Michał Karnowski: Prezydent stawia się w roli arbitra poza obozem dobrem zmiany. Niepotrzebnie przejął się Uchem Prezesa

Prezydent mówi twarde NIE dla wymiany SN. Każdy, kto miał do czynienia z wymiarem sprawiedliwości w Polsce, nie może uwierzyć, że da się dokonać radykalnej zmiany przy pozostawieniu tych samych kadr.

Ton ogólny wczorajszego wywiadu prezydenta Andrzeja Dudy w „Dzienniku Gazecie Prawnej” zadziwił redaktora Michała Karnowskiego, gościa Krzysztofa Skowrońskiego w Poranku Wnet, bowiem prezydent Duda przyjął po raz kolejny rolę „bardzo zewnętrznego recenzenta PiS”. Wywiad ten, mimo że przeszedł bez echa, zdaniem naszego gościa jest symboliczny, bo to jakby zapowiedź oddalania się reformy sądownictwa w Polsce – „obym się mylił”.

– Prezydent wyszedł z roli osoby, która wspiera dobrą zmianę, bo z dobrej zmiany wyszedł (…), stawiając się poza nią, w roli arbitra, i druga rzecz – brak chociażby jednego akcentu podkreślającego rolę Jarosława Kaczyńskiego czy PiS – powiedział Karnowski, którego „to uderzyło”, zresztą kwestie szczegółowe związane z przepisami prawnymi również „nie  wyglądają najlepiej” i „rozczarowują”.

– Prezydent mówi twarde „nie” dla wymiany Sądu Najwyższego. Każdy, kto miał do czynienia z wymiarem sprawiedliwości w Polsce, nie może uwierzyć, że da się dokonać radykalnej zmiany przy pozostawieniu tych samych kadr – ocenił. – To są tak sprytni gracze i doskonale się w tym orientujący, że ograją każdego, kto spróbuje z nimi zacząć reformy.

Karnowski odniósł się również do opublikowanego w tym tygodniu wywiadu z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim w tygodniku ”W Sieci” pod znamiennym tytułem „Czy prezydent jest z nami?”.

– Kaczyński chce wiedzieć, czy Andrzej Duda dalej jest z dobrą zmianą w tym znaczeniu, że uważa, że należy szybko i twardo reformować państwo polskie, i to nic osobistego – ocenił Karnowski, który uważa, że jeśli odpowiedź na to pytanie nie jest twierdząca, to obóz dobrej zmiany musi przyznać, że w tym układzie „doszliśmy do kresu możliwości, jeśli chodzi o zdecydowane systemowe reformy ”, i skupić się na wszystkim tym, co można zrobić poza zmianami systemowymi, „a też sporo można”.

Karnowski odniósł wrażenie, że wczorajszy wywiad w „Dzienniku Gazecie Prawnej” jest po trosze odpowiedzią na wywiad prezesa PiS „i jest to odpowiedź średnio dobra”. Przypomniał, że od czasu feralnych prezydenckich wet pojawiło się wiele apeli o jedność, tylko jego zdaniem – a chciałby się mylić – nie mają one już za bardzo sensu.

Najbardziej niepokojący w tym wszystkim jest dla niego ton prezydenta, który stawia się poza obozem dobrej zmiany.

– Przed wejściem prezydenta na tę ścieżkę, a tym momentem było ultimatum 3/5 w sprawie wyboru sędziów do KRS-u w trakcie lipcowych protestów – uważa Karnowski. W tamtym okresie zarówno notowania rządu, jak i prezydenta Andrzeja Dudy były bardzo wysokie, tak jak wskaźniki gospodarcze. – Jaki był powód wówczas wychodzenia z tej gry i mówienia „nie jadę z wami”, zaciągając hamulec? – pyta redaktor, który nie rozumie przesłanek, jakimi kierował się prezydent. – Prezydent ma prawo wpływać na proces legislacji i pilnować, aby się obóz nie wykoleił, ale może to robić na różne sposoby. Wiedza kuluarowa jest taka, że nie było ze strony prezydenta żadnej próby zwrócenia się do większości parlamentarnej z przekazem zakulisowo (…) w ramach jednego obozu. To były twarde weta, a więc bardzo manifestacyjne. Liczę na jakieś opamiętanie, chociaż nie widzę tu wojny na całego.

Zwrócił uwagę na czyste „chciejstwo” wielu ludzi związanych z obozem dobrej zmiany, którzy ignorują fakt, że prezydent z tego obozu „gdzieś się przesunął i to zarówno środowiskowo, politycznie, jak i w języku jakiego używa”.

– Presja, którą bardzo świadomie budowano przeciwko prezydentowi, okazała się wystarczająco silna – ocenił Karnowski, który jako przykład polityków opierających się tej presji wymienił Lecha Kaczyńskiego, Jarosława Kaczyńskiego i wielu polityków, którzy przeżyli dużo więcej. – Nie rozumiem, dlaczego prezydent przejmuje się „Uchem prezesa”, które moim zdaniem jest quasi-Urbanową operacją – ci, którzy zaśmiewają się z tego, nie głosowali na Andrzeja Dudę. Zachłystywanie się poparciem miękkim jest bardzo złudne, a wyborów prezydenckich nie wygrywa się zaufaniem, tylko realnym poparciem.

Zwrócił uwagę na szczególną niechęć prezydenta do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który jest tytanem pracy.

– NIE dla przerwania kadencji Sądu Najwyższego, NIE dla wyboru KRS większością parlamentarną, tak jakby większość PiS-owska była gorsza, a przecież większość wyborów w Polsce dokonywano zwykłą większością głosów, a w przypadku PiS buduje się jakieś bezpieczniki, nie dopuszczające go  – nie rozumiem dlaczego – powiedział Karnowski, który uważa, że zdecydowana większość sędziów KRS jest związana duchowo z III RP.

– Jeśli przyjmiemy propozycje prezydenta, to okaże się, że PiS zapłaciło cenę polityczną za reformy i w oczach ludzi jej dokonało, a w KRS jest, jak było – przewiduje redaktor. – Nie można się dogadać z aligatorem i na tym polega dramat. Czytam wywiad z prezydentem i on uwierzył, że się może dogadać z panią Gersdorf na temat reformy sądownictwa albo że jego propozycje przekonają opozycję. Oni przecież żadnej reformy nie chcą. Przedstawiciele Nowoczesnej mówią wprost „jest super, o co chodzi?”.

Zdaniem Karnowskiego cena fałszywej reformy sądownictwa – jeśli do tego dojdzie – może być bardzo duża i wiele kosztować PiS, jeśli nie wyśle ono prostego przekazu do swoich wyborców, że nie jest w stanie jej dokonać ze względu na postawę prezydenta.

– Trzeba stać na gruncie prawdy, wszystkie tego typu kompromisy kończą się źle – radzi PiS Karnowski, który uważa, że kierowanie się względami wizerunkowymi jest głęboko niepoważne.

– Mówimy o sprawach śmiertelnie poważnych, bo ktoś, kto się zetknął z polskim systemem sądownictwa (…) musi odnieść wrażenie, że jest jakiś dramat i tak dalej być nie może. Polacy chcą tej reformy i tutaj nawet kosztów politycznych nie ma, bo jest nagroda w postaci uznania Polaków – ocenia Michał Karnowski, zwracając uwagę na fakt, że protestujący pod sądami to nikt inny jak aktyw PO i Nowoczesnej, ciągle te same 25 tysięcy ludzi, których utrata władzy mogła zaboleć osobiście.

Podkreślił, że aktualnie wszelkie apele o dokończenie reformy systemowej powinny być zgłaszane pod adresem prezydenta, który wysuwając negatywnie do PiS nastawioną Zofię Romaszewską jako swojego przedstawiciela w tej sprawie, również daje znak, że nie jest nastrojony do sprawy pojednawczo.

MoRo

Poranek WNET

Rozmowa z Michałem Karnowskim w części pierwszej Poranka WNET

Małgorzata Wassermann o aferze Amber Gold: „Duża wina, bardzo duża wina” służb specjalnych

Zobaczymy, czy było to działanie celowe, czy nieudolne – podkreśliła Wassermann, komentując działania ABW ws. Amber Gold. W czwartek komisja ustali listę i harmonogram przesłuchań kolejnych świadków.

[related id=39881]Przewodnicząca komisji śledczej ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann, która była gościem programu „Gość wydarzeń” w Polsat News, stwierdziła na podstawie dokumentacji działań ABW ws. Amber Gold, że „duża wina, bardzo duża wina” leży po stronie służb specjalnych. „Zobaczymy, czy było to działanie celowe, czy nieudolne” – dodała.

Pytana, czy Jacek Cichocki – były koordynator służb specjalnych – będzie przesłuchiwany przez komisję, odpowiedziała: „To nie jest kwestia zeznań Marcina P., który mówi o tym, że oni powoływali się na pana ministra, ale to wynika z tego stenogramu do podsłuchu”.

[related id=39877]Tygodnik „wSieci” ujawnił stenogramy z podsłuchów ABW założonych u Marcina P. Wynika z nich, że tuż po upadku OLT Express na przełomie lipca i sierpnia 2012 roku P. „spieniężał wszystko”; wiedział, że jest podsłuchiwany i miał informacje, że w Amber Gold pojawią się „cisi panowie z ABW”.

Jak zauważyła Wassermann, w stenogramach „ewidentnie pada nazwisko pana ministra”. Zaznaczyła, że nie wie, czemu służby nie zabezpieczyły billingów Marcina P.; dodała, że gdyby służby wywiązały się z tego zadania, już dziś byłoby wiadomo, „czy w tych dniach panowie się kontaktowali, czy np. tydzień wcześniej czy później”. Według Małgorzaty Wassermann jest to jedno z wielu zaniedbań ze strony służb, które już wtedy „zajmowały się sprawą na najwyższym szczeblu”.

[related id=39740]Na pytanie, czy może określić jakąś cezurę czasową następnych przesłuchań, przewodnicząca komisji stwierdziła, że kolejnych świadków – policję, służby specjalne, prokuraturę gdańską – „zaczniemy przesłuchiwać na początku grudnia, potem będzie przerwa”.

W czwartek komisja śledcza ds. Amber Gold zbierze się na zamkniętym posiedzeniu. Posłowie mają ustalić listę i harmonogram przesłuchań kolejnych świadków. Jak powiedziała ostatnio PAP Wassermann, chodzi o świadków związanych z policją i służbami specjalnymi.

Podkreśliła, że komisja zrobi wszystko, aby prace zakończyć przed wakacjami.

PAP/MoRo

Wassermann: zeznania b. rzecznika Amber Gold nie zasługują na wiarę

W większej części zeznania byłego rzecznika Amber Gold absolutnie nie zasługują na wiarę – powiedziała po przesłuchaniu Forca Wassermann (PiS)- był świadomy tego, że ta firma jest piramidą finansową.

[related id=39877]W środę przed komisją śledczą ds. Amber Gold zeznawał były rzecznik i były członek rady nadzorczej spółki Michał Forc. Pytany przez Wassermann, „od kiedy pan wiedział, że uczestniczy w piramidzie finansowej?”, odpowiedział, że „po upadku Amber Goldu”. Dopytywany „od kiedy wiedział, że pieniądze klientów nie są lokowane w złoto?”, również odparł, że „po upadku AmberGoldu”.

Zeznał też m.in., „że nie uczestniczył w żadnym nielegalnym procederze, jest wręcz poszkodowany”, „był wielokrotnie okłamywany przez właścicieli AmberGold”, a przez współpracę z Amber Gold stracił. Zaprzeczył, aby był zaufaną osobą Marcina i Katarzyny P. „Z mojej perspektywy to wyglądało na szczerą relację koleżeńską, która się zrodziła w wyniku prowadzenia wspólnych interesów” – opisywał Forc. Relacje z rodziną P., jak przyznał, „uwiarygadniały całą firmę” w jego oczach.

Wassermann zapytana w TVP Info po przesłuchaniu Forca, jak ocenia jego zeznania, powiedziała, że „w większej części zeznania tego świadka absolutnie nie zasługują na wiarę”.

„Zarówno to, co on mówi, jak i ten materiał, który jest zgromadzony wskazuje na to, że od samego początku praktycznie był świadomy tego, że ta firma jest piramidą finansową” – powiedziała Wassermann.

Jako przykład podała maila Forca do Marcina P. przywołanego podczas przesłuchania przez Tomasza Rzymkowskiego (Kukiz’15) na temat rozpowszechnianych w internecie przez jednego z b. agentów Amber Goldinformacji, że jest to piramida finansowa, i że ludzie są oszukiwani. W cytowanym mailu Forc pisał, że „robi się niebezpiecznie”, „agentów należy docisnąć”, bo „zaczynają oni szemrać między sobą, że to jest piramida finansowa i należy to zdusić w zarodku”.

„Jeżeli świadek pełnił jakby rolę i rzecznika, i z jednej strony odpowiadał za cały wizerunek tej firmy, to jest oczywiste, że monitorował również media. Jak je monitorował, to doskonale wiedział, że są zarzuty, że jest czarna lista, że są wyroki skazujące, że nie ma sprawozdań finansowych, że już agenci między sobą mówią o tym, że to jest piramida finansowa” – powiedziała. Dodała, że według niej „świadek miał pełną świadomość tego, w czym uczestniczy”.

Wskazała, że przez konta Forca przeszły 44 miliony, a „on dzisiaj mówi o tym, że on stracił na tej firmie”. „Jeżeli świadek mówi o tym, że zostały 3 miliony niezapłaconych faktur – rzeczywiście ta kwota się pojawia – to po pierwsze: dlaczego, jeżeli chodzi o upadłość, pojawia się kwota 7,5 miliona, z czego wynika pozostałe 4,5 miliona?” – pytała Wassermann.

Jej zdaniem mało wiarygodnie brzmi fakt, że Forc „brał na siebie zobowiązania za Marcina P., wielomilionowe nie mając do tego żadnej gwarancji”. „To jest kolejna osoba, która ufa, która nie pyta, która jakby tutaj ryzykuje” – zauważyła.

PAP/MORo

Komisja ds. Amber Gold – zeznania Forca: Nie uczestniczyłem w żadnym nielegalnym procederze, jestem wręcz poszkodowany

Nie uczestniczyłem w żadnym nielegalnym procederze, jestem wręcz poszkodowany – na inwestycji w Amber Gold straciłem 150 tys. zł; byłem wielokrotnie okłamywany przez właścicieli spółki – zeznał Forc.

Michał Forc, b. rzecznik i b. członek rady nadzorczej Amber Gold zeznawał w środę przed komisją śledczą. Pytany przez szefową komisji Małgorzatę Wassermann (PiS), „od kiedy pan wiedział, że uczestniczy w piramidzie finansowej?”, świadek odpowiedział, że „po upadku Amber Goldu”. Dopytywany „od kiedy wiedział, że pieniądze klientów nie są lokowane w złoto?”, również odparł, że „po upadku Amber Goldu”.

Z kolei Witold Zembaczyński (N) pytał, czy pieniądze „za realizowane usługi dla Amber Gold wracały dla Marcina P.?”. Forc zapewnił, że „nie, w żaden sposób”. „Nie uczestniczyłem w żadnym nielegalnym procederze, jestem wręcz poszkodowany. Byłem wprowadzany wielokrotnie w błąd i tego żałuję” – mówił. Jak mówił, przez współpracę z Amber Gold „stracił oszczędności, firmę i reputację”. Podał, że zainwestował w Amber Gold 150 tys. zł, których po upadku spółki nie odzyskał.

Świadek zeznał, że Amber Gold było największym klientem prowadzonej przez niego od 2003 roku agencji marketingowej Excelo. Ponadto dopytywany przez Witolda Zembaczyńskiego (Nowoczesna), czy wśród kontrahentów Excelo były podmioty publiczne, przyznał, że współpracował z urzędami miasta w Gdańsku i Gdyni. Forc mówił, że współpracę z Amber Gold rozpoczął w drugiej połowie 2009 roku od projektu strony i aplikacji internetowej, a dalej obie firmy nawiązały stałą współpracę, rozszerzoną o kolejne zadania, m.in. kampanie dotyczące promocji zarówno placówek Amber Gold, jak i promocji zakupionych przez Marcina P. linii lotniczych OLT.

Jak tłumaczył od grudnia 2011 roku Amber Gold miała już swój dział marketingu. Dodał, że „do tego czasu nie było struktur marketingowych i wszystko było ustalane z prezesem”. Wówczas jego firma przestała odpowiadać za działania PR-owo-marketingowe i wykonywała pojedyncze zlecenia na rzecz Amber Gold.

Jak zeznawał Forc, w 2012 roku zmienił się charakter promocji i marketingu Amber Gold. Kiedy, jak relacjonował, zapytał Marcina P. o przyczyny zmiany, usłyszał, że „firma jest atakowana z zewnątrz” m.in. przez blokady na rachunkach. Dodał, że na „spotkaniu przedstawiciele firmy powiedzieli mi, że została nawiązana współpraca z panem Emilem Maratem, którego zatrudnili do budowy struktur PR-owych, i który zbuduje jakiś plan na ten czas kryzysowy”. Świadek zeznał, że do czasu mianowania Emila Marata na rzecznika poproszony został o pełnienie tej funkcji. Wówczas – jak zeznał – zaproponowano mu również wejście do rady nadzorczej Amber Gold, ale „formalnie rady nie zawiązano”.

„Z racji dotychczasowej współpracy, która jakoś biznesowo nie mogła wzbudzać wątpliwości, to się zgodziłem. Przez te kilka tygodni pełniłem rolę rzecznika. Zrezygnowałem po tym, jak pan Marat i (mecenas Paweł-PAP) Kunachowicz zrezygnowali” – mówił Forc. Wskazał też: „Z dzisiejszej perspektywy wiem, że przez te kilka tygodni lipca byłem wielokrotnie okłamywany przez właścicieli Amber Gold i większość oświadczeń zarządu nie była prawdziwa”.

Dodał, że jeszcze w lipcu 2012 r. wielokrotnie był zapewniany, że wypłaty dla klientów już się zaczęły.

Jak przyznał, Excelo miało największy udział w całości wydatków reklamowych Amber Gold, szacowanych na 55 mln zł w ciągu całego okresu działalności, ale, jak przekonywał, większość z tych pieniędzy posłużyło do zakupu reklam. „Te pieniądze były dystrybuowane w mediach i na reklamę wielkopowierzchniową. Pełniliśmy rolę takiego domu mediowego” – tłumaczył.

Posłowie dociekali, dlaczego w 2012 r. przychody netto firmy wzrosły do 10 mln zł, a strata netto wyniosła prawie 7,5 mln zł. Forc wyjaśniał, że Excelo wtedy upadła, „nie zostały uregulowane duże kwoty, więc pewnie zostały ujęte przez syndyka w stratach”. Dodał, że kwota z faktur niezapłaconych przez Amber Gold to ok. 3,5 mln zł.

Wassermann pytała, skąd wzięła się taka strata. Forc tłumaczył, że do momentu upadłości firma miała zysk, a o stratę – dodał – trzeba pytać syndyka. „Na czym pan zrobił z 10 mln dochodu, 7,5 mln straty i ogłosił upadłość?” – dopytywała szefowa komisji. Według świadka wysokość straty wynika prawdopodobnie z kar umownych od dostawców reklam.

Posłanka domagała się precyzyjnej odpowiedzi na pytanie, „komu i za co był pan winny (…) na czym wygenerował pan dodatkowe 4,5 mln straty?”. Sprawozdanie, w którym wykazano tę stratę sporządził syndyk – odparł Forc. Dodał, że do wniosku o upadłość wpisał zobowiązania w wysokości „kilku” mln zł. Pytany o wysokość kar, stwierdził, że „w przypadku niektórych dostawców to były kary rzędu miliona zł”. „(…) Wydaje mi się, że taka firma, Reklama Pomorska taką karę wystawiła” – podał. Jak wyjaśniał, ta firma w imieniu Excelo kupowała powierzchnie reklamowe.

Forc tłumaczył, że w 2012 r. jego firma zarezerwowała u dostawców reklam wielkopowierzchniowych reklamy na cały rok. „Zgodnie ze zleceniem z Amber Gold mieliśmy 'zabukować’ na cały rok te reklamy. W związku z tym, że te umowy zostały zerwane, to były różne kary umowne” – mówił. Wassermann dociekała, dlaczego świadek uznał milionową karę, zamiast próbować się ułożyć. „Jeśli to wynikało z porozumienia, które zawarłem wcześniej, to tak to wyglądało” – powiedział.

Zembaczyński pytał o 3,5 miliona złotych, które zalegało świadkowi Amber Gold. „Nie złożył pan po raz kolejny wniosku o ściganie w tej sprawie” – wskazał poseł i zapytał: „Czy pan nie obawiał się mocodawców Marcina P.?”.

Forc powiedział, że dopiero na samym końcu sprawy, kiedy nastąpiła „kulminacja zdarzeń”, „w pierwszych dniach sierpnia zacząłem odczuwać realny strach i panikę”. Dodał, że klienci Amber Gold dzwonili do Excelo w sprawie wypłat pieniędzy. Zeznał też, że przebito mu wówczas opony w samochodzie. Dodał, że o 3,5 miliona złotych zaległych należności u Marcina P. ubiegał się przez cały czas. Nie złożył zawiadomienia do prokuratury, bo „tak się nie robi w przypadku, kiedy kontrahent zalega z należnościami”, i że miał jeszcze zaufanie do Marcina P. „Wciąż uważałem, że to jest legalnie działająca firma, która jest szykanowana” – wskazał.

Dodał, że każdorazowo był zapewniany przez właścicieli Amber Gold, że wszystkie zobowiązania wobec niego, ale również klientów, będą spłacone. „Przez okres lipca byłem wielokrotnie zapewniany, że zaczynają się wypłaty do klientów oraz przez cały lipiec i na początku sierpnia emitowane były reklamy Amber Goldu” – zeznawał.

Zembaczyński przywołał konferencję prasową organizowaną przez Forca w lipcu 2012 roku, na której Marcin P. mówił, że ma pełne pokrycie depozytów w złocie; za 80 milionów złotych depozytów klientów miałoby to być 110 kilogramów złota.

Forc dodał, że P. mówił mu, że może być obserwowany przez ABW. P. miał też uprzedzać świadka, że rozmowy z nim mogą być podsłuchiwane.

Podczas przesłuchania pojawił się wątek operacji „Ikar”. W lipcu 2012 roku Marcin P. otrzymał drogą mailową od Pawła M. rzekomą notatkę ABW dot. spółki. Za przywiezienie jej P. zapłacił M. ok. czterech tysięcy złotych. Agencja poinformowała, że notatka została sfałszowana i zawiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa „posłużenia się sfałszowanym dokumentem”.

Joanna Kopcińska (PiS) pytała, czy Forc był świadkiem, kiedy Marcin P. otrzymał podrobioną notatkę ABW, odpowiedział: „Tak, byłem wtedy u nich w domu”. Przyznał, że miało się wtedy odbyć spotkanie zarządu Amber Gold i najbliższych współpracowników spółki. „Wtedy klimat był taki przedstawiany przez nich (Marcina i Katarzynę P.), że są zastraszeni, boją się o własne zdrowie itd.” – mówił. Dodał, że na spotkaniu ustalane były działania „co dalej”.

Posłanka dopytywała, jaka była reakcja Marcina P. na tę notatkę? „Skrajna, bo on mówił, że to się wszystko potwierdza, że jesteśmy oddolnie niszczeni” – odpowiedział Forc. Dodał, że z drugiej strony był to dowód dla Marcina P., który chciał przedstawić prasie i dziennikarzom. Według Forca na zlecenie Marcina P. były dyrektor biura bezpieczeństwa Amber Gold Krzysztof Kuśmierczyk miał zweryfikować prawdziwość tej notatki. „Na tym spotkaniu przekazałem Marcinowi P., że dalej swojej roli nie widzę jako rzecznika” – zeznał świadek.

Świadek mówił, że potem spotkanie przeniosło się do hotelu w Sopocie, gdzie Forc został poinformowany przez Marcina P. o sprzedaży złota z powodu tego, że firma wciąż miała zablokowane konta bankowe. Złoto miało pochodzić m.in. z mennic w Szwajcarii, gdzie Marcin P. miał je przechowywać. „Wtedy też zostałem zapewniony, że dostanę swoje pieniądze” – mówił Forc.

Tomasz Rzymkowski (Kukiz’15) pytał o firmę Finroyal, która zdaniem jej prezesa zeznającego w poniedziałek przed komisją została przejęta przez Amber Gold, czemu zaprzeczał Marcin P. Forc mówił, że „nic mi nie wiadomo, żeby Marcin P. wykonywał jakieś ruchy w kierunku współpracy z Finroyal”. Dodał, że odradzał szefowi Amber Gold współpracę. Swój stosunek do Finroyal świadek nazwał „negatywnym”, a samą firmę uznał za „niewiarygodną”, bo „nie miała struktur” i „miała wirtualne biuro w Anglii”.

Rzymkowski przywołał maila wysłanego przez Forca do Marcina P. z informacją na temat treści zamieszczanych w internecie przez byłego pracownika Amber Gold. B. pracownik spółki umieścił na forach internetowych informację, w której określał firmę jako „piramidę finansową”, która „podszywa się pod bank”. Jak pisał, „nikt nie kontroluje pieniędzy”, „pracownicy śmieją się z klientów”, szczególnie, że jedynym zabezpieczycielem był powołany przez Amber Gold fundusz gwarancyjny AG.

Forc potwierdził, że „niepochlebne recenzje pisał jeden z pośredników” sprzedaży produktu; a on sam oceniał to wówczas jako „oszczerstwa”. Dodał, że to, że jest to prawda „dopiero dzisiaj wiadomo”.

Śledczy pytali również o postać dominikanina ojca Jacka, którego Forc poznał osobiście na weselu P. Świadek określił go jako „duchowego mentora” Marcina i Katarzyny P., z którym „często się spotykali” i rozmawiali o „ogólnych sprawach prywatnych”. Dodał, że z doniesień medialnych wie o wyjściu dominikanina ze stanu duchownego.

Wasermann i Jarosław Krajewski (PiS) pytali o kontakty Forca z Michałem Tuskiem. Świadek powiedział, że w maju 2012 roku dowiedział się od Katarzyny P., że jest Michał Tusk jest współpracownikiem ds. PR w OLT, który „przygotowywał materiały PR-owe do folderu” firmy. Jak zeznał, wcześniej jednak P. przekazał mu informację, że kiedy przejął linie lotnicze, poinformował Tuska, wówczas dziennikarza „Gazety Wyborczej” jako pierwszego o tej transakcji.

PAP/MoRo

Suski o Amber Gold: przecieki z ABW prowadzą do Jacka Cichockiego. Monstrualne kwoty wpłacano do tej piramidy finansowej

Notatki ABW wskazują na źródła przecieku z ABW i na to, że „sznurek prowadzi” do ówczesnego koordynatora służb specjalnych Jacka Cichockiego – powiedział poseł PiS Marek Suski.

[related id=39738]”W państwie prawa PO były takie rzeczy możliwe, bo widać wyraźnie, że był parasol polityczny i parasol służb” – oświadczył we wtorek w Polskim Radiu 24 Marek Suski wiceprzewodniczący komisji śledczej ds. Amber Gold, odnosząc się do sprawy afery Amber Gold. Podkreślił, że Komisja ds. Amber Gold ma dzisiaj do czynienia z notatkami ABW, które „wskazują na źródło przecieku z ABW i ten sznurek prowadzi do (ówczesnego koordynatora służb specjalnych – PAP) Jacka Cichockiego”.

Suski wspomniał także o różnicach w poświadczonych pieczątkami stenogramach z rozmów telefonicznych twórcy Amber Gold Marcina P. Zaznaczył, że komisja ds. Amber Gold zwróciła się już do prokuratury o ponowne odsłuchanie nagrań, „jeśli nie zostały zniszczone lub zgubione”, żeby dowiedzieć się, „kto komu przekazywał wiedzę ze służb do Amber Gold, bo że tak było, to wiemy już na pewno”.

Marcin P., składając w czerwcu zeznania przed komisją śledczą, stwierdził, że ówczesny doradca zarządu Amber Gold Emil Marat uprzedzał go o czynnościach ABW związanych z jego spółką. Dodał też, że Marat mówił mu o możliwości wykorzystania kontaktów z politykami z KPRM. Według Marcina P., być może powoływał się on na ówczesnego szefa MSW Jacka Cichockiego.

[related id=39589]Przed dwoma tygodniami Marat zeznając przed komisją przyznał, że wraz ze współpracującym z Amber Gold adwokatem Pawłem Kunachowiczem rozważali spotkanie z Cichockim i rozmowę na temat tego, jak firma Amber Gold i linie OLT Express są „rozbijane”. Zaznaczył jednak, że P. nie naciskał na taką rozmowę.

Spółka Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. Głośno o sytuacji spółki zrobiło się w lipcu 2012 r., kiedy należące do tej niej linie lotnicze OLT Express zaczęły mieć kłopoty finansowe. Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. Z kolei w połowie sierpnia 2012 r. upadłość ogłosiła spółka Amber Gold.

Pod koniec lipca 2016 r. powstała sejmowa komisja śledcza, która bada i ocenia m.in. prawidłowość i legalność działań podejmowanych wobec Amber Gold przez: rząd, w szczególności ministrów finansów, gospodarki, infrastruktury, spraw wewnętrznych, sprawiedliwości i podległych im funkcjonariuszy publicznych. Komisja ma też sprawdzić działania, jakie podejmowali w sprawie spółki m.in. prezes UOKiK, Generalny Inspektor Informacji Finansowej, prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego, a także prokuratura oraz organy powołane do ścigania przestępstw.

PAP/MoRo

Świadek Kuśmierczyk: w Amber Gold lokowano monstrualne sumy pieniędzy

W Amber Gold lokowano monstrualne sumy pieniędzy, to była firma, która się rozwijała; oczy zaczęły mi się otwierać dopiero po upadku OLT Express; docierało wreszcie do mnie, że to jest lipa, piramida.

Przed Komisją do spraw Amber Gold zeznał b. dyrektor biura bezpieczeństwa Amber Gold Krzysztof Kuśmierczyk.

We wtorek przed komisją śledczą ds. Amber Gold świadek tłumaczył, że ofertę pracy w Amber Gold znalazł na jednym portali internetowych. Jak mówił, gdy trafił do tej firmy, miał zajmować się bezpieczeństwem pieniędzy lokowanych w Amber Gold. „To były monstrualne sumy, gdzie placówki w ogóle nie były zabezpieczone, dopóki nie zostałem zatrudniony” – przekonywał.

„Pieniądze z sejfów były odbierane przez BGŻ, a po rozwiązaniu umowy, przez Pocztę Polską. Poczta Polska zabierała pieniądze z placówek, przeksięgowywała na wskazane przez zarząd konto” – tłumaczył.

Świadek wskazał, że do jego obowiązków w spółce należało wyposażenie placówek w systemy alarmowe, kontrolę dostępu, kamery, jak również pisanie procedur odnośnie zachowania się pracowników w placówce i przyjmowania gości w centrali firmy. „A czy chodziło również o zabezpieczenie złota i platyny?” – dopytywał Tomasz Rzymkowski z Kukiz’15. „Nie wiedziałem, do momentu aż zostałem poproszony o przewiezienie z BGŻ złota, że takie złoto jest w posiadaniu spółki” – odparł świadek.

Rzymkowski pytał jednak, czy świadek miał wiedzę, że pieniądze lokowane przez klientów miały być inwestowane w złoto. „Miałem pełną wiedzę i świadomość tego, co znajduje się w sejfach w placówkach” – mówił Kuśmierczyk. „Czyli wiedział pan, że to jest lipa, że naciągają ludzi?” – dopytywał Rzymkowski. „Wiedziałem, że w placówkach na pewno nie ma złota. Nigdy nie zadawałem tego pytania w zarządzie” – odparł świadek, dodając, że pierwszy raz kontakt ze złotem Amber Gold miał, gdy wraz z Marcinem P. odebrał kruszec z BGŻ.

„Czy świadek miał kontakt kiedykolwiek wcześniej z funkcjonariuszami służb specjalnych?” – pytał dalej Rzymkowski. „Nie” – odpowiedział świadek. „A czy wśród znajomych świadka są funkcjonariusze służb” – dopytywał poseł Kukiz’15. „Pracowałem w agencji ochrony, gdzie tacy funkcjonariusze oczywiście pracują. Są to policjanci, byli pracownicy służb, różnych służb” – odparł świadek.

Podczas przesłuchania członkowie komisji poruszali też kwestię przecieków z ABW, które miały trafiać do Marcina P. „Nie sądzę, żeby Marcin P. wiedział o planach ABW” wobec niego – mówił Kuśmierczyk. Jak zeznał, po otrzymaniu (w lipcu 2012. – PAP) przez Marcina P. rzekomej notatki ABW mówiącej o zainteresowaniu Agencji działalnością Amber Gold, podjął nieudaną próbę weryfikacji zawartych w niej informacji. Mówił, że P. po otrzymaniu notatki „powiedział chyba tak: +tak jak myślałem, to chodzi o Polskie Linie Lotnicze+”, chociaż zastrzegł, że teraz nie jest już pewny tych słów. „Jedną kwestią, którą poruszaliśmy z tą notatką, to była próba potwierdzenia” – dodał.

Kuśmierczyk zeznał, że poprosił znajomego, Ryszarda Soleckiego, pracującego w agencji ochraniającej obiekty Amber Gold, żeby spróbował zweryfikować notatkę poprzez swoich pracowników, byłych policjantów. Jak mówił, „to były próby nieudane.(…) Nie uzyskałem jednoznacznej informacji, nikt nie chciał tego dokładnie potwierdzić”. Marcinowi P. powiedział z kolei „nie potwierdzę, czy to jest prawdziwe bądź nieprawdziwe”. Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) nie wykluczyła, że Solecki zostanie wezwany na świadka.

Kuśmierczyk zeznał również, że był obecny przy przewożeniu złota z BGŻ do centrali spółki, a potem zlecono mu podjęcie próby sprzedaży kruszcu w oddziale NBP. Jak relacjonował, złoto z BGŻ osobiście odebrał Marcin P. i przeniósł do samochodu, w którym czekał m.in. świadek. Trafiło ono sejfu w starej centrali spółki. Kuśmierczyk tłumaczył, że torba ze złotem ważyła ok. 20-30 kg, widział to złoto, ale go nie dotykał. „Były to sztabki różnej wielkości” – dodał.

Świadek mówił, że przewiózł potem złoto do nowej siedziby Amber Gold. Trafiło do sejfu w jego pokoju, a klucze przekazał zarządowi. Potem – „tydzień lub dwa przed 16 sierpnia” 2012 r. przenosił je jeszcze do pokoju swoich pracowników, gdzie nie było sejfu, lecz szafy pancerne. „Było takie polecenie najpierw, żeby do kogoś wywieźć to złoto. Dokładnej daty nie pamiętam. Mówiono o jakimś Jacku” – zeznał, dodając, że mówił o tym zarząd. Zaznaczył, że nie wie, o jakiego Jacka chodzi.

Polityk Kukiz’15 pytał więc, czy świadek kiedykolwiek otrzymał od zarządu spółki propozycję ukrycia złota lub zna kogoś, komu małżeństwo P. składało taką propozycję. „To było tylko to z panem Jackiem, gdzie nie doszło w ogóle do skutku. To nie była propozycja, ale takie rozmowy (pomiędzy małżeństwem P. – PAP): +może przewieźmy to złoto+” – odpowiedział świadek. Później podczas przesłuchania poseł PiS Jarosław Krajewski doprecyzował, że chodzi o „ojca Jacka”.

Rzymkowski przywołał jednak zeznania Kuśmierczyka z 21 września 2012 r., w których mówił, że w tamtym czasie Katarzyna P. podczas rozmowy z Marcinem P. wpadła na pomysł, by świadek wywiózł złoto do siebie lub znalazł bezpieczne miejsce. Na to – jak relacjonował Rzymkowski – świadek się jednak nie zgodził. „To była ta informacja o panu Jacku” – odpowiedział Kuśmierczyk, nawiązując do zeznań złożonych wcześniej we wtorek. Mówił wówczas, że zawoził małżeństwo P. do jednego z gdańskich klasztorów, do pana Jacka.

„Czy była taka propozycja nie pamiętam; była na pewno taka propozycja, by coś z tym złotem zrobić” – dodał, zaznaczając, że temat ten „nie został dalej pociągnięty”.

Przewodnicząca komisji śledczej zastanawiała się, dlaczego świadek podczas przesłuchania w prokuraturze w 2012 r. nie wspomniał, że padła propozycja przewiezienia złota do Jacka, a dziś wymienia tę osobę. „Pan Jacek nie pada w żadnym pana przesłuchaniu, z tego co ja się orientuję” – zwróciła uwagę Wassermann. Podkreśliła, że gdyby wówczas padło to imię, to śledczy dokonaliby u tej osoby przeszukania.

Świadek dodał, że nie pamięta na pewno, czy mówił podczas przesłuchania w 2012 r. o „panu Jacku”. „Wydaje mi się na 90 bądź na 80 proc., że to imię padało wielokrotnie podczas przesłuchań z ABW” – mówił Kuśmierczyk. „Gdyby była taka wiedza, to w zasadzie skutkowałoby tym, że wydane byłoby postanowienie na przeszukanie w klasztorze dominikanów” – odparła Wassermann.

„Mogę państwa poinformować, że również z odtajnionych notatek służb wynika, że rozważano, że to może być kontakt (Jacek – PAP), jeśli chodzi o złoto. Procesowo nie wyniknęło nic, rozumiem, że żadne przeszukanie tam się nie odbyło i nikt nie zadbał o to, by w tym wrażliwym momencie pojechać i zobaczyć, czy tam się znajduje złoto lub pieniądze” – dodała szefowa komisji.

Natomiast Jarosław Krajewski pytał o najbliższych współpracowników małżeństwa P. Kuśmierczyk wskazał dwóch pracowników Amber Gold: Wojciecha Pastora i Łukasza Daszutę. „Nazwisko pana Pastora przewijało się wielokrotnie. Przy wyjazdach do Warszawy on odbierał zarząd z lotniska. Było wiadomym, że Pastor pochodzi z Trójmiasta” – mówił. „Daszuta to dobry współpracownik pana Marcina, często razem wychodzili. Jeśli chodzi o pana Daszutę, to był częściej w pobliży zarządu niż pan Pastor” – kontynuował świadek.

Krzysztof Brejza (PO) pytał z kolei świadka, czy wie, kto mógł stać za Marcinem P. „Nie mam zielonego pojęcia” – odpowiedział świadek. „A kiedy pan się dowiedział, że cały ten proceder jest szwindlem, oszustwem?” – dopytywał polityk Platformy. „Jak miałem wylecieć do Wrocławia, bodajże to był piątek, jak upadły linie lotnicze (OLT). Wtedy dopiero zaczęły takie informacje medialne się pokazywać i zaczęły (się) otwierać oczy. Wcześniej to było, moim zdaniem, mydlenie. Jak były jakieś pytania, to wszystko było fajnie, pięknie (…)” – odparł Kuśmierczyk.

Świadek pytany, czy przed podjęciem pracy sprawdzał Amber Gold. „Nie. Dużo billboardów; firma, która się rozrasta, zaproponowała godziwe wynagrodzenie i pracę od 8 do 16 i wydawało mi się, że wszystko jest w porządku” – stwierdził Kuśmierczyk, dodając, że w Amber Gold pracowało wiele osób, w tym b. pracowników banków.

Kuśmierczyk mówił też, że pewnego dnia otrzymał telefonicznie polecenie zarządu – według niego dzwoniła Katarzyna P. – aby sprzedać złoto w oddziale NBP. Zeznawał, że zgodnie z poleceniem, miał „podejść do okienka 4 lub 5, nie pamiętam”. „Tam pani zapytała mnie, czyje jest to złoto, skąd jest to złoto i czy ja je sprzedaję?” – opisywał. Dodał, że zadzwonił do zarządu, domagając się jakiegoś dokumentu, że jest to złoto Amber Gold. Dodał, że pracownica NBP pytała go również o numer konta, na który należy przelać pieniądze ze sprzedaży. „Ja poprosiłem o pisemną zgodę zarządu na sprzedaż tego złota, które mi dowieziono z centrali” – podał, dodając, że dostał też na piśmie numer konta. Kuśmierczyk zeznał, że mówiono mu, iż pieniądze za złoto są potrzebne na wypłaty dla klientów i pracowników.

Pytany, czy po tych wszystkich wydarzeniach nie nabrał podejrzeń, co do charakteru działalności Amber Gold, Kuśmierczyk stwierdził, że „docierało wreszcie do mnie, że coś jest nie tak. Że jednak potwierdza się, że można powiedzieć to jest lipa, piramida finansowa. Tylko tyle”. Jak zaznaczył, nie zgłosił swoich podejrzeń policji ani żadnym innym służbom.

PAP/MoRo

Komisja Amber Gold: teściowa Marcina P. odmawiała odpowiedzi na pytania

Nie odpowiem na to pytanie, ponieważ nie chcę ani sobie ani bliskim mi osobom zrobić krzywdy – tak brzmiała zdecydowana większość odpowiedzi przed sejmową komisją ds. Amber Gold Danuty Jacuk-Plichty

[related id=38232]Jacuk-Plichta prywatnie teściowa założyciela Amber Gold była zatrudniona w Amber Gold; szefowa komisji Małgorzata Wassermann mówiła niedawno PAP, że na koncie Jacuk-Plichty pojawiały się „potężne sumy pieniędzy” z Amber Gold.

Świadek stawiła się przed komisją z pełnomocnikiem. Na pytanie przewodniczącej komisji, czy będzie składała zeznania, odpowiedziała: „nie”; jednak pełnomocniczka świadka przekazała komisji, aby zadawała pytania, a jej klientka będzie na bieżąco decydowała, czy odpowie na pytania.

Ostatecznie świadek odmawiała odpowiedzi na prawie każde pytanie członków komisji, uzasadniając to tym, że „nie chce zaszkodzić sobie ani bliskim jej osobom”.

Poseł Nowoczesnej Witold Zembaczyński, pytał m.in. czy w 2012 r. świadek kupiła od Amber Gold sześć kilogramów złota za milion złotych; skąd były pieniądze na tak dużą inwestycję. Wassermann pytała Jacuk-Plichtę, czy była zatrudniona w Amber Gold i czy przelew pieniędzy na jej konto przez Marcina P. odbywał się za jej wiedzą i zgodą.

„Nie odpowiem na to pytanie, ze względu na to, że nie chcę sobie zrobić krzywdy i bliskim mi osobom” – odpowiedziała świadek. Jej pełnomocniczka wskazywała, że świadek może uchylić się od odpowiedzi na konkretne pytanie, jeżeli naraziłoby to ją lub osobę dla niej najbliższą na odpowiedzialność za przestępstwo lub przestępstwa skarbowe.

Członkowie komisji zadawali kolejne pytanie, jednak na zdecydowaną większość nie uzyskali odpowiedzi. Przewodnicząca komisji zwracała uwagę, że jeżeli świadek zdecydowała się zeznawać, nieuzasadniona odmowa może zostać ukarana grzywną.

Świadek odpowiedziała na kilka ogólnych pytań. Członkowie komisji wyrażali zdziwienie, dlaczego nie odmówiła złożenia zeznań, skoro nie chce odpowiadać na pytania. „Nie słyszałam pytania, pani przewodnicząca tak szybko czytała, że nie usłyszałam tego” – odpowiedziała świadek.

Wasserman dopytywała świadka, czy ktoś jej groził w związku z przesłuchaniem, czy kogoś lub czegoś się obawia. „Nie” – odpowiedziała świadek. Tak samo odpowiedziała na pytanie, czy ma postawione zarzuty. Świadek powiedziała, że obecnie nie pracuje, utrzymuje się z emerytury.

Przewodnicząca komisji pytała, czy wobec świadka toczyło się lub toczy postępowanie karno-skarbowe lub podatkowe. „Nie toczy się” – odpowiedziała. Ale odpowiadając na kolejne pytanie świadek zeznała, że w przeszłości toczyło się postępowanie podatkowe, które skończyło się umorzeniem sprawy. Nie odpowiedziała jednak na szczegółowe pytania.

Wassermann zapowiedziała zwrócenie się do Urzędu Skarbowego o to, jakie było postępowanie i czym się zakończyło.

Przewodnicząca komisji zapytała świadka, co zrobiła z kwotą 1,5 mln zł, która była na jej koncie. Świadek nie odpowiedziała na to pytanie. Wassermann zapytała także Jacuk-Plichtę, czy czuje się winna wobec ludzi, którzy stracili pieniądze. „Nie” – odpowiedziała świadek.

PAP/MoRo

Rzymkowski: b. szef MSW Jacek Cichocki przewija się w sprawie Amber Gold. Owocne konsultacje u prezydenta Dudy

Jedynym doradcą ds. bezpieczeństwa prezydenta Adamowicza w latach 2011-2016 był zastępca szefa Delegatury Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Gdańsku pułkownik Krzysztof Bolin (…) a on nic nie wiedział?

[related id=38053]Poseł Kukiz’15 Tomasz Rzymkowski, przedstawiciel Sejmu w KRS i zastępca szefa komisji śledczej ds. Amber Gold uważa, że ostatnie zeznania świadków wniosły „bardzo dużo ciekawych elementów” do sprawy. Ocenił, że bardzo interesujące były poniedziałkowe zeznania świadka Ireneusza Dylczyka, „które przeczą jego zeznaniom pod przysięgą w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Lublinie”, w dodatku, jak się wyraził poseł, „w stopniu bardzo szerokim” – Dylczyk, zeznając przed komisją, złożył zeznania zaprzeczające wcześniejszym w ABW.

– Co ciekawe, w ABW Dylczyk podczas zeznań ujawniał wiele szczegółów, chociażby taki, że podczas słynnej rozmowy biznesmena gdańskiego Mariusa Olecha padło nazwisko Marcina P., a w zeznaniach przed komisją zaprzeczał, jakoby to nazwisko padło i dowiedział się wówczas o panu Marcinie P. i firmie Amber Gold – powiedział Rzymkowski. Jego zdaniem, zeznający we wtorek prezydent Adamowicz również był bardzo ciekawy, „powiedziałbym – ekspresyjno-agresywny w stosunku do członków komisji”.

– Ośmieszał się przez niektóre swoje wystąpienia. Przykładowo, kiedy zadałem mu pytanie, czy zna Michał Tuska, twierdził, że nie wie, co znaczy słowo „znać” – powiedział Rzymkowski, dla którego najistotniejszymi twierdzeniami prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza były te, w których zaprzeczał, jakoby miał kontakt ze służbami specjalnymi,

bo nie miał takich możliwości, jakie mają członkowie rządu i jest tylko samorządowcem, nie zna przedsiębiorców, nie wiedział, czym jest Amber Gold, spółka, którą prosił o finansowanie filmu o Lechu Wałęsie – „generalnie było to dosyć dziwne”.

– Jedynym doradcą do spraw bezpieczeństwa prezydenta Adamowicza od 2011 do ubiegłego roku był zastępca szefa delegatury bezpieczeństwa wewnętrznego w Gdańsku, pułkownik Krzysztof Bolin – powiedział Rzymkowski, który podczas przesłuchań pytał się Adamowicza o jego doradcę do spraw bezpieczeństwa, ale prezydent Gdańska wydawał się o nim nie pamiętać.

[related id=38232]Przypomniał, że jest to osoba bardzo barwna, od lat 80. znajomy prezydenta Adamowicza, z którym razem działali w Ruchu Młodej Polski. Bolin po 90. roku był dość ważnym funkcjonariuszem UOP-u, który w 1992 roku wysłał słynną notatkę do ówczesnego szefa UOP Piotra Naimskiego z informacją o tym, że znalazł w delegaturze gdańskiej UOP znikomą część teczki tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek”. W 2010 roku Bolin zakończył oficjalnie swoją służbę w ABW w stopniu pułkownika, pełniąc funkcję zastępcy szefa delegatury.

– Nie wierzę, żeby tak wysoki funkcjonariusz ABW nie miał świadomości, czym jest firma Amber Gold, i że jest to podmiot będący w polu zainteresowania służb, jak i też – kim jest pan Marcin P. To jest po prostu niemożliwe, żeby osoba zajmująca się bezpieczeństwem i doradzaniem prezydentowi Adamowiczowi nie wiedział nic o firmie Amber Gold – powiedział Rzymkowski.

Wczorajsze posiedzenie komisji ds. Amber Gold jednak najbardziej go zaskoczyło, bowiem w toku prac okazało się, że funkcjonariusze ABW dopuścili się fałszowania stenogramów z podsłuchów, w tym m.in. rozmów wczoraj zeznającego Emila Marata z Marcinem P.

– Mieliśmy tak drastyczne rozbieżności w tych stenogramach, a do tego dochodzi jeszcze kwestia nadawania wysokich klauzul tym podsłuchom – powiedział Rzymkowski, według którego owe podsłuchy to standardowe procedury operacyjne w tego typu sprawach – nadanie dwóch różnych klauzul stenogramom z tej samej rozmowy i do tego drastyczna rozbieżność nie tylko w przypisywaniu słów poszczególnym osobom, ale nawet w nomenklaturze zwrotów grzecznościowych. W jednym jest „witam” w drugim „dzień dobry”. No… jest dosyć duża rozbieżność i mam wrażenie, że doszło tutaj do fałszerstwa i celowego zaciemniania sprawy.

– W rozmowach tych panowie powoływali się między innymi na znajomość  z ówczesnym ministrem spraw wewnętrznych Jackiem Cichockim  – ujawnił Rzymkowski.

Rzymkowski o konsultacjach w sprawie sądownictwa u prezydenta Andrzeja Dudy

[related id=38307]- Założenia prezydenta są bardzo ciekawe. Zauważyłem elementy rzeczywiście reformujące wymiar sprawiedliwości, to jest novum w stosunku do tego, było poprzednio przedłożone przez Ministerstwo Sprawiedliwości – powiedział Tomasz Rzymkowski, pytany o wczorajsze konsultacje u prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie ustaw reformujących polski wymiar sprawiedliwości. Jego zdaniem realne problemy polskiego sądownictwa, wskazywane już wcześniej przez Kukiz’15, prezydent i jego współpracownicy „już zauważyli i ta ponadgodzinna rozmowa z przedstawicielami klubu Kukiz’15 była bardzo merytoryczna, o konkretnych problemach i konkretnych rozwiązaniach”.

– Bardzo nas ucieszyła zmiana dotycząca wyboru sędziów KRS na kwalifikowaną większością 3/5 głosów przez Sejm, ale równie udział czynnika społecznego  w postępowaniu dyscyplinarnym wobec sędziów – to były nasze dwa kluczowe postulaty – powiedział Rzymkowski, który uważa, że właśnie te dwa rozwiązania prawne przyczyniają się do wdrożenia realnej reformy w sądownictwie. – Przy czym główną bolączką w polskim sądownictwie jest przerośnięta kognicja (pogląd ten podziela również prezydent), to jest zbyt szeroka właściwość sądów do orzekania różnych spraw.

Rzymkowski stwierdził, że prezydent bardzo przychylnie spogląda na postulat wprowadzenia do polskiego systemu prawnego sędziów pokoju, nad którym pracuje Kukiz’15. Zdradził nam, że niebawem jego klub parlamentarny złoży w tej sprawie projekt ustawy. – Aby te najdrobniejsze sprawy nie zalewały polskich sądów, tylko były rozstrzygane przez sędziów pokoju wybieranych w wyborach bezpośrednich na kadencję cztero- czy pięcioletnią – powiedział Rzymkowski.

Poseł uważa, że zreformowanie polskiego sądownictwa to tylko kwestia czasu, bowiem wola obywateli jest oczywista, bo ponad 80 procent polskiego społeczeństwa chce wprowadzenia zmian w wymiarze sprawiedliwości.

– Znacząca cześć środowiska sędziowskiego również dostrzega potrzebę reformy polskiego wymiaru sprawiedliwości – powiedział. Jego zdaniem jedyne rozterki, jakie temu towarzyszą, to to, jakie zmiany wprowadzić i w jaki sposób. Skrytykował ustawy zawetowane przez prezydenta, a za największe kuriozum „niespotykane na świecie” uważa pomysł ustanowienia prokuratora generalnego zwierzchnikiem sądów w Polsce. Wskazał, że niedopuszczalne w tamtej koncepcji było to, że uczestnik postępowania przed sądem – jakim nawet prokurator generalny – był zwierzchnikiem sędziego. Przypomniał, że sędzia orzekając winien cieszyć się niezawisłością, a jednostka organizacyjna, jaką jest sąd, niezależnością.


W dniu wczorajszym media obiegła wiadomość, że lider Kukiz’15 Paweł Kukiz trafił do szpitala. Rzymkowski zapewnił, że ma stały kontakt z Pawłem Kukizem, a ten ma się coraz lepiej.

Zresztą już wczoraj wieczorem Paweł Kukiz napisał na Facebooku :

Wszystkich tych, którzy w komentarzach pod artykułami z informacją o moim pobycie w szpitalu życzą mi jak najgorzej, spodziewają się rychłego zgonu, dignozują ćpanie, przepicie itp. sprawy, muszę zmartwić…. Będę żył, czuję się coraz lepiej, bronchoskopia nie wykazała nowotworu, a Pani Doktor pochwaliła, że przeszedłem te badania bardzo dzielnie  🙂
Ponieważ Obywatel powinien znać stan zdrowia posła, to informuję o zmianach miażdżycowych i zaburzenia czynności wentylacyjnej. Ale to już rezultat PESEL, papierochów i „energetyków”. I do wyleczenia.
Aby dać pożywkę trollom, informuję również, że przebywam w szpitalu MSWiA. Można więc rozwijać wątki „Służb”, WSI i powiązań z obcym wywiadem, który spreparował moją chorobę, by „pod przykryciem” wrzucić mnie do resortowego szpitala, abym wydobył od lekarzy tajemnice o stanie zdrowia najwyższych urzędników państwowych i przekazał je Moskwie w zamian za koryto w następnej kadencji 🙂

 

MoRo

 

 

 

 

 

 

 

 

Problemy z podsłuchami na Komisji ws Amber Gold. Luki w stenogramach z rozmów i pamięci świadka

Uważam współpracę z Amber Gold za błąd na mojej drodze zawodowej – zeznał Marat. W trakcie przesłuchania wyszły na jaw rozbieżności w stenogramach z podsłuchów szefa Amber Gold Marcina P.

[related id=38053]Zauważone podczas przesłuchania Marata rozbieżności w stenogramach spowodowały, że komisja przełożyła zaplanowane na środowe popołudnie przesłuchanie kolejnego ze świadków Pawła Kunachowicza. Przesłuchanie to ma odbyć się 11 października. Komisja wystąpi z wnioskami do ABW i prokuratury o wyjaśnienie tych sprzeczności oraz ustalenie właściwego zapisu rozmów.

„Martwi mnie, dlaczego na potrzeby własne ABW sporządza jedną wersję stenogramu, zaś na potrzeby postępowania w prokuraturze jest inna wersja” – powiedział PAP Witold Zembaczyński (Nowoczesna). Dodał, że stenogramy sporządzono z rozmów, które uznano za „istotne”. „A co z resztą? Czy to gdzieś jest, co tam było mówione?” – pytał poseł.

Przesłuchany w środę Marat był doradcą zarządu Amber Gold latem 2012 r. i już wcześniej oświadczał, że dla tej firmy oraz linii lotniczych OLT pracował trzy-cztery tygodnie.

„Współpracę zakończyłem 1 sierpnia 2012 roku, gdy okazało się, że wbrew wielokrotnie powtarzanym zapowiedziom/obietnicom p. Marcina P., jego firma nie upubliczni niezależnego audytu ze swojej działalności, co od początku miało być podstawą polityki komunikacyjnej w sytuacji kryzysu” – głosiło wydane jeszcze w czerwcu oświadczenie Marata, wołane zeznaniami Marcina P. przed komisją śledczą.

W czerwcu szef Amber Gold stwierdził, że Marat uprzedzał go o czynnościach ABW związanych z jego spółką. Dodał też, że Marat mówił mu o możliwości wykorzystania kontaktów z politykami z KPRM. Według Marcina P., być może powoływał się on na ówczesnego szefa MSW Jacka Cichockiego.

[related id=38056]W środę Marat podkreślił, że nie ostrzegał zarządu firmy Amber Gold „o jakichkolwiek działaniach służb specjalnych wokół spółki”. „Marcin P. twierdził, że prawdopodobnie jest poddawany presji, działaniom, być może nielegalnym ze strony służb” – powiedział. Dodał, że gdy Marcin P. narzekał, że jego firma „jest rozbijana od zewnątrz”, „w luźnych rozmowach zastanawialiśmy się na głos, że być może należy się zwrócić do kogoś zaufanego i opowiedzieć mu o tych wątpliwościach prezesa zarządu Amber Gold”. „Wymieniliśmy, wymieniłem nazwisko pana Cichockiego” – przyznał Marat.

„Uważam współpracę z Amber Gold za błąd w mojej drodze zawodowej, wykazałem się brakiem czujności, ale zdecydowanie wierzyłem, że linie lotnicze OLT mogą być awangardowym przedsięwzięciem na polskim i europejskim rynku” – powiedział świadek.

[related id=37816]Jak mówił, wiosną 2012 r. zwrócił się do niego znany mu prywatnie Jarosław Frankowski, dyrektor linii OLT z propozycją, by stworzył dział komunikacji tych linii. „Wiedziałem wtedy, jak wygląda spółka OLT, była to dynamiczna firma, podbijająca rynek” – powiedział.

Świadek relacjonował, że najpierw odmówił, ponieważ pracował w radiu i zajmował się innymi rzeczami. Dodał, że po miesiącu, czy dwóch miesiącach odszedł z poprzedniej pracy i Frankowski zadzwonił jeszcze raz ws. współpracy z OLT. Marat zgodził się wtedy, ale dopiero od września.

„Pod koniec czerwca zadzwonił do mnie pan Frankowski, mówiąc, że nastąpiła sytuacja kryzysowa wokół firmy Amber Gold, coraz więcej jest publikacji negatywnych związanych z wątpliwościami dot. funkcjonowania tej spółki, rzutuje to również na linie lotnicze OLT i czy nie byłbym w stanie pomóc w zakresie PR” – zeznawał.

Dodał, że Frankowski zorganizował jego spotkanie z Marcinem P., który twierdził, że „grupa Amber Gold jest poddawana czarnemu PR” i jest to związane, jak uważał P., prawdopodobnie z tym, że linie lotnicze OLT „nadepnęły na odcisk spółce Skarbu Państwa, czyli LOT-owi”.

Zaznaczył, że podjął się opracowania strategii PR, opartej na pełnej transparentności i otwartości na media. „Przede wszystkim chodziło o opublikowanie pełnego bilansu za 2011 r., pokazania jak spółka zarabia, jakie ma przychody” – wyjaśnił świadek.

Marat opowiadał, że gdy OLT ogłosiły upadłość, sytuacja „zaczęła się komplikować”. Jak mówił, jego zaufanie do zarządu Amber Gold zupełnie się wyczerpało, gdy dowiedział się, że firma audytorska, która miała dokonać bilansu, nie przygotowuje takiego bilansu, że jest to nieprawda. „Wtedy 1 lub 2 sierpnia podziękowałem za współpracę” – powiedział świadek.

W swoich pytaniach posłowie nawiązywali do stenogramów z podsłuchów Marcina P. dokonanych przez ABW oraz czerwcowych zeznań P. przed komisją. Zembaczyński przytoczył zapis z podsłuchów, z którego wynikało, że Marat zadzwonił 29 lipca 2012 r. do P., informując, że dzień później do Amber Gold ma wejść ABW.

[related id=27824]”Dostałem informację od naszego kontrahenta, jutro w jego firmie mają pojawić się panowie z ABW” – miał mówić Marat według stenogramu, który poseł Nowoczesnej zamieścił na Twitterze.

„Skąd pan miał tę informacje?” – pytała szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS). „Nie wiem, nie pamiętam. Prawdopodobnie była to informacja, która krążyła między dziennikarzami, z którymi rozmawiałem. Nie miałem takiej wiedzy i nie ostrzegałem Marcina P., nie mówiłem mu o tym, że jutro czy pojutrze będzie ABW (…).

Ja tej rozmowy nie pamiętam” – odpowiedział świadek.

„Nie pamiętam bym wiedział, że jutro czy pojutrze konkretnie. Natomiast o tym, że ABW interesuje się spółką, która prowadziła inwestycje w linie lotnicze, które padły, o tym wśród wielu osób, z którymi rozmawiałem, mówiono na głos. To jest oczywiste, że upadki dużych firm są monitorowane przez służby” – mówił Marat. Dodał, że

podczas rozmów z P. poruszał temat ABW, co było z jego strony „formą nacisku na niego, by zaczął realizować w końcu choć cień strategii, którą na początku naznaczyłem”.

W zamieszczonym przez Zembaczyńskiego stenogramie z tej samej rozmowy Marat miał także mówić: „Nie wiem, czy Paweł panu mówił, Paweł jest kolegą ministra Cichockiego, oni byli razem w drużynie harcerskiej (…) może to jest czas, żeby zadzwonić do niego, co?”. Polityk Nowoczesnej pytał więc, czemu miała służyć rozmowa z Cichockim. „Przedstawieniu tezy Marcina P., że jest w sposób bezprawny prześladowany” – odpowiedział Marat.

„Było to rzucone luźno, że jeżeli prezes Amber Gold uważa, że jego firma jest w sposób nieprawny 'rozbijana’, to powinien to przedstawić koordynatorowi służb” – tłumaczył świadek. Zembaczyński dopytywał świadka, przez kogo miała być rozbijana spółka P. „Przez konkurencję, czyli np. LOT wspierany przez służby. Pomyśleliśmy, że jeśli tak twierdzi P., to może mógłby przedstawić swoje stanowisko koordynatorowi służb” – mówił świadek.

„Czy do tego kontaktu finalnie doszło?” – dopytywał Zembaczyński. „Absolutnie nie doszło do tego kontaktu. Nie było realizacji tego luźno rzuconego przypuszczenia” – podkreślił Marat.

Posłowie pytali też Marata o znajomość Cichockiego z Kunachowiczem, który w tym samym czasie co Marat współpracował z Amber Gold. „To był jedyny polityk, którego znał mec. Kunachowicz, ja nie znam pana Cichockiego. Zaufanie było oparte na wspólnej przeszłości we w pełni godnej zaufania drużynie harcerskiej o nazwie 'Czarna jedynka'” – odpowiadał Marat. Wassermann dopytywała, ile lat mieli Cichocki i Kunachowicz, gdy byli w tej drużynie. „Nie wiem, myślę, że byli w wieku formacyjnym, czyli po 18-19 lat” – stwierdził świadek.

Przyznał też, że Kunachowicz z jego rekomendacji podjął współpracę z Amber Gold, a znał go jeszcze od 2000 r., gdy wraz grupą dziennikarzy odchodził z Radia Zet i wtedy Kunachowicz im pomagał. „Nie przypominam sobie jednak, bym stawiał warunek podjęcia przeze mnie pracy, zatrudnienie Kunachowicza” – dodał.

Krzysztof Brejza (PO) zwrócił uwagę, że stenogram rozmowy z 29 lipca 2012 r., którym on dysponuje jest zupełnie inny i wynika z niego, że to P. informował Marata, że ABW ma wejść do Amber Gold. Stenogram ten – także zamieszczony przez Zembaczyńskiego na Twitterze – trafił do gdańskiej prokuratury.

„Jednym słowem nie widzę innej możliwości, jak (…) zwrócenie się do ABW o wyjaśnienia, a po wyjaśnieniach podjęcie decyzji, co z tym robić” – poinformowała w związku z tym Wassermann. Dodała, że komisja zgłosi się też do Agencji, by w trybie natychmiastowym odszukano oryginały tych rozmów.

W trakcie przesłuchania Zembaczyński zapytał świadka, dlaczego w ogóle zdecydował się na współpracę z Amber Gold. Marat tłumaczył, że zrobił to, gdyż oferta jaką mu przedstawiono, była bardzo atrakcyjna. Jak dodał, zaproponowano mu kontrakt na prowadzenie działu komunikacji w spółce, opiewający na 30 tys. zł netto. Ponadto – jak mówił –

rozmach linii lotniczych OLT Express i skala całego przedsięwzięcia oraz to, że firma istniała już od trzech lat, przekonywało go do nawiązania współpracy. Istotne było też – jak stwierdził – to, że prokuratura nie podejmowała śledztw w sprawie Amber Gold.

Świadek wskazał również, że z jego pobieżnych analiz trendów na rynku złota wynikało, że w latach 2005-2011 „na rynku złota panowała okropna hossa”. „Złoto zdrożało przez osiem lat ok. 4-5-krotnie. Nie jestem fachowcem, ale to też był pewien element uprawdopodobniający sprawę” – mówił.

„Tylko powstało pytanie, które było oczywiste, jeżeli Amber Gold, mówię teraz o moim wówczas rozumowaniu (…), jeżeli Amber Gold jest piramidą finansową, taką ordynarną, okropną, to po diabła, przepraszam organizuje wielkie linie lotnicze, które mają tutaj przewrócić rynek. To mi się nie zgadzało, to uprawdopodobniało ten biznes” – zeznał Marat.

Jak wskazał, „wówczas był tzw. 'efekt wow’, te linie naprawdę były dobrze skonstruowane (…) moment był doskonały przed Euro (2012 w Polsce – PAP), organizacja siatki połączeń między dużymi miastami miała sens, LOT był w słabej kondycji, więc rosła mu konkurencja”. „To wszystko składało się w pewną logiczną całość” – powiedział.

Jarosław Krajewski (PiS) pytał Marata, czy miał w 2012 r, wiedzę nt. planu śledztwa prowadzonego przez ABW ws. Amber Gold. „Absolutnie nie miałem żadnej wiedzy na ten temat, żadnego planu śledztwa nie znałem. Zaprzeczam, bym to ja dostarczał dziennikarzom jakikolwiek plan śledztwa” – zaznaczył Marat.”Nie posiadałem żadnych kontaktów z funkcjonariuszami służb specjalnych, w tym ABW.”

Marek Suski (PiS) pytał świadka, czy ma wiedzę, kto dostarczył informacje o działaniach służb wobec Amber Gold. „Z mojej strony (…) mogły to być jedynie domniemania, natomiast kto był źródłem przekonań pana P. o tym, że służby rozpracowują, w cudzysłowie, jego firmę, nie wiem. Pod koniec miesiąca takim źródłem stał się być może dziennikarz, o którym przed chwilą mówiliśmy (Paweł M. – PAP), który dostarczył, czy miał dostarczyć tę notatkę o akcji w cudzysłowie 'Ikar'” – powiedział Marat.

Jednocześnie świadek zeznał, że „nie załatwiał” żadnych artykułów korzystnych dla Marcina P. „Nie wiem, co oznacza słowo 'załatwiałem’. Oczywiście polecałem dziennikarzom możliwość np. przeprowadzenia wywiadu z Marcinem P., który wcześniej nie chciał udzielać żadnych wywiadów. W moim odczuciu nie było korzystnych materiałów wówczas nt. Marcina P. czy również wywiadu (…). 'Załatwianie’ jest złym słowem, 'korzystne’ również jest złym słowem” – mówił Marat.

PAP/MoRo

Małgorzata Wassermann po zeznaniach Adamowicza: „dużo rozbieżności” i „dziwne funkcjonowanie urzędu miejskiego”

Dla mnie istotne jest to, że prezydent Gdańska Paweł Adamowicz ani przed, ani po fakcie nic nie wiedział na temat Marcina P., sprawy Amber Gold – to jest dziwne funkcjonowanie urzędu miejskiego.

Tak szefowa komisji Małgorzata Wassermann oceniła wtorkowe zeznania Adamowicza przed sejmową komisją śledczą.  Uważa ona, że

w zeznaniach Adamowicza wystąpiło „dużo rozbieżności, zwłaszcza w zeznaniach w stosunku do Marcina P.”. „Będziemy na pewno w październiku o to pytać. Ja nie wykluczam konfrontacji” – mówiła dziennikarzom w Sejmie po blisko pięciogodzinnych zeznaniach prezydenta Gdańska.

[related id=38053]”Każde zeznania wnoszą do komisji bardzo dużo. Dzisiaj było wiele ciekawych wątków. Myślę, że to, co jest istotne, to jest dla mnie – że pan prezydent ani przed, ani po fakcie nic nie wiedział na temat Marcina P., sprawy Amber Gold, to jest dziwne funkcjonowanie urzędu miejskiego” -zaznaczyła Wassermann.

Pytana, czy satysfakcjonują ją jego zeznania, odpowiedziała: „Nigdy nie odczuwam takich emocji po zeznaniach. Są pewne momenty, które powodują u mnie duże zaciekawienie, jak choćby ten fakt, że pamiętacie państwo, jak pan premier Donald Tusk mówił o wyjaśnianiu sprawy 'do spodu’ ? Ja nie znajduję śladów, poza tymi deklaracjami na mównicy sejmowej, żeby ta sprawa była wyjaśniana (…) kolejny świadek, który mówi o tym, że nie był nigdy o to zapytany”.

W jej ocenie „kolejna rzecz, która jest ciężka do uwierzenia”, to, że „pan prezydent twierdzi, że nie miał żadnego przecieku”. „Jeżeli jest jakikolwiek organ taki, jak prezydent, zwłaszcza tak dużego miasta jak Gdańsk, to wydaje się mało prawdopodobne, aby służby prasowe nie działały, aby doradcy do spraw bezpieczeństwa nie działali, wreszcie, aby, no jednak jest na danym terenie delegatura ABW, CBŚ i innych służb, i po coś jest, aby zapewniać pewną ochronę osobom, które sprawują najważniejsze funkcje” – wskazała szefowa komisji.(…) „Również wedle pana prezydenta ten event na lotnisku i ciągnięcie tego samolotu oraz ta konferencja prasowa on uważa, że to nie była reklama firmy Amber Gold”.

Dopytywana, czy jej zdaniem Adamowicz wyjaśnił podczas przesłuchania przez komisję swoje kontakty z Marcinem P., odpowiedziała:

„Pan prezydent twierdzi, że nie miał własnych kontaktów z Marcinem P. Sami państwo oceńcie te zeznania. Mnie jest też niezręcznie komentować, bo w dużej części dzisiaj zachowanie prezydenta dużego miasta było dla mnie żenujące”.

Podczas czerwcowego przesłuchania przed komisją śledczą Marcin P. był pytany m.in. czy w zakresie swojej działalności i bieżącego funkcjonowania jego firma kontaktowała się z politykami na Pomorzu. „Nie zostawałem na Pomorzu w kontakcie z żadnymi politykami. Politycy sami szukali ze mną kontaktu, ja raczej próbowałem się zawsze od polityków odcinać” – mówił Marcin P. Dopytywany, którzy politycy szukali z nim kontaktu, odparł: „na pewno prezydent miasta Gdańska poprzez port lotniczy w Gdańsku”.

B. szef Amber Gold zeznał ponadto, że „chęć znalezienia kontaktu ze strony polityków różnych opcji zawsze była, chyba najczęstszy był jednak z członkami prezydium Miasta Gdańska”.

Marcin P. mówił też, że wśród osób, które lokowały pieniądze w Amber Gold, znajdowały się nazwiska około trzydziestu polityków. „W chwili obecnej nie jestem w stanie (powiedzieć) (…) na pewno było nazwisko Adamowicz, na pewno była pani Kopacz Ewa, na pewno był znany polityk PiS” – mówił P. Według niego w bazie były wszystkie opcje polityczne na szczeblach: centralnym i wojewódzkim.

Prezydent Adamowicz, odnosząc się w czerwcu do słów b. szefa Amber Gold, zapewniał: „już 5 lat temu (…) wydałem oświadczenie, dzisiaj powtórzę: nie spotykałem się z Marcinem P., nie zabiegałem o spotkania i oczywiście na komisji sejmowej to samo powtórzę”. Przekonywał też, że „nie zanosił niczego” do siedziby Amber Gold, ani nie lokował tam swoich pieniędzy.

Podobnej treści oświadczenie złożyła wówczas b. premier i b. minister zdrowia Ewa Kopacz. „Nigdy nie lokowałam środków w Amber Gold. Marcin P. mija się z prawdą” – napisała Kopacz na Twitterze.

PAP/MoRo