Dr Kawa o impeachmencie Trumpa: Mamy sygnały, że Demokraci tak łatwo nie odpuszczą. Wpłynął wniosek by wszcząć śledztwo

Dr Marek Kawa o głosowaniu nad skazaniem Donalda Trumpa, wniosku o śledztwo ws. wydarzeń na Kapitolu oraz o działaniach administracji Bidena i próbach odwrócenia uwagi od ich niedostatków.


Dr Marek Kawa mówi na temat impeachmentu Donalda Trumpa. Były prezydent nie został postawiony w stan oskarżenia. Za odebraniem mu tego prawa głosowało 57 senatorów, w tym 7 Republikanów. Mówi się o wszczęciu śledztwa w sprawie tego, co się wydarzyło 6 stycznia na Kapitolu.

Według sondaży sprzeciw wobec skazania Trumpa wzrósł z 37 do 45 proc. Jak przypomina amerykanista, nie było w historii Stanów Zjednoczonych przypadku, by skazano prezydenta w procedurze impeachmentu. Najbliżej był Andrew Jackson, do skazania którego zabrakło jednego głosu. Próba wykonania tej procedury według naszego gościa ma zadanie przykryć słabość prezydentury Joe Bidena. Codziennie są 2-3 tysiące ofiar Covidu. Amerykanom, jak przypomina dr Kawa, obiecano  w ramach Stimulus Act 200 tys. dolarów. Tymczasem nie przegłosowano jeszcze 140 tys.

Rozmówca Katarzyny Adamiak przypomina jak 17 września 2009 r. Amerykanie wycofali się z tarczy antyrakietowej. Nastąpił reset w relacjach z Rosją. Pokazuje to jak administracja Obamy nie spełniała swoich deklaracji. Administracja Bidena jest zaś w znacznej mierze złożona z ludzi pracujących wcześniej dla Baracka Obamy.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Impeachment Donalda Trumpa: Były prezydent nie został postawiony w stan oskarżenia

Trump będzie mógł ponownie kandydować na prezydenta. Za odebraniem mu tego prawa głosowało 57 senatorów, w tym 7 Republikanów.

Niepowodzeniem przeciwników Donalda Trumpa zakończyła się druga procedura impeachmentu. Nie uzyskali oni potrzebnej większości 2/3 głosów w Senacie USA.  Stało się tak, pomimo iż za postawieniem Trumpa w stan oskarżenia opowiedzieli się prominentni politycy republikańscy, m.in. były kandydat na prezydenta Mitt Romney. Inną decyzję podjął za to znany krytyk Trumpa, lider mniejszości republikańskiej Mitch McConnell. Jak powiedział:

Nie ma wątpliwości, że Donald Trump jest moralnie i praktycznie odpowiedzialny za wydarzenia pod Kapitolem 6 stycznia. Ludzie szturmujący budynek Kongresu działali z inspiracji swojego prezydenta. […] Nie możemy jednak postawić w stan oskarżenia byłego urzędnika państwowego, który jest obecnie prywatną osobą.

Zupełnie inaczej sytuację skomentował Michael van der Veen, jeden z obrońców byłego prezydenta:

To oskarżenie było od początku do końca kompletną farsą. Cały spektakl był niczym innym jak chwiejnym dążeniem partii opozycyjnej do długotrwałej politycznej zemsty na Trumpie.

Oskarżyciele reprezentujący Izbę Reprezentantów argumentowali w trakcie trwającego pięć dni procesu, że prezydent Donald Trump wmawiał swoim zwolennikom, że wybory zostały sfałszowane, podważał konstytucyjne procedury, a ostatecznie podburzył tłum do ataku na Kapitol, gdzie trwało zatwierdzanie zwycięstwa Joe Bidena. Obrońca Trumpa utrzymywali z kolei, że język walki, którego używał  on podczas wystąpienia poprzedzającego szturm na Kapitol miał charakter przysłowiowy i że Demokraci w przeszłości posługiwali się jeszcze ostrzejszą retoryką.

Pozdrawiam wszystkich Republikanów, którzy stanęli po słusznej stronie. Wiem, że to nie było łatwe, ale stanęliście po właściwej stronie – skomentował z kolei przywódca Demokratów w Senacie Chuck Summer.

A.W.K.

Cejrowski Nowy polski ład to koncepcja masońska. Zmroziło mnie, gdy o nim usłyszałem

Gospodarz „Studia Dziki Zachód” mówi o perspektywach popandemicznych dla świata oraz o zagrożeniu, jakim dla Zachodu są Chiny,

Wojciech Cejrowski mówi o „nowym polskim ładzie”. Zwraca uwagę, że pomysł nasuwa skojarzenia z koncepcjami masonerii:

Jak o tym usłyszałem, zmroziło mnie. Sama nazwa jest przerażająca. Kto im to podsunął?

Podróżnik krytykuje fakt, iż rząd ukrywa założenia swojej koncepcji przed obywatelami.  Poruszając kwestię polityki klimatycznej, zwraca uwagę, że energetyka jądrowa nie jest zeroemisyjna, wbrew obiegowej opinii.

Gospodarz „Studia Dziki Zachód” postuluje, by w ramach odbudowy polskiej gospodarki po pandemii rząd zlikwidował akcyzę na paliwo oraz wszelkie inne podatki. Krytykuje zamiar rządu, zgodnie z którym pomoc antykryzysową otrzymają również te gminy, które jej nie potrzebują:

Równo nie znaczy ani dobrze, ani sprawiedliwie.

Wojciech Cejrowski krytykuje ponadto ideę przekazywania patentów  pomiędzy Chinami a Zachodem, którą zgłosił podczas niedawnego forum w Davos Xi Jingping.

Sam szczyt w Davos jest bardzo groźnym zjawiskiem – ludzie przez nikogo nie wybrani wybierają nam podczas tego szczytu władze. To klasyczne, masońskie sterowanie światem. […] Kim jest Bill Gates, że go słuchamy? Jedyną rzeczą, jaka daje mu władzę, jest majątek.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego podkreśla, że śledztwo nie przyniosło potwierdzenia tezy o tym, że zwycięstwo wyborcze Trumpa w 2016 r. było konsekwencją ingerencji Federacji Rosyjskiej w amerykański proces wyborczy.

Omówiony zostaje również temat wczorajszego finału ligi futbolu amerykańskiego Super Bowl.

W USA powstanie partia antytrumpowska? Reuters: Byli republikańscy urzędnicy rozmawiają o powołaniu trzeciej partii

Według doniesień agencji Reuters grupa ponad 120 dawnych członków administracji republikańskich prezydentów rozmawiała w piątek na Zoomie o utworzeniu nowej centroprawicowej formacji.

Ci frajerzy opuścili Partię Republikańską, gdy zagłosowali na Joego Bidena.

[related id=135341 side=right] W tych słowach do rozmów na temat powołania tzw. trzeciej partii (czyli takiej, która rzuci wyzwanie duopolowi Demokratów i Republikanów) odniósł się rzecznik Donalda Trumpa, Jason Miller. Dotąd spekulowano raczej, iż to były prezydent zdecyduje się na założenie własnej partii, z której poparciem startowałby w wyborach prezydenckich w 2024 r. Nie byłaby to dla Trumpa zupełna nowość, gdyż już w 2000 r. uzyskał on nominację na kandydata Partii Reform (choć w samych wyborach wówczas nie wystartował).

Obecnie zaś mówi się o możliwości secesji z Partii Republikańskiej przeciwników polityki niedawnej głowy państwa. Jak powiedział Reutersowi Evan McMullin, współorganizator spotkania na Zoomie Republikanów zaniepokojonych działania Trumpa:

Duża część Partii Republikańskiej radykalizuje się tworząc zagrożenie dla amerykańskiej demokracji.

Były niezależny kandydat w wyborach prezydenckich z 2016 r. podkreślił, że GOP musi powrócić do swych ideałów, gdyż inaczej będzie trzeba będzie powołać coś nowego. W rozmowach na Zoomie brali udział dawni ambasadorzy, członkowie administracji republikańskich prezydentów i inni działacze. Jak zdradził McMullin nieco ponad 40 proc. z nich poparło w piątek ideę powołania rozłamowej partii. Inną braną pod uwagę opcją jest powołanie własnej frakcji w ramach Partii Republikańskiej.

A.P.

Prof. Bogdan Szafrański: szanse na impeachment Donalda Trumpa są minimalne

Prof. Bogdan Szafrański mówił na antenie Radia WNET o tym, czy impeachment Donalda Trumpa może dojść do skutku. – Do tego jest jeszcze bardzo daleka droga – ocenił rozmówca Łukasza Jankowskiego.

Profesor Bogdan Szafrański w rozmowie z red. Łukaszem Jankowskim wskazywał, że impeachment Donalda Trumpa nie dojdzie raczej do skutku. Skazanie byłego prezydenta uniemożliwiłoby mu startowanie w przyszłych wyborach prezydenckich.

Do skazania potrzebnych jest 2/3 kongresmanów. Obecnie zaś jest mniej więcej pół na pół.  Nasz gość stwierdza, że większość Republikanów popiera Donalda Trumpa, żeby nie zaszkodzić swym karierom politycznym.

Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.N.

Chińczykom bardzo zależy na tym, by Trump nigdy nie wrócił do polityki / Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” 80/2021

„Przemysł pogardy” objawił się z całą swoją mocą dopiero wobec prezydenta Trumpa. Intensywność ataków na Trumpa można porównać tylko z atakami prasy polskiej i niemieckiej na prezydenta Kaczyńskiego.

Jan Martini

Amerykańskie pożegnania

Taki tytuł nosił cykl reportaży emitowanych w CNN w pierwszych latach XXI wieku, ukazujący konsekwencje masowej przeprowadzki amerykańskiej wytwórczości do Chin. W nastroju nieco nostalgicznym pokazywano zamykane zakłady, a nawet likwidowane całe branże i wpływ tych procesów na lokalne społeczności. Miałem okazję oglądać niektóre odcinki – pamiętam likwidowaną gdzieś w Oregonie ostatnią wytwórnię skarpetek, ostatnią fabrykę porcelanowych kubków czy właśnie zamykaną, prowadzoną przez 4 pokolenia rodzinną stolarnię wytwarzającą półki i szafki drewniane.

Oczywiście bez kubków czy skarpetek można żyć, ale doszczętna likwidacja branży oponiarskie wraz z przeprowadzką całej produkcji firmy Bridgestone, mogła stanowić strategiczne zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. W Ameryce pozostał jedynie budynek dyrekcji. Niedługo wymrą ostatni fachowcy i nikt w kraju nie będzie wiedział, jak się robi opony. Będzie trzeba szukać instrukcji w internecie, ale ktoś może ten internet wyłączyć…

Gościnni Chińczycy przyjmowali do siebie fabryki różnych artykułów, pod warunkiem przekazania pełnej dokumentacji i wyszkolenia techników i inżynierów. W ten sposób Amerykanie stworzyli potęgę Chin, nie tylko technologiczną. Ameryka wyhodowała sobie potwora i przyszłe kłopoty na odcinku chińskim są pewne.

Często wspomina się nieszczęsnego Konrada Mazowieckiego jako przykład głupoty Polaków, którzy nie przewidzieli konsekwencji sprowadzenia 3 mnichów – rycerzy krzyżackich na okres 5 lat (może to było 5 mnichów na 3 lata…). Mnisi mieli rozwiązać problem najazdów pogańskich Jadźwingów na Mazowsze. Krzyżacy z zadania się wywiązali i po Jadźwingach ślad zaginął, ale skutki tego faktu historycznego odczuwamy do dziś. Amerykanie znacznie szybciej niż po paru stuleciach doświadczają swego braku wyobraźni.

A wszystko zaczęło się od prezydentury Nixona, który posłuchał swego doradcy ds. bezpieczeństwa Henry’ego Kissingera, mającego pomysł na walkę z Rosją Sowiecką przez wzmocnienie Chin, czyli na zwalczanie dżumy cholerą. Ćwierć wieku później, spacerując po magazynie sieci Walmart w Miami, ze zdumieniem spotykałem niemal wyłącznie chińskie produkty. Tylko siekiera i kilof – jak na urągowisko opatrzone typowym zwrotem Proudly made in USA („z dumą wytworzone”) – nie były chińskie. W ten sposób dążenie do obniżania kosztów pracy, wynikające z pazerności zarządów firm (zresztą działających pod presją akcjonariuszy), musiało wygrać z interesem narodowym. Mimo narracji, że „przyszłość leży w usługach”, nie brak było ludzi dostrzegających niebezpieczeństwo zaprzestania wszelkiej produkcji. Żartowano, że za 10 lat Ameryka będzie krajem, w którym ludzie sobie nawzajem będą sprzedawać na ulicach kiełbaski…

Ale to nie Nixon, a dopiero Bill Clinton był faktycznym twórcą potęgi Chin. W ciągu ośmiu lat jego prezydentury nastąpił gigantyczny transfer technologii i kapitału amerykańskiego do tego komunistycznego kraju. Na wzajemnych relacjach skorzystała także Ameryka (powstało 200 tys. nowych milionerów), ale wzbogaciło się tylko 10% Amerykanów. Relatywnie straciła klasa średnia – fundament demokracji. Tak więc Clinton osłabił Amerykę, a to zawsze oznacza kurczenie się, cofanie zachodniej cywilizacji.

Na razie Ameryka ma niezwykle dużą ofertę dla przybyszów z całego świata, a Amerykanie są chwaleni, że tak chętnie dzielą się swą wiedzą (w USA kształci się wielka rzesza studentów ze wszystkich kontynentów). Wynika to nie tyle z dobrego charakteru Amerykanów, co raczej z interesu.

Mimo że kształcenie kadr dla swojego perspektywicznego konkurenta z pewnością nie leży w interesie amerykańskim, studiuje tu 1,5 mln studentów chińskich, a wiele uczelni jest po prostu uzależnionych od studentów z Chin – bez nich nie utrzymałyby się na rynku. Szacuje się, że co najmniej połowa chińskich studentów zajmuje się (lub zajmie w przyszłości) szpiegostwem.

Taką studentką była ucząca się w Kalifornii piękna Fang Fang, która wdała się w romans z ważnym kongresmenem. Po zażyłych kontaktach z kilkoma innymi politykami Fang została odwołana w 2015 roku do Chin, ale słabość do Kraju Środka pozostała u polityków, którzy ulegli urokom pięknej Azjatki. Chińczycy okazali się mistrzami korupcji politycznej. Nauczeni metod KGB, szukają „kompromatów” na polityków, którymi później posługują się do swoich celów. Tak się złożyło, że właśnie bardzo bliski znajomy panny Fang – kongresmen z Partii Demokratycznej, Eric Swalwell – był liderem w poprzednim procesie impeachmentu Trumpa i zajmuje się także obecnym, kuriozalnie przegłosowanym już po skończonej kadencji prezydenta!

Widać, że Chińczykom bardzo zależy na tym, by Trump nigdy nie powrócił do polityki. Mają ku temu powody, bo po jego wyborze w 2016 roku Chiny zaczęły tracić wpływy w Ameryce. Trump zaczął energicznie zabiegać o powrót wytwórczości do kraju, co przyniosło rezultaty w rekordowym spadku bezrobocia i wzroście zamożności. Trump jako człowiek bogaty był odporny na korupcję i lobbystów. Ponadto zaczął rewidować różne umowy i traktaty, które uznał za faworyzujące Chiny. Powołał na doradcę ds. bezpieczeństwa gen. Spaldinga – znawcę Chin i autora książki Niewidzialna wojna – jak Chiny w biały dzień przejęły wolny Zachód.

Sędziwa (85 lat) senator Dianne Feinstein z Kalifornii miała 3 mężów, ale tylko jednego przez całe życie kierowcę, który okazał się chińskim szpiegiem. Natomiast postać nr 2 w Partii Republikańskiej – Mitch McConnell, marszałek senatu (majority speaker), ma żonę Chinkę. Jego teść jest bliskim przyjacielem przywódcy KP Chin Xi Jingpinga (!), a bratowa teścia zasiada w radzie nadzorczej centralnego banku Chin.

McConnell wręcz sabotował politykę Trumpa na odcinku chińskim, nie poparł prezydenta w walce z oszustwami wyborczymi, a teraz prawdopodobnie poprze impeachment byłego (!) prezydenta. Jest on niewątpliwie najwyższym rangą chińskim lobbystą w Ameryce i prawdopodobnie zawdzięcza swój urząd chińskim koneksjom. Próbowano walczyć z wszechobecną chińską penetracją, ale – rzecz charakterystyczna – wszystkie firmy adwokackie odmówiły współpracy, bo ich najwięksi klienci robią interesy w Chinach…

Ameryka (podobnie jak inne kraje Zachodu) jest bardzo wdzięcznym terenem do penetracji dla komunistycznych służb i żyje się tu przyjemnie. Nic dziwnego, że zdekonspirowani szpiedzy za nic nie chcą wracać do swych ojczyzn. Np. były szpieg KGB, niejaki Michaił Lennikow, schronił się przed deportacją w kościele w Vancouver. W jego obronie murem stanął pastor i wierni, gdyż chrześcijańskie miłosierdzie nie pozwala narażać człowieka na tak wielką przykrość, jaką jest życie w Rosji…

W latach 90. czytałem w „Miami Herald” artykuł o przenikaniu rosyjskiej mafii do najistotniejszych centrów amerykańskiej gospodarki. Choć w Ameryce powszechna jest świadomość, że nie można ustalić wyraźnej granicy między rosyjskim biznesmenem, gangsterem a agentem KGB (sowietolog Christopher Story uważa mafię rosyjską za dział KGB), rosyjscy biznesmeni zasiadają w radach nadzorczych, są menedżerami, podejmują ważne decyzje, słowem – mają coraz większy wpływ w amerykańskich korporacjach (np. Sergiej Brim – współwłaściciel Google’a). Konkluzje artykułu były dwie: 1. Z powodu braku instrumentów prawnych nic się nie da zrobić. 2. Tak widocznie ma być. To dlatego „zarząd główny” rosyjskiej mafii urzęduje w Nowym Jorku.

Nie ma już niestety senatora McCarthy’ego i jego „polowania na czarownice”, więc Ameryka wystawiona jest na harce agentów i lobbystów wszelkiej proweniencji. Ich działania medialne i biznesowe są skuteczne, ale udowodnienie jakichkolwiek powiązań w zasadzie niemożliwe, a już usunięcie z kraju w ogóle nie wchodzi w rachubę (z uwagi na prawa człowieka).

Chińczycy żyją w Ameryce w zwartych skupiskach już 200 lat (kantoński jest trzecim nieangielskim językiem w USA), co obecnie ułatwia infiltrację komunistycznym Chinom. Poza tym, mając ogromne zapasy amerykańskiej waluty, Chiny oddziałują na USA przez giełdę. Dlatego finansiści z Wall Street i ich organy medialne tak bardzo zaangażowały się w poparcie dla Bidena i zwalczanie Trumpa, „szkodzącego owocnej współpracy gospodarczej z Chinami”.

Dla establishmentu nie stanowi problemu fakt, że Chiny prowadzą jawnie wrogą politykę, popierając wszystkie siły mogące szkodzić Zachodowi – Rosję, Iran, Koreę Płn. Wenezuelę. Już Lenin poznał mentalność kapitalistów mówiąc, że „sprzedadzą nam sznur, na którym będziemy ich wieszać”.

Prezydenci właściwi i ci, którzy nie powinni rządzić

Opiniotwórcze media amerykańskie, święcie przekonane o własnej niezależności i obiektywizmie, w ocenie polityków nie kryją swoich sympatii i antypatii. Niezmiennie znakomitą prasę miał (i ma) prezydent Obama.

Wybory prezydenckie w USA stają się z elekcji na elekcję coraz kosztowniejsze, a sponsorzy grają o coraz wyższą stawkę. O ile trudno przypuszczać, by na sukcesję władzy w Rosji, Chinach czy Iranie demokratyczne kraje zachodnie miały jakikolwiek wpływ, to odwrotna sytuacja – zewnętrzne ingerencje w amerykański proces wyborczy – nie ulega wątpliwości.

Pewne jest, że z wyborem Obamy wiązały duże nadzieje (i chyba się nie zawiodły) siły wrogie Zachodowi i jednocześnie dysponujące wielką ilością środków – służby chińskie, rosyjskie i fundamentaliści islamscy.

Kampania prezydencka w USA zaczyna się od spraw zasadniczych – zbierania pieniędzy. Już od pierwszych dni na konto wyborcze Obamy wpływało niewspółmiernie więcej pieniędzy niż na jakiegokolwiek innego kandydata. Fakt ten zadziwiał komentatorów, którzy w końcu doszli do wniosku, że to ubodzy Murzyni wpłacają po 20 dolarów. Ale Afroamerykanów w USA jest tylko kilkanaście procent! Ktoś najwyraźniej inwestował w Obamę. Wiadomo, że transfer pieniędzy z zewnątrz jest utrudniony, ale wspomagać mogą firmy już istniejące w USA – formalnie amerykańskie… Dla zachęty, już na samym początku urzędowania Obama otrzymał pokojową nagrodę Nobla (kontrkandydatka Irena Sendlerowa, ratująca Żydów, nie uzyskała akceptacji). Poprzednio tą nagrodą uhonorowano prezydenta Cartera, ale on miał konkretne „osiągnięcia” – jako miłośnik pokoju dokonał jednostronnego rozbrojenia i przeprowadził wielką czystkę w CIA, na wiele lat paraliżującą działanie tej instytucji (tzw. „Halloween Massacre” z 1977 r.).

Inny niepokojący fakt pojawił się w związku z przysięgą Obamy. Sposób, w jaki o tym wydarzeniu informował „New York Times”, to arcydzieło dziennikarstwa dezinformującego. Zamiast po prostu napisać, że prezydent podczas składania przysięgi opuścił wymagane w konstytucji odniesienie do Boga, co wymusiło powtórzenie całej procedury (sytuacja bez precedensu), stwierdzono, że sędzia, za którym Obama powtarzał rotę, pomylił się i „zmienił lekko tekst” (a little bit). Ta relacja obiegła następnie świat, stając się obowiązującą wykładnią wydarzenia. Sam Obama żartował, że było to zabawne (funny), więc powtórzyli przysięgę.

Obama był pierwszym prezydentem, który nie przyniósł na przysięgę swojej Biblii, bo jej nie posiada.

Tak więc wybór Baraka Husajna Obamy był pod wieloma względami wyjątkowy i budził równie wiele obaw, jak i nadziei. Jeśli o nadziei mowa, to dużo sobie po tym wyborze obiecywał… Fidel Castro, nazywając Obamę „szczerym i uczciwym”. Dobrą stroną wyboru Obamy było definitywnie wytrącenie wrogom Ameryki dyżurnego argumentu o rasizmie.

Życiorys Baraka Obamy podlegał retuszom i początkowo lansowana teza o ubogim chłopcu z przedmieścia szybko przestała obowiązywać. Wiadomo, że babka Baraka (Amerykanka żydowskiego pochodzenia) była prezesem banku na Hawajach, a matka – hippiska i miłośniczka sowieckiej Rosji – jako etnograf przejawiała wielkie zainteresowanie zawodowe muzułmańskimi mężczyznami różnych ras i narodów (ojciec Baraka – Kenijczyk, ojczym – Indonezyjczyk). Dla nas Obama – „bardziej pokojowy i mniej antyrosyjski prezydent” – pozostanie postacią ponurą ze względu na jego dwuznaczną postawę wobec wydarzenia smoleńskiego i wypowiedzenie umowy o budowie tarczy antyrakietowej w Redzikowie w symbolicznym dniu 17 września (2009).

W przeciwieństwie do Obamy, jego poprzednik – republikański prezydent George W. Bush – od początku miał „złą prasę” i funkcjonował w nieprzychylnym środowisku medialnym. Nigdy nie pisano „rząd USA”, tylko „Bush administration” – w domyśle, że administracja ta jest zła (nieudolna, skorumpowana, niekompetentna), a prezydent nie kocha pokoju. W telewizji pokazywano niekończące się powtórki drobnych przejęzyczeń czy gaf prezydenta. Można było wielokrotnie zobaczyć, jak Bush się potknął czy uderzył w głowę, wychodząc z helikoptera itp.

W miłych latach 90., kiedy Amerykanie konsumowali pozycję jedynego supermocarstwa, prezydent Clinton mógł sobie pograć na saksofonie i robić bezeceństwa (w godzinach urzędowania!) w gabinecie zwanym odtąd „oralnym”. Historia nie była tak łaskawa dla Busha-juniora. Po pierwszym w dziejach Ameryki ataku na jej terytorium, Amerykanie byli zaszokowani – nie tylko oczekiwali, ale wręcz żądali, by prezydent coś zrobił, i to natychmiast. Mało kto teraz pamięta, że decyzję o wojnie z Irakiem poparło 80% Amerykanów. Po latach okazało się, że wszyscy byli „za, ale właściwie przeciw”, Bush wplątał Amerykę w „iracką awanturę”, a w ogóle to lekceważył ONZ, nie konsultował się z sojusznikami itp. Lekceważony i ośmieszany przez media, nie zabiegał o sondaże. Mimo że był starannie wykształcony, przyprawiono mu gębę teksańskiego prostaka.

Bush odszedł bez rozgłosu – niemal w niesławie. Właściwie nie było żadnego podsumowania jego prezydentury, ani jednego ciepłego słowa na odejście, a przecież miał też osiągnięcia – choćby fakt, że działania antyterrorystyczne, jakie podjął, okazały się skuteczne. Islamistom nie udało się popełnić żadnego aktu terrorystycznego na terenie USA, a trudno przypuszczać, by byli tak łaskawi, żeby nie próbować. Nikt też nie może mu odmówić woli walki.

„Przemysł pogardy”, raczkujący przy Bushu, objawił się z całą swoją mocą dopiero wobec prezydenta Trumpa, znienawidzonego przez ekologów, pacyfistów, gejów i lesbijki, autorytety moralne, obrońców praw człowieka i w ogóle całą postępową ludzkość. Intensywność ataków na Trumpa można porównać tylko z atakami prasy polskiej i niemieckiej na prezydenta Kaczyńskiego. Niewątpliwie Trump sobie „nagrabił” na wielu polach. Najważniejszym była „wojna handlowa” z Chinami i Niemcami (próba likwidacji nierównowagi handlowej z tymi krajami). Z kolei Rosja źle przyjęła konkretne wzmocnienie wschodniej flanki NATO.

Równocześnie, w trosce o utrzymanie tożsamości amerykańskiej, Trump walczył z nielegalną imigracją, budując kosztowny mur na bardzo długiej granicy z Meksykiem. Budowanie murów jest przyjmowane bardzo źle przez miłośników „społeczeństwa otwartego”, chyba że dotyczy Izraela. Stały, wielki napływ ludności latynoskiej szukającej lepszego życia jest źródłem kłopotów w Ameryce, jednak dla demokratów imigracja jest korzystna, gdyż przysparza wyborców Partii Demokratycznej. Z przyczyn humanitarnych (łączenie rodzin) regularnie przeprowadza się „amnestie” legalizujące pobyt imigrantów, co wiąże się z nabyciem praw wyborczych. Wybory roku 2020 były ostatnimi z przewagą białej anglojęzycznej ludności; w następnych – twórcy państwa amerykańskiego będą w mniejszości.

Trump nie był miłośnikiem aborcji i genderyzmu, ponadto często odwoływał się do patriotyzmu, co posłużyło za pretekst do przyprawienia mu gęby ksenofoba, rasisty i homofoba, niekochającego postępu i demokracji.

Po jego zwycięstwie w 2016 roku pisano, że „na Kremlu strzelają korki szampana”, powtarzano opinie typu „najbardziej proizraelski prezydent”. Nietrudno zauważyć, że są to te same „cepy”, którymi okładało się Lecha i okłada Jarosława Kaczyńskiego.

Pandemia, która umożliwiła zwycięstwo (wątpliwe) Bidena, spowodowała, że Chiny staną się liderem ekonomicznym świata wcześniej niż planowano. Dlatego z pewnością w Pekinie strzelały korki szampana. Ameryka stanie się „społeczeństwem otwartym” jeszcze szerzej niż obecnie, choć już dawno w ramach „swobodnego przepływu towarów, usług, ludzi, idei” przypływały towary chińskie, gangsterzy rosyjscy, rzesze imigrantów i idee marksizmu-leninizmu. Właśnie dzięki tym ideom na uczelniach, studenci chińscy czują się w Ameryce jak w domu.

Żegnając prezydenta Trumpa, wielu z nas obawia się, że równocześnie żegnamy Amerykę taką, jaką znamy – ostoję wolności. A może nawet – żegnamy zachodnią chrześcijańską cywilizację. Osobiście wierzę jednak w zdolności regeneracyjne społeczeństwa amerykańskiego, bo pamiętam sytuację po skończonej kadencji prezydenta Busha, gdy republikanie mieli tylko 20% poparcia. Prognozowano wówczas zmierzch systemu dwupartyjnego, który tak skutecznie zapewniał (i zapewnia) wolność w Ameryce.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Amerykańskie pożegnania” oraz znajduje się na s. 4 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 80/2021. Przemówienie pożegnalne prezydenta Donalda Trumpa do narodu amerykańskiego – na s. 5 tegoż WKW.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Amerykańskie pożegnania” na s. 4 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 80/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

USA: nie będzie relokacji amerykańskiej ambasady w Jerozolimie

Głosowanie w Senacie USA zakończyło się wynikiem 97/3. Trzy głosy przeciwne pochodziły od senatorów Partii Demokratycznej: Bernie’go Sandersa, Elizabeth Warren i Toma Carpera.

W czwartek 4 lutego w amerykańskim Senacie miało miejsce głosowanie w sprawie wsparcia nowelizacji rezolucji budżetowej w związku pandemią covid-19.

Jednym z elementów rezolucji jest formalne potwierdzenie woli państwa w utrzymaniu swojej ambasady w Jerozolimie.

W głosowaniu swój sprzeciw wyraziło troje senatorów Partii Demokratycznej: Bernie Sanders, Elizabeth Warren i Tom Carper.

Inicjatywę do głosowania tej wrażliwej kwestii wyrazili senatorowie republikańscy –  Jim Inhofe oraz Bill Hagerty.

Sam Inhofe podczas swojego wystąpienia w Senacie wypowiedział się w następujący sposób:

Decyzja ta nie powinna być dla nikogo kontrowersyjną. Tak wyglądało nasze stanowisko od 25 lat. Jerozolima jest stolicą Izraela i w Jerozolimie powinniśmy mieć naszą ambasadę.

Z kolei Hagerty efekt głosowania podsumował metaforycznymi słowami:

Utwierdzenie tej ambasady stanowi brukowanie drogi do pokoju w tym regionie, a takie działania powinny być objęte ochroną. Teraz nasi sojusznicy wiedzą, że stoimy po ich stronie”.

Czwartkowe głosowanie ma wydźwięk silnie symboliczny. Stanowi ono wyraz potwierdzenia braku chęci relokacji ambasady, ze strony administracji prezydenta Joe Bidena.

W czasie sprawowania funkcji senatorskiej, Biden wsparł kongresową amerykańską Ustawę o Ambasadzie z 1995 r., która nakazywała przeniesienie placówki z Tel-Awiwu do Jerozolimy.

Poprzedni prezydenci Bill Clinton, George Bush i Barack Obama korzystali z opcji opóźnienia realizacji Ustawy. Dopiero Donald Trump zdecydował się na wprowadzenie jej w życie (2018 r.), budząc tym faktem niezadowolenie strony palestyńskiej.

NN

Źródło: The Jerusalem Post

Tchórzewski: Musimy znaleźć się w peletonie transformacji energetycznej, bo wypadniemy ze współpracy gospodarczej

Krzysztof Tchórzewski o zgazowaniu odpadów, wpływie UE na naszą politykę energetyczną, konieczności dogonienia Zachodu i wysokich kosztach transformacji.

Polityka energetyczna to jest tylko takie jakby przygotowanie do przyjęcia pewnego kierunku, który musi być zrealizowany.

Krzysztof Tchórzewski komentuje nowoczesną technologię wytwarzania energii poprzez zgazowanie odpadów. Sądzi, że należy przyglądać się nowemu pomysłowi. Wskazuje, że

Odpady są w tej chwili piętą achillesową całej Unii Europejskiej. Każde państwo ma potężne problemy żeby sobie poradzić z odpadami, więc każda tego typu inicjatywa musi być szczegółowo sprawdzona.

Takie pomysły mogą być przydatne nie tylko w kraju, ale też dobrze sprzedać się za granicą. Były minister energii ocenia także przyjęty nowy dokument strategiczny, wyznaczający kierunki rozwoju sektora energetycznego – „Politykę energetyczną Polski do 2040 r.”. Wskazuje, że na kierunek rozwoju energetycznego Polski znaczący wpływ ma polityka Unii Europejskiej:

W ciągu tych czterech lat nastąpiły duże zmiany też w ramach Ministerstwa Energii. Myśmy trzy razy politykę energetyczną przyjmowali i za każdym razem to, co się działo w Unii nas wyprzedzało.

Polityk PiS wyjaśnia, że za prezydentury Donalda Trumpa mieliśmy w Stanach Zjednoczonych sojusznika w wolniejszym tempie dokonywania transformacji energetycznej. Nikt jednak nie mówił o jej zatrzymaniu. Obecnie zaś USA maszerują w jednym tempie z UE w dążeniu do zeroemisyjności.

Musimy zacisnąć zęby w tym momencie […] i się w tym peletonie znaleźć, bo w innym przypadku wypadniemy całkowicie ze współpracy gospodarczej.

Przyszła gospodarka energetyczna będzie bardzo droga. Do 2030 r. na krajową transformację energetyczną skierowanych ma być 260 mld zł. Krzysztof Tchórzewski wskazuje, że mamy szanse na przynajmniej 60 proc. zewnętrznego wsparcia. Cele są bardzo ambitne.

Musimy też budować tak gospodarkę żebyśmy byli w stanie się potem wypłacić z tego wszystkiego.

Według Tchórzewskiego Polska powinna implementować dwa modele polityki energetycznej: politykę OZE oraz konwencjonalną. Stwierdza, że Polska wcale nie jest bez szans w wyścigu, który zaczął się na świecie. Dodaje, że budowa elektrowni atomowej stanowi wyposażenie go we wszystkie technologie jądrowe.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Paweł Rakowski: Iran wykazał swą wielkość nie ulegając prowokacji. Teraz ma wolne pole do resetu

Co łączy prezydenta USA z szefem irańskiego MSZ? Paweł Rakowski o zmianie polityki USA wobec Iranu i Izraela, wyborach w Palestynie i szansach na two-state sollution.

Widzimy, że mamy zupełnie inny bliski wschód niż za Donalda Trumpa.

Paweł Rakowski komentuje deklaracje irańskie o gotowości do rozmów z Amerykanami. Irański minister spraw zagranicznych zwrócił się do Unii Europejskiej o mediację w rozmowach ze Stanami Zjednoczonymi. Amerykanie chcą powrotu do negocjacji ws. irańskiego programu atomowego. Według Teheranu to strona amerykańska odpowiada za zerwanie układu w tej sprawie. Waszyngton do nowego układu chciałby dołączyć Arabię Saudyjską, na co nie zgadza się Republika Islamska. Rijad i Teheran łączy bowiem szczera wzajemna nienawiść. Rakowski wskazuje, że Joe Biden osobiście zna Mohammada Dżawada Zarifa, z czasów, gdy obecny szef irańskiego MSZ był ambasadorem Iranu przy ONZ. Mają oni do siebie prywatne numery telefonów.

Szef irańskiego sądownictwa stwierdził, że „mordercy gen. Sulejmaniego nie będą bezpieczni na ziemi”. Korespondent ocenia, że rocznica zamachu na gen. Sulejmaniego na pewno będzie wykorzystywana propagandowo przez Iran. Wskazuje na wybuch samochodu-pułapki pod izraelską ambasadą w New Delhi, które mogło być ostrzeżeniem Irańczyków lub izraelską prowokacją.

Iran wykazał swą wielkość przez to, że przyjął te trzy wielkie uderzenia […]. Teraz ma wolne pole do resetu, nie uległ prowokacji.

Izrael i Arabia Saudyjska będą chcieli sprowokować ajatollahów do nieprzemyślanych decyzji. Rakowski wskazuje, że zamach na dowódcę sił Ghods był prezentem dla Państwa Islamskiego, które było przez gen. Sulejmaniego zwalczane. Na dodatek

Śmierć irańskiego generała doprowadziła do redukcji amerykańskich żołnierzy w Iraku.

Rakowski mówi także o stosunkach Waszyngtonu z Tel-Awiwem za nowej administracji. Premier Binjamin Netenjahu nie rozmawiał jeszcze z prezydentem Bidenem.

Jest to wyraźny sygnał, jeśli chodzi o relacje.

W 2016 r. Donald Trump rozmawiał z Netanjahu nazajutrz po swym wyborze. Izrael stanowi jedno z siedmiu państw do których przywódców amerykański prezydent dzwoni zaraz po objęciu urzędu. Tymczasem Joe Biden dotąd tego nie zrobił, co nie jest wbrew złośliwcom wynikiem jego starczej demencji. Telefonu z Waszyngtonu doczekała się za to Ankara.

Joe Biden tak właściwie stawia na nowo rozmowy z Iranem. To automatycznie oczywiście powoduje pewnego rodzaju napięcie

Słychać głosy, że Izrael powinien pójść na wojnę z Iranem nawet bez Amerykanów. Lewica izraelska ostrzega, że samotny atak Izraela na Iran jest niewykonalny. Stawia to premiera w niezręcznej sytuacji, tym bardziej, że w marcu Izrael czekają wybory parlamentarne. Z kolei w Autonomii Palestyńskiej

Ostatnie wybory były 16 lat temu. Wygrał je Hamas.

Zwycięskie dla Hamasu wybory nie zostały uznane przez Izrael i Stany Zjednoczone, co doprowadziło do wojny domowej między OWP a Hamasem. Rozmówca Jaśminy Nowak odnosi się do możliwości porozumienia między Izraelczykami a Palestyńczykami. Wskazuje, że

Izrael ze względów strategicznych nie opuści Doliny Jordanu.

Nikt nie mówi co zrobić z palestyńskimi uchodźcami.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Aby kontrolować człowieka, należy go odizolować i zastraszyć/ Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 80/2021

Wykorzystano pandemię do wprowadzania pełnej kontroli nad człowiekiem. Komunizm z najgorszych koszmarów jest już gotowy do opanowania świata. Pamiętajmy, że mamy wciąż wolną wolę daną nam przez Boga.

Jadwiga Chmielowska

Luty pyta o dobre buty. W tym porzekadle ludowym jest ważny przekaz klimatyczny –zarówno obfitości śniegu, ujemnych temperatur, jak i możliwych roztopów. Wyznawcy religii klimatycznej muszą być zaskoczeni śnieżycami w Hiszpanii, na południu Europy, a nawet w Afryce. Ale wierzą nadal w objawienia kilkunastoletniej Grety Thunberg.

Europę ogarnęło pseudoekologiczne szaleństwo, które dotarło do Ameryki. Zdawało się, że Trump je powstrzyma, ale zmowa sił destrukcji była silniejsza. Ocenzurowała i powstrzymała Trumpa. Biden, na zasadzie negacji, wstrzymał działania proekologiczne swego poprzednika. Zrezygnował z gazociągu do Kanady. Będzie gaz wożony cysternami samochodowymi, kolejowymi. Po wyborach Amerykanie są w szoku. Wierzyli w niezależne sądy. Te odrzucały pozwy o fałszerstwa wyborcze. Okazało się, że po prostu oddalały je z powodów proceduralnych. Marsz lewactwa przez amerykańskie instytucje trwa już od lat 30. XX w.

USA wracają też do porozumienia klimatycznego z Paryża. Nikt z propagatorów energii odnawialnej nie mówi, jak i jakim kosztem utylizować zużyte fotowoltaiki i skrzydła wiatraków. Ich żywotność to maximum 15 lat. „Zielony ład” pięknie brzmi. Dorośli zaczynają wierzyć w bajki, bo tak wypada. Toczą się poważne dyskusje nad 50 płciami…

Wszystko to służy, moim zdaniem, do siania zamętu i odwracania uwagi od spraw istotnych. Wielokrotnie pisałam, że od 2007 r. toczy się wojna. Nie miecze, karabiny, czołgi, samoloty poszły w ruch, a zniszczenia zaczynają być większe. To wojna hybrydowa. Ma ona elementy kinetyczne, czyli tradycyjne strzelanie do wroga, ale skuteczniejsza jest dezinformacja i pełna kontrola nad człowiekiem. Chodzi o panowanie nad całym światem. Oś Berlin–Moskwa–Pekin działa.

Aby całkowicie kontrolować człowieka, należy go wyizolować z otoczenia i straszyć. Do tego właśnie służy epidemia koronawirusa. Odnoszę wrażenie, że ten manewr był planowany już w 2009 r. z udziałem wirusa H1N1. Wtedy uznano, że za wcześnie. W styczniu 2010 r. Niemiec Wolfgang Wodarg, przewodniczący ówczesnej komisji zdrowia w Radzie Europy, twierdził, że duże firmy zorganizowały „kampanię paniki”, aby WHO ogłosiła „fałszywą pandemię” w celu sprzedaży szczepionek. Według niego kampania WHO o fałszywej pandemii grypy była „jednym z największych skandali medycznych stulecia i że WHO „we współpracy z niektórymi dużymi firmami farmaceutycznymi i ich naukowcami ponownie zdefiniowała pandemię”, usuwając stwierdzenie „ogromna liczba ludzi zaraziła się chorobą lub zmarła” z istniejącej definicji i zastępując je stwierdzeniem, że musi istnieć wirus, który przekracza granice państw i na który ludzie nie są odporni. Od lipca 2017 r. dyrektorem generalnym WHO jest dr Tedros Ghebreyesus, lewicowy polityk, mianowany z poparciem Chin. Jako minister zdrowia Etiopii nawiązał bliskie stosunki z Billem Clintonem, Fundacją Clintona i Fundacją Gatesów.

Wyścig szczurów po szczepionki dowodzi, że inżynieria społeczna jest skuteczna. Lekarze boją się wyrażać swoje opinie na temat szczepionek. Nawet Kościół dał się zastraszyć. Wirus jest. Kilku moich znajomych umarło, ale bardzo dużo, w różnym wieku, wyzdrowiało.

Stopień śmiertelności nie tłumaczy takich restrykcji w gospodarce na całym świecie. A może rządy wszystkich krajów boją się o czymś mówić? Korzyść odnosi Pekin. Wygląda mi to na wojnę biologiczną prowadzoną przez Chiny.

Wykorzystano pandemię do wprowadzania pełnej kontroli nad człowiekiem. Do tego służą aplikacje śledzące i jakoby chroniące przed zarażeniem, jest nawet pomysł eliminowania z obiegu tradycyjnego pieniądza itp. Zainteresowanych odsyłam do informacji z Chin. Komunizm, o którym nie śniło się nam w najgorszych koszmarach, jest już gotowy do opanowania świata. Pamiętajmy, że mamy wciąż wolną wolę daną nam przez Boga.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 80/2021.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 80/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego