Irańska Gwardia Rewolucyjna: Zaplanowaliśmy już kolejne odwety na wypadek zamachów terrorystycznych planowanych w Iranie

Generał Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej Ramezan Sharif zapowiedział, że Teheran będzie kontynuował politykę aktywnego zwalczania terrorystycznych organizacji salafickich szykujących zamachy w Iranie.

Czytaj więcej: Iran: 12 zabitych i 39 rannych w atakach na parlament i mauzoleum Chomeiniego, dokonanych przez Państwo Islamskie

[related id=”25341″]Rzecznik tzw. Sepah przyznał, że odwet za zamachy w Teheranie z 7 czerwca, w wyniku których zginęło co najmniej 18 osób, był skuteczny. Wedle irańskich źródeł w ostrzale rakietowym pozycji ISIS we wschodniej Syrii zginęło „wielu terrorystów, w tym sześciu wysokiej rangi libijskich bojowników, których zabiła irańska rakieta wymierzona w główną bazę ISIS w mieście Al-Mayadin.

Sharif dodał, że dalsze ostrzały rakietowe są uzależnione od „zachowania naszych wrogów”, i że odwet na przyszłe działania salafitów już jest zaplanowany i będzie przeprowadzony.

[related id=”26270″]Generał Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej, która od początku wojny w Syrii i w Iraku wojuje z „takfiri”, zapowiedział, żeby terroryści oraz ich sponsorzy i mocodawcy przemyśleli, czy na pewno chcą stanowić zagrożenie dla irańskiego bezpieczeństwa narodowego. Dotychczasowe ataki rakietowe z 18 czerwca były zaledwie zapowiedzią prawdziwego odwetu – dodał Sharif.

Irańskie media informują o kolejnych siatkach ISIS rozbijanych przez „Sepah” oraz o niepokojach wzdłuż granicy irańsko-pakistańskiej.

Żródło: presstv

Czytaj więcej: Irańska Gwardia Rewolucyjna ostrzelała rakietami pozycję Państwa Islamskiego. Ali Khamenei: Spoliczkujemy naszych wrogów

Jeśli Al-Baghdadi naprawdę nie żyje, to jego następcą prawdopodobnie będzie oficer z armii z czasów Saddama Husajna

Od tygodnia krążą wieści, że samozwańczy kalif ISIS Al-Baghdadi zginął w rosyjskim bombardowaniu. Irackie media rozważają, kto będzie jego następcą. Ktokolwiek to będzie, nie ogłosi się kalifem.

Czytaj więcej:Ajatollah Ali Khamenei: to Amerykanie stworzyli ISIS! Nigdy nie wolno wierzyć swoim wrogom. Iran nie podda się terrorowi

[related id=”24070″]Rosyjskich informacji w sprawie śmierci Abu Bakr Al-Baghdadiego nie potwierdzają Amerykanie. Według ekspertów zajmujących się salafickimi organizacjami terrorystycznymi, nie jest pewne czy następcą Al-Baghdadiego będzie Iyad Al-Obaidi, czy Ayad Al-Jumaili, byli oficerowie armii Saddama Husajna.

Obaidi, który ma około pięćdziesięciu lat, był ministrem wojny. Jumaili jest po czterdziestce i jest szefem tajnych służb kalifatu. W kwietniu telewizja iracka informowała o śmierci Jumailiego, ale to się nie potwierdziło.

Obydwaj włączyli się do sunnickiej rewolty w Iraku w 2003, kiedy to po inwazji amerykańskiej szyici przejęli rządy w Iraku.

[related id=”11200″]Zdaniem komentatora portalu Iraqinews, Jumaili uważa Obaidiego za wyższego w hierarchii, w związku z czym nie jest pewne, kto i na jakich zasadach przejmie władzę. Być może rządzić będą wspólnie.

Baghdadi ogłosił się kalifem w 2014 roku. Jednak jest bardzo mało prawdopodobne, aby Jumaili lub Obaidi uczynił to samo. Brakuje im bowiem wykształcenia religijnego, a dodatkowo terytorium ISIS się kurczy.

Związku z brakiem religijnego wykształcenia, następcy Al-Baghdadiego będzie przysługiwać raczej tytuł emira, a więc księcia.

źródło: iraqinews

Czytaj więcej:ISIS wydało list gończy za kilkoma swoimi bojownikami, którzy uciekli z Mosulu do Syrii. Zarzut – dezercja

Izrael bombarduje syryjskie wojska walczące z salafickimi terrorystami. Szykuje się gorące lato na Bliskim Wschodzie

Armia syryjska, wspierana przez Irańską Gwardię Rewolucyjną i szyicki Hezbollah, na południu kraju, w rejonie Kuneitry na Wzgórzach Golan, walczy z formacjami salafickimi, powiązanymi z Al-Kaidą.

Czytaj więcej:Izrael uznaje rozpad Syrii za stan faktyczny i niezmienny. Domaga się od świata uznania Wzgórz Golan za swoje terytorium

[related id=”26021″]Według komunikatu z syryjskiej agencji informacyjnej, armia rządowa zdołała odeprzeć ataki Al-Nusry w okolicy miasteczka Al-Baatha. Po tym, jak okazało się, że terroryści zostaną wyparci, izraelskie lotnictwo miało zbombardować odziały Asada w okolicach Kuneitry. Zdaniem syryjskich władz, ten atak miał „pokrzepić upadłe morale terrorystów”. Dowództwo Generalne w Damaszku przestrzega Izrael przed takimi wrogimi działaniami i zapewnia, że zniszczy organizacje terrorystyczne na tym terenie, które są sojusznikami Izraela.

Zdaniem katarskiego portalu Al-Jazeera, na południe od Damaszku, toczy się „stała wojna” pomiędzy armią rządową a salafickimi terrorystami z Al-Nusry (odpowiedzialnymi m.in. za zniszczenie aramejskiego miasteczka Malula). Al-Baatha, wedle informacji portalu, pozostaje jednym z niewielu miasteczek kontrolowanym przez siły rządowe. Całe południe Syrii, graniczące z Izraelem i Jordanią, jest obszarem zażartych walk, których końca nie widać – twierdzi Al-Jazeera.

[related id=”19184″]Tymczasem izraelski szef MON, Avidgor Liberman, oświadczył, że tego lata nowej wojny nie będzie: – Mówią, że będzie wojna na południu (ze Strefą Gazy) oraz na północy (z szyickim Hezbollahem), ale zapewniam, że Izrael nie ma żadnych wojennych intencji. Po czym polityk dodał, że nie pozwoli, na to żeby Syria stała się irańską bazą i frontem przeciwko Izraelowi.

Od 2012 roku izraelskie lotnictwo przeprowadza sukcesywnie ataki lotnicze i artyleryjskie na siły rządowe, które prowadzą wojnę z zagrażającymi bezpieczeństwu świata organizacjami terrorystycznymi.

źródło: sana.sy, al-jazeera, jpost.com

Czytaj więcej: Hassan Nasrallah: Nie uznajemy żadnych rozjemców. Od tej pory za każdą śmierć naszego bojownika winien jest Izrael

Kurier WNET 36/2017, Paweł Rakowski: Liban to nie kraj, lecz przesłanie. Jest opowieścią, której końca nie widać

Patriarcha rozmawiał z prezydentami Francji czy Ameryki i uważa, że oni byli naiwnymi głąbami. Tylko nie nasz papież, który wiedział i rozumiał ten region. On czuł Liban, jego unikalność i specyfikę.

Liban to nie kraj, lecz przesłanie

Marzenia jednak się spełniają, pomyślałem, kiedy w majową niedzielną noc chłodne górskie powietrze uderzyło mnie po wyjściu z terminala lotniska im. Rafika Haririego. Długo oczekiwany Bejrut stał się dla mnie faktem.

Wnet zgarnia mnie do taryfy taksiarz Pierre, pięćdziesięciokilkuletni maronita, który z cygaretem w zębach i bez zapiętych pasów wyjeżdża na autostradę łączącą lotnisko ze stolicą kraju. Pierre chwali się, że ćwierć wieku mieszkał w Manchesterze, ale Interpol nim się zainteresował, to i musiał wrócić.

Mkniemy przez siedliska ludzkie, które nijak się mają do Bliskiego Wschodu, który znałem. Miast małych, przyklejonych do siebie, niewykończonych domków, widzę potężne bloki, wielkie przestrzenie, neony, i wszystko jest z górki lub pod górkę.

– Tu nic się nie dzieje, tu wszyscy śpią, tu jest Dahiya – informuje mnie szofer, na co od razu zacząłem kręcić energicznie szyją, aby zobaczyć jak najwięcej. Dahiya, a więc stolica Hezbollahu, pogromcy Izraela i salafickich bandytów niszczących Syrię i Irak, którzy chcą się wedrzeć także do Libanu! Ale póki co, Dahiya śpi, obudzi się pewnie za 2, 3 godziny na poranne modły, wedle nakazu Allaha i ajatollaha Chomeiniego.

– Szyici są dobrymi przyjaciółmi chrześcijan. Razem to państwo utrzymujemy. Oni siłą Hezbollahu, a my myślą, kulturą i pieniędzmi – zaznacza szofer.

Po Dahiyi przejeżdżam przez Zachodni, sunnicki Bejrut. O, to już znam, prawdziwy Lewant. Brud, brak harmonii, anarchia przestrzenna. Nim oczy przyzwyczaiłem do widoku, minęliśmy tzw. „zieloną linię”, a więc granicę między miastem muzułmańskim i chrześcijańskim. – Tu jest prawdziwe życie – chwali się Pierre, kiedy wjechaliśmy do Wschodniego Bejrutu, którego bogactwo i blichtr biły po oczach.

– Tutaj masz wszystko – panienki, alkohol, kasyna, narkotyki – chociaż te stały się problemem, przez Syryjczyków – informował kierowca. Bogactwo witryn sklepowych, gmachów, samochodów, banków uświadomiło mi, jakimi pariasami jesteśmy nad Wisłą. „Co ja tutaj robię, przecież oczywiste tutaj dla każdego jest, że nie przyjeżdża się do Libanu bez pieniędzy? I to, jak dla mnie, bardzo dużych pieniędzy”.

– To gdzie stał Izrael i wysadzano ambasady oraz koszary amerykańskie – tu czy tam? – pytam Pierra. – Żydzi byli tutaj, w chrześcijańskim mieście, i jak tutaj byli, było dobrze. Jak się wycofali w 1982, to się zaczęło – mówi Pierre, chociaż wyczułem, że nie chce rozmawiać o takich tematach z przeszłości, które mogą być jednoczenie prognozą na przyszłość. Po 40-minutowej jeździe dojechałem do celu. Była nim Junyja, chrześcijańskie miasteczko w nadmorskim pasie maronickim, który się ciągnie od dawnej „zielonej linii” aż do Trypolisu.

Po zameldowaniu się w hotelu otoczonym przez „Super night cluby” usiadłem w ogródku i rozkoszowałem się widokiem na morze oraz na błyszczącą niczym latarnię morską na wzgórzu Harissę – maronicką Jasną Górę. Łyk schłodzonego Al-Maza i „Welcome to Lebanon”, myślę sobie, rozsiadając się pośród palemek oraz bujnej roślinności.

Po chwili z sąsiednich lokali wyłonił się tabun dziewcząt, które zadowolone weszły do busika. Z regularnością z rzadka spotykaną w Lewancie co chwila nadjeżdżały kolejne samochodziki, do których wsiadały kolejne dzierlatki. – Co to jest?– pytam portiera Jiada, którego posądzałem o bycie Druzem. – Te dziewczyny pracują w tych lokalach i teraz jadą do swojego hotelu – poinformował mnie portier. – To dlaczego mówią po arabsku? – pytam, ponieważ tradycyjnymi w tej branży bywają języki słowiańskie. – Te są z Syrii, ale są też Rosjanki, Polki, Ukrainki – wyliczał, po czym dodał, że ich klientela to głównie Saudowie z Zatoki Perskiej, Iranu, ale również członkowie rządu, Hezbollahu czy synowie księży maronickich.

Cały Liban z jego barwnością. Widać, że na pewnym poziomie finansowym panuje „porozumienie ponad podziałami”, a do miasta zjeżdża wielu przybyszy z Zatoki Perskiej, którzy spędzają Ramadan w Bejrucie, bo tam Allah nie widzi.

Niedzielny poranek. Szybko zrywam się z posłania i pędzę w poszukiwaniu Abuny (księdza z maronicka) Kazimierza Gajowego, który oprowadza pielgrzymkę z Radia Podlasie. Biorę taryfę do Bkerke (w Libanie nie ma publicznego transportu), siedziby patriarchy maronickiego Bechary Butrosa Raiego, u którego pielgrzymka ma audiencję. Kardynał Rai znany jest z ostrych publicznych wypowiedzi, w których nie boi się mówić prawdy o islamie. W Bkerke widzę go otoczonego dostojnymi ludźmi, z nabożnością wsłuchujących się w słowa patriarchy, który stał naprzeciw portretu bardzo dobrze znanego i wciąż wielbionego w kraju cedrów Jana Pawła II.

Arabski w Libanie jest delikatny, z melodią francuską, i zamiast szukran mówi się merci, a monsieurmadame są w użyciu codziennym.

W Bkerke dołączam do grupy Abuny Gajowego, byłego misjonarza, a obecnie członka patriarchatu maronickiego. Patriarcha maronicki jest najważniejszą osobą w tym państwie. Jeśli jest jakiś problem, przyjeżdżają tutaj przywódcy religijni oraz polityczni i debatują, jak nie doprowadzić tego kraju do kolejnej wojny domowej.

– Co więcej, Patriarcha jest też największym posiadaczem ziemskim i producentem cementu, a więc Kościół maronicki, jak widzimy, ma bardzo eleganckie świątynie, ponieważ ma dochody z dzierżaw oraz, jak widzisz, w Libanie dużo się buduje i na każdej takiej inwestycji Kościół zarabia. Co więcej, Kościół tutaj nie unika polityki. Wręcz przeciwnie, na kazaniach wpierw ewangelizują, a później zajmują się sprawami społecznymi – zdradza mi tajniki libańskiego dobrobytu Abuna, po czym dodaje, że dla niego po 30 latach w Libanie Libańczyk czy libańskość to tylko maronici i maronityzm.

Następnie Abuna Gajowy objaśnił mnie, że sens istnienia Libanu ukryty jest w bankach i w złocie, ponieważ mają bardzo duże zapasy tego kruszcu, co by wskazywało, że kraj, chociaż stoi na krawędzi wszelkich możliwych kataklizmów, jest komuś potrzebny. Tylko kto decyduje o tym, że jeden jest bogaty a drugi poligonem dziejowym – zastanawiam się w trakcie krótkiej przejażdżki do Harissy.

Wielkie, nowoczesne sanktuarium maryjne było wypełnione po brzegi. Pod kapliczkami zbierała się lokalna kawalerka, która uskuteczniała amory wobec koleżanek. Bachorki darły japki, ludzie gromadzili się przy wejściu na wieżę, na której jest gigantyczny pomnik Matki Boskiej. Jak w Polsce, z tym, że ludzie zamożniejsi i bez wstydu, wzniośle oraz publicznie demonstrują swoją wiarę. W Harissie odbywało się nabożeństwo, z bogatym akompaniamentem – skrzypce, wiolonczela, bliskowschodni ud oraz bębenki.

W 1997 roku był tutaj św. Jan Paweł II, który powiedział, że Liban to nie kraj, a przesłanie. Słowa niezwykle kochanego w Libanie Papieża Polaka uwiecznione są przy górnym wyjściu z kościoła, tuż obok tablicy dziękczynnej dla polskich żołnierzy służących pod patronatem ONZ w południowym Libanie. – Patriarcha powiedział mi, że jedynie Jan Paweł II rozumiał Liban – stwierdził Gajowy. – Wspominał, że rozmawiał z prezydentami Francji czy Ameryki i oni wszyscy byli naiwnymi głąbami. Tylko nie nasz papież, który naprawdę wiedział i rozumiał ten region. On czuł Liban, tę unikalność i specyfikę.

W Harissie jem świeży placek z zatarem, piję szybką, lecz potężnie mocną kawę. Wszyscy tutaj to są nasi, zresztą katolicki świat jest wszędzie, gdziekolwiek zerkam z wysokości Harissy – Wschodni Bejrut, Ghazir, Jeite, Junyja, Byblos. Patrzę na zdrowych i ładnych ludzi, którzy miast na plaży, spędzają ten czas w sanktuarium, a później zjedzą wystawny, lecz zarazem tradycyjny niedzielny posiłek.

Jest poniedziałek 22 maja. Jak każdego miesiąca, już od ćwierćwiecza każdego 22 dnia miesiąca w miejscowości Annayja, około 40 km od Bejrutu odbywa się specjalne nabożeństwo w pustelni i przy grobie św. Charbela – eremity maronickiego, cudotwórcy, o którym wieść na szczęście dotarła także nad Wisłę. Charbel Makhlouf, właściwie Jusuf Anton Maklouf, urodził się w biednej maronickiej wiosce Bika Kafra w 1828 roku. Żył skromnie, pobożnie i ascetycznie, a po swojej śmierci w 1898 roku ciało mnicha nie dość, że nie uległo rozkładowi, to nastąpiła nieprzerwana do dziś seria cudownych uzdrowień. Watykan, zazwyczaj ostrożny w takich przypadkach, zadziałał błyskawicznie – w 1965 beatyfikowano, a w 1977 kanonizowano libańskiego mnicha.

Jadę do Annajya z Iwona, Polką mieszkającą w Libanie ponad 20 lat, która ma męża maronitę i jest wciąż zafascynowana krajem, w którym przyszło jej żyć. Życie jak w Bejrucie jest znacznie lepsze niż przysłowiowy Madryt.

6:30 rano, pogańska pora, ale konieczna, żeby pokonać w sumie nieodległy kawałek górzystego świata. W znanym tym i owym Byblos zatrzymują nas korki. Kiedy kończy się administracyjnie Wschodni Bejrut, a zaczyna Junyja czy Byblos, tego nawet nie widać. Permanentny ciąg siedlisk ludzkich bez numeracji domów, oznakowań administracyjnych, żadnych tabliczek, drogowskazów. Nic. Widać jedynie rezydencje, w których metr kwadratowy wart jest kilkaset tys. dolarów, a u innych „zaledwie” po kilka. Czasami pojawia się lewantyński brud i harmider, ale od razu wiadomo, że to musi być ziemia niczyja, ponieważ prywatna posesja jest zawsze pieczołowicie zagospodarowana przez właściciela albo raczej jego abisyńską służbę.

– Jak tutaj ludzie mogą jeden drugiego odnaleźć, skoro nie ma nazw ulic, domów itd.? – pytam Iwonę. – Jeśli jakiś nieznajomy szuka kogoś, pyta jakiegoś człowieka stąd na ulicy, a ten mu powie, gdzie szukać. No chyba, że akurat zapytasz o wroga, wtedy cię może okłamać albo powiedzieć, że nie wie, nie zna. – A dlaczego wroga? – Tutaj ludzi najbardziej dzieli polityka. Można nie rozmawiać z sąsiadem, a jedynie dyskutować z nim raz na kilka lat w trakcie wyborów – przedstawiała realia libańskie Iwona.

Iwona zamaszyście kręci kierownicą i jako doświadczona „driverka” na libańskich drogach doskonale odnajduje się w świecie, w którym kurs na prawo jazdy jest jednodniowym szkoleniem, w którym należy wykazać się m.in. znajomością znaku o zakazie trąbienia.

– Tutaj ginie więcej ludzi na drogach niż na wojnach – stwierdziła Polka, kiedy uszy zaczęło zatykać od zmiany wysokości. Te góry chroniły chrześcijan, jak i innych „heretyków” – szyitów, Alawitów, Druzów w zdominowanym przez sunnitów świecie. Turcy byli za leniwi, żeby interesować się, kto co wyznaje w tych górach. Zresztą św. Maron, od którego wzięła się nazwa ‘maronici’, też przywędrował w te tereny w IV wieku, ponieważ pogaństwo miało się tutaj całkiem dobrze. Po inwazji muzułmańskiej w VII wieku większość maronitów uciekła w te góry z Syrii. Teraz po wiekach widać, że to była bardzo rozsądna decyzja, chociaż w naszym świecie chrześcijanie nie mają już gdzie uciec.

Po około 40 minutach jazdy i drugiego tyle stania w korkach, dojechaliśmy do sanktuarium w Annayja. Gdzie zaparkować i jak wymanewrować automobilem z tego natłoku? Z jednej strony formowała się kilkutysięczna procesja, na którą nacierały samochody.

Zerkam na górzysty szlak, który przyjdzie mi w słońcu pokonać, i zaczynam powątpiewać. –Jak się zgubimy, to zbiórka będzie pod pomnikiem Charbela – mówi moja przewodniczka i wtapiam się w tłum o różnym wieku i statusie materialnym.

Co ciekawe, nad Wisłą uważa się, że jedynie starzy, chorzy i biedni żyją w Kościele. Rozglądając się po towarzyszach procesji widziałem, że tutaj tak nie jest. Wielki krzyż na szyi, obok torebki bardzo drogiej marki, a w ręku różaniec. Przecież lepiej takie fajne poranki spędzać w kawiarenkach w porcie w Byblos, a nie na procesjach. Jednak jest to obce myślenie dla maronitów, którzy zwalniają się z pracy lub, jak są zbyt bogaci, aby pracować, po prostu przyjeżdżają do Annayji wziąć udział w uroczystościach.

– Dlaczego oni chodzą na bosaka? – pytam Iwonę. – To jest kwestia intencji i wotum – odpowiada i wskazuje mi ludzi, którzy chociaż mają habity, nie są zakonnicami ni zakonnikami – w ten sposób albo proszą o cud albo za niego dziękują.

W tłumie orzeźwiłem się lepiej niż po bliskowschodniej smole, którą nazywają kawą. Pielgrzymi podążali za meleksem, w którym stał ksiądz trzymający złotą monstrancję, a z tyłu siedziała Nouhad Al-Chami, 83-letnia matka dwanaściorga dzieci, która w 1993 roku została „operacyjnie” uzdrowiona w wizji przez Charbela. Współczesna medycyna była niezdolna wyleczyć kobiety i nie potrafi wyjaśnić, w jaki sposób została uzdrowiona. To ona zapoczątkowała charbelowskie miesięcznice, które podbiły chrześcijańskie serca.

Tłum podąża nieśpiesznym krokiem i odmawia różaniec, po arabsku. W sumie, poza językiem, żadnych różnic nie ma – chyba ta, że maronici, ponieważ mieszkają pośród muzułmanów, dodają Boga Jedynego, tak żeby wysławiając Trójcę Świętą w modlitwach, muzułmanin nie uznał, że to modlitwa do 3 bogów.

Zresztą różaniec to jedna z niewielu rzeczy importowanych do życia religijnego maronitów. Chociaż przez wieki nie mieli kontaktu z Rzymem, zawsze modlili się za papieża, którego imienia nawet nie znali. W XVI wieku francuscy misjonarze dotarli do libańskich katolików, co oczywiście powodowało kilka tarć. Maronici nie mają celibatu, obowiązkowego jedynie dla mnichów, z których wyłania się elita tego Kościoła. Mają swoją tradycję, pisma i po kilku wiekach badań Watykan zezwolił, aby Kościół katolicki w Libanie miał swoją kulturalną odrębność. W końcu to prawdziwi starsi bracia w wierze.

Meleks wraz z wiernymi dochodzi do okazałego kościoła. Wykorzystuję chwilę wolną od ceremonii i idę do grobu Charbela. Projektant sprytnie umieścił kościół na tyłach kaplicy z grobem, dzięki czemu wierni mogą załatwiać swoje interesy z Niebiosami w dogodnej dla siebie lokalizacji. Odwiedzam grób, a także wystawę rzeczy osobistych Świętego.

Szybki transfer na mszę, która w dużej mierze jest śpiewana. Kościół i plac są pełne ludzi. Do komunii ustawiają się kolejki. Ksiądz, oblężony przez wiernych, kręci się niemalże wokół własnej osi, żeby dać komunię do nadstawionych dzióbków wiernych. Jeden pan z wąsami wyciąga ręce po komunię. Ksiądz wypowiada jakieś słowa, po których wąsacz wypada z kolejki. Jest porządek, i o to chodzi! Po komunii obserwuję jak dużo osób szybkim ruchem sięga po papierosy. Rozumiem, nie palili cały dzień lub może tydzień albo miesiąc, dla intencji.

W tłumie u Charbela, jak i w chrześcijańskich obszarach Bejrutu i jego okolicach, widać mnóstwo kobiet z Etiopii. – Dlaczego? – pytam Iwony. – To służące. Przyjeżdżają tutaj z Etiopii za pośrednictwem specjalnej agencji. Muzułmanie chcą mieć muzułmańską służbę, a chrześcijanie chrześcijańską. No i one przyjeżdżają tutaj na kontrakt na 3 lata. Zarabiają od 150-200 dolarów miesięcznie – wyjaśnia Iwona.

– Służba? – dziwię się. – No tak, służba. Zajmują się domem, sprzątają. Niektóre trafiają do dobrych domów, w których mają dobre życie i warunki. A inne dramat. Są tam bite, gwałcone, maltretowane. Częściej to jest w domach muzułmańskich. Niedawno słyszałam, jak jakaś się powiesiła. Innym razem głośno było, że taka służąca wyrzuciła dziecko przez balkon – opowiadała Iwona, a ja słuchałem zszokowany, patrząc na z reguły bardzo miło wyglądające buzie młodych dziewcząt z krainy królowej Saaby. – Jak taka przyjedzie, to musisz ją uczyć wszystkiego od początku; co to jest pralka, umywalka, toaleta. One tego nie znają i tutaj się dopiero uczą – wyjaśniała Polka.

W drodze do samochodu próbowałem to zanalizować i nie potrafiłem. Nikt w Libanie nie robi spisów ludności ani nie liczy jej w żaden sposób. To zrobiono w latach 30. i już wtedy przewaga liczbowa maronitów była fikcją.

Mówi się, że w tym kraju jest ponad 2 mln uchodźców z Syrii i kilkaset tys. Palestyńczyków. A miast ich zatrudniać, oni wolą sprowadzać służbę z Afryki, której może być tutaj nawet pół miliona. Są wszędzie – w knajpkach, w hotelach, w barach. Głównie zlokalizowani przy ubikacjach oraz na zapleczu. Twarze skupione i usłużne na wszelkie zawołanie. Szok.

Szybka kawa pośród ruin fenickich i jedziemy dalej, do kolejnych świętych. Wielki posterunek wojskowy na drodze do Trypolisu. Tam jest ISIS, a na południu kraju czeka na salafitów szyicki Hezbollah. Obok posterunku tabuny mężczyzn. – To są Syryjczycy – informuje mnie Iwona. – Oni tutaj muszą pracować. Liban ich nie chce i nic im nie daje.

Oni tu po prostu przyszli, a jak już tu są, to dużo ich kradnie, ale większość musi pracować i tutaj czekają, aż ktoś ich weźmie na budowę. W mojej okolicy Syryjczycy mają zakaz wstępu od 18 do 6 rano. Najmują ich ludzie do prostych prac, ale jak się pojawili, to pewnej nocy postrącali wszystkie kapliczki, figurki, a nawet zabili orła i go powiesili. Dlatego ich tu nie chcemy.

Nie zapominaj też, że Liban był do 2005 roku okupowany przez Syrię i dlatego mamy do nich taki stosunek, jak Polacy do Rosjan. Państwo im nie da obywatelstwa. Nawet w przypadku małżeństwa mieszanego, on czy ona z Syrii ani ich dzieci nigdy nie będą Libańczykami. Tutaj chrześcijanie zatrudniają chrześcijan z Syrii, chociaż nie wiadomo, czy oni naprawdę są chrześcijanami, bo jak wiesz, tam mordowano dla dokumentów – wyjaśniała Iwona na dalszej trasie, ponieważ kraj cedrów, chociaż ma niewielką powierzchnię, jest potężną opowieścią, której końca nie widać. CDN.

Artykuł Pawła Rakowskiego pt. „Liban to nie kraj, lecz przesłanie” znajduje się na s. 15 czerwcowego „Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Rakowskiego pt. „Liban to nie kraj, lecz przesłanie” na s. 15 czerwcowego „Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl

Państwa arabskie wysłały 13-punktowe ultimatum do Kataru. Doha w ciągu 10 dni ma zamknąć Al-Jazeerę i zerwać z Iranem

Dodatkowo państwa arabskie, m.in. Arabia Saudyjska, Kuwejt, ZEA i Egipt, domagają się, aby Katar zerwał wszelkie swoje związki z Al-Kaidą, Hezbollahem, Bractwem Muzułmańskim i Państwem Islamskim.

Czytaj więcej:Szef MSZ ZEA: Izolacja polityczna Kataru może trwać latami. Lista skarg wobec Dohy ma być opublikowana w ciągu kilku dni.

[related id=”26021″]Wedle komentatorów katarskiej Al-Jazeery, Doha odrzuci żądania, które godzą w suwerenność tego emiratu. Wielce bulwersujące wydaję się domaganie zamknięcia mediów Al-Jazeery. „Wyspa”, jak tłumaczona jest nazwa tego medium, która dociera do ponad 1 mld ludzi na świecie, była obecna na wszystkich frontach wojen bliskowschodnich od jej założenia w 1996 roku. Dziennikarze Al-Jazeery mieli dostęp do miejsc i ludzi, do których zachodnie media z wielu powodów (m.in. z powodu braku rzetelności) były niedopuszczone. Niezwykle mocną stroną „Wyspy” są reportaże z obszarów objętych walkami. Dodatkowo debaty i publicystyka uprawiana z Dohy przewidywała też miejsce dla dyskutantów z Teheranu lub z Hezbollahu.

Oto lista żądań wobec Kataru:

1) Ochłodzić stosunki dyplomatyczne z Iranem, zamknąć irańskie placówki dyplomatyczne w kraju, wydalić członków Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej, odciąć się od współpracy wojskowej i wywiadowczej z Teheranem. Handel z Iranem musi być zgodny z wytycznymi nałożonego embargo i ma nie zagrażać bezpieczeństwu krajów Zatoki Perskiej.

2) Natychmiastowo zamknąć turecką bazę wojskową budowaną w emiracie oraz wstrzymać współpracę wojskową z Turcją na terenach Kataru.

3) Zerwać wszystkie więzy z „terrorystycznymi, sekciarskimi i ideologicznymi organizacjami”, przede wszystkim z Bractwem Muzułmańskimi, ISIS, Al-Kaidą, Al-Nusrą i libańskim Hezbollahem. Katar ma oficjalnie uznać te organizacje za terrorystyczne.

4) Zaprzestać finansowania jednostek, grup czy organizacji, które zostały uznane za terrorystyczne przez Arabię Saudyjską, ZEA, Egipt, Bahrajn, USA i inne kraje.

5) Przekazać terrorystów, uciekinierów i poszukiwanych z Arabii Saudyjskiej, ZEA, Egiptu, Bahrajnu do ich krajów pochodzenia. Co więcej – zamrozić ich środki finansowe i dostarczyć wszelkich informacji o ich działalności i finansach.

6) Zamknąć korporację medialną Al-Jazeera i powiązane z nią stacje.

7) Zaprzestać wtrącania się do wewnętrznych spraw innych krajów. Zaprzestać rozdawania katarskiego obywatelstwa poszukiwanym przez Arabię Saudyjską, Egipt, ZEA i Bahrajn. Cofnąć obywatelstwa tym, którym było ono przyznane z naruszeniem prawa.

8) Zapłacić reparacje i kompensaty za utratę życia i straty finansowe spowodowane przez politykę Dohy w ostatnich latach. Suma zostanie określona wspólnie z Katarem.

9) Zintegrować się z innymi państwami Zatoki Perskiej w aspekcie militarnym, politycznym, socjalnym, ekonomicznym.

10) Przekazać wszystkie informację o członkach opozycji i o pomocy, jakiej im Katar udzielił w ostatnich latach. Zaprzestać kontaktów z opozycją w Arabii Saudyjskiej, ZEA, Egipcie i Bahrajnie. Przekazać wszelkie informacje o kontaktach i wsparciu dla tych organizacji.

[related id=”25910″ side=”left”]11) Zamknąć media, które Katar finansuje pośrednio lub bezpośrednio.

12) Zgodzić się na wszystkie żądania w ciągu 10 dni – inaczej stracą one swoją ważność.

13) Katar będzie miesięcznie monitorowany, czy egzekwuje postanowienia ultimatum. W ciągu następnej dekady Katar będzie sprawdzany rocznie, czy respektuje żądania wszystkich punktów z ultimatum.

Nie podano do informacji publicznej, co grozi Katarowi w przypadku odrzucenia ultimatum.

źródło:al-jazeera

Czytaj więcej: Irański szef MON: Arabia Saudyjska, Turcja i Izrael wspierają terrorystów z ISIS i Al-Nusry i spiskują przeciwko Iranowi

Arabia Saudyjska i Izrael nawiążą oficjalne stosunki dyplomatyczne? Jerozolima chcę zaprosić następcę saudyjskiego tronu

Sojusz wojskowy i współpraca pomiędzy Arabią Saudyjską i innymi państwami Zatoki Perskiej z Izraelem stanowi od lat wielką tajemnicę poliszynela w świecie dyplomacji oraz służb specjalnych.

Czytaj więcej: Irański szef MON: Arabia Saudyjska, Turcja i Izrael wspierają terrorystów z ISIS i Al-Nusry i spiskują przeciwko Iranowi

Izraelski minister ds. służb specjalnych Yisrael Katz zawezwał saudyjskiego króla Salmana do zaproszenia do Rijadu izraelskiego premiera Beniamina Netanjahu.

[related id=”25910″]Widzieliśmy jakim wspaniałym gospodarzem możecie być, kiedy prezydent Trump do was przyjechał. Możecie też do nas wysłać nowego następce tronu księcia Mohammeda ibn Samlana. To dynamiczna osoba i chce dokonać przełomu – zapewniał Katz, na corocznej konferencji w Herzlyi poświęconej bezpieczeństwu.

Oni wiedzą kim jest Iran. Możecie przysłać do nas następce tronu, będzie wielce powitanym gościem – dodał, niejako odwołując się do egipskiego prezydenta Anwara Sadata, który przyleciał do Jerozolimy w 1977 roku i zainicjował proces pokojowy pomiędzy Izraelem a Egiptem. Pokój pomiędzy tymi państwami trwa dalej, chociaż określany jest jako „zimny pokój” i pomimo otwartych przejść granicznych, to nie ma na nich natężonego ruchu (używają ich głównie Koptowie, pielgrzymujący do Ziemi Świętej).

Arabia Saudyjska i Izrael oficjalnie pozostają bez uregulowanych stosunków międzynarodowych od 1948 roku. Oba kraje łączą zażyłe relacje z Waszyngtonem oraz szereg wspólnych zapatrywań regionalnych. W 1981 roku Izrael, „oficjalnie” naruszając saudyjską przestrzeń powietrzną, dokonał zbombardowania irackiego reaktora atomowego w Osirak pod Bagdadem. Od lat mówi się, że Rijad nie miałby nic przeciwko ponownemu udzieleniu swojej przestrzeni powietrznej dla izraelskich samolotów, które miałyby zaatakować tym razem irańskie instalacje nuklearne.

[related id=”19184″]Zdaniem Teheranu współpraca pomiędzy Saudami i innymi krajami Zatoki Perskiej a Izraelem trwa w najlepsze w Syrii. Jeszcze przed rozpoczęciem wojny w tym umęczonym kraju, Mossad wraz ze służbami z Kataru przygotował zamach w Damaszku w lutym 2008 na dowódcę militarnej frakcji Hezbollahu, Imada Mougnyhje. Wedle Teheranu, to służby państw Zatoki Perskiej wraz z Mossadem stworzyły frakcję Al-Nusra oraz stoją za zamachami na syryjskich decydentów wojskowych i ze struktur bezpieczeństwa. Od 2015 roku dwór w Bahrajnie obchodzi święto Chanukę. Co więcej, na Bliskim Wschodzie istnieje silne przekonanie, że Saudowie wywodzą się nie z plemienia Anza klanu Al Masleekh, lecz z żydowskiego zarabizowanego plemienia Yahoudi z klanu Banu Qunaiqa.

Izraelski szef MON, Avidgor Liberman, wyraził potrzebę nawiązania pełnych i oficjalnych stosunków dyplomatycznych:

– Nawiązanie pełnych relacji politycznych i ekonomicznych pomiędzy Izraelem, państwami Zatoki Perskiej oraz Arabią Saudyjską, oznaczałoby dla nas zysk w wysokości 45 miliardów dolarów. To jest potencjał i musimy jasno wyrazić jakie są dla nas priorytety – powiedział na konferencji.

źródło: al-jazeera, presstv, własne

Czytaj więcej: Arabskie media: Tajna komórka izraelskiego Mossadu „TASA ELITE” werbuje uchodźców z północnej Syrii, Kurdystanu i Iraku

Amerykanie zapewniają Ankarę: po zniszczeniu Państwa Islamskiego odbierzemy Kurdom uzbrojenie i broń, które im daliśmy

Amerykański sekretarz obrony Jim Mattis w liście do tureckiego szefa MON Fikri Isika zapowiedział, że Waszyngton traktuje sojusz z Kurdami jedynie w wymiarze „taktycznym” i skończy się on po wojnie.

Czytaj więcej:USA: Donald Trump zatwierdził dostawy broni dla kurdyjskich oddziałów Ludowych Jednostek Samoobrony w Syrii

Turecki portal gazety „Hurriyet Ddaily News” cytuje treść listu, w którym Waszyngton uspokaja Turcję w związku z amerykańską pomocą syryjskim Kurdom z organizacji YPG. YPG uważana jest przez Turcję za organizację terrorystyczną powiązaną z PKK. Kurdowie, oprócz formacji szyickich walczących w Iraku i Syrii, nie są posądzani o czerpanie korzyści z istnienia ISIS – w przeciwieństwie do Ankary i Waszyngtonu.

[related id=”24560″]Mattis miał uspokajać Isika, że broń amerykańska, która trafiła do Kurdów, nie będzie wykorzystana przeciwko Turkom w przewidywanym dalszym etapie wojny na Bliskim Wschodzie. Zdaniem części ekspertów, Turcja będzie zmuszona do zaatakowania i wyparcia Kurdów z północnej Syrii.

Amerykański sekretarz obrony miał napisać, że Waszyngton jest zmuszony do współpracy z YPG, żeby pokonać ISIS w Syrii. Mattis dodał również, że Syryjska Armia Demokratyczna (SDF), której stan kadrowy jest zdominowany przez bojowników YPG, po zdobyciu Rakki, stolicy kalifatu, zostanie rozbrojona i przekształcona w armię arabską. Samą Rakkę mają kontrolować Arabowie – dodał Amerykanin.

Pentagon 30 maja ogłosił, że rozpoczął zbrojenie Syryjskiej Armii Demokratycznej, w skład której wchodzi kurdyjska YPG (ponad 80% stanu SDF), co wywołało głębokie zaniepokojenie Turcji, która uważa, że to podważa jej bezpieczeństwo narodowe.

źródło: hurriyetdailynews

Czytaj więcej: Jaka będzie przyszłość stolicy kalifatu? Kurdowie chcą włączyć Rakkę do swojego autonomicznego względem Damaszku obszaru

Następcą tronu saudyjskiego został Muhammad ibn Salman – reformator, zwolennik nowych technologii, zaciekły wróg Iranu

Książę Muhammad ibn Salman, obecny saudyjski minister obrony, został wybrany na następcę tronu Domu Saudów w Rijadzie. W wyborach podczas spotkania rodziny ibn Saudów książę otrzymał 31 na 34 głosy.

Czytaj więcej:Irański szef MON: Arabia Saudyjska, Turcja i Izrael wspierają terrorystów z ISIS i Al-Nusry i spiskują przeciwko Iranowi

Wynik wyborów to potwierdzenie decyzji króla Salmana, który odsunął swojego 57-letniego bratanka Muhammada ibn Najifa na rzecz swojego syna Muhammada ibn Salmana.

[related id=”16537″]Wedle portalu arabnews.com wybór młodego, 32-letniego następcy króla Salmana jest potwierdzeniem kierunku, jaki przyjął panujący od 2015 roku monarcha. Król Salman daje szansę młodemu i dynamicznemu pokoleniu, które rozumie kierunek i ducha przemian, jakie nastały w Królestwie – komentuje saudyjski portal.

Król Salman kieruje młodych i doskonale wykształconych ludzi na odpowiedzialne stanowiska ministerialne, dyplomatyczne, rządowe i regionalne. Zdaniem saudyjskiego portalu reformy, jakie są wprowadzane w Królestwie, otworzą rynek pracy dla kobiet, które będą musiały ponosić odpowiedzialność na równi z mężczyznami.

Czytaj więcej: Arabia Saudyjska łagodzi restrykcje wobec kobiet. Nie trzeba „pozwolenia” męskiego opiekuna do zgodnych z islamem spraw

Katarska telewizja Al Jazeera przyjęła ciepło nowego następcę saudyjskiego tronu. Muhammad ibn Salman jest zwolennikiem zwiększenia dostępu do rozrywki, obecnie ściśle reglamentowanej obywatelom Arabii Saudyjskiej przez restrykcje królewskie i policję religijną. Co więcej, następca tronu dał się poznać jako wielki zwolennik nowoczesnych technologii i zapowiedział, że do 2030 roku system zarządzania królestwem będzie opierał się na platformach internetowych.

[related id=”19165″]Dodatkowo nowy następca tronu zapowiedział odejście od gospodarki uzależnionej od cen ropy naftowej.

Zdaniem katarskiego portalu Ibn Salman jest niezwykle popularny wśród młodzieży, która w przeciwieństwie do społeczeństw z „cywilizacji europejskiej” jest najliczniejsza w strukturze demograficznej kraju.

Al Jazeera przypomina także, że nowy następca tronu, który od 2015 roku pełni funkcję ministra obrony (najmłodszego na świecie), doprowadził do inwazji Arabii Saudyjskiej na Jemen oraz nie skrywa swoich antyirańskich uprzedzeń.

[related id=”17710″ side=”left”]Irańska telewizja Press TV zastanawia się, czy po dojściu do władzy nowego króla (król Salman ma 82 lata) w regionie będzie więcej takich najazdów, jak ten na Jemen, dwa miesiące po objęciu przez ibn Salmana teki ministerialnej.

Decyzja króla Salmana i jego reformy dowodzą, że królestwo Saudów jest na skraju upadku i całkowitej dezintegracji – przestrzegał komentarz w materiale irańskiej telewizji, zaznaczając, że to najprawdopodobniej ibn Salman jest odpowiedzialny za represje wobec Kataru.

Nowy następca tronu nie gwarantuje również rychłego nawiązania stosunków dyplomatycznych z Iranem, zerwanych 2 stycznia 2016 roku. W wyniku skazania na karę śmierci przez sąd w Rijadzie szyickiego duchownego Nimr al-Nimra, który miał podżegać do rewolty saudyjskich szyitów (około 10% populacji królestwa, państwowo prześladowana), tłum w Teheranie zaatakował saudyjską ambasadę.

Źródło:presstv, al-jazera, arabnews

Czytaj więcej:Al Arabiya: katarski szef MSZ razem Muammarem Kadafim planował rewolucję i rozbiór Arabii Saudyjskiej. Wyciekły nagrania

Szef MSZ ZEA: Izolacja polityczna Kataru może trwać latami. Lista skarg wobec Dohy ma być opublikowana w ciągu kilku dni

Anwar Gargash, szef dyplomacji Zjednoczonych Emiratów Arabskich na spotkaniu z dziennikarzami w Paryżu zapowiedział, że izolacja dyplomatyczna, ekonomiczna i polityczna Kataru może potrwać kilka lat.

Czytaj więcej:Dyplomatyczne zamieszanie na Bliskim Wschodzie. Arabia Saudyjska, Egipt, Bahrajn i ZEA zrywają kontakty z Katarem

[related id=”24908″]Zjednoczone Emiraty Arabskie są jednym z oskarżycieli Kataru o sponsorowanie terroryzmu. Jak podaje saudyjski portal alarabiya, Minister Spraw Zagranicznych ZEA zapowiedział, że rozgoryczone wspieraniem terroryzmu przez Katar państwa arabskie chcą go izolować, a nie eskalować sytuację. I że to może potrwać kilka lat – zaznaczają media bezpośrednio opłacane ze skarbca królewskiego w Rijadzie.

Gargash dodał również, że Doha w chwili obecnej znajduje się w stanie zaprzeczania i złości oraz zaznaczył, że za kilka dni zostanie opublikowania lista „skarg i zażaleń” wobec Kataru.

[related id=”25059″]Anwar Gargash zaproponował również, żeby Zachód zaczął monitorować Katar, sprawdzając, czy jego stosunek wobec światowego terroryzmu nie uległ zmianie. Dyplomata odniósł się również do Turcji, która zapowiedziała wysłanie wojskowego kontyngentu do Kataru.

Minister wyraził nadzieję, że Turcja zachowa neutralność w kryzysie katarskim oraz że Ankara zrozumie, że jej interes również polega na izolacji Dohy.

5 czerwca Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Egipt i Kuwejt zerwały stosunki dyplomatyczne z Katarem.

źródło: al-arabiya

Czytaj więcej: Katarski minister finansów: sankcje nie zaszkodzą naszej gospodarce. Katar obroni swoją walutę i ekonomię w kryzysie

Irańska Gwardia Rewolucyjna ostrzelała rakietami pozycję Państwa Islamskiego. Ali Khamenei: Spoliczkujemy naszych wrogów

Pozycje ISIS w Deir Az Zor we wschodniej Syrii zostały ostrzelane rakietowo przez Iran w ramach odwetu za zamachy na parlament i meczet w Teheranie 7 czerwca. W wyniku ataku ISIS zginęło 18 osób.

Czytaj więcej: Irańska Gwardia Rewolucyjna wydała komunikat, w którym twierdzi, że za zamachami stoi Arabia Saudyjska oraz USA

Wedle oświadczenia elitarnej Gwardii Rewolucyjnej, rakiety średniego zasięgu zostały wystrzelone z zachodnich prowincji Kermanasz i z irańskiego Kurdystanu. Wielu terrorystów zginęło, a ich broń została zniszczona.

[related id=”24908″]Powołana w 1979 jako „żelazna pięść” ajatollaha Chomeiniego Irańska Gwardia Rewolucyjna zapowiedziała na swojej stronie oficjalnej, że rozlew niewinnej krwi nie pozostanie bez odpowiedzi. Słowa te skierowane były do salafickich formacji, z którymi Iran wraz ze swoimi sojusznikami od 2012 walczy na śmierć i życie w Iraku oraz w Syrii. Wedle bardzo niepewnych danych ponad 2000 żołnierzy z formacji zginęło w walkach z ISIS i Al-Nusrą.

Naczelny przywódca Islamskiej Republiki Iranu, ajatollah Ali Khamenei zapowiedział, że Iran zamierza „spoliczkować” swoich wrogów. Kilka godzin po tych słowach pociski poleciały na Dier Az Zor, strategiczny obszar na pograniczu Syrii i Iraku, uznawany przez wielu ekspertów, za „matecznik” Państwa Islamskiego.

Portal Al-Jazeera zastanawia się nad tą niecodzienną reakcją Iranu. Teheran wspierał szyickich bojowników pieniędzmi, wyszkoleniem i sprzętem, lecz do tej pory nigdy bezpośrednio nie atakował żadnego kraju. Jak na realizację zapowiedzi odwetu zareagują Arabia Saudyjska, USA i Izrael? – pytają media z Kataru.

[related id=”25059″]Teheran obarczył Arabię Saudyjską bezpośrednią odpowiedzialnością za zamachy 7 czerwca.

Rzecznik „żelaznej pięści” z Teheranu, gen. Ramezan Sharif zapowiedział, że kolejne ataki na Iran spotkają się z jeszcze większymi i poważniejszymi odpowiedziami ze strony Teheranu. Przesłaniem naszego ostrzału Deir Az Zor jest to, żeby sponsorzy salafizmu nigdy nie próbowali podważyć naszego bezpieczeństwa – powiedział Sharif. – Wedle naszego wywiadu, nasze rakiety zniszczyły ważne bazy terrorystów w Syrii – dodał.

źródło: presstv, al jazeera

Czytaj więcej: Al Jazeera wspomina o żołnierzach Andersa i Polakach uratowanych w Iranie. Historia Heleny Stelmach, mieszkanki Iranu