Prof. Polit: w ciągu 13 minut Amerykanie ponieśli większe straty niż w ciągu wszystkich prowadzonych przez siebie wojen

Gościem „Kuriera w samo południe” jest prof. Jakub Polit – historyk, który mówi o ofensywie japońskiej na Pearl Harbour 7 grudnia 1941 roku, w 80 rocznicę tych istotnych wydarzeń.

Profesor Jakub Polit wypowiada się na temat japońskiej ofensywy na Pearl Harbour, która miała miejsce 7 grudnia 1941 roku. Jak zaznacza, tego typu działania w wykonaniu Japończyków oznaczały wydanie na siebie wyroku.

Los Japończyków został przypieczętowany.

Głównym celem armii japońskiej było pozbawienie Amerykanów jak największej części zaplecza lotniczego.

Chodziło o zniszczenie amerykańskiego zaplecza lotniczego.

W wyniku zmasowanego ataku śmierć poniosło około 2300 żołnierzy amerykańskich. Były to straty, jakich armia amerykańska nie doświadczyła od wielu lat.

W ciągu 13 minut Amerykanie ponieśli większe straty niż w ciągu wszystkich prowadzonych przez siebie wojen od czasu epoki pary.

Zdaniem historyka w tym przypadku doszło do pewnego rodzaju zlekceważenia umiejętności i potencjału militarnego przeciwnika.

Na Amerykanach zemściło się ich niskie mniemanie na temat japońskiego sprzętu i umiejętności lotników Kraju Kwitnącej Wiśni.

Profesor dostrzega jednak pewien element szczęścia w nieszczęściu, dla Stanów Zjednoczonych.

Stany Zjednoczony miały szczęście, że na Hawajach nie stacjonowały ich lotniskowce, które odegrały kluczową rolę.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

P.K.

Sikora: 13 lipca Niemcy wymordowali wszystkich, których zastali w Michniowie. Pamięć o tym jest żywa wśród mieszkańców

Dyrektor Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskiej o zbrodni w Michniowie, jej upamiętnieniu i pociągnięciu sprawców do odpowiedzialności.

Tadeusz Sikora mówi, że 12 lipca 1943 r. rozpoczęła się pacyfikacja Michniowa. Niemcy mieli listy osób wspomagających pobliskie oddziały partyzanckie.

Tego pierwszego dnia wybierano ludzi z listy. Zadenuncjowani ludzie którzy ponieśli albo zostali aresztowani albo zamordowani.

W odpowiedzi na hitlerowskie mordy w nocy z 12 na 13 lipca doszło do uderzenia oddziałów porucznika Jana Piwnika pseudonim Ponury na niemiecki pociąg. W rezultacie doszło do niemieckiego odwetu.

13 lipca Niemcy ponownie zjawili się tutaj w Michniowie i w tym momencie wymordowano wszystkich, których tutaj zastano: kobiety, dzieci, starcy. […] Nie oszczędzono nikogo.

Dyrektor Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskiej mówi, że Michniów stał się symbolem wszystkich spacyfikowanych wsi. Wskazuje, że już w latach 80 i 90 stawiano tutaj krzyże.

Pierwsza izba pamięci powstała w połowie lat 70. w prywatnym domu […] Miejscowi mieszkańcy stworzyli taką krótką wystawę opowiadającą o tym.

W 1999 r. decyzją ówczesnych władz samorządowych Muzeum Wsi Kieleckiej przejęło mauzoleum. W 2008 r. ogłoszono projekt architektoniczny, który wygrał projekt Władysława Nizio.

Potomkowie tych, którym udało się uciec przed oprawcami pielęgnują pamięć o pomordowanych. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego wyjaśnia, że w czasach PRL-u władze były niechętne upamiętnieniu tej zbrodni, gdyż mieszkańcy Michniowa zostali zamordowani za pomoc Armii Krajowej.

Sikora mówi również o rozliczeniu winnych zbrodni. Wyższy Dowódca SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie Wilhelm Kruger popełnił samobójstwo w 1945 r. W latach 60. zbrodnią zajmowała się Okręgowa Komisja Badań Zbrodni Hitlerowskich. Jednak mimo starań sędziego

Nie udało się pociągnąć nikogo do odpowiedzialności za pacyfikację Michniowa.

Wysłuchaj całej rozmowy!

A.P.

Jastrzębski: polskim Żydom uwięzionym w Casablance była udzielana pomoc medyczna, prawna oraz zapomogi materialne

Twórca programu „Oko na Maroko” opowiada o badaniach ambasady RP w Rabacie, które dotyczą pomocy dla obywateli RP pochodzenia żydowskiego, którą świadczył w trakcie II wojny światowej polski konsulat.

Maciej Jastrzębski opowiada o prowadzonych przez Ambasadę Rzeczpospolitej w Maroku badaniach, które dotyczą pomocy, jaką świadczył konsulat honorowy Rzeczpospolitej w Casablance Żydom podczas II wojny światowej.

Badania są na etapie wstępnym, natomiast już wiemy, że taką pomoc świadczono.

Na chwilę obecną znany jest charakter tej pomocy, która miała charakter wsparcia medycznego oraz materialnego.

Na dziś wiemy, że polegało to na świadczeniu pomocy medycznej, czy też różnego rodzaju zapomóg dla polskich Żydów i polskich obywateli, którzy tutaj przebywali.

Na początku 1941 roku przybywano do Maroka na pokładzie statków. Jak opowiada Maciej Jastrzębski, Polscy Żydzi, Kurtzowie, udali się do Maroka w nadziei, że uda im się stamtąd przetransportować na Zachód, np. do USA czy Brazylii. Statek ten nie mógł się przedostać na drugą stronę oceanu, w wyniku czego pasażerowie zostali zawróceni do Casablanki.

Ci, którzy mieli odpowiednio przekonujące dokumenty i środki finansowe mogli uniknąć inkarceryzacji w dawnym obozie legii cudzoziemskiej.

Jeden z obozów, w którym znaleźli się polscy Żydzi to Casbah Tadlah. Służby dyplomatyczne z konsulatu RP w Casablance podejmowały starania aby uwolnić ich drogą prawną.

Co 2 tygodnie były wysyłane delegacje aby sprawdzić stan obywateli oraz ich zapotrzebowania i stopniowo udzielano im pomocy. (…) W obozie przebywali też żołnierze Wojska Polskiego, raczej niższej rangi.

Osoby, którym udało się uniknąć obozu zostały przeniesione do Casablanki lub Tangeru. Często były to całe rodziny. Gość „Magazynu Wnet” dodaje, że na chwilę obecną nie jest znana dokładna liczba osób, którym udzielono pomocy.

Nie znamy jeszcze dokładnej liczby osób, możemy stwierdzić natomiast ilu osobom udało się dostać z Maroka na Zachód. Było to minimum 20 osób.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

P.K.

Wnet w Libanie – dorobek kulturalny Polaków za granicą

Tragiczne losy naszych rodaków podczas drugiej wojny światowej poprowadziły ich do różnych krajów. Jednym z nich był Liban

To tam znaleźli przystań i ukojenie po rzeczywistości sowieckich łagrów i długiej wędrówce przez Syberię, którą odbyli uratowani przez Armię Andersa. Liban, podobnie jak wcześniej Iran, przyjął ich z otwartymi rękami i sercami. A oni odwdzięczyli się po wielekroć.

Do Libanu trafiły tak wybitne osobistości, jak malarz Bolesław Baake, naukowiec prof. Stanisław Kościałkowski, aktorka i piosenkarka Hanka Ordonówna, architekt Karol Schayer oraz dyplomata dr Zygmunt Zawadowski. Wszyscy odcisnęli niezatarte piętno na kulturze, sztuce i życiu społecznym Libanu.


Dr Zygmunt Zawadowski – wybitny polski dyplomata, który doprowadził do tego, że Polska jako pierwsza uznała niepodległość Libanu. Akt ten odegrał ważną rolę w decyzji władz libańskich o przyjęciu i zakwaterowaniu znacznej liczby polskich uchodźców. Działania Zawadowskiego pozwoliły też na zorganizowanie dla młodych Polaków szkolnictwa wyższego na najlepszych uczelniach regionu.


Karol Schayer – polski architekt modernistyczny, którego budynki można do dzisiaj podziwiać w Katowicach. Od 1946 r. prowadził w Bejrucie pracownię projektową, która stała się jedną z najbardziej znanych w Libanie. W stolicy Kraju Cedrów, a także w Trypolisie oraz Sydonie pozostawił po sobie ok. 140 budynków w charakterystycznym dla niego, oszczędnym, pełnym elegancji i prostoty stylu.


Bolesław Baake – wybitny polski malarz, który stworzył w Bejrucie Polską Szkołę Malarstwa i Rysunku, funkcjonującą przy Instytucie Polskim w latach 1946–1948. Artysta malował przede wszystkim portrety, kwiaty i pejzaże. Publikował także artykuły na temat sztuki.


Prof. Stanisław Kościałkowski – polski naukowiec, dyrektor Instytutu Polskiego w Bejrucie. Władze libańskie zatwierdziły w 1946 r. polski ośrodek naukowy jako instytucję prowadzącą studia wyższe. Prof. Kościałkowski współorganizował Studium Polonistyczne i był dyrektorem tej placówki. Podsumowaniem jego działalności naukowej na Bliskim Wschodzie było dwutomowe opracowanie zbiorowe – „Teka Bejrucka”.


Hanka Ordonówna – wspaniała kobieta, artystka, aktorka, tancerka, kompozytorka, pisarka, poetka, malarka, a przede wszystkim piosenkarka. Ciepła i życzliwa dla ludzi, promieniująca miłością, jakby wcieliła w życie swój niezapomniany przebój, w którym śpiewała: „bo miłość, mój miły, to ja”. Pomimo tragicznej historii wojennej i ciężkiej choroby, z jaką walczyła przez lata, zapamiętano ją jako zawsze uśmiechniętą. Prezydent Libanu przyznał jej wysokie odznaczenie państwowe, a Hanka Ordonówna w liście z podziękowaniami napisała: „Liban, moja druga Ojczyzna”.


Wybitnym przedstawicielom polskiej nauki, kultury, sztuki i dyplomacji został poświęcony cykl pięciu programów radiowo-telewizyjnych, których celem jest promocja kultury polskiej na Bliskim Wschodzie.

Programy powstały we współpracy Radia Wnet i Fundacji Fenicja, w ramach projektu „Promocja kultury polskiej za granicą” i są dofinansowane ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.

Arabskojęzyczne audycje zostały nadane w libańskim radiu i telewizji Voice Of Charity, która swym zasięgiem obejmuje także Jordanię, Syrię i Palestynę. Programy w tłumaczeniu polskojęzycznym


 

Czy 11 XI powinniśmy świętować polskie święto, czy „wybaczać (rosyjskiej) piechocie?”/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Chyba jednak nie wypada przynosić biało-czerwonych flag i mieszać ich z tęczowymi i unijnymi w dniu Święta Niepodległości Polski. I puszczać pieśni o nieszczęsnym losie rosyjskiej piechoty.

Do tego drugiego namawiał nas smutny jak zawsze poseł SLD, Maciej Gdula, na alternatywnych obchodach 11 listopada w Krakowie. Bo czemuż innemu jak nie polskiemu wybaczeniu dla rosyjskiej piechoty (przeszłej i przyszłej?) miałaby służyć pieśń Bułata Okudżawy „Wybaczcie piechocie”?

Może zasmucenie najbardziej lewicowego posła wynika wprost z troski o swój paromilionowy majątek? Gdybym był kawiorowym lewicowcem, może też miałbym takie zasmucone oblicze? 😊

A może chodziło o frekwencję? Raptem około 50 (słownie: pięćdziesięciu) osób zgromadziło się na tych alternatywnych obchodach na placu Szczepańskim w Krakowie. Przez przypadek, a może i nie, trafiłem na tę próbę alternatywnego świętowania. Wracając z uroczystości, które rozpoczęła msza na Wawelu. Kilka tysięcy uczestników.

Załóżmy jednak, że to ballada Okudżawy wprawiła Posła w melancholijny nastrój. A przecież wystarczyło cały czas nadawać „Odę do radości”. I nastrój byłby bardziej radosny. I właściwsza ilustracja muzyczna do 11 listopada obchodzonego na europejski i tęczowy sposób.

Ale zaraz, zaraz. Jest też wysoce prawdopodobne, że Maciej Gdula i jego towarzysze z KOD z wyprzedzeniem opłakują los rosyjskiej (i białoruskiej) piechoty. W słońcu i deszczu, przez piachy i bagna maszerującej na Zachód, naprzód (wpieriod), a czasem na odwrót. Tak, smutny to był obrazek dla Bułata Okudżawy – żołnierza piechoty w czasie II wojny światowej. Parokrotnie rannego, syna Ormianki – za odchylenie partyjne skazanej na 15 lat łagru – i Gruzina komunisty, rozstrzelanego za odchylenie od linii bolszewickiej partii.

Tak się wczuć, mając majątek przekraczający 5 milionów złotych polskich, to tylko kawiorowy lewicowiec, Maciej Gdula, potrafi. Zrozumieć i zapłakać nad losem biednych chłopców z piechoty, prących na Zachód i niewolących nas na pięćdziesiąt lat. Taką to empatią dysponuje towarzysz biznesmen Gdula. Kto wie, może zapłakałby nawet nad dolą towarzysza Stalina, „towariszcza mużcziny”, skazującego go na 10 lat łagru za prawicowe odchylenie.

Sam, również empatyk, myślę, że dla ludzi pokroju Gduli najwłaściwszy byłby właśnie towarzysz Stalin i jego recepta. Byle na wschód od granic Polski. Nawet opłacę transport samochodowy dla niego i towarzyszy na drugą stronę zasieków z drutu kolczastego, na białoruską stronę. Batiuszka Łukaszenka na ten czas wystarczy.

Jeżeli jednak woli Pan pozostać po polskiej stronie, to mało mamy w Polsce innych świąt, towarzyszu Gdula? W tym listopadowych, jak 7 listopada czy, dajmy na to, 4 listopada, którego to dnia w 1794 roku nastąpiła Rzeź Pragi, dokonana przez piechotę Aleksandra Suworowa. Wasze uczestnictwo, Towarzyszu, w obchodach tych rocznic byłoby chyba bardziej na miejscu. A i ballada opłakująca los rosyjskiej piechoty również. Przecież wielu z tych chłopców nie wróciło do rodzinnych domów, do dziewczyn, do żon. A mordować Polaków musieli. Nie wierzcie piechocie!

A całkiem poważnie: chyba jednak nie wypada przynosić biało-czerwonych flag i mieszać ich z tęczowymi i unijnymi w dniu Święta Niepodległości Polski. I puszczać pieśni o nieszczęsnym losie rosyjskiej piechoty. W dniu święta Polski, a nie Polszy, Szanowny Towarzyszu o zasobnym portfelu. To tak, jakby Pan tańczył na pogrzebie. Albo ubrany na czarno zalewał się łzami na weselu. Niby można, ale trochę nie wypada.

Jan Azja Kowalski

PS Sama piosenka piękna, jak każda w wykonaniu Bułata Okudżawy. Słuchaliśmy go w latach siedemdziesiątych, mając nadzieję, że już więcej Armia Czerwona nie będzie nas wyzwalać.

Zresztą sami sprawdźcie: https://www.youtube.com/watch?v=pMy2hXzwkAs

Proces byłej sekretarki kommendanta KL Stutthof. 96-latka zbiegła

W czwartek miał ruszyć proces Irmgard Furchner oskarżonej o pomocnictwo w niemieckich zbrodniach w Stutthof. Jednak 96-letnia oskarżona opuściła rano swój dom udając się w nieznanym kierunku.

[related id=155367 side=right]
Irmgard Furchner była sekretarką Paula-Wernera Hoppego, komendanta niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof. Prokuratura zarzuca jej, że pracując między czerwcem 1943 a kwietniem 1945 roku jako stenotypistka w komendanturze obozu pomogła w morderstwie tysięcy więźniów.

W czwartek 96-latka miała stanąć przed sądem w Itzehoe (Szlezwik-Holsztyn). Jednak rano oskarżona opuściła swój dom w Quickborn w Szlezwiku-Holsztynie. Według rzeczniczki sądu, Frederike Milhoffer, oskarżona wzięła taksówkę do stacji metra w Norderstedt na obrzeżach Hamburga. Sąd okręgowy wydał nakaz aresztowania.

Wcześniej Furchner dwukrotnie zeznawała w sprawie swej roli w Stutthof. W 1954 r. przyznała, że komendant Hoppe dyktował jej codziennie treści notatek i radiotelegramów. Twierdziła przy tym, że nie wiedziała nic o zbrodniach popełnianych w obozie.

A.P.

Źródło:

DW.com

Proces Irmgard Furchner w Niemczech. Płużański: w większości przypadków zbrodniarze nie ponieśli kary

Gościem „Kuriera w samo południe” jest Tadeusz Płużański – historyk, publicysta, który komentuje trwający proces Irmgard Furchner – sekretarki komendanta obozu koncentracyjnego w Stutthof.

Tadeusz Płużański wypowiada się na temat procesu Irmgard Furchner – sekretarki komendanta obozu koncentracyjnego w Stutthof, która oskarżona jest o współudział w zamordowaniu około 11 tysięcy więźniów przebywających w obozie. Historyk zwraca uwagę na fakt, że tego typu próby odzyskania sprawiedliwości należą już do rzadkości.

Zbrodniarze często żyją do dzisiaj, nieosądzeni.

Oskarżona w tym roku ukończyła 96 lat, lecz będzie traktowana przez sąd jako osoba nieletnia, z uwagi na nieukończenie 21 lat w czasie popełnienia zbrodni.

W chwili popełnienia zbrodni miała 21 lat, będzie sądzona jako nieletnia.

W chwili obecnej toczy się kilkanaście podobnych spraw, lecz osobami sądzonymi nie zawsze są rodowici Niemcy – spora część procesów dotyczy obywateli zagranicznych, będących na usługach nazistów.

Są to również osoby innych narodowości, które służyły nazistowskiemu terrorowi.

Historyk zwraca uwagę na fakt, że poczucie winy u sądzonych w takich przypadkach osób jest z reguły bardzo niskie lub wręcz go nie ma – często nie przyznają się do zarzucanych im czynów. Irmgard Furchner twierdzi, że nie była świadoma dokonywanych morderstw.

Oni uważali, że są jedynie urzędnikami wykonującymi swoje obowiązki.

Jak podkreśla Tadeusz Płużański, do rzadkości należą procesy osób, które odgrywały istotniejszą rolę w nazistowskim terrorze – część z nich pozostała bezkarna. Większość procesów w XXI wieku dotyczy osób odgrywających w procesie rolę drugo lub trzeciorzędną. Historyk podsumowuje, że sprawcy powiązani z totalitaryzmem niemieckim, jak i rosyjskim, nie zostali pociągnięci do właściwej ich czynom odpowiedzialności.

To są już tylko pomocnicy – w większości przypadków zbrodniarze nie ponieśli kary.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

PK

 

Dr Osiński o Marianie Rejewskim i jego powojennych losach, dr Ceran o sytuacji w Bydgoszczy we wrześniu 1939 roku

Gośćmi „Poranka Wnet” są: Krzysztof Osiński – redaktor naczelny „Zbliżenia”, który opowiada o Marianie Rajewskim oraz Dr Tomasz Ceran – historyk, który mówi o sytuacji Bydgoszczy we wrześniu 1939.


Trwa Wielka Wyprawa Radia Wnet – kolejnym jej przystankiem jest Bydgoszcz. Gośćmi „Poranka Wnet”, prosto ze stolicy województwa kujawsko-pomorskiego, są: Krzysztof Osiński – redaktor naczelny „Zbliżenia”, który mówi o Marianie Rejewskim, polskim matematyku i kryptologu, który w 1932 roku złamał szyfr Enigmy oraz Dr Tomasz Ceran – historyk, który mówi o sytuacji Bydgoszczy we wrześniu 1939 roku. Dr Krzysztof Osiński opowiada o Marianie Rejewskim – słynny naukowiec pochodził z Bydgoszczy, dziś ma status jednego z najsłynniejszych obywateli w historii tego miasta. Jego zasługi są powszechnie znane nie tylko w Polsce, ale i na świecie.

Jego czyny spowodowały skrócenie II wojny światowej, a tym samym przyczyniły się do tego, że kilka milionów osób ocaliło życie. Dokonał niesamowitej rzeczy kryptologicznej, docenianej przez dzisiejszych specjalistów, którzy dysponują najnowszą technologią – on natomiast posiadał tylko kartkę papieru, ołówek i swój genialny umysł.

Mało znane są powojenne losy Rejewskiego – w 1946 roku, po 7 latach spędzonych poza granicami kraju, zdecydował się on na powrót w rodzinne strony, pomimo rozpoczynającej się okupacji sowieckiej. Główną motywacją była rodzina – kryptolog, wyjeżdżając z Polski w 1939 roku, zostawił w ojczyźnie żonę i dwójkę małych dzieci. Celem nie było jednak pozostanie w kraju.

Zamierzał powrócić po to, żeby wywieźć rodzinę i osiedlić się we Francji – chciał tam zająć się matematyką ubezpieczeniową, w której specjalizował się przed wojną.

Rzeczywistość kształtującego się systemu totalitarnego zweryfikowała jednak te plany negatywnie – ponowne przekroczenie granic okazało się niemożliwe. Naukowiec zmuszony był ułożyć sobie życie, dostosowawszy się do panujących w Polsce warunków.

Podjął pracę, zaczął tutaj egzystować – poniżej swoich genialnych możliwości, jako urzędnik. Musiał jednak ukrywać ten bagaż wywiadowczy, który zgromadził – praca dla przedwojennego wywiadu, działanie w trakcie II wś sprawiło, że stał się naturalnym wrogiem komunistów.

Mimo początkowo skutecznego ukrywania się, w pewnym momencie Marian Rejewski zaczął budzić zainteresowanie UB, które podejmowało kolejne próby wytropienia dawnych służb wywiadowczych – spotkały go z tego powodu pewne konsekwencje, jednakże ostatecznie sowietom nie udało się zgromadzić ilości danych zbliżonych do stanu faktycznego.

Zaczął budzić zainteresowanie bezpieki, która spowodowała usunięcie go z pracy i różnego rodzaju szykany, ale nieudolność tych funkcjonariuszy UB nie przyczyniła się do tego, że w pełni odkryli jego rolę w rozpracowywaniu Enigmy. Dzięki temu mógł tu funkcjonować i przetrwać.

Drugim z gości jest historyk Tomasz Ceran, który mówi o sytuacji Bydgoszczy podczas września 1939 r. Chwilę po wejściu Niemców do miasta, zaczęła się eksterminacja polskiego społeczeństwa. Działania wojsk hitlerowskich były niezwykle okrutne – miało to związek z wcześniejszą potyczką na tym terenie.

Sami Niemcy szacowali, że tylko w ciągu 4 dni od wejścia Wehrmachtu do Bydgoszczy zginęło 200-300, a nawet do 400 Polaków. Ma to związek z 3 i 4 września – 3 września wycofująca się armia polska wkracza do Bydgoszczy i zostaje ostrzelana przez niemieckich dywersantów – dywersja zostaje krwawo stłumiona, ginie bardzo dużo Niemców. Mieli więc „pretekst” do przeprowadzenia eksterminacji polskich elit.

Wrzesień, październik i listopad, przepełnione tragicznymi wydarzeniami, były najcięższymi miesiącami dla Bydgoszczy podczas II wojny światowej.

Dla Bydgoszczy to jest najgorszy okres w okupacji niemieckiej – późnej już takiego natężenia ten terror nie ma.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

PK

Jerzy Albin de Tramecourt – ostatni wojewoda lubelski przed II wojną światową

W ramach cyklu „Ulicami Historii” przedstawiamy sylwetkę patrona jednej z ulic Lublina – Jerzego Albina de Tramecourta.

Główny bohater urodził się oraz zmarł w Lublinie. Na świat przyszedł 1 marca 1889. Już jako uczeń mocno angażował się w działalność społeczną, za co został pozbawiony prawa do edukacji w Lublinie. Był zmuszony przeprowadzić się do Warszawy, gdzie kontynuował naukę. Dalsze jego losy są już związane z wydarzeniami podczas Pierwszej Wojny Światowej. Gdzie walczył na różnych frontach oraz w różnych armiach.

W międzyczasie był aresztowany, bo odmówił udzielenia poparcia dla cesarza. W związku z tym jego losy były dosyć burzliwe.

Uczestniczył również w wojnie polsko-bolszewickiej. Po jej zakończeniu służył jeszcze jakiś czas w armii. Kiedy przeszedł w czas spoczynku, piastował m.in. urząd wojewody poleskiego. Dnia 10 września 1937 roku został mianowany na podobne stanowisko a mianowicie wojewody lubelskiego. Ogromną zasługą Jerzego Albina było również ocalenie przez niego dwóch obrazów

Podczas II Wojny światowej uratował dwa obrazy z Muzeum Lubelskiego, czyli „Bitwę pod Grunwaldem” i „Kazanie Skargi”, które za jego przyczyną zostały zabezpieczone i przewiezione do Kazimierza

Dalsze jego losy były całkowicie związane z II Wojną Światową. Stanowisko wojewody lubelskiego pełnił do 14 września 1939 roku. Niestety w październiku został aresztowany.

A już miesiąc później został zamordowany w bardzo niewyjaśnionych okolicznościach […] nie ma jego mogiły. Dosyć taka zawiła i jakby nierozwikłana do tej pory zagadka.

Sama ta akcja była przeprowadzona przed planowaną Akcją AB. Aczkolwiek można domniemywać, że nawet przed skrystalizowaniem się planu tej akcji, Niemcy już wtedy wiedzieli, że ważnym jest eliminacja m.in. kadry urzędniczej, która mogłaby stanowić o sile polskiej administracji.

Chcesz wiedzieć więcej o tej postaci? Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy!

K.J.

Ulicami historii. Irena Białówna – wybitna lekarka i społeczniczka Białegostoku

Przedstawiamy sylwetkę patronki jednej z białostockich ulic. Dr Irena Białówna – wybitny lekarz pediatra, społecznika, żołnierz Armii Krajowej oraz więźniarka niemieckich obozów koncentracyjnych.

Irena Białówna  w historii Białegostoku i medycyny zapisała się jako wybitna pediatra i społeczniczka.

Jeszcze  przed wojną jako młoda lekarka pracowała w szkołach podstawowych, a także w stacjach opieki nad niemowlętami.

W czasie wojny zaangażowana w pomoc chorym i potrzebującym. Po wkroczeniu Armii Czerwonej prowadziła szpital dziecięcy przy ul. Fabrycznej. Wkrótce po zajęciu miasta przez Niemców, latem 1941 r., szpital ten znalazł się na terenie getta. Chore dzieci ewakuowano zaś na ul. Warszawską. Irena Białówna wraz z Anną Ellert starały się zapewnić tam opiekę i pomoc medyczną zarówno dzieciom polskim, jak też żydowskim i zagubionym podczas działań wojennych dzieciom obywateli ZSRR. Irena Białówna prowadziła również nielegalny zakład opiekuńczy dla maluchów przy szpitalu, a dla dzieci powyżej 3 lat – drugi, przy ulicy Sitarskiej.

Za współpracę z  AK i PCK aresztowana i po pięciomiesięcznym śledztwie i osadzona w obozach koncentracyjnych: Oświęcimiu, Gross-Rosen i Neubrandenburgu.

Chcesz wiedzieć więcej o tej postaci? Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.N.