Waś: Spalarnia w oczyszczalni „Czajka” została stworzona po to, żeby ktoś na tym zarobił. To bubel

Janusz Waś, inżynier, opowiada zawiadomieniu CBA w sprawie spalarni osadów w oczyszczalni „Czajka”, która nie działa od wielu miesięcy. „Oczyszczalnia ścieków nadaje się do zamknięcia” – dodaje Waś.

 

 

W poprzedniej rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim nazwałem oczyszczalnie ścieków „Czajkę” – trabantem sprzedanym nam za cenę Rolls-Royca. Trabant sypie się, o czym mówiłem już 10 lat temu i nie mam żadnej satysfakcji z tego powodu – twierdzi gość Radia WNET.

Jak dodaje Janusz Waś: Jestem Warszawiakiem i ubolewam nad tym, że sprawa ta nie została rozwiązana, że zamiast porządnej oczyszczalni za straszne pieniądze mamy rekordowego bubla. Znowu świat będzie się z nas śmiał, będzie wycierał „gębę” naszymi inżynierami, którzy są doskonałymi fachowcami, ale nie decydują o tym, co się tam dzieje. Spalarnia w oczyszczalni „Czajka” nie została stworzona po to, aby spalać osady tylko po to, żeby ktoś na tym zarobił. Niech to w końcu do wszystkich dotrze.

Cała oczyszczalnia została wybudowana po to, żeby cały szereg ludzi zarobił mnóstwo pieniędzy, a sprawa rozwiązania gospodarki ściekowej w Warszawie była tylko pretekstem. Dzięki temu, że rury się rozsypały, ujawniły całość oszustwa w „Czajce”. „W tej oczyszczalni nie działa nic. Od początku jej działania spuszcza się nieoczyszczone ścieki, gdyż z kolektora żerańskiego zrzutowego wypływają wszystkie możliwe śmieci, które zanieczyszczają Wisłę” – mówi inżynier.

Zastanawiam się, kiedy skończy się cierpliwość władzy. W takiej sytuacji prezydent Warszawy powinien raportować codziennie, jaki jest postęp prac organizacyjnych czy przygotowawczych. Tymczasem, nadal oficjalnie nie wiemy, jaka była tego przyczyna – opowiada Janusz Waś.

„Oczyszczalnia ścieków nadaje się do zamknięcia. Moim zdaniem spalanie osadów ściekowych jest zbrodnią, gdyż dwutlenek węgla unosi się do atmosfery oraz zaburzany jest obieg pierwiastków w przyrodzie” – dodaje rozmówca.

M.N.

RCB ostrzeże nas o smogu? Zmiany w alertach smogowych

Częściej usłyszymy o przekroczonych normach jakości powietrza w miastach. Od najbliższego sezonu grzewczego będą niższe poziomy ogłaszania alarmu smogowego.

Z nieoficjalnych informacji DGP z resortu środowiska wynika, że alarmy smogowe będą ogłaszane, gdy pył zawieszony PM10 osiągnie poziom 150 mikrogramów na m sześc. (wartość średniodobowa), a nie 300, jak jest obecnie. Z kolei o smogu będziemy informowani, gdy PM10 osiągnie stężenie 100 mikrogramów na 1 m sześc.; obecnie obowiązuje poziom 200 mikrogramów. Kwestie te reguluje rozporządzenie ministra środowiska w sprawie poziomów niektórych substancji w powietrzu (Dz.U. z 2012 r. poz. 1031). Jego nowela jest przygotowywana w uzgodnieniu z ministrem zdrowia.

Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego (PAS) podkreśla, że w nowym rozporządzeniu powinna znaleźć się informacja, że docelowo poziomy zostaną obniżone do rekomendowanych przez resort zdrowia (80 i 60 mikrogramów na 1 m sześc.), czyli zbliżonych do norm stosowanych w innych krajach unijnych.

Liczymy na to, że Ministerstwo Środowiska określi ścieżkę dochodzenia do tych wskaźników- zaznacza.

Wprowadzenie nowych alertów ma być wynikiem kompromisu między ministrami środowiska Henryka Kowalczyka i zdrowia Łukasza Szumowskiego. W kwietniu br.  Henryk Kowalczyk ogłosił, że obniży obowiązujące poziomy (do 250 i 150 mikrogramów na 1 m sześc.), ale proponowane pułapy były i tak zdecydowanie wyższe od rekomendacji ekspertów resortu zdrowia. Podkreślali oni, że nowe pułapy nie zmniejszą istotnie ryzyka hospitalizacji, zgonów spowodowanych chorobami serca i płuc. Resort środowiska podkreślał z kolei, że zbyt częste alarmy smogowe mogą sprawić, że się do nich przyzwyczaimy i przestaniemy na nie zwracać uwagę.

Obecnie większość ludzi jest nieświadomych zagrożenia ze względu na rzadkie ogłaszanie alarmów. W strefach z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem alarm ogłasza się nie częściej niż dwa razy na trzy lata.

Polski Alarm Smogowy postuluje, aby informowanie o zagrożeniu smogiem odbywało się za pośrednictwem Rządowego Centrum Bezpieczeństwa (RCB). – Ta instytucja rozsyła SMS-y w przypadku zagrożeń. Jeśli jesteśmy informowani o silnym wietrze i gradzie, to tym bardziej powinniśmy wiedzieć, że nadciąga na nas smogowa chmura i nie powinniśmy wychodzić z domu – mówi Piotr Siergiej.
A.P.

Stuhr i Szczygieł pozwali Skarb Państwa. Walczą o odszkodowanie za smog

Aktor Jerzy Stuhr oraz dziennikarz Mariusz Szczygieł walczą w sądzie o zadośćuczynienie od Skarbu Państwa za naruszenie prawa do korzystania z niezanieczyszczonego powietrza. Domagają się odszkodowań.

Sprawę prowadzi Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia. Jerzy Stuhr domaga się od Skarbu Państwa wpłacenia 20 tys. zł na konto fundacji pomagającej dzieciom cierpiącym na choroby onkologiczne. Jak tłumaczy, z powodu zanieczyszczenia powietrza cierpi na problemy górnych dróg oddechowych a z powodu choroby nowotworowej jest w grupie podwyższonego ryzyka.

Dziennikarz zaznaczył przed sądem, że smog ogranicza jego prawa osobiste, ponieważ z powodu zanieczyszczenia powietrza nie może przez wiele miesięcy chodzić na spacery czy uprawiać sportu. – Jestem zmuszony przez cały rok ćwiczyć w klimatyzowanych pomieszczeniach klubu fitness w hotelu Marriott – stwierdził. Domaga się od państwa zadośćuczynienia w wysokości 5 tys. złotych, które chce przekazać na cele charytatywne

W tej sprawie wyrok zapadnie 1 października. Trzeba podkreślić, że w styczniu tego roku podobną sprawę wygrała aktorka Grażyna Wolszczak, kiedy to są uznał, że smog narusza jej dobra osobiste i nakazał wypłacenie odszkodowania.

M.N.

Waś: W „Czajce”od dawna regularnie dokonuje się nielegalnych zrzutów nieoczyszczonych ścieków do Wisły

Jak i dlaczego od lat trwa proceder nielegalnych zrzutów ścieków do Wisły? Czemu modernizacja „Czajki” to „skok na kasę” i jak „zarzynana” jest polska myśl techniczna? Odpowiada Janusz Waś.

Janusz Waś odnosi się do słów Przemysława Dacy, prezesa PGW „Wody Polskie”, który stwierdził, że „Zrzut ścieków do Wisły największą taką katastrofą na świecie”.

Prezes wód polskich jest osobą oficjalną i musi czasami przesadzać, jest to z pewnością największa taka awaria na świecie, nie wiemy o żadnym innym tak dużym zrzucie ścieków.

Nasz gość podkreśla, że zrzuty ścieków do Wisły nie zaczęły się wraz z awarią, ale są od dawna praktykowane nielegalnie. Przywołuje materiały wideo publikowane przez wędkarzy na YouTube już w 2013 r., a także w maju br., gdzie widać efekty nielegalnych zrzutów. Przywołuje swoje obliczenie, o których mówił już przy okazji poprzedniej wizyty w Radiu WNET. Wynika z nich, że wód deszczowych w Warszawie jest więcej, niż „Czajka” może oczyścić. Nadmiar deszczówki można zrzucić do rzeki tylko 10 razy do roku, a tymczasem wędkarze „pokazują, jak przy każdym deszczu z kolektora Żerańskiego leci całe świństwo w ogóle nieoczyszczone: podpaski, prezerwatywy, o reszcie nie wspomnę”. Zadaje retoryczne pytanie „kto to bada?”.

Aby zapobiec tej sytuacji należy, jak powtarza Waś, wybudować drugą (a w zasadzie jak zauważa trzecią, licząc ursynowską) oczyszczalnię. Dodaje, że „ktoś w końcu się zorientuje, że to było jedne wielkie oszustwo i skok na kasę”.

Za takie pieniądze można było zrobić potrzebną modernizację i wybudować na drugim brzegu drugą oczyszczalnię.

Stwierdza, że tunel wokół kolektora pod Wisłą był w ogóle niepotrzebny, a za prawie miliard złotych, które nań wydano, można było sfinansować całą modernizację „Czajki”. Z reszty z 3,6 mld zł wydanych na modernizacji można było sfinansować budowę oczyszczalni na lewym brzegu Warszawy. Dodaje, że w przetargu była firma, która dawała 266 mln euro mniej, ale z jakichś błahych powodów odrzucono tę ofertę i wybrano rzekomo korzystniejszą.

Potrzebny nam był lekki samochód ciężarowy, samochód dostawczy, tymczasem dostaliśmy trabanta kombi w cenie Rolls-Royce’a.

To, że modernizacja „Czajki” była skokiem na kasę, może stwierdzić, jego zdaniem, każdy inżynier z branży, jeśli tylko usiądzie i policzy, ile powinna ona kosztować. Odnosząc się do technologii zastosowanej w oczyszczalni, stwierdza, że „same reaktory biologiczne to znana od dawna technologia, gdyby tam były reaktory hybrydowe, które są od 30 do 50% sprawniejsze”. Dodaje, że w Polsce powstaje nowoczesna technologia, ale nie jest ona wykorzystywana, gdyż w przetargach nie dopuszcza się technologii patentowanych.

Wszystko się we mnie gotuje, nie potrafię się temu spokojnie przyglądać, jak zarzynana jest polska myśl techniczna.

Inżynier podkreśla, że polska młodzież z polskich uczelni zajmuje pierwsze miejsca w międzynarodowych olimpiadach technicznych, ale ich potencjał w ogóle nie jest przez Polskę wykorzystywany. Jak mówi, „prawnicy nie mają pojęcia o zasadach funkcjonowania techniki”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Zrzut ścieków do Wisły największą taką katastrofą na świecie- mówi prezes „Wód Polskich”

Ścieki w ilości ponad 2 mln metrów sześciennych, które trafiły do Wisły, to była największa katastrofa ekologiczna oczyszczalni ścieków na świecie – mówi Przemysław Daca z PWW „Wody Polskie”.

Do awarii dwóch kolektorów odprowadzających ścieki z lewobrzeżnej Warszawy do leżącej na prawym brzegu oczyszczalni „Czajka” doszło pod koniec sierpnia. W jej efekcie nieczystości były w całości zrzucane do Wisły. Wobec zagrożenia ekologicznego premier Mateusz Morawiecki podjął decyzję o budowie tymczasowego rurociągu, dzięki któremu część ścieków z lewobrzeżnej Warszawy jest przepompowywana do oczyszczalni „Czajka”.

Poprzednie dwie tak duże katastrofy miały miejsce na Tamizie w Londynie i w Meksyku- stwierdził prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego „Wody Polskie” Przemysław Daca. Pod względem ilości ścieków, które wypłynęły, zrzut ścieków w Warszawie do Wisły jest jednak największą katastrofą na świecie od momentu, kiedy było to notowane.

Ta awaria — trzeba z całą pewnością powiedzieć — trwa. Nie wiemy jeszcze oficjalnie, jakie były jej przyczyny i nie wiemy, kiedy i w jaki sposób tę awarię pan prezydent Trzaskowski usunie, naprawi.

Jak dodał, bypass, czyli rurociąg zastępczy, swoje zadanie zaczął spełniać w stu procentach w sobotę z samego rana, a PGW „Wody Polskie” – przy bardzo dużym wysiłku pracowników przedsiębiorstwa – sprawiły, że teraz „te ścieki już nie płyną do Wisły”.

To jest ten czas, kiedy pan prezydent Trzaskowski musi albo naprawić tę awarię, albo znaleźć jakieś inne rozwiązanie docelowe, tak żeby nie powtórzyła się sytuacja.

Prezes podkreślił, że bypass to rozwiązanie tymczasowe, przewidziane na „jakieś dwa miesiące”.

Dodał również, że ze względu na fakt zatrzymania zrzutu ścieków do Wisły w stu procentach dopiero w sobotę, Pomorze jest nadal narażone na te ścieki. Ponowił też apel, aby nie korzystać z wód Wisły.

Prezes poinformował, że ze ściekami dostała się do Wisły bardzo duża ilość azotu i fosforu, które są magazynowane w dnie rzeki. Dodał, że w długim okresie może to wpływać na życie biologiczne w Wiśle.

A.P.

Niezgoda: Dzięki projektowi EKO-Szczawnica zachęciliśmy 365 właścicieli gospodarstw do montażu kolektora słonecznego

Grzegorz Niezgoda, burmistrz miasta Szczawnica, opowiada o walorach turystycznych tego miejsca, a także o nowych projektach ekologicznych.

 

 

Szczawnica jest miejscowością turystyczno-uzdrowiskową, położoną przy samej granicy za Słowacją, która ze wszystkich stron otoczona jest różnymi pasmami górskimi – mówi Grzegorz Niezgoda.

Jak dodaje burmistrz miasta „W Szczawnicy pracujemy nad kilkoma projektami ekologicznymi, związanymi z ograniczaniem niskiej emisji. Jednym z pierwszych projektów był projekt „EKO-SZCZAWNICA”. Jako samorząd lokalny przygotowaliśmy wniosek dotyczący montażu kolektorów słonecznych na budynkach indywidualnych. Został on zrealizowany w latach 2010-2012 i dzięki temu projektowi zachęciliśmy 365 właścicieli gospodarstw domowych do montażu kolektora słonecznego na swoich budynkach. W ten sposób zamienili podstawowe źródło ciepła na źródło ekologiczne”.

M.N.

Polak skonstruował działającą maszynę przerabiającą tworzywa sztuczne w ropę

Marcin Gil, wynalazca, konstruktor, ekolog i wizjoner opowiada o nowej rewolucyjnej technologi, dzięki której wszystkie odpady tworzyw sztucznych przetwarzane są na olej opałowy, gaz oraz sadzę.

 

 

Jestem konstruktorem urządzenia, które wszystkie odpady tworzyw sztucznych oraz odpady pochodzenia biologicznego przetwarza w paliwo pt. „Olej opałowy”, „Gaz” oraz „Sadzę techniczną” – mówi gość Radia WNET.

Wszystkie odpady z tworzyw sztucznych, jeżeli poddamy je wysokiej temperaturze i będziemy to robić w obecności tlenu, zapalą się. Stąd też mamy pożary czyli przyłożenie temperatury przy obecności tlenu. W momencie, kiedy zrobimy ten proces bez dostępności tlenu tworzywa sztuczne ulegną depolimeryzacji czyli rozłożą się na cząstki krótkie, wydzielą się oleje, gazy oraz zostanie sadza. „My wykonując ten proces w zamknięciu gwarantujemy to, że nie powstanie pożar i odzyskamy olej, gaz i sadzę. Jest to najbardziej ekologiczny i najbardziej czysty proces na świecie jeżeli chodzi o odzyskiwanie oleju z tworzyw sztucznych” – mówi Marcin Gil.

Nie każdy o tym wie, że tworzywa sztuczne, które podlegają recyklingowi mogą być przetworzone trzykrotnie, później stanowią one masę w składowisku na wysypisku śmieci. Te tworzywa sztuczne, które mogłyby zalegać na wysypisku śmieci nie muszą być rozdzielane według gatunku czy rodzaju oraz oczyszczane z zabrudzeń biologicznych są jedynie mielone i wrzucane do reaktora.

Jest to bardzo rewolucyjna technologia, która znana jest z lat 50-tych, ponieważ polscy inżynierowie wiedzieli jak ten proces zrobić. Oczywiście robili to w warunkach laboratoryjnych. Wiele firm w Polsce jest na poziomie laboratoriów i prowadzi na ten temat badania. Nasza firma jest numerem 1 na świecie – opowiada ekolog i wizjoner.

Jak dodaje Marcin Gil: Kiedy zająłem się tym zagadnieniem minęło ok. 12 lat. Od tego czasu powstało kilka urządzeń, które trafiły na złom. W tej chwili mamy juz urządzenie produkcyjne. które znajduje się w Starachowicach. Koszt inwestycji to kilkanaście milionów.

Więcej na temat urządzenia, znajdą Państwo na stronie: ulrich.com.pl

M.N.

Wrocławskie zoo jako jedyne na świecie rozmnożyło dzioborożca palawańskiego

We wrocławskim zoo przyszło na świat kolejne, czwarte już pisklę dzioborożca palawańskiego. W żadnym innym ogrodzie zoologicznym na świecie nie udało się do tej pory rozmnożyć tego gatunku.

Joanna Kij, rzeczniczka wrocławskiego zoo podkreśliła, że dzioborożce palawańskie to jedne z najmniej poznanych gatunków ptaków i jedne z najbardziej zagrożonych.

Sądzi się, że nie mają szans na przetrwanie najbliższych 10 lat w środowisku naturalnym. Dlatego też siedem lat temu rozpoczęto program hodowli zachowawczej w ogrodach zoologicznych – tłumaczyła.

Para hodowlana dzioborożców palawańskich przyjechała do wrocławskiego zoo w 2012 r. jako młode dwuletnie ptaki.

Przełom w ich hodowli zachowawczej dokonał się trzy lata temu. Udało się wówczas doprowadzić do wyklucia pierwszego na świecie pisklęcia w ogrodzie zoologicznym – mówiła rzecznik.

Dzioborożec palawański to ptak leśny. Dorasta do ok. 70 cm i osiąga masę ciała 700 g. Ubarwienie piór ma czarne z wyjątkiem ogona, który jest biały. Wyróżnia go jasnożółty dziób i „kask”.

Przez pierwsze lata obserwowaliśmy ptaki i weryfikowaliśmy to, co już wiedzieliśmy. Udało nam się m.in. opracować dietę, która im odpowiada.

Tłumaczył, cytowany przez  portal Nauka w Polsce, Krzysztof Kałużny, opiekun ptaków z wrocławskiego zoo. Dodał, że gatunek ten wyróżnia nietypowy sposób rozmnażania się. Samiec zamurowuje samicę w dziupli na okres lęgu, pozostawiając jedynie niewielki otwór, przez który ją karmi. Samica opuszcza dziuplę dopiero z odchowanym młodym, który wielkością dorównuje już rodzicom.

Wysondowaliśmy też, jakiej zaprawy używa samiec do zamurowania dziupli, co jest niezmiernie ważne przy rozmnażaniu. Tajemnicą okazała się mieszanka odchodów i nadtrawionych owoców – wyjaśnił opiekun.

Pracownicy wrocławskiego zoo zwracają uwagę, że jeżeli sukces ten uda się powtórzyć w innych ogrodach, to gatunek ma większe szanse na przetrwanie.

W naturalnym środowisku gatunek ten występuje tylko na filipińskiej wyspie Palawan i na pięciu okolicznych wyspach satelitarnych. Naukowcy wskazują, że jego populacja z roku na rok gwałtownie spada, a głównym powodem jest niszczenie siedlisk przez wycinkę lasów i ich defragmentację, a także kłusownictwo i nielegalny handel.

A.P.

Borejszo: O żubrach, laserach i teledetekcji w Wigierskim Parku Narodowym

Zastępca dyrektora Wigierskiego Parku Narodowego Jarosław Borejszo mówi o nowej technice teledetekcji, dzięki której zdalnie można będzie pozyskiwać informacje z całego obszaru parku.

 

 

Najwyższą formą ochrony przyrody jest Park Narodowy. Jesteśmy jednym z 23 parków narodowych w Polsce, stworzonym 30 lat temu, gdy w Polsce było jeszcze 17 takich parków – mówi Jarosław Borejszo.

Bóbr znajduje się w herbie Wigierskiego Parku Narodowego i nie bez powodu, ponieważ po II wojnie światowej teren Suwalszczyzny był jedynym obszarem, na którym te zwierzęta się zachowały. „Na naszym obszarze tworzono pierwsze rezerwaty chroniące wtedy całkiem rzadki gatunek, aktualnie już dość pospolity i stąd pomysł na to, żeby bóbr znalazł się w herbie Wigierskiego Parku Narodowego” – opowiada zastępca dyrektora Wigierskiego Parku Narodowego.

Bóbr nie kończy bardzo długiej listy zwierząt, które występują na terenie Wigierskiego Parku Narodowego. Jeśli chodzi o kręgowców, mamy ich 50 gatunków. Na terenie parku można spotkać również wilka, rysia i wiele innych ssaków. Aktualnie rozpoczęto proces zasilania puszczy augustowskiej przez żubra w związku z tym można spodziewać się, że prędzej czy później dotrze on do Wigierskiego Parku Narodowego.

Jarosław Borejszo porusza również kwestię bezpieczeństwa w Wigierskim Parku Narodowych twierdząc, że ochrona tak dużego obszaru jest procesem bardzo skomplikowanym. Podejście do terenu jest bardzo zróżnicowane, aby realizować działania potrzebne są fundusze. Park stara się czerpać z różnych źródeł, aby zdobywać środki na bezpośrednie działania ochronne parku. Od 2007 roku park zrealizował 58 projektów dofinansowywanych przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska.

W tym roku rozpoczęliśmy realizacje dużego przedsięwzięcia polegającego na zdobyciu wszechstronnych danych dotyczących przyrody i środowiska naszego parku technikami teledetekcji. Są to techniki zdalnego pozyskiwania danych, aby zaoszczędzić sobie poszukiwań w głębi lasu i pozyskać informacje dotyczące całego obszaru.

M.N.

Waś: Czajka to był skok na kasę. W stosunku do zdolności przepustowej, to najdroższa oczyszczalnia na świecie

Co do awarii w Czajce ma gen. Sokrates Starynkiewicz? Co naprawdę stało się w oczyszczalni i jak się tego dowiedzieć? Czemu nie powstała oczyszczalnia ścieków dla lewego brzegu? Odpowiada Janusz Waś.

Janusz Waś nie wie, co dokładnie uległo awarii w oczyszczalni ścieków Czajka w Warszawie.

Co to jest kolektor? To po prostu rura […] Nikt nic nie mówi. Traktuje się nas jak idiotów. Prawdopodobnie rury popękały.

Jak mówi, „albo się zatkała, albo się rozszczelniła, albo obie te okoliczności zaszły łącznie, najpierw się zatkała, a potem pękła”.

Protestowałem, żeby budować pod Wisłą przesył ścieków.

Gdy budowano tę oczyszczalnię, nasz gość protestował przeciwko rozwiązywaniu, które zaproponowali inni inżynierowie.

Już wówczas prorokował, że dojdzie do tragedii w tej oczyszczalni, ale został zakrzyczany przez drugą stronę, która „powoływała utytułowanych ludzi, którzy za pieniądze napiszą cokolwiek”. Jak wykazywał w przypadku przesyłu nieczystości rurą pod Wisłą, tworzy się dołek, w którym istnieje możliwość osadzania się śmieci, co z kolei może doprowadzić do awarii.

Czajka była i powinna być i obsługiwać prawobrzeżną Warszawę.

Według niego Czajka jest za małą oczyszczalnią na tak duże miasto- nie jest w stanie przyjąć wody z opadów deszczu, które również wpływają do kompleksu. Jak mówi, obejść burzowych można używać tylko 10 razy do roku, tymczasem można policzyć, że przy takiej częstotliwości opadów, potrzeba, żeby były w użyciu co najmniej kilkanaście razy w roku. Oznacza to, jak podkreśla, iż „od początku zakładano, że będzie się na lewo puszczało, bo oficjalnie się nie da”.

Był to klasyczny skok na kasę, bo ja wiem, ile taka oczyszczalnia powinna kosztować. Jest to najdroższa oczyszczalnia na świecie w przeliczeniu na 1 m³ jej zdolności przepustowej.

Mówi także, iż budowa Czajki była „skokiem na kasę”. Jak twierdzi, według jego wyliczeń za koszt kolektora przysyłającego ścieki pod Wisłą można by wybudować na lewym brzegu całą oczyszczalnię. Warszawa potrzebuje zaś osobnej oczyszczalni na swoim lewym brzegu, o czym jak podkreśla, wiedział już generał-major Sokrates Starynkiewicz, Rosjanin, który w latach 1875–1892 pełnił obowiązki prezydenta Warszawy. Założył on w 1883 r. warszawskie Towarzystwo Asenizacyjne i stworzył koncepcję skanalizowania Warszawy, przewidującą dwa rozdzielone systemy, po jednym dla brzegu. Jak stwierdza inżynier, w czasach już nam współczesnych była szansa, żeby wybudować oczyszczalnie na lewym brzegu, ale tereny, które by się do tego świetnie nadawały, miasto postanowiło sprzedać „tereny wystawowe”.

Żeby ustalić, co się w Czajce stało, trzeba, jak stwierdza, przekierować ścieki, a następnie „wejść tam i zobaczyć”. Dodaje, że miasto nie uniknie budowy drugiej oczyszczalni.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.