Radio Aktywny Dyskryminator

Radio Aktywni

Radio Aktywni wracają na antenę Radia Wnet. W Dniu Walki z Dyskryminacją Osób Niepełnosprawnych rzucamy rękawicę „Wielkiemu Dyskryminatorowi”. Kto wygrał? Przekonajcie się sami. Zapraszamy.

Radio Aktywni w składzie: Natalia Suchcicka, Andrzej Telatycki, Michał Popiński, Radek Ruciński

Realizacja i efekty specjalne: Aleks Zaleski

Zamiast eskalować spór, lepiej postawić na dialog / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 83/2021

Program telewizyjny poruszający tematy i tak powszechnie dyskutowane w domach i tych miejscach pracy, gdzie jeszcze można się spotkać twarzą w twarz, jest zwyczajnie potrzebny wszystkim stronom sporu.

Jolanta Hajdasz

Problemy redaktor Ewy Stankiewicz z premierą jej filmu dokumentalnego o katastrofie smoleńskiej w TVP oraz zawieszenie programu red. Jana Pospieszalskiego i red. Pawła Nowackiego dostarczyły argumentów przeciwnikom tzw. dobrej zmiany w telewizji publicznej. Premierę filmu Stan zagrożenia przekładano w TVP aż 5 razy, dopiero szósta data okazała się tą właściwą. Jak to w przysłowiu, lepiej późno niż wcale, ale to, że tak ważny film leżał gotowy do emisji na półce blisko rok, jest więcej niż wymowne.

Na taki szczęśliwy finał, czyli prawo do bycia na antenie telewizji publicznej, czeka jeszcze redakcja programu „Warto rozmawiać”.

Im dłużej trwa ta sytuacja, tym bardziej jest żenująca i przykra. Pokazuje bowiem jednoznacznie, że dyskusja na tematy związane z pandemią, szczepionkami i konsekwencjami lockdownu np. dla lecznictwa i dla edukacji, to temat tabu w polskiej telewizji publicznej.

Tymczasem program telewizyjny poruszający tematy przecież i tak powszechnie dyskutowane w domach i tych miejscach pracy, gdzie jeszcze można się spotkać twarzą w twarz, jest najzwyczajniej w świecie potrzebny wszystkim stronom tego sporu, a próba eliminowania z przestrzeni publicznej dyskusji z osobami, które mają odmienne poglądy i doświadczenie jest przeciwskuteczna – to znaczy zakaz bardziej nagłaśnia temat, niż zrobiłby to sam program.

Redaktor Jan Pospieszalski i wydawca programu, redaktor Paweł Nowacki, autorzy programu „Warto rozmawiać”, to cenieni i powszechnie znani w Polsce dziennikarze, z niekwestionowanym dorobkiem zawodowym, cieszący się od wielu lat wiarygodnością i zaufaniem widzów. Akurat ci redaktorzy w przeszłości wielokrotnie wykazywali się wielką odwagą cywilną w poruszaniu trudnych i kontrowersyjnych tematów. Za to zdejmowano ich programy z anteny TVP w czasach rządów prezesów związanych z PO.

Warto przy tym zauważyć, iż w programach Jana Pospieszalskiego i Pawła Nowackiego sprawy Kościoła, wiary, wartości chrześcijańskie i po prostu tematy ważne dla katolików były zawsze szanowane i zawsze znajdowano dla nich w „Warto rozmawiać” miejsce. To otwarte i jednoznaczne przyznawanie się do wyznawanej wiary, zaangażowanie w sprawy Kościoła jest wręcz znakiem rozpoznawalnym redaktora Pospieszalskiego. Generalnie – wyrazisty, nie ukrywający swoich poglądów dziennikarz

Czy naprawdę o miejsce dla jego programu w telewizji publicznej trzeba także dziś pisać petycje i protesty, mobilizować opinię publiczną, by „walczyła” o coś tak oczywistego, jak rozmowy na tematy, które obchodzą wszystkich?

Negatywną konsekwencją takiego wyrazistego stylu pracy publicystów jest silna polaryzacja ich odbiorców. Mają oni po prostu wielkie grono wiernych widzów, którym ich praca się podoba, i równie duże grono przeciwników, tych, którzy się z nimi nie zgadzają. To normalne w demokracji i wszyscy się do tego przyzwyczailiśmy. I jest rzeczą bezsporną, że każdy ma prawo recenzować i krytykować takie programy jak „Warto rozmawiać” Podkreślam – każdy, a więc również polityk. Ale usuwanie ich z przestrzeni publicznej za to, że porusza tematy w sposób, który się komuś nie podoba, to działanie szkodliwe dla wszystkich stron – dla dziennikarza, bo po raz kolejny traci pracę, dla polityków, którzy chcąc się go pozbyć, przekraczają swoje kompetencje, i dla nas wszystkich – widzów, których pozbawia się możliwości poznania innego niż oficjalny punktu widzenia. Zamiast wiec eskalować spór, lepiej postawić na dialog i rozmowę, a więc w tym wypadku – przywrócić na antenę TVP program „Warto rozmawiać”. Jego tytuł jest w tym sporze wyjątkowo wymowny.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 83/2021.

 


  • Majowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

 

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 83/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wbrew traktatom przystąpiono do budowy Stanów Zjednoczonych Europy / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 83/2021

Niebezpiecznym krokiem jest zgoda na zaciągnięcie wspólnej pożyczki przez UE. Będziemy spłacać pieniądze nawet przez nas niewykorzystane. Niestety obowiązuje nas uwarunkowanie od tzw. praworządności.

Jadwiga Chmielowska

Maj, słońce wysoko, dzień coraz dłuższy, zazieleniły się drzewa i krzewy. 100 lat temu, w nocy z 2 na 3 maja wybuchło zwycięskie III Powstanie Śląskie. Przemysłowa część Górnego Śląska znalazła się w granicach RP i pozwoliła na szybką industrializację całego kraju.

Aktywiści ruchu ślązakowskiego – czytaj śląskich Niemców – chcą zablokować budowę Pomnika Powstań Śląskich w Gliwicach.

„Gazeta Wyborcza” informuje o zbieraniu podpisów pod protestem: „Od poniedziałku gliwiczanie mogą się podpisywać pod petycją w sprawie zablokowania budowy Pomnika Powstań Polskich, który już powstaje na placu Krakowskim”. W 2017 r. radni wyrazili zgodę na budowę pomnika przez oddział Stowarzyszenia Pamięci Armii Krajowej. Miało to być miejsce patriotycznych uroczystości. „Radna Agnieszka Filipkowska z klubu radnych Koalicji Obywatelskiej twierdzi: (…) znów mamy na Górnym Śląsku próby ukazywania jednej części historii tego regionu” – czytamy w GW. I tak po 100 latach, dzięki Schlesierom, spór o polskość Górnego Śląska zdaje się znów żywy.

Liberalne rządy III RP doprowadziły do zamknięcia wielu śląskich hut i prywatyzacji największej Huty Katowice. Cena stali teraz poszybowała w górę. Można oczekiwać wzrostu kosztów branży budowlanej – budowy dróg, mostów, szlaków kolejowych i domów mieszkalnych, a także cen maszyn rolniczych i samochodów.

Dyskusje o dekarbonizacji toczą się niestety głównie wokół bezpieczeństwa socjalnego osób zatrudnionych w górnictwie, a mniej – bezpieczeństwa energetycznego kraju.

Błędem jest godzenie się na dyktat religii klimatycznej. Niemcy budują kopalnie węgla brunatnego na potrzeby elektrowni, a my likwidujemy jedyne bezpieczne pozyskiwanie energii. Ostatnia zima pozbawiła Szwecję i Teksas energii elektrycznej – zasypane śniegiem fotowoltaiki i oblodzone skrzydła wiatraków. O budowie elektrowni atomowej mówiono już w PRL pod koniec lat 70. Jak dotąd nie widać żadnych nowych, nieopartych na węglu, pewnych źródeł energii elektrycznej.

Niebezpiecznym krokiem jest też, moim zdaniem, zgoda na zaciągnięcie wspólnej pożyczki przez UE. Będziemy spłacać pieniądze nawet przez nas niewykorzystane. Niestety obowiązuje nas uwarunkowanie od tzw. praworządności. Wiele wskazuje na to, że przystąpiono wbrew traktatom do budowy federacyjnego państwa europejskiego – Stanów Zjednoczonych Europy. Obawiam się też, że pandemia i powszechny strach przed nią posłużą do budowania Nowego Ładu – współczesnej formy totalitaryzmu.

Niestety technika daje narzędzia do pełnej kontroli obywateli. Światowy lockdown uderzył w klasę średnią, gwaranta wolności obywatelskich.

Blokowane są informacje o starych lekach antywirusowych skutecznych w leczeniu covid-19, takich jak amantadyna. Media straszą obywateli, a nie informują, co wiemy o szerzącej się chorobie.

„Chińska restauracja w Vancouver zainstalowała kamery, które przekazują obraz do systemu oceny punktowej obywateli działającego w Chinach. Przed taką sytuacją ostrzegał już kanadyjski wywiad. Takie rozwiązania mają zostać zakazane w UE” – podał „The Epoch Times”. Menedżer Haidilao Hot Pot Ryan Pan przyznał, że w restauracji są kamery, wymóg chińskiej korporacji. „Obraz przesyłany jest do Chin w celu obserwowania i karania pracowników, którzy nie przestrzegają korporacyjnych standardów” (PAP).

Dziwią ciągłe nadzieje na zyski ze współpracy z Chinami, zamiast żądania odszkodowań za rozsianie po świecie wirusa.

Senat Teksasu jednogłośnie przyjął rezolucję potępiającą „straszliwą praktykę chińskiego komunistycznego reżimu grabieży od więźniów sumienia organów na przeszczepy”.

Walka z Kościołem ma na celu osamotnienie człowieka. Pozbawienie go wiary w Boga sprawia, że staje się bezbronny. Maj to miesiąc Maryi. Gromadźmy się przy kapliczkach na nabożeństwach majowych i nie zapominajmy o różańcu.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 83/2021.

 


  • Majowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 83/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Bogatko: zdecydowana większość Niemców dostrzega ogromne zagrożenie dla demokracji ze strony politycznej dezinformacji

Jan Bogatko o dezinformacji w niemieckich mediach i rankingu wolności prasy Reporterów bez Granic.


Jan Bogatko potwierdza, że przyjęcie przez polski Sejm Europejskiego Funduszu Odbudowy nie zostało odnotowane przez prasę niemiecką. Nie pasuje to bowiem do narracji niemieckich mediów.

Polski parlament przyjmuje Europejski Fundusz Odbudowy przeciwko głosom największej, najpotężniejszej i najukochańszej partii europejskiej – to nie jest żadna wiadomość. To nie jest dobra wiadomość dla niemieckich mediów.

W poniedziałek był Światowy Dzień Wolności Prasy. Korespondent stwierdza, że

Zdecydowana większość Niemców dostrzega ogromne zagrożenie dla demokracji ze strony politycznej dezinformacji. Przykładem takiej dezinformacji medialnej jest na przykład cały czas pisanie o tych strefach wolnych od LGBT.

Dodaje także, iż organizacja Reporterzy bez Granic nie ma jasnych kryteriów tworzenia swojego rankingu wolności prasy. Zauważa, że nie dziwi pierwsze miejsce Norwegii, gdyż tam cała prasa jest lewicowa.

Czemu Polska nie ma własnego rankingu prasy?- pyta się retorycznie Bogatko.  Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich mogłoby stworzyć własny ranking opart na obiektywnych zasadach.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego wskazuje, że Handesblatt pisze o polskim małym cudzie gospodarczym. Tymczasem Die Welt opublikował artykuł, zgodnie z którym Polskę mają czekać problemy gospodarcze w związku z jej stosunkiem do LGBT.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Studio 37: Powstaje Instytut Farersko-Polski. To pierwsza organizacja, mająca na celu pomagać rodakom na Wyspach Owczych

W poniedziałkowym Studio 37 Sabina Poulsen mówi m.in. o rosnącej liczbie polskich imigrantów na Wyspach Owczych, a także o powstaniu Instytutu Farersko-Polskiego.

W świątecznej, bo Trzeciomajowej audycji Studia 37 gościła korespondentka Radia Wnet na Wyspach Owczych, Sabina Poulsen. W rozmowie z Tomaszem Wybranowskim Sabina Poulsen dotyka m.in. tematu zwiększającej się liczbie polskich imigrantów na Wyspach Owczych:

To prawda, że Polaków zdecydowanie przybywa – komentuje korespondentka WNET na Wyspach Owczych.

Sabina Poulsen analizuje strukturę społeczną przedstawicieli polskiej emigracji na Wyspach Owczych. Jak wskazuje, większość spośród naszych rodaków przyjechała tam powodowana przymusem ekonomicznym:

Na Wyspach Owczych nie odczuwa się światowej pandemii Covid-19.Tutaj jest cały czas praca, a gdy jest praca potrzeba i ludzi. Mamy tutaj wspaniałych polskich budowlańców. Mimo, że przeważający odsetek polskich imigrantów stanowią tu mężczyźni, jest i kilka kobiet.

Sabina Poulsen, głos Radia WNET z Wysp Owczych, admiratorka turystyki i kultury farerskiej, współautorka wraz z Sergiuszem Pinkwartem tego niezwykłego przewodnika. Fot. arch. własne.

Korespondentka Radia WNET wspomina również o odbywających się tam cyklicznie spotkaniach polonijnych. Ostatnie z nich odbyło się w czasie weekendu majowego:

Trzy miesiące temu zdecydowałam się rozpocząć tu cykl spotkań polonijnych i, muszę powiedzieć, że Polek nie trzeba na nie specjalnie namawiać. Ostatnie takie spotkanie miało miejsce 1 maja – relacjonuje Sabina Poulsen.

Rozmówczyni Tomasza Wybranowskiego opisuje jak wyglądają spotkania polonii na Wyspach Owczych. Jak zaznacza Sabina Poulsen, na chwilę obecną odbywają się one w kobiecym gronie:

Dwanaście wspaniałych kobiet to dwanaście zupełnie innych, fascynujących i poruszających historii. Łączą nas jednak symbole, narodowość i język. To naprawdę wartościowe, móc spędzić trochę czasu wśród swoich rodaczek i porozmawiać trochę po polsku.

Autorka przewodnika „Wyspy Owcze z pierwszej ręki”, zapytana o źródło swojej energii do realizacji tak wielu działań, odpowiada bez zawahania:

Mam na to prostą odpowiedź: polska krew. Do tego dochodzi po prostu motywacja, bo ja lubię to co robię.

Co więcej, jak informuje Sabina Poulsen, na Wyspach Owczych pojawiła się kolejna polska inicjatywa społeczna:

Mogę już poinformować, że zostałam prezesem organizacji non-profit pod nazwą Instytut Farersko-Polski. Jest to pierwsza tego typu organizacja, która ma na celu pomagać rodakom na Wyspach Owczych, a także integrować ich z Farerczykami.

Sabina Poulsen mieszka Søldarfjørður i wychowuje dwójkę dzieci. Życie na archipelagu na Morzu Norweskim uważa za spełnienie swoich marzeń, których jeszcze nie przeczuwała kiedy pora pierwszy postawiła stopę na jednej z Wysp Owczych.

Teraz, po 16 latach już nie wyobraża sobie życia poza tym skrawkiem ładu na wzburzonym i zimnym morzu.

To nie tylko tradycyjny przewodnik po Wyspach Owczych. To książka, która na swoich stronach zwarła ducha przeszłości tych wysp. ich wierzeń, legend i niesamowitych zdarzeń. Pstrykając w okładkę przewodnika na tej fotografii, przeniesiecie się do „Owczego sklepu”.

 

Sabina prowadzi Fjordcottage, pensjonat na Wyspach Owczych.

Z wielką pasją i humorem oprowadza turystów po malowniczych zakątkach archipelagu.

Bez problemu wspina się po górach i klifach, na których lubi przesiadywać.

Prowadzi warsztaty tradycyjnej kuchni farerskiej i jest ambasadorką Wysp Owczych na międzynarodowych targach i festiwalach kulturalnych. Współprowadzi także serwis internetowy owcze.com

Sabina Poulsen prowadzi także swoje biuro podróży, uczy farerskie dzieci, propaguje piękno Wysp Owczych. Ale to nie wszystko.

W czerwcu 2020 roku ukazała się jej pierwsza książka, którą napisała wspólnie z Segiuszem Pinkwartem. Jej tytuł to „Wyspy Owcze. Z pierwszej ręki”.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Ks. Paś: liczne internetowe publikacje Państwa Islamskiego opisywały pandemię jako karę boską za to, jaki jest Zachód

Jak co wtorek, w „Kurierze w Samo Południe” przedstawiciele „Pomocy Kościołowi w Potrzebie” przybliżają słuchaczom najnowsze informacje związane m.in. ze światową społecznością Chrześcijan.

W najnowszym „Kurierze w Samo Południe” ks. dr Andrzej Paś opowiada m.in. o bieżącej działalności Papieskiego Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”. Rozmówca Jaśminy Nowak wskazuje, że trwająca pandemia koronawirusa odcisnęła swoje piętno na wielu lokalnych społecznościach chrześcijańskich na świecie:

Żadne wydarzenie we współczesnej historii nie wpłynęło tak na ludność świata jak pandemia Covid-19. Bez względu na rasę, kolor skóry czy wyznanie – pandemia dosłownie zdewastowała strukturę zdrowia publicznego i wstrząsnęła tradycyjnymi kanałami w gospodarce światowej i zarządzaniu. Często z głębokimi konsekwencjami dla Praw Człowieka, w tym prawa do wolności religijnej.

Ks. dr Andrzej Paś porusza temat coraz bardziej aktywnych w dobie pandemii organizacji terrorystycznych. Członkowie ugrupowań przestępczych wykorzystują m.in. spowodowane pandemią problemy władz centralnych do wzmożenia swoich działań w różnych regionach:

Kilka rządów afrykańskich, przytłoczonych pandemicznymi wyzwaniami, przesunęło siły wojskowe i siły bezpieczeństwa aby wesprzeć potrzeby opieki zdrowotnej. Szczególnie w pierwszych miesiącach grupy terrorystyczne, czyli dżihadyści wykorzystali rozproszoną uwagę rządów do nasilenia swoich ataków i umocnienia zdobyczy terytorialnych – relacjonuje gość Radia WNET.

Jak dodaje przedstawiciel „Pomocy Kościołowi w Potrzebie” organizacje terrorystyczne wykorzystują również strach przed pandemią, do manipulacji opinią publiczną i poszerzania swoich szeregów:

Pandemia została również wykorzystana przez ekstremistów do rekrutacji nowych członków. Liczne internetowe publikacje Al-Ka’idy i tzw. Państwa Islamskiego czy Boko Haram opisywało Covid-19 jako karę boską za to jaki jest Zachód, nazywając go „dekadenckim Zachodem”. Obiecywały odporność na wirusa, zapewniały dżihadystom miejsce w Raju.

Gość „Kuriera w Samo Południe” dotyka również tematu pandemicznych teorii spiskowych, które stanowią jedno ze źródeł dyskryminacji wielu mniejszości religijnych, nie tylko Chrtześcijan:

W Internecie mnożyły się teorie spiskowe twierdzące, że to Żydzi spowodowali pandemię. W Indiach takie same zarzuty kierowano do mniejszości muzułmańskiej. A w takich państwach jak Chiny, Niger, Turcja czy Egipt winą za Covid-19 obarczono Chrześcijan – mówi ks. dr Paś.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Kobranocka – ten dobry, polski punk’n’roll. Muzyczny Wtorek i Kobra po kolei. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Na ten moment czekali w Irlandii wszyscy emigranci, których los rzucił na Szmaragdową Wyspę po 2004 roku. Legenda polskiej sceny rockowej zawitała wreszcie do Dublina wiosną 2007 roku! Pamiętam jak się zżynałem na bzdury wypisywane przez dziennikarzy „Polskiego Heralda”. Twierdzili stanowczo, że Kobranocka robi wszystko pod publiczkę starając się schlebiać gustom słuchaczy, aby … komercyjnie się sprzedać. No cóż, wystarczy poznać bliżej historię tej zasłużonej dla polskiej […]

Na ten moment czekali w Irlandii wszyscy emigranci, których los rzucił na Szmaragdową Wyspę po 2004 roku. Legenda polskiej sceny rockowej zawitała wreszcie do Dublina wiosną 2007 roku!

Pamiętam jak się zżynałem na bzdury wypisywane przez dziennikarzy „Polskiego Heralda”. Twierdzili stanowczo, że Kobranocka robi wszystko pod publiczkę starając się schlebiać gustom słuchaczy, aby … komercyjnie się sprzedać. No cóż, wystarczy poznać bliżej historię tej zasłużonej dla polskiej muzyki formacji by wiedzieć, że to absolutna nieprawda.

Tomasz Wybranowski

 

Początków zespołu Kobranocka trzeba poszukiwać w gąszczu zdarzeń szarych lat 80 – tych ubiegłego wieku. Wtedy to grupa młodych mieszkańców Torunia postanawia rozświetlić swoje smutne życie w PRL grając swoją muzykę.

Liderem tych awangardowych działań od początku był Andrzej „Kobra” Kraiński. Najpierw powstał Latający Pisuar, potem Nowo – Mowa, która przeobraziła się w końcu w Kobranockę.

W jej pierwszym składzie znaleźli się „Szybki Kazik” – Jacek Bryndal i Kieliszek – Tomek Kosma. Potem do zespołu dokoptował saksofonista Waldemar Zaborowski i perkusista legendarnej Republiki – Sławek Ciesielski.

Andrzej „Kobra” Kraiński, prawdziwy rockowy buntownik z charakterem. Fot. Paweł „Pablo” Walimowicz.

 

Przełomowym momentem w karierze Kobranocki była wspólna trasa po Polsce z czołową punkową grupą Die Toten Hosen  (1985 r.). Sukces tej trasy ułatwił Kobrze i reszcie załogi nagranie kilku piosenek w studiu bydgoskiej rozgłośni.

Z 9 zarejestrowanych kompozycji większość trafiła na szczyt listy przebojów Rozgłośni Harcerskiej w popularnym IV Programie Polskiego Radia. 

W latach 80 – tych XX wieku była to najodważniejsza ogólnopolska stacja radiowa.

Undergroundowymi hitami stały się między innymi „I nikomu nie wolno się z tego śmiać” (cover Die Toten Hosen, „I chociaż was olewam / Los calabinieros / 5 minut”„Póki to nie zabronione (wywróć się na lewą stronę)”.

W sierpniu 1986 roku Kobranocka zagrała brawurowo na festiwalu w Jarocinie i została okrzyknięta głównym laureatem publiczności. Zwyciężyli bezapelacyjnie, choć jadąc na festiwal myśleli, że wystąpią tam jako … początkująca gwiazda.

Jak wspominał Kobra w wywiadach dla Radia WNET i irlandzkiej rozgłośni NEAR FM, Kobranocka na festiwal jarociński jechała z myślą, że zagra tam, jako już uznany zespół. A jednak… Musieli wziąć udział w konkursie w ogóle  nie mając takiej świadomości. Do Jarocina powracali jeszcze sześć razy.

Pochwały na temat grupy Andrzeja „Kobry” Kraińskiego (wczorajszego jubilata, urodzonego 3 maja) i Jacka „Szybkiego Kazika” Bryndala wypowiadali na antenach najważniejsi wówczas dziennikarze radiowi w Polsce.

W roku 1987 dla wydawnictwa Klub Płytowy RAZEM Kobranocka zarejestrowała materiał na swoją pierwszą płytę. Światło dzienne album ujrzał kilkanaście miesięcy później. Trzeba także powiedzieć, że Andrzeja Kraińskiego i zespół nie rozpieszczała cenzura.

Na 14 piosenek odrzucono aż 11! Ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze.

„Sztuka jest skarpetką kulawego” stał się albumem ważnym, słuchanym i szanowanym przez słuchaczy. Któż z roczników przełomu lat 70/80 nie zna „Ela czemu się nie wcielasz”, „List z poligonu (pola boju)” (ach ta cenzura J ) czy „Ballady dla samobójców”.

Potem pojawiły się kolejne krążki „Kwiaty na żywopłocie”„Ku nieboskłonom”.

Wielkim przebojem stała się piosenka „Kocham Cię jak Irlandię”. Andrzej „Kobra” Kraiński nie wspomina jednak najlepiej nagrania i miksu utworu. Powód?

Nienawidzę tego seplenienia! Nie mam z tym problemu. Ale realizatorka postanowiła się pobawić w wyczyszczenie szumów. Zrobiła to w taki sposób, że powycinała ostatnie głoski w zbitkach dyftongów. Nie usłyszycie więc „sz” tylko „s” i takie tam. Na szczęście nie każdy to wyłapał. – wspominał po latach na antenie Polskiej Tygodniówki NEAR FM Andrzej Kobra Kraiński.

Album „Kwiaty na żywopłocie” przyniósł nie tylko wspomniany już szlagier „Kocham Cię jak Irlandię”, ale i klasyczny rockowy uwtór „Stepowanie kota w mroku” i nadzwyczajny, niemal transowy, szamański utwór tytułowy z tekstem, który zapada w pamięć.

Kolejna płyta „Ku nieboskłonom” przyniosła formacji z Torunia szczytowy moment popularności. Album zdecydowanie rockowy, ale panowie nie zapomnieli co to szybkie, punkowe granie z mocnym przekazem. No i jeszcze ich wersja Niemenowskiego klasyka „Wspomnienie”.

Kolejne albumy grupy to „Niech popłyną łzy”, gościnnym udziałem m.in. Katarzyny Nosowskiej i Edyty Bartosiewicz, z niezwykłym, przejmującym „Chrystus rodzi się codzień” i rockowym klasykiem „Noc ogonem szatana” (1994), „O miłości i wolności” (2001), gdzie pojawił się mistrz klawiszy Bogdan Hołownia (ponadczasowy i wieszczy „Chroma Europa” i „Koncert” z 2002 roku.

W 2005 r. Kobranocka wystąpiła na kilku znaczących koncertach, m.in. na „Festiwalu Jedynki” w Sopocie, „PRL Festival” w Jarocinie, oraz „Dniu Kotana”. Generalnie Kobra i przyjaciele hucznie obchodzili dwudziestolecie działalności artystycznej.

 

Rok później ukazała ich kolejna płyta „Sterowany jest ten świat”, którą wydało Polskie Radio. Brzmieniowo i muzycznie krążek utrzymany był w charakterystycznym dla Kobranocki klimacie: ostre gitarowe granie, post – punkowe zacięcie, domieszka klasycznych ballad i niebanalne słowa Ordynata Michorowskiego, nadwornego tekściarza grupy.

Na albumie znalazło się 15 premierowych piosenek i eden cover – „Mówię Ci, że” z repertuaru Tiltu. Ta ostatnia piosenka była pierwszym singlem z płyty. Utwór ten w wykonaniu Kobranocki przez kilkanaście tygodni nie schodził z czołówek list przebojów.

Drugi singel „Jak zapomnieć Cię” cieszył się również wielkim powodzeniem na listach i play – listach radiowych.  W 2006 r. zespół promował album „Sterowany jest ten świat” biorąc udział w wielu nagraniach dla stacji telewizyjnych  (m.in.: TVP 2, TVP 3, TV 4, 4 FunTV), radiowych ( koncert w Trójce – Studio im. Agnieszki Osieckiej), oraz wielu przeglądach i muzycznych na imprezach. 15 czerwca 2006 r. Kobranocka zagrała jako support przed koncertem zespołu Guns’N’Roses.

Kobranocka od zawsze jest gwiazdą Przystanku Woodstock. Nie inaczej było i w lipcu 2007 roku! Kobra i zespół zagrali w lipcową noc dla prawie dwustutysięcznej publiczności! Warto dodać, iż podczas tego koncertu został zarejestrowany materiał na pierwszą, oficjalną płytę DVD Kobranocki.
Oficjalna premiera srebrnego krążka opatrzonego tytułem: „Kocham Cię jak Irlandię. Przystanek Woodstock 2007 – Kostrzyń nad Odrą” przypadła na 14 lutego 2008 r.

25-lecie istnienia Kobranocka uczciła wydaniem kolejnej płyty „Spox!”. W ostatni dzień kanikuły, 31 sierpnia 2010 roku w toruńskiej Fosie Zamkowej odbył się specjalny urodzinowy koncert Kobranocki.

Zespół na scenie wsparli zaproszeni goście, m.in. Marek Piekarczyk (TSA), Dżej Dżej (Big Cyc), Wojtek Wojda (Farben Lehre) a także muzycy znani z występów w Kobranocce: Jacek Perkowski, były gitarzysta T.Love, perkusista legendarnej Republiki Sławomir Ciesielski oraz saksofonista Waldemar „Zbór IV” Zaborowski.

1 stycznia 2014 roku podczas tradycyjnego Noworocznego Koncertu Prezydenckiego w reprezentacyjnym Dworze Artusa w Toruniu ogłoszono, że zespół Kobranocka będzie miał swój autograf w Piernikowej Alei Gwiazd.

 

A potem aż dziewięć długich lat czekaliśmy na kolejny krążek Kobranocki. I wiecie co, było bardziej niż warto czekać.

Muzycznie album utrzymany jest w przesterowanych, choć melodycznych riffach znanych ze „SPOX!” czy „Sterowanego…”.

„My i Oni” nie nużą, krew krąży zdecydowanie szybciej a przesłanie zawarte w tekstach czternastu piosenek subtelnie, ale konkretnie kopią słuchaczy w miejsce, gdzie plecy kończą swoją nazwę.

Lirycznie Kobranocka opisuje świat i ludzi (tak w Polsce, jak i pod innym niebem) takimi, jakimi są. Przeważają teksty o problemach społecznych z falą wielkiej i nieuzasadnionej nienawiści i braku nietolerancja („Hejter”), czy też nieustannym dokonywaniem hamletycznego wyboru mięzy własnym szczęściem i drogą a uszczęśliwianiem innych („Żyj po swojemu”) czy zatracaniu uczucia w codziennej bylejakości i braku działania („Jeżdżę na rezerwie”).

 

Znakomicie opisał Kobra stan polskiej duszy i naszych kompleksów przetykanych snami o potędze znanymi z wiersza Leopolda Staffa w piosence „Jesteśmy mistrzami”. To absolutny majstersztyk!

Tytułowy utwór „My i Oni” opowiada o dwóch stronach konfliktu. W starciu tym każda ze stron widzi rację tylko po swojej stronie a dialog nie jest możliwy. Kobranocka na „My i Oni” nie stroni od dosadnego języka a nawet wulgaryzmów. Ich użycie jednak jest uzasadnione.
W moim odczuciu to drugi najważniejszy album zespołu. Bardziej niż bardzo rekomenduję tę płytę nie tylko do przesłuchania, ale przede wszystkim do zakupu jej i regularnego odsłuchu „ku naprawie ducha i serca„. 

Zapraszam do trzech bloków tematycznych „Muzycznego Wtorku”: o 10:45, 15:00 i 18:05.

Tomasz Wybranowski

 

Kobranocka AD 2021. Od lewej: Jacek „Szybki Kazik” Bryndal – gitara basowa, śpiew, klawisze; współzałożyciel zespołu, po kilkuletniej przerwie (spowodowanej solowym projektem „Atrakcyjny Kazimierz”), powrócił do zespołu w 1996; Andrzej „Kobra” Kraiński (gitary, śpiew; założyciel zespołu, w składzie nieustannie od 1985 roku), Mateusz Senderowski (nowy perkusista) i Jacek Moczadło (gitara; w zespole od 2004). Fot. arch. Kobranocki.

 

Zbiórka na remont zabytkowego kościoła. Mieszkańcy Michałowa proszą o pomoc!/ „Śląski Kurier WNET” 82/2021

Mimo uznanej wartości zabytku, wizyt ważnych osobistości i ok. 10 wniosków na dotacje w ramach różnych konkursów, nie udało się uzyskać dofinansowania. Mieszkańcy muszą brać sprawy we własne ręce!

Tekst i zdjęcia Fundacja „Dla Dziedzictwa”

Kościół pw. św. Józefa Robotnika w Michałowie popada w ruinę. W sobotę 27 lutego 2021 r. mieszkańcy zorganizowali publiczną zbiórkę na remont unikatowej świątyni leżącej na tzw. Szlaku Polichromii Brzeskich. Chcą powstrzymać degradację murów obiektu i średniowiecznych malowideł ściennych znajdujących się pod tynkiem we wnętrzu zabytkowego kościoła.

Cegiełkę dołożyć można na numer konta 49 88700005 2004 0198 4718 0001, z dopiskiem „remont kościoła”.

Mieszkańcy niewielkiego Michałowa w Gminie Olszanka w powiecie brzeskim nie kryją żalu, iż mimo uznanej wartości zabytku, wizyt ważnych osobistości i ok. 10 wniosków na dotacje w ramach różnych konkursów, nie udało się uzyskać dofinansowania. Muszą brać sprawy we własne ręce!

Darczyńcy – osoby prywatne, firmy i instytucje – którzy przekażą najwięcej pieniędzy w ramach zbiórki, zostaną upamiętnieni tabliczką na lipie drobnolistnej. Będzie to specyficzna forma podziękowania ze strony Parafii pw. św. Jadwigi i Fundacji „Dla Dziedzictwa”, które planują zorganizowanie akcji sadzenia młodych lip drobnolistnych w Michałowie. Lipy przekazało Nadleśnictwo w Brzegu.

Kościół pw. św. Józefa Robotnika w Michałowie ostatni raz remontowano w 1936 r. Od czasu II wojny światowej zabytek nie był przedmiotem troski ze strony służb konserwatorskich i państwa.

Unikatowej klasy zabytek, pamiątka po Piastach Śląskich i okresie, kiedy Michałów miał prawa miejskie, popada w ruinę, a niewielka społeczność wiejska ma ograniczone możliwości finansowe.

Michałów 27.02.2021. kościół. fot. Mariusz Przygoda

Miejscowość (Michelau) została założona w XIII w. i w średniowieczu była własnością rodzimego rodu Panów z Pogorzeli, wiernych popleczników książąt z dynastii piastowskiej. Jako Michalovo wymieniona jest w dokumentach w 1210 r., przy okazji fundacji klasztoru kanoników regularnych w Kamieńcu Ząbkowickim. Panowie z Pogorzeli przekazali kościół w Michałowie cystersom z Kamieńca Ząbkowickiego w 1276 r. i odebrali im go w 1533 r. Budynek pełnił funkcję kościoła katolickiego, następnie protestanckiego. W 1571 r. nowy właściciel Michałowa (od 1557 r.), Hans von Gruttschreiber (dokumenty tego rodu znajdują się w archiwum we Wiedniu, a koszt ich pozyskania to 700 euro), do gotyckiego prezbiterium dostawił nową nawę. Ówczesny gospodarz nie szczędził pieniędzy na remont kościoła: kazał m.in. wznieść dwie dobudówki po obu stronach prezbiterium, mieszczące loże oraz posiadające odrębne wejścia. Dobudówki te nakryto dachami pulpitowymi. Wieżę nakryto nowym, blaszanym, strzelistym, renesansowym hełmem, wzbogaconym u podstawy galerią. Na wieży umieszczono zegar. Nowy właściciel we wnętrzu kościoła ufundował ławy, chór oraz organy oraz założył bibliotekę.

Kres rozwojowi osady położyła wojna trzydziestoletnia. W 1692 r. (po dwumiesięcznej walce z protestantami) kościół odzyskali katolicy. Na katolicyzm przeszedł ostatni właściciel Michałowa, wywodzący się z rodziny von Gruttschreiberów – Anton Heine, który nawiązał kontakty z cystersami z Kamieńca Ząbkowickiego

Świadom wygasania swojego rodu, w 1717 r. dokonał renowacji kościoła, dla upamiętnienia której wmurowano w ścianę prezbiterium pamiątkową tablicę. Opiekę nad kościołem powierzył cystersom z Kamieńca. Zobowiązał ich również do zachowania i renowacji wszystkich pomników rodzinnych, epitafiów, tablic inskrypcyjnych, napisów, obrazów, a także godła miejskiego nad dużą bramą w cmentarnym murze.

Ponadto kamieniecki klasztor miał nadal opłacać sześciu muzyków, którzy z kościelnej wieży wygrywali cogodzinny hejnał. Zakonnicy zostali również zobowiązani do odprawiania raz na kwartał mszy za spokój duszy Antona Heinza von Gruttschreibera.

Stan ten utrzymywał się do 1810 r., kiedy to nastąpiła sekularyzacja dóbr klasztornych cystersów. W 1812 r. kościół został objęty patronatem państwowym. W latach 1823–1828 r. kościół przebudowano w stylu neogotyckim. Była to jedna z pierwszych tego typu realizacji na Śląsku, a projekt przebudowy wykonał wybitny architekt niemiecki C.F. Schinkiel. Obecnie budowla porównywana jest z dziełami wczesnego niemieckiego neogotyku C.F. Schinkla, czołowego niemieckiego architekta pierwszej połowy XIX w. Ponadto w kościele znajdują się unikalne dzieła śląskiej renesansowej (XVI w.) rzeźby: kamienna ambona oraz chrzcielnica.

W ściany prezbiterium wmurowany jest zespół epitafiów złożonych z dzieł renesansowych, późnorenesansowych oraz barokowych. Co najważniejsze jednak, w XIII-wiecznym prezbiterium pod tynkiem znajdują się średniowieczne polichromie ścienne, które czekają na odsłonięcie i konserwację.

Będzie to kolejny i najważniejszy element renowacji zabytkowego kościoła w Michałowie, w którym mieszkańcy docelowo chcą urządzić muzeum rodu von Gruttschreiberów.

Fundacja „Dla Dziedzictwa”

 

Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Mieszkańcy Michałowa proszą o pomoc!” znajduje się na s. 4 i 5 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 82/2021.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

 

Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Mieszkańcy Michałowa proszą o pomoc!” na s. 4 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 82/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jeśli z Systemem się bić, to bit’em i rymowanym CKM’em. – mówi Hubert Spięty Dobaczewski, lider Lao Che o solowym krążku

Czas nieśpieszny wykonał dwunastoletnią rundę na stadionie wszechrzeczy i znalazł się piętro wyżej. Dokładnie nad punktem, w którym Hubert Spięty Dobaczewski, poeta, głos, nuty i gitara Lao Che…

… ofiarował nam swój debiut solowy „Antyszanty”.

Obok płyty Bajzla „Miłośniej” album Spiętego objawił się w roku 2009 ożywczym ekspresyjnym bogactwem polszczyzny z „sensami głęboko ukrytymi” (cytując Romana Ingardena), niespotykaną miksturą muzycznych gatunków i piracko – filozoficznym przesłaniem o ludziach. Czyli o nas samych.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Hubertem Spiętym Dobaczewskim:

 

I znowuż Spięty powrócił znowu nieprzystojnie eklektyczny z ładunkami metafor lingwistycznie zawieszonymi nad głowami odbiorców. Hubert – Spięty nie musi udowadniać niczego i nikomu.

Pewnie zaraz odezwą się krytycy muzyczni, że autora „Black Mental” zżera narratoholizm podszyty językowym ADHD. Że ciężko ogarnąć, bo słów za dużo. Nadto zestawionych ze sobą z wielką stylistyczną dezynwolturą i naszpikowanych Spięto – neologizmami. Cóż…

Spięty. Fot. Oskar Szramka.

Spięty (post)rapowy i (nie)piosenkowy szuka – tak jak i my w Radiu WNET – słuchacza świadomego, który podejmie rękawicę i zmierzy się z warstwą liryczną całej płyty. Zmierzy się po to, aby odnaleźć nie tylko samego siebie w szaleństwie post – pandemicznego wycinka wieku XXI, ale i sobie podobnych.

Od zawsze świat zmienia i popycha za horyzont zadziwień i olśnień garstka straceńców – rebeliantów. Oni na latającym dywanie „Black Mental” spojrzą na „błękitną planetę” i nie tylko dojrzą jej „żółte papiery”, ale i spróbują wcielić w życie plan terapii. Oby! – zakrzyknę. – Tomasz Wybranowski.

Bowiem ci z lewa, jak i ci z prawa bardziej niż często zamiast przyszłości, rozwoju i szacunku chcą powrotu do zgiełku średniowiecznych bitew by przeciwników bez dyskusji na argumenty i retoryczne piękno po prostu zdzielić kłonicą skutecznie w łeb i … zutylizować.

                        Duchy wybitnych herosów pióra

„Black Mental” jest zbiorem utworów post rapowych, jak mawia sam Spięty. Nad nimi unoszą się duchy Stanisława Lema oraz mistrza fraszek i pieśni Jana Kochanowskiego.

Spięty podobnie jak mistrz z Czarnolasu stawiają tezę, że wszelka nieprawość, zgnilizna i zło dzieją się z powodu żądzy władzy i bogactwa, cokolwiek nie wyobrazimy sobie pod dachem obu tych słów. Przypomnę w tym miejscu pewną fraszkę autora „Trenów”:

Na łakomego

Nie najgorzej tego Bóg oddzielił, któremu

Nie dawszy państwa, nie dał, by zaźrzał drugiemu,

Ale dał taki umysł, że na swym przestawa,

A dla lepszego mienia w trudność się nie wdawa.

Ów się w dziale, mym zdaniem, dał oszukać marnie,

Co nigdy syt nie będzie, chociaż zewsząd garnie.

Jan Kochanowski

Hubert Spięty Dobaczewski stworzył bajko – fraszki, które są odautorskimi publicystycznymi didaskaliami obficie podlanymi pamfletami, które zwiewne są i gracji pełne, tak jak w „Bitwie o CO2”, czy „Homo Sapiens Erection”:

 

/…/ Wskazując Stan Wojenny jest wpisany w sapiens homo.

Bo w sapiens homo, stacjonuje ZOMO.

Jestem samozwalczającym się burdelem.

Systemem i konspirującym obywatelem.

Frywolny striptiz zła trwa,

Bo dobro potrzebuje tła.

Świat jest pasiastą, czarno – białą zebrą,

Uśmiechającą się do mnie szczerbą. /…/

Spięty. Fot. Oskar Szramka.

 

Odnajdujemy na krążku „Black Mental” także trwogi i koszmary cywilizacyjne. Lęki te napędzane są często przez pośpieszne i bardziej niż powierzchowne post media.

Dlatego, jak mi się zdaje, Spięty szafuję nadmiarem gamy bodźców muzycznych i słownych. Recenzenci zastanawiają się, „czy odbiorca nadąży” za autorem?

Nadąży i zgłębi ten, kto będzie chciał! – odpowiem świadomie mrugając lewym okiem do świadomego słuchacza.

A co ze Stanisławem Lemem? Spięty (post)rapuje w „Bitwie o CO2”:

/…/ To my tu toniemy.

Kryje nam szyje, dzwon bije,

Znikąd rady, Lem nie żyje. /…/

Za co kocham Stanisława Lema i Spiętego? Bardziej niż bardzo za kunsztowne niedopowiedzenia. Słuchając po raz pierwszy „Black Mental” przypomniałem sobie ważne opowiadanie autora „Solaris” opatrzone tytułem „Ciemność i pleśń”.

To jedno z trzech opowiadań Stanisława Lema, gdzie znajdziemy wielki ocean dla naszych czytelniczych interpretacji i nawiązania do współczesności.

Bohaterami noweli są małe kuleczki, które by mnożyć się w ciemności potrzebują do tego procesu pleśni. Kuleczki są miłe, bo pluszowe, wzbudzają nasze zainteresowanie, ale … W końcu jest ich zbyt wiele, że wypełniają całą przestrzeń by w finale pożreć nas żywcem.

Ile we współczesnych relacjach między ludzkich jest tej pleśni, która pobudza przyrost kuleczek różnej maści? I Lem, i Spięty pośrednio wymuszają na nas zdecydowaną odpowiedź, co uosabiają dla nas owe kuleczki, przeżarte pleśniową toksycznością?

Każdy z nas skrywa owe kuleczki, które często pleśniowatością wybuchają sycąc konflikty, spory i dysputy oparte na kompleksach. A żadna ze stron nie jest bez winy:

/…/ Z lutniczych zasobów

Wszechfobów,

Wyciagnę instrument –

„Hubert Jugend“

Odpalę tubę

By dokręcić śrubę,

Szykana rymami,

Tortury pieśniami.

Sztandar wzniesie moją podobiznę,

Kto nie pokocha – wyrżne.

Trafię na ołtarz, na monetę,

Da Bóg – na fototapetę.

Nie będę tolerował,

Ni się patyczkował.

Krwawo będę grą panował./…/

Spięty „Okudżaba”

Jedni chcą zwalczyć tych drugich. I na odwrót! Kto nie jest z nami, ten przeciw nam! Jak nie „zdradzieckie mordy” to „faszystowscy patrioci”. Tak napędza i nakręca się spirala aż… pęknie pewnego dnia. A kuleczki nas pożrą. I nikt nie może powiedzieć, że Spięty – artysta przesadza.

Muzyczny gąszcz gatunkowy bez malinowego chruśniaku

„Black Mental” to w pełni autorskie dzieło Huberta Spiętego Dobaczewskiego. Kompozycje i metafory – On. Głosy, zaśpiewy (post)rapy – On. Ale także jego bas, gitara, wreszcie sample, bity i klawiszowe ozdobniki. W materii kompozycyjnej jest tyle zmian tempa i przejść, że zastanawiam się nad jedną rzeczą.

Myślę sobie, jak brzmiałyby songi z „Black Mentalu” w wykonaniu death lub thrash metalowych bandów? Z kanonadą bębnów, rockowo – funkującym pulsem, nową falą psychodelii z domieszką chwytliwych melodii, którym nie można odmówić taneczności kończąc na chóralnych zaśpiewach?

Zwróćcie uwagę na „Narodowy socjalizm kosmosu”, który zaskakuje sekcją dętych instrumentów, cytowany już „Homo sapiens erection” i „Trybunę małpoludu”.

Nie brakuje też radiowych (to nie żart) szlagierów, których refreny od pierwszego przesłuchania pozostają w głowie. To przede wszystkim mój faworyt „Karate Kit” oraz „Lejce, które leczą”. Piosenkowaty „Wanted” także warto zapamiętać.

Zagęszczona faktura muzyczna, przemyślne aranże musiały być właśnie takie, aby przypominając sobie staccato „Beniowskiego” mistrza Juliusza, śmiało biec przez gościńce aluzyjnych metafor Spiętego. I powrócę raz jeszcze do „Bitwy o CO2”:

/…/ Lewacka agitka, lewacka ballada.

Iliada być miała, a nie pedaliada.

Trza nam bohaterów,

Szeregowców Ryan Airów.

Z nim bić się o dom!

For aSPARTAm! For freedom!

Stanąć, meczęńską otworzyć aortę,

W ustach czuć ołów i smak Diesel Forte.

Krnąbrnym lodowcom ukruszyć sopli,

Bię się do ostatniej Roundupu kropli.

Cześć i chwała, po wsze czasy trwa,

Bohaterom „Bitwy o CO2“ /…/

Kunsztowna zabawa słowem i konwencjami ars (post) rap poetica sprawiają, że czasami można się zagubić w szkatułkowej narracji Spiętego. Ale jest na to rada! Ja to sprawdziłem i działa! Słuchajmy tego albumu z śledząc książeczkę z tekstami.

Użycie wielkich liter i zabawa z nimi, słowne kalambury i nowe pola semantyczne objawią nam się w pełnej krasie. Warto, bardziej niż warto to zrobić!

Wtedy tekst jawi nam się jako przemyślana i dopracowana całość a nie, jak napisał pewien recenzent portalu Onet, jako „zabawa ich formą wpycha się między pozostałe wiersze, byleby tylko za wszelką cenę pokazać rymotwórczą żonglerkę gospodarza.”

Drugie albumowe solo Huberta Spiętego Dobaczewskiego traktuję jako niezwykłość i zjawisko na polskiej scenie. To wersomuza bez ograniczeń i jakichkolwiek obciążeń, pełna niepoprawności (w obie strony) i literackie cacko.

Oczywiście dzieło nie dla każdego. Bo jeśli ktoś lubuje się w pieśniach o oczach zielonych, ergo w eurowizyjnych gnioteczkach – pioseneczkach i nadto nie chce spojrzeć bez lęku w zwierciadło czasu i momentu dziejowego, to niech od razu skapituluje i (najlepiej) nie komentuje.

Tomasz Wybranowski

 

Idee wolnomularskie przenikały do PRL różnymi drogami / Andrzej Świdlicki, „Kurier WNET” nr 82/2021

Masonów w PRL nie represjonowano, ale nawet dopuszczono do kontraktu stulecia, jakim był Okrągły Stół, byli więc jednym z partnerów komunistów w transformacji i jej beneficjentami.

Andrzej Świdlicki

Opozycyjni intelektualiści PRL, masoneria, Zdzisław Najder

W recenzji z książki Wojciecha Wasiutyńskiego Źródła niepodległości Zdzisław Najder zbeształ autora, że poważnie traktuje pojęcie ‘mentalności masońskiej’, którym posługiwał się lider Narodowej Demokracji Roman Dmowski. Nazwał to niedźwiedzią przysługą wyświadczoną temu politykowi. Samo pojęcie ‘mentalności masońskiej’ zaliczył do pięciu najbardziej rozpowszechnionych „koncepcji konspiracyjnych”, nazwał „przejawem myślenia magicznego a jednocześnie kompleksu niższości i poczucia bezsiły”. Takie koncepcje – pisał – „rozpowszechniają się wówczas, kiedy ludzi, którzy czują się zagrożeni, nie stać na trzeźwą analizę procesów historycznych, których są podmiotem”. „Jest to ten sam typ myślenia – kontynuował – który przypisuje poruszanie się maszyn tkwiącym w środku demonom” („Kultura” 4/1978).

Z dzisiejszej perspektywy ta próba zdyskredytowania pojęcia ‘masońskiej konspiracji’ wygląda na samoobronę, bo sam Najder tkwił w niej po uszy.

Według jego syna Krzysztofa, Zdzisław Najder (1930–2021) był: „człowiekiem wybitnym, ale też kontrowersyjnym i pełnym sprzeczności”. Charakterystyka trafna, niewystarczająca.

Z zawodu literaturoznawca, znawca twórczości Josepha Conrada, z temperamentu publicysta, z przekonań integracjonista, atlantysta, globalista, germanofil, w okresie późnego Gierka animator dysydenckiej grupy intelektualistów Polskie Porozumienie Niepodległościowe (PPN), dyrektor Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa (1982–87), w maju 1983 skazany na karę śmierci przez sąd wojskowy w sfingowanym procesie o szpiegostwo, w okresie transformacji doradca Lecha Wałęsy i szef zespołu doradców premiera Jana Olszewskiego. Służbie Bezpieczeństwa PRL znany jako TW „Zapalniczka” i „Conrad”. Jego współpraca z SB pod pierwszym z tych kryptonimów wyszła na jaw przy okazji wyrównywania lustracyjnych porachunków między rządem Olszewskiego a prezydentem Wałęsą. Niewątpliwie postać politycznie aktywna, w świecie obyta, może wydawać się barwna, ale niekomunikatywna i skryta.

Tłumacząc się z kontaktów z policją polityczną PRL (1957–63), mówił o „grze”, „wprowadzaniu w błąd”, „ochronie przyjaciół”, „sondowaniu przeciwnika”. Dawał do zrozumienia, że jego kontakty same w sobie nie były naganne, a gdyby stała za nim jakaś organizacja, to byłyby usprawiedliwione. Te tłumaczenia w najlepszym razie uznano za racjonalizację kolaboracji ex post, najczęściej z nich kpiono.

Teoretycznie Najder w młodym wieku 28 lat mógł sobie wyobrażać, że w okresie odwrotu od październikowej odwilży warto było wysondować MSW w sprawie inicjatywy „obudzenia” masonerii. Być może widział w wolnomularstwie nową, tolerowaną przez władze formę politycznej aktywności, bo antykościelną i antyendecką.

Można się zastanawiać, czy wolnomularstwo było tematem rozmów Najdera z Józefem Retingerem w Oksfordzie w 1957 r., gdy po raz pierwszy jako początkujący literaturoznawca wyjechał za granicę na 7-miesięczne stypendium ZLP, ściągając na siebie po powrocie uwagę Wydziału IV Departamentu III MSW.

Retingera – szarą eminencję polityki europejskiej – posądza się o członkostwo we francuskiej loży Les Renovateurs i polskim oddziale B’nai B’rith. Według Bogdana Podgórskiego: „przyjęcie tej tezy [że Retinger był masonem] powoduje […], że wszystko, co dotyczy jego osoby, nagle staje się zrozumiałe i przestaje być tak tajemnicze. Również ta jego tajemniczość oraz to, że działał zawsze za kulisami, wskazywałoby na charakterystyczny dla masonerii styl działania. To mogłoby również tłumaczyć fakt, że zawsze był lepiej i szybciej poinformowany od innych” (B. Podgórski, Józef Hieronim Retinger).

O Retingerze mówi się, że miał zmysł do wyłapywania obiecujących talentów i inspirowania ich pomysłami. Być może w Najderze dopatrzył się potencjału. Podobieństwa między nimi są zastanawiające. Pierwszy współtworzył zza kulis Klub Bilderberg, będący tajnym samozwańczym towarzystwem wszystko-lepiej-wiedzących polityków i bankierów, a drugi grupę PPN – tajne towarzystwo wszystko-lepiej-wiedzących wolnomyślicieli, a później także Społeczną Radę Gospodarki Narodowej. Gremia te miały ambicje polityczne, a liczył się dla nich punkt widzenia elit.

Bilderberg i PPN myślały perspektywicznie o urządzeniu świata, zakładając jego integrację w ponadnarodowych strukturach. Miały więc cele znacznie wykraczające poza klub dyskusyjny. Realizowali je zza kulis, chcąc wpływać na polityczne decyzje ludzi u władzy. To ostatnie jest zresztą charakterystyczne dla masonerii, stroniącej od jawnej działalności politycznej, z której można by ją rozliczyć, lecz interesującej się polityką od strony programów, koncepcji, zasad uprawiania, taktyki.

Zarówno Retinger, jak i Najder słabo rozumieli gospodarkę, nie mieli doświadczenia w administracji, lecz za to byli skłonni zastępczo myśleć za innych i podsuwać pomysły.

Retinger mógł mieć wpływ na przyznanie Najderowi stypendium Fundacji Forda – jej dyrektor na Europę, Shephard Stone, był aktywny w Bilderbergu i przebywając w Warszawie, spotkał się z działaczami Klubu Krzywego Koła i prywatnie z Najderem. Niewykluczone, że w 1959 r., przebywając w USA na stypendium Forda, dzięki czyjemuś poparciu, być może Retingera, Najder dostał dodatkowe 9-miesięczne stypendium doktoranckie w St. Antony’s College w Oksfordzie. Co jeszcze ciekawsze, przezornie wystarał się o nowe w następnym roku. Zastanawia, że mało znany naukowiec – nie wiadomo, czy literaturoznawca, czy filozof-estetyk, z kraju zza żelaznej kurtyny – miał taką łatwość w załatwianiu sobie stypendiów doktoranckich w oksfordzkim college’u powiązanym z Foreign Office.

Przedłużenie pobytu za granicą skomplikowało mu stosunki ze Służbą Bezpieczeństwa, więc za cenę paszportu gotów był do ustępstw. W czerwcu 1961 r., obiecując bezpiece konkretne usługi, wyjechał do Anglii po raz trzeci. Retinger wówczas nie żył, ale Najder przyjaźnił się z jego osobistym sekretarzem Janem Pomianem. Po powrocie do Polski w kwietniu 1962 r. wykręcał się od kontaktów z MSW, zdjęto go więc z rejestru aktywnych TW i w 1964 r. ukarano odmową paszportu.

Warto mieć przed oczyma kalendarz: Najder wrócił z przedłużonego pobytu na stypendium Forda latem 1960 r., na około pół roku przed „przebudzeniem” niezależnej loży „Kopernik” rytu szkockiego przez siedmiu przedwojennych mistrzów.

Kilka miesięcy po jego powrocie z drugiego stypendium w St. Antony’s jego bliski przyjaciel J. Olszewski został zalożowany w „Koperniku”, gdy już było wiadomo, że niczym to nie grozi. Najder przyjaźnił się z przyjętym do „Kopernika” w lutym 1961 r. Janem Józefem Lipskim, znanym mu z Klubu Krzywego Koła. W 1962 r. Lipski uzyskał trzeci stopień wtajemniczenia, w tym samym roku awansował na przewodniczącego loży, a z czasem na Wielkiego Mistrza Loży Narodowej Polski.

(Na marginesie warto zauważyć, że koleżanką J.J. Lipskiego z Instytutu Badań Literackich była Jadwiga Kaczyńska, a on sam miał wychowawczy wpływ na bliźniaków Lecha i Jarosława).

Lipski tłumaczył, że masoneria dawała kontakty zagraniczne i finansowe wsparcie m.in. na pomoc dla represjonowanych. Istotnie Polska Loża Macierzysta „Kopernik” z siedzibą w Paryżu, działająca w strukturach Wielkiej Loży Francji, takiego wsparcia udzieliła co najmniej przy dwóch okazjach i reprezentowała polskie wolnomularstwo za granicą. Olszewski mówił, że masoneria miała zabawne rytuały, ale służyła za dogodną przykrywkę działalności opozycyjnej.

Z pewnością bezpieka mniej interesowała się panami w określonym wieku o dziwnym upodobaniu do fartuszków, cyrklów i ptaka sowy, którzy na przesłuchaniu mogli udawać ekscentrycznych pomyleńców, niż np. niezależnym ruchem związkowym czy niepokornymi księżmi.

Masonów w PRL nie represjonowano, ale nawet dopuszczono do kontraktu stulecia, jakim był okrągły stół, byli więc jednym z partnerów komunistów w transformacji i jej beneficjentami.

W końcówce rządów Edwarda Gierka Olszewski i Najder działali w PPN, grupie o wyraźnych cechach wolnomularskich, a Lipski zaangażował się w Komitecie Obrony Robotników, gdzie był jednym z czterech wolnomularzy obok Edwarda Lipińskiego, Ludwika Cohna i Jana Kielanowskiego. Stosunki Najder-Olszewski po ujawnieniu zapalniczkowego epizodu w życiorysie conradysty były możliwym powodem zerwania stosunków między nimi. Najder przyznał się przyjacielowi, że brał od SB pieniądze, ale zrobił to dopiero pięć miesięcy po publicznym ujawnieniu współpracy. Olszewski, początkowo nastawiony wstrzemięźliwie do zapalniczkowych rewelacji ujawnionych w „Nie” Jerzego Urbana, mógł poczuć się wywiedziony w pole.

„Czy jest Pan masonem”? – zapytał Najdera nieco obcesowo Roman Kałuża, autor niepublikowanej książki o nim pod intrygującym tytułem „Człowiek z cienia”. „Nigdy nie byłem” – odparł zapytany. Przyznał zarazem, że „znał ludzi, którzy mieli taką opinię”, a „jego entuzjazm dla europejskiej integracji bywał interpretowany jako kosmopolityzm”.

Człowiek z cienia nie ukazał się drukiem. Najder nie zaaprobował końcowej wersji, mimo że cała książka była kompilacją rozmów z nim. Zagroził nawet, że się od niej odetnie, jeśli wyjdzie wbrew jego woli.

Kosmopolityzm, czyli postawa uznająca, że ojczyzną człowieka nie jest kraj urodzenia ani nawet zamieszkania, lecz cały świat, wyrażająca się w dążeniu do zbudowania jego politycznej i społecznej jedności – to podstawowy składnik wolnomularskiej filozofii: „Narodowości we współczesnej Europie stają się – stopniowo, powoli ale wyraźnie – szczególnymi i niepowtarzalnymi pomostami do ludzkości” – pisał Najder w 1989 r., dając do zrozumienia, że nie są wartością samą w sobie (Wymiary polskich spraw, Most, Warszawa 1990, s. 147). Jego teksty często zawierają odniesienia do pomostów, okien i bram, zupełnie jakby przewidywał eurobanknoty wyobrażające abstrakcyjne budowle.

Nie tylko Roman Kałuża podejrzewał Najdera o związki z masonerią. Za masona brano go w Wydziale XIV Departamentu I MSW, który rozpracowywał go bardzo skutecznie w ważnym okresie, gdy działał w PPN, dyrektorował RP RWE i był czynny w polskim życiu politycznym na wczesnym etapie transformacji. Wydział nielegałów MSW ufundował mu nawet stypendium, o którym on sam sądził, że pochodziło od katolickiej fundacji z Niemiec. Nielegał (agent niekontrolowany przez lokalną rezydenturę) Andrzej Madejczyk, „Lakar”, podwójny agent Służby Bezpieczeństwa i zachodnioniemieckiego BND, przyjaźnił się z nim długo i blisko, skutecznie szkodząc Wolnej Europie, zwłaszcza na bardzo ważnym podwórku rzymskim, co opisałem w książce Pięknoduchy, radiowcy, szpiedzy… (wyd. Lena, Wrocław 2019).

Podejrzewanie Najdera o związki wolnomularskie mogło tkwić u podłoża niezrozumiałej niechęci do niego ustępującego dyrektora RP RWE Zygmunta Michałowskiego. Niska opinia, jaką Michałowski miał o tekstach PPN, i zgroza na myśl, że Najder przychodził do Monachium realizować politykę Jerzego Giedroycia, nie tłumaczą w pełni ostentacyjnego dystansowania się Michałowskiego od niego ani akcentowania swoich związków z Kościołem dla wykazania kontrastu.

Dystans wobec Najdera utrzymywał także prymas Józef Glemp i Episkopat Polski. Biskupi nie wstawili się za nim po skazaniu na karę śmierci, za to episkopat skarżył się ambasadzie USA na niektóre komentarze polityczne rozgłośni. Skutkiem było to, że Watykan – do połowy lat 80. międzynarodowa giełda informacji o Polsce – był dla Najdera spiżową bramą.

Czy ten niechętny stosunek hierarchów tłumaczy antyreklama, którą w Stolicy Apostolskiej robił Wolnej Europie i Najderowi nielegał Madejczyk? Po części tak, ale możliwe, że episkopat scedował na niego część swojej niechęci do Jerzego Giedroycia lub podejrzewał, że dyrektor RP RWE był zalożowany. Podejrzeń nie było za to w Londynie, gdzie prezydent RP Edward Raczyński po wyroku sądu wojskowego odznaczył Najdera Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, a po odejściu z Monachium nazwał „wielce zasłużonym dla sprawy polskiej”.

Obok kosmopolityzmu cechą masońską („ostoją” według Deklaracji Europejskiej Konferencji Wolnomularskiej ze Strasburga z 1993 r.) jest entuzjazm dla europejskiej integracji. W jej promocji wolnomularstwo odegrało prominentną rolę, by przypomnieć postać austriackiego arystokraty i masona Richarda Coudenhove-Kalergiego, członka loży „Humanitas”, który w latach 20. XX wieku ogłosił manifest postulujący otwarcie granic i wymieszanie ludności, czyli zniszczenia narodowej tożsamości i patriotyzmu. Kilkadziesiąt lat później dzięki takim pomysłom Europa coraz mniej jest Europą, a za to coraz bardziej domem całego świata. Po wojnie ważną rolę w ruchu europejskim odegrał Retinger, współtwórca działającego od 1954 roku Klubu Bilderberg będącego uzupełnieniem amerykańskiej Council on Foreign Relations, na co wskazuje pokrywanie się członkostwa i pokrewieństwo celów politycznych.

Współzałożycielem innej globalistycznej organizacji – Komisji Trójstronnej (USA, Europa i Japonia) jest współpracownik Davida Rockefellera Zbigniew Brzeziński. Komisja działa od 1973 r. na zasadach przyjętych przez Retingera przy organizowaniu Bilderbergu. Brzeziński – członek Bilderbergu od połowy lat 60. – był politycznym guru dyrektora Rozgłośni Polskiej RWE Jana Nowaka. Najder także go znał, konsultował się z nim m.in. przed zainaugurowaniem PPN i w okresie, gdy ważyły się jego losy w radiu.

Trio Nowak-Brzeziński-Najder za pośrednictwem Wolnej Europy, jedynego niekontrolowanego przez komunistów massmedium, zarządzało percepcją Polaków w PRL, kształtując horyzont ich wyobrażeń o tym, co było politycznie możliwe (czytaj: zgodne z długofalowym interesem politycznym Stanów Zjednoczonych).

Innym łącznikiem między Bilderbergiem a Wolną Europą jest zasłużony w jej utworzeniu C.D. Jackson – magnat prasowy i przyjaciel Eisenhovera, którego imieniem nazwano największą salę w siedzibie RWE w Monachium. Kleine, aber nette Gesellschaft, którego duchowym patronem jest Retinger.

Nowak i Najder byli sobie bliscy nie tylko dzięki znajomości z Brzezińskim, ale także poglądowo. Pierwszy z nich do 1962 r. był członkiem, wcześniej działaczem PRW NiD (Polskiego Ruchu Wyzwoleńczego Niepodległość i Demokracja), stawiającego sobie za cel utworzenie światowego państwa, co jest celem masonerii: „Powiązane w skali światowej narody [sfederowane] zachowają swą niepodległość przy jednoczesnym ograniczeniu swej suwerenności państwowej na rzecz odpowiednich ogniw Państwa Światowego” (NiD, Karta Wolnego Polaka). Polska w wyobrażeniu NiD miała być niepodległa z nazwy, a sfederalizowana w treści. Nasuwa to skojarzenia ze stalinowską formułą Polski narodowej w formie i socjalistycznej w treści. Z kolei w dokumencie PPN (Polskie Porozumienie Niepodległościowe Wybór tekstów, Polonia, Londyn 1989) można znaleźć pean ku czci masońskiej cnoty braterstwa jako podstawy procesów integracyjnych w Europie: „wierzymy w powszechną ewolucję stosunków międzynarodowych w kierunku współpracy wolnych, równouprawnionych, znających się nawzajem narodów i w dalszą erozję centralistycznych mocarstw.

Wierzymy w suwerenną Polskę w dzisiejszych granicach, z których każda będzie bramą, zabezpieczoną szanowanym powszechnie prawem, a nie drutem kolczastym, murem i fosą”. Kogo PPN miał na myśli, pisząc o „erozji centralistycznych mocarstw”? Może Watykan?

NiD i PPN łączy brak spójności w myśleniu o niepodległości Polski. NiD nie tłumaczył, jak państwo, ograniczające suwerenność na rzecz ogniw światowego państwa, mogłoby ją zachować, PPN sądził, że idea niepodległości wyzwoli Polaków spod kurateli ZSRR, ale nie wyjaśnił, jak mogliby ją utrzymać w świecie ponadnarodowego braterstwa. Na niepodległość Polski PPN patrzył w kontekście spodziewanego zjednoczenia RFN z NRD i widział ją jako warunek i wstęp do szerszej integracji europejskiej: „zjednoczenie Niemiec, gdy do niego dojdzie, nie powinno spowodować nowego zakłócenia w stosunkach polsko-niemieckich, lecz powinno stać się czynnikiem ogólnej integracji tej [środkowowschodniej] części kontynentu”. Teksty PPN z dzisiejszej perspektywy mocno trącą myszką, są przeteoretyzowane i rażą naiwnością, niemniej są wyrazem myślenia społecznie niereprezentatywnego środowiska warszawskich intelektualistów drugiej połowy lat 70.

Czy PPN był inspirowany przez NiD? Łącznikiem między obydwoma ugrupowaniami był Jerzy Lerski, kalifornijski profesor, ważny działacz NiD we wczesnym okresie, przyjaciel Jana Nowaka, tak jak on kurier z czasów okupacji. Poparcie Lerskiego dla PPN (niewykluczone, że także finansowe) odwzajemnił Najder koncepcyjnym wkładem w firmowaną przez Lerskiego inicjatywę Studium Spraw Polskich. Nasuwa się pytanie, czy działalność Najdera w PPN, jego znajomość z Lerskim (był jednym z mężów zaufania PPN), kontakty z Nowakiem i jego guru Brzezińskim miały wpływ na jego dyrektorską nominację w Wolnej Europie? Jeśli miały, to niewystarczający. Mimo że RWE formalnie nie była wówczas pod kuratelą CIA, agencja wciąż w Monachium sporo znaczyła, co znajdowało wyraz zwłaszcza w sytuacjach politycznego przesilenia. Najder miał od niej zielone światło.

Wydaje się nieprawdopodobne, że na Najdera czekano w Monachium trzy i pół roku – od kwietnia 1978 r., gdy w Wiedniu posadę zaproponowano mu po raz pierwszy, do grudnia 1981, gdy przebywając na kolejnym stypendium w Oksfordzie, przyjął ją w reakcji na stan wojenny. Oczywiste jest więc, że tzw. mocodawcom rozgłośni, jak mawiała propaganda PRL, bardzo na nim zależało.

Jako dyrektor rozgłośni polskiej Najder na pierwszym przynajmniej etapie wyobrażał sobie, że będzie w Monachium realizował politykę Jerzego Giedroycia, ale stosunkowo szybko poróżnił się z nim na tle stosunku do Kościoła. Prywatnie zapewne się z nim zgadzał, ale jako dyrektor rozgłośni polskiej nie miał porównywalnej z „Kulturą” swobody w ocenie posunięć episkopatu i prymasa. Polityka Stanów Zjednoczonych stała na gruncie tzw. ogólnonarodowego dialogu, w którym Kościół był pośrednikiem i uczestnikiem. Wolna Europa nie mogła stawać jej na przekór. Jednak przed konfliktem z Kościołem Najder i tak się nie uchronił, co przeciwko rozgłośni wykorzystała Służba Bezpieczeństwa i niezawodny Madejczyk.

Nie mając żadnego doświadczenia w kierowaniu zespołem ludzkim, skutecznie go podzielił. Sprawiał wrażenie, że nie był jego częścią, mimo że za niego odpowiadał, lecz był niejako Wolnej Europie wypożyczony przez bliżej nieokreślonych „mandatariuszy”. Wówczas nie domyślano się, o kogo mogło chodzić; dziś ta jego podzielona lojalność wobec amerykańskiego pracodawcy i wolnomularstwa jest bardziej czytelna. Wprowadził nowe audycje na dobrym poziomie, w tym jedną pod jawnie wolnomularskim tytułem „Europa bez granic”. Wolnomularskie skojarzenia nasuwa też jego radiowy pseudonim „Mateusz Kielski” i 3-odcinkowy cykl o historii wolnomularstwa przygotowany przez księdza Stanisława Ludwiczaka.

Radosny odgłos kielni pobrzękiwał w jego komentarzu z okazji drugiej rocznicy Sierpnia, w którym mówił o masońskim ideale braterstwa i postępu: „[Solidarność] była wprowadzeniem w codzienne życie szerokiego oddechu idealizmu, uczciwości, międzyludzkiego braterstwa.

Czym niegdyś dla nędznych wsi i brudnych miasteczek średniowiecza były strzeliste gotyckie katedry – tym stała się dla współczesnej Polski Solidarność […] stała się otwarciem okien na możliwość innego życia. Była ideą zmuszającą ludzi do tego, aby stawali się lepsi, niż są”. Skądinąd śmiałe było porównanie Solidarności ze średniowiecznymi katedrami, jeśli wziąć pod uwagę, że przy ich budowie zaangażowane były konfraternie zrzeszające rzemieślników, w szczególności majstrów budowlanych, którzy dokładali starań, by tajniki ich zawodowej wiedzy nie wydostały się poza wąski krąg wtajemniczonych.

Idee wolnomularskie przenikały do PRL różnymi drogami. Niektórymi chadzał znawca twórczości Josepha Conrada o niezdrowym upodobaniu do zagranicznych stypendiów, co wykorzystała Służba Bezpieczeństwa w rozpracowaniu go i skompromitowaniu. „Ile jest dróg?” – pytał Najder w jednym w tytule jednej ze swych książek. Można pytanie odwrócić: A którymi podążał on sam? Warto sporządzić ich mapę, by wyrobić sobie opinię, dokąd, zastępczo myśląc za Polaków, chciał ich doprowadzić.

Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Opozycyjni intelektualiści PRL, masoneria i Zdzisław Najder” znajduje się na s. 8 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 82/2021.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Świdlickiego pt. „Opozycyjni intelektualiści PRL, masoneria i Zdzisław Najder” na s. 8 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 82/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego