Jan Kowalski/ Sztuka Budowania Większości/ Lawina nienawiści zalała majestat Rzeczypospolitej górą nieczystości

Lawina nienawiści, chamstwa i prostackiej bezczelności zaczyna w internecie dotykać obecnej głowy polskiego państwa. Z naszej, a jakże, prawej strony. Czym będziemy się zatem różnić od strony lewej?

Modliłem się za Pana Prezydenta. W ostatnią niedzielę, w kościele oo. kapucynów w Krakowie. Modliłem się za Prezydenta, za całą Polskę i wszystkich Polaków, tych z totalnej opozycji również. Przypadkiem, a może i nie, bo plany Boże nijak się mają do naszych. Modliłem się razem z jego rodzicami, z krakowską Solidarnością i pozostałymi wiernymi. Może i przypadkiem, ale szczerze.

To zaczęło się od prezydentury Lecha Kaczyńskiego, bo wcześniej z takim zjawiskiem nie mieliśmy do czynienia. Lawina nienawiści, chamstwa i prostackiej bezczelności spłynęła na jednego człowieka, na prezydenta Polski. I zalała jego majestat, majestat Rzeczypospolitej, górą nieczystości. I to chamstwo, i prostactwo, stało się normą w komentowaniu wydarzeń z udziałem kolejnego prezydenta i, szerzej, całej władzy również, dla obozu tak zwanej prawicy. Obecnie zwolenników dobrej zmiany.

Uderzmy się w piersi: kogo nie cieszyło nazwanie prezydenta Komorowskiego Komoruskim lub Szczynukowiczem, albo premiera Tuska hyżym rujem lub kondonkiem? I to obrzydlistwo zaczyna w internecie dotykać obecnej głowy polskiego państwa. I to wszystko z naszej, a jakże, prawej strony. Czym będziemy się zatem różnić od strony lewej? Byle pętak, nie obrażając pętaków, i byle dziennikarski obszczymurek, nie obrażając obszczymurków, ujeżdża dziś swojego Prezydenta, majestat Rzeczypospolitej, jak burą sukę. Tak chcemy naprawiać Polskę?

Szatan aż ślini się z rozkoszy, gdy nienawiść i wrogość definiują naszą postawę wobec najbliższych, naszą obywatelską postawę. Jeżeli chcemy dobra Polski, musimy z tego szaleństwa definitywnie zrezygnować. Prezydent może mieć swoją wizję państwa. Lider partii rządzącej może mieć swoją. Liderzy partii opozycyjnych mogą mieć swoje. Wyartykułowanie tych wizji, przedstawienie ich wyborcom – Polakom jest najbardziej cenną rzeczą obecnego sporu politycznego. I za to prezydentowi Dudzie powinniśmy być co najmniej wdzięczni.

Nareszcie, powtarzam: nareszcie zwykli Polacy mają możliwość zastanowienia się nad swoim państwem. Nad wymiarem sprawiedliwości, nad funkcjonowaniem państwa. Nad jego możliwym paraliżem, wynikającym wprost z obecnie obowiązującej konstytucji. Spór na linii Prezydent –
Rząd to nie porażka dobrej zmiany i klęska Polski, ale szansa na zbudowanie 75% większości dla rzeczywistej naprawy Polski. Takiej zmiany, która nie mogłaby być unieważniona przez następny rząd.

Mamy obecnie doskonałą sytuację geopolityczną. Nasi sąsiedzi nie mogą zabronić nam zreformowania naszego państwa. 81% Polaków jest za reformą sądów. Nie wątpię, że podobna większość Polaków będzie optować za gruntowną naprawą państwa. Jeśli nie 81%, to przynajmniej 75. Z taką większością możemy naprawić Polskę od samych fundamentów. A teraz politycy, bo to ich rola, niech przedstawią odpowiadający takiej większości Polaków plan naprawy Polski.

Wybory tuż-tuż. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby taką wizję zaprezentować i wygrać wybory bezwzględną większością głosów. A obecny rząd niech nie wszczyna i nie prowokuje niepotrzebnych konfliktów, ale niech zajmie się wypełnianiem swoich obowiązków. Niech jak najbardziej sprawnie i udanie zarządza możliwym, w interesie wszystkich obywateli. Oczywiście wskazanie tego, co przeszkadza w sprawnym rządzeniu, jest konieczne i budujące przyszłość.

Polska musi odzyskać władzę nad mediami, bo pozostając w obcych rękach, niekoniecznie służą dobru Polski. To powinien być priorytet obecnego patriotycznego rządu. Z ogłupianymi przez niepolskie media obywatelami trudniej będzie przeprowadzić reformy – nie wyrżniemy ich przecież, a mają prawo głosu.

Kolejny priorytet to zmiana fatalnej ordynacji wyborczej, która skutkuje kolejnymi przypadkowymi i mniejszościowymi rządami lub koalicjami, które wzajemnie blokują możliwość naprawy państwa. Gdyby nie szczęśliwy przypadek – bo gdyby SLD wystartował jako jedna partia, a nie koalicja, wszedłby do parlamentu – nie byłoby większościowego rządu Prawa i Sprawiedliwości (to dlatego kochamy Magdalenę Ogórek i Leszka Millera).

Dwa lata minęły, pół kadencji, a nawet w sprawie technicznie uczciwych wyborów, bez możliwości oszustw, nic się nie wydarzyło. Co robi rząd w tak istotnych sprawach?

Wywoływanie kampanii nienawiści niczemu dobremu nie służy. Jest, co prawda, w polskim narodzie, jak w każdym, niewielki margines żywiący się nienawiścią, ale z nim nie zbudujemy wolnej, zamożnej i dobrej Polski.

Nie da się obejść cichcem obecnie obowiązującego systemu Okrągłego Stołu, na którego straży stoi obecna konstytucja (nie wątpię w dobre intencje taką próbę planujących). Ten system trzeba po prostu odesłać do lamusa, ale w interesie i z poparciem 75% Polaków. Najwyższy czas, żeby wszyscy pretendujący do zarządzania państwem polskim, naszym państwem, wreszcie to zrozumieli. I o takie zrozumienie również w czasie tej Mszy się modliłem. Amen.

Jan Kowalski

Jan Kowalski/ Zanim napiszemy nową Konstytucję (16). Różnica zdań, a nawet sprzeczne stanowiska, są normą w demokracji

Dzięki sporowi o zawetowane ustawy wzrosło poparcie społeczne dla Prezydenta i dla Prawa i Sprawiedliwości. Po dodatkowej akcji propagandowo-informacyjnej 81% Polaków jest za reformą sądownictwa.

Piasek w klepsydrze odwróconej przez prezydenta Andrzeja Dudę przesypuje się nieubłaganie. Zanim się obejrzymy, ostatnie ziarenko wyznaczające datę referendum konstytucyjnego opadnie na dół. Czas zatem kończyć nasz cykl, bo przecież jeszcze musimy napisać nową konstytucję. W dzisiejszym, ostatnim odcinku podsumuję moje dotychczasowe przemyślenia.

Po pierwsze, preambuła. Jeśli musi już być, nie może dzielić Polaków i zarazem nie może łączyć idei sprzecznych. Powinna zatem odwołać się do wartości, które ukształtowały naród i państwo polskie, i pozwoliły przetrwać czas zaborów, czas wojny i bolszewickiej niewoli. Są to wyłącznie i jedynie wartości chrześcijańskie. Są one drogowskazami po krętych ścieżkach życia dla co najmniej 75% Polaków. I dzięki nim, wartościom i drogowskazom, również pozostałe 25% może się odnaleźć.[related id=38513]

Po drugie, duch – Wolność i Odpowiedzialność. Przeczytałem wreszcie konstytucję Węgier i ze zdumieniem odkryłem, że nasi bratankowie tak samo nazwali jej wstępny rozdział swojej konstytucji. Nie możemy jednak po prostu przepisać ich konstytucji, jesteśmy innym narodem i innym państwem, gdzie indziej położonym. Jednak wolność i odpowiedzialność muszą przenikać całą naszą konstytucję i kształtować jej literę.

Po trzecie, 6 zasad kardynalnych, które muszą być przestrzegane przez każdy rząd kierujący państwem polskim w imieniu polskiego narodu. Złamanie ich będzie wystarczającym powodem do odwołania rządu (= prezydenta). A decyzje tak podjęte zostaną anulowane.

  1. Najpierw zasada pomocniczości. Ta zasada, podstawa Nauki Społecznej Kościoła, jest nadrzędna i określa wszystkie sfery aktywności ludzkiej: gospodarczą, społeczną i polityczną. Określa funkcjonowanie państwa od zarządzania gminą począwszy. I konstytuuje trójpodział władz.Wybrany przez wszystkich Polaków prezydent zarządza całym państwem, mając do pomocy ograniczoną ilościowo administrację państwową. Parlament ma władzę tworzenia prawa i nadzoru nad prezydentem. Wybrani przez Polaków sędziowie (mogą być wybierani jak posłowie) pilnują, czy prezydent lub posłowie nie kradną albo w inny sposób nie występują przeciwko własnemu narodowi – bo to Naród jest ziemską władzą najwyższą.
  2. Druga zasada – likwidacja biurokracji wynika wprost z zasady pomocniczości. Wynika wprost z chrześcijaństwa i charakteru narodowego Polaków ukształtowanego tysiącletnią praktyką. A co najmniej 500 lat temu Polacy zagwarantowali sobie prawnie, że to oni są właścicielami swojego państwa. Dlatego nikt nie musi im (nam) narzucać sposobu, w jaki mają żyć, jak wychowywać własne dzieci i w co wierzyć. Takie szczegółowe wskazówki dla poddanych zawsze wysuwali władcy uważający się za właścicieli swoich państw i narodów. Historyczni i współcześni władcy Francji, Niemiec, Rosji; mógłbym jeszcze długo wymieniać. To im jest potrzebna biurokracja, żeby utrzymać własne narody w poddaństwie ich woli, ale nie Polakom.
  3. Polacy nie mogą być dyskryminowani we własnym państwie, to trzecia zasada. Wydawałoby się, prosta sprawa. Jednak po wycofaniu się Sowietów, podbici politycznie i gospodarczo przez Zachód, mamy zbyt wiele przykładów, że stan uprzywilejowania zachodnich firm wobec polskich cały czas trwa. Niewielki ruch nastąpił jedynie w bankowości poprzez odkupienie Pekao. Żadne niepodległe państwo nie przetrwa bez swojego sektora bankowego, bez własnej gospodarki, bez własnego handlu. Nie przetrwa również i przede wszystkim bez własnych mediów. To jest absolutny skandal – opanowanie prawie całego segmentu czwartej władzy przez kapitał zachodni, głównie niemiecki. Codzienne bombardowanie opinii publicznej spreparowanymi informacjami ma podstawowy wpływ na myślenie i decyzje wyborcze Polaków.[related id=36510]
  4. Czwarta zasada to prawo do posiadania broni. Tych wszystkich, którzy już się oburzyli na takie słowa, odsyłam do trzynastego odcinka cyklu. Tu przypomnę tylko, że dzięki temu prawu obronimy nie tylko siebie i swoje rodziny, ale również naszą ojczyznę.
  5. Nadrzędność polskiego prawa musi być jako piąta zasada kardynalna zapisana w naszej konstytucji. Żyjemy w dynamicznych czasach i nie wiemy jakie jeszcze uzurpacje przyjdą do głowy eurokratom w Brukseli. Nie wiemy też, czy w kryzysowym momencie gospodarczym, jak zdarzyło się to kiedyś w przypadku Irlandii, polskie władze nie poddadzą się dyktatowi potężnej mniejszości.
  6. To dlatego jako ostateczne zabezpieczenie naszej wolności stanowienia o sobie samych, musimy przyjąć szóstą zasadę – instytucję referendum. Jest to odwołanie się do starej zasady: nic o nas bez nas. Instytucja referendum, jak już opisywałem, może być zarazem sposobem na zarządzanie również społecznością lokalną, czyli rzeczywistym zastosowaniem demokracji bezpośredniej.

Teraz możemy już zacząć pisać naszą nową konstytucję, konstytucję V Rzeczypospolitej. Jednak nie sztuką jest napisać konstytucję, sztuką jest wprowadzić ją w życie. I tu zaczyna się problem. Dawno nie mieliśmy w Polsce demokracji, dlatego oduczyliśmy się istoty demokracji – umiejętności budowania większości.

Widzieliśmy to przy okazji sporu Prezydenta z Prawem i Sprawiedliwością o zawetowane ustawy sądownicze. Histeryczne ataki osobiste na prezydenta Dudę, z zarzutami wręcz zdrady obozu naprawy państwa. Bo co się stało? Bo minister Ziobro nie okazał się najmądrzejszy i najładniejszy? Narzucono narrację wręcz personalną, kto mocniejszy: Zbyszek czy Jędrek?

Tymczasem dzięki temu sporowi po pierwsze wzrosło poparcie społeczne dla Prezydenta, po drugie wzrosło poparcie społeczne dla Prawa i Sprawiedliwości. Po dodatkowej akcji propagandowo-informacyjnej rządu 81% Polaków jest za reformą sądownictwa.

Zatem nawet gdyby Prezydent Duda zahamował reformy, PiS może szybko doprowadzić do nowych wyborów i wygrać z jeszcze większą przewagą. Różnica zdań, a nawet wykluczające się stanowiska, są normą w demokracji. Konflikt służy polaryzacji stanowisk. Komu uda się zbudować większość społeczną, czyli wyborczą dla swojego projektu, ten wygrywa.

Ustawy sądownicze zaproponowane przez PiS były próbą ominięcia obecnej śmieciowej konstytucji. W ten sposób nie da się jednak odbudować Polski. Można tylko pięknie przegrać. Do odbudowania Polski na miarę naszych oczekiwań, Polski wolnej i zamożnej, potrzebna jest zmiana konstytucji. Zmiana sposobu zarządzania naszym wspólnym majątkiem i dobrem – Polską.

Jan Kowalski

Jan Kowalski/ Zanim napiszemy nową konstytucję (15). Cieszy mnie, że nie przyjmiemy islamistów ani jawnych, ani ukrytych

Polska musi mieć gwarancję konstytucyjną tego, że żaden rząd pod koniec swojej kadencji, z 15% poparciem społecznym i licząc na łaskawość władców Europy, nie wystąpi wbrew interesowi Polski i Polaków.

„W imię Allaha, Dobroczynnego, Miłosiernego. Od Mahometa, Wysłańca Allaha, do wielkiego Chosrowa irańskiego. Pokój niech spocznie na tym, który szuka prawdy i wyznaje wiarę w Allaha i w jego Proroka i świadczy, że nie ma boga poza Allahem i że On nie ma syna, i który wierzy, że Mahomet jest jego Sługą i Prorokiem. Z nakazu Allaha zapraszam cię do Niego. On posłał mnie, abym oświecił wszystkie ludy, abym mógł je wszystkie ostrzec przed Jego gniewem i mógł postawić niewiernym ultimatum. Przyjmij islam, abyś mógł pozostać bezpieczny”. (za: Wikipedia)

List tej treści wystosował w roku 630 Mahomet, twórca islamu, do władcy Persji. Ponieważ ten nie posłuchał, Arabowie w ciągu następnych 20 lat podbili Persję i zaprowadzili tam islam jako religię państwową. Ten cytat doskonale oddaje rzeczywisty charakter islamu, rzekomej religii pokoju. I zarazem wskazuje sedno konfliktu z nami, chrześcijanami – On nie ma syna, ma tylko Mahometa, Sługę i Proroka (z dużych liter oczywiście). Pisałem już o tym, ale przypomnę: na mój rozum to właśnie Mahometa jako fałszywego proroka, który zwiedzie wielu, zapowiedział Jezus Chrystus.[related id=37457]

Nie dziwmy się zatem, że każda wojna, jaką prowadzili Arabowie, a potem wszyscy, którzy przyjęli islam, miała charakter religijny. A nad ich wojskami zawsze powiewał sztandar proroka.

W 732 roku pod Poitiers rycerstwo chrześcijańskie zapobiegło podbojowi całej Europy. W roku 1571 w bitwie morskiej pod Lepanto Liga Święta, zorganizowana przez papieża Piusa V, pokonała flotę muzułmańską (turecką). Dzięki temu, wbrew przechwałkom sułtana, sztandar Proroka nie załopotał nad Watykanem. A potem uratował chrześcijańską Europę w roku 1683 pod Wiedniem nasz król Jan III Sobieski.

To polskie zwycięstwo na długo zostało zapamiętane przez muzułmanów. Zaryzykuję, że jeszcze dziś muzułmanie o tym pamiętają. Nic innego bowiem nie tłumaczy braku Polski pod panowaniem ISIS na mapie nakreślonej przez ich strategów na rok 2020.

W tym jednym zgadzają się stratedzy Kalifatu i Jarosław Kaczyński, który oznajmił 10 września to samo, no prawie to samo: że Polska pozostanie wyspą wolności i tolerancji. Cieszy mnie to zapewnienie Prezesa i jestem pewny tego, że wierzy on w swoje słowa. Cieszy mnie również to, że żadnych islamistów jawnych i ukrytych nie przyjmiemy, mimo brukselskiego dyktatu… dopóki rządzi Prawo i Sprawiedliwość. Jednak pamiętajmy, że każda z poprzednich partii rządzących też nie miała z kim przegrać. Poczynając od SLD. Pamiętacie jeszcze o SLD, nie o Magdalenie Ogórek – o SLD?

Koniec żartów zatem. Polska jako państwo i Polacy jako naród, państwo tolerancji i naród tolerancyjny jak żaden na świecie, musi mieć gwarancję konstytucyjną tego, że żaden rząd pod koniec swojej kadencji, z 15% poparciem społecznym i licząc na łaskawość władców Europy, nie wystąpi wbrew interesowi Polski i Polaków. Dla takiego spokoju musimy w naszej nowej konstytucji zapisać VI prawo kardynalne: instytucję REFERENDUM.

Ale to nie będzie referendum takie jak obecne, nie wiadomo po co i bez prawnego umocowania. To musi być referendum wiążące, również ręce aktualnie zarządzających Polską. Naród polski ma prawo decydować w każdej ważnej sprawie go dotyczącej. Przyjmowanie wrogów naszej cywilizacji pod nasz dach na pewno jest sprawą ważną dla całego narodu, a nie rozgrywką dla polityków i politykierów.

Referendum to zarazem sposób regulowania spraw istotnych nie tylko dla całego państwa, ale również dla każdej, najmniejszej gminy. Jej mieszkańcy również mają prawo decydować o swoich żywotnych sprawach. Przy dzisiejszej technologii, gdzie internet dostępny jest w prawie każdym polskim domu, nic nie stoi na przeszkodzie do zastosowania takiej formy demokracji bezpośredniej. Usprawni to również zarządzanie naszymi własnymi pieniędzmi, z których utrzymujemy wójta, burmistrza, prezydenta i całą potrzebną nam administrację. Bo biurokracja, jak zapewne podejrzewacie, musi zostać zlikwidowana!

Jan Kowalski

Jan Kowalski / Zanim napiszemy nową konstytucję (14). Unia nie ma armii i nie obroni nas przed zagrożeniem zewnętrznym

Czy Sojusz Północnoatlantycki lub prezydent Trump wymuszają na nas przyjmowanie dżihadystów? Czy słyszeliście, żeby głównodowodzący NATO żądał od Polski uznania związków homoseksualnych za małżeństwa?

Przed tygodniem opisałem IV prawo kardynalne, prawo do posiadania broni palnej przez każdego zdrowego na umyśle Polaka. Po przejściu sześciomiesięcznego przeszkolenia wojskowego. Prawo do posiadania broni opisałem jako element fizycznej obrony własnej, obrony wyznawanych zasad i wreszcie jako najskuteczniejszy sposób obrony naszej wspólnej ojczyzny. To ona gwarantuje naszą wolność i możliwość rozwoju naszego narodu – rodziny rodzin. Ale czy na pewno?

13 lat od wejścia do Unii Europejskiej (głosowałem na nie) widzimy coraz większe zakusy ze strony brukselskiej centrali na ingerowanie w nasze wewnętrzne sprawy. Nie tylko nasze, ale również Czech, Węgier, Słowacji, słowem: wszystkich państw narodowych. Niezależnie od kwestionowanych rozwiązań szczegółowych, czy to dotyczą małżeństwa, pigułki „dzień po”, szeroko pojętej kultury (łącznie z obrzydliwością, która uzurpuje sobie to miano) czy polityki migracyjnej, klucz do zrozumienia tej sytuacji jest jeden, a nosi nazwę: ideologia.[related id=36510]

Wyrwawszy się z ideologii starej bolszewii, trochę nieświadomie rzuciliśmy się w sidła ideologii bolszewii nowej. To jest ideologia całkowicie sprzeczna z wyznawaną i obowiązującą jeszcze w Polsce cywilizacją łacińską. Do obrony obowiązującego wciąż w Polsce ładu moralnego karabin to za mało. Potrzebujemy konstytucyjnej gwarancji naszej niepodległości. Niepodległości w stanowieniu prawa cywilnego i jego nadrzędności nad prawem stanowionym przez jakąkolwiek zewnętrzną uzurpację. Państwo wolnych Polaków nie może z definicji podlegać jakimkolwiek zakusom ideologicznych uzurpatorów. Niezależnie od tego, czy pochodzą z Zachodu, czy Wschodu, Północy lub Południa. I to musi stać się V prawem kardynalnym zapisanym w naszej nowej konstytucji.

Bierzmy przykład z Brytyjczyków. Byli w Unii Europejskiej, dopóki im się to opłacało. Przestało się opłacać, to występują. Wielka Brytania jest zbyt dużym rynkiem, żeby z tego tytułu groziły jej jakieś większe konsekwencje. I Polska jest również zbyt dużym rynkiem.

Ani Norwegia, ani Szwajcaria nie są członkami UE i nie cierpią z tego powodu. A my, jeżeli jesteśmy jeszcze na plusie, to za chwilę przestaniemy i staniemy się płatnikiem netto. Unia Europejska, która propaguje obrzydliwą ideologię, a nie ma własnej armii, w żadnej mierze nie obroni nas przed zagrożeniem zewnętrznym. Tu potrzebny jest nam sojusz ze Stanami Zjednoczonymi i członkostwo w NATO.

Czy Sojusz Północnoatlantycki lub prezydent Trump wymusza na nas przyjmowanie dżihadystów? Czy słyszeliście, żeby głównodowodzący NATO żądał od Polski uznania związków homoseksualnych za małżeństwa? Ja sobie nie przypominam.

Czy coś się stanie, czy stracimy, jeżeli w ten sposób postawimy sprawę? Bo o to boją się wyznawcy dóbr doczesnych. Pragnę ich uspokoić: nic się nie stanie. Od 28 lat jesteśmy podbitym gospodarczo terytorium. Ponieważ jesteśmy biedni i oddajemy, co swoje, za bezcen, dalej będą nas lubić Niemcy, Francuzi, Belgowie, Szwedzi, Amerykanie, Hindusi i Chińczycy. Jeżeli którakolwiek z tych nacji chciałaby nas przestać lubić, to na zwolnione przez nią miejsce już czekają następni. Najmniej powinniśmy się bać tych, których boimy się najbardziej, czyli Niemców. Polska do Wisły już stanowi część niemieckiej gospodarki, dlatego na jakichkolwiek sankcjach najbardziej straciłyby niemieckie firmy. A na to rząd niemiecki nigdy nie pozwoli.

Zatem nie bójmy się własnego cienia. Wolność obywatelska i wiara w Boga zbudowały kiedyś I Rzeczpospolitą, wielką i zamożną. Najbardziej tolerancyjną w Europie, przyjmującą prześladowanych za swoją wiarę i przekonania Czechów, Francuzów, Niemców i Żydów. To nie była najczęściej nasza wiara katolicka. Ale Polska nigdy nie przyjmowała ludzi chcących zniszczyć nasze państwo.

Możemy przyjmować uciekinierów z powodu wiary – chrześcijan z Syrii, Iraku czy Egiptu. Ale nie ich prześladowców! Wojujący islam niszczy teraz zachodnią i południową Europę. Niszczy, ponieważ został do tego dzieła zaproszony przez lewicowych szaleńców, bolszewików nowego porządku, wrogów naszej łacińskiej cywilizacji.

Ponieważ nie wiemy, czy po rządzie Beaty Szydło nie powstanie przypadkiem rząd Borysa Budki, również to musimy zapisać w konstytucji. Ale o tym za tydzień.

Jan Kowalski

Jan Kowalski/ Zanim napiszemy nową konstytucję (13). Szwajcaria do dziś jest zorganizowana na wzór I Rzeczpospolitej

Napadnięci nie możemy się zastanawiać, czy napastnik chce nas może tylko przestraszyć albo lekko obić, czy włamał się do naszego domu po to, żeby obejrzeć mecz, bo u siebie nie miał cyfrowego Polsatu.

Żadne polskie powstanie by się nie odbyło. Żadna konfederacja i żaden rokosz. Więcej, państwo polskie by nie powstało, a na pewno nie obroniłoby swojego prawa do istnienia, gdyby nie jeden element – prawo do posiadania broni przez obywateli, powszechne prawo. To na tym prawie, a właściwie na obowiązku posiadania broni i obrony ojczyzny, została zbudowana wielkość I Rzeczpospolitej.

To prawo, jak i prawo do posiadania zawodowej armii, odebrali nam zaborcy, żebyśmy nie mogli skutecznie się przed nimi obronić. Ich intencji nie sposób nie zrozumieć – każdy agresor chciałby mieć bezbronnego sąsiada. Po krótkim epizodzie odzyskanej wolności, w roku 1945 nad Wisłą Stalin zainstalował swoich bolszewików. Odbierając nam wolność osobistą i prawo do obrony własnej rodziny i ojczyzny, pozbawiono nas prawa do posiadania broni. To rzekomo niebezpieczne narzędzie mogło być tylko w posiadaniu bolszewików. Bolszewików zawsze było niewielu, dlatego przy powszechnym dostępie obywateli do broni długo by się nad Wisłą nie utrzymali.

Czas zaprezentować zatem IV filar, na którym oprzemy wielkość naszej V Rzeczpospolitej – prawo każdego obywatela do obrony własnej i obrony miru domowego. Prostymi słowy znaczy to tyle, że każdy napadnięty ma prawo do obrony przeciwko napastnikowi. Bez zastanawiania się nad jego intencjami i bez kalkulowania wyrządzonych nam ewentualnie szkód.

Napadnięci nie możemy się zastanawiać, czy napastnik chce nas może tylko przestraszyć albo lekko tylko obić. Nie możemy rozważać, czy włamał się do naszego domu po to, żeby obejrzeć mecz, bo u siebie nie miał cyfrowego Polsatu, czy jednak po to, by nas zamordować, żonę zgwałcić, a telewizor ukraść. Po prostu musimy mieć niepodważalne, niekwestionowane i konstytucyjne prawo do zastrzelenia go, gdy tylko wedrze się na naszą posesję. O co mu tak naprawdę chodziło, możemy zapytać potem.

To prawo do obrony indywidualnej konstytuuje dopiero naszą osobistą wolność. Bez tego prawa, a zatem również bez prawa do posiadania broni, wolność staje się iluzją. Iluzją wyznaczaną przez podatki, kredyty, bagno zakazów i nakazów i degradującą osobę ludzką ideologię nowego porządku. Bo prawo do obrony indywidualnej i prawo do obrony własnej rodziny to nie tylko prawo do posiadania broni. To również prawo do obrony swojej wiary i normalności, czego chcą nas pozbawić bolszewicy nowego porządku.[related id=35566]

Zauważyliście, że chętnie używam tego słowa. Czas zatem wyjaśnić, dlaczego. Otóż bolszewików, tych historycznych, zawsze było mało. Byli małą garstką, która tym bardziej wrzeszczała, coś jak mały pies, który donośnie ujada. W odróżnieniu od mieńszewików, przytłaczającej większości w rosyjskiej partii socjalistycznej, nie uznawali żadnych kompromisów, chcieli zawsze więcej i więcej (= bolsze).

W tym właśnie przypominają ich obecni aktywiści nowego porządku: są garstką, a chcą więcej i więcej. Żeby się przed nimi obronić i żeby uratować nasz świat, musimy mieć skuteczne narzędzia do obrony. Gdyby chcieli napadać na nasze domy, musimy mieć broń palną. Gdyby chcieli odbierać nam dzieci, demoralizować je od przedszkola lub uzależniać ich życie od podporządkowania się złu, obroną muszą być gwarancje konstytucyjne. Gwarancje prawne kładące tamę nowej bolszewii.

Nie bez powodu powiązałem w akapicie powyżej obronę indywidualną z obroną własnej rodziny. Wbrew twierdzeniom skrajnych indywidualistów, człowiek nie żyje sam dla siebie. Życie ludzkie nie miałoby wtedy żadnego sensu.

Ktoś, kto twierdzi, że rodzina (nie dodaję tradycyjna, bo rodzina zawsze jest tradycyjna, a o patologiach tu nie piszę) krępuje jednostkę, jest świadomym lub nieświadomym zwolennikiem totalitaryzmu. Nieważne, czy w postaci starej bolszewii z wizji Georga Orwella, czy tej atrakcyjniejszej i na światowym topie z wizji Aldousa Huxleya.

Wróćmy do najprostszej broni, do broni palnej. Niezwykła wprost dezinformacja przemeblowała nasze myślenie o broni. Wielu nawet porządnych Polaków myśli, że gdyby broń dostała się w ręce zwykłych Polaków, to by się wystrzelali. Nie będę tu przytaczał zwykłych argumentów za. I spróbuję ominąć tę kolejną narodową barykadę.

I Rzeczpospolita to stare czasy, dlatego odwołam się do przykładu świeżego i z bliska, do Szwajcarii. Szwajcarzy są najbardziej uzbrojonym narodem w Europie, wszyscy dorośli i pełnosprawni mężczyźni mają w domu broń automatyczną. Czy ktoś słyszał o licznych strzelaninach w szwajcarskich szkołach lub bankach? Nie, z prostego powodu: Szwajcarzy są świadomymi posiadaczami broni, ponieważ każdy dorosły Szwajcar ma obowiązek służby wojskowej. Po jej zakończeniu wraca do domu w mundurze i z bronią.

Nikt też pewnie nie słyszał, żeby uzbrojona po zęby Szwajcaria zagrażała któremukolwiek z sąsiadów. Ale nawet Hitler nie zdecydował się na jej podbój. Chociaż zawodowa armia szwajcarska liczy ok. 5 000 żołnierzy, to w ciągu tygodnia jest w stanie zmobilizować 400 000 armię. Doktryna obronna Szwajcarii jest w dużej mierze wynikiem analizy przebiegu polskiego Powstania Styczniowego.

Wysłannik szwajcarskiego rządu pułkownik Franz von Erlach obserwował, w jaki sposób mała powstańcza armia może przeciwstawić się wielkiej armii najeźdźczej. Szwajcaria zorganizowała swoje wojsko na wzór polskiego pospolitego ruszenia z czasów I Rzeczpospolitej, a demokrację i sposób zarządzania państwem ma również bardzo podobną. Szwajcaria przechowała to polskie doświadczenie.

Czas już najwyższy, żeby z tego przechowanego przez Szwajcarów doświadczenia skorzystać. Polska również nie potrzebuje wielkiej zawodowej armii, bo nie słyszałem, żebyśmy zamierzali kogokolwiek napadać. Potrzebuje natomiast wielkiej i dobrze wyszkolonej armii ochotniczej, która powstrzymałaby zamiary jakiegokolwiek potencjalnego agresora.

Nie wyszkolimy tej armii inaczej niż poprzez obowiązkowe przeszkolenie wojskowe (minimum 6 miesięcy) dla wszystkich dorosłych mężczyzn i ochotnicze dla kobiet. Gdyby zachować szwajcarskie proporcje, to armia zawodowa liczyłaby 20 000 doskonale wyszkolonych żołnierzy (nie sądzę, żebyśmy obecnie tylu mieli), z możliwością szybkiego jej zwiększenia do 2 000 000 (tak, do dwóch milionów).

Czy myślicie, że potencjalny agresor odważy się nas zaatakować, stosując hybrydowe zielone ludziki lub w jakikolwiek inny sposób? Czy myślicie, że jakakolwiek hałaśliwa mniejszość wewnętrzna spróbuje pozbawić wolności świadomych i odpowiedzialnych za siebie i swoje rodziny obywateli?

Jan Kowalski

 

Jan Kowalski/ Zanim napiszemy nową konstytucję (12). Zasada pomocniczości wymusza wprost likwidację biurokracji

Gdyby działała w Polsce zapisana w Konstytucji zasada pomocniczości, żaden wyłudzacz naszych społecznych pieniędzy nie zostałby profesorem albo natychmiast i dyscyplinarnie zostałby zwolniony z pracy.

Mówiło się do niedawna, że wypadki chodzą po ludziach a nie po lesie. Po ostatnich nawałnicach należy chyba skorygować to stare porzekadło. Okazało się, że wypadki mogą chodzić i po lesie, i po ludziach – jednocześnie. W przypadku niżej podpisanego mądrość doświadczenia dowiodła, że należy też unikać miast i łańcuchów oddzielających ulice od chodników. I w żadnym przypadku nie należy przez nie przeskakiwać, bo może się to skończyć złamaniem prawej ręki i przymusową przerwą w opisaniu wreszcie zasady POMOCNICZOŚCI, podstawowego filaru wolności osobistej człowieka i trzeciego filaru naszego nowego państwa – V Rzeczypospolitej.

Zasadą tą, podobnie jak całą Nauką Społeczną Kościoła, wycierają sobie gęby wszyscy wrogowie wolności, a szczególnie kryptomarksiści, czyli marksiści, którzy oficjalnie nie przyznają się do swojego idola, ale potajemnie bałwana Marksa czczą. Ich celem jest jedno – pośrednictwo w każdej wymianie jednego człowieka z drugim i kasowanie z tego tytułu haraczu, opłaty za to wymuszone pośrednictwo.

Pewnie nie uwierzycie, ale zasada pomocniczości wpisana jest również w obecnie obowiązującą konstytucję. Jednak za pustym słowem nie stoi żaden przekaz, żaden czyn. Złośliwi jedynie twierdzą, że czyn, który poszedł za słowem, to biurokracja powiatowa, dwieście tysięcy nikomu niepotrzebnych urzędników. I rozkwit fasadowych fundacji społecznych, żyjących z dotacji zaprzyjaźnionych ministrów.

I to wszystko rzekomo w naszym imieniu i dla naszego dobra. Nóż się w kieszeni otwiera (prawo do obrony własnej i nienaruszalność miru domowego, czyli IV fundamentalną zasadę nowego ustroju opiszę następnym razem).

Tymczasem zasada pomocniczości, subsydiarności – jak zwą ją bardziej oczytani, stanowi jedynie tyle, że wszystko, co może być wykonane przez człowieka bez żadnej pomocy, przez niego powinno być wykonane. Wszystko natomiast, co przekracza jego możliwości, powinno być wykonane w jego najbliższym otoczeniu, czyli z pomocą rodziny, sąsiadów itd. A zatem zasada ta konstytuuje całość aktywności człowieka w sferze społecznej, gospodarczej i politycznej. Wymusza wprost likwidację biurokracji, która polega na czymś zgoła przeciwnym, na pozbawieniu indywidualnego człowieka części wolności na rzecz instytucji biurokratycznych.[related id=33573]

Zasada pomocniczości wymusza zarazem oddolny sposób zarządzania całym społeczeństwem, narodem i państwem. Gwarantuje nie tylko autentyczne zaangażowanie obywateli tu i teraz, ale zarazem radykalnie obniża koszty funkcjonowania całej społeczności, która jej podlega. A nie wprost eliminuje selekcję negatywną „mierny, ale wierny”, dominującą w społeczności zbiurokratyzowanej, z którą mamy do czynienia obecnie i z którą nikt nie może sobie poradzić.

Ktoś to musi wreszcie powiedzieć, padło na mnie: nie żyjemy w żadnym samorządnym państwie od roku 1989, żyjemy w jednej wielkiej patologii społecznej. To nie jest tylko wydmuszka państwa, to jest również wydmuszka społeczeństwa. Te wszystkie fikcyjne fundacje, te organizacje rzekomo pozarządowe, te wszystkie rzekomo samorządy – wszystkie one służą jednemu – okradaniu Polaków.

Szczególnie tak zwane samorządy – chluba III RP – z prawdziwą samorządnością nie mają nic wspólnego, a są wylęgarnią biurokracji obciążającej swoimi kosztami nas wszystkich. Dzieje się tak z jednego powodu, który już nie raz przytaczałem: urzędy gmin nie gospodarują swoimi pieniędzmi. Dlatego wójt w swoim mniemaniu nie wydaje pieniędzy własnych, ale jakieś mityczne, państwowe lub unijne. A skoro są niczyje, to dlaczego nie przyjąć na etat kolejnego pracownika?

Zasada pomocniczości, żeby obowiązywać, wymaga jednego – pieniędzy. Pieniędzy powiązanych z określonym zadaniem i działaniem, pieniędzy własnych.

Jak sprzeczna jest biurokracja z zasadą pomocniczości, opiszę na jednym przykładzie. Odpoczywam właśnie nad morzem, w cichej i urokliwej wiosce Białogóra. Dzięki Jadwidze Chmielowskiej, redaktor naczelnej „Śląskiego Kuriera Wnet” i autorce tekstów o mikołajku nadmorskim („Zwycięstwo mikołajka”, wrzesień 2017 i „Mikołajek a Sprawa Polska”, wrzesień 2016), poznałem klasyczny wręcz przypadek patologii w starciu biurokracja przeciw zasadzie pomocniczości.

Ryszard Gordziej, pasjonat i społecznik, w drodze wieloletnich wysiłków wyhodował mikołajka, roślinę chronioną i zagrożoną wyginięciem. Wiele lat eksperymentów zaowocowało wielkim sukcesem. Sukcesem, którym postanowił podzielić się ze społeczeństwem. W porozumieniu z sołtysem Białogóry i wójtem gminy Krokowa obsadził nadmorską wydmę kilkudziesięcioma roślinkami. I tu zaznaczmy, to wszystko przeprowadził na własny koszt, łącznie z wykonaniem tabliczek informacyjnych.

Czy dostał za to medal przynajmniej od wojewody pomorskiego? Wręcz przeciwnie, decyzją Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska wszystkie rośliny zostały z wydmy usunięte i oficjalnie zniszczone! Posunięto się nawet do urzędowej groźby z prokuratury. Dlaczego? Kilkadziesiąt tysięcy na odtworzenie populacji mikołajka nadmorskiego w ciągu jednego roku, stanowiska pracy dla urzędników parku, stanowiska pracy w RDOŚ, temat kolejnych rozpraw naukowych dla pracowników Uniwersytetu Gdańskiego i duże pieniądze przeznaczone na wyhodowanie mikołajka najdroższą możliwą metodą, czyli in vitro w specjalistycznym ośrodku pod Poznaniem – oto dlaczego.

Gdyby działała w Polsce zasada pomocniczości, wystarczyła by pomoc sołtysa, może odrobinę wójta. Gdyby działała w Polsce zasada pomocniczości, żaden wyłudzacz naszych społecznych pieniędzy nie zostałby profesorem albo natychmiast i dyscyplinarnie zostałby zwolniony z pracy i to nim zainteresowałaby się prokuratura.

Wracając do ogółu, zasada pomocniczości uniemożliwia rozwój biurokracji. Zapobiega marnotrawieniu naszych pieniędzy i powoduje to, że najmniejszym nakładem środków osiągamy największą korzyść. Dotyczy to również każdego szczebla zarządzania państwem, od wsi i gminy zaczynając, poprzez województwa, a na strukturach państwowych kończąc.

Dlatego logiczne i zgodne z tą zasadą jest zarządzanie państwem przez prezydenta, skoro został wybrany w wyborach przez wszystkich Polaków. I zgodne z tą zasadą jest również to, że w swoich działaniach nie może on zostać pozostawiony bez kontroli ze strony całego narodu, i po to potrzebny jest parlament.

Gorszący spór toczony od długiego już czasu przez ministra wojny ze swoim zwierzchnikiem i zwierzchnikiem wojska polskiego jest przykładem niszczącej państwo polskie biurokracji. Biurokracji, która zawsze polega na przenikaniu się i znoszeniu się kompetencji, a w ostateczności na braku odpowiedzialności.

Zasada POMOCNICZOŚCI musi być istotnym składnikiem naszej Nowej Konstytucji i jednym z głównych filarów V Rzeczpospolitej. A panu Ryszardowi gratuluję prawdziwie kaszubskiej i polskiej wytrwałości. I chociaż wiem, że nie walczył o mikołajka dla zaszczytów, to jego sukces musi być doceniony (ale o zwycięstwie mikołajka dowiecie się z artkułu Jadwigi Chmielowskiej). I na pewno tak w V Rzeczypospolitej się stanie. Już nie mogę się doczekać.

Jan Kowalski

Jan Kowalski/ Zanim napiszemy nową konstytucję (11): Po wecie z całego PiS jedynie Prezes zachował się przyzwoicie

Przekonanie większości Polaków do wizji naprawy Państwa można dziś oprzeć jedynie na osobie prezydenta Andrzeja Dudy i prezydenckim sposobie sprawowania władzy wykonawczej w Polsce w przyszłości.

Dziś będzie wreszcie o POMOCNICZOŚCI – trzecim filarze naszej konstytucji i ustroju państwa. Wcześniej jednak zajmę się przez chwilę aferą wokół prezydenckiego weta.

Przypominając tydzień temu pychę i arogancję polityków Prawa i Sprawiedliwości w związku z próbą przepchnięcia ustaw sądowniczych o Sądzie Najwyższym i KRS, nie myślałem, że jest aż tak źle. Byłem przecież przed lekturą wywiadu z Zofią Romaszewską i myślałem, że próbując naprawić Polskę, Prawo i Sprawiedliwość nie rozmawiało na ten temat jedynie z klubem Kukiz’15 i ze mną.

Dzięki Zofii Romaszewskiej dowiedziałem się, że nie rozmawiało również z prezydentem Dudą. Co gorsza, po zawetowaniu przez niego dwóch wadliwych ustaw (i podpisaniu jednej), pozwoliło sobie w stosunku do Prezydenta na mniej niż eleganckie okrzyki. Dowodziły one nie tylko zwykłego braku wychowania, ale też skandalicznego wyobrażenia na temat zarządzania państwem.

Oczywiście Jarosław Kaczyński, który jako jedyny zachował się przyzwoicie w stosunku do Prezydenta, jest przywódcą PiS i najważniejszym politykiem w Polsce. Jednak jego pretorianom chyba pomieszały się role i stąd te ataki na prezydenta Dudę. Na człowieka, który wytrwałą i ogromną pracą własną pokonał w wyborach prezydenta Komorowskiego i pomógł w sposób znaczący Prawu i Sprawiedliwości wygrać wybory parlamentarne. Tylko w ten sposób mogła zaistnieć możliwość rzeczywistej zmiany w Polsce, możliwość zwyciężenia systemu Okrągłego Stołu.

To nie Ryszard Terlecki, nie Zbigniew Ziobro (to dzięki niemu i Ludwikowi Dornowi PiS przegrał w 2007), to nawet nie Patryk Jaki. To osiągnął swoim osobistym poświęceniem, zaangażowaniem i talentem Andrzej Duda. A biorąc pod uwagę wadliwość ordynacji wyborczej, która powinna wylądować w koszu razem z obecną konstytucją, a premiuje miernoty na listach partyjnych i utrwala partiokrację, Andrzej Duda, prezydent Andrzej Duda jest bez wątpienia jedyną osobą publiczną wybraną przez Polaków w wyborach powszechnych i bezpośrednich.

Ale prezydent nie reprezentuje jedynie wyborców Prawa i Sprawiedliwości i nie jest prezydentem PiS-u. Andrzej Duda jest prezydentem Polski i moim, chociaż głosowałem na niego dopiero w II turze. A ja, Jan Kowalski, i 20% wyborców prezydenta nie poczuwamy się do podległości linii politycznej najbardziej nawet słusznej partii.

Mając ambicje naprawy Polski, Prawo i Sprawiedliwość powinno jak najszybciej rozpocząć pracę nad zmianą ustroju państwa, której zwieńczeniem będzie nowa konstytucja. Ale nowej konstytucji nie da się wprowadzić podstępem, potrójnym saltem albo w czasie wakacji posłów opozycji. Tak można jedynie ustanowić konstytucję, która nigdy nie wejdzie w życie, na przykład Majową. A nawet obchodzić jej rocznice zaraz po upadku państwa.

Do rzeczywistej i trwałej zmiany potrzebne jest przekonanie do swojej wizji wszystkich Polaków pragnących naprawy Państwa. W obecnej chwili nie tylko zwolenników Kukiz’15, ale i mnie, przeciętnego Jana Kowalskiego. I takie przekonanie można tu i teraz oprzeć tylko i wyłącznie na osobie prezydenta Andrzeja Dudy i prezydenckim sposobie sprawowania władzy wykonawczej w Polsce w przyszłości.

Obecny, nieformalny system rządzenia Polską pod wodzą naczelnika Jarosława Kaczyńskiego, lat 67, jest nie do utrzymania na dłuższą metę i nie gwarantuje stabilności ustrojowej. Po jego odejściu z polityki lub tego świata – niech żyje jak najdłużej – obecny system rządzenia rozsypie się jak domek z kart. Sądząc po wcześniejszych wypowiedziach, Jarosław Kaczyński doskonale to rozumie. Gorzej z jego pretorianami, którzy wyraźnie próbują zdobyć najlepszą pozycję wyjściową do sukcesji po wodzu. W każdym przypadku zakończy się to dekompozycją obozu obecnie rządzącego – prosta logika dziejów.

Dlatego zamiast wygłaszać filipiki pod adresem Prezydenta, który reprezentuje cały obóz zwolenników reformy państwa, a nie tylko obóz zwolenników PiS, politycy Prawa i Sprawiedliwości powinni zrozumieć jedno: jedynym naturalnym sukcesorem Jarosława Kaczyńskiego w jego dziele naprawy Polski może być i jest Andrzej Duda. Ostatni prezydent III/IV RP i pierwszy prezydent V Rzeczypospolitej. Co nastąpi po przyjęciu naszej nowej konstytucji. Kropka.

Mogę tylko przeprosić – o pomocniczości będzie następnym razem. Pragnę jednak zapewnić, że idea prezydenckiego zarządzania państwem jak najbardziej w idei pomocniczości się zawiera.

Jan Kowalski

Jan Kowalski / Zanim napiszemy nową konstytucję (10): Czy PiS zapytał kogoś o zdanie w sprawie tych prawniczych ustaw?

Dla wielu Polaków, w tym dla mnie, mentalność obecnej władzy to mentalność bandy chcącej podporządkować wszystko i wszystkich. I tłumaczącej, że na tym właśnie polega patriotyzm i dobro Ojczyzny.

[related id=”31862″]Miałem w tym odcinku omówić trzecią kardynalną zasadę nowej konstytucji, czyli pomocniczość – filar Nauki Społecznej Kościoła i jeden z filarów potęgi przyszłej V Rzeczypospolitej. I przełożenie tej zasady na organizację życia państwowego, społecznego i gospodarczego. Ponieważ jednak rzeczywistość dramatycznie przyspieszyła, zajmijmy się nią teraz.

Ta rzeczywistość to oczywiście weto Prezydenta w stosunku do dwóch ustaw projektu Prawa i Sprawiedliwości dotyczących wymiaru sprawiedliwości (= niesprawiedliwości) w naszym obecnym, niedoskonałym państwie. Ponieważ wszyscy znawcy i nie-znawcy prawa już zdążyli się wypowiedzieć, a ja na prawie kompletnie się nie znam, nie zamierzam z nimi polemizować. Zajmę się tematem obocznym, ale jednak podstawowym dla dalszych losów naszej ojczyzny.

Żeby się z nim zmierzyć, musimy się cofnąć do lat 2005–07, czyli do wcześniejszego okresu rządów Prawa i Sprawiedliwości. Arogancja, buta i pycha – te trzy słowa najbardziej charakteryzują sposób okazywania własnej wydumanej władzy przez ówczesnych liderów PiS. Ludwik Dorn i pies Saba to symbole tamtego okresu. Woda sodowa uderzyła politykom tej partii po trzech miesiącach od minimalnie i „cudem” wygranych wyborów.

Jednak zdecydowanie najgłupszym pomysłem tej formacji była próba zawłaszczenia całej sceny politycznej, zwłaszcza kosztem własnych koalicjantów. To wtedy nastąpiła żałosna rozmowa Adama Lipińskiego – szarej eminencji PiS – z Renatą Beger z Samoobrony (która miała „kurwiki w oczach”), mająca na celu wyeliminowanie Andrzeja Leppera i przejęcie posłów Samoobrony. Wtedy także doszło do najgłupszego sojuszu politycznego III RP, sojuszu Ojca Rydzyka z Jarosławem Kaczyńskim. W jego wyniku z życia politycznego została wyeliminowana Liga Polskich Rodzin, sprawnie zarządzana przez Romana Giertycha. Prawo i Sprawiedliwość odniosło sukcesy, które kosztowały partię odsunięcie od władzy w wyniku wyborów roku 2007.

Trwale został utracony elektorat postpegieerowski (12%), głosujący na Samoobronę, i elektorat endecki (8%), głosujący na LPR. Jedynym chwilowym efektem było nawrócenie się trzeciego bliźniaka braci Kaczyńskich, Ludwika Dorn(baum)a, na chrześcijaństwo przy okazji ślubu z czwartą żoną. I stanowisko prezesa rządowej Agencji Rozwoju Przemysłu dla Pawła Brzezickiego – człowieka Rydzyka – dla ratowania Stoczni Gdańskiej (nie została uratowana).

Tak Prawo i Sprawiedliwość zmarnowało tamten czas. Udowodniło, że Andrzej Lepper prawdopodobnie nie jest najuczciwszym obywatelem III RP, a z Romana Giertycha uczyniło swojego największego wroga. I sromotnie przegrało.

Pozytywnym zaskoczeniem nowego rozdziału władzy Prawa i Sprawiedliwości, tym razem „cudownie” sprawującego samodzielne rządy od roku 2015, było odrobienie lekcji z historii. Bez Dorna, bez psa Saby, bez pychy i arogancji. I nareszcie bezpośrednie odwołanie się do elektoratu, co przyniosło wyborczy sukces i trwałe poparcie. To jednak nie wystarczy, żeby zmienić ustrój państwa i konstytucję, bo żeby zmienić ustrój państwa, należy wcześniej zmienić konstytucję. To nie masło maślane, tylko rzeczywistość, rzeczywistość, której Prawo i Sprawiedliwość znowu nie chce widzieć i rozumieć. 75% Polaków, powtarzam – 75% Polaków chce reformy państwa, bo nie chce dłużej żyć w tym syfie albo emigrować. Ale nie wszyscy z nich są zwolennikami sposobu zarządzania państwem preferowanego przez Prawo i Sprawiedliwość. Dla wielu Polaków, w tym dla mnie, Jana Kowalskiego, zwyczajnego i przeciętnego Jana Kowalskiego, mentalność obecnej władzy to mentalność bandy chcącej podporządkować wszystko i wszystkich. I tłumaczącej, że na tym właśnie polega patriotyzm i dobro Ojczyzny.

Czy Prawo i Sprawiedliwość zapytało mnie o zdanie w sprawie tych prawniczych ustaw? Jeśli nie mnie, to czy zapytało patriotyczny klub pn. Kukiz’15? Jak, mając jedynie przewagę 51% w Sejmie, wyobrażało sobie wybór sędziów Sądu Najwyższego, skoro potrzebna jest do tego kwalifikowana większość, nawet jeśli nie 2/3, to przynamniej 3/5? (Swoją drogą nie rozumiem, dlaczego tylko 60% posłów, a nie, jak to jest w naszej cywilizacji, 66%?)

Bardzo dobrze się stało, że prezydent Duda zawetował te dwie ustawy. Ich podpisanie niczego by nie wniosło poza chaosem i partyjnym kupczeniem stanowiskami (3/5). Do zmiany, do reformy Polski potrzebne jest uzyskanie poparcia jeśli nie 75% wszystkich obywateli, to przynajmniej 66% – kwalifikowanej większości. I tylko w ten sposób, a nie przez kuglarskie sztuczki, możemy zmienić Polskę. Czego jak najbardziej sobie życzy przeciętny i zwyczajny niżej podpisany…

Jan Kowalski

Dzień 7. z 80 / Wiceminister sprawiedliwości: Konstytucja powinna zaczynać się od słów „W imię Boga Wszechmogącego”

PRZEMYŚL / 04.07– Polityk nie powinien być komiwojażerem, załatwiaczem. (…) Kryzys wiary spowodował w konsekwencji kryzys także w polityce – powiedział wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.

– Konstytucja, którą mamy, to efekt kompromisu między lewicowym liberalizmem a postkomunizmem – powiedział wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł. Jego zdaniem sformułowanie z Preambuły do Konstytucji z 1997 roku: „My, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary” przypomina sformułowanie z czasów Gomułki „partyjni i bezpartyjni, wierzący i niewierzący” i jest sformułowaniem aksjologicznie pustym i nieprawdziwym.

Aksjologia Konstytucji

– Aksjologia Konstytucji RP musi być jasno określona i zakorzeniona w tradycji. Konstytucja powinna zaczynać się wezwaniem „W imię Boga Wszechmogącego” – uważa gość Poranka Wnet. Według niego ma to odniesienie do całości dalszych uregulowań i sposobu patrzenia na politykę.

[related id=”27824″]- W sytuacji, w której wiara jest ostoją i fundamentem myślenia o państwie, widać to w trosce o dobro wspólne – powiedział Marcin Warchoł. Podnosił zalety myślenia przez pryzmat tradycji, rodziny, a nie tylko z perspektywy „mnie” i „moich partykularnych interesów”.

– Polityk nie powinien być komiwojażerem, załatwiaczem.(…) Kryzys wiary spowodował w konsekwencji kryzys także w polityce – powiedział wiceminister, zwracając uwagę na to, że mamy często do czynienia z uprawianiem postpolityki.

– Polityka bez wiary i Boga staje się jedynie lobbowaniem na rzecz silnych podmiotów gospodarczych – stwierdził. Jego zdaniem na taką politykę nie można się godzić.

Amber Gold i afery gospodarcze

– „To nie moja ręka”, „nic o tym nie wiedziałem”, „gdzieś tam byłem, ale nie do końca” – można powiedzieć, że w taki sposób zachowuje się były szef Amber Gold – powiedział wiceminister Warchoł pytany o Marcina P., który nie uważał swojej firmy za piramidę finansową i „zarobił” na niej 20 milionów złotych. Jak zaznaczył, zdaje sobie sprawę z tego, że jest to linia obrony przyjęta przez byłego szefa Amber Gold. Zwrócił uwagę, że na dwa pytania członków sejmowej komisji ds. zbadania Amber Gold – czy jest słupem i czy obawia się o swoje życie i zdrowie – „zapadło znamienne milczenie”.

– Linia obrony, jaką przyjął przesłuchiwany, wpisuje się w całą jego postawę jako słupa – powiedział Warchoł. Zaznaczył przy tym, że prawdopodobnie ktoś inny go wykorzystywał do swoich celów, „ktoś znacznie wyżej postawiony”. Jego zdaniem P., jeśli wyjdzie po kilku latach z więzienia, nie będzie mógł cieszyć się majątkiem zgromadzonym w wyniku przestępczego procederu, bowiem ministerstwo już wprowadziło cały pakiet zmian mających zapobiec tego typu sytuacjom.

Konfiskata rozszerzona

– Przypomnę, państwo odzyskało jedynie 300 złotych od mafii pruszkowskiej – podkreślił,[related id=” 27819″] dodając, że tymczasem traciło miliardy złotych z powodu „karuzeli vatowskich”. Wspomniał też niedawną sytuację z Polic. – Takie przypadki pokazują, że wprowadzane zmiany idą w dobrym kierunku – powiedział, zwracając uwagę na ostatnią propozycję ministra Zbigniewa Ziobry, dotyczącą wprowadzenia do kodeksu karnego pojęcia „wielkiej afery gospodarczej” i zaostrzenia kar dla „aferzystów” od trzech do 15 lat, jeżeli wartość wyłudzenia wynosi do 5 milionów złotych, a gdy do 10 milionów złotych – od pięciu lat do 25 lat pozbawienia wolności. Wiceminister mówił również o wprowadzeniu konfiskaty rozszerzonej i o przerzuceniu na oskarżonego ciężaru dowodu, to jest wykazania, że jacht, limuzyna, willa zostały nabyte legalnie.

– To co, że „aferzyści” dostawali kary więzienia, skoro po kilku latach wracali do swych majątków i traktowali to jako ryzyko zawodowe? – powiedział gość Poranka Wnet. Podkreślił, że najczęściej rodzina i znajomi żywili się z tych bezprawnie zgromadzonych majątków.

– Mafie vatowskie już odczuwają, że skutecznie walczymy z tym procederem – pochwalił się wiceminister sprawiedliwości. Jego zdaniem zmiany idą w bardzo dobrym kierunku, o czym świadczy skuteczność, z jaką aktualnie ściągany jest VAT.

Polscy sędziowie i elementarne poczucie przyzwoitości

– Polscy sędziowie zarabiają stosunkowo dobrze w porównaniu do ich kolegów z Europy Zachodniej. W Polsce początkujący sędzia zarabia 2,1 średniej krajowej, a chociażby we Francji to jest 1,1, a w Niemczech 0,9 średniej – powiedział wiceminister Warchoł. Przypomniał, że uposażenie to wzrasta w miarę upływu kariery zawodowej. W sądach okręgowych uposażenie dla sędziego w stanie spoczynku wynosi ponad 10 tysięcy złotych miesięcznie. Jego zdaniem jest to rażąco dużo w porównaniu z sytuacją wielu Polaków, którzy dziś martwią się o swoje pieniądze na emeryturze, bo średnio jest to mniej niż 2 tysiące złotych.

– Uposażenia sędziowskie mogą zapewniać, jak na polskie warunki, całkiem dostatnie i godne życie – powiedział wiceminister Warchoł. Jego zdaniem lata bezkarności spowodowały, że „niektórzy z sędziów zatracili elementarne poczucie przyzwoitości”.

– Reforma sądownictwa przywróci poczucie, że także i sędziów obowiązuje dziesięć przykazań Bożych – powiedział wiceminister sprawiedliwości.

MoRo

 

 

 

Jan Kowalski / Zanim napiszemy nową konstytucję (7). Najwłaściwszy dla Polski jest prezydencki sposób sprawowania władzy

Wybory powinny być bezpośrednie i jednomandatowe na najniższym poziomie, tam, gdzie ludzie rzeczywiście się znają, a duże pieniądze nie wypaczają idei wolnego wyboru – na poziomie gminy.

Zanim napiszemy nową konstytucję (7)

Poznając system zarządzania niepodległym państwem, możemy określić ducha narodu to państwo zamieszkującego. Polska od dawna położona jest pomiędzy dwoma imperiami, Rosją i Niemcami. Na nasze nieszczęście nigdy nie były to narody miłujące wolność własną i obcą. Wewnętrznie były zorganizowane absolutystycznie i centralistycznie, z wykluczeniem swobód obywatelskich.

Natomiast bardzo chętnie występowały w roli gwaranta naszych wolności, na przykład liberum veto, czy ograniczając w roku 1717 ilość naszego wojska do 18 tysięcy. Prusy miały wtedy 150, a Rosja 300 tysięcy żołnierzy. Przy takiej dysproporcji sił gwarancja obu potęg skutkowała niemożnością naprawy Rzeczypospolitej. Opieka obu mocarstw powodowała bezpośrednio anarchizację życia społecznego i odwoływanie się kolejnych magnackich stronnictw wprost do zagranicy, głównie Rosji.[related id=17066]

Jeśli widzimy jakieś współczesne analogie, to jest to postrzeganie prawidłowe. Tylko dominująca rola Stanów Zjednoczonych zapobiega obecnie wysunięciu skutecznych gwarancji przez Niemcy i Rosję. I tę dominującą rolę Stanów Zjednoczonych powinniśmy teraz wykorzystać.

Siłę Ameryki zbudowała wolność jej obywateli, a nie pruski ordnung czy carski knut. Zatem nie musimy się jej obawiać. 27 lat po Okrągłym Stole urządźmy nasze państwo zgodnie z naszym narodowym duchem.

Nie ma w tej chwili siły zewnętrznej zdolnej ochronić anarchię i słabość wewnętrzną Polski. Wewnętrzne siły psujące państwo polskie w imię obrony własnych przywilejów okrągłostołowych nie mogą liczyć na skuteczną pomoc Brukseli czy innej zagranicy, a siłę własną mają ograniczoną. Na szczęście, ale taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie. Taka korzystna sytuacja geopolityczna może się szybko nie powtórzyć.

Zatem do roboty. Prezydencki sposób sprawowania władzy wykonawczej, jaki obowiązuje w Stanach Zjednoczonych, jest również najbardziej właściwy dla Polski, dla V Rzeczypospolitej. I nie jest to zbieżność przypadkowa, ale wynikająca właśnie z takiego samego ducha narodu. Z wolności i odpowiedzialności.

Bez wolności działania i wynikającej stąd odpowiedzialności za swoje czyny nie możemy mówić o pełnej obywatelskości. To z wolności obywatelskiej bierze początek konstytucja i siła Stanów Zjednoczonych. Również w I Rzeczypospolitej poczucie wolności obywatelskiej, zaowocowało jej potęgą. Do tej właśnie siły, do ducha narodu polskiego, musimy się odwołać, ustanawiając nową konstytucję.

Postawię jednak tezę: uważam, że Stany Zjednoczone tylko dlatego przetrwały jako państwo, ponieważ zajmują prawie cały kontynent i wzrastały bez naturalnych wrogów zewnętrznych. Powinniśmy przejąć ich system sprawowania władzy: prezydent z wyborów powszechnych z pełnią władzy wykonawczej i podległą sobie administracją państwa, i parlament jako reprezentacja całego narodu, z pełnią władzy ustawodawczej.

Jednak musimy pamiętać, że Polska nie jest kontynentem, dlatego nie wystarczy nam ogólność konstytucji amerykańskiej. W naszej musimy wprowadzić rozwiązania skutecznie eliminujące biurokrację i wprowadzające sprawną administrację państwową. Proponuję tu wprowadzenie zapisu o jej liczebności w stosunku do liczby ludności: nie więcej niż 100 tysięcy na 40 milionów Polaków (dodaję tych, którzy po reformie wrócą z Anglii). To jeśli chodzi o prezydenta i administrowanie przez niego państwem.[related id=23934]

W przypadku parlamentu, tworzącego prawo i w imieniu całego narodu sprawującego nadzór i nad prezydentem, i nad sądami, spór toczy się o jak najlepszą reprezentowalność całego narodu. Pomiędzy zwolennikami proporcjonalności i jednomandatowości. Chodzi, jak zawsze, o prawdę i sprawiedliwość.

Dla mnie jest to spór dziwaczny. Sam jestem zwolennikiem okręgów jednomandatowych, ale nie w postaci, jaką proponuje Ruch JOW, czyli pozostawiamy liczebność sejmu na obecnym poziomie, a cały kraj tniemy na równe 65-tysięczne okręgi i ani słowa o pieniądzach.

Tymczasem, jeżeli chcemy odzyskać władzę decydowania o sobie i najbliższym otoczeniu, a zatem odzyskać władzę samo-rządzenia, musimy odwołać się do rozwiązania istniejącego w I Rzeczypospolitej. Z poprawką na wzrost liczby uprawnionych do głosowania.

Bezpośredniość i jednomandatowość powinny występować na najniższym poziomie, gdzie ludzie rzeczywiście się znają, a duże pieniądze nie wypaczają idei wolnego wyboru – na poziomie gminy. 15 tysięcy mieszkańców to przeciętna liczebność gminy w Polsce. Zatem wybierając w każdej gminie swojego posła do sejmu wojewódzkiego, będziemy bezpośrednio i rzeczywiście decydować o 2 500 naszych przedstawicieli, bo tyle jest gmin w Polsce.

Sejm wojewódzki w liczbie średnio 156 posłów będzie wybierał delegatów, posłów na sejm krajowy, w zależności od ilości mieszkańców danego województwa. Przy czym trzeba założyć minimum dwóch dla najmniejszego województwa. Senat natomiast, jako izba refleksji, powinien liczyć 32 posłów, po 2 pochodzących z wyborów bezpośrednich w każdym województwie.

Czy możemy sobie wyobrazić większą demokrację bezpośrednią w dzisiejszym świecie? Zarazem nie ma najmniejszej potrzeby i racjonalnego argumentu na rzecz utrzymania obecnego, permanentnie obradującego sejmu nieustającego. W większości państw świata sejm zbiera się na jedną lub dwie sesje w roku, a jego obrady trwają nie dłużej niż 60 dni. Polska nie powinna być na tle innych państw dziwolągiem, jak jest obecnie.

Przywracając oddolną samoorganizację, musimy zmienić całkowicie konstrukcję budżetu państwa. Nie można bowiem samemu się rządzić, nie mając na to pieniędzy. To dlatego obecne tak zwane samorządy to jedynie przybudówki partyjne, zresztą w ten sposób były tworzone. Dlatego tak jak prezydent musi odpowiadać za sprawne zarządzanie państwem, tak rzeczywisty samorząd musi odpowiadać za najbliższe otoczenie każdego obywatela.

Ideałem jest tu demokracja bezpośrednia, ale nawet mieszkańcy jednej gminy w ilości 10 tysięcy dorosłych obywateli nie są w stanie bezpośrednio zarządzać sprawami i pieniędzmi własnymi gminy. Dlatego także na tym poziomie potrzebne jest wybierane przedstawicielstwo. I tu, podobnie jak na poziomie państwowym, powinniśmy wybierać jednego człowieka: wójta, burmistrza lub prezydenta miasta dla sprawowania władzy wykonawczej, czyli administrowania naszymi lokalnymi sprawami.[related id=26126]

Po co nam jednak kilkunastu radnych w gminie 15-tysięcznej czy kilkuset w mieście? Dla przypomnienia: Chicago ma sześciu, a Nowy Jork dziewięciu radnych. Musimy ciąć te absurdalne koszty, bo nasze wnuki nie wyjdą z długów i z pół Polski pójdzie na ich spłatę (Grecy mają przynajmniej wyspy).

Stany Zjednoczone nie znają biurokracji, w odróżnieniu od Niemiec, Rosji czy Francji. Przede wszystkim dlatego, że wolni obywatele mogli sami oddolnie się organizować. Polacy, zanim nastąpił zakaz w postaci zaborców, a potem komunistów, również tak postępowali.

Dawno temu w Ameryce Henry Ford wynalazł, a przynajmniej sfinansował, taśmę produkcyjną. Od tego momentu produkcja taśmowa zrewolucjonizowała świat, odsyłając w zaświaty rzemiosło. Jakiś czas temu sposób zarządzania produkcją ponownie się zmienił. Obecny świat odchodzi od taśmy i wielkich hal produkcyjnych na rzecz małych, wyspecjalizowanych zespołów. Od wybitnie hierarchicznej, piramidalnej struktury zarządzania do celowych projektów realizowanych przez małe, autorskie zespoły.

Jak to się ma do zarządzania Polską, opiszę następnym razem. Będzie oczywiście o pieniądzach, o naszych pieniądzach, i o nauce społecznej Kościoła również.

Jan Kowalski