Jeśli z Systemem się bić, to bit’em i rymowanym CKM’em. – mówi Hubert Spięty Dobaczewski, lider Lao Che o solowym krążku

Czas nieśpieszny wykonał dwunastoletnią rundę na stadionie wszechrzeczy i znalazł się piętro wyżej. Dokładnie nad punktem, w którym Hubert Spięty Dobaczewski, poeta, głos, nuty i gitara Lao Che…

… ofiarował nam swój debiut solowy „Antyszanty”.

Obok płyty Bajzla „Miłośniej” album Spiętego objawił się w roku 2009 ożywczym ekspresyjnym bogactwem polszczyzny z „sensami głęboko ukrytymi” (cytując Romana Ingardena), niespotykaną miksturą muzycznych gatunków i piracko – filozoficznym przesłaniem o ludziach. Czyli o nas samych.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Hubertem Spiętym Dobaczewskim:

 

I znowuż Spięty powrócił znowu nieprzystojnie eklektyczny z ładunkami metafor lingwistycznie zawieszonymi nad głowami odbiorców. Hubert – Spięty nie musi udowadniać niczego i nikomu.

Pewnie zaraz odezwą się krytycy muzyczni, że autora „Black Mental” zżera narratoholizm podszyty językowym ADHD. Że ciężko ogarnąć, bo słów za dużo. Nadto zestawionych ze sobą z wielką stylistyczną dezynwolturą i naszpikowanych Spięto – neologizmami. Cóż…

Spięty. Fot. Oskar Szramka.

Spięty (post)rapowy i (nie)piosenkowy szuka – tak jak i my w Radiu WNET – słuchacza świadomego, który podejmie rękawicę i zmierzy się z warstwą liryczną całej płyty. Zmierzy się po to, aby odnaleźć nie tylko samego siebie w szaleństwie post – pandemicznego wycinka wieku XXI, ale i sobie podobnych.

Od zawsze świat zmienia i popycha za horyzont zadziwień i olśnień garstka straceńców – rebeliantów. Oni na latającym dywanie „Black Mental” spojrzą na „błękitną planetę” i nie tylko dojrzą jej „żółte papiery”, ale i spróbują wcielić w życie plan terapii. Oby! – zakrzyknę. – Tomasz Wybranowski.

Bowiem ci z lewa, jak i ci z prawa bardziej niż często zamiast przyszłości, rozwoju i szacunku chcą powrotu do zgiełku średniowiecznych bitew by przeciwników bez dyskusji na argumenty i retoryczne piękno po prostu zdzielić kłonicą skutecznie w łeb i … zutylizować.

                        Duchy wybitnych herosów pióra

„Black Mental” jest zbiorem utworów post rapowych, jak mawia sam Spięty. Nad nimi unoszą się duchy Stanisława Lema oraz mistrza fraszek i pieśni Jana Kochanowskiego.

Spięty podobnie jak mistrz z Czarnolasu stawiają tezę, że wszelka nieprawość, zgnilizna i zło dzieją się z powodu żądzy władzy i bogactwa, cokolwiek nie wyobrazimy sobie pod dachem obu tych słów. Przypomnę w tym miejscu pewną fraszkę autora „Trenów”:

Na łakomego

Nie najgorzej tego Bóg oddzielił, któremu

Nie dawszy państwa, nie dał, by zaźrzał drugiemu,

Ale dał taki umysł, że na swym przestawa,

A dla lepszego mienia w trudność się nie wdawa.

Ów się w dziale, mym zdaniem, dał oszukać marnie,

Co nigdy syt nie będzie, chociaż zewsząd garnie.

Jan Kochanowski

Hubert Spięty Dobaczewski stworzył bajko – fraszki, które są odautorskimi publicystycznymi didaskaliami obficie podlanymi pamfletami, które zwiewne są i gracji pełne, tak jak w „Bitwie o CO2”, czy „Homo Sapiens Erection”:

 

/…/ Wskazując Stan Wojenny jest wpisany w sapiens homo.

Bo w sapiens homo, stacjonuje ZOMO.

Jestem samozwalczającym się burdelem.

Systemem i konspirującym obywatelem.

Frywolny striptiz zła trwa,

Bo dobro potrzebuje tła.

Świat jest pasiastą, czarno – białą zebrą,

Uśmiechającą się do mnie szczerbą. /…/

Spięty. Fot. Oskar Szramka.

 

Odnajdujemy na krążku „Black Mental” także trwogi i koszmary cywilizacyjne. Lęki te napędzane są często przez pośpieszne i bardziej niż powierzchowne post media.

Dlatego, jak mi się zdaje, Spięty szafuję nadmiarem gamy bodźców muzycznych i słownych. Recenzenci zastanawiają się, „czy odbiorca nadąży” za autorem?

Nadąży i zgłębi ten, kto będzie chciał! – odpowiem świadomie mrugając lewym okiem do świadomego słuchacza.

A co ze Stanisławem Lemem? Spięty (post)rapuje w „Bitwie o CO2”:

/…/ To my tu toniemy.

Kryje nam szyje, dzwon bije,

Znikąd rady, Lem nie żyje. /…/

Za co kocham Stanisława Lema i Spiętego? Bardziej niż bardzo za kunsztowne niedopowiedzenia. Słuchając po raz pierwszy „Black Mental” przypomniałem sobie ważne opowiadanie autora „Solaris” opatrzone tytułem „Ciemność i pleśń”.

To jedno z trzech opowiadań Stanisława Lema, gdzie znajdziemy wielki ocean dla naszych czytelniczych interpretacji i nawiązania do współczesności.

Bohaterami noweli są małe kuleczki, które by mnożyć się w ciemności potrzebują do tego procesu pleśni. Kuleczki są miłe, bo pluszowe, wzbudzają nasze zainteresowanie, ale … W końcu jest ich zbyt wiele, że wypełniają całą przestrzeń by w finale pożreć nas żywcem.

Ile we współczesnych relacjach między ludzkich jest tej pleśni, która pobudza przyrost kuleczek różnej maści? I Lem, i Spięty pośrednio wymuszają na nas zdecydowaną odpowiedź, co uosabiają dla nas owe kuleczki, przeżarte pleśniową toksycznością?

Każdy z nas skrywa owe kuleczki, które często pleśniowatością wybuchają sycąc konflikty, spory i dysputy oparte na kompleksach. A żadna ze stron nie jest bez winy:

/…/ Z lutniczych zasobów

Wszechfobów,

Wyciagnę instrument –

„Hubert Jugend“

Odpalę tubę

By dokręcić śrubę,

Szykana rymami,

Tortury pieśniami.

Sztandar wzniesie moją podobiznę,

Kto nie pokocha – wyrżne.

Trafię na ołtarz, na monetę,

Da Bóg – na fototapetę.

Nie będę tolerował,

Ni się patyczkował.

Krwawo będę grą panował./…/

Spięty „Okudżaba”

Jedni chcą zwalczyć tych drugich. I na odwrót! Kto nie jest z nami, ten przeciw nam! Jak nie „zdradzieckie mordy” to „faszystowscy patrioci”. Tak napędza i nakręca się spirala aż… pęknie pewnego dnia. A kuleczki nas pożrą. I nikt nie może powiedzieć, że Spięty – artysta przesadza.

Muzyczny gąszcz gatunkowy bez malinowego chruśniaku

„Black Mental” to w pełni autorskie dzieło Huberta Spiętego Dobaczewskiego. Kompozycje i metafory – On. Głosy, zaśpiewy (post)rapy – On. Ale także jego bas, gitara, wreszcie sample, bity i klawiszowe ozdobniki. W materii kompozycyjnej jest tyle zmian tempa i przejść, że zastanawiam się nad jedną rzeczą.

Myślę sobie, jak brzmiałyby songi z „Black Mentalu” w wykonaniu death lub thrash metalowych bandów? Z kanonadą bębnów, rockowo – funkującym pulsem, nową falą psychodelii z domieszką chwytliwych melodii, którym nie można odmówić taneczności kończąc na chóralnych zaśpiewach?

Zwróćcie uwagę na „Narodowy socjalizm kosmosu”, który zaskakuje sekcją dętych instrumentów, cytowany już „Homo sapiens erection” i „Trybunę małpoludu”.

Nie brakuje też radiowych (to nie żart) szlagierów, których refreny od pierwszego przesłuchania pozostają w głowie. To przede wszystkim mój faworyt „Karate Kit” oraz „Lejce, które leczą”. Piosenkowaty „Wanted” także warto zapamiętać.

Zagęszczona faktura muzyczna, przemyślne aranże musiały być właśnie takie, aby przypominając sobie staccato „Beniowskiego” mistrza Juliusza, śmiało biec przez gościńce aluzyjnych metafor Spiętego. I powrócę raz jeszcze do „Bitwy o CO2”:

/…/ Lewacka agitka, lewacka ballada.

Iliada być miała, a nie pedaliada.

Trza nam bohaterów,

Szeregowców Ryan Airów.

Z nim bić się o dom!

For aSPARTAm! For freedom!

Stanąć, meczęńską otworzyć aortę,

W ustach czuć ołów i smak Diesel Forte.

Krnąbrnym lodowcom ukruszyć sopli,

Bię się do ostatniej Roundupu kropli.

Cześć i chwała, po wsze czasy trwa,

Bohaterom „Bitwy o CO2“ /…/

Kunsztowna zabawa słowem i konwencjami ars (post) rap poetica sprawiają, że czasami można się zagubić w szkatułkowej narracji Spiętego. Ale jest na to rada! Ja to sprawdziłem i działa! Słuchajmy tego albumu z śledząc książeczkę z tekstami.

Użycie wielkich liter i zabawa z nimi, słowne kalambury i nowe pola semantyczne objawią nam się w pełnej krasie. Warto, bardziej niż warto to zrobić!

Wtedy tekst jawi nam się jako przemyślana i dopracowana całość a nie, jak napisał pewien recenzent portalu Onet, jako „zabawa ich formą wpycha się między pozostałe wiersze, byleby tylko za wszelką cenę pokazać rymotwórczą żonglerkę gospodarza.”

Drugie albumowe solo Huberta Spiętego Dobaczewskiego traktuję jako niezwykłość i zjawisko na polskiej scenie. To wersomuza bez ograniczeń i jakichkolwiek obciążeń, pełna niepoprawności (w obie strony) i literackie cacko.

Oczywiście dzieło nie dla każdego. Bo jeśli ktoś lubuje się w pieśniach o oczach zielonych, ergo w eurowizyjnych gnioteczkach – pioseneczkach i nadto nie chce spojrzeć bez lęku w zwierciadło czasu i momentu dziejowego, to niech od razu skapituluje i (najlepiej) nie komentuje.

Tomasz Wybranowski

 

Komentarze