Przykłady zachowań profesorów Senyszyn, Krzemińskiego i Hartmana dowodzą klęski polskiego systemu edukacji

Na okoliczność Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych przedstawiciele elit akademickich opluwają żołnierzy podziemia niepodległościowego stosownie do swego poziomu intelektualnego i moralnego.

Józef Wieczorek

Niezawodna w tej materii jest prof. (…) Profesor ma swój profil na Twitterze, gdzie zaćwierkała 1 marca tego roku: „Wyklęci to nie żołnierze, a bandy wyrzutków społecznych, nierobów i frustratów czekających na III WŚ. Zamordowali 5 tys. cywilów, w tym 187 dzieci, grabili, gwałcili, torturowali, zastraszali Polaków odbudowujących kraj. Ich święto to jawna kpina z obywateli RP. Będzie zniesione”. Nie podaje jednak źródła swoich czy innych badań w tej materii.

„Fronda” w tekście Haniebne słowa o Żołnierzach Wyklętych! „Mordowali Żydów” przytacza wypowiedź znanego profesora socjologii Ireneusza Krzemińskiego: „Ci tak zwani Żołnierze Wyklęci to bardzo często były też oddziały Narodowych Sił Zbrojnych, które walcząc z Niemcami, jednocześnie mordowały np. Żydów albo też nasze mniejszości narodowe”.

(…) Jan Hartman (…) chyba się nie wypowiadał w sprawie żołnierzy wyklętych, ale przed 2–3 laty napluł niemało na swoim blogu w Polityce: „Jak świat długi i szeroki, faszystowska hołota panoszy się na ulicach, siejąc strach i wstręt. Panoszy się i u nas. Wyłażą ze swych nor, bo wiedzą, że ten rząd patrzy na nich łaskawie. Mają z nim wspólny kod. Rozumieją się bez słów.

Hasło »żołnierze wyklęci« zapewnia nietykalność (…) Na terenach, gdzie rozbrzmiewa jeszcze krzyk mordowanych w etnicznych i religijnych waśniach, nienawiść snuje się przez wiele dziesięcioleci. A od czasu do czasu wybucha. Odrażające marsze taki wybuch mogą zapowiadać. Dziś marsz, za rok marsz, a za dwa może już pogrom. Na razie faszyści, poprzebierani za katolików i kibiców, testują wytrzymałość niańczących ich władz”.

(…) Niedawno byłem w szkole podstawowej integracyjnej przy ulicy Topolowej 22 w Krakowie na uroczystości w 66 rocznicę śmierci gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”, gdzie dzieciaki wykazywały się zupełnie inną wiedzą o wyklętych i mordowanych przez komunistów bohaterach.

Przygotowałem z tej uroczystości materiał edukacyjny (strona Niezłomnym ku Niepodległości) do wykorzystania w szkołach wszystkich poziomów, dedykując dokumentację wszystkim Jasiom (a także Joasiom), którzy zbyt dobrze się nauczyli fałszywej historii i jako Janowie (Joanny) nie zdołali się jej oduczyć. Przytoczone wyżej przykłady profesorów (Jana i Joanny) pokazują klęskę polskiego systemu edukacji.

Uważam, że skierowanie takich „profesorów” po naukę do szkoły podstawowej, najlepiej integracyjnej, aby się zintegrowali z uczniami, jest jak najbardziej społecznie pożądane.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Uniwersytet a Wyklęci” znajduje się na s. 17 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Uniwersytet a Wyklęci” na s. 17 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” – słowa wciąż aktualne / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

To nie przypadek, ale reguła: wraz ze wzrostem liczby nauczycieli spada poziom wykształcenia polskich dzieci. Trzeba przy tym pamiętać, że nauczyciele przedwojenni dużo więcej zarabiali niż obecnie.

420 lat mija od wypowiedzenia tych słów przez Jana Zamoyskiego. I wciąż są to słowa aktualne. Ale zanim je rozbierzemy na dzisiejszą mądrość, tak potrzebną z racji strajku nauczycieli i zapowiedzianego już przez premiera Morawieckiego edukacyjnego okrągłego stołu, ustalmy najpierw, kto powinien przy tym poświątecznym stole usiąść.

Autor tytułowej sentencji był wykształconym Polakiem i patriotą. A Akademię ufundował właśnie po to, aby w młodych ludziach rozwijać wiedzę i poświęcenie dla dobra wspólnej Ojczyzny.

Nie było najmniejszym zamiarem wielkiego hetmana wychowanie młodego pokolenia w duchu kosmopolitycznym i w poczuciu wstydu za tenkraj.

I o tym musi nasz premier pamiętać, zapraszając gości. Zatem przy stole, podpowiadam, powinny się znaleźć osoby, którym na takich samych rzeczach zależy. Na wysokim poziomie wiedzy, mocnej postawie chrześcijańskiej i na umiłowaniu naszej ojczyzny. Osoby, które mają inne priorytety moralne i sprzeczne z wymienionymi powyżej cele, niech sobie szukają innych stolików.

Do tak zarysowanej podstawy rozmów i doboru uczestników musimy dodać jeszcze jedno – nie polityczne, nie ideologiczne, nie kastowe, ale nasze wspólne, ludzkie dobro – dobro naszych dzieci. I w tym dopiero kontekście możemy odwołać się do prawdy oczywistej, którą przedstawiłem przed tygodniem, a teraz przypomnę.

Wraz ze wzrostem liczby nauczycieli w stosunku do liczby uczniów, od roku 1939 począwszy, a na roku 2019 kończąc, spada systematycznie jakość nauczania. W roku 1939 1 nauczyciel przypadał na 60 uczniów (co wyszukał mój wytrwały czytelnik, Janusz Maciejewski, dzięki!). W 1970 – na 25 uczniów, w 1990 – na 17, a obecnie na 8. 1 nauczyciel na 8 uczniów, nie licząc 100 000 nauczycieli szkół niepublicznych, a szkoła i szkolnictwo tkwi w kryzysie jak w bagnie. (O biznesie, jakim stało się szkolnictwo wyższe, polegające na ogłupianiu młodzieży za jej własne pieniądze, napiszę innym razem.)

Musimy zatem przyjąć:

Po pierwsze, że to nie przypadek, ale reguła: wraz ze wzrostem liczby nauczycieli spada poziom wykształcenia polskich dzieci. Trzeba przy tym pamiętać, że nauczyciele przedwojenni dużo więcej zarabiali niż obecnie. Gdybym miał przeliczać, to wychodzi 8/10 000 zł dzisiejszych na rękę. I należy uwzględnić bardzo dużą liczbę uczniów nieuczęszczających na co dzień do szkoły. Kształconych prywatnie we dworach i bogatych domach, i zaliczających eksternistycznie kolejne poziomy szkolne. Nie widzę powodu, żeby tej formy kształcenia nie propagować obecnie.

Po drugie, nastąpił niczym nieuzasadniony rozrost biurokracji okołoszkolnej, dydaktyczno-ideologicznej, która stworzyła tyranię gnębiącą nauczycieli i uczniów. To podporządkowanie się tej tyranii przekształca samodzielnych nauczycieli w bezwolne narzędzia realizacji wytycznych, bzdurnych programów. A uczniów przekształca w bezmyślnych półgłówków.

Bo tych programów nie da się zrealizować, a przez uczniów przyswoić. I sięgając nieosiągalnego kosmosu wiedzy, opuszczają szkołę, nie potrafiąc poprawnie pisać i mówić, logicznie myśleć i czytać ze zrozumieniem.

Gdy kilka lat temu zobaczyłem, jak wygląda matura z języka polskiego moich dzieci, to zdębiałem; w życiu bym nie zdał. A zdałem na 5, chociaż miałem nauczyciela komuszka i nie przepadaliśmy za sobą. On mi obniżał stopnie i zachowanie, a ja wykazywałem słowem i pismem, że jego ideologiczne interpretacje są do niczego. Bo zasada, nawet za komuny, była prosta: musiałem obronić postawioną tezę, a nie używać jakichś słów-kluczy. I za tę obronę – za myślenie (!) byłem oceniany. Ilu obecnych uczniów i studentów potrafi myśleć w kategorii przyczyna – skutek? I dlaczego w wolnej ojczyźnie niewolimy umysły naszych dzieci?

Po trzecie, wymienia się jakieś szalone liczby godzin, które musieliby przepracować nauczyciele, przy ograniczeniu liczby nauczycieli.

Tymczasem w roku 1970 jeden nauczyciel, mając do obsłużenia 25 uczniów, prowadził 24 godziny lekcyjne w tygodniu. Przy powrocie do tych proporcji wystarczy obecnie 200 000 nauczycieli, a każdy z nich powinien zarabiać dwa razy więcej niż obecnie czyli 5/6 000 złotych na rękę, bo jeszcze nie jesteśmy państwem tak rozwiniętym, jak II Rzeczpospolita.

400 000 niepotrzebnych już w zawodzie zasili spragnioną pracownika polską gospodarkę, nie zarabiając mniej niż obecnie. Dla Polski (=nas wszystkich) dodatkowa korzyść finansowa, nie zapominając o 33% obniżeniu wydatków na szkolnictwo.

Zatem, jak widzicie, wszyscy (nie tylko nauczyciele, uczniowie i ich rodzice) powinniśmy przestać się denerwować i spędzić spokojne święta Wielkanocne. A po świętach – usiąść do okrągłego albo i prostokątnego stołu i położyć na nim prawdy oczywiste. Te, które wymieniłem powyżej.

I, na koniec, nie wyobrażam sobie, żeby o wykształceniu polskich dzieci miał decydować tylko rząd i nauczycielskie związki zawodowe. To rodzice, którzy dzieci rodzą i płodzą, i wychowują do dorosłości, muszą być najważniejszym decydentem uzdrowienia polskiego szkolnictwa.

Jan A. Kowalski

PS Wszystkim moim Czytelnikom życzę zdrowych i spokojnych świąt Zmartwychwstania Pańskiego.

Poznanie historii akademickiej jest możliwe, choć badania nad nią na uczelniach do tej pory są niepożądane.

Do tej pory nie oszacowano, ilu nauczycieli akademickich opuściło uczelnie (zostało wypędzonych) w czasach PRL-u z przyczyn pozamerytorycznych, do jakiego stopnia zniszczono warsztaty ich pracy.

Józef Wieczorek

Od lat piszę, także na łamach „Kuriera WNET”, o trudnościach w poznaniu najnowszej historii polskich uczelni, instytutów naukowych. Nawet uczelniani historycy dziejów najnowszych mają z tym poznaniem trudności, których nie są w stanie/nie mają woli, pokonać. Można odnieść wrażenie, że sfera akademicka weszła w okres post-historii, a zarazem post-prawdy.

A jednak ostatnio ukazała się książka autorstwa Justyny Błażejowskiej Opozycja antyreżimowa w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk w latach 1956–1989 (Oficyna Wydawnicza Volumen, IPN, 2018), która obala ten mit niepoznawalności historii najnowszej polskich instytucji naukowych. Prof. Włodzimierz Bolecki na okładce książki napisał „To mikrohistoria jednego niewielkiego instytutu, w którą wpisana jest makrohistoria inteligenckiej opozycji w PRL”.

[related id=65772]O tym, że historia najnowsza uczelni, instytucji naukowych, jest słabo poznana/albo całkiem nieznana, można się przekonać łatwo przeszukując internet. Na ogół historie instytucji akademickich kończą się na roku 1968, a potem następuje przeskok do III RP, do dnia dzisiejszego. Pomijane są na ogół lata 70., kiedy następowało strukturalne i personalne zastępowanie ostatnich pozostałości „wstecznego” systemu II RP strukturami i osobami „postępowymi”. Bez tego procesu nie da się zrozumieć zapaści akademickiej lat późniejszych, także w III RP. Na podstawie wielu akademickich historii można wątpić, czy dotkliwa społecznie, i to do dnia dzisiejszego, „epoka jaruzelska”, stan wojenny lat 80. w ogóle dotknęły sfery akademickie. (…)

Justyna Błażejowska, której książka jest zarazem doktoratem na temat opozycji antyreżimowej w Instytucie Badań Literackich, zastosowała odmienną od standardowej metodologię badań, wykazując, że najnowsza historia tego instytutu jest poznawalna i zarazem pokazując kolejnym badaczom drogę poznawania akademickich historii. (…)

Niestety w książce brak jest wykazu kadry badawczej IBL w ujęciu historycznym. Jest natomiast spis materiałów osobowych kadr IBL, w których figuruje wiele znanych w domenie publicznej nazwisk, m. in. Michał Głowiński, Maria Janion, Jadwiga Kaczyńska, Jarosław Kaczyński, Jan Józef Lipski, Zdzisław Łapiński, Jerzy Łojek, Henryk Markiewicz, Zdzisław Najder, Witold Nawrocki, Barbara Otwinowska, Andrzej Paczkowski, Jan Prokop, Jarosław Marek Rymkiewicz, Piotr Stasiński, Stefan Treugutt, Jacek Trznadel, Jan Walc, Wiesław Władyka, Kazimierz Wyka, Roman Zimand, Maria Żmigrodzka i in. Z obecnie pracujących w IBL PAN znany jest Włodzimierz Bolecki, recenzent pracy.

Byli to pracownicy o nader złożonych biografiach i poglądach, i nie wszyscy nadawali się do bycia „inżynierami dusz” w służbie socjalistycznego postępu, a wielu należało – jakkolwiek nie od początku – do opozycji antyreżimowej, co jest przedmiotem książki Justyny Błażejowskiej, słusznie tak pozytywnie ocenianej przez obecnego pracownika IBL profesora Włodzimierza Boleckiego, I przewodniczącego Komisji „S” w IBL. Warto zauważyć, że o prof. Włodzimierzu Boleckim, a nawet o istnieniu „S” IBL czy strajku okupacyjnym w Pałacu Staszica 15 grudnia 1981 r. nie ma nawet wzmianki w Encyklopedii Solidarności, a także w źródłowym opracowaniu Spętana akademia. Polska Akademia Nauk w dokumentach władz PRL – IPN. To zastanawiające, ale nie jest wyjątkiem w pisanych dziejach Solidarności akademickiej.

Autorka dokumentuje procesy zachodzące w IBL na przestrzeni dziesięcioleci, które odkreśla słowami „od uległości do niezależności”, wskutek czego IBL, zamiast służyć rozwojowi marksizmu, stał się miejscem pracy osób ze środowisk antysocjalistycznych, stanowiących opozycję antyreżimową sprawiającą kłopoty zarówno przewodniej sile narodu, jak i SB.

Autorka podkreśla, że „do samego końca PRL o obsadzie stanowisk kierowniczych w placówkach badawczych decydował Wydział Nauki i Oświaty/Wydział Nauki, Oświaty i Postępu Technicznego Komitetu Centralnego PZPR. Mimo zmieniających się okoliczności, komuniści nie rezygnowali z wypracowanych i sprawdzonych metod nadzoru”. To samo miało miejsce w innych placowkach akademickich, ale nadworni historycy wbrew faktom nieraz temu przeczą.[related id=68593]

„Pozbawienie etatu lub odebranie możliwości jego otrzymania było jedną z najczęstszych represji stosowanych wobec osób prowadzących działalność »antypaństwową«”. Pisze o weryfikacji kadr z roku 1985, która odbywała się według kryteriów pozanaukowych, w celu usunięcia wytypowanych, niewygodnych pracowników. Ta weryfikacja wpisywała się w przygotowaną, także od strony prawnej, polityczną weryfikację kadr akademickich końca PRL-u, przeprowadzoną w instytutach badawczych i uczelniach, o czym władze akademickie III RP, a także nadworni historycy, nie chcą nawet wiedzieć.

Książkę należy polecać historykom dziejów najnowszych, szczególnie uniwersytetów, które przeszły przez okres Polski Ludowej, a nade wszystko Uniwersytetowi Jagiellońskiemu – wzorcowej uczelni, której historycy do tej pory nie mogą sobie poradzić z poznaniem historii w czasach komunizmu, w tym podczas stanu wojennego.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Poznanie historii akademickiej jest możliwe” znajduje się na s. 11 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Poznanie historii akademickiej jest możliwe” na s. 11 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Astrofaza: Zdjęcie czarnej dziury jest czymś przełomowym. Potwierdza teorię względności Einsteina

– Nie można zrobić bezpośrednio zdjęcia czarnej dziury, ponieważ nie wydobywa się z niej światło. Naukowcy uzyskali obraz zjawiska dzięki ośmiu radioteleskopom – mówi Piotr Kosek, vloger Astrofaza.

Piotr Kosek, vloger prowadzący kanał Astrofaza na serwisie YouTube, opowiada o pierwszym w historii zdjęciu czarnej dziury, które zaprezentowane zostało światu 10 kwietnia.

Gość Poranka wyjaśnia, czym dokładnie jest uwiecznione na fotografii zjawisko.

„Pokrótce to są takie obiekty, bardzo, bardzo masywne. Pozostałość po wybuchach bardzo masywnych gwiazd, gdzie czasoprzestrzeń dookoła nich jest tak bardzo ugięta, że po prostu nic, nawet światło, nie jest w stanie się wydostać z nich, więc są po prostu czarne. Takie zakrzywienie mocne czasoprzestrzeni w tym miejscu”.

Vloger zaznacza, że bezpośrednie sfotografowanie wspomnianego obszaru czasoprzestrzennego nie jest możliwe, ponieważ od czarnej dziury nie odbija się światło.

„Jedyne, co naukowcy mogli zrobić, to nawet nie tyle zdjęcie, co obraz z pomocą ośmiu radioteleskopów rozsianych po całej Ziemi. To był taki program nazwany Event Horizon Telescope, czyli Teleskop Horyzontu Zdarzeń. Horyzont zdarzeń to jest taka zewnętrzna część czarnej dziury, to miejsce, w którym właśnie światło już nie jest w stanie się z niej wydostać. No i gdybyśmy na tle czegoś jasnego taki horyzont zdarzeń umieścili, to wtedy widzielibyśmy taki cień, coś czarnego. I tego właśnie szukali naukowcy”.

Tłem stanowiącym kontrast dla horyzontu zdarzeń stał się otaczający go tzw. dysk akrecyjny, w którego skład wchodzi materia z rozerwanych gwiazd. Rozgrzana do miliardów stopni materia świeci, dzięki czemu można zauważyć cień czarnej dziury.

Osiągnięcie to m.in. ostatecznie potwierdza teorię względności Alberta Einsteina.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Jak długo jeszcze marni nauczyciele będą ogłupiać nasze dzieci za liche pieniądze?/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Jest rzeczą pewną, że nauczyciele pieniądze dostaną. Co nie rozwiąże żadnych problemów związanych z nauczaniem naszych polskich dzieci. Przede wszystkim nie podniesie poziomu nauczania.

To chyba z powodu aktualnej sytuacji życiowej nie zainteresowałem się w ogóle strajkiem nauczycieli. Bo dzieci już nie mam w szkole, a wnuków jeszcze tam nie mam. Ale przy okazji przypomniała mi się moja własna podstawówka.

Teraz nikt pewnie w to nie uwierzy, ale byłem naprawdę zdolnym dzieckiem. Na tyle zdolnym, że postanowiłem zacząć edukację podstawową dwa lata wcześniej. Brak zgody dorosłych odsunął mój zamiar o rok. Bardzo lubiłem się uczyć w pierwszej klasie, tak samo w drugiej. To w trzeciej klasie szkoły podstawowej przyszło ostudzenie mojego entuzjazmu. I kompletna utrata zaufania do nauczycieli. Od mojej pani zaczynając, która nagle zaczęła się nade mną znęcać psychicznie i fizycznie. Nie byłem w stanie tego pojąć wtedy, a potem o wszystkim zapomniałem. Zrozumienie przyczyny takiej drastycznej zmiany przyszło wiele lat później.

To przez moją mamę w wieku 8 lat stałem się nieświadomą ofiarą systemu. Moja nauczycielka z klas 1–3 należała do komunistycznej awangardy nauczycielskiej. Również w sferze obyczajowej, co wywołało niezadowolenie zacofanych społecznie mieszkańców mojej wsi Błota Wielkie (niedaleko Taplar) 😊. Na tyle duże, że delegacja z moją mamą na czele wybrała się do województwa, do kuratorium i Partii. W Komitecie Wojewódzkim PZPR mama zaproponowała dyplomatycznie sekretarzowi, żeby tak światłą osobę, przerastającą poziom naszej wsi, raczej wzięli do województwa. Na co dostała odpowiedź: „A myśli pani, że u nas takich kurew brakuje?!” Historię tę usłyszałem z ust mojej śp. mamy w roku 2004 i nawet się roześmiałem. W roku 1971, podczas kolejnych kar cielesnych, do śmiechu mi raczej nie było. Może nie mam z tego powodu szczególnej traumy, ale skoro nawet WSI rozwiązano, to chyba ZNP, ta bolszewicka skamielina, też powinna zostać starta w pył.

Wróćmy jednak do tu i teraz. Jest rzeczą pewną, niezależnie od dalszego przebiegu strajku, że nauczyciele pieniądze dostaną. Co nie rozwiąże żadnych problemów związanych z nauczaniem naszych polskich dzieci. Przede wszystkim nie podniesie poziomu nauczania. Bo niezależnie od poglądów politycznych (z wyłączeniem LGBTIQ) zgodzimy się z jednym w stulecie niepodległości – poziom nauczania stale obniża się na przestrzeni tych 100 lat. I co zrozumiałe, obniża się poziom wykształcenia absolwentów uczelni.

Magister z moich czasów znaczył tyle, co maturzysta sprzed II wojny światowej. Obecnie poziomowi przedwojennej matury dorównuje dopiero doktor nauk.

Dlaczego tak się dzieje? Odgoniłem od siebie myśl o przedwcześnie gderającej starości i zacząłem rozmyślać. Mówią przecież, że myślenie nie boli.

Sam nie wiem, jak trafiłem na ten tytuł w internecie: 100 lat GUS na 100 lat niepodległości. Uznałem to za pewny znak, dzięki któremu wszystko zrozumiem. Nie przejmując się zatem własną ignorancją matematyczną, zacząłem przeglądać tabele i zestawienia z opracowania pt. Polska 1918–2018 pod red. Cecylii Leszczyńskiej. I oto co znalazłem:

  • Rok szkolny 2018/19. 4 900 tys. uczniów – 600 000 nauczycieli, czyli 1 nauczyciel na 8 uczniów.
  • Rok szkolny 1990/91. 7 750 tys. uczniów – 450 000 nauczycieli, czyli 1 nauczyciel na 17 uczniów.
  • Rok szkolny 1970/71. 7 600 tys. uczniów – 300 000 nauczycieli, czyli 1 nauczyciel na 25 uczniów.

Niestety opracowanie podaje liczbę 5 400 tys. uczniów w roku 1938/39, ale nie podaje liczby nauczycieli. Wnioskując ze szczątkowych danych z lat wojny i tuż po, i tylko na użytek tego tekstu możemy przyjąć, że przed rokiem 1939 1 nauczyciel przypadał na 40 uczniów.

Mam nadzieję, że powyższe zestawienie (i moja osobista historia) pozwoli nam na wyciągnięcie kilku trafnych wniosków.

  1. Należy natychmiast zmniejszyć liczbę nauczycieli o 400 000 osób. Jako pierwsze powinny być zwolnione osoby, które nie potrafią nauczyć ucznia i odsyłają go na korepetycje.
  2. Należy wraz z tym zwiększyć zarobki nauczycieli dwukrotnie, do co najmniej 6000 zł na rękę. Uczyni to zawód nauczyciela atrakcyjnym dla osób o wysokim poziomie wiedzy i umiejętności jej przekazania. I skończy z dotychczasową selekcją negatywną, jak też koszmarną 85% feminizacją zawodu.
  3. Nauczyciel powinien przekazywać uczniowi wiedzę, a nie ideologię, nieważne jak światłą. Większość moich problemów szkolnych wynikała z bardziej lub mniej świadomej niezgody na przymusową ideologizację. I tylko trochę z tego, że byłem „żywym dzieckiem”.

Czas rozwalić systemowo tę kolejną nadzwyczajną kastę, która w kompletnie nieekonomiczny sposób broni swoich przywilejów. I jak na razie czyni to skutecznie.

Ale żeby taka zmiana mogła się dokonać, należy pokonać biurokratycznego molocha III RP. Skończyć z patogennym systemem rzekomego władania szkołami przez gminy, ale z dotacji celowych przekazywanych na ten cel przez Centralę. I oddać władzę decydowania o wykształceniu i wychowaniu dzieci ich rodzicom.

Podobnie jak lekarze, nauczyciele też mogą zupełnie uczciwie dużo więcej zarabiać niż obecnie. Wszyscy możemy dużo więcej zarabiać. To w chorej systemowo strukturze zatrudnienia tkwi źródło naszej biedy. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiemy i odrzucimy ten chory system.

Jan A. Kowalski

Są takie protesty, które w szczególny sposób oburzają społeczeństwo – bo te grupy zawodowe „nie powinny strajkować”

Dopóki nauczyciele nie będą więcej zarabiać, dopóki nie wrócą prawidłowe standardy w relacjach uczeń-nauczyciel, a ten zawód będzie deprecjonowany – dopóty polska szkoła nie zmieni się na lepsze.

Małgorzata Szewczyk

Media, także te publiczne, w ostatnich dniach dopuszczają się wielu przekłamań, wprowadzając opinię publiczną w błąd i niestety antagonizując społeczeństwo – nie wiem, czy w sposób zamierzony, czy nie. Otóż nie jest prawdą, że nauczyciele, jak podano w jednym z publicznych serwisów, pracują 3 godz. dziennie, „resztę” (tzn. dokładnie ile?) czasu poświęcając na sprawdzanie prac i przygotowywanie się do prowadzenia lekcji. Znajomi nauczyciele, także spoza mojej rodziny, przeliczyli czas poświęcony na pracę i okazało się, że jest to znacznie ponad 40 godz. tygodniowo, łącznie z weekendami. I to niezależnie od wykładanego przedmiotu.

Nie spotkałam się jeszcze, niestety, z informacją o tym, że w nauczycielską pensję (nauczyciel rozpoczynający pracę otrzymuje 2500 zł brutto przy obecnej płacy minimalnej 2250 zł brutto) wliczone są też godziny poświęcone na wszelkiego rodzaju projekty, koncerty, festyny, rady pedagogiczne, zebrania z rodzicami itd. Nie wspominając o kilkudniowych wycieczkach, w czasie których dzieci i młodzież są pod opieką nauczycieli przez 24 h na dobę.

Nie jest też prawdą, że nauczyciele mają pełne dwa miesiące wakacji – przed wrześniem odbywają się egzaminy poprawkowe i także rady pedagogiczne. W większości szkół obowiązują dzienniki elektroniczne, co jest wygodą dla uczniów i rodziców, a co – o czym też się niestety nie wspomina – obliguje nauczycieli do „bycia podłączonym do internetu” przez cały dzień. Pytanie ze strony uczniów: „Dlaczego pani mi nie odpisała?” jest w szkole na porządku dziennym.

Dopóki nauczyciele nie będą więcej zarabiać, dopóki do szkoły nie powrócą prawidłowe standardy w relacjach uczeń-nauczyciel, dopóki ten zawód będzie deprecjonowany, a materiał nauczania „okrajany” przez kolejne reformy – dopóty w polskiej szkole nic się nie zmieni na lepsze. Nawet najlepszy nauczyciel „z powołania”, mający szczere chęci i poczucie misji, nie będzie zadowolony, rozpoczynając pracę w tym zawodzie za taką pensję, bo – zwłaszcza w dużych miastach – naprawdę trudno jest się za 1800 zł netto utrzymać, nie wspominając o wynajmie mieszkania. (…)

Żeby było jasne – uważam, że termin planowanego protestu nie jest właściwy, a wysokość podwyżki, której domaga się ZNP – raczej nierealna. Choć prawdą jest, że strajk w miesiącach wakacyjnych na nikim nie zrobiłby wrażenia. A odnośnie do płac – protestujące dotąd grupy zawodowe otrzymały podwyżki. W tej sprawie, jak każdej delikatnej, a do takiej należy kwestia wynagrodzenia w budżetówce, konieczny jest kompromis. Ale żeby do niego doszło, obie strony muszą pójść na ustępstwa. ZNP też.

Cały artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „Przed strajkiem nauczycieli” znajduje się na s. 3 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „Przed strajkiem nauczycieli” na s. 3 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Stanowisko Zespołu Parlamentarnego ds. oceny projektu Polityki Surowcowej Państwa i jej skutków dla gospodarki

Polityka Surowcowa Państwa przy swoich szczytnych hasłach, czyli bardzo dobrze opracowanym pijarze – nie proponuje żadnych wartości dodanych dla społeczeństwa polskiego i rozwoju polskiej gospodarki.

Teresa Adamska, Tomasz Nałęcz, Zbigniew Tyneński

Dokument „Polityka Surowcowa Państwa. Projekt” (PSP), przygotowany przez pełnomocnika rządu ds. polityki surowcowej państwa (2017) nie spełnia podstawowych wymogów opracowania strategicznego. Powstał bez wcześniejszych analiz stanu początkowego w zakresie surowców mineralnych. Nie prezentuje wizji, jaka powinna przyświecać Polsce w rozwoju i realizacji zadań związanych z gospodarką surowcami mineralnymi. Jest zbiorem ogólnych i dość banalnych propozycji, niepoprzedzonych głęboką analizą tematyczną i nierozwiązujących kluczowych kwestii istotnych dla polskiej gospodarki i społeczeństwa. (…)

Brakuje wstępnej analizy dostępnych materiałów i przeprowadzenia wielopoziomowego zapotrzebowania gospodarki na surowce, co powinno poprzedzać i uzasadniać jakiekolwiek rekomendacje. (…)

Projekt PSP w sposób pomijalny odnosi się do ogromnego potencjału geotermalnego i geotermicznego Polski. Mimo haseł innowacyjności nie podnosi w ogóle priorytetu korzystania z technologii np. wewnątrzzłożowego bezemisyjnego procesowania węgla kamiennego i brunatnego, produkcji energii elektrycznej z ciepła ziemi, bez konieczności stosowania tzw. „dubletu”, czyli dwóch odwiertów geotermalnych. (…)

Projekt nie zakłada wprowadzenia jasnych i transparentnych procedur koncesyjnych, które równo traktowałyby wszystkich inwestorów i jednocześnie wymuszałyby respektowanie prawa przez urzędników wydłużających procedowanie wniosków. (…)

Projekt PSP nie obejmuje zupełnie ochrony polskich zasobów przed agresywną działalnością zagranicznych korporacji w Polsce. Twarde zapisy w tym zakresie są bezwzględnie konieczne. (…)

Wspominane w PSP rozwiązanie dotyczące obniżania ryzyka inwestycyjnego, określanego jako „udzielanie przez państwo pomocy poprzedzającej przedsięwzięcie”, jest co najmniej nieprecyzyjne i może rodzić wiele zachowań korupcyjnych poprzez preferowanie grup interesu. (…)

Żaden kraj w UE i poza nią nie definiuje służby geologicznej jako jedynego lub głównego narzędzia wdrażania polityki surowcowej. Przy szerokim spektrum zagadnień, które musi obejmować polityka surowcowa, służba geologiczna jest tylko jednym z podmiotów (słowo ‘narzędzie’ jest tutaj nie na miejscu i wskazuje na brak szacunku dla ludzi) wdrażających politykę surowcową (patrz: polityki surowcowe innych krajów UE).

Należy również wziąć pod uwagę dotychczasową działalność GGK prof. M.O. Jędryska w zakresie obowiązującego i wciąż nowelizowanego prawa g i g, uchwalonego przez Sejm w 2012 r. (prof. M.O. Jędrysek był autorem większości zapisów tego prawa, które tworzył w latach 2006–2007) i projektu ustawy o powołaniu Polskiej Służby Geologicznej z umundurowaną Strażą Geologiczną.

Niestety wiele do życzenia pozostawia też forma przeprowadzenia konsultacji publicznych, które według wielu opinii miały charakter tylko fasadowy i propagandowy, bez możliwości wypowiedzi środowisk krytycznie nastawionych do prezentowanych w dokumencie założeń.

Pominięto też wymaganą prawnie ścieżkę konsultacji publicznych. Towarzyszące projektowi PSP konferencje tzw. konsultacyjne, jak wynika z ich przebiegu, miały raczej charakter happeningów propagandowych, a nie konsultacji społecznych.

Projekt Polityka Surowcowa Państwa przy swoich szczytnych hasłach, filarach itd. – czyli bardzo dobrze opracowanym pijarze – nie proponuje żadnych wartości dodanych dla społeczeństwa polskiego i rozwoju polskiej gospodarki. Najważniejszym elementem PSP powinna być ochrona polskich zasobów. Od 2006 do 2015 r. władze polityczne i ośrodki decyzyjne w zakresie polityki udzielania koncesji na węglowodory, w tym na gaz łupkowy i kopaliny towarzyszące, usilnie starały się oddać kopaliny zagranicznym koncernom. Przekazywanie koncesji poszukiwawczo-wydobywczych podmiotom zagranicznym na dotychczasowych zasadach (bo w tym zakresie PSP nie zmienia nic), czyli symbolicznych opłatach koncesyjnych za jednostkę kopaliny, jest niedopuszczalne i powinno być natychmiast zatrzymane.

Opracowanie dokumentu tej rangi powinno być poprzedzone wielokryterialną analizą kosztów i korzyści społecznych, gospodarczych i środowiskowych, wykonaną przez niezależnych ekspertów, społecznie konsultowaną, z której wynikałby wariant optymalny – realizacyjny. Prawo geologiczne i górnicze, które wielokrotnie już zostało znowelizowane po 2012 r., jest obecnie nieczytelne, sprzeczne w wielu zapisach, zbyt obszerne. Nie nawiązuje w żadnym zapisie do faktu przynależności polskich zasobów do narodu, zgodnie z Konstytucją. Powinno być zdelegalizowane. W okresie przejściowym należy powrócić do prawa z 1994 r., które w całości implementowało zapisy dyrektyw UE. Nowe prawo powinno być tworzone poprzez rzeczywiste konsultacje społeczne, w których uczestniczyliby przedstawiciele wyłonieni oddolnie przez obywateli i samorządy.

Tymczasem główny inicjator i współtwórca regulacji w obecnym prawie geologicznym i górniczym (g i g), który zapoczątkował „rozdawnictwo” polskich kopalin w 2007 r., jest obecnie (ponownie) Głównym Geologiem Kraju i pomysłodawcą przyjęcia PSP wraz z jej prawnymi konsekwencjami.

Współpracujący z nim zespół autorski składa się głównie z urzędników ministerialnych oraz z przedstawicieli podmiotów żywo zainteresowanych intensyfikacją wydobywania lub pozyskiwania zasobów, podczas gdy, zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju, już na etapie wstępnym konieczny jest udział końcowych beneficjentów tej polityki, tj. obywateli.

W rzeczonym dokumencie brak jest oryginalnej myśli uwzględniającej specyfikę surowcową i geopolityczną naszego kraju. Sami jego autorzy przyznają, że zawiera ono tylko „koncepcję działań zmierzających do przygotowania polityki surowcowej Rzeczypospolitej oraz wytyczne odnośnie do metod rozpoznania obszarów wymagających w tej dziedzinie diagnozy i weryfikacji”. Projekt Polityki Surowcowej Polski nie spełnia wymogów dokumentu rangi strategicznej.

Artykuł został przygotowany na podstawie szerszego opracowania autorstwa Zespołu Parlamentarnego, stanowiącego ocenę Projektu Polityki Surowcowej Państwa.

Autorzy reprezentują Zespół Parlamentarny ds. Kopalni „Krupiński” i technologii podziemnego zgazowania węgla, Zespół nr 5 ds. oceny projektu Polityki Surowcowej Państwa i jej skutków dla gospodarki oraz nieuzasadnionego wstrzymania prac geologicznych dokumentujących złoża kopalin użytecznych.

Cały artykuł Teresy Adamskiej, Tomasza Nałęcza i Zbigniewa Tyneńskiego pt. „Ocena rządowego projektu Polityki Surowcowej Państwa” znajduje się na s. 17 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Teresy Adamskiej, Tomasza Nałęcza i Zbigniewa Tyneńskiego pt. „Ocena rządowego projektu Polityki Surowcowej Państwa” na s. 17 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Artykuł prof. Włodzimierza Klonowskiego„PANtonomia” opiera się na fałszywych przesłankach i nieznajomości przepisów

Artykuł obraża nie tylko dyrektorów, ale też rady naukowe, porównywane do KC PZPR. Obraża też i instrumentalizuje „szarych” pracowników, sugerując, że powinni zostać objęci zwolnieniami grupowymi.

Anna Zielińska

W lutym 2019 w dziale Opinie ukazał się artykuł Włodzimierza Klonowskiego zatytułowany PANtonomia, odnoszący się do sytuacji w instytutach Polskiej Akademii Nauk. Tekst opiera się na fałszywych przesłankach i nieznajomości przepisów, zasad i zwyczajów panujących w PAN. Stąd pojawiła się potrzeba sprostowania nieprawdziwych stwierdzeń tam zawartych.

Autor buduje opozycję między dyrektorami i radami naukowymi instytutów PAN a „szarymi” pracownikami naukowymi. W jego opinii pracownicy są celowo pozbawiani wiedzy o sytuacji w instytutach, dostępu do finansowania badań i innych należnych im dóbr. Dyrektorzy i rady naukowe tworzą w czarnej wizji autora korupcjogenny „układ”, który pozwala na czerpanie korzyści kosztem pracowników. Jest to obraz nieprawdziwy z kilku powodów. (…)

Funkcja dyrektora jest kadencyjna, więc to „szary” pracownik zostaje dyrektorem, a dyrektor po zakończeniu sprawowania funkcji staje się „szarym” pracownikiem.

Prezes PAN powierza funkcję dyrektora osobie, która wygra konkurs. Konkursy są organizowane co 4 lata. Zatem każdy, kto spełnia warunki formalne i merytoryczne, może zostać dyrektorem. Przeciwstawienie dyrektorzy/pracownicy, które kreuje autor tego artykułu, jest sztuczne i absurdalne.

Równie niedorzeczny jest pomysł, że rady naukowe znajdują się pod silnym wpływem dyrektorów i służą do „przyklepywania” ich decyzji. W przypadku kierowanego przeze mnie Instytutu Slawistyki PAN w skład rady wchodzą wszyscy samodzielni pracownicy nauki (a więc „szarzy” pracownicy), uczeni spoza Instytutu, którzy stają się członkami rady w drodze tajnego głosowania, akademicy wskazani przez wydział IPAN, przedstawiciele niesamodzielnych pracowników – wybrani przez adiunktów i asystentów w zorganizowanych przez nich wyborach – oraz przedstawiciel doktorantów. W sumie 50 osób. Skład rady naukowej określa Ustawa o PAN i statuty instytutów.

Czy autor naprawdę wierzy, że dyrektor manipuluje takim zbiorowym organem, że pracownicy będący członkami rady naukowej sami działają na swoją niekorzyść? (…)

Włodzimierz Klonowski zadaje retoryczne pytanie, czy muszą wymrzeć dwa pokolenia naukowców, żeby sytuacja w PAN się zmieniła. Ponieważ nie chce czekać tak długo, proponuje, aby… wszystkich pracowników zwolnić i ewentualnie jakaś międzynarodowa komisja zatrudni wybrańców na nowo. Trudno nazwać to propracowniczym rozwiązaniem, co więcej, kryje się za tym pogarda dla polskich naukowców.

Autor widzi duże związki PAN z elementami dawnego systemu (z Pałacem Stalina włącznie), ale to, co proponuje i jakim językiem się posługuje, jest w istocie wyjęte z myśli dawnego systemu i stoi w opozycji do nowoczesnego modelu uprawiania nauki. Chciałby, aby instytuty zostały pozbawione autonomii (co już – warto dodać – miało miejsce w czasach PRL), ale nie tłumaczy, jakie z tego mają wyniknąć korzyści dla podnoszenia jakości nauki w Polsce. (…)

Prof. dr hab. Anna Zielińska jest Dyrektorem Instytutu Slawistyki PAN.

Cały artykuł Anny Zielińskiej pt. „Polemika z artykułem prof. Włodzimierza Klonowskiego” znajduje się na s. 19 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Anny Zielińskiej pt. „Polemika z artykułem prof. Włodzimierza Klonowskiego” na s. 19 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Radio „Solidarność”. Czy i w jaki sposób zapowiadany strajk nauczycieli wpłynie na postawy dorastających dzieci?

Gościem dzisiejszej audycji Radio „Solidarność” prowadzonej przez red. Małgorzatę Pietkun jest Monika Łopatowska-Nowak, nauczycielka wiedzy o społeczeństwie w warszawskim liceum ogólnokształcącym.


Obyś cudze dzieci uczył, czyli fakty i mity zawodu nauczyciela. W audycji Radio „Solidarność” szukamy odpowiedzi na pytania o to ile pracy jest w pracy nauczyciela, czy nauczyciel ma wakacje oraz czy nauczanie to tylko kreślenie kredą wzorów na tablicy? Czym jest obowiązek edukacyjny i jak go należy rozumieć? Czy w ogóle jest to jakiś obowiązek? Oraz czy system edukacji wymaga naprawy, gruntownej przebudowy lub raczej budowy od nowa?

Nauczyciele każdym słowem, gestem, zachowaniem dają uczniom przykład, wskazują kierunki i kształtują ich postawy. Czy strajk nauczycieli na chwilę przed egzaminami wpłynie na postawy dorastających dzieciaków? Jak potoczy się dalsza droga edukacyjna uczniów, którym strajk jednak przeszkodzi zdać egzamin w zaplanowanym terminie? Czy dostaną się do wymarzonych szkół i na studia? A jeśli nie, kto będzie odpowiadał za stracony rok?

Zapraszamy do wysłuchania audycji!

Żołnierze podziemia niepodległościowego mieliby szanse na piękne życiorysy, ale nie w zniewolonej Polsce

Losy prof. Mariana Mordarskiego, który odcisnął swój ślad w walce i nauce, pokazują, jakich synów miała Polska w lasach. Z nich tylko niektórzy mogli zrealizować, przynajmniej w części, swoje talenty.

Józef Wieczorek

Spośród żołnierzy wyklętych, którzy przetrwali obławy, więzienia, tortury, tylko nieliczni osiągnęli sukces akademicki w komunistycznej Polsce, ale i do dziś nie są powszechnie znani. Przez lata, podobnie jak żołnierze AK, nie ujawniali swojej przeszłości. (…)

Marian Mordarski, urodzony w 1927 r. w Nowym Sączu, podczas wojny ukończył w rodzinnym mieście szkołę podstawową i szkołę zawodową, jednocześnie pracując w warsztatach kolejowych. Jako szesnastolatek na początku 1944 r. związał się z niepodległościową konspiracją kierowaną w Nawojowej pod Nowym Sączem przez Józefa Stadnickiego ze znanej rodziny ziemiańskiej. Został żołnierzem AK, otrzymując pseudonim Orzeł. Poszukiwany przez gestapo, od połowy 1944 r. musiał przenieść się do lasu, działając w oddziale AK pod komendą Adama Czartoryskiego „Szpaka”, a po ogłoszeniu akcji Burza znalazł się w IV batalionie 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK, działającym w Gorcach pod komendą Juliana Zapały „Lamparta”. Był uczestnikiem słynnej bitwy ochotnickiej. Po zajęciu Sądecczyzny przez Armię Czerwoną złożył broń w Nowym Targu i chciał wrócić do życia cywilnego, ale w Nowym Sączu NKWD starała się go pozyskać do współpracy dla zwalczania podziemia. Uniknął jej, uciekając znowu do lasu. Trafił do oddziału Jana Wąchały „Łazika”. Wziął udział w akcji likwidacyjnej w Limanowej gorliwego ubowca Tadeusza Lecyna, który osobiście zastrzelił sanitariuszkę Genowefę Kroczek („Lotte”), zwaną limanowską „Inką” (Dawid Golik, Niezłomna sanitariuszka „Lotte”, „Dziennik Polski” 2017).

Józef Stojek, towarzysz broni M. Mordarskiego, z książką nt. Żołnierzy Wyklętych | Fot. J. Wieczorek

Po utworzeniu Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej i zapowiedziach amnestii, oddział Mordarskiego złożył broń, ale UB nie pozwoliła partyzantom prowadzić spokojnego życia cywilnego. Wielu z oddziału „Łazika”, także Marian Mordarski, starało się schronić na tzw. Ziemiach Odzyskanych, gdzie w okresie zamieszania przy tworzeniu nowej władzy byli akowcy obsadzali posterunki MO. O pobycie Mariana Mordarskiego w okolicach Kamiennej Góry (Czarnolesie, obecnie Czarny Bór) wspomina Jerzy Wójcik, autor książki Oddział. Historia żołnierzy „Łazika”. Marian Mordarski wrócił niebawem do Nowego Sącza, aby kontynuować naukę w gimnazjum, ale zarazem działał w konspiracji pod dowództwem Stanisława Piszczka „Okrzei”, tworzącego oddział Grom, który zasłynął zburzeniem pomnika chwały Armii Czerwonej w Nowym Sączu. (…)

Mordarski ukończył kursy dla dorosłych w liceum przyrodniczym w Nowym Sączu i mimo przeszłości w podziemiu niepodległościowym, starał się o pracę w Starostwie Powiatowym. Lawirował w kontaktach z bezpieką, kierowaną na Sądecczyźnie przez Stanisława Wałacha, tak że formalnie nie został tajnym współpracownikiem UB i w sierpniu 1948 r. opuścił Nowy Sącz, najpierw starając się o przyjęcie na studia w Poznaniu, a następnie we Wrocławiu, gdzie dostał się na Wydział Przyrodniczy uniwersytetu, zapisując się do Związku Akademickiego Młodzieży Polskiej podporządkowanego ZMP. Maciej Korkuć, analizując dokumenty, wyklucza przynależność Mariana Mordarskiego do PZPR w latach pięćdziesiątych. Jednak były partyzant nie przestał być obiektem zainteresowania bezpieki, która liczyła na wykorzystanie go do współpracy. Mordarski już na studiach został asystentem światowej sławy prof. Ludwika Hirszfelda (Urszula Glensk, Hirszfeldowie. Zrozumieć krew, Universitas 2018), odkrywcy grup krwi, jednego z ojców immunologii. Po ukończeniu studiów został doktorantem w Instytucie Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN, pozostając do końca 1957 r. w zainteresowaniu UB, a następnie SB, która nie zezwoliła na jego wyjazd do NRD.

Po obronie pracy doktorskiej przez M. Mordarskiego w 1958 r. SB zrezygnowała z prowadzenia obserwacji ze względu na brak działalności wrogiej dla Polski Ludowej oraz nieprzydatność do współpracy człowieka prowadzącego samotniczy tryb życia, skoncentrowanego na pracy naukowej.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Żołnierz wyklęty – profesor uznany Marian Mordarski” znajduje się na s. 2 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Żołnierz wyklęty – profesor uznany Marian Mordarski” na s. 2 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego