Targowiczanie powinni być przestrogą dla Polaków. Czyż obecnie nie mamy rodaków widzących w Putinie zbawcę ludzkości?

Polacy mają zdrowy rozsądek i łatwo wyczuwają różne fałsze. Są odporni na zgubne ideologie. Ulegają im jedynie niedouczeni pseudointelektualiści, świetnie pełniąc rolę pożytecznych idiotów.

Jadwiga Chmielowska

„Naród, który traci pamięć, przestaje być Narodem – staje się jedynie zbiorem ludzi, czasowo zajmujących dane terytorium” – twierdził Marszałek Piłsudski i dodawał: „Ten, kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości, nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani ma prawo do przyszłości”.

Tylko II RP cieszyła się wolnością. Udało się scalić ziemie trzech zaborów i przez 16 lat spokoju (1922–1938) zbudować państwo, rozbudować przemysł, wprowadzić obowiązek szkolny. Ci, którzy wywalczyli Polskę po 123 latach, próbowali ją budować, lecz znaleźli się też tacy, którzy myśleli tylko o sobie.

Nie dziwię się, że Piłsudski dokonał przewrotu: wielu polityków małpowało targowiczan, kierując się bardziej prywatą niż dobrem wspólnym. Znów Komendant tłumaczył: „I staję do walki, tak jak i poprzednio, z głównym złem państwa: panowaniem rozwydrzonych partyj i stronnictw nad Polską, zapominaniem o imponderabiliach, a pamiętaniem tylko o groszu i korzyści”.

Czy teraz nie mamy powtórki z historii? Mierni, ale wierni, polerujący klamki u decydentów, „milaski” wszelakie, by tylko dorwać posadę i się urządzić…

Niestety od 1939 roku Polska była pod okupacją, tylko okupanci się zmieniali. W 1989, gdy nastał moment, gdy można było wyrwać się na wolność, znowu znaleźli się targowiczanie. Tym razem twierdzili, że Polacy mają im zaufać, bo tylko oni wiedzą, co robić. I tak zamiast budować III RP, zbudowano PRL-bis. Czy dziś, gdy naród się ocknął, zrozumiał w swojej większości, jak został oszukany – uda mu się przepędzić dorobkiewiczów, nieudaczników i potakiewiczów? (…)

Piłsudski mówił wprost: „Słabość ma zawsze jedną konsekwencję – zamiłowanie do wielkich słów bez treści”. Innym razem dodał: „Nie ma lepszej pożywki chorobotwórczej dla bakteryj fałszu i legend, jak strach przed prawdą i brak woli”.

Józef Mackiewicz głosił, „że tylko prawda jest ciekawa” – a ja dodaję, że reszta to strata czasu. Niestety niektóre postacie otacza jedynie legenda i gdy ona pryśnie jak bańka mydlana, okazuje się, że król jest nagi…

Warto studiować spuściznę twórcy niepodległości. Czyż nie są po 100 latach aktualne wciąż jego słowa: „Podczas kryzysów strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym!”.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Po pierwsze wolność” znajduje się na s. 5 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Po pierwsze wolność” na s. 5 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rzesze wychodzące z kościoła suną ramię w ramię do sklepów. Niedziela zatarła się w świadomości Polaków jako święto

Gdzie Polacy spędzają niedziele? Dokąd najchętniej wybierają się rodziny, by wspólnie spędzić czas? Kiedy zrobić zakupy? Odpowiedź na te banalne pytania jest krótka: w galerii, najlepiej w niedzielę.

Małgorzata Szewczyk

Wielu zapomina, że co dla jednych jest wolnością – dla innych jest zniewoleniem. Wolność handlu to brak wypoczynku dla innych, i to wcale niemałej grupy społeczeństwa, bo ok. 400 tys. osób, w tym 2/3 kobiet. Polska jest na czwartym miejscu w Europie pod względem liczby zatrudnionych w centrach handlowych.

Przegłosowana niedawno w Sejmie ustawa dotycząca ograniczenia handlu do dwóch niedziel w miesiącu, a docelowo do wszystkich – powinna obowiązywać już od dawna w kraju, który wciąż pozostaje na mapie Starego Kontynentu bastionem chrześcijaństwa. Zakaz pracy w niedziele wynika przecież z Biblii.

Europofilom, którzy tak chętnie powołują się na kraje Zachodu, przypominam, że zakaz handlu obowiązuje w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, a ograniczenia są w Grecji, Belgii, Luksemburgu, we Francji, w Norwegii, Holandii i Wielkiej Brytanii, czyli w krajach, jakby nie było, bardziej liberalnych, gdzie społeczeństwa mają większe doświadczenia w praktykowaniu demokracji niż my.

Argument, że oto Polska robi gwałtowny zwrot w niewłaściwą stronę, szybko zostaje odsunięty. Gospodarka nie ucierpi na tej ustawie, ponieważ ci, którzy dotąd robili zakupy w niedzielę, uczynią to w inny dzień. A ci, dla których spacer po galerii był jedyną niedzielną rozrywką, będą musieli zmienić swoje przyzwyczajenia i sięgnąć po inne pomysły na spędzenie wolnego czasu.

Na pewno najbardziej zadowoleni będą handlowcy, którzy już od marca 2018 r. odczują zmianę i którzy jak w piosence Niebiesko-Czarnych będą mogli zanucić: niedziela będzie dla nas! (choć na razie co druga).

Cały artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „Ale za to niedziela będzie dla nas…” znajduje się na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Małgorzaty Szewczyk pt. „Ale za to niedziela będzie dla nas…” na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rok 2018 – czas rocznicy, czas pracy nad obroną niepodległości. Profesor Andrzej Nowak w Poranku WNET

Stulecie niepodległości zbiegnie się z praktycznym sprawdzianem naszej niepodległości, zagrożonej dziś przez dążenia wpływowych ośrodków współczesnego świata.

Ta rocznica zbiegnie się z praktycznym sprawdzianem naszej niepodległości. Praca nad tym, żeby obronić niepodległość nie tylko Polski, ale i innych krajów UE. Tę niepodległość Komisja Europejska, ideologowie z największych mediów zachodnich i cały ideologiczny konglomerat dominujący w świecie zachodnim usiłują podważyć jako przeżytek. Dość niepodległości – mówią „największe”  autorytety, uznawane przez Guardiana,  przez New York Timesa, przez CNN, przez największe gazety niemieckie. Naprzeciwko temu stają dziś Polska, Węgry, staje też obywatel niejednego z państw europejskich, by zastanowić się, czy istotnie chce zrezygnować z niepodległości. To jest ten szczególny moment, w którym się spotykamy na początku 2018 roku – profesor Andrzej Nowak mówił w Poranku WNET o historycznym i współczesnym znaczeniu 100-lecia odzyskania niepodległości.

Profesor zauważył też, że alternatywa : albo idziecie z Putinem , albo z europejskimi komisarzami jest fałszywa i nie uwzględnia naszych doświadczeń historycznych, także doświadczeń pokolenia, które odzyskało niepodległość w roku 1918. W kwestii relacji z Rosją, gość Radia WNET uważa, że dopóki trwa w Rosji władza Władymira Putina, trudno liczyć na jakiekolwiek nowe otwarcie. Rysujące się alternatywy takie jak Aleksander Nawalny również nie skłaniają do zmiany tego poglądu. Nawalny jest skrajnym szowinistą reprezentującym tendencje imperialne.

 

W rozmowie została też poruszona kwestia współpracy i wspólnoty politycznej krajów Europy środkowo-wschodniej.  Profesor zauważył, że polityka tzw. starej unii przyspiesza budowę politycznej współpracy krajów „trójmorza” : Szalona, zaślepiona pychą postawa elit starej Europy, Europy dnia wczorajszego – Tuska, Timmermansa, Verhofstadta –  ludzi którzy nie rozumieją, że Europa się zmienia, że trwanie przy ideologicznych hasłach rewolucji 68 roku już nie wytarczy. Ta zaślepiona polityka powoduje, że Europa środkowo-wschodnia zaczyna być bardziej realna politycznie niż wynikałoby to z dojrzałości do współpracy strukturalnej między tymi krajami.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy.


 

Prawo i Sprawiedliwość Plus. Program dla Partii Drobnych Ciułaczy – opozycji na miarę naszych potrzeb i możliwości

Już czas, aby przejmując w całości program społeczny PiS, powołać partię rzeczywiście opozycyjną, partię lepszej zmiany dla Polski. Partię, która zajmie wolną na razie, prawą stronę sceny politycznej.

Jan Kowalski

Najpierw odpowiem na pytanie: po co nam opozycja, skoro mamy wspaniałą partię rządzącą, a nawet trzy partie rządzące? To wszystko przez demokrację. Tak, to demokracja – system sprawowania władzy w imieniu obywateli danego państwa – wymusza istnienie różnych partii politycznych. Różnych koncepcji zarządzania dobrem wspólnym – majątkiem narodowym zgromadzonym w ramach jednego państwa. To akceptacja wyborców dla danej koncepcji zarządzania dobrem wspólnym powoduje, że jedna partia wygrywa wybory i tworzy rząd, a inna zyskuje mniejszą akceptację dla swoich pomysłów. W związku z tym przegrywa.

Nie pogrąża się jednak w niebycie, jej członkowie i zwolennicy nie są zabijani albo wsadzani do więzień. Po czarnym dniu, dniu przegranych wyborów, jej liderzy zabierają się do ciężkiej pracy nad modyfikacją swojego programu, a następnie przekonywania obywateli do zaufania jej w dniu kolejnych wyborów. Aha, po przegranych wyborach oczywiście przegrana partia odsuwa od przywództwa dotychczasowych liderów, którzy albo źle sformułowali propozycję dla wyborców, albo byli niezdolni do uzyskania ich głosów. (…)

Chociaż nie jestem fanatycznym zwolennikiem Prawa i Sprawiedliwości, to muszę oddać tej partii jedno. Właśnie to, że zerwała z dotychczasowym teatrem dla gawiedzi i odwołała się do interesu wyborców. Każdy historyk powinien to odnotować. Zdarzyło się to bowiem po raz pierwszy od czasów sprzed II wojny światowej.

Dlatego Prawo i Sprawiedliwość jest prawdziwą partią polityczną, chociaż wodzowską. Reprezentuje interesy słabszej ekonomicznie części społeczeństwa, rodzin wielodzietnych, emerytów, pracowników najemnych. Jest typową partią socjalistyczną, nie internacjonalistyczną jednak, ale patriotyczną. I równie dobrze mogłaby się nazywać Polską Partią Socjalistyczną. To oczywiście nic złego.

Nie sposób jednak nie zauważyć, że polskie społeczeństwo składa się nie tylko z grup wyżej wymienionych. Ale również z grup, których interesy nie są reprezentowane przez Prawo i Sprawiedliwość. Na przykład przedsiębiorców, tworzących ponad 50% polskiego PKB i zatrudniających 75% wszystkich pracowników w Polsce. To jest najważniejsza, z rodzinami 4-milionowa grupa społeczna, która nie jest reprezentowana przez PiS, z przyczyn jak powyżej. Grupa ta, zastraszana przez ostatnich kilkadziesiąt lat albo odebraniem majątku, albo kolejną zmianą warunków działania, w zasadzie jako jedyna nie ma swojej politycznej reprezentacji. (…)

Nie może być przecież tak, żeby poglądy moje, Jana Kowalskiego, obywatela i przedsiębiorcy, nie były reprezentowane na polskiej scenie politycznej. Oddając sprawiedliwość Prawu i Sprawiedliwości – pierwszej polskiej partii politycznej po roku 1989, nie mogę udawać zgody na koncepcje tej partii w sferze zarządzania naszym dobrem wspólnym, jakim jest Polska. Zgadzam się i akceptuję program społeczny PiS, te wszystkie plusy (zwłaszcza 500+). Zgadzam się i akceptuję politykę zagraniczną obozu dobrej zmiany.

Nie zgadzam się na siermiężnie-socjalistyczny sposób zarządzania państwem. Na przekraczającą już 1 milion osób biurokrację jako zasadę naczelną ustroju państwa. Na urzędniczy sposób widzenia każdego przejawu społecznej i gospodarczej aktywności. Na marnotrawienie ogromnego bogactwa narodowego wypracowywanego w pocie i znoju przez 10% najbardziej przedsiębiorczych obywateli, z pomocą 75% trochę mniej przedsiębiorczych – wspólnie (!). (…)

25 lat temu wymyśliłem nawet dla niej nazwę. Partia Drobnych Ciułaczy – jak Wam się podoba?

Cały artykuł Jana Kowalskiego pt. „Prawo i Sprawiedliwość+. Program dla opozycji na miarę naszych potrzeb i możliwości” znajduje się na s. 13 grudniowego „Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Prawo i Sprawiedliwość+. Program dla opozycji na miarę naszych potrzeb i możliwości” na s. 13 grudniowego „Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Program ochrony brzegów Bałtyku istnieje od 15 lat, ale to w praktyce fikcja / Tomasz Hutyra, „Kurier WNET” 42/2017

Czy mamy jeszcze siłę, my – naród, aby naprawdę powstać z kolan i naciskać na polityków, którzy nie potrafią uczciwie postępować, na prokuratorów, na sędziów, którzy nie mogą znaleźć drogi do prawdy?

Tomasz Hutyra

Chocholi taniec na morskim brzegu

Według wyliczeń Państwowego Instytutu Geologicznego sztormujące polskie morze zabiera rocznie około 50 ha lądu, generując średnio straty w skali jednego roku w graniach 500 milionów złotych. Dlatego w dniu 28 marca 2003 roku Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uchwalił wieloletni program ochrony brzegów morskich, zabezpieczając w ustawie środki budżetowe na ten cel w kwocie 911 000 tysięcy złotych w okresie od 2004 r. do 2023 r. Gdybyśmy dokonali prostego rachunku matematycznego i przemnożyli roczne straty przez okres trwania programu ochronnego, to znaczy przez 20 lat, to zauważylibyśmy potencjalne 10 miliardów zaoszczędzone w naszym budżecie, a zatem słuszność podjęcia decyzji o przeciwdziałaniu skutkom niszczycielskiego morskiego żywiołu nie podlega żadnej wątpliwości.

Ustawowy limit finansowania programu ochronnego nie objął środków pochodzących z europejskich funduszy rozwojowych. W ramach Programu określono zadania wykonawcze i kontrolne jednostek państwowych odpowiedzialnych za jego wdrożenie. Główne cele ochrony brzegów morskich oparto na budowaniu nowych systemów ochronnych oraz rozbudowywaniu i utrzymywaniu już istniejących instalacji ochrony brzegów morskich przed erozją morską i powodzią od strony morza, monitorowaniu brzegów morskich, prac i badań dotyczących ustalenia aktualnego stanu brzegu morskiego na całej długości polskiego wybrzeża.

Opaska Westerplatte, luty 2017. Fot. T. Hutyra

Nadzór nad programem powierzono w ustawie ministrom właściwym dla spraw gospodarki morskiej, a samą realizację programu zlecono poszczególnym dyrektorom urzędów morskich. Warto zwrócić uwagę na kilka założeń zawartych w załączniku do ustawy, w którym przedstawiono szczegółowy plan nakładów na realizację programu. W punkcie pierwszym znajdziemy Zalew Wiślany oraz wydatki przeznaczone na sztuczne zasilanie, umocnienia brzegowe oraz monitoring i badania dotyczące ustalenia aktualnego stanu brzegu morskiego w kwocie 457 000 tys. złotych. W punkcie drugim zapisano między innymi ochronę umocnień brzegowych na półwyspie Westerplatte, sztuczne zasilanie oraz umocnienia brzegowe w Orłowie. W punkcie czwartym znajdziemy odwodnienie oraz umocnienie brzegowe Klifu Jastrzębia Góra, a w Ustce – sztuczne zasilenia wraz z budowlami wspomagającymi ochronę brzegu morskiego.

Mając powyższe na uwadze, możemy łatwo wyartykułować przynajmniej kilka wniosków. Pierwszy z nich, podstawowy, to taki, że władza ustawodawcza, jaką jest Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, wypełniła swój fundamentalny państwowy obowiązek i wytyczyła na kolejne lata drogi postępowania prowadzące w kierunku bezpieczeństwa państwa w obszarze ochronnym brzegów morskich. Wniosek drugi – zabezpieczono na ten cel środki w budżecie i wyznaczono poszczególne urzędy do jego realizacji.

Z uwagi na to, iż wieloletni program ochrony brzegów morskich funkcjonuje w przestrzeni publicznej już od prawie piętnastu lat, warto byłoby się przyjrzeć, jak wygląda jego realizacja i wdrażanie oraz jakie przynosi efekty w skali naszego kraju. Jednym ze źródeł do analizy może być Najwyższa Izba Kontroli oraz wynikające z jej działalności wnioski pokontrolne. Dla przykładu przypatrzmy się jednemu z nich, wygenerowano go w listopadzie 2009 roku pod nazwą „Informacja o Kontroli Brzegów Morskich”. W podsumowaniu wyników kontroli, zawierającej się w ocenie kontrolowanej działalności, możemy przeczytać: „Najwyższa Izba Kontroli negatywnie ocenia działalność administracji morskiej w zakresie realizacji wieloletniego Programu ochrony brzegów morskich”.

Czytając dalej opracowanie, znajdziemy coś takiego: „Ministrowie właściwi do spraw gospodarki morskiej nierzetelnie nadzorowali realizację Programu oraz nie podejmowali działań w celu pozyskania środków pozabudżetowych na jego finansowanie. Dyrektorzy urzędów morskich część środków otrzymanych na realizację Programu wykorzystali niezgodnie z przeznaczeniem, udzielali zamówień publicznych bez stosowania lub z naruszeniem trybów i zasad ustawy z dnia 29 stycznia 2004 r. Prawo zamówień publicznych, zwanej dalej „ustawą pzp”, oraz nie zawsze naliczali kary umowne za przeterminowanie wykonania przedmiotu umowy. Działania dyrektorów urzędów morskich na rzecz pozyskania środków pozabudżetowych były nieskuteczne – do końca 2008 r. nie uzyskali żadnych środków.

Na końcu raportu znajdziemy wykaz osób odpowiedzialnych za zaistniałe nieprawidłowości, zatrudnionych w administracji państwowej. Możemy natrafić między innymi na byłych ministrów infrastruktury Marka Pola, Jerzego Polaczka, Rafała Wiecheckiego, Cezarego Grabarczyka, czy wreszcie Marka Gróbarczyka, obecnego ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej. Pośród rzeszy dyrektorów urzędów morskich między innymi odnajdziemy Andrzeja Królikowskiego, Andrzeja Borowca czy Mariusza Szuberta.

Wyniki kolejnej kontroli, za lata 2010–2012, przynoszą zaskakujące tezy. Z jednej strony znajdziemy w raporcie zdanie: „Najwyższa Izba Kontroli ocenia pozytywnie, mimo stwierdzonych nieprawidłowości, wykonywanie przez urzędy morskie zadań związanych z wykorzystaniem 1224 mln zł na realizację 13 zadań inwestycyjnych objętych kontrolą”, a z drugiej strony takie oto stwierdzenie: „Finansowe skutki nieprawidłowości ujawnionych w wyniku kontroli NIK wyniosły 39,2 mln zł, tj. 3,2% kwoty przeznaczonej na realizację zadań inwestycyjnych objętych kontrolą”.

W takim razie, mając powyższe na uwadze, nasuwa się autorska sugestia, iż musimy być bardzo bogatym państwem, skoro 40 milionów złotych nieprawidłowości skutkuje pozytywnymi ocenami działalności administracji morskiej w obszarze szeroko pojętej gospodarki morskiej! Jednakże jeszcze bardziej może zadziwiać takie stwierdzenie autorów kontroli: „Ujawnione nieprawidłowości były konsekwencją nieprzestrzegania przez pracowników urzędów morskich obowiązujących przepisów i procedur. Wystąpieniu tych nieprawidłowości nie zapobiegł minister właściwy do spraw gospodarki morskiej, do obowiązków którego należało sprawowanie nadzoru nad działalnością dyrektorów urzędów morskich”.

Mijają lata od wprowadzenia ustawy o ochronie brzegów morskich, zmieniają się poszczególne rządy, opcje polityczne, czy wreszcie niektóre tylko układy personalne, ale problem z niszczycielską działalnością morza pozostaje niezmienny, a kilka faktów po prostu zadziwia.

Pierwszy z nich będzie niezmiernie charakterystyczny dla naszej państwowości. Otóż przychodząca nowa władza zawsze mówi o rozliczeniach poprzedników, tylko jakoś nigdy tego nie robi! Dlaczego? A dlatego, że na przykład w takich raportach NIK możemy znaleźć z imienia i nazwiska, jak i zajmowanego stanowiska, osoby bezpośrednio odpowiedzialne za opisane nieprawidłowości, jednakże powtarzające się podczas kolejnych wymian władzy wykonawczej. Dlatego żadnych rozliczeń nie ma i nie będzie, a problemy będą tylko narastać.

Poniżej wymienię tylko kilka z nich. Problem numer jeden to tak zwane podwodne progi spowalniające, wybudowane na dnie morza na wysokości Klifu Orłowskiego, oddalone od brzegu morskiego kilkadziesiąt metrów. Według doktor Agnieszki Kubowicz-Grajewskiej: „Pomimo ochrony brzegu bilans osadów plaży i podbrzeża jest ujemny. W okresie 2007–2009 z powierzchni plaży ubyło ok. 5 870 m³, a z podbrzeża, w latach 2006–2010, ok. 23 201 m³ osadu. Negatywne zmiany abrazyjne zaszły również na klifie. W latach 2006-2007 w południowej części cypla linia korony klifu cofnęła się o 1–2 m (Kwoczek 2007). Po październikowym sztormie z 2009 roku krawędź klifu przesunęła się w stronę lądu od ok. 2 m w rejonie cypla do 12 m na południe od niego.

Efektywność progów, szczególnie w okresie sztormów, jest niewielka. Przy wysokościach fal rzędu 0,5–1,1 m w obszar osłonięty przedostaje się od 59 do 76% falowania przy średnim poziomie morza. (…) Okresy, w których progi powinny spełniać swoje funkcje, to przede wszystkim okresy sztormowe, przypadające na jesień i zimę. To właśnie w tym czasie strefa brzegowa jest szczególnie narażona na niszczycielską siłę morza. Tymczasem efektywność progów w czasie sztormów jest niewielka”.

Tyle Pani doktor z Pracowni Geofizyki Morskiej Uniwersytetu Gdańskiego. A co na to Urząd Morski w Gdyni? – „Progi kamienne o koronie zanurzonej, wybudowane w latach 2005–2006 w rejonie Klifu w Orłowie, stanowią podstawowy element ochrony brzegu morskiego w tym rejonie, (…) spełniają założone przez projektantów zadania”. Mało tego, ów urząd rozważa zbudowanie kolejnych tego typu konstrukcji, a rzeczywistość?

Zdjęcia nie mogą przecież kłamać – robiłem je w miarę regularnie w okresie sztormowym jesienią i zimą 2016 roku oraz zimą 2017 roku. Morze rozbijało się o klif, a plaża północna praktycznie zanikła. Plaża południowa, czyli na południe od mola w Orłowie, również znajdowała się zawsze całkowicie pod wodą.

A zatem nasuwa się kilka pytań. Pierwsze z nich: kto ma rację – Pani Doktor czy pracownicy Urzędu Morskiego? Działacze społeczni oddali sprawę w ręce tak zwanej władzy sądowniczej, aby to ona rozstrzygnęła ów problem. Cóż, jak to często bywa, prokurator znalazł paragraf do umorzenia śledztwa, dopatrując się przedawnienia sprawy, a sąd odrzucił skargę na działanie prokuratora, motywując swoją decyzję brakami formalnymi. Koszt budowli, jak podaje Urząd Morski, to 1,5 miliona, ale straty w krajobrazie z tego tytułu mogą być niewycenialne.

Problem numer dwa – ochrona brzegu morskiego na półwyspie Westerplatte. W roku 2012 firma Warbud rozpoczęła prace budowlane w tym rejonie, kończąc w terminie inwestycję. Wybudowano coś na podobieństwo gdyńskiego bulwaru nadmorskiego, mającego na celu spełnienie dwóch funkcji: ochronnej i turystycznej. Bulwar w Gdyni istnieje i ma się dobrze od roku 1976, a bulwar Westerplatte został zamknięty zimą bieżącego roku. Uderzyło w niego kilka sztormów, a jeden silniejszy zniszczył go w takim stopniu, że możemy mówić o katastrofie budowlanej. Co na to prokurator? Umarza śledztwo. Co na to Urząd Morski? Podobno znalazł się ekspert, Pan Profesor, i znalazł przyczynę katastrofy w wyjątkowych warunkach pogodowych, tak jakby ten jeden krytyczny sztorm przekroczył swoją normę i uderzył w brzeg morski z siłą amerykańskiego tajfunu, niszcząc go prawie doszczętnie.

Dziwnym trafem konstrukcja była poddana morskiej presji przez kilka lat i ten fakt zgłaszał do Urzędu Morskiego wykonawca, stwierdzając w swoich pismach, że jednak coś niedobrego dzieje się z tą budowlą. Urząd Morski jako inwestor i nadzorca prawdopodobnie nie robił w tej sprawie zupełnie nic. Dzieła zniszczenia dokonało morze. Tak się składa, że w okresie jesienno-zimowym wieją wiatry, a one pobudzają ruch morskiej wody, wytwarzając fale, a te na końcu uderzają w brzeg morski… Straty z tego tytułu to na początek koszt inwestycji, czyli około 12 milionów złotych.

Problem numer trzy – Klif Jastrzębia Góra. Według Urzędu Morskiego faktycznie z konstrukcją ochronną brzegu morskiego dzieje się coś niepokojącego i ów urząd wystąpił do Państwowego Instytutu Geologicznego w sprawie ewentualnej współpracy mającej na celu uratowanie konstrukcji. Pytanie wypadałoby postawić takie na przykład: dlaczegóż to za pierwszym razem nie wystąpiono do geologów w sprawie współpracy? Kto zaprojektował zatem tę konstrukcję, że po pierwsze nie podjął szerszych konsultacji, a po drugie prawdopodobnie zaprojektował ją źle? Pomijam fakt, że będąc całkowitym laikiem w tej dziedzinie, sam widzę jedną z prawdopodobnych przyczyn, czyli zastosowanie koszy kamiennych. Gdy bije w nie fala, to logiczne musi być, że kamienie pośrodku kosza zaczynają pracować, przemieszczać się, by w efekcie końcowym napierać na siatkę drucianą, która je utrzymuje warstwowo. Siatka ulega wreszcie przetarciu, kamienie wysypują się z koszy i dochodzi do obsuwiska, co można ewidentnie na miejscu zauważyć. Straty z tego tytułu? Któż by się tym przejmował… Koszt budowli około 11,5 miliona.

Problem numer cztery – Rafa Ustka. Jak zapewniał inwestor, w miejscu osadzenia konstrukcji miało się narodzić swoiste podwodne życie. Na dnie osadzono ją tak, jak odwrócone durszlaki, a przez nie miała się przelewać fala morska i jednocześnie ulegać na nich spowolnieniu. Ktoś nie dopilnował inwestycji, a ktoś inny nie zastosował zbrojenia w tych betonowych instalacjach. Efekt końcowy – gruzowisko na dnie morza w odległości około 200 metrów od linii morskiej. Koszt budowli – 150 milionów złotych. Winnych oczywiste nie ma, a prokuratorzy wszystko odrzucają od siebie, umarzają, tak jakby sprawy nie było.

Jeden podstawowy wniosek końcowy. Jeżeli założymy, że we wnioskach pokontrolnych Najwyższej Izby Kontroli wskazane zostały osoby z najwyższych stanowisk administracyjnych w państwie, odpowiedzialne z imienia i nazwiska, ale kolejna zmiana władzy nie podejmuje żadnych działań, bowiem na karuzeli kręcą się od lat ci sami urzędnicy, to możemy postawić przykrą dla nas wszystkich następującą tezę: nigdy nie będzie rozliczeń, gdyż panowie i panie kryją się nawzajem! A gdy nie będzie rozliczeń osób odpowiedzialnych za nieprawidłowości wskazane niemalże palcem przez NIK, to nie będzie porządku w naszym państwie, a tym samym środki budżetowe pochodzące z podatków płaconych przez ogół ciężko pracującego społeczeństwa będą dalej marnotrawione.

Kiedy my, Polacy, zakończymy ten chocholi taniec? Czy wreszcie politycy odpowiedzialni za powyższy stan rzeczy, pochodzący ze wszystkich opcji politycznych, zabiorą się za uczciwe przestrzeganie prawa? Mam wątpliwości, niestety. Politycy, wiadomo, jak to się mówi, kręcą lody, ale zwykli obywatele również nie przejawiają woli przestrzegania prawa.

Prawie każdy z nas przyzwyczaił się już do jego łamania, a zaczyna się zupełnie niewinnie – od niezapiętych pasów w samochodzie poprzez przekraczanie prędkości, a kończy grubo, tak jak na przykład policjanci w aferze Amber Gold czy wielu, wielu innych naszych rodaków… Policjanci nic nie widzieli i nic nie słyszeli, urzędnicy kontrolujący nie rozumieli, a politycy, mając ręce w kieszeniach, wygłaszali swoje kwieciste mowy o tym, jak jest nam wszystkim super!

Czy mamy jeszcze siłę, my – naród, do tego, aby naprawdę powstać z kolan i naciskać z każdej strony na tych polityków, którzy nie mogą, nie potrafią uczciwie postępować, na tych prokuratorów, którzy nie chcą pracować, na tych sędziów, którzy nie mogą znaleźć drogi do prawdy?

Przecież możemy się zrzeszać, możemy wspólnie organizować różne formy protestu i naciskać na władzę oraz administrację państwową, aby w końcu podjęto prawdziwe reformy prowadzące do takich zmian, by w naszym państwie kasa się nie marnowała i tak po prostu się zgadzała, jak w warzywniaku!

Jestem jednak realistą i niestety nie widzę żadnych szans na jakiekolwiek zmiany strukturalne. Może kolejne kroczące za nami pokolenia dokonają rewizji naszej rzeczywistości? Nadzieja przecież umiera ostatnia…

Artykuł Tomasza Hutyry pt. „Chocholi taniec na morskim brzegu” znajduje się na s. 6 grudniowego „Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tomasza Hutyry pt. „Chocholi taniec na morskim brzegu” na s. 6 grudniowego „Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Duma ze swego miejsca urodzenia, ze swojego kraju zawsze dobrze świadczyła o człowieku i budziła szacunek innych

Każda społeczność wyznaje wartości, które są naszym najcenniejszym dziedzictwem i które winniśmy przekazać następnemu pokoleniu. W idei miłości małej ojczyzny tkwią także przesłanki religijne.

Zdzisław Janeczek

W naszej Ojczyźnie powinno nam wszystko sprzyjać: rodzina, przyjaciele, znajomi. Klimat, powietrze, woda, ziemia, potrawy – wszystko jest tutaj najlepsze. „Mała Ojczyzna” „jest to najbliższy nam świat, w którym żyjemy na co dzień, to najbliższy krajobraz, wszystko to, co jest wokół nas obecne: przyroda, ludzie i stworzona przez nich kultura”. (…)

Chrystus, nie przestając być Bogiem, kochał swoją ojczyznę ziemską. Płakał nad stolicą swego kraju ojczystego Jerozolimą, która miała być zniszczona, gdyż jej mieszkańcy nie rozpoznali „czasu nawiedzenia” Bożego. Duma z miejsca pochodzenia nieobca była także Apostołom, m.in. św. Pawłowi. (…)

Św. Tomasz z Akwinu | Fot. Wikipedia

Św. Tomasz z Akwinu mówił wprost o obowiązku patriotyzmu jako zespole cnót. Po Bogu i rodzicach według tego filozofa chrześcijańskiego przedmiotem miłości powinna być Ojczyzna, gdyż jej właśnie zawdzięczamy najwięcej wartości: język i wiarę ojców, tradycję, kulturę, osobowość etniczną i etos.

Oczywiście trudno porównywać małą miejscowość, taką jak Bytków, do Krakowa, Aten czy Jerozolimy, ale w każdym miejscu urodzenia i czasach dzieciństwa jest jakaś urzekająca nas magia i siła. Ponadto każda społeczność wyznaje wartości, które są naszym najcenniejszym dziedzictwem i które winniśmy przekazać następnemu pokoleniu. W idei miłości małej ojczyzny tkwią także przesłanki religijne. (…)

Na łamach Bytkowskich szkiców historycznych (Z. Janeczek, UM Siemianowice Śląskie 2008) autor starał się pokazać, jak miejscowa społeczność i jej przedstawiciele byli kształtowani fizycznie i duchowo, intelektualnie i moralnie od zarania dziejów po czasy nam współczesne. Często stawiali dobro wspólne małej i dużej Ojczyzny nad dobro indywidualne czy rodowe. (…)

Rozważając znaczenie małych ojczyzn i naszej wiedzy na ich temat, warto także przytoczyć opinię przedstawiciela neokantowskiej szkoły marburgskiej, Ernsta Cassirera (1874–1945), autora Eseju o człowieku, iż „Wiedza historyczna jest odpowiedzią na konkretne pytania, odpowiedzią, którą musi dać przeszłość, ale same pytania stawia i dyktuje teraźniejszość – stawiają ją i dyktują myśli aktualne, zainteresowania intelektualne, nasze aktualne potrzeby moralne i społeczne”. (…)

Zagrożenie dla tradycji zrodziła rewolucja przemysłowa i społeczeństwo kapitalistyczne, które przyniosło model społeczeństwa mobilnego. Zasiedziali chłopi zaczęli masowo opuszczać swoje osady, w których od wieków żyli ich przodkowie. (…)

J.G. Herder | Fot. Wikipedia

W przypadku Europy Środkowej procesy te później wzmocnił komunizm. Również globalizacja, przy wielu swoich zaletach, może stwarzać sytuacje, w których pogłębieniu mogą ulec procesy zapoczątkowane w XIX i kontynuowane w XX wieku. (…) Aby chociaż częściowo złagodzić negatywne skutki tego procesu, należy przyjąć postawę aktywną, którą zalecał Johann Gottfried von Herder (1744–1803): „Musimy chcieć, musimy do czegoś dążyć, chociaż nigdy nie ujrzymy dojrzałego owocu naszych trudów”. J.G. von Herder rozumiał historię jako ciągłość realizującą boski plan. Według jego nauk, człowiek współuczestniczy w dziejach, poprzez swe działania tworzy tradycję i „łańcuch kultury”. (…)

Kontakt z przeszłością wynika z potrzeb wewnętrznych człowieka, który zaczyna dociekać, skąd przyszedł i dokąd zmierza. Jest to umiejętność poznawania samego siebie w innych. Fryderyk Nietzsche widział korzyści i pożytki, jakie płyną ze znajomości własnych dziejów. Człowiek czerpie siły z przeszłości, nabiera przekonania: „że wielkość, która istniała niegdyś, w każdym razie możliwa niegdyś była i dlatego znów kiedyś możliwa będzie; kroczy odważniej swą drogą, gdyż teraz wątpliwość, która opadała go w słabszych godzinach, czy nie żąda niemożliwości, musiała ustąpić z pola”.

Sumując dotychczasowe rozważania, należałoby podkreślić, iż poczucie tożsamości z małą ojczyzną łączyć się powinno z zaangażowaniem w funkcjonowanie własnego środowiska, przy równoczesnym otwarciu na sprawy krajowe i inne społeczności i kultury. Wciąż aktualna jest myśl jednego z największych pisarzy starożytnej Grecji, historyka, filozofa-moralisty oraz oratora, Plutarcha z Cheronei (ok. 50 n.e.–125 n.e.): „Trzeba żyć, a nie tylko istnieć”.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „O dumie ze swojej Ojczyzny w dziejach” znajduje się na s. 6 i 7 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „O dumie ze swojej Ojczyzny w dziejach” na s. 6 i 7 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Marek Jakubiak: Działania Komisji Europejskiego mają doprowadzić do wypchnięcia Polski z Unii

Polityk podkreślił w piątkowym Poranku Wnet, że działania unijnych urzędników mają współgrać z działaniami totalnej pozycji w Polsce i doprowadzić do zmiany rządu w Warszawie.

Gościem Krzysztofa Skowrońskiego w Poranku Wnet był Marek Jakubiak, poseł klubu Kukiz’15 oraz wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Jednym z tematów rozmowy była decyzja Komisji Europejskiej o uruchomieniu wobec Warszawy procedury sprawdzania praworządności – Problem nie polega na tym czy Polska chce opuścić UE, tylko ja wyczuwam, że to Unia chce nas wypchnąć ze wspólnoty. Wiedząc jak wygląda rys historyczny Polski, upokarzanie doprowadzi do wypchnięcia nas z Unii Europejskiej.

Nie ma co tutaj ukrywać, że decyzje Komisji to jest warcie dla opozycji. Trzeba o tym głośno mówić, bo to wybija im broń z ręki. Rząd nie ma innego wyjścia, tylko musi trwać na swoim, musi wytrwać i szukać koalicji w ramach Unii – podkreślił Marek Jakubiak.

Poseł Kukiz’15 ocenił również pierwsze dni urzędowania nowego premiera – Morawiecki to marketingowiec, ale jako przedsiębiorca absolutnie nie odbieram od dwóch lat żadnych sygnałów żeby było lepiej. Żelazna zasada nie przeszkadzać. Od 2 lat pod flagami uszczelniania tworzy się państwo, które coraz bardziej żyje w naszym życiu gospodarczym. Roście ilość interpretacji prawa. Trzeba znowelizować ustawę o VAT, a podatek CIT trzeba zlikwidować.

Marek Jakubiak odniósł się również do kwestii konfliktu między Ministrem Obrony Narodowej a Prezydentem RP – Gdybym był na miejscu prezydenta, to nie odpuściłbym ministrowi ingerencji w działania prezydenta.  Prezydent w tym przypadku nie może inaczej postąpić niż doprowadzić do dymisji Antoniego Macierewicza. W armii nie może być dwóch przełożonych. Jeżeli prezydentem pisze listy do MON-u, to minister ma obowiązek odpowiedzieć, a tego nie robi.

Trzeba pomyśleć o tym jak usprawnić proces zakupowy. Trzeba powiedzieć, że w polityce zakupowej dzieje się źle. Powstają WOT ale teraz wojen nie wygrywa się bronią strzelecką tyko elektroniką, a minister powiedział przed zakupem rakiet Patriot, że je kupiliśmy. To są kardynalne błędy – podkreślił w Poranku Wnet Marek Jakubiak.

 

ŁAJ

Jakie cele realizuje polska polityka historyczna wobec Ukrainy? Jej autorzy nie ujawniają tego / Mariusz Cysewski

Nie da się też podmienić komuś świadomości ani zasuflować Ukraińcom jakiejś innej świadomości. Jeśli takie byłyby cele polskiej polityki wschodniej, to wypadałoby uznać ją za po prostu obłąkaną.

Czego właściwie chcemy? Powiada oto minister Parys, że „nie godzimy się” na fałszowanie historii. Że „odrzucamy” „heroizowanie UPA”. Że „nie pozwolimy”, by nas lekceważono lub by się z nas „wyśmiewano” i tak dalej, i tak dalej. Wcześniej prezes Jarosław Kaczyński oznajmił, że z UPA Ukraina do Europy nie wejdzie.

W wystąpieniu ministra Jana Parysa 9 grudnia w klubie Ronina zabrakło moim zdaniem nie tylko jasnego określenia tego, jak pan minister – i szerzej: obóz rządzący – pojmują interesy państwa polskiego, które polska polityka zagraniczna miałaby realizować w ramach tzw. „polityki wschodniej”, ale i bardziej prozaicznie, rzeczy jeszcze bardziej podstawowej: tego, co właściwie Polska chciałaby osiągnąć na Ukrainie.

Przyjmijmy na chwilę, że jak najpoważniej takie oto są cele polskiej polityki wschodniej adresowanej do Ukrainy. Jednak cele tego rodzaju są nierealizowalne. Cóż z tego, że rząd się „nie godzi” na to czy owo? Ja też mogę „nie godzić się” na to, że pada deszcz, lecz jako człek rozsądny wiem, że mogę co najwyżej nosić parasol, bo deszczu odwołać się nie da – pozostaje to kompletnie poza moim zasięgiem oddziaływania.

Nawiasem mówiąc, „godzić się” albo się „nie godzić”, „pozwalać na coś” albo „nie pozwalać”, to jak na mój gust czasowniki oznaczające odmowę uznania rzeczywistości. Są też, moim zdaniem, stosowane w języku słabości, bezradności, bezsiły albo taniej i prymitywnej moralistyki rodem z „Gazety Wyborczej”. Infantylizmu. Ktoś, kto mówi, że się na jakiś kawałek świata „nie godzi”, ośmiesza się wręcz automatycznie – i to jest zresztą jeden z powodów śmieszności i infantylizmu organu Michnika.

W odróżnieniu od dziecka dorośli wiedzą, że rzeczywistość warto przede wszystkim przyjąć do wiadomości, aby, ewentualnie, tym skuteczniej na nią oddziaływać; oddziaływać na sposoby realne. Natomiast wygrażanie piąstką czy tupanie nóżką nic nie da. Nikt też kogoś takiego szanował nie będzie – i nic dziwnego, że adresaci tupania czy wygrażania, mimo wszystkich prób zachowania powagi, nie mogą się czasem nie uśmiechnąć.

Po wtóre, „niegodzenie się” np. na fałszowanie historii albo na „heroizowanie” UPA jest też niewykonalne w tym sensie, że nie ma wyraźnego stanu granicznego, po przekroczeniu którego możemy uznać, że oto osiągnęliśmy założony cel. I tak, być może, udałoby się – spróbujmy to sobie wyobrazić – przekonać rząd ukraiński, by potępił UPA; być może udałoby się doprowadzić do czegoś w rodzaju „hołdu ruskiego”; co jednak, gdy następnie na Ukrainie jacyś (nierządowi) historycy opublikują prace względem UPA apologetyczne? Osiągnęliśmy swój cel, czy nie?

„Niegodzenie się”, czy też „potępianie” jest groteskowe również z tego powodu, że logicznie nie widać jego końca – można nie godzić się i potępiać do końca świata i nic z tego kompletnie nie wynika – w każdej bowiem chwili znajdzie się ktoś, kto oznajmi, że jego adwersarz jeszcze niewystarczająco potępił albo że nie dość szczerze się „odciął” itd. Dlatego nie miało sensu przepraszanie Żydów za zbrodnię w Jedwabnem w wykonaniu prezydenta Kwaśniewskiego, choćby tylko dlatego, że wkrótce przeprosiny ponawiać musiał (swoim zdaniem) prezydent Komorowski. I tak do końca świata.

Nie da się też podmienić komuś świadomości ani zasuflować Ukraińcom jakiejś innej świadomości. Jeśli takie byłyby cele polskiej polityki wschodniej, to wypadałoby uznać ją za po prostu obłąkaną.

Tzw. „polityka pamięci” nie ma żadnego zadania ani żadnego celu do osiągnięcia na Ukrainie i wśród Ukraińców, bo nie jest możliwe ani wymuszenie innej świadomości, ani wymuszenie budowania innej świadomości, ani nawet wymuszenie jakiegoś hołdu ruskiego.

Próby takich wymuszeń byłyby obłąkane i prowadziłyby do skutków odwrotnych od deklarowanych. Podobne skutki osiągnęliby Niemcy, gdyby zażądali od Polski rezygnacji z tradycji AK.

Nie znaczy to, że deklarowana polityka historyczna kierowana w stronę Ukrainy nie ma zupełnie celów racjonalnych.

Tyle, że jej autorzy uznali za stosowne celów tych nie ujawnić.

Władza w demokracji zależy – teoretycznie i w ujęciu najprostszym – od liczby wyborców danego ugrupowania.

Zastanówmy się, kim w rzeczywistości jest opozycja wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości. Odpuśćmy sobie telewizyjne historyjki, że jest to Platforma, Nowoczesna czy twory typu KOD itp. – są to bowiem twory agenturalne i stojące poza życiem Polski. Kim więc jest opozycja?

Otóż w opozycji do PiS jest przede wszystkim pan prezydent Andrzej Duda; nie afiszując się z tym i w wymiarze li tylko funkcjonalnym. Jednak prezydenckie weta były jak dotąd najbardziej skuteczną blokadą dla rządów PiS.

W opozycji do PiS jest również ruch Kukiza. Ruch Kukiza, nie posiadając żadnego realnego i sensownego, albo i wręcz jakiegokolwiek programu, i zdradziwszy (moim zdaniem) swych wyborców, a to widnieje nad, a to pod progiem wyborczym w sondażach. Wielu jego wyborców (ci rozsądni zwłaszcza) zmieniło swe preferencje i w przyszłości głosować będzie raczej na PiS.

Stałym elementem retoryki ruchu Kukiza (bo nie jego programu, tego bowiem nie ma) jest wrogość do Ukrainy. Walenie w szowinistyczne bębenki w kontekstach ukraińskich może być dla Kukiza jedną z ostatnich pozostających mu szans nie tylko na przetrwanie, ale i poszerzenie strumyczka wyborców płynących w stronę odwrotną – z PiS do Kukiza.

I analogicznie, bębenek szowinistyczny – swoista licytacja w irracjonalności – może być dla PiS sposobem zwężenia tego strumyczka czy nawet likwidacji i marginalizacji ruchu Kukiza.

Prawo i Sprawiedliwość w wielu wymiarach jest w Polsce partią najbardziej nowoczesną i z pewnością najbardziej świadomą mechanizmów wyborczych. Świadczy o tym nie tylko jego obecna pozycja, ale i jego historia. W przeszłości to PiS przejął większość elektoratu i SLD, i Samoobrony. Osiągnął to po przejęciu i dostosowaniu retoryki obu tych partii.

I nie inaczej będzie z ruchem Kukiza.

Mariusz Cysewski

Prezydent Andrzej Duda: Podjąłem decyzję o podpisaniu ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i o Sądzie Najwyższym

Nikt nie miał wątpliwości, że prezydenckie projekty ustaw o SN i KRS, to nie były te same ustawy, z którymi mieliśmy do czynienia w lipcu – podkreślił prezydent w środę na briefingu prasowym.

W dniu kiedy Komisja Europejska postanowiła o wdrożeniu wobec polki postępowania o kontroli praworządności w ramach procedury zawartej w art. 7 traktatu o UE, zarzucając rządowi upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości, prezydent postanowił podpisać dwie ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, których kształt jest wyrazem kompromisu pomiędzy prezydentem a Prawem i Sprawiedliwością.

Zdaniem Andrzeja Dudy przyjęte rozwiązania w żadnym wypadku nie ingerują w niezależność wymiaru sprawiedliwości – Z niesmakiem słucham gromkich głosów o tym, że zostaje wprowadzony niesprawiedliwy system. Proszę sprawdzić w ilu krajach egzekutywa ma wpływ na wybór sędziów. Nie widzę żadnego problemu w tym, że takie rozwiązania są przyjęte. Możliwość wskazania kandydatów będą miały wszystkie ugrupowania w parlamencie. Uważam, że to wprowadza niezwykle demokratyczne rozwiązania – podkreślił prezydent

W wystąpieniu prezydent podkreślił społeczną wagę przyjętych ustaw – Uważam, że te rozwiązania sprawią, że ludzie wreszcie odzyskają wiarę w sądownictwo. Sędziowie nie są nadzwyczajną kastą. Są sługami polskiego społeczeństwa i państwa. Takiego poczucia służby oczekuję od sędziów. Wszyscy mamy służyć polskiemu państwu i obywatelom naszego kraju. Mamy dbać o to, żeby Polacy żyli w godnych warunkach i z poczuciem sprawiedliwości

Powstają dwie nowe Izby Sądu Najwyższego: Izba Dyscyplinarna oraz Izba rozpatrująca tzw. Skargę nadzwyczajną – zaznaczył prezydent Andrzej Duda, mówiąc o zapisach ustawy o Sądzie Najwyższym.

 

ŁAJ

Premier Morawiecki dzień 8: Kopcińska, Suski, Dworczyk dołączają do rządu. Nowe rozdanie w KPRM

W Poniedziałek Mateusz Morawiecki przedstawił nowe twarze w swojej kancelarii, nowym rzecznikiem będzie Joanna Kopcińska, szef gabinetu Marek Suski a kancelarii Michał Dworczyk.

Zmiany w państwie, które tworzą jak najlepsze perspektywy rozwoju dla ludzi, miejsca pracy, mieszkania, wyższe wynagrodzenia. Nad tym pracuje cała Rada Ministrów i klub parlamentarny PiS. Przy tego typu zmianach jakie zachodzą w kraju, również w ramach administracji dokonujemy pewnych zmian personalnych. Dzisiaj chciałbym poinformować o kilku pierwszych takich zmianach, które w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zajdą jutro (we wtorek).

Joanna Kopcińska i Marek Suski | fot. P. Tracz/KPRM

 

Pierwszą zmianą jaką zaprezentował premier to powołanie nowego rzecznika, którym została Joanna Kopcińska – To poseł ziemi łódzkiej, działaczka społeczna i samorządowa. Aktywnie uczestniczy w pracach komisji śledczej do zbadania prawidłowości i legalności działań organów i instytucji publicznych wobec podmiotów wchodzących w skład Grupy Amber Gold – podkreślał Mateusz Morawieckiej.

 

Marek Suski został nowy szef Gabinetu Politycznego Premiera Mateusza Morawieckiego, zastępując na tym stanowisku Elżbietę Witek, która w poniedziałek z rąk prezydenta Andrzeja Dudy odebrała dymisję. To była jak do tej pory jedyna dymisja w KPRM, ponieważ zarówno Beata Kempa jak i Rafał Bochenek mimo iż przestają pełnić swoje funkcję, dalej zostają się na stanowiska sekretarzy i podsekretarzy stanu w kancelarii. Nie jest pewne czy nowy szef gabinetu politycznego premiera, Marek Suski będzie również pełnił funkcję członka Rady Ministrów, jak to miało miejsce w przypadku Elżbiety Witek.

Trzecią zmianą było powołania na stanowisko szefa kancelarii Michała Dworczyka, dotychczasowego wiceministra Obrony Narodowej, odpowiedzialnego m.in. za program tworzenia Wojsk Obrony Terytorialnej. Na tym stanowisku zastąpi Beatę Kempę, która jak podają nieoficjalnie źródła, ma zajmować się w KPRM kwestiami związanymi z imigracją i uchodźcami.

Spodziewam się, że KE uruchomi wobec Polski – powiedział w poniedziałek rano Mateusz Morawiecki w wywiadzie udzielonych Radiu Szczecin.

 

Nie prosiłem nikogo, aby nie uruchamiać artykułu 7, ponieważ nie jesteśmy w Europie żadnymi petentami i nikogo nie prosimy o to, żeby zgodził się na reformowanie przez nas wymiaru sprawiedliwości — zaznaczył premier.

W wywiadzie premier Mateusz Morawiecki odniósł się również do rozmów z przywódcami innych państwa unijnych na Radzie Europejskiej – wskazywałem naszym partnerom we Francji, prezydentowi Emmanuelowi Macronowi, że 15 lat po II wojnie światowej Francuzi wychodzili spod podobnego bardzo systemu, totalitarno-kolaboranckiego takiego, jakim był rząd Vichy. Premier Michael Debre, podczas prezydentury Charlesa de Gaulla, kiedy wrócił do władzy w 1958 r. przeprowadził bardzo podobną reformę, głęboko zmieniając strukturę ichniego KRS-u w taki sposób, że większość w tym KRS-ie nie stanowili sędziowie. I uwaga: powołując również izbę dyscyplinarną. (…) Prezydent Macron bardzo mocno się uśmiechnął, ponieważ bardzo dobrze zrozumiał tę analogię historyczną — podkreślił premier.

Mateusz Morawiecki odniósł się także do zagadnień historycznych, mówiąc o obchodach kolejnej rocznicy wydarzeń z grudnia 1970 roku – To jest walka o pamięć, walka o prawdę, walka o to, żeby nigdy więcej zakłamanie nie było wiodącą linią nie tylko polityki historycznej, ale też polityki społecznej. Jak najbardziej ofiary grudnia 1970 roku nie tylko wymagają tego, żeby o nich pamiętać, ale również oni upominają się o lepszą Polskę dzisiaj, czyli taką, która dba o pamięć, prawdę historyczną. Tego wszystkiego bardzo brakowało przez 25 lat. Staramy się to odbudowywać — mówił.

Premier wypowiedział się także na temat zmiany ordynacji wyborczej – Przypomnę ostatnie wybory samorządowe. 5,2 mln głosów było głosami nieważnymi, przy czym niektóre głosy licząc łącznie w wyborach do sejmików, powiatów i gmin. (…) Nawet gdybyśmy podzielili to przez trzy, to jest to zatrważająca wielkość, której nigdy wcześniej w naszych wyborach nie było. Tak się zdarzyło, że jedna partia, która w sondażach dostawała 5 do 10 proc., w tamtych wyborach otrzymała bodaj 22 czy 23 proc. (…) W niektórych powiatach, w których dodatkowo padły głosy na tę partię, to nieprawidłowości było widać gołym okiem — Podkreślał premier.

Jednocześnie wskazując, że projekt wnosi szereg rozwiązań utrudniających fałszerstwa – Zmiany, które proponujemy, a więc przezroczyste urny, kamery w izbach wyborczych, są zmianami w bardzo właściwym kierunku. Jeśli chodzi o dostosowanie okręgów wyborczych, jest to normalna praktyka na całym świecie, związana również z ruchami demograficznymi, zmianami liczby ludności w poszczególnych obszarach

 

W poniedziałek odbyło się również spotkanie premiera Mateusza Morawieckiego z przewodniczącym parlamentu Gruzji Iraklim Kobakhidze. Głównymi tematami rozmów były współpraca gospodarcza i inwestycyjna.

Premier Morawiecki potwierdził wsparcie Polski dla euroatlantyckich aspiracji Gruzji. Podkreślił także dobrą współpracę dwustronną, która powinna znaleźć odzwierciedlenie w większej współpracy inwestycyjnej.