Namawiałem przed wyborami, by nie było podziału, ale się nie udało. Zwyciężyły partykularyzmy, także po naszej stronie

Kandydaci PO są wybierani tylko dlatego, że są z Platformy. Kandydaci PiS w dużych miastach mogą zostać wybrani nie dzięki PiS, ale mimo tego. Dlatego tak ważna jest osobista wiarygodność.

Jolanta Hajdasz
Bartłomiej Wróblewski

Wynik wyborów samorządowych w Poznaniu i w Wielkopolsce jest dla mnie oczywiście mocno niesatysfakcjonujący, bo tutaj żyję, z tym regionem jestem związany i – jak wielu – mam prawo być z tego wyniku niezadowolony – mówi poseł Bartłomiej Wróblewski w rozmowie z Jolantą Hajdasz.

W skali kraju wybory samorządowe są dużym sukcesem Prawa i Sprawiedliwości. 34% poparcia w wyborach do sejmików wojewódzkich jest najlepszym wynikiem w historii. Dzięki temu o ponad połowę wzrosła liczba radnych sejmikowych z PiS. Aż w sześciu województwach Prawo i Sprawiedliwość będzie rządzić samodzielnie. Podobnie kampania do rad powiatów była sukcesem. Nie ma jednak co ukrywać, że niepokojące są wyniki w dużych miastach.

Te wyniki nie są jednorodne w całej Wielkopolsce.

To prawda. Tradycyjnie już we wschodniej i południowej części Wielkopolski wyniki PiS są dużo lepsze niż w Wielkopolsce centralnej i północnej. W skali całego województwa w wyborach do sejmiku zagłosowało na nas blisko 400 000 osób, czyli niemal dwukrotnie więcej niż w 2014 r. Dało to 13 mandatów, a więc 5 mandatów więcej. W każdym okręgu z wyjątkiem Poznania i okręgu podpoznańskiego zyskaliśmy kolejny mandat. Niestety w samym Poznaniu Koalicja Obywatelska wygrała z nami aż 4:1. Gdyby nie aglomeracja poznańska, wygralibyśmy wybory do Sejmiku w Wielkopolsce. (…)

Zostały popełnione błędy polityczne i organizacyjne. Jeśli chodzi o błędy polityczne, to niestety zabrakło otwartości, co zaowocowało tym, że w powiecie poznańskim Porozumienie Jarosława Gowina nie szło z nami w koalicji. W Poznaniu to samo dotyczyło życzliwych PiS społeczników, którzy stworzyli własny komitet.

Namawiałem przed wyborami, aby dołożyć wszelkich starań, by nie było podziału, ale się nie udało. Zwyciężyły partykularyzmy, także po naszej stronie, co działało na korzyść Platformy i Nowoczesnej. W Poznaniu nie możemy sobie na przyszłość na to pozwalać, jeśli chcemy nawiązać walkę z ugrupowaniami liberalnymi. W wyborach samorządowych trzeba współpracować ze wszystkimi, którzy choćby kierunkowo wyznają podobne wartości, także z ugrupowaniami wolnościowej prawicy. Samodzielnie te ugrupowania zdobywają niewiele, bo po kilka procent, ale ostatecznie, jak zobaczyliśmy, tych kilku procent zabrakło, aby nasza reprezentacja w Radzie Poznania utrzymała się na dotychczasowym poziomie. Straciliśmy trzy mandaty, a więc 25% naszych radnych, w tym bardzo pracowitych, jak Jan Sulanowski czy Michał Boruczkowski. A to już porażka.

Te wybory generalnie były najbardziej upolitycznione. Szczególnie w wielkich miastach ludzie głosowali na PiS lub na KO.

Dlatego wspomniałem, że w dużych miastach warunki dla PiS są trudne. Tak zapewne będzie i w przyszłości. Jeśli chcemy wygrywać albo chociaż nawiązać walkę, musimy zrobić więcej niż liberalna konkurencja.

Potrzeba kandydatów zaangażowanych w sprawy lokalne, którzy zabiegają o sprawy miasta przez długi czas. I tu jest różnica między nami a Platformą. Kandydaci PO mogą zostać wybrani tylko dlatego, że są właśnie z Platformy. Kandydaci PiS w dużych miastach mogą zostać wybrani nie dzięki PiS, ale mimo tego, że są z PiS. Dlatego tak ważna jest osobista wiarygodność.

Cały wywiad Jolanty Hajdasz z Bartłomiejem Wróblewskim, pt. „Mam prawo być niezadowolony”, znajduje się na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Wywiad Jolanty Hajdasz z Bartłomiejem Wróblewskim, pt. „Mam prawo być niezadowolony” na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Studio Dublin cz. 2 – 16.11.2018 – Dzień Niepodległości w Irlandii Północnej. Goście: Agnieszka Zając, Aleksander Puzik.

Drugą część piątkowego Studia Dublin wypełniły rozmowy z Polakami z Wyspy, Agnieszką Zając, prezes Forum Edukacji Polonijnej w Irlandii Północnej i Aleksandrem Puzikiem, szefem Come2Gether, z Galway .

Forum Edukacji Polonijnej w Irlandii Północnej powołano do życia 10 lutego 2017 roku. Forum skupia dwanaście polonijnych szkół sobotnio – niedzielnych.

Celem tej organizacji edukacyjno – doradczej jest szerzenie wiedzy o Polsce, jej języku i kulturze dla Polaków, których losy zawiodły ich w ten zakątek Szmaragdowej Wyspy.

Dzisiaj, w piątek 16 listopada, rozpoczynają się trzydniowe uroczystości związane z setną rocznicą Dnia Niepodległości. Belfast i Derry będą świadkami tych obchodów.

Oto zapis rozmowy z prezes Agnieszką Zając:

Dodam, że Forum Edukacji Polonijnej w Irlandii Północnej ściśle współpracuje z Polską Macierzą Szkolną w Irlandii.

 

Aleksander Puzik, prezes stowarzyszenia Come2Gether.

Setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości jest przyczyną naszych radiowych rozmów o kondycji duszy polskiego emigranta.

W dzisiejszym programie rozmowa w tej materii z Aleksandrem Puzikiem, prezesem stowarzyszenia Come2Gether z Galway:

Czytając powyborcze podsumowania, można odnieść wrażenie, że wygrana leży po tej ze stron, do której się ucho przyłoży…

O zwycięstwie podczas wieczoru wyborczego mówił prezes PiS. Tuż po ogłoszeniu zwycięstwa obozu rządzącego w dziewięciu województwach – podkreślił, że jest to czwarta wygrana jego ugrupowania.

Małgorzata Szewczyk

Tymczasem opozycja, Koalicja Obywatelska (KO), która zwyciężyła w siedmiu województwach, ustami swojego lidera odtrąbiła spektakularny sukces: „Stworzyliśmy skuteczny anty-PiS”. Inny rozpoznawalny polityk PO zwrócił uwagę na zmiany widoczne w Polsce, konstatując: „Widać, że w Polsce coś się zmienia, że PiS powoli traci to, że wygrywał kolejne wybory”. Można by zadać w tym miejscu proste pytanie z matematyki: która z cyfr jest większa – siedem czy dziewięć?

Kiedy piszę te słowa, wiadomo, że PiS w sześciu sejmikach będzie rządził samodzielnie, ale włodarzami kilku największych miast zostali przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej (Do drugiej tury m.in. w Szczecinie, Gdańsku i Krakowie pozostały dwa tygodnie).

Czy ktoś tego chce, czy nie, obraz naszego kraju, jaki wyłania się po tegorocznych wyborach samorządowych, jest przygnębiający. Polska jest podzielona i to niemal wzdłuż linii Wisły (wyłączając północne tereny – zwycięstwo KO i województwo opolskie – na korzyść PiS-u).

Drugi wyraźny podział jest widoczny między dużymi aglomeracjami a małymi miastami. W tych pierwszych z reguły liczy się układ polityczny, w tych drugich – konkretny człowiek: gospodarz, który jest powszechnie znany i rozliczany przez współmieszkańców za podejmowane decyzje.

W wielkich aglomeracjach zwyciężają kandydaci popierani przez partię, w małych miastach – lokalni, sprawdzeni działacze, bez rekomendacji politycznych.

Wybory samorządowe odsłoniły też smutną prawdę o naszej polskiej mentalności i moralności. W odpowiedzi na pytanie dziennikarza o kandydaturę wójta W., który prowadził kampanię… zza krat z powodu 92 zarzutów, mieszkanka gminy Daszyna w województwie łódzkim odpowiedziała: „Lepszego wójta niż pan W. to nie ma nigdzie”.

Skoro w wyborach startowali kandydaci, którzy mieli prawomocne wyroki za przekręty podczas starań o kredyt, zarzuty gwałtu i zostali czasowo odsunięci od sprawowania funkcji publicznych, kandydaci, którzy nie potrafili doliczyć się swoich mieszkań i kont lub byli zamieszani w wielomiliardową aferę reprywatyzacyjną – to jakimi wartościami kierują się na co dzień ci, którzy na nich głosowali? Jakie warunki powinien spełniać kandydat ubiegający się o ważny urząd w środowisku lokalnym?

Przypominam, że swojego zawodu nie może wykonywać notowany lekarz ani nauczyciel; ale urzędnik z prawomocnym wyrokiem – może… Może nadszedł już czas, by zmienić prawo, chyba że w tych wyborach chodziło tylko o jedno – by odsunąć PiS od władzy…?

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Kto wygrał wybory samorządowe?” znajduje się na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Kto wygrał wybory samorządowe?” na s. 3 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W „nowoczesności” Poznań dzierży prym. To tu chadza się na „Klątwę” i „Kler” (tytuł przejęty od Stalina – gratulacje!)

W kampanii definiowano tylko jeden program, wyrażony osławioną już metaforą „strząsania szarańczy”. Póki co szarańcza osiągnęła wynik 33%, a „wielka koalicja”, zwana dla niepoznaki „obywatelską”, 27.

Stefania Tomaszewska

Wyborcy oczekiwali ze strony opozycji jakiegoś programu dla królewskiego grodu Poznania, lepszych niż proponuje formacja rządząca rozwiązań. Sama się bałam, że a nuż tak się stanie, bo jestem z „watahy do dorżnięcia”, „oszołomem” i „ciemnogrodem”, który wreszcie cieszy się, że żyje nie w „tenkraju”, a w Polsce. Niepotrzebnie, bo od chwili wejścia na mównicę przewodniczącego Grzegorza Schetyny stało się jasne, że będzie jak zawsze, a nawet zawszej… (…)

Okazało się, że Wielkopolanie i poznaniacy są mądrzy, ale tylko dlatego, że przez wszystkie lata marzyli, aby wybierać tylko PO – sorry, teraz KO (skrót od zawiązanej na potrzebę wyborczą Koalicji Platformy Obywatelskiej ze szczątkami Nowoczesnej). Że ta wspaniała, absolutnie jedyna proeuropejska formacja obroni ich przed łamaniem konstytucji, ksenofobią i faszyzmem, ukołysze językiem miłości, wprowadzi postępowe standardy i europejskie wartości. Te ostatnie są bliżej niezdefiniowane i krążą wokół mętnych pojęć równości i tolerancji. To nic – ważne, że aksjologia jest ważna.

(…) Trzeba przyznać, że w „nowoczesności” Poznań dzierży prym – to tu pojawia się wybitna artystka Janda, która obnosi się z żalami, że „czuje się jakby ktoś na nią nas.ał”, i to bez wykropkowania… To tu chadza się na Klątwę i Kler (reżyser przejął tytuł od Stalina – gratulacje!). (…) To w Poznaniu w Galerii Miejskiej Arsenał odbywają się imprezy aborcyjno-edukacyjne dla młodych kobiet i łóżkowo-namiotowe, w tym dla młodzieży, np. „Dziewczyństwo&Coven Berlin: BEDTIME”: ogromna sypialnia, zachwalana jako „przestrzeń kiełkowania ambiwalentnych przyjemności (…) i miejsce, z którego rozbudzana jest potrzeba społecznego nieposłuszeństwa”. (…)

Wystawiennictwo przyniesionych przez uczestników przedmiotów „wybranych algorytmem sentymentu” na nocnej zmianie miało pozwolić „na rozkoszowanie się bierną partycypacją, na bezwstydną bezwolność, redukcję stresu, relaks”…

Berlińskie magiczki zaoferowały znacznie więcej – tego po prostu nie sposób powtórzyć. W każdym razie „zaglądano tu do trzewi i szukano generycznych cech rozwarstwionych osobowości dziewczyn” i tego, co „optyka heteronormatywu i funkcja rozrodcza pozostawia poza spektrum; tego, co wymyka się utorowieniu, tego, co śmierdzi i zwisa i dlatego zachowuje niezależność”.

Dość? Nie, nie – jest oczywiście propozycja „ratunku”, czyli KIERUNEK – uszycie z „frędzli, zakładek i wytartych podszewek łóżka-tratwy”, na której opuszczą „wyludnioną, geriatryczną Europę” owe nowe, zakażone „miłością bez granic” uczestniczki „dziewczyństwa”. (…)

W Poznaniu nikt nie ma głowy do merytorycznego podejścia do czyszczenia kamienic, przewężonych ulic, sprawy Toru Poznań i szybko postępującej degradacji i prywaty w Smochowicach, w tzw. Ostoi Doliny Bogdanki (cudownej niegdyś, a od dziesięcioleci pustoszonej enklawy zieleni między ul. Biskupińską a Beskidzką) ani do samej Bogdanki, niegdyś kryształowo czystej i okolonej żywokostem, kozłkiem, mydlnicą lekarską i mnóstwem innych ziół, a dziś zaciągniętej pleśnią i pełnej starych garnków i innych śmieci.

Cały artykuł Stefanii Tomaszewskiej pt. „Nowoczesna, obywatelska narracja wyborcza w Poznaniu” znajduje się na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Stefanii Tomaszewskiej pt. „Nowoczesna, obywatelska narracja wyborcza w Poznaniu” na s. 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie wszyscy Polacy są antysemitami, powiedział prof. Gross w Poznaniu. Na przykład on sam nie jest antysemitą…

Przychodzenie na tego typu spotkania to błąd. Gdyby przyszli tylko wyznawcy Grossa, to spotkanie trwałoby pół godziny w świecącej pustkami sali. Niepotrzebnie daliśmy też zarobić szmatławemu teatrowi.

Jan Martini

O tym, że spotkanie prof. Grossa w poznańskim Teatrze Polskim jest wydarzeniem dużej rangi, świadczy obecność kamery TVN przed budynkiem. Wywiadu udziela gość w czerwonych spodniach, trampkach, z apaszką i kapelusikiem na głowie. Tak wyglądać może tylko dyrektor teatru. Przechodząc słyszę, że robi to „dla poznaniaków, dla Polski i dla polskiej racji stanu”. Prawdopodobnie to ten ekstremalnie postępowy dyrektor, który powiedział, że gdyby to od niego zależało, kazałby skuć napis „Naród sobie” zdobiący fasadę budynku. Zbudowany w 1875 roku ze składek Polaków Teatr Polski miał służyć poznaniakom zmagającym się z bezwzględną germanizacją. (…)

Prowadzący spotkanie omówił pokrótce drogę życiową twórcy „badań nad Holokaustem” („pochodził ze środowiska liberalnej inteligencji, w której nie było antysemityzmu”). Antysemitami nie byli przyjaciele Grossa – Adam Michnik, Jacek Kuroń, bracia Smolarowie czy Seweryn Blumsztajn. Zwrot „liberalna inteligencja” odmieniany był zresztą we wszystkich przypadkach. Zapewne niejeden z uczestników spotkania poczuł się mile połechtany przynależnością do „liberalnej inteligencji”.

Wspomniano także o zdecydowanie mniej prestiżowej „radiomaryjnej katoendecji”. Najciekawszą częścią spotkania były pytania z sali. I tu się okazało, że na sali byli również obecni „katoendecy”. (…)

Padło wiele pytań – o kolaborację Żydów podczas sowieckiej okupacji Lwowa, o antypolonizm, o żydowską policję w gettach itp. Na większość trudnych pytań prof. Gross nie odpowiedział, tylko wracał do swojej narracji o „zabijaniu żydowskich Polaków przez nieżydowskich Polaków” czy o niechlubnej roli Kościoła katolickiego. O kolaboracji żydowskiej policji („to jakby inne zagadnienie”) powiedział tylko, że działali oni pod groźbą śmierci.

Zanim „przemysł Holokaustu” rozwinął się w niezwykle dochodową gałąź gospodarki, środowiska żydowskie traktowały „ocalonych” z rezerwą, zdając sobie sprawę, że największe szanse na przeżycie mieli kolaboranci. Ten temat jest wstydliwą częścią żydowskiej historii.

W końcu uznano, że żydowscy oprawcy współbraci, pomagierzy Niemców, też byli ofiarami Holokaustu. W Knesecie uchwalono, że Żyd zagrożony śmiercią ma prawo zamordować innego Żyda, aby ocalić swoje życie. (…)

Ktoś zapytał, dlaczego historią Holokaustu zajmują się jedynie Żydzi. Profesor odpowiedział, że nauka nie ma narodowości – powinna być obiektywna, rzetelna i dobrze udokumentowana. Szkoda, że niebędący historykiem Gross nie stosował tych zasad pisząc Sąsiadów. (…)

Kolejny pytający przypomniał słowa red. Michnika, który parę lat temu powiedział tu, w Poznaniu, że nie zgadza się ze swoim przyjacielem Jankiem Grossem jakoby wszyscy Polacy byli antysemitami. Zdaniem redaktora, jeśli znajdzie się dziesięciu sprawiedliwych, to nie można mówić o całym narodzie jako antysemitach. Prof. Gross energicznie zaprzeczył mówiąc, że wcale nie uważa wszystkich za antysemitów, a na dowód przytoczył fakt, że on sam nie jest antysemitą… (…)

Padło też pytanie: „Czy bardziej się pan bał w 1968 roku, czy teraz, gdy kraj zalewa fala faszyzmu?”. Gross odpowiedział, że jak dotąd nie spotkało go nic złego. (…) Przyznał, że „Polska brunatnieje”, ale to nie jego problem, bo mieszka w Ameryce, lecz „państwu – mieszkańcom tego kraju – współczuję”.

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Według Grossa Polska brunatnieje” znajduje się na s. 7 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Według Grossa Polska brunatnieje” na s. 7 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Romuald Szeremietiew: Główną osią sporu w polityce krajowej jest kwestia, czy Polska ma być suwerennym krajem [VIDEO]

Zdaniem byłego ministra obrony narodowej politycy liberalnej opozycji w Polsce idą za głosem brukselskiej biurokracji, dążą do ograniczenia suwerenności Polski na rzecz Unii Europejskiej.

Zdaniem gościa Poranka Wnet obecne kłopoty i konflikty, jakie pojawiają się w naszych relacjach wewnętrznych, to spór o wizję przyszłości Polski: czy to ma być suwerenne państwo narodowe, żyjące w ramach Europy suwerennych narodów, czy – jak to chcą grupy związane z brukselską biurokracją – państwo narodowe jest przeszkodą w realizacji celów politycznych.

Nie wiem, czy Donald Tusk na pewno nie ma wystarczającej liczby zwolenników, aby w naszym kraju jeszcze trochę narozrabiać – powiedział Romuald Szeremietiew.

Tematem rozmowy były również zmiany w siłach zbrojnych: Reforma systemu dowodzenia to naprawienie największego błędu PO, czyli wprowadzenia dwóch równorzędnych najwyższych dowódców, co jest z punktu widzenia wojska dysfunkcjonalne. Teraz przywrócono naczelną pozycję szefa sztabu generalnego, co jest elementem powrotu do normalności – podkreślił gość Poranka Wnet.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

Paweł Szałamacha: Kupowanie złota przez NBP to nadrabianie zaległości z ostatnich 20 lat

Zdaniem członka zarządu NBP w obecnej polityce przebudowy rezerw banku centralnego nie ma niczego nadzwyczajnego, a bank centralny powinien stale zwiększać swoje zasoby kruszcu.

Gościem Poranka Wnet był Paweł Szałamacha, były minister finansów w rządzie Beaty Szydło, a obecnie członek zarządu Narodowego Banku Polskiego, który w ramach swoich obowiązków nadzoruje proces przekształcenia rezerw NBP-u.

Przez ostatnie cztery miesiące polski bank centralny systematycznie zwiększał zasoby złota. Od lipca br. NBP łącznie kupił 26 ton złota. Proces zakupu przyspieszył w październiku, w którym bank zwiększył swoje rezerwy złota aż o 13 ton.

Wiceprezes NBP Paweł Szałamacha podkreślił, że NBP do tej pory przechowywał zbyt mało kruszcu w porównaniu do stanu rezerw posiadanych przez banki centralne innych państw. Jak podkreślił gość Poranka Wnet: Przez ostatnie 20 lat NBP nie powiększał swoich rezerw złota. Obecnie weszliśmy na średni poziom w dolnych stanach wobec innych banków centralnych.

Rezerwy Narodowego Banku Polskiego obecnie wynoszą ponad 97 mld euro, utrzymywanych w walutach obcych, papierach wartościowych oraz w kruszcu. Paweł Szałamacha w rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim opisywał mechanizm kupowania złota przez NBP: Obecnie zmieniliśmy strukturę rezerw i za część rezerw walutowych kupiliśmy złoto. To jest pewna korekta. Miałem jeszcze ochotę, żeby to złoto kupować w kraju od KGHM Polska Miedź, tak żeby bez większych fanfar NBP kupowało około 1/3 rocznej produkcji, ale tutaj pojawił się problem, ponieważ aby złoto w sztabach mogło być zabezpieczeniem, to musi posiadać stosowny certyfikat, którego nie ma złoto produkowane w KGHM.

Obecnie większość kruszcu znajdującego się w rezerwach NBP jest składowana w Londynie, a część na terytorium Polski. Pracownicy NBP-u przeprowadzili audyt stanu zabezpieczenia kruszcu pozostającego w Londynie i stwierdzono, że przetrzymywanie rezerw jest zadowalające.

Zdaniem Pawła Szałamachy polityka powiększania rezerw przez część banków centralnych nie ma nic wspólnego z planami powrotu do standardu złota: System waluty złotej funkcjonował raptem przez kilka dziesięcioleci w XIX wieku. Próby powrotu do tego systemu po I wojnie światowej skończyły się tragicznie. To jest mitologizowanie przeszłości.

W ramach rozmowy w Poranku Wnet Paweł Szałamacha odniósł się również do globalnej sytuacji i wojny handlowej między Waszyngtonem a Pekinem, podkreślając, że licząc w parytecie siły nabywczej, gospodarka Chin wyprzedziła gospodarkę USA.

Obecnie Waszyngton się obudził i zaczyna działać. (…) USA ma wielką determinację, żeby wygrać wojnę handlową, ale można zauważyć, że część klasy politycznej w USA, z przyczyn politycznych dezawuuje politykę Trumpa w odniesieniu do Chin, z którą się w zasadzie zgadza – podkreślił Paweł Szłamacha.

Gość Poranka Wnet wskazał również na aspekt globalnych ustaleń w zakresie polityki klimatycznej, które mogą stać się istotnym zagrożeniem dla wzrostu gospodarczego Polski: Szczyt Klimatyczny w Katowicach ma szanse zdecydować, czy uda się nam wynegocjować sensowną ścieżkę dojścia do celów ograniczenia emisji, czy przeważy podejście, aby szybko wyłączać elektrownie węglowe — zaznaczył Paweł Szałamacha, członek zarządu NBP.

 

Posłuchaj całej rozmowy.

Chrześcijanin, patriota, poliglota, humanista, malarz: „klasyczny” legionista, porucznik Stanisław Leszczyc-Przywara

Doświadczenia wykazały, że gwarancją niepodległego bytu państwa mogą być tylko jego własne siły moralne i materialne. U fundamentów prawdziwie niepodległego państwa musi leżeć żelazny kapitał krwi.

Paweł Milla

Stanisław Leszczyc-Przywara niewątpliwie zasłużył na pamięć w postaci nazwy jakiejś ulicy czy nawet pomnika w Rydułtowach. Żył tam w czasach PRL-u, nie miał więc szans zostać honorowym obywatelem miasta, bo komunistom właściwie przeszkadzał swoim istnieniem. Nie dbał o pochwały czy zaszczyty, był wyjątkowo skromnym, ale serdecznym człowiekiem. Dla wielu młodych z kilku pokoleń Polaków był nauczycielem prawdziwego życia i wzorem patriotyzmu złączonego z całkowitym zawierzeniem Opatrzności Bożej.

Stanisław Leszczyc-Przywara przy sztaludze. Lata 60. XX w. Fot. archiwum prywatne autora

Nie zależało mu na żadnym kombatanckim lansowaniu się. Nie chciał nawet słyszeć o awansach dla zasłużonych, pozostał do końca życia porucznikiem czasu wojny.

(…) Był „klasycznym” legionistą, czyli „człowiekiem renesansu” – z wieloma talentami. Oprócz zdobytych wojennych doświadczeń w obu wojnach światowych, został po I w. św. absolwentem filologii polskiej i historii sztuki UJ. Znał biegle 7 języków obcych (francuski, niemiecki, greka, łacina, rosyjski, słowacki i węgierski), malował obrazy, kolekcjonował polonika, odręcznie pisał pięknym kaligraficznym stylem, był inicjatorem oraz organizatorem wielu wydarzeń patriotyczno-religijnych. Przez większość życia był przede wszystkim wychowawcą licznej młodzieży, choć w PRL-u nie dane mu było nauczać w szkołach. W komunistycznym systemie szkolnym ubecy zezwolili jedynie na lekcje rysunku w latach pięćdziesiątych. (…)

Był patriotycznie wychowanym Polakiem ze zubożałej szlachty herbu Leszczyc. Będąc gimnazjalistą w zaborze austriackim, uciekł z domu do oficjalnie stworzonego i wymarzonego pierwszego od stu lat polskiego wojska, do Legionów, by walczyć i wywalczyć wolność dla nieistniejącej wówczas Polski. Męczyliśmy go, by nam opowiadał o historii Polski, o swoich przeżyciach. Był dla nas autorytetem, ale chyba nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, jakim wielkim jednocześnie był symbolem tego, co jest istotą polskości. Młodzieńcze lata przeżyliśmy, podobnie jak on, w zniewolonej przez sąsiadów Polsce.

Pytałem go, czy pod zaborem austriackim było podobnie, jak pod komunistycznym/sowieckim? Jaka była wówczas polska młodzież, czym różniła się od obecnej? itp. Odniosłem po tych porównaniach wrażenie, że po 70 latach młodzi Polacy są mniej honorowi i mniej wierzący Bogu, a to definiowało wg Wujka wszystko pozostałe.

To Wujek głównie ukształtował nasz patriotyzm i imponderabilia. Drugi obieg, a w nim historia polski, dopiero raczkował. My mieliśmy to szczęście, że Wujek odnośnie do historii Polski, a szczególnie w XX wieku, był po prostu niezależny od PRL-owskiego systemu, gdyż znał ją jak mało kto z autopsji.

Napisał kilka broszur, które były powielane na maszynie do pisania i uczestniczyły w takim ‘mini’ drugim obiegu. Poniżej końcowy fragment jego referatu „O odzyskaniu Niepodległości”:

„Na odzyskanie Niepodległości Polski złożyły się takie czynniki, jak:

  1. dojrzałość narodowa i wola walki zbrojnej,
  2. opatrznościowy Wódz Narodu i czyn zbrojny,
  3. klęska zaborców i chaos rewolucyjny, połączony z demoralizacją wojska,
  4. zdecydowana narodowa wola niepodległości.

Doświadczenia ostatnich czasów wykazały dobitnie, że gwarancją niepodległego bytu państwa mogą być tylko jego własne siły moralne i materialne. U fundamentów prawdziwie niepodległego państwa musi leżeć żelazny kapitał krwi. Tylko naród, który sam wywalczy sobie Niepodległość i gotów jest każdego dnia walczyć o nią, który nie opiera swej egzystencji na podpisach pod traktatami i na wierze w gwarancje obcych, godzien jest wolnego bytu. Genezą Państwa Polskiego zatem był nie traktat wersalski, który to wskrzeszone państwo tylko zatwierdził, lecz wola narodu i polski czyn zbrojny. Nie pomogłyby z pewnością niczyje podpisy i pieczęcie, gdyby nie »cud sierpniowy nad Wisłą« w 1920 roku i wola Opatrzności.

Rydułtowy, dnia 22. V 1980 roku”. (…)

Mieszkanie-muzeum por. Leszczyc-Przywary w Rydułtowach

W czasach PRL-u, gdy pamięć o czynach marszałka Piłsudskiego była wymazana, cenzurowana i skazana na zapomnienie, skromny porucznik z I w. św. oraz były profesor gimnazjalny w II RP był inicjatorem kombatanckich uroczystości na Wawelu w rocznice 11 Listopada. Za zgodą metropolity krakowskiego kardynała Wojtyły odbywały się w tym dniu na Wawelu msze święte oraz złożenie wieńca na sarkofagu Marszałka Piłsudskiego w Kaplicy Srebrnych Dzwonów. Symboliczny i wprost mistyczny stał się 11 listopada 1978 roku. Historyk profesor Wiesław Jan Wysocki, który znał Wujka, umieścił niecodzienne wspomnienie o tym w swojej książce Krypta Wawelska i Papieski Tron:

„W roku 1978 – 11 listopada w wawelskich kryptach w Kaplicy Srebrnych Dzwonów u trumny Pierwszego Marszałka zebrali się weterani legioniści; z oczywistych względów metropolity krakowskiego nie było z nimi, wszak dopiero co został biskupem Rzymu… I wtedy zebrani w krypcie doświadczyli swoistej mistyki dziejowej – oto przed nimi jest ten, którego inicjały tworzą inskrypcję JP I, a tam, na Watykanie – jest kontynuator-wizjoner o semantycznej inskrypcji JP II. Dla nich to nie było tylko romantyczne czy prometejskie uniesienie, ale realność… Czy to, co potem miało miejsce, nie potwierdza tej realności?!”

I wówczas to właśnie porucznik St. L-P złożył symboliczny raport swojemu Marszałkowi. Wypowiedziane słowa w swojej książce cytuje profesor Wysocki:

„Panie Marszałku! Melduję, że w 60 rocznicę wywalczenia wolnej i niepodległej Polski stajemy wszyscy przy Tobie. Kardynał Karol Wojtyła jest nieobecny, ale on już jest w Rzymie naszym JP II. Ty jesteś naszym JP I. A JP – to wiekopomne słowa »Jeszcze Polska«”.

Cały artykuł Pawła Milli pt. „A gdzie mój legionista?” znajduje się na s. 1 i 2 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Pawła Milli pt. „A gdzie mój legionista?” na s. 1 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Z akt KGB: dzieje jednego z Polaków, którzy za wolność zapłacili życiem/ P. Bobołowicz, W. Pokora, „Kurier WNET” 53/2018

Sprawa CzeKa nr 7. Baldwin-Ramult Edward Walerjanowicz. Sprawę rozpoczęto 27 maja 1919 roku. Zakończono 4 czerwca tego samego roku. Po 7 dniach. „Egzekucji dokonać w ciągu 24 godzin”.

Paweł Bobołowicz, Wojciech Pokora

Współpraca: Timur Nahalewski, Piotr Mateusz Bobołowicz

Żołd do dnia 1 sierpnia 1918 roku
Los chorążego Edwarda Baldwina-Ramulta

Wielu z tych, którzy o polską niepodległość walczyli ponad 100 lat temu, nie mogło się nigdy nią cieszyć. Tysiące naszych rodaków zapłaciło za naszą wolność swoim życiem. Miliony zaś pozostały poza granicami Niepodległej. Po wygranych bitwach Polacy wracali na terytorium kontrolowane przez wroga do swoich domów, do swoich bliskich. Jedni sądzili, że ich domy powrócą do Niepodległej. Inni wierzyli, że wracają tylko na chwilę, że zabiorą swoje rodziny i zaraz wyjadą do Ojczyzny. Tak też zapewne sądził chorąży Wojska Polskiego Edward Baldwin-Ramult.

Karta Służbowa Edwarda Baldwina-Ramulta. Wszystkie fotografie: P. Bobołowicz, W. Pokora. Źródło: archiwa ukraińskiego KGB

Kolejny dzień siedzimy z Wojtkiem Pokorą w archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Archiwum, które udostępniło największy zasób tajnych dokumentów sowieckich służb spośród wszystkich postsowieckich państw. Moskwa wciąż w olbrzymiej części uznaje je za ściśle tajne. Przegryzamy się przez tysiące stron rożnych spraw dotyczących naszych Rodaków. Zaczynaliśmy od tematu mordów NKWD we Włodzimierzu Wołyńskim w roku 1939. I chociaż ta sprawa wciąż pozostaje naszym głównym tematem, stale trafiamy na inne polskie wątki. Pomagają nam w tym ukraińscy pracownicy archiwum i historycy. Nasz stolik w czytelni archiwum SBU już tradycyjnie wręcz tonie pod stosami kolejnych spraw. Tym razem szukamy tych najwcześniejszych. Dociekamy, co działo się w Kijowie po wyparciu wojsk Piłsudskiego i Petlury w 1920 roku.

Wojtek trafia na sprawę chłopaka, którego bolszewicy złapali na dworcu w Kijowie. 18-letni Polak raczej nie był typem zaangażowanego patrioty i rewolucjonisty. Do Kijowa oswobodzonego przez Polaków i Ukraińców uciekł w z sowieckiej armii. Ale nie po to, by służyć w wojsku. Pod zmienionym nazwiskiem zajmował się handlem. Niestety nie wycofał się z polskim wojskiem przed bolszewicką nawałą. Złapany przez bolszewików, został oskarżony o dezercję, szpiegostwo i rozstrzelany. Teczka z jego aktami to zaledwie kilkanaście stron. Daleko mu było do bycia szpiegiem, a ciężko też znaleźć w jego sprawie coś, co świadczyłoby o jego bohaterstwie. Prosta osoba w trybach wojny. Sprawa, która jednak obnaża skalę sowieckich represji, bezzasadnych prześladowań i mordów.

Akta sprawy Edwarda Baldwina-Ramulta

Otwieramy kolejną teczkę sygnowaną przez Ogólnoukraińską Czeka (Czriezwyczajnaja komissija po bor’bie s kontrriewolucyjej). Sprawa jest jeszcze starsza, bo z 1919 roku. Ponad 100 stron. Protokoły, dokumenty listy, rysunki. Część w języku rosyjskim, alewieledokumentów jest po polsku, czy wręcz polskich.

Sprawa CzeKa nr 7. Baldwin-Ramult Edward Walerjanowicz. Sprawę rozpoczęto 27 maja 1919 roku. Zakończono 4 czerwca tego samego roku. Po 7 dniach. Na teczce późniejsze pieczątki i numery z sygnaturami KGB. Jedna informuje o inwentaryzacji w 1941 r. Pewnie gdy wywożono akta w obliczu niemieckiej inwazji.

Na początku znajduje się dziennik posiedzenia ukraińskiej CzeKa z 5 czerwca 1919 roku. Ma on formę wydrukowanego arkusza z ozdobnymi napisami i miejscami na daty i inne wpisy.

Oprawa graficzna bardziej przypomina afisz teatralny niż ponury druk organów bezpieczeństwa. Liczba 82 oznacza kolejny numer posiedzenia komisji. Poniżej nazwiska jej członków i tabela z dwiema głównymi rubrykami: „Słuchali” i „Postanowili”. W tej drugiej, wpisana ołówkiem, prosta sentencja przekreślająca dalsze losy Baldwina: „Egzekucji dokonać w ciągu 24 godzin”.

Przeglądamy teczkę, najpierw zatrzymując wzrok na najbardziej charakterystycznych elementach, na tym, co najłatwiej rozczytać. Naszą uwagę zwraca koperta. W środku bilet wizytowy oznaczony cyfrą 7: Edward Baldwin Ramult, Oficer Wojsk Polskich.

W teczce pod numerem 28 znajduje się Wojenna Księga ewidencyjna Chorążego Etapu I Korpusu Wojsk Polskich Baldwin-Ramulta Edwarda, sporządzona 31 maja 1918 roku. To właściwie dla bolszewików mógłby być gotowy akt oskarżenia przeciwko młodemu polskiemu oficerowi.

Według Księgi Baldwin urodził się 13 kwietnia 1897 roku w mińskiej guberni; w innym miejscu figuruje jako data urodzenia rok 1896 i miejsce: Warszawa. Pochodzenie: szlachcic. Wyznanie: rzymski katolik. Student I kursu Wydziału technicznego Moskiewskiego Instytutu Handlowego, ukończył szkołę chorążych piechoty i kurs instruktorów grenadierów i okopowej artylerii. Przebieg służby: od carskiej armii do wojsk polskich. Zarobki: 300 rubli miesięcznie.

W rubryce zatytułowanej „Udział w bitwach i wybitne czyny” zapisano: „Brał udział jako oficer 7 Pułku Strzelców Polskich w walkach z bolszewikami przy zajęciu miasta Bobrujska, przy zajęciu Fortu Wilhelma, Twierdzy Bobrujsk, w potyczkach pod stacją Jasień. Jako oficer II Legii Rycerskiej (w Legii był też Melchior Wańkowicz – przyp. red.) – w bitwie przy zajęciu stacji Osipowicze, w ekspedycjach do Słucka i na Bohuszewicze”. To walki z początku 1918 roku. Każda z tych nazw dla bolszewików oznaczała dotkliwą, hańbiącą porażkę. Polacy rozbili tam bolszewików pomimo ich przewagi liczebnej.

Tak te walki opisywał generał Józef Dowbor-Muśnicki: „Nasze walki w kierunku na Mińsk toczyły się ze zmiennym, choć przeważającem z naszej strony szczęściem. Siły bolszewików ilościowo znacznie przewyższały nasze; mniej więcej, w stosunku 1:20. Naszą przewagą była dobra kawalerja. Po stronie zaś bolszewików była, niegdyś słynna, a wówczas już zdemoralizowana kaukaska dywizja jazdy i około 300 tekińców i osetyńców. Rozumie się, że tym nieszczęsnym »inorodcom« chodziło tylko o to, aby jaknajprędzej dostać się do domu, bolszewicy zaś ich nie puszczali. W takich warunkach ta jedynie dobra kawalerja bolszewicka zupełnie nie miała chęci wygrzebywać kasztanów z ognia dla idei bolszewizmu. Kiedy po pewnem wzmocnieniu i zorganizowaniu się, wszczęliśmy ofensywę na Osipowicze, dokąd były ściągnięte główne siły bolszewików, tekińcy przy pierwszym spotkaniu cofnęli się, szerząc popłoch wśród bolszewickiej armii. Nasz oddział składający się z około 200 ludzi pod dowództwem kapitana Jurkiewicza zadał ogromną i kompletną klęskę bolszewikom, było to pod Osipowiczami w nocy z 18-go na 19-ego lutego. Bolszewicy zostawili w naszym posiadaniu całą swą artylerię, opancerzony pociąg i samochody”.

Fragment korespondencji E. Baldwina-Ramulta z żoną Halą

Jednym z walczących tam oficerów był Edward Baldwin-Ramult. Oficer pozostawał w Bobrujsku co najmniej do połowy 1918 roku. Świadczy o tym potwierdzenie wypłaty żołdu według matrykuli nr 3645 podpisanej przez komendanta Etapu w Bobrujsku. I choć data jest czerwcowa, żołd chorąży otrzymał do 1 sierpnia 1918 roku.

Z innych dokumentów możemy ułożyć jego dalszą historię. Baldwin trafia do Charkowa, gdzie przebywa jego żona Hala. Hala jest albo Ukrainką, albo Rosjanką. W aktach zachowuje się ich domowa korespondencja. Hala w ramach przygotowań do wyjazdu do Warszawy uczy się polskiego. Tam Edward ma zabrać też rodziców i siostrę. Domowa korespondencja z żoną jest dowodem ich wielkiego uczucia i bliskich relacji. Śmieszne wierszyki, rysunki – czasem po polsku, czasem po rosyjsku. Gdzieś lista zakupów, jakiś zapisek o kupowaniu sera i powtarzane słowa: „Twój”, „Twoja”. Hala pisze, że wie, jak Edward lubi, gdy ona „pracuje” nad swoim polskim. Nazywa swojego męża „kochanym słoneczkiem”. W liściku ołówkiem poprawione są błędy, zapewne ręką Edwarda.

I jest też zapis jednego dnia sporządzony na tekturce. Przyklejono na niej kartkę z kalendarza: 27 listopada 1918 roku, etykietę z wina, rachunek z ukraińską pieczęcią i dopisek: „Dnia tego w imię Boże rozpoczynamy z Galką księgę dni żywota naszego”.

Inna kartka zatytułowana jest „Kilka ważnych dat” Ale próżno tam szukać wielkich wydarzeń, raczej to opisy zrozumiałe tylko dla nich dwojga. Jedno z zapisanych zdań brzmi tak: „25 lutego 1919 roku na obiad był bigos, jabłka w mleczku… śledzia wędzonego nie było” i jeszcze wieloznaczny wpis o tym, co działo się pod piecem… Za każdym razem czuć w tym lekkość i humor. Nawet jeśli te daty skrywały coś innego, ważnego, a może i poważnego. Z przesłuchania można wywnioskować, że młodzi żyli w świecie artystów, z korespondencji wyłania się świat sztuki i muzyki.

Z Charkowa Edward i Hala wyjeżdżają do Kijowa. Z późniejszego przesłuchania wiadomo, że ojciec Edwarda umiera w tym czasie na zapalenie płuc. Hala pisze po polsku do Anny siostry Edwarda: „Każdy dzień pracuję nad polskim językiem i Edward mówi że ja bardzo dobrze mówię nie tylko z nim rozmawiam a z innymi i wszyscy rozumieją mnie i ja też. Jak będziemy w Warszawie i spotkamy się z tobą to już będziemy mówić w twoim ojczystym języku”. Hala stwierdza, że jest zadowolona ze swojego życia, tylko brakuje jej muzyki i śpiewu.

Kartka z zapisami nowożeńców H. i E. Baldwinów

W czasie przesłuchania Edward zeznaje, że jego żona jest śpiewaczką i dlatego też chcieli wyjechać do Warszawy.

Edward zostaje aresztowany już w Kijowie. Śledczy zarzucają mu, że utrzymywał kontakty z odeskimi kontrrewolucjonistami. W aktach znajduje się kartka bezładnie ostemplowana pieczątką „Wsierossijski sojuz”. O tę pieczątkę dopytują się śledczy i o korespondencję z kimś z Odessy. Baldwin twierdzi, że nie należy ona do niego. W czasie zeznań stwierdza, że jako kilkunastoletni chłopak podczas nauki w Warszawie należał do PPS, był aresztowany przez carską policję. Przyznaje też, że został zatrzymany również przez petlurowców. Ale zaprzecza, by miał prowadzić jakąś działalność wywrotową, to raczej próba dowiedzenia, że nie mógłby współpracować z „białymi”. Po głównych zeznaniach, następnego dnia prosi o uzupełnienie: „Przy końcu moich zeznań w dniu 3.06 zostałem oskarżony w sposób tak nie oczekiwany i wytrącający mnie z równowagi, że na Wasze pytanie, „czy mam coś jeszcze oświadczyć”, nie mogłem niczego powiedzieć. Teraz jednak chcę uzupełnić swoje zeznania i proszę je wpisać do akt”. Baldwin szczegółowo tłumaczy, jakim absurdem jest zarzut w stosunku do niego o działalność podziemną. Twierdzi, że w żaden sposób nie ukrywał się z tym, kim jest, nie skrywał swojego pochodzenia, że chodził w ubraniach z elementami polskiego munduru. W ten sposób chce udowodnić, że nie prowadził działalności konspiracyjnej.

W aktach znajduje się pismo z datą 6.06.1919, podpisane przez Halę Baldwin, z prośbą o przyspieszenie zakończenia sprawy i zwolnienia z aresztu małżonka, na którego nie znaleziono żadnych

obciążających dowodów. To ostatni element jej korespondencji. I jedyny w aktach napisany przez nią w pełni po rosyjsku.

Zapewne gdy żona chorążego Baldwina pisała te słowa, sowieccy oprawcy wykonali już wyrok. 4 czerwca Inspektor Tajnego Oddziału CzeKa zamknął sprawę, uznając Edwarda Baldwina winnym współpracy z „polskimi białogwardzistami i próby wyjazdu do Polski”.

Z teczki sowieckich służb nie wiemy, jaki był dalszy los rodziny polskiego oficera. 10 miesięcy później do Kijowa wkroczyły sojusznicze wojska Polski i Ukraińskiej Republiki Ludowej. Być może, gdyby aresztowanie nastąpiło później, Baldwin doczekałby się naszych wojsk. Chociaż Sowieci masowo mordowali więźniów przed samym wkroczeniem Polaków i Ukraińców. Później znów mordowali tych, którzy wspierali krótki epizod wolności w Kijowie.

List Hali Baldwin do męża

Chociaż w teczce ciężko znaleźć potwierdzenie takiej tezy, ale może chorąży faktycznie na tyłach wroga znalazł się nie tylko dlatego, że chciał zabrać stamtąd rodzinę? W aktach znajduje się instrukcja szkoleniowa dla artylerzystów – Sowieci nawet przetłumaczyli ją na rosyjski. No i po co Baldwin miał przy sobie swoją pełną dokumentację wojskową?…

10 sierpnia 1998 roku Prokuratura Generalna Ukrainy, działając na podstawie Ustawy o rehabilitacji ofiar politycznych represji na Ukrainie stwierdziła, że nie było żadnych dowodów potwierdzających winę Edwarda Baldwina-Ramulta. Baldwin pośmiertnie został zrehabilitowany.

Bobrujsk, o który walczył Baldwin, pozostał poza granicami II RP. To jedno z postanowień traktatu zawartego w Rydze w 1921 roku, kończącego wojnę polsko-bolszewicką. Tragiczne losy mieszkańców tych terenów, pozostawionych bez opieki Ojczyzny, opisał Florian Czarnyszewicz w książce „Nadberezyńcy”.

Nikt nigdy nie dokonał obliczeń, ilu Polaków zostało zamordowanych przez Sowietów od momentu przejęcia przez nich władzy w Rosji w 1917 roku. Miejsca pochówków Polaków mordowanych przez dziesięciolecia na terenie Sowietów bardzo często nadal pozostają nieznane. Dopiero dzięki otwarciu archiwów KGB przez władze niepodległej Ukrainy udaje się ustalić zapomniane imiona polskich bohaterów walczących o Niepodległą. Takich, jak 24 letni chorąży Edward Baldwin-Ramult.

Materiał mógł powstać dzięki pomocy i wsparciu dyrekcji archiwum SBU w Kijowie i projektowi „Archiwa dla mediów” realizowanemu przez Centrum Badania Ruchów Wyzwoleńczych.

Artykuł Pawła Bobołowicza i Wojciecha Pokory pt. „Żołd do dnia 1 sierpnia 1918 roku. Los chorążego Edwarda Baldwina-Ramulta” znajduje się na s. 7 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Pawła Bobołowicza i Wojciecha Pokory pt. „Żołd do dnia 1 sierpnia 1918 roku. Los chorążego Edwarda Baldwina-Ramulta” na s. 7 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prezydent Andrzej Duda, Jarosław Kaczyński i Marta Kaczyńska odsłonili dzisiaj pomnik prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Obelisk stanął na warszawskim placu im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Główne uroczystości odbyły się przed gmachem, gdzie mieści się Dowództwo Garnizonu Warszawa. Trzy godziny wcześniej, w Bazylice  archikatedralnej pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela, na Starym Mieście, odbyła się Msza Św. w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej. Przejmującą homilię wygłosił ks. Jan Sikorski. Przypomniał on postać Ś.P. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w kontekście jego politycznych zabiegów mających wzmocnić siłę i niezależność Polski. […]

Obelisk stanął na warszawskim placu im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Główne uroczystości odbyły się przed gmachem, gdzie mieści się Dowództwo Garnizonu Warszawa.

Trzy godziny wcześniej, w Bazylice  archikatedralnej pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela, na Starym Mieście, odbyła się Msza Św. w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej.

Przejmującą homilię wygłosił ks. Jan Sikorski. Przypomniał on postać Ś.P. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w kontekście jego politycznych zabiegów mających wzmocnić siłę i niezależność Polski.

W homilii nie zabrakło gorzkich słów:

Lecha Kaczyńskiego wspomina się z wielką czcią. Co może wydać się dziwne, bardziej tak dzieje się zagranicą niż w kraju.

 

We Mszy Św. uczestniczyli m.in. prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, prezes PiS Jarosław Kaczyński,  a także ministrowie: obrony narodowej Mariusz Błaszczak, spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński, rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska, środowiska Henryk Kowalczyk oraz minister ds. pomocy humanitarnej Beata Kempa.

 

Ksiądz Jan Sikorski wspomniał także wszystkie dziewięćdziesiąt sześć ofiar. Dzisiaj (10 listopada) przypadała miesięcznica tragedii:

Dziś przeżywamy kolejne wspomnienie smoleńskiej katastrofy. Wspominamy z wielkim bólem te wielkie i poczciwe umysły, z naszym prezydentem prof. Lechem Kaczyńskim i z tyloma wspaniałymi Polakami, którzy zginęli.

Po Mszy z archikatedry wyruszył Marsz Pamięci, który dotarł na plac Józefa Piłsudskiego. Uroczystości próbowali zakłócić aktywiści KOD, którzy skandowali hasło „Konstytucja”.

 

Przed pomnikiem swojego brata, bardzo emocjonalnie przemówił prezes PiS Jarosław Kaczyński. Zwrócił uwagę, że nie chodzi tutaj o wywyższenie i awans Lecha Kaczyńskiego, jako prezydenta i polityka:

Chodzi o to, że jego działalność przyczyniła się do tego, że można było się przeciwstawić temu wszystkiemu, co zostało nazwane później mianem postkomunizmu. Był to system, który był lepszy od poprzedniego, ale który nadal był niewydajny i niesprawiedliwy. W którym państwo było silne wobec słabych i słabe wobec silnych. /…/ Ten pomnik mu się należy!

Jarosław Kaczyński szczególnie ciepło podziękował osobom, dzięki którym pomnik mógł powstać i stanąć na pl. Józefa Piłsudskiego. Wyróżnił szczególnie Mariusza Błaszczaka, Marka SuskiegoJacka Sasina.

foto: Marcin Szadowiak

opracował /WyT/