Kongres blokuje Trumpowi drogę do „dealu” z Rosją. Uchwalił nowe sankcje, gdyż podejrzewał, że prezydent może je uchylić

Sankcje wobec Rosji uchwalone przez Izbę Reprezentantów jeszcze bardziej blokują prezydentowi Donaldowi Trumpowi drogę do porozumienia z Moskwą, które mogłoby się dokonać kosztem Unii Europejskiej.

[related id=”32018″]Uchwalona we wtorek ustawa wprowadza nowe sankcje wobec członków rządu rosyjskiego w odpowiedzi na próby wpłynięcia na wynik zeszłorocznych wyborów prezydenckich w USA i w niewielkim stopniu rozszerza zakres sankcji ekonomicznych wymierzonych w amerykańsko-rosyjską wymianę inwestycyjno-handlową. Przede wszystkim jednak uzależnia ewentualne zniesienie lub choćby złagodzenie sankcji od zgody Kongresu. Zdaniem ekspertów, prezydent sam jednak jest sobie winien.

W ustawie zawarto także nowe sankcje wobec Iranu i Korei Północnej, włączone przez jej sponsorów po to, aby przekonać do poparcia ustawy wahających się kongresmanów. W efekcie zagłosował za nią nawet uchodzący za głównego zwolennika „appeasementu” Rosji na Kapitolu kongresman z Kalifornii Dana Rohrabacher.

Ustawa przeszła miażdżącą większością głosów: 419 do 3, podobnie jak wcześniejsza ustawa o sankcjach w Senacie, uchwalona stosunkiem głosów 98 do 2. Wskazuje to, że obie partie – a więc także Partia Republikańska (GOP) – są zgodne co do potrzeby twardej polityki wobec Rosji, dopóki nie zaprzestanie ona agresji na Ukrainie, gdzie wspierani przez Kreml separatyści nie przestrzegają porozumienia z Mińska o zawieszeniu broni. Oznacza to także, że gdyby Trump zechciał zawetować ustawę – której wspólna wersja będzie uzgodniona przez obie izby Kongresu – weto zostanie z łatwością przełamane (do uchylenia weta potrzeba minimum 2/3 głosów).

Biały Dom nie ukrywał, że jest przeciwny nałożeniu nowych sankcji na Rosję, tłumacząc, że administracja chce zachować elastyczność w polityce wobec Rosji. Trump już w kampanii prezydenckiej dawał do zrozumienia, że zamierza dogadać się z Moskwą, chwalił prezydenta Władimira Putina i unikał krytykowania jego polityki. Według nieoficjalnych doniesień, na spotkaniach współpracowników prezydenta z przedstawicielami władz rosyjskich po wyborach, a przed jego inauguracją, omawiano m.in. kwestię sankcji wprowadzonych po aneksji Krymu. Trump gotów był je uchylić mocą dekretu na początku swej prezydentury, ale powstrzymali go przed tym prominentni senatorowie republikańscy.

„Administracja Trumpa sama sobie narobiła tego kłopotu. Kongres uchwalił nowe sankcje, gdyż podejrzewał, że prezydent może je jednostronnie uchylić” – powiedział PAP były ambasador USA w Warszawie Daniel Fried, który do niedawna kierował biurem do spraw sankcji w Departamencie Stanu.

„Ustawa Izby Reprezentantów reprezentuje niezwykły i silny konsens przeciwko uchyleniu sankcji, dopóki nie zmieni się zachowanie Rosji, zwłaszcza na Ukrainie i w zakresie ingerowania w wynik zagranicznych wyborów hakerskimi metodami. Jest niewątpliwie wyrazem wotum nieufności co do postawy prezydenta wobec Rosji” – powiedział PAP Daniel Serwer, ekspert ze Szkoły Zaawansowanych Studiów Międzynarodowych (SAIS) Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Waszyngtonie.

Wspomniana ustawa Senatu o zaostrzeniu sankcji, uchwalona w czerwcu, nie obejmowała sankcji wobec Korei Północnej i Iranu. Senat będzie więc musiał jeszcze opracować jej nową wersję, rozszerzoną na te kraje, ale przewiduje się, że będzie ona z pewnością zawierać równie silne zapisy wymierzone w Rosję, jak ustawa Izby Reprezentantów.

Konflikty między prezydentami USA a Kongresem w dziedzinie polityki zagranicznej zdarzały się w przeszłości. Przykładem była sytuacja z 1974 r., kiedy Kongres – wbrew stanowisku ówczesnego prezydenta Geralda Forda – uchwalił sankcje handlowe wobec ZSRR za odmowę zezwoleń na emigrację Żydów (tzw. poprawka Jacksona-Vanika).

Wówczas jednak zdecydowaną większość w obu izbach Kongresu mieli Demokraci, natomiast Ford był Republikaninem. Tymczasem dziś w Kongresie dominuje GOP.

„Nie jest rzeczą nadzwyczajną, że Kongres chce związać prezydentowi ręce, ale jest niezwykłe, że prezydentowi (Trumpowi) wiąże ręce jego własna partia. Sugeruje to, że istnieje mnóstwo podejrzeń co do Trumpa, jego rodziny i jego związków z Rosją” – powiedział w wywiadzie dla „Los Angeles Times” ekspert ds. rosyjskich z waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) Jeffrey Mankoff.

Dzień przed uchwaleniem sankcji przez Izbę Reprezentantów przed senacką komisją ds. wywiadu wyjaśnienia w sprawie swoich rosyjskich kontaktów składał Jared Kushner, jeden z głównych doradców, a zarazem zięć Trumpa.

Podejrzenia biorą się m.in. stąd, że Trump nigdy nie przyznał jednoznacznie, że uznaje, iż to agenci rosyjscy włamali się w ub. roku do komputerów DNC (Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej) i zdobyte tam materiały przekazali Wikileaks, aby skompromitować rywalkę Trumpa w wyborach Hillary Clinton.

Zdaniem niektórych, opór prezydenta wynika stąd, że uznanie tego faktu mogłoby oznaczać, że wygrał je dzięki pomocy Rosjan, co niejako delegitymizuje jego zwycięstwo. Jednak opór ten budzi nieufność, bo nawet mianowani już przez Trumpa szefowie służb specjalnych: dyrektor CIA Mike Pompeo, krajowy koordynator wywiadu Dan Coats i szef wojskowej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) Mike Rogers zgodnie oświadczyli, że nie mają wątpliwości, że agenci Moskwy próbowali wpłynąć na wynik wyborów. Podobnie zdecydowane stanowisko w sprawie Rosji zajmują szef Pentagonu James Mattis i doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego H.R. McMaster.

O determinacji Kongresu, żeby zaostrzyć sankcje i uniemożliwić ich jednostronne uchylenie przez Trumpa, świadczy fakt, że godzą one tym razem w interesy niektórych sektorów biznesu amerykańskiego. Ustawodawcom wytknął to na łamach magazynu „The Hill” prezes konserwatywnej organizacji Council for National Policy Action, Bill Walton.

Co więcej, skargi na nowe sankcje wpłynęły też ze strony Unii Europejskiej. Według przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean-Claude’a Junckera, ustawy Kongresu zaszkodzą sprawie bezpieczeństwa energetycznego UE. Jak się bowiem okazuje, sankcje uderzają m.in. w interesy firm finansujących nowy gazociąg Nord Stream 2, którym gaz z Rosji ma płynąć do Niemiec.

PAP/MoRo

Kreml o sankcjach USA: smutna wiadomość dla relacji rosyjsko-amerykańskich i międzynarodowych relacji handlowych

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział w środę, że z punktu widzenia relacji dwustronnych przyjęcie w Izbie Reprezentantów USA ustawy o sankcjach wobec Rosji jest „bardzo smutną wiadomością”.

„Chodzi o projekt ustawy, dlatego nie będziemy wydawać na razie jakichś merytorycznych ocen” – powiedział rzecznik. Dodał, że jeśli chodzi o stosunek Rosji do sankcji, to zostanie on „sformułowany po wnikliwej analizie – decyzja bez wątpienia zostanie podjęta przez szefa państwa prezydenta Władimira Putina”.

Podkreślił, że należy poczekać, aż projekt, który powinien jeszcze trafić do Senatu USA, „stanie się ustawą”.

Zarazem zdaniem rzecznika Kremla „już można powiedzieć, że wiadomości są nadzwyczaj smutne z punktu widzenia stosunków rosyjsko-amerykańskich”. Są one – kontynuował Dmitrij Pieskow – „nie mniej przygnębiające z punktu widzenia prawa międzynarodowego i międzynarodowych relacji handlowych”.

Izba Reprezentantów przyjęła we wtorek projekt ustawy, która wprowadza kolejne sankcje wobec Rosji, Iranu i Korei Północnej. Projekt musi jeszcze zaaprobować Senat i podpisać prezydent Donald Trump. Przed głosowaniem Steny Hoyer, jeden z liderów Demokratów, powiedział, że nałożenie nowych sankcji zostało uzgodnione w związku z ingerencją Rosji w wybory prezydenckie w USA oraz z zaangażowaniem w konflikt na Ukrainie.

PAP/MoRo

Komisja Europejska jest zaniepokojona amerykańskimi sankcjami na Rosję. Nord Stream 2 i inne projekty mogą być zagrożone

KE w reakcji na ewentualne sankcje USA wobec Rosji wyraziła zaniepokojenie ich możliwym „wpływem na niezależność energetyczną Unii Europejskiej” i „możliwymi negatywnymi konsekwencjami politycznymi”.

W oświadczeniu KE podkreślono, że w procesie tworzenia przyjętego przez Izbę Reprezentantów projektu ustawy dotyczącej sankcji wzięto pod uwagę część wyrażanych wcześniej przez KE obaw. „Niemniej projekt przewiduje możliwość nałożenia sankcji na każdą firmę (również europejską), która przyczynia się do rozwoju, utrzymania, modernizacji czy naprawy” rosyjskich gazociągów. Może to wpłynąć na infrastrukturę, która umożliwia transport gazu z Rosji na Ukrainę oraz „projekty kluczowe dla unijnych celów dywersyfikacji” źródeł energii – oceniła Komisja.

Poinformowano, że UE obecnie wyraża swoje obawy kanałami dyplomatycznymi. „Komisja będzie nadal ściśle monitorować trwający w USA proces legislacyjny i późniejszy proces wdrażania ustawy oraz będzie szybko działać, jeśli zajdzie taka konieczność” – czytamy w komunikacie.

Przypomniano również wypowiedź szefa KE Jean-Claude’a Junckera z maja br., który zapewniał, że jeśli obawy UE „nie zostaną w wystarczającym stopniu wzięte pod uwagę”, Unia „jest gotowa odpowiednio zadziałać w ciągu kilku dni”. Mówił wówczas, że hasło „Ameryka przede wszystkim” prezydenta Donalda Trumpa nie może oznaczać, że interesy Europy są na ostatnim miejscu.

Przyjęty we wtorek przez Izbę Reprezentantów pakiet sankcji przewiduje działania wobec Rosji, Iranu i Korei Północnej. Dokument uderza m.in. w prezydenta Rosji Władimira Putina, powiązanych z nim oligarchów oraz kluczowe sektory rosyjskiej gospodarki, w tym przemysł zbrojeniowy, kolejowy, górnictwo oraz branżę energetyczną. By ustawa weszła w życie, musi zatwierdzić ją jeszcze amerykański Senat, a potem dokument musi podpisać prezydent. Jak poinformował Biały Dom, prezydent Trump nie zdecydował jeszcze, czy podpisze ustawę, czy też ją zawetuje.

We wtorek portal Euractiv opublikował sporządzoną, jak twierdzi, przez KE listę projektów, które mogą być dotknięte nowymi sankcjami. Wśród nich są m.in.: wybudowany kilka lat temu gazociąg Nord Stream (w którym udziały mają m.in. niemieckie, francuskie i holenderskie firmy), nowy zachodnioeuropejsko-rosyjski projekt Nord Stream 2, pole gazowe Zohr w Egipcie, rozbudowa terminalu gazu skroplonego na Sachalinie, gazociąg biegnący po dnie Morza Czarnego, tzw. Błękitny Potok, plan budowy terminalu LNG na Bałtyku w Zatoce Fińskiej.

PAP/MoRo

Niemcy: USA pod pozorem sankcji nakładanych na Rosję wspierają swoje koncerny energetyczne

Rząd Niemiec oświadczył w środę, że USA nie mogą „pod płaszczykiem” sankcji przeciwko Rosji uprawiać polityki gospodarczej korzystnej dla własnych koncernów energetycznych.

[related id=”32018″]Amerykańska Izba Reprezentantów zatwierdziła we wtorek zdecydowaną większością głosów projekt ustawy, która wprowadza kolejne sankcje wobec Rosji, Iranu i Korei Północnej. Projekt musi jeszcze zaaprobować Senat i podpisać prezydent.
Rząd Niemiec w odpowiedzi na to oświadczył, że USA nie mogą „pod płaszczykiem” sankcji przeciwko Rosji uprawiać polityki gospodarczej korzystnej dla własnych koncernów energetycznych. Retorsje wobec krajów trzecich za udział w Nord Stream 2 są niezgodne z prawem.

„Nie możemy zaakceptować sytuacji, w której amerykański rząd, amerykańska polityka, amerykański Kongres pod płaszczykiem sankcji realizują politykę przemysłową na korzyść amerykańskich koncernów energetycznych” – powiedział rzecznik niemieckiego MSZ Martin Schaefer na spotkaniu z dziennikarzami w Berlinie.

„Będziemy to naszym amerykańskim partnerom nadal głośno i bez ogródek mówić” – dodał Schaefer.

Rzecznik MSZ podkreślił, że dzięki interwencjom przedstawicieli Niemiec w Stanach Zjednoczonych do pierwotnego projektu ustawy o sankcjach dodane zostały korzystne z punktu widzenia Niemiec i UE poprawki. Jak wyjaśnił, ustawa „nie wprowadza automatycznie sankcji przeciwko europejskim firmom (współpracującym z Rosją), lecz jedynie upoważnia prezydenta do nałożenia w razie potrzeby takich sankcji”.

Dodana – jak twierdzi Berlin – pod naciskiem Niemiec i Komisji Europejskiej poprawka stanowi, że przed ewentualnym wprowadzeniem sankcji Stany Zjednoczone muszą przeprowadzić konsultacje z Brukselą. „Jeśli do tego dojdzie, będziemy mieli dużo czasu, by przedstawić stronie amerykańskiej nasze argumenty” – wyjaśnił Schaefer.

Zastępczyni rzecznika rządu Ulrike Demmer zastrzegła, że celem amerykańskich sankcji „nie może być gospodarka europejska”. „W przypadku sankcji przeciwko gospodarce rosyjskiej odrzucamy z powodów zasadniczych sankcje o działaniu eksterytorialnym, czyli dotyczące krajów trzecich” – dodała Demmer.

Podkreśliła, że dla Berlina ważne jest, by Stany Zjednoczone i Europa „nadal ściśle koordynowały swoje sankcje przeciwko Rosji”. Schaefer zaznaczył, że stanowisko Berlina i Wiednia z połowy czerwca „pozostaje aktualne”.

W opublikowanym 15 czerwca oświadczeniu szef dyplomacji Niemiec Sigmar Gabriel i kanclerz Austrii Christian Kern skrytykowali nowe sankcje wobec Rosji, przewidujące m.in. kary dla europejskich firm współpracujących z rosyjskim sektorem energetycznym.

„Nie możemy […] zaakceptować groźby sprzecznych z prawem międzynarodowym eksterytorialnych sankcji przeciw europejskim przedsiębiorstwom uczestniczącym w rozbudowie europejskiej sieci energetycznej” – napisali wówczas Gabriel i Kern.

Po decyzji Izby Reprezentantów Biały Dom poinformował, że prezydent USA Donald Trump nie zdecydował jeszcze, czy podpisze, czy zawetuje ustawę.

PAP/MoRo

Czytaj również:

Ekspert ds. energetycznych brukselskiego think tanku: sankcje USA mogą uderzyć w Nord Stream 2 i rosyjskie gazociągi

„Niezawisimaja Gazieta”: sankcje USA groźne dla biznesu z UE i rosyjskich projektów

Szef OMV w „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: Nord Stream 2 nieodzowny, Ameryka nie ma prawa weta

Prezes KGHM: Potrzebna jest ocena zasadności inwestycji w Kongo. Był to „bolesny proces” nauki zarządzania

Zyski na chilijskim projekcie (Sierra Gorda) mam nadzieję osiągnąć w perspektywie 2-3 lat – powiedział prezes KGHM Radosław Domagalski-Łabędzki, przyznając, że zainwestowano tam kilkanaście mld zł.

– Przetrwaliśmy ten najgorszy czas, kiedy był dołek surowcowy, i teraz sytuacja firmy jest stabilna – powiedział Radosław Domagalski-Łabędzki, prezes Zarządu KGHM Polska Miedź SA, która obecna jest na warszawskiej giełdzie od 20 lat.
Parkietowe sukcesy i porażki

Na GPW różnie się wiodło papierom KGHM-u. Dziś cena za akcję kształtuje się na poziomie stu kilkunastu złotych i jest spółką, bez której trudno sobie wyobrazić warszawski parkiet. To jedna z najpopularniejszych spółek wśród inwestorów indywidualnych, a przypomnijmy, że były czasy, gdy za akcje tej spółki płacono zaledwie 9,75 zł, ale i takie, gdy kurs poszybował na niebotyczny poziom 200 złotych za akcję.[related id=28780]

Główną przyczyną sukcesów była „surowcożerna” gospodarka Chin, która nakręcała koniunkturę, również dla KGHM. Miedziowy sukces zakończył się, gdy cios spółce zadał premier Donald Tusk, który wprowadził podatek od wydobycia miedzi i srebra. W połączeniu z niższymi cenami metalu sprawiło to, że KGHM zaczął mieć problemy.

Zakup kanadyjskiej firmy – konieczna ocena zasadności

Drugim wydarzeniem, które odmieniło KGHM, był zakup za niemal 10 mld złotych kanadyjskiej firmy Quadra FNX, który formalnie został sfinalizowany 5 marca 2012 roku. Aktualny prezes KGHM przyznał w rozmowie w Poranku Wnet, że przygląda się „potwornie skomplikowanej strukturze inwestycji w Kanadzie chociażby po to, aby wiedzieć, w jaki sposób nią zarządzać”. Wyjaśnił, że działania jego zarządu skupiają się na uproszczeniu struktury i likwidacji struktur w rajach podatkowych.

– Te 10 mld to oczywiście tylko kwota początkowa, bo projekt wymagał jeszcze dokapitalizowania – powiedział Domagalski-Łabędzki. Przyznał, że konieczna jest „ocena zasadności tej inwestycji”, a zwłaszcza czas, w którym została dokonana.

– Pytanie, czy KGHM był przygotowany od strony zarządczej do tego typu inwestycji – zastanawiał się szef lubińskiej firmy.

Sierra Gorda i kolejne straty

Oprócz kilku kopalni w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych KGHM nabył wielki projekt wydobywczy Sierra Gorda.[related id=25658] Chilijska inwestycja jak dotąd przyniosła spore straty. Wydano na nią „kilkanaście mld złotych i jest to największa zagraniczna polska inwestycja kapitałowa”. KGHM kupił drogo i nie docenił skali nadchodzącej wówczas bessy na rynku miedzi. Górniczy kombinat musiał zainwestować w nowe złoża, a za sprawą „kagiemnego” inwestycje w polskie pokłady miedzi stały się nieopłacalne. Dziś nowy zarząd chwali się pierwszym „dodatnim wynikiem operacyjnym z tej inwestycji”.

– Dzisiaj KGHM jest jedyną polską spółką globalną. Prowadzimy biznes na czterech kontynentach, mamy osiem kopalni i ambitne plany rozwojowe. Inwestujemy w nowoczesne formy zarządzania, dokładnie wiemy, co chcemy zrobić – zapewniał prezes.

– Ostatnio odnieśliśmy spore sukcesy, jeśli o chodzi o poprawę parametrów wydobywczych na Sierra Gorda – powiedział.

– Aktywa polskie i ich zrównoważony rozwój to jest priorytet, a na aktywach zagranicznych staramy się poprawić jakość zarządzania i wyjść przynajmniej na minimum, które stanowi „zero plus” – zadeklarował gość Poranka Wnet, który uważa, że celem zagranicznych inwestycji są zyski.

– Zyski na chilijskim projekcie (Sierra Gorda) mam nadzieję osiągnąć w perspektywie dwóch-trzech lat – zadeklarował, zastrzegając, że „parametry samego złoża nie są zachwycające”. Jego zdaniem o wiele lepiej wyglądają sprawy w polskich kopalniach KGHM.

Bolesny proces nauki, czyli miedź w Kongo

Pytany o inwestycje w kopalnie miedzi w Kongo, stwierdził, że inwestycje te „przerosły możliwości zarządcze w tak trudnym otoczeniu” ówczesnych władz KGHM.

Przypomnijmy, że KGHM wydzierżawił prawo eksploatacji złoża Kimpe od kongijskiej firmy Sodimico. Ta zaś na żądanie swego rządu wypowiedziała dzierżawę. Inwestycja w Kongu nie była więc oparta na solidnych podstawach prawnych. Ułatwiłoby to ewentualne wszczęcie procedury przed arbitrażem międzynarodowym i zwiększyło szansę na odzyskanie części nakładów inwestycyjnych. Sprawa zakończyła się tak naprawdę w końcu marca 2009 roku, kiedy zarząd KGHM Congo dosłownie uciekł z Afryki, pozostawiając spółkę z całym majątkiem (w tym kontami bankowymi zablokowanymi przez kongijski fiskus), a KGHM odnotował pokaźne straty.

– To jest temat definitywnie zamknięty i nie przewiduję, aby w najbliższej przyszłości KGHM mógł wrócić do Kongo. Rzeczywiście zostały popełnione wówczas ogromne błędy – powiedział Domagalski-Łabędzki, który stwierdził, że to był „bolesny etap uczenia się”.

Inwestycje KGHM

Również kwestia sprzedaży Polkomtela (sieć komórkowa Plus) wydaje się wpisywać w ów „bolesny” nurt nauki zarządzania w KGHM-ie. Chociaż prezes nie chciał tego jednoznacznie oceniać, stwierdził, że sprzedano wówczas „zdrowe aktywa” firmy, które mogłyby zabezpieczać jej byt w czasach dekoniunktury.

Możliwości inwestycyjne KGHM-u widzi w branży energetycznej, gdzie ma już aktywa, ale – jak zaznaczył prezes – każda inwestycja musi generować określone przychody. [related id=28737]

– Nie chcemy akumulować kapitału i szukamy możliwości inwestycyjnych, które przyczynią się do wzrostu gospodarczego Polski – powiedział Domagalski-Łabędzki. Zapewnił, że polityka KGHM jest zbieżna z planem Morawieckiego, ale inwestycje muszą być rozsądne, bezpieczne i spójne, zapewniające przede wszystkim rozwój spółce.

– Gwałtowne plany inwestycyjne, takie jak w wypadku Quadry, na pewno nie będą miały miejsca – powiedział. Jego zdaniem przyszłość i pozycja spółki jest przewidywalna, zwłaszcza że rynek metali jest stabilny, a złotówka tania, co dobrze wróży na przyszłość.

Rozmowy z prezesem KGHM można posłuchać w pierwszej części Poranka WNET.

MoRo

 

 

 

Dzień 15. z 80/ Poranek Wnet/Jędrysek: Polska ma spór arbitrażowy z zagranicznymi firmami poszukującymi złóż miedzi

– Na zachód od Nowej Soli mamy dwie firmy zagraniczne, które zajmują się poszukiwaniami miedzi i srebra. Otrzymały one koncesje od poprzedniej ekipy rządzącej, która pewnych rzeczy nie dopilnowała.

– Gorzów Wielkopolski na północy to jest jedno z lepszych miejsc w Polsce, jeśli chodzi o geotermię i dobrej jakości strumień cieplny – powiedział Mariusz Orion Jędrysek w rozmowie w Radiu WNET, Główny Geolog Kraju. Zwrócił uwagę na fakt przebiegania przez Polskę „na ukos” granicy geologicznej między platformą zachodnioeuropejską a wschodnioeuropejską, co jest głównym powodem dostępności i bogactwa na tym terenie różnych złóż mineralnych i kopalin.[related id=28776]

– Mamy również w całej ćwiartce południowo-zachodniej Polski potężne złoża węgla brunatnego i idąc w kierunku Dolnego Śląska, chyba największe w Europie złoże „Legnica”. Dalej jeszcze są złoża nieuruchomionej jeszcze kopalni Gubin-Brody, której złoża podzielone są Nysą na pół. Po drugiej stronie Niemcy eksploatują je już i wybudowali tam potężną elektrownię Jänschwalde – powiedział  gość Poranka Wnet. Powiedział, że na temat kopalni Gubin-Brody obradował międzyresortowy komitet polityki surowcowej państwa i „ma nadzieję, że zostanie ona uruchomiona”.

Pod ziemią na terenie gmin Brody i Gubin zalega około 2 miliardów ton węgla brunatnego. Około 60 procent znajduje się na terenie gminy Brody. Wielu analityków rynku energetycznego sądzi, że realizacja kopalni Gubin-Brody i budowa olbrzymiej elektrowni o mocy 3 tys. MW przez PGE jest tam bardziej realna niż realizacja programu elektrowni jądrowej w Polsce.

– Zachód Polski to również bardzo znaczące zasoby geologiczne miedzi, srebra, pierwiastków ziem rzadkich. Czyli to, co na Dolnym Śląsku wydobywa KGHM, jest zaledwie niewielkim ułamkiem tego, co posiadamy – stwierdził prof. Jędrysek. [related id=28776]

– Na zachód od Nowej Soli mamy dwie firmy zagraniczne, które zajmują się poszukiwaniami w tamtym rejonie miedzi i srebra i otrzymały koncesje od poprzedniej ekipy, która pewnych rzeczy nie dopilnowała – powiedział gość Poranka Wnet. Ujawnił, że spory z tymi firmami trafiły do arbitrażu międzynarodowego.

Przypomnijmy, że kanadyjska firma Miedzi Copper Corp. uzyskała pozwolenie i przeprowadziła szereg odwiertów poszukiwawczych w ramach realizacji wartego 360 mln zł programu w zakresie poszukiwań i wydobycia złóż miedzi i srebra w Polsce. Celem prowadzonych w okolicach Chełmka i Lubięcina w Lubuskiem prac jest weryfikacja wielkości złóż oraz opłacalności ich eksploatacji.

– Liczę, że wreszcie się uda wyjść z tej bardzo trudnej sytuacji  – powiedział prof. Jędrysek.

– Nie chciałbym więcej mówić na ten temat, bo rząd Platformy Obywatelskiej wnioskował o utajnienie tego arbitrażu i to, że on istnieje, można ujawnić, ale o tym, czego dotyczy, już nie mogę nic więcej powiedzieć – zastrzegł. Przyznał, że roszczenia tychże firm „są znaczące”.

– Staramy się go tak rozwiązać, aby Polska z tego wiele miała, i każdy zainteresowany – powiedział gość Poranka Wnet.

– Złoże istnieje wtedy, gdy się opłaca coś wydobyć – zastrzegł geolog. Jego zdaniem, jeśli warunki geologiczne wydobycia są trudne albo cena wydobywanego surowca jest zbyt niska w stosunku do nakładów i ryzyka inwestycyjnego, to „wtedy złoża nie ma”.

– Kwestię tę rozstrzyga dokumentacja przedstawiona głównemu geologowi kraju i po wnikliwej analizie zespołów przez niego powołanych wydawana jest decyzja o zatwierdzeniu lub odrzuceniu dokumentacji – powiedział prof. Jędrysek, zauważając przy tym, że potwierdzenie istnienia złoża nie świadczy o tym, że ktokolwiek będzie je wydobywał. [related id=28737]

– Ktoś, kto poniósł wielkie nakłady, nie może zostać z niczym, a my nie możemy wydawać decyzji według swego widzimisię – zauważył główny geolog kraju, który dodał, że tego typu odwierty kosztują zazwyczaj dziesiątki tysięcy dolarów.

– Staramy się, aby interes państwa, inwestora i społeczny był zachowany – zadeklarował profesor.

– Na zachodzie Polski w okolicach Zielonej Góry mamy również dość znaczące złoża gazu – powiedział, zapytany o lubuskie surowce.

– W Polsce mamy słabo rozpoznane głębsze struktury geologiczne i dlatego chciałbym uruchomić program głębokich wierceń i utworzyć nową geologiczną mapę Polski, ponieważ tak podstawowa mapa, jak 1:50000 jest skonstruowana na danych z lat 50. ubiegłego wieku – stwierdził prof. Jędrysek, dodając, że nawet to, co było robione później, nie zostało do mapy wprowadzone. Podniósł również kwestię skoku technicznego, jaki się dokonał przez ostatnich 70 lat i dlatego uważa, że należy stworzyć tę mapę na nowo. Jego zdaniem dopiero wtedy będzie można realnie ocenić, jakimi bogactwami naturalnymi tak naprawdę Polska dysponuje.

MoRo

Chcesz posłuchać całego poranka Wnet, kliknij tutaj.

Pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej: węgiel nadal najważniejszym źródłem energii w Polsce

Węgiel pozostanie najważniejszym źródłem produkcji prądu elektrycznego w Polsce – powiedział w poniedziałek na antenie TVP Info w programie „24 Minuty”pełnomocnik rządu Piotr Naimski.

„Polskie kopalnie będą funkcjonowały, będą produkowały tyle węgla ile uznamy, że jest nam potrzebne dla polskich elektrowni, dla polskich odbiorców. To jest strategia, którą realizujemy i od której nie odstąpimy” – podkreślił Naimski. Dodał, że rząd ma świadomość, że jest polityka energetyczna Unii Europejskie, że są naciski różnego rodzaju, ale „jesteśmy zdeterminowani, żeby to utrzymać”.

Według Naimskiego węgiel jest ważny dla polskiej gospodarki w sposób szczególny. „Nie ma takiego kraju w Europie, gdzie pozycja węgla byłaby taka jak u nas” – podkreślił. Wyjaśnił też, że węgla w celu produkcji energii używa się również w Rumunii, Czechach czy Niemczech, gdzie 40 proc. energii elektrycznej pochodzi z tego surowca. „O sojuszników trzeba zabiegać. (…) Trzeba znajdować wspólny mianownik dla działań, które nie pozbawią Europy tego nośnika energii, bo to strategicznie będzie ogromny błąd” – podkreślił.

Według niego, jeżeli zrezygnujemy z węgla, to polska energetyka stanie się uzależniona a polskie państwo „częściowo niesuwerenne”. „My tego nie chcemy, nie dopuścimy go tego. Suwerenność energetyczna jest częścią suwerenności politycznej” – zaznaczył.

Naimski przypomniał, że do końca tego roku zostanie podjęta – na podstawie wnikliwych studiów – decyzja o dalszych losach polskiego programu atomowego.

Jak podkreślił Naimski, aby zapewnić bezpieczeństwo energetyczne kraju rząd realizuje konsekwentną strategię. „Mamy plan połączenia Polski z norweskimi złożami gazu. Nad tym pracujemy. (…) Rozmowy z partnerami duńskimi – bo przez Danię będzie to połączenie prowadzone – są na ostatnim etapie. I możemy się spodziewać, że ten plan zostanie zakończony uruchomieniem gazociągu przed końcem roku 2022” – powiedział Naimski. Dodał, że to jest plan strategiczny, którego drugim elementem jest gazoport w Świnoujściu. „Chodzi o to, żebyśmy w Polsce przełamali dominującą pozycję Gazpromu, jednego dostawcy gazu do Polski”.

Odnosząc się do kwestii bezpieczeństwa naftowego Naimski wskazał, że z Naftoportu jesteśmy w stanie zaopatrzyć polskie rafinerie zarówno w Gdańsku, jak i Płocku. „W sytuacji wielkiej awarii i przecięcia dostaw ropociągiem z Rosji (..) jesteśmy w stanie dać sobie radę” – zaznaczył. Dodał, że ropę naftową można kupić wszędzie, „pływa na tankowcach po całym świecie”.

„W sensie konieczności dywersyfikacji dostaw gaz jest poważniejszym problem (niż ropa naftowa – PAP). Nad tym rzeczywiście pracujemy. Mamy określony czas. Chcemy to skończyć w ciągu najbliższych kilku lat” – powiedział pełnomocnik rządu.

To, że PGNiG udało się kupić „statek z gazem” w Stanach Zjednoczonych, to – zdaniem Naimskiego – symboliczny sukces, który wspiera realną politykę. „Stany Zjednoczone mają w tej chwili nadmiar gazu, chcą ten gaz skroplić i wysłać w świat, w ten sposób budować swoją pozycję polityczną” – ocenił. Dodał, że gaz amerykański jest w stanie skutecznie konkurować z gazem rosyjskim, także w sensie politycznym.

Według Naimskiego strategicznym celem dla rozwoju rynku w Polsce jest stworzenie możliwości konkurencji dla gazu dostarczanego gazociągiem z szelfu norweskiego, z norweskich pól i skroplonego gazu przez gazoport. „Wtedy będziemy mieli konkurencję cenową pomiędzy dostawcami ze źródeł, które są cywilizowane” – podkreślił Naimski.

PAP/MoRo