Obawiam się, że artykuł dezinformuje Czytelników, zamiast wprowadzić ich w sedno dyskusji prowadzonych w Instytutach PAN

W artykule znalazł się szereg nieścisłości wskazujących, że Autor nie rozumie praktyki działania i kompetencji rad naukowych działających zgodnie z Ustawą o Polskiej Akademii Nauk z 30.04.2010 r.

Ryszard Grzesik

W artykule pana prof. Włodzimierza Klonowskiego pt. PANtonomia i uwagi do ustawy o Polskiej Akademii Nauk, opublikowanym na łamach czasopisma „Kurier WNET” w numerze za luty 2019 r. na str. 17, czytamy rewelacje na temat roli rad naukowych działających w instytutach PAN (dalej: IPAN). Zacytujmy: Oczywiście w IPAN istnieją rady naukowe. Formalnie rada naukowa opiniuje kandydata na stanowisko dyrektora, ale to Prezes PAN nominuje dyrektora na to stanowisko. A dyrektor dobiera sobie radę naukową. Jeśli jakaś decyzja dyrekcji mogłaby zostać zakwestionowana, to taka rada naukowa na pewno decyzję „przyklepie” w tajnym głosowaniu. Nazywam to „syndromem KC” – Komitet Centralny PZPR zatwierdzał wszelkie decyzje I Sekretarza i Biura Politycznego. Rada naukowa nie zatwierdza planu wydatkowania środków finansowych na dany rok, ale zatwierdza tzw. Rachunek zysków i strat za rok ubiegły. I nawet w tym przypadku, jeśli ktoś z członków rady „nie z układu” prosi o podanie ważnych szczegółów podziału środków, to spotyka się z hipokryzją czy wręcz z „mową nienawiści”.

W artykule znalazł się szereg nieścisłości wskazujących, że Autor nie rozumie praktyki działania i kompetencji rad naukowych działających zgodnie z Ustawą o Polskiej Akademii Nauk. (…) Rewolucja Solidarności 1980–81 r. spowodowała nacisk na to, by rady naukowe stały się niezależnym od dyrekcji organem instytutu. Udało się to wprowadzić w życie po transformacji ustrojowej 1989 r., a ostatecznie kompetencje rady naukowej przypieczętowała Ustawa o PAN z 30 kwietnia 2010 r., z poprawkami obowiązująca do dzisiaj.

Myli się zatem Autor artykułu twierdząc, że to dyrektor IPAN dobiera sobie radę naukową. (…) Myli się też w kwestii opiniowania przez radę kandydata na dyrektora IPAN. (…) Rada naukowa po czasie dowiaduje się o przebiegu konkursu z relacji przedstawicieli, ale nikogo nie opiniuje. (…)

Nie rozumiem, co Autor miał na myśli, pisząc o „przyklepywaniu” decyzji dyrekcji w tajnym głosowaniu. Podczas posiedzeń rady zawsze jest sporo tajnych głosowań. Ustawa wymaga takiego trybu procedowania w kwestiach personalnych. (…) Nie wiem, dlaczego u Autora pojawia się nawiązanie do KC PZPR, bo dyskusje i głosowania nie przypominają tego słusznie od blisko 30 lat nie istniejącego ciała.

I ostatnia kwestia – zatwierdzanie podziału wyniku finansowego IPAN za dany rok (…). Zaręczam, że sprawozdania przygotowywane są przez księgowość rzetelnie i przedstawiane tak, by członkowie rady – zazwyczaj ekonomiczni laicy – mieli świadomość, o czym mowa. I mogli głosować z pełnym przekonaniem.

(…) Obawiam się, że w obecnej postaci artykuł dezinformuje Czytelników, zamiast wprowadzić ich w sedno dyskusji prowadzonych w IPAN.

Prof. dr hab. Ryszard Grzesik jest Przewodniczącym Rady Naukowej Instytutu Slawistyki PAN.

Cały artykuł Ryszarda Grzesika pt. „Stanowisko w sprawie artykułu p. prof. Włodzimierza Klonowskiego” znajduje się na s. 19 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Ryszarda Grzesika pt. „Stanowisko ws. artykułu p. prof. Włodzimierza Klonowskiego” na s. 19 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Przedmurze, metafilozofia i synteza / Wywiad Antoniego Opalińskiego z Bohdanem Urbankowskim, „Kurier WNET” nr 57/2019

Jedna rzecz nam paradoksalnie spadła z nieba. Myśmy się na wszystko pospóźniali. Polska kultura, kultura polskiego chrześcijaństwa, dzięki temu miała przeszłość podaną na tacy. My możemy ją wybierać.

Antoni Opaliński
Bohdan Urbankowski

Przedmurze, metafilozofia i synteza

Bohdan Urbankowski, filozof, pisarz, dramaturg i poeta, autor czterotomowego dzieła Źródła. Z dziejów myśli polskiej w rozmowie z Antonim Opalińskim mówi o historii i znaczeniu polskiej filozofii narodowej.

Zacznijmy od pytania o definicje. W Pana dziejach polskiej myśli obok filozofów występują pisarze, poeci, krytycy, ekonomiści, astronom… Czy Pan, pisząc Źródła, wyznaczył jakieś kryteria dla tej grupy, o której jest książka?

Sam fakt, że rozmawiamy o filozofii, oparty jest na ukrytym założeniu, że obydwaj wiemy, co to jest filozofia – inaczej by ta rozmowa nie zaistniała. Natomiast jeśli chodzi o szczegółowo opisywaną filozofię polską, to zdefiniować ją można tylko cytując bądź streszczając – była bardzo bogata. Do istoty filozofii raczej nie należą odpowiedzi, bo te odpowiedzi są cały czas bezradne, tylko pytania. To są te pytania, które zadawali filozofowie spacerujący po ateńskim forum, ale to są także pytania, które namalował Gauguin – skąd idziemy, kim jesteśmy, dokąd zdążamy…

O rzeczy dla człowieka fundamentalne można pytać w różnych formach. Myślę, że definicja filozofii, w tym także filozofii polskiej, jest w tym, jak Polacy odpowiadali na te najważniejsze pytania. Najpierw to były pytania o tożsamość kultury.

Pod pewnym względem jesteśmy podobni do Amerykanów – stąd też nasze sympatie. Każdy skądś tu przyszedł i próbowaliśmy budować państwo-przedmurze chrześcijaństwa, bo za murami już było zagospodarowane.

Musieliśmy stworzyć jakiś model współżycia, jakiś sposób porozumiewania się – jak w przypadku każdej wykonywanej wspólnie pracy. Myślę, że i kulturę polską i – bardziej szczegółowo ujmując – filozofię, można także zdefiniować jako rodzaj pracy historycznej wykonywanej przez pewne grupy tą pracą połączone. Stąd wniosek, że trochę inaczej trzeba traktować tych, którzy dzieło naszej pracy chcą zniszczyć czy po prostu korzystają z jej owoców, nie niszczą, ale przez konsumpcyjny styl życia ją umniejszają. W ten sposób łatwiej jest zrozumieć, dlaczego filozofia polska najpierw była filozofią wspólnoty ludzkiej, która pojawia się na przedmurzu chrześcijaństwa i tworzy pierwsze polskie państwo, potem łączy się z innymi podobnymi wspólnotami i przybiera inny kształt polityczny. Wtedy powstaje filozofia sarmatyzmu w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a nawet przemyśliwa się o Trojgu Narodach. Trochę inny będzie miała kształt w okresie zaborów. Wtedy w hierarchii wartości będzie się musiało pojawić to, czego wcześniej nie było, troska o Niepodległość.

Inaczej mówiąc, historia filozofii jest zarazem najlepszą jej definicją, bo ujmuje jej zmienność i oryginalność na tle innych filozofii.

Każdy wykonywał swoją pracę. Niemcy wykonywali inną pracę, Rosjanie inną, Francuzi na zapleczu tego muru i Niemiec też inną… My byliśmy jako państwo przedmurza narażeni na ciągłe walki. Musieliśmy się bronić, próbowaliśmy prowadzić robotę misyjną, apostolską.

Stąd potem ta wielka zmiana, której dokonujemy w sposobie myślenia, mianowicie zmiana modelu chrześcijaństwa – z modelu krucjat, podboju z powrotem na model apostolatu, nawracania raczej słowem niż pałką. To jest wielki wyczyn polskiej filozofii na soborze w Konstancji. Potem mamy zwrot, który też należy odczytywać filozoficznie – Konfederację Warszawską. Następnie są kolejne zwroty, które daje się odnaleźć w nieoczekiwanych miejscach, np. w Mazurku Dąbrowskiego – to jest pewien program , tam mówi się o niepodległości Polski i o prawach człowieka, w jednej z mniej znanych strof. Pojawiają się próby definiowania filozofii – w okresie Księstwa Warszawskiego czy początków Królestwa Kongresowego.

Żeby już przejść do czasów bliższych – odzyskujemy niepodległość i wtedy spada z nas ten obowiązek preferowania wartości politycznych, troski o niepodległość; mało tego – naginania różnych filozofii, żeby nadały się do polskiej walki. To robimy z heglizmem, potem z marksizmem. Po 1918 te obowiązki spadają i filozofowie wreszcie mogą zrzucić zbroję i zacząć fruwać, bo cały czas mieli skrzydła pod zbrojami. Stąd fantastyczne pomysły filozoficzne począwszy od Malinowskiego – nie mam na myśli Życia seksualnego dzikich, tylko całą otoczkę filozoficzną jego badań etnograficznych. Ale także Witkacy ze swoimi pomysłami, Koneczny ze swoją teorią cywilizacji – to jest pierwsza tego typu teoria, teraz odkrywamy ją w kontekście teorii konfliktu cywilizacji, najazdu muzułmanów na Europę. Także pewna próba odnowienia filozofii katolickiej, mam na myśli przede wszystkim Karola Wojtyłę. On włącza w obręb filozofii nowe obszary – filozofię miłości, filozofię zawodu artystycznego i sztuki. Myślę, że jego nauka społeczna, zwłaszcza inspirowanie do solidarności międzyludzkiej, wprowadzanie zasady pomocniczości to jest bardzo ważny przewrót. Oczywiście to było już obecne w XIX wieku, ale chodzi o pewną zasadę regulującą życie także i dziś, bo wciąż są konflikty typu jednostka-grupa, grupa-państwo, a ta zasada pozwala je bezkonfliktowo rozwiązywać w myśl dyrektywy, że dopiero jak sobie ta niższa organizacja, np. gmina, nie daje rady, to wtedy państwo pomaga. Natomiast jeżeli gmina sobie daje radę, to państwo nie powinno się wtrącać i przeszkadzać.

Porozmawiajmy o genezie książki. Te cztery tomy Źródeł pisał Pan przez wiele lat. A zaczęło się od wykładu docenta-majora Zygmunta Baumana…

Inspiracje negatywne są czasem mocniejsze od pozytywnych. Jak coś człowieka zezłości i chce udowodnić, że to on ma rację, to dostaje większego napędu do pracy. W przypadku tego incydentu z Baumanem; zresztą incydent, jak to wśród ludzi kulturalnych – Bauman już wyrósł wtedy ze strzelania i bicia – polegał na wymianie słów i na tym, że miałem przygotować referat i udowodnić, że jednak ja miałem rację i istniała polska filozofia narodowa, a on nie miał, kiedy zaprzeczał i mówił, że to taki sam absurd, jak mówienie o np. polskiej matematyce, a w ogóle to mamy marksizm, który nam odpowiada na wszystkie pytania i po cholerę sobie zawracamy głowę. To był początek, potem pisałem artykuły o poszczególnych filozofach. Wreszcie ukazała się książka na temat najpiękniejszego i najbardziej lotnego okresu naszej filozofii, jakim był romantyzm. Potem książka o niepokornych marksistach.

Jak wspominałem, Polakom najbardziej zależało na niepodległości, inne kraje nie miały tego problemu, romantyzm francuski czy niemiecki polegał zupełnie na czym innym. Natomiast arcydziełem – można chyba użyć tego ostrego słowa – manipulacji historyczno-filozoficznej był zbiorowy wysiłek polskich socjalistów. Wzięli do obróbki, jako punkt wyjścia, marksizm. A marksizm w wersji ortodoksyjnej był filozofią naturalistyczną, deterministyczną. Jedna z jego interpretacji, w pewnym momencie obowiązująca, wyszła spod pióra Róży Luksemburg. A ona mówiła, że wszystko jest zdeterminowane, że walka o nadejście komunizmu ma taki sens, jak walka o zaćmienie słońca, które po prostu musi nadejść. Polscy socjaliści poszli raczej za wskazówką Piłsudskiego, czy też złośliwą uwagą – jest to zresztą zdanie przypisywane wielu polskim socjalistom – że serbscy świnopasi jakoś się dogadali z historią.

Serbia, zgodnie z teoriami Róży Luksemburg, w ogóle nie powinna była powstać, a powstała. Polska według niej też nie powinna była powstać, bo nad wszystkim dominuje ekonomia, a obszar dawnej Rzeczypospolitej został wchłonięty przez trzy wielkie gospodarki państw zaborczych.

A ponieważ procesy ekonomiczne są nieodwracalne, bo wszystkie prowadzą ku świetlanej przyszłości, to skoro nasz obszar został podzielony – dla dobra ludzkości – to już się go nie da scalić. Natomiast polscy socjaliści uważali, że trzeba o tę niepodległość walczyć. Od samego początku.

Limanowski, który był jednym z założycieli Polskiej Partii Socjalistycznej; Krzywicki, który ma opinię marksisty, wierzył, że baza wytwarza także idee, że jest coś takiego jak wpływ bazy na nadbudowę, ale znalazł pewien wykręt filozoficzny, mianowicie wymyślił wędrówkę idei. Otóż okazuje się, że idee, co prawda, przez jakąś bazę zostały wytworzone, ale mogą się spóźniać, mogą wędrować, żyć takim życiem, jak dusze nieboszczyków. Rzeczpospolitą myślącą o niepodległości można potraktować jako tych zacnych nieboszczyków, którzy nie do końca umarli. Ich dusze i idee się włóczą i co jakiś czas inspirują do walki o niepodległość. Ja trochę trywializuję, ale tak mi się to wszystko kojarzy. Poza tym mamy Abramowskiego, który też mówi, że człowiek ulega różnym bodźcom, ale człowiek jest transformatorem, nie przyjmuje ich biernie, to jest ta siła jednostki. A skoro jednostki mają wolną wolę, to zbiorowość też.

Polscy socjaliści – pomijam Różę Luksemburg, nie dlatego, żebym był antyfeministą, tylko jej koncepcja mi się nie podoba – znaleźli sposób na ucieczkę do przodu. Jest marksizm jako filozofia bazowa, a oni się od niej oddalają. Tak go, w narodowym interesie, udoskonalają, że właściwie to już nie jest ten dawny marksizm. Coś podobnego zrobili polscy hegliści z Heglem. To była maniera powszechnie stosowana i w końcu przyniosła rezultaty. Ostatecznie to, co mówił Brzozowski o filozofii pracy, co mówił Piłsudski o filozofii czynu – to wszystko są kolejne warianty filozofii Cieszkowskiego – a on mówił, że najważniejszy jest czyn, wychodząc od Hegla. I uważał, że filozofia oderwana od życia jest niewarta funta kłaków. Filozofia czynu polega na przewidywaniu przyszłości przez jej planowanie, przez jej „robienie”. To jest coś, co potem zastosował Piłsudski. Jego powiedzenie, że ten człowiek tylko wart jest nazwy człowieka, który ma mocne przekonania i potrafi wyznawać je czynem, to brzmi jak parafraza Cieszkowskiego. Do tego dochodzi Libelt z cudowną filozofią wyobraźni.

Tego jeszcze w Europie nie było. Zrobienie z wyobraźni regulatora życia codziennego, postulat, że należy idealizować, czyli w myśl własnych marzeń zmieniać rzeczy w coraz bardziej idealne – zarówno życie jednostki, jak i życie społeczne, jak wreszcie nawet krajobraz.

Przecież zarówno parki, jak i ładne miasta – nie mówię tu o osiedlu za oknem – to jest idealizowanie rzeczywistości, żeby była bardziej zbliżona do ludzkich marzeń. Mamy Trentowskiego, który uważał, że można dzięki filozofii, dzięki pedagogice narodowej – on używał słowa „chowanna” – można wychowywać ludzi coraz bliższych ideałowi.

Rozumiem, że polska filozofia ukształtowała się w taki sposób, bo brakowało Polski i to był najważniejszy problem. A gdyby Polska przetrwała, to jakimi drogami poszłaby polska myśl?

Polski romantyzm to było już któreś wcielenie polskiej filozofii. Przedtem mamy sarmatyzm. Trochę inaczej wygląda filozofia Królestwa Polskiego, z której rodzi się wspaniała szkoła polskiej filozofii prawa w Krakowie, trochę inaczej filozofia triumfującego sarmatyzmu, ze wspaniałym etosem rycerskim, bo jako kraj przedmurza musieliśmy nie tylko wojować, ale też żyć według pewnej etyki. Trochę inaczej wyglądają reformy oświecenia w Polsce.

Myślę, że tutaj jedna rzecz nam paradoksalnie spadła z nieba. Myśmy się na wszystko pospóźniali. Polska kultura, kultura polskiego chrześcijaństwa, także początki polskiej filozofii, spóźniła się na wielkie spory, np. o uniwersalia, na walkę zwolenników św. Augustyna i św. Tomasza, czy też wcześniej Platona i Arystotelesa, bo to była odsłona tamtej walki. I dzięki temu miała tę przeszłość podaną na tacy. My możemy ją wybierać.

Przychodzi geniusz, Kopernik. Ale jego nauczycielami są m.in. Michał z Wrocławia, Jan z Głogowa. Dlaczego akurat o nich wspominam; tam było jeszcze paru innych, z Wojciechem z Brudzewa na czele? Bo ci dwaj są też filozofami. Jeden był zwolennikiem skotyzmu, drugi albertyzmu. Kopernik w związku z tym znał oba te światopoglądy, znał oczywiście jeszcze parę innych przez to, że dużo czytał, studiował, wyjeżdżał za granicę.

Więc Polacy mogli zrezygnować z konieczności bycia ortodoksyjnymi, bo nie bardzo wiedzieli, wedle czego trzeba być ortodoksyjnym. I któreś wcielenie platonizmu, i któreś wcielenie arystotelizmu są ortodoksyjne. Kościół jedno i drugie w swojej tolerancji i wyrozumiałości dla grzeszników uprawiających filozofię dopuszcza. A Kopernik jest takim człowiekiem-syntezą.

Właśnie dzięki temu opóźnieniu my dokonujemy wspaniałych syntez. Synteza ma to do siebie, że pozwala stosować przeniesienie pomysłów z jednej dziedziny do drugiej. Tworzy całe szkoły, których zwolennicy nie chwalą mistrza, tylko się kłócą. W najgorszym wypadku kłócą się, jak go interpretować. To opóźnienie i ta syntetyczność daje nam wgląd z wyższego poziomu, od razu z poziomu metafilozofii, gdy wszyscy uprawiają filozofię. Nasi filozofowie prawie od samego początku, a na pewno od szkoły krakowskiej, są metafilozofami. Zauważył to w pewnym momencie i wprowadził jako program Bronisław Trentewski. Wprowadził taką opowiastkę nawiązującą do lirycznych opowiastek z XVIII wieku. Jest pasterz i jest pasterka. Pasterz, żeby zyskać przychylność pasterki, przynosi jej wianek z polnych kwiatów. Ona patrzy i trochę wybrzydza, że te wszystkie kwiaty już były na łące, jest ich tu pełno i to Pan Bóg je stworzył, natura wydała. Na to pasterz odpowiada: tak, Pan Bóg stworzył, natura wydała, ale ja je wybrałem. To jest właśnie to, co robi polska filozofia. Ona wybiera to, co uważa za najcenniejsze i najważniejsze z punktu widzenia zbiorowości, jaką jest polski naród.

W pewnym momencie – zapewne w ramach lekceważenia ortodoksji – pojawiła się w Polsce śmiała, choć straszliwa myśl, że nie ma Trójcy Świętej. Czy arianie, z których w PRL robiono niemal poprzedników komunizmu, to było coś znaczącego, czy tylko ekscentryczny epizod?

W modelu Polski tolerancyjnej mieściła się także tolerancja dla innowierców, także dla prawosławia – próbowaliśmy nawet zbudować unię obu Kościołów. Również dla arian, dopóki nie dopuścili się zdrady na rzecz Szwedów, bo to już były kryteria polityczne, nie filozoficzne. Ale jeśli chodzi o ten okres, w którym zajmowali się myśleniem, organizowaniem swojej wspólnoty, to mogli ją organizować według swoich reguł, tak jak w sąsiednim miasteczku organizowali się Żydzi, a w jeszcze innym Ormianie. Wspomniał Pan, że widziano w tym prekursorstwo socjalizmu – byłby to pewien model socjalizmu. Modelem socjalizmu był też przecież hitleryzm, także stalinizm. Natomiast ich model był bardzo pokojowy, odwołujący się do początków chrześcijaństwa, unikający wojen; stąd symboliczne, drewniane mieczyki. I byli bardzo postępowi, bo np. przyznawali pewne prawa kobietom.

Oczywiście problemy z religią mieli wszyscy, mnie nie wyłączając. Wydaje mi się, że koncepcja Trójcy jest jednocześnie trafna i jest do dyskusji. Pewne nasze przypuszczenia na temat metafizyki, tej sfery, która przekracza naszą fizyczność, gdzie nie obowiązują prawa fizyki, mogą być tylko hipotezami. Jeżeli mówimy np. o koncepcji światła, teorii korpuskularnej, falowej, to teorię Trójcy można traktować jako komplementarną. Boga można traktować jako Stwórcę, jako Ojca wszystkiego. Można traktować Go jako Ducha Wszechobecnego, który wszystko wprawia w ruch, obdarza życiem, dążeniem do przodu, jako arystotelesowską entelechię – inteligentny plan, jak to teraz mówią Amerykanie, wstydząc się przyznać, że wierzą w opatrzność. Albo jako istotę, która osiąga boską doskonałość.

Oczywiście arianie nie traktowali tego w tych kategoriach, oni swój światopogląd budowali częściowo na przekorze. Tak jak luteranizm był w rzeczywistości ogromnym aktem historycznej przekory wobec Kościoła: powrót do Biblii, a więc atak z prawej, nie z lewej strony. Myślę, że arianie też próbowali wrócić do tego, jak oni rozumieli świat w oparciu o Biblię. Ponieważ nie znaleźli Trójcy Świętej w Starym Testamencie, uznali ją za wymysł późniejszych teologów. Pewne rzeczy zaczęły się mścić, bo oni negowali niektóre wartości i nie zdołali wprowadzić w ich miejsce niczego więcej. Więc ich filozofia zaczęła się spłaszczać, była filozofią społeczeństwa, filozofią organizacji społecznej opartej na wspólnocie, na stosunkach dobrosąsiedzkich, na szacunku dla każdej formy życia – byli niemal zgodni ze św. Franciszkiem. Ale gdy wkraczamy w tę ogromną sferę ludzkiej nadziei, co powinno być kiedyś, co nas czeka gdzie indziej – tutaj arianie byli bezradni. Mówię o sferze organizacji społecznej, socjologii, bo ich pomysły polityczne były bardzo niedobre, łącznie z projektem rozbioru Polski. I za to właściwie zostali ukarani.

Ale nawet to zostało zrobione bardzo po polsku, bo dano im wybór: albo przestaniecie rozrabiać i przejdziecie na katolicyzm, albo fora ze dwora. Część wyjechała, większość została i wtopiła się w katolicką polskość, może odnalazła głębszą metafizykę.

Natomiast ich pisma są nadal interesujące. Na pewno coś tam przydatnego na dzisiaj się znajdzie, tylko trzeba dobrze szukać. Bo wszędzie są odpowiedzi, tylko pytania się zmieniają.

U progu XX wieku, wśród tych wysoko latających romantycznych duchów, o których Pan pisze, pojawia się nagle szkoła lwowsko-warszawska  – przyziemna, akademicka i analityczna. Czy to był dalszy ciąg polskiej myśli, czy import dokonany siłą woli jednego człowieka, Kazimierza Twardowskiego?

W myśl zasady syntetyzmu jedno drugiego nie wyklucza. Profesor Twardowski, który na naszym gruncie ten nurt zapoczątkował, wyszedł z dobrej wiedeńskiej szkoły, ale przyjechał, żeby polskiej filozofii pomóc, nauczyć ją logiki rozumowań, uzyskiwania zdań wyższego rzędu. Stworzył całą szkołę, której najwybitniejszym uczniem był profesor Tadeusz Kotarbiński, twórca prakseologii. Łączność jest oczywista, bo Kotarbiński traktował ją jako ukonkretnienie filozofii czynu Brzozowskiego, o którym też kiedyś pisał, co jest bardzo znamienne. Filozofia szkoły lwowsko-warszawskiej była takim Dedalowskim dodaniem ołowiu do skrzydeł Ikara. Jeżeli brak tego ołowiu, można zacząć za bardzo fantazjować i popełniać zwykłe błędy. To z jednej strony owocowało świetną logiką – Łukasiewicz, Tarski, to są nazwiska europejskie, a z drugiej strony prakseologią, która dziś dopiero zaczyna się rozwijać na świecie.

W całej tej pięknej historii od czarownika Witelona po papieża Wojtyłę, gdzie Pan widzi siebie jako filozofa?

Ja jestem tym pasterzem, który wybiera, szuka pasterki. Myślę, że w pewnym momencie potrzebny jest ktoś, kto dokona audytu. To, co zrobiłem, to jest audyt – na tyle, na ile było mnie stać i na ile mi czas pozwolił – dla tych, którzy się od tego odbiją i stworzą coś większego. Myślę, że kierunek jest w metafilozofii. Praca nad materiałem już zorganizowanym daje szansę na mocniejsze odbicie. Silniejszy jestem, cięższą podajcie mi zbroję – to jest zresztą romantyczna zasada.

To bardzo dobra odpowiedź na niezadane już pytanie o następców. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z Bohdanem Urbankowskim, pt. „Przedmurze, metafilozofia i synteza”, znajduje się na s. 8 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z Bohdanem Urbankowskim, pt. „Przedmurze, metafilozofia i synteza” na s. 8 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polska Akademia Nauk nie podlega Ministrowi Nauki i Szkolnictwa Wyższego, tylko premierowi. Uwagi do ustawy o PAN

Czekamy na zainicjowanie przez Pana Premiera zmian w PAN, a w szczególności w instytutach PAN; zmian, które byłyby przed ich wprowadzeniem skonsultowane z „szarymi” pracownikami naukowymi.

Włodzimierz Klonowski

Polską Akademię Nauk utworzono w 1951 roku na wzór Radzieckiej Akademii Nauk, równocześnie likwidując Polską Akademię Umiejętności i Towarzystwo Naukowe Warszawskie. Stworzenie PAN miało ułatwić władzom PRL kontrolę nad środowiskiem naukowym. (…)

Obecnie PAN to ogromna struktura biurokratyczno-organizacyjna – Prezydium i Kancelaria PAN, pięć wydziałów grupujących poszczególne dyscypliny nauk, dziewięć oddziałów regionalnych, kilkadziesiąt komitetów naukowych, problemowych i narodowych, stacje naukowe za granicą i inne jednostki organizacyjne, a także powstała w 2010 r. Akademia Młodych Uczonych. Oraz 69 jednostek naukowych – instytutów PAN (IPAN), zatrudniających w sumie około 8000 pracowników, w tym prawie 4000 pracowników naukowych, i kształcących ok. dwóch tysięcy doktorantów. Tam, gdzie w oficjalnych dokumentach mowa jest o finansowaniu Polskiej Akademii Nauk, nie dotyczy to IPAN. I tu „zaczynają się schody”.

Po transformacji ustrojowej, ostatecznie na podstawie Ustawy o PAN z 2010 roku, instytuty PAN uzyskały autonomię. „Jestem naukowcem i żaden polityk czy urzędnik nie będzie mi mówił, jakie badania naukowe mam prowadzić, a jakich nie”. W rezultacie obecnie każdy instytut PAN jest autonomiczny. Komu zatem podlega? Okazuje się, że formalnie podlega bynajmniej nie Prezydium PAN, tylko bezpośrednio Premierowi RP. (…)

Komu zatem „PANtonomia” służy? Autonomia IPAN służy dyrektorom i związanemu z nimi wąskiemu układowi osób. To oni decydują o wynagrodzeniach, premiach, nagrodach, to oni tworzą struktury organizacyjne, wybierają i są wybierani do przeróżnych komisji i komitetów.

Jak pokazała kontrola NIK w 2017 roku, czynią to właściwie bez jakiejkolwiek regularnej kontroli, bo to oni decydują o podziale środków finansowych.

Oczywiście w IPAN istnieją rady naukowe. Formalnie rada naukowa opiniuje kandydata na stanowisko dyrektora, ale to Prezes PAN nominuje dyrektora na stanowisko. A dyrektor dobiera sobie radę naukową. Jeśli jakaś decyzja dyrekcji mogłaby zostać zakwestionowana, to taka rada naukowa na pewno decyzję „przyklepie” w tajnym głosowaniu. Nazywam to „syndromem KC” – Komitet Centralny PZPR zatwierdzał wszelkie decyzje 1. Sekretarza i Biura Politycznego. (…)

Coraz więcej spraw w PAN to są sprawy „tajne przez poufne”. Chociaż mamy przecież do czynienia z finansami publicznymi i ewentualnymi naruszeniami dyscypliny tych finansów. Prowadzi to wprost do „naukowej korupcji”, bo korupcja nie musi polegać na wyłudzaniu VAT czy wręczaniu kopert – wysokie nagrody finansowe w zamian za odpowiednie poparcie to także korupcja. Zresztą chodzi tu nie tylko o finanse. Różne informacje wpływające do IPAN rzadko docierają do pracowników. Tylko ci z układu informowani są, co, gdzie i kiedy, nawet jeśli dotyczy to ich macierzystego instytutu, i mogą na tym skorzystać.

Czu muszą wymrzeć dwa pokolenia naukowców, żeby coś się w Polskiej Akademii Nauk naprawdę zmieniło?

Cały artykuł Włodzimierza Klonowskiego pt. „PANtonomia i uwagi do ustawy o Polskiej Akademii Nauk” znajduje się na s. 17 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Włodzimierza Klonowskiego pt. „PANtonomia i uwagi do ustawy o Polskiej Akademii Nauk” na s. 17 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rassija dla początkujących. Na tym państwie wypróbujmy niezawodność i naukowość koncepcji zastosowanej w artykule

To nie będzie polemika, a jedynie dopiski na marginesie tekstu, czyli glossa. Ze wszystkimi tezami się zgadzam. To będzie zatem jedynie dopowiedzenie, sprawdzenie, czy metoda jest prawidłowa.

Jan A. Kowalski

Rassija dla początkujących

Glossa do tekstu Ukraina dla początkujących, Kurier WNET 56, styczeń 2019

Na samym początku, jak mawiają Rosjanie, chciałbym bardzo podziękować dr Monice Gabrieli Bartoszewicz. Nie tylko za fascynujący tekst, ale również za przybliżenie czytelnikom „Kuriera WNET” swej oryginalnej metody badawczej. Dzięki jej zastosowaniu najmniej nawet bystry Jan Kowalski, nie ubliżając samemu sobie, może dokonać stuprocentowo pewnej oceny otaczającego go świata. Bowiem prawdziwie naukowa metoda, a z taką w przypadku dr Bartoszewicz mamy bez wątpliwości do czynienia, sprawdza się nie w jednym przypadku, a w każdym.[related id=68918]

Nie czekając zatem, aż mnie ktoś ubiegnie, podniosłem do góry ołówek, zamknąłem oczy i upuściłem go na znajdującą się na stole mapę. Padło na Rosję. Zatem Rosja – to na niej wypróbujmy niezawodność i naukowość koncepcji Moniki Bartoszewicz. I uprzedzam: to nie będzie polemika, a jedynie dopiski na marginesie tekstu, czyli glossa. Bo przecież ze wszystkimi tezami zawartymi w artykule Ukraina dla początkujących się zgadzam. To będzie zatem jedynie dopowiedzenie, sprawdzenie, czy metoda jest prawidłowa. Dlatego w tekście swoim, żeby niczego nie pokręcić, posłużę się prawie wyłącznie cytatami z Pani Doktor.

Moim oryginalnym wkładem będzie jedynie zamiana pojęć: ‘Ukraina’ i ‘ukraiński’ na: ‘Rosja’ i ‘rosyjski’. A dla łatwiejszego przyswojenia metody przez Czytelników, rzecz całą przedstawię w punktach.

  1. Jeśli przyjmiemy kryteria paradygmatu demokracji liberalnej (Demokracy Index 2017), Rosję wypadałoby umieścić gdzieś pomiędzy Rwandą (134) a Zimbabwe (136) na 167 państw sklasyfikowanych; dla porównania Polska zajmuje miejsce 53, a Ukraina 83.
  2. Jedynym i rzeczywistym organizatorem państwa rosyjskiego jest kompleks cywilno-wojskowy (KGB/GRU), zarządzany przez byłego pułkownika KGB Władimira Putina. Brak jest homeostatu, który powinno stanowić społeczeństwo reprezentowane przez powołane w tym celu instytucje państwowe oraz rząd.
  3. Rosja dysponuje bardzo dużym potencjałem obszarowo i liczebnie. Ten potencjał najlepiej oddaje bieżąca wartość produkcji ropy naftowej i gazu, przewyższająca produkcję nie tylko Norwegii, ale wszystkich państw europejskich łącznie. Potencjał ten wykorzystywany jest przede wszystkim w interesie obcych Rosji graczy. Czyni też Rosję, zwłaszcza południowo-wschodnią, atrakcyjnym łupem dla jej największego wroga. (Domyślności Czytelników pozostawiam kwestię, w interesie których dwóch państw zachodnich pracuje w pocie czoła cała rosyjska gospodarka.)
  4. Politycznym wishful thinking jest oczekiwanie, że Rosja zintegruje się z systemami zachodnimi. Zarazem taka próba rozszerzenia na wschód znacznie osłabiłaby Wspólnotę Europejską. Osłabiłaby jej tożsamość i przybliżyła niebezpiecznie jej granice do światowego mocarstwa, do Chin.
  5. Bez względu na to, czy przyjmiemy założenia teorii cyklicznej Arnolda Toynbee’ego, czy też nieco nowszą teorię wojny hegemonicznej Roberta Gilpina, widać wyraźnie, że w obecnym okresie Stany Zjednoczone traktują Europę jako problem drugiej kategorii. Przy obecnym słabnięciu Rosji widać wyraźnie, że rolę drugiego mocarstwa światowego przejmują Chiny. Skuteczne wyparcie przez nie Rosji (wcześniej Związku Sowieckiego) z całego kontynentu afrykańskiego, większej części Azji Południowo-Wschodniej i Ameryki Łacińskiej (tu do spółki z Amerykanami) jest kolejnym gwoździem do rosyjskiej trumny. Odbudowa dwubiegunowego świata, tym razem w konstelacji USA–Chiny, oznacza ostateczne zepchnięcie Rosji do kategorii państw drugiej, jeśli nie trzeciej kategorii.
  6. Z tego punktu widzenia sprzedaż Chinom nowoczesnego uzbrojenia wojskowego powinna co najmniej dziwić, zwłaszcza znając łakome spojrzenia Chin na tereny prawie połowy państwa rosyjskiego. Jednak, co już zostało przytoczone, w przypadku Rosji rolę homeostatu pełni nie społeczeństwo , a nieidentyfikujący się z nim zewnętrzny organizator – kompleks wojskowo-cywilny KGB/GRU.
  7. Realność, czy raczej nierealność funkcjonowania państwa rosyjskiego, szczególnie w jego wschodniej i południowo-wschodniej części, widać także na gruncie nauki porównawczej o cywilizacjach, której jednym z ojców założycieli był Feliks Koneczny. Cały wschód i południe Rosji zamieszkałe jest niewątpliwie przez lud rosyjski, ale również w dużej mierze przez ludy i narodowości nierosyjskie, w żadnej mierze niezwiązane kulturą, religią, a często nawet językiem z narodem i państwem rosyjskim.
  8. Dla Polski proces obecnego budowania tożsamości narodowej Rosjan pozostaje o tyle problematyczny, że rosyjskie poczucie narodowe budowane jest w oparciu o szowinizm, wyrosły na gruncie antypolskich sentymentów, jednoznacznie i nieodwołalnie wrogich Polsce. Rosyjska Duma państwowa w roku 2015, najwyższe władze państwowe odradzającej się po upadku Związku Sowieckiego Rosji, ustanowiły dzień 4 listopada, rocznicę wygnania wojsk polskich z Kremla w roku 1612, oficjalnym najważniejszym świętem państwowym. Około 200 tys. Polaków wymordowali Rosjanie w bestialski sposób w roku 1938 za to tylko, że byli Polakami – mieszkańcami zabranych kiedyś Rzeczypospolitej ziem. O innych bestialstwach, rzezi Woli – ludobójczym mordowaniu cywilnych mieszkańców, w tym kobiet i dzieci, oraz podobnych aktach niczym nieusprawiedliwionego bestialstwa w trakcie i zaraz po II wojnie światowej nie wspominając.
  9. Niestety polska polityka wschodnia niczym pijany zatacza się od ściany do ściany (spotkanie na sopockim molo Tusk–Putin, a potem rajd samolotowy L. Kaczyńskiego do Gruzji), nie prezentując żadnej spójnej koncepcji nakierowanej na osiągnięcie długofalowych rezultatów zgodnych z polską (nie zaś rosyjską) racją stanu. Aby nieszczęściu stało się zadość, nad wszystkim unosi się duch redaktora Giedroycia, którego sofizmaty na długie lata zdominowały dyskurs polityczny w tym zakresie. Założenie podstawowe jego koncepcji, że Związek Sowiecki jest stałą geopolityki polskiej i światowej, jest absolutnie bezrozumne i przestarzałe. Pośrednio zaowocowało to jedynie kreowaniem wolnej i silnej Ukrainy w roli bufora odgradzającego nas od Rosji, albo koncepcji współpracy z Niemcami. Tymczasem wiemy z historii, że najbardziej korzystne dla Polski jest zdecydowane odsunięcie Rosji na wschód, jeśli nie jej całkowity rozpad.
  10. W związku z tym odpowiednio skalibrowana i długofalowa polska polityka wschodnia powinna być raczej nastawiona na odzyskanie Królewca (najlepiej na drodze informacyjnej) niż na utratę Suwałk. Zaś prawdziwi politycy kierujący się dobrem państwa, nie zaś politykierzy zainteresowani korzyściami partykularnymi i utrzymaniem się u władzy, powinni się zastanowić, jaki przebieg wschodniej granicy najlepiej zapewni osiągnięcie polskich celów strategicznych w zmieniającym się globalnie układzie sił. (Przyłączenie historycznie polskich ziem, z Królewcem jako stolicą regionu, pozwoli zlikwidować największe obecnie zagrożenie militarne ze strony Rosji. Spowoduje, że przesmyk suwalski stanie się pojęciem ze starych podręczników wojskowych, a samą Rosję odsunie daleko na wschód od polskich granic).
  11. Odradzałbym jednocześnie przejmowanie się pozostawioną samej sobie Rosją, zwłaszcza w perspektywie nieuchronnego starcia z rosnącą potęgą Chin. Z perspektywy polityki narodowej, i to nie tylko polskiej, przejmowanie się Rosją ma oczywiście sens, ale tylko wtedy, gdy w miejsce bezinteresownych sojuszy oraz walki za „wolność waszą i naszą” wejdą roztropne interesy.

Dobrnąłem do końca tej niezwykle rozwijającej intelektualnie przygody. Bez pomocy naukowca i jego aparatu pojęciowego nie tylko bym jej nie odbył, ale nawet o niej nie pomyślał. Jeszcze raz, Pani Doktor, serdecznie dziękuję!

Pani oddany uczeń

Jan A. Kowalski

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Rassija dla początkujących” znajduje się na s. 4 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Rassija dla początkujących” na s. 4 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dawid wobec Goliata, czyli nokaut koryfeusza. W odpowiedzi na opis przypadku „nawrócenia” marksistowskiego naukowca

Z 10 tezami Goliata rozprawiłem się w 10 rozprawkach – bez reakcji, bez ruchu obronnego Goliata! Wyliczyłem Goliata do 10, a on ani ręką, ani głową nie ruszył, czyli w języku bokserskim – nokaut!

Józef Wieczorek

Przed pięcioma już laty, po zapoznaniu się z tezami prof. Sztompki odnośnie do kryzysu uniwersytetu, co ujawnił po zakończeniu Kongresu Kultury Akademickiej, poważyłem się stanąć w akademickiej debacie wobec tego Goliata. Krok po kroku rozprawiałem się z kolejnymi tezami prof. Sztompki w tej materii kryzysowej, rzecz jasna to rozprawianie przesyłając autorowi tez, z nadzieją na podjęcie walki o swoje racje, bo debata to sens życia akademickiego – tak Dawidów, jak i Goliatów. (…) Przytoczę fragment tekstu, w gruncie rzeczy pochwalnego dla prof. Sztompki, bo zatytułowanego Prof. Sztompka chyba wreszcie coś zrozumiał:[related id=69252]

Prof. Sztompka słusznie pisze: „Banicja środowiskowa musi dotykać winnych plagiatów, fałszowania danych, dopisywania swoich nazwisk do cudzych prac, demaskować trzeba »spółdzielnie cytowań« i »towarzyskie, grzecznościowe recenzje«. Źródłem takich różnorodnych zjawisk patologicznych jest klimat permisywności, który odrzucić musi samo środowisko” – ale nie podaje środków, które pozwolą realizację tych postulatów zapewnić. Do tej pory chyba częściej banicja dotykała tych, którzy plagiaty ujawniali, przeciwko dopisywaniu nazwisk jednych, a pomijaniu drugich protestowali.

Dla demaskatorów rozlicznych patologii akademickich drzwi uniwersytetów (i nie tylko uniwersytetów) są zamknięte od lat i Prof. Sztompka/uczestnicy Kongresu jakoś nie przedstawili projektu, aby takim demaskatorom drzwi otworzyć.

(…) Środowisko akademickie zostało uformowane wg kryteriów patologicznych i w swych patologiach chce być autonomiczne, więc niby kto je zmusi do działań antypatologicznych? Prof. Sztompka zauważa: „Dominuje zgoda na totalną, powszechną bylejakość”, ale nie zauważył, że ci, którzy na powszechną bylejakość, i to szczególnie profesorów, zgody nie wyrażali, znaleźli się poza uniwersytetem. Co prof. Sztompka (i jego koledzy) zrobił, aby było inaczej? Dlaczego wyraża/wyrażał zgodę i do dominacji tej bylejakości chyba się przyczynił, z czego zdaje sobie sprawę?…

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Dawid wobec Goliata, czyli nokaut koryfeusza” znajduje się na s. 3 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Dawid wobec Goliata, czyli nokaut koryfeusza” na s. 3 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Profesor Andrzej Nowak uhonorowany 26 stycznia statuetką Pana Cogito przez Akademicki Klub Obywatelski w Poznaniu

Uczysz cnoty patriotyzmu, zachęcasz do wysiłku przezwyciężania narodowych wad. Nigdy nie naruszyłeś zasad kultury języka, skłaniałeś do powściągnięcia emocji i podjęcia rzeczowego sporu.

Jolanta Hajdasz

Nagroda to uznanie za działalność naukową i społeczną. Historyk, znawca stosunków polsko-rosyjskich i publicysta odebrał tę nagrodę 26 stycznie br. za szczególne zasługi dla rozwoju polskiej nauki i kultury. Profesor Andrzej Nowak jest kierownikiem Zakładu Historii Europy Wschodniej i Studiów nad Imperiami XIX i XX wieku w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk oraz Zakładu Historii Europy Wschodniej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Swoją wiedzą na temat rosyjskiej myśli politycznej wielokrotnie dzielił się na uczelniach w Stanach Zjednoczonych, Europie i Azji.

Jest autorem ponad 30 książek i 200 artykułów oraz recenzji naukowych. Twórczy patriotyzm profesora Nowaka, jak podkreślała kapituła przyznająca statuetkę, wyraża się także w jego działaniach społecznych.

Na statuetce znajdują się słowa „Bądź wierny” z wiersza Zbigniewa Herberta, który stworzył fikcyjną postać Pana Cogito, człowieka inteligentnego i wykształconego, często nie mogącego pogodzić się z otaczającym go światem.

Akademicki Klub Obywatelski nagrodę przyznał po raz czwarty. Wcześniej uhonorowani byli tą nagrodą Jarosław Rymkiewicz (2015), Jan Pietrzak (2016) i Bronisław Wildstein (2017).

Fragmenty laudacji wygłoszonej przez dra hab. Wiesława Ratajczaka, przewodniczącego kapituły Statuetki Pan Cogito

Szanowny Laureacie! (…) Twoja interpretacja dziejów Rzeczpospolitej pozwala zrozumieć wytrwałe, dumne dążenie wspólnoty do wolności i sprawiedliwości, do życia świadomego, wiernego dziedzictwu przodków i prowadzonego z odpowiedzialnością za los przyszłych pokoleń. (…)

Kardynał Wyszyński dla opisania wysiłku historyka posłużył się przejmującą metaforą: „Skrzętnie zbieramy okruchy dziejowe jak okruchy ewangeliczne, bo są one zawsze pożywne. Najdrobniejsza okruszyna Ewangelii żywi ducha. Podobnie okruchy dziejów Narodu są siewcą jego ducha. Trzeba więc podawać młodemu pokoleniu to pożywienie, aby Naród nie zatracił związku z dziejami. Naród bez dziejów, bez historii, bez przeszłości staje się wkrótce narodem bez ziemi, narodem bezdomnym, bez przyszłości”. Twój wysiłek zbierania okruchów, spełniający się w monumentalnym cyklu Dziejów Polski, dzięki połączeniu literackiego kunsztu z nieskazitelnym warsztatem historyka przyniesie naszemu i następnym pokoleniom panoramę dziejów i trwały fundament tożsamości. (…)

Należysz do tych nielicznych humanistów, którzy pracę naukową potrafią twórczo łączyć z uczestnictwem w życiu publicznym. Twoje artykuły i prelekcje o sprawach współczesnych wolne są od skazy doraźności.

Przyszły historyk dziejów Rzeczpospolitej przełomu XX i XXI wieku odszuka zapewne w Twej publicystyce (i w redagowanych przez Ciebie periodykach) najważniejsze wątki polskich sporów, dziś będących naszym udziałem. I doceni to, że choć byłeś obywatelem głęboko przejętym sprawami swego kraju i stroniącym od kompromisów rozmywających prawdę, to nigdy nie naruszyłeś zasad kultury języka, skłaniałeś do powściągnięcia emocji i podjęcia rzeczowego sporu. Nie ustępujesz w staraniach o oryginalny kształt humanistyki akademickiej, pozostającej dziś pod wpływem intelektualnych mód i płasko pojętego utylitaryzmu. Jasno wskazujesz cel: by państwo polskie służyło wolności polskiej myśli.

Wskazałeś, że mistrz Wincenty przeniósł centrum opowieści o polskich dziejach z osoby władcy na wspólnotę zdolną do samostanowienia. Po wiekach jesteśmy połączoną prawem i pamięcią wspólnotą obywateli, co pomagasz nam zrozumieć, docenić, pielęgnować i rozwijać.

Zbigniew Herbert w 1994 r. przypominał: „Podstawowym obowiązkiem intelektualisty jest myśleć i mówić prawdę. (…) Myśleć to znaczy zastanawiać się nad tym, kim jesteśmy i jaka jest otaczająca rzeczywistość. Oznacza to siłą rzeczy odpowiedzialność za słowo”. Poeta z odrazą odnosił się do współczesnego konformizmu, kłamstwa i banału, którym Ty także, Szanowny Laureacie, z uporem i dobrym skutkiem się przeciwstawiasz.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Profesor Andrzej Nowak nagrodzony w Poznaniu statuetką Pana Cogito” znajduje się na s. 8 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Profesor Andrzej Nowak nagrodzony w Poznaniu statuetką Pana Cogito” na s. 8 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy państwa i organizacje będą nadawać robotom prawa, jeśli one przy wsparciu wrażliwych ludzi będą tego oczekiwać?

Może powstać problem, gdy liczba androidów wzrośnie do poziomu, który wystarczy, aby te wszczęły bunt przeciwko swoim twórcom i postanowią unicestwić homo sapiens albo zrobić z nas niewolników.

Beata Trochanowska

Jakiś czas temu światło dzienne ujrzał półandroid Sofia, który otrzymał obywatelstwo jednego z państw, potrafi prowadzić w miarę inteligentne rozmowy, wykorzystując do tego wiedzę zaczerpniętą z sieci i ma własną osobowość/tożsamość. (…)

Obserwując zwierzęta, można dojść do wniosku, że im większa inteligencja, tym istota jest bardziej świadoma. Jeśli przyjmiemy, że Sztuczna Inteligencja taką świadomość posiada, to będzie ona zdolna do podejmowania wymyślonych przez siebie decyzji. Ciężko stwierdzić, czy będą one racjonalne. Do momentu, kiedy nie zostaną zawirusowane, z pewnością będą. Jednak nawet racjonalność może być niebezpieczna, gdy u jej podstaw stoją egoistyczne pobudki.

Problemem nie jest samo stworzenie urządzeń człowiekopodobnych, które mogą wyręczać nas w codziennych czynnościach, ale związane z tym kwestie natury etycznej.

Jak wspomniano wcześniej kreatywność jest proporcjonalna do świadomości i być może inteligencji; jeden czynnik rośnie wraz ze wzrostem drugiego. Poprzez świadomość rozumiemy zdawanie sobie sprawy z własnego jestestwa i tego, kim jesteśmy, co robimy i gdzie się znajdujemy. Dzięki świadomości można decydować o działaniach, powodować, że są one zamierzone. Te zagadnienia możemy odnieść do robotów, szczególnie do tych, których czynności wymagają kreatywności, tj. podejmowania decyzji wobec tego, co w danej chwili robią, czy abstrakcyjnego myślenia.

Ludzie mają tendencje do uczłowieczania rzeczy martwych, które udają człowieka. Dobrym przykładem jest nie tylko wspomniana wcześniej Sofia, ale np. zainstalowana w IPhonach Siri – narzędzie, dzięki którym można poprosić telefon o wyszukanie jakiejś informacji w internecie lub włączenie wybranego utworu muzycznego. Taka aplikacja ma własne imię i jest rodzaju żeńskiego oraz rozumie podstawowe zwroty grzecznościowe. Przypomina to trochę komputer z kreskówki Dextera, który wykonywał polecenia wydawane przez głównego bohatera. (…)

Może zdarzyć się tak, jak to było w „Pozytronowym człowieku” Asimova, gdzie robot postanowił zostać człowiekiem. To stwarza poważnym problem: czy robot może być człowiekiem, jeśli tego będzie chciał lub/i czy należy go traktować jako coś więcej niż maszynę?

Z pewnością część społeczeństwa, szczególnie ta wrażliwa i obdarzona empatią, chciałaby, aby takie roboty były traktowane na równi z innymi istotami żywymi. W „Pozytronowym człowieku” zostało postawione pytanie: Jaka jest różnica między robotem, który poczuł się człowiekiem, a żywą osobą, zwłaszcza w czasach, gdy ludziom wymieniano chore części ciała na nowe, zmechanizowane?

Cały artykuł Beaty Trochanowskiej pt. „Etyczne problemy ze sztuczną inteligencją” znajduje się na s. 12 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Beaty Trochanowskiej pt. „Etyczne problemy ze sztuczną inteligencją” na s. 12 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Okiem Jastrzębskiego: Irańska dyplomacja uważa najbliższą, planowaną na luty Konferencję Bliskowschodnią za „cyrk”

Lutowa konferencja bliskowschodnia w Warszawie skierowała uwagę świata arabskiego na Polskę w sposób bezprecedensowy. Jak uważają, celem prezydenta Trumpa jest nie tylko Iran, ale też osłabienie EU

Agencja prasowa Al-Arabiya z siedzibą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich podała, że Irański minister spraw zagranicznych Javad Zarif nazwał konferencję bliskowschodnią “cyrkiem”.

Nie wszyscy irańscy politycy są jednak tak krytyczni. Były ambasador Iranu do biura europejskiego ONZ Ali Khorram przestrzegł, że konferencja w Warszawie to nie żarty i że jej celem jest poinformowanie świata o wrogich posunięciach Stanów Zjednoczonych.

Ze swojej strony, minister Rady Spraw Zagranicznych Kamal Kharrazi skrytykował Unię Europejską za odwlekanie wdrożenia rozwiązań specjalnego przeznaczenia (special purpose vehicle), mających pozwolić Unii obejść sankcje USA nałożone na Iran.

Kharrazi powiązał te opóźnienia z organizowaną przez Warszawę konferencją, twierdząc, że celem prezydenta Trumpa jest nie tylko wywieranie presji na Iran, ale również osłabienie i podział Europy.

Kharrazi powiedział również, że “uległość Europy wobec Ameryki wywrze na niej dodatkową presję w przyszłości, zakwestionuje umowę nuklearną i zagrozi bezpieczeństwu Europy.”

Natomiast rzecznik MSZ Iranu Bagram Qasimi nazwał odwołanie festiwalu filmów polskich w Iranie “nerwową, bezrefleksyjną i wyzutą z woli pojednania reakcją wobec Polski”.

Protesty w Sudanie trwają

Tymczasem w Sudanie, od grudnia 2018 roku trwają demonstracje antyrządowe. Al-Arabiya poinformowała, że pogrzeb sudańskiego demonstranta przekształcił się w falę nowych protestów po tym jak policja sudańska oddała strzały do jego uczestników.

Podczas pogrzebu 60-letniego Muawiyi Al-Uthmana, demonstranta zmarłego od ran odniesionych w trakcie antyrządowych demonstracji, tłum obrzucił policję kamieniami i wywrócił pojazd policyjny. Do otworzenia ognia doszło właśnie w tamtym momencie.

W pogrzebie brało udział około 5000 osób.

Turcja odgrzewa sprawę Chaszodżdżiego

Katarska agencja prasowa Al-Jazeera informuje o zapowiedzi tureckiego ministra spraw zagranicznych Mauloud Dżawiszoglu, że Turcja podejmie własne działania w celu zorganizowania międzynarodowego śledztwa w sprawie zabójstwa dziennikarza Washington Post Dżamala Chaszodżdżiego.

Chaszodżdżi został zamordowany 2 października 2018 roku w konsulacie Królestwa Arabii Saudyjskiej w Istambule. Według Dżawiszoglu to presja Turcji zmusiła Arabię Saudyjską do przyznania się do popełnionej zbrodni.

Baszar Al-Asad anuluje wizy dyplomatów UE

Według Al-Jazeery trzech starszych dyplomatów UE poinformowało, że prezydent Baszar Al-Asad anulował specjalne wizy dyplomatom i oficjelom unijnym regularnie podróżującym między Bejrutem a Damaszkiem, co utrudniło im rozprowadzenie pomocy pośród ofiar wojny.

Wizy zostały anulowane na początku stycznia bez podania powodu. Anonimowi europejscy dyplomaci wyrazili swoją opinię, że była to próba zmuszenia rządów europejskich do ponownego otwarcia swoich ambasad.

Anulowanie wiz nastąpiło po tym jak UE dodała 11 businessmanów i 5 spółek do listy 72 syryjskich firm i 270 osób, których aktywa zostały zamrożone a wstęp na terytorium Unii zakazany.

Unijne sankcje obejmują również zakaz kupna syryjskiej ropy i technologii oraz zablokowanie aktywności Centralnego Banku Syrii.

Jeden z dyplomatów powiedział, że jest to niebezpieczny problem dla pomocy humanitarnej udzielanej przez Unię Europejską.

Al-Jazeera pisze, że od wybuchu konfliktu w Syrii w roku 2011, Unia Europejska wykorzystuje stolicę Libanu jak swoją bazę dyplomatyczną.

Polska po arabsku

Prowadzony w języku arabskim i poświęcony wydarzeniom polsko-arabskim portal Bulanda b-il-Arabii (Poland in Arabic) napisał, że Kuwejckie pułkownik imieniem Khalid odwiedził kuwejckich kadetów uczących się w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni.

Do wizyty doszło dzięki zaproszeniu polskiego dowódcy, najprawdopodobniej autor newsa miał na myśli inspektora marynarki wojennej wiceadmirała Jarosława Ziemiańskiego.

Prócz Kuwejtczyków, do Akademii uczęszczają Katarczycy, Algierczycy i obywatele Arabii Saudyjskiej.

Bulanda bi-l-Arabii poinformował również, że egipski Uniwersytet w Mansurze podpisał umowę o współpracy z Politechniką Białostocką.

Maciej Maria Jastrzębski

Doskonale przygotowane powstanie / Wywiad A. Opalińskiego z prof. G. Kucharczykiem, „Wielkopolski Kurier WNET” 55/2019

Sądząc po zapleczu ideowym ludzi obecnie rządzących Poznaniem, to z narodowo-demokratycznego, chrześcijańsko-społecznego charakteru Wielkopolan, którzy pokonali Niemców w powstaniu, nic nie zostało.

Antoni Opaliński
Grzegorz Kucharczyk

Powstanie wielkopolskie – powstanie nowoczesnego narodu

O przygotowaniach do zwycięskiego zrywu wielkopolskiego, którego setną rocznicę Wielkopolska uroczyście obchodziła w ostatnich dniach grudnia 2018 roku, oraz o reformie akademickiej, tzw. ustawie Gowina, z profesorem Grzegorzem Kucharczykiem rozmawia Antoni Opaliński.

Za nami setna rocznica wybuchu powstania wielkopolskiego. Jakie jest znaczenie tego wydarzenia w naszych dziejach?

Powstanie wielkopolskie było kluczowe zarówno jeśli chodzi o przynależność tzw. ziem zachodnich do Rzeczypospolitej, jak i o proces odbudowy państwa polskiego jako całości. Po pierwsze udane powstanie w Wielkopolsce było decydującym argumentem dla polskiej delegacji podczas konferencji pokojowej w Wersalu, żeby domagać się przyłączenia, powrotu tej ziemi do Polski. Wystarczy popatrzeć na mapę, żeby wiedzieć, że bez Wielkopolski nie byłoby – nawet w sensie geopolitycznym – możliwości przyłączenia do Polski Pomorza ani Górnego Śląska. Była to więc ziemia centralna i jedna z najważniejszych. Po drugie Wielkopolanie, armia wielkopolska, włączona latem 1919 roku w struktury Wojska Polskiego, bardzo poważnie zasiliła armię polską walczącą zarówno w Galicji, jak i na froncie wschodnim przeciw bolszewikom. Jednostki wielkopolskie bardzo się w tych walkach odznaczyły, należały do najbardziej efektywnych jednostek Wojska Polskiego.

Powstanie wielkopolskie utrwaliło się w naszej historii jako zwycięskie, w przeciwieństwie do pięknych, ale tragicznych zrywów XIX wieku – dobrze zaplanowane i zakończone sukcesem.

Niektórzy historycy wskazują, że to nie było pierwsze udane powstanie, bo pierwszym było powstanie przeciwko Prusakom, też w Wielkopolsce, kiedy witano wkraczającą armię napoleońską. To właśnie Wielkopolanie tworzyli rodzącą się wówczas armię Księstwa Warszawskiego. Wśród historyków jest spór, czy to można nazwać powstaniem. Jedno jest pewne: to właśnie ziemie zachodnie zasilały Księstwo Warszawskie, czyli to „małe państwo wielkich nadziei”, które dla wielu Polaków stanowiło właśnie wielką nadzieję na odzyskanie całości Rzeczypospolitej. Natomiast Powstanie wielkopolskie z lat 1918–1919, chociaż udane, nie doczekało się np. takiej wielkiej poezji, która towarzyszyła wielkim, ale nieudanym powstaniom – jak kościuszkowskie, a zwłaszcza listopadowe i styczniowe. Powstanie wielkopolskie rzeczywiście nie przebiło się do literatury. W związku z tym do dzisiaj są kłopoty z umiejscowieniem go w kulturze pamięci narodu. Wydaje mi się, że takie rocznice jak setna, są znakomitą okazją, żeby wielu ludziom, zwłaszcza młodym, przypomnieć albo wręcz poinformować ich, czym było powstanie wielkopolskie.

Fot. J. Hajdasz

Mówi się, że było ono doskonale przygotowane. Jednak w legendzie utrwalił się obraz przyjazdu do Poznania Ignacego Paderewskiego i spontanicznego wybuchu, prawie że zainspirowanego przez przyjazd mistrza.

Powstanie wielkopolskie pod względem – tak to nazwijmy – metodologii zrywu powstańczego było modelowym przykładem, jak trzeba to robić. Sam ten legendarny przyjazd Paderewskiego do Poznania 26 grudnia 1918 roku był doskonale zainscenizowany przez stronę polską, przygotowany, nic się nie działo przypadkiem. Jeżeli można mówić o spontaniczności, to możemy użyć oksymoronu: spontaniczność doskonale zorganizowana i przygotowana. Przecież Poznań był udekorowany na przyjazd Paderewskiego we flagi polskie i alianckie.

Przypomnę, że Poznań był w tym momencie formalnie jeszcze częścią Rzeszy Niemieckiej, a tutaj – już wiszą flagi państw, które są w stanie wojny z Niemcami. Tak samo jeśli chodzi o manifestację: to nie było jakieś zbiegowisko; wszystko zostało zorganizowane. Ale przede wszystkim przygotowania trwały od strony politycznej. Od ponad pół roku tworzyły się w Wielkopolsce tajne komitety obywatelskie, które po upadku monarchii w Niemczech i abdykacji Wilhelma II wyszły na powierzchnię. Tworzyły się również Rady Ludowe wraz z Naczelną Radą Ludową w Poznaniu. Polacy bardzo umiejętnie przechwytywali od środka – to był przecież w Niemczech czas rewolucji – tworzące się Rady Robotnicze i Żołnierskie. Polacy przejęli taką radę w Poznaniu, która de facto sprawowała władzę. I wydział wykonawczy rady zaczął wymieniać pruskich urzędników i umieszczał na tych miejscach Polaków. Ten proces przejmowania władzy w Wielkopolsce toczył się, zanim wybuchło powstanie. Tu nie było miejsca na powtórkę z Nocy Listopadowej, gdzie Polacy biegaliby po Poznaniu, szukając, kto przejmie dowództwo. To polityczne przywództwo już było gotowe.

Czy możemy wymienić najważniejszych przywódców powstania wielkopolskiego?

Oczywiście generał Józef Dowbor-Muśnicki, twórca i organizator armii powstańczej. On przybył do Wielkopolski, kiedy powstanie trwało. Pierwszym dowódcą był kapitan, potem major Stanisław Taczak. Trzeba pamiętać o pierwszej polskiej ofierze powstania, czyli Franciszku Ratajczaku. Od strony politycznej pierwszoplanową postacią jest członek komisariatu Naczelnej Rady Ludowej Wojciech Korfanty. Postać zazwyczaj kojarzona ze Śląskiem i z powstaniami śląskimi – i słusznie. Ale on był związany z całą dzielnicą pruską i wtedy, w tych kluczowych momentach 1918 i 1919 roku, był odpowiedzialny za polityczne zaplecze powstania.

Pan mówi o pracy w miesiącach poprzedzających powstanie. Można chyba jednak powiedzieć, że Polacy w Wielkopolsce przygotowywali się do tego momentu dziejowego przez dziesiątki lat.

Oczywiście, powstanie wielkopolskie było pierwszym polskim powstaniem w XX wieku. W związku z tym było to pierwsze powstanie nowoczesne. Nie tylko systematycznie i metodycznie przygotowane. Głównym bohaterem tego powstania był nowoczesny naród, ta część narodu polskiego, która żyła nad Wartą. Nowoczesny w znaczeniu: obejmujący wszystkie warstwy społeczne przeniknięte polską tożsamością narodową, która budowała się w czasie tzw. najdłuższej wojny nowoczesnej Europy. Czyli podczas organizowania oporu polskiego wobec nacisku germanizacyjnego, nie tylko w sensie językowym, ale też obrony polskiej ziemi i kultury. W tę obronę były zaangażowane polskie instytucje za pomocą różnych sieci oddolnych tworzonych przez Polaków, przez polską oddolną modernizację, czyli ruch organicznikowski – czytelnie ludowe, spółdzielnie, banki rolnicze, związki spółek zarobkowo-pożyczkowych. Tutaj kluczową rolę pełnił Kościół katolicki, który dostarczał kapitału moralnego i kulturowego, a z drugiej strony było polskie ziemiaństwo, szlachta, która dostarczała kapitału materialnego, bez którego te wszystkie inicjatywy by nie powstały. Synergia tych dwóch kapitałów – moralnego wsparcia ze strony Kościoła i materialnego, który finansował te projekty organicznikowskie, pozwoliła na stworzenie nad Wartą nowoczesnego polskiego narodu. Nieprzypadkowo Roman Dmowski w Myślach Nowoczesnego Polaka z 1903 roku wskazywał na Poznańczyków jako przykład nowoczesności dobrze pojętej.

Skoro wspomnieliśmy o Dmowskim, można chyba powiedzieć, że Wielkopolska to była modelowa endecka dzielnica kraju?

Tak. Tutaj rząd dusz sprawowała Narodowa Demokracja i także szeroko pojęty ruch chrześcijańsko-społeczny, np. chrześcijańskie, czyli katolickie związki zawodowe. To się oczywiście zgadza; sam Roman Dmowski w okresie II RP bardzo chętnie przebywał w Wielkopolsce, nawet zakupił majątek w Chludowie pod Poznaniem. A Wielkopolska też witała go z otwartymi ramionami. Warto wspomnieć, że Dmowski jest doktorem honoris causa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, uniwersytetu, który powstał jako Wszechnica Piastowska w 1919 roku. Warto pamiętać, że został zachowany parytet, ponieważ doktorem honoris causa UAM jest także Józef Piłsudski.

Czy dziś w Wielkopolsce cokolwiek pozostało z tego narodowo-demokratycznego, czy też chrześcijańsko-społecznego charakteru?

Jeżeli patrzeć na wyniki wyborów, czy też zaplecze ideowe ludzi, którzy rządzą w Poznaniu – to nic nie zostało.

Jak przebiegały obchody setnej rocznicy wybuchu powstania?

Od strony zewnętrznej wypadły dość okazale. Miasto zostało oflagowane, byli obecni najważniejsi przedstawiciele państwa polskiego na czele z panem prezydentem. Jednak najważniejsze jest to, że obchody były poprzedzone akcją edukacyjną w całej Wielkopolsce. Na poziomie szkół, powiatów, gmin działo się to kilka miesięcy przed 27 grudnia. Można więc powiedzieć, że akcje upamiętniające powstańców wielkopolskich były prowadzone na różnych płaszczyznach. Od prowadzonej już od wielu lat akcji kibiców Lecha Poznań, którzy co roku zbierają pieniądze na odbudowę mogił powstańczych, po różne przedsięwzięcia edukacyjne w szkołach, w różnych ośrodkach kultury.

Zwycięstwo powstania wielkopolskiego to także efekt sprzyjającej sytuacji geopolitycznej.

To jest prawda, ale był to też efekt wielkiego wysiłku dyplomatycznego Komitetu Narodowego Polskiego na czele z Romanem Dmowskim. Przypomnijmy, że od 18 stycznia 1919 roku trwała w Paryżu konferencja pokojowa, na której Polska była obecna, i to obecna formalnie, w szeregu państw zwycięskich. Dzięki temu, że na froncie zachodnim w momencie podpisywania rozejmu w Compiègne 11 listopada 1918 roku była polska formacja zbrojna w postaci Błękitnej Armii generała Hallera. Wysiłek strony polskiej, przede wszystkim Romana Dmowskiego, aby powstrzymać kontrofensywę niemiecką, która zaczęła się w styczniu 1919 roku, był skuteczny w tym sensie, że przedłużenie rozejmu z Compiègne, które nastąpiło 16 lutego 1919 roku w Trewirze objęło również wymuszony na Niemcach zakaz przesuwania się na wschód w kierunku Wielkopolski. Krótko mówiąc, wymuszono na Niemcach pozostawienie w ręku powstańców prawie całej Wielkopolski. To pozwoliło skonsolidować te zdobycze i zorganizować armię powstańczą, która wiosną 1918 roku osiągnęła stan 80–90 tysięcy doskonale wyszkolonych żołnierzy.

Czy władze Poznania zaangażowały się aktywnie w obchody stulecia?

Pan prezydent Jaśkowiak tym razem był w Poznaniu podczas rocznicy. Można powiedzieć, że władze Poznania przynajmniej nie przeszkadzały w tych przedsięwzięciach i objęły najważniejsze akcje swoim patronatem. Natomiast ton nadawały tym obchodom – i to bardzo dobrze o nich świadczy – przede wszystkim inicjatywy społeczne. Nie mówię tylko o grupach rekonstrukcyjnych, one są najbardziej widoczne, ale o działaniach wydawniczych czy edukacyjnych. Władze Poznania zrobiły swoje. Przynajmniej nie było żadnej próby uczynienia np. z powstańców wielkopolskich przeciwników dialogu polsko-niemieckiego, bo przy różnych aberracjach ideologicznych można by się było czegoś takiego spodziewać. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.

Panie Profesorze, trwa polemika na temat reformy akademickiej. Pan premier Gowin broni się przed zarzutami wyrażonymi między innymi w liście naukowców, zainicjowanym przez profesora Andrzeja Nowaka. Minister uważa, że reforma nie zagraża wolności badań, a krytykowana przez Panów lista wydawnictw to próba poprawienia jakości publikacji naukowych i wyeliminowania tych najsłabszych.

A kto ma eliminować te najsłabsze elementy? Rozumiem, że ministerialni urzędnicy, którzy będą robić takie listy? Nauka ma eliminować słabe publikacje – bo nie przeczę, że takie są – swoimi własnymi siłami. Od tego są przewody habilitacyjne, doktorskie i profesorskie, a także powoływanie recenzentów, którzy – żeby eliminować niepożądane zjawiska – obecnie są rzeczywiście przyzywani z zewnątrz, a nie spośród kolegów.

Kolejna sprawa – szkoda, że pan minister nie wskazał kraju, w którym panuje system, który on chce zaprowadzić. Ani w Stanach Zjednoczonych, ani w Niemczech, ani we Francji – w wiodących państwach, jeśli chodzi o postęp naukowy, także o nauki humanistyczne – nie ma żadnych odgórnych ministerialnych list.

Trzecie pytanie: jakie są kryteria i kto ustalał taką listę? Nie znamy nazwisk osób, które biorą udział w ustalaniu takiej listy, a przede wszystkim nie znamy kryteriów, według których taką listę się ustala.

Czy możemy wskazać źródła tego projektu, jego ideowe korzenie?

Też bym się bardzo chętnie dowiedział, kto za tym stoi. To jest zadziwiająca sprawa – cały ten model zmierza do aberracyjnego centralizmu, hiperregulacji czynionej pod patronatem pana ministra Gowina, który – przypomnijmy – jako minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska ciągle mówił o deregulacji, o otwieraniu zawodów, o usuwaniu biurokratycznych kajdan, które tłamszą nasze życie publiczne. A tutaj mamy ruch w drugą stronę. Dlatego pytanie o korzenie jest bardzo zasadne.

Jeżeli popatrzeć na kraje, w których obowiązuje system, do którego dąży pan premier Gowin – o ile ja się dobrze orientuję, to taki system mamy w Chinach i w Turcji. Nie wiem, czy jeszcze gdzie indziej, ale na pewno nie w krajach, które wymieniałem wcześniej i do których wzorca rzekomo dążymy w tej reformie. Tymczasem okazuje się, że trend jest zupełnie inny. Trend, który zmierza do tego, aby naukę jeszcze bardziej w Polsce reglamentować i to reglamentować przez urzędników. Z logiki przedsięwzięcia, o którym rozmawiamy, przebija wielka nieufność do środowiska naukowego, do tego, że będzie samo w stanie zapobiec uznawaniu marnych prac za prace naukowe.

Powtarzam – jeżeli ktoś drukuje, nawet za swoje pieniądze, marną pracę naukową i ona jest przedstawiana jakiejś radzie wydziału czy radzie naukowej jako praca doktorska czy habilitacyjna, to najczęściej już na wstępnym etapie powoływania komisji taka praca jest odrzucana. Jeżeli jakimś cudem przejdzie, to potem są zewnętrzni recenzenci, jest centralna komisja do spraw tytułów naukowych, teraz ma się nazywać radą ds. doskonałości naukowej – która też nad tym czuwa. I raptem okazuje się, że ma być dodatkowa rada, całkowicie anonimowa, w postaci gremium, które będzie ustalało listę wydawnictw.

Pan minister obawia się, że jak nie będzie tej listy, to będą powstawać marne prace naukowe. A żeby nie były marne, potrzebny jest spis, lista. Czyli doskonałość naukowa ma być badana na etapie ministerialnym. To ja sugeruję – może warto by było, żeby ministerstwo nauki każdego stycznia publikowało po prostu liczbę osób, które w rozpoczynającym się roku są przewidziane do tego, żeby dostały doktorat, habilitację czy profesurę i już się przez cały rok nie denerwowały. Skoro ministerstwo wie lepiej, to idźmy dalej i reglamentujmy wszystko – taki jest logiczny kierunek tej polityki. Bardzo niedobry.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z prof. Grzegorzem Kucharczykiem pt. „Powstanie wielkopolskie – powstanie nowoczesnego narodu” znajduje się na s. 1 i 3 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z prof. Grzegorzem Kucharczykiem pt. „Powstanie wielkopolskie – powstanie nowoczesnego narodu” na s. 1 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kłamstwo, obłuda, manipulacja od zarania dziejów towarzyszyły człowiekowi. Nigdy jednak nie były narzędziami systemowymi

Mamy rozbełtany system wartości, z którego wyrasta nasze myślenie i funkcjonowanie nasz ogląd i ocena świata, nasze postawy, potrzeby, oczekiwania, preferencje życiowe; nade wszystko nasza duchowość.

Roman Zawadzki

‘Zapaść semantyczna’, termin ukuty przez Herberta, oznacza mowę, która przestała cokolwiek znaczyć. Przez dowolne, arbitralne i instrumentalne przekłamywanie sensu słów i manipulowanie ich znaczeniami przekaz w nich zawarty przestaje być jednoznaczny i może zawierać cokolwiek. (…) Posługując się często pseudonaukowym, mądrze brzmiącym bełkotem, uwiarygodnia się oczywiste bzdury, nieraz alogiczność owego opisu, narracji i wnioskowania.

W tej technologii „duraczenia” ogromne znaczenie ma fantastycznie pojemne określenie „inaczej”. Słówko to stosuje się dzisiaj właściwie do wszystkiego – dobra i zła, piękna, prawdy, przyjemności, rozumu, uczuć, siły i słabości.

Likwidując zasadę „tak-tak”, „nie-nie”, wprowadza się unieważniający ją łącznik, „ale” oraz właśnie owo niezwykłe „inaczej” w randze wielkiego kwantyfikatora. Pokrętna dialektyka, wspierana prostackim manicheizmem współczesnych teorii naukowych, potrafi uzasadniać zasadność zła i bezsensowność dobra; rozumność głupoty i głupotę rozumu; bezwolność działań i siłę tej bezwolności.

Wszystko teraz jest lub może być „inaczej” – nadto z pełnym błogosławieństwem bożka nauki. W efekcie każdy idiotyzm, każdą podłość czy wręcz zwyrodnienie, opatrywane etykietką „naukowości”, uchodzi za wykwit rozumu i normalność. Każdy idiota może teraz uchodzić za „umysłowość wybitną inaczej”, a każdy łobuz za osobnika wręcz szlachetnego, trapionego bólem istnienia i uzewnętrzniającego swe rozterki i dylematy w sposób niekonwencjonalny, czyli „normalny inaczej”.

Z drugiej strony można z normalnego człowieka zrobić „psychicznego inaczej”, cierpiącego na jakąś – kwalifikowaną przez oszustów medycznych i akademickich, lub cwaniaków od psychobiznesu – przypadłość w stadium zgoła „bezobjawowym”. W ten sposób każdego da się jakoś stygmatyzować, ośmieszać, dyskwalifikować, później wykluczać, a gdy trzeba – izolować lub eliminować. A wszystko dzięki cudownemu przysłówkowi „inaczej”.

Manipulacyjność nowomowy polega na wprowadzaniu do języka określonych szablonów zrelatywizowanego opisu świata, czyli na nakładaniu ludziom uprzednio zaprojektowanych filtrów na postrzeganie i rozumienie rzeczywistości oraz na kody jej rozpoznawania, analizowania, nawet doświadczania. Powoli, bez pośpiechu, żeby tylko nikogo nie spłoszyć, niczym w „gotowaniu żaby”, wmontowuje się je w narrację wewnętrzną człowieka tak, by stopniowo deformowały to, co wytworzył w sobie (lub wytwarza) w trakcie osobowej formacji kulturowej, w co wierzy, co ma za trwałe i święte.

Manipulacje na języku mają straszliwą siłę rażenia. Powodują powolną, acz skuteczną dekompozycję jednego z kodów „czytania świata” i komunikacji – nie tylko międzyludzkiej, lecz także jednostki z jego własną historią i kulturą. Tym samym dokonuje się relatywizacji pojęć oraz ich znaczeń; przypomina to trochę wpuszczanie wirusów do oprogramowania systemu. Człowiek zaczyna się gubić, gdyż traci stałe punkty oparcia swego myślenia i swej tożsamości. Zrównywanie znaków wartościujących wszystkiego i we wszystkim czyni go bezbronnym i bezradnym w poruszaniu się w otaczającym go świecie. (…)

Od czasu, gdy inżynieria społeczna nabrała złowieszczego impetu i stała się narzędziem uzurpacyjnego sprawowania przez nielicznych władztwa nad światem i ludźmi, ewolucję kulturową zastąpiło majsterkowanie przy czym się tylko da na skalę masową, czyli gwałcenie natury i praw nią rządzących.

Z buntu przeciw Stwórcy zrodziła się deformacja chrześcijaństwa, potem chora filozofia Oświecenia, z niej zaś wyrosły równie chore ideologie postępu, barbarzyńskie rewolucje i wojny, wreszcie współczesne zniewolenie jednostki w skali globalnej. A wszystko za sprawą szaleństwa samozwańczych demiurgów, którym zamarzyło się konkurować z Panem Bogiem (a ponoć Go nie uznają).

Biblijny Adam chciał tylko dorównać Bogu w poznaniu, natomiast współcześni buntownicy umyślili sobie, by go zastąpić in actu, i to in toto. Cóż, niegdyś upadły anioł stał się Księciem Zła, ale dzisiejsi umysłowi i duchowi popaprańcy są tylko jego lokajczykami, nad wyraz gorliwie służącymi swemu panu. Niestety, bardzo skutecznie.

Po zniszczeniu języka i semantyki zabrali się za symbolikę, czyli za dziedzictwo kulturowe i duchowe człowieka. Nie wystarcza im chaos pojęciowy, bełkot nowomowy, wbijanie ludziom do głowy, że czarne jest białe, dobre jest złe, głupie jest mądre, a piękne jest szpetne – i na odwrót. Chcą tę „anomię semantyczną” domknąć także w sferze symboliki, deformując jej elementy i albo je zdeprecjonować, albo wymienić na jakieś ersatze. Idzie o to, by – jak w reklamie – w miejsce towarów promować zgrabne i efektowne etykietki ich opakowań. Nachalnie eksponuje się symbolikę „przekłamaną”, odwołując się do tradycyjnych znaczeń, lecz podstawiając pod stare znaki nowe treści, niekiedy niemające wiele wspólnego z pierwowzorem. To taka „nowomowa symboli”, czyli fałsz, relatywizujący kulturowe znaczniki tożsamości. Nie tylko mówimy bełkotem, lecz mamy rozbełtany system wartości, z którego wyrasta nasze myślenie i funkcjonowanie, nasz ogląd i ocena świata, nasze postawy, potrzeby, oczekiwania, preferencje życiowe, a nade wszystko nasza duchowość. (…)

Tworzy się też – zwłaszcza w sztukach wizualnych – spersonifikowane symbole całkiem nowe, osadzone w dzisiejszych realiach. Wystarczy spojrzeć na tysiączne gadżety, łakocie, nawet ubrania (np. dziurawe spodnie jako krzyk mody i wzorzec elegancji!). Wbrew pozorom, nie jest to drobiazg. Wystarczy przyjrzeć się temu, co oferują różne media w niezliczonych materiałach i programach dla najmłodszych i jakie wzorce osobowe i zachowań są w nich promowane. A czym skorupka za młodu nasiąknie… – nie tylko w formach, ale w oczekiwaniach i nawykach ich zaspokajania.

Jest wreszcie polityka. Tu już panuje wolnoamerykanka, polegająca na totalnym zakłamywaniu i zaklinaniu rzeczywistości. W nomenklaturze orwellowskiej wojna czy rewolucja to wyzwolenie i zapowiedź przyszłego szczęścia narodów. Demokracja wywodzi się przecież ze szlachetnego i mądrego greckiego antyku i należy ją czcić bez szemrania.

W imię obrony i propagacji jej ideałów wyczynia się więc najdziksze brewerie z ofiarami i trupami liczonymi w setkach milionów istnień ludzkich. Masy tresuje się do przyzwalania na ten stan rzeczy, ubierając szaleństwa w odpowiednie słowa (semantyka) i wielowymiarowe oznakowania (symbolika). Ważne przy tym jest, by nie przeholować z pomysłami, chociażby z indukowaniem np. patriotyzmu, bo w globalistycznym planie świata przewidziano dla niego miejsce wyłącznie ozdobne.

Starannie dobrana, hojnie opłacana i usłużna obsługa medialna, dzięki zapaści semantycznej i symbolicznej załatwia powszechną zgodę (nieraz entuzjazm) tumanionych ludów na każde polityczne zmówienie i draństwo. A kto się nie podda temu naporowi grupowemu, ten kandydat do odstrzału, a w najlepszym przypadku do obróbki psychologicznej, w której zostanie postawiony do „właściwego” pionu. Bo, jak wiadomo, może też być „pion inaczej”.

Cały artykuł Romana Zawadzkiego pt. „Świat znaczeń pustych i fałszywych” znajduje się na s. 12 grudniowego „Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Romana Zawadzkiego pt. „Świat znaczeń pustych i fałszywych” na s. 12 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego