Sondaże są coraz bardziej jednoznaczne. Do drugiej tury francuskich wyborów prezydenckich wejdą Marine Le Pen i Emmanuel Macron. W drugiej turze kandydatka Frontu Narodowego otrzymuje poniżej 40 procent i oczywiście przegrywa, a kolejnym prezydentem V republiki zostaje, przedstawiany jako kandydat „centrowy”, Emanuel Macron, którego Piotr Witt określił mianem „zielonego ludzika” francuskiej polityki.
[related id=”6067″ ]
Macron to wymarzony kandydat globalistycznych elit. Były członek Partii Socjalistycznej, były bankowiec u Rothschildów i były minister gospodarki, który otwarcie mówi, że Europa musi przyjąć kolejne fale migrantów. W dodatku jest jak na polityka młody (39 lat) i wykształcony (ukończył prestiżową „kuźnię elit” École nationale d’administration, był też asystentem wybitnego filozofa Paula Ricœura). Pracował m.in. pod kierownictwem znanego finansisty i doradcy kolejnych prezydentów, Jacquesa Attali – czyli człowieka, który promował globalizm w praktyce już w latach 80-tych. Nic dziwnego, że tak perfekcyjny kandydat budzi entuzjazm mediów „głównego nurtu” (także w Polsce). Jego zwycięstwo w starciu z Marine Le Pen wydaje się pewne.
[related id=”8623″ left side]
Nie wszyscy podzielają tę wiarę. Według telewizji CNBC Bobby Vedral, szef strategów rynkowych Goldman Sachs, w analizie sporządzonej w zeszłym tygodniu poinformował klientów banku, że wynik wyborów prezydenckich w drugiej gospodarce strefy euro wcale nie jest przesądzony. Zdaniem Vedrala powodem niepewności może być wysoki, nawet powyżej 40 procent, odsetek ankietowanych, którzy pytani, na kogo zagłosują, jeśli ich kandydat przegra w I turze – odpowiadają „nie wiem”. Analityk podejrzewa, że wśród niezdecydowanych kryje się wielu wyborców głoszącej antyunijne i antyimigranckie hasła liderki Frontu Narodowego.[related id=”8312″] Podobnie jak podczas wyborów w USA i referendum unijnego w Wielkiej Brytanii – wyborcy ukrywają w sondażach swoje prawdziwe preferencje. „Polityczna poprawność prowadzi do tego, że ludzie kłamią w sondażach” – twierdzi Vedral. Jeśli 2/3 z tych „shy votes” (wstydliwych głosów) padnie na Marine Le Pen, będzie ona mieć szanse na zwycięstwo – zwłaszcza, że jej wyborcy mogą okazać się najbardziej zdeterminowani.
Tymczasem Marine Le Pen dwa dni temu spotkała się z Władimirem Putinem, który oczywiście zapewnił, że absolutnie nie zamierza ingerować we francuskie wybory – co zostało zauważone na całym świecie, także poza Europą. A wczoraj zapowiadała śmierć Unii, powstanie „Europy narodów” oraz „uporządkowane” wyjście Francji ze strefy euro.
Wybory prezydenta V Republiki odbędą się 23 kwietnia (I tura) i 7 maja (II tura)