Minister Zalewska: Najtrudniejszy rok szkolny już za nami. A w tym roku wprowadzimy kolejny etap reformy

Anna Zalewska pozytywnie ocenia efekty reformy edukacji, oraz opowiedziała o wyzwaniach i problemach jakie stoją przed ministerstwem edukacji w przyszłym roku szkolnym.

 

Prof. Bernacki: Ustawa Gowina to gaszenie pożaru przy pomocy nitrogliceryny [VIDEO]

Prof. Włodzimierz Bernacki podkreślił, że szkolnictwo wyższe trzeba zreformować, jednak ustawa Gowina w obecnym kształcie jest nie do przyjęcia.


Na początku rozmowy gość Radia Wnet skomentował relacje polsko-izraelski. Zdaniem prof.  niepokojące informacje medialne, jakoby nasze stosunki uległy pogorszeniu, są nietrafne:

„Najlepiej udowadnia to spotkanie prezydentów Polski i Izraela, które pokazuje właściwy klimat tych relacji. Dopóki będziemy mówić otwartym tekstem o problemach, będzie dobrze. Kłopotem byłoby, gdyby te problemy narastały”.

Zdaniem prof. Bernackiego w Europie mamy obecnie do czynienia ze zjawiskiem odrzucenia dotychczasowych elit, które uległy kompromitacji. Kolejne wybory np. w Niemczech, we Włoszech czy na Węgrzech to potwierdzają:

„Widzimy, że w większości państw dochodzi do odrzucenia dotychczasowego modelu politycznego i dotychczasowych elit. Do tej pory mieliśmy do czynienia ze swoistą zmową elit politycznych. Byli konserwatyści czy liberałowie, którzy w kampaniach wyborczych prezentowali swoje programy, ale zawierali ugodę, że po wygranych wyborach niewiele z tych obietnic zrealizują. Obecnie partie, które wygrywają w wyborach, zaczynają wywiązywać się ze swoich obietnic, tak jak ma to miejsce w Polsce czy na Węgrzech. Ta sytuacja wywołuje wiele zamieszkania na zachodzie.  Zaczyna się krytyka, mówienie o kryzysie demokracji”.

Prof. Włodzimierz Bernacki skomentował również reformę o szkolnictwie wyższym:

„Jestem zwolennikiem reformy szkolnictwa. Diagnoza jest taka, że poprzez reformy liberalne, doprowadziliśmy do sytuacji, w której nie uczymy młodych fachowców, a produkujemy absolwentów, którzy jak produkty, mają osiągnąć pewne parametry, aby lepiej pasować do rynku pracy – Jest to system, który obniża rangę i znaczenie tytułu naukowego”.

Zdaniem prof. ustawa Gowina jest jednak „gaszeniem pożaru za pomocą nitrogliceryny”. Zostały stworzone pewne ramy prawne, które nie poprawią sytuacji, a nawet może dojść do pewnego rodzaju tąpnięcia. Przede wszystkim projekt ustawy jest zbyt obszerny: „Jako konserwatysta zawsze zastanawiam się, czy wszystkie skutki tak gwałtownej przemiany są do przewidzenia”.

Ustawę da się poprawić, należy wprowadzić do niej elementarne zmiany. Projekt np. zachowuje możliwość ubiegania się o stopień dr hab., ale jednocześnie nie jest to wymogiem koniecznym. Mogą więc pojawić się sytuacje, że ktoś będzie chciał rozwijać swoją karierę naukową bez tego tytułu. Wystarczy wprowadzić do tej ustawy zmianę, że naturalną ścieżką rozwoju jest najpierw ubieganie się o stopień dr, następnie dr. hab. itd. Inaczej doprowadzimy do całkowitego spłaszczenia hierarchii i tytułów naukowych- podkreślił gość Radia Wnet.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy.

JN

Lipne dyplomy, marne tytuły; brakuje nam elit naukowych, nie ma wymiany kadr. Czy „Konstytucja dla nauki” coś naprawi?

Przedwojenna matura miała większe znaczenie od dyplomu wyższej uczelni w III RP. Podobnie jest z profesurami. Profesor gimnazjum w II RP to był ktoś, profesor wyższej uczelni w III RP – niekoniecznie.

Józef Wieczorek

Na polskich uczelniach zatrudnianych jest wielu profesorów, i to prezydenckich (tzw. belwederskich), i mnóstwo doktorów habilitowanych tworzących grupę tzw. pracowników samodzielnych, którzy jednak samodzielnie nie zawsze potrafią uformować naukowców na takim poziomie, aby się liczyli w konfrontacji i współpracy z naukowcami światowymi. Z nazwy samodzielni, nawet nie zawsze są w stanie formować absolwentów na należytym poziomie magisterskim czy licencjackim, stąd dyplomy polskich uczelni niewiele są warte.

Wiele z nich to są lipne dyplomy pochodzące z plagiatów, czy po prostu z kupowania prac stanowiących podstawę otrzymania dyplomu. Firmy piszące od lat prace dyplomowe na zamówienie nie upadają, więc widać, że popyt na nie się utrzymuje. W takich firmach nieraz dorabiają sobie i etatowi pracownicy uczelni, co dokumentuje ich swoisty „etos”. (…)

Jesteśmy potęgą tytularną, ale zarazem mizerią naukową. Ci, którzy uprawiają naukę na poziomie światowym – to margines, podobnie jak ci, którzy potrafią i chcą formować nowych naukowców na poziomie. (…)

Należy pamiętać, że ostatnią czystką wśród elit nie był rok 1968, o którym to roku się pamięta, lecz okres wojny jaruzelsko-polskiej, i to nie tylko na początku wprowadzenia stanu wojennego, ale także przed upadkiem komunizmu, przed rozpoczęciem tzw. transformacji ustrojowej, kiedy weryfikowano elity akademickie niewygodne – bo nonkonformistyczne. Jednocześnie wśród wielkiej fali emigracyjnej lat 80. znalazły się tysiące studentów i pracowników akademickich, co spowodowało ubytek co najmniej kilkunastu procent populacji akademickiej i technicznej. Niestety w III RP te procesy nie zostały zatrzymane. (…)

Na uczelniach niepublicznych, w niemałym stopniu tworzonych przez dawną nomenklaturę, zatrudniani byli na kolejnych etatach pracownicy z uczelni publicznych. Rzekomo ta wieloetatowość była wymuszana niskimi zarobkami, ale jakoś tak na tych kolejnych etatach zatrudniani byli najlepiej zarabiający na etatach pierwszych, w tym rektorzy, dziekani i profesorowie.

Rekordziści zatrudniani byli nawet na kilkunastu etatach i mimo ograniczeń wieloetatowość pozostała do dnia dzisiejszego, bo dwa etaty to też wiele, tym bardziej, że tacy są i na innych pozaakademickich stanowiskach.

(…) Polski system akademicki pozostał kompatybilny z krajami postkomunistycznymi, stąd jeszcze w 2004 r. uznawano w Polsce dyplomy, stopnie i tytuły naukowe osiągnięte w takich krajach jak Ukraina, Białoruś, Mołdawia, Mongolia, Korea Północna, Libia, Kuba itp., a np. wybitny polski naukowiec z kraju zachodniego mógłby być zatrudniony na polskiej, nawet kiepskiej uczelni, co najwyżej na słabo płatnym etacie adiunkta, bo przecież nie miał swoistej dla naszego systemu habilitacji. No, chyba że zrzekł się obywatelstwa polskiego! Jest udokumentowany przykład takiego potraktowania dr. Zbigniewa (Ben) Żylicza. (…)

Przez lata konkursy na obsadzanie stanowisk akademickich ustawiane są tylko na swoich. Kryteria genetyczno-towarzyskie są ważniejsze od merytorycznych. Żaden, nawet najwyższej klasy naukowiec, o ile konkurs nie jest na niego ustawiony, nie ma wiele szans na etatowe zatrudnienie. Kiedyś o zatrudnieniu na uczelni, także o awansach, decydowała POP PZPR. Dziś nader często decydują o tym sitwy akademickie, aprobujące tylko samych swoich, którzy im nie zagrażają intelektem i pojmowaniem istoty rzeczy. (…)

Do tej pory nie podjęto próby dekomunizacji środowiska akademickiego, a spóźniona o lata próba lustracji spotkała się z nonkonformistycznym protestem zwykle konformistycznych kadr akademickich, które za żadne skarby nie chcą poznać swej historii.

(…) „Konstytucja dla nauki” jest raczej obszerną (175 stron, 457 art.), szczegółową instrukcją obsługi uczelni, a nie dokumentem prezentującym filozofię i główny zestaw reguł, którymi uczelnie, instytucje naukowe mają się kierować w swej działalności.

Na kształcie konstytucji zaważyła filozofia jej opracowania. Propozycje zmian przygotowywały trzy krajowe zespoły beneficjentów tego dotąd patologicznego systemu, a nie poproszono o przygotowanie osobnej wersji ustawy polskich naukowców pracujących za granicami, w dobrych ośrodkach naukowych. Warto by było z taką propozycją się zapoznać, poznać, jak działają systemy bardziej wydajne i zastanowić się, dlaczego polscy naukowcy w krajowym systemie mają osiągnięcia dość mierne, a poza granicami kraju – znaczące.

Różnice finansowe tego nie tłumaczą wystarczająco. Również w Polsce jedni są finansowani i niewiele znaczącego robią, a inni i bez finansowania robią więcej, ale tych nikt u nas nie chce!

W „konstytucji” nie widać skutecznych mechanizmów eliminowania patologii negatywnie wpływających na efekty nauki i edukacji. (…)

Nie bez przyczyny „konstytucja” spotkała się z życzliwym przyjęciem znacznej części strony środowiska akademickiego, które na reformy radykalne zwykle reaguje protestami. To budzi obawy o pozytywne skutki reformy – w końcu to środowisko w niemałym stopniu pochodzi z negatywnej selekcji kadr i ponosi współodpowiedzialność za kiepski stan nauki i edukacji w Polsce.

Bez przeniesienia w stan nieszkodliwości tych, którzy znaleźli się w nauce (tzn. na etatach) z przyczyn politycznych, towarzysko-genetycznych, po ustawianych konkursach, którzy szkodzili, niszczyli lepszych od siebie, którzy oszukują studentów – trudno sobie wyobrazić pozytywne zmiany. (…)

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Utrwalanie mierności” znajduje się na s. 9 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Utrwalanie mierności” na s. 9 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Edukacja jest usługą. Zarządzający uczelniami dostrzegli pozytywny wpływ konkurencji na wzrost jakości kształcenia

Pomysły zaprezentowane przez ministerstwo na konferencji rektorów nie będą skuteczne, jeśli nie zmieni się system finansowania szkół wyższych i badań naukowych w zakresie nauk stosowanych.

Mariusz Patey

Wzrost konkurencji, uruchomienie lepszych mechanizmów doboru kadr naukowo-dydaktycznych niewątpliwie przyczyni się do podniesienia poziomu nauczania akademickiego i badań naukowych. Czy jednak w polskich warunkach możemy powtórzyć sukces Doliny Krzemowej? Doprowadzić nie tylko do wzrostu liczby patentów, ale i podnieść ich jakość? Czy potrafimy odnieść sukces na rynku innowacyjnych produktów? (…)

Zrozumienie, że edukacja jest usługą i podlega prawom rynku, trudno dociera do świadomości decydentów. Rolą polityków jest taka organizacja tego rynku, jego finansowania, żeby wyzwolić energię, innowacyjność, otwartość na zmiany środowiska akademickiego, w dużej części przyzwyczajonego do etatyzmu i braku konkurencji. Pozytywnych zmian w nauczaniu, dostosowywaniu programów, metod nauczania do wymogów rynku możemy oczekiwać tylko w przypadku szerokiego otworzenia rynku usług edukacyjnych.

Należy wziąć pod uwagę trudne położenie finansowe wielu polskich rodzin, jak i to, że wykształcenie warunkuje rozwój kultury państwa, szczególnie dziś, w warunkach otwarcia na Europę i świat. Edukację należałoby pojmować w kategoriach ważnej inwestycji zarówno społecznej, jak gospodarczej i politycznej. (…)

Jednym z ważniejszych komponentów po stronie przychodowej każdej uczelni są wpływy za kształcenie. Podczas analizy roli państwa w systemie finansowania szkolnictwa wyższego nasuwają się pytania będące zaczynem do ważnej dyskusji: czy system, w którym pieniądze trafiałyby do uczelni za studentem, jest w polskim modelu prawnym możliwy?

Uczelnie same określające czesne wynikające z kosztów kształcenia w danej placówce, jak i poziomu cen utrzymujących się na rynku usług edukacyjnych, to standard w świecie anglosaskim, jednak w Polsce mało popularny ze względu na obawy o ograniczenie dostępności kształcenia dla osób z uboższych rodzin. Ma to wyraz w polskiej Konstytucji… Państwo może jednak, promując rozwój rynku edukacji, uruchamiać różne narzędzia pomocowe, na przykład powołać instytucję opłacającą studia osobom do tego uprawnionym, funkcjonującą w formie funduszu pożyczkowego.

Instytucja taka finansowałby naukę poprzez udzielanie studentom nisko oprocentowanych pożyczek na kształcenie, a jednocześnie negocjowałaby wysokość czesnego z uczelniami chcącymi uczestniczyć w takim systemie finansowania. Wysokość pożyczki uzależniona byłaby od predyspozycji i stopnia przygotowania kandydata.

Gdy kandydat zakwalifikuje się na wybraną przez niego uczelnię i podejmie naukę, instytucja finansująca będzie przekazywać pieniądze na konto uczelni za każdy miesiąc studiów (lub w formie przelewów semestralnych). Student mógłby także dostać pożyczkę na utrzymanie się podczas studiów.

Aby umożliwić dostęp do nauki możliwie największej liczbie osób, można by posłużyć się systemem oceny egzaminów maturalnych; pomoc finansowa zależałaby od wysokości ocen. Można oczywiście zastosować inne kryteria. Górny limit pożyczki mógłby być warunkowany wynikami egzaminów i innymi mierzalnymi osiągnięciami kandydata.

Lista uczelni, których studenci byliby beneficjantami systemu, byłaby przygotowywana przez MNiSW wyłącznie na podstawie jasno określonych kryteriów merytorycznych. Na takiej liście powinny znaleźć się wszystkie szkoły mające uprawnienia uczelni wyższych w Polsce, a chcące uczestniczyć w takim systemie. Wraz ze zwiększającym się budżetem funduszu dostępność do środków by rosła.

Studenci korzystający z tego systemu podpisywaliby umowy cywilnoprawne, których celem byłoby skuteczne ściąganie zobowiązań. (…)

Ministerialni urzędnicy są przygotowani do wyliczania kosztów kształcenia na określonym kierunku studiów, mogliby więc szacować kwoty refundacji. Dotychczasowy system dotacji opiera się na szacowaniu kosztów na określonych kierunkach uczelni państwowych. Uczelnie decydujące się na wyższe czesne musiałyby pozostawać poza systemem.

Jeśli chodzi o osoby bezrobotne czy unikające płacenia podatków i spłacania zobowiązań, rozwiązań można poszukać, analizując podobne systemy działające w innych krajach, np. w Norwegii…

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Edukacja jest usługą” znajduje się na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Edukacja jest usługą” na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Die Zeit” ubolewa nad reformą edukacji w Polsce. Na liście lektur ma już nie być wybitnego „myśliciela”… Moliera

Z tego, co ja wiem, a chodziłem do podstawówki, która trwała jeszcze siedem lat, a liceum cztery, to Molier (…) myślicielem nie był. Pomyliło się pewno z Wolterem”.

 

Jak co każdy czwartek w Poranku WNET można było posłuchać felietonu Jana Bogatki, korespondenta Radia WNET z Niemiec, który dziś wziął pod lupę „wielki, znany, lewicowy” tygodnik „Die Zeit”. Oczywiście broni on demokracji. „Chciałoby się powiedzieć, że socjalizmu, ale to słowo wyszło z użycia”.

Tygodnik tym razem zajął się reformą edukacji w Polsce i protestami przeciwko niej, organizowanymi przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i jej przewodniczącego Sławomira Broniarza. Jest on „za, a nawet przeciw”. Najpierw był przeciwko wprowadzeniu gimnazjów w Polsce, a teraz jest przeciwko ich zlikwidowaniu. „To się nazywa mieć stałe zadanie i wykonywać je z pasją”. To bardzo podoba się „Die Zeit”, który promuje wszystkich, którzy zwalczają panujący w Polsce „ten okropny reżim”.

Pisze więc „Die Zeit” o „kontrowersyjnej reformie”, o „narodowo-konserwatywnym rządzie”, o dziesiątkach tysięcy nauczycieli, którzy mogą stracić pracę, o czym „będziemy wiedzieć pod koniec września”. Przypomina o „licznych protestach”. Ostatnio miało przeciwko reformie szkolnictwa protestować aż… sto osób. [related id=37176]

„Die Zeit” „bije też w tarabany”, że PiS powraca do systemu z czasów komunizmu, jakby chciał powiedzieć, że będziemy teraz uczyć się wierszy o Leninie. Ma pojawić się nowe pokolenie Polaków, krzyczy „Die Zeit” – „okropne, patriotyczne pokolenie”, dodaje do tego Jan Bogatko.

Niemiecki tygodnik ubolewa nad zmianami w programie nauczania, które wprowadza polski rząd. Mianowicie skreśleni z listy lektur mają być „tacy myśliciele” jak… Molier. Jan Bogatko mówi na to tak: „Z tego, co ja wiem, a chodziłem do podstawówki, która trwała jeszcze siedem lat, a liceum cztery, to Molier (…) myślicielem nie był. Pomyliło się pewno z Wolterem”.

Całego felietonu można posłuchać w trzeciej części Poranka WNET z Nowego Korczyna. Jan Bogatko przytacza także komentarze pod omawianym tekstem z „Die Zeit”. Jak się okazuje, mocno rozmijają się z linią redakcji. Internauci między innymi pytali o to, ilu niemieckich uczniów uczy się o Molierze i wie, kto to jest.

JS

Jolanta Gruca, nauczycielka chemii: Dzięki reformie przedmioty ścisłe wreszcie odzyskały należne im miejsce

Dzień 69. z 80 / Wisła – Przedmioty ścisłe w szkołach średnich wreszcie odzyskają swoją rangę – powiedziała nauczycielka chemii z Wisły. Zdradziła też, co mysli o reformie szkolnictwa.

– Reforma, która dzisiaj startuje, jest na pewno potrzebna – uważa Jolanta Gruca, wieloletnia dyrektorka zespołu szkół w Wiśle (podstawówka i gimnazjum). – Nauczanie przedmiotowe na pewno rozwinie młodzież. Przedmioty ścisłe w szkołach średnich wreszcie odzyskają swoją rangę.

Zwróciła uwagę na fakt, że do tej pory na przedmioty ścisłe, takie jak chemia i fizyka, było bardzo mało godzin, co „ograniczało możliwość wykształcenia młodego człowieka, który startując w klasie pierwszej liceum, nie wiedział, co będzie w przyszłości robił”.
– Chemia jest, tak jak fizyka, trudnym przedmiotem i tutaj wielka jest rola dyrektora, bo jeśli godziny dyrektorskie choćby przez jeden semestr wspomogą nauczyciela, to jest to wielki plus – powiedziała Jolanta Gruca. Jej zdaniem fizyka i chemia zyskają na tej reformie, gdyż w szkołach średnich (ponadgimnazjalnych) ich nauczanie było ograniczone do jednej godziny tygodniowo, a teraz w cyklu będą aż cztrery godziny. Licea dotychczas były tylko kursem przygotowawczym do testowej matury.

Jej zdaniem istnienie gimnazjów generowało ponadto wielkie problemy wychowawcze.
Przyznała, że założenia, według których gimnazja miały powstawać przy liceach, rozminęły się z rzeczywistością, bowiem większość gimnazjów powstała przy podstawówkach. Tak właśnie działo się ze szkołami w Wiśle i okolicach.

Gość Poranka ocenia też, że obawa zwolnień, jaka wiązała się z wprowadzeniem reformy, w Wiśle nie ziściła się. Jej zdaniem to, aby nauczyciele nie tracili pracy, jest zadaniem dyrektora, który musi tak pokierować placówką, aby zapewnić zatrudnienie wszystkim dotychczasowym pracownikom. Natomiast likwidacja gimnazjów nie wiąże się z likwidacją tych szkół, ponieważ mają one możliwość przekształcenia się w podstawówkę lub w szkoły branżowe.

[related id=36651]- Z okazji nadchodzącego roku szkolnego chcę złożyć uczniom życzenia, aby wykorzystali wszystkie szanse, jakie daje szkoła, nie bali się zadawać pytań i poszukiwać na nie odpowiedzi. Nie zrażajcie się niepowodzeniami, bo one zawsze są. Zawsze możecie liczyć na pomoc ze strony swoich wychowawców i nauczycieli. Kolegom i koleżankom życzę sukcesów w realizacji zadań edukacyjno-wychowawczych w tym trudnym zawodzie – życzyła na koniec rozmowy pani Jolanta Gruca.

MoRo

Aby wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj.

Czy maturzystów powinno interesować, jak jest sformułowana pierwsza czy druga zasada dynamiki Newtona?

Dzień 55. z 80 / Gdynia / Poranek WNET – O tym, co zrobić, żeby powstrzymać spadanie jakości nauczania w Polsce, oraz o wprowadzanej reformie oświaty w rozmowie z profesorem Grzegorzem Karwaszem.

Gościem Aleksandra Wierzejskiego w czasie wizyty Radia WNET w Gdyni był profesor Grzegorz Karwasz, kierownik Zakładu Dydaktyki Fizyki na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Tematem rozmowy była reforma edukacji wchodząca w życie 1 września tego roku.

Profesor powiedział, że podobno od czasów Cycerona narzekano, że poziom wykształcenia upada. Nie zawsze było to uzasadnione. Jednak reforma oświaty, która w pełnym zakresie zadziała dopiero teraz, gdy na studia poszły roczniki uczniów, które ukończyły pełny cykl nauki w zreformowanym systemie, dostarczyła studentów jakościowo gorszych niż kształceni wcześniej.

Co zatem zrobić, żeby powstrzymać trend spadania jakości nauczania Polsce? Według profesora należy modyfikować system oświaty, ale w sposób stały, w jasno wyznaczonych kierunkach i bez specjalnych „zakrętów historycznych”.

W tym roku wchodzi w życie reforma rezygnująca z gimnazjów i na powrót wprowadzająca ośmioletnią podstawówkę i czteroletnie liceum. Pomysł wprowadzenia gimnazjum profesor Karwasz poddawał krytyce, odkąd się pojawił. Jednak gimnazja po prawie 20 latach zaczęły dochodzić do efektywności działania. I teraz mamy kolejną zmianę.

Wprowadzenie liceów czteroletnich bez wątpienia jest w ocenie gościa Poranka krokiem w dobrym kierunku. To licea wyznaczają jakość kulturową całego społeczeństwa. To one dostarczają wiedzy z dziedzin innych niż te, które ich absolwent potem będzie studiować. Wprowadzenie ośmioletniej szkoły podstawowej według profesora jest powrotem do tego, co było w latach 60. Szkoła ośmioletnia nie jest dobrym rozwiązaniem. „Różnorodność systemów oświaty, jaka została wykształcona przy istnieniu gimnazjów, została zaprzepaszczona”. Uczeń obecnie wchodzi w jednorodny system kształcenia na osiem lat. Nie ma możliwości zmiany, wyboru, profilowania po pięciu czy po sześciu latach. Nieporozumienie to bierze się stąd, że w Polsce do szkoły idzie się w wieku siedmiu lat. Posyłanie dzieci do szkoły w wieku sześciu lat ma być nie na rękę rodzicom, którzy „parkują dzieci w przedszkolach”, a także samej szkole, bo „po co szkole takie małe dzieci”. Przede wszystkim problemem jest to, że kwestia wieku, w jakim dzieci idą do szkoły, stała się sprawą polityczną. [related id=35102]

Samo skrócenie cyklu podstawowego nauczania do ośmiu lat jest dobrym rozwiązaniem, przy czym po piątej klasie powinna nastąpić zmiana systemu, a uczeń powinien mieć możliwość zmiany szkoły.

Nową reformę profesor Karwasz ocenia surowo: – Zostało wszystko znowu wywrócone do góry nogami – nowe struktury, nowe wymagania, nowi dyrektorzy, nowe programy, nowe podręczniki. Żaden naród nie wytrzyma reformy oświaty raz na dziesięć lat, bo przecież wprowadzenie podstawy programowej miało miejsce dziesięć lat temu.

Wzorem powinna być Holandia, gdzie wprowadzono reformę edukacji i umówiono się, że przez dziesięć lat nie będą wprowadzane zmiany. Przez ten czas system miał zostać przetestowany w praktyce.

A jak profesor ocenia program nauczania fizyki? Jego zdaniem po zmianie programu nauczania należy przez pierwsze lata nauczyć go nauczycieli. Ponadto istnieje podstawowe niezrozumienie między tym, co jest podstawą programową, a tym, czego by można oczekiwać od ucznia. Podstawa programowa jest absolutnym minimum, tym, czego uczeń powinien się nauczyć – np. prawa inercji, powszechnego prawa ciążenia, liczenia procentu składanego. Jak jest sformułowana pierwsza czy druga zasada dynamiki Newtona, nikogo nie powinno interesować. Powinniśmy zająć się rzeczami konkretnymi, które dorosłemu obywatelowi się przydadzą, a nie tym, co nauczycielowi lub Centralnej Komisji Egzaminacyjnej przyjdzie do głowy.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy w części piątej Poranka WNET z Gdyni.

JS

 

Los referendum w sprawie reformy edukacji jest nadal niepewny. Posłowie skierowali wniosek do dalszych prac w Sejmie

Posłowie jednogłośnie przyjęli wniosek, aby zgłoszony przez ZNP postulat o referendum trafił do dalszego procedowania w Sejmie. Zdaniem opozycji Prawo i Sprawiedliwość stara się grać na czas.

Zmusiliście byłych działaczy opozycji do głodowania w obronie nauczania historii w szkole. Doprowadziliście do zwolnienia tysięcy nauczycieli. My chcemy, aby wniosek o referendum został przekazany do komisji ustawodawczej – mówił do posłów opozycji Dariusz Piątkowski, poseł PiS.

W środę w Sejmie doszło do debaty nad wnioskiem o referendum, w której wystąpiła wiceminister edukacji Marzena Machałek. – To niż demograficzny jest przyczyną zwolnień nauczycieli, reforma edukacji ma na celu zahamowanie tego zjawiska, w wyniku reformy zwiększy się liczba miejsc pracy dla nauczycieli – mówiła wiceminister.

Marzena Michałek odpowiadała na pytania posłanki PO Krystyny Szumilas, byłej minister edukacji w latach 2011-13, w sprawie zwolnień nauczycieli. Szumilas przywołała dane zebrane przez Związek Nauczycielstwa Polskiego, zgodnie z którymi 9,4 tys. nauczycieli straci pracę od 1 września w związku z reformą edukacji, a 22 tys. nie będzie miało pełnego etatu.

Z przykrością muszę stwierdzić, że w sposób nieuprawniony, nierzetelny szermuje się danymi, które nie odzwierciedlają rzeczywistości – odpowiedziała jej min. Machałek. Jak zaznaczyła, informacje takie wprowadzają niepokój i chaos.

 

PAP/ŁAJ

Ministerstwo Edukacji Narodowej poinformowało, że samorządy są gotowe na wprowadzenie reformy edukacji

98% rad powiatów i 95% gmin przygotowało już projekty uchwał dostosowujących sieci szkolne do reformy oświaty. Prawie wszystkie z zaopiniowanych dotychczas projektów kuratoria oceniły pozytywnie.

Zgodnie z przepisami wprowadzającymi prawo oświatowe, samorządy muszą przyjąć uchwały ws. nowej sieci szkolnej do końca marca. Wcześniej jednak uchwały muszą zaopiniować kuratorzy. Jak powiedział wiceminister edukacji Maciej Kopeć, do tej pory kuratoria zaopiniowały 64% otrzymanych projektów uchwał, w tym prawie wszystkie pozytywnie.[related id=”3890″ side=”left”]

Podczas konferencji prasowej minister edukacji Anna Zalewska odniosła się też do zapowiadanych strajków przeciwko reformie edukacji. 10 marca strajkować będą rodzice, którzy chcą tego dnia pozostawić swoje dzieci w domach, a 31 marca nauczyciele zrzeszeni w ZNP.

Minister powiedziała, że ws. strajku nauczycieli to nie MEN jest stroną, a dyrektorzy szkół. Odnosząc się do strajku rodzicielskiego, stwierdziła: „To są decyzje rodziców. Dzień bez polskiej szkoły to zły dzień”.

PAP/lk

Środowisko akademickie komentuje nową ustawę o szkolnictwie wyższym: podstawą reform musi być wzrost nakładów na naukę

MNiSW proponuje np., by – obok uczelni dydaktycznych i badawczo-dydaktycznych – wyłonić w Polsce grupę uczelni badawczych, dać uczelniom więcej autonomii i wprowadzić tzw. duże doktoraty.

Od kilku miesięcy w Polsce trwają prace nad nową ustawą o szkolnictwie wyższym. Propozycji reform jest wiele. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego proponuje np., by – obok uczelni dydaktycznych i badawczo-dydaktycznych – wyłonić w Polsce grupę uczelni badawczych.

Jarosław Gowin chce dać uczelniom więcej autonomii, stąd więcej niż dotąd kwestii, zamiast w ustawie, miałoby być zapisanych w statutach uczelni. Ministerstwo rozważa też wprowadzenie tzw. dużych doktoratów (równoważnych stopniowi PhD) – stanowiących przepustkę do samodzielności naukowej. Jest też pomysł, by profesorowie po 70. roku życia przechodzili w stan spoczynku.

Honorowy przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, prof. Wiesław Banyś, powiedział w rozmowie z Agencją Prasową, że zmiany w prawie są potrzebne, ale konieczny jest też wzrost nakładów na naukę, co pozwoliłoby „zbudować fundament”. Mówiąc o nakładach na badania i rozwój, powiedział: – Mamy co najmniej trzy razy za mało budżetowego finansowania.

Podobne zdanie ma prezes Instytutu Rozwoju Szkolnictwa Wyższego, dr Adam Szot, członek Rady Młodych Naukowców. – Nawet jeśli przyjmiemy najlepsze uregulowanie, bez dodatkowych finansów, nie da się wykonać ogromnego skoku do przodu. Da się tylko wykonywać drobne kroczki – powiedział Agencji.
Spore kontrowersje w środowisku budzi pomysł dużych doktoratów badawczych, rozważany przez resort.

To rozwiązanie dalece nieprzemyślane. Ono musiałoby być zapowiedziane i wdrażane przez lata. To nie jest temat na dziś, to nie jest temat do Ustawy 2.0. Ustawa będzie inicjować pewien proces, a nie może go puentować ani zastępować – skomentował w rozmowie z Agencją Prasową przewodniczący Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, prezes Fundacji Rektorów Polskich, prof. Jerzy Woźnicki.

Również prof. Banyś krytycznie ocenia pomysł dużych doktoratów. Zwrócił uwagę, że zamiast na zmianach trybu nadawania stopni naukowych, warto się skupić na tym, jak dochodzić do samodzielności naukowej. – Dopuśćmy różne możliwości uzyskiwania samodzielności naukowej – czy to przez habilitację, czy poprzez wygrywanie konkursu na stanowisko młodego profesora, czy też w postaci grantów ERC – zaproponował.

Michał Gajda, przewodniczący Krajowej Reprezentacji Doktorantów (KRD),  zastanawia się, po co wprowadzać podział doktoratów na zwykłe – i te duże, badawcze. – Mamy problem z różnicowaniem doktoratów. Uważamy, że doktorat zawsze powinien być naukowy – powiedział.

Środowisko akademickie życzliwie odnosi się za to do proponowanego przez Jarosława Gowina nowego modelu studiów doktoranckich, gdzie podstawową formą zajęć byłby realny udział w badaniach.

Największe kontrowersje wśród młodych naukowców budzi propozycja zakazu zatrudniania doktora na jego macierzystej uczelni czy akademii. W praktyce oznaczałoby to, że młody naukowiec musi szukać pracy w innym ośrodku niż ten, w którym się kształcił.

Odradzam w tym zakresie regulację ustawową, zbyt kategoryczną. Możemy w ten sposób zamordować niejedną jednostkę organizacyjną. No bo jednostka, która sobie wykształciła naukowca – czasem w bardzo wąskiej specjalizacji – zostanie ukarana tym, że nie będzie mogła go zatrudnić – komentuje prof. Woźnicki.

Na zakończenie prof. Woźnicki odniósł się też do pomysłu przenoszenia 70-letnich profesorów w stan spoczynku. Przypomniał, że z takiej propozycji jako zbyt kosztownej wycofał się m.in. rząd Leszka Millera. – Stan spoczynku jest też trudnym do zaakceptowania pomysłem dla zwolenników jednolitych reguł emerytalno-rentowych w Polsce – zwrócił uwagę.

PAP/ jn