Koronawirus zasłonił wiele problemów i odsłonił wiele słabości / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” nr 69/2020

Kto chce przetrwać, musi myć ręce. Kto jest podejrzany, zostaje w domu. Kto nie posłucha, w demokratycznym kraju trafi do więzienia, a w totalitarnym dla przykładu zostanie rozstrzelany.

Krzysztof Skowroński

Koronawirus zawojował świat. Spadł jak kurtyna w teatrze, zasłaniając cała scenę. To, co wydawało się ważne, zmniejszyło do rozmiarów wirusa. Wirus urósł, przybierając postać mitycznego olbrzyma. Stał się niewidzialną siłą rządzącą ludzką świadomością, panoszącą się w niej i skłaniająca do coraz bardziej desperackich czynów;  celebrytą opisywanym codziennie na pierwszych stronach gazet, otwierającym dzienniki telewizyjne i wiadomości radiowe. Postawił wszystkie rządy świata na baczność, zmusił do wprowadzenia powszechnej mobilizacji, odwołania ważnych imprez, zmienił kalendarze artystycznych, politycznych czy sportowych wydarzeń. Obywatel Wirus – książę świrus. Kto chce przetrwać, musi myć ręce. Kto jest podejrzany, zostaje w domu. Zawieszone lekcje, zamknięte uniwersytety, puste półki w sklepach. Apokalipsa. Zastraszone, biedne dzieci, wpatrzone w pustą przestrzeń, po której porusza się niewidzialny, podstępny wróg…

Ja wiem, że nie można żartować, że sytuacja jest poważna, bo przecież jeśli to nawet są tylko manewry, tylko przygotowanie na coś, co może się w przyszłości zdarzyć, kiedy inny niewidzialny książę wyjdzie z ciemności, to i tak trzeba je traktować z największą powagą.

Każdemu koronawirus wyznaczył rolę i odstąpienie od niej jest złamaniem reguł gry, a ten, kto je złamie, z tej gry wypada. Politycy muszą robić marsowe miny, powoływać sztaby, wprowadzać procedury; dziennikarze muszą z najwyższą powagą relacjonować zdarzenia. Już jest dwóch podejrzanych, już jeden zachorował, a każda informacja nadaje sytuacji powagi, zwiększa strach, dodaje wirusowi władzy i dostojnego okrucieństwa, przed którym można się tylko schronić za szczelnie zamkniętymi drzwiami, z zapasem makaronu, wody i witaminy C. Broń Boże, nie podawać ręki sąsiadowi, nie jeździć z nikim windą, unikać komunikacji miejskiej i słuchać poleceń władzy. Kto nie posłucha, w demokratycznym kraju trafi do więzienia, a w totalitarnym dla przykładu zostanie rozstrzelany.

A lekarze po cichu mówią, że oto opanowała ludzi pandemia paranoi. Człowiek, naszpikowany tysiącami filmów, gier komputerowych, zatopiony w wirtualnym świecie, zatraca instynkt, rozstaje się z rozsądkiem.

I nie mówię, że wirusa nie ma. On jest i są ludzie, którzy umierają z jego powodu, ale ta bomba, która zawisła nad ludzką świadomością, jest zbyt wielka, za ciężka, zatraciła proporcje. Koronawirus zasłonił wiele problemów. Za chwilę da usprawiedliwienie dla obniżenia poziomu życia, dla błędów czy też decyzji, które w innych warunkach spotkałyby się ze społecznym buntem (Macron i reforma emerytalna).

Ale też jest to wirus odsłaniający. Dzięki niemu wiemy, jak słaby jest świat zachodni, tracący zdolność samodzielnego istnienia. Największe firmy nie mogą wyprodukować ani samochodu, ani telefonu, ani leku. To prawda, że globalizacja tworzy system uzależnień, ale jeden jest jej niewolnikiem, drugi panem. Ale Pan ujawni się w ostatniej scenie. Wprawdzie niewolnik w tej sztuce jeszcze gra rolę pana, ale wobec tego, co dzieje się na granicy grecko-tureckiej, wygląda na to, że rolę może stracić szybciej niż mu się wydaje. A może jest zupełnie inaczej.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 marcowego „Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 marcowego „Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Latami nie poruszano publicznie tematu polskiej racji stanu/ Krzysztof Skowroński, Jacek Jonak, „Kurier WNET” 68/2020

Analogia z sytuacją z XVIII w. i targowicą jest uzasadniona nie tylko dlatego, że zasiedziałe środowisko wpływowych sędziów i profesorów prawa postawiło swój interes przed interesem Rzeczypospolitej.

Krzysztof Skowroński, Jacek Jonak

Wiemy, że dziesiątego maja odbędzie się pierwsza tura wyborów prezydenckich. Zetrą się w nich dwie koncepcje wolności: wolność ku odpowiedzialności i wolność ku niewoli. Nie będę się tu rozpisywał, bo po pierwsze, czytelnicy „Kuriera WNET” wiedzą, o co chodzi, a po drugie – tym razem lepiej ode mnie zrobi to Jacek Jonak:

Koniec świata szwoleżerów AD 2020

Polecam Państwu znakomity wykład prof. Nowaka o pojęciu ‘elity’ w języku polskim. Słowo to zaistniało dopiero pod koniec XIX wieku, Norwid ani Mickiewicz go nie używali. Sędzia mówił: „Przecież są w estymie/ U ludzi, bo szanujem w nich ród, dobre imię/ Albo urząd, lecz ziemski, przyznany wyborem/ Obywatelskim, nie zaś czyimś tam faworem”.

Wbrew etymologii (‘élu’ oznacza po francusku osobę wybraną), do elity się nie wybiera. Elity dobierają sobie kolejnych, podobnych im członków.

PiS złamał umowę. Niepisaną, zawartą być może przy Okrągłym Stole lub niedługo potem, że prawniczych ani uniwersyteckich (szczególnie humanistycznych) elit ruszać nie wolno. W odpowiedzi elity te łamią jednak umowę znacznie ważniejszą, na której stoi Rzeczpospolita – umowę społeczną.

One pierwsze odważyły się na zlekceważenie demokratycznego wyboru, jawne wypowiedzenie posłuszeństwa władzy państwowej i ramię w ramię z totalną opozycją szukają poparcia dla swojego rokoszu za granicą. Robią to dzielni i prawi działacze dawnej opozycji solidarnie z dawnymi żałosnymi oportunistami. Dowód na to, że także elity rycerskie mogą zejść na pasożyty.

Za nimi idą ci, którzy w dobrej wierze (mam nadzieję) nie zgadzają się z działaniami większości parlamentarnej, inaczej rozumiejąc dobro Rzeczypospolitej. Wielu z nich, od dziesięcioleci wierząc wyblakłym dziś autorytetom, nauczyło się nienawidzić Prawa i Sprawiedliwości i jego zwolenników, i nie rozumie już, że można inaczej.

Powszechnie używana analogia z sytuacją z XVIII wieku i targowicą jest uzasadniona nie tylko dlatego, że zasiedziałe środowisko wpływowych sędziów i profesorów prawa postawiło swój interes przed interesem Rzeczypospolitej. Myślę, że jest jeszcze drugi, głębszy i ważniejszy powód: podobnie jak wtedy, tak i dziś w sferze publicznej przez lata nie istniał temat polskiej racji stanu, tak jakby przystąpienie do NATO i do Unii Europejskiej zdjęło z nas obowiązek debatowania o wspólnocie i zabezpieczeniu jej przyszłości. Nie ma więc zrozumiałej dla wszystkich miary, której można użyć, żeby właściwie oceniać słowa i czyny, aby potrafić rozpoznać, co buduje, a co niszczy nasz dom.

Wiem, że rozmowa się toczy, także na łamach „Kuriera WNET” i w Radiu WNET. Wiele jednak przed nami, aby przebiła się przez lenistwo i nieuctwo tych, co nadają ton, w elitach i mediach wszelkiego koloru.

***

Ale kropla drąży. Zachęcam państwa do lektury kolejnego numeru „Kuriera WNET”. Zanim to nastąpi, wierzących proszę o modlitwę za duszę świętej pamięci redaktora Wojciecha Piotra Kwiatka, naszego przyjaciela, miłośnika kryminałów, filmów, pasjonata kultury, zasłużonego dla Radia WNET twórcy, autora wielu książek, w tym ostatnio nadawanej jego młodzieńczej powieści kryminalnej Parszywa trzynastka.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, i mec. Jacka Jonaka, znajduje się na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, i mec. Jacka Jonaka, na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zmarł Wojciech Piotr Kwiatek: To był człowiek, który jednoczył ludzi. Miał wielkie serce dla innych

Pisał wciągające kryminały, szanował i łączył ludzi. Angelika Cudna, Łukasz Jankowski i Krzysztof Skowroński rozmawiają o swym radiowym koledze ś.p. Wojciechu Piotrze Kwiatku.

To był człowiek, który jednoczył ludzi. Miał taką cechę, że potrafił zorganizować wszystkich, żeby spotkać się bez interesu; tylko po to, aby być po prostu razem.

Angelika Cudna wspomina zmarłego w środę Wojciecha Piotra Kwiatka, z którym, jak mówi, od razu po poznaniu się zaprzyjaźniła. Okazuje się, że obydwoje wychowywali się na Pradze i uczyli się w warszawskim LO im. Władysława IV. Krzysztof Skowroński przypomina sobie początki znajomości z Kwiatkiem, który napisał kryminał „Kretowisko” – opowieść o Radiu WNET sprzed niemalże dziesięciu lat. Była ona emitowana w odcinkach na antenie Radia WNET. Inną książką autorstwa zmarłego, jest „Obywatel”, od której jak mówią, nie da się oderwać. Jest ot kryminał rozgrywający się w czasach PRL. Na jego podstawie ma powstać film, który, jak ma nadzieję Angelika Cudna, będzie równie dobry.

Mimo niewiarygodnego cierpienia potrafił z Brwinowa przyjechać na proszkach przeciwbólowych nie dając nikomu poznać w jakim jest stanie.

Prowadząca audycji „Z miłości do kina” przypomina, że choć Kwiatek cierpiał z powodu choroby, nie dawał tego po sobie poznać. Nie chciał on o niej rozmawiać. Łukasz Jankowski dodaje:

Redaktor Wojciech Piotr Kwiatek to osoba, która zawsze była radosna, która do każdej osoby podchodziła z atencją, podchodził do każdego człowieka tak samo.

Cudna stwierdza, że był on „Człowiekiem przez duże C”.

Jan Bogatko: 70% niemieckich dziennikarzy popiera SPD i Zielonych

Sojusz niemiecko-rosyjski jest coraz bardziej ewidentny. Niemcy są zaskoczeni informacjami o pluralizmie medialnym w Polsce – kraju, gdzie rzekomo obowiązuje zamordyzm.

 

 

Korespondent Radia WNET w Niemczech Jan Bogatko mówi o wprowadzeniu zakazu palenia flag, wprowadzonym przez Bundestag, w związku ze spaleniem flagi Izraela w zeszłym roku. Czyn taki zagrożony jest karą więzienia do lat 3. Zasada rozszerzona została również na flagę unii Europejskiej, która przecież, jak wskazuje nasz korespondent, państwem przecież nie jest. Partia AfD ostrzega, że taki precedens może doprowadzić do penalizacji palenia np. flag LGBT.

Jan Bogatko przywołuje echa wizyty Angeli Merkel  w Moskwie. Media niemieckie piszą o przyjaźni gospodarczej między Niemcami a Federacją Rosyjską. Krytykują za to Stany Zjednoczone:

Sojusz dwóch stolic jest coraz bardziej ewidentny.

Rozmówca Krzysztofa Skowroński relacjonuje również  IV polsko-niemieckie forum medialne w Görlitz, odbywające się pod hasłem „Budować mosty na Nysie”.  Uczestniczył w niej przedstawiciel fundacji im. Konrada Adenauera, dr Joachim Klose, korespondent TVP w Berlinie Cezary Gmyz, oraz dr Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitorowania Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

Dr Klose mówił o ujednoliceniu mediów niemieckich, w rezultacie którego trudno określić, które medium jest bardziej lewicowe, a które bardziej prawicowe.  Media polskie są bardziej zróżnicowane, co bardzo zdziwiło niemiecką publiczność. Jak zauważył zresztą dr Klose, w Niemczech unika się używania pojęć „prawicowy” i „konserwatywny”, ponieważ budzą one bardzo złe skojarzenia.  Dr Jolanta Hajdasz stwierdziła, że polskie media są bardziej pluralistyczne. Zdziwiło to niemiecka publiczność, przyzwyczajoną do opinii, zgodnie z którymi  w Polsce panuje zamordyzm i depcze się wolność słowa. Zaprezentowano na forum wyniki badania, które wskazało, że 70% niemieckich dziennikarzy popiera SPD i Zielonych:

Wyniki sondażu przeprowadzonego wśród dziennikarzy wywołały szok.

Jan Bogatko wspomina początki partii Zielonych, która na przestrzeni ostatnich 30 lat bardzo urosła w siłę.  Nasz korespondent zwraca uwagę, że współorganizatorem forum był niemiecki oddział Rotary International. Przedstawiciele tej organizacji odebrali bardzo wiele maili, stawiających polskich gości forum w bardzo złym świetle. Treść tych wiadomości pełna była oskarżeń o antydemokratyczne i antyeuropejskie nastawienia Cezarego Gmyza, dr Jolanty Hajdasz, oraz nieobecnego  na forum Krzysztofa Skowrońskiego:

Ta akcja mailowa unaoczniła wielu Niemcom, że akcje prowadzone przez opozycję w Polsce nie mają wiele wspólnego z normami cywilizacyjnymi przyjętymi w Niemczech.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T / A.W.K.

Biernacki: Ludzie chcą żeby były rozprawy krótsze. Daje się sędziów młodych, niedoświadczonych. Oni źle sądzą

Marek Biernacki o reformie sprawiedliwości, współpracy Polski w ramach NATO i zaniedbaniach obecnego rządu w tym zakresie, zamachu na gen. Sulejmaniego i dalszej obecności Polski w Iraku.

Marek Biernacki o czwartkowych pracach Komisji do Spraw Służb Specjalnych. Będzie obradowała na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie i roli Polski w tym regionie.

Szkolimy jednostki irackie i zabezpieczamy broń postsowiecką.

Żołnierze polscy, jak zaznacza nasz gość, nie uczestniczą w misjach bojowych. Jego zdaniem „widać było, że Amerykanie chcą się wycofać” z Iraku. Co do wycofania się stamtąd Polski, stwierdza, że tą sprawę powinniśmy uzgadniać z innymi członkami NATO.

Musimy rozmawiać z NATO. My jesteśmy przede wszystkim w Pakcie Północnoatlantyckim. Jesteśmy sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, ale swoje stanowisko musimy uzgadniać z Paktem.

Poseł Koalicji Polskiej odnosi się do słów jej lidera, stwierdzając, że nastąpiło przekłamanie w ich przedstawieniu. Władysław Kosiniak-Kamysz mówił bowiem o możliwości zakończenia misji szkoleniowej, nie o wyprowadzeniu żołnierzy polskich z Iraku w ogóle.

Nie wie, dlaczego Amerykanie przeprowadzili zamach na gen. Sulejmaniego. Podejrzewa jednak, że stały za nim poważne analizy. Zwraca uwagę, że „formalnie rząd bagdadzki jest zaprzyjaźnionym rządem”. Cieszy się, że dochodzi do deeskalacji na Bliskim Wschodzie po środowym wystąpieniu prezydenta USA Donalda Trumpa.

Musimy pamiętać, że istnieje Hezbollah, czyli inaczej pięść Boga [właśc. Partia Boga], silna organizacja szyicka uznawana za terrorystyczną.

Niemniej jednak należy pamiętać, iż w tym regionie jest wiele różnych grup, które mogą być czynnikiem zapalnym. Odnosi się do polskiej aktywności w NATO, która jego zdaniem nie jest wystarczająca, gdyż  za obecnych rządów „wycofaliśmy szereg naszych żołnierzy z ważnych stanowisk”. Odnosząc się do wypowiedzi Emmanuela Macrona o śmierci mózgowej Sojuszu, stwierdza, że „Francuzi też mają szereg działań” w które się angażują w ramach Paktu, głównie w krajach Maghrebu i „uważają, że NATO za mało ich wspiera w ich działaniach”.

Marek Biernacki komentuje także spór wokół wymiaru sprawiedliwości. Krytykuje rządy Zjednoczonej Prawicy za zmiany personalne, a nie instytucjonalne w sądownictwie.

Ludzie chcą żeby były rozprawy krótsze […] Daje się sędziów młodych, niedoświadczonych, oni źle sądzą.

Nie chce sam oceniać statutu mianowanych przez KRS sędziów, ale podkreśla, że wątpliwości z tym związane mogą posłużyć do odwoływania się od wyroków do instancji wyższych, w tym do TSUE. Skutkiem zaś zwycięstwa takich apelacji będzie jeszcze większy bałagan. Odnosi się do faktu, iż 700 orzekających obecnie sędziów zostało mianowanych przez Radę Państwa PRL.

Zapomina się o tym, że w sądach były duże weryfikacje na początku […] Pożegnano słynnego Zieniuka i sędziowie stanu wojennego zostali pożegnani.

W rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim polityk przyznaje, że w wolnym czasie idzie rąbać drewno, co ocenia jako dobrą receptę na stres.

K.T./A.P.

Ludzkość dąży do samobójstwa / Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem, „Kurier WNET” nr 66/2019

Beneficjent zbiorowego samobójstwa ludzkości nie należy do naszego gatunku. Trzeba bronić zdrowego rozsądku, prawdy i połączenia prawdy z jej fundamentem, który leży w chrześcijaństwie, w Bogu.

Ludzkość dąży do samobójstwa

11 listopada prof. Andrzej Nowak został odznaczony przez prezydenta RP Andrzeja Dudę Orderem Orła Białego „w uznaniu zasług w upowszechnianiu wiedzy historycznej i propagowaniu wartości patriotycznych, za osiągnięcia w dziedzinie nauk humanistyczno-społecznych oraz popularyzowaniu polskiej myśli naukowej na świecie”. Z tej okazji, a także w związku z ukazaniem się w październiku kolejnego, 4 tomu Dziejów Polski autorstwa prof. Andrzeja Nowaka – Trudny złoty wiek – z Kawalerem Orderu rozmawia Krzysztof Skowroński.

Został Pan odznaczony najwyższym polskim odznaczeniem – Orderem Orła Białego. Serdecznie gratulacje.

Życzliwość Radia WNET odczuwam od bardzo dawna, chyba od początku istnienia tego radia. Bardzo, bardzo dziękuję.

Jak się Pan czuł w momencie, kiedy Order Orła Białego znalazł się na Pana piersi?

Wzruszony – to chyba pierwsze uczucie. Drugie – zażenowany. Trzecie – zobowiązany.

To zobowiązanie wypełnia Pan w stu procentach. Czwarty tom „Dziejów Polski” już możemy czytać. Dużo trudu kosztowało jego zamknięcie?

To akurat była kwestia, nie chcę powiedzieć natchnienia, bo to bardzo górnolotnie zabrzmi, ale jakiejś dobrej chwili, że wpadłem na pomysł zamknięcia tych dziejów taką kulturalną klamrą – polonezem. Ale oczywiście, zanim mogłem zacząć pisać i kiedy pisałem, musiałem dużo czytać i to był wysiłek, ale zarazem ogromna przyjemność. Bo poznawanie tego okresu dziejów, kiedy tyle wspaniałych, niezwykłych rzeczy w Polsce się udało, było bardzo budujące.

To ten moment dziejów, kiedy Rzeczpospolita była w prawdziwym rozkwicie.

Rzeczywiście. Chociaż przeżywała – co sygnalizuję w podtytule tego tomu – „Trudny złoty wiek”. Przeżywała także trudne momenty związane z wielkimi przesunięciami, powiedziałbym, geopolitycznych płyt tektonicznych dookoła Rzeczpospolitej… Mam na myśli pojawienie się dwóch, największych chyba, potęg całego ówczesnego świata, czyli Imperium Osmańskiego Sulejmana Wspaniałego od południa, a od południowego zachodu – imperium Habsburgów, które urosło wtedy do rozmiarów sięgających od La Plata w Nowym Świecie, w Ameryce, do Brukseli, Holandii, Burgundii, Włoch i oczywiście Hiszpanii z Portugalią. To było wyzwanie, którego trzeci element stanowiło powstanie imperium moskiewskiego po podboju Nowogrodu. I o tym kontekście też oczywiście piszę, o błędach polskiej, a raczej jagiellońskiej polityki, które doprowadziły do tego, że Moskwa w ogóle powstała jako jednoczycielka całego obszaru wschodniej Słowiańszczyzny.

Ale przede wszystkim piszę o wspaniałych sukcesach naszej polityki wewnętrznej, kultury politycznej sejmiku, sejmu, wolności, debaty, sporu na słowa, a nie na miecze – jak w całej Europie, podzielonej wtedy, czyli w XVI wieku, przez reformację i wdającej się wojny domowe. U nas tego udało się uniknąć. U nas spór przebiegał na argumenty, wyrażane coraz dojrzalej, coraz piękniej, coraz bardziej fenomenalną polszczyzną, którą w tamtej epoce wieńczy język Jana Kochanowskiego.

Który z królów Polski jest Pana ulubionym władcą?

Chyba jednak wciąż Władysław Łokietek, Kazimierz Odnowiciel – ci z dynastii jeszcze piastowskiej. Ale niezwykle szanuję cały ciąg monarchów jagiellońskich, od samego Jagiełły, który należy do tych kilku moich najbardziej ulubionych, ze względu na swoją mądrość życiową, wielką zdolność budowania kompromisu. I tę samą zdolność posiadał w wielkim stopniu Zygmunt Stary, a jego syn – Zygmunt August – nauczył się tej sztuki budowania kompromisu i budowania dobrych rzeczy ze społeczeństwem, a nie przeciw społeczeństwu, wbrew temu, co w XX wieku mówił pewien Litwin: „nic z Polakami, coś można zrobić tylko dla Polaków”. Otóż… bez Polaków nie da się zrobić dla nich nic trwałego, jeżeli się nie próbuje budować z nimi. I coś takiego trwałego zbudował właśnie Zygmunt August w ostatnich dziesięciu latach panowania.

Nie wiem, czy Pan się zgodzi z twierdzeniem, że w każdym organizmie mieszka wirus, który w którymś momencie zapoczątkowuje rozkład. Kiedy ujawnił się on w I Rzeczpospolitej?

Nie jestem lekarzem i moja wiedza przyrodnicza jest niestety bardzo uboga, więc o wirusach nie chcę się wypowiadać. W tym tomie raczej przeciwstawiam się sugestiom, jakoby już w wieku XVI wszystko zostało zdecydowane – że Rzeczpospolita upadnie, że Polska wejdzie w fazę kryzysu i destrukcji, bo po prostu tak nie było. Tak nie działa historia, a w każdym razie wydaje mi się, że takie jej opisywanie jest bezsensowne. Jeśli za pięćset lat ktoś spróbuje opisać nasze działania z perspektywy sytuacji, jaka będzie za pięćset lat, to oczywiście wypaczy nasze motywacje, wypaczy naszą zdolność ogarnięcia racjonalnymi decyzjami horyzontu, w którym żyjemy. Na przykład kluczowy rozdział tego tomu dotyczy folwarku. Folwark był najlepszą inicjatywą ekonomiczną, jaką Polska mogła odpowiedzieć na wyzwania i koniunktury gospodarcze XVI wieku. I jak pokazuję, czas folwarku nie był czasem złym. Nie tylko dla szlachty, która budowała owe folwarki, ale także dla chłopów, którzy w ogromnej większości mieli się lepiej niż chłopi w Europie Zachodniej. To nie jest moim wymysłem, moim ideologicznym konceptem, ale rzetelnym sprawozdaniem z wyników badań dwóch największych historyków, którzy zajmowali się gospodarczo-społeczną historią XVI wieku w Polsce, czyli Andrzeja Wyczańskiego i Jerzego Topolskiego.

Przeskoczmy teraz na chwilę do 22 tomu „Dziejów Polski”, który kiedyś będzie napisany przez Pana Profesora, a może Pana następców, bo przecież nie jesteśmy ostatnim pokoleniem, które chodzi po tej ziemi.

Nie wiemy, co będzie za chwilę. Tym bardziej, co będzie za kilka pokoleń. Czy one będą… Da Bóg – będą. Bo jeśli mamy dzieci, wnuki, to oczywiście bardzo chcemy, żeby historia trwała.

Sądzę, że o to przede wszystkim chodzi w opowiadaniu historii – żebyśmy odnaleźli wdzięczność w sobie wobec pokoleń, które pozwoliły nam myśleć, pozwoliły nam żyć, oddychać pewną kulturą, językiem, tym, co dziedziczymy po nich.

I jednocześnie odnaleźli w sobie zobowiązanie wobec tych, którzy będą po nas. Jeśli żyjemy tylko chwilą bieżącą, odwracamy się od przeszłości, nie czujemy żadnego zobowiązania wobec tego, co było, uważamy, że przed nami było tylko jakieś polskie piekło… to nie chcemy, żeby to zło się przedłużało i właściwie usprawiedliwiamy w ten sposób życie tylko dla siebie, tylko tu i teraz, bez perspektywy następnych pokoleń. Taki właśnie jest skutek porzucenia historii, zerwania owego zobowiązania. Skutek, który kończy się kulturą narcyzmu, tak bym powiedział. To świetnie przedstawia książka amerykańskiego socjologa Christophera Lascha. Kultura narcystyczna to jest kultura końca XX i początku XXI wieku. Pamięć historyczna pomaga z nią walczyć.

Teraz poproszę, żeby stał się Pan źródłem dla przyszłych historyków i ocenił to, co się dzieje dziś w Rzeczpospolitej, w Europie i na świecie. Zacznijmy od znamiennego wyroku Sądu Najwyższego. Co powinno o nim zostać zapisane w tej historii za pięćdziesiąt lat?

Oczywiście nie wiem, jakie będą konsekwencje tego wyroku, który z dzisiejszej perspektywy niewątpliwie grozi absolutną anarchią prawną. To jest przykład – skoro użył Pan tego porównania – wirusa sobiepaństwa, jakoś wpisanego w naszą historię, może jeszcze nie tak silnie w wieku XVI, ale na pewno objawiającego się w wieku XVII. „Ja będę decydował o sobie, wbrew temu, co mówi system Rzeczpospolitej. Byle tylko moje było na wierzchu”. Prawda? Tego rodzaju postawa bardzo osłabia państwo.

Ale od razu dodam: nie tylko jedna strona jest winna. Jeżeli forsuje się kandydaturę pana posła Piotrowicza do Trybunału Konstytucyjnego, jeżeli wykonuje się tego rodzaju gesty, to daje się pretekst do uzasadnienia działań, które podważają budowanie, nazwijmy to, nowego kadrowo wymiaru sprawiedliwości. Bo to nie jest dobry symbol tej nowości.

Ale przyszły historyk musi zrozumieć… Dlaczego taki wyrok zapadł?

Myślę, że będzie mógł odkrywać jego znaczenie w perspektywie właśnie długoczasowej, takiej, w której szukamy owych wirusów czy korzeni. Owej sobiepańskiej, anarchicznej postawy w naszej głębszej historii. Ale może po prostu przeanalizować sytuację aktualną. Tego ostrego i szkodliwego w swoim natężeniu sporu wewnętrznego w Polsce, który nie pozwala nam robić właśnie tego, co potrafili Polacy w wieku XVI, też podzieleni – w dodatku przez sprawę najważniejszą, bo dotyczącą zbawienia – na nurt reformacyjny i kontrreformacyjny. Dzisiaj, nie mogąc się ze sobą porozumieć, niektórzy z nas, wbrew wyrokowi demokratycznemu, obywatelskiemu, który wskazuje na pewne oczywiste prerogatywy tej grupy, która osiągnęła zwycięstwo w wyborach – prerogatywy ustawodawcze – neguje całkowicie trójpodział władz.

Bo to właśnie robią dzisiaj sędziowie – negują trójpodział władz i arogują, przypisują sobie prawo wchodzenia w rolę ustawodawcy, przeczenia temu, co robi ustawodawca. To jest oczywiście fundamentalne naruszenie porządku trójpodziału władzy, jaki opisał mniej więcej dwieście siedemdziesiąt lat temu Monteskiusz.

Jeżeli uda się zatrzymać tę niszczącą ekspansję prawników w sferę demokracji, ekspansję, która przejawia się nie tylko w Polsce, ale jest częścią zjawiska ogarniającego i Stany Zjednoczone, i kraje Europy Zachodniej… jeśli uda się zatrzymać ten proces, to myślę, że kiedyś zostanie on opisany jako patologia.

Ostatni kontekst, w którym można ten problem analizować, to jest oczywiście dążenie do osłabienia, do destrukcji wewnętrznej państwa polskiego przez tych jego sąsiadów, którym zależy na tym, żeby Polska pozostała słaba, skłócona wewnętrznie. To zagadnienie też ma swoją długą historię. I być może w tej chwili piszemy jego – a raczej inni piszą – kolejny rozdział.

Powstaje kolejny rozdział Kresów I Rzeczpospolitej… i znów będzie napisany na Kremlu, bo najprawdopodobniej dojdzie do zjednoczenia Rosji i Białorusi. Jakie to będzie miało konsekwencje?

Oczywiście duże. Ale nie widzę w tym żadnej wielkiej niespodzianki ani wielkiej możliwości przeciwdziałania. Bo przecież faktycznie graniczymy z systemem obronnym, a raczej agresywnym, ofensywnym – militarnej struktury Rosji. Białoruś jest jej częścią nie od dziś ani nie od jutra nią będzie. Ale martwi mnie coś innego: zbliżające się kolejne obrady w tzw. formacie normandzkim, a więc z udziałem Francji i Niemiec jako głównych partnerów Rosji w dyskusji nad przyszłością Ukrainy. I tutaj wyraźnie się rysuje perspektywa appeasementu, przed którą pozwoliłem sobie ostrzegać kilka lat temu… a więc zaspokajania agresywnego, silniejszego mocarstwa przez państwa zachodnie kosztem słabszego państwa, które jest okrawane ze swojego terytorium.

To, o czym mówi ostatnio prezydent Macron z taką butą, charakterystyczną dla ludzi słabych, sugeruje wyraźnie, że prezydent Francji jest gotów na kompromis. Tak to nazywa, prawda? Z Rosją. Kosztem najpierw Ukrainy… Oczywiście chodzi o Donbas i o Krym… a potem całej Europy Wschodniej. Bo ta Europa Wschodnia powinna być zarządzana przez energicznego przywódcę Rosji, skoro nie daje się podporządkować, kierować właściwie, młodemu, energicznemu przywódcy z Paryża. I to mnie bardziej martwi, bo tylko we współpracy właśnie z partnerami z formatu normandzkiego, czyli zwłaszcza z Francją – Niemcy odgrywają taką fatalną rolę; w tej chwili akurat nieco mniej.

Ale z tymi partnerami Rosja może być dla nas niebezpieczna. Sama w sobie, jak długo jesteśmy w NATO, wydaje mi się, że niebezpieczna nie jest. Natomiast we współpracy z Macronem, we współpracy ewentualnie z niemieckimi kołami przemysłowymi, Rosja może być dla nas śmiertelnie niebezpieczna.

W Londynie miała miejsce manifestacja jedności NATO. Czy myśli Pan, że NATO po Londynie jest rzeczywiście bardziej zjednoczone i solidarne, czy może ta manifestacja była tylko dla publiczności?

Nie wiem, co działo się za kulisami. Ale patrząc z zewnątrz, wydaje mi się, że rzeczywiście udało się na tym szczycie osiągnąć coś dobrego dla Polski: skłonić bardzo ważnego, chociaż kłopotliwego i trudnego członka NATO, jakim jest Turcja, do ograniczenia protestu wobec wzmocnienia północno-wschodniej flanki naszego sojuszu, czyli tej, która nas interesuje, a która obejmuje kraje bałtyckie i Polskę jako szczególnie ważny w tym rejonie kraj. I tu zobowiązania wobec Polski najsilniejszego i oczywiście kluczowego kraju Paktu Północnoatlantyckiego, czyli Stanów Zjednoczonych, w tej chwili, w perspektywie kilku najbliższych lat wydają się całkowicie stabilne. I cieszmy się z tego. A perspektywa dłuższa? Co będzie za parę lat? Tego nikt nie wie. Wiadomo tylko, że jeśli świat będzie istniał w kształcie, w jakim znamy go obecnie, to na pewno główną jego osią będzie konflikt amerykańsko-chiński. Z tej perspektywy na pewno znaczenie naszej flanki będzie stopniowo spadało.

Powiedział Pan: „nikt nie wie”. Wiedzą eksperci. „Rzeczpospolita” zamieściła na pierwszej stronie artykuł o tym, ile będziemy zarabiać za lat pięćdziesiąt. Czyli ktoś ma głęboką wiedzę na temat tego, jaki jest los świata. Skaczemy trochę z tematu na temat, ale w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” prof. Krasnodębski powiedział, że w Europie pojawiają się postulaty wprowadzenia stanu wyjątkowego – chyba w związku z alarmem klimatycznym. Mówi się też o konieczności zmiany modelu rodziny. Normalności, o której mówi premier Morawiecki, trzeba bronić jak Okopów Świętej Trójcy. Czy Pan zgadza się z takim zdaniem?

Nie czytałem wywiadu, więc nie znam całego kontekstu tego zdania. Ale zgadzam się na pewno z opinią, że racjonalizm w działaniu ludzkim, po prostu zdrowy rozsądek jest zagrożony dzisiaj na bardzo wielu bardzo żywotnie nas obchodzących odcinkach. Ja wskażę jeden, może nie najważniejszy, ale jednak istotny – inwazję bełkotu ideologicznego i wypieranie elementarnego zdrowego rozsądku ze środowisk uniwersyteckich, z wydziałów humanistycznych. Ideologia gender i rozmaite agresywne formy kulturowego marksizmu zdominowały największe i najbardziej prestiżowe na rozmaitych listach rankingowych uniwersytety zachodnie i ten system przez reformę premiera Gowina staje się dla nas absolutnym wzorem, do którego musimy równać. No i będziemy równać – z fatalnymi skutkami.

A kwestie, które są wzmiankowane w przytoczonym przez Pana cytacie, czyli druga dzisiaj obok gender swoista religia, odbierająca całkowicie rozum, czyli ideologia, której „świętą niepokalaną” jest Greta Thunberg – ma w swoich, już jasno przedstawionych konsekwencjach, po prostu samobójstwo ludzkości. To jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, a nawet z instynktem zachowania naszego gatunku, jeśli by nas sprowadzić tylko do instynktu. Otóż prostą konsekwencją tej ideologii jest ogłoszenie, że człowiek powinien jak najprędzej zniknąć z planety Ziemia jako jej niszczyciel, jako ten, który tworzy ów straszliwy, węglowy ślad, zabójczy dla naszej planety. I stąd powtarzające się coraz częściej manifestacje kobiet, które ogłaszają, że nie będą mieć dzieci, nawet nie dlatego, że jest im to wygodne, bo to je jakoś upokarza czy narzuca im pewną rolę sprzeczną z ideologią gender, która pozwala tę rolę swobodnie wybierać… tylko dlatego, że chcą chronić matkę Ziemię przed kolejnymi ludźmi. Prawda? I dlatego dzieci mieć nie będą.

I tu wracamy do tego, o czym mówiliśmy wcześniej.

Jeśli odwracamy się od historii, od tradycji, od tego rozumu, który dziedziczymy przez niejako skumulowane doświadczenie pokoleń, i wybieramy tylko siebie, swój partykularny obłęd – bo o tym mówię, mając na myśli ideologię dzisiejszą klimatyzmu – to kończy się właśnie propozycją zbiorowego samobójstwa. Ludzkości.

Nie pojedynczego człowieka, nie nawet grupy społecznej, jak miały miejsce zbiorowe samobójstwa w sektach jeszcze dwadzieścia czy trzydzieści parę lat temu. Ale chodzi o całą ludzkość. I dlatego rzeczywiście trzeba bardzo, bardzo intensywnie bronić zdrowego rozsądku, prawdy i połączenia prawdy z jej fundamentem, który znajduje się w chrześcijaństwie, w Bogu.

Nieczęsto, a przynajmniej publicznie nie sięga Pan do spiskowych teorii dziejów. Ale czy istnieje beneficjent tej wielkiej manipulacji?

Beneficjentem zbiorowego samobójstwa całej ludzkości nie może być ktoś, kto należy do naszego gatunku.

Oczywiście ci, którzy zastanawiają się nad ideologią, o której przed chwilą mówiłem, nie traktują poważnie tej ostatecznej jej konsekwencji, tylko chcą budować na tym swoje korzyści. Na przykład ci, którzy próbują nas przekonać, że za pomocą sprowadzanych z Niemiec urządzeń dostarczających energię odnawialną, z wiatru na przykład, możemy wyrugować w ciągu pięciu czy dziesięciu lat nasze górnictwo węglowe, na pewno na tym zarobią. Prawda? Jakiś profit tutaj będzie. Ja rozumiem, że trzeba ograniczać emisję szkodliwych pyłów, ale próba forsowania tego w sposób przynoszący oczywistą korzyść tym, którzy mogą na tym zarobić, wydaje mi się prostym kluczem do odpowiedzi na pytanie, kto zyskuje na histerii klimatycznej w takim drobnym, konkretnym, wycinkowym miejscu, jakim jest na przykład Polska.

Powiedział Pan, co dzieje się na uniwersytetach zachodnich już od dawna, polskich – od niedawna, ale za to bardzo, bardzo konsekwentnie. Ta myśl, ta cała ideologia – czy to klimatyczna, czy gender – wyrosła z akademii greckiej. To jest konsekwencja myślenia. Dzień po dniu filozofowie w Europie myśleli, myśleli… aż doszli do takich konkluzji. Czy tak przebiegała ewolucja ludzkiej myśli, która doprowadziła do tej pasji samobójczej?

Nie, nie wydaje mi się. Tutaj oczywiście nie jest miejsce ani czas, żeby rozwodzić się nad tym fundamentalnym pytaniem. Każdego zainteresowanego refleksją mądrzejszą niż ta, którą ja jestem w stanie tutaj przedstawić, odsyłam do fenomenalnej książki – cienkiej, można ją przeczytać w półtorej godziny – Benedykta XVI Poznanie prawdy. Wykłady papieskie. Papież emeryt mówi w niej właśnie o drodze uniwersytetów, o drodze akademii od czasów greckich aż do dnia dzisiejszego i pokazuje, jak te rozmaite wyzwania czasu w ciągu ostatnich dwóch i pół tysiąca lat powodują swoiste falowanie, wzajemne zbliżanie i oddalanie się wiedzy i prawdy. Bo to nie jest to samo.

Wróćmy do prozy życia politycznego. Mieszka Pan w Krakowie. Z Krakowa też pochodzi pan Marian Banaś. Co Pan myśli o sprawie Mariana Banasia?

Nie przedstawiono do tej pory w sferze publicznej żadnego argumentu, który przekonałby mnie do tezy, że Marian Banaś powinien ustąpić ze swojego stanowiska. A zatem, albo są jakieś tajne wiadomości, które jednak, żeby przekonać demokratyczne społeczeństwo do tak wyraźnych nacisków na jego ustąpienie, powinny zostać ujawnione, albo nie ma tych tajnych wiadomości i w takim razie całkowitą rację ma Marian Banaś. Takie jest moje zdanie w tej sprawie.

Czyli jeżeli nie pojawią się konkretne argumenty na rzecz ustąpienia Mariana Banasia, to może on nadal być prezesem Najwyższej Izby Kontroli.

Tak. W tym drugim przypadku oczywiście pan Marian Banaś powinien zostać przeproszony, bo tego wymaga elementarna przyzwoitość w życiu publicznym. Natomiast jeśli popełnił jakieś wykroczenia czy przestępstwa, powinien zostać zdjęty ze stanowiska. Trzeciego wyjścia nie widzę. Trwanie takiego stanu jak obecnie wydaje mi się skrajnie szkodliwe i całkowicie nie rozumiem polityki Prawa i Sprawiedliwości w tej kwestii.

Czyli domagania się dymisji.

Bez podania argumentów. Te, które padły do tej pory, są – powiedziałbym – argumentami czwartorzędnego dziennikarstwa – przepraszam, nie chcę obrażać pierwszorzędnych dziennikarzy – dziennikarstwa prowokacyjnego, z jakiego słynie zresztą autor artykułu, który właśnie w tym celu go napisał. Przypomnę jego wcześniejsze prowokacje, które powinny go wykluczyć po prostu z zawodu dziennikarza.

Od jakiego zdania zaczyna się czwarty tom „Dziejów Polski”?

Jest to chyba cytat z przemówienia przed papieżem, sławiącego wielkość Rzeczpospolitej i wyrażającego jednocześnie jakby lekki kompleks, że nas na Zachodzie nie doceniają. Myślę, że powinniśmy ten kompleks w sobie zwalczać.

Szczególnie patrząc na to, co dzieje się we Francji – na protesty, strajki – na to wszystko, co jest nad Sekwaną i nie tylko nad Sekwaną.

Rzeczywiście to nieszczęście dla Europy, ten biedny, zakompleksiony prezydent Francji, nie dysponujący żadną siłą ani żadnymi podstawami do tego, żeby odgrywać rolę lidera, ale tak bardzo marzący o roli Napoleona. Na każdym kroku kompromituje go jego słabość wewnętrzna.

I to oczywiście nie jest dobre ani dla Francji, ani dla Europy, w tym dla Polski, że pojawił się tego rodzaju przywódca – przez bardzo małe „p”. W obliczu poważnych wyzwań, wobec których stoi jego własny kraj, usiłuje grać rolę Napoleona… nie wiem – V, VI, VII… W każdym razie numeracja tutaj jest odwrotnie proporcjonalna do znaczenia.

Skusił mnie Pan do kolejnego pytania. A jak Pan ocenia Donalda Trumpa?

Donald Trump rzuca wyzwanie najpotężniejszym siłom dzisiejszego świata. Wspominanym przez nas ideologiom, nie wspomnianej przez nas, ale obejmującej je obie technice niszczenia swobody myśli, nazywanej poprawnością polityczną. I potężnym lobby – powiedziałbym – całego świata, silniejszym od bardzo wielu rządów i państw. Chyba tylko prezydent Stanów Zjednoczonych może takie wyzwanie rzucić.

Trump robi to w sposób bardzo, powiedziałbym, brutalny, z wdziękiem słonia w składzie porcelany. Nierzadko trudno zaakceptować jego niewątpliwy narcyzm i jego język, ale skutki są takie, że poszerza się dzięki jego zachowaniu – takiemu właśnie, o jakim przed chwilą powiedziałem – przestrzeń wolności jeszcze istniejącej w życiu publicznym i w życiu międzynarodowym. To nie jest kolejna emanacja ideologii politycznej poprawności, która tak często zasiedla salony polityczne współczesnego świata. I z tego się cieszę, niezależnie od rozmaitych krytycznych uwag, jakie do wielu wystąpień prezydenta Trumpa można mieć i które ja w części podzielam.

Cieszę się, że jest taki prezydent, a nie prezydent, który jest kreacją „New York Timesa”, „Guardiana”, TVN-u czy jakiejś innej, nadającej dokładnie ten sam komunikat na całym świecie, stacji medialnej.

Myślę, że gdyby te słowa zacytowała w depeszy pani Mosbacher, prezydent Trump bardzo by się z tej recenzji ucieszył. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękuję serdecznie.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem pt. „Ludzkość dąży do samobójstwa” znajduje się na s. 1 i 5 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem pt. „Ludzkość dąży do samobójstwa” na s. 5 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Każda wątpliwość rzutuje na całe Prawo i Sprawiedliwość i jest powodem formułowania zarzutów funkcjonujących publicznie

Antoni Macierewicz – Marszałek Senior, były minister, likwidator WSI – rozmawia z Krzysztofem Skowrońskim o interesujących opinię publiczną w Polsce aktualnych sprawach polskich i międzynarodowych.

Krzysztof Skowroński
Antoni Macierewicz

Co Pan Marszałek myśli o sprawie Mariana Banasia?

Bardzo trudna sprawa, niewątpliwie związana z oceną postaci pana Mariana Banasia, która powinna być dużo bardziej wnikliwa niż, jak się okazało, została dokonana. A także z ciągle niezakończonym postępowaniem, które może dopiero pokazać, na ile słuszne są zarzuty, które są publicznie formułowane, ale nie mają na razie znanego publicznie udokumentowania przez służby wymiaru sprawiedliwości czy przez sądy. Z punktu widzenia pewnych standardów, jakie PiS przyjmuje, byłoby lepiej, gdyby pan prezes NIK podał się do dymisji. Każda wątpliwość bowiem rzutuje na całe Prawo i Sprawiedliwość i jest przyczyną formułowania zarzutów, często niesprawiedliwych, ale funkcjonujących publicznie. W związku z tym czekamy na rozstrzygnięcie będące wynikiem prac CBA. I wtedy dopiero będę gotów ocenić tę sytuację. Na razie pan Banaś pełni swoje obowiązki.

Jest domniemanie, że w tej sprawie istnieje drugie dno i ludzie poszukują tego drugiego dna.

To prawda. Różni ludzie doszukują się różnych wyjaśnień czy też różnych podtekstów całej tej sprawy. Ale trudno publicznie mówić o podtekstach, które nie są udokumentowane, a są jedynie domysłami. Plotki to nie jest moja specjalność. (…)

Zakończył się niedawno szczyt NATO w Londynie. Podczas przygotowań do tego szczytu krążyły informacje o kryzysie w NATO. Teraz opinii publicznej wydaje się, że kryzysu nie ma. Jak Pan przewiduje, co zdarzy się po Londynie?

Przez dwa tygodnie, które poprzedzały szczyt NATO, mieliśmy do czynienia z próbą przedstawienia NATO jako organizacji, która już się właściwie rozpadła albo się rozpada i za chwileczkę jej nie będzie. Polska zostanie sama. Nie wiadomo, po co do tego NATO weszliśmy. Stany Zjednoczone są izolowane, wyeliminowane. Pan Donald Trump jest człowiekiem nieodpowiedzialnym itd., itp. To taka klasyczna rosyjska narracja, chociaż sygnowana czasami przez prasę w Stanach Zjednoczonych czy w Niemczech. No i w dużym stopniu niestety w Polsce. Wszystko to nie ma nic wspólnego z prawdą. To opowiadali ludzie, którzy sądzili, że czytelnicy nie znają historii NATO, nie wiedzą, że konflikty na osi Francja–Stany Zjednoczone, Turcja–Stany Zjednoczone, Turcja–Grecja bywały na przestrzeni ostatnich 50 lat, czy nawet 70, nieporównanie bardziej ostre. Dużo ostrzejsze, niż to dzieje się obecnie. Te doraźne eksponowane przez NATO konflikty są drugorzędne.

Za to od kilkunastu lat jest widoczna pewna tendencja – trwała i zakorzeniona i w historii, i w światowym układzie geopolitycznym, która jest dla Polski rzeczywiście niebezpieczna. Chodzi o dążenie do porozumienia ze strony Francji i Niemiec z Rosją.

Ta tendencja została na szczęście zahamowana, ale nie zniknęła. Ona musi znaleźć odpowiedź ze strony Polski i Stanów Zjednoczonych. Co do tego nie ma wątpliwości. Taką odpowiedzią, alternatywą jest strategiczny sojusz USA i Polski, jest budowa Europy Środkowej, czyli państw leżących między Morzem Bałtyckim, Adriatykiem i Morzem Czarnym, w bliskim sojuszu wojskowym ze Stanami Zjednoczonymi. A Europa stoi przed pytaniem, czy się podporządkować dominacji rosyjskiej, czy też utrzymywać sojusz z USA, Kanadą i Anglią, jak słusznie powiedział pan sekretarz generalny NATO Stoltenberg. 80% wydatków NATO pochodzi z funduszy krajów spoza Unii Europejskiej. To oznacza, że Unia Europejska nie jest w stanie obronić się przed Rosją, a zwłaszcza przed zagrożeniem ze strony sojuszu rosyjsko-chińskiego. Ten szczyt NATO pod tym względem był wyjątkowy, bo po raz pierwszy jasno zostało powiedziane, że istnieje nie tylko problem ze strony Rosji, ale także zagrożenia ze strony Chin. I ich sojusz jest dla nas naprawdę realnym zagrożeniem i musimy podejmować wszystkie możliwe obronne kroki wobec niego.

W Europie jest obecna myśl o budowania tak zwanego imperium europejskiego, czyli własnej armii, która może w przyszłości Europę obronić.

Niestety – taka jest propaganda, ale nie realia. Powtarzam: tylko 20% funduszy NATO pochodzi z państw Unii Europejskiej. I Francja, i Niemcy, a także inne państwa niewątpliwie mają możliwość zgromadzenia skutecznego potencjału obronnego, ale nie chcą.

O ile Polska, Litwa, Estonia to są państwa, które płacą ponad 2% PKB na obronę, to Francja, Niemcy i pozostałe państwa Europy Zachodniej nie chcą tego robić. Zawsze były bronione przez Stany Zjednoczone i nadal chcą korzystać z tego przywileju.

Innym aspektem myślenia o Europie jest temat „zielonego ładu”. Stawiamy sobie za cel, by do 2050 roku stać się pierwszym kontynentem neutralnym klimatycznie. To jest myślenie, że Europa jest oddzielona od reszty świata.

To nie jest myślenie, to też jest propaganda. Taka izolacja nie jest po prostu możliwa, bez względu nawet na wielkość kontynentu. Mamy do czynienia z propagandą, za którą stoją interesy firm, które chcą wyeliminować wszystkie inne źródła energii poza tymi, na których one zarabiają.

Ale mówią o tym komisarz europejska pani von der Leyen, prezydent Macron i inni politycy z zachodniej Europy.

Myślę, że to jest nierealne. Za to presja wielkich firm, wielkich biznesów na tych polityków jest, jak widać, bardzo duża. Jest ona także widoczna we wszechogarniającej w ciągu ostatnich lat propagandzie. Ma także swój aspekt polityczny – chodzi o zepchnięcie na margines takich krajów jak Polska, których fundamentalne źródła suwerenności energetycznej tkwią w zasobach głównie przecież węglowych. W związku z tym wymuszenie na nas inwestowania wyłącznie w tzw. zieloną energetykę to jest narzucenie dodatkowych kosztów i ograniczenie możliwości rozwoju własnej energetyki. Więc tu wchodzą w grę aspekty zarówno finansowe związane z wielkim biznesem, jak i polityczne, związane z chęcią ograniczenia rozwoju takich krajów jak Polska.

A czy nie jest tak, że rząd premiera Mateusza Morawieckiego, powołując ministra klimatu, powiedział: tak, wierzymy w to, idziemy w tym kierunku?

Myślę, że rząd pana Mateusza Morawieckiego, powołując ministra klimatu, stworzył skuteczne narzędzie obrony przed taką propagandą, narzędzie działania na rzecz rozwoju suwerennej energetyki Polski.

Jak wiadomo, węgiel pozostanie fundamentem naszej suwerenności energetycznej, w tym węgiel brunatny, w tym rozwój Bełchatowa, zwłaszcza nowej odkrywki w Złoczewie. Będziemy także rozwijać energetykę nuklearną oraz wiatrową, ale na morzu, a nie tę, która niszczy naszą przestrzeń życia codziennego – nasze zagrody, drogi, miejscowości.

Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z min. Antonim Macierewiczem pt. „Za kotarą Dobrej Zmiany” znajduje się na s. 7 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z min. Antonim Macierewiczem pt. „Za kotarą Dobrej Zmiany” na s. 7 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Na końcu nitki, tak jak na jej początku, jest miłość. Bóg się rodzi! / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” nr 66/2019

Nie wiem, czy pojawienie się pasmanterii w miejscu kantora jest znakiem czasu, reakcją na exposé premiera, czy przypadkowym zbiegiem okoliczności, ale wiem, że normalność stała się deficytowa.

Krzysztof Skowroński

Świat się zmienia. Dowód na to odkryłem przypadkiem. Zaparkowałem samochód na ulicy Zielnej w Warszawie, a tam w miejscu, gdzie był kantor wymiany walut, powstała pasmanteria.

Otworzyłem drzwi i zobaczyłem igły, nici, sznurówki, rajstopy, suwaki, maszynę do szycia i sympatyczną panią. Zamiast „dzień dobry” powiedziałem: – O, normalny sklep! Po chwili drzwi otworzył mój kolega i powiedział dokładnie to samo.

Normalne, swojskie, prywatne i potrzebne. Natychmiast zdjąłem kurtkę i poprosiłem o naprawienie suwaka, którego nie miałem czasu naprawić przez cały rok. I okazało się to możliwe.

Wróciłem do radia i zacząłem pisać wstępniak. Wędrowałem po gruzach cywilizacji europejskiej, rozprawiałem się z ideologiami, ratowałem krzyż w Sejmie. Wtem zadzwonił telefon. Kolega przypomniał mi, że zostawiłem kurtkę, sklep zamykają i albo odbiorę ją zaraz, albo wrócę do domu bez niej. Pobiegłem więc do sklepu i tam pomyślałem, że jest znacznie lepsze i bardziej twórcze zajęcie niż zastanawianie się nad tym, dlaczego parlament europejski uchwalił alarm klimatyczny, a pan Szwed w laudacji noblowskiej powiedział o Polsce, że jest krajem kolonialnym i antysemickim. Kupiłem sobie igły, nici, naparstek i postanowiłem przyszyć do koszuli guzik. Mam świadomość, że to nie jest żadne wielkie wyzwanie, że już ktoś tego dokonał przede mną, ale jednak, jak się coś robi pierwszy raz, pewne emocje są zrozumiałe. Trzeba przecież skoordynować tyle czynności: przygotować warsztat, zapalić odpowiednie światło, nawlec igłę, znaleźć koszulę bez guzika i guzik bez koszuli. Tyle know-how, a tu żadnej instrukcji.

Z radością pomyślałem o momencie, kiedy usiądę z igłą i nitką, bo cała ta operacja ma jeszcze jeden aspekt. Przyszywanie guzika jest czynnością indywidualną. A jest okres przedświąteczny, czyli taki, w którym normalny człowiek nie ma na nic czasu. Biega z jednego miejsca na drugie, robi bilanse i podsumowania, dzieli się opłatkiem z tymi, których zna, i z tymi, których nie zna. A igła i nitka, przynajmniej taką mam nadzieję, może dać usprawiedliwienie dla chwili wytchnienia. Przecież jak ktoś szyje i do tego debiutuje, to musi się nauczyć, skoncentrować, przejść przez jakiś moment wyciszenia. Tak jak mistrz świata w boksie siedzi z zamkniętymi oczami sam w pomieszczeniu i czeka, tak człowiek z nitką też może czekać.

Zanim nastąpi ten moment, kiedy igłę nawlecze nitką, kiedy wykona pierwszy ruch, musi dokładnie i precyzyjnie wiedzieć, co po nim nastąpi. Za tym szyciem stoją przecież miliony lat powolnej ewolucji. Kopyto musiało się zmienić w dłoń, a umysł musiał do szycia dojrzeć.

Tak to sobie wyobrażam, zamykam się w pokoju i przyszywam, a to przyszywanie trwa tak długo, aż skończy się nitka.

Nie wiem, czy pojawienie się pasmanterii w miejscu kantora jest znakiem czasu, reakcją na exposé premiera, czy przypadkowym zbiegiem okoliczności, ale wiem, że normalność stała się deficytowa; że wolę igłę z nitką niż myśli Franka Timmermansa, ale i jemu życzę spokojnych świąt, a Państwu, żeby ta wojna pozycyjna, która trawi zagubioną Europę, wreszcie się zakończyła, bo inaczej dojdzie – jak to powiedział profesor Andrzej Nowak – do samobójstwa ludzkości.

Ale my wiemy, że na końcu nitki, tak jak na jej początku, jest miłość. Bóg się rodzi!

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jesteśmy bezbronni wobec technologii pozyskiwania danych / Krzysztof Skowroński, Tomasz Soczyński, „Kurier WNET” 65/2019

Przyglądając się rewolucji cyfrowej, która nastąpiła, musimy zauważyć, że tak naprawdę dane osobowe przekroczyły wartość ropy naftowej, i to zdecydowanie. Stały się one znaczącym środkiem płatniczym.

Krzysztof Skowroński, Tomasz Soczyński

Pozyskiwanie danych: to dopiero początek

O podstępnym pozyskiwaniu naszych danych – w świetle afery Cambridge Analytica – z Tomaszem Soczyńskim z Urzędu Ochrony Danych Osobowych rozmawia Krzysztof Skowroński.

Tomasz Soczyński zainspirował mnie do obejrzenia filmu na temat afery związanej z wykradaniem danych osobowych w czasie rozmaitych kampanii wyborczych.

Sprawa Cambridge Analytica jest ostatnio dość głośna, ale w Urzędzie Ochrony Danych Osobowych dostrzegamy problem od lat. Są firmy i instytucje bardzo zainteresowane naszą prywatnością. Przejawia się to między innymi w tym, że aplikacje, z których na co dzień korzystamy, takie jak komunikatory, mają stały dostęp do naszych danych, do wszelkich informacji o nas, zapisanych na naszych urządzeniach elektronicznych.

A co to znaczy: mają dostęp?

To znaczy, że instalując aplikacje w telefonie, czy w komputerze – oprogramowanie do przeglądania zasobów internetu, i korzystając z tego, tak naprawdę wyrażamy zgodę na udostępnienie właścicielom tych aplikacji i programów naszych zdjęć, naszych mejli, sms-ów – wszystkiego, co przepływa przez nasze kanały komunikacyjne. Kto z Państwa przeczytał w całości regulamin danej aplikacji? Kto zapoznał się z uprawnieniami dostępu tych aplikacji do naszych informacji, do naszych prywatnych danych?

Pozyskiwanie danych wydaje się na tyle skomplikowane i trudne, że żadna osoba na co dzień korzystająca z komunikatora nie przywiązuje wagi do tego, jaką cenę płaci za użytkowanie darmowej – pseudodarmowej – usługi.

Bo te usługi z reguły są dostarczane nam jako darmowe. Niemniej jednak środkiem, którym płacimy za nie, jest nasza prywatność, nasze dane osobowe. I z tym wiąże się wiele pytań, jak te dane są przetwarzane: czy w celach dostarczania nam coraz lepszej reklamy, czy też na przykład w kwestiach politycznych.

I temu był poświęcony ten dokument. Dane osobowe powinny być własnością właściciela, ale nie są i żadne prawo nie gwarantuje tego, że informacje, które przekazuję, pozostaną moją własnością. Przywłaszcza je sobie system, do którego wchodzę.

Nie do końca wygląda to tak, jak Pan Redaktor mówi…

Na szczęście.

Na szczęście. Pamiętajmy o dyrektywie dziewięćdziesiąt pięć, która była przed RODO. Te przepisy na gruncie europejskim uniemożliwiają tego typu korzystanie z naszych danych, z naszej prywatności. Ale już czym innym jest prawo amerykańskie, common law, które rządzi się troszeczkę innymi zasadami, mimo że pojęcie ochrony prywatności wyszło ze Stanów Zjednoczonych i przez Kanadę dotarło do Europy. Przepisy, które obowiązują w Europie, mają nam gwarantować i gwarantują pozostanie naszych prywatnych danych w naszych zasobach. Niemniej jednak, przyglądając się rewolucji cyfrowej, która nastąpiła, musimy zauważyć, że tak naprawdę dane osobowe przekroczyły wartość ropy naftowej, i to zdecydowanie. Stały się one znaczącym środkiem płatniczym.

Na czym ta wartość polega i kto za to płaci?

Sukces takich portali jak Facebook, gigantów jak Google polega na tym, że w zamian za nasze dane osobowe, za informacje, które sami im podajemy, dostarczają nam treści cyfrowe. Powstaje efekt skali. W pewnym momencie, w pewnych warunkach darmowa usługa – która tak naprawdę nie jest darmowa, bo każda rzecz jest związana z kosztami – sama się zaczyna napędzać, płacąc właśnie naszymi danymi. W kwestiach targetowania – i tu wracamy do sprawy Cambridge Analytica – nie mamy tak naprawdę do czynienia z danymi osobowymi; tam nie chodziło o dane osobowe jako wartość, ale o sieć powiązań: naszych sąsiadów, naszych kolegów, naszych znajomych z portalu.

W filmie Great Hack, który jest punktem wyjścia naszej rozmowy, postawiono tezę, że w momencie, w którym wszyscy Amerykanie zostaliby zbadani, można byłoby określić portret psychologiczny każdego użytkownika sieci, dostarczać mu to, na co ma zapotrzebowanie i w ten sposób przekonywać go do rozmaitych rzeczy; nie tylko do zakupów, ale do odpowiedniego udziału w wyborach. Była tam mowa o pięciu tysiącach punktów dostępowych. Co oznacza te pięć tysięcy punktów dostępowych?

Oznacza to tyle, że w trakcie kampanii skierowanej do określonej grupy użytkowników, pozyskano pięć tysięcy różnego rodzaju informacji o każdej osobie.

W marketingu typu hacking growth przekłada się to na to, że informacja o jakimś naszym upodobaniu, na przykład, że lubimy słodzoną kawę, może wiązać się np. z tym, że tego typu osoby są skłonne zagłosować na tę czy na inną partię. W taki sposób te akcje marketingowe zostały zastosowane do celów politycznych.

W tym filmie jest jednak coś dla mnie niezmiernie dziwnego: mimo, że jest spójny w zakresie tego, że takie technologie i ich zastosowanie są możliwe, nie jest spójny w wymowie. Ewidentnie kształtuje jeden pogląd, nadaje jeden kierunek, czyli stosuje te same metody, o których mówi.

A do tego wskazuje jednego winnego używania takiej technologii, chociaż wiemy, że korzystają z nich właściwie wszyscy. Jesteśmy na krawędzi wielkiej manipulacji. Mówimy o Stanach Zjednoczonych, o Facebooku… Tam jeszcze Kongres może przesłuchać szefa Facebooka; tutaj może być jakaś dyrektywa Unii Europejskiej… ale są Chiny, Rosja – kraje niedemokratyczne, w których też umieszczamy informacje o sobie i stamtąd może przyjść coś nowego i gorszego.

Tak. Przerażające jest, że tego typu wiedza jest pozyskiwana i gromadzona. Przepisy europejskie mówią o retencji, o tym, że takie dane należy usuwać po pewnym czasie. Ale musimy mieć również na względzie to, że obecnie komputer kwantowy jest w stanie przetworzyć informacje dużo szybciej. To, co naszym komputerom zajęłoby obecnie dziesięć tysięcy lat, komputer kwantowy przetwarza w trzy minuty. Czyli pozyskanie, zebranie tak dużej liczby informacji i przetworzenie staje się możliwe i tanie.

Czyli informacje o wszystkich w ciągu jednej godziny.

A jesteśmy dopiero na początku rewolucji, tak jak kiedyś byliśmy na początku lotów przez Atlantyk, które sprawiły, że ten świat się zmienił. Tak samo teraz jesteśmy w przededniu wielkich zmian.

Rozmowa Krzysztofa Skowrońskiego z Tomaszem Soczyńskim pt. „Pozyskiwanie danych: to dopiero początek” znajduje się na s. 7 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Rozmowa Krzysztofa Skowrońskiego z Tomaszem Soczyńskim pt. „Pozyskiwanie danych: to dopiero początek” na s. 7 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nasza przestrzeń to pomost bałtycko-czarnomorski. Mamy własny kod kulturowy, kod cywilizacyjny i myślenie strategiczne

Mickiewicz, Słowacki, Piłsudski i tak dalej to są chłopcy z dworków pomostu bałtycko-czarnomorskiego. To jest nasza tkanka kulturowa – dawnego imperium lądowego Rzeczpospolitej i całego tego obszaru.

Krzysztof Skowroński, Jacek Bartosiak

Z dr. Jackiem Bartosiakiem, adwokatem, ekspertem ds. geopolityki i strategii oraz autorem poczytnych książek o tej tematyce, byłym szefem spółki odpowiedzialnej za budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego, założycielem działającego od tego roku, ale mającego uzasadnione ambicje opiniotwórcze portalu Strategy&Future – rozmawia Krzysztof Skowroński.

Strategy and Future. To nazwa portalu, ale także tytuł nowej audycji w Radiu WNET, którą będzie prowadził mój rozmówca, dr Jacek Bartosiak. Co to za tytuł i dlaczego taki?

W zespole Strategy and Future staraliśmy się wyjaśnić to w tekście wprowadzającym, właśnie pod tytułem Strategia i przyszłość. Chodzi o to, że trzeba rozmawiać o strategii i o przyszłości. Przyszłość wynika w dużej mierze ze strategii i chcieliśmy to oddać. Dotyczy to też przeszłości.

Właściwie wszystko jest strategią – w naszym codziennym życiu, już nie mówiąc o życiu państwa, Rzeczpospolitej. Stąd ta nazwa, a dlatego w języku angielskim, że chcemy z naszym przekazem trafić również do świata. Z przekazem ludzi pochodzących stąd. Z pomostu bałtycko-czarnomorskiego, z dawnej przestrzeni Rzeczpospolitej.

Wyjaśniać nasze widzenie świata, naszą perspektywę, naszą geostrategię. Jak widzimy świat, nawet Zatokę Perską czy zachodni Pacyfik naszymi oczami. Nie wstydzimy się tego, że mamy na to własny pogląd. Nazwa musi być w języku angielskim, bo to jest język przepływów strategicznych, czyli język oceanu światowego, język osób, które ustalają, na jakich zasadach ludzie wymieniają się wiedzą, technologią, rynkiem. To po prostu jest język świata. I dlatego nie chcieliśmy się zamykać tylko w polskim, w polskiej perspektywie, ale też emanować naszą perspektywą na zewnątrz. Stąd taka nazwa. (…)

Co to za zespół, jacy ludzie do niego wchodzą i gdzie można się z tym zespołem zetknąć?

Rdzeń zespołu tworzy kilka osób, z którymi współpracowałem przez ostatnie lata w kontekście geopolityki, geostrategii. I jest też szersza grupa osób, która pisze dla nas, która rozumie geostrategię, zajmuje się nią pomimo tego, że w codziennym życiu są prawnikami, inwestorami, finansistami, bankowcami, inżynierami, matematykami, naukowcami, a nawet piszą powieści. Innymi słowy, jest to taki ruch, który ma gromadzić ludzi podzielających ten pogląd na świat i poczuwających się do odpowiedzialności za naszą przestrzeń pomostu bałtycko-czarnomorskiego. Utożsamiają się z tą przestrzenią. Co wcale nie jest taką oczywistą sprawą, bo u nas ludzie właściwie nie chcą się publicznie utożsamiać z naszą przestrzenią jako czymś samoistnym, oddzielnym. Strasznie musimy przynależeć do kogoś. I to jest odwieczny problem Polski. A przecież my mamy własny kod kulturowy i własny kod cywilizacyjny. Tak, dążymy do Zachodu i cywilizacyjnie jesteśmy związani z Zachodem, ale mamy własne myślenie strategiczne, bo musieliśmy tutaj przetrwać. I to jest to, co my w Strategy and Future chcemy mówić i o czym chcemy mówić.

Najważniejsze, żeby zapamiętać, że audycja „Strategia i przyszłość” prezentuje punkt widzenia pomostu bałtycko-czarnomorskiego.

Otóż to. A także, że nie jest to jakiś nowy, abstrakcyjny pomysł. Na naszym portalu Strategy&Future umieściliśmy na przykład recenzję „Doliny Issy” Czesława Miłosza. To jest opowieść o pomoście bałtycko-czarnomorskim, o jego północnej części, o Żmudzi i Auksztocie. Powieść zaczyna się – jeżeli ktoś pamięta ze szkoły czy z późniejszej lektury „Doliny Issy” – od wielkiego traktatu geopolitycznego Czesława Miłosza, który opisuje, jak ten kraj wygląda i dlaczego nie jest połączony ze strefą Atlantyku, co jak gdyby ustawia ten obszar cywilizacyjnie. Opowiada o lasach, o cieniu Rosji nad tą ziemią i tak dalej, i tak dalej. I to jest kwintesencja tego pojęcia, punktu widzenia.

Jeżeli czytamy cokolwiek, od „Innego świata” Herlinga Grudzińskiego po Mackiewicza czy modnego ostatnio Helaka i jego „Nad Zbruczem”, to się okazuje, że wszyscy, także my, którzy tu teraz rozmawiamy, jesteśmy nie kim innym, tylko spadkobiercami dziedzictwa pomostu bałtycko-czarnomorskiego.

Przecież Mickiewicz, Słowacki, Piłsudski i tak dalej – to są chłopcy z dworków pomostu bałtycko-czarnomorskiego. To jest nasza tkanka kulturowa – dawnego imperium lądowego Rzeczpospolitej i całego tego obszaru. Stąd nasze zainteresowanie Białorusią, Ukrainą, Litwą. To nie jest tylko sentyment, ale niepokój o to, co tam się dzieje. Dlatego, że nasze interesy strategiczne są związane z losem tych narodów.

Najpierw były zabory, a potem traktat ryski. Coś poważniejszego. I jesteśmy dziedzicami, którzy na skutek traktatu ryskiego… stracili dużą część tego dziedzictwa.

Zależy jak się na to patrzy, ale tak. Pięknie Władysław Sikorski wspomina o tym w swojej książce o wojnie dwudziestego roku. Jak po pierwszych sukcesach w dziewiętnastym i dwudziestym roku śniły się granice Rzeczpospolitej nie tylko na strategicznych liniach Dźwiny i Dniepru – bo to były strategiczne granice z Bramą Smoleńską jako wrotami do dawnego państwa – ale wręcz na Starodubie, na przedmieściach Moskwy, jak jeszcze za Hetmana Tarnowskiego, z wczesnego XVI wieku, gdy nasze granice sięgały już na obszar wychodzący poza strategiczną granicę Dźwiny i Dniepru. I dlatego później ten kompromis traktatu ryskiego – można by na ten temat dużo mówić – traktowany był przez wielu jako klęska. I to pokazuje powracającą odpowiedzialność za przestrzeń.

Możemy jeszcze powiedzieć o tym, dlaczego z wojskowego punktu widzenia nasi przodkowie musieli się mierzyć z tą wielką przestrzenią Białorusi, Ukrainy. Dlatego, że od Bramy Smoleńskiej do Niemna i do Doliny Wisły jest jeden wielki ruch. Wojska mogą się szybko przemieszczać, jak na suwnicy; nie ma wielkich przeszkód terenowych i kiedy ruch zaczyna się w Bramie Smoleńskiej, to kończy się na Warszawie. I nie można powiedzieć, że nas to nie dotyczy. Dotyczy. W dniu dzisiejszym tak samo. O tym też w Strategy&Future piszemy i mówimy.

Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Jackiem Bartosiakiem pt. „Czeka nas trzęsienie ziemi” można przeczytać na s. 1 i 4 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Jackiem Bartosiakiem pt. „Czeka nas trzęsienie ziemi” na s. 4 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego