Lipne dyplomy, marne tytuły; brakuje nam elit naukowych, nie ma wymiany kadr. Czy „Konstytucja dla nauki” coś naprawi?

Przedwojenna matura miała większe znaczenie od dyplomu wyższej uczelni w III RP. Podobnie jest z profesurami. Profesor gimnazjum w II RP to był ktoś, profesor wyższej uczelni w III RP – niekoniecznie.

Józef Wieczorek

Na polskich uczelniach zatrudnianych jest wielu profesorów, i to prezydenckich (tzw. belwederskich), i mnóstwo doktorów habilitowanych tworzących grupę tzw. pracowników samodzielnych, którzy jednak samodzielnie nie zawsze potrafią uformować naukowców na takim poziomie, aby się liczyli w konfrontacji i współpracy z naukowcami światowymi. Z nazwy samodzielni, nawet nie zawsze są w stanie formować absolwentów na należytym poziomie magisterskim czy licencjackim, stąd dyplomy polskich uczelni niewiele są warte.

Wiele z nich to są lipne dyplomy pochodzące z plagiatów, czy po prostu z kupowania prac stanowiących podstawę otrzymania dyplomu. Firmy piszące od lat prace dyplomowe na zamówienie nie upadają, więc widać, że popyt na nie się utrzymuje. W takich firmach nieraz dorabiają sobie i etatowi pracownicy uczelni, co dokumentuje ich swoisty „etos”. (…)

Jesteśmy potęgą tytularną, ale zarazem mizerią naukową. Ci, którzy uprawiają naukę na poziomie światowym – to margines, podobnie jak ci, którzy potrafią i chcą formować nowych naukowców na poziomie. (…)

Należy pamiętać, że ostatnią czystką wśród elit nie był rok 1968, o którym to roku się pamięta, lecz okres wojny jaruzelsko-polskiej, i to nie tylko na początku wprowadzenia stanu wojennego, ale także przed upadkiem komunizmu, przed rozpoczęciem tzw. transformacji ustrojowej, kiedy weryfikowano elity akademickie niewygodne – bo nonkonformistyczne. Jednocześnie wśród wielkiej fali emigracyjnej lat 80. znalazły się tysiące studentów i pracowników akademickich, co spowodowało ubytek co najmniej kilkunastu procent populacji akademickiej i technicznej. Niestety w III RP te procesy nie zostały zatrzymane. (…)

Na uczelniach niepublicznych, w niemałym stopniu tworzonych przez dawną nomenklaturę, zatrudniani byli na kolejnych etatach pracownicy z uczelni publicznych. Rzekomo ta wieloetatowość była wymuszana niskimi zarobkami, ale jakoś tak na tych kolejnych etatach zatrudniani byli najlepiej zarabiający na etatach pierwszych, w tym rektorzy, dziekani i profesorowie.

Rekordziści zatrudniani byli nawet na kilkunastu etatach i mimo ograniczeń wieloetatowość pozostała do dnia dzisiejszego, bo dwa etaty to też wiele, tym bardziej, że tacy są i na innych pozaakademickich stanowiskach.

(…) Polski system akademicki pozostał kompatybilny z krajami postkomunistycznymi, stąd jeszcze w 2004 r. uznawano w Polsce dyplomy, stopnie i tytuły naukowe osiągnięte w takich krajach jak Ukraina, Białoruś, Mołdawia, Mongolia, Korea Północna, Libia, Kuba itp., a np. wybitny polski naukowiec z kraju zachodniego mógłby być zatrudniony na polskiej, nawet kiepskiej uczelni, co najwyżej na słabo płatnym etacie adiunkta, bo przecież nie miał swoistej dla naszego systemu habilitacji. No, chyba że zrzekł się obywatelstwa polskiego! Jest udokumentowany przykład takiego potraktowania dr. Zbigniewa (Ben) Żylicza. (…)

Przez lata konkursy na obsadzanie stanowisk akademickich ustawiane są tylko na swoich. Kryteria genetyczno-towarzyskie są ważniejsze od merytorycznych. Żaden, nawet najwyższej klasy naukowiec, o ile konkurs nie jest na niego ustawiony, nie ma wiele szans na etatowe zatrudnienie. Kiedyś o zatrudnieniu na uczelni, także o awansach, decydowała POP PZPR. Dziś nader często decydują o tym sitwy akademickie, aprobujące tylko samych swoich, którzy im nie zagrażają intelektem i pojmowaniem istoty rzeczy. (…)

Do tej pory nie podjęto próby dekomunizacji środowiska akademickiego, a spóźniona o lata próba lustracji spotkała się z nonkonformistycznym protestem zwykle konformistycznych kadr akademickich, które za żadne skarby nie chcą poznać swej historii.

(…) „Konstytucja dla nauki” jest raczej obszerną (175 stron, 457 art.), szczegółową instrukcją obsługi uczelni, a nie dokumentem prezentującym filozofię i główny zestaw reguł, którymi uczelnie, instytucje naukowe mają się kierować w swej działalności.

Na kształcie konstytucji zaważyła filozofia jej opracowania. Propozycje zmian przygotowywały trzy krajowe zespoły beneficjentów tego dotąd patologicznego systemu, a nie poproszono o przygotowanie osobnej wersji ustawy polskich naukowców pracujących za granicami, w dobrych ośrodkach naukowych. Warto by było z taką propozycją się zapoznać, poznać, jak działają systemy bardziej wydajne i zastanowić się, dlaczego polscy naukowcy w krajowym systemie mają osiągnięcia dość mierne, a poza granicami kraju – znaczące.

Różnice finansowe tego nie tłumaczą wystarczająco. Również w Polsce jedni są finansowani i niewiele znaczącego robią, a inni i bez finansowania robią więcej, ale tych nikt u nas nie chce!

W „konstytucji” nie widać skutecznych mechanizmów eliminowania patologii negatywnie wpływających na efekty nauki i edukacji. (…)

Nie bez przyczyny „konstytucja” spotkała się z życzliwym przyjęciem znacznej części strony środowiska akademickiego, które na reformy radykalne zwykle reaguje protestami. To budzi obawy o pozytywne skutki reformy – w końcu to środowisko w niemałym stopniu pochodzi z negatywnej selekcji kadr i ponosi współodpowiedzialność za kiepski stan nauki i edukacji w Polsce.

Bez przeniesienia w stan nieszkodliwości tych, którzy znaleźli się w nauce (tzn. na etatach) z przyczyn politycznych, towarzysko-genetycznych, po ustawianych konkursach, którzy szkodzili, niszczyli lepszych od siebie, którzy oszukują studentów – trudno sobie wyobrazić pozytywne zmiany. (…)

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Utrwalanie mierności” znajduje się na s. 9 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Utrwalanie mierności” na s. 9 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Komentarze