192 notowanie Listy Polskich Przebojów Polish Chart

Pierwsze miejsce w tym notowaniu zajął utwór „Wichrowe wzgórza” TAKO .

  1. TAKO – Wichrowe wzgórza
  2. Karina Skwarczyńska – Zapomnij

  3. Natalia Lesz – Lustro

  4. Lidia Kopania – Różowe zorze

  5. Alexandra – Marzenie

  6. Prorock – Hades

  7. Chantal Cass – Scarlett

  8. Kasia Marona ft.TuGober – Ten świat

  9. Paula „Curly” Kucharska – Poziom zgody

  10. Black Light – You are not alone

  11. Meteroids – Feels

  12. Purple Daze – Under The Gun

  13. Kapela Bożków – Ona się Puszcza nazywa

  14. JADS – Czas nie nasz

  15. Wojtek Cugowski – Znowu Będziemy Się Śmiać

  16. SYNAPSA – Immersed In Pain

  17. Zespół CHAOS – Me cierpienie

  18. Hard Rider– Bandzior

  19. Kat & Roman Kostrzewski – Łza dla cieniów minionyh (wersja akustyczna)

  20. Dagny Mikoś/OSIECKA – Ulica japońskiej wiśni

  21. Yugopolis&Maciej Maleńczuk – Sługi za szlugi

  22. Mariusz Malus – Nic nie kosztowało

  23. Marta Szefke Groove Band – Dynamit

  24. AURA. – Tylko tańcz

  25. Duch Delta – Tańcz

  26. TequilaSunrise – Kołysanka

  27. 4 Szmery – Ślad

  28. GrzegorzKupczyk – Aksamitny sen

  29. Bovska – Iskry

  30. Polish Metal Alliance – The Trooper

Idee Fixe w Muzycznym IQ

Idee Fixe

Metrum 7/8 …czyli rozmowa z Grzegorzem Witkowskim o wielkim powrocie Idee Fixe 🙂

Na „Obudź się” znalazły się dwa numery studyjne z 1990 roku. Producentem ich jest Igor Czerniawski, znany z zespołu AYA R.L., ale znany również ze współpracy z wieloma alternatywnymi artystami popularnymi w latach 80. i 90.
Płyta jest zapisem drogi artystycznej zespołu ważnego dla polskiego rocka – choćby dlatego, że jego muzycy grali m.in. w legendarnym reggae’owym I-Land Jacka Ławika, Sztywnym Palu Azji, Różach Europy, zespole Tilt, Cold War. Z grupą współpracowali m.in. instrumentaliści zespołu Piersi, nagrywał nas podczas sesji dla Rozgłośni Harcerskiej, Leszek Kamiński, znakomity producent znany ze współpracy choćby z Edytą Bartosiewicz.
Wspomniana droga artystyczna to nagrania dokonane w sali prób ośrodka kultury, a wysłane na konkurs do Jarocina w roku 84, występ na scenie głównej „Jarocina’84”, kolejne nagrania na konkurs w Jarocinie w 85 roku i drugi występ na dużej scenie w Jarocinie w 1985 roku oraz nagrania zrealizowane w Akademii Muzycznej w Warszawie….

Grzegorz Witkowski

Zapraszam do odsłuchu

Radek Ruciński

Realizacja dzwięku: Asia Rejner

Konfrontacje Muzyczne – odcinek 283 z 7 sierpnia 2022 r. – prowadzi dr Roman Zawadzki

Dr Roman Zawadzki

Zapraszamy do odsłuchania poprzednich audycji muzycznych Romana Zawadzkiego, które znajdują się tutaj. Więcej publikacji autora, w tym niektóre książki znajdziesz na romanzawadzki.pl

Zapraszamy do odsłuchania poprzednich audycji muzycznych Romana Zawadzkiego, które znajdują się tutaj.

Hedone w Muzycznym IQ

Maciej Werk

Rozmowa z Maciejem Werkiem o reedycji debiutanckiej płyty zespołu pt. :Werk:

„Werk” powraca niemal trzy dekady po nagraniu w zremasterowanej wersji, uzupełnionej o nagrania dodatkowe i utwory z minialbumu „Re-Werk”. Kultowy debiut łódzkiej formacji, która zręcznie balansowała pomiędzy światem rocka a industrialu, tworząc jeden z najbardziej wyrazistych projektów w polskiej muzyce lat 90. minionego stulecia. (zródło: https://kultowenagrania.pl/product/hedone-werk-rewerk-cd/ )

https://www.facebook.com/Hedoneofficialmusic

 

Polska jako jedyna wspierała Czeczenów na wszelkie sposoby / Achmed Zakajew, Piotr M. Bobołowicz, „Kurier WNET” 98/2022

Narody, które dzisiaj mają perspektywę wolności i chęć oswobodzenia się, będą orientować się na Czeczenię, dlatego że my jako pierwsi stworzyliśmy własne państwo, ale zostaliśmy sprzedani.

Czeczenia to klucz do zburzenia rosyjskiego imperium

Z Achmedem Zakajewem, premierem Czeczeńskiej Republiki Iczkerii, podczas Forum Wolnych Narodów Rosji w Pradze rozmawiał Piotr Mateusz Bobołowicz.

Dlaczego nadal tak mało Czeczenów walczy na Ukrainie po stronie Ukrainy?

Ale dlaczego uważa Pan, że mało? Ma Pan jakąś informację od wojskowych?

Tak mamy informacje, że jest ich więcej po rosyjskiej stronie.

Ja mam całkiem inne informacje. I, swoją drogą, potwierdzone przez stronę ukraińską. Walczy tam więcej Czeczenów niż w rosyjskiej armii przeciwko Ukrainie.

Co można zrobić z Kadyrowem?

Tak… To zależy od sytuacji, od tego, jak zakończy się wojna w Ukrainie. Losy Putina i Kadyrowa są absolutnie wzajemnie powiązane. Los jednego zależy od losu drugiego. Są związani krwią, czeczeńską krwią, a teraz krwią ukraińską. Wierzę, że czeka ich międzynarodowy trybunał.

Czy Polska pomaga Czeczenom?

Mamy w Polsce wielu przyjaciół, którzy pomagają Czeczenom. Poza tym Polska jako jedyna przez wszystkie lata okupacji naszego państwa wspierała Czeczenów na wszelkie sposoby. I jest jedynym państwem, które na poziomie ministerstwa spraw zagranicznych potępiło zabójstwo czeczeńskiego prezydenta Asłana Maschadowa. Dlatego jesteśmy wdzięczni Polakom, narodowi polskiemu i polskiej władzy.

Czy jest możliwość stworzenia w Polsce, we współpracy z polskim rządem, jakiegoś Domu Czeczeńskiego, Iczkerskiego na wzór Domu Białoruskiego w Polsce?

Wierzę, że tak się stanie. Do tej pory było na to zbyt wcześnie, ale wierzę, że w najbliższej przyszłości uda nam się to zrealizować. Kwestia polega na tym, że jeszcze piętnaście lat temu mieliśmy działkę, gdzie miał być zbudowany czeczeńsko-polski ośrodek. Wspólna organizacja, Przyjaźń Polsko-Czeczeńska, była właścicielem tej działki. Ale po prostu nie mieliśmy finansowej możliwości, żeby zacząć budowę. Teraz sytuacja wokół tematu czeczeńskiego zmieniła się, na całym świecie wszystko się zmienia. Wierzę, że uda nam się zrealizować ten projekt.

Jak można poprawić wizerunek Czeczenów w Polsce? Dzisiaj utożsamiamy ich głównie z bandytami, przestępcami albo z rosyjskim Kadyrowem.

Jest to wynik antyczeczeńskiej propagandy Rosji, za którą, niestety, podążyli zachodni dziennikarze. Podchwytywali wszystko, co pochodziło od rosyjskich propagandystów. Ten image to jedno ze zwycięstw Putina i jedno z głównych zadań, jakie Putin postawił przed swoimi propagandystami – dyskryminacja Czeczenów i demonizacja Czeczenów jako całego narodu.

Jestem kategorycznie przeciwny idealizowaniu Czeczenów. Ale jestem także kategorycznie przeciwny, ich demonizowaniu. Powiem Panu co innego. Mam odmienne dane.

Proporcjonalnie do procentowego udziału Czeczenów wśród imigrantów znajdujących się w Unii Europejskiej, sprawiają oni mniej problemów niż którakolwiek inna grupa etniczna. Wiem to, bo kontaktuję się bezpośrednio ze strukturami, które kontrolują ten proces w Polsce, w Belgii, we Francji i w Niemczech.

Dlatego uważam, że wizerunek, który został stworzony w środkach masowego przekazu – obraz Czeczenów jako gangsterów i bandytów – na poziomie profesjonalnych struktur i administracji tych państw jest odmienny. Oni rozumieją, że Czeczeni przedstawiają mniejszy problem niż inne grupy etniczne.

Można wywieść obraz z tego, że Czeczeni uczą się na najbardziej prestiżowych uniwersytetach. Kończą szkoły, zwłaszcza to pokolenie, które urodziło się tutaj, w Europie. To całkiem inni ludzie, to Europejczycy, to ludzie, którzy dorastali w wolnych krajach i absolutnie zintegrowali się z państwami europejskimi, gdzie żyją. Dlatego tę pierwszą falę można uznać za stracone pokolenie. Ludzie, którzy zostali oderwani od domu i którzy nie zostali zintegrowani z tymi państwami. To stwarza trochę problemów. I to głównie spośród tych osób ktoś zginął, ktoś się zradykalizował, poszedł w stronę radykalnego islamu. Niektórzy z nich wyjechali do Syrii, tam zginęli. I uważam, że zmiana wizerunku Czeczenów zależy dzisiaj w dużej mierze od tych Czeczenów, którzy dorastali tutaj. I to się realnie teraz dzieje.

Co powinno być zrobione, by Czeczeni mogli żyć w Czeczenii? Dzisiaj żyją swobodnie w Europie, ale nie w Czeczenii. Czy jest możliwe otwarcie drugiego frontu na Kaukazie? Rozpoczęcie tam wojny?

Żeby Czeczeni żyli na swojej ziemi, w swoim państwie, niezbędne jest w pierwszej kolejności zakończenie okupacji tego państwa. Tak samo jak dla milionów Ukraińców, którzy przebywają dzisiaj w Europie. Głównym warunkiem ich powrotu do ojczyzny jest deokupacja kraju i zakończenie wojny na terytorium Ukrainy. Te same warunki dotyczą Czeczenów.

Gwarantuję, że Czeczeni już otwarli drugi front. Co mam na myśli? Tę pracę, jaką wykonujemy tutaj, na Zachodzie, jako kontynuatorzy czeczeńskiej państwowości – bo istnieje tutaj nasza struktura i nasza administracja – i dzięki ludziom bazującym na czeczeńskiej państwowości. Dzięki naszemu ruchowi, naszym strukturom Putin zmuszony jest utrzymywać na Kaukazie i w naszym regionie stupięćdziesięciotysięczne zgrupowanie wojska. Zapewniam, że jeśli by nie to, co dziś robimy, to stupięćdziesięciotysięczne zgrupowanie byłoby w Ukrainie. Tym samym z pełnym przekonaniem mówimy, że otwarliśmy drugi front.

Teraz główną sprawą pozostaje to, że abyśmy mogli to wszystko realizować, potrzebujemy politycznego wsparcia wspólnoty międzynarodowej. Co mam na myśli? Polska czy Ukraina, czy inne państwa europejskie powinny uznać fakt okupacji naszego państwa. I kiedy Czeczeni usłyszą, że czeczeńska tragedia, mimo że minęło tyle lat, znajduje w końcu odzew i zrozumienie na Zachodzie, będą gotowi do tego, żeby zmienić format władzy istniejący w Republice Czeczeńskiej.

Dokładnie dlatego ważny jest dla nas udział w tego typu forach, udział i spotkania z mediami, żeby Czeczeni – robimy to przede wszystkich dla Czeczenów, którzy znajdują się pod okupacją – zrozumieli, że świat zwrócił uwagę na czeczeńską tragedię.

Problem w tym, że do tej pory byliśmy zostawieni sami z tą niesprawiedliwością, z tą tragedią. Do początku wojny na Ukrainie, do początku agresji Putina. Ale dzisiaj sytuacja się zmieniła. Dlatego mówimy, że Czeczeni będą gotowi w pełni zmienić format władzy i zakończyć okupację swojego kraju. Ale to będzie bezpośrednio związane z tym, jak skończy się wojna w Ukrainie.

Czy jest Pan gotów współpracować z każdym Czeczenem, by ustanowić rząd, radę wojenną, przywrócić Iczkerię na emigracji? Jak szeroka może być współpraca?

Dzisiaj mamy oficjalne struktury administracji, które zachowały prawny fundament czeczeńskiej państwowości, poczynając od Dżochara Dudajewa. Utrzymujemy kontakty na terytorium Czeczenii. W warunkach podziemnych istnieją władze miejscowości i rejonów. Mamy także odpowiedni system porozumiewania się z diasporą i z ludźmi, którzy przebywają na Zachodzie. Oni także, mimo że przebywają w Europie, są przytłoczeni tą sytuacją, tym, co dzieje się w Czeczenii. Nie mogą publicznie, jak ja albo niektóre inne osoby, wypowiadać się i występować publicznie, bo mają w domu krewnych. Zna pan putinowskie metody, jak wywierają presję na krewnych, którzy zostali w domu, z powodu wystąpień politycznych naszych członków tutaj, na Zachodzie. Dlatego mamy takie trudności. Ale utrzymujemy kontakty i komunikację ze wszystkimi Czeczenami.

Czy jest Pan skłonny współpracować z tymi, którzy walczyli w Syrii, z tak zwanymi emirami?

W Syrii przebywali ludzie, którzy zostali tam skierowani w wyniku kłamliwych aspektów islamskiego radykalizmu, zostali oszukani, a także ci, którzy wypełniali wolę Kremla. Dokładnie po to, żeby stworzyć obraz Czeczenów jako międzynarodowych terrorystów radykalnego islamu. Częściowo się to udało. Ale jeśli rozmawiamy o udziale procentowym, to margines. Dlatego ci, którzy to zrozumieli i przeżyli, przede wszystkim starają się dzisiaj załagodzić stosunki z naszymi strukturami. To dzieje się w Turcji, to dzieje się w Ukrainie. Tam w szeregach czeczeńskich bojowników są ci, którzy byli w Syrii, ale zrozumieli, co się dzieje, co się z nimi stało.

Znajdziemy zawsze wspólny język i jesteśmy gotowi razem z nimi działać, żeby doprowadzić do deokupacji naszego państwa.

Ale te grupy, które w swoim czasie stworzyły tak zwane Kaukaskie Emiraty, próbowały zastąpić państwo czeczeńskie, a tym samym stworzyć obraz międzynarodowych terrorystów. Swoją drogą ta organizacja została włączona do międzynarodowego spisu ugrupowań terrorystycznych. Są oni oczywiście absolutnymi, skończonymi propagandystami rosyjskimi, rosyjskimi prowokatorami.

Ludzie, którzy za tym stoją, powinni ponieść i poniosą za to odpowiedzialność. Dokładnie dlatego rozumieją dzisiaj, że deokupacja Czeczenii bezpośrednio, w następnym kroku doprowadzi do tego, że będą wezwani do odpowiedzialności ci, którzy popełniali zbrodnie – nie tylko przeciw narodowi czeczeńskiemu, ale także w jego imieniu w innych państwach.

Czy, Pana zdaniem, inne narody wewnątrz Federacji Rosyjskiej także rozpoczną walkę o swoją wolność?

Czeczenia jest kluczem do rozwiązania, czy też zburzenia rosyjskiego imperium. Wszystko będzie zależeć od tego. Te narody, które dzisiaj mają perspektywę wolności i chęć oswobodzenia się, będą orientować się na Czeczenię, dlatego że my jako pierwsi stworzyliśmy własne państwo, ale zostaliśmy sprzedani przez wspólnotę międzynarodową.

Jeśli dzisiaj świat przemyśli stosunek do Czeczenów i czeczeńskiej państwowości, będzie to gwarancją tego, że inne narody pójdą za naszym przykładem i będą czuć i wiedzieć, że nie zostaną zostawione same sobie wobec tego imperialnego potwora, który uciska je już od wieków.

Czy Kadyrow może powiedzieć Putinowi po prostu: „już nie chcę być z tobą”? I że zacznie walczyć o niepodległą Czeczenię?

Nie, nigdy. Nie. Nie.

Wywiad Piotra Mateusza Bobołowicza z Achmedem Zakajewem, premierem Czeczeńskiej Republiki Iczkerii, pt. „Czeczenia to klucz do zburzenia rosyjskiego imperium”, znajduje się na s. 1 i 2 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 98/2022.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Piotra Mateusza Bobołowicza z Achmedem Zakajewem, premierem Czeczeńskiej Republiki Iczkerii, pt. „Czeczenia to klucz do zburzenia rosyjskiego imperium”, na s. 2 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 98/2022

We wschodniej Polsce, Łotwie, Litwie, Estonii, Białorusi i Ukrainie Einsatzgruppen rozstrzelały od 1,5 do 2 mln osób

Niemiecki szwadron śmierci w akcji | Fotografia archiwalna

Obawiano się, że po wojnie niemieckie społeczeństwo zasilą zdegenerowani bandyci niebezpieczni dla otoczenia. Jednocześnie wpajano żołnierzom, że wykonywanie rozkazów jest rzeczą nadrzędną.

Jacek Wanzek

Bestialscy i patologiczni, czerpiący przyjemność z panowania nad życiem ofiar – tak o członkach Einsatzgruppen wypowiadał się Johannes von Blaskowitz, generał 8 armii niemieckiej. Nie bez powodu. Szacuje się, że oddziały Einsatzgruppen były odpowiedzialne za śmierć co najmniej 1,5 miliona europejskich Żydów. (…)

Einsatzgruppen. Zbrodnicza działalność w Polsce

Grupy Operacyjne (Einzatzgruppen) były specjalnymi jednostkami policji bezpieczeństwa (SIPO) i służby bezpieczeństwa (SD), które podążały za regularną armią niemiecką w czasie inwazji na europejskie kraje. Głównym zadaniem tych jednostek było zabezpieczenie tyłów niemieckiej armii oraz umocnienie okupacyjnej władzy na podbitym terenie. Einsatzgruppen zajmowały się identyfikowaniem i unicestwianiem elementu antyniemieckiego, a także pozyskiwaniem kolaborantów. 1 września 1939 roku za Wehrmachtem ruszyło pięć grup Einsatzgruppen. Każda z nich liczyła cztery Einsatzkommanda po 100 do 150 żołnierzy. Oddziały wspomagane były przez bataliony policji porządkowej, żołnierzy dywizji pancernej Totenkopf oraz Waffen SS. W sumie około 22 tysięcy ludzi.

Po napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku, Einsatzgruppen rozpoczęły fizyczną eliminację polskich elit i wszystkich tych, których najeźdźca uznał za ideologicznych przeciwników. Przy pomocy wymienionych wyżej oddziałów i miejscowych kolaborantów grupy operacyjne zamordowały w krótkim czasie kilka tysięcy Żydów oraz kilkadziesiąt tysięcy przedstawicieli polskiej inteligencji. Likwidowano także powstańców wielkopolskich i śląskich, ziemian oraz komunistów.

Operacja Tannenberg miała za zadanie pozbawić Polaków warstwy przywódczej, gdyż – jak twierdził Hitler, „tylko naród, którego wyższe warstwy zniszczono, można zepchnąć w szeregi niewolników”. Jednak ofiarami Einsatzgruppen padali także zwykli cywile.

Szacuje się, że we wrześniu 1939 roku Grupy Operacyjne dokonały spalenia blisko 531 polskich miejscowości, w których dopuściły się 741 egzekucji, mordując co najmniej 16 tysięcy polskich obywateli. Do największych zbrodni doszło m.in. w Bydgoszczy i w Katowicach. W późniejszym niekontrolowanym szale zabijania, podczas Intelligenzakztion (Akcji Inteligencja) uśmiercono blisko pięćdziesiąt tysięcy ludzi, głównie przedstawicieli polskich elit. Jak się miało wkrótce okazać – działania Einsatzgruppen w Polsce były jedynie rozgrzewką przed tym, czego miały one dokonać na okupowanych terenach Związku Radzieckiego.

Einsatzgruppen na Wschodzie

Zanim rozpoczęła się niemiecka inwazja na ZSRR, poczyniono wszelkie kroki, aby jak najlepiej przygotować dowódców grup operacyjnych do nowej wojny. Pod koniec maja 1941 roku 120 oficerów spotkało się na szkoleniu w Pretsch nad Łabą, gdzie przygotowywano ich do „akcji unicestwienia wroga klasowego”. Podczas szkolenia uczestnicy byli poddawani politycznej indoktrynacji, która jak mantrę powtarzała, że „Żydzi ze wschodu są rezerwuarem bolszewizmu” i należy ich zlikwidować.

Po rozpoczęciu planu Barbarossa w ślad za regularną armią niemiecką wyruszyły oddziały Einsatzgruppen A,B,C oraz D w sile około 3 tysięcy osób. Ich zadaniem było odnajdywanie i likwidowanie członków partii komunistycznej, Romów oraz Żydów. Często przy współpracy lokalnych kolaborantów. To miała być wojna na wyniszczenie. A to oznaczało, że od żołnierzy oczekiwano bezwzględnej subordynacji i stosowania brutalnych metod. Potwierdza to tajny rozkaz pułkownika Maxa Mountuy: „Zgodnie z rozkazem Wysokiego Dowódcy SS i Policji […] wszyscy Żydzi płci męskiej w wieku od siedemnastu do czterdziestu pięciu lat, uznani za winnych szabrowania, mają zostać rozstrzelani zgodnie z prawem stanu wojennego.

Egzekucje mają odbyć się poza miastami, wioskami i głównymi drogami. Groby zostaną zamaskowane w taki sposób, aby nie powstał w ich rejonie punkt docelowy pielgrzymek. Zakazuję fotografowania egzekucji i udzielania zgody na obecność widzów. Zarówno informacje o egzekucjach, jak i o miejscach pochówku mają zostać utrzymane w tajemnicy”.

Początkowo likwidowano głównie mężczyzn: działaczy komunistycznych i sympatyków bolszewizmu. Bardzo szybko jednak niemiecka machina śmierci zaczęła wciągać w swe tryby również kobiety i dzieci – nie czyniąc przy tym rozróżnienia na bolszewików i innych. Schemat działania Einsatzgruppen był właściwie zawsze taki sam. Masakra rozpoczynała się od wyłapania miejscowych Żydów i zagnania ich do miejsca kaźni.

Były to zazwyczaj doły, kamieniołomy, lasy lub rowy. Często ofiary były zmuszane do samodzielnego wykopania dołów, po czym kazano im się rozebrać i oddać kosztowności. Następnie prowadzono ich na krawędź dołu, gdzie byli rozstrzeliwani. Wielokrotnie byli zmuszeni położyć się na ciałach zabitych chwilę wcześniej ludzi, nierzadko członków ich rodzin. Była to tak zwana metoda „Sardinen Packung” (Paczka sardynek), opracowana przez arcyzbrodniarza Friedricha Jeckelna, który był dowódcą jednej z grup operacyjnych.

Jeckeln uważał, że mordowanie przebiega zbyt wolno, dlatego ofiary same powinny położyć się w dołach śmierci, oszczędzając czas swoich oprawców oraz miejsce w grobach. Zabitych przysypywano cienką warstwą ziemi, po czym kazano na nich położyć się kolejnej grupie osób. Każdy taki dół miał trzy lub cztery warstwy zwłok.

W trosce o… sprawców

Zabijanie bronią palną było skuteczną metodą uśmiercania ofiar, jednak bardzo obciążającą psychicznie dla sprawców. To budziło niepokój niemieckich dowódców. Świadkiem jednej z takich egzekucji był sam Heinrich Himmler. Towarzyszący mu generał SS, Bach-Zelewski, stwierdził później w swoich wspomnieniach, że Himmler był wstrząśnięty zbrodnią. Pomimo tego, Reichsführer SS był przekonany o słuszności mordów. Obawiał się jednak demoralizacji żołnierzy.

Bach-Zelewski wspominał: „Himmler na wstępie dał do zrozumienia, że wymaga od żołnierzy wykonywania takich obowiązków »z odrazą«. Byłby bardzo niezadowolony, gdyby niemieccy żołnierze czerpali z tego przyjemność. Nie powinno to jednocześnie powodować u nich wyrzutów sumienia, ponieważ są żołnierzami i rozkazy muszą wykonywać bez wahania. […] Za wszystko, co należało zrobić, odpowiadał osobiście przed Bogiem i führerem”.

Dalej dodaje: „Żołnierze z pewnością dostrzegli, że nawet on (Himmler) był głęboko wstrząśnięty tą krwawą jatką. Wierzył jednak głęboko, że wykonuje swój obowiązek, działa w zgodzie z najwyższym prawem i że to, co robi, jest konieczne. Powinniśmy obserwować naturę: wszędzie trwa wojna, nie tylko między ludźmi, ale również w świecie zwierząt i roślin. Ten, który nie chce walczyć, zostaje zniszczony”.

Takie tyrady nie były nowością. Dowódcy bardzo często musieli sięgać po tego typu argumenty i różne techniki indoktrynacji, gdyż za wszelką cenę chcieli zdjąć z egzekutorów poczucie winy oraz zracjonalizować zbrodnie. Wmawiano oprawcom, że odpowiedzialność nie spoczywa na nich i że to normalne, że czują odrazę do tego, co robią, lecz tego wymaga od nich dowództwo. Tłumaczono, że wszak ofiary chciały żyć, ale nie były niczym innym niż szkodliwe robactwo, które należało unicestwić.

Z obserwacji Himmlera wynikało, że zabijanie kobiet i dzieci nie jest obojętne dla żołnierzy. Kierownictwo SS zmagało się zatem z nie lada problemem, albowiem obawiano się, że po wojnie niemieckie społeczeństwo zasilą zdegenerowani bandyci niebezpieczni dla otoczenia. Jednocześnie wpajano żołnierzom, że wykonywanie rozkazów jest rzeczą nadrzędną i od tego uzależnione jest przetrwanie III Rzeszy.

O skuteczności niemieckiej propagandy możemy przekonać się, czytając wspomnienia Rudolfa Hessa, komendanta obozu w Auschwitz, który po wojnie wspominał: „Mieliśmy tak głęboko zakodowane wykonywanie rozkazów bez zastanowienia, że nikomu nawet nie przyszłoby do głowy się im sprzeciwiać. Gdybym nie zrobił tego ja, zrobiłby to ktoś inny. […]

Himmler czepiał się najmniejszych drobiazgów i karał esesmanów za najdrobniejsze przewinienia, przyjęliśmy więc za pewnik, że działa ściśle według kodeksu honorowego. […] Zapewniam, że oglądanie stosów zwłok i wdychanie dymu z płonących ciał nie było przyjemnością. Ale tak rozkazał Himmler, tłumaczył nawet, że tak trzeba; nigdy nie zastanawiałem się, czy to było złe, po prostu musiałem to robić”.

W podobnym tonie wypowiadał się Kurt Möbius, członek batalionu policyjnego: „Chciałbym również powiedzieć, że nigdy nie przychodziło mi do głowy, że rozkazy mogą być niesprawiedliwe. To prawda, że obowiązkiem policjanta jest ochrona ludzi bezbronnych, ale wtedy nie uważałem Żydów za bezbronnych, ale za winnych. Uwierzyłem propagandzie mówiącej, że Żydzi są kryminalistami i podludźmi, że to oni spowodowali kryzys Niemiec po pierwszej wojnie światowej. Nawet przez moment nie pomyślałem, że mógłbym sprzeciwić się rozkazowi prowadzenia eksterminacji Żydów albo unikać jego wykonania”.

„Tak jak w niemieckim domu”

Działanie z dala od domu oraz świadomość, że ich czyny nie podlegały ocenie moralnej rodaków sprawiały, że mordowanie Żydów przychodziło oprawcom nieco łatwiej. Tysiące kilometrów od Niemiec, na okupowanych terenach to oni byli panami życia. Nie sposób jednak określić jednego właściwego portretu psychologicznego sprawców.

Zdarzali się psychopatyczni oprawcy, którzy dawali się ponieść swoim żądzom, pastwiąc się nad ofiarami i czerpiąc z tego przyjemność. Jednak bardzo często żołnierze biorący udział w kaźni ulegali załamaniu nerwowemu. Bywały również przypadki samobójstw.

Tych skrajnych postaw dowodzi relacja niemieckiego korespondenta wojennego na Łotwie, który pisał: „Widziałem, jak żołnierze SD płakali, nie mogąc poradzić sobie psychicznie z tym, co się działo. Jednocześnie widziałem, jak inni zapisywali sobie, ile osób udało się im uśmiercić”. Liczba problemów natury psychicznej wśród sprawców znacznie wzrosła po rozkazie zabijania także kobiet i dzieci, który wydano w lipcu 1941 roku. Niemiecka propaganda musiała się mocno natrudzić, by usprawiedliwić tego typu działania.

Podczas zagłady chersońskich Żydów wielu członków Einsatzkommanda 10b zwolniono z obowiązków z uwagi na silne załamanie nerwowe. Aby zniwelować skutki traumatyzacji żołnierzy, wszystkim oprawcom wydawano przed zabijaniem papierosy i alkohol. Paradoksalnie kierownictwo SS wolało, żeby żołnierze odreagowywali w ten sposób, niż żeby czerpali z mordowania przyjemność.

Himmler w trosce o katów z Einsatsgruppen zalecił: „Jest świętym obowiązkiem dowódców, żeby osobiście dopilnowali, aby żaden z naszych ludzi wykonujących swoje trudne zadanie nie uległ brutalizacji ani nie ucierpiał psychicznie. Można to osiągnąć poprzez stosowanie ścisłej dyscypliny w wykonywaniu oficjalnych poleceń oraz organizowanie spotkań towarzyskich pod koniec każdego dnia, w którym przeprowadzano akcję.

Spotkania te nie mogą w żadnym wypadku kończyć się nadużywaniem alkoholu. Powinny to być wieczory, podczas których nasi ludzie siadają do stołów i spożywają posiłek, tak jak w niemieckim domu, a następnie oddają się muzyce, literaturze i poznają piękno niemieckiego życia intelektualnego i emocjonalnego”.

Cały artykuł Jacka Wanzeka pt. „Einsatzgruppen. Niemieckie szwadrony śmierci” znajduje się na s. 1 i 5 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 98/2022.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jacka Wanzeka pt. „Einsatzgruppen. Niemieckie szwadrony śmierci” na s. 1 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 98/2022

„Sztandary Niepodległości”. Nie wolno przegapić poetyckiego koncertu patriotycznego Artura Gotza. Poleca Radio Wnet

Artur Gotz stworzył na potrzeby spektaklu muzykę do wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego o tytule „Wiatr”.

Przed rokiem Radio Wnet było patronem medialnym koncertu „Wola 44”, poświęconego ofiarom warszawskiej Woli, zamordowanym w Powstaniu Warszawskim 1944 roku przez Niemców.

Jak mówił wówczas na antenie „Muzycznej Polskiej Tygodniówki” Artur Gotz projekt rodził się przez wiele lat.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Arturem Gotzem:

 

W 2008 roku przeprowadziłem się do Warszawy. Rok później zagrałem w spektaklu „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego” według Mirona Białoszewskiego, w warszawskim Teatrze Kamienica. Wtedy zacząłem przemierzać miasto i zatrzymywać się w wielu punktach, czytać pamiątkowe tablice, spotykać się z Powstańcami, ludźmi, którzy przeżyli wojnę. – wspomina Artur Gotz.

 

Ofiary Rzezi Woli 1944 roku. fot. Archiwum

Mój gość Artur Gotz, aktor, piosenkarz, reżyser i producent od siedmiu lat mieszka na warszawskiej Woli, w kamienicy z 1937 roku, która przetrwała wojnę. Jak twierdzi, to miejsce wyjątkowe, bo naznaczone krwią bestialsko pomordowanych cywilów o których Europa i świat nigdy nie usłyszeli:

Dosłownie kilometr ode mnie obok stacji metra Młynów jest miejsce masakry podczas „Rzezi Woli”. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że w ciągu kilku dni zginęło na Woli ponad 50.000 ludzi. Niektóre źródła podają nawet 65.000 ofiar. Ten fakt jest marginalizowany podczas wspomnień o Powstaniu Warszawskim. Dlatego moim celem jest opowiadanie historii poprzez teksty poetyckie i świadectwa osób, które przeżyły tę tragedię – mówi Artur Gotz.

Artur Gotz stworzył na potrzeby spektaklu muzykę do wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego o tytule „Wiatr”. Kulisy powstania bajkowe, trochę mesjanistyczno – romantyczne, były takie:

Wziąłem tomik poety, który mam od szkoły podstawowej. Pod koniec lat 90. XX wieku zakreśliłem kilka wierszy, które zrobiły na mnie wrażenie m.in. „Wiatr”. Zacząłem kilka razy czytać ten tekst, szukać w nim sensów i przyszła mi do głowy wokaliza, która rozpoczyna i kończy utwór, a następnie siadłem do instrumentu i wymyśliłem całą piosenkę. Myślę, że to jakiś znak od Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, bo rok temu kilka dni przed rocznicą jego śmierci zapalałem znicz na jego grobie i nuciłem fragmenty piosenki „Ty żyjący”, którą wtedy nagrałem.

 

 

Zapraszamy serdecznie na koncert Artura Gotza opatrzony tytułem „Sztandary Niepodległości”. Spektakl obejrzeć będzie można w Klubie DGW – Dowództwa Garnizonu Warszawa, przy Alei Niepodległości 141 a w Warszawie.  Czas: najbliższa sobota, 6 sierpnia, godzina 17:00.

To wyjątkowa okazja do usłyszenia piosenek, które gram niezwykle rzadko. – powiedział Radiu Wnet Artur Gotz.

Wstęp za okazaniem bezpłatnej wejściówki, które można zarezerwować w Klubie DGW tel. 261 871 072, 261 871 073, 261 842 335

„Sztandary Niepodległości”  to poetycki koncert patriotyczny, który łączy nostalgię i zadumę nad otaczającą nas rzeczywistością. Tytuł programu to piosenka Romana Kołakowskiego z koncertu telewizyjnego, który został zrealizowany w 2018 roku.

W trakcie wydarzenia zaprezentowane zostaną także kompozycje Mateusza Pospieszalskiego do fragmentów „Pamiętnika z Powstania Warszawskiego” Mirona Białoszewskiego. oraz Zygmunta Koniecznego do wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Czesława Miłosza.

Usłyszeć będzie można teksty Agnieszki Osieckiej i Tadeusza Różewicza oraz znane piosenki patriotyczne („Pałacyk Michla”, „Sanitariuszka Małgorzatka”, czy „Tango na głos”).

Artur Gotz. Fot. Wojciech Jachyra

 

Artur Gotz jest aktorem, piosenkarzem, producentem, reżyserem i wykonawcą wielu projektów muzyczno-teatralnych, m.in.  „Wola’44” czy „Białoszewski 100”.

Artur Gotz jest także dumnym mieszkańcem warszawskiej Woli, aktorem scen Warszawy i Łodzi.

Jako wokalista nagrał 4 płyty długogrających, w tym „Kabaret Starszych Panów. Przeboje wszech czasów spiewa Artur Gotz”„Miłość z Facebooka”.

Na całym świecie dał prawie 600 koncertów nie tylko w Polsce i Europie, ale także Stanach Zjednoczonych Ameryki, Australii, Nowej Zelandii. oraz Kubie.

Stał się także tytułowym bohater powieści „Idol” Marty Fox. W roku 2016 został laureatem nagrody „Wokalista Roku 2016”. Oficjalna strona: www.arturgotz.pl

Tomasz Wybranowski

Urszula Kuczyńska: nie powinno się opierać całej strategii państwa na niesprawdzonych nowinkach technologicznych

Naukowcy starają się obalać mity związane z nowymi technologiami. Droga do skutecznego magazynowania energii odnawialnej jest jeszcze bardzo długa. Należy postawić na duże reaktory jądrowe.

Urszula Kuczyńska opowiada o obalaniu nienaukowych mitów. Wojna na Ukrainie zmienia patrzenie na energię odnawialną.

Jesteśmy w historycznej chwili. Mit o tym, że możemy polegać tylko na energii słonecznej i wiatrowej, zaczyna upadać. Co chwilę informowano o tym, że już za chwilę zostanie wynaleziony sposób, jak skutecznie magazynować taką energię. Niestety żadne z tych rozwiązań nie działa na szerszą skalę – tłumaczy gość Popołudnia Wnet.

W Wielkiej Brytanii, która w bardzo wielu kwestiach idzie autonomiczną ścieżką, przedstawiono ciekawy raport. Okazuje się, że bardzo często niesprawdzone nowinki stają się podstawą całej strategii państwa.

To doskonale widać w Niemczech, gdzie naiwnie liczono, że bardzo szybko zostanie wynaleziony sposób magazynowania energii odnawialnej.

Jan Bogatko: Wszystkie bez wyjątku niemieckie partie polityczne są i były prorosyjskie

Nasz rozmówca przedstawia również sytuację elektrowni jądrowych.

Żaden z małych reaktorów modułowych jeszcze nigdzie na świecie nie działa. Dlatego nie powinniśmy odwlekać budowania dużej elektrowni jądrowych, licząc na to, że zaraz zostanie opracowany skuteczny sposób budowania małych reaktorów. Ta droga jest dużo dłuższa – uważa Urszula Kuczyńska.

Serdecznie zapraszamy do wysłuchania całego wywiadu.

Poeci pamiętają o Powstaniu Warszawskim. Premiera najnowszego wiersza Juliusza Erazma Bolka. Zaprasza Tomasz Wybranowski

Patrząc przez soczewki czasu na powstanie warszawskie, którego 78. rocznica przypadła 3 dni temu, krajobrazy możemy dostrzec niezmiennie dwa. Z jednej strony sierpniowy zryw był  przepiękną, choć straceńcza insurekcją – epopeją chęci bycia wpnym głównie młodych ludzi, którzy podjęli rozpaczliwą walką nie tylko o wolną Polskę, ale i o własną godność.   Tutaj do wysłuchania rozmowa z Juliuszem Erazmem Bolkiem:   Patrząc z przeciwnej strony, widzimy tragiczny bilans powstania, […]

Patrząc przez soczewki czasu na powstanie warszawskie, którego 78. rocznica przypadła 3 dni temu, krajobrazy możemy dostrzec niezmiennie dwa. Z jednej strony sierpniowy zryw był  przepiękną, choć straceńcza insurekcją – epopeją chęci bycia wpnym głównie młodych ludzi, którzy podjęli rozpaczliwą walką nie tylko o wolną Polskę, ale i o własną godność.

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Juliuszem Erazmem Bolkiem:

 

Powstaniec warszawski wyciągnięty przez niemieckich żołnierzy ze stołecznych kanałów / Bundesarchiv, Bild 146-1994-054-30, August Ahrens (CC-BY-SA 3.0)

Patrząc z przeciwnej strony, widzimy tragiczny bilans powstania, który wielu historykom dyktuje niełatwe i kłopotliwe pytania o jego logikę i sens.

Ale niezależnie od ocen celowości wybuchu powstania, nie ma – i o tym jestem przekonany – nikogo, kto nie doceniałby zastępów młodych Polaków walczących z Niemcami tak długo, w tak trudnych do wyobrażenia warunkach.

Wypada popaść w zadumę, pomilczeć i oddać hołd bohaterom. Tak jak poeta Juliusz Erazm Bolek, który w 78. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego napisał wiersz, który ukazuje bestialstwo okupantów, relatywzim zdarzeń w zależności czy czas tak zwanego pokoju, czy wojny (cokolwiek ona nie znaczy).

Czytając ten wiersz po raz pierwszy miałem przed oczami nie barykady i walki, ale postaci mordowanych betialsko mieszkańców Warszawy.

Dziś w dobie poprawności i relatywizowania absolutnie wszystkiego, to bardzo ważny głos, głos autorytetu. W XXI wieku ludzie niestety niechętnie chcą go rozpoznać, a co dopiero zrozumieć! Autorytet przegrywa z użyciem, historia i pamięć o przodkach wypierana jest przez rojenia polityków i nowe paktowania.

Wobec tego poeta piszący o historii musi zachować krytyczną wręcz zimną świadomość tego, że przeszłość i przyszłość ludzkości to horyzont, który otacza każdy nasz krok. Zaś „dike”„ananke” to pojęcia, które nie odeszły do lamusa, szczególnie „konieczność”
„Ananke” w tradycji antycznej była personifikacją siły zniewalającej do bezwzględnego podporządkowania się wyrokom przeznaczenia. Tutaj zastanowić się na chwilę co jet naszym przeznaczeniem, potomków bohaterów Powstania Warszawskiego. I na to pytanie w tropach metafor odpowiada Juliusz Erazm Bolek.
Tomasz Wybranowski

Juliusz Erazm Bolek: POWSTANIE

 

krwawe walki wybuchły

bo byli tacy co nienawidzili

i tacy co pragnęli wolności

 

miasto

zalało się krwią i ogniem

masowo dochodziło do

rabunków

gwałtów

i mordów

na żołnierzach

i cywilach

ofiarami

były nawet

dzieci

masowe egzekucje

były na porządku dziennym

mordowany był każdy

kogo można było zabić

 

powstanie wolności

to były urwane kończyny

rozlane jelita

zwęglone ciała poległych

zmiażdżone zwłoki

zasypanych

w zbombardowanych domach

stosy pomordowanych ciał

których nie miał kto grzebać

strach

cierpienie

śmierć

 

ginęli

synowie

matki

ojcowie

siostry

bracia

dzieci

wszyscy

 

ci co żyli mieli

otwarte

ropiejące rany

byli głodni

przerażeni

i spragnieni

końca koszmaru

 

to było piekło

stworzone przez

kulturalnych

i cywilizowanych

okupantów

których szczytowym

intelektualnym osiągnięciem

było wymyślenie

obozów zagłady

 

z nienawiści do ludzi

pragnących wolności

doprowadzili do zagłady

miasto

które stało się

cmentarzem

 

dramatu

nie da się opisać

cyframi

rachunkami strat

i krzywd

ani żadnym

straconym życiem

jednego człowieka

który miał marzenia

marzenia

 

mijają lata

trwa spór

o sens

o cenę wolności

którą były

setki tysięcy ofiar

spór bez sensu

bo przecież

nikt nie miał

szklanej kuli

w której można by

zobaczyć przyszłość

 

przyszłość

jest jedna

to opowieść

o narodzie

który zawsze

walczy