Ksiądz Jerzy Jurkiewicz z bazyliki na nowosądeckiej Górze Przemienienia. Ewidentny cud Jezusa Przemienionego

Często spotykam młodych ludzi, którzy uważają, że przyprowadzali ich na odpust do św. Małgorzaty ich rodzice i oni również będą przyprowadzać tu swoje dzieci – powiedział opiekun cudownego obrazu.

-W Bazylice św. Małgorzaty zaczynamy o 6.00 rano odsłonięciem cudownego obrazu – powiedział ks. dr Jerzy Jurkiewicz, proboszcz parafii pw. św. Małgorzaty w Nowym Sączu, który w tym roku w czerwcu obchodził 25-lecie swej kapłańskiej posługi.

– To jest taka pobożność, jaką się wynosi z domu […], to jest wiara, jaką się przekazuje w rodzinach – powiedział proboszcz, pytany, czym się różnią wierni w Nowym Sączu od wiernych z innych stron Polski. Zwrócił uwagę, że Nowy Sącz i jego okolice były pod zaborem austriackim, w którym nie tępiono katolicyzmu, dlatego „mógł on się rozwijać w sposób naturalny”,.

Przyznał, że Sądecczyzna jest pozytywnie konserwatywna. To, co było dla niego wielkim zaskoczeniem, gdy tu przybył, to fakt pozdrawiania duchownych i zakonnic słowami chwalącymi Pana Boga nawet przez „zakapturzonych młodych ludzi”.

– To jest takie specyficzne dla Nowego Sącza, że młodzi ludzie, widząc sutannę, chwalą Pana Boga. W innych rejonach Polski nie spotkałem się z tym – powiedział ksiądz Jurkiewicz. Również przed przyjęciem Najświętszego Sakramentu zachowała się tu dawna obrzędowość – przyjmowany jest na klęcząco zawsze w tygodniu, a niekiedy w niedzielę.

– Często spotykam młodych ludzi, którzy uważają, że przyprowadzali ich na odpust do św. Małgorzaty ich rodzice i oni również będą przyprowadzać tu swoje dzieci – powiedział ksiądz. W Bazylice Św. Małgorzaty co roku odbywa się tygodniowy odpust ku czci Przemienienia Pańskiego. W tym roku od 30 lipca do 5 sierpnia wierni gromadzili się na uroczystych celebracjach mszy świętych, a również na występach zespołów ewangelizujących na sądeckiej górze Tabor.

W trakcie tego odpustu do księdza Jurkiewicza podeszło kilka osób, wręczając duchownemu spisane świadectwo cudu, który wydarzył się w 2014 roku w ich rodzinie, a dotyczył młodej kobiety w ciąży.

W trakcie USG okazało się, że obok dziecka (2 cm) pojawił się duży krwiak (5 cm). Lekarze wówczas nie dawali żadnych szans na to, aby dziecko przeżyło, a jeśli – to będzie to niebezpieczne dla życia matki. W tym czasie trwał odpust na Górze Przemienienia w Nowym Sączu, „na który zawsze od lat uczęszczałam” – pisała przyszła matka. „Pamiętam doskonale, że był to ostatni dzień odpustu. Ze względu na poważny stan zagrożenia ciąży miałam zalecenia, aby leżeć. Jednocześnie miałam przekonanie, że powinnam udać się na sądecką Górę Przemienienia do innego lekarza niż ten ziemski.”

– Ta pani przyszła, wyspowiadała się, wzięła obrazek z Jezusem Przemienionym, odprawiła dziewięciodniowa nowennę i ten obrazek zawsze nosiła przy dziecku. Przyjęła potem sakrament namaszczenia chorych i w tym czasie, co parę tygodni, chodziła na badania i zawsze lekarz mówił, że jest źle – relacjonował ksiądz Jurkiewicz. – Tym razem lekarz powiedział „jest lepiej” i dziecko urodziło się zdrowe. Nadano mu imię Szymon.

„W styczniu 2015 roku lekarz, który mnie prowadził, powiedział po porodzie, że medycyna nie dawała szans na utrzymanie tej ciąży i że jest to cud. Dodam jeszcze, że niedawno się dowiedziałam, że imię Szymon oznacza – Bóg wysłuchał”.

– Dla tej rodziny to jest ewidentnie cud. Taka jest nasza Sądecczyzna – zakończył ksiądz Jurkiewicz.

Historie i legendy

Obraz przedstawiający prawdziwy wizerunek Jezusa Chrystusa (veraicon), jak głosi tradycja namalowany przez nieznanego autora na trzech deskach grubości dwóch centymetrów, wisi od 1785 roku w kościele św. Małgorzaty w Nowym Sączu. Jego autorstwo, jak i sposób dotarcia w Sądeckie, owiany jest tajemnicą, która sprawiła, że narosło wokół tych faktów wiele legend. Podejrzewa się, że pochodzi z drugiej połowy XIV wieku i powstał pod wpływem ikonostasu rzymskiego, laterańskiego. Według legendy miał być jedną z wielu kopii obrazu namalowanego przez św. Łukasza Ewangelistę.

Pierwsze podanie na ten temat pochodzi od ks. Franciszka Brzechfy, który twierdzi, że obraz Przemienienia Pańskiego znajdował się pierwotnie w Jerozolimie, a następnie wskutek układów między Portą Ottomańską a Moskwą dostał się carowi moskiewskiemu, ten z kolei miał go ofiarować królowi czeskiemu Wacławowi, który w tym czasie bawił w Węgrzech.

Gdy posłowie z tym obrazem przyjechali w góry sądeckie i zatrzymali się we wsi Kamienica, to jest w obecnym Nowym Sączu, i na drugi dzień mieli wyruszyć w dalszą drogę na Węgry podróżować, wóz, w którym przewożony był obraz, „stanął jak wryty i żadnym sposobem ruszyć się z miejsca nie dał. Na próżno założono kilka par koni i kilka jarzm wołów, wóz pozostał na miejscu”. Wszyscy byli zdumieni takim rozwojem sytuacji i udano się po radę do pobożnego pustelnika z trzeciego zakonu św. Franciszka, który po krótkiej modlitwie kazał rozpakować wóz, a znalazłszy między rzeczami obraz Przemienienia Pańskiego, rzekł: „Wola boska jest, aby ten obraz nie gdzie indziej, tylko na tym miejscu pozostał” .

Gdy tylko wykonano polecenie pustelnika, natychmiast konie z miejsca ruszyły, a posłowie po dotarciu do Węgier całe wydarzenie królowi Wacławowi opowiedzieli. Król uszanował wolę Bożą i sam na to miejsce przybył, a widząc sposobność do założenia miasta, tamże Nowy Sącz założył i wystawił klasztor i kościół dla oo. franciszkanów w 1297 roku i obraz Przemienienia Pańskiego opiece ich powierzył.

Autorem drugiego podania jest ks. Konstanty Majegowski. Zostało ono spisane w roku 1680. Według tego podania obraz został namalowany przez św. Łukasza i darowany przez cesarza wschodniego Leonowi, księciu ruskiemu. Ten z kolei ofiarował go jednemu pobożnemu pustelnikowi wiodącemu swój spokojny żywot w górach karpackich, a który go znów podarował klasztorowi franciszkańskiemu w Nowym Sączu, co wydaje się bardziej prawdopodobne.

Świadectwa cudownych uzdrowień dzięki mocy Chrystusa Przemienionego

Podziwiany przez  turystów i miłośników sztuki, dla wiernych często jest szansą na  pomoc w sytuacjach beznadziejnych. Ponad 50 świadectw spisanych w „Księdze Łask” przechowywanej na plebanii parafii św. Małgorzaty w latach od 1977 do 2005 dowodzi cudownej mocy Chrystusa Przemienionego. Oto kilka z nich, opublikowanych w „Gazecie Krakowskiej”:

„12 sierpnia 1989 r. matka 16-letniego chłopca porażonego przez prąd wspomina w księdze dramatyczną walkę lekarzy o życie jej syna. Gdy już tylko medyczna aparatura podtrzymywała życie syna, usłyszała słowa, które zabrzmiały jak wyrok: „Tu się nic nie da zrobić. Dajcie na mszę za chłopca”. Mszę pod obrazem Przemienienia Pańskiego odprawiono o godz. 8, a dwie godziny później 16-latek zaczął samodzielnie oddychać. Po trzech dniach odzyskał świadomość. Kiedy wychodził ze szpitala, lekarze prosili go: „Powiedz nam, co widziałeś po drugiej stronie, bo ty tam byłeś obiema nogami”. Podczas badania kontrolnego w Krakowie zdumiony medyk stwierdził, że nastolatek przeżył coś w rodzaju uderzenia pioruna. – Z tego się nie wychodzi – dodał”.

Pod datą 5 sierpnia 1977 r. widnienie wpis o rocznym chłopcu, który zachorował na ciężką biegunkę połączoną z ropnym zapaleniem węzłów chłonnych i płuc. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Matka czuwająca przy dziecku powiedziała do męża: „Idź do fary i daj na mszę do Przemienienia Pańskiego”. Nabożeństwo odprawiono o godz. 6, a już o 9 chłopiec zaczął domagać się jedzenia. Po kilku dniach opuścił szpital, co ordynator oddziału zakaźnego skwitował słowami: – To dziecko cudownie przez Boga jest uratowane, nie przez nas”.

8 listopada 1990 r. zapisano świadectwo kobiety, której mąż otarł się o śmierć. Zachorował na zapalenie opon mózgowych, które nie poddawało się żadnym lekom. Po sześciu dniach jego stan był krytyczny. Lekarze mówili, że jest w agonii, i dawali kilka godzin życia. Zrozpaczona żona nie dała za wygraną. Pobiegła do bazyliki i gorąco modliła się przed obrazem. Gdy wróciła do szpitala, zobaczyła zdumiony personel oddziału zakaźnego. Stan pacjenta nieoczekiwanie się poprawił i wkrótce mógł wrócić do domu. – To cud – mówili lekarze, choć takie pojęcie nie mieści się w ramach racjonalnej nauki, jaką jest medycyna”.

Monika Rotulska

 

Mieczysław Witowski z Nowego Sącza, miasta polskich milionerów: Pielgrzymka św. Kingi idzie, jedzie i płynie

Dzień 44. z 80 / Nowy Sącz / – Pielgrzymka św. Kingi jest jedyną w Polsce, która idzie, jedzie i płynie. Drugiej takiej nie ma, w ciągu trzech dni trzeba pokonać 80 kilometrów – powiedział Witowski.

Nowy Sącz, miasto Św. Kingi i wielu milionerów, największej liczby bentleyów (kupionych za gotówkę) przypadających na jednego mieszkańca, ale także jedno z najstarszych miast Małopolski, zostało lokowane  jako Nova Sandecz w widłach rzek Dunajca i Kamienicy Nawojowskiej w 1292 roku, tym samym, w którym umarła patronka tej ziemi.

– Mamy to szczęście, że mieszka u nas kilku milionerów i co najważniejsze, panowie inwestują w Nowym Sączu, zatrudniają sądeczan, dają nam pracę i nigdzie stąd nie wyjeżdżają, co jest piękną sprawą – powiedział Mieczysław Witowski ze stowarzyszenia św. Kingi w Nowym Sączu, dopytywany, czy rzeczywiście tak jest, jak głosi fama.

Na Nowosądecczyźnie ma swoją siedzibę wytwórnia lodów Koral, tutaj też mieszkają pan Józef i Marian Koralowie, twórcy tej firmy, którzy ufundowali pomnik Jana Pawła II stojący na nowosądeckim Rynku. W tym regionie znajduje się największy producent okien w Europie, firma Fakro, której prezesem i właścicielem jest Ryszard Florek; tu mieszka Kazimierz Pazgan, właściciel holdingu Konspol – największego w Polsce producenta przetworów z drobiu; także Roman Kluska, kiedyś największy producent komputerów Optimus, pierwszy właściciel Onetu; wreszcie Andrzej Wiśniowski, którego firma jest największym producentem bram garażowych, przemysłowych i systemów ogrodzeniowych w Polsce, sponsor reprezentacji Polski w piłce nożnej.

Pani Sądecka Św. Kinga

– Szlak św. Kingi to inicjatywa zapoczątkowana w 1990 roku przez grupę pielgrzymów pod wodzą nieżyjącego już ojca Bronisława Jelenia, aby uprosić kanonizację Pani Sądeckiej św. Kingi, która tutaj siedem wieków temu zagościła – powiedział Witowski. Dodał, że była to idea nieżyjącego już wówczas biskupa Piotra Bednarczyka.

Patronka Sądecczyzny otrzymała tę ziemię od swego męża Bolesława Wstydliwego jako wynagrodzenie za posag, który ofiarowała na potrzeby zrujnowanego po najeździe tatarskim księstwa. W 1279 r., po 40 latach wspólnego życia, zmarł książę Bolesław Wstydliwy i Kinga opuściła dwór, udając się do Sącza, gdzie oddała się sprawom całego regionu, zakładając nowe osady, organizując parafie, doprowadzając do budowy kościołów. Szczególną troską otoczyła budowę klasztoru sióstr klarysek. Zresztą sama święta złożyła tam dwa lata  przed śmiercią śluby zakonne. W przekonaniu o jej świętości pochowano Kingę w kaplicy ufundowanego przez nią klasztoru. Łaski i cuda dokonujące się przy jej grobie, jak też nieustanny napływ pielgrzymów, spowodowały, że Kościół uznał jej świętość, potwierdzając spontaniczny kult, którym otaczano ją po śmierci, i ogłosił ją błogosławioną w 1690 roku.

Pierwszą siedzibą Stowarzyszenia św. Kingi powstałego w 1990 roku była parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa w Nowym Sączu. 16 czerwca 1999 roku w Starym Sączu, w sanktuarium bł. Kingi, Ojciec Święty Jan Paweł II wyniósł ją do chwały świętych Pańskich. Tam też powstał Dom Pielgrzyma OPOKA im. Jana Pawła II, gdzie przeniesiono siedzibę stowarzyszenia.

– Pielgrzymka św. Kingi jest jedyną w Polsce, która idzie, jedzie i płynie. Drugiej takiej nie ma; w ciągu trzech dni trzeba pokonać 80 kilometrów – powiedział Mieczysław Witowski. Przebiega ona szlakami Beskidu Sądeckiego i Pienin. – Trzeba 36 km non stop iść pod górę, przepłynąć Dunajec.

– Co roku martwimy się o to, by można było przyjąć wszystkich chętnych – powiedział Witowski, bowiem organizatorzy nie są w stanie wziąć na szlak więcej niż 400 osób. W tym roku XXVIII Pielgrzymka Szlakiem św. Kingi odbędzie się w dniach od 22-24 września. Mają już na nią ponad 300 zgłoszeń i  zostało tylko jeszcze kilkanaście miejsc. Do udziału zgłaszają się ludzie z całej Polski, między innymi z Suwałk, Poznania, Gdańska.

Sandecja i Lachowie

Górale na mieszkańców Sądecczyzny często mówią Lachowie, bo też etnicznie wywodzą się od Lachów. Witowski wyjaśnił, że często mieszkańcy tego regionu mylnie nazywani są góralami, którzy przybyli z Wołoszczyzny. Etymologia określenia Lachy w odniesieniu do grupy etnicznej prawdopodobnie ma związek z podstawowym znaczeniem słowa Lach, czyli Polak, w języku ludów zamieszkujących niegdyś obszary położone na wschód i południe od granic Polski. Lachy Sądeckie to określenie mające wskazać polskie pochodzenie tej grupy etnicznej wśród innych grup, które występowały na terenie Ziemi Sądeckiej, chociaż sami sądeczanie widzą to często inaczej.

– Lachowie przyszli tutaj ponad 1000 lat temu i pozostali do dziś na tych terenach – powiedział pan Witowski.

[related id=34086]- Jeszcze jako młody chłopak chodziłem z tatą na dzisiejsze błonia, na aleję Wolności. Tam grała Sandecja ze słynnym Szabeckim, no a później stadion przy Kilińskiego, gdzie doczekaliśmy się I ligi, a teraz ekstraklasy – cieszy się pan Mieczysław. Przypomniał, że Sandecja ma już ponad 100 lat. Nowy Sącz to jedyne miasto w tym rejonie, które może pochwalić się prężnie działającym klubem piłkarskim grającym w ekstraklasie. Dlatego sądeczanie cenią go, jest dla nich chlubą i wizytówką miasta, która promuje Nowy Sącz.

Gdy będziemy w Nowym Sączu, nie możemy zapomnieć o odwiedzeniu Rynku, który jest drugim co do wielkości po krakowskim, i bazyliki św. Małgorzaty z Górą Przemienienia i obrazem Pana Jezusa Przemienionego. Warto też pamiętać o odpustach w Nowym Sączu i o ruinach Zamku Królewskiego, który wybudował Kazimierz Wielki. Jeśli ktoś ma czas, to powinien również zajrzeć do sali ratuszowej przy Rynku, gdzie mamy przedstawioną historię Nowego Sącza.

– Jadwiga, jadąc z Węgier na koronację do Krakowa, właśnie tu, w Nowym Sączu, się zatrzymała – powiedział Mieczysław Witowski.

MoRo

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

Wywiad z Mieczysławem Witowskim w części pierwszej Poranka Wnet.

Pierwsza w Polsce prywatna Wyższa Szkoła Biznesu powstała w Nowym Sączu. Rozmowa z jej twórcą dr. Krzysztofem Pawłowskim

Dzień 44. z 80/ Poranek Wnet z Nowego Sącza/ Mamy ponad 6000 absolwentów studiów stacjonarnych, którzy pracują na całym świecie. Wśród naszych wykładowców było kilku członków obecnej ekipy rządzącej.

Wyższa Szkoła Biznesu jest chlubą Nowego Sącza, a jej założyciel, doktor Krzysztof Pawłowski, stał się legendą miasta. Był senatorem I i II kadencji, jest honorowym obywatelem Nowego Sącza.

Witold Gadowski przekornie zaczął rozmowę z założycielem uczelni od stwierdzenia, że słynna, elitarna szkoła nowosądecka rozwijała się pięknie, współpracowała z USA, aż się wszystko skończyło…

– Nie skończyło się – odparł Krzysztof Pawłowski. – Uczelnia istnieje, za dwie godziny będę udzielał wywiadu na temat naszego ostatniego osiągnięcia. Stworzyliśmy program informatyczny Cloud Academy, który całkowicie przenosi szkołę do chmury. To jest unikalne rozwiązanie. Dzięki temu możemy mieć studentów z całego świata. Zresztą mamy studentów z całego świata. To nawet zabawne, że na korytarzach częściej widzi się twarze egzotyczne niż swojskie.[related id=34086]

Jerzy Gwiżdż, wiceburmistrz Nowego Sącza, przypomniał, że rzadko się zdarza, żeby prywatna szkoła wyższa przetrwała wszystkie przemiany, jakie zaszły w Polsce od 1991 roku (w tym roku powstała WSB), a do tego stale się rozwijała. Podkreślił, że dzięki obecności uczelni w mieście Nowy Sącz staje się wielokulturowy. Odbywają się tu dni kultury poszczególnych narodowości reprezentowanych przez studentów. „Świat przybliża się do Nowego Sącza”. Istotne jest, że studenci Szkoły Biznesu są zżyci z miastem, a w ocenie mieszkańców „zachowują się porządnie”.

Krzysztof Pawłowski miał kiedyś pomysł, żeby na bazie jego uczelni, po jej połączeniu z Państwową Wyższą Szkołą Zawodową, której filia znajduje się w Nowym Sączu, utworzyć Uniwersytet Sądecki. Niestety, pomysłu nie udało się zrealizować. Założyciel Szkoły Biznesu uważa, że to strata dla miasta i regionu, bo uniwersytet jako jednostka badawcza dałby impuls rozwojowy dla całego regionu. Wprawdzie obie uczelnie nadają tytuły magistra, jednak uniwersytet zapewniłby wyższą kadrę naukową, własnych doktorów.

Jednak, mówi dr. Pawłowski, „najważniejsze, że mamy absolwentów”. – Odnajduję ich na całym świecie. W najlepszym okresie uczelni, w latach 1995-2015 przychodzili do nas studenci z całej Polski, a około 10% z zagranicy. Potem byli wychwytywani przez największe firmy. 6000 osób ukończyło studia stacjonarne w Wyższej Szkole Biznesu, z tego 85% spoza regionu sądeckiego. – Mam około 13 000 dzieci, w tym 6000 stacjonarnych. Kiedy mnie pytają, jak to możliwe, odpowiadam, że mam szerokie serce.

– Ciekawa jest nasza kadra wykładowców. Zaliczało się do niej kilku ministrów i wiceministrów z obecnego rządu. W naszej uczelni wykładali Jarosław Gowin, Leszek Skiba, Krzysztof Szczerski. Piotr Naimski stworzył nawet własny program studiów magisterskich i podyplomowych, zwany SMID – Stosunki Międzynarodowe i Dyplomacja. Co ciekawe, Naimski może kojarzyć się wielu osobom z postacią szeryfa, a tymczasem okazał się znakomitym opiekunem każdego z prowadzonych przez siebie studentów.

O jeszcze innych powodach tego, że w Nowym Sączu dobrze się żyje, a mieszkańcy miasta zawsze z dumą podkreślają, że pochodzą z Nowego Sącza, w części szóstej Poranka Wnet.

 

MS

Telewizja ZDF pyta ministra Ziobrę, czemu Unia Europejska krytykuję Polskę, a nie Niemcy. Czy to dowcip tygodnia?

Dzień 44. z 80 / Nowy Sącz / Poranek WNET – W korespondencji Jana Bogatki z Niemiec o wywiadzie ministra sprawiedliwości w niemieckiej telewizji oraz o reakcji Niemiec na kwestię reparacji wojennych.

– Dlaczego Unia Europejska krytykuje Polskę, a nie Niemcy? – spytał redaktor telewizji ZDF ministra Zbigniewa Ziobrę podczas przeprowadzanego z nim wczoraj wywiadu. Jan Bogatko przyznaje, że to bardzo dobre pytanie, ale czy dobrze jest zaadresowane?

Minister Ziobro „bił się dobrze”. Był w sposób elegancki atakowany od samego początku rozmowy. Starał się wyjaśnić niemieckim widzom, że reformy, które chce przeprowadzić, nie idą tak daleko, jak niemieckie przepisy, według których państwo ma znacznie większy wpływ na nominowanie sędziów wszystkich sądów, niż on proponuje w Polsce. Gdyby sprawa nie była tak poważna, zadane Ziobrze tytułowe pytanie, czemu Unia Europejska krytykuje Polskę, a nie Niemcy, mogłoby być, według Jana Bogatki, dowcipem tygodnia.

Z reformą wymiaru sprawiedliwości i „likwidacją” Puszczy Białowieskiej walczą też inne media. Mówią, że polska opozycja jest nimi bardzo zaniepokojona, a tą opozycją okazuje się być głównie Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej. [related id=34086]

Teraz PiS – według niemieckich mediów – zamierza wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej i to wbrew społeczeństwu, które murem stoi za Unią, gdyż dzięki niej może wyjeżdżać za granicę. Wprawdzie polski rząd nie wypowiedział się, że jest za wyjściem Polski z UE, ale… ciągle krytykuje rzekomą biurokrację unijną. Tymczasem nawet w lewicowej niemieckiej prasie każdego miesiąca można znaleźć tysiące żartów z unijnej biurokracji. Tym, co ma świadczyć o zamiarze opuszczenia przez Polskę Unii, jest też krytykowanie rzekomej – według prasy niemieckiej – ingerencji Komisji Europejskiej w sprawy wewnętrzne państw członkowskich. – Jak pogodzić ten zarzut z jednoczesnym nawoływaniem, żeby Unia wywierała presję na Polskę w sprawie reform sądownictwa i Puszczy Białowieskiej? – pyta retorycznie Jan Bogatko.

Na temat żądania wypłacenia Polsce reparacji wojennych przez Niemcy media niemieckie nie mówią wiele, gdyż nie chcą wywoływać dyskusji na ten temat. Sucho jedynie stwierdzają, że sprawa została już załatwiona, bo Polska zrzekła się odszkodowania, i że nawet polska opozycja jest przeciwna występowaniu o odszkodowania wojenne, gdyż tym sposobem – zdaniem Grzegorza Schetyny – Polska znów rozpoczęłaby wojnę z Niemcami. – Znowu, czyli atakiem na radiostację w Gliwicach? – pyta Jan Bogatko na koniec swojej relacji.

Zapraszamy do wysłuchania całej relacji z Niemiec w części trzeciej Poranka WNET.

JS

Opozycja w Nowym Sączu jest tak malutka, że trudno ją znaleźć. My tutaj staramy się przede wszystkim pracować

Dzień 44. z 80/ Nowy Sącz/ Poranek WNET – Tutaj jest dużo dobrego, czystego biznesu, wśród wielkich nowosądeckich biznesmenów nie było żadnych afer. A to jest pierwsza klasa polskich przedsiębiorców.

Gościem Witolda Gadowskiego był Jerzy Gwiżdż, świadek i bezpośredni uczestnik polskiej transformacji. Przed laty był szefem sztabu wyborczego Lecha Wałęsy, posłem, a nawet szefem klubu poselskiego BBWR, przewodniczącym Sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. W latach 1990-94 był prezydentem Nowego Sącza. Od 12 lat jest wiceprezydentem tego miasta.

Zapytany o swoją dawną bliską współpracę z Lechem Wałęsą, odpowiedział, że „nigdy nie wstawał po przespanej nocy z myślą o Lechu Wałęsie”. Uważa, że jest to postać bardzo skomplikowana, ale, jak twierdzi, „zawsze, tak jak u św. Pawła, liczy się bilans”. Trzeba uwzględnić wszystkie plusy i minusy i zobaczyć, co z tego zostanie. Najlepiej, jego zdaniem, aby oceną tej postaci zajęli się historycy, a nie współcześni. Jak powiedział, taka jest nasza Polska, że wszyscy mamy do wszystkich pretensje i tym żyjemy. Witold Gadowski wyraził uznanie dla dyplomatycznej zręczności swojego rozmówcy w wybrnięciu z tematu.

Odpowiadając na pytanie o władanie Nowym Sączem, Jerzy Gwiżdż podkreślił, że nie można mówić o „władaniu” miastem – to jest „współwładza”, którą dzierży z jego obecnym prezydentem Nowakiem. Współpraca trwa od 12 lat, co samo w sobie jest świadectwem jej jakości. Natomiast przypomniał, że był prezydentem Nowego Sącza w niezwykle ważnych dla Polski latach, bezpośrednio po „upadku komuny”, i jak mówi, satysfakcji z tej pracy w tym czasie „nikt mi nie zabierze”.

Miasto ma duże osiągnięcia. Bezrobocie w Nowym Sączu wynosi zaledwie 4,5%. Niedaleki Żywiec ma wprawdzie 4%, ale tam, jak przypomniał rozmówca Witolda Gadowskiego, „jest piwo”.

Natomiast w Nowym Sączu jest dużo dobrego biznesu i jest to biznes, jak określił Jerzy Gwiżdż – czysty, nie było tu żadnych afer. Nowosądeccy biznesmeni należą do pierwszej polskiej klasy.

Witold Gadowski przypomniał sprawę Optimusa. Działalność tej świetnie rozwijającej się firmy i portalu onet.pl została przerwana przez interwencję prokuratury. – Tutaj jednak aferzystami były władze, nie pan Roman Kluska – odparł wiceburmistrz. – Ówczesne władze chciały wyłudzić od niego nienależne pieniądze. Dzisiaj Roman Kluska hoduje owce i produkuje sery, i dobrze sobie radzi. [related id=34086]

Znanymi firmami związanymi z Nowym Sączem jest Fakro, Newag, Koral i mnóstwo innych, które swoimi markami promują miasto i przyczyniają się do jego rozwoju. Jerzy Gwiżdż potwierdza, że miasto jest bogate, ale największym jego bogactwem są ludzie, dobre relacje między pracodawcami i pracownikami.

Opozycja polityczna w mieście jest niewidoczna, mało też jest ateistów. – Jak jest procesja Bożego Ciała, Rynek pęka w szwach. Lud sądecki to „wierny naród”, tak się o nas mówi – powiedział polityk. Potwierdził, że także miejscowi biznesmeni są katolikami, co sprzyja porozumieniu. Na pytanie o to, czy rozmawiają także przeciwnicy polityczni, Jerzy Gwiżdż odparł, że w Nowym Sączu ludzie starają się pracować, a rozmowy to rzecz wtórna.

Na czym polega sukces Sandecji Nowy Sącz, dlaczego w Nowym Sączu nie ma demonstracji, a opozycja jest niewidoczna, jak są oceniani posłowie związani z Ziemią Sądecką – w części szóstej Poranka Wnet.

MS

 

Czy jedynym wytłumaczeniem zachowania Władysława Frasyniuka i innych jest to, że tworzyli Solidarność „służbowo”?

Dzień 44. z 80 / Nowy Sącz / Poranek WNET – O tym, czy PiS powtarza błędy AWS-u, oraz o tym, co kieruje działaniami opozycjonistów z czasów PRL wspierających opozycję „totalną” i jej „pucze”.

Witold Gadowski w Poranku WNET nadawanym z Nowego Sącza gościł Andrzeja Szkaradka, działacza Solidarności oraz posła AWS.

Andrzej Szkaradek zwrócił uwagę na to, że PiS najlepszy wynik w wyborach osiągnął w okręgu nowosądeckim, a najgorszy na Pomorzu Zachodnim i w Szczecinie. Tymczasem obecnie największe inwestycje kieruje na północno-zachodnie tereny Polski, podczas gdy w Nowym Sączu i w jego okolicach bardzo potrzebne są drogi, zwłaszcza między Nowym Sączem a Krakowem.

Tematem rozmowy były też trudności z utrzymaniem dyscypliny w klubie parlamentarnym. Pan Andrzej Szkaradek wie coś o tym, bo był rzecznikiem ds. dyscypliny w klubie parlamentarnym AWS. Jego zdaniem Jarosław Kaczyński dobrze utrzymuje dyscyplinę w PiS-ie, ale zdarzają się „występki”. Widać, że upadek AWS był dobrą nauką dla polityków PiS-u, choć nie udaje się uniknąć wielu błędów.

Główne błędy PiS mają charakter kadrowy. Nieprawdziwy jest mit tzw. krótkiej ławki, gdyż jest wielu kompetentnych i uczciwych ludzi. Nie korzysta się z nich tak jak należy. Efekt jest taki, że nie zawsze właściwe osoby trafiają na właściwe miejsca. Liczą się natomiast układy i dostęp do prezesa Kaczyńskiego.

Kolejnym błędem jest to, że polityka przeniosła się do Warszawy. Walka polityczna powinna odbywać się w terenie, w rodzinnych stronach parlamentarzystów, gdzie należy prowadzić rozmowy ze społeczeństwem i z miejscowymi członkami PiS.

Gość Poranka, zapytany o ocenę dzisiejszej postawy Jana Rulewskiego, powiedział, że są jeszcze gorsi – Lech Wałęsa, Bogdan Borusewicz i Władysław Frasyniuk. Jedynym wytłumaczeniem ich działań może być to, że oni „tworzyli Solidarność służbowo”. Teraz wiedzą przecież, do czego dąży opozycja, którą wspierają, kto stoi za jej manifestacjami i „puczami”. [related id=34086]

Pewnym wyjaśnieniem może też być to, że nad zwykłymi robotnikami, którzy w czasie stanu wojennego byli bardzo odważni, siedzieli po więzieniach, pieczę sprawowali „jacyś inteligentni”. We Wrocławiu było to małżeństwo Labudów. „Tak wyszkolili Władka, że dzisiaj jest po tamtej stronie, nie zdając sobie sprawy z tego, że przynosi Polsce krzywdę”. To, co się dzieje, jest też wyrazem światowej walki pomiędzy liberalnym lewactwem a prawicą mającą korzenie w wartościach chrześcijańskich.

Andrzej Szkaradek sądzi, że dzisiaj potrzebne jest „skupienie wokół Jarosława Kaczyńskiego” i trzymanie się tego, co powiedział Donald Trump w przemówieniu w czasie wizyty w Warszawie, na które zresztą Polacy w ostatnich latach wcale nie zasłużyli.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w części piątej dzisiejszego Poranka WNET. Uczestniczył w niej także Robert Ślusarek, dyrektor Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu, który przedstawił zarys historii Nowego Sącza, a także sylwetkę Andrzeja Szkaradka, wybitnego działacza Solidarności.

JS

 

 

Czy polityka kulturalna to „kulturalne ramię partii rządzącej”, a rząd to dla kultury zła macocha?

Dzień 44. z 80 / Nowy Sącz / Poranek WNET – O tym czy w kulturze doszło do dobrej zmiany, o jakości stawianych w Polsce pomników oraz o poziomie prac dyplomowych na uczelniach artystycznych.

W Poranku WNET nadawanym z Nowego Sącza Witold Gadowski rozmawiał z rzeźbiarzem profesorem Andrzejem Szarkiem na temat kondycji sztuki w Polsce i tego, czy efekty „Dobrej zmiany” objęły również Polskę.

Zdaniem gościa Poranka w kulturze niewiele się zmienia, w zasadzie prawie nic. Kultura w Polsce nadal uzależniona jest od rządów i od polityki. Rząd zachowuje się jak macocha w bajkach – interesuje się tylko swoimi dziećmi, a nie wszystkimi, które są pod jej opieką. Od lat nie zmienia się to, że polityka kulturalna to „kulturalne ramię partii rządzącej”. Dla kultury nie jest to dobra sytuacja. Minister Gliński powinien bardziej przyjrzeć się swojej roli.

Gdyby za tysiąc lat odkrywano pomniki, które teraz się buduje, byłyby omawiane nie pod kątem ich tematyki, ale ich jakości. Ważne też, żeby pomniki nie były stawiane z powodu lizusostwa, dzięki znajomościom. Pomija się przy tym dobrych artystów, dlatego że mają oni charakter, osobowość, trzeba z nimi dyskutować. Powstają natomiast pomniki bez żadnej wstępnej rozmowy czy dyskusji na temat jakości, którą powinny się odznaczać. W Polsce utalentowanych artystów się odrzuca. – Nie wiem, czy jest jakikolwiek kraj na świecie, którego stać na taki luksus. [related id=34086]

Profesor skrytykował to, komu i za co przyznaje się doktoraty i habilitacje na uczelniach artystycznych. Rozdaje się je bez poważnej analizy, czy prace będące ich podstawą „do czegoś się nadają”. Dyplomy na tej zasadzie dostają przede wszystkim osoby kreujące politykę kulturalną w Polsce, związane z różnymi instytucjami kultury na wysokich szczeblach.

Na pytanie o prace, które są „prowokacyjne obyczajowo, a niezbyt odkrywcze artystycznie”, gość odparł, że obecnie wiele doktoratów i habilitacji jest „spoza obszaru sztuki”. W świat sztuki wdarło się powiedzenie, że każdy może być artystą, a wszystko może być dziełem sztuki. Z takim podejściem profesor Szarek oczywiście się nie zgadza.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w dzisiejszym Poranku WNET w części drugiej.

JS

Antymiesięcznica lipcowa: Ideały wyznawane przez tych ludzi są ponoć „młode”, ale paradoksalnie młodzieży było niewiele

Kilka aktywistek syczy: „Z nimi nie można rozmawiać! To TVPiS”. Jakaś „ciotka rewolucji” odwróciła się jeszcze i na pożegnanie rzuciła w stronę reporterki: „Czego się tu plączesz, ty PiS-owska ku…”

Monika Rotulska

Miesięcznica smoleńska – dla jednych akt religijny, dla innych polityczny, a zapewne są i tacy, dla których to pewna forma pamięci o ich bliskich, którzy mieli to nieszczęście, że znaleźli się na pokładzie samolotu i zginęli w dziwnych okolicznościach w pobliżu lotniska pod Smoleńskiem. 10 kwietnia 2010 roku byłam w tłumie osób, które przybyły pod Pałac Prezydencki w odruchu solidarności z bliskimi tych, co zginęli. Po prostu nie wyobrażałam sobie, aby mogło mnie tam nie być. Zresztą nie sądziłam, że będzie tam nas tyle. Wtedy również miałam to poczucie wspólnoty narodowej, jakie było wśród tłumów żegnających pięć lat wcześniej na warszawskich ulicach Jana Pawła II, śpiewając „O Panie, to Ty na mnie spojrzałeś”… (…)

Podchodzę bliżej Kolumny Zygmunta, skąd przez megafon krzyczy Władysław Frasyniuk, że niestety prezydenta Wałęsy dzisiaj mimo zapowiedzi nie będzie, bo rozchorował się i ma problemy z krążeniem. Już kilka dni wcześniej Wałęsa podał na Facebooku informację o swoim pobycie w szpitalu. Jeden z redakcyjnych kolegów skomentował wówczas: „Cóż innego miał biedny zrobić po wysłuchaniu Trumpa?”.

Widać idea obecności Wałęsy na tej imprezie jednak zwyciężyła, bo ktoś założył maskę z papierowej fotografii Wałęsy na gumce i stał wśród organizatorów i gości kontrmanifestacji na stopniach pod cokołem kolumny Zygmunta. Było to w sumie zabawne, bo fotoreporterzy, którym zależało na dobrych ujęciach, mieli nie lada zagwozdkę. (…)

Miałam wrażenie, że jestem na czymś, co bardziej przypomina salon lansu niż manifestację. Politycy Platformy, jak Stefan Niesiołowski, z wianuszkiem niemal piszczących pięćdziesiątek, czy Włodzimierz Cimoszewicz. Zdecydowana większość manifestantów wciąż robiła selfie, jakby chciała koniecznie wstawić na media społecznościowe ten jawny dowód swej postawy antyoportunistycznej. (…)

Jest koło ósmej. Zaraz mają wyjść z katedry ci z miesięcznicy, gdy z megafonu pada: „Niniejszym rozwiązuję to zgromadzenie!!! Zaraz wyjdą fanatycy z katedry!!!” (…)

Gdy z wolna pełznący pochód opuszczał już plac Teatralny, jakaś grupa kobiet zaczęła skandować „Złodzieje! Złodzieje!”, ale po kilku razach okrzyk zamarł na ustach, tak jakby przyszła gorzka konstatacja. A może to widok nerwowo rozglądających się posłów PO?

Cały reportaż Moniki Rotulskiej pt. „Antymiesięcznica, czyli kto chce zapomnieć” znajduje się na s. 19 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Reportaż Moniki Rotulskiej pt. „Antymiesięcznica, czyli kto chce zapomnieć” na s. 19 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Port Koźle, czyli tajemnicza transakcja w oparach absurdu. Biznesmeni, w odróżnieniu od polityków, wiedzą, co robią

Zagospodarowanie zdewastowanego kozielskiego portu to niekończąca się opowieść, niczym amerykański tasiemiec „Dynastia”. Wszystko zaczęło się jeszcze w poprzedniej kadencji władz samorządowych.

Wiktor Sobierajski

Dzisiaj Kędzierzynem-Koźlem rządzi Sabina Nowosielska (…) po wyborze na urząd prezydenta K-K mówiła: „wywodzę się z biznesu” i będę chciała wprowadzać standardy, jakie tam panują. No i wprowadza standardy, tylko nie mamy pewności, czy są one czysto biznesowe, bo właśnie „przehandlowała” cały teren portu za „czapkę śliwek”. Za 14 mln 150 tys. złotych. A nadodrzański teren jest rozległy i znakomicie położony, z bezpośrednim dostępem do Odry. Dla porównania – teren pod kędzierzyńską minigalerię „Odrzańskie Ogrody” przy obwodnicy miasta został sprzedany kilka lat wcześniej za około 18 milionów złotych. (…)

Nie było za to tajemnicą, że istnieje potrzeba m.in. budowy drogi dojazdowej do portu dla ciężkich pojazdów. Na to gmina planowała pozyskać pieniądze z funduszy unijnych. Dzisiaj w urzędzie miasta Kędzierzyn-Koźle na ten temat panuje cisza. Podobno prowadzone są również rozmowy inwestora z PKP Cargo w sprawie odbudowy linii kolejowej do portu i wpięcia jej w istniejącą sieć kolejową. Zwracam uwagę na słowo „podobno”.

Ostatnim dużym przewoźnikiem węgla po Kanale Gliwickim i Odrze była firma OT Logistics. W maju 2013 r. poinformowała jednak, że ogranicza dostawy surowca wodą, rozkładając ich ciężar także na transport kolejowy. Tłumaczyła, że wynika to z chwilowo niedostatecznej głębokości rzeki oraz długich okresów zamykania żeglugi przez administratora szlaku. Ostatecznie z transportu rzecznego zrezygnowała praktycznie całkowicie.

(…) za parę lat kozielski port może mieć ogromną wartość, jak dojdzie do skutku realizacja projektu Odra-Dunaj. Biznesmeni, w odróżnieniu od polityków, raczej zawsze wiedzą, co robią.

Historia kozielskiego Portu

Koźle-Port (niem. Cosel Oderhafen) – pierwotnie osiedle w Koźlu, od 1975 część miasta Kędzierzyna-Koźla (województwo opolskie).

W latach 1792–1821 wybudowano Kanał Kłodnicki, który pobudził rozwój gospodarczy okolic Koźla. Po Kanale Kłodnickim kursowało rocznie ponad 1 tys. statków, przewożąc głównie towary z Gliwic do manufaktury w Sławięcicach oraz do składnicy towarów żelaznych utworzonej u ujścia Kanału do Odry. W 1861 r. wybudowano bocznicę kolejową z Kędzierzyna do przystani przy Kanale Kłodnickim.

W latach 1891–1908 wybudowano port rzeczny w Koźlu-Porcie. Był to największy port rzeczny na Odrze. Przeładowywano w nim węgiel i rudę przywożoną Kanałem Kłodnickim ze wschodniego Górnego Śląska. Statki odpływały Odrą do portów w środkowych i północnych Niemczech. Przy porcie powstała fabryka papieru i celulozy.

Podczas III powstania śląskiego 10 maja 1921 r. nacierające od wschodu siły powstańcze dowodzone przez ppor. Walentego Fojkisa zdobyły Kłodnicę i Koźle-Port, wypierając Niemców na drugi brzeg Odry do Koźla. 4 czerwca 1921 niemieckie oddziały przeszły do kontrofensywy, zdobywając Koźle-Port, Kłodnicę i Kędzierzyn. W lipcu 1922 powiat kozielski został oficjalnie przekazany administracji niemieckiej i włączony do Niemiec.

W ramach rozpoczętej przez nazistów walki z bezrobociem podjęto budowę Kanału Gliwickiego (lata 1934–1938), który połączył Gliwice z Koźlem-Portem. Oddanie Kanału do eksploatacji nastąpiło 8 grudnia 1939 r. w obecności ministra Rudolfa Hessa.

W dniu 31 stycznia 1945 Armia Czerwona zajęła Koźle-Port. 21 marca 1945 rozpoczęło się przejmowanie od Armii Czerwonej obiektów gospodarczych w powiecie kozielskim.

Cały artykuł Wiktora Sobierajskiego pt. „Port Koźle, czyli tajemnicza transakcja w oparach absurdu” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Wiktora Sobierajskiego pt. „Port Koźle, czyli tajemnicza transakcja w oparach absurdu” na s. 2 sierpniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

 

10.08 / W 80 dni dookoła Polski / Dzień 44. / Poranek Wnet z Nowego Sącza

10.08 / W 80 dni dookoła Polski / Dzień 44. / Poranek Wnet z Nowego Sącza

Jerzy Gwiżdż – wiceprezydent Nowego Sącza;

Andrzej Szkaradek – były poseł AWS;

Dr Krzysztof Pawłowski – fizyk, były senator, założyciel Wyższej Szkoły Biznesu – National-Louis University w Nowym Sączu;

Robert Ślusarek – dyrektor Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu;

Jan Bogatko – korespondent Radia Wnet w Niemczech;

Prof. Andrzej Szarek – rzeźbiarz, Instytut Sztuki na Wydziale Artystycznym w Cieszynie;

Ks. Jerzy Jurkiewicz – proboszcz parafii pw. św. Małgorzaty w Nowym Sączu;

Mieczysław Witowski – kierownik Komisji Młodzieżowej PTTK Oddział „Beskid” w Nowym Sączu;

Michał Tokarczyk – karpacki oddział Straży Granicznej;

Krzysztof Romaniuk – korespondent Toru Służewiec w Warszawie.


Prowadzący: Witold Gadowski

Wydawca: Andrzej Abgarowicz

Realizator: Karol Smyk

Wydawca techniczny: Konrad Tomaszewski


 

Część pierwsza:

Mieczysław Witowski o historii i walorach turystycznych Nowego Sącza oraz nowosądeckich milionerach, których jest tutaj wyjątkowo dużo.

-Mamy to szczęście, że mieszka u nas kilku milionerów i co najważniejsze panowie inwestują w Nowym Sączu, zatrudniają sądeczan, dają nam pracę i nigdzie stąd nie wyjeżdżają, co jest piękną sprawą – powiedział Mieczysław Witowski ze stowarzyszenia św. Kingi w Nowym Sączu, dopytywany, czy rzeczywiście tak jest jak głosi fama.

Ks. Jerzy Jurkiewicz o silnym katolicyzmie w Nowym Sączu i konserwatywnym charakterze mieszkańców miasta.

„Pamiętam doskonale, że był to ostatni dzień odpustu ze względu na poważny stan zagrożenia ciąży miałam zalecenia aby leżeć, jednocześnie miałam przekonanie, że powinnam udać się na sądecką Górę Przemienienia  do innego lekarza niż ten ziemski.”

-Ta pani przyszła wyspowiadała się, wzięła obrazek z Jezusem Przemienionym odprawiła 9-dniowa nowennę i ten obrazek zawsze nosiła przy dziecku, przyjęła potem sakrament namaszczenia chorych i w tym czasie co parę tygodni chodziła na badania i zawsze lekarz mówił, że jest źle – relacjonuje ksiądz Jurkiewicz. – Tym razem lekarz powiedział „jest lepiej” , gdy dziecko urodziło się zdrowe nadano mu imię Szymon.

„W styczniu 2015 roku lekarz po porodzie, który mnie prowadził, powiedział, że medycyna nie dawała szans na utrzymanie tej ciąży i że jest to cud. Dodam jeszcze, że niedawno się dowiedziałam, że imię Szymon oznacza „Bóg wysłuchał”.
-Dla tej rodziny to jest ewidentnie cud, to jest nasza Sądecczyzna – zakończył ksiądz Jurkiewicz.

 

 

Część druga:

Prof. Andrzej Szarek o tym czy w polskiej kulturze nastąpiła „dobra zmiana”, o tym, że należy w większym stopniu przyjrzeć się jakości budowanych w Polsce pomników oraz temu komu i za co przyznawane są tytuły naukowe w dziedzinie sztuk pięknych.

Zdaniem gościa Poranka w kulturze niewiele się zmienia, w zasadzie prawie nic. Kultura w Polsce nadal uzależniona jest od rządów i od polityki. Rząd zachowuje się jak macocha w bajkach – interesuje się tylko swoimi dziećmi, a nie wszystkimi, które są pod jej opieką. Od lat nie zmienia się to, że polityka kulturalna to „kulturalne ramię partii rządzącej”. Dla kultury nie jest to dobra sytuacja. Minister Gliński powinien bardziej przyjrzeć się swojej roli.

Michał Tokarczyk o przeciwdziałaniu nielegalnemu importowaniu towarów do Polski oraz procederze przemytu nielegalnych migrantów z Bliskiego Wschodu, którzy przez Polskę zmierzają do Europy Zachodniej.

W jej trakcie Syryjczyk okazał nieważną już kartę osoby aplikującej o przyznanie ochrony międzynarodowej (International Protection Applicant Card), wydaną przez władze Grecji. Następnie okazało się, że należy ona do innej osoby, a Syryjczyk posiada przy sobie własny syryjski paszport oraz dowód osobisty. Gdy go przeszukano znaleziono ukryty w bieliźnie osobistej podrobiony na wzór oryginalnego polski dowód osobisty, „na podstawie którego odprawił się na lotnisku w Grecji”. W końcu przyznał, że ojczyznę opuścił rok temu udając się do Turcji. Stamtąd nielegalnie autobusem przekroczył granicę z Grecją, a następnie udał się do portu morskiego Pireus w Atenach, skąd dopłynął na wyspę Rodos. Tam właśnie wsiadł do samolotu, którym przyleciał do Polski a miejscem docelowym jego podróży miały być Niemcy.

 

Część trzecia:

Jan Bogatko o atakach na Zbigniewa Ziobrę, ministra sprawiedliwości, w jednej z najpopularniejszych niemieckich telewizji. Krytyka dotyczyła reformy wymiaru sprawiedliwości, którą próbuje przeprowadzić Prawo i Sprawiedliwość.

Krzysztof Romaniuk o wynikach ostatnich, weekendowych gonitw na Torze Służewiec w Warszawie.

 

 

Część czwarta:

Serwis informacyjny Radia Warszawa.

 

Część piąta:

Andrzej Szkaradek o błędach popełnianych przez PiS, o Lechu Wałęsie i działaczach dawnej „Solidarności” obecnie wspierających „totalną” opozycję oraz o działalności prezesa IPN Jarosława Szarka.

Robert Ślusarek o 725. rocznicy lokacji miasta Nowy Sącz i polskim polityku, działaczu związkowym  Andrzeju Szkaradku.

 

 

Część szósta:

Jerzy Gwiżdż o sytuacji w lokalnej nowosądeckiej polityce, o klubach sportowych w Nowym Sączu oraz swojej działalności w ogólnopolskiej polityce w latach 90.

Dr Krzysztof Pawłowski o Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu, o edukacji  oraz sytuacji w tym regionie.

– Nie skończyło się – odparł Krzysztof Pawłowski. – Uczelnia istnieje, za dwie godziny będę udzielał wywiadu na temat naszego ostatniego osiągnięcia. Stworzyliśmy program informatyczny Cloud Academy, który całkowicie przenosi szkołę do chmury. To jest unikalne rozwiązanie. Dzięki temu możemy mieć studentów z całego świata. Zresztą mamy studentów z całego świata. To nawet zabawne, że na korytarzach częściej widzi się twarze egzotyczne niż swojskie.


Posłuchaj całego Poranka Wnet: