Jolanta Gruca, nauczycielka chemii: Dzięki reformie przedmioty ścisłe wreszcie odzyskały należne im miejsce

Dzień 69. z 80 / Wisła – Przedmioty ścisłe w szkołach średnich wreszcie odzyskają swoją rangę – powiedziała nauczycielka chemii z Wisły. Zdradziła też, co mysli o reformie szkolnictwa.

– Reforma, która dzisiaj startuje, jest na pewno potrzebna – uważa Jolanta Gruca, wieloletnia dyrektorka zespołu szkół w Wiśle (podstawówka i gimnazjum). – Nauczanie przedmiotowe na pewno rozwinie młodzież. Przedmioty ścisłe w szkołach średnich wreszcie odzyskają swoją rangę.

Zwróciła uwagę na fakt, że do tej pory na przedmioty ścisłe, takie jak chemia i fizyka, było bardzo mało godzin, co „ograniczało możliwość wykształcenia młodego człowieka, który startując w klasie pierwszej liceum, nie wiedział, co będzie w przyszłości robił”.
– Chemia jest, tak jak fizyka, trudnym przedmiotem i tutaj wielka jest rola dyrektora, bo jeśli godziny dyrektorskie choćby przez jeden semestr wspomogą nauczyciela, to jest to wielki plus – powiedziała Jolanta Gruca. Jej zdaniem fizyka i chemia zyskają na tej reformie, gdyż w szkołach średnich (ponadgimnazjalnych) ich nauczanie było ograniczone do jednej godziny tygodniowo, a teraz w cyklu będą aż cztrery godziny. Licea dotychczas były tylko kursem przygotowawczym do testowej matury.

Jej zdaniem istnienie gimnazjów generowało ponadto wielkie problemy wychowawcze.
Przyznała, że założenia, według których gimnazja miały powstawać przy liceach, rozminęły się z rzeczywistością, bowiem większość gimnazjów powstała przy podstawówkach. Tak właśnie działo się ze szkołami w Wiśle i okolicach.

Gość Poranka ocenia też, że obawa zwolnień, jaka wiązała się z wprowadzeniem reformy, w Wiśle nie ziściła się. Jej zdaniem to, aby nauczyciele nie tracili pracy, jest zadaniem dyrektora, który musi tak pokierować placówką, aby zapewnić zatrudnienie wszystkim dotychczasowym pracownikom. Natomiast likwidacja gimnazjów nie wiąże się z likwidacją tych szkół, ponieważ mają one możliwość przekształcenia się w podstawówkę lub w szkoły branżowe.

[related id=36651]- Z okazji nadchodzącego roku szkolnego chcę złożyć uczniom życzenia, aby wykorzystali wszystkie szanse, jakie daje szkoła, nie bali się zadawać pytań i poszukiwać na nie odpowiedzi. Nie zrażajcie się niepowodzeniami, bo one zawsze są. Zawsze możecie liczyć na pomoc ze strony swoich wychowawców i nauczycieli. Kolegom i koleżankom życzę sukcesów w realizacji zadań edukacyjno-wychowawczych w tym trudnym zawodzie – życzyła na koniec rozmowy pani Jolanta Gruca.

MoRo

Aby wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj.

Adam Słomka: Zmiany w wymiarze sprawiedliwości są konieczne; trzeba podejść do nich roztropnie i dobrze je przygotować

Dzień 69. z 80 / Wisła – W rozmowie w Poranku WNET o tym, czy weto prezydenta było dobrym posunięciem i czy zwiastuje dekompozycję obozu władzy, o reparacjach wojennych od Niemiec i o Międzymorzu.

Adam Słomka po raz drugi w czasie podróży Radia WNET „W 80 dni dookoła Polski” gościł w Poranku WNET. W dzisiejszej rozmowie w Wiśle skomentował sytuację polityczną po zawetowaniu przez prezydenta ustaw, które miały zreformować polski wymiar sprawiedliwości, a także wypowiedział się na temat głośnej ostatnio sprawy żądania przez Polskę reparacji wojennych od Niemiec oraz o sytuacji międzynarodowej, w której znajduje się Polska.

Zdaniem Adama Słomki widać teraz, że zawetowanie ustawy o SN i ustawy o KRS było bardzo dobrym posunięciem ze strony Andrzeja Dudy. W ten sposób rozładowały się protesty, a część klasy politycznej nabrała poczucia, że do zmian w wymiarze sprawiedliwości trzeba podejść roztropnie i dobrze je przygotować. W propozycjach ministra Ziobry było wiele błędów.

Nowe ustawy, przygotowywane przez prezydenta, piszą – jak mówi Adam Słomka – ludzie związani z Jarosławem Gowinem, czyli ludzie, którzy byli kiedyś w Platformie Obywatelskiej, a potem zaczęli sympatyzować z PiS-em. Projekty będą pewnie dosyć łagodne, ale parlament dokona poprawek. – Sądzę, że to będzie szło w dobrą stronę. Pytanie, czy będą konsultacje społeczne. [related id=32277]

Adam Słomka, jako osoba mająca częste kontakty z polskim sądownictwem, opowiedział także, co o nim sądzi.

– Nie spotykam się z wymiarem sprawiedliwości, bo go tam nie ma w ogóle. Spotykam się z wymiarem niesprawiedliwości. Siedzi tam szajka i to jest duży kłopot. Całe to środowisko jest niezdekomunizowane, bez żadnej kontroli. Władza, która nie jest kontrolowana, władza absolutna, demoralizuje się absolutnie. Mam nadzieję i widzę (…), że pod presją społeczną elity zauważyły, że potrzeba bardzo poważnych zmian.

Zdaniem Adama Słomki, gdyby przygotowane ustawy zostały przyjęte, to po pierwsze doszłoby do dalszego narastania protestów. Były one już bardzo duże, rozwinęły się w kilkuset miejscowościach w Polsce.

– Dano paliwo sprawie, która powinna być naszym orężem w zakresie zmian dekomunizacyjnych i wolnościowych. A tu się okazało, że cała ta komuna podniosła łeb i uzyskała jakieś poparcie na ulicy. To zupełnie niesamowite, żeby w tej sprawie mieć opór społeczny – powiedział Adam Słomka o atmosferze, w jakiej powstawały zawetowane przez prezydenta ustawy.

– Po drugie to był pomysł, przypominam, w którym minister sprawiedliwości chciał przy pomocy prokuratorów obsadzić Sąd Najwyższy. To jest coś karykaturalnego po prostu. W związku z tym uważam, że prezydent bardzo dobrze się zachował.

Adam Słomka podkreśla też, że dobrym skutkiem weta prezydenckiego może być to, że wreszcie dojdzie do dyskusji w Sejmie. Dotychczas miała ona miejsce jedynie w Senacie. Brakuje według Adama Słomki ludzi, którzy potrafiliby dokonywać krytyki, ale konstruktywnej. Tę rolę musi teraz pełnić prezydent.

Czy w związku z tym możemy mówić o dekompozycji obozu władzy?

Adamowi Słomce nie wydaje się, żeby prezydent teraz był „dojrzały”, by stworzyć oddzielny obóz polityczny – jeśli już, to w drugiej kadencji. Nie byłoby to dobre ze względu na szanse, które teraz stoją przed Polską, i na poparcie społeczne za tym, żeby dokonać przemian. Nie można tego marnować kolejną wojną na górze. Jak mówi: – Na szczęście prezydent jest zupełnie innego formatu człowiekiem niż wcześniejsi politycy typu Krzaklewskiego czy Wałęsy.

Tematem rozmowy była też kwestia domagania się przez Polskę reparacji wojennych od Niemiec oraz sytuacja międzynarodowa Polski.

Co do reparacji, to Adam Słomka uważa, że: – To jest przesądzone, oczywiście, że dostaniemy pieniądze. (…) Niemcy to wiedzą. (…) Powinniśmy konsekwentnie tę sprawę podnosić na arenie międzynarodowej, zacząć powoli, spokojnie liczyć te koszty, nie spieszyć się z tym, zwiększać presję na Niemcy, sprawę umiędzynarodowić, powołać klub wierzycieli.

Trzeba też się upomnieć o około 50 ton złota, które zostało zagrabione przez Niemców z polskich banków komercyjnych. O tym złocie wiadomo z relacji przedstawicieli banków amerykańskich.[related id=36651]

Stosunki z Niemcami nie są dla nas najważniejsze. Dla Polski najważniejsze są stosunki w ramach Międzymorza, w tym z Ukrainą.

– Gigantyczny błąd robi PiS, że się zabrał za niszczenie ukraińskiego pomnika na cmentarzu. Właśnie tam powinny być pomniki niemieckie, faszystowskie, komunistyczne, ukraińskie – na cmentarzach, tylko tam możemy je tolerować. Niszczenie ich jest oczywiście błędem i to nam bardzo zepsuło koncepcję Międzymorza i relacje z Ukrainą.

Druga rzecz to są relacje ze Stanami Zjednoczonymi. „Musimy je hołubić”. Widać, jak wielkim błędem było pozbawienie się prawa weta w Unii Europejskiej.

– Polska w tej chwili zdała się na dyktat Niemiec i Francji. My mamy bardzo poważny dylemat jako elity, o czym się nie mówi, co my mamy zrobić w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi w kontekście Unii Europejskiej, dlatego że Unia będzie nas co raz bardziej w głosowaniach dusić. Nie mamy już prawa weta. (…) To był wielki błąd naszych elit, chyba największy poza wsparciem Wałęsy.

W związku z tym trzeba postawić na Międzymorze i rozmowy ze Stanami Zjednoczonymi. Powinny to być bardzo poważne rozmowy geopolityczne.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w Poranku WNET w części szóstej.

JS

4.09 / W 80 dni dookoła Polski / Dzień 69. / Zapraszamy na Poranek WNET z Wisły

Zapraszamy na kolejny etap naszej podróży. 4 września rozpoczynamy trasę wzdłuż Wisły.

Goście Poranka WNET z Wisły:

Maciej Kopeć – wiceminister edukacji narodowej;

Adam Słomka – polityk, działacz Konfederacji Polski Niepodległej;

Czesław Chrapek – przewodniczący NSZZ „Solidarność” okręg Skoczów, region Podbeskidzie;

Irena Lasota – publicystka, Waszyngton;

Józef Broda – pedagog, folklorysta, multiinstrumentalista;

Mariusz Woś – przewodnik PTTK;

Jarosław Gluza – rzeźbiarz;

Paweł Szarzec – stolarz, mieszkaniec Wisły;

Angelika Piecuch-Woźniak – kierownik oddziału Związku Parków Krajoznawczych Województwa Śląskiego w Żywcu;

Jolanta Gruca – nauczyciel chemii, b. dyrektor Zespołu Szkół nr 1 w Wiśle;

Wanda Przybylska – prezes Stowarzyszenia Grupa Twórców „Wiślanie”.


Prowadzenie: Łukasz Jankowski

Wydawca: Antoni Opaliński

Realizator: Karol Smyk

Wydawca techniczny: Konrad Tomaszewski


 

Część pierwsza:

Mariusz Woś o źródłach Wisły oraz o tym, jakie miejsca i szlaki turystyczne w Beskidzie Śląskim najbardziej warto odwiedzić.

Jarosław Gluca i Wanda Przybylska o powstaniu i działalności Stowarzyszenia Grupy Twórców „Wiślanie” oraz o sztuce ludowej artystów z Wisły.

 

Część druga:

Józef Broda o swojej pasji gry na trombicie, o dialekcie języka polskiego, jakiego używało się w Beskidzie Śląskim, a także o różnicach między Beskidem Śląskim i Żywieckim.

Paweł Szarzec o Beskidzie Śląskim w czasach panowania Franciszka Józefa oraz dwudziestoleciu międzywojennym.

Czesław Chrapek skomentował tegoroczną rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych. Mówił także o niskim bezrobociu oraz inwestycjach w regionie Beskidu Śląskiego.

Tutaj większość związkowców musi działać w utajnieniu!!!

 

Część trzecia:

Serwis informacyjny Radia Warszawa.

 

Część czwarta:

Maciej Kopeć o rozpoczynającym się dzisiaj roku szkolnym i reformie szkolnictwa, która rusza właśnie dzisiaj.

 

Część piąta:

Jolanta Gruca o zmianach w systemie edukacji, które jej zdaniem poprawią stan wiedzy uczniów.

Reforma jest przygotowana a w roku szkolnym 2017/2018 obejmie uczniów klas VII, I i IV.

Irena Lasota o coraz bardziej napiętych stosunkach pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Koreą Północną w związku zapowiedziami Korei kolejnych prób bomby atomowej.

 Czy USA powinny wprowadzić sankcje wobec Chin jako protektora Korei Północnej?

 

Część szósta:

Adam Słomka o reformie polskiego sądownictwa i reparacjach wojennych od Niemiec dla Polski. Gość Poranka Wnet stwierdził, że prędzej czy później państwo Angeli Merkel zapłaci reparacje.

Do zmian w wymiarze sprawiedliwości trzeba podejść roztropnie i dobrze je przygotować.

 


Posłuchaj całego Poranka Wnet:

 

Początek roku szkolnego/ Surdy: Reforma szkolnictwa była koniecznością, chociaż nie jest doskonała

Moim zdaniem zmiana do systemu 8 lat podstawówki, 4 lat liceum jest właściwa i tu nie mam wątpliwości, że to jest słuszne. Jeżeli mówimy o programie(…) to pewne rzeczy będzie trzeba modyfikować.

Kiedy rozpoczynaliście strajk głodowy w marcu 2012, czy mieliście świadomość, że możecie wpłynąć na władzę?

Mieliśmy nadzieję, że forma – niewątpliwie radykalna i ostateczna – jaką przyjęliśmy, może przynieść efekt, ale wpłynie nie tyle na samą władzę, ile na ożywienie środowisk, pokazanie problemu, i zmobilizuje społeczeństwo do zajęcia stanowiska. Liczyliśmy, że władza będzie reagować na żądania społeczne, na wyraźne oczekiwania. Akcja zaczęła się od listów z inicjatywy prof. Andrzeja Nowaka i wiele uznanych osób pisało wcześniej do włodarzy państwa bez efektu.

Liczyliście, że władza zareaguje?

Liczyliśmy na odzew społeczny, na nagłośnienie problemu, który był właściwie widziany, nie tyle nauczycieli czy uczniów, ile przez środowisko akademickie, bo ono sygnalizowało w swoich wystąpieniach problem, co dzieje się z oświatą. Dla nas ważniejszy był problem w ogóle oświaty, nie tylko nauki historii, ale całości szkolnictwa i problemów wynikających z poprzedniej reformy.

 Co się wydarzyło, że odstąpiliście od tej formy protestu po 13 dniach?

Zadecydowało kilka czynników. Zobaczyliśmy, że w tak krótkim czasie, jakim była ta głodówka – dla nas długim, ale z perspektywy – niecałe dwa tygodnie – krótkim, efektu większego ponad to, co uczyniliśmy, nie widzieliśmy. Nie planowaliśmy irlandzkiej głodówki, czyli do śmierci. Zakładaliśmy, że wzruszymy sumienia, wzruszymy opinię, ale nie planowaliśmy oczywiście śmierci głodowej. I tak to było wystarczające wyrzeczenie. Udało nam się uruchomić też inne ośrodki. Po nas głodówkę rotacyjną przejęła Warszawa – Adam Borowski (działacz Solidarności Walczącej) z innymi ludźmi. Wtedy ustaliliśmy, że zmieniamy formułę na rzecz rotacyjnej, czyli że protest przejmują poszczególne ośrodki. Po to, żeby też obudzić innych, bo w Krakowie widzieliśmy to ożywienie, pielgrzymki, które przychodziły do kościoła, koncerty, zaangażowanie wielu osób, wyrażanie poparcia przez różne środowiska. Ze strony rządu był ewidentny blok na informację i to widzieliśmy. Mieliśmy też sygnały, np. z telewizji Kraków, która chciała wysłać materiały do centrali, że była blokowana. To było zresztą sprytne ze strony rządzących, że próbowali zablokować. To kiedyś komuniści robili – próbowali odcinać Wybrzeże, kiedy strajkowało, nie dopuścić do rozprzestrzenienia się informacji o strajkach. Tutaj pozwolono regionalnej telewizji, radiu nadawać, ale już w centrali nie szło. Dopiero pierwszymi akcjami ogólnopolskimi były relacje, o dziwo, w telewizji Polsat. I kiedy poszły pierwsze informacje w Polsacie, to ta blokada informacyjna została przełamana. Chcieliśmy pokazać, że nie jest to protest środowiska bezpośrednio zainteresowanego, czyli nauczycieli. Jeśli już, to rodziców zatroskanych o edukację swoich dzieci. Nasz mandat wynikał z naszych życiorysów, ludzi zajmujących się sprawami publicznymi, społecznymi od lat 80. XX wieku. Chcieliśmy pokazać, że to nie jest strajk o miejsca pracy czy o pieniądze, ale o wartości. Walka o tych, którzy nie mogą protestować, albo nie potrafią. To przyświecało nam w czasach komuny, to jest nam bliskie i dziś.

Od waszego protestu głodowego minęło 5 lat. Stoimy w obliczu kolejnej reformy w oświacie. Jak Pan ocenia kierunek tej reformy?

Uważam, że ona jest pewną koniecznością. Moim zdaniem zmiana do systemu 8 lat podstawówki, 4 lat liceum jest właściwa i tu nie mam wątpliwości, że to jest słuszne. Jeżeli mówimy o programie, to mam świadomość, że pewne rzeczy będzie trzeba modyfikować, ale to tak jest w życiu, że nie ma doskonałych mechanizmów. Trzeba będzie zwrócić baczną uwagę, posłuchać różnych krytycznych głosów, które się pojawią, bo pewnie wśród słów krytycznych będą i te, które będą wychodziły z troski czy z rzeczywistej potrzeby poprawy.

 Czy spodziewa się Pan na jesieni wokół reformy wysokiej temperatury politycznej?

Myślę, że nie. Słuchałem różnej argumentacji jednej i drugiej strony i przekonujące jest dla mnie, że nie ma zagrożenia dla nauczycieli i ich miejsca pracy. Poza tym może to wreszcie spowodować, co było pewnym problemem, że przerosty klas znikną i że teraz będą rzeczywiście mniej liczebne klasy. Przynajmniej chciałbym, żeby tak było, żeby bardziej zindywidualizować tę edukację. Zresztą to jest jedyna szansa, żeby nauczyciel, przy bezpośrednim kontakcie, dawał sobie radę z konkurentem, jakim stał się dzisiaj wszechobecny Internet i wiadomości płynące z Internetu. Przy jak najbardziej zindywidualizowanym trybie edukacji nauczyciel będzie w stanie obronić swój autorytet, korzystając z tych wszystkich nowinek cywilizacyjnych.

PAP

Grzegorz Surdy od 1981 działał w NZS. W latach 1983-1984 był redaktorem podziemnego pisma „Tymczasem”. W latach 1988/89 przewodniczący, następnie wiceprzewodniczący Komisji Uczelnianej NZS UJ, członek Prezydium Krakowskiej Rady Koordynacyjnej NZS. W marcu 2012 współorganizator, uczestnik głodówki w kościele św. Stanisława Kostki w Krakowie przeciwko degradacji polskiej edukacji; współzałożyciel, członek sekretariatu Obywatelskiej Komisji Edukacji Narodowej.

 

Dyskusja w Polsce na temat reparacji. Czarnecki: Jeżeli Niemcy nie chcą płacić reparacji, to Polska to umiędzynarodowi

W Polsce trwa dyskusja na temat reparacji wojennych. Jej echa dyskutowane są w Berlinie. Zbierane są wstępne ekspertyzy prawne w tej sprawie, która w mediach funkcjonuje już od dwóch miesięcy.

[related id=36629]Wiceszef Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki (PiS) podkreślił, że gdyby były jakiekolwiek dokumenty potwierdzające, że Polska zrzekła się reparacji, to Niemcy natychmiast by je przedstawiły. „A więc skoro nie ma dokumentów, że Polska się tych reparacji zrzekła, to jest to bardzo dla nas ważny moment i nasze roszczenia, rewindykacje, kwestia reparacji wojennych ze strony Niemiec dla Polski i Polaków, nabiera nowego kształtu” – powiedział w niedzielę w programie Radia Zet i Polsat News.

„Jeżeli Niemcy chcą mówić 'nie’ i chcą twardo mówić, że nie będą płacić reparacji, to my tę sprawę umiędzynarodowimy i nie będzie to z korzyścią dla wizerunku Niemiec” – powiedział Czarnecki.

[related id=36476]Przypomniał, że 1 stycznia 2018 r. Polska rozpocznie swoją dwuletnią kadencję w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. „Na pewno w Parlamencie Europejskim mogę sobie wyobrazić jako wiceprzewodniczący zarówno interpelacje składane zarówno do Komisji Europejskiej i do Rady, jak i publiczne wysłuchania w tej izbie, jak też wnioski w naszej frakcji europejskich konserwatystów i reformatorów w sprawie zgłoszenia tego do porządku obrad” – wskazał.

Rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński podkreślił, że Polska podczas II wojny światowej poniosła ogromne straty ludzkie i materialne, a Niemcy „w żaden sposób należyty nie zadośćuczyniły Polsce i Polakom za doznane krzywdy”. „Najpierw dobrze by było, żeby zostały w odpowiednich resortach sporządzone analizy, na ile jest to kwestia możliwa, a na ile nie” – powiedział.

„Pamiętajmy, że kilka lat temu Niemcy ukończyli spłacanie reparacji wojennych zdaje się Belgii i innym krajom za I wojnę światową. (..) Płacili przez niemalże 100 lat te reparacje co roku, więc nawet jeśli ktoś mówi o tych sumach, to wiadomo że reparacji nie płaci się zazwyczaj jednorazowo” – zaznaczył Krzysztof Łapiński.

Opozycja krytycznie

Katarzyna Lubnauer (Nowoczesna) oceniła, że kwestia reparacji wojennych od Niemiec to „czysta gra pozorów”.  Również posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska oceniła, że jeżeli ktokolwiek chciałby „poważnie podważyć umowy, ład i porządek, który został wprowadzony”, to są do tego zupełnie inne metody i instrumenty.

„Nie ulega wątpliwości, że z punktu widzenia moralno-historycznego reparacje się Polsce należą” – powiedział wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka (Kukiz’15). Zaznaczył jednocześnie, że „nie wolno tak sobie rzucać hasła, tylko po to, żeby znowu dzielić Polaków, w sposób bardzo mocno populistyczny”.

„Polityka zagraniczna PiS (…) to są puste hasła PR-owe, obietnice, butne groźby, otwieranie frontu, kłócenie się ze wszystkimi państwami i nie ma w tym żadnych korzyści dla Polaków, a my mamy bardzo poważne sytuacje w tym momencie na arenie międzynarodowej, choćby to, że chcą wyrzucić z państw Europy Zachodniej polskich pracowników delegowanych” – powiedział Tyszka.

Zdaniem Marka Sawickiego (PSL) jeśli rząd PiS „występuje z roszczeniami wobec Niemiec, to musi na równi występować także z roszczeniami wobec Rosji”.

„Zniszczenia, jakich dokonywała na terytorium Rzeczypospolitej Rosja w czasie II wojny światowej i długo po niej, są także ogromne” – podkreślił. „Jeśli odważnie i poważnie PiS traktowałby sprawę, to najpierw przygotowałby ekspertyzy prawne ze strony rządu, ekspertów, a dopiero później wystąpił z tym na forum międzynarodowym” – dodał.

PAP/MoRo

Dwa tysiące nazw ulic ulegnie zmianie. Samorządy pytały IPN, czy dekomunizować Kościuszkę i Sosnkowskiego

Na początku września każdy wojewoda otrzyma szczegółowy spis nazw ulic i placów symbolizujących ustroje totalitarne. One powinny być zmienione – pisze dr Maciej Korkuć z IPN w swoim felietonie.

[related id=34696]W nowy etap wchodzi realizacja ustawy z 1 kwietnia 2016 r. o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej. To jedna z nielicznych ustaw, za którą głosowali niemal wszyscy posłowie.

Ustawa dała samorządom roczny termin na dokonanie w sposób samodzielny zmian wszystkich nazw, które „upamiętniają osoby, organizacje, wydarzenia lub daty symbolizujące komunizm lub inny ustrój totalitarny”.

Od 2 września wojewodowie będą zobowiązani w terminie 3 miesięcy do wydania tzw. zarządzenia zastępczego, w którym wprowadzą nową nazwę w miejsce niezmienionej. Zarządzenia takie będą wydawane na podstawie opinii IPN.

W IPN już od ponad roku działa specjalny zespół, który realizuje ustawę. Na początku września każdy wojewoda otrzyma szczegółowy spis nazw ulic i placów, które powinny zostać zmienione. To wynik szczegółowego przeglądu dokonanego przez pracowników IPN na terenie wszystkich gmin w kraju.

Już dzisiaj wiadomo, że liczba zlokalizowanych tego typu nazw ulic i placów symbolizujących ustroje totalitarne wynosi około 2 tysiące. W różnych regionach liczba tych propagandowych upamiętnień jest zróżnicowana. Na przykład w województwie małopolskim przegląd ujawnił niemal 100 nazw, które będą podlegać zmianie, w Wielkopolsce – ponad 230, w zachodniopomorskim – ponad 150, w pomorskim – ponad 160.

Po zestawieniu wskazanych nazw z uchwałami, które w ostatnich miesiącach były i wciąż są procedowane w radach gmin okaże się, ile z nich będzie musiało zostać objętych rozstrzygnięciami nadzorczymi wojewodów.

Realizacja ustawy została uznana przez IPN za dobrą okazję do akcji edukacyjnej ukierunkowanej także na kształtowanie świadomości obywatelskiej. Do każdej nazwy wskazanej do zmiany dołączona jest nota historyczna wyjaśniająca jej charakter.

Również podczas bezpośrednich spotkań z samorządowcami pracownicy IPN objaśniali rzeczywiste znaczenie wydarzeń, dat i rolę osób upamiętnionych w nazwach ulic. Wiele z nich to działacze albo struktury komunistyczne. Spuścizną PRL było również fałszowanie pojęć i propagandowe zawłaszczanie bohaterów, którzy z komunizmem nie mieli nic wspólnego.

Historycy wielokrotnie musieli samorządom wyjaśniać, że takie postaci, jak niepodległościowi socjaliści Stefan Okrzeja czy Bolesław Limanowski, są błędnie kojarzone z komunizmem. W niektórych miejscowościach IPN wręcz blokował zmiany takich nazw jak chociażby ul. Batalionów Chłopskich, tłumacząc, że to struktura niepodległościowa i jeden z trzonów Armii Krajowej po scaleniu. Zdarzały się też kuriozalne pytania samorządów, czy dekomunizacji będą podlegać tacy bohaterowie polskiej historii jak: Tadeusz Kościuszko, Romuald Traugutt czy Kazimierz Sosnkowski.

Instytut Pamięci Narodowej w wielu wypadkach zderzał się z próbami obejścia zapisów ustawy. Zdarzało się, że na pośpiesznie zwoływanych różnego rodzaju zebraniach mieszkańców straszono kataklizmem rzekomych kosztów do poniesienia i zamętu organizacyjnego, łącznie z absurdalnymi zapowiedziami załamania obiegu korespondencji.

Tymczasem ustawodawca w sposób jednoznaczny zastrzegł, że wszystkie dokumenty zawierające stare nazwy zachowują swoją ważność, a zmiany w księgach wieczystych, rejestrach, ewidencjach i dokumentach urzędowych, dokonane w związku z realizacją ustawy, są wolne od opłat. Takie instytucje jak Poczta Polska jednoznacznie zapowiedziały, że z dostarczaniem listów nie będzie żadnego problemu.

Ustawa nie dotyczy tylko okresu PRL. W tym samym stopniu dotyczy bowiem także nazw nadanych w III Rzeczypospolitej (jak chociażby rondo Edwarda Gierka w Sosnowcu – mieście, gdzie się urodził). Zakaz dotyczy też nazw, które będą uchwalane w przyszłości.

Choć utarło się już o ustawie mówić „dekomunizacyjna”, to blokuje ona także gloryfikowanie innych ustrojów totalitarnych. Dochodziło już w Polsce do precedensowych zdarzeń, kiedy publicznie gloryfikowano ludzi związanych z niemieckim narodowym socjalizmem. Na przykład w ostatnich latach w Gdańsku na patrona tramwaju został wybrany Adolf Butenandt, mimo że jest on oskarżany o współpracę z Josefem Mengele – jednym z najstraszliwszych specjalistów od eksperymentów pseudomedycznych w KL Auschwitz.

dr Maciej Korkuć

PAP

dr Maciej Korkuć  historyk, naczelnik OBUWiM IPN w Krakowie, wykładowca Akademii Ignatianum.

Jan Kowalski/ Zanim napiszemy nową konstytucję (13). Szwajcaria do dziś jest zorganizowana na wzór I Rzeczpospolitej

Napadnięci nie możemy się zastanawiać, czy napastnik chce nas może tylko przestraszyć albo lekko obić, czy włamał się do naszego domu po to, żeby obejrzeć mecz, bo u siebie nie miał cyfrowego Polsatu.

Żadne polskie powstanie by się nie odbyło. Żadna konfederacja i żaden rokosz. Więcej, państwo polskie by nie powstało, a na pewno nie obroniłoby swojego prawa do istnienia, gdyby nie jeden element – prawo do posiadania broni przez obywateli, powszechne prawo. To na tym prawie, a właściwie na obowiązku posiadania broni i obrony ojczyzny, została zbudowana wielkość I Rzeczpospolitej.

To prawo, jak i prawo do posiadania zawodowej armii, odebrali nam zaborcy, żebyśmy nie mogli skutecznie się przed nimi obronić. Ich intencji nie sposób nie zrozumieć – każdy agresor chciałby mieć bezbronnego sąsiada. Po krótkim epizodzie odzyskanej wolności, w roku 1945 nad Wisłą Stalin zainstalował swoich bolszewików. Odbierając nam wolność osobistą i prawo do obrony własnej rodziny i ojczyzny, pozbawiono nas prawa do posiadania broni. To rzekomo niebezpieczne narzędzie mogło być tylko w posiadaniu bolszewików. Bolszewików zawsze było niewielu, dlatego przy powszechnym dostępie obywateli do broni długo by się nad Wisłą nie utrzymali.

Czas zaprezentować zatem IV filar, na którym oprzemy wielkość naszej V Rzeczpospolitej – prawo każdego obywatela do obrony własnej i obrony miru domowego. Prostymi słowy znaczy to tyle, że każdy napadnięty ma prawo do obrony przeciwko napastnikowi. Bez zastanawiania się nad jego intencjami i bez kalkulowania wyrządzonych nam ewentualnie szkód.

Napadnięci nie możemy się zastanawiać, czy napastnik chce nas może tylko przestraszyć albo lekko tylko obić. Nie możemy rozważać, czy włamał się do naszego domu po to, żeby obejrzeć mecz, bo u siebie nie miał cyfrowego Polsatu, czy jednak po to, by nas zamordować, żonę zgwałcić, a telewizor ukraść. Po prostu musimy mieć niepodważalne, niekwestionowane i konstytucyjne prawo do zastrzelenia go, gdy tylko wedrze się na naszą posesję. O co mu tak naprawdę chodziło, możemy zapytać potem.

To prawo do obrony indywidualnej konstytuuje dopiero naszą osobistą wolność. Bez tego prawa, a zatem również bez prawa do posiadania broni, wolność staje się iluzją. Iluzją wyznaczaną przez podatki, kredyty, bagno zakazów i nakazów i degradującą osobę ludzką ideologię nowego porządku. Bo prawo do obrony indywidualnej i prawo do obrony własnej rodziny to nie tylko prawo do posiadania broni. To również prawo do obrony swojej wiary i normalności, czego chcą nas pozbawić bolszewicy nowego porządku.[related id=35566]

Zauważyliście, że chętnie używam tego słowa. Czas zatem wyjaśnić, dlaczego. Otóż bolszewików, tych historycznych, zawsze było mało. Byli małą garstką, która tym bardziej wrzeszczała, coś jak mały pies, który donośnie ujada. W odróżnieniu od mieńszewików, przytłaczającej większości w rosyjskiej partii socjalistycznej, nie uznawali żadnych kompromisów, chcieli zawsze więcej i więcej (= bolsze).

W tym właśnie przypominają ich obecni aktywiści nowego porządku: są garstką, a chcą więcej i więcej. Żeby się przed nimi obronić i żeby uratować nasz świat, musimy mieć skuteczne narzędzia do obrony. Gdyby chcieli napadać na nasze domy, musimy mieć broń palną. Gdyby chcieli odbierać nam dzieci, demoralizować je od przedszkola lub uzależniać ich życie od podporządkowania się złu, obroną muszą być gwarancje konstytucyjne. Gwarancje prawne kładące tamę nowej bolszewii.

Nie bez powodu powiązałem w akapicie powyżej obronę indywidualną z obroną własnej rodziny. Wbrew twierdzeniom skrajnych indywidualistów, człowiek nie żyje sam dla siebie. Życie ludzkie nie miałoby wtedy żadnego sensu.

Ktoś, kto twierdzi, że rodzina (nie dodaję tradycyjna, bo rodzina zawsze jest tradycyjna, a o patologiach tu nie piszę) krępuje jednostkę, jest świadomym lub nieświadomym zwolennikiem totalitaryzmu. Nieważne, czy w postaci starej bolszewii z wizji Georga Orwella, czy tej atrakcyjniejszej i na światowym topie z wizji Aldousa Huxleya.

Wróćmy do najprostszej broni, do broni palnej. Niezwykła wprost dezinformacja przemeblowała nasze myślenie o broni. Wielu nawet porządnych Polaków myśli, że gdyby broń dostała się w ręce zwykłych Polaków, to by się wystrzelali. Nie będę tu przytaczał zwykłych argumentów za. I spróbuję ominąć tę kolejną narodową barykadę.

I Rzeczpospolita to stare czasy, dlatego odwołam się do przykładu świeżego i z bliska, do Szwajcarii. Szwajcarzy są najbardziej uzbrojonym narodem w Europie, wszyscy dorośli i pełnosprawni mężczyźni mają w domu broń automatyczną. Czy ktoś słyszał o licznych strzelaninach w szwajcarskich szkołach lub bankach? Nie, z prostego powodu: Szwajcarzy są świadomymi posiadaczami broni, ponieważ każdy dorosły Szwajcar ma obowiązek służby wojskowej. Po jej zakończeniu wraca do domu w mundurze i z bronią.

Nikt też pewnie nie słyszał, żeby uzbrojona po zęby Szwajcaria zagrażała któremukolwiek z sąsiadów. Ale nawet Hitler nie zdecydował się na jej podbój. Chociaż zawodowa armia szwajcarska liczy ok. 5 000 żołnierzy, to w ciągu tygodnia jest w stanie zmobilizować 400 000 armię. Doktryna obronna Szwajcarii jest w dużej mierze wynikiem analizy przebiegu polskiego Powstania Styczniowego.

Wysłannik szwajcarskiego rządu pułkownik Franz von Erlach obserwował, w jaki sposób mała powstańcza armia może przeciwstawić się wielkiej armii najeźdźczej. Szwajcaria zorganizowała swoje wojsko na wzór polskiego pospolitego ruszenia z czasów I Rzeczpospolitej, a demokrację i sposób zarządzania państwem ma również bardzo podobną. Szwajcaria przechowała to polskie doświadczenie.

Czas już najwyższy, żeby z tego przechowanego przez Szwajcarów doświadczenia skorzystać. Polska również nie potrzebuje wielkiej zawodowej armii, bo nie słyszałem, żebyśmy zamierzali kogokolwiek napadać. Potrzebuje natomiast wielkiej i dobrze wyszkolonej armii ochotniczej, która powstrzymałaby zamiary jakiegokolwiek potencjalnego agresora.

Nie wyszkolimy tej armii inaczej niż poprzez obowiązkowe przeszkolenie wojskowe (minimum 6 miesięcy) dla wszystkich dorosłych mężczyzn i ochotnicze dla kobiet. Gdyby zachować szwajcarskie proporcje, to armia zawodowa liczyłaby 20 000 doskonale wyszkolonych żołnierzy (nie sądzę, żebyśmy obecnie tylu mieli), z możliwością szybkiego jej zwiększenia do 2 000 000 (tak, do dwóch milionów).

Czy myślicie, że potencjalny agresor odważy się nas zaatakować, stosując hybrydowe zielone ludziki lub w jakikolwiek inny sposób? Czy myślicie, że jakakolwiek hałaśliwa mniejszość wewnętrzna spróbuje pozbawić wolności świadomych i odpowiedzialnych za siebie i swoje rodziny obywateli?

Jan Kowalski

 

Szef MON Antoni Macierewicz: Nie ma żadnych dokumentów potwierdzających zrzeczenie się przez Polskę reparacji

Nie ma żadnego dokumentu, nawet z PRL, który by potwierdzał zrzeczenie się przez Polskę reparacji wojennych od Niemiec – powiedział szef MON. Nie ma żadnej milczącej zgody na zrzeczenie się reparacji.

Szef MON był w TVP pytany o piątkową publikację „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, mówiącą o tym, że eksperci Bundestagu uznali, iż Polska nie ma podstaw do odszkodowań od Niemiec i że w 1990 r. była „milcząca zgoda” Polski na zrzeczenie się reparacji. „To w sposób oczywisty jest nieprawda” – powiedział Macierewicz.

Jak mówił, w kwestii reparacji strona niemiecka odwołuje się do decyzji „państwa marionetkowego, państwa okupacyjnego, czyli PRL, które nie miało znamion suwerenności”.

„Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że nie ma żadnego dokumentu, nawet PRL-owskiego, który by potwierdzał zrzeczenie się reparacji. Bo trudność uznać artykuł w Trybunie Ludu za oficjalne, udokumentowane stanowisko państwa PRL-owskiego w tamtym czasie. Jest oświadczenie, i owszem, ale strony sowieckiej, rządu sowieckiego” – podkreślił Macierewicz.

„Ci politycy, bądź ci prawnicy którzy by uważali, że oświadczenie rządu sowieckiego w imieniu Polski jest dokumentem wystarczającym narażają się na śmieszność” – dodał.

Odniósł się do opinii, że polskie żądania reparacji są „zaprzeczeniem wspólnego, spoglądającego w przyszłość projektu między Niemcami i Polską”. „Jest dokładnie przeciwnie, to jest warunek wspólnego projektu” – podkreślił szef MON.

Jak mówił, nie da zrekompensować finansowo straszliwych strat z czasów II wojny światowej; powołał się m.in. na 6 mln zamordowanych obywateli polskich oraz zrównanie z ziemią Warszawy, Wielunia i dziesiątków innych miast. „Nie ma takich pieniędzy, które pozwolą zrekompensować tego typu straty, nie mówiąc o dramatycznych cierpieniach całej ludności Polski i utraty niepodległości na ponad 50 lat” – powiedział.

Zaznaczył jednak, że „dopiero wyrównanie tych krzywd finansowe umożliwi rzeczywiste, skuteczne, długofalowe budowanie wspólnego projektu” – powiedział.

Dodał, że w 2004 r. złożył w Sejmie projekt uchwały mówiący o konieczności domagania reparacji został przyjęty jednogłośnie przez cały Sejm. Na uwagę, że opozycja ws. reparacji mówi, że „zaszkodzi to stosunkom z Niemcami”, odparł: „Rzeczywiście słyszę takie słowa, ale myślę, że to są ludzie, którzy są w pewnym stanie umysłowo-emocjonalnym na tyle niestabilnym, że nie traktuję tych słów serio”.

„Trudno jest mi sobie wyobrazić polskiego polityka, który jest gotowy odmówić, zrezygnować, działać na szkodę państwa polskiego, odmawiając Polsce należnej rekompensaty za straszliwe zniszczenia i cierpienie, jakie Polska poniosła, to jest dla mnie po prostu niewyobrażalne” – powiedział szef MON.

PAP/MoRo

Wojciech Siudmak: Wieluń po wojnie to apokaliptyczna wizja rozpaczy i brzydoty. Konieczne jest upamiętnienie ofiar

Dzień 66. z 80 / Wieluń / Brak nam w Wieluniu elementu, który mówiłby światu, że to właśnie tu stała się ta tragedia – powiedział pochodzący z Wielunia światowej sławy malarz realizmu fantastycznego,

Z Wielunia Antonii Opaliński połączył się telefonicznie z Wojciechem Siudmakiem, malarzem, grafikiem i rzeźbiarzem, który pochodzi z Wielunia, a od lat mieszka we Francji.

W wieluńskiej ziemi pochowani są jego rodzice i tutaj w trakcie pamiętnych nalotów w 1939 roku jego starsi bracia doznali obrażeń. Dlatego jest to dla niego miejsce szczególne.

– Wychowałem się po wojnie (…), ale widziałem tu wszystko, co wojna pozostawia po sobie. A pozostawiła pole rozpaczy i brzydoty. Brzydoty, to znaczy ludzi okaleczonych, ludzi bez zębów, ludzi chorych, bez rąk czy bez nóg. To taka wizja apokaliptyczna – twierdzi artysta, który złożył przyrzeczenie bratu, rannemu podczas tragicznego w skutkach bombardowania, że „coś zrobi dla Wielunia”.

[related id=36322]- Ponieważ jestem artystą, pomyślałem, że będę mówił językiem sztuki, i w ten właśnie sposób powstał pomnik w Wieluniu, który nazywa się „Wieczna miłość” – powiedział Siudmak.

Jego znajomi z Francji zwrócili mu uwagę na to, że w Wieluniu, mimo tak straszliwej tragedii, jaką było bombardowanie 1 września ’39 r., nie ma żadnego miejsca pamięci ofiar. Przyrównał miejsce pamięci, jakie wybudowano w Madrycie po zamachach terrorystycznych, w których zginęło 191 osób, do tego, co jest, a czego właściwie nie ma w Wieluniu, gdzie – jak podają oficjalne dane – zginęło 1200 osób w wyniku bombardowań w pierwszym dniu wojny.

– W zasadzie to tu nic nie ma, to jest taka Golgota schowana za żywopłotem i łańcuchem, której faktycznie nikt nie widzi – powiedział Wojciech Siudmak. Dlatego zaproponował stworzenie miejsca upamiętniającego tamte ofiary i nawet znalazł i zorganizował sponsorów. Podczas rozmowy z Antonim Opalińskim podkreślił, że Francuzi zawsze, gdy dochodzi do wydarzeń tragicznych, pieczołowicie zajmują się ich upamiętnieniem.

– Powstają memoriały, które mówią jasno, dobitnie, o co chodzi, co się stało w tym mieście – powiedział autor pomnika „Wieczna miłość”. Monument – jak wyjaśnił artysta – powstał, by pokazać, że Polacy potrafią przekształcić tragedię w coś pozytywnego i że wyciągają rękę do świata na znak pokoju.

– Brak nam w Wieluniu elementu, który mówiłby światu, że to właśnie tu stała się ta tragedia. Tego turysta nie jest w stanie poczuć i jest zawiedziony – mówił Wojciech Siudmak.

MoRo, MS

fot.By Unknown – Wojciech Siudmak, CC BY-SA 2.5

Wojciech Siudmak

Ur. w 1942 r. w Wieluniu, jest uważany za głównego  przedstawiciela realizmu fantastycznego, który łączy nadrealną wizję ze sztuką naturalistyczną i ma swoje korzenie w surrealizmie reprezentowanym przez Salvadore Dalego. Siudmaka łączy z Dalim wirtuozeria w oddawaniu trójwymiarowego złudzenia przestrzeni, poczucie światła i cienia, perspektywy linearne i powietrzne. Ponadczasowa i głęboko indywidualna sztuka Siudmaka, daleka od teoretyzowania i mody, urzeka renesansową wirtuozerią i perfekcją oraz wykraczającą poza horyzonty wyobraźnią. Fascynuje bogactwem intelektualnym. Świat artysty jest jedyny w swoim rodzaju, pełen osobistej symboliki, fantastycznych postaci i konstrukcji opartych na dziwnych i nieoczekiwanych splotach myślowych. Rządzi w nim jego dewiza: Tylko marzenie może przekroczyć niepokonalne bariery.

Z inicjatywy Wojciecha Siudmaka powstała w 2002 r. Fundacja Siudmak Arkana XXI. W tym samym roku artysta stworzył Światowy Projekt Pokoju, którego symbolem jest monument „Wieczna miłość”. Rzeźba „Wieczna miłość”, odlana z brązu, o wysokości 4,5 m, została odsłonięta w Wieluniu 31 sierpnia 2013 r.; zawiera przesłanie pokojowego współistnienia kierowane do świata z miasta, które stało się pierwszą ofiarą agresji Niemiec hitlerowskich na Polskę w dniu 1 września 1939 r. W 2012 r. artysta ufundował Nagrodę Pokoju – Wieczna Miłość. Pierwsza Gala Pokoju i ceremonia wręczenia Nagrody Pokoju odbyła się w Filharmonii Świętokrzyskiej w Kielcach 1 września 2013 r. Laureatem został wielki polski kompozytor Wojciech Kilar.

Twórca poprzez tę inicjatywę zwraca uwagę na stałe niebezpieczeństwa grożące naszej cywilizacji i na konieczność dążenia do porozumienia i tolerancji. Wzniesiony pomnik „Wieczna miłość” – symbol piękna, pokoju i harmonii – stał się początkiem prowadzonej przez fundację międzynarodowej współpracy w zakresie rozwijania i umacniania idei pokojowego współistnienia przez sztukę. W swym dziele artysta zawarł pokojowe przesłanie, które dzięki uniwersalności sztuki może być odczytane bez względu na czas, miejsce, narodowość lub wyznanie.

Realizacja Projektu Pokoju pod honorowym patronatem Polskiego Komitetu ds. UNESCO, rzeźba „Wieczna iłość”, Nagroda Pokoju i całe przedsięwzięcie wplatają się subtelnie w twórczość artysty. Obraz „Wieczna miłość” powstał w 1980 roku, a projekt wzbogacał się o nowe elementy i stopniowo krystalizował.

Tutaj galeria niektórych prac tego twórcy

MoRo

Chcesz wysłuchać Poranka Wnet, kliknij tutaj

We Francji wciąż mówi się o Polsce. Nie należy przywiązywać zbyt wielkiej wagi do tych wypowiedzi

Tenor wszystkich wypowiedzi niechętnych Polsce jest taki: my nie mamy wprawdzie pracy, pieniędzy ale mamy demokracje. W Polsce demokracja jest zagrożona.

W dzisiejszym Poranku z Wielunia Antonii Opaliński telefonicznie połączył się z Piotrem Wittem, korespondentem Radia Wnet, który opowiedział o echach polskich spraw we Francji.

We Francji wciąż mówi się o Polsce. Jednak „przeceniamy i wyolbrzymiamy znaczenie tych wypowiedzi”. Gdy francuski prezydent przemawia w Bułgarii, Polsce czy Pekinie, swoją wypowiedź przede wszystkim kieruje do wyborców, Francuzów, i do nich się zwraca.

Powakacyjny powrót do codzienności jest we Francji zawsze bardzo burzliwy, charakteryzuje się strajkami, a według komentatorów w tym roku strajki będą szczególnie nasilone. Francja ma poważne problemy wewnętrzne, na przykład ogromy dług publiczny. Deficyt budżetowy w tym roku wynosi ok. 80-100 miliardów euro.

Innym palącym problemem jest rosnące bezrobocie. Były prezydent François Hollande przed ustąpieniem ze stanowiska stworzył mechanizm fikcyjnego zatrudnienia. Zatrudnił około trzech milionów osób na krótki termin, w „bardzo fantazyjnych”, zupełnie niepotrzebnych zawodach. Teraz to wszystko się skończyło, a te trzy miliony wraca na rynek bezrobotnych.

– Jest problem późnych emerytur, z którymi społeczeństwo bardzo się nie zgadza, jest problem kodeksu pracy, jest problem oświaty. Nie wiem, czy do państwa dotarła ta wiadomość, ale w Polsce poziom oświaty jest całkiem dobry. Świadczą o tym wyniki olimpiad szkolnych, tych licealnych, w których Polska jest liderem światowym  i ma największą liczbę złotych medali.

Kolejnym coraz większym problemem Francji jest niepopularność Emmanuela Macrona, który wygrał wybory w maju, a urząd objął w czerwcu. Po dwóch miesiącach rządów jego poparcie z 72 procent spadło zaledwie do 30 procent zadowolonych z jego rządów.

– Tenor tych wszystkich wypowiedzi, bardzo Polsce niechętnych, jest taki: my nie mamy wprawdzie pracy, nie mamy pieniędzy, ale mamy demokrację. W Polsce demokracja jest zagrożona, ponieważ rząd chce uchwalić ustawę dotyczącą sądownictwa.

Jego zdaniem ustawa w Polsce jest absolutnie konieczna, o czym wiedzą wszyscy Polacy, a wymiar sprawiedliwości trzeba oczyścić, jednak o tym się we Francji nie mówi.

Rząd wybrany we Francji przez bankierów jest lewicowy. Jednak kraj stał się prawicowy, czego dowiodły wybory, w których Marine Le Pen byłaby prezydentem, gdyby nie fatalne wystąpienie w telewizji.

Na koniec Piotr Witt przytoczył komentarz wybitnego francuskiego adwokata o sporze prezydenta Francji z Beatą Szydło: „Nauczycielka niesfornemu i złemu uczniowi dała klapsa”.

Całego Poranka można posłuchać tutaj. Komentarz Piotra Witta w części drugiej.

MW