Dzieje prasy regionalnej w Wielkopolsce po 1989 r. – modelowy przykład stopniowej likwidacji mediów opiniotwórczych

Następował proces – od niemal całkowitej swobody na początku funkcjonowania redakcji „Gazety Poznańskiej” i „Głosu Wielkopolskiego” – po niemal całkowitą kontrolę po przejęciu przez Polska Presse.

Jolanta Hajdasz

Dzieje prasy regionalnej w Wielkopolsce po 1989 r. to modelowy wręcz przykład rozłożonej w czasie likwidacji mediów opiniotwórczych, pełniących w swoim regionie funkcje inne niż komercyjna, tzn. przede wszystkim funkcję informacyjną oraz kontrolną w stosunku do władz samorządowych.

Do 1990 r. w Poznaniu ukazywały się 3 dzienniki: „Głos Wielkopolski”, „Gazeta Poznańska” i popołudniówka „Express Poznański”. Były one własnością Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa-Książka-Ruch”. 22 marca 1990 r. w stan likwidacji postawiono RSW „Prasa-Książka-Ruch”, a więc także należące do niego Wielkopolskie Wydawnictwo Prasowe. Trzy tygodnie później, 11 kwietnia 1990 r., został rozwiązany Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk wraz z jego terenowymi przedstawicielstwami.

W tym czasie Poznań należał do kilku miast w Polsce z najsilniej rozwiniętą prasą drukowaną oraz dobrze działającymi ośrodkami państwowego radia i telewizji, biorąc pod uwagę realia ukształtowane w czasach PRL-u. W poznańskich mediach zatrudnionych było około 300 dziennikarzy, dalszych 100 pracowało w ościennych województwach Wielkopolski.

Znamienne są dzieje zmian własnościowych zachodzących w wielkopolskiej prasie; tzw. rys historyczny jest w tym wypadku wyjątkowo wymowny. Szczegółowo opisywał to na bieżąco m.in. były sekretarz redakcji „Expressu Poznańskiego”, dr Jan Załubski, pracownik naukowy Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, z którego opracowań pochodzą m.in. dane liczbowe cytowane w niniejszym opracowaniu.

Po burzliwym okresie zmian własnościowych w latach 90., w Poznaniu, w roku 2000, rynek codziennej prasy drukowanej zdominowany był już przez 2 podmioty: Oficynę Wydawniczą „Głos Wielkopolski” oraz spółkę Polskapresse, będącą własnością niemieckiego wydawnictwa Passauer Neue Presse, którego oddział regionalny w Wielkopolsce nosił nazwę „Prasa Poznańska”. Oficyna Wydawnicza „Głos Wielkopolski” była wówczas spółką następujących podmiotów: Centrax Press Holandia (46%), Piotr Voelkel (30%), Marian Marek Przybylski (16%) i Spółdzielnia Pracy Dziennikarzy, której Prezesem był też M.M. Przybylski (8%).

Spółkę utworzono w marcu 1991 r. Wówczas jej największym współwłaścicielem była firma zagraniczna, szwajcarska Lako Industrie Consulting (30%), ale tylko nieco mniej posiadali: spółka Kora, reprezentująca Zarząd Regionu NSZZ „Solidarność” (25%), i Czytelnik, który odzyskał cześć utraconego majątku w postaci 22% udziałów w Oficynie. Pozostali członkowie ówczesnej spółki to Spółdzielnia Pracy Dziennikarzy (18%) i Piotr Voelkel (5%). Koral i Czytelnik sprzedali później wszystkie swoje udziały, podobnie postąpiła spółdzielnia dziennikarska. Jeszcze wrócimy do tego, w jaki sposób odbywało się przejmowanie tych udziałów w wydawnictwie.

Tak więc 10 lat po utworzeniu Oficyny Wydawniczej „Głos Wielkopolski” większość udziałów w spółce mieli jeszcze polscy udziałowcy, ale ich stan posiadania zmniejszył się z 70% do 54%.

Marian Marek Przybylski, pytany w 1998 r. o to, jak długo będzie opierał się m.in. zakusom Passauer Neue Presse na zakup wielkopolskich gazet, jednoznacznie określił swoją strategię słowami: „długo, a może nawet zawsze”. To samo powtarzał na zebraniach redakcyjnych dziennikarzom, co potwierdzili rozmówcy wypełniający ankiety na potrzeby niniejszego opracowania. Nie dotrzymał słowa, późniejsze fakty to potwierdziły.

Passauer Neue Presse działający wówczas w Polsce jako spółka Polskapresse, wykupił w lipcu 1996 r. swoją pierwszą gazetę w regionie – „Gazetę Poznańską”. Niemieckie wydawnictwo nabyło ją od jej pierwszego prywatnego właściciela, Wojciecha Fibaka. Początkowo miał 95%, a wkrótce 100% udziałów. W późniejszym czasie stał się właścicielem popularnej wówczas w Poznaniu popołudniówki „Express Poznański”, ale szybko z popołudniówki zamienił ją w dziennik poranny, po to, by w grudniu 1999 r. zlikwidować ten tytuł jako samodzielny dziennik. „Express Poznański” stał się wtedy wkładką „Gazety Poznańskiej”. W 2000 r. „Gazeta Poznańska” była jedną z niewielu gazet, której sprzedaż w ostatnich dwóch latach nie zmniejszyła się.

Ówczesny prezes Polskapresse Oddział Poznański, Yann Gontard, deklarował, iż Wielkopolska jest dla wydawnictwa trzecim rynkiem prasowym po Warszawie i Śląsku; niemiecki wydawca zainwestował na nim w samym tylko 1999 r. roku 80 mln zł. Kwota jest imponująca nawet na dzisiejsze warunki finansowe. Tak więc na początku roku 2000, dziesięć lat po rozpoczęciu prywatyzacji prasy, w Poznaniu, czyli stolicy regionu liczącego około trzy i pół miliona mieszkańców, wychodziły tylko dwa dzienniki prasowe. Ich łączna sprzedaż wynosiła wówczas około 100–120 tysięcy egzemplarzy.

Ciekawe są prawne kulisy transakcji, których skutkiem stała się koncentracja rynku prasy regionalnej w Wielkopolsce już w roku 2003, bo wtedy realnie dokonało się scalenie obu gazet – „Gazety Poznańskiej” i „Głosu Wielkopolskiego”.

Wyglądało to tak, jakby obie gazety połączyły się bezkonfliktowo i jakby to „Głos Wielkopolski” przejął będącą w rękach niemieckiego Verlagsgruppe Passau „Gazetę Poznańską”, a generalnie było na odwrót, co boleśnie odczuli dziennikarze „Głosu”. Ale sprawa prosta nie była, co widać po postępowaniu sądowym, jakie toczyło się w tej sprawie przed Sądem Ochrony Konkurencji i Konsumentów, choć ostatecznie Sąd Apelacyjny orzekł, że Oficyna Wydawnicza Wielkopolski nie złamała przepisów antymonopolowych.

Ale po kolei. Oficyna Wydawnicza Wielkopolski, ówczesny wydawca „Głosu Wielkopolskiego” – dziennika powiązanego kapitałowo z grupą wydawniczą Polskapresse – nie musiała zgłosić do prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) zamiaru przejęcia tytułu prasowego „Gazeta Poznańska”, jak zdecydował właśnie Sąd Apelacyjny w Warszawie. Utrzymał on w mocy wyrok Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (SOKiK).

Przypomnijmy, że w lutym 2004 r. prezes UOKiK wydał decyzję, która nakazywała Oficynie Wydawniczej Wielkopolski m.in. zbycie majątku nabytego w 2003 r. od Prasy Poznańskiej Sp. z o.o., w tym prawa do wydawania tytułu prasowego „Gazeta Poznańska”, jak również zobowiązała oficynę do zapłaty kary pieniężnej w wysokości 235 850 zł z tytułu niezgłoszenia zamiaru koncentracji. Oficyna odwołała się od tej decyzji do SOKiK, który w marcu 2005 r. zdecydował o umorzeniu postępowania w całości.

Sąd uznał, że nie było podstaw do zgłoszenia koncentracji, bo przedmiotem sprzedaży nie było całe przedsiębiorstwo, lecz jego część, oraz że Oficyna Wydawnicza Wielkopolski nie przejęła kontroli nad Prasą Poznańską. W kwietniu 2005 r. prezes UOKiK zaskarżył wyrok SOKiK, wnosząc o jego uchylenie i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania. Sąd Apelacyjny w Warszawie, oddalając apelację prezesa UOKiK, uprawomocnił wyrok SOKiK i orzekł, że Oficyna Wydawnicza Wielkopolski nie złamała przepisów antymonopolowych.

„Głos Wielkopolski” jest pierwszym tytułem polskiej gazety, który ukazał się pod koniec II wojny światowej w Poznaniu, jeszcze w czasie trwania bitwy o miasto (nr 1 ma datę 1 lutego 1945 r.) W 1947 r. postanowiono odbudować kamienicę przy ul. Grunwaldzkiej róg Marcelińskiej, wykupioną za 8,5 miliona zł. Powstał tu dom prasowy, otwarty 1 maja 1950 r., również dla „Gazety Poznańskiej”. Od 2003 r. tytuł należał do Oficyny Wydawniczej Wielkopolski. Średnia sprzedaż w tygodniu (ponad 200 tys. egzemplarzy w samym tylko Poznaniu) postawiła „Głos” w czołówce polskich dzienników regionalnych.

4 grudnia 2006 r. „Głos Wielkopolski” połączył się ostatecznie z „Gazetą Poznańską”. Redaktorzy naczelni „Głosu Wielkopolskiego” to: Józef Pawłowski, Mieczysław Halski, Jan Brzeski, Eugeniusz Żytomirski, Jan Zgierski, Józef Kołodziejczyk, Wincenty Kraśko, Wojciech Knittel, Eugeniusz Kitzmann (p.o.), Józef Konecki, Leonard Wąchalski, Lesław Tokarski, Wiesław Porzycki, Marek Marian Przybylski, Helena Czechowska, Jarosław Piotrowski, Adam Pawłowski.

„Gazeta Poznańska” to wielkopolski dziennik ukazujący się od 16 grudnia 1948 do 4 grudnia 2006 r. Przez ponad 40 lat była organem Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Poznaniu. Tytuł został sprywatyzowany na początku lat 90. XX wieku i przejęty przez Fibak Press – wydawnictwo Wojciecha Fibaka. Ostatnim właścicielem była Oficyna Wydawnicza Wielkopolski. Średnia wysokość sprzedaży tytułu wynosiła w 2006 r. ponad 178 tysięcy egzemplarzy. 4 grudnia 2006 r. „Gazeta Poznańska” została wchłonięta przez „Głos Wielkopolski”. Ostatnim redaktorem naczelnym gazety był Adam Pawłowski.

To są dane, do których można dotrzeć, analizując powszechnie dostępne materiały piśmiennicze. Ale obraz uzyskany na ich podstawie będzie niepełny. Każdy, kto kiedykolwiek zetknął się z pracą redakcyjną, ma świadomość tego, że często to, co w niej najistotniejsze i najprawdziwsze, nie ma swojego odzwierciedlenia w dokumentach ani oficjalnych materiałach publicystycznych. Dlatego równie istotnym źródłem wiedzy o tym, jakie relacje panowały w redakcji „Gazety Poznańskiej” i „Głosu Wielkopolskiego” po ich przejęciu przez podmioty związane z niemieckim wydawcą, są rozmowy i wywiady przeprowadzane z aktualnymi i byłymi pracownikami gazet, które ostatecznie stały się własnością Polska Press, a wcześniej były własnością związanych z tym wydawcą firm. (…)

Dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego”, ponad 10 lat pracy dla Polska Press i ponad 10 w tej samej gazecie, gdy jeszcze nie była własnością PP

Przestałem mieć poczucie, że pracuję w samodzielnym, niezależnym, autonomicznym dzienniku regionalnym. Z upływem czasu postępowała centralizacja działań i funkcjonowanie gazety sprowadzało się coraz bardziej do pozycji jedynie oddziału regionalnego „centrali”. Gazeta zatracała swój indywidualny charakter, przestawała być z czasem cenionym, samoistnym, odrębnym ośrodkiem regionalnej refleksji intelektualnej, społecznej, kulturalnej. Traciła opiniotwórczy charakter, a przez to prestiż i w konsekwencji także uznanie czytelników. To już nie „ta” gazeta – takie panowały opinie. Gorsze stały się również, i to zdecydowanie, relacje na linii przełożony–podwładny. Szeregowy dziennikarz stał się „maszynką” do wykonywania norm pracy, postępował centralizm w wydawaniu decyzji i poczucie, że wszystko zależy od „centrali”, a redaktor naczelny jest głównie wykonawcą woli właścicieli. (…)

Dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego”, ponad 10 lat pracy dla Polska Press i ponad 10 w tej samej gazecie, gdy jeszcze nie była własnością PP

Gazeta było dość jednoznacznie usytuowana politycznie i światopoglądowo, głównie poprzez bezpośrednie i osobiste relacje kierownictwa redakcji oraz podejmowane akcje i inicjatywy – z lokalnym układem władzy samorządowej (powiat i województwo) oraz państwowej (parlamentarzyści, ministrowie itp.). To budowało sieć wzajemnych powiązań i zależności. Tworzyło to pewien jednoznaczny klimat polityczno-ideowy i budowało poczucie tkwienia w określonym, zdefiniowanym układzie. (…)

Dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego”, ponad 10 lat pracy dla Polska Press i ponad 10 w tej samej gazecie, gdy jeszcze nie była własnością PP

Ograniczanie tej swobody odbywało się dość nieformalnie, ale skutecznie. Głównie poprzez wytwarzanie wyraźnie odczuwalnej presji – w postaci opinii formułowanych podczas kolegiów redakcyjnych, uwag rzucanych nawet niby mimochodem, głośne wyrażanie ocen, formułowanie pochwał i przygan czy nawet dowcipów lub ironii lub szyderstw pod adresem określonych osób, grup, formacji, środowisk. Podczas dyskusji dochodziło da „zakrzykiwania” niektórych opinii, wykazywania, że to postawy i poglądy mniejszościowe, nieuznawane przez większość, dziwne, śmieszne, głupie, skrajne itp. Panował pewien niepisany wzorzec postaw, poglądów, wartości. (…)

Dziennikarz, 18 lat pracy w „Gazecie Poznańskiej” i „Głosie Wielkopolskim”

Sytuacja różniła się w zależności od charakteru zatrudnienia. Osoby na etatach miały przewidziane prawem uprawnienia, ale ich dużym problemem były niskie płace, obniżane na przestrzeni lat. Dziennikarzy na etatach sukcesywnie zwalniano. Dziennikarze na umowach „śmieciowych”, o dzieło i zlecenie, byli pozbawieni jakichkolwiek uprawnień socjalnych, byli eksploatowani ponad wszelkie normy bez dodatkowego wynagrodzenia. (…)

Dziennikarka, dział promocji i marketingu odpowiedzialny m.in. za dodatki tematyczne, 10 lat pracy, odeszła w 2003 r.

Dla mnie i chyba dla wszystkich moment sprzedaży nas Niemcom był szokujący. Było to w roku 2003. W grudniu 2002 roku na przedświątecznym spotkaniu red. nacz. Marian Marek Przybylski zapewniał nas jeszcze, że nie będzie sprzedaży, a na pierwszym zebraniu w nowym roku już przedstawił nowego członka Zarządu, którym była p. Tochowicz, reprezentująca Passauera. Rozjechała nas wszystkich jak ruski czołg. Klęła jak szewc. To był język, którym przełożeni się do nas nie zwracali. Teoretycznie była podwładną Przybylskiego, ale od razu jakby rządziła całą redakcją. Przybylski wkrótce się dowiedział, że ma nawet nie przychodzić do pracy, będą mu płacić, ale nie musi się nawet pojawiać w redakcji, był bardzo rozżalony, że go wysłali „na zieloną trawkę”. Niemcy dziennikarzy sprowadzili do pozycji gońców, np. znany komentator z dnia na dzień miał zakaz pisania komentarzy i dostał propozycję „sztyfta”, takie, jakie mają praktykanci. Ludzie popadali w depresje, nie mogli się w tym wszystkim odnaleźć.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Polska Press w Wielkopolsce” znajduje się na s. 4–5 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Polska Press w Wielkopolsce” na s. 4–5 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

78. Rocznica Rzezi Wołyńskiej. Studio Dublin: Nie można budować wspólnej przyszłości na kłamstwie historycznym

11 lipca 1943 roku doszło do czystek etnicznych zwanych dziś „krwawą niedzielą”. Ukraińscy nacjonaliści zaatakowali 99 miejscowości, a akty terroru kosztowały życie kilkadziesiąt tys. Polaków i Żydów.

W piątkowej audycji „Studia Dublin” redaktor Tomasz Wybranowski przypomina wydarzenia tzw. „krwawej niedzieli”, która stanowiła kulminację Rzezi Wołyńskiej. Jak komentuje dziennikarz, było to ludobójstwo tym bardziej okrutne, bo dokonali go nasi sąsiedzi, współmieszkańcy Kresów:

Pamiętać należy o ludobójstwie dokonanym na Polakach z Kresów przez ukraińskich nacjonalistów, sąsiadów – a przecież przez lata i Polacy i Ukraińcy żyli na tych naszych dawnych Kresach – mówi gospodarz audycji.

Autor „Studia Dublin” wskazuje, że istnieje wyraźna potrzeba dialogu na ten temat Rzezi Wołyńskiej. Co więcej, redaktor zwraca również uwagę na niemożność dalszego pogłębiania współpracy i przyjaźni polsko-ukraińskiej w obliczu negowania tamtejszych wydarzeń:

Dzisiaj budujemy wspólną przyszłość. Natomiast, nie można budować tej przyszłości i przyjaźni na kłamstwie historycznym i negowaniu zbrodni. A na Wołyniu doszło do nie czystek etnicznych a ludobójstwa – podkreśla Tomasz Wybranowski.

Ponadto, dziennikarz rozwija bardzo wiele aspektów związanych z mającymi miejsce na Wołyniu aktami ludobójstwa. Mówi m.in. o genezie zbrodni, która miała swoje źródło w dążeniach radykalnych ukraińskich nacjonalistów do utworzenia niepodległego, autorytarnego państwa ukraińskiego.

Tomasz Wybranowski twierdzi również, że za plan czystek odpowiedzialna jest ówczesna ukraińska inteligencja:

Tę zbrodnię zaplanowali ukraińscy inteligenci, a dzisiaj niektóre środowiska inteligencji ukraińskiej robią wszystko by zablokować prawdę o tej zbrodni. A polskie elity często temu ulegają – podsumowuje Tomasz Wybranowski.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Nasza Ojczyzna musi mieć poważną alternatywę dla Nowego Ładu/ Jan Azja Kowalski, „Kurier WNET” nr 85/2021

Świat przeżywał już upadek nie takich szlachetnych programów społecznych odgórnie zarządzanych. I, co symptomatyczne, najwięcej zadowolonych z ich działania było tuż przed ostatecznym krachem.

Jan A. Kowalski

Oczywiście, że nie kocham rządu ani żadnej partii politycznej. Miłość tak często przeradza się w nienawiść, że tym bardziej w myśleniu o polityce pomijam emocje. W dwóch poprzednich „Kurierach WNET” oddałem się twórczej krytyce Nowego Ładu. To mogło zrodzić podejrzenie u osób politycznie emocjonalnych (niestety jest takich wiele), że jestem tego ładu jakimś zapiekłym przeciwnikiem. Tymczasem jest kompletnie inaczej. Już wyjaśniam.

1.     To jest najlepszy obóz polityczny, jaki rządzi Polską po roku 1989. Co do tego nie mam cienia wątpliwości. Żadna socjalistyczna partia nie potrafiłaby rządzić lepiej. Prawo i Sprawiedliwość pod przywództwem Jarosława Kaczyńskiego jest najlepszą partią lewicową, jaka mogła się Polsce przytrafić. To nie szyderstwo. To jest największy ze wszystkich plusów, które już przez Zjednoczoną Prawicę zostały ogłoszone i tych, które jeszcze spoczywają w głowach twórców.

2.     Już kiedyś o tym pisałem – to brak prawdziwej opozycji jest naszym największym problemem. Prawdziwej chrześcijańskiej, prawicowej, wolnorynkowej i patriotycznej partii ciągle brakuje na naszej scenie. Jest Konfederacja, o której zdarza mi się z sympatią pomyśleć… do chwili kolejnego wbrew Polsce wybryku któregoś z jej licznych liderów. Bo o Patologii Obywatelskiej nie będę się przecież wyrażał w kulturalnym gronie czytelników naszej największej gazety.

Zatem podsumujmy plusy. Bardzo cieszy, że z analizy rządowych strategów wynika korzyść dla 18 milionów Polaków. Mnie również to cieszy. Jednak wolałbym, żeby korzyść dotyczyła wszystkich Polaków.

I tak mieszkanie+ stwarza szanse i zagrożenia zarazem. Szansą jest odejście od proceduralnych utrudnień w postawieniu sobie małego domu 70m2+ poddasze. Ale sposób nakręcenia bańki mieszkaniowej w dużych miastach, w czym miałyby uczestniczyć państwowe banki, stanowi największe zagrożenie dla młodych ludzi bez wielkich zarobków. Zagrożenie na całe życie, ponieważ nikt nie chce zmienić niewolnictwa bankowego obowiązującego w Polsce. Prawa, które wiąże kredyt nie z domem/mieszkaniem, ale z kredytobiorcą. Pisałem i jeszcze raz napiszę: takie prawo to skandal zaprzeczający naszej chrześcijańskiej wierze! Kiedyś uciekaliśmy przed nim na Dzikie Pola, a teraz do Anglii.

Cieszą wszystkie pozostałe ulgi: podwyższenie progu podatkowego, zlikwidowanie opodatkowania emerytur. Jeżeli jeszcze Mateusz Morawiecki wycofa się z pomysłu podwyższenia podatku od przedsiębiorców o 9% (składki zdrowotnej) na rzecz rozsądnego ryczałtu, to w kolejnych wyborach zagłosuję na Prawo i Sprawiedliwość i na wszystkie jego przybudówki. W tym systemie rządzenia nic więcej nie jest realne do osiągnięcia przez zwykłego mnie, Jana Kowalskiego.

Inny pomysł na zarządzanie naszym wspólnym polskim domem, którym od trzech lat dzielę się z Wami na łamach „Kuriera WNET” i portalu wnet.fm, musi niestety jeszcze trochę poczekać. Jeszcze jakieś 17 lat. Co nie znaczy, że mam milczeć, udawać, że nie można inaczej i klaskać do obrzmienia dłoni na każdy niedowarzony wyskok piarowców obozu władzy. W ten sposób myślenie o sprawach państwa obumiera. Politycy rządzący gnuśnieją. Pretendenci nie mają żadnego pomysłu. A wyborcy nie mają z czego wybierać, bo jest jedna konkretna oferta do nich skierowana. Tylko jedna.

A co będzie, gdy ten najlepszy program, jaki prezentuje teraz obóz władzy, pn. Nowy Polski Ład, rozleci się jak domek z kart, bo… bo cokolwiek. Bo w trakcie żniw zabraknie sznurka do snopowiązałek? 😊 (Wyjaśnienie dla młodzieży: rzecz miała miejsce tuż przed końcem poprzedniego centralnego zarządzania wszystkim).

To jest właśnie prawdziwe niebezpieczeństwo. Świat współczesny przeżywał już upadek nie takich szlachetnych programów społecznych odgórnie zarządzanych. I, co symptomatyczne, najwięcej zadowolonych z ich działania było tuż przed ostatecznym krachem. Potem w trakcie żniw brakowało sznurka, w kraju buraczanym cukru albo paliwa w państwie naftowym. Bo w którymś momencie centralne zarządzanie zabija indywidualną przedsiębiorczość i odpowiedzialność. A szeregi prawych funkcjonariuszy systemu przeżera rak korupcji.

Czy nie wydaje się wielu z nas, w roku 2021, że to rząd i minister Adam Niedzielski jest odpowiedzialny za nasze zdrowie i życie? Że za nasze pieniądze jest odpowiedzialny rząd i Adam Glapiński? A za nasze wykształcenie i udane życie – państwo?

Rządzącym, zwłaszcza rządzącym etatystom, zawsze się wydaje, że są wystarczająco mądrzy, żeby wszystko przewidzieć i zaprogramować. Zawsze wiedzą, ile ludzie powinni zarabiać i co jest dla nich lepsze. I to oni, niczym demiurg, stworzą nowy wspaniały świat, nowego człowieka, nowe wszystko. Lepsze niż obecne. Tylko w jaki sposób, skoro Pan Bóg stworzył już świat najlepszy, jaki jest możliwy? I człowieka na swój obraz i podobieństwo. I nakazał mu czynić sobie ziemię poddaną. Człowiekowi, a nie jakiemuś państwu lub rządowi światowemu wbrew bożym prawom.

Dlatego, na koniec, strzeżmy się ludzi co rusz szastających słowami: nowy, budowa, odbudowa, przebudowa… i kielnia też 😊

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Nasza Ojczyzna musi mieć poważną alternatywę dla Nowego Ładu” znajduje się na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Nasza Ojczyzna musi mieć poważną alternatywę dla Nowego Ładu” na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Szwed: Lubelskie rolnictwem stoi. 70 procent powierzchni województwa to gospodarstwa rolne

Wicemarszałek województwa lubelskiego przybliża zagadnienia związane z sektorem rolnictwa. Jak wskazuje Zdzisław Szwed, region ten jest największym producentem malin.


Zdzisław Szwed  mówi o dobrym rolnictwa w województwie lubelskim. Rozmówca Łukasza Jankowskiego wspomina też o regionalnej dumie, czyli o malinach:

Jesteśmy jednym z wiodących regionów, jeśli chodzi o Polskę, w dziedzinie produkcji rolnej. 14% warzyw i owoców w Polsce pochodzi z Lubelszczyzny. Jesteśmy największym w Polsce producentem malin, ponad 82% – podkreśla gość audycji.

Nasz gość opowiada także o lokalnych warunkach klimatycznych. Jak zaznacza, ubiegłoroczne temperatury wywarły na lubelskim rolnictwie negatywne skutki, jednak w tym roku sytuacja jest lepsza:

W ubiegłym roku był duży problem w rolnictwie. Susza dotknęła sporo gospodarstw. W tym roku aura jest jednak nam przychylna. (…) Ilość opadów była wystarczająca, więc nie możemy mieć większych pretensji poza opóźnieniem wegetacyjnym – komentuje Zdzisław Szwed.

Nasz gość tłumaczy też jak władze i rolnicy reagują na zmianę trendów w Unii Europejskiej. Chodzi o promowanie rolnictwa ekologicznego. Rolnicy często są nieufni wobec unijnych dyrektyw. Wicemarszałek informuje, że województwo będzie próbowało stworzyć małe przetwórnie oraz chłodnie:

Rzeczywiście, w perspektywie finansowania na lata 2021-2027 Unia Europejska będzie znacząco kierować środki na gospodarstwa ekologiczne, bo zauważyła, że dotychczas 80% środków, które kierowała na rolnictwo spożytkowało 20% największych rolników – zaznacza wicemarszałek.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Fic-Lazor o pałacu w Kozłówce: Turysta wchodząc tu poczuje się zawsze jakby był gościem Zamoyskich

W „Poranku Wnet” dyrektorka Muzeum Zamoyskich w Kozłówce przybliża słuchaczom historię niezwykłego, pochodzącego z XVIII w. przybytku.

W rozmowie z Łukaszem Jankowskiem dyrektorka Muzeum Zamoyskich w Kozłówce, Anna Fic-Lazor, opowiada o historii Muzeum Zamoyskich w Kozłówce. Jak się okazuje budynek muzeum był związany z wieloma wielkimi Polakami. Gość porannej audycji mówi o początkach historii pałacu:

Kozłówka to połowa XVIII wieku, bo przecież pałac w swoim pierwotnym wyglądzie to własność możnej rodziny Bielińskich. (…) Pałac sprzedali rodzinie Zamoyskich. I od 1799 r. aż do 1944 r. – opowiada dyrektorka przybytku.

Szefowa placówki przybliża również jak wyglądają i skąd pochodzą muzealne zbiory. Jak wskazuje Anna Fic-Lazor duża ich część to oryginalne przedmioty należące niegdyś do rodu Zamoyskich:

Co prawda, Jadwiga Zamoyska – ostatnia właścicielka – zabrała dużo cennych rzeczy do Warszawy. Te niestety w Powstaniu Warszawskim zaginęły. Natomiast nie mogła wziąć wszystkiego i to wszystko tutaj zostało – przytacza nasz gość.

Dyrektorka muzeum przekonuje, że obiekt jest warty zwiedzenia i zapewni każdemu wiele pozytywnych doznań:

Myślę, że turysta wchodząc tu poczuje się zawsze jakby był gościem Zamoyskich. Zapach cygara, muzyka – komentuje Anna Fic-Lazor.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Kurier Ekonomiczny. Dr Barzykowska o zmianach w prawie mieszkaniowym w zw. z Polskim Ładem: Czekamy na szczegóły

Jak zaznacza prawnik: Pozwolenie (…) na realizację budynku to jedna kwestia. (…) Inna kwestia to w jakim zakresie stosowane będą przepisy dotyczące planowania i zagospodarowywania przestrzennego.

W „Kurierze Ekonomicznym” adwokat, dr Joanna Barzykowska dotyka tematu rządowej polityki mieszkaniowej. Specjalistka w prawie mieszkaniowym mówi m.in. o zapowiadanej w ramach Polskiego Ładu likwidacji pozwoleń na budowę domów do 70 m2. Zdaniem prawniczki, rysują się w tym temacie dwie istotne kwestie:

Czekamy na szczegóły jak ta regulacja ma wyglądać. Pozwolenie czy zgłoszenie i możliwość realizacji samego budynku to jest jedna kwestia. (…) Inna kwestia to w jakim zakresie stosowane będą przepisy dotyczące choćby planowania i zagospodarowywania przestrzennego – podkreśla dr Joanna Barzykowska.

Dr Joanna Barzykowska odwołuje się również do wątpliwości, które budzi zapisany w Polskim Ładzie nowy projekt mieszkaniowy. Nasz gość rozważa czy gdy mieszkańcom da się zupełną wolność i nie będą musieli zgłaszać swoich budowlanych planów, a urzędnicy nie będą mieć czasu na ich weryfikację, nie dojdzie do absurdalnych sytuacji budowlanych i konfliktów sąsiedzkich:

Ja myślę, że jest to możliwy scenariusz. Mamy różne pomysły i różne uwarunkowania działek. Jeżeli działka jest mała, mówiąc o 70 metrach, nie mówimy czy to będzie domek parterowy, piętrowy czy dwupiętrowy (…), bo mamy małą działkę i chcemy się tam „wcisnąć” – zaznacza dr Joanna Barzykowska..

Ekspert analizuje również ostatnią rewolucję w prawie mieszkaniowym, która nastąpiła w ubiegłym roku. Opisuje na czym polegały wprowadzone we wrześniu 2020 r. zmiany:

Mieliśmy dużą rewolucję w prawie budowlanym w zeszłym roku. Od września ubiegłego roku udało się uporządkować te wszystkie elementy związane z procedurą kiedy trzeba uzyskiwać pozwolenie, kiedy w ogóle nie trzeba go uzyskiwać, ale kiedy trzeba dokonać zgłoszenia i kiedy nie trzeba w ogóle dokonywać zgłoszeń – tłumaczy rozmówczyni Sebastiana Stodolaka.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Ukryte Skarby – 07.07.2021 r.

W najnowszych „Ukrytych Skarbach” redaktor Elżbieta Ruman zabiera słuchaczy w dźwiękową podróż do zachodniopomorskich Krup oraz Sławna.

W kolejnym odcinku „Ukrytych Skarbów” przenosimy się do położonych na Pomorzu Zachodnim Krup, w których mieści się park rozrywki „Leonardia”. Gośćmi programu są koordynatorka „Leonardii”, Mirosława Miklaszewicz-Sendal oraz  młody radny Sławna, menedżer Orkiestry Dętej im. Ziemi Sławieńskiej, Adam Poprawski. Rozmówczyni Elżbiety Ruman opowiada m.in. postaci Leonarda da Vinci, który stał się inspiracją dla lokalnego parku atrakcji:

Podejrzewamy, że dużo przebywał ze swoim wujkiem. Wujek był kreatywnym człowiekiem i ciekawym świata – zaznacza pracowniczka „Leonardii”.

Ponadto, Mirosława Miklaszewicz-Sendal opowiada o atrakcjach „Leonardii”. Jak wskazuje pracowniczka obiektu, dostępne tu liczne maszyny i gry zostały skonstruowane na podstawie skryptów i projektów samego da Vinci:

Przeglądaliśmy skrypty i korzystamy z nich do konstruowania gier i urządzeń. (…) Myślę, że jakaś 1/3 tych gier jest wynalazkami Leonardo da Vinci – przyznaje Mirosława Miklaszewicz-Sendal.

Z kolei Adam Poprawski mówi o trudnej historii Sławna gdzie. W czasie II Wojny Światowej, piękne centrum miasta zostało zamienione w gruzy z powodu wybuchu bomby, a później swój negatywny ślad odcinęli tu również żołnierze Armii Czerwonej. Zdaniem młodego samorządowca gdyby nie to, Sławno byłoby dziś jednym z najpiękniejszych pomorskich miast:

Zdecydowanie zgadzam się. (…) To miasto po wojnie zostało prawie doszczętnie zrujnowane – podkreśla Adam Poprawski.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Ukryte Skarby

Niemcy: Polski kierowca autobusu „Sindbad” zginął z rąk nożownika

63-letni polski kierowca autobusu na trasie Bawaria-Polska zginął próbując załagodzić spór pomiędzy nieznanym mężczyzną a podróżnymi. 43-letni sprawca pochodzi prawdopodobnie z Saksonii.

W nocy z poniedziałku na wtorek w wyniku ran zadanych przez nożownika zmarł 63-letni Polak, kierowca autobusu. Zdarzenie miało miejsce w Hof w Górnej Frankonii, podczas postoju podróżnych z dwóch autokarów na miejscowym dworcu. Jeden z busów należał do opolskiego przewoźnika Sindbad Sp. z o.o. i kursował na trasie Bawaria – Polska. Z relacji miejscowej policji wynika, że na miejscu nawiązała się kłótnia pasażerów z 43-letnim mężczyzną, który pojawił się na dworcu.

Około północy 43-latek zaatakował jednego z podróżnych. Gdy polski kierowca postanowił interweniować, prowodyr dźgnął go nożem, zadając śmiertelną ranę. Zaraz potem sprawca próbował pieszo zbiec z miejsca przestępstwa, ale zatrzymał go patrol lokalnej policji.

Pasażerowie autokaru Sindbad próbowali na miejscu udzielić rannemu kierowcy pierwszej pomocy oraz wezwać służby ratunkowe, jednak zanim te pojawiły się na miejscu zdarzenia kierowca zmarł w wyniku odniesionych ran kłutych. Śledztwo w tej sprawie przejęła prokuratura. Na tę chwilę wiadomo, że kulisy przestępstwa nie są jeszcze wyjaśnione. Ponadto, w czynnościach ma uczestniczyć także polski konsulat w Niemczech. Zdaniem policjantów domniemany sprawca pochodzi z graniczącej z Polską Saksonii.

Źródło: TVP Info

N.N.

Ukryte Skarby – 06.07.2021 r.

W kolejnej audycji „Ukrytych Skarbów” red. Elżbieta Ruman przybliża słuchaczom tajemnice Paprotów.

Gośćmi wtorkowych „Ukrytych Skarbów” są właścicielka lokalnego pensjonatu, Iwona Rybicka i poszukiwacz skarbów i organizator projektu „Fort Marian”, Marian Laskowski. Marian Laskowski opowiada o swoim hobby i profesji jaką jest poszukiwanie skarbów. Przybliża m.in. historię jak w latach 90. jako jeden z nielicznych brał udział w poszukiwaniach „złotego pociągu”:

To była taka piękna przygoda. Byliśmy wszyscy nastawieni, że ten złoty pociąg znajdziemy. Były tak wiarygodne informacje, że pan, który wynajął naszą ekipę – bo byliśmy tymi, którzy mieli do tego dojść – był nawet w Urugwaju zaciągnąć informacji gdzie ten pociąg dokładnie był – wspomina Marian Laskowski.

Mieszkaniec Paprotów kontynuuje swoją opowieść o poszukiwaniu „złotego pociągu”. Tłumaczy jak wyglądał proces ekspedycji, która odbywała się w Górach Sowich:

To było w Górach Sowich. Mieliśmy do dyspozycji koparki, młoty pneumatyczne. Były pomiary zrobione przez Instytut Geologiczny we Wrocławiu. (…) Okazało się, że po 7 metrach była skała tak twarda, że nawet młot pneumatyczny, który ważył 100 kg nie był w stanie jej w najmniejszym stopniu skruszyć. (…) Wynajęliśmy też wiertnię z kopalni – mówi Marian Laskowski.

Rozmówca Eli Ruman ostatecznie nie odkrył „złotego pociągu”, lecz mimo to, nie uważa by pogłoski o jego istnieniu były całkowitym fałszem. Zdaniem Mariana Laskowskiego, ekipa, która go poszukiwała miała błędne współrzędne:

Może nie do końca ściema. Dostaliśmy wszystkie zgody potrzebne w tamtym czasie. W rządzie był wówczas pan Kwaśniewski. (…) Na końcu okazało się, że byliśmy przesunięci o kilkanaście metrów (…) i wierciliśmy nie w tym miejscu co potrzeba – stwierdza Marian Laskowski.

Z kolei Iwona Rybicka dotyka tematu dawnych niemieckich mieszkańców Paprotów. Jak zaznacza właścicielka pensjonatu, często oni sami lub ich potomkowie przyjeżdżają odwiedzić dawne rodzinne strony:

W latach 90. bardzo często gościliśmy tutaj ludzi, którzy mieszkali tu, pracowali, którzy przyjeżdżali tu ze wspomnieniami. (…) Pokazywali nam zdjęcia jak kiedyś wyglądały nasze gospodarstwa – przytacza Iwona Rybicka.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji w formie podcastu!

N.N.

Ukryte Skarby