Moje pytania referendalne: Czy jesteś za wrzuceniem do kosza obecnej konstytucji?/Jan A. Kowalski, „Kurier WNET” 49/2018

Pytanie 4: Czy uważasz, że nowa konstytucja, napisana przez Jana Kowalskiego, najbardziej zabezpiecza wolności obywatelskie Polaków i gwarantuje siłę polskiego państwa?

Jan A. Kowalski

Moje tendencyjne pytania referendalne

  1. Czy jesteś za wrzuceniem do kosza obecnej konstytucji, która powoduje paraliż organów państwowych i utrwala społeczną patologię?
  2. Czy jesteś za odrzuceniem obecnego partyjnego systemu władzy nad Polską, który pozbawia Polaków wolności decydowania o swoim życiu, a władzę taką przekazuje biurokracji?
  3. Czy jesteś za tym, aby Polacy bezpośrednio decydowali o najważniejszych sprawach w gminie i w państwie?
  4. Czy uważasz, że nowa konstytucja, napisana przez Jana Kowalskiego, najbardziej zabezpiecza wolności obywatelskie Polaków i gwarantuje siłę polskiego państwa?

I po co 15 albo nawet 10 pytań, skoro 4 wystarczą? Oczywiście sugeruję 4 x TAK 🙂

Należy jednak oddać Prezydentowi, chociaż tylko jedno pytanie z jego 15 może się obronić – to o przewadze polskiego prawa nad zewnętrznym: bez jego inicjatywy nie mielibyśmy teraz w Polsce publicznej debaty nad konstytucją.

A ja sam pewnie nie odbyłbym podróży do źródeł niegdysiejszej polskiej wolności i wielkości. I nikogo bym tym nie zainteresował. Skoro jednak tę podróż razem odbyliśmy, mam nadzieję, to spróbujmy teraz wyciągnąć z niej logiczne wnioski.

Po pierwsze, mamy obecną śmieciową konstytucję, tak napisaną przez konstruktorów Okrągłego Stołu, aby Polską nie dało się sprawnie zarządzać.

Aby nominalne władze państwowe były jedynie atrapami, za którymi komunistyczne i tajne grupy prowadzą bez przeszkód swoje interesy. A ochraniają je służby państwowe i wymiar (nie)sprawiedliwości Przy jej projektowaniu i układaniu zgodnie z nią polskiego państwa, państwo to jest jedynie potiomkinowską fasadą, istnieje jedynie teoretycznie. A ile jest warte, to podsumował zgrabnie były minister Bartek Sienkiewicz.

Po drugie, po zdobyciu przez Obóz Dobrej Zmiany władzy politycznej w państwie (prezydentura i rząd), pojawiła się w jej szeregach tęsknota za całą władzą dla siebie i na zawsze – pokusa pełni władzy.

A zatem przejęcia struktur państwa przez jedną opcję polityczną, rozpisaną na kilka, rzekomo konkurencyjnych, partii politycznych. Pokusa zajęcia całej sceny politycznej. Lekka kosmetyka aktualnego systemu i usprawnienie zarządzania państwem poprzez wyeliminowanie kryminalnej patologii. Próba ta wymaga w zasadzie jedynie roszady personalnej. Wyeliminowania starych kadr, które dobrze wiedzą, komu zawdzięczają swój awans i komu do śmierci mają służyć, na nowe – uzależnione od nowej władzy partyjnej. Po ogłoszonych przez Prezydenta wstępnych pytaniach referendalnych już widać, że nie ma zamiaru tej optyki przekroczyć.

Zatem mając świadomość tej rozgrywki na szczytach władzy, służącej panowaniu nad Polską i Polakami jednej lub drugiej partii, poszedłem po rozum do głowy. Długa to była droga, bo trwała ponad rok, a jeśliby uwzględnić chronologię, to przynajmniej lat 600. To w jej trakcie odkryłem, że zwykłemu Janowi Kowalskiemu może chodzić o coś więcej niż tylko o to, kto nim będzie rządził i pędził go raz na cztery lata do urny. A jak mu się nie podoba, to niech sp…ada, na Dzikie Pola albo do Anglii, albo gdzie chce, ma przecież wolność wyjazdu.

No dobrze, a jeśli wolność wyjazdu nie spełnia wszelkich oczekiwań Jana Kowalskiego co do wolności jako takiej? I chciałby tu, w Polsce, wzorem swoich przodków być wolnym i zamożnym obywatelem? Z próby odpowiedzi na takie pytania wynikł mój projekt nowej konstytucji.

Konstytucji zupełnie inaczej zorganizowanej Polski. Konstytucji zabezpieczającej wolności obywatelskie i zapewniającej sprawność i siłę państwa. Po to, żeby nam tych wolności żaden najeźdźca zewnętrzny lub wewnętrzny łatwo nie odebrał.

Musimy pamiętać również o tym, że Polska nie jest wyspą. Mamy sąsiadów, geopolitykę i globalizację. Dlatego musimy mieć silną, obywatelską armię, patriotycznych przywódców związanych więzami krwi i tradycji z polskim narodem i konkurencyjną gospodarkę w sprawnie zarządzanym państwie. Żebyśmy przed fiskalizmem i długami nie musieli uciekać do Anglii, jak kiedyś na Dzikie Pola. Bo jak dawniejsze, tak i obecne ucieczki są rzeczywistą miarą aktualnego stanu polskiego państwa. A udawanie, tak kiedyś, jak i obecnie, może się skończyć jedynie kompletnym upadkiem.

Pamiętajmy o tym. Również o tym, że dobrze płatny propagandowy pijar, nawet w dobie całkowitego upadku państwa (jak było na przykład za Sasów), zawsze znajdzie swoich twórców i wyznawców. Zostawmy ich w spokoju, niech zachwycają się wydumanym rozwojem. My zaś pomyślmy nad tym, co istotne, nad tym, jak dokonać prawdziwej reformy polskiego państwa. Naszej Ojczyzny, z której nigdzie nie zamierzamy wyjeżdżać.

Pięknie i mądrze mówił nasz Prezydent, ale coraz bardziej jestem skołowany… / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Co do konstytucji mam duże wątpliwości. Bo gdy Andrzej Duda mówi kolejny raz o potrzebie nawet położenia nowego fundamentu, to coraz bardziej zastanawiam się nad znaczeniem jego słów.

Pięknie i mądrze mówił nasz prezydent Andrzej Duda na uroczystości 550-lecia polskiego parlamentaryzmu. Szkoda, że nie na temat. Może inaczej: prawdziwie mówił o naszej przeszłości. Jednak odwołanie się do chlubnej tradycji, do której przecież sam przez cały czas nawiązuję, w żaden sposób nie może dotyczyć ani obecnego Sejmu, ani obecnego ustroju państwa polskiego. Dzisiejszy Sejm (i Senat) tak ma się do Sejmu I Rzeczypospolitej, jak Republika Okrągłego Stołu do Republiki. Jak III RP do Rzeczypospolitej.

Jaki to powód do dumy w obecnych czasach być posłem lub senatorem i jaka to godność? Przecież obecni posłowie i senatorowie wcale nie reprezentują obywateli swoich ziem (jak było w I Rzeczypospolitej), ale zajmują miejsce w Sejmie z woli głównego karuzelowego z każdej partii politycznej.

Żeby nimi zostać muszą najpierw oddać pokłon, wylizać kurz przed biurkiem Prezesa (każdego) i podkulić ogon na znak wiecznego poddaństwa. Tylko w taki sposób zostaje się posłem lub senatorem w obecnej Polsce. Gdzie w tych stanowiskach duma i godność, o których wspomniał Prezydent? Odwoływanie się do Rzeczypospolitej Wolnych Obywateli to raczej nieuzasadnione nadużycie intelektualne.

Przed tygodniem udowodniłem w sposób nie podlegający dyskusji, że to właśnie obecny parlament jest sercem bestii, której na imię jest Biurokracja. (Żałujcie, jeśli nie czytaliście). Tym razem miałem zająć się dwustopniowym podziałem administracyjnym państwa na województwo i gminę. I związanym z tym nierozerwalnie sposobem wyboru posłów na Sejm. Jak na zawołanie zjawiła nam się ta chwalebna rocznica. Wszyscy ogłaszają się spadkobiercami, a mają do tego takie same prawa, jak Dymitr Samozwaniec do tronu po Dymitrze. Zauważyliście, że Prezydent ani na chwilę nie zająknął się na temat sposobu wybierania posłów te 550 lat temu? Skoro jednak ja, Kowalski dwojga imion, nie jestem prezydentem, a ucieranie się poglądów służy przecież dobru wspólnemu, co dobitnie podkreślił prezydent Duda, to jednak się zająknę.

Sejm w Piotrkowie Trybunalskim, Roku Pańskiego 1468, był pierwszym sejmem z posłami delegowanymi przez sejmiki ziemskie. W ten właśnie sposób powstała Izba Poselska, czyli to, co dziś najczęściej określamy Sejmem (bez Senatu). I taki sam sposób wyboru posłów postuluję w moim projekcie nowej konstytucji. Bo taki sposób, kiedyś i obecnie, znaczył jedno – ważność każdej z Ziem. Obywatele (szlachetni) rządzili się u siebie i swoje potrzeby, i pomysły za pośrednictwem swoich delegatów przedkładali na forum ogólnokrajowym, na Sejmie Walnym. Nie było wtedy mowy o biurokracji ani o centralizacji, o Centrali nawet nie wspominając. Każda ziemia swoje lokalne sprawy załatwiała przez siebie i u siebie. Nie był do tego potrzebny król ani jakakolwiek władza zwierzchnia. Ówcześni obywatele (=szlachcice) mieli wolność decydowania o sobie i swoim najbliższym otoczeniu, a na sprawy całego państwa chcieli mieć wpływ.

Polska była wtedy najbardziej obywatelskim państwem świata. Decydowało o nim 10% jego mieszkańców. Od innych państw, gdzie decydował 1% albo mniej, albo sam car lub król, dzieliła ją przepaść. Przepaść, którą udało się przeskoczyć dopiero Stanom Zjednoczonym Ameryki Północnej.

Z tego też wynikał naturalny podział administracyjny państwa na województwa i powiaty, a nie gminy. Przy dużo mniejszym zaludnieniu szlachcic – właściciel folwarku nie miałby się z kim spotykać w gminie. W powiecie już miał. Do województwa konno był szmat drogi. Do siedziby powiatu (ziemi) było znacznie bliżej. Pamiętajmy o takich prostych sprawach. Odwołując się do tradycji, starajmy się rozpoznać ducha czasu i codzienne powody. Mitologizowanie i mechaniczne powtarzanie starych technicznych rozwiązań w zmienionym kontekście do niczego nie prowadzi.

Prezydent wspomniał jeszcze o dwóch sprawach: o niechlubnej tradycji warcholstwa politycznego i o konstytucji. Z potępieniem warcholstwa, chociaż dyplomatycznie nie padło takie słowo, całkowicie się zgadzam. Żadna mniejszość odsunięta od władzy w wyniku wolnych wyborów nie może w imię obrony swoich interesów wzywać obcych mocarstw do ingerencji w nasze wewnętrzne sprawy. Nie robiło tego Prawo i Sprawiedliwość przez długie lata swojej opozycyjnej egzystencji i tego samego oczekuję od obecnej opozycji. Myślę tu o Kukiz’15 i trochę o PSL-u. O patologii polityczno-korupcyjnej miałem nie pisać, dlatego nie będę tu rozpisywał się ani o PO, ani o .N.

Jednak co do konstytucji mam duże wątpliwości. Bo gdy Andrzej Duda mówi kolejny raz o potrzebie nawet położenia nowego fundamentu, to coraz bardziej zastanawiam się nad znaczeniem jego słów. Czy chodzi rzeczywiście o nowy fundament państwa (swój plan techniczny w końcu przedstawiłem), czy o dopisanie kilku nowych artykułów. O 500+, moment przejścia na emeryturę i o wyprawkę dla uczniów, i o to, żeby wygrać kolejne wybory. Taki jestem skołowany…

Jan A. Kowalski

To straszne! W sobotę 14 lipca nie będzie posiedzenia Sejmu! / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Skoro tak ważne rzeczy można załatwić w ciągu jednego dnia, to po co polski parlament obraduje permanentnie przez okrągły rok z wyłączeniem wakacji? Czy ktoś nas tu przypadkiem nie robi w konia?

Właśnie się dowiedziałem z portalu wPolityce i o mało nie wpadłem w panikę. – Panie Marszałku, jak żyć?! – od razu krzyknąłem w duchu, ale bardzo głośno. Przecież tym samym nasz Sejm Nieustający nie przyjmie wielu ważnych ustaw regulujących każdy aspekt naszej codziennej wolności. Skąd ta niespodziewana i nagła decyzja?

Dla odzyskania równowagi duchowej i każdej łyknąłem porcję ziółek, palnąłem się w czoło i zrozumiałem: 14 lipca 1789 roku – dzień mitycznego zdobycia Bastylii i uwolnienia więźniów w liczbie sześciu (4 oszustów, 1 obłąkanego i 1 sado-masochisty, markiza de Sade). 14 lipca – święto francuskiej masonerii i europejskiego oświecenia. W taki dzień polski parlament nie może pracować. To, że podlizujemy się USA i Izraelowi to jedno, ale solidarność z naszymi oświeconymi francuskimi i europejskimi braćmi to drugie.

Ale koniec żartów. Od teraz będzie tylko poważnie.

Otóż okazało się przed tygodniem, że wcale nie jest potrzebne to przeciągłe debatowanie, roztrząsanie, pytania do pytań, komisje i eksperci. W ciągu jednego dnia polski parlament potrafił przyjąć nowelizację nowelizacji ustawy o IPN.

W sposób zadowalający Stany Zjednoczone, ich najwierniejszego sojusznika na Bliskim Wschodzie – Izrael, oraz przywracający godność Polsce wobec całego świata. Zatem wynikanie jest proste; skoro tak ważne rzeczy można załatwić w ciągu jednego dnia, to po co polski parlament obraduje permanentnie przez okrągły rok z wyłączeniem wakacji? Czy ktoś nas tu przypadkiem nie robi w konia?

Pisałem tyle razy o biurokracji, tym prusko-brandenburskim sposobie zarządzania państwem, tak bardzo nie pasującym do polskości, że Czytelnicy podejrzewają mnie zapewne o lekką paranoję. Niezrażony tym, pozwolę sobie kontynuować. Bo jest ku temu pretekst, a dostarczył go nam sam marszałek Terlecki. A zatem przypomnę: biurokracja to siedmiogłowy smok, któremu nie wystarczy ścinać kolejne głowy, bo zaraz odrastają. Zlikwidować biurokrację można jedynie wzorem legendarnych rycerzy w jeden sposób – zadając jej śmiertelny cios w samo serce.

Tym sercem, jak się właśnie okazało, jest parlament Rzeczypospolitej III i pół. Parlament jako całe zjawisko. A zatem sposób jego wybierania, sposób obradowania. Jego krańcowe upartyjnienie i kompletna centralizacja zarządzania państwem, wszystkim i wszystkimi. Jego przerost kompetencji i brak minimalnej nawet odpowiedzialności przed wyborcami. Złowrogie jądro systemu stworzonego przez Kiszczaka i jego towarzyszy jawnych i tajnych, przepoczwarzających się w kapitalistów na bazie polskiego majątku narodowego.

To właśnie kilometry nikomu niepotrzebnych i wzajemnie sprzecznych ustaw przyjmowanych przez Sejm są podstawową przyczyną rozrostu biurokracji w Polsce. Ktoś musi przecież ten prawniczy bałagan wdrażać, poprawiać, uściślać i interpretować, a także parzyć kawki i herbatki, i skubać obywatela.

O ile byłoby tego mniej, gdyby Sejm pracował tylko 50 dni w roku, jak proponuję. A na początek – żeby posłowie mieli wszystkie wolne piątki, jak proponował kiedyś poseł Sanocki. Mogliby przynajmniej zobaczyć swojego wyborcę jeszcze przed kolejną kampanią wyborczą. I mielibyśmy przynajmniej jeden kilometr mniej ustaw.

Mój pomysł, który zawarłem w projekcie nowej konstytucji, jest diametralnie odmienny, ale nie rewolucyjny i burzący Bastylię, jak dokonał tego pijany paryski motłoch podkręcony przez lepiej wiedzących. Jest to pomysł nawiązujący w tytule do kolejnej letniej podróży Radia WNET: powrót do źródeł. Do źródeł wielkości naszego państwa, potęgi opartej na obywatelskiej wolności i odpowiedzialności. I prawdziwej samorządności czyli samo-rządzeniu się obywateli. Samo-rządzeniu się w gminie i województwie – u siebie i za swoje pieniądze. (Wywiązała się dyskusja wśród moich czytelników o ten dwustopniowy podział; zajmę się tym w kolejnym tekście).

I to jest jedyny skuteczny sposób na likwidację biurokracji raz i na zawsze. Sposób jak najbardziej pokojowy i demokratyczny. Do odrzucenia starego ustroju państwa i wdrożenia proponowanego przeze mnie potrzebna jest wola większości wyborców i zrozumienie wśród politycznych elit. Nowych politycznych elit, bo te obecne, panujące nad Polską jeszcze z woli generała Kiszczaka, mogą tylko na nas pasożytować.

Czy te nowe elity złożone z autentycznych przywódców społeczności lokalnych wyrosną w niedługim czasie? Czas pokaże. A czy ja je zobaczę? Mam nadzieję, mam przecież dopiero 54 lata… i mam czas 🙂

Jan A. Kowalski

PS. Ponieważ po wielu latach przerwy mój dom rodzinny znowu odwiedziła policja z pytaniami o moją skromną osobę, oświadczam: nigdy nie nawoływałem, nie nawołuję i nie będę nawoływał do obalenia ustroju Państwa Polskiego i jego legalnych władz siłą. Wystarczy?

Wspólne działanie buduje wspólnotę. A niszczy ją – najbardziej centralny budżet / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Wiem, jak powstawał powiat krakowski. Jeszcze nie było lokali, nie było zadań do realizowania, byli za to opozycjoniści, gotowi za swoje faktyczne lub wydumane zasługi w walce z komuną objąć posady.

Czy jest Pani/Pan za zagwarantowaniem w Konstytucji RP podziału jednostek samorządu terytorialnego na gminy, powiaty i województwa? To jedno z najgorszych pytań prezydenta Dudy, jeśli nie najgorsze. Większość z nas nawet nie pomyśli przy nim i klepnie „tak”, jeśli referendum się odbędzie. Tymczasem konstytucyjne zaklajstrowanie fatalnego podziału administracyjnego Polski uniemożliwia de facto naprawę państwa. Umacnia siłę biurokracji partyjnej w państwie ze szkodą dla nas, obywateli. Powiaty właśnie po to zostały stworzone, żeby poupychać na państwowej (to nie błąd autora) posadzie swoich partyjnych przydupasów. Kolesiów, którzy są za mierni do władz państwowych, a z czegoś przecież muszą żyć. A z czego mają żyć, skoro niczego nie potrafią?

To właśnie podczas zeszłorocznej letniej podróży z Radiem WNET mogłem dogłębnie zrozumieć patologię tego fikcyjnego szczebla administracyjnego, rzekomo samorządowego. Po mocno zakrapianej bałkańską śliwowicą kolacji niedaleko Nowogrodźca przyznała to nawet radna powiatowa. A wręcz za anomalię dermatologiczną na pewnej części ciała uznawali go wójtowie, burmistrzowie i radni gminni, z którymi przyszło mi rozmawiać. Za anomalię, która przeszkadza im w gospodarowaniu gminą i tylko generuje niepotrzebne koszty.

Wiem, jak powstawał powiat krakowski. Jeszcze nie było lokali, nie było zadań do realizowania, byli za to opozycjoniści, gotowi za swoje faktyczne lub wydumane zasługi w walce z komuną objąć posady. I te swoje nowe stanowiska, nikomu niepotrzebne stanowiska, uznawali za w pełni należne. Takie mieliśmy skażone komunizmem myślenie w formalnej opozycji wobec komunizmu. Im więcej my, zasłużeni, obejmiemy stanowisk publicznych, tym większe nasze zwycięstwo w walce z komunizmem. Od początku było to dla mnie myślenie szalone, swoisty chichot bolszewii. Czego mi życzył z przekąsem młody działacz Konfederacji Polski Niepodległej, widząc mnie handlującego na ulicy? Tego, żebym się dorobił „szczęk”. Starsi, którzy pamiętają początki wolnego rynku w Polsce, wiedzą, o czym mówię. Młodsi… zapytajcie rodziców.

Powiaty niszczą oddolne samoorganizowanie się wspólnoty poprzez samo swoje istnienie. To dlatego w moim projekcie konstytucji nie ma powiatów. Co więcej, nie ma powiatów nawet w obecnej, śmieciowej konstytucji z roku 1997. Po co zatem teraz, w roku 2018, to pytanie? Chyba tylko po to, żeby nie można było zreformować państwa.

Nie ma PGR-ów, nie ma POM-ów, nie ma socjalistycznych zakładów pracy (nazwa od ZK, czyli zakładów karnych), nie ma POP (podstawowa organizacja partyjna PZPR) w każdym z nich. To wszystko zmiotła niewidzialna ręka rynku. Ale ta niewidzialna ręka zadziałała wybitnie selektywnie, bo pozostawiła nienaruszony gmach komunistycznego państwa. Struktury władzy w najmniejszej mierze nie zostały dotknięte rewolucją roku 1989. To wręcz niesamowite. To tak, jakby do nowoczesnego w swoim designie samochodu zastosować dwusuw z trabanta albo syrenki.

W moim projekcie nie ma nie tylko powiatów. Nie ma też niezliczonej bandy nikomu niepotrzebnych radnych gminnych. Jeśli Nowy Jork ma 12 (słownie: dwunastu) radnych, a Chicago 9, to po co w najmniejszej polskiej gminie ma być ich 15? Tylko niszczą wspólnotę i prawdziwą samorządność polskiego społeczeństwa. I sprowadzają zarazę biurokracji do gmin.

Ale najbardziej wspólnotę oddolną, tę najmniejszą i narodową, niszczy obowiązujący kształt budżetu państwa. Ten bolszewicki budżet, zaprowadzony dla pozbawienia Polaków ich pieniędzy poprzez odebranie ich po roku 1945 i dystrybuowanie nimi z Centrali, czyni z nas wszystkich niewolników. Bo odebranie człowiekowi jego pieniędzy to pozbawienie go wolności decydowania o sobie i najbliższej wspólnocie. To dlatego mamy obecnie do czynienia z patologią w gminach wiejskich i miejskich, zadłużanych ponad wszelką miarę. W obecnej gminie mojego zamieszkania władze gminy przeznaczyły 800 tysięcy złotych na postawienie pomnika byłemu dziedzicowi. Może im było trochę wstyd, bo gmina nie miała żadnego pomnika, tylko cmentarze. Co na to mieszkańcy? To z unijnych – usłyszałem w odpowiedzi.

Czy myślicie, że ktokolwiek z mieszkańców gminy pozwoliłby na takie marnotrawstwo, gdyby miał świadomość, że także jego pieniądze finansują megalomanię wójta? Nie wierzcie politykom. Politykom wykreowanym przez komunistyczny system po to, żeby nas dalej niewolić. Wykorzystywać, oszukiwać, okradać, sprzedawać za 30 srebrników każdemu, kto potrząśnie mieszkiem. Jeżeli chcemy naprawić państwo, nakłonić dzieci do powrotu z emigracji za chlebem i zacząć zarabiać tak, by godnie żyć, musimy odzyskać władzę nad własnymi pieniędzmi. I musimy odzyskać gminę. Tylko w ten sposób – gospodarując swoimi pieniędzmi we własnej gminie – odzyskamy wolność i dostatek.

Jan A. Kowalski

Nowa Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej (V RP). Projekt obywatelski / Jan A. Kowalski, „Kurier WNET” 48/2018

Konstytucja będzie stać na straży wolności każdego Polaka. A my, wolni Polacy, zobowiązujemy się w sumieniu swoim wolności tych i Ojczyzny naszej, wolności te gwarantującej, bronić.

Jan A. Kowalski

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej (V RP)

I.            Wolność i Odpowiedzialność
II.          Zasady Kardynalne
III.        Władze Państwowe
IV.         Władze Samorządowe
V.           Źródła i zasady finansowania państwa
VI.         Zmiana konstytucji

I.          Wolność i Odpowiedzialność

My, Naród Polski, jesteśmy najwyższą władzą zwierzchnią w Rzeczypospolitej Polskiej. Świadomi odpowiedzialności względem minionych i przyszłych pokoleń, Konstytucję tę uchwalamy. Ma ona służyć nam i naszemu Państwu w sposób, jaki uznajemy za najlepszy. Zapewnić jego rozwój i zagwarantować osobistą wolność każdemu obywatelowi jej zasad przestrzegającemu. Pamiętając o 1000-letnim chrześcijańskim dziedzictwie, które wyrwało nas z mroków dziejów i poprowadziło do wielkości, zobowiązujemy się dziedzictwo to kontynuować. Wolność dana nam przez Boga wiąże się nieuchronnie z odpowiedzialnością. Tylko ludzie wolni mogą być w pełni odpowiedzialni za swoje czyny. Dlatego Konstytucja, źródło wszelkich rozwiązań prawnych i ustrojowych obowiązujących w naszej Ojczyźnie, będzie stać na straży wolności każdego Polaka. A my, wolni Polacy, zobowiązujemy się w sumieniu swoim wolności tych i Ojczyzny naszej, wolności te gwarantującej, bronić.

II.      Zasady Kardynalne

Zasady kardynalne to filary naszej indywidualnej wolności i gwarancja wielkości naszej Ojczyzny. Każdy rządzący wybrany przez Naród jest zobowiązany do ich przestrzegania pod sankcją natychmiastowego odwołania ze stanowiska. Każda decyzja podjęta przez jakiekolwiek władze polskie wbrew tym zasadom jest z prawa nieważna.

1)   Pomocniczość. Każdy szczebel władzy realizuje tylko te zadania, których nie jest w stanie zrealizować szczebel niższy, aż do pojedynczego obywatela, który przyjmuje za siebie odpowiedzialność i samodzielnie wypełnia swoje obowiązki w możliwym dla niego zakresie. Ta zasada, podstawa Nauki Społecznej Kościoła, określa ustrój polityczny i organizację zarządzania Rzeczą Pospolitą – naszym wspólnym dobrem.
2)   Likwidacja biurokracji jako metody zarządzania państwem.
3)   Nadrzędność polskiego prawa. Żadne prawo stanowione przez inne państwa i instytucje międzynarodowe nie może stać ponad prawem stanowionym przez Naród Polski we własnym państwie.
4)   Niedyskryminowanie Polaków we własnym państwie. Polskie władze państwowe lub samorządowe nie mogą wydawać ustaw lub przepisów taką dyskryminację wprowadzających. Obywatele obcych państw, a także firmy zagraniczne, muszą stosować się do przepisów prawa obowiązujących obywateli i firmy polskie.
5)   Prawo do posiadania broni. Prawo to wynika wprost z obowiązku obrony Ojczyzny przez wszystkich pełnoletnich, sprawnych fizycznie i psychicznie obywateli polskich, którzy są obowiązani przejść przeszkolenie wojskowe. Pomyślne ukończenie takiego przeszkolenia jest jednoznaczne z prawem do posiadania broni.
6)   Instytucja referendum. Nic nowego o nas bez nas. Wszelkie decyzje istotne dla funkcjonowania państwa i narodu, w tym zmiany Konstytucji, muszą zostać zatwierdzone w ogólnonarodowym referendum. Wszelkie decyzje istotne dla społeczności lokalnych muszą zostać zatwierdzone w referendach lokalnych.

III.  Władze Państwowe

Władza ustawodawcza

1.    Najwyższą władzą ustawodawczą jest Parlament składający się z Sejmu, liczącego 78 posłów – delegatów sejmów wojewódzkich według kryterium liczebności (1 poseł na 500 000 mieszkańców), oraz Senatu, składającego się z 32 senatorów, wybieranych w wyborach powszechnych, po 2 z województwa, na okres 4 lat.
2.   Ustawy wchodzą w życie po uzyskaniu w Sejmie zwykłej większości głosów i co najmniej połowy głosów senatorskich.
3.   Inicjatywa ustawodawcza przysługuje prezydentowi, posłom, senatorom i obywatelom. Do zgłoszenia projektu ustawy w przypadku prezydenta, posłów lub senatorów wymagane jest poparcie co najmniej 1/3 członków każdej z izb Parlamentu. Projekt obywatelski musi uzyskać poparcie co najmniej 500 000 osób.
4.   Parlament jako reprezentacja całego narodu ma szczególne prawo nadzoru nad funkcjonowaniem państwa i wszystkich urzędów.

Władza wykonawcza

1.   Najwyższą władzą wykonawczą w Rzeczpospolitej Polskiej jest Prezydent, wybierany w wyborach powszechnych na okres 4 lat.
2.   Prezydentowi podlega administracja państwowa, wojsko i policja państwowa. Ma prawo mianowania i odwołania szefów urzędów państwowych. Powołuje i odwołuje głównodowodzących armii i policji państwowej.

Władza sądownicza

1.   Najwyższą władzą sądowniczą jest Sąd Najwyższy, składający się z 16 sędziów wybieranych w wyborach powszechnych, po 1 z każdego województwa.
2.   Sąd Najwyższy stoi na straży Konstytucji. Ocenia zgodność z nią aktów prawnych tworzonych przez parlament.
3.   Ocenia zgodność z prawem postanowień sądów powszechnych.
4.   Nadzoruje organizację sądów powszechnych.

IV.    Władze Samorządowe

Gmina

1.   Najmniejszą jednostką samorządu obywatelskiego jest gmina, zarządzana przez wójta lub burmistrza wybieranego w wyborach powszechnych. Zarządza on majątkiem gminy. Jego decyzje wymagają kontrasygnaty skarbnika gminy wybieranego w wyborach powszechnych.
2.   Mieszkańcy gminy wybierają posłów do sejmu wojewódzkiego, jednego na 20 tysięcy mieszkańców. W przypadku, gdyby tak wybrany sejm wojewódzki liczył powyżej 200 osób, należy dokonać podziału na osobne sejmy.
3.   Gmina ma swoją policję gminną, w liczbie 4 policjantów i jedna osoba pomocnicza na każde 20 000 mieszkańców.
4.   Każda gmina ma przynajmniej 1 sędziego na 20 000 mieszkańców, pochodzącego z wyboru.

Województwo

1.   Najwyższą władzą wykonawczą w województwie jest wojewoda wybierany w wyborach powszechnych.
2.   Wojewoda sprawuje bezpośrednią władzę nad urzędami administracji wojewódzkiej. Mianuje i odwołuje ich szefów. Podlega mu policja wojewódzka i jednostki obrony terytorialnej (rezerwa wojskowa). Współpracuje z Prezydentem w wykonywaniu wspólnych zadań.
3.   Każde województwo ma swoją policję wojewódzką w liczbie 100 policjantów plus 10 osób pomocniczych na każde 500 000 osób.

V.        Źródła i zasady finansowania państwa

1.   Rzecz Pospolita jest dobrem wspólnym wszystkich Polaków. Wspólnie wypracowujemy jej majątek i wspólnie pragniemy dbać o jego pomnażanie i rozwój naszej Ojczyzny. Każde gospodarowanie dobrem wspólnym wymaga szczególnej uwagi i ostrożności.
2.   Dochody bezpośrednie państwa pochodzą z ceł, hazardu, akcyzy i firm państwowych będących własnością całego Narodu.
3.   Wszystkie pozostałe dochody z podatków lokalnych, podatków dochodowych i podatku obrotowego zebrane na terenie gminy i po odliczeniu kosztów ich uzyskania dzieli się w określony sposób:

– 30% pozostaje do dyspozycji gminy;
– 30% zostaje przekazanych do skarbu województwa;
30% zostaje przekazanych do skarbu państwa;
– 10% jako wkład solidarnościowy zostaje przekazane na rozwój terenów biednych.

VI.    Zmiana konstytucji

Tylko naród w ogólnonarodowym referendum może dokonać zmian w Konstytucji poprzez dodanie kolejnych artykułów, zmianę ich brzmienia lub przyjęcie nowej Konstytucji. Wszelkie zmiany w zakresie konstytucji wymagają 50% kworum.

Tekst propozycji nowej Konstytucji RP autorstwa Jana A. Kowalskiego znajduje się na s. 15 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Tekst Konstytucji RP autorstwa Jana A. Kowalskiego na s. 15 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Co wyczytało moje wyćwiczone za komuny oko w pytaniach referendalnych prezydenta / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Wiem, nie jest ładnie ośmieszać swojego prezydenta, ale Prezydent tymi pytaniami sam się ośmiesza. Niestety. Dlatego nawet ja, ostatni obrońca Andrzeja Dudy, muszę powiedzieć pas. Poddaję się.

A taki byłem pewny swego przed tygodniem, że nie ma żadnych pytań. Nawet podpowiedziałem Prezydentowi pierwsze, według mnie zasadnicze. I co się okazało? Trzy dni nie minęły i Prezydent pochwalił się, że ma nie tylko 10, ale nawet 15 pytań referendalnych co do przyszłej Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Przeczytałem je wszystkie, próbowałem ze zrozumieniem, i nic. To znaczy niczego nie zrozumiałem wprost. Ponieważ jednak zostałem wychowany pod komunistycznym panowaniem, potrafię czytać nie tylko wprost, ale również między wierszami. Tak to się chyba kiedyś nazywało. Dlatego zmuszony tak szybką reakcją prezydenckiej kancelarii do porzucenia pierwotnego tematu tekstu (o wspólnym działaniu dla budowy wspólnoty – będzie za tydzień), poniżej zajmę się właściwym znaczeniem prezydenckich pytań.

„W całej rozciągłości popieram i uznaję za swoją światłą politykę Obozu Dobrej Zmiany odnośnie do naszej ukochanej ojczyzny. Ojczyzny 500+ i wszystkich innych plusów, jakie dla stałego pozyskania elektoratu socjalnego naszym pijarowcom przyjdą do głowy; w celu naszego wiecznego panowania dla naszego dobra, znaczy naszej ukochanej ojczyzny. Polska, nasza macierz, będzie na zawsze matką bezrobotnych matek, ubogich rodzin, najniżej zarabiających pracowników, emerytów i rencistów, i przymusowych emigrantów za chlebem. A my, najlepsza polityczna zmiana, jaka po ’45 roku dotknęła te ziemie, będziemy dbać o to, żeby to się nigdy nie zmieniło. Będziemy wprowadzać nowe akcyzy i daniny, i będziemy dalej się zapożyczać. I będziemy starannie liczyć każdą złotówkę, żeby jak najsprawiedliwiej ją podzielić (Ilu jeszcze trzeba będzie zatrudnić urzędników?). Takie zapewnienia prezydenckie wyczytało między wierszami moje wyćwiczone za komuny oko.

Dodatkowo pragnę zapewnić naszych sojuszników (w dalszym ciągu Prezydent), że będziemy najwierniejszym i nieusuwalnym członkiem Unii Europejskiej i NATO, nawet gdyby one same przestały istnieć lub się rozwiązały. A na koniec chciałbym zapytać bardzo grzecznie: może mógłbym trochę decydować o tym, żeby ten straszny Antoni nie został znowu ministrem MON lub MSZ?”

Wiem, nie jest ładnie ośmieszać swojego prezydenta, ale Prezydent tymi pytaniami sam się ośmiesza. Niestety. Dlatego nawet ja, ostatni obrońca Andrzeja Dudy, muszę powiedzieć pas. Poddaję się.

Co gorsza, prezydent Duda tymi pytaniami ośmiesza ideę naprawy państwa, czego ukoronowaniem powinna być właśnie nowa konstytucja. Chyba jest zbyt pracowity i dlatego nie ma czasu na chwilę refleksji. Naprawdę żyjemy w prawie idealnym ustroju państwowym, który należy tylko dokręcić za pomocą dodatkowych, szczegółowych zapisów? I zabetonować? To dlatego młodzi i aktywni Polacy trwale emigrują? To dlatego musimy coraz bardziej zadłużać siebie i przyszłe pokolenia? Jest świetnie, a jeszcze kilka plusów zapisanych w konstytucji sprawi, że będzie wspaniale? Naprawdę?

Za dużo wyjazdów, za dużo spotkań. Za dużo doraźnej aktywności, która kompletnie zabiła zdolność politycznego i wizjonerskiego myślenia. I chyba fatalny zespół doradców; któryś powinien przypomnieć swojemu przełożonemu, że przed publicznym występem powinien się ubrać.

Jakiś optymizm na koniec? Myślę, że dobrze się stało, że Prezydent w końcu przemówił „w temacie”. Rozwiał tym samym wszelkie złudzenia co do swojej osoby. Jest też pytanie, jakiego zabrakło w tym nowatorskim projekcie: czy jesteś za zlikwidowaniem urzędu prezydenta po wygaśnięciu obecnej kadencji? Moja odpowiedź brzmi: tak. Nie potrzebujemy urzędu, który jest zbędny i tylko zwiększa koszt utrzymania państwa.

Jan A. Kowalski

PS.1. Zostałem obudzony do czwartkowego Poranka Wnet o godzinie 7.05. Dlatego oświadczam, że nie ponoszę żadnej odpowiedzialności moralnej za swoje słowa wypowiadane o tak nieludzkiej porze. PS.2. Apeluję do Wojciecha Cejrowskiego, żeby się więcej nie spóźniał. Panie Wojciechu, jest Pan najmądrzejszy.

Pierwsze i najważniejsze pytanie referendalne: w jakim państwie chcemy żyć? / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Do jakich tradycji odwołały się polskie elity, tworząc I Rzeczpospolitą? Nie do militarnego Imperium, ale do Republiki Wolnych Obywateli, do demokratycznych Aten. W takim państwie chciałbym żyć.

Wysłuchałem czwartkowej rozmowy Krzysztofa Skowrońskiego z prezydenckim ministrem Pawłem Muchą i odniosłem wrażenie, że Prezydent nie przygotował jeszcze żadnego pytania z dziesięciu zapowiedzianych. Dlatego postanowiłem pomóc.

Znając odrobinę historię naszego kraju, nie mogę się dziwić, że nikt jeszcze nie zadał Polakom takiego prostego pytania. Zaborcy nie mieli zamiaru pytać. Ich celem było zniszczenie Rzeczypospolitej wolnych obywateli, żeby ich trzymani za mordę poddani polską wolnością się nie zarazili. Udało im się na prawie półtora stulecia.

Udało im się coś jeszcze. Udało im się zniszczyć ducha wolności obywatelskiej w polskiej elicie politycznej, która przyjęła za pewnik, że to sposób zorganizowania państwa niemieckiego, rosyjskiego i habsburskiego zadecydował o naszej klęsce. Skutkiem tego receptą na przyszły sukces odrodzonego państwa miało być przejęcie ustroju od Niemiec. A zasadą naczelną ustroju państwa niemieckiego i życia społecznego była i jest biurokracja.

Możliwe nawet, że dla Niemców jest to ustrój najlepszy pod słońcem. Zdominowanie gospodarcze i polityczne Europy, jakie dokonało się na przestrzeni kilkudziesięciu ostatnich lat, zdaje się na to wskazywać. A dokonało się ono dzięki współpracy całej elity niemieckiej i w całkowitej niewiedzy społecznej Niemców.

Kiedy zwykli Niemcy dowiedzieli się, że ich państwo wygrało tę podstępną wojnę? Dopiero w latach ostatniego kryzysu finansowego, i to nie od razu. Najpierw powiedzieli im o tym Grecy, domalowując Angeli Merkel słynny wąsik.

Potem poinformowali ich o tym Brytyjczycy. A potem jeszcze dotarły do świadomości zwykłych Niemców dane statystyczne. To wszystko razem wywołało ich euforię, czego dowodem 75% poparcie sondażowe dla euro jako waluty krajowej w roku 2010. Wcześniej zwolenników euro i zwolenników powrotu do marki było mniej więcej po połowie.

Biurokracja jako zasada funkcjonowania państwa nie sprawdziła się w żadnym z państw południa Europy. Przyjęcie odgórnie narzuconego, jako unijny, sposobu zarządzania państwem doprowadziło jedynie do wzrostu liczbowego warstwy urzędniczej. Do likwidacji całych gałęzi gospodarki jako niespełniających unijnych standardów. I zdecydowanie ułatwiło wzrost niemieckiej dominacji. (Opisałem to w „Wojnie, którą właśnie przegraliśmy”).

W Polsce doświadczyliśmy podobnego efektu. Likwidacji przemysłu i handlu krajowego, i podboju gospodarczego. W zamian o ponad jeden milion wzrosła ilość urzędników, rzekomo niezbędnych do obsługi funduszy unijnych w sposób zgodny z brukselskimi normami.

Ponieważ nikomu niepotrzebni urzędnicy muszą udowodnić swoją niezbędność, rozpoczęła się szalona dewaluacja prawa. Drukowanie niepotrzebnych i szkodliwych, wzajemnie się wykluczających przepisów. Podejrzewam, że ich twórcy sami ich nie czytają ze zrozumieniem, z prozaicznego powodu braku czasu.

Czy my, Polacy, chcemy żyć w takiej karykaturze niemieckiego państwa? Czy naszym największym narodowym marzeniem jest być tylko trochę gorszymi Niemcami?

Niemieckie elity, które rządzą Niemcami, kiedyś zadały sobie to tytułowe pytanie. W odpowiedzi, jako Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego, zdominowały Europę już przed rokiem tysięcznym. Zauważmy to odwołanie się do tradycji Rzymu, do Imperium władającego światem. Do Imperium, jako III Rzym, odwołała się też kiedyś Ruś, a później myśl tę przejęła Rosja.

Do jakich tradycji odwołały się polskie elity, tworząc I Rzeczpospolitą? Właśnie. Nie do militarnego Imperium, ale do Republiki Wolnych Obywateli, do demokratycznych Aten. I nastąpił rozkwit tego najbardziej wolnego państwa na świecie. W takim państwie chciałbym żyć.

To właśnie zawarte jest w moim projekcie konstytucji. Zawarta jest w nim również odpowiedź na powiązane pytanie: jak państwo wolnych obywateli obronić przed zakusami Imperium? Jeżeli chcemy żyć jako wolni ludzie w swoim państwie, musimy być przygotowani do jego obrony. Przygotowani pod każdym względem: mentalnym, technologicznym, fizycznym i finansowym. Ale po pierwsze, musimy odrodzić się jako wspólnota narodowa, a tylko wspólne działanie buduje wspólnotę. I o tym napiszę następnym razem.

Na koniec, ponieważ za chwilę oddam się emocjom piłkarskim, refleksja z poprzednich Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Gdyby to głosowanie publiczności decydowało o tytule, pierwsze miejsce zajęłaby reprezentacja maleńkiej Islandii. Odniosła zresztą niemały sukces sportowy, wygrywając z rywalami piłkarsko dużo silniejszymi. Islandia rozbijała swoich przeciwników poprzez zastosowanie nowatorskiego sposobu gry – wykorzystanie jednego piłkarza dysponującego imponującym wyrzutem z autu i rosłych zawodników, ustawiających się w polu karnym przeciwnika jak do gry w rugby. Wystarczyło wcześniej wywalczyć aut. Prawie śmieszne, bo nikt wcześniej w piłkarskim świecie o czymś takim nie słyszał.

Niech to nas czegoś nauczy. Do odniesienia sukcesu w globalnym świecie potrzebne jest wydobycie i pełne wykorzystanie własnego potencjału. Tępienie własnych cech narodowych i naśladowanie przeciwnika, bez posiadania jego zdolności, prowadzi do tego, że zawsze przegramy. Nie tylko z Niemcami i nie tylko na boisku.

Jan A. Kowalski

Dlaczego napisałem własny projekt Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej / Jan A. Kowalski, „Kurier WNET” 48/2018

Potraktowałem słowa Prezydenta z powagą należną głowie państwa. Również dlatego, że obecna dawno powinna leżeć w koszu, bo zamiast sprawnego zarządzania państwem, sankcjonuje chaos.

Jan Kowalski

Konstytucja według Kowalskiego

Od maja do maja. Rok minął od deklaracji prezydenta Dudy o potrzebie zmiany konstytucji. Potraktowałem słowa Prezydenta z powagą należną głowie państwa. Również dlatego, że obecna dawno powinna leżeć w koszu, bo zamiast sprawnego zarządzania państwem, sankcjonuje chaos. Czas ten poświęciłem na przygotowanie projektu nowej konstytucji. Zatem nie śmiejcie się, tylko spróbujcie zrozumieć. Poniżej – zamysł, jaki mną kierował.

Po pierwsze, konstytucja nie jest najświętszą świętością. Zbyt długo w czasach upadku państwa, po rozbiorach i w mrokach komunizmu celebrowaliśmy Konstytucję 3 maja. Sam przecież demonstrowałem tego dnia w latach osiemdziesiątych. Ale konstytucja w normalnym państwie (niepodległym i demokratycznym) jest tylko konstrukcją prawną wyrażającą powszechną wolę wspólnoty. A zatem zgodę na to, ile chcemy państwa w państwie, jak i przez kogo ma być zarządzane, jaki gwarantujemy sobie samym zakres wolności osobistej.

Po drugie, przeczytałem kilka różnych konstytucji. Amerykańską, szwajcarską, węgierską i parę innych. I we wszystkich tych konstytucjach ich autorzy zawarli coś, co powinniśmy nazwać duchem narodu. To tego ducha, polskiego ducha, chciałem najpierw odkryć. Stąd cały cykl Zanim napiszemy nową konstytucję jest poszukiwaniem i odnajdywaniem ducha polskości. Czasem szczelnie ukrytego pod łachmanami zaborczych wpływów i nowszymi ubrankami komunizmu.

Nic zatem dziwnego, że prawdziwego ducha polskości odkryłem w I Rzeczypospolitej, a nie w gloryfikowanej w czasach komunizmu II RP, gdzie pierwszą konstytucję napisano przeciwko Piłsudskiemu, żeby nie mógł rządzić, a drugą dla niego właśnie, gdy już nie mógł rządzić. Ten duch I Rzeczypospolitej, umiłowanie wolności osobistej i jednocześnie odpowiedzialność za Ojczyznę, odrodził się przecież na naszych oczach w postaci ruchu pierwszej Solidarności.

Po trzecie, podobnie jak nasi przodkowie sprzed 500 laty, przyjąłem założenie, że Polska jest naszym wspólnym dobrem. A zatem, że nie jest to frazes w ustach polityka na użytek gawiedzi, ale fundament pod budowę państwa. Zatem konstytucja powinna być ramowym projektem tej budowli. Krótkim, zwięzłym i dokładnym. I na tyle logicznym, żeby oparte na jej założeniach państwo mogło sprawnie funkcjonować przy jednoczesnej dużej wolności obywateli i ich zaangażowaniu w sprawy publiczne.

Po czwarte, jak głosili nasi przodkowie, Polska nie rządem stoi, ale wolnością jej obywateli. To z wolności Polaków brała się siła i atrakcyjność naszego państwa.

Wbrew zamordystycznym i biurokratycznym państwom sąsiednim. Jednak po doświadczeniu I Rzeczypospolitej musimy uniknąć wad ustrojowych, które wykorzystane przez sąsiadów, doprowadziły do jej upadku. Wolność kończy się z chwilą, gdy zwycięża anarchia. A tego I Rzeczpospolita niestety nie uniknęła. Główną jej wadą było uznaniowe stanowienie podatków przez szlachtę. I dlatego w moim projekcie piszę o pieniądzach, o finansowaniu państwa. Ile dla gminy, ile dla województwa, ile na zarządzanie całym państwem.

Po piąte, chrześcijański duch wolności i odpowiedzialności tak mocno przeniknął polskość, że na dobrą sprawę nie da się polskości i chrześcijaństwa rozdzielić. I chyba nie ma takiej możliwości ani potrzeby. Z drugiej strony musimy pamiętać, że nasi bliźni, tak jak my sami, mogą błądzić do końca swojego życia. Bo mają do tego prawo dane im przez samego Boga. Dlatego, będąc nawet gorliwie wierzącymi, nie zastępujmy Pana Boga i nie nawracajmy nikogo na siłę. I nie zmuszajmy do przyjmowania naszego światopoglądu. Zamiast tego tak zaprojektujmy budowę naszego państwa, żeby tego ducha jak najpełniej wyrazić.

Po szóste, to dlatego aż dwie zasady kardynalne mówią w zasadzie o jednym. Zasada pomocniczości, czyli podstawa nauki społecznej Kościoła (katolickiego) i zasada likwidacji biurokracji wzajemnie się dopełniają. Mówią o tym samym: że wszystko, co może człowiek zrobić sam, powinien zrobić sam. A to, co go przerasta, powinno być realizowane przez najbliższe otoczenie bez ingerencji ze strony wyższych instancji.

Ale biurokracja tak przeniknęła i sparaliżowała nasze państwo i naród, że musimy ją wypalić gorącym żelazem. Po to, żeby nigdy nikomu więcej nie przyszło do głowy niewolić Polaków za ich własne pieniądze. Stąd ten zapis dodatkowy w konstytucji.

Po siódme, z powyższego wynika podział na władze i ich kompetencje. Monteskiuszowski rozdział na trzy: ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą zachowuje swą istotę tylko wtedy, jeżeli żadna z nich nie podlega drugiej w jej sferze działania. Nie mogą się przenikać, ale wzajemnie uzupełniać i współistnieć. Ale najważniejsze jest to, żeby każda z nich podlegała nam wszystkim, czyli wyborcom. Decydując o każdej w wyborach, zapewniamy zarazem ich pełną autonomiczność względem siebie. Dzięki temu żaden polityk nie zadzwoni już więcej do sędziego, chyba że z pytaniem o zdrowie. Żaden sędzia nie będzie więcej liczył na przychylność prezydenta lub posła i nie będzie się zastanawiał, jakie ważne stanowisko piastował skazany. Żaden poseł nie będzie się wtrącał w sprawy zarządzania miastem lub państwem. Wszyscy będą robić swoje – to, do czego ich wybierzemy.

Po ósme, liczby. Omówię to bardziej szczegółowo na portalu (podobnie jak kilka innych zagadnień), tu tylko zasygnalizuję. W zasadzie oprócz liczby posłów i senatorów nie powinienem pisać o liczbach w konstytucji. Zgoda, jednak jakąś wskazówkę liczbową odnośnie do liczebności administracji państwa i jego służb powinniśmy wyrazić, skażenie biurokracją biorąc pod uwagę. W sytuacji, gdy nasze obywatelskie państwo tworzone jest od dołu i od dołu finansowane naszymi własnymi pieniędzmi, uznałem za stosowne liczby te zamieścić. 4 policjantów plus 1 osoba pomocnicza w gminie do 20 000 mieszkańców na pewno wystarczy. W skali kraju będziemy mieli zatem około 10 000 policjantów gminnych (w tym 2000 personelu pomocniczego), 8 000 policjantów wojewódzkich i 800 pracowników administracyjnych. Z mojego sposobu liczenia wynika też liczba policjantów krajowych. Policja państwowa będzie liczyła 5 000 osób i 500 pracowników pomocniczych. Plus różne państwowe agencje specjalne, podobnie jak policja państwowa podległe prezydentowi, ok. 5000 osób łącznie. Zatem wszystkich policjantów łącznie z pomocnikami będzie prawie 30 000. Aż boję się, że za dużo. Dla porównania policji w II RP było 32 000 i 1 000 personelu pomocniczego. W PRL 80 000. Na początku roku 2018 liczba policjantów w Polsce to 100 000 osób i 25 000 personelu cywilnego. Dlatego, nawet jak już zniszczymy biurokrację, zapiszmy parę liczb, żeby ta hydra znowu się nie odrodziła.

Po dziewiąte, nie chwaląc się, mój projekt jest najtańszy. I nie chodzi tu tylko o koszt druku nowej konstytucji. Bez większego liczenia, co najmniej o połowę zmniejsza koszt funkcjonowania państwa przy podwojeniu jego efektywności. Liczbowo zmniejsza bardziej, ale wszystkim na państwowych posadach podwoimy pensje. Po to, żeby to najzdolniejsi z nas dobrze zarządzali naszym dobrem i nie kradli.

Po dziesiąte, dla pocieszenia wszystkich. Jeżeli jakiś paragraf przestanie się nam podobać, zawsze będziemy mogli go zmienić. Podobnie jak całą konstytucję, nad którą tyle się napracowałem. Zadowoleni?

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Konstytucja według Kowalskiego” znajduje się na s. 15 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Konstytucja według Kowalskiego” na s. 15 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Paweł Kukiz: Po rekonstrukcji zastanawiałbym się nad innym głosowaniem przy wotum zaufania dla rządu Morawieckiego

Lider Ruchu Kukiz’15 podkreślił, że głównym powodem dymisji Antoniego Macierewicza jest wadliwa i niejasna konstytucja, która generuje konflikty na linii MON-Pałac Prezydencki.

We wtorek 9 stycznia w Pałacu Prezydenckim odbyła się uroczystość wręczenia dymisji dla odchodzących, a następnie zaprzysiężenia nowych ministrów w rządzie Mateusza Morawieckiego.
Na uroczystości zaprzysięgania obecny był Paweł Kukiz, przewodniczący klubu poselskiego Kukiz’15 –Jak bym rozważał tę dymisję pod kątem niedoskonałości konstytucji. Gdybyśmy mieli konstytucję przejrzystą i nowoczesną, to mielibyśmy w niej jasno określony rozdział kompetencji między ministra a prezydenta. Gdyby tak było, to pewnie minister Macierewicz dalej by urzędować.

Nominacja Błaszczaka świadczy o chęci uspokojenia klimatu wokół wojska, związanego z relacjami ministerstwa z prezydentem. Minister Błaszczak wydaje się człowiekiem stonowanym – podkreślił Paweł Kukiz.

Lider trzeciej siły politycznej w Sejmie podkreślił, że teraz po zmianach w rządzie może zmieniłby swoją decyzję o głosowaniu przeciwko rządowi Mateusza Morawieckiego – W tej chwili bym się zastanowił nad sposobem glosowania, ale w poprzedniej sytuacji, kiedy chodziło tylko o zamianę wicepremiera na premiera. Premier nie ogłaszał rekonstrukcji przez exposé, bo nie uzyskałby wotum zaufania.

Dzisiaj w czasie zaprzysiężenia, rozmawiałem z panem prezydentem o zmianach konstytucji i umówiliśmy się na dłuższą rozmowę – podkreślił Paweł Kukiz.

ŁAJ

Plusy Dodatnie i Plusy Ujemne – ocena dwóch lat rządu Beaty Szydło i programu Prawa i Sprawiedliwości / Jan Kowalski

Wszystko się udało, tylko niektóre sprawy trochę mniej. Przedstawię najpierw sprawy, które ewidentnie Rządowi się udały. A później wymienię plusy ujemne, czyli te rzeczy, które udały się trochę mniej.

Nie mogłem znaleźć bardziej trafnego tytułu dla tego tekstu, jak przywołanie słów klasyka polskiej nowej mowy – Lecha Wałęsy. A wszystko po to, by w pełni oddać charakter wystąpienia prezesa Prawa i Sprawiedliwości w TVP, w rozmowie z propredaktorką Danutą Holecką. Bo trawestując słowa Prezesa: wszystko się udało, tylko niektóre sprawy trochę mniej. Ponieważ jak najbardziej jestem fanem tego rządu, nareszcie polskiego rządu w historii ostatnich 27 lat (o latach 1945–89 zapomnijmy), przedstawię najpierw sprawy, które ewidentnie Rządowi się udały. A dopiero później wymienię plusy ujemne, czyli te rzeczy, które udały się trochę mniej.

Plus dodatni 1. To oczywiście program 500+. Każde wykluczenie społeczne rodzi patologię i trwałą degenerację i dewastację społeczeństwa i narodu. Nie pozwalają na to, w dobrze rozumianym interesie własnym, żadne państwa rozwinięte gospodarczo i dużo bardziej wolnorynkowe od obecnej Polski. (Wystarczy sprawdzić, jak to jest we Wspaniałej Brytanii).

Plus dodatni 2. To obniżenie obowiązkowego wieku emerytalnego do poprzedniego progu, i to bez obowiązkowej eutanazji.

Plus dodatni 3. Bez niego nie udałyby się dwa pierwsze plusy. To oczywiście koniec z przyzwoleniem na okradanie Polski przez nieformalne, mafijne grupy interesów wywodzące się z komunizmu od 1983 roku, a potem przeflancowane do państwa Okrągłego Stołu. To wyeliminowanie systemowego złodziejstwa uczenie jest nazywane uszczelnianiem systemu finansowego, z głównym naciskiem na zwiększenie wpływów z podatku VAT.

Plus dodatni 4. To oczywiście gospodarczy sukces wicepremiera Morawieckiego w kwestiach repolonizacji gospodarki i reindustrializacji naszego kraju, czyli w skali makro.

Oprócz tych czterech plusów, Jarosław Kaczyński zapowiedział jeszcze program mieszkanie+, czyli zwolnienie Polaków z niewoli ciasnych mieszkanek i faktycznej niewoli bankowej. I podkreślił, że kluczem realizowanego programu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości jest sprawiedliwość społeczna dla wszystkich Polaków. A ambitne założenia bazowały na wiedzy o skali okradania naszego państwa przez przestępcze lobby.

Ze wszystkim, co powyżej, zgadzam się. Co jednak udało się nieco mniej? To według prezesa Kaczyńskiego za słabe tempo wprowadzania zmian: na przykład horrendalnie przeszacowanej cyfryzacji państwa, nieobniżenie kosztów budowy autostrad, niedokończenie reformy sądownictwa.

A co ze słynną rekonstrukcją rządu? Wygląda na to, po wypowiedzi Prezesa, że to był jeden wielki fake news, skonstruowany na użytek przykrycia rokowań z prezydentem Dudą o dwie zawetowane ustawy sądownicze. Wtrącone przez pana Kaczyńskiego enigmatyczne słowa o pewnych możliwych zmianach w rządzie spowodowanych zmienionymi okolicznościami mogą na to wskazywać. Może to oznaczać próbę odzyskania (tak, odzyskania!) przez Prezydenta wpływu na obsadę kiedyś prezydenckich resortów, czyli MON i MSZ. Najbliższy czas pokaże. Jestem jak najbardziej za, oczywiście do czasu przyjęcia w Polsce zupełnie nowej konstytucji, która pełnię władzy wykonawczej w Polsce odda właśnie prezydentowi.

Ponieważ jestem zdecydowanym przeciwnikiem złej zmiany, niekłamanym zwolennikiem dobrej zmiany, ale jeszcze bardziej zwolennikiem lepszej (a nawet najlepszej) zmiany, zajmę się teraz przez chwilę rzeczywistymi minusami.

Po pierwsze, ani na jotę rząd nie podjął próby rzeczywistej zmiany państwa polskiego w państwo obywatelskie. Żaden minister ani pani premier, ani wreszcie najważniejszy prezes nie napomknęli o próbie odbiurokratyzowania państwa.

Jako najwyższe osiągnięcie myśli społecznej Prawo i Sprawiedliwość zgłosiło niezbędność zaistnienia budżetu obywatelskiego w zarządzaniu budżetem gminy na poziomie od 0,5 do 1,0% (!). I to wszystko jak najbardziej poważnie. A przecież chyba 100% budżetu samorządu lokalnego powinno być we władaniu jego mieszkańców. Dodatkowa likwidacja okręgów jednomandatowych w gminach do 20 000 i zaprowadzenie proporcjonalności spowoduje kompletne upartyjnienie naszego państwa. Żadna niezależna jednostka już nie będzie miała prawa zaistnieć społecznie w osobie skromnego radnego nawet na poziomie najmniejszej gminy. A co z sołtysami? – zapytam złośliwie.

To dlatego nie jestem bezkrytycznym fanem dobrej zmiany. Bo ona w zasadzie opiera się na jednej prostej konkluzji: wystarczy nie kraść. Nie sposób się nie zgodzić, że jest to warunek konieczny do zarządzania nie tylko państwem, ale najmniejszą nawet firmą lub wręcz domostwem. Jednak spełnienie tego warunku nie wystarczy do osiągnięcia sukcesu w żadnej z wyżej wymienionych sfer aktywności.

Potrzeba jeszcze co najmniej dwóch, równie podstawowych. Po pierwsze, trzeba mieć pomysł na sukces w oparciu o przyrodzone zasoby materialne i ludzkie. Po drugie, trzeba umieć minimalizować koszty, a zatem oszczędzać tak, żeby więcej zarabiać niż wydawać.

Jak na razie, Prawo i Sprawiedliwość realizuje w prawie 100% punkt pierwszy: wystarczy nie kraść. W 50% realizuje punkt drugi, ponieważ wdraża reformę polskiej gospodarki z wykorzystaniem jedynie potencjału państwa, czyli skali makro. Zupełnie lekceważy potencjał przedsiębiorców prywatnych, tworzących 50% PKB i zatrudniających ponad 70% wszystkich pracowników, czyli skali mikro. Ta od roku słynna konstytucja dla biznesu to oczywisty żart, a jedyna dobra zmiana to ta, że chłopcy z WSI nie będą mogli każdego niewygodnego przedsiębiorcy zniszczyć lub „wykupić”. (Oczywiście jako przedsiębiorca też się cieszę).

Natomiast trzeci element konieczny do osiągnięcia sukcesu w wymiarze rodziny, firmy i państwa jest w ogóle nierealizowany. 0% na plus i 100% na minus tego rządu i tworzącej go koncepcji politycznej. Nie ma znaczenia, czy roczne dochody państwa wynoszą 100, 150 czy 300 miliardów złotych, skoro w każdym przypadku więcej, coraz więcej wydajemy. I zadłużamy się z roku na rok. Tylko w tym roku zadłużymy się w najlepszym przypadku o kolejne 35–40 miliardów złotych.

A zatem dobrą zmianę od lepszej dzieli, jak wykazałem, powyżej jedynie 1,5 punktu na 3 możliwe. To nie jest mało. Od złej zmiany dzieliły nas całe 3 punkty. Ale chyba nie można jeszcze ogłaszać sukcesu? Jakiekolwiek tąpnięcie na świecie, kilka lat gorszej koniunktury i dobra zmiana rozwieje się jak miraż. A przypomnę: mamy obecnie najkorzystniejszą od wielu lat sytuację gospodarczą i najkorzystniejszą od wielu lat sytuację geopolityczną – amerykański parasol bezpieczeństwa. Żadna z tych rzeczy nie będzie trwać wiecznie. Przy tak korzystnym otoczeniu naszego państwa musimy sięgnąć do naszych narodowych rezerw indywidualnej przedsiębiorczości. Musimy również zlikwidować niepotrzebne koszty zarządzania państwem (precz z biurokracją!).

To właśnie biurokracja – nikomu niepotrzebne koszty – o której nikt z naszych światłych przywódców nawet się nie zająknie, uniemożliwia pełną realizację rozwoju gospodarczego Polski. Bo dla samego uzasadnienia swojego istnienia musi ona tworzyć coraz to nowe i zbędne regulacje, niszczące potencjał polskiej indywidualnej przedsiębiorczości.

Na koniec, cóż, w jedności z Jarosławem Kaczyńskim cieszę się z tego, że w piłce nożnej znaleźliśmy się w pierwszym koszyku. Przypomnę tylko, że kaprysy statystyki to sprawiły, bo w poniedziałek dostaliśmy lanie od Meksyku, drużyny gorszej od nas statystycznie o 10 pozycji. I to u siebie. Jak będzie na mistrzostwach w Rosji, dopiero się okaże, kibicować reprezentacji będę w każdej sytuacji. A odchodząc od piłki nożnej w kierunku polityki, przypomnę – nie tylko Jarosławowi Kaczyńskiemu – że już kiedyś gospodarczo byliśmy przecież w pierwszym koszyku. Za Edwarda Gierka. W chwilę później na półkach sklepowych zabrakło nawet papieru toaletowego. Pozostał tylko ocet jako symbol upadku gospodarki i państwa polskiego.

Jan Kowalski