Sześć dni, które zmieniły świat. Wojna sześciodniowa 1967 roku. Cisza w eterze oznacza wojnę! Po co nam Watykan? Cz. III

Słowa w świecie arabskim rzadko wiążą się z czynami. Wiosną 1967 roku słowa miały uratować honor arabski, jednak to izraelska cisza radiowa 5 czerwca 1967 doprowadziła Arabów do klęski i hańby.

Czytaj część pierwszą:Sześć dni, które zmieniły świat. Wojna sześciodniowa 1967 roku. Koszmar Ben Guriona – Naser i panarabizm. Część I

Czytaj część drugą:Sześć dni, które zmieniły świat. Wojna sześciodniowa 1967 roku. Rewolty, samolot, źródła wody, Sowieci, szpiedzy. Cz. II

W maju 1967 roku po kolejnym izraelskim ataku lotniczym na Syrię, Gemal Abdel Naser musiał zareagować. Pomimo uprzednich sporów i nieudanej unii z Damaszkiem, Kair zadeklarował sojusz wojskowy z Syrią. Do sojuszu dołączył król Transjordanii Hussain, który musiał na bok odłożyć swoje urazy za „psa CIA” i „gnidę amerykańską”, jak go, nie bez racji, nazywały egipskie media.

Świat arabski wybuchł w euforii. Parady, demonstracje, buńczuczne nagłówki prasowe, komunikaty radiowe nawołujące Palestyńczyków do pakowania się, ponieważ zjednoczone armie arabskie zepchną Żydów do morza. Telewizja egipska pełna była „mowy nienawiści” i przekonywała cały Bliski Wschód, że czas syjonistów dobiegł końca. Żeby utwierdzić widzów w swoich opiniach, egipskie kanały telewizyjne pokazywały parady wojskowe chwalące się nowoczesnym sowieckim sprzętem, a na ulicach Kairu miliony ludzi okazywało swoją realną miłość do prezydenta i jego konfrontacyjnej polityki.

Tymczasem 15 maja, z okazji Dnia Niepodległości w Jerozolimie zachodniej, na skromnej paradzie wojskowej armia izraelska zaprezentowała się biednie. Szef sztabu Icchak Rabin wraz z premierem Levim Eskholem przyglądali się pochodowi złożonemu z kilku wozów bojowych i defilujących żołnierek. Co więcej, w izraelskim radiu tak „niby przypadkiem” zatriumfował przebój Yerushalaim Shel Zahav – Złota Jerozolima, o tym jak historyczne jerozolimskie Stare Miasto, znajdujące się od 1948 roku w Transjordanii, jest puste, ponieważ nie ma tam Żydów. Ta urokliwa pieśń, miała być antidotum na egipskie prężenie muskułów, które Żydzi oglądali na egipskim kanale w telewizji. Izraelskiej telewizji wtedy jeszcze nie było. Ta powstała dzięki „Wiesławowi” po marcu 1968 roku.

Naser przy wielkim aplauzie ulicy w całym świecie arabskim ogłosił blokadę Cieśniny Tirana dla izraelskich okrętów i innych żeglug płynących do lub z portu czerwonomorskiego w Ejlacie. Egipski prezydent w gorączce poszedł jeszcze o krok dalej. Kazał wynosić się wojskom ONZ stacjonującym od 1957 roku na Synaju i ku jego wielkiemu zdziwieniu „błękitne hełmy” spakowały się i wróciły w chłodniejszy obszar świata. Naser mocno się zdziwił decyzją ONZ. Do dzisiaj pozostaje niewyjaśnione, dlaczego wojska międzynarodowe postanowiły spełnić życzenie egipskiego prezydenta, który zmuszony był do zachowania pozorów przed światem arabskim. Na żadną wojnę z Izraelem Egipt ani Syria nie była gotowa przed 1970 rokiem. Sowiety nie zdążyły dostatecznie przeszkolić oficerów syryjskich i egipskich w obsłudze nowoczesnego sprzętu. Zresztą do portów w Aleksandrii i Latakii nie dopłynęła całość zamówienia złożonego w Moskwie. Egipski sztab generalny wysłał na Synaj zaledwie kontyngent, który musiał, improwizując, ulokować się wzdłuż granicy z Izraelem. Przecież trwała wyniszczająca i absorbująca Kair wojna w Jemenie.

Izrael, który najprawdopodobniej rozgrywał skuteczną wojnę psychologiczną ze swoimi sąsiadami, nie mógł dłużej czekać, skoro wszelkie okoliczności przybliżają do upragnionej wojny. Ogłoszono powszechną mobilizację rezerwy, a więc wszystkich zdolnych do noszenia broni mężczyzn w wieku od 18 do 55 roku życia. Świat arabski nawoływał do wojny, ale Arabowie w swojej masie nie byli przeszkoleni wojskowo. Inaczej niż Żydzi, którzy prowadzili realne działania doprowadzające do eskalacji i byli prawie całkowicie skoszarowani. Nie ma w Izraelu cywili, zawsze powtarza Hamas po kolejnym zamachu. Oni będą, byli lub są w strukturach wojskowych.

Oficjalnym casus belli dla Tel Awiwu była blokada Cieśniny Tirana, która uniemożliwiała izraelską żeglugę po Morzu Czerwonym. Znamy z opowiadań Marka Hłaski jak wyglądał w tym czasie Ejlat – tropikalna osada pomiędzy Akabą i egipską Taabe. Kilka baraków, upał i jakaś infrastruktura obsługująca tankowce z ropą z Iranu. Ropą, za którą do dziś Izrael nie zapłacił Iranowi.

Jest to obraźliwe dla naszego wojska stwierdzenie, że w czerwcu 1967 roku mogliśmy przegrać wojnę – pisał w swoich pamiętnikach ówczesny naczelny dowódca izraelskiego lotnictwa, a późniejszy prezydent kraju Ezer Weizman. W podobnym tonie miał się wypowiadać w Waszyngtonie wiosną 1967 roku szef Mossadu, Meir Amit – wojna nie będzie dłuższa niż tydzień. Może 7 dni – zapowiadał Amit. Mimo to, w mediach atlantyckich zawrzało. Świat arabski pod wodzą egipskiego prezydenta Gemala Abdel Nasera dokończy dzieło Hitlera – ogłaszała prasa „wolnego świata”. W Izraelu uruchomiona propaganda grzmiała – jesteśmy sami, musimy się bronić. Walczymy o przetrwanie.

Zmobilizowane izraelskie wojsko na granicy czekało bezczynnie na jakąkolwiek polityczną decyzję – bijemy się czy wracamy do domu, gaworzyli rezerwiści. Na stadionie piłkarskim w Ramat Ganie kopano groby. Tysiące grobów. Społeczeństwo utrzymywane w panice przez rząd szykowało się na być może przegraną wojnę. Przecież zjednoczone armie państw arabskich miały ponad 0,5 mln żołnierzy, 1 tys. samolotów i ponad 2,5 tys. czołgów. Żydzi mogli wystawić „jedynie” 264 tys. żołnierzy, 300 samolotów i 800 czołgów. Lecz nie ilość, lecz jakość zawsze decyduje. Kiedy syryjski oficerowie, niczym sanacyjne fircyki, siedzieli bezczynnie po damasceńskich kawiarniach, Żydzi nieustannie ćwiczyli nowe rozwiązania taktyczne.

Dni mijały, a cywil na stanowisku premiera Izraela, Levi Eskol, nie umiał podjąć decyzji o ataku. A czas naglił. Sowieci mobilizowali bazy lotnicze w Armenii i na Krymie. Bić się z egipskimi pilotami to żaden wysiłek, ale z sowieckimi? To może doprowadzić do wojny światowej. Masz najsilniejszą armię od czasów króla Dawida, atakujmy – krzyczeli generałowie na Eskola. W Tel-Awiwie emeryci i kobiety demonstrowali, domagając się powrotu „jednookiego szakala pustyni”, Mosze Dajana, do armii. Szef sztabu Rabin w oparach ciągłego tytoniowego dymu przeszedł chwilowe załamanie nerwowe. Eskol usłuchał głosu ludu, mianował Dajana ministrem obrony, który zgarnął niezasłużone krajowe i międzynarodowe uznanie jako twórca wiktorii 1967 roku, chociaż przyszedł na urząd na 5 dni przed wojną.

Jednak Dajan, który w wolnych chwilach zajmował się kradzieżą artefaktów archeologicznych, miał wybitny pomysł. – Niech będzie cisza. Zaatakujmy ich, ale niech nie będzie ani jednego komunikatu z naszej strony. Niech świat uwierzy w ich kłamstwa. Po konsultacjach i powrocie Rabina, ustalono, że 5 czerwca 1967 roku stworzy się historię.

Rankiem 5 czerwca, pomiędzy 7:30 a 7:45, 298 izraelskich samolotów uderzyło na egipskie lotniska na Synaju i w północnym Egipcie. Izraelski wywiad wojskowy Aman wyliczył, że to jest ten czas, kiedy egipskie maszyny stoją na pasach startowych, piloci kończą śniadanie, a nie wszyscy dowódcy dojechali z kwater do baz. W ciągu kwadransa egipskie lotnictwo wojskowe przestało istnieć, a młody generał Ariel Szaron zrobił to, co umiał najlepiej – najechał czołgami na Egipcjan na Synaju. Naser był zdruzgotany. Nie było pełnego obrazu rzeczywistości, a egipskie media zaczęły… ogłaszać o triumfie wojsk naserowskich, które przekroczyły granicę z Izraelem! Tel-Awiw milczał. Ludzie, przerażeni brakiem dementi ze strony izraelskiej, wierzyli egipskim doniesieniom. Uwierzył też Amman i Damaszek, którzy rozpoczęli ostrzał artyleryjski izraelskich pozycji. Chociaż poszedł od Eskola komunikat do króla Husseina, żeby nie angażował się w tę wojnę, to izraelskie lotnictwo po skończeniu z Egiptem zaatakowało lotniska w Syrii, Iraku i Transjordanii. Po wojnie izraelskie radio opublikowało podsłuchaną rozmowę telefoniczną pomiędzy Naserem i Husseinem, w której panowie ustalali wspólną wersję przyczyn kompromitacji. I po co to było, kręcili głowami z niezadowoleniem ludzie z Mossadu. Po co mają wiedzieć, że ich podsłuchujemy?

Izraelskie dywizję pancerne gniotły Egipcjan pozbawionych osłony lotniczej. Zresztą na Synaju był tylko kontyngent, który musiał mierzyć się z całym izraelskiej frontem południowym. W ferworze walki na Synaju znalazł się samolot z egipskim szefem sztabu, Abdelem Munirem Riadem. Ten po powrocie do Kairu miał ze łzami w oczach przekonywać Nasera, że to koniec i należy się wycofać z Synaju. Naser podjął decyzję – wycofujemy się, co tylko jeszcze bardziej zdezorganizowało armię egipską, w której morale pomimo wszystko było takie, żeby się bić dalej. Jednak rozkaz to rozkaz i egipscy żołnierze najczęściej bez butów (bo Allah nie weźmie do nieba w butach) maszerowali po gorącym pustynnym piasku do niewoli albo na drugi brzeg Kanału Sueskiego, do którego Szaron dojechał po uprzednim zajęciu Gazy 7 czerwca, trzeciego dnia wojny. Największy wróg Izraela, ale też salafizmu oraz Arabii Saudyjskiej, został pobity.

Popołudniem 5 czerwca izraelski front centralny uderzył na Zachodni Brzeg. Dajan był przeciwko zajmowaniu Starego Miasta w Jerozolimie. Wiedział, że Żydzi z całego świata zamiast przyjeżdżać do kibuców dostaną hopla religijnego. Na co nam ten Watykan – miał mówić zirytowany, przewidując, że świat teraz będzie stale patrzył na to co Żydzi robią z Arabami. Co więcej, świat 6 czerwca dowiedział się co naprawdę się dzieje na Bliskim Wschodzie. Cisza radiowa miała być utrzymana, żeby mocarstwa, tak jak w 1956 roku, nie przeszkodziły walnej rozprawie ze światem arabskim. A wedle izraelskiej dialektyki, raz na kilka lat Arabowie muszą oberwać. A armia izraelska miała porachunki z Legionem Arabskim, ostoją tronu Haszymidów. Legion ten sromotnie pobił Żydów w trakcie wojny 1948-49. Jako że Żydzi nigdy nie zapominają i nigdy nie wybaczają, izraelscy komandosi podśpiewujący Yeruslaim Shel Zahav ruszyli na jerozolimskie Stare Miasto, na Legion Arabski. Artyleria Legionu umieszczona w sąsiednim Betlejem miała kłopot. Nie można strzelać na Święte Miasto! Jeszcze pocisk trafiłby jakiś meczet lub kościół. Takie myślenie było ongiś na Bliskim Wschodzie, dziś rujnowanym przez salafickich bandytów.

Legion Arabski, okazał się rywalem trudnym, ale nie aż tak bardzo wymagającym. Stare Miasto zostało zajęte 7 czerwca, zgodnie z przewidywaniami Dajana, religijna ekstaza wybuchła w Izraelu jak i na świecie. Elita aszkenazyjska rządząca Izraelem była całkowicie świecka i wroga religii. Haszymidzi będąc uprzednio wyparci z Mekki i Medyny przez Saudów, utracili ostatnie najważniejsze dla sunnickiego islamu miasto – Jerozolimę z Meczetem Al-Aksa. Wraz z upadkiem Jerozolimy, król Hussein utracił cały Zachodni Brzeg Jordanu, uzyskany przez jego dziadka króla Abdullaha. Hebron, Nablus, Jerycho wpadło w ręce Żydów, a rabini wojskowi otrąbili triumf i że przyjście Mesjasza jest już rychłe w związku z takimi cudami. Był też projekt wysadzenia meczetów jerozolimskich, na który Dajan mądrze się nie zgodził. Nie religia była teraz w głowach izraelskich generałów, lecz to, jak dobrać się do Syrii, nie wywołując sowieckiej interwencji w obronie swojego najwierniejszego sojusznika.

Egipt i Transjordania pobita, iracka baza H-3 zniszczona, więc obrazą dla Jahwe, Pana Zastępów, byłoby niezniszczenie Syrii, tym bardziej, że Eli Cohen przekazał cały rozkład fortyfikacji na Wzgórzach Golan. Rankiem 9 czerwca Izrael uderzył na Syrię. Lotnictwo i artyleria niszczyła zlokalizowane przez super szpiega Mossadu fortyfikacje syryjskie. Cohen zawisł na placu w Damaszku w 1965 roku, zdekonspirowany przez depeszę, kiedy syryjski kontrwywiad dostał nowoczesny sprzęt od Sowietów. 75 tys. żołnierzy syryjskich, pozbawionych wsparcia uprzednio zniszczonego lotnictwa, odpierało ataki przerzuconej z Synaju i Zachodniego Brzegu armii izraelskiej. Premier Levi Eskol był nieuchwytny telefonicznie. W krótkiej rozmowie z żoną chwalił pejzaże Golanu, ale ponoć nic nie słyszał o tym, że zebrało się posiedzenie ONZ wzywające do zaprzestania walk. Ponownie w tej wojnie wystąpiła cisza spowodowana brakiem sygnału.

Wedle pewnych już informacji, sowieckie lotnictwo osiągnęło stan gotowości bojowej na lotniskach w Armenii i Krymie. Dzień przed ofensywą na Syrię, 8 czerwca, izraelskie lotnictwo zatopiło na wodach międzynarodowych na Morzu Śródziemnym amerykański okręt USS Liberty, który zbierał wywiad elektroniczny w czasie tej wojny. W wyniku ataku zginęło 34 amerykańskich żołnierzy. Izrael się kajał i przepraszał, chociaż wiadomo było, że żadne państwo arabskie nie pływa na amerykańskich oznaczonych okrętach. Ale kto będzie w tak historycznej chwili zadawał niewygodne pytania? Już raz prezydent John F. Kennedy pytał Ben Guriona, co on buduje w Dimonie. Kennedy pojechał do Dallas i od tamtej pory Amerykanie udają, że nic nie wiedzą o izraelskim potencjale nuklearnym.

10 czerwca izraelski premier Levi Eskol nawiązał łączność ze światem. Radio w Damaszku ogłosiło upadek miasta Kunejtry na trzy godziny zanim to rzeczywiście nastąpiło. Izrael wyszedł na pozycję szturmowe na syryjską stolicę. Ledwie 40 km dzieliło czołgi żydowskie od najstarszej stolicy świata. Levi Eskol zgodził się na zawieszenie broni, tak jak uprzednio to zrobiła Syria, Transjordania i upokorzony Egipt. Izrael po 19 latach od swoich narodzin zajął całą mandatową Palestynę, Synaj oraz Wzgórza Golan. Jednak, zdaniem izraelskich „rewizjonistów” historycznych, wojna 1967 roku była zaledwie wygraną bitwą w przegranej przez Izrael i „cywilizowany świat” wojnie.

CDN.

Sześć dni, które zmieniły świat. Wojna sześciodniowa 1967 roku. Rewolty, samolot, źródła wody, Sowieci, szpiedzy. Cz. II

Zanim generałowie Itzhak Rabin i Mosze Dajan rozkazali „najlepszej armii od czasów króla Dawida” uderzenie na sąsiadów, dysponowali ogromną wiedzą o państwach arabskich. Ale czas ich gonił.

Czytaj część pierwszą: Sześć dni, które zmieniły świat. Wojna sześciodniowa 1967 roku. Koszmar Ben Guriona – Naser i panarabizm. Część I

Panarabizm i naseryzm miał swoich zażartych wrogów. Izrael nie mógł dopuścić do modernizacji świata arabskiego, co w końcu doprowadziłoby do klęski państwa żydowskiego. Dom Saudów był wielkim przeciwnikiem modernizacji świata islamu. – Pamiętaj, że nie jesteś szachem Francji, lecz Iranu – upominał saudyjski król Fajsal irańskiego szacha Mohammeda Rezę Pahlaviego, kiedy ten zaproponował otwarcie dyskotek w Rijadzie, tak jak on to zrobił w Teheranie.

Saudowie zaczęli konsumować potężne zyski z ropy naftowej i tak jak dzisiaj, interweniowali w Jemenie. W 1962 roku zorganizowali kontrrewolucyjny pochód w obronie obalonego przez rewolucjonistów ostatniego króla Jemenu Mohammeda al-Badra. Za rewolucjonistami ujął się Gemal Abdel Naser i wysłał do Jemenu armię egipską na 5-letnią jałową wojnę.

Rewolucja nie stała w sprzeczności z islamskimi poglądami Nasera. Egipski prezydent aktywnie wspierał algierskie/islamskie powstanie przeciwko Francuzom, które zmusiło Paryż do zakończenia oficjalnej obecności w Afryce Północnej w 1962 roku. Sowietom nie za bardzo podobał się Naser jak i panarabizm, który swoje korzenie ma w kontaktach świata arabskiego z hitlerowskimi Niemcami. Niemniej z braku poważniejszych graczy na bliskowschodniej arenie, zaoferowali swoje usługi państwom arabskim, które szukały oparcia wobec dawnych kolonistów oraz współpracujących z nimi Izraelem.

Radzieccy towarzysze z kamienną twarzą zerkali, jak Naser rozpaczliwie szukał 5 razy dziennie kierunku na Mekkę w Moskwie. Egipskiego prezydenta interesowała broń, jak i projekty inżynieryjne, które Związek Sowiecki wraz z jego satelitami może wykonać w kraju faraonów. Marks, Engels, Lenin zupełnie go nie interesowali. I Sowieci w imię pragmatyki dziejowej to zaakceptowali.

Pojawienie się Sowietów na Bliskim Wschodzie wywołało natychmiastową reakcję Amerykanów. W okupowanym przez nich Monachium znajdował się przeniesiony z Berlina Instytut Orientalny, który zachował szereg kontaktów z czasów kajzera i Hitlera. Berlin interesował się Hasanem Al-Bana i jego Bractwem Muzułmańskim od samego początku w 1932 roku. Ponoć niemiecki konsul w Kairze nie żałował środków na „młodych gniewnych”, którzy swoją wizję świata opierali na pustynnych legendach z VII wieku, a nie tak, jak ówcześnie było modne – w rozwoju nauki i techniki. Grunt, że Bracia Muzułmanie mogą napsuć krwi Anglikom.

Naser sam był „tajnym członkiem Bractwa”. Niemniej po dojściu do władzy zdystansował się od organizacji i rozpoczął z nią wojnę. Wojnę bezwzględną, kiedy to egipski wywiad odkrył, że Bracia Muzułmanie są finansowani przez wrogą ówcześnie Kairowi Arabię Saudyjską. Z resztą czeki z Zatoki Perskiej płynęły nie tylko nad Nil. Baathistowska władza w Damaszku i Bagdadzie również była podważana przez rodzący się ruch salaficki, który kontestował zeświecczenie obyczajów, kultury oraz „jawnogrzesznictwo” heretyków u władzy. Prześladowani islamiści znajdowali schronienie właśnie w Monachium pod kuratelą amerykańskiej CIA. Amerykanie widzieli w radykalnym sunnickim islamie nie tylko miecz na sowieckie wpływy w Trzecim Świecie. Patrzyli również na Kaukaz i Azję Centralną, który w imię islamu może odpaść od Moskwy.

Niemniej w połowie lat 60-tych izraelskie przypuszczenia się potwierdziły – dzięki sekularyzacji szkolnictwa i masowym sowieckim zbrojeniom Arabowie z Syrii, Iraku i Egiptu przesiedli się z osiołków i wielbłądów na wozy pancerne i czołgi. Pozostawało kwestią czasu, kiedy nauczą się celnie strzelać. A to zagrażało Izraelowi, który opierał swój byt na sile wojska – nie licznego, ale doskonale wyposażonego, wyszkolonego i zmotywowanego. Przy czym Izrael jest chyba jedynym krajem, w którym pomimo obowiązkowej służby wojskowej, wciela do lotnictwa i wywiadu wojskowego niemalże pod przymusem. Elita elit. I to właśnie lotnictwo i wywiad miał niwelować dysproporcje w ilości, skoro jakość uzbrojenia dostępnego Arabom była taka sama lub nawet lepsza.

W izraelskim sztabie generalnym Kirya rozpoczęto analizy. Sprawnie wykonany atak lotniczy może uziemić całe lotnictwo nieprzyjaciela. Wojsko pozbawione osłony lotniczej będzie bezradne wobec naszych myśliwców i nacierających dywizji pancernych. Tym samym, możemy prowadzić ofensywę na wszystkich frontach nie wielkimi formacjami, przy spodziewanych nie wielkich stratach ludzkich – rozkminano talmudycznie. Do szczęścia Żydom potrzebny był radziecki samolot MIG-21, żeby izraelscy specjaliści (którzy podzielą się wiedzą z amerykańskimi kolegami, oczywiście nie za darmo) i piloci mogli przebadać możliwości technicznie i taktyczne maszyny będącej na wyposażeniu wojsk arabskich.

Izraelski wywiad zwerbował irackiego pilota – Asyryjczyka Munira Redfa, który pomimo, tego, że świecka iracka władza zapewniła, wcześniej upośledzonym chrześcijanom, elitarną pracę czuł się dyskryminowany w Mezopotamii. Mossad zorganizował przerzut rodziny pilota w bezpieczne miejsce i 16 sierpnia 1966 roku Redfa wylądował kradzionym MiG-iem na lotnisku w Izraelu. Eksperci izraelskich sił powietrznych mieli mało czasu na przebadanie myśliwca. Czas naglił. A ta wiedza miała uczynić izraelskich pilotów niezniszczalnych w pojedynkach w przestworzach.

Wiosną 1967 roku izraelscy piloci mieli okazję wykazać swoje umiejętności i wiedzę w pojedynkach powietrznych z syryjskimi asami przestworzy. Damaszek rozpoczął budowę tamy u źródeł Jordanu, tak aby ten od czasów biblijnych życiodajny akwen wodny w rowie syryjsko-afrykańskim w ograniczonym zakresie płynął do Izraela, a nawadniał syryjskie pola. Woda na Bliskim Wschodzie rzecz najcenniejsza. Izrael przeprowadził w kwietniu i w maju 1967 roku szereg rajdów na syryjskie instalacje i budowy w newralgicznym pograniczu. Izraelska agresja wywołała oburzenie w świecie arabskim. I w tym momencie powstaje do dzisiaj niewyjaśnione pytanie – jaka była rola Sowietów w wiosennych starciach izraelsko-syryjskich?

Bez wątpienia Kreml chciał „rozgotować” Bliski Wschód wykorzystując amerykańskie zaangażowanie w Wietnamie i w Indochinach. Tylko idąc tropem „Protokołów Mędrców z Syjonu”, „wierchuszka” sowieckiego państwa będąca w dużej mierze pochodzenia żydowskiego, rzeczywiście była pozbawiona wszelkich odczuć plemiennych? Jedno sowieckie „NIET” powstrzymało by arabską histerię i gorączkę, którą wywołał nieświadom konsekwencji Gemal Abdel Naser. Kto jak kto, ale KGB i GRU zapewne doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że połączone siły Egiptu, Transjordanii, Syrii i Iraku są (jeszcze) niewystarczające, aby pobić Izrael.

Ani Breżniew, ani Kosygin nie powstrzymywali Nasera przed grą, w której przy pełnym rozeznaniu potencjałów, kompromitacja była nie do uniknięcia. Czy te masy Żydów sowieckich, które napłynęły do Izraela po 1990 roku rzeczywiście były bierne w swojej jakości wobec wizji unicestwienia państwa żydowskiego? Przecież, jak wspominałem wcześniej, Izrael dostawał życiodajne dolary za informację zza „Żelaznej Kurtyny”, za którą mieszkało miliony Żydów. Tak więc czyim rzeczywistym sojusznikiem był Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich?

Tel-Awiw wie i wiedział bardzo dużo o Syrii. Dzisiaj ludzie w Izraelu związani z bezpieczeństwem udają, że wojna w Syrii ich nie obchodzi, poza jednym wyjątkiem – Hezbollahem. Weteranów izraelskich służb interesuje zapewnię jeszcze jedno – gdzie są zwłoki Eli Cohena, człowieka, który wygrał wojnę 1967 roku nim jakikolwiek pocisk został wystrzelony.

Eli Cohen, Żyd urodzony w Syrii, lecz mieszkający w Egipcie brał udział w kompromitacji izraelskich służb w trakcie „Operacja Zuzanna”. W 1954 egipscy Żydzi zwerbowani przez Mossad mieli przeprowadzić szereg zamachów bombowych na obiekty cywilne (kina, urzędy) żeby zdyskredytować znienawidzonego przez Tel-Awiw Nasera. Operacja zakończyła się błazenadą i karami śmierci dla organizatorów. 1955 roku Cohen przybył do Izraela i zaczął spokojny drobnomieszczański żywot, będąc niejako obywatelem 2 kategorii związku z tym, że Żydzi z krajów arabskich byli tą pogardzaną warstwą przez Żydów europejskich. Świat arabski dla Cohena był jego własnym. Mówił oraz myślał po arabsku. Jadł i mógł zachowywać się jak Arab. Dodatkowo miał fantastyczną pamięć i aparycję amanta. Mossad, szybko wymyślił nową rolę dla tak użytecznego człowieka.

W 1962 roku Eli Cohen jako Kamal Amin Taabet syryjski emigrant, biznesmen z Argentyny zakotwiczył w stolicy Syrii. Dysponując pieniędzmi, znajomościami i urokiem osobistym wszedł do damasceńskiej elity, która na rautach i bankietach dzieliła się z nowym przyjacielem sekretami alkowy i tajników mętnego świata polityki. Istny James Bond. Cohen wynajął apartament naprzeciwko syryjskiego sztabu generalnego, dzięki czemu jego depesze telegraficzne z cennymi informacjami pozostawały niezauważone. Cohen vel Taabet, zaprzyjaźnił się nawet z ówcześnie młodym i pnącym się w górę na szczebelkach kariery Hafezem Al-Asadem, późniejszym „lwem z Damaszku”. Cohen stał się tak wpływowym człowiekiem, że rozważano uczynieniem go syryjskim wiceministrem obrony!

Do największych sukcesów Cohena należało uzyskanie informacji o syryjskich fortyfikacjach na Wzgórzach Golan. Wedle jednej wersji, Cohen miał objechać teren razem z zaprzyjaźnionym syryjskim decydentem i w trakcie podróży miał zapamiętać topograficzne rozmieszczenie fortyfikacji, stanowisk artyleryjskich, moździerzowych i wszystko przekazać do Tel-Awiwu. Wzgórza Golan, o które po latach zapomnienia ponownie wracają do relacji medialnych, stanowiły z jednej strony o bezpieczeństwie syryjskiej stolicy, a z drugiej narażały cały północny Izrael na ostrzał artyleryjski. Golan dawał również Syrii dostęp do Jeziora Galilejskiego, największego akwenu słodkowodnego w regionie. Dla Izraela, zajęcie Golanu było sprawą egzystencjonalną. Dzięki wiedzy uzyskanej od Cohena, który został powieszony w Damaszku w 1965 roku, Żydzi mogli rozpocząć wojnę. Wojnę, która zmieniła świat.

CDN.

Saudyjskie media: Katar spiskował z Iranem w trakcie rewolty w Bahrajnie w czasie Arabskiej Wiosny w 2011 roku

Saudyjski portal Al-Arabiya ujawnia kolejne katarskie intrygi mające na celu zaprzedanie arabskich i sunnickich interesów wrogiemu szyickiemu Iranowi. Tym razem przypomina o buncie w Bahrajnie.

Uprzednio niezawodny w ujawnianiu katarskich knowań saudyjski portal Al-Arabiya donosił o tym, jak premier i szef MSZ emiratu Hamad bin Jassim al-Thani szykował rozbiór Arabii Saudyjskiej.

Czytaj więcej:Al Arabiya: katarski szef MSZ razem Muammarem Kadafim planował rewolucję i rozbiór Arabii Saudyjskiej. Wyciekły nagrania

W dzisiejszej (weekendowej) edycji portalu czytamy o tym, jak wcześniej wspomniany Hamad bin Jassim al-Thani pomagał Iranowi w organizacji szyickich grup oporu wobec sunnickiej kasty rządzącej krajem. Głównym ośrodkiem organizującym szyitów był irański konsulat w stolicy królestwa Manama, który został zamknięty po uspokojeniu sytuacji w kraju.

[related id=”24908″]Zresztą rola Iranu w wydarzeniach w Bahrajnie nie była tajemnicą – informuje Al-Arabiya. W trakcie ponadmiesięcznych starć pomiędzy protestującymi (w dużej mierze szyitami) a armią zginęło co najmniej 36 osób, a tysiąc zostało rannych. Do tradycyjnych w tym okresie w regionie postulatów zwiększenia swobód obywatelskich i wolności doszły jeszcze kwestie wyznaniowe. Bahrajn w 70% jest zamieszkiwany przez szyitów, a rządząca od XVIII wieku dynastia Al-Khalifa jest sunnicka.

Wedle doniesień saudyjskich mediów Katar wespół z Iranem skontaktował się z opozycją w Bahrajnie, żeby zainicjować tzw. Katarską Inicjatywę – a więc polityczny program przeniesienia Bahrajnu pod irańską strefę wypływów. Katarczycy mieli proponować, żeby król Hamad ibn Isa Al Chalifa zagwarantował prawo do publicznych demonstracji opozycji, zamknął telewizję Bahrajn TV, uwolnił więźniów politycznych i powołał nowy rząd.

[related id=”24317″]W marcu 2011 roku katarski szef rządu Hamad bin Jassim al-Thani spotykał się z sekretarzem generalnym szyickiej opozycji w Bahrajnie Al-Wefaq Alim Salmanem nim wojsko królewskie wraz z sojuszniczymi armiami Półwyspu Arabskiego nie zdołało uspokoić sytuacji w kraju.

Katarski polityk miał obiecywać szyickiej opozycji, że Doha będzie naciskać na państwa Zatoki Perskiej, aby Bahrajn zniósł stan wyjątkowy i złagodził represje wobec opozycji, co rzeczywiście nastąpiło w czerwcu 2011 roku.

źródło:al-arabiya

Czytaj więcej: Dyplomatyczne zamieszanie na Bliskim Wschodzie. Arabia Saudyjska, Egipt, Bahrajn i ZEA zrywają kontakty z Katarem

Katar i Islamska Republika Iranu dzielą jedne z największych światowych złóż gazu ziemnego na dnie Zatoki Perskiej

Katarski portal mediów Al-Jazeera żywiołowo komentuje wydarzenia w Zatoce Perskiej, informując, że zdaniem ekspertów do kryzysu przyczyniły się same media przez krytykę Arabii Saudyjskiej i Izraela.

Czytaj więcej: Doradca katarskiego MSZ ws. terroryzmu: gościliśmy w naszym kraju afgańskich talibów na prośbę Stanów Zjednoczonych

Wedle analiz portalu Al-Jazeera kryzys dyplomatyczny w Zatoce Perskiej spowoduje wzrost ceny gazu ziemnego. Katar jest największym na świecie eksporterem gazu w postaci cieczy (produkuje 77 milionów ton tego surowca), który może być transportowany w dowolne miejsce na świecie – w tym do Polski.

[related id=”24692″]To gaz uczynił z małego emiratu jedno z najbogatszych krajów świata – przypomina portal ze stolicy Kataru Dohy.

Katar ma kilka złóż gazu w obrębie swoich wód terytorialnych. W kwietniu 2017 roku emirat ogłosił, że największe światowe złoże gazu ziemnego zacznie być użytkowane wspólnie z Iranem.

Firma Qatar Petroleum, zajmująca się przemysłem gazowym, twierdzi, że zamieszenie z sąsiadami nie wpłynie na dostawy surowca.

Katar łączą z Iranem nie tylko interesy. W regionie panuje powszechne przekonanie, że w przypadku ataku na Iran, Teheran weźmie odwet na państwach Zatoki Perskiej, a Katar jest najbliżej zasięgu perskich dział.

źródło:al-jazeera

Czytaj więcej: Katarski minister finansów: sankcje nie zaszkodzą naszej gospodarce. Katar obroni swoją walutę i ekonomię w kryzysie

Sześć dni, które zmieniły świat. Wojna sześciodniowa 1967 roku. Koszmar Ben Guriona – Naser i panarabizm. Część I

Rankiem 5 czerwca 1967 roku izraelskie lotnictwo zniszczyło egipskie siły powietrzne. Następnie ten sam los spotkał Syrię, Jordanię i Irak. Już 1. dnia wojny świat arabski został rzucony na kolana.

Część I – Koszmar Ben Guriona

Hucznie obchodzona w mediach związanych z Syjonem 50 rocznica wojny tzw. sześciodniowej w dalszym ciągu dostatecznie nie wyjaśnia, dlaczego Izrael rzucił się na swoich arabskich sąsiadów. – Chcieli nas zniszczyć, to zaatakowaliśmy pierwsi – grzmią komentarze od 50 lat serwowane przy różnych okolicznościach. Bez wątpienia, decydentom izraelskiej machiny wojennej należy się pochwała, że wybrali najlepszy dla siebie czas do pobicia nieprzyjaciela na jego własnym terytorium. Oczywiście przez lata wyszło dostatecznie dużo materiałów obalających mit Dawida bijącego Goliata w 1967. Kto tu był naprawdę Goliatem, pokazuje historia od 1917 roku do dnia dzisiejszego. Co więcej, wszystko to, co obecnie się dzieje na Bliskim Wschodzie i w świecie muzułmańskim, jest pokłosiem wojny z 1948 r., czego potwierdzeniem na kolejne dekady była właśnie wojna 1967 roku.

Dawid Ben Gurion był wielkim mężem stanu. Miejmy nadzieję, że kiedyś doczekamy się podobnego kalibru polityka także i nad Wisłą. Niemniej „stary” – jak mówiono o nim za plecami – uczynił też kilka błędów. Chyba największy z nich to brak jednoznacznej decyzji, co robić z ludnością arabską w zajmowanej przez wojska żydowskie Palestynie w trakcie wojny 1948-49. Itzhak Rabin, szef sztabu armii izraelskiej w czerwcu 1967, twórca tego sukcesu, a następnie polityk, który za uścisk dłoni z Jaserem Arafatem został zastrzelony, wspominał w pamiętnikach, że Ben Gurion w trakcie pierwszej wojny arabsko-izraelskiej kiwnięciem ręki oznajmiał swoim oficerom, czy ludność danego miasta/wsi palestyńskiej wypędzić, czy pozostawić w spokoju. Zastrzeżeniem objęte zostały wsie druzyjskie i chrześcijańskie obszary w Galilei – żeby świata chrześcijańskiego nie nastawiać wrogo wobec Izraela.

Nieczęsta dla polityka tego formatu chwiejność zaowocowała tym, że powstał problem uchodźców palestyńskich, którzy w przeciwieństwie do obecnej fali imigrantów z regionu, nie chcą w swojej masie się przesiedlać. Wręcz przeciwnie. Palestyńscy uchodźcy marzą o powrocie do siebie. Jednak po przegranej przez Arabów wojnie w latach 1948-49, na terenach nowo utworzonego państwa Izrael (a więc 78% Mandatowej Palestyny) pozostało około 100 tys. Arabów, którzy przez blisko 70 lat rozmnożyli się do trwożącej Kneset liczby ponad 1,2 mln. Ben Gurion słusznie przewidywał, że Izrael zniknie, jeśli ludność żydowska i arabska zrówna się liczbowo na obszarze pomiędzy rzeką Jordan i Morzem Śródziemnym. Wedle rozbieżnych szacunków, ma to nastąpić po 2020 roku.

Jednak tuż po wygranej wojnie tzw. o niepodległość Dawid Ben Gurion miał nie lada dylemat. Państwo jest, ale na jak długo? Być może doświadczenie Żydów z Polski wskazywało na potrzebę schronienia się pod skrzydła jednego z dwóch rywalizujących ze sobą mocarstw – USA lub ZSRR. W trakcie I wojny arabsko-izraelskiej to Stalin oraz sowiecka broń wraz z żydowskimi oficerami z Armii Czerwonej umożliwiły triumf nad sąsiadami. Triumf nad bardzo słabymi sąsiadami, bowiem zarówno Egipt, Syria, Irak, Liban i Transjordania dopiero wychodziły z okresu postkolonialnego i swoim potencjałem nie mogły się równać z Izraelem. Armia w świecie arabskim była od parady i wewnętrznych zamachów stanu, a w Izraelu – od wojny z Arabami.

Niemniej Ben Gurion musiał się za kimś opowiedzieć. Żydzi radzieccy dysponowali potężnym wpływem w Sowietach, ale byli biedni. Żydzi amerykańscy byli bogaci i wpływowi na całym „wolnym świecie”, niemniej pozostawali sceptyczni wobec kibuców i całej lewicowej doktryny ideologicznej, wokół której zbudowano nowe państwo.

– Izraelska agencja wywiadowcza Mossad będzie przekazywała Amerykanom informacje zebrane przez Żydów w Sowietach i w Bloku Wschodnim – zaproponował pierwszy premier Izraela na jakimś nieformalnym spotkaniu w Nowym Jorku zaraz po tym, jak opadł kurz wojenny. Propozycja została przyjęta – do nowo powstałego państwa zaczęły iść pokaźne środki finansowe zebrane przez Żydów amerykańskich, a Waszyngton zaczął cenić informacje dostarczane przez Mossad o tym, co się dzieje za „żelazną kurtyną”.

Jednak oficjalnie Amerykanie utrzymali embargo na materiały wojskowe dla Izraela, przymykali natomiast oko na to, że ich nowy przyjaciel był bardzo zainteresowany informacjami o amerykańskim przemyśle zbrojeniowym i nowoczesnych technologiach. No cóż, sojuszników szpieguje się tak samo, albo nawet i bardziej niż nieprzyjaciół.

W 1952 roku w wyniku zamachu stanu w Egipcie obalony zostaje nieudolny król Farouk, a do władzy doszedł charyzmatyczny Gamel Abdel Naser. Naser przeraził Ben Guriona i cały aparat kierujący państwem żydowskim. Największym koszmarem Ben Guriona było to, że świat arabski będzie miał swojego Kemala Ataturka, a Naser takim właśnie człowiekiem mógł być. Zdawał sobie sprawę z tego, że Bliskiemu Wschodowi wojna z Izraelem jest niepotrzebna. Można się dogadać – wy Semici, my Semici. A wrogiem dla całego regionu jest europejski imperializm, sowiecki bezbożny komunizm i amerykański kapitalizm.

Naser chciał iść śladem jordańskiego króla Abdullaha, który paktował z Rothschildami odnośnie do przymierza semickiego. Wy jesteście od Izraela, a my od Izmaela, nawet nasze religie niewiele się różnią w codziennej praktyce i w wizji świata. Niemniej, kiedy upadła możliwość powstania Izraela z bratnim Izmaelem, wyciągnięta ręka Nasera została odtrącona przez Tel-Awiw.

Naser, chociaż wojskowy, modernizator i żarliwy muzułmanin w jednym, widział, że zamiast kosztownych zbrojeń świat arabski potrzebuje inwestycji w przemysł, gospodarkę, musi stworzyć podwaliny pod nowoczesne społeczeństwo, które byłoby zdolne do uzyskania podmiotowej, a nie przedmiotowej pozycji międzynarodowej. Egipski prezydent chciał, żeby obszar Lewantu i Afryki Północnej tak jak w starożytności stał się integralną częścią świata zachodniego, do czego i tak geografia determinowała.

Wojna z Izraelem wzmacniała wojskowych, którzy szybko stali się agenturą reprezentującą obce interesy. Co więcej, świat arabski, zamiast podjąć pracę organiczną, został wepchnięty w dyskurs demagogii, co utrudniało stworzenie nowoczesnego społeczeństwa. Naser chciał z tym skończyć. Jednak agresja Anglii, Francji i Izraela na Kanał Sueski w 1956 roku przekreśliła jego wizjonerskie projekty, pomimo niewątpliwego triumfu politycznego, jakim była rejterada napastników na skutek amerykańsko-sowieckiej dyplomatycznej interwencji.

Po wojnie sueskiej Naser stał się niekwestionowanym przywódcą świata arabskiego. Z opinią egipskiego prezydenta liczyły się gabinety i bazary w Damaszku, Trypolisie, Bagdadzie czy Ammanie. Egipt podjął się szeregu inwestycji (m.in. budowy tamy w Assuanie), które miały temu starożytnemu obszarowi przywrócić dawną chwałę. A nie było to zadanie proste.

Większość mieszkańców Egiptu mieszkała na skromnych morgach wzdłuż Nilu, a ich tryb i sposób życia niewiele się różnił od tego z czasów faraonów. Najbardziej prestiżowa uczelnia kairska Al-Aznar uczyła Koranu i sunny, a nie geometrii i elektroniki. Egipska bawełna szła do Włoch, gdzie szyto ekskluzywne koszule i garnitury. A jeśli miast półproduktu rolniczego Egipt zacznie samodzielnie wytwarzać tekstylia?

Ta wizja przeraziła Izrael, który sam na przełomie lat 50. i 60. stworzył na pustyni Negew kompleks „tekstylny” w Dimonie. Oczywiście do Dimony przez lata nie dojechały żadne transporty bawełny, lnu czy jedwabiu, a każdy samolot latający nad obiektem był automatycznie zestrzeliwany. Egipt, Irak, Syria państwami nowoczesnymi? Nigdy! Niech się lepiej uczą Koranu niż geometrii.

Co więcej, doktryny panarabskie zagrażały planom dezintegracji świata arabskiego, nad czym pieczołowicie pracował Izrael. Najlepszym przykładem tego była armia syryjska w trakcie wojny 1948-49, w której sunniccy i druzyjscy rekruci nie chcieli służyć pod szyicko-chrześcijańską kadrą oficerską. Nawet jedno miasteczko druzyjskie w Galilei – Ein Al-Assad, zostało założone przez druzyjskich dezerterów z syryjskiej armii.

Panarabizm oficjalnie znosił podziały konfesyjne w świecie arabskim. W praktyce reprezentująca tę doktrynę partia Baath została zdominowana przez mniejszości terytorialne – w Iraku przez sunnitów i chrześcijan, a w Syrii przez szyitów i chrześcijan. Panarabizm zakładał gospodarczy socjalizm, modernizm, wspólnotę języka i kultury arabskiej, a także spychał religię na boczne miejsce. Było to niezwykle atrakcyjne dla mieszczan, inteligencji i młodzieży, która w panarabizmie odnajdowała szansę na dogonienie świata nowoczesnego i postępowego, wyjścia z zacofania oraz na pokonanie Izraela. Świat arabski powoli zaczął wychodzić z marazmu, zacofania i przyjmował kulturę europejską.

Zresztą, co w tym zdrożnego? Przecież podstawy tej kultury są tutaj, na Bliskim Wschodzie. Już nie tylko wschodni Bejrut, ale też Damaszek, Bagdad, Kair zaczęły żyć pełnią swawolnego życia. Najlepsze arabskie umysły garnęły się na nowo otwierane politechniki, szkoły handlowe, uczelnie medyczne, a nie, jak uprzednio, do medresy koranicznej. Z jednej strony socjalizm, a z drugiej nacjonalizm. Islam był gdzieś na peryferiach, na prowincji.

Panarabizm stał w sprzeczności z tym, co Dawid Ben Gurion obmyślił dla Bliskiego Wschodu. Mapa i przewaga ilościowa Arabów nad Żydami skazywała tych drugich na niechybną klęskę. – Możemy wygrać 100 wojen, ale jeśli przegramy 101., nas nie będzie – brzmi mądrość izraelska, którą uaktualniły nieudolne boje z szyickim Hezbollahem. Niemniej Ben Gurion opracował doktrynę, która niejako powstaje na naszych oczach.

Bliski Wschód trzeba rozparcelować na zantagonizowane kantony. Należy zawrzeć sojusz z Turcją, Persją i Etiopią, bo te kraje też obawiają się świata arabskiego, który musi zostać podzielony. Z Libanu należy uczynić państwo maronickie. Syrię rozbić na państewko druzyjskie, alawickie i sunnickie. Irak musi stracić Kurdystan oraz szyickie południe – tak knuł w swoim domu nieopodal telawiwskiego wybrzeża pierwszy premier Syjonu.

Do tego należy przypomnieć też poglądy tzw. rewizjonistów spod znaku Irgun i Beitara, a więc dzisiejszego Likudu, który chciałby naprawić błędy Ben Guriona z wojny 1948-49 oraz traktatu Sikess-Piccot z 1916 roku.

Rewizjoniści uważają, że Izrael powinien być po obu stronach Jordanu i sięgać do źródeł tej rzeki w Syrii. Co więcej, rzeką graniczną na północy państwa żydowskiego powinna być Litani w południowym Libanie. Linia ta de facto była utrzymywana do 2000 roku, czyli do czasu, aż niepojmujący dialektyki dziejowej Hezbollah wyparł armię izraelską z tego obszaru. Na południu, zdaniem rewizjonistów, Izrael miał kończyć się za miastem El-Arisz na Synaju i mieć pod swoją kontrolą Cieśninę Tirańską oraz górę Horeb. Cały obszar Izraela miałby zostać oczyszczony z ludności arabskiej, z wyjątkiem Druzów oraz kilku klanów beduińskich.

CDN.

Al Arabiya: katarski szef MSZ razem Muammarem Kadafim planował rewolucję i rozbiór Arabii Saudyjskiej. Wyciekły nagrania

Portal saudyjskiego medium Al-Arabiya ujawnia nagranie, na którym ówczesny katarski szef MSZ Hamad bin Jassim al-Thani bin Jassim sugerował Kadafiemu nieuchronność rychłego rozpadu królestwa Saudów.

Czytaj więcej: Katar: Nie ma informacji wyjaśniających, co się stało – mówi w Poranku Wnet Michał Milford. Prasa pisze tylko o faktach

Szejk Hamad bin Jassim al-Thani bin Jassim był katarskim premierem w latach 2007-13 oraz ministrem spraw zagranicznych od 1992 do 2013. Polityk, jak przypominają saudyjskie media, brał już udział w jednym przewrocie pałacowym – w 1995 roku, kiedy to emira Kataru Hamada bin Thaniego zastąpił jego syn Hamad ibn Chalifa Al Sani.

[related id=”24317″]Al-Arabiya zarzuca bin Jassimowi bliskie relację z radykalnymi ugrupowaniami, takimi jak Hamas i Hezbollah, sugerując przy tym, że ataki na bazę amerykańską w 1996 roku w Królestwie Saudów były efektem polityki proirańskiej szejka. W wyniku zamachu na koszary amerykańskie w mieście Khobar zginęło 20 amerykańskich żołnierzy, a około 500 zostało rannych. Amerykanie oskarżają Imada Mougnyje, dowódcę militarnej frakcji szyickiego Hezbollahu, o przygotowanie i wykonanie tego zamachu.

Na nagraniu ujawnionym przez Al-Arabiya jest fragment rozmowy telefonicznej pomiędzy katarskim decydentem a libijskim dyktatorem sprzed tzw. „Arabskiej Wiosny”, a więc w 2011 roku. Hamad bin Jassim objaśniał na nim tajniki bliskowschodniej „realpolitik”:

– Jeśli nacisk Saudów na USA się zwiększy, wtedy Izrael nam odpuści. Cały region jest na krawędzi eksplozji. Będzie rewolucja w Arabii Saudyjskiej, czy nam się to podoba, czy nie. Amerykańska strategia jest taka: Irak będzie stabilny za 2 lata i następnie, jak myślą, Arabia Saudyjska musi zostać podzielona. Gdzie są wahabici i ekstremiści? W centrum kraju, w (prowincji) Najd. W Najd nie ma ropy, ledwie 400 tys. baryłek. Prowincja Al-Hijaz ma Mekkę, Medynę i ropę. Wschodnie prowincje kraju mają całe złoża ropy – tłumaczył Kadafiemu szejk z Kataru.

[related id=”24285″]Następnie Hamad bin Jassim al-Thani bin Jassim dodał, że należy Dom Saudów odciąć od złóż ropy, miejsc świętych i pozostawić w Najd. Szejk miał odbyć spotkania w tej sprawie z przedstawicielami angielskich i amerykańskich służb w Londynie, które były wielce zainteresowane takim projektem. Tym bardziej, że stara i niewydolna władza byłaby niezdolna do obrony, w przypadku odpowiednio opłaconych oficerów. Gdzie mieliby uciec Saudowie po udanym przewrocie? Na nagraniu sugerowano, że mógłby to być Londyn, Paryż, Rzym, Szwajcaria.

Katarski polityk chwalił się Kadafiemu, że przeniesienie amerykańskiej bazy z Arabii Saudyjskiej do Kataru wstrząsnęło reżimem i zagroziło wojną domową.

źródło:al-arabyja

Czytaj więcej:Irańska Gwardia Rewolucyjna wydała komunikat, w którym twierdzi, że za zamachami stoi Arabia Saudyjska oraz USA

Arabskie media: Tajna komórka izraelskiego Mossadu „TASA ELITE” werbuje uchodźców z północnej Syrii, Kurdystanu i Iraku

Portal dziennika izraelskiego Jerusalem Post, przedstawił bardzo ciekawą historię uchodźcy z Iraku mieszkającego w Bejrucie, który miałby szpiegować na rzecz, którejś z izraelskich agend wywiadowczych

Liban, a szczególnie szyicki Hezbollah jest niezwykle ostrożny i wyczulony odnośnie izraelskiej agentury, która okazywała się być ulokowana w najmniej spodziewanych miejscach. Partia Boga, co jakiś czas donosi o odkrytych tajemniczych aparaturach nasłuchowych i szpiegujących, głównie na obszarze spornego południowego Libanu. Sam Hezbollah, nie raz i nie dwa dawał do zrozumienia nieprzyjacielowi, że ma swoich ludzi w kraju Syjonu (m.in. wysadzając tajny kompleks broni chemicznej w Izraelu).

Jerusalem Post, cytuje arabskojęzczyzną libańską prasę, która ujawnia „rzekomo” izraelską komórkę szpiegowską o akronimie „TASA ELITE”. „TASA ELITE” ma operować na północy Syrii, Turcji oraz Iraku, przede wszystkim na obszarach kurdyjskich. Jej głównym celem jest werbowanie bliskowschodnich mniejszości etnicznych, religijnych oraz Arabów sunnitów będących wrogo nastawionych wobec doktryny salafickiej.

[related id=”22326″]Cała sprawa wyszła na jaw, kiedy jednego z byłych Peszmergów, obywatela Iraku aresztowano 1,5 miesiąca temu w wschodnim Bejrucie. Marbin Ben Y, jak określiły media zatrzymanego, miał szpiegować na rzecz Izraela. Jego obszarem zainteresowania była armia libańska, uchodźcy z Syrii a przede wszystkim Hezbollah.

Śledztwo libańskich mediów wykazało, że Marbin Ben Y był kurdyjskim bojownikiem od 2011 r., a więc od „Arabskiej Wiosny”. Mossad miał ściśle współpracować z kurdyjskimi Peszmergami, a agenci izraelscy do werbunku wykorzystywali wspólną walkę przeciwko ISIS. Natomiast głównym celem komórki „TASA ELITE” jest zbieranie ważnych informacji o świecie arabskim, przede wszystkim Syrii, Iraku i o Libanie.

Wedle doniesień medialnych pół roku temu, na portalu Facebook zatrzymany miał nawiązać kontakt z niejakim Ilanem Nissim. Z czasem Nissim ujawnił swoją przynależność do izraelskich służb specjalnych i oferował Morbinowi dostarczanie informacji o syryjskich notablach będących na emigracji, libańskiej armii oraz o Partii Boga. Oskarżony w śledztwie miał twierdzić, że nie nawiązał osobistych kontaktów z izraelskimi agentami.

Zdaniem libańskich mediów Ilan Nissim, jest dowódcą komórki „TASA ELITE”. Nissim urodził się w 1966 roku w Jerozolimie, ale na stałe mieszka w Nowym Jorku. Odpowiedzialny jest za szereg operacji specjalnych w świecie arabskim i w Afganistanie. Libański dziennik wspierający antyatlantycką wizję świata „Al-Akhbar” donosi o tym, że Nissim odpowiedzialny był za szkolenie bojówek, zamachy oraz werbowanie agentury dla Mossadu. Zdaniem tej gazety Nissim odwiedził kilka krajów arabskich, takich jak Irak, ZEA, Jordania, północna Syria (w tym Wzgórza Golan), a także był w Turcji i na Cyprze. Ostatnio ten super szpieg jest aktywny w Kurdystanie przy granicy z Irakiem.

[related id=”5933″]Wedle libańskiej prokuratury Morbin Ben Y wraz z bratem oskarżeni są o współpracę z nieprzyjacielem. Orzeczenie prokuratury zaznacza, że służby specjalne śledzą nastroje na mediach społecznościowych i przedstawiają Izrael jako mesjasza dla mniejszości, szczególnie jeśli to dotyczy wojen w Syrii i w Iraku. Izrael wykorzystuje wzmacnianie się ISIS, żeby wcielić się w rolę partnera w walce z terrorem na poziomie regionalnym oraz międzynarodowym, szczególnie w ostatnich latach, nawiązując przy tym bliskie stosunki z kilkoma państwami arabskimi i obszarami zajętymi przez Kurdów .

źródło:jpost

Czytaj więcej: Irański szef MON: Arabia Saudyjska, Turcja i Izrael wspierają terrorystów z ISIS i Al-Nusry i spiskują przeciwko Iranowi

Ajatollah Ali Khamenei: to Amerykanie stworzyli ISIS! Nigdy nie wolno wierzyć swoim wrogom. Iran nie podda się terrorowi

Najwyższy przywódca Islamskiej Republiki Iranu ajatollah Ali Khamenei zarzucił Amerykanom stworzenie potwora o nazwie „Państwo Islamskie” i jak stwierdził, Waszyngton tylko imituje walkę z ISIS.

Czytaj więcej: Iran: Liczba zabitych w dwóch środowych zamachach w Teheranie wzrosła do 13. Do ataków przyznało się Państwo Islamskie

– Wy, Amerykanie, i wasi agenci jesteście źródłem niestabilności na Bliskim Wschodzie. Kto stworzył Państwo Islamskie? Ameryka! Twierdzenia Ameryki, że walczy przeciwko ISIS, są kłamstwem – mówił irański przywódca na zamkniętym posiedzeniu irańskich struktur bezpieczeństwa, o czym donosi Al-Jazeera, powołując się na oficjalny portal Khameneiego.

[related id=”16448″]Irański przywódca dodał również, że Iran nie rozważa normalizacji stosunków z Amerykanami, zerwanych po ataku na amerykańską ambasadę w Teheranie w 1979 roku:

– Rząd amerykański jest przeciwko niepodległemu Iranowi. Oni mają problem z istnieniem Islamskiej Republiki Iranu. Większość naszych sporów z nimi nie może być rozwiązanych – powiedział następca Chomeiniego, po czym dodał, że Ameryka jest państwem terrorystycznym, które wspiera terroryzm i przez to nie możemy unormować relacji z takim krajem.

Czytaj więcej: Jerzy Haszczyński: Może dojść do zmiany układu geopolitycznego na Bliskim Wschodzie. Katar coraz bliżej Iranu

[related id=”9097″]Zdaniem komentatorów Al-Jazeery jest to poważny cios w politykę prezydenta Hassana Rouhaniego, który bronił układu nuklearnego z Waszyngtonem, wynegocjowanego za prezydentury Baracka Obamy  i podpisanego w 2015 roku. Wielu w Iranie oczekiwało, że ocieplenie na linii Stany Zjednoczone – Iran zaowocuje normalizacją stosunków w przyszłości.

Natomiast irański portal presstv cytuje kolejną wypowiedz ajatollaha Alego Khamaneiego, który publicznie wyraził wątpliwości, czy Amerykanie rzeczywiście walczą z ISIS:

– Jest kłamstwem stwierdzanie, że powstała koalicja przeciwko ISIS. Amerykanie są tylko przeciwko niekontrolowanym przez nich frakcjom oraz zwalczają tych, którzy naprawdę walczą z Daesh – Iran, Syrię Asada i szyicki Hezbollah. Po czym ajatollah zaznaczył, że to jest niedorzeczne, aby USA stały u boku plemiennych oraz średniowiecznych Saudów i pouczały o prawach człowieka i demokracji, zarazem oskarżając Iran, który jest przykładem demokracji.

Najwyższy przywódca Islamskiej Republiki Iranu przestrzegał przed tym, aby wierzyć swoim wrogom, a więc Amerykanom. Zaznaczył, że dla Waszyngtonu problemem nie są prawa człowieka czy też sprawa irańskiego programu atomowego, ale istnienie Islamskiej Republiki, wspierającej sprawę palestyńską, której Iran nigdy nie opuści.

źródło:al-jazeera,presstv

Czytaj więcej:Al Jazeera wspomina o żołnierzach Andersa i Polakach uratowanych w Iranie. Historia Heleny Stelmach, mieszkanki Iranu

Katarski minister finansów: sankcje nie zaszkodzą naszej gospodarce. Katar obroni swoją walutę i ekonomię w kryzysie

Ali Szerif al-Emadi w wywiadzie dla katarskiego portalu Al-Jazeera uspokajał mieszkańców emiratu przed konsekwencjami embarga nałożonego na kraj przez sąsiadów. Możemy się obronić – oświadczył Emadi.

Czytaj więcej:CNN: Rosjanie stoją za atakiem hakerskim na katarską agencję prasową. Prowokacje z emirem Kataru w roli głównej

– Wielu ludzi myśli, że jesteśmy jedynymi, którzy na tym stracą. Jednak jeśli straci na wartości dolar, to sam dolar będzie stratny – stwierdził katarski finansista.

[related id=”24285″]Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrain i Egipt zerwały stosunki dyplomatyczne i nałożyły embargo na Katar związku z oskarżeniem o wspieranie przez ten kraj terroryzmu.

Al-Jazeera przypomina, że sankcje zakłóciły wpływ i import towarów do Kataru i spowodowały wycofanie się wielu banków zagranicznych z interesów w tym kraju. Portal przywołał opinię katarskiego ministra, który zapewnił, że eksport gazu przebiega bez zakłóceń:

– Biznes jak biznes, jesteśmy otwarci na wszelkie inicjatywy biznesowe. Wiemy, że czekają nas dwa lub trzy wyzwania i trudności. Mamy środki, które zapewniają nam bezpieczeństwo.

[related id=”22998″]Katar jest dostawcą gazu do Polski, jednak, jak dotąd, opinia publiczna nad Wisłą nie została poinformowana, czy kryzys w Zatoce Perskiej jest w stanie zakłócić nasze bezpieczeństwo i politykę energetyczną.

Al-Emadi dodał również, że rezerwy i środki finansowe przekraczają 250% przychodu krajowego, a więc obawy o krajową walutę – katarski rial – są bezpodstawne. Stwierdził też, że pomimo chwilowego kryzysu na giełdzie, który jest nieunikniony w takich przypadkach, gospodarka Kataru przetrwa sankcje oraz obecny kryzys polityczny.

źródło:al-jazeera

Czytaj więcej: Katar: Nie ma informacji wyjaśniających, co się stało – mówi w Poranku Wnet Michał Milford. Prasa pisze tylko o faktach

Doradca katarskiego MSZ ws. terroryzmu: gościliśmy w naszym kraju afgańskich talibów na prośbę Stanów Zjednoczonych

Mutlaq al-Kahtani, doradca katarskiego szefa MSZ, szejka Mohammeda bin Abdulrahmana Al Thaniego oświadczył, że kraj nie wspierał terrorystów salafickich, a wszelka pomoc była czyniona na prośbę USA.

– Talibowie otworzyli swoje biuro u nas w 2013 roku. Amerykanie mają w Katarze swoją bazę, strategicznie kluczową dla swoich działań w regionie. W 2013 roku zaczęliśmy prowadzić politykę otwartych drzwi i talibowie do nas przyszli na wyraźną prośbę ze strony Waszyngtonu – objaśniał tajniki sekretnej dyplomacji katarski dyplomata.

[related id=”22998″]Katar oskarżany jest przez Arabię Saudyjską o wspieranie salafickiego terroryzmu. Zdaniem portalu press.tv, takie zarzuty kierowane są związku ze wściekłością Rijadu na niepodległą i niezależną politykę uprawioną przez Katar. Irańczycy przypominają, że to Arabia Saudyjska ponosi odpowiedzialność za szerzenie i promowanie na świecie doktryny wahabickiej, która jest fundamentem filozoficznym salafickiego ekstremizmu.

Press.tv zerwanie stosunków z Katarem kojarzy z majową wizytą amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa. Trump miał zasugerować, że państwa Zatoki Perskiej powinny „izolować” regionalnych wichrzycieli, wskazując na Iran i ich bliskowschodnich sojuszników. Doha prowadzi politykę niezależną i usiłuje ułożyć sobie poprawne relację z Teheranem.

– Myślę, że to nie chodzi o antyterroryzm i nie o finansowanie terroryzmu. Myślę, że jest to zsynchronizowana kampania przeciwko mojemu krajowi, abyśmy zaprzestali aktywnej, niepodległej polityki zagranicznej. Jednak mogę zapewnić, że ta polityka dominacji i kontroli nie będzie skuteczna – zastrzegł al-Kahtani.

[related id=”23586″]Katarski szef MSZ szejk Mohammed bin Abdulrahman Al Thani:

– Iran zaoferował nam pomoc, tak samo jak inne przyjazne nam państwa. Rosja zaproponowała nam pomoc w razie potrzeby. Ale do tej pory jej nie potrzebujemy. To, co wykorzystujemy w chwili obecnej, to kanały przez Turcję i inne kraje – stwierdził szejk.

Ankara zapowiedziała już zapewnienie wszelkiej pomocy, nawet wysłanie kontyngentu wojskowego do Kataru.

źródło:presstv, hurriyet

Czytaj więcej: Dyplomatyczne zamieszanie na Bliskim Wschodzie. Arabia Saudyjska, Egipt, Bahrajn i ZEA zrywają kontakty z Katarem