Zbigniew Kuźmiuk: Niemcy i Francja potrzebują zasobów Polski do sfinansowania długu strefy euro

Zdaniem ekonomisty oraz posła do Parlamentu Europejskiego z ramienia PiS, przyjęcie euro będzie dla Polski bardzo kosztowne. Kraju UE, które nie mają euro, rozwijają się wyraźnie szybciej.

Gość Poranka Wnet skomentował najważniejsze wydarzenia z Parlamentu Europejskiego, które miały miejsce w upływającym tygodniu, w tym wystąpienie prezydenta Francji: Pan prezydent Macron po roku rządzenia oraz po osłabieniu Angeli Merkel, nieco spuścił z tonu. Już nie mówił o oddzielnym budżecie dla strefy euro czy o osobnym parlamencie dla wspólnej strefy walutowej.

Przewodniczący frakcji zielnych zaatakował prezydenta Macrona, kiedy prezydent Francji mówił o braku demokracji, poseł podkreśli, że sam prezydent rządzi we Francji przy pomocy dekretów, pomijając debatę i konsultacje. Prezydent wprowadza reformę prawa pracy bez należytych konsultacji – podkreślił w rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim dr Zbigniew Kuźmiuk.

Gość Poranka Wnet odniosło się również do coraz silniejszych głosów części środowisk politycznych i biznesowych o potrzebie szybkiego przyjęcia euro, przez Polskę: Trzeba pamiętać, że te kilka krajów UE, które mają wspólną walutę, cieszą się szybszym wzrostem gospodarczym, niższym bezrobociem i długiem publicznym niż strefa euro. (…) Nie ulega wątpliwości, że Polska jako duża gospodarka na pewno by się przydała strefie euro. Z powodu zasobów zgromadzonych przez nasz bank centralny, ale też jako uczestnik ratowania państwa ze strefy euro, które nie radzą sobie z zadłużeniem.

Poseł PiS wskazał na niebezpieczne tendencji ws. polityki migracyjnej, które pojawiły się w wystąpieniu prezydenta Francji: Macron mówił o powołaniu specjalnej agencji, która bezpośrednio z budżetu UE wspierałaby finansowo samorządy przyjmujące imigrantów. Jeżeli pojawiłby się instrument finansowy wspierające procesy migracyjne dla samorządów, to rozbiłoby to spójność terytorialną państw narodowych.

Pani Merkel, nie jest już taką kanclerz, jaką była w poprzedniej kadencji, a prezydent Macron nie ma już takiego poparcia w swoim kraju, gdzie rzeczywistość zaczyna skrzeczeć. Silnik niemiecko-francuski już nie jest tak silny, dlatego coraz silnejszą są starania, aby podłączyć Polskę do podtrzymywania obecnego kształtu UE – podkreślił Zbigniew Kuźmiuk.

Poseł do PE mówił również o poniedziałkowej wizycie przewodniczącego Rady Europejskiej w Warszawie, gdzie ma zeznawać przed sądem ws. niedopełnienia obowiązków przez Tomasza Arabskiego przy organizacji lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 roku: Sam Pan Donald Tusk po siedmiu latach premierowania, ma tak dużo na sumieniu, że chyba rzeczywiście coraz bardziej zaczyna się realnie bać, że grożą mu pewne konsekwencje nie tylko w postaci trybunału stanu, ale być może i czegoś się czegoś więcej.

ŁAJ

Premier Morawiecki dzień 5: Lectio prima brevis est… vel nulla

Piąty dzień premierostwa Mateusza Morawieckiego upłyną pod znakiem spotkań na Radzie Europejskiej, szczególnie na rozmowie z prezentem Francji i niespodziewanym, przyspieszonym powrocie do Warszawy.

W piątek premier Morawiecki tylko raz publicznie zabrał głos, rozmawiając z dziennikarzami na pokładzie wracającego do Warszawy samolotu. W swoim wystąpieniu premier podsumowywał zakończony w piatem szczyt Rady Europejskiej, na którym debiutował jako szef rządu – W zakresie strukturalnej współpracy w polityce obronnej osiągnęliśmy porozumienie. Polska będzie brała udział w tej inicjatywie i w tych projektach, które najbardziej nam odpowiadają. Chcemy oczywiście wzmocnić siły obronne Unii Europejskiej, ale w pełnym porozumieniu z NATO, które jest głównym gwarantem naszego bezpieczeństwa – zaznaczył Mateusz Morawiecki, odnosząc się do uczestnictwa Polski w projekcie stałej współpracy w zakresie obronności PESCO.

 

Mateusz Morawiecki mówił również o polityce unii wobec Rosji Władimira Putina – Wczoraj rozmawialiśmy również na temat postępowania wobec Kremla, co pokazało, że z wyjątkiem paru mniejszych krajów południa Europy, wszyscy rozumieją, że sankcje wobec Rosji muszą zostać przedłużone. Ponieważ stanowią nie tylko element polityki nacisku na Rosję, ale również są pewnym symbolem, że Unia Europejska nie godzi się na aneksję Krymu, nie godzi się na wojnę we wschodniej części Ukrainy. Dążymy do tego, żeby Porozumienia Mińskie był w pełni respektowane.

W podsumowaniu szczytu nie mogło zabraknąć polskiego stanowiska wobec uzgodnionych warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii, które w piątek przyjęła Rada Europejska – Również wszystkie uzgodnienia dotyczące Brexitu są bardzo pozytywne. Wczoraj jeszcze pani premier May, biorąc udział do końca w posiedzeniu Rady Europejskiej, pokrótce przedstawiła to, co dzisiaj już bez jej udziału było potwierdzone, a tak naprawdę zostało wynegocjowane wcześniej. To jest bardzo duży sukces również Polski, ale w szczególności oczywiście unijnych negocjatorów pod kierunkiem pana Michela Barnier.

Dla nas najważniejszy był los naszych obywateli w Wielkiej Brytanii. Utrzymanie praw nabytych w ramach polityki społecznej, ale również walczyliśmy o pewne okresy przejściowe akceptowalne dla polskiej strony. Najbardziej chodziło nam o to, żeby te rozpędzające się projekty w samorządach, realizowane w ramach funduszy strukturalnych Unii Europejskiej, nie były zagrożone od strony finansowania. W tym aspekcie Wielka Brytania osiągnęła porozumienie z nami i z całą Unią Europejską, co do finansowania wszystkich projektów, które do tej pory są prowadzone w ramach perspektywy budżetowej 2014-2020 – podkreślił premier Morawiecki.

Pominiętym  przez polskie media tematem szczytu, były ustalenia dotyczące polityki społecznej. Przywódcy krajów UE dyskutowali m.in. nad projektem europejskiego filaru praw socjalnych. Program zakłada ustanowienie jednolitych standardów praw społecznych w całej UE, a najdalej idące pomysły mówią o przeniesieniu większości kompetencji w tej materii z rządów do instytucji UE. Takie rozwiązanie silnie uderzyłoby w proces konwergencji polskiego gospodarki i w tempo wzrostu gospodarczego. Premier uspokajał, że w ramach dyskusji na Radzie Europejskiej, ustalono, że zakres zmian w prawie specjalnym UE nie naruszy prerogatyw państw narodowych – kompetencje krajów członkowskich, w odniesieniu do polityki społecznej, są w pełni utrzymane, a to, że chcemy nad standardami społecznymi pracować jak najbliżej ze sobą nawzajem, to oczywiście całą mocą potwierdzamy – podkreślił Mateusz Morawiecki.

Pod koniec premier odniósł się do porannego spotkania z Emanuelem Macronem – W ramach spotkania bilateralnego z prezydentem Francji poruszyliśmy kilka bardzo ważnych tematów m.in: temat zmian klimatycznych, tematy energii i bezpieczeństwa energetycznego, również bezpieczeństwa gazowego, ale także dyrektywy o pracownikach delegowanych czy pakiet mobilności. To były dobre rozmowy. Zaprosiłem pana prezydenta do Polski na stulecie rocznicy odzyskania niepodległości.

Premier Mateusz Morawiecki | fot. P. Tracz/KPRM

Zainteresowanie mediów i komentatorów wzbudziło niespodziewane przyspieszenie wylotu premiera z Brukseli po porannej serii rozmów. W mediach pojawiły się spekulacje, że Morawiecki skrócił wizytę na unijnym szczycie, aby zdążyć na wigilię klubu PiS w Warszawie.
Jak tylko dam radę, to może późniejszym popołudniem chciałbym się spotkać z częścią klubu, jeżeli jeśli będzie, po zakończeniu Sejmu. Jest szereg innych tematów, które mnie bardzo pilnie ściągnęły do Polski. To ostatnia godzina, bo wylecieliśmy o 12, a o 13 kończy się posiedzenie. Już kilka osób też opuszczało to posiedzenie – mówił dziennikarzom na pokładzie samolotu Mateusz Morawiecki.

W czwartek (21 grudnia 2017) w Warszawie odbędą się polsko-brytyjskie konsultacje międzyrządowe pod przewodnictwem Prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego oraz premier Królestwa Wielkiej Brytanii Teresy May.

ŁAJ

Profesor Zdzisław Krasnodębski w Poranku WNET: Głęboka rekonstrukcja to szansa na prowadzenie sprawniejszych rządów

Zdaniem posła do Parlamentu Europejskiego zmiana na fotelu premiera mogłaby wpłynąć na jeszcze sprawniejszą pracę rządu PiS, a premier Beata Szydło powinna działać w polityce europejskiej.

 

Gościem Poranka Wnet był profesor Zdzisław Krasnodębski, poseł do Parlamentu Europejskiego reprezentujący Prawo i Sprawiedliwość. Nasz rozmówca odniósł się do wczorajszej decyzji unijnych ministrów pracy, którzy przyjęli proponowane przez Francję propozycje radykalnego ograniczenia możliwości delegowania pracowników. Maksymalny czas delegowania zostanie ograniczony do 12 miesięcy, a delegowany pracownik będzie musiał otrzymywać wynagrodzenie minimalne obowiązujące w kraju, w którym wykonuje zlecenie. Opłacane powinien mieć też wszystkie składki zabezpieczenia socjalnego. Obowiązywać będą również układy zbiorowe pracy z miejsca wykonywania pracy przez delegowanego pracownika.

– Cała ta sprawa jest bardzo komentowana, że jest to pierwszy sukces Macrona, a z drugiej strony jest wrażenie, że bardzo coś chciano oddać prezydentowi Francji, a najłatwiej było oddać interesy Europy Środkowej – powiedział gość Poranka WNET o wczorajszej decyzji Rady Unii Europejskiej.

W trakcie negocjacji część krajów naszego regionu, w tym Czechy i Słowacja, ostatecznie przyjęły francuskie propozycje, łamiąc solidarność Grupy Wyszehradzkiej. Zdaniem Zdzisława Krasnodębskiego nie jest to istotny cios w politykę europejską polskiego rządu. To nie jest tylko opowieść o silnej i spójnej polityce Europy Środkowej – uważa profesor. Według niego „są też różne interesy i też kraje Grupy Wyszehradzkiej różnią się stopniem determinacji w obronie konkretnych z nich. W sprawie kwestii pracowników delegowanych Polska, Węgry i dwa kraje bałtyckie bardzo mocno walczyły do końca.

Prof. Krasnodębski uważa, że działania Paryża w polityce europejskiej mogą doprowadzić do erozji ekonomicznej wspólnoty w ramach UE: – Różne kraje są bardzo wspaniałomyślne, jeśli chodzi o imigrację zewnętrzną, a zaczęły, zwalczając mobilność wewnętrzną pod hasłem obrony praw socjalnych. Choć prawie wszyscy eksperci mówią, że nie ma mowy o jakimś dumpingu socjalnym, to pokazuje czysty populizm polityki Marcona.

– Prezydent Francji występuje przeciwko dotychczasowym zasadom, które mówiły, żeby zwiększać przepływ usług i mobilności pracowników. A polityka Macrona to tak naprawdę protekcjonizm. Tak jak nie ma jednolitego rynku usług w UE, ponieważ to nie służy najsilniejszym krajom – podkreślił prof. Zdzisław Krasnodębski.

[related id=42974]Gość Poranka Wnet powiedział, że coraz częściej to kraje naszego regionu proponują rozwiązania zwiększające spoistość Unii: – To Polska zgłasza propozycje liberalizacji, chociażby usług cyfrowych, przy silnym oporze płynącym z Niemiec. Sprawa pracowników delegowanych jest bardzo charakterystyczna. My chcemy, aby poprawiał się standard tych pracowników, ale nie chodzi o to, aby ujednolicać cały rynek pracy.

Profesor Zdzisław Krasnodębski odniósł się również do spekulacji na temat rekonstrukcji gabinetu premier Beaty Szydło: – Celem jest jak najsprawniejsze rządzenie, a osoby są drugorzędne. Krążą takie informacje, że występuje klincz między ministerstwami i że należałoby dynamiczniej rozwiązywać tego rodzaju wątpliwości. Pani premier, gdyby nastąpiła taka zmiana, będzie dalej odgrywać ważną rolę – mówi się o polityce europejskiej.

– Ponieważ mijają dwa lata, trzeba dokonać wnikliwej oceny pracy. Rekonstrukcja byłaby korzystna ze względu na jakość rządzenia. I to nie tylko wymiana ministrów, ale głębsza zmiana, także może z wymianą kapitana – podkreślił Zdzisław Krasnodębski.

ŁAJ

Rozmowa z prof. Zdzisławem Krasnodębskim miała miejsce w części pierwszej dzisiejszego Poranka WNET.

Kamaryla bankowa za 13 mln euro osadziła niezidentyfikowany obiekt latający francuskiej polityki w Pałacu Elizejskim

Demokracja jest bezcenna, ale ma swój koszt – mówił w „Poranku Wnet” Piotr Witt, opisując kulisy finansowania kampanii wyborczej prezydenta Francji, którą finansowo wsparł sektor bankowy i korporacje.

Dla sfinansowania swojej kampanii między kwietniem 2016 a kwietniem 2017 Emanuel Macron zgromadził 13 milionów euro. Skąd w rekordowym tempie wziął pieniądze? W poprzednich kronikach wysunąłem przypuszczenie, że to banksterzy zainwestowali w nadziei na przyszłe korzyści. Sztab kandydata z oburzeniem odrzucał podobne insynuacje.

Dzisiaj wiadomo, że podejrzenia były trafne. Dziennikarze dotarli do poufnych dokumentów kampanii. Można podać nazwiska i szczegóły nieprawdopodobnej machinacji finansowej, która wyniosła Macrona, produkt marketingu, na stanowisko prezydenta Republiki. Nie było spontanicznego ruchu ludowego, w rzeczywistości doskonale zorganizowana kamaryla bankowa wzięła sprawę w swoje ręce, dostarczając fundusze zielonemu ludzikowi, którego część ludzi nazywa niezidentyfikowanym obiektem latającym polityki francuskiej. Ta historia więcej mówi o stanie naszej demokracji niż tomy doktoratów na wydziale Sciences Po. Akcją kierował dyrektor naczelny banku PNB Paribas, od kwietnia 2016 – Christian Dargnat.

W ciągu kilkunastu miesięcy zorganizowano szereg kolacji z potencjalnymi donatorami, w których uczestniczył często sam kandydat. W połowie kwietnia 2016 r., jedna tylko kolacja w Londynie w prywatnym apartamencie dyrektor finansowej pozwoliła na zebranie 281 250 euro. Dwa tygodnie później koktajl w Paryżu przyniósł 78 tysięcy euro w ciągu zaledwie 1,5 godziny. Na spotkanie zostało zaproszonych 30 przedstawicieli kadry kierowniczej firmy Kak-Karant.

Bank Rothschilda, gdzie Macron pracował przez cztery lata, dostarczył mu bezwarunkowego poparcia. Dyrektor naczelny zorganizował na Champs Élysées owocne spotkanie potencjalnych donatorów. Pozostałych pięciu stowarzyszonych dyrektorów należało do grupy pierwszych ofiarodawców. W ślad za nimi pospieszyli inni bankierzy, inni przedsiębiorcy i inni inwestorzy budowlani.

Kiedy powiedziałem znajomemu Francuzowi, że to bankierzy sfinansowali kampanię Macrona, to mój rozmówca popatrzył na mnie ze zdumieniem, mówiąc -„a czy pan sądził, że będzie szukał pieniędzy u biedaków?” – i dodał – „zrobi to dopiero jako prezydent poprzez podatki”.

 

ŁAJ

Marine Le Pen może wygrać wybory – uważa strateg banku Goldman Sachs. Czy Francuzi kłamią w sondażach?

Według sondaży Emmanuel Macron wygra w II turze z Marine Le Pen. Jednak strateg banku Goldman Sachs w analizie dla inwestorów wskazuje, że kandydatka Frontu Narodowego ma spore szanse na zwycięstwo

Sondaże są coraz bardziej jednoznaczne. Do drugiej tury francuskich wyborów prezydenckich wejdą Marine Le Pen i Emmanuel Macron. W drugiej turze kandydatka Frontu Narodowego otrzymuje poniżej 40 procent i oczywiście przegrywa, a kolejnym prezydentem V republiki zostaje, przedstawiany jako kandydat „centrowy”, Emanuel Macron, którego Piotr Witt określił mianem „zielonego ludzika” francuskiej polityki.

[related id=”6067″ ]

Macron to wymarzony kandydat globalistycznych elit.  Były członek Partii Socjalistycznej, były bankowiec u Rothschildów i były minister gospodarki, który otwarcie mówi, że Europa musi przyjąć kolejne fale migrantów. W dodatku jest jak na polityka młody (39 lat) i wykształcony (ukończył prestiżową „kuźnię elit” École nationale d’administration, był też asystentem wybitnego filozofa Paula Ricœura). Pracował m.in. pod kierownictwem znanego finansisty i doradcy kolejnych prezydentów, Jacquesa Attali – czyli człowieka, który promował globalizm w praktyce już w latach 80-tych.  Nic dziwnego, że tak perfekcyjny kandydat budzi entuzjazm mediów „głównego nurtu” (także w Polsce).  Jego zwycięstwo w starciu z Marine Le Pen wydaje się pewne.

[related id=”8623″ left side]

Nie wszyscy podzielają tę wiarę. Według telewizji CNBC Bobby Vedral, szef strategów rynkowych Goldman Sachs, w analizie sporządzonej w zeszłym tygodniu poinformował klientów banku, że wynik wyborów prezydenckich w drugiej gospodarce strefy euro wcale nie jest przesądzony. Zdaniem Vedrala powodem niepewności może być wysoki, nawet powyżej 40 procent, odsetek ankietowanych, którzy pytani, na kogo zagłosują, jeśli ich kandydat przegra w I turze – odpowiadają „nie wiem”. Analityk podejrzewa, że wśród niezdecydowanych kryje się wielu wyborców głoszącej antyunijne i antyimigranckie hasła liderki Frontu Narodowego.[related id=”8312″]  Podobnie jak podczas wyborów w USA i referendum unijnego w Wielkiej Brytanii – wyborcy ukrywają w sondażach swoje prawdziwe preferencje. „Polityczna poprawność prowadzi do tego, że ludzie kłamią w sondażach” – twierdzi Vedral. Jeśli 2/3 z tych „shy votes” (wstydliwych głosów) padnie na Marine Le Pen, będzie ona mieć szanse na zwycięstwo – zwłaszcza, że jej wyborcy mogą okazać się najbardziej zdeterminowani.

Tymczasem Marine Le Pen dwa dni temu spotkała się z Władimirem Putinem, który oczywiście zapewnił, że absolutnie nie zamierza ingerować we francuskie wybory – co zostało zauważone na całym świecie,  także poza Europą.  A wczoraj zapowiadała śmierć Unii, powstanie „Europy narodów” oraz „uporządkowane” wyjście Francji ze strefy euro.

Wybory prezydenta V Republiki odbędą się 23 kwietnia (I tura) i 7 maja (II tura)