Za dużo uczniów, a za mało nauczycieli z powodu podwójnego rocznika w polskich szkołach

Rok szkolny 2019\2020 można uznać za otwarty. Nie dla wszystkich będzie on jednak łatwy. Czego mogą spodziewać się uczniowie polskich placówek? 

Jak podaje Ministerstwo Edukacji Narodowej, w roku szkolnym 2019\2020 będzie uczyć się ponad 3 mln uczniów. Największa ilość obejmie szkoły podstawowe – ok. 1,5 mln, w liceach i technikach będzie ich ok. 700 tyś.

Głównym problemem tego roku szkolnego będzie podwójny rocznik. W liceach, technikach i szkołach branżowych jednocześnie trzeba będzie zagwarantować miejsca absolwentom podstawówek i gimnazjów. Ta informacja oznacza, że młodzież będzie kończyć lekcje później niż zazwyczaj. Zarówno nauczyciele, uczniowie, jak i rodzice będą musieli odnaleźć się w nowych, niekoniecznie korzystnych warunkach. W specjalnym liście wystosowanym z okazji rozpoczynającego się roku szkolnego 2019\2020, który będzie wyjątkowo trudny.

Rząd zamiast poprawić warunki nauki i pracy, swoją nieprzemyślną reformą pogorszył sytuację w wielu placówkach i eksperymentuje na uczniach, bo mamy: przepełnione szkoły, korytarze, sanitariaty; zajęcia na korytarzach i w szatniach oraz szkoły pracujące na dwie i trzy zmiany – mówi Sławomir Broniarz.

Jeśli chodzi o pracę i warunki dla nauczycieli w tym bieżącym roku szkolnym ich wynagrodzenie wyniesie brutto: 3817 zł dla nauczyciela dyplomowanego; 3250 zł dla nauczyciela mianowanego; 2862 zł dla nauczycieli kontraktowych i 2782 zł dla nauczycieli stażystów.

M.N.

Ewa Swoboda ustanowiła drugi wynik w historii podczas mityngu IAAF ISTAF i pobiła życiowy rekord

Ewa Swoboda z czasem 11,07 sekundy wygrała bieg na 100 metrów podczas mityngu w Berlinie. Dystans 100 metrów Polka przebiegła najszybciej w swojej karierze.

Polska lekkoatletka – Ewa Swoboda podczas prestiżowego mityngu IAAF ISTAF w stolicy Niemiec wyprzedziła Brytyjkę Ashę Philip (11,10) oraz Chinkę Xiaojing Liang (11,13). Po skończonym biegu nie dowierzała własnym oczom w rezultat, jaki uzyskała. Na mecie kręciła głową, a ze wzruszenia leciały jej łzy. Wynik 11,07 sekundy dał Polce 2 wynik w historii. Szybciej od niej pobiegła jedynie Ewa Kasprzyk, która w 1986 roku zanotowała czas 10,93 sek. Jest to najlepszy wynik w historii jej kariery. Swoboda poprawiła swój rekord życiowy sprzed trzech sezonów o 0,05 s.

Kolejny rekord Ewa Swoboda będzie mogła pobić podczas najbliższych wydarzeń – 14 września odbędzie się Memoriał Kamili Skolimowskiej na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Z kolei mistrzostwa świata w katarskiej Dosze rozpoczną się 27 września.

M.N.

Wrocławskie zoo jako jedyne na świecie rozmnożyło dzioborożca palawańskiego

We wrocławskim zoo przyszło na świat kolejne, czwarte już pisklę dzioborożca palawańskiego. W żadnym innym ogrodzie zoologicznym na świecie nie udało się do tej pory rozmnożyć tego gatunku.

Joanna Kij, rzeczniczka wrocławskiego zoo podkreśliła, że dzioborożce palawańskie to jedne z najmniej poznanych gatunków ptaków i jedne z najbardziej zagrożonych.

Sądzi się, że nie mają szans na przetrwanie najbliższych 10 lat w środowisku naturalnym. Dlatego też siedem lat temu rozpoczęto program hodowli zachowawczej w ogrodach zoologicznych – tłumaczyła.

Para hodowlana dzioborożców palawańskich przyjechała do wrocławskiego zoo w 2012 r. jako młode dwuletnie ptaki.

Przełom w ich hodowli zachowawczej dokonał się trzy lata temu. Udało się wówczas doprowadzić do wyklucia pierwszego na świecie pisklęcia w ogrodzie zoologicznym – mówiła rzecznik.

Dzioborożec palawański to ptak leśny. Dorasta do ok. 70 cm i osiąga masę ciała 700 g. Ubarwienie piór ma czarne z wyjątkiem ogona, który jest biały. Wyróżnia go jasnożółty dziób i „kask”.

Przez pierwsze lata obserwowaliśmy ptaki i weryfikowaliśmy to, co już wiedzieliśmy. Udało nam się m.in. opracować dietę, która im odpowiada.

Tłumaczył, cytowany przez  portal Nauka w Polsce, Krzysztof Kałużny, opiekun ptaków z wrocławskiego zoo. Dodał, że gatunek ten wyróżnia nietypowy sposób rozmnażania się. Samiec zamurowuje samicę w dziupli na okres lęgu, pozostawiając jedynie niewielki otwór, przez który ją karmi. Samica opuszcza dziuplę dopiero z odchowanym młodym, który wielkością dorównuje już rodzicom.

Wysondowaliśmy też, jakiej zaprawy używa samiec do zamurowania dziupli, co jest niezmiernie ważne przy rozmnażaniu. Tajemnicą okazała się mieszanka odchodów i nadtrawionych owoców – wyjaśnił opiekun.

Pracownicy wrocławskiego zoo zwracają uwagę, że jeżeli sukces ten uda się powtórzyć w innych ogrodach, to gatunek ma większe szanse na przetrwanie.

W naturalnym środowisku gatunek ten występuje tylko na filipińskiej wyspie Palawan i na pięciu okolicznych wyspach satelitarnych. Naukowcy wskazują, że jego populacja z roku na rok gwałtownie spada, a głównym powodem jest niszczenie siedlisk przez wycinkę lasów i ich defragmentację, a także kłusownictwo i nielegalny handel.

A.P.

Noch: 1 września jest najważniejszym dniem dla Poczty Polskiej. Co roku upamiętnia ona obronę gdańskiej placówki

„Mam zaszczyt od 3 lat uczestniczyć w tych obchodach”. Jarosław Noch o obchodach rocznicy obrony Poczty Polskiej i początku II wojny światowej przez Pocztę Polską.

Jarosław Noch, dyrektor Regionu Sieci Gdańsk Poczty Polskiej, opowiada o tragedii, która miała miejsce w ramach ataku placówki Poczty Polskiej w Gdańsku 1 września 1939 roku.

Nasi pocztowcy, w jakiś sposób byli przygotowani na to, że taki atak może nastąpić.

Jak wynika z relacji świadków, bohaterscy pocztowcy odbierali pewne sygnały już na kilka miesięcy przed atakiem, dzięki czemu mogli się, w ograniczonym zakresie, przygotować do tego ataku.

Te wydarzenia właściwie wzrosły w DNA spółki. Pierwszy września jest najważniejszym dniem dla spółki, której zarząd wraz z innymi pocztowcami zawsze wysyła delegację na obchody rocznicy obrony Gdańskiej placówki.

Gość „Poranka WNET” mówi także o tym, jak Poczta Polska stara się upamiętniać 80 rocznicę, nie tylko obrony Poczty Polskiej, ale również wybuchu II wojny światowej. Robi to przede wszystkim przy pomocy specjalnych znaczków, pocztówek oraz dedykowanych datowników. Jak dodaje, poza pierwszym września „następną datą, która wpisuje się w tym cyklu upamiętnienia naszych bohaterów, którzy byli pracownikami poczty, to 5 października. Dzień rozstrzelania 38 bohaterskich Obrońców Poczty Polskiej”. Stwierdza, że czuje się dumny, mogąc reprezentować Pocztę, w tych obchodach. Wspomina również o Gali Bohaterów i wydarzeniach sportowych, wspieranych przez Pocztę, które mają upamiętnić obronę Poczty i jej bohaterów.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./A.P.

Gierszewski: Słowo Polak powinno budzić respekt, honor oraz należytą godność

Andrzej Gierszewski, rzecznik prasowy Muzeum Poczty Polskiej, opowiada o bogatych zbiorach muzeum. Szczególnym obszarem działania tego ośrodka jest upamiętnianie walki obrońców Poczty Polskiej.

 

 

Znajdujemy się faktycznie przed miejscem wyjątkowym. Jest to jedno z trzech miejsc, jeżeli mówimy o II wojnie światowej na Pomorzu, którego legenda jest nienaruszalna, niepodważalna i wobec tych 58 osób, które 1 września 1939 roku stawiało opór oddziałom niemieckim, zostało zamordowanych. Pierwszym z miejsc jest Poczta Polska, drugim – Westerplatte, a trzecim walka Gryfa Pomorskiego.

W przypadku obrony Poczty Polskiej legenda trwa i jest opowiadana w muzeum Poczty Polskiej nieprzerwanie od lat 70-tych. W muzeum można znaleźć wszystkie opowieści, nie tylko o obrońcach Poczty Polskiej w Gdańsku, ale także o Polakach z wolnego miasta Gdańska, ich losów i starań po to, ażeby słowo „Polak” budziło respekt, honor oraz należytą godność.

Jak dodaje, w przeciwieństwie do obrony Westerplatte, w przypadku osób walczących w obronie Poczty Polskiej nie ma żadnych historycznych niejasności, czy kontrowersji „W przypadku Westerplatte już niestety tak nie mamy. Tam cały czas toczy się spór o osobę majora Henryka Sucharskiego i tego czy dowodził obroną, czy nie dowodził, czy wywiesił drugiego września białą flagę, czy też nie.”

A.M.K.\M.N.

Bogatko: W sprawach Polsko-Niemieckich, dopiero kiedy mamy ustaloną prawdę, możemy mówić o pojednaniu

Jan Bogatko komentuje „piękne słowa Steinmeiera i bardzo prosto określające winę za tą tragedię” oraz reakcję mediów niemieckich na wystąpienie prezydenta Niemiec.

Jan Bogatko odnosi się do obchodów 80 rocznicy wybuchu II wojny światowej. Skomentował przemówienie Prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera, w którym ten prosił o przebaczenie za historyczną winę Niemiec. Przyznał się także nieprzemijającej Niemieckiej odpowiedzialności. Jak mówi gość „Poranka WNET”, Prezydent Niemiec do owej mowy musiał się długo przygotowywać, rozważając każde słowo, gdyż wiedział, iż zostanie ono mocno odnotowane nie tylko przez polskie, ale również niemieckie media.

Wieluń, nikt tego terminu w Niemczech nie zna, o Libicach słyszano.

Jan Bogatko odniósł się także do wizyty Steinmeiera w Wieluniu, mieście zbombardowanym przez Niemców już w pierwszym dniu wojny. Jak się okazuje, sami Niemcy nie bardzo o tym fakcie pamiętają, gdyż w przeciwieństwie do choćby Westerplatte, fakt zbombardowania Wielunia jest Niemcom mało znany. Prezydent Niemiec przyznał, że był to „atak terrorystyczny”, na bezbronne, śpiące miasto.

Niemcy wiedzą, że II wś rozpoczęła się od kłamstw.

Korespondent zwraca uwagę na kłamstwa Hitlera na początku wojny. Występując przed posłami Rzeszy, stwierdził, że „od godz. 5.45 odpowiadamy ogniem” przedstawiając Polskę jako agresora. W budynku opery Krolla dodawał, że „prowadzimy wojnę tylko przeciwko jednostkom wojskowym, nie będziemy strzelać do kobiet i dzieci”, co również było perfidnym kłamstwem.

Jak dodaje rozmówca Tomasza Wybranowskiego „w momencie, w którym wiadomo, kto co uczynił i kto ponosi winę za tragiczne wydarzenia, możliwy jest prawdziwi dialog i realne pojednanie”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./A.P.

Sellin: Niemcy na co dzień ramach długofalowej polityki starają się zamazać fakty związane z II wojną światową

Czemu Polska powinna sama opowiadać za granicą o własnej historii? Jak ocenia przebieg obchodów 80. rocznicy II wś? Odpowiada Jarosław Sellin.

Jarosław Sellin mówi o obchodach 80 rocznicy wybuchu II wojny światowej:

Myślę, że mamy taką cechę narodową, że w walce o swoje prawa jesteśmy dobrzy.

Wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego skomentował przemówienie Prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera, w którym ten prosił o przebaczenie za historyczną winę Niemiec. Przyznał się także nieprzemijającej niemieckiej odpowiedzialności. Jak dodaje Selin – Niemcy w takich chwilach zachowują się dobrze, jednak na co dzień w ramach długofalowej polityki historycznej jednak starają się „zamazać fakty związane z II wojną światową”:

Lepiej, żebyśmy sami o sobie opowiadali.

Mówi również o próbach przedstawienia prawdziwej historii II wojny światowej przez Polskę, wśród których wymienia inicjatywę Polskiej Fundacji Narodowej, która wykupiła pierwsze strony gazet u głównych europejskich tytułów.

W drugiej części wypowiedzi gość „Poranka WNET”, nawiązuje do odbywającej się już 7 września w Lublinie dużej konwencji programowej Prawa i Sprawiedliwości. Mówi o programie, który zostanie tam przedstawiony:

To będzie duży dokument, liczący sto kilkadziesiąt stron. Będzie w nim solidna diagnoza, tak jak to zawsze robimy. Program bardzo wszechstronny.

Minister komentuje również działania opozycji, która jego zdaniem, powinna być bardziej merytoryczna niż emocjonalna, co dobrze wpłynęłoby na debatę publiczną. Jak dodaje, aktualnie opozycja jest „nastawiona na walkę z PiS-em, bo to ich nawet tak naprawdę aktywizuje politycznie”. Zamiast takiego działania, wolałby, aby wystosowała ona konkretne poważne propozycje programowe, o których można by dyskutować.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./A.P.

Drażba: Obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku zostali potraktowani przez Niemców jak bandyci

„Młodzi ludzie powinni znać historię Polski ostatnich dwóch wieków” – mówi Krzysztof Drażba, naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej IPN w Gdańsku.

Krzysztof Drażba porusza temat świadomości młodych Polaków w kontekście historii II wojny światowej. W przeciwieństwie do pokolenia 40+, które o wojnie mogło słyszeć od swoich rodziców lub dziadków, nie mają oni tak żywego kontaktu z historią tych wydarzeń. Z tego powodu ważne jest, aby przypominać im o dziejach II wś, ale także całych ostatnich dwóch wieków. Wszystko po to, aby młodzi mogli poznać i zrozumieć pewne mechanizmy i potrafić wpływać na polityków, aby Ci kształtowali w odpowiedni sposób naszą historię i pamięć historyczną.

Tutaj mieszkali Polacy pracujący na co dzień w tym urzędzie.

Gość „Poranka WNET” wyjaśnia również, dlaczego Wolne Miasto Gdańsk było tak szczególne w miesiącach poprzedzających wybuch wojny oraz zaraz po samym wybuchu. Porusza temat prześladowań Polaków, które nasiliły się w miesiącach poprzedzających wojnę. Hitlerowskie bojówki atakowały ludność polską w Gdańsku przy bierności lub wręcz współdziałaniu miejscowej policji. Drażba mówi też o bohaterskiej obrony placówki Poczty Polskiej, która stała się pewnego rodzaju symbolem walki cywilów z policją niemiecką. Agresora zdziwił upór w bronieniu tego budynku, gdyż jak wynika z niemieckich dzienników – nie spodziewali się oni tak zaciętej walki. Atak na pocztę wiąże się także z pierwszymi przejawami barbarzyństwa ze strony najeźdźcy. Pocztowcy w propagandowych filmach zostali przedstawieni jako bandyci oraz skazani w wyniku „zbrodni sądowej”.

Na koniec rozmowy naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej IPN w Gdańsku mówi o tym, jak w przypominaniu tamtych dramatycznych wydarzeń, ma pomóc edukacyjna gra terenowa połączona z piknikiem. Dodaje, że historia pokazuje, że istnieją pewne niezmienne wartości, którym należy być wiernym, zamiast ulegać ruchom, które chcą je odrzucić w imię rewolucji obyczajowej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./A.P.

Francuscy badacze: Francja nie udzieliła Polsce pomocy w 1939 r., bo wiedziała o pakcie Ribbentrop-Mołotow

Zbigniew Stefanik o przebiegu obchodów 80. rocznicy II wś, ataku nożownika w Lyonie i spojrzeniu francuskich mediów na Brexit.

Zbigniew Stefanik komentuje odbiór wczorajszych obchodów 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej we francuskich mediach. Dla Francuzów to nie 1 września, a data zaatakowania Belgii przez Niemców w dniu 10 maja 1940 roku jest momentem kojarzonym z wybuchem wojny. Potwierdza to choćby fakt uczestnictwa w obchodach premiera Édouarda Philippe’a zamiast prezydenta Emmanuela Macron’a.

Jak dodaje korespondent Radia WNET, premier Francji wizytuje zazwyczaj mniej istotne wydarzenia z perspektywy Francuzów. Stefanik odnosi się także do braku francuskiej pomocy we wrześniu 1939 r. Jak stwierdza, „powstają nad Sekwaną różne publikacje, które badają akt nieudzielenia pomocy”. Francuscy badacze wskazują, że władze Francji jeszcze w sierpniu dowiedzieli się od Amerykanów o postanowieniach paktu Ribbentrop-Mołotow i w związku z tym Polskę uznawały za straconą. Francuzi nie ostrzegli jednak Polaków, aby ci nie zrezygnowali z walki z Niemcami.

W Lyonie doszło do kolejnej napaści przy stacji metra.

Rozmówca Tomasza Wybranowskiego porusza również kwestię zmagania się tego kraju z incydentami terrorystycznymi w kontekście ataku nożownika koło stacji metra w Lyonie, który zabił jedną osobę oraz ranił kilka kolejnych. Sprawcą jest afgański uchodźca, który po pojmaniu odmówił składania zeznać, podając jedynie swoje imię. Nie wiadomo czy jest powiązana z jakąś skrajną ideologią. [Według relacji jednego ze świadków, 33-letni Sultan Marmed Niazi miał w czasie zamachu krzyczeć, że ludzie „nie czytają Koranu”.-przyp. red.] Korespondent przypomina, że poprzedni atak terrorystyczny w Lyonie miał miejsce w maju br., kiedy miał miejsce wybuch wojny w centrum miasta, za co był odpowiedzialny algierski student powiązany z ISIS. Jak mówi, wydarzenia takie prowokują do dyskusji na temat skuteczności francuskiej polityki migracyjnej. Zwraca przy tym uwagę, że już teraz do jednej z najbardziej restrykcyjnych, a całkowite wyeliminowanie zagrożenia terrorystycznego jest niemożliwe.

Media we Francji nie wierzą w hard Brexit.

Stefanik odnosi się także do reakcji mediów francuskich na ostatnie działania Borisa Johnsona. Według Francuzów brytyjski premier nie dąży tak naprawdę do Brexitu bez umowy, tylko chce wymóc na Unii lepsze warunki. Korespondent dodaje, że „Francuzi przygotowują się na Brexit od dwóch lat” zawierając z Brytyjczykami umowy bilateralne.

A.P.

Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK) – kolejny miraż emerytury pod palmami / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Dyskusja w żaden sposób nie odpowiada na rzeczywisty problem każdego zwyczajnego emeryta: jak dożyć godziwie do naturalnej śmierci, z wyłączeniem eutanazji jako najkorzystniejszej dla budżetu państwa.

Na początek anegdota. Do amerykańskiego króla stali, a potem znakomitego filantropa (np. Carnegie Hall) Andrew Carnegiego (1835–1919) podszedł kiedyś młodzieniec z prośbą o poradę w sprawie skutecznego wzbogacenia się. – Omijaj drink-bary i giełdę, chłopcze! – odpowiedział najbogatszy człowiek świata. Czy ten młody człowiek posłuchał rady geniusza wolnego rynku, tego nie wiem. Jednak większość jego rówieśników na pewno nie posłuchała. Miraż dostatniego życia na kredyt i fortuny zbijanej na giełdzie zapanował nad umysłami Amerykanów na okres 10 lat. I prysł 10 lat po śmierci Andrew Carnegiego. 24 października 1929 roku tąpnięcie na nowojorskiej giełdzie, zwane „czarnym czwartkiem”, rozpoczęło najboleśniejszą korektę życiowych oczekiwań. Utracone samochody, domy, stanowiska pracy; samobójstwa. Taka była cena za beztroskie podejście do życia dla milionów Amerykanów.

Ale nie wszyscy stracili. Niektórzy wtedy właśnie zdobyli fortuny, przejmując na przykład połowę ziemi rolnej w Stanach. Tej ziemi, dla której zdobycia idący na zachód osadnicy ryzykowali własnym życiem. Czy dla przeprowadzenia tak prostej operacji beztroskim młodzieńcom zaproponowano wcześniej miraż luksusu dzięki skredytowaniu w 90% zakupu giełdowych akcji? Nawet nie spróbuję na to pytanie odpowiedzieć. Rozpisałem się tak długo o giełdzie i jej mało stabilnych fundamentach nie bez powodu.

W kontekście przyjętych przez Sejm regulacji to właśnie spekulacja giełdowa (sorry, oczywiście, że inwestowanie) ma zapewnić nam bezpieczną i dostatnią starość. Specjalne fundusze przejmą 4% naszego zarobku + 2% od państwa i skutecznie grając na rynkach finansowych, zarobią na naszą bezpieczną starość. Przy założeniu, że ZUS na to wszystko nie wydoli.

Wysłuchałem kilku opinii za PPK i kilku przeciw, opinii eksperckich i profesorskich. I jako Wasz samozwańczy ekspert od wszystkiego zostałem wprowadzony w stan głębokiego zdumienia. Nie tylko dlatego, że niczego nie rozumiem. Otóż dyskusja w żaden sposób nie odpowiada na rzeczywisty problem każdego zwyczajnego emeryta – jak dożyć godziwie do naturalnej śmierci, z wyłączeniem eutanazji jako najkorzystniejszej dla budżetu państwa.

Racje przeciwników PPK są oczywiste. Tak jak oczywiste były racje przeciwników OFE. Obietnica, że tym razem środki będą lepiej inwestowane i za niższe wynagrodzenie, jest tylko i wyłącznie obietnicą. A ucieszyć może jedynie dużych, zagranicznych rekinów, widzących ławicę leszczy. Zagrożenie tej części naszych pieniędzy jest zatem ogromne. Bo chociaż 80% pozostałych w OFE środków to pieniądze teoretyczne, bo obligacje skarbu naszego państwa, to przy zmianie właściciela zmienią się one w naszego państwa obciążenie rzeczywiste.

Jednak twierdzenie, że ZUS jest lub może być gwarantem naszej spokojnej starości jest co najmniej na wyrost. Pomimo tego, że wyniki ZUS były lepsze niż OFE. Bo takie twierdzenie nie uwzględnia prawdy oczywistej – już dziś przy 2 pracujących na 1 emeryta, dla wypłacania należności emerytalno-rentowych, z budżetu państwa musi być rokrocznie przesuwanych do ZUS ok. 40 miliardów złotych.

Zamiast zatem czarować się wzajemnie mirażami, poszukajmy prawdy oczywistej, która tylko czeka na odkrycie. Najpierw odgrzebmy fakty.

Fakt 1. ZUS nie ma zgromadzonych żadnych środków własnych, które mogłyby wystarczyć na obsłużenie zwiększającej się z roku na roku liczby emerytów (dla jasności spojrzenia pomijam tu innych świadczeniobiorców). Płacone przez nas co miesiąc składki tylko księgowo są zapisywane na naszym koncie. Tych wpłacanych przez nas pieniędzy brakuje na wypłatę bieżących emerytur.

Fakt 2. 45 000 pracowników ZUS kosztuje nas, podatników, 3 miliardy 600 milionów złotych za rok 2017. Zatem jeden pracownik ZUS kosztuje nas rocznie 80 000 złotych, co stanowi 2% zebranych składek.

Fakt 3. Mamy na tyle wadliwą strukturę zatrudnienia narodowego, że żadna kreatywna księgowość nie pomoże. Żeby to zmienić na proporcje odpowiednie dla normalnego państwa (Czechy lub Szwecja, sami wybierzcie), musi nas pracować nie 17, ale 21 milionów. Ale sensownie pracować, bo z zatrudnionych obecnie 16,5 miliona tylko 15 jest zatrudnionych według kategorii efektywności. Półtora miliona źle zatrudnionych to 1 milion 100 tysięcy urzędników i 400 tysięcy nauczycieli publicznych. Należy ich natychmiast przekierować do pracy efektywnej, opłacalnej dla państwa i nas wszystkich.

Znamy już fakty, zatem dokonajmy paru obliczeń. Zakładając jedno: że skarbiec emerytalny jest pusty. I liczymy na najniższych kwotach, tak składek, jak i świadczeń.

15 mln pracowników efektywnych ma za zadanie utrzymać 8 mln emerytów (w tym rencistów i in.) i uzbierać na własną emeryturę. 15 mln x 12 000 zł rocznie (zapłaconych składek) = 180 mld złotych rocznie. A za rok 2017 ZUS wypłacił 210 mld złotych. Zatem rzecz niemożliwa, jakby tego nie księgować.

Ale już 20 mln pracowników x 12 000 zł = 240 mld złotych. Czyli wystarczyłoby na obecne świadczenia, a 30 miliardów moglibyśmy odłożyć do narodowej skarpety. Tylko czy to nas zadowala? Chyba nie, skoro każdy pracuje średnio 35 lat przed przejściem na emeryturę. Zatem policzmy: 35 lat x 12 000 zł = 420 000 wypracowanych na stare lata przez każdego pracownika najmniej zarabiającego. Przy średniej przeżycia 16,5 roku na emeryturze i odliczeniu 20 000 zł na pogrzeb (a co!), wyszłoby nam 2000 zł miesięcznie według dzisiejszych cen. Obecna średnia emerytura wypłacana z ZUS wynosi 1400 zł miesięcznie.

A teraz rozwiązanie tego węzła gordyjskiego.

1.     Likwidujemy ZUS z jego skomplikowanym systemem liczenia, który wymaga 45 tysięcy pracowników i generuje niepotrzebne koszty w wysokości 3,6 miliarda rocznie, i wprowadzamy powszechną emeryturę obywatelską na poziomie 1 600 zł miesięcznie.

2.     Oszczędzamy na 1,5 milionie źle zatrudnionych i opłacanych przez nas z budżetu państwa. Premier Morawiecki podał jakiś czas temu, że 450 000 urzędników kosztuje nas 50 mld rocznie, co dawałoby koszt 110 000 zł za jednego. Ale przyjmijmy schemat ZUS, choć zarobki tu należą do najniższych, i policzmy: 1,5 mln x 80 000 zł rocznie = 120 miliardów złotych do skarbonki państwa.

Takie rozwiązanie pozwoli na odtworzenie w ciągu 10–15 lat funduszy emerytalnych nas wszystkich pracujących. Co więcej, pozwoli na przyzwoitą emeryturę dla każdego Polaka. Pozwoli też na dużo więcej, ale to osobny temat.

Dla tych natomiast, którzy chcą spędzić jesień swojego życia pod palmami lub gdziekolwiek i potrzebują więcej pieniędzy niż 1600 zł miesięcznie, musimy wprowadzić możliwość inwestowania dodatkowych pieniędzy zwolnionych z opodatkowania. Dobrowolnego inwestowania.

Jedyną sprawdzoną i gwarantowaną przez państwo metodą takiego oszczędzania może być państwowy bank inwestycyjny. Gromadzone środki powinny być inwestowane tylko i wyłącznie w rozwój gospodarki narodowej. W jej pewne i dochodowe przedsięwzięcia. W te działy, które obsługują potrzeby życiowe nas wszystkich, 38 milionów dochodowych jednostek.

Tylko takie inwestowanie utrzyma wartość i pomnoży oszczędzane na starość pieniądze, i pozwoli zbudować narodowy kapitał. A tym samym uniezależni nas od światowych spekulantów giełdowych, którzy tylko czekają, żeby ogołocić nas przy każdej nadarzającej się okazji. Ogołocić z tak ciężko wypracowywanych pieniędzy i tylko przy okazji pozbawić bezpiecznej starości.

Jan A. Kowalski