Stefanik: W Kaszmirze Indie wyłączyły prąd i zatrzymują przywódców. Tak gorąco nie było tam od 20 lat [VIDEO]

– W Kaszmirze Indie wyłączyły prąd i telefony, aresztują liderów politycznych i religijnych. Pakistan grozi za to sankcjami. Tak gorąco nie było tam od 20 lat – mówi Zbigniew Stefanik.


Zbigniew Stefanik, korespondent Radia WNET we Francji, opowiada o najnowszych wydarzeniach trwającego od ponad 70 lat konfliktu Indii i Pakistanu o region Kaszmiru. Spór o to terytorium rozpoczął się w 1947 r., kiedy to po rozpadzie Imperium brytyjskiego powstał niepodległy Pakistan oraz Indie. W tym samym roku Hari Singh — Maharadża Kaszmiru — zadecydował o przynależności tego terenu do Indii. Przyczyną wyboru władcy były kwestie religijne – ze względu na wyznawaną religię (hinduizm) wolał on, by Kaszmir znalazł się pod władzą indyjską niż pod pakistańską, mimo zdecydowanej większości muzułmańskich poddanych. Decyzji tej nie uznał Pakistan.

W poniedziałek konflikt rozgorzał z niespotykaną od 20 lat intensywnością. Tego dnia prezydent Indii Ram Nath Kovind na wniosek rządu unieważnił artykuł 370 konstytucji, zapewniający tymczasowy specjalny status dla stanu Dżammu i Kaszmir. Skutkiem tej decyzji jest formalne pełne zintegrowanie będącego przedmiotem konfliktu regionu z resztą państwa.

Zmiana legislacyjna nie była jedyną interwencją Indii w Kaszmirze w ostatnich dniach. Wyłączyły one na tym terenie również prąd i telefony oraz zatrzymują przywódców politycznych i religijnych. Pakistan nie pozostaje na te kroki obojętny — grozi swojemu sąsiadowi sankcjami.

Zdaje się, iż na tym etapie Indie wykorzystują napięte stosunki pomiędzy USA a Chinami, jak i również napięte stosunki świata zachodniego z Pakistanem. Otóż zdaje się, iż świat zachodni, w tym USA, Francja, Wielka Brytania tracą powoli zaufania dla Islamabadu w sytuacji, gdzie faktycznie coraz częściej państwo to okazuje się nieskuteczne w zwalczaniu terroryzmu, w tym głównie chodzi tutaj o Al-Kaidę.

Gość Poranka odnosi się również do trwającej wojny handlowej między Chinami a Stanami Zjednoczonymi oraz do plotek o Dexicie — wyjściu Niemiec z Unii Europejskiej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Bernadeta Markiewicz: Pniewy są przyjazne ekonomii społecznej. Tu każdy pracujący z niepełnosprawnościami jest szanowany

– Uczęszczający do Centrum Integracji Społecznej wpisali się w krajobraz Pniewów. Każdy mieszkaniec ma do nich szacunek i uznanie dla wykonywanej przez nich pracy – mówi Bernadeta Markiewicz.

 

 

Bernadeta Markiewicz, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Pniewach, opowiada o Centrum Integracji Społecznej „Ostoja”. Powstała w 2013 r. z inicjatywy burmistrza miasta Jarosława Przewoźnego placówka stawia sobie za cel aktywizację zawodową i społeczną osób z różnego rodzaju niepełnosprawnościami czy uzależnieniami. Obiekt początkowo przeznaczony był dla 2o osób, by następnie móc pomieścić ich 30.

Gość Kuriera w samo południe zaznacza, że uczęszczające do „Ostoi” osoby cieszą się w Pniewach dużym szacunkiem. Cieszy ją, że może pracować w gminie przyjaznej ekonomii społecznej.

„Oni się – że tak powiem – wpisali w krajobraz tego miasta i tej gminy, i dziś każdy mieszkaniec ma do nich szacunek i duże uznanie za jakość tej pracy, którą na co dzień wykonują. Bo wielokrotnie – jest to również zauważalne przez osoby, które niekoniecznie mieszkają na terenie naszej gminy – że to nasze otoczenie estetyczne (…) zmieniło się diametralnie odkąd wykonywane są systematyczne prace porządkowe (…) przez naszych uczestników CIS-u”.

Centrum Integracji Społecznej „Ostoja” nie jest jedynym tego typu obiektem w Pniewach. Na jego bazie we współpracy z gminą Kwilcz powstała Spółdzielnia Socjalna „Horyzont”. Markiewicz ma nadzieję, że w przyszłości utworzone zostaną kolejne ośrodki pomocy społecznej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

S. Ewa Durlak, s. Daniela Jankowska: Św. Urszula Ledóchowska chciała dać wszystkim Boga. Bez niego nie zakładałaby szkół

– Św. Urszula Ledóchowska chciała dać wszystkim Boga. To dlatego dbała o wychowanie dzieci i młodzieży, zakładała domy dziecka, przedszkola i szkoły – mówią s. Ewa Durlak i s. Daniela Jankowska.

 

 

Siostra Ewa Durlak, przewodniczka w sanktuarium Św. Urszuli w Pniewach, opowiada o życiu św. Urszuli Ledóchowskiej, patronki Pniew. 8 sierpnia minie bowiem 99 lat od momentu, kiedy święta przyjechała do Pniew z dziećmi i siostrami z duńskiego Aalborga. Do Polski przybyło wtedy 20 sióstr i 40 dzieci. Te ostatnie były potomkami polskich rolników, którzy wyjechali do Danii na tzw. saksy buraczane. Nierzadko umierali oni osieracając swoje dzieci, które następnie znajdowały się pod opieką św. Urszuli Ledóchowskiej.

Przewodniczka mówi również o dziedzictwie, które święta pozostawiła po sobie w Pniewach. W mieście tym św. Urszula mieszkała 19 lat, podczas których założyła 44 domy zakonne w Polsce, we Francji i we Włoszech. W ostatnim z tych państw założycielka Urszulanek Serca Jezusa Konającego zmarła, by w 1989 r. powrócić do Polski. Obecnie spoczywa ona w sanktuarium Św. Urszuli w Pniewach.

Bardzo ważnym hasłem dla świętej było to, aby „wszystkim dać Boga”. W jego ramach dbała ona o wychowanie dzieci i młodzieży, zakładała domy dziecka, przedszkola i szkoły.

Siostra Daniela Jankowska natomiast opowiada o chórze dziecięco-młodzieżowym „Promyki słoneczne”, któremu przewodzi. Powstał on na rok przed sprowadzeniem ciała św. Urszuli z Rzymu do Pniew i funkcjonuje już od 31 lat. Poza akompaniowaniem przy liturgii chór koncertuje również po świecie. Największym przeżyciem dla s. Danieli był śpiew w Castel Gandolfo w 1993 r. dla św. Jana Pawła II. Obecnie chór szykuje się do wyjazdu na Słowację i do Austrii.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Prof. Ratajczak: Myślę, że w pewnym momencie Polska odwróciła się od historii. Części dokumentów pewnie nie odzyskamy

– Myślę, że był w Polsce czas pewnego odwrotu od historii, przez który pewnych cennych dokumentów możemy nigdy nie odzyskać. Na szczęście teraz jest inaczej – mówi prof. Wiesław Ratajczak.

 


Profesor Wiesław Ratajczak, wykładowca na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, opowiada o prowadzonym przez siebie roczniku – „Ziemi Pniewskiej”. Zadaniem cyklicznej publikacji jest przedstawienie i uporządkowanie informacji na temat Pniew i okolic. Obecnie wydano dwa tomy rocznika, a w przygotowaniu jest część trzecia. Dotychczasowe numery „Ziemi Pniewskiej” poruszają temat losów mieszkańców Pniewa i okolic podczas II wojny światowej.

Gość Poranka mówi również o potrzebie nauczania o regionach Polski w szkołach.

„Pan redaktor powiedział – wiedza regionalistyczna, ale pewnie trzeba podkreślić, że taka, która nie tyle izoluje, wyróżnia jakiś fragment Polski i pisze mu osobną historię, ale taka historia regionu, która jest wprowadzeniem w historię ogólnopolską, czy nawet w historię powszechną”.

Cel ten prof. Ratajczak stara się realizować właśnie poprzez wydawanie „Ziemi Pniewskiej”, w której poprzez opisywanie losów regionu przybliża historię II wojny światowej.

Wykładowca na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu stwierdza, że powstanie cyklicznej publikacji byłoby niemożliwe bez wsparcia pniewskich rodzin, które dostarczają pamiątki i opowiadają związane ze swoimi domami historie.

„Był taki czas – chyba to nawet w skali ogólnej można by jakoś scharakteryzować, w skali polskiej – pewnego odwrotu od historii i może wtedy jakieś cenne pudła ze zdjęciami, z dokumentami, z listami nie zostały uznane za cenne. Może już nigdy ich nie odzyskamy. Teraz jest inaczej i dla mieszkańców miasta [Pniew – przyp. red.] i przede wszystkim dla rodzin ta historia jest czymś cennym. Jest pełna świadomość tego, że każdy drobiazg należy ocalić”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Owsiak po raz kolejny nie mógł powstrzymać się od bluzgów na swoim festiwalu. „Mordy mi nie zamkniecie!”

Przemawiający w niedzielę na zakończenie festiwalu Pol’and’Rock Jerzy Owsiak nie przebierał w słowach. Bez ogródek powiedział, co sądzi o rządach PiS-u. „Zabieracie Westerplatte. K***a, po co?!”

W sobotę w Kostrzynie nad Odrą zakończył się trwający trzy dni Pol’and’Rock Festival. Według organizatorów wzięło w nim udział 750 tysięcy osób. W niedzielę podczas zamknięcia imprezy jej organizator Jerzy Owsiak w ostrych słowach skomentował aktualną sytuację polityczną w kraju. Odniósł się m.in. do wykorzystywania przez marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego rządowych samolotów i helikopterów do podróży prywatnych.

„Czemu nie karzecie polityków, którzy zap*** samolotami za moje, k***, pieniądze? Dlaczego ich nie pociągniecie do odpowiedzialności? Nie ma na to zgody. Możecie mnie zabić na tej barykadzie. Możecie mi strzelić w łeb, ale nie cofnę się, bo Polska się stacza”.

„A wy k*** ile wywalacie pieniędzy na loty? 176 mln zł na służbę zdrowia. Stoimy w kolejkach do służby zdrowia. Pacjenci onkologiczni nie mają się jak leczyć. To co wy k*** do nas macie?”.

Lider Fundacji WOŚP powiedział również, co sądzi o przyjęciu specustawy dotyczącej budowy Muzeum Westerplatte.

„Możecie mnie zarąbać, ale nie zamknięcie mi mordy! To wy trwonicie moje pieniądze. Zabieracie Westerplatte. K***, po co?! Od*** się od Westerplatte! Wsadzicie mnie za to do pie****? To znajdę tam kumpli i rozsadzimy to od środka”.

To nie pierwszy raz gdy Jurek Owsiak nie mógł powstrzymać się od przekleństw w czasie swojego festiwalu. W 2017 r. został on ukarany przez sąd naganą za to, że ze sceny przystanku Woodstock powiedział m.in. „pie…. polityków” i „nie mów ku…., że jestem drugi sort”. Do tego faktu także odniósł się w swoim tegorocznym przemówieniu.

„Po raz drugi to powiem. I od***rdolcie się w sądach, bo to jest utwór muzyczny. Żeby nie rządziło, kłamstwo, pogarda i szczucie Polaków jednych na drugich, to może ku***a coś zmienimy? Bądźcie moimi obrońcami w sądzie w Słubicach”.

A.K.

Stanisław Kot: Początkowo w Hucie Miedzi Głogów pracowali wszyscy prócz hutników. Dziś załogą można się chwalić wszędzie

– Huta Miedzi Głogów to fenomen. Z niczego utworzono załogę ekspertów, a huta z jednego z największych polskich trucicieli stała się jedną z najczystszych na świecie – mówi Stanisław Kot.

 

 

Stanisław Kot, były wiceprezes KGHM Polska Miedź S.A., opowiada o unikalności obiektu, w którym wcześniej pracował. Jest to największa huta surowcowa w Europie, produkująca ponad 450 tysięcy ton miedzi elektrolitycznej rocznie. Drugim produktem, którego wydobyciem zajmuje się spółka, jest srebro. Kolejną cechą wyróżniającą zakład na tle innych obiektów tego rodzaju jest unikalna technologia, która poza oddziałem KGHM Polska Miedź S.A. w Głogowie funkcjonuje tylko w dwóch miejscach na świecie – w Australii i w Zambii.

Ponadto sama Huta Miedzi Głogów jest największym jednostkowym pracodawcą w tym mieście. Gość Poranka zakład ten określa mianem fenomenu. Jak mówi, w 1971 r., kiedy to huta została oddana do użytku, pracowali w niej wszyscy prócz hutników. Obecnie na terenie obiektu pracują eksperci, którymi zakład może chwalić się wszędzie. Huta uczyniła również olbrzymie postępy w dziedzinie ochrony środowiska. O ile w latach 80. zakład znajdował się na liście 80 największych trucicieli w Polsce, o tyle obecnie, po wdrożeniu inwestycji wartych miliardy złotych, huta stała się jedną z najczystszych na świecie.

Stanisław Kot mówi także o tym, jak rozpoczęła się jego kariera w KGHM Polska Miedź S.A.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Czesław Dominik: W hutnictwie zachwyciła mnie siarka. Gdy jechałem na wczasy, musiałem kupować zapałki, zapalać i wąchać

– Gdy pracowałem na wyciągach szybowych i pojechałem na wczasy, musiałem zapalać i wąchać zapałki, bo po tygodniu kręciło mi się w głowie z braku dwutlenku siarki – mówi Czesław Dominik.

 

 

Czesław Dominik, były pracownik Huty Miedzi Głogów (mistrz Huty Miedzi Głogów I, mistrz Huty Miedzi Głogów II, dyspozytor Huty), opowiada o swojej karierze w tym miejscu. Rozpoczęła się ona w technikum elektroenergetycznym. Dobre stopnie z przedmiotów ścisłych sprawiły, że zaproponowano mu przeniesienie się do znajdującego się w tym samym budynku technikum hutniczego. Po trzech miesiącach nauki w nowym miejscu Czesław Dominik poczuł, że to z hutnictwem chce związać swoje życie. Przekonały go do tego urządzenia, gorąca stal i… zapach siarki.

„Proszę sobie wyobrazić, że jak pracowałem na (wyciągach – przyp. red.) szybowych i pojechałem z rodziną na wczasy, ja musiałem kupować zapałki, zapalać i wąchać, bo po tygodniu czasu mi się kręciło w głowie przez to, że nie miałem w organizmie odpowiedniej ilości dwutlenku siarki”.

Po znalezieniu się w Hucie Miedzi Głogów gość Poranka szybko osiągał sukcesy. W 1973 r., mając 22 lata, otrzymał angaż mistrza. Co ciekawe, był on wtedy najmłodszym pracownikiem brygady. Następnie awansował na starszego mistrza, by w końcu stał się dyspozytorem huty, czyli de facto jej zarządcą.

Za rok Czesław Dominik związany będzie ze swoim miejscem pracy aż 50 lat i nie zamierza przechodzić na emeryturę.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Olbrys: Około 500 osób walczyło w obronie PWPW. Obecnie żyje tylko jeden z nich – kpt. Juliusz Kulesza

– W 1940 r. do obrony PWPW powołano grupę PWB/17/S pod dowództwem mjr. Chyżyńskiego. Walczyła ona od 2 do 28 sierpnia 1944 r. Obecnie żyje tylko jeden jej członek – kpt. Kulesza – mówi Monika Olbrys.

 

 

Monika Olbrys, kierownik Wydziału Historyczno-Archiwalnego Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, opowiada o wydarzeniach z powstania warszawskiego, które miały miejsce w okolicach PWPW. Do obrony tej instytucji powołano w 1940 r. samodzielną grupę specjalną PWB/17/S (Podziemna Wytwórnia Banknotów). Jednostce dowodził mjr Mieczysław Chyżyński ps. „Pełka”, a w jej skład wchodzili głównie pracownicy wytwórni. Podczas powstania warszawskiego walczyła ona od 2 do 28 sierpnia 1944 r. Obecnie żyje tylko jeden jej członek – kpt. Juliusz Kulesza,

W Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych mieścił się schron, w którym przebywała ludność cywilna i gdzie znajdował się szpital.

W obronie instytucji walczyło około 500 żołnierzy. Rokrocznie PWPW podejmuje działania mające na celu ich upamiętnienie. W tym roku opisuje ona 10 osób, które co prawda nie broniły wytwórni, jednak ich losy są w jakiś sposób związane z tą instytucją.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Krzyszczuk: Sieć kanalizacyjna w Warszawie nie jest powszechnie dostępna. Jednak można ją zobaczyć dzięki grze Kanały’44

– Od 130 lat sieć kanalizacyjna stolicy nie zmieniła się co do struktury. Dzięki grze Kanały’44 będzie można ją zobaczyć wraz z kurierem powstania warszawskiego – mówi Krystian Krzyszczuk.

 

 

Krystian Krzyszczuk opowiada o nadzorowanym przez siebie projekcie Kanały’44. Jego celem, niemal w całości już zrealizowanym, jest wydanie gry w systemie wirtualnej rzeczywistości pod tym samym tytułem. Głównym bohaterem rozgrywki stała się sieć kanalizacyjna Warszawy. Gość Poranka zaznacza, że jest to niepowtarzalna okazja zobaczenia przez graczy niedostępnych na co dzień kanałów stolicy, tym bardziej że ich struktura nie zmieniła się od 130 lat. Uczestnikom projektu zależało na odwzorowaniu sieci kanalizacyjnej z jak największą pieczołowitością, w czym pomogło im Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji.

Gra opisana jest na stronie inicjatywy w następujący sposób: „Kanały ’44 to projekt, który ma na celu przeniesienie w wirtualną, interaktywną rzeczywistość kanałów wykorzystywanych w czasie powstania warszawskiego w 1944 roku. Wychodzimy daleko poza prosty model ‚wirtualnej makiety’. W założeniach chcemy pozwolić dowolnej osobie wcielić się w podziemnego kuriera, tak by z biernego widza mogła stać się aktywnym uczestnikiem historii swobodnie poruszającym się po kanałach. Projekt posiada wiele cech wspólnych z grą komputerową, takich jak interaktywność, dostosowaną do podejmowanych akcji narrację i odczuwane konsekwencje. W przeciwieństwie jednak do typowej gry obchodzi się bez elementów pośredniczących między użytkownikiem a środowiskiem wirtualnym oraz elementów nie należących do świata przedstawionego. Członkowie Zespołu poświęcili łącznie kilkaset godzin na zebranie materiałów i stworzenie scenariusza, który poprowadzi uczestnika niesamowitym szlakiem podziemnych korytarzy. Poza zebranymi materiałami, stworzyliśmy wiele rysunków, które najlepiej oddawały nasz zamysł i atmosferę historii. Chcieliśmy zrobić wszystko aby było zupełnie tak, jak gdyby uczestnik znalazł się w sercu powstańczych wydarzeń. Kanały ’44 mają nie tylko pokazać ówczesne realia, ale też dać jak najpełniej poczuć atmosferę wydarzeń, a tym samym w atrakcyjny i zapadający w pamięć umożliwić poznanie tego jakże ciekawego rozdziału historii Warszawy i jej sieci kanalizacyjnej”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Górny: Gdy rząd Orbána zakazał gender studies, środowiska LGBT+ nie protestowały. Większość to zaakceptowała [VIDEO]

– Rząd Orbána stwierdził, że gender studies to ideologia, a nie nauka. Jeśli na uniwersytetach nie wykłada się marksizmu-leninizmu, to tego też nie powinno – mówi Grzegorz Górny.


Grzegorz Górny, publicysta związany z tygodnikiem „W Sieci”, relacjonuje 30. edycję węgierskiego Uniwersytetu Letniego, który odbył się w Siedmiogrodzie w Rumunii. Jak co roku, również i tym razem pojawił się na nim obecny premier Węgier Viktor Orbán. Na imprezie przedstawił on orędzie, w którym zawarł swoje przemyślenia na temat demokracji. Podobnie jak w 2015 r. uznał on, że Węgry powinny wprowadzić system demokracji nieliberalnej. W tegorocznym przemówieniu wskazał na potrzebę opracowania nowego modelu ustrojowego, który nazwał demokracją chrześcijańską. Zaznaczył przy tym jednak, że nie chodzi mu o współczesną chadecję, lecz o pewien system, na czele którego nie stoją wartości liberalne, lecz słowa z Ewangelii wg św. Mateusza: „Co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie” (Mt 7, 12).

„Tutaj Orban wskazał to jako pewne wyzwanie – jako coś, przed czym teraz stoimy w obliczu kryzysu demokracji liberalnej. On skonstatował, że ten model, który panuje dzisiaj w Europie Zachodniej, jest źródłem coraz to nowych kryzysów, w związku z tym należy teraz szukać nowych rozwiązań. W tej chwili bardziej to wygląda jako pewien drogowskaz, jako pewna inspiracja do szukania nowych rozwiązań, niż jako gotowa recepta z wypracowanymi wszystkimi rozwiązaniami”.

Górny przypomina również o wprowadzonym w 2018 r. przez rząd Orbána zakazie wykładania na uniwersytetach gender studies. Stwierdził on, że nie jest to nauka, a ideologia. Porównał ten kierunek do marksizmu-leninizmu mówiąc, że jeśli ten drugi nie jest nauczany na uczelniach wyższych, to gender studies też nie powinny. Gość Popołudnia zwraca tutaj uwagę na pewien paradoks – środowiska LGBT+ nie protestowały przeciwko tej decyzji pomimo faktu, że Węgry są państwem bardziej zlaicyzowanym niż Polska.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.