W Ekwadorze panuje kryzys ekonomiczny i polityczny. Nie można powiedzieć ludziom: »zostańcie w domu«, bo umrą z głodu

40% do 50% Ekwadorczyków pracuje nieformalnie. W dużej mierze są to drobni sprzedawcy uliczni – jedzenia, ubrań, owoców i warzyw, tak naprawdę wszystkiego – ale też pomoce domowe, kierowcy i inni.

Piotr Mateusz Bobołowicz

Pod koniec maja pandemia koronawirusa zaczęła wyhamowywać w Azji i Europie. Nowym epicentrum stała się Ameryka Łacińska. Wśród najbardziej dotkniętych krajów nie można nie wymienić Ekwadoru. Łączna liczba zakażonych w tym siedemnastomilionowym kraju pod koniec maja sięgnęła prawie czterdziestu tysięcy, a zmarło ponad trzy tysiące osób. Oficjalnie. Wiadomo jednak, że wielu ludzi nie zostało przed śmiercią zdiagnozowanych, a badań post-mortem nie było czasu wykonywać. W Ekwadorze praktycznie co trzeci test na SARS-CoV-2 daje wynik pozytywny. Dla porównania w Polsce jest to zaledwie niecałe 3% testów. Wiadomo więc, że pełna skala epidemii nie jest znana.

Kryzys epidemiczny ma jednak całkiem inne skutki, które mogą być odczuwalne jeszcze przez dłuższy czas. Bezpośrednio wywołał zapaść gospodarczą, ale stał się też iskrą, która rozpaliła uśpione niepokoje społeczne.

Warto przypomnieć, że od 3 do 14 października 2019 roku trwały w Ekwadorze masowe protesty przeciwko wprowadzanym przez prezydenta Lenina Morena reformom gospodarczym. (…)

Teraz jednak niezadowolenie społeczne wywołane długotrwałym zamknięciem – zarówno gospodarki, jak i ludzi w ich gospodarstwach domowych – i wielka skala zubożenia, związana ze specyficzną strukturą rynku pracy w Ekwadorze, owocują wzrostem napięcia i grożą poważnym kryzysem politycznym. Między 40% a 50% osób w Ekwadorze pracuje w sposób nieformalny. W dużej mierze są to drobni sprzedawcy uliczni – jedzenia, ubrań, owoców i warzyw, tak naprawdę wszystkiego – ale też pomoce domowe, kierowcy i inni. To właśnie te zawody najbardziej ucierpiały w momencie wprowadzenia w kraju stanu wyjątkowego i kwarantanny.

W niektórych częściach Ekwadoru do 1 czerwca obowiązywała godzina policyjna od godziny 14.00 do 5.00 rano. Obecnie w kantonach, w których obowiązuje „czerwone światło”, została ona skrócona – zaczyna się o 18.00. Przy takich ograniczeniach ludzie żyjący z dnia na dzień z doraźnego, niepewnego zarobku znaleźli się bez środków do życia. Ale nie tylko oni. Zakaz przemieszczania się między jednostkami administracyjnymi poważnie dotknął rolników, których duża część i tak żyje w biedzie. Ważną składową gospodarki Ekwadoru jest branża turystyczna – niektóre miejscowości, takie jak Otavalo, Baños de Agua Santa, Montañita czy Vilcabamba żyją przede wszystkim z turystyki – zarówno krajowej, jak i zagranicznej. (…)

Plan naprawczy przewiduje drastyczne cięcia. Państwo pozbywa się ośmiu przedsiębiorstw, które nie przynoszą zysku.

Na pierwszy ogień poszły linie lotnicze Tame. Dalej kolej, chociaż tu warto zaznaczyć, że kolej w Ekwadorze nie ma znaczenia w wymiarze transportowym – ani pasażerskim, ani towarowym. Pełni wyłącznie rolę turystyczną. Najbardziej może szokować, że ekwadorski rząd ogłosił zamknięcie państwowej poczty. (…)

Cięcia obejmą także inne ważne sektory budżetowe – edukację i służbę zdrowia (sic!). (…) Publiczny odbiór tych zapowiedzi jest jednak mocno negatywny. Niepokoją także zapowiedzi obcięcia finansowania sektora edukacji o 100 milionów dolarów.

Lokalnie ludzie już protestują na ulicach – mimo wciąż obowiązującej w kraju kwarantanny.

Konfederacja Rdzennych Ludów Ekwadoru CONAIE napisała w oświadczeniu, że wprowadzone ustawy – i ta o wsparciu humanitarnym, i druga, równie krytykowana, o uporządkowaniu finansów publicznych – nie są tak naprawdę odpowiedzią na kryzys, a kolejnym krokiem w kierunku neoliberalizmu, niezbędnym do utrzymania zysków „zacofanej prawicy”. Warto bowiem wiedzieć, że organizacjom indiańskim jest niezwykle po drodze z socjalistami, często tymi skrajnymi. CONAIE nazywa te ustawy „szkodliwym ciosem w klasę robotniczą”.

W czerwcu mija trzydzieści lat od pierwszego wielkiego zrywu rdzennej ludności Ekwadoru w XX wieku, o czym CONAIE przypomina na swoim profilu na Twitterze. Przypomina o przeszłości i o tym, że walka nadal trwa. Czy pod hasztagiem #LaLuchaVaPorqueVa, czyli „walka trwa, bo trwa”, wybuchnie w czerwcu kolejna fala protestów? (…)

Lenin Moreno – mimo imienia – jest najbardziej proamerykańskim prezydentem od lat.

W chwili obecnej trudno jednak przewidzieć, jaki rezultat przyniesie tym razem mieszanka gorącej latynoskiej krwi i indiańskiej determinacji Ekwadorczyków.

Cały artykuł Piotra M. Bobołowicza pt. „Czy Ekwadorowi grozi nowa fala protestów po pandemii?” znajduje się na s. 14 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Piotra M. Bobołowicza pt. „Czy Ekwadorowi grozi nowa fala protestów po pandemii?” na s. 14 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kosztowniak: Po raz pierwszy od 30 lat polski rząd tak mocno zareagował na sytuację kryzysową

Świat po koronakryzysie nie będzie już taki sam. W sensie społecznym i gospodarczym będziemy długo dochodzić do siebie – mówi zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Finansów Publicznych.

 

Poseł PiS Andrzej Kosztowniak mówi, że istotą działań antykryzysowych rządu jest szybkie reagowanie na dynamicznie zmierzającą się sytuację.

Czas jest niezmiernie ważny, a pomoc dla przedsiębiorców jest niezbędna.

Parlamentarzysta przypomina, że dzięki polityce rządu Zjednoczonej Prawicy w ostatnich latach przybyło bardzo dużo miejsc pracy:

Celem władzy jest to, by ilość miejsc pracy nadal przyrastała, byśmy wyszli z tego kryzysu jak najmocniejszy.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego dodaje, że w najbliższych latach konieczna będzie przebudowa całej globalnej gospodarki. Zapewnia, że trwają prace nad dalszym wzmocnienie „tarczy antykryzysowej”.

Po raz pierwszy od 30 lat polski rząd tak mocno zareagował na sytuację kryzysową. Będziemy dalej monitorować sytuację i reagować.

Polityk zapewnia, że recesja w Polsce będzie relatywnie łagodna, jednak głęboka zapaść w innych krajach również nad Wisłą będzie odczuwalna. Gość Radia WNET uwypukla rolę prezydenta Andrzeja Dudy w szybkim przystąpieniu do walki z kryzysem:

Bez osoby prezydenta Dudy i dojrzałości jego kancelarii na pewno tak szybkiej reakcji byśmy nie mieli.

Poseł Kosztowniak zapowiada, że państwo polskie będzie dążyć do wejścia krajowego kapitału w branże które do tej pory były uzależnione od rynków azjatyckich, chodzi zwłaszcza o przemysł farmaceutyczny.

W Europie sami powinniśmy zadbać o zabezpieczenie przed zagrożeniem epidemicznym.

Gość Radia WNET informuje, że w administracji rządowej trwają analizy nad sposobem złagodzenia obciążeń podatkowych dla przedsiębiorstw najbardziej dotkniętych zamknięciem gospodarki. Zwraca jednak uwagę, że np. sektor sprzedaży internetowej w ostatnich miesiącach bardzo się wzmocnił.

Musimy się przygotować na wsparcie tych sektorów gospodarki, które najwięcej straciły. I robimy to.

Jak kończy poseł Kosztowniak:

Świat po koronakryzysie nie będzie już taki sam. W sensie społecznym i gospodarczym będziemy długo dochodzić do siebie.  Ale elementem każdego kryzysu jet też to, że jednym zabiera, a drugim daje. Musimy w tym poszukać swojej szansy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

WHO: Deksametazon pierwszym klinicznie potwierdzonym lekiem na Covid-19

Zgodnie z ustaleniami brytyjskich naukowców dostępny od dekad lek sterydowy używany przy stanach zapalnych pomaga też ciężko chorym na Covid-19. Badania te uznała Światowa Organizacja Zdrowia.

Dyrektor generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus zapowiedział, że WHO dostosuje swoje wytyczne do tego, jak będzie działać nowy lek. Stwierdził on, jak podaje Reuters, że:

To pierwsze leczenie, które wykazano, że zmniejsza śmiertelność u pacjentów z COVID-19 wymagających podawania tlenu lub respiratora.

Deksametazon pozwala według badaczy zmniejszyć śmiertelność wśród pacjentów pod respiratorami o jedną trzecią, a wśród tych korzystających z podawania tlenu o jedną piątą. Ryzyko ich śmierci spadło, jak podaje Radio Zet, odpowiednio z 41 do 28% i z 25 do 20%.

A.P.

Nie należy stwarzać polityki strachu przed Chinami, ponieważ kraj ten jest słabszy, niż sugeruje to pekińska propaganda

Hasłem kierownictwa Pekinu stało się stwierdzenie, że Chiny w XXI wieku muszą przejąć światową dominację. Chiński prezydent Xi nazwał tę walkę o dominację w świecie „wielką odnową narodu chińskiego”.

Mirosław Matyja

Państwa zachodnie, a szczególnie USA, są zaniepokojone i poirytowane coraz bardziej agresywnymi i głośnymi wystąpieniami chińskich polityków i dyplomatów na arenie międzynarodowej. Wynika to z nacjonalizmu podsycanego przez Xi, ale również po prostu z braku doświadczenia chińskich przywódców w ramach międzynarodowej dyplomacji. Nie mniej niepokojące jest zachowanie niektórych państw europejskich, które w wprost zaczynają „jeść Chinom z ręki”. Uzależnienie gospodarcze i handlowe Europy od Chin stało się jaskrawo widoczne w okresie aktualnie panującej pandemii covid-19.

Należy mieć tylko nadzieję, że Europa, zapatrzona ślepo w wielkiego chińskiego brata, przemyśli jeszcze raz swoją chęć udziału w projekcie nowego szlaku jedwabnego. Przynajmniej Włosi powoli zaczynają krytycznie oceniać swój pochopny zachwyt wschodnim partnerem.

Chiny nadal szukają swojej roli na światowej scenie politycznej. Po ponad czterech dekadach od rewolucji kulturalnej Pekin stopniowo zaczyna przejmować coraz większą odpowiedzialność na dyplomatycznej arenie międzynarodowej. Przykładem jest udział Państwa Środka w międzynarodowych misjach pokojowych ONZ (około 2500 żołnierzy).

Pekin jest drugim co do wielkości płatnikiem netto Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ważny jest też fakt, że Chiny, w przeciwieństwie do innych państw, nie były zaangażowane w żaden konflikt zbrojny poza swoimi granicami od 1988 roku.

W latach 2000–2018 Pekin poparł również 182 ze 190 rezolucji ONZ, które nakładały sankcje na państwa naruszające międzynarodowe zasady i standardy. Poza tym dziś Chińczycy znajdują się w czołówce czterech organizacji pozarządowych ONZ. Są to poczynania godne międzynarodowej uwagi. Pekin dąży powoli, ale stanowczo do wyznaczonego sobie celu – światowej dominacji, nie tylko w sferze gospodarki. (…)

Chiny, które są wyjątkowo wrażliwe w odniesieniu do własnej historii i które widziałyby siebie najchętniej w otoczeniu wrogów, byłyby niebezpieczne, gdyby poczuły się dyskryminowane i odtrącone na scenie globalnej. Chińska frakcja hardlinerów, która od dawna dąży do większej izolacji kraju, tylko czeka na zachodni bojkot Państwa Środka. Radzenie sobie z Chinami w zróżnicowany sposób, zachęcanie do integracji i zaakceptowanie ich międzynarodowej współodpowiedzialności jest z pewnością trudne i wymagające szerokokątnego działania, ale świat zachodni nie dysponuje lepszą opcją.

Z pewnością nie należy stwarzać polityki strachu przed Chinami, ponieważ kraj ten jest słabszy i bardziej wrażliwy, niż sugeruje to pekińska propaganda. Koronawirus pogrążył Chiny w kryzysie gospodarczym o nieprzewidzianych konsekwencjach. Do tego dochodzi ogromne zadłużenie i problemy strukturalne, np. starzenie się społeczeństwa, a także ekstensywność chińskiej gospodarki.

Takie inicjatywy jak Belt-and-Road lub plan „Made in China 2025”, które mają przekształcić Chiny w państwo o wysokich standardach technologicznych, funkcjonują gorzej, niż jest to powszechnie głoszone na Zachodzie.

Również nie wszystkie przejęcia firm zachodnich zakończyły się sukcesem dla chińskich przedsiębiorstw. (…) Pomimo konkurencji systemowej, ekonomicznej i w przyszłości wojskowej, społeczność międzynarodowa powinna być zainteresowana współpracą z przewidywalnymi i odpowiedzialnymi Chinami. Izolowane i słabe Państwo Środka byłoby z pewnością większym zagrożeniem dla zachodniego świata.

Cały artykuł Mirosława Matyi pt. „Rola Chin na globalnej scenie” znajduje się na s. 4 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Mirosława Matyi pt. „Rola Chin na globalnej scenie” na s. 4 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Marcin Bachara: W wyniku zamrożenia kultury w Polsce źródło dochodu straciło 300-400 tys. osób

Spośród moich kolegów i koleżanek prawie nikt nie mógł skorzystać z tarczy antykryzysowej – mówi menadżer zespołu Feel i przedstawiciel Izby Gospodarczej Menadżerów Artystów Polskich.

Marcin Bachara mówi o problemach branży artystycznej w dobie pandemii koronawirusa. Trwa akcja „Otwierajmy koncerty”. Postulaty branży spotkały się z pewnym odzewem ze strony rządu, jednak:

Rozmowy nie są tak dynamiczne jak ze środowiskiem piłkarskim.

Gość „Poranka WNET” wskazuje, że da się bezpiecznie zorganizować plenerową imprezę masową w reżimie sanitarnym, poprzez powiększenie obszaru tak, by zapewnić odstępy między widzami.

My nie krzyczymy, że coś się nam należy. My chcemy wrócić do pracy.

Rozmówca Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej szacuje, że z powodu zamrożenia kultury źródło dochodu straciło 300-400 tys. osób.

Spośród moich kolegów i koleżanek prawie nikt nie mógł skorzystać z tarczy antykryzysowej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T / A.W.K.

Terapia dra Raoulta z problemu medycznego urosła do rozmiarów największej afery politycznej ostatnich czasów we Francji

Jeśli bitwa wydana chlorochinie przez rząd była słuszna, to chwała mu za to. Ale jeśli zawzięty, acz niebezinteresowny upór pozbawił naród skutecznej terapii – odpowiedzialność władz jest straszliwa.

Piotr Witt

Niezadowolenie z rządu, które zarysowało się w końcu 2018 r. wraz z wystąpieniem żółtych kamizelek, osiągnęło finał przed Bożym Narodzeniem 2019 r. Rząd i partia rządząca były oskarżane o sprzeniewierzenie się jednej z podstawowych zasad Republiki, wypisanej nad bramą każdego merostwa, urzędu i szkoły publicznej – zasadzie równości. Z jednej strony fortuny liczone w dziesiątki miliardów euro, tajne, rosnące konta w rajach podatkowych, wszelkie formy ucieczki fiskalnej tolerowane przez rząd i Komisję Europejską, z drugiej – postępująca pauperyzacja coraz szerszych warstw społeczeństwa, szalejące bezrobocie, inkwizycja podatkowa dla biednych i średniaków.

Zupełnie nowe elementy pojawiły się wraz z wybuchem i przebiegiem epidemii. Im dłużej trwała zaraza, tym ostrzej rząd był krytykowany z powodu zaniedbań, złego zarządzania kryzysem, szkodliwych decyzji. Co do zarzutu nieprzygotowania do kryzysu i fatalnych w skutkach decyzji, niewiele można zrobić. Fakty i daty są nieubłagane i łatwe do przypomnienia, gdyż zarejestrowane w telewizji i opisane w gazetach.

Pozwy sądowe przeciwko rządowi się mnożą. W niedzielę 24 maja Trybunał Sprawiedliwości Republiki naliczył ich 71. Przeciwko premierowi, ministrom zdrowia i innym.

Powszechnie zarzuca się ministrom umyślne odrzucenie niektórych środków zapobiegających epidemii. Od początku władze lekceważyły niebezpieczeństwo, chociaż z Chin napływały alarmujące wiadomości, a WHO ostrzegała i słała zalecenia. Zawsze jednak można liczyć na krótką pamięć wyborcy.

Afera najpoważniejsza: hydroksychlorochina. Tutaj stawka jest ogromna: tysiące ofiar śmiertelnych. Jeżeli walka wytoczona chlorochinie przez rząd była słuszna, to chwała mu za to. Ale jeżeli zawzięty, lecz niebezinteresowny upór pozbawił naród skutecznej terapii, to odpowiedzialność władz jest straszliwa. Z problemu medycznego terapia dra Raoulta urosła do rozmiarów największej afery politycznej ostatnich czasów we Francji. (…)

W sobotę 23 maja cieszący się powagą w świecie nauki przegląd medyczny „Lancet” opublikował studium niekorzystne dla chlorochiny, obejmujące wielotysięczną grupę pacjentów.

Postawieniem kropki nad i zajęli się dwaj uczeni francuscy: prof. Christian Funck-Brentano i dr. Joe-Elie Salem, którzy stwierdzili, że lek jest bezużyteczny i może być szkodliwy. Tezę podjął Minister Zdrowia. Olivier Veran jeszcze tego samego dnia wystąpił do Rady Głównej Zdrowia Publicznego o natychmiastową – w ciągu 48 godzin – zmianę zasad stosowania leku.

Ale przecież poprawę zdrowia pacjentów dzięki terapii chlorochinowej stwierdził nie tylko profesor Didier Raoult, infekcjolog z Marsylii.

Pierwsi skomentowali wyniki ankiety „Lanceta” sygnatariusze apelu w sprawie uchylenia zakazu stosowania leku. Profesor kardiologii Douste-Blazy, były minister zdrowia, zakwestionował wartość studium z „jednego, prostego powodu” – jak mówi – który jest łatwy do zrozumienia: w grupie chlorochinowej są pacjenci znacznie ciężej chorzy niż w grupie kontrolnej. Są ciężko dotknięci cukrzycą i innymi schorzeniami, a przede wszystkim potrzebują tlenu. Nawet autorzy opublikowanych badań to przyznają. W grupie chlorochinowej 20% chorych potrzebuje tlenu, a w grupie kontrolnej tylko 7%. Jeżeli podacie chlorochinę ludziom umierającym, to jest rzeczą pewną, że umrą – konkluduje profesor Douste-Blazy.

Zabrał głos również profesor Christian Perron, współautor petycji w sprawie chlorochiny. Indagowany przez telewizję BFM, ograniczył się do zapowiedzi: Didier Raoult, który leczył 2000 pacjentów, opublikuje w tych dniach pierwszą listę 1000 chorych leczonych chlorochiną. Druga zostanie opublikowana w ślad za nią. Wszystkie doświadczenia lekarzy włoskich, amerykańskich i izraelskich, którzy ją stosują, są pozytywne. Profesor Perron zebrał również liczne anonimowe świadectwa lekarzy zadowolonych z terapii, którzy „nie podają nazwisk w obawie przed represjami”. Wszyscy oni uzyskali bardzo dobre rezultaty. Twierdzą, że od czasu, kiedy stosują tę terapię, zdrowie ich pacjentów znacznie się poprawiło; nie potrzebują już reanimacji ani szpitala.

Ministrowi zdrowia, który stwierdził w wywiadzie, że istnieje niepewność odnośnie do negatywnych skutków leku, prof. Perron odpowiada: – Mamy doświadczenie pięćdziesięciu lat jego stosowania. Ten lek jest bardzo dobrze tolerowany. Nie stwierdzono żadnych ujemnych działań ubocznych, żadnych poważnych skutków szkodliwych dla zdrowia pacjentów.

Dlaczego nie zrobiono zapasów tego lekarstwa?– pyta infekcjolog, ordynator oddziału chorób zakaźnych wielkiego szpitala w Garche; dlaczego pozwolono, aby wszystkie zapasy odleciały do Stanów Zjednoczonych?

Artykuł „Największa afera polityczna – chlorochina” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w czerwcowym „Kurierze WNET” nr 72/2020, s. 3 – „Wolna Europa”.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Piotra Witta pt. „Największa afera polityczna – chlorochina” na s. 3 „Wolna Europa” czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Norwegia likwiduje aplikację monitorującą jej użytkowników w związku z Covid-19. Powodem kwestia ochrony prywatności

Zgodnie z oceną wydaną przez norweską agencję rządową, aplikacja do monitorowaniu ruchu ludzi pod kątem ich stykania się z SARS-CoV-2 zostaje zawieszona, a dane przez nią zebrane będą skasowane.

16 kwietnia ruszyła norweska aplikacja mobilna do śledzenia rozprzestrzeniania się koronawirusa. Aplikacja Smittestopp została zaprojektowana by  gromadzić danych i rejestrować trasy użytkowników za pomocą geolokalizacji, aby można było jak najszybciej poinformować ich o kontakcie z osobą ze zdiagnozowanym COVID-19. Obecnie, jak informuje Reuters, norweski Instytutu Zdrowia Publicznego (Folkehelseinstituttet) ogłosił wycofanie aplikacji z działania. Przyczyną jest krytyka ze strony Datatilsynet – agencji rządowej odpowiedzialnej za kwestie związane z prywatnością obywateli. W ocenie agencji naruszenie prywatności obywateli jest nieproporcjonalne do efektywności aplikacji (gdyż mało osób zdecydowało się ją zainstalować)  i do istniejącego obecnie zagrożenia (wobec spadku liczby zachorowań w kraju).  Jak ogłosił w cytowanym przez Reuters oświadczeniu Folkehelseinstituttet:

Nie zgadzamy się z ewaluacją DPA [Data Protection Authority, czyli Datatilsynet- przyp. red.], ale uznajemy za konieczne skasowanie wszystkich danych i wstrzymanie pracy w wyniku tego.

[related id=115669 side=right] Tymczasem w Polsce od 9 czerwca można korzystać z aplikacji rządowej ProteGO Safe. Na temat tego, w jaki sposób zabezpieczona jest w ramach niej prywatność jej użytkowników, tłumaczył na antenie Radia WNET Marcin Maj z portalu Niebezpiecznik. pl.

Materiał promujący norweską aplikację możesz obejrzeć poniżej.

A.P.

Rządzący zmienili termin wyborów na korzystny dla opozycji. Bardzo altruistyczna postawa – kandydat do nagrody Fair Play

Opozycja zyskała dodatkowy bonus w postaci możliwości wystawienia rezerwowego kandydata, z czego skrzętnie skorzystała, unikając tym samym pewnej kompromitacji. A to już kuriozum na skalę światową.

Zbigniew Kopczyński

W wielu demokratycznych bez wątpienia krajach rządzący mają pewien profit, polegający na tym, iż w pewnych granicach mogą ustalać terminy wyborów, a nawet sposób ich organizowania. Zasady są różne: od amerykańskich, gdzie dzień wyboru prezydenta jest ściśle określony, do na przykład brytyjskich, gdzie wprawdzie nie wybiera się głowy państwa, ale w najważniejszych tam wyborach parlamentarnych premier może w bardzo szerokich granicach określić ich termin, odpowiednio korzystny dla partii rządzącej, a poza tym ustalić granice okręgów wyborczych, co też ma istotny wpływ na wynik, szczególnie w ordynacji jednomandatowej.

Polska plasuje się bliżej systemu amerykańskiego, a ogłaszający wybory prezydenckie Marszałek Sejmu ma dość wąskie granice manewru, sprowadzające się do w zasadzie kilku dni do wyboru. Jednak wskutek determinacji jednego z koalicjantów, w Polsce zdarzyła się rzecz niespotykana. Otóż rządzący zmienili termin wyborów na korzystny dla opozycji. Bardzo altruistyczna postawa, wręcz kandydat do nagrody Fair Play. (…)

Wraz z przesunięciem terminu opozycja zyskała dodatkowy bonus w postaci możliwości wystawienia rezerwowego kandydata, z czego skrzętnie skorzystała, unikając tym samym pewnej kompromitacji. A to już jest kuriozum na skalę światową.

Słabo spisującą się zawodniczkę, której notowania schodziły do poziomu wysokości oprocentowania lokat, zastąpił świeży i wypoczęty napastnik. Jest to oryginalny Polski wkład w demokratyczne standardy wyborcze.

Tak jak 100 lat temu Polska była jednym z pierwszych krajów, które dały prawo wyborcze kobietom, tak teraz znów jest niepodważalnym pionierem w stanowieniu nowych standardów. Ewolucja prawa wyborczego może przebiec podobnie do ewolucji przepisów piłkarskich. Tam też konserwatywne towarzystwo, decydujące o zasadach gry, długo nie dopuszczało możliwości żadnych zmian w czasie meczu. Doskonale pamiętam te czasy. Złamali ci nogę? Trudno, drużyna gra w dziesiątkę. Później wprowadzono możliwość najpierw jednej, dwóch zmian, teraz trzech, a coraz częściej mówi się o pięciu. Jeśli to samo przyjmie się w prawie wyborczym, cała kampania nabierze nowego tempa i nowych kolorów. Przestanie być nudnym powtarzaniem tych samych haseł przez tych samych kandydatów. Decydować będzie długość ławki rezerwowych poszczególnych komitetów wyborczych. I najważniejsza, strategiczna decyzja każdego komitetu: kogo i kiedy wpuścić na ostatnią prostą? Kolejnym etapem mogą być transfery kandydatów z komitetu do komitetu. Warto o tym pomyśleć.

Ze sporym rozbawieniem mogliśmy wysłuchiwać wypowiedzi liderów Platformy Obywatelskiej do wczoraj zachwalających Małgorzatę Kidawę-Błońską jako najlepszą kandydatkę i prawdziwego prezydenta, a dzisiaj z tym samym zapałem przekonują nas, że to właśnie Rafał Trzaskowski jest bardziej najlepszym kandydatem i będzie jeszcze prawdziwszym prezydentem.

Przy okazji zobaczyliśmy, jak wygląda praktyczna demokracja wśród niezłomnych obrońców demokracji. Kandydatura Małgorzaty Kidawy-Błońskiej to wynik wygrania przez nią prawyborów, w których głosować mogli wszyscy członkowie partii. Kiedy jednak nie spełniła oczekiwań, ktoś z partyjnych decydentów, oficjalnie Zarząd, skorygował wynik tych prawyborów.

Członkowie partii dowiedzieli się o tym z mediów. Jakoś kojarzy mi się to z czasami demokracji ludowej.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Polskie kurioza” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Polskie kurioza” na s. 2 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Stefanik: Francja powraca do normalności. Poprawa gospodarcza nastąpi nie wcześniej niż za 18 miesięcy

Czy szykuje się kolejna reforma kodeksu pracy? Co z pomnikami? Zbigniew Stefanik o wychodzeniu Francji z koronawirusa, transformacji gospodarczej i protestach spod znaku Black Lives Matter.

 

Zbigniew Stefanik informuje, że obecnie europejska część Republiki Francuskiej jest już w całości w „zielonej strefie”, czyli na najniższym poziomie ograniczeń w związku z koronawirusem. W pomarańczowej i czerwonej strefie są jeszcze departamenty zamorskie, takie jak Gujana Francuska. Nad Sekwaną otwarte ją już restauracje, kina, sale gimnastyczne i bary. Także region paryski może już otworzyć lokale również wewnątrz, nie ograniczając się do ogródków. Licea pozostaną zamknięte do 22 czerwca. Studenci wykłady będą mieli od początku przyszłego roku akademickiego. Wizyty w domach starców są dopuszczane przy zachowaniu środków bezpieczeństwa. Korespondent mówi o planie ratunkowym dla francuskiej gospodarki opiewającym na przeszło 5 mld euro:

Branże które mają być wspierane w pierwszej kolejności to motoryzacja, jak i również przemysł lotniczy, gastronomia, kultura, turystyka, hotelarstwo.

Na dalszym etapie planu Emmanuel Macron chce zrealizować transformacje gospodarczą, której celem jest „solidarna gospodarka ekologiczna XXI w.”. Państwo francuskie będzie popierać produkcję bardziej ekologicznych samochodów i samolotów.

We Francji trwają protesty pod hasłem Black Lives Matter. Protestujący wzorem tych z Ameryki żądają usunięcia niektórych pomników. Prezydent Macron stwierdził, że”nie będzie takiego momentu, gdzie Francja będzie pisać swoją historię na nowo”. Rzeczniczka rządu potwierdziła, że nie będzie likwidacji pomników, dodając jednak, że mogą być wyjątki od tego.

Poprawa gospodarcza nastąpi nie wcześniej niż za 18 miesięcy.

Tymczasem Bank Francji prognozuje, że bezrobocie nad Sekwaną sięgnie 10 proc., czyli tyle samo, co przewidywany tegoroczny deficyt. Recesja ma sięgnąć 12% PKB. Prezydent Macron zapowiedział, że wychodzenie z kryzysu nie będzie się odbywać kosztem podnoszenia podatków, ale „być może Francuzi będą musieli pracować więcej”. Nie wiadomo jednak co to dokładnie oznacza. Stefanik przypuszcza, iż może być to zapowiedź kolejnej reformy francuskiego kodeksu pracy.

A.P.

Czy chcemy przejść do historii jako naród, który się sprzedał?/ Maria Salzman, „Śląski Kurier WNET” nr 72/2020

Dlaczego ani razu publicznie polski rząd nie zaapelował o zaprzestanie chociaż prześladowań katolików, chrześcijan, jeśli już nie chce się wypowiadać o prześladowaniach kultur tradycyjnych dla Chin?

Maria Salzman

Rachunek sumienia narodu

Czas przypomnieć – ewaluować – nasze wartości jako narodu, jako Polaków.

Jesteśmy u progu epoki nowej technologii, a niektórzy twierdzą, że nastała epoka orwellowska.

W ciągu ostatnich 100 lat w trzech wojnach i w czasach PRL Polacy oddawali życie, broniąc wartości, wiary, honoru, tracili dorobek całych pokoleń, nie podpisując list, by nie stać się rękoma reżimu, rękoma zła. Dziedzictwo, które przekazali, to honor, prawość, lojalność, niezłomność w swojej wierze.

W tym roku mija setna rocznica Cudu nad Wisłą, bitwy, w której – by bronić własnych wartości, wiary, Polaków i całej Europy przed bolszewikami, przed czerwoną zarazą – Polacy gotowi byli oddać swoje życie na froncie. Towarzyszyła temu głęboka wiara i modlitwa. Jak pisze biuro prasowe Jasnej Góry: „W sercu Kościoła i Narodu, na Jasnej Górze, modlitewne napięcie osiąga swoje szczytowe natężenia w nowennie błagalno-pokutnej rozpoczętej 7 sierpnia 1920 r. Liczba wiernych była tak wielka, że nabożeństwo przeniesiono z bazyliki pod Szczyt. Tysiące ludzi leżało krzyżem na wielkim placu przed Jasną Górą, błagając Matkę Bożą Królową Polski o wstawiennictwo i ratunek dla Ojczyzny”. Stwórca daje mądrość i jasność umysłu.

Co się teraz stało z moją ukochaną Polską, że mamy zwrot o 180 stopni? Jeszcze w tym roku dumnie głosi się, że jesteśmy liderami 16+1 (obecnie 17+1) projektu komunistycznego reżimu Chin, polegającego na ekspansji militarnej, złapaniu państw w pułapkę długu i zwiększaniu wpływów, własności, strategicznych portów, dróg i transportu na świecie.

Rozumiem, że wiele krajów mogło się nabrać na piękne słowa i olbrzymie sumy obiecywanych pieniędzy na nieznanych warunkach umowy. Ale przecież Polacy pamiętają but reżimów. Pamiętają fantastyczne drogi i koleje budowane przez Hitlera, po których później jechał sprzęt wojskowy, by zniwelować Polskę i wyeliminować Polaków. Przecież pamiętamy, że komuniści nigdy nie napadali, lecz zawsze „wyzwalali” od agresorów, od niewoli, od ciemiężycieli… Tak dobrze im to uwalnianie szło, że dziesiątki milionów wyzwolili z ciał ludzkich i posłali do Nieba. Obecnie, zamiast bronić ignoranckiego Zachodu, polski rząd, zaślepiony pieniędzmi, którymi sypią Chiny, elektronicznymi gadżetami, pięknymi słowami chwalącymi i obiecującymi, że bez wysiłku Polska stanie się supermocarstwem, z dumą głosi, że jesteśmy bramą do Europy dla komunistycznego reżimu Chin. Polski rząd podpisuje, ale nie wiem o żadnej partii w Polsce, która by się sprzeciwiała i nawoływała do potępienia Komunistycznej Partii Chin i jej wpływów w Polsce.

Jak to się stało, że cały świat budował gospodarkę reżimu Chin? Jak to się stało, że właśnie Polacy nie ostrzegali Zachodu, że teoria ekonomiczna mówiąca, że bogactwo ekonomiczne doprowadzi do demokracji Chińską Republikę Ludową, to bzdura, bo jak demokracja może istnieć bez wartości?

Reżim Chin, zdjąwszy mundurki Mao i ubierając się u Armaniego, nie zmienił swojej natury. Przeciwnie, zastrzyk zachodniego kapitału umożliwił mu stworzenie wyrafinowanej masowej technologii inwigilacji, ciemiężenia i zabijania swoich obywateli. Liczne organizacje rządowe i pozarządowe na świecie, takie jak Amnesty International i Human Rights Watch oraz coroczny raport Departamentu Stanu USA o przestrzeganiu praw człowieka ogłaszały, że Chiny są państwem, gdzie popełniane jest najwięcej zbrodni – od prześladowania osób zabiegających o demokrację do prześladowania ludzi wiary. W 1999 r. Jiang Zemin – ówczesny pierwszy sekretarz KPCh – (bo w Chinach nadal tylko ona ma władzę) na walnym zgromadzeniu, takim, jakie Polacy znają z czasów Związku Sowieckiego, oświadczył, że „prawda, życzliwość i cierpliwość nie są zgodne z zasadami partii komunistycznej, w związku z czym są nielegalne, a ludzi, którzy je kultywują, należy wyeliminować fizycznie, finansowo i zrujnować ich reputację”. To akurat odnosiło się głównie do bardzo ówcześnie popularnej i promowanej nawet przez ministerstwo zdrowia, starożytnej chińskiej praktyki samodoskonalenia – Falun Gong (Falun Dafa), podobnej do Taj Chi. Nastąpiło to, co sami Chińczycy określali jako kampania rangi rewolucji kulturalnej, w której przed laty, jak w szaleńczym transie, mordowano ludzi kultury i niszczono wszystkich i wszystko, zgodnie z głoszonym sloganem „4 starych”: stare idee, starą kulturę, stare zwyczaje i stare nawyki.

Zastanawiałam się wtedy, jak można zdelegalizować zasady moralne? Na jakiej podstawie można współpracować ekonomicznie z kimś, kto nie ma zasad, tradycji?

Przecież świat stanie się okropny. Teraz zbieramy tego żniwo. Temat zbrodni KPCh został już szeroko opisany i szacuje się, że w czasie rewolucji kulturalnej i w innych kampaniach politycznych reżimu zginęło od 60 do 100 milionów ludzi. A tu jeszcze na progu nowego tysiąclecia 24 h na dobę, dzień w dzień, we wszystkich mediach prowadzona była kampania oczerniania, szykanowania zasad i osób praktykujących Falun Gong (proszę cierpliwie czekać dalej, aż to dotknie nas wszystkich!). Około 100 milionów ludzi (tak mówiły statystyki podane przez reżim chiński) wówczas praktykowało Falun Gong w samych Chinach. Każdy miał rodzinę, był pracodawcą lub miał pracodawców. Nocami ludzi aresztowano, na pokazowych przesłuchaniach skazywano na 16 lat więzienia, bez wyroków zsyłano do obozów pracy (z których ludzie nie wychodzą żywi, jak np. z obozu Masanija), na resocjalizację – czyli pranie mózgu. Majątki konfiskowano, dzieci nie mogły chodzić do szkoły.

Tak do tego czasu również prześladowano osoby, które chciały wierzyć w Boga: chrześcijan z tzw. kościołów domowych, buddystów, Tybetańczyków, muzułmanów i zwłaszcza chrześcijan – ludzi, którzy nie chcieli przynależeć do Ludowego Kościoła Katolickiego, w którym można czcić Boga, ale pierwszy sekretarz – jest nad Boga, a na ołtarzu zamiast świętych widnieje duży wizerunek Pierwszego Sekretarza. Ale dopiero stopień brutalności specjalnego biura 610, stworzonego do prześladowania praktykujących Falun Gong, zszokował świat, bo kampania szykanowania i oczerniania ich była niespotykana nie tylko w Chinach, ale i na świecie. Przedstawiciele KPCh rozdawali materiały i książki pełne sfabrykowanych informacji na spotkaniach ONZ i w swoich ambasadach we wszystkich krajach. Instytucje Kościoła katolickiego, międzynarodowe, pozarządowe i rządowe krajów demokratycznych, zaalarmowane sytuacją praktykujących Falun Gong na całym świecie, podjęły dochodzenia. Wszystkie jednoznacznie wykazały, że jest to bezpodstawna propaganda nienawiści i oczerniania, a praktyka jest prawa i szlachetna. W maju 2002 r. Święty Jan Paweł II błogosławił Falun Dafa na całym świecie. W krajach Zachodu jednogłośnie przyjęto wiele rezolucji potępiających reżim chiński za prześladowania Falun Gong i wszystkich innych więźniów sumienia. W tym roku podniesiono flagi na Kapitolu Stanów Zjednoczonych na cześć pana Li, twórcy tej praktyki, a pochwałę ujęto w słowach: „Dziedzictwo, które Pan przekazuje, będzie wzruszać i napawać odwagą kolejne pokolenia przywódców na całym świecie”.

W 2006 r. opublikowano raport „Krwawe żniwo” o grabieży za pieniądze i na zamówienie organów od żywych ludzi – sankcjonowaną przez władze. Chińczycy od tysiącleci wiedzieli, że medytacja poprawia stan zdrowia, a nowoczesna medycyna dopiero w ostatnich dekadach to potwierdziła. Tu chciałam zwrócić uwagę, że wielu biznesom lub rządom nie przeszkadzała wiedza o zbrodniach na ludziach, których sposób medytacji był nieznany, więc reżim szlifował swoje praktyki, szkolił swoich lekarzy transplantologii na uniwersytetach medycznych świata (również w Polsce).

Ze wzrostem technologii grabież organów w Chinach stała się branżą wartą 9 miliardów USD rocznie (wyrok niezależnego trybunału można przeczytać tutaj https://chinatribunal.com/).

Dlaczego Polacy nie byli pierwsi, domagając się zaprzestania tych praktyk? Zostało to przyjęte przez reżim jednoznacznie: „jeśli nie opowiadacie się za wartościami uniwersalnymi, to i nie będziecie się opowiadać za swoją wiarą ani wartościami wolnościowymi”.

Teraz jest to systemowo nakazana procedura eliminowania nie tylko praktykujących Falun Gong, ale i chrześcijan, buddystów, Ujgurów-muzułmanów.

Wraz z piorunującym rozwojem technologii w ostatnich 5 latach KPCh używa technologii sztucznej inteligencji do rozpoznawania twarzy, mikroemocji; zbiera wszystkie dane przepływające przez intranet – internet wewnętrzny Chin, a od 2017 r., zgodnie z ustawą, wszystkie informacje znajdujące się na urządzeniach firm chińskich lub przepływające przez nie (styki, routery, telefony, komputery, anteny 5G…), jak i urządzeniach firm zagranicznych znajdujących się na terenie Chin (serwery chmury), mają być dostępne dla reżimu chińskiego. System oceni obywateli za wszystko, co robią lub czego nie robią (nie piją – źle, bo mogą być wierzący; piją za dużo – też źle, bo są nieproduktywni), z kim się spotykają, a wszystko jest nagrywane milionem urządzeń znajdujących na 984 m2, czyli na niecałej 1/10 ha, który obsługuje jedna antena chińskiego 5G. Jak ta najnowsza technologia jest używana do gnębienia demokracji, można zobaczyć w ostatnich miesiącach w Hongkongu, gdzie nawet maski noszone przez studentów nie wystarczyły, by ich chronić przed zidentyfikowaniem i wyeliminowaniem w klasyczny dla reżimu, brutalny sposób.

Mogę zrozumieć naiwność czy głupotę ludzi w krajach, które nie doznały reżimu komunistycznego, które nie znają siły propagandy i niszczenia „wrogów narodu”. Ale my, Polacy?

Pamiętamy pokazowy proces sądowy ks. Popiełuszki. Pamiętamy, że III Rzesza była potęgą ekonomiczną swoich czasów. Pamiętamy, że wielkie firmy światowe dopracowywały efektywność zabijania w niemieckich obozach hitlerowskich, że wbrew ostrzeżeniom i informacjom, co naprawdę się tam dzieje, inwestowały i zarabiały. Pamiętamy, jak pięknie się nabrał Czerwony Krzyż, wizytując pokazowy niemiecki obóz hitlerowski. Pamiętamy, że za dostarczanie informacji lub współpracę z reżimami były większe lub mniejsze, ale korzyści. Pamiętamy, że elity komunistyczne żyły w luksusie w porównaniu z resztą społeczeństwa, a to, że luksus kiedyś wyglądał zupełnie inaczej niż teraz, nie znaczy, że system się zmienił.

Teraz na topie jest temat 5G. Warto pamiętać, że 70% patentów i standardów komercyjnie dostępnego 5G jest chińskich. Gdy zachodni świat rozwijał technologie 3G i 4G, Chiny postanowiły zdominować 5G. Ale to nie jest kolejny krok technologii komórkowej: antena 4G obsługuje około 2000 urządzeń na 984 m2, a antena 5G – 1 milion! Tak, to usprawni przepływ danych do użytku prywatnego, ale nie po to jest. Jest po to, aby urządzenia się ze sobą komunikowały – samoprowadzące się samochody, wszystkie kamery, mikrofony – te z naszych telewizorów i telefonów również – aby ich dane były analizowane przez sztuczną inteligencję. Taki otwarty system, gdzie operator i firmy, z których korzystamy, miały prawo do naszych danych, funkcjonuje w krajach demokratycznych. Facebook, Amazon, a obecnie większość firm istniejących w sieci, włącznie z medialnymi, używają sztucznej inteligencji do zbierania i analizowania wszystkich danych – tych z naszego ekranu, jak i tych nagranych przez mikrofony, kamery czy różne aplikacje. Te dane są sprzedawane do analizy, bo firmy mają lepsze wyniki sprzedaży, precyzyjnie określając klienta. A ten otwarty, zbierający wszystko o wszystkich system, jest używany w jedynym słusznym celu przez władze ChRL.

Znane jest, że Chiny mają 100-letni plan przejęcia świata do roku 2049 i że do tej pory wykorzystywały i wykorzystują każdą okazję w tym kierunku.

Została opublikowana na ten temat książka Unrestricted Warfare (tłum. wykorzystujące wszystko działania wojenne). Biorąc to wszystko pod uwagę, używanie urządzeń firm chińskich – Huawei, ZTE, Xiaomi – powinno być co najmniej podejrzane. Pytam, dlaczego to Stany Zjednoczone obudziły się pierwsze, choć co prawda z ręką w nocniku? Dlaczego to nie Polska trąbiła o niebezpieczeństwie, że zbieranie informacji i chińska współpraca w ich wymianie z Rosją stanowi śmiertelne zagrożenie dla Polski? Dlaczego to konserwatywny prezydent Stanów Zjednoczonych (warto pamiętać, że i Obama, i Hillary Clinton byli uczniami i wyznawcami Saula Alinsky’ego, znanego amerykańskiego komunisty żydowskiego pochodzenia) zwraca uwagę Polakom na zagrożenie z Chin i chce wzmocnić sojusz, uniezależnić Polskę od wpływów reżimu?

Dlaczego polski rząd podpisał umowę o współpracy szkoły Policji w Szczytnie ze słynnymi ze swojej „prawości i humanitaryzmu” służbami ChRL, których ostatnie akcje mogliśmy oglądać na prodemokratycznych studentach w Hongkongu? Dlaczego nie mówi się, że Chiny to reżim? Dlaczego ani razu publicznie polski rząd nie zaapelował o zaprzestanie chociaż prześladowań katolików, chrześcijan, jeśli już nie chce się wypowiadać o prześladowaniach kultur tradycyjnych dla Chin? Dlaczego wyrocznią stały się źródła chińskie? Co znaczy wielowektorowość – to, że raz się ma wartości, a raz nie, że raz jesteśmy ramieniem reżimu, a innym razem – państwem demokratycznym? Dlaczego nadal ludzie wierzą bardziej chińskiej propagandzie, że Falun Gong to coś podejrzanego, a nie używają rozumu, uwzględniając fakt, że praktykujący Falun Gong na świecie to przekrój całego społeczeństwa, że Jan Paweł II nawoływał do zaprzestania prześladowań Falun Gong? Jak można zdelegalizować zasady moralne: prawdy, miłosierdzia i cierpliwości, jak również te „4 stare”, niszczone za czasów Mao? Czego można oczekiwać od reżimu, który zdelegalizował i usunął takie wartości?

Faustowskie umowy, dające chwilowe zyski, nie są dobrem dla Polski. Eliminując wartości z polityki, umów, ekonomii, stajemy się gorsi niż ci inwestujący w Hitlera, bo my doznaliśmy tej krzywdy, znamy tę historię i mamy wiedzę.

Jak można kontynuować współpracę z reżimem, gdy demokratyczni sojusznicy oferują nam swoją technologię wojskową, zapisaną na 19. stronie Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych, technologię 5G, która całkowicie zapewnia prywatność danych użytkownika w stopniu wręcz dla nas niepojętym? Dlaczego wprowadzony przez Plus system 5G jest kompatybilny tylko z urządzeniami producentów chińskich, którzy są wykluczeni lub uznani za instytucje służb nieprzyjaznego kraju? Firma oferująca te urządzenia raczej nie dba o bezpieczeństwo danych swoich klientów. Dlaczego Chiny są uważane za sojusznika Polski, pomimo że sojusznikami ChRL są Rosja, Korea Północna i Iran? Dlaczego, wbrew powszechnie publikowanym na Zachodzie powyższym informacjom, w Polsce ufa się bardziej propagandzie chińskiej? Dlaczego, wbrew temu, że koronawirus pochodzi z ChRL i już ponad 100 krajów domaga się pociągnięcia KPCh do odpowiedzialności za szkody śmiertelne i ekonomiczne, Polska się do nich nie przyłącza? Dlaczego, wbrew znanym danym, że wirus ten utrzymuje się na powierzchniach, zwłaszcza plastikowych, nawet powyżej 3 dni, zamawiamy dostarczany samolotem sprzęt ochronny z Chin, i to z Wuhan? Dlaczego, wbrew informacjom z innych krajów o felerności chińskich produktów ochronnych i testów, nadal zamawiamy je z Chin? Czy to nie jest marnowanie polskich funduszy i narażanie naszego personelu medycznego?

Dlaczego nie wzmacnia się czynem hasła „Kupuję u polskich producentów”? Cały amerykański łańcuch dostaw bezpieczeństwa narodowego i, jak się okazało, medyczny też, zależy od Chin… Polski również.

Dlaczego obecny prezydent USA nakazał przeprowadzenie fabryk z powrotem do Stanów i kupuje rodzime towary? Polska też nie jest w stanie produkować sama leków, bo większość składników pochodzi z Chin, nie mówiąc już o tych szkodliwych. Który przemysł w Polsce lub w krajach demokratycznych jest w pełni zdolny do niezależnego funkcjonowania?

Jakie wartości przyświecają decydentom? Czy one naprawdę służą interesom Polaków? Czy naprawdę chcemy przejść do historii jako naród, który nie poddał się najeżdżającym nas reżimom, natomiast się im sprzedał? Może w tej tragicznej chwili pandemii powinniśmy znaleźć czas na szczerą modlitwę, pokutę, wyznanie win i wyrzeczenie się żądz pychy i władzy, natychmiastowego zbicia majątku. Czas modlić się o to, by Bóg dał nam szansę pójść prawą drogą, dał mądrość rozróżniania dobra od zła, odwagę, by potępić zło i wspierać dobro, by zaprzestać siać waśnie. Bóg jest miłosierny. Zostaniemy osądzeni przez historię za to, po której stronie stanęliśmy. Słuchajmy naszych sumień i zbierajmy informacje z różnych źródeł. Wiele instytucji medialnych i naukowych zostało zinfiltrowanych, przekupionych, ale niezależne informacje jeszcze są dostępne w internecie.

Uważam, że stosowne jest w 100 rocznicę urodzin Świętego Jana Pawła II przytoczyć znane na całym świecie słowa, wypowiedziane za czasów PRL:

„Nie lękajcie się. Miejcie odwagę, odwagę wiary!”.

Artykuł Marii Salzman pt. „Rachunek sumienia narodu” znajduje się na s. 8 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Marii Salzman pt. „Rachunek sumienia narodu” na s. 8 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego