodzi ludzie, współpracować z dorosłymi, zwłaszcza z Waszymi rodzicami i nauczycielami, jak również z przywódcami społecznymi oraz państwowymi. Młodzi ludzie nie powinni izolować się od innych. Młodzi potrzebują dorosłych, tak samo jak dorośli potrzebują młodych. (…)

Niezależnie od tego, jak ważne mogą być problemy ekonomiczne, człowiek nie żyje samym chlebem, potrzebuje życia intelektualnego i duchowego; to w nim znajduje duszę tego nowego świata, do którego macie aspiracje. Człowiek ma potrzebę rozwijać swojego ducha i swoją świadomość. Tego często brakuje dzisiejszym ludziom. Utrata wartości i kryzys tożsamości, męczące nasz świat, zobowiązują nas do tego, aby prześcigać samych siebie w ciągłym wysiłku naszych badań i dociekań. Wewnętrzne światło, które dzięki temu narodzi się w naszej świadomości, pozwoli na to, aby nadać rozwojowi znaczenie, aby go ukierunkować na dobro człowieka, każdego z osobna i wszystkich razem, w zgodzie z Boskim planem. (…)

Kościół katolicki odnosi się z szacunkiem i uznaje wartość waszego rozwoju religijnego, bogactwa waszej duchowej tradycji.

My, chrześcijanie, też jesteśmy dumni z naszej tradycji religijnej. (…)

Lojalność wymaga też abyśmy uznawali i szanowali dzielące nas różnice. Oczywiście fundamentalny jest pogląd, jaki mamy na Osobę i dzieła Jezusa z Nazaretu. Wiecie, że dla chrześcijan ten właśnie Jezus sprawił, że otrzymali oni intymną wiedzę na temat tajemnicy Boga i weszli w komunię dzięki Jego darom, poprzez co uznali i obwołali go Panem i Zbawicielem.

Są to istotne różnice, które możemy zaakceptować z pokorą i szacunkiem, z wzajemną tolerancją – jest w tym pewna tajemnica; jestem pewien, za jej pomocą Bóg kiedyś nas oświeci.

Całe przemówienie Jana Pawła II wygłoszone do muzułmańskiej młodzieży w Maroku w roku 1985, pt. „Dialog potrzebny jak nigdy dotąd”, znajduje się na s. 4 dodatku „Bliski Wschód” do styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Przemówienie Jana Pawła II wygłoszone do muzułmańskiej młodzieży w Maroku w roku 1985, pt. „Dialog potrzebny jak nigdy dotąd”, na s.4 dodatku „Bliski Wschód” do styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Piotr Mateusz Bobołowicz / Wizyta papieża Franciszka w Peru – oczekiwania i nastroje wśród mieszkańców

To właśnie tam Ojciec Święty spotka się ze społecznością Indian, którzy w sumie stanowią 45% populacji. Nie tylko peruwiańskich. Oczekiwani są również pielgrzymi z Boliwii i Brazylii.

Przy wigilijnym stole w Puerto Maldonado rozmowy dotyczyły głównie polityki. Pedro Pablo Kuczynski, wybrany w zeszłym roku prezydent Peru, nie cieszy się zaufaniem rodziny, która mnie gościła. W naturalny sposób pojawił się też temat jego polskiego pochodzenia. Mnie jednak bardziej niż polityka interesowało inne zagadnienie – zbliżająca się pielgrzymka papieska do Peru i Chile.

 

Przy wigilijnym stole

 

Papież odwiedzi dżunglę

„Czemu akurat Puerto Maldonado?” zapytałem. Czemu Franciszek wybrał to miejsce na pielgrzymkę? Położona w dżungli blisko brazylijskiej granicy stolica regionu Madre de Dios nie jest nawet w pierwszej dziesiątce największych miast Peru – w przeciwieństwie do dwóch innych celów wizyty papieża – stolicy Peru Limy i Trujillo, położonym na północy kraju trzecim największym ośrodku. Mieszka tam zaledwie ok. 92 tysięcy ludzi.

Jest kilka przyczyn. Św. Jan Paweł II podczas swoich pielgrzymek w latach 1985 i 1988 odwiedził inne miasta, w tym Cuzco i Iquitos, ale nigdy nie był w południowo-wschodniej części kraju. Przede wszystkim jednak to właśnie tam Ojciec Święty spotka się ze społecznością Indian, którzy w sumie stanowią 45% populacji. Nie tylko peruwiańskich. Oczekiwani są również pielgrzymi z Boliwii i Brazylii – obu położonych stosunkowo niedaleko. Rozmawiałem na ten temat z ojcem Juanem Carlosem, dominikaninem z parafii katedralnej w Puerto Maldonado pw. Matki Boskiej Różańcowej (Nuestra Señora de Rosario).

Społeczność indiańska w regionie Madre de Dios jest mocno rozproszona. Żyją oni w wioskach położonych głównie nad rzekami Madre de Dios i Rio Tambopata. Chciałem wybrać się do jednej z tych wiosek na Boże Narodzenie, jednak ojciec Juan Carlos odradził mi taką wyprawę. Ci, którzy rzeczywiście obchodzą chrześcijańskie święta, przybywają w ten dzień do Puerto Maldonado, żeby uczestniczyć w Mszy Świętej. W wioskach zostają głównie ci, dla których święta nie mają prawdziwie religijnego wymiaru.

 

Ekologia i aktywizacja religijna

Fizyczne oddalenie od kościoła stanowi problem w podtrzymywaniu zaangażowania religijnego. Ojciec Juan Carlos liczy, że dzięki wizycie papieża wzrośnie poczucie duchowej wspólnoty sprowadzające się do aktywnego uczestnictwa w życiu kościoła nie tylko od święta. Dużą szansę upatruje on w licznych wolontariuszach przygotowujących wizytę Franciszka. Młodzi ludzie przez sam fakt tak wielkiego wydarzenia wykazują duże większe zainteresowanie, tworząc tym samym sposobność do ewangelizacji.

Ojciec Juan Carlos wskazał mi jednak inne zagadnienie, które stało się tematem rozmowy podczas wieczerzy wigilijnej z Carlą i Jesúsem, przyjaciółmi moich gospodarzy. Papież Franciszek poświęca wiele uwagi zagadnieniom ekologii – zarówno jej wymiarowi środowiskowemu jak i społecznemu. Jak pisze peruwiańska La República, w ciągu ostatnich piętnastu lat dżungla amazońska w Peru zmniejszyła się o prawie dwa miliony hektarów. Papież w swojej encyklice Laudato si’ akcentuje szczególnie potrzebę ochrony naszego wspólnego domu. Poruszenia tych zagadnień podczas wizyty oczekują od niego mieszkańcy Madre de Dios. Wycinka lasów zagraża wspólnotom żyjącym w tradycyjny sposób. Dodatkowym problemem jest nadmierna eksploatacja złóż. Ludzie pracują w kopalniach, które nie cieszą się opinią przesadnie dbających o bezpieczeństwo. Wiele osób choruje przez zanieczyszczenie środowiska. Ludzie realnie odczuwają w życiu codziennym to, co w Europie pojawia się tylko czasem jako doniesienia medialne.

 

Papież Polak bliższy od Argentyńczyka

Interesujący jest dysonans, jaki wyczuwa się między nastawieniem ludzi do Franciszka a tym, jak wspominają św. Jana Pawła II. Widać wiele oczekiwań względem Franciszka przy równoczesnej ograniczonej sympatii. Rodrigo, sprzedawca książek, z którym rozmawiałem w Limie, innym z celów wizyty papieża, mówił, że się nie wybiera. Według niego wejściówki, które miały być darmowe, są pokątnie sprzedawane. Rodrigo nie przepada za Franciszkiem. Zarzuca mu korupcję. Z rozrzewnieniem wspominał jednak wizytę Papieża Polaka w 1985 roku. Był tam jako mały chłopiec. Do dzisiaj pamięta charyzmę papieża, bijące od niego ciepło i dobroć. Podobną opinię wyraziła Carla, która uczestniczyła w Eucharystii w Cuzco w tym samym roku. Zapytałem, czy jako Amerykanie nie czują się lepiej, mając papieża z ich kontynentu. Argentyna jest jednak mentalnie odległa dla mieszkańców Peru czy Ekwadoru. Niektórzy nawet postrzegają Argentyńczyków jako gringo. Papież Argentyńczyk dla moich peruwiańskich rozmówców jest tak samo odległy, jak byłby Europejczyk.

 

Jan Paweł II – papież podróżnik

 

Nie wszyscy się cieszą

W okolicach Trujillo na północy Peru Franciszek spotka się z poszkodowanymi w powodzi, która nawiedziła kraj na początku zeszłego roku. W wyniku kataklizmu ok. 100 tysięcy Peruwiańczyków straciło dach nad głową. O tym elemencie papieskiej pielgrzymki rozmawiałem z Augusto, kierownikiem budowy, który przygotowuje plac na spotkanie z papieżem w Huanchaco pod Trujillo. Na 17 hektarach zmieścić się ma ok. 50 tysięcy wiernych. Wśród nich zapewne także pielgrzymi z sąsiedniego Ekwadoru. Sam Augusto nie będzie wśród nich – jest ewangelikiem. Docenia jednak wagę papieskiej pielgrzymki. Zapytałem go, co sądzą o tym ludzie. Wytknął z jednej strony dysproporcję pomocy rządowej dla poszkodowanych w powodzi i wydatków na wizytę papieża, z drugiej jednak strony zwrócił uwagę, jak dużym zastrzykiem ekonomicznym dla lokalnej przedsiębiorczości będzie pielgrzymka. Zyskają hotele, restauracje, sprzedawcy pamiątek i dewocjonaliów. W samej Limie podczas mszy papieskiej na Costa Verde przewiduje się uczestnictwo około dwóch milionów pielgrzymów z całego kraju.

 

Budowa krzyża w miejscu papieskiej wizyty w Huanchaco

 

Choć wizyta papieża Franciszka w Peru wywołuje u niektórych negatywne emocje i kontrowersje, nie są one tak burzliwe jak w Chile. Równolegle do podpalenia pięciu kościołów w Chile, w Limie ktoś podłożył ogień pod ponad dwudziestometrową statuą Chrystusa. Pożar został jednak szybko ugaszony i obyło się bez większych strat. Mimo wszystko wydaje się jednak, że nastroje są spokojniejsze w Peru niż u południowego sąsiada.

Papież Franciszek wylądował w Peru w czwartek 18 stycznia wieczorem lokalnego czasu. Dziś uda się do Puerto Maldonado. W sobotę odwiedzi Trujillo. W niedzielę 21 stycznia, ostatni dzień pielgrzymki, odprawi Mszę Świętą w Limie.

Święty Jan Paweł II został upamiętniony w ukraińskiej stolicy

Mural w Kijowie

W Kijowie odsłonięto mural z wizerunkiem św. Jana Pawła II. Mural zdobi jeden z budynków mieszkalnych przy ulicy, której patronem również jest Papież Polak.

Ulicę imieniem naszego wielkiego Rodaka kijowscy radni nazwali już w ubiegłym roku. Podstawą do zmiany nazwy była ukraińska dekomunizacja – poprzednim patronem ulicy był Patrice Lumumba. Po roku od zmiany nazwy udało się jeszcze stworzyć mural z wizerunkiem Papieża Polaka. W niedzielę 15 października br. odsłonięto mural i oficjalnie otwarto ulicę.

W dużej mierze udało się to dzięki staraniom miejscowych Polaków i po prawie dwuletnich zabiegach Stowarzyszenia Polskich Przedsiębiorców na Ukrainie. Polscy przedsiębiorcy nie tylko współinicjowali i finansowali przedsięwzięcie, ale przeprowadzili również formalny proces zmiany nazwy ulicy.

– Każde środowisko powinno zrobić krok w kierunku tego drugiego. Budować most albo chociażby kładkę do pozytywnych działań między naszymi narodami. Cieszymy się, że udało się nam dopiąć to do końca, bo wcale nie było to takie łatwe – stwierdził prezes stowarzyszenia Piotr Ciarkowski.

Otwarcie ulicy poprzedziła msza św. w kościele św. Mikołaja, koncelebrowana przez biskupa kijowsko-żytomierskiego Witalija Krywyckiego i zwierzchnika ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego Swiatosława Szewczuka. Ukraiński duchowny nazwał Jana Pawła II „patronem pojednania polsko-ukraińskiego”.

Wyjątkową rolę Papieża w relacjach polsko-ukraińskich podkreślał ambasador RP na Ukrainie Jan Piekło. Ambasador nawiązał również do bieżącego kontekstu wydarzeń na wschodzie Ukrainy:

– Ulica Jana Pawła II w Kijowie sprawia, że będzie on tutaj w jakiś sposób obecny. Jego działalność doprowadziła do tego, że upadł komunizm i posypał się blok sowiecki. Dziś sypie się on dalej na froncie ukraińskim. Rosjanie utracili wpływ na Ukrainę i staje się ona częścią Europy, o której marzył Jan Paweł II.

Ukraińscy urzędnicy twierdzą, że 90 procent mieszkańców pozytywnie ocenia zmianę patrona ulicy. Fot. Paweł Bobołowicz

Anatolij Newmerżyckij – zastępca szefa Peczerskiej Administracji Rejonowej (Peczersk to dzielnica Kijowa, w której położona jest ulica Jana Pawła II) – podkreślił, że Ukraińcy zawsze będą pamiętać, co dla Ukrainy zrobił Papież i że tę pamięć będą pielęgnować.

Przedstawiciele ukraińskiej administracji przekonują, że 90 procent mieszkańców chciało takiej zmiany nazwy ulicy.

W przeddzień uroczystości na ścianie, na której został namalowany mural, pojawiły się antypolskie napisy (w języku rosyjskim i łamanym polskim) i znaki swastyki. Nie uszkodzono jednak samego malowidła. Napisy zostały zamalowane przed uroczystościami. Ukraińska policja prowadzi w tej sprawie dochodzenie.

 

Paweł Bobołowicz z Ukrainy

 

 

 

 

O. Leon Knabit: Dziękuję Panu Bogu bez zadzierania nosa, że mogę jeszcze komuś trochę radości przynieść

Dzień 71. z 80/ Tyniec/ 63. kilometr Wisły – O. Leon Kanbit o młodzieży, nauce i wierze, a także swoich spotkaniach z księdzem, który „przypadkiem został papieżem”, i o dowcipach prymasa Wyszyńskiego.

Antoni Opaliński: Znaczna część audytorium słuchaczy ojca to są młodzi ludzie. W jaki sposób dociera się do młodych ludzi z przekazem benedyktyńskim?

Ojciec Leon Knabit: Sam się dziwię temu, dlatego że od początku mojej pracy w kapłaństwie i gdy wstąpiłem po pięciu latach do benedyktynów, miałem wiecznie do czynienia z młodzieżą. Lękam się do dzisiaj, bowiem to wielka odpowiedzialność przekazywać tak ważne treści młodym ludziom, a zwłaszcza dzieciom. Jestem w Tyńcu patronem przedszkola samorządowego. Trzeba by zapytać mych słuchaczy, dlaczego na Leona się idzie i Leona się słucha. Sam sobą nie jestem zachwycony, chociaż uważam, że nie jest tak źle. Innym się podobam, a sobie nie muszę. Gorzej z ludźmi, którzy sobie się podobają, a innym się nie podobają.

Po mojej mamusi, która była bardzo otwartym człowiekiem, mam to, że nie boję się ludzi. Kiedyś pytano się mnie o hobby. Moje hobby to człowiek. Każdy człowiek warty jest zainteresowania. Każdy człowiek jest umiłowanym dzieckiem bożym, w każdym widzę Jezusa czy to będzie małe dziecko, czy stara babcia. Do każdego mogę podejść, tylko muszę uważać, żeby kogoś nie uszczęśliwiać na siłę swoją obecnością.

Przed wejściem na antenę rozmawialiśmy. Ojciec opowiadał o tym, jak musiał jednego dnia podpisać trzysta książek.

Przez trzy dni targów podpisałem 800 książek i wcale nie czułem się zmęczony, ale wewnętrznie rozradowany, że miałem z tymi ludźmi kontakt, mogłem uśmiechnąć się, kogoś tam pogłaskać, przytulić. „Proszę ojca, nie mam żadnej książki, niech mnie choć ojciec przytuli”, prosili mnie. No to, dawaj! Cieszyło mnie, że jeszcze stary człowiek się przyda, aby komuś trochę radości przynieść. Dlatego dziękuję Panu Bogu za to bez zadzierania nosa.

Ojciec zajmuje się pracą z młodzieżą, z dziećmi od samego początku posługi kapłańskiej. Czy ta młodzież jest dzisiaj inna niż była kilkadziesiąt lat temu, czy teraz trzeba inaczej do niej przemawiać?

Powiedziałbym, że na dnie duszy jest wciąż taka sama, tylko że oprawa czy ramka zmieniła się całkowicie. Gdy zaczynałem, w biurach i urzędach były liczydła, i to jest symboliczne. Dzisiaj w przedszkolach dzieci mają komórki, a u urzędnika stoi komputer i obok leży komórka. A kiedyś był jeden jedyny telefon na korbkę i to na cały Tyniec. Świat idzie bardzo do przodu, ale benedyktyni – tak jak się zna historię – zawsze szli z postępem.

Jeden z mnichów, opisując opactwo benedyktynów w Cluny w XI wieku, zachwycał się pięknem budynków i wspaniałością biblioteki, kościoła, refektarza, ale to, co przykuło jego uwagę, to była „dziwnym sposobem doprowadzona bieżąca woda w ścianie”. W XI wieku wodociąg! Jak to zrobili, nie mam pojęcia. U nas w Tyńcu dopiero w latach 60. doprowadzili do cel bieżącą wodę. Była jedna wanna na dole, jeden kran i koniec.

Benedyktyni, jako współbudujący Europę, potem z cystersami, wprowadzili kulturę rolną, szkolnictwo – nie było kiedyś szkolnictwa świeckiego. Benedyktyni dziś starają się nie zwalniać tempa i współtowarzyszyć rozwojowi techniki, a nawet go czasami wyprzedzać.

Jan Paweł II i wielu innych zwracali uwagę na to, że konflikt między wiedzą a wiarą jest często konfliktem pozornym. To są dwie rzeczywistości, które się uzupełniają. Jeżeli jest dobra wola z jednej i drugiej strony, znajdują one wspólna płaszczyznę. Czego objawienie nie wie, to sięga do nauki, zwłaszcza w zakresie stworzenia, a czego nauka nie wie… no chociażby to, że był wielki wybuch. A skąd się wziął? Co było przed nim jeszcze nie wiemy, a wiara mówi, że jest sobie taki Pan Bóg, który to wykombinował i rządzi wszystkim dla dobra ludzi. W każdym bądź razie to taka doskonała symbioza.

Czyli nauka nie jest zagrożeniem dla wiary.

A co dla niej dzisiaj jest zagrożeniem?

Pycha człowieka. Powiedzenie – ja jestem ważniejszy, dla mnie Pan Bóg niepotrzebny, bo sobie sam daję radę. A to jest strasznie krótkowzroczne, nawet jeśli będę żył 110 lat. A potem co? Garstka prochu.

Jeśli ten człowiek będzie buddystą, to się rozpłynie w energii wszechświata albo będzie reinkarnacją innego człowieka, albo zamieni się w zwierzątko. Jedna buddystka, miła dziewczynka, mówiła koleżance, że „może będę chomikiem, to bardzo miłe stworzonko”, i mówiła to na serio. A katoliczka na to, bo się przyjaźniły,” to ja wolę siedzieć z Jezusem po prawicy Ojca jego, niż być chomikiem”. Ty wierzysz w to, a ja wierzę w to.

Często Pascal mówił – „trochę wiedzy oddala od Pana Boga, a więcej wiedzy przybliża go na nowo”. Proszę, człowiek wydawałoby się wszystkie rozumy zjadł i twierdzi, nie ma Boga, „w swej pysze imię Boga przez małe 'b’ pisze, wielkiego Boga”, jak to poeta powiedział. Potem widzi, że to nie bardzo ma sens, i powoli w późniejszym wieku – może z lęku, może na skutek przemyśleń – wraca.

Ojciec spotkał na swej drodze wielu ludzi, także ludzi świętych, m.in. św. Jana Pawła II. Kiedy po raz pierwszy?

W 1957 roku. Dlatego że byłem wciąż słaby i chorowity musiano mnie wyświęcić. Biskup zamiast wyrzucić zdechlaka z seminarium, to wyświęcił go wcześniej o pół roku, w 1953 roku, a moich seminaryjnych kolegów w 1954 roku. Wtedy też trzeba było trochę odpocząć od pełnej pracy duszpasterskiej, dlatego byłem przez jakiś czas w Gronkowie na Podhalu.

Wiadomo, że słabe płuca i trzeba pooddychać górskim powietrzem. A potem w Pewli Małej koło Żywca, gdzie był punkt rekolekcyjny. Byłem tam kapelanem. Mili ludzie wciąż przyjeżdżali tam na jakieś warsztaty, spotkania, wypoczynek. Tam też między innymi przyjechał Karol Wojtyła. Taki „wujek Karol”, ze swymi studentami. W zimie zjeżdżał na nartach, a w lecie robił te słynne chodzone rekolekcje. Wędrowali sobie po okolicznych górkach, mieli konferencje, chwile milczenia, trochę humoru, pogody wieczorem. Ja byłem kapelanem i pełniłem rolę gospodarza.

Wszyscy bardzo cenili księdza Wojtyłę i kiedy on został profesorem, to nie „sprofesorzał” – bo wielu po pewnym czasie nosa zadziera – ale pozostał normalnym dobrym człowiekiem, dobrym księdzem, jakim był przedtem, i był bardzo lubiany. Gdy zebrali się ludzie w kuchni, która była w jakimś baraku, bo wtedy nie było jadalni, to zawsze mówił o czymś bardzo mądrze. Nigdy nie opowiadał kawałów (prymas Wyszyński lubował się w opowiadaniu kawałów), tylko czasem wtrącał jakieś sensowne słówko z odrobiną ironii. Już wówczas wyczuwałem, że to nieprzeciętny człowiek. A potem ja wstąpiłem do Tyńca, a on został biskupem. No i masz! Ja zostałem proboszczem i wtedy relacje stały się bardziej żywe.

On lubił korespondencję, odpisywał na każdy list, pisał na imieniny itd. Nie miałem kontaktu z papieżem, bo to jest za wysoko dla mnie, ale miałem kontakt z księdzem Karolem Wojtyłą, który przypadkiem został papieżem. Cenię to sobie bardzo i pamiętam. Kontakt z nim wywarł na mnie wielki wpływ.

Ojciec powiedział, że Karol Wojtyła nie opowiadał dowcipów w przeciwieństwie do prymasa Wyszyńskiego. To jest chyba nieznane szerzej oblicze prymasa Wyszyńskiego, bo raczej w odbiorze publicznym uchodził za osobę posągową, bardzo poważną. Proszę powiedzieć nam jakiś dowcip opowiadany przez prymasa Wyszyńskiego.

Ci, którzy go znali, pamiętają jeszcze, że zgrywę taką robił. Miał kartkę przed sobą i niby czytał jakieś opowiadanie z kartki przez 20 minut. Zerknąłem mu przez ramię i widzę, że miał na niej trzy zdania napisane. Po prostu miał zdolność opowiadania, opowiadał m.in. o góralu, który miał śmierć kliniczną.

W Tyńcu, gdy Wyszyński przyszedł do celi opata, powiedział: „Ojciec ma piękny widok, żaden biskup nie ma tak pięknego widoku. Wisła, ta rzeka, jest niczym aktyw partyjny”. A ojciec przeor pyta się: „Jak to?”. Na to Wyszyński odpowiada: „Bo płytkie nurty i trzyma się koryta”. Albo jeszcze inny dowcip. Wyszyński: „Czy wiecie, że ze Związku Radzieckiego otrzymaliśmy cały wagon butów?”. Słuchacze: „To niemożliwe, to jest coś niebywałego”. Wyszyński: „No tak, do podzelowania”.

Gdy ojciec przeor przedstawiał mnie prymasowi Wyszyńskiemu, to powiedział: „Ojciec Leon, najbardziej złośliwy mnich w naszym klasztorze”. Prymas się uśmiechnął i odpowiedział: „Ja też jestem złośliwy, ale się hamuję”

Oficjalnie był bardzo majestatyczny i poważny, nie rzucał słów na wiatr, nie mówił wyuczonych formułek, ale patrzył i widział, co się dzieje, i zazwyczaj reagował. Kiedyś wygłaszał kazanie i dziecko płakało o misia, który mu spadł. Ksiądz prymas w pewnym momencie przerwał i powiedział: „No dajcie temu dziecku tego misia, nie słyszycie, jak płacze!” i kontynuował kazanie.

Czego ksiądz życzyłby naszym słuchaczom, słuchaczom Radia WNET?

[related id=37045]Życzę wszystkim słuchaczom, aby mieli radość słuchania dobrych rzeczy, rozum i umieli odróżniać rzeczy dobre od mniej dobrych, a zwłaszcza złych, i żeby słuchali tego, co naprawdę warto słuchać. Jeśli się słucha tak jak leci, byle czego, to często sam człowiek nie wie, kiedy nasiąka treściami, które właściwie nie są jego treściami. Był u nas taki ojciec Michał, który mawiał: „Drogie dzieci, nie czytajcie dobrych książek, czytajcie tylko bardzo dobre, bo na dobre szkoda czasu”. Na złe słuchanie szkoda czasu. Miejmy nadzieję, że to słuchanie jest i będzie dobrym. Szczęść Boże wszystkim. Dziękuję.

Dziękujemy za rozmowę. Szczęść Boże.

MoRo

 

 O. Leon Knabit znany i lubiany, młody duchem benedyktyn, publicysta, którego poczucie humoru i kpiarstwo nie ma sobie równych.

Ojciec Leon Knabit, jako gość honorowy, oraz – jak piszą sami organizatorzy – jako ceniony duszpasterz, rekolekcjonista i spowiednik, autor wielu książek, artykułów i felietonów, weźmie udział w pierwszej edycji Targów Seniora w Krakowie. Dzisiaj na specjalnym stoisku Wydawnictwa Benedyktynów TYNIEC o. Leon będzie podpisywał książki i czekał na chętnych do rozmowy.

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj.

„Moje biedne, czerwone Wadowice” – czy te słowa Jana Pawła II, wypowiedziane w 1979 roku, są nadal aktualne?

Dzień 42. z 80 / Wadowice / Poranek WNET – O Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Wadowicach oraz o tym, czy współczesne Wadowice pamiętają o dziedzictwie Jana Pawła II.

Michał Siwiec-Cielebon, wadowicki działacz polityczny, twórca prywatnego Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Wadowicach, był gościem Witolda Gadowskiego w Poranku WNET nadawanym z Wadowic. Opowiedział o założonym przez siebie muzeum i o tym, co go skłoniło do jego założenia, a także o sytuacji we współczesnych Wadowicach.
Muzeum Tradycji Niepodległościowych ma pomóc ocalić od zapomnienia przede wszystkim żołnierzy 12 Pułku Piechoty Ziemi Wadowickiej. Do stworzenia placówki skłoniły Michała Siwca tradycje rodzinne. Jego babcia była żoną majora, zastępcy dowódcy pułku, mama – jego córką. Wszyscy działali w strukturach konspiracji niepodległościowej wojennej i powojennej. [related id=33845]

Wadowice powojenne to niestety – jak mówi Michał Siwiec – Wadowice skomunizowane, w których dokonano brutalnej wymiany elit. Kariery najczęściej robili tu ludzie „z awansu społecznego”. Jako ludzie „najgorszego sortu” niszczyli wartości i dorobek wypracowany przez Polskę w ciągu wieków.

To nieco wyjaśnia słowa Jana Pawła II: „moje biedne, czerwone Wadowice”, wypowiedziane, gdy papież w 1979 r. wylądował na stadionie MKS „Skawa” i zobaczył otaczające stadion czerwone transparenty przygotowane przez władze, które chciały w ten sposób zademonstrować socjalistyczny i świecki charakter miasta. Pamiętamy głównie słowa o kremówkach, a te – nie .

Powojenna historia Wadowic ma dzisiaj skutki, co można zaobserwować m.in. w polityce obecnych władz miasta, które usuwają z jego herbu odniesienia papieskie, czy w tym, że przyjmują zjazd progresywnych burmistrzów i prezydentów polskich miast. Zjazd ten ma być, według Michała Siwca, przeciwwagą dla „papieskości” miasta.

Uczestniczący w rozmowie o. Ryszard Stolarczyk komentował, że tego rodzaju działania nie są wyrazem poglądów konkretnych osób, bo osoby te poglądów nie mają, ale obroną „ich paskudnego życia”.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w drugiej części Poranka WNET.

JS

Wadowice stały się symbolem patriotyzmu, katolicyzmu i przywiązania do wartości, które wyznawał Karol Wojtyła

Dzień 42. z 80 / Wadowice / Poranek WNET – O tym, jak dom rodzinny Jana Pawła II został odkupiony i utworzono w nim muzeum oraz o uniwersalnym znaczeniu tradycyjnych wartości głoszonych przez papieża.

Witold Gadowski gościł w Poranku WNET w Wadowicach panią Annę Czajkowską z muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II i pana Stanisława Kotarbę, wadowickiego działacza samorządowego.

Anna Czajkowska opowiedziała o tym, jak fundacja Ryszarda Krauzego odkupiła rodzinny dom Jana Pawła II i przekazała archidiecezji krakowskiej. Ta zdecydowała, że w całej kamienicy, od piwnic do poddasza, powstanie muzeum poświęcone Janowi Pawłowi II. Obecnie rocznie odwiedza je 250 tysięcy ludzi z całego świata.

Zdaniem Anny Czajkowskiej tym, co przyciąga zwiedzających do Wadowic, są nie tylko ślady Jana Pawła II, ale także walory przyrodnicze miasta i okolic. Atrakcyjność tych terenów zwiększy dodatkowo powstanie zbiornika Świnna Poręba (trwa spór o to, jaką ma mieć nazwę – Jezioro Mucharskie czy Wadowickie). Jednak historia Jana Pawła II i pamiątki po nim są główną motywacją do odwiedzin miasta.

Stanisław Kotarba był najbliższym współpracownikiem Ewy Filipiak, poseł PiS, gdy sprawowała funkcję burmistrza Wadowic (przez ponad 20 lat). Okres jej rządów przypadał na czas pontyfikatu Jana Pawła II. Wadowice bardzo się wówczas zmieniły.

Anna Czajkowska – Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II | Fot. Radio Wnet

Gość Radia WNET uważa, że Wadowice, miasto raczej prowincjonalne, w którym dominowały służby mundurowe i środowiska lewicowe, „naraz stało się symbolem patriotyzmu, katolicyzmu i przywiązania do wartości rodzinnych, do wartości uniwersalnych, które Karol Wojtyła wyznawał i prezentował światu”. Jak wielka jest to wartość, „widać dopiero, gdy papieża już nie ma i pozostała po nim pustka”.
Unia Europejska obecnie błądzi i odcina się od swoich korzeni, które są przecież chrześcijańskie. „Lewackość” doprowadza do tego, że wszystko traci sens, życie traci sens. Powstaje to, co papież nazywał cywilizacją śmierci. Powinniśmy więc wsłuchiwać się w jego nauczanie. Gdybyśmy to robili, nie mielibyśmy problemów, które on przewidział. Musimy być wierni naszej tradycji, naszym korzeniom. To my, Polacy, jesteśmy Europejczykami. Powinniśmy zreformować Unię Europejską, naprawić ją, naprowadzić na pierwotne tory.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w Poranku WNET w części piątej, a w niej także o wizycie Jana Pawła II w Wadowicach w 1999 r. i o wspaniałej atmosferze w czasie spotkania papieża z wadowiczanami.

JS

Marcin Dybowski: 27 maja o 18 zaczynamy protest przed teatrem. Policja i władze miasta nie reagują na składane protesty

„To będzie oblężenie modlitewne, nasze Westerplatte”. Odbędą się panele dyskusyjne z udziałem m.in. polityków, a także aktorów. Akcja będzie trwała non stop od soboty do niedzieli. Zapraszamy.

„Klątwa”powraca do repertuaru teatru, choć już wcześniej policja została powiadomiona, że jej treść i forma mają charakter działań przestępczych – mówi Marcin Dybowski, wydawca. Do tej pory nie podjęto żadnych kroków wyjaśniających, nie rozpoczęto śledztwa. „Spektakl narusza wiele praw konstytucyjnych” – podkreślał, wymieniając m.in. znieważanie wartości religijnych, wyszydzanie wiary i pamięci św. Jana Pawła II, wzywanie do mordu. Nic nie robią też władze miasta. „Hanna Gronkiewicz-Waltz za pieniądze podatników finansuje dalsze wystawianie sztuki. Co więcej, zakazała zorganizowania zgromadzenia publicznego w tej sprawie – dodał wzburzony.

W tej sytuacji podejmujemy działania, aby zamanifestować protest społeczeństwa – informował wydawca. 27 maja, w sobotę, o godzinie 18 rozpoczynamy „oblężenie modlitewne” warszawskiego Teatru Powszechnego przy ulicy Zamoyskiego 20. Zapraszamy do wspólnej modlitwy i udziału wszystkich warszawiaków i nie tylko. W programie także panele dyskusyjne z udziałem różnych stowarzyszeń, organizacji politycznych. Udział zapowiedzieli m.in. politycy, Młodzież Wszechpolska, Jerzy Zelnik. Będziemy pilnować tego miejsca i losów tej sprawy – informował Dybowski, nawiązując do etymologii nazwy teatru. „Powszechny to znaczy katolicki – mówił.  – My walczymy o sytuację naszej cywilizacji. O to, jaka jest Polska. To będzie nasze Westerplatte”.

ma