Imigrancka wojna gangów w RFN. Dr Ozdyk: Muzułmanie mają własne struktury sądownicze. Nikt nie idzie na policję

Dr Sławomir Ozdyk o konflikcie w muzułmańskim świecie przestępczym w Niemczech: brutalności Czeczenów, sędziach pokoju, bierności niemieckich służb i islamizmie.

Dr Sławomir Ozdyk wyjaśnia jak wygląda sytuacja w Niemczech, gdzie trwa wojna muzułmańskich gangów. Czeczeni przybyli do RFN po wojnach w Czeczeni. Tworzone przez nich gangi były dotąd wynajmowane przez klany arabskie do brudnej roboty.

Gangi czeczeńskie okazały się bardzo brutalne, wprowadziły nową jakość działania.

Czeczeni wprowadzili do kryminalnej rozgrywki broń palną, która stała się ich znakiem towarowym. Zaczęli używać także materiałów wybuchowych. Przestępcza współpraca czeczeńsko-arabska się układała, dopóki przybysze z Kaukazu nie postanowili się usamodzielnić.

[Czeczeńskie gangi] postanowiły przejmować dziedziny, które do tej pory były zarezerwowane dla klanów arabskich. Mówimy tutaj o handlu narkotykami, kradzieżach, włamaniach, porwaniach, wymuszeniach haraczach, dzielnicach czerwonych latarni, czyli prostytucji.

Przejęcie branż odbywa się poprzez broń palną i ładunki wybuchowe. Przykładem tego jest trwająca obecnie wojna między arabskim klanem Miri a gangami czeczeńskimi. Co robią w sprawie wojny imigranckich gangów służby niemieckie? Zostawiają rozwiązanie konfliktów muzułmańskim sędziom pokoju. Jak wyjaśnia nasz gość:

Sędziowie pokoju to osoby znane i szanowane w świecie klanów arabskich, świecie islamu, które równolegle do struktur państwowych rozstrzygają spory arabskie.

Muzułmanie swoje sprawy załatwiają między sobą. Nikt nie idzie na policję. Ta ostatnia akceptuje taki stan rzeczy, na co wskazuje wpis opublikowany w mediach społecznościowych przez jednego z sędziów pokoju. Bokser pochodzenia syryjskiego chwalił się wynegocjowaniem porozumienia między Arabami i Czeczenami, które odbyło się za zgodą berlińskiej policji. Ta ostatnio szybko to zdementowała:

Ogłosiła, że nie jest to prawdą, iż policja berlińska zgadza się na istnienie jakby równoległego systemu sądownictwa, który będzie wyręczył państwowy system sądownictwa.

Gangi wykorzystują obecnie trwający lockdown, by przejmować upadające restauracje, które wykorzystują do prania brudnych pieniędzy. Obrazu dopełniają gangi Afrykańczyków. Dr Ozdyk wskazuje, że przestępcy w większości są obywatelami RFN, więc nie można ich np. deportować. Dodaje, że w przypadku klanów arabskich mówimy o islamistach, co dodatkowo wiąże je z terroryzmem.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Czy zwycięstwo neomarksizmu i jego absurdów naprawdę jest nieuniknione? / Jacek Wanzek, „Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Marksizm, w przeciwieństwie do kapitalizmu, nie wymaga solidnego wykształcenia ani dyscypliny. Zakłada stworzenie człowieka, który bez wiedzy i etosu pracy, będzie w pełni uzależniony od państwa.

Jacek Wanzek

Dziedzictwo terroru i hegemonii w wojnie kulturowej

Będąc nawet mało wnikliwym obserwatorem życia publicznego i wydarzeń zachodzących na globie, nie sposób nie zauważyć, iż jesteśmy świadkami przewalającej się z hukiem przez świat wojny cywilizacyjnej. Znany nam stary porządek świata, oparty na myśli greckiej, prawie rzymskim i religii chrześcijańskiej raz po raz musi dawać odpór coraz to prężniejszym i śmielszym atakom ze strony ideologii, którą dziś eksperci określają mianem marksizmu kulturowego.

W zasadzie cywilizacja chrześcijańska od zawsze musiała zmagać się z siłami dążącymi do jej unicestwienia. Niezależnie od tego, czy były to działania odśrodkowe, czy zewnętrzne. Jednak nawała ta w tak zintensyfikowanej formie rozpoczęła się na dobre podczas tak zwanej rewolucji francuskiej lub – jak kto woli – antyfrancuskiej. Niszcząca Kościół i dotychczasowy ład społeczny, przedstawiana jako dojrzałe dzieło rozumu, na które czekały wieki, rozsławiała ideę człowieka abstrakcyjnego, podczas gdy człowieka konkretnego poddawała niewyobrażalnym cierpieniom, dopuszczając się gilotynowania niepokornych czy zbrodni ludobójstwa w Wandei. Francja, najstarsza córa Kościoła, spłynęła krwią.

Francuskie wzorce a sprawy w Rosji

Mimo sadystycznego wręcz okrucieństwa, rewolucja francuska przez ponad sto lat stanowiła pierwowzór dla wszystkich, którzy występowali przeciw monarszym „rządom absolutnym” oraz różnym dyktaturom.

Tak było w carskiej Rosji. Tam doświadczenia z Francji posłużyły za pewnego rodzaju schemat. Walka o konstytucję, zniesienie przywilejów, uznanie praw człowieka i obywatela – a później już z górki. Najpierw terror kolektywny, a następnie dyktatura jednostki. Rzecz jasna, wszystko to pod płaszczykiem walki o „równość, wolność i braterstwo”. Nietrudno bowiem doszukać się w rewolucji bolszewickiej licznych analogii do przewrotu z Francji. Polaryzacja stanowisk, wskazywanie wroga ludu, wdrożenie pojęcia kontrrewolucji łudząco przypominały rządy Robespierre’a.

Sami bolszewicy określali się przecież mianem proletariackich jakobinów, nawiązując tym samym wprost do Wielkiej Rewolucji. Stosunkowo łatwo było przewidzieć skutki takich inspiracji. Dławienie wszelkich przejawów opozycji, zwalczanie Kościoła i wszechobecna, obezwładniająca tyrania wypełniały codzienność rewolucyjnej Rosji. Wszak „terror bez cnoty jest zgubny, cnota bez terroru jest bezsilna” – tłumaczył autor jakobińskiego terroru Maximilian de Robespierre.

Jednak władza oparta na terrorze nie może utrzymywać się w nieskończoność. Obnażyły to dobitnie doświadczenia obu rewolucji. Okazało się też, że pomimo olbrzymiej propagandy, klasa robotnicza nie wsparła masowo przewrotu dokonanego przez bolszewików. Dramat II wojny światowej i nędza gospodarcza komunizmu wpłynęły na ogromny spadek społecznego zaufania, a co za tym idzie – znacznie ograniczyły popularność marksizmu wśród zachodnich społeczeństw, które były bardziej zafascynowane amerykańskim stylem życia.

Reforma marksizmu i „nowa kontrrewolucja” przez słowa i kulturę

Stało się jasne, że ekspansja marksizmu w jego dotychczasowej formie jest niemożliwa. Potrzebna była zatem głęboka reforma.

Swoistym geniuszem w tej kwestii popisał się włoski komunista Antonio Gramsci, który głosił urbi et orbi, że trwałe przejęcie władzy za pomocą przewrotu i siły militarnej jest nie tylko nieskuteczne, ale i nieekonomiczne.

Uważał on, że głównym powodem, dla którego masy pracujące nie uległy czarowi marksizmu i nie dały wyzwolić się z kapitalistycznego uścisku, było zbyt silne przywiązanie tych mas do idei chrześcijaństwa i panującej kultury. Z tego powodu Gramsci głosił potrzebę zmian nie przez rewolucyjny przewrót, a przez hegemonię w kulturze. Co zatem należało zrobić z dotychczasowym ładem i tradycyjnymi wartościami? Rozmontować je. Zdewaluować. Ośmieszyć. Następnie zastąpić nowymi wartościami i ustanowić własną hegemonię.

Oczywiście marksiści nie zakładali przejęcia władzy od razu, dlatego opracowali długofalowy plan, zorientowany na tak zwany marsz przez instytucje. Na czym on polegał? Ogólnie rzecz ujmując, strategia ta ma doprowadzić do zmian kulturowych poprzez przejęcie instytucji społecznych odpowiedzialnych za kształtowanie ludzkiej świadomości. W praktyce oznacza to obsadzenie przez marksistów szkół, uczelni, ministerstw, banków i szeroko rozumianych instytucji kultury. Jednak to nie wszystko. Celem jest również zmiana postrzegania instytucji rodziny, religii, deprecjacja tradycyjnych wartości czy odrzucenie idei państw narodowych.

Niszczenie ich i tworzenie od podstaw nowych instytucji byłoby czasochłonne i mogłoby się okazać nieefektywne, dlatego postanowiono dokonać przewartościowania starych, wykorzystując przy tym istniejące już społeczne zaufanie do nich.

Dlaczego jednak w okresie tak wysoce rozwiniętego kapitalizmu, rosnącego dobrobytu i rozwoju cywilizacyjnego człowiek miałby tak drastycznie zmieniać obraz społeczeństwa? Według Herberta Marcuse’a, profesora Uniwersytetu Brandeisa oraz głównego ideologa rewolucji studenckiej z 1968 roku, żyjemy jedynie w iluzji wolności, a dotychczasowy dobrobyt jest okupiony zniewoleniem jednostki. Ten przedstawiciel słynnej szkoły frankfurckiej uważał, że człowiek, który „ułożył się” z systemem, nie jest zdolny do jakichkolwiek zmian społecznych. Marcuse marzył, aby to grupy dotychczas marginalizowane przez system dokonały przewrotu społecznego i budowy nowej aksjologii. Uważał bowiem, że jedynie ludzie wykluczeni nie zostali skażeni systemem i wyłącznie oni mogą dokonać zmian. Kim według Marcuse’a miały być te osoby? Namaszczeni do tego zostali różnego rodzaju autsajderzy: homoseksualiści, feministki, hipisi, tułacze, prowokatorzy, bezrobotni, studenci etc. W skrócie – tak zwana Nowa Lewica.

To oni mają za zadanie wywrócić do góry nogami obecną, represywną według nich cywilizację.

Dotychczasowa kultura oparta na sublimacji ma zostać zastąpiona antykulturą. Ma zerwać z dotychczasowym sposobem pojmowania moralności ograniczającej człowieka i tłamszącej jego popędy, których zaspokojenie według marksistów jest podstawą szczęśliwości obywatela.

Aby ową szczęśliwość osiągnąć, należy odrzucić tradycyjne związki i wartości, a patriarchalny model rodziny powinien zostać zniesiony.

Kościół – największy wróg neomarksistów

Największego wroga lewica upatruje zatem w Kościele i moralności chrześcijańskiej. To właśnie rewolucja seksualna ma dokonać rewolucji społecznej, a nie odwrotnie – głosił Erich Fromm. Marksiści doskonale zdawali sobie sprawę z faktu, że młody człowiek, który w łatwy sposób oddaje się zaspokajaniu swych potrzeb seksualnych, jest odciągany od tego, co ważne w społeczeństwie kapitalistycznym. Nie kanalizuje swojej energii w sposób wartościowy, lecz poprzez permanentne oddawanie się seksualnym przyjemnościom. Postawa taka z kolei stawia go w konflikcie z wymagającymi autorytetami w postaci rodziców czy nauczycieli. Są oni postrzegani przez niego jako przedstawiciele opresyjnego systemu, a to już prosta droga do napięć i buntów przeciwko nim, a w konsekwencji przeciw systemowi. Po co bowiem ulegać opresyjnym i przaśnym nakazom społecznym, skoro można w pełni i bez zobowiązań oddawać się pokusom hedonizmu?

W dobie Netflixa, powszechnej aborcji czy tanich lotów młodzi ludzie coraz mniej zainteresowani są przykrym obowiązkiem rodzicielstwa, tworzeniem rodziny i wynikającą z dorosłości odpowiedzialnością.

Człowiekowi „wyzwolonemu” ciężko jest podporządkować się ascetycznym normom, więc dąży do ich unicestwienia. O to właśnie chodzi marksistom, którzy rewolucje seksualną postrzegają jako sprytne narzędzie do osiągnięcia swoich dawno zamierzonych celów. Marksizm, w przeciwieństwie do kapitalizmu, nie wymaga solidnego wykształcenia ani dyscypliny w celu osiągnięcia względnego dobrobytu. Wręcz przeciwnie, zakłada stworzenie nowego człowieka, który pozbawiony elementarnej wiedzy i etosu pracy, będzie w pełni uzależniony od państwa, które w łatwy sposób sobie go podporządkuje.

Mimo niewytrzymujących krytyki antyutopijnych założeń, teorie neomarksistowskie znajdują duży poklask w społeczeństwach zachodnich. Podobnie dzieje się także w Polsce. Propaganda środowisk lewicowych okazała się niezwykle skuteczna. Stało się bowiem normą, że poglądy jeszcze niedawno określane mianem konserwatywnych, są przedstawiane w lewicowej narracji jako rasistowskie, zabobonne i homofobiczne.

Dziś osoby o przekonaniach nieodpowiadającym nowym normom spychane są na margines dyskursu publicznego i politycznego, i postrzegane jako faszystowscy troglodyci o zacofanym światopoglądzie. Dlaczego tak się dzieje? To kolejny element marksistowskiej ideologii. Wspomniany wcześniej Herbert Marcuse swoim dziele pt. Tolerancja represywna pisał: „Wyzwalająca tolerancja (tolerancja represywna) oznaczałaby zatem nietolerancję wobec prawicy i tolerancję dla ruchów lewicowych. Jeśli chodzi o zakres tej tolerancji i nietolerancji, musiałaby się ona rozciągnąć zarówno na płaszczyznę działania, jak i też dyskusji i propagandy, na słowa i czyny (…)

Brak tolerancji dla ruchów reakcyjnych, zanim jeszcze staną się one aktywne, nietolerancja skierowana również przeciw myśleniu, poglądom i słowom (przede wszystkim nietolerancja wobec konserwatystów i politycznej prawicy)”.

W skrócie: brak tolerancji dla nietolerancji.

Po raz kolejny zatem całe społeczeństwa poddaje się terrorowi typowemu dla ruchów wywrotowych. Dziedzictwo terroru objawia się dziś przede wszystkim w nieopisanej agresji słownej i w szantażu poprawności politycznej, która coraz skuteczniej zamyka usta „niepokornym”. Słaba kondycja Kościoła, brak autorytetów i finansowanie lewicowych organizacji przez różnego rodzaju „filantropów” tylko przyśpieszają rozkład europejskich wartości. „Postęp” zdaje się być nieunikniony. To, co jeszcze niedawno można było jedynie wyczytać w antyutopiach Orwella czy Huxleya, dziś staje się nieodzownym elementem naszej rzeczywistości. Czyżby nadchodził nowy wspaniały świat?

Artykuł Jacka Wanzka pt. „Dziedzictwo terroru i hegemonii w wojnie kulturowej” znajduje się na s. 20 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jacka Wanzka pt. „Dziedzictwo terroru i hegemonii w wojnie kulturowej” na s. 20 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komunizm to plaga ludzkości. Jego celem jest zniszczenie ludzkości, a jego aranżacje są szczegółowe i konkretne

Od swojego powstania USA były latarnią, której światłem jest wolność religijna i wolność słowa. Jednak w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat ten kraj był powoli infiltrowany przez komunistyczne widmo.

Zespół Redakcyjny „The Epoch Times”

Międzynarodowy ruch komunistyczny nigdy nie zaprzestał wysiłków, aby osiągnąć swój globalny cel, jakim jest komunistyczna dominacja. W czasie, gdy reżimy komunistyczne kontynuowały swoje dyktatury, polityka partyjna w wolnych społeczeństwach osiągnęła punkt krytyczny. Komunizm w krajach demokratycznych, manipulując głównymi partiami politycznymi, wykorzystał luki w prawie i w systemach politycznych. Ten trwający od dziesięcioleci proces niemal się udał.

Socjalizm zawsze był częścią marksizmu i międzynarodowego ruchu komunistycznego. Jak stwierdził Włodzimierz Lenin: „Celem socjalizmu jest komunizm”. W państwach demokratycznych socjalizm za pomocą ustawodawstwa powoli ogranicza wolność ludzi. Na Zachodzie proces tworzenia systemu socjalistycznego trwa dziesiątki lat lub pokolenia i czyni ludzi coraz bardziej odrętwiałymi, zobojętniałymi i przyzwyczajonych do socjalizmu. Cel zarówno ruchów socjalistycznych wdrażanych stopniowo i za pomocą środków „prawnych”, jak i ich krwawych odpowiedników, jest ten sam. Socjalizm nieuchronnie ewoluuje w komunizm, a ludzie sukcesywnie pozbawiani są swoich praw, aż do momentu, gdy pozostaje już tylko bestialski reżim.

Socjalizm poprzez ustawodawstwo posługuje się ideą zagwarantowania równości rezultatów, ale ten pozornie szlachetny cel jest sprzeczny z naturą.

W normalnych okolicznościach ludzie w naturalny sposób różnią się pod względem przekonań religijnych, standardów moralnych, obycia, znajomości kultury i sztuki, wykształcenia, inteligencji, hartu ducha, pracowitości, poczucia odpowiedzialności, agresywności, innowacyjności, przedsiębiorczości i nie tylko. W rzeczywistości dążenie socjalizmu do równości wypacza moralność i pozbawia ludzi wolności do skłaniania się ku dobru.

Socjalizm atakuje podstawowe rozeznanie moralne, używając „politycznej poprawności”, i sztucznie zmusza wszystkich do tego, aby byli tacy sami. Nastąpiło to wraz z legalizacją i normalizacją wszelkiego rodzaju antyteistycznych i wulgarnych wypowiedzi, perwersji seksualnych, demonicznej sztuki, pornografii, hazardu i zażywania narkotyków. W rezultacie powstała pewnego rodzaju „odwrotna” dyskryminacja tych, którzy wierzą w Boga i dążą do moralnego wzniesienia się, mająca na celu marginalizację i ostateczne ich wyeliminowanie. (…)

Podczas rewolucji kulturalnej w 1966 roku towarzysze z partii komunistycznej wieszają na szyi Chińczyka karton z jego nazwiskiem i informacją, że należy do „czarnej klasy” | Fot. domena publiczna, epochtimes.pl

Na całym świecie ruchy socjalistyczne i komunistyczne wykorzystały niepokoje gospodarcze i tę pandemię, aby zająć pozycje wpływowe, mając na celu obalenie istniejącego porządku społecznego. To samo rozgrywa się w Ameryce. Stany Zjednoczone zaszły już bardzo daleko w ideologii socjalistycznej. Media głównego nurtu są orędownikami idei równości i postępują na wzór Komunistycznej Partii Chin (KPCh) atakującej Amerykę. Nasze młodsze pokolenia przychylnie patrzą na socjalizm i bardzo gorliwie biorą udział w protestach i zamieszkach, których celem jest zniszczenie naszego dziedzictwa kulturowego. W międzyczasie całe społeczeństwo poparło ideę, że rząd powinien zapewniać opiekę zdrowotną, edukację i być może pełne koszty utrzymania.

Świadomie i nieświadomie, stopniowo wymieniamy nasze wolności na system, który kontroluje ludzi. Socjalizm i komunizm z założenia są włodarzami nie tylko całego majątku, ale i samych ludzi. Socjalizm żąda od ludzi porzucenia wiary w Boga i w zamian uznania państwa jako Boga.

Stany Zjednoczone, założone w oparciu o fundamentalną wiarę w wolność, stały się krajem, w którym wolność zostaje zdradzona. Teraz w trakcie wyborów stało się to wyraźnie widoczne, zwłaszcza w świetle wiarygodnych zarzutów o oszustwa wyborcze. (…)

Gdy KPCh przejęła władzę, zajęło jej 25 lat wychowanie pokolenia „młodych wilków”. Jest to chińskie określenie tych, którzy dorastali w komunizmie i byli indoktrynowani, by nienawidzić i zabijać wrogów narodu. Zachęcani byli, by na oślep walczyli, rozbijali, rabowali i podpalali. KPCh aktywnie rozwija i podsyca mordercze uczucia. Podczas rewolucji kulturowej, w ramach ideologicznej krucjaty Mao, nastolatki z łatwością biły swoich nauczycieli na śmierć.

Na Zachodzie partie komunistyczne z dumą nawiązują do doświadczeń rewolucji francuskiej i Komuny Paryskiej. Każda rewolucja i powstanie zostały rozpoczęte przez motłoch, który nie miał skrupułów, wstydu i miłosierdzia.

Cały artykuł Zespołu Redakcyjnego „The Epoch Times” pt. „Ameryka w punkcie krytycznym” znajduje się na s. 4 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zespołu Redakcyjnego „The Epoch Times” pt. „Ameryka w punkcie krytycznym” na s. 4 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dla chrześcijan nadszedł czas budowania arki / s. Katarzyna Purska USJK, „Wielkopolski Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Nie chodzi o politykę ani o sprzeciw wobec orzeczenia TK, ale o zniszczenie struktur i zasad społecznych od korzeni, w imię tolerancji jako wartości nadrzędnej, połączonej z fetyszem równości.

s. Katarzyna Purska USJK

„Budujmy Arkę przed potopem”

Na stoliku obok mojego łóżka postawiłam metalową figurkę św. Michała Archanioła. Kilka dni temu, gdy stojąc przy oknie prowadziłam rozmowę telefoniczną, usłyszałam jakby brzęk stłuczonej żarówki. Skonstatowałam jednak, że zarówno żyrandol, jak i lampka są nienaruszone, więc powróciłam do przerwanej na chwilę rozmowy. Jakież było moje zdumienie, gdy po jakimś czasie zobaczyłam leżącą na podłodze, roztrzaskaną na pół figurkę. Opowiedziałam o tym kilku osobom i byłam zdumiona, jak różnie wyjaśniali ten incydent. Dla kogoś przyczyną uszkodzenia był wadliwy stop metalu, z którego była odlana figurka. Ktoś inny tłumaczył, że spowodowały je mikrodrgania budynku, a jeszcze ktoś inny widział w tym znak duchowy.

Podobnie też skala i przebieg protestów przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności tzw. przesłanki eugenicznej z Konstytucją RP zadziwiły wielu. Różnie też próbowano je wyjaśniać. Przytaczam tu kilka możliwych interpretacji po to, aby zrozumieć te wydarzenia i odnaleźć ich duchowy sens.

W kwestii ich oceny jesteśmy mocno podzieleni, dlatego zacytuję słowa kogoś, kto będąc Polakiem, śledzi całą tę sytuację z perspektywy mieszkańca dawnych Kresów Wschodnich: „Z przerażeniem odbieramy informację o tym, co się dzieje w Polsce. Dla nas na Kresach Polska była i jest świętością. A tu takie rzeczy się dzieją. Rozumiem, że mass media rozdmuchują to, co się dzieje w rzeczywistości, i prawda jest gdzieś pośrodku. Jak to wygląda naprawdę? Odbieram to jako próbę rozwalenia i zniszczenia ostatniego w Europie kraju katolickiego. Smutne to. Nic innego nie pozostaje, tylko się modlić o spokój w Macierzy”. Czy to trafna ocena sytuacji? Pozostawiam odpowiedź Czytelnikom. Zacytowałam ów fragment z listu, aby unaocznić, jak to wszystko, czego w ostatnim czasie byliśmy świadkami, rani głęboko i boli osoby mające poczucie przynależności i tym samym przemożnego obowiązku służenia swojej wspólnocie narodowej.

Radek Pyffel – kierownik studiów Biznes chiński na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, na swoim wideoblogu ma zgoła inny niż autorka cytowanego listu ogląd tych pełnych dramatyzmu wydarzeń. Patrzy na nie z pewnym dystansem i ocenia je racjonalnie. Przede wszystkim zwraca uwagę, że w protestach wzięli udział w większości ludzie młodzi. Stwierdza, że należy je odczytywać jako kolejną manifestacją buntu młodzieży, który ogarnął już wcześniej Amerykę i Europę. Ocenia, że ma on znamiona rewolucji kulturowej. Biorą w nim udział młodzi z tzw. pokolenia milenialsów. Podobnie jak niegdyś czynili to ich rówieśnicy z pokolenia 1968 r., młodzież kwestionuje dziś autorytety, zasady społeczne i wartości. Dlatego przekracza kolejne bariery moralne. Przejawem tego są: wulgarny język, brutalne zachowania kobiet oraz ataki na kościoły i pomniki pamięci narodowej.

Zdaniem komentatora, młodzież, która uczestniczy w tzw. Strajku Kobiet, generalnie nie jest agresywna. Jest tylko złakniona wzajemnych kontaktów i publicznej dyskusji, a swój sprzeciw demonstruje we właściwym sobie języku. Faktycznie, jeśli uświadomimy sobie, że w ostatnim czasie podobna fala protestów miała miejsce we Francji, USA, Chile i Hiszpanii, wtedy przyznamy słuszność tak postawionej tezie.

Według Rafała Ziemkiewicza powodem zamieszek wcale nie jest polityka, lecz psychologia i socjologia (Stracone pokolenie?, „Do Rzeczy” 45/398 2020). Zaznacza on, że pokolenie milenialsów to ci, którzy częstokroć są wychowani w rodzinach niepełnych i dysfunkcyjnych. Stąd tyle wśród nich niespełnionych roszczeń wobec świata i dojmującego poczucia samotności. Jego zdaniem współczesną młodzież cechuje hedonizm, konsumpcjonizm i skrajny indywidualizm. W tej charakterystyce młodzieży jest zgodny z prof. Aleksandrem Nalaskowskim, który dodaje do niej powszechnie występujące skłonności do egoizmu i postawę roszczeniową. Prezentowany przez profesora pogląd zdaje się przeczyć natomiast interpretacji ostatnich wydarzeń, której dokonał Radek Pyffel. Ważnym – jak mi się wydaje – kontrargumentem przeciwko zaprezentowanej przez niego na wideoblogu tezie są przytoczone przez profesora Nalaskowskiego wyniki badań naukowych. Jak z nich wynika, obecne pokolenie milenialsów jest bierne. Nie lubi przebywać w grupach i nie identyfikuje się z jakąkolwiek zbiorowością (A. Nalaskowski, Wielkie zatrzymanie, Biały Kruk, Kraków 2020, s. 39–40). Należałoby więc oczekiwać – tak jak to dotąd bywało – znikomego sprzeciwu lewicującej młodzieży wobec próby prawnej ochrony życia poczętego. Co w takim razie sprawiło, że wyszli na ulice miast?

Według red. Ziemkiewicza, bezpośrednim impulsem do zaangażowania się milenialsów w agresywne manifestacje była reakcja zniecierpliwienia i gniewu wobec przedłużającego się stanu obostrzeń sanitarno-epidemiologicznych z powodu pandemii oraz związane z tym kryzysy różnej natury. Z drugiej jednak strony pokolenie to żyje raczej w rzeczywistości wirtualnej niż realnej, więc izolacja kwarantannowa nie jest dla niego szczególnie dolegliwa (A. Nalaskowski, jw.). Nic więc dziwnego, że skala ich zaangażowania w tzw. Strajk Kobiet budzi zdumienie polityków i pedagogów.

Zaprezentowane tu opinie prowokują do stawiania pytań: Czy naprawdę masowe protesty przeciwko orzeczeniu TK są wyrazem spontanicznej rewolucji młodych? Czy rewolucja jest ich przyczyną, czy też skutkiem?

Paweł Lisicki we wstępnym artykule zamieszczonym w czasopiśmie „Do Rzeczy” (nr45/398 2020) cytuje wypowiedzi ludzi, których przyjęliśmy nazywać elitą kulturalną. Wśród tych wypowiedzi szczególnie mocne wrażenie zrobiły na mnie słowa naszej noblistki Olgi Tokarczuk: „Nie oszukujmy się – ten system cynicznie będzie wykorzystywał każdy moment kryzysu, wojny, epidemii, żeby cofnąć kobiety do kuchni, kościoła i kołyski (…) Od dziś jesteśmy wojowniczkami”. „Ten cyniczny system” to katolicyzm – wyjaśnia redaktor Lisicki.

Ewa Wanat, była redaktor naczelna TOK FM, z kolei tak pisze: „Padło tabu. Pomazane sprayem kościoły. „J…ać” kler! (…) Padło tabu, okazuje się, że można to wszystko zrobić i żaden grom z jasnego nieba nie spada”. Nie chodzi zatem o politykę ani o sprzeciw wobec orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, ale o zniszczenie struktur i zasad społecznych od ich fundamentów, od korzeni. Dokonuje się tego w imię tolerancji jako wartości nadrzędnej, połączonej z fetyszem równości.

Gdy przed laty Fryderyk Nietzsche ogłaszał: „Bóg nie żyje. To my Go zabiliśmy”, wskazywał na rodzący się na Zachodzie ateizm. Przyznam się, że z pewnym niedowierzaniem patrzyłam na wzrastający wśród licealistów podziw dla jego filozofii. Dziś dopiero rozumiem, jakie to miało znaczenie. Nietzsche przeciwstawił „słabości chrześcijan podporządkowanych Bogu” siłę i wolę jednostki, której obcy był ideał osoby cierpiącej, ofiarnej i troszczącej się o dobro wspólne. Brutalne i agresywne zachowania uczestników Strajku Kobiet można poniekąd postrzegać jako efekt uwiedzenia młodego pokolenia przez tę filozofię. Owocem tego uwiedzenia są obecne we współczesnej kulturze próby zastąpienia chrześcijańskiego humanizmu przez antyhumanizm. Temida Stankiewicz-Podhorecka w artykule pt. Odczłowieczenie teatru trwa („Wpis” nr 7–8 /117-118, s. 39–41 dokonuje analizy współczesnego repertuaru teatralnego: „Tak więc jesteśmy świadkami kulturowej wojny cywilizacyjnej. (…) Seks ma być współczesnym bożkiem nowego świata. Aby w pełni to zrealizować, trzeba najpierw wrogo nastawić ludzi (w teatrze publiczność, w szkole dzieci i młodzież) do Boga, naszej wiary i Kościoła katolickiego, a następnie całkowicie wyrugować Boga z przestrzeni publicznej i uzależnić człowieka od seksu tak, jak uzależnia się go od narkotyków. (…) już na samym wstępie zabija się w tych młodych ludziach wrażliwość na piękno, prawdę i dobro. (…) Człowiek jako postać w sztuce teatralnej jest nierzadko mniej ważny niż rekwizyt”.

Kultura istnieje w określonej rzeczywistości i ma za zadanie budować wspólnotę. Jednakże obecnie jest to kultura dekonstrukcji i emancypacji, bo domaga się wyzwolenia od wszelkich tożsamości, w tym – wyzwolenia od tożsamości chrześcijańskiej i narodowej. Dlatego uprawnione jest nazywanie jej mianem antykultury.

Współczesne młode pokolenie jest kształtowane w świecie, w którym panuje antykultura i dokonuje się dekonstrukcja. Karmione jest ono fałszywym obrazem świata za pomocą filmu, kolorowych czasopism, a nade wszystko poprzez internet, który coraz mocniej wdziera się w naszą prywatność.

Niewątpliwie na poglądy i postawy współczesnej młodzieży w dużym stopniu wpłynęło także szkolnictwo. W ostatnim okresie zrezygnowało ono z wychowania, stawiając na pierwszym miejscu edukację. Edukacja zaś – jak twierdzi prof. Nalaskowski – nie ma celu, lecz w dużej mierze jest podporządkowana ideologii i celom utylitarnym (zamiast celów wychowawczych i dydaktycznych nauczyciele mają wyznaczać sobie tzw. cele operacyjne). „Nie pytaj o znaczenie, pytaj o użycie” – ta zasada, wyjęta z Traktatu logiczno-filozoficznego Ludwika Wittgensteina, znalazła odzwierciedlenie m.in. w szkolnictwie.

Myślenie młodych jest według prof. Nalaskowskiego irracjonalne, bo nastąpiło wygenerowane przez system edukacyjno-wychowawczy, dobrowolne zrzeczenie się rozumienia.

Sądzę, że ilustracją dla tego zjawiska może być pytanie często zadawane nauczycielom przez uczniów: „Po co mam się tego uczyć?” „Do czego to mi się przyda?”. Wygląda to tak, jakby nie interesował ich sam problem ani jego rozumienie, lecz umiejętność zastosowania w praktyce zdobytych informacji. „Prawdziwe jest, bo działa!”.

W obecnym systemie edukacji dużą rolę odgrywa też postmodernizm, który postuluje radykalny pluralizm oraz odrzucenie wszelkich struktur i schematów życia społecznego. Właśnie z filozofii postmodernistycznej wywodzi się powszechnie panująca dziś na Zachodzie ideologia gender. Oparciem dla niej jest środowisko LGBT. Wywodzący się z tego środowiska autorzy eseju/manifestu, który ukazał się w USA w 1987 r. pod tytułem The Overhauling of Straight America piszą: „Bez dostępu do radia, telewizji, mainstreamowej prasy, nie będzie kampanii. (…) Podczas gdy opinia publiczna jest jedynym podstawowym źródłem mainstreamowych wartości, drugim jest autorytet religijny. (…) Potężnemu wpływowi religijnemu musimy przeciwstawić alians nauki i opinii publicznej”. Jak widać, program, wyrażony w owym manifeście, jest aktualnie realizowany. Krzykliwie obecny w życiu publicznym ruch LGBT podważa prawo naturalne, a nawet ludzką naturę. Mimo to zdaje się być coraz bardziej atrakcyjny dla młodego pokolenia Polaków. Naczelnym postulatem ideologii gender jest absolutna wolność człowieka, wobec Boga i Kościoła katolickiego nauczającego o naturze męskości i kobiecości dopełniających się w relacji pomiędzy mężem a żoną. Wolność ta jest rozumiana jako uświadomiona konieczność. Stąd postulat oderwania się od norm społecznych i wypływających z prawa naturalnego zasad.

Można zatem opisać trwające w Polsce manifestacje jako bunt autonomicznej jednostki przeciw Kościołowi, jego nauce o niepodważalnej godności osoby ludzkiej, o małżeństwie i rodzicielstwie. Można również widzieć w nich bunt człowieka wobec Stwórcy i Jego stwórczego planu, a także wobec fundamentalnych wartości, takich jak prawda, dobro i piękno, na których jest zbudowana cywilizacja chrześcijańskiego Zachodu.

Akty agresji wobec kapłanów i profanacje kościołów zdają się jawić jako metodycznie przygotowane. Poprzedziły je szeroko omawiane i nagłaśniane w mediach skandale pedofilskie dotyczące ludzi Kościoła, w tym medialne ataki na kolejnych biskupów. Niemałą rolę w promowaniu antykościelnych i antykatolickich postawa odegrały również filmy braci Siekielskich. Punktem kulminacyjnym zaś stał się atak na Jana Pawła II jako na – być może już ostatni – powszechnie uznawany w świecie autorytet moralny. Pojawił się nawet postulat jego „dekanonizacji” jako kolejny etap dekonstrukcji Kościoła.

Niewątpliwie opisywane protesty i strajki mają swój wymiar polityczny. Ruch Kobiet, który wyznaczył prezydentowi RP tydzień na wypełnienie skrajnie lewicowych roszczeń, łącznie z postulatem odsunięcia PiS od władzy, wyznaczył sobie cele polityczne. Jednakże, jak komentuje na swoim wideoblogu Radek Pyffel, klęska PiS wcale nie będzie oznaczała zwycięstwa opozycji, gdyż rozgrywająca się właśnie rewolucja zmiecie także i opozycję. Tak więc aplauz ze strony opozycji dla tych postulatów jest całkiem nieuzasadniony. Przegrywają bowiem ci wszyscy, którzy są wierni wartościom i zasadom i którzy chcą zachowania instytucji i struktur. A zatem nie o projekt polityczny tu chodzi, lecz o wojnę cywilizacyjną. Homoseksualiści walczą o prawa do zawierania małżeństw i do adopcji dzieci. Transwestyci – o prawa do zmiany płci na życzenie.

Ale to, o co walczą, nie może być prawem, gdyż prawo ma prowadzić do dobra, a nie do zła. Coś, co stoi w sprzeczności z naturą, nie może być nazwane dobrem. Aby coś nazwać dobrem lub złem, musi być odniesione do prawdy. Ta zaś musi być zgodna z rzeczywistością.

Tymczasem w płynnej, postmodernistycznej rzeczywistości prawda obiektywna nie istnieje, a słowa zmieniają swoje znaczenie. Czy tak samo jak kiedyś rozumiemy dziś słowa: ‘miłość‘, ‘tolerancja’? Tolerancja jako wartość absolutna? Równość jako wartość priorytetowa? Zmienione znaczeniowo słowa zmieniły ludzkie myślenie i czynią niemożliwym wzajemne porozumienie. Jeśli się tym pogodzimy, to jak możemy ocalić demokrację? Alexis de Tocqueville w dziele pt. O demokracji w Ameryce wyraził pogląd, że choć demokracja jest przyszłością Europy, to jednak dążenie do równości może jej zagrozić, ponieważ normy w niej są dostosowane do woli większości. Był on przekonany, że demokracja nie przetrwa utraty wiary chrześcijańskiej, gdyż samostanowienie wymaga jednakowego, wspólnego spojrzenia na prawdy moralne. Podobnie też myślał papież Jan Paweł II, który w encyklice społecznej Centesimus annus napisał: „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przeradza się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.

Spróbujmy w tym świetle spojrzeć na to, co z obserwowanych ostatnio postaw wynika dla Polski i dla całej Zachodniej cywilizacji zbudowanej przecież na wartościach chrześcijańskich. Wolność absolutna, zdegradowany i uprzedmiotowiony człowiek. Czym będzie ów nowy porządek świata? Karta praw zwierząt obok Karty Praw Człowieka? Czyżby to wszystko dokonywało się samoistnie i spontanicznie? Niezależnie od odpowiedzi, trzeba nazwać to, co się teraz dzieje, wojną cywilizacyjną. Wbrew narzucającym się obrazom, nie można jej sprowadzać do brutalnych starć ulicznych i protestów. To wszystko jest tylko unaocznionymi jej skutkami, które wskazują na istotę problemu. Obsceniczne słownictwo, akty przemocy i barbaryzacja demonstrantów świadczą albo o ich skrajnej demoralizacji albo o całkowitej niezdolności do panowania nad swymi emocjami. Obie diagnozy mogą budzić poważne zaniepokojenie. Uznanie, że mamy do czynienia z wojną cywilizacji, stawia każdego wobec konieczności opowiedzenia się po stronie cywilizacji życia lub cywilizacji śmierci. Nikt nie może pozostać biernym obserwatorem tej wojny. Wszyscy zmuszeni jesteśmy wziąć w niej udział. Tylko jak?

Wygląda na to, że przegraliśmy bitwę o język. A Kościół katolicki, zwłaszcza w swoich strukturach hierarchicznych, zdaje się być coraz mniej widoczny. Czy wobec tego wierzący katolicy i konserwatyści są na pozycji przegranej?

Prawdziwą przyczyną tych „rzeczy nowych” – twierdzi Rod Dreher w książce pt. Opcja Benedykta – jest pustka duchowa wytworzona przez ateizm, który pozostawił młode pokolenia bez drogowskazów.

We wstępie do swojej książki przytoczył fragment wypowiedzi Josepha Ratzingera: „Kościół czeka poważny kryzys, który drastycznie ograniczy liczbę wiernych i jego wpływy (…) Będzie niewielki i będzie musiał zacząć od nowa, mniej więcej od początku. (…) To sprawi, że będzie ubogi i stanie się Kościołem cichych… W totalnie zaplanowanym świecie ludzie będą strasznie samotni. Uświadomią sobie, że ich egzystencja oznacza „nieopisaną samotność”, a zdając sobie sprawę z utraty z pola widzenia Boga, odczują grozę własnej nędzy. Wtedy i dopiero wtedy – w małej owczarni wierzących odkryją coś zupełnie nowego: nadzieję dla siebie, odpowiedź, której zawsze szukali”. Wypowiedź ta pochodzi z roku 1969 i dziś nazywana jest proroctwem Benedykta XVI. Może być odczytywana w kluczu obecnego czasu. Pokazuje, że uczciwi konserwatyści i katolicy muszą zaangażować się w swoją wiarę i obronę fundamentalnych wartości w świecie, który staje się dla nich coraz bardziej wrogi.

Przy tym poziomie agresji jest już za późno na dialog społeczny, ale zawsze jest czas na jasne przedstawienie nauki Kościoła i osobistych przekonań bez względu na konsekwencje. Oczywiście wymaga to dużej odwagi cywilnej i wiary nie tylko deklarowanej.

Rod Dreher proponuje „wypracowanie nowatorskich, wspólnotowych rozwiązań”, które pomogą wytrwać w wierze i wartościach. Domaga się też dokonania osobistego wyboru, czy „jesteśmy gotowi zrobić decydujący zwrot ku prawdziwie kontrkulturowemu przeżywaniu chrześcijaństwa, czy też skażemy nasze dzieci i wnuki na asymilację”. Obrona własnej wiary i rzeczy świętych jest również po to, aby za jej sprawą rzeczywistość, w której przyszło nam żyć, przemieniała się w taki sposób, jak przed wiekami dokonało się to za sprawa reguły św. Benedykta i mnichów, którzy według niej żyli.

„Autentyczna demokracja możliwa jest tylko w państwie prawnym i w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej. Wymaga ona spełnienia koniecznych warunków, jakich wymaga promocja zarówno poszczególnych osób, przez wychowanie i formację w duchu prawdziwych ideałów, jak i „podmiotowości” społeczeństwa, przez tworzenie struktur uczestnictwa oraz współodpowiedzialności.  – napisał Jan Paweł II w encyklice Centesimus annus (CA 46).

Budujcie Arkę przed potopem
Niech was nie mami głupców chór!
Budujcie Arkę przed potopem
Słychać już grzmot burzowych chmur!
Zostawcie kłótnie swe na potem
Wiarę przeczuciom dajcie raz!
Budujcie Arkę przed potopem
Zanim w końcu pochłonie was!

– brzmią słowa ballady Jacka Kaczmarskiego.

Artykuł s. Katarzyny Purskiej USJK pt. „»Budujmy Arkę przed potopem«” znajduje się na s. 6 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł s. Katarzyny Purskiej USJK pt. „»Budujmy Arkę przed potopem«” na s. 6 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Cudowne ozdrowienie Klemensa Murańki i inne argumenty przeciwko szczepieniom na Covid-19/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Procesy naturalne i zdrowy rozsądek nie przynoszą korzyści korporacjom. Biznes pojawi się wtedy, gdy człowiek będzie działał jedynie pod wpływem medialnych impulsów i rozporządzeń administracji.

Trzeba nie byle jakiej siły woli, żeby w dwa dni uporać się z plagą ludzkości w postaci Covid-19. I taką właśnie wykazał się nasz skoczek narciarski Klimek Murańka. Bo przecież testy crp mylić się nie mogą. Natężył się i pokonał Covid-19. Skoczył trochę gorzej, ale jakie to ma teraz znaczenie? Światowej sławy już nikt mu nie odbierze. Zatem, zamiast się szczepić, może wzorem naszego skoczka – natężymy się? 😊

To było poważnie. A teraz jeszcze bardziej.

Weszliśmy właśnie w nowy rok i w okres szczepień nieprzebadaną szczepionką na Covid-19. I zamiast merytorycznej dyskusji za i przeciw, mamy tylko klasyczne bicie piany.

Klasyczne bicie piany ideologicznych zwolenników wszelkich szczepień. Posuwających się do chwytów poniżej pasa i szantażu moralnego. Jednak szantaż na mnie nie działa, bo moim rodzicom udało się umrzeć przed tym szaleństwem. Patriotyzm zaś wyssałem z mlekiem matki i nie musi mnie teraz pouczać żaden z braci Karnowskich. Tym bardziej jakiś krytyk filmowy.

Pewnie wielu z Was uważa, że to wszystko nie trzyma się kupy. Oczywiście, nie trzyma się, dlatego poszukajmy dziury w całym. W końcu od tego jest wolna prasa, nieprawdaż?

Ideologia i doktryna – niech one tu przez chwilę porządzą bez wchodzenia w argumenty. Zaczynam!

1.   Z chrześcijańskiego punktu widzenia przyjęcie szczepionki jest sprzeczne z wyznawanym światopoglądem. Ratowanie życia doczesnego nie może odbywać się za wszelką cenę. O czym przypomnieli w ostatnim czasie: kardynał Pujats, abp Lenga, abp Peta, biskup Schneider i biskup Strickland. I co w jasny sposób zakomunikował nam II tysiące lat temu Pan Jezus – założyciel Kościoła. A później potwierdzili to wszyscy święci, od świętego Szczepana począwszy. Dlatego nie dajmy się zwieść kolejnej herezji, jaka rozpleniła się w murach Kościoła, że to życie ludzkie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, za co każdy chrześcijanin powinien być gotowy swoje życie poświęcić (dokładniej opiszę to w moim chrześcijańskim cyklu).

2.   No dobrze, a jeżeli ktoś jest niewierzący? – zapytało mnie ostatnio moje dorosłe dziecko. Odpowiadam. Jeżeli ktoś jest niewierzący, a kieruje się dobrem gatunku ludzkiego, to tym bardziej nie powinien się szczepić. Popatrzmy na robaki. One tym szybciej zwalczają zagrożenie, im szybciej się zarażą. Słabsze giną, a mocniejsze się uodparniają i płodzą jeszcze bardziej odporne pokolenie. Tak samo ludzie – trochę większe robaki. Tak, Moi Drodzy Darwiniści, selekcja naturalna sama rozwiąże problem Covid-19. Szczepionka tylko zaburza i zniekształca proces dziejowy, logikę i prawdę ewolucji. Nie dziękujcie za to napomnienie, zaszczepiony towarzyszu Miller!

Jak widzicie, ideologia i doktryna, boże czy ludzkie, tylko zniechęcają do szczepień.

Zatem o co chodzi w tej wszechświatowej presji na powszechność, a zanim się obejrzymy – przymus szczepień – bo bez nich nikt nie będzie mógł sprzedać ani kupić, ani pracować, ani polecieć?

Najbardziej mylą się, jak prawie zawsze, tak zwani rozsądni. Odrzucają oni wszelkie teorie spiskowe. I wykazują, że przecież depopulacja (zarzut płaskoziemców w stosunku do Billa Gatesa) obniżyłaby drastycznie zyski korporacji. Zatem nie mogą one za tym stać. Możemy się pośmiać.

Chodzi jednak o coś zupełnie innego. Chodzi o podstawowy zamach na naturę człowieka, tak jak rozumiemy ją my, chrześcijanie. Zamach na wpisaną w konstytucję dziecka bożego wolną wolę, na wolność życia w sposób niezależny od władzy świeckiej. To dlatego zamyka się kościoły i niszczy rodzinę – instytucje, które bronią wolności człowieka przed władzą totalitarną. I tu trzeba jasno powiedzieć, że tylko kościoły chrześcijańskie bronią wolności człowieka. I dlatego szaleni totaliści walczą jedynie z naszą łacińską cywilizacją, zostawiając inne w całkowitym spokoju.

Gdy po obaleniu instytucji ochronnych uda się człowieka zniewolić, wtedy pojawi się też interes globalnych korporacji.

Procesy naturalne i zdrowy rozsądek nie przynoszą korzyści korporacjom. Biznes pojawi się wtedy, gdy zaniknie całkowicie chrześcijański rozum, a człowiek będzie działał jedynie pod wpływem medialnych impulsów i rozporządzeń administracji. Wówczas będzie można podliczyć, ile dany osobnik może zjeść korporacyjnych syfów, żeby mógł się potem przez długie lata korporacyjnymi lekarstwami leczyć. I nawet niech nie próbuje samodzielnie umierać.

I o to toczy się obecna pandemiczna rozgrywka. Jak najwięcej ludzi rodzić (in-vitro), jak najwięcej szczepić, jak najwięcej zatruwać, jak najwięcej leczyć, jak najwięcej doprowadzać do śmierci! Czy może istnieć pewniejszy biznes, nawet po potrąceniu prowizji dla administracji, które z przyzwyczajenia jeszcze nazywamy rządami?

Jan Azja Kowalski

PS Czy prawnicy z mojego ulubionego Ordo Iuris mogliby się zająć bezprawnymi pogróżkami, jakie pod moim adresem (nie zaszczepię się) wygłasza minister zdrowia Adam Niedzielski?

„Powtórne przyjście” – poetycka zapowiedź W.B. Yeatsa końca cywilizacji w przekładzie Henryka Krzyżanowskiego

Nie traćmy ducha, bowiem wielkie kryzysy nie są czymś wyjątkowym w historii. Oto jeden z najsłynniejszych wierszy XX wieku, który taki właśnie cywilizacyjny zakręt opisuje i zapowiada.

Henryk Krzyżanowski

Pandemia, wojna kultur z tzw. Strajkiem Kobiet i wojowniczym aborcjonizmem, agresywny antyklerykalizm i antychrystianizm, konflikt ustrojowy rozdzierający Unię Europejską, masowe migracje – otaczająca nas rzeczywistość nie nastraja do spokojnego świętowania.

A z drugiej strony – nie traćmy ducha, bowiem wielkie kryzysy nie są czymś wyjątkowym w historii. Jeden z najsłynniejszych wierszy XX wieku, Powtórne przyjście W.B. Yeatsa, taki właśnie cywilizacyjny zakręt opisuje i zapowiada. Napisany około 1920 roku wiersz jest reakcją na Wielką Wojnę, która dla sytego i spokojnego Zachodu była paroksyzmem szaleństwa i bezsensowną jatką milionów młodych mężczyzn. Za to nam przyniosła niepodległość.

Ten wiersz, którego trzecia linijka stała się w angielskim przysłowiowa, podobnie jak zakończenie pierwszej zwrotki, nie tylko opisuje apokalipsę, ale również zwiastuje jej dalszy ciąg – Lenin i towarzysze dopiero niedawno rozpoczęli swoje krwawe dzieło, a Hitler miał objąć władzę za lat kilkanaście. Jak widać, wielcy poeci bywają prorokami.

Tłumacząc, starałem się przede wszystkim oddać niezwykły dynamizm tego wiersza, tak aby recytowany po polsku zachował melodię oryginału. Dotychczasowe przekłady częściowo ów dynamizm traciły na rzecz rozlewności, np. „Kołując coraz szerszą spiralą” w pierwszej linijce jest spokojniejsze od oryginału, brzmi trochę jak fraza z Sonetów krymskich. Nawet tytuł, jeśli ma zachować dobitność oryginału, powinien oddać jego rytmikę – proponowane przez innych tłumaczy Drugie przyjście ją zatraca. Na ile udało mi się zrealizować swoje zamierzenie – oceń sam, Czytelniku. Ale czytaj na głos, jak każdą poezję.

William Butler Yeats (1865–1939)

POWTÓRNE PRZYJŚCIE

W koło i w koło! Coraz szerszym kręgiem;
już nie słyszy sokolnika sokół.
Świat się wali; wszelka moc truchleje;
wnet anarchii potop skryje nas.
Krwawa piana na fal grzywach, i wszędzie
krew, gdzie dotąd niewinności kult.
Gdy szlachetnym brak wiary, łajdaków
pcha do czynu żarliwa zła moc.

Patrz, wnet prorok się objawi nam;
Patrz, Powtórne Przyjście jest tuż tuż.
Powtórne Przyjście! ledwiem to wymówił,
gdy zjawa wielka z księgi astrologa
oko trwoży: Gdzieś w piaskach pustyni
coś jak lew, ale z głową człowieka,
wzrok jak słońce: pusty, bez litości,
wolno rusza zdrętwiałe kończyny,
a nad nim taniec rozeźlonych ptaków.
Teraz znów ciemno; ale wiem już przecież,
że dwa millenia snu, co był jak kamień,
zmąciło w zmorę nową skrzypienie kołyski.
Więc cóż za bestia, gdy przyszła jej pora,
wolno sunie, by się narodzić w Betlejem?

The Second Coming
Turning and turning in the widening gyre
The falcon cannot hear the falconer;
Things fall apart; the centre cannot hold;
Mere anarchy is loosed upon the world,
The blood-dimmed tide is loosed, and everywhere
The ceremony of innocence is drowned;
The best lack all conviction, while the worst
Are full of passionate intensity.

Surely some revelation is at hand;
Surely the Second Coming is at hand.
The Second Coming! Hardly are those words out
When a vast image out of Spiritus Mundi
Troubles my sight: somewhere in sands of the desert
A shape with lion body and the head of a man,
A gaze blank and pitiless as the sun,
Is moving its slow thighs, while all about it
Reel shadows of the indignant desert birds.
The darkness drops again; but now I know
That twenty centuries of stony sleep
Were vexed to nightmare by a rocking cradle,
And what rough beast, its hour come round at last,
Slouches towards Bethlehem to be born?

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Czy zmierzch cywilizacji?” znajduje się na s. 2 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Czy zmierzch cywilizacji?” na s. 2 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Gdzie jest pokolenie św. Jana Pawła II i jego dzieci? / Marian Smoczkiewicz, „Wielkopolski Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Cicha wielomilionowa większość nie akceptuje moralnie nagannych teorii i próby wywrócenia społecznych reguł funkcjonowania rodzin, społeczeństwa i państwa. Ale nie widać jej i nie słychać.

Marian Smoczkiewicz

Refleksja na Święta i koniec roku

Kończący się rok 2020 nie nastraja zbyt optymistycznie. Każdy człowiek ma swoje radości i smutki, które go dotykają w życiu, niezależnie od zamożności, pozycji zawodowej, zdrowia, relacji rodzinnych itp. Są też problemy dotyczące pewnych grup społecznych, narodów, a nawet cywilizacji. To nie są sprawy obojętne dla jednostki ludzkiej i silnie wpływają na jej dobrostan i tak ważne poczucie bezpieczeństwa.

Ten rok był i jeszcze jest bardzo obfity w różne wydarzenia o charakterze globalnym. Z początkiem roku 2020 pojawiła się infekcja wirusowa COVID-19, u nas znana bardziej pod nazwą koronawirusa. Decyzją Światowej Organizacji Zdrowia dostała status pandemii, czyli infekcji o ogólnoświatowym zasięgu. To spowodowało decyzje większości rządów o nałożeniu na większość dziedzin życia restrykcji o niespotykanej dotychczas skali. Objęły możliwości przemieszczania się, spotykania się, nawet handlu. Zamknięto restauracje, bary, większość hoteli, muzea, kina, teatry oraz kościoły. Zabroniono organizowania spotkań towarzyskich i rodzinnych typu śluby czy pogrzeby. Zamknięto stadiony sportowe, ośrodki rekreacji, sanatoria. Szkolnictwo podstawowe i wyższe, jak i wiele zakładów pracy czy urzędów przestawiono na tryb zdalny, czyli tzw. online. Trudno wszystkie zmiany roku 2020 wymienić, ale to, co się stało, w sposób zasadniczy odbija się na naszym indywidualnym życiu i samopoczuciu.

Nie wiemy jeszcze, jaki te restrykcje przyniosą skutek i czy koszt tego przedsięwzięcia nie przerośnie uzyskanych wyników. Na razie znosimy ograniczenia, a inni, mniej szczęśliwi, doświadczają zakażenia i związanych z tym cierpień.

Epidemie różnego typu trapiły ludzkość na przestrzeni wieków i są ściśle związane z naszym bytem. Śmiertelne żniwo dawnych epidemii jest nieporównywalne z obecną sytuacją. Niegdyś wymierały całe miasta, tylko nieliczni przeżywali. Obecnie mamy większą wiedzę o naturze zarazka i możemy się przygotować na jego zwalczanie, choćby przez szczepionki. Epidemia jest plagą, której, jak widać, nie zawsze możemy zapobiec, podobnie jak innym zjawiskom natury w postaci huraganów, powodzi czy pożarów. Są one niezależne od nas, trzeba się z nimi zmagać i na podstawie posiadanej wiedzy, doświadczenia i możliwości łagodzić ich negatywne skutki.

Jednak są inne globalne nieszczęścia, które sami sobie fundujemy. Zaliczyć do nich trzeba takie zaskakujące w sumie wydarzenia, jakim stał się pod koniec roku „strajk kobiet” w odpowiedzi na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie nielegalności aborcji w przypadku podejrzenia wady rozwojowej nienarodzonego jeszcze dziecka. Decyzja Trybunału jest tylko przecież potwierdzeniem artykułu 38 Konstytucji o zapewnieniu każdemu człowiekowi prawnej ochrony życia.

Strajki odbyły się w dużych miastach, ale również w licznych pomniejszych gminach. Ich liczebność, zacietrzewienie, agresja i wulgarność uczestników zaskoczyły wielu ludzi, w tym polityków. Ucieszyły zapewne inspiratorów całej akcji. Strajki te szybko bowiem przerodziły się z proaborcyjnych w polityczne i ujawniły główny cel, jakim stale pozostaje obalenie rządu za wszelką cenę i walka z Kościołem katolickim.

Wśród licznych aspektów tych wydarzeń zwraca uwagę gremialny udział młodzieży, a to już budzi duży niepokój. Media chętnie pokazują osoby stojące na czele protestów. Ze względu choćby na mentalność tych pań trudno oczekiwać, by odniosły sukces polityczny na dłuższą metę, bez względu na siły i pieniądze, jakie za nimi stoją. Pozostaje jednak problem młodzieży. Trudno znaleźć odpowiedzi na pytania: co ją wyciągnęło na ulicę? Co wywołało taką agresję i chęć niszczenia? Na pewno bunt przeciwko starszemu pokoleniu, co jest typowe dla młodych. Może też brak szkoły i kontaktu z rówieśnikami podczas obostrzeń epidemicznych. Wreszcie słabe więzi rodzinne. To wszystko jakoś tłumaczy obecność na strajkach młodych ludzi, ale tylko w drobnym stopniu.

Oczywiście istnieje cicha milionowa większość, która nie akceptuje moralnie nagannych teorii i próby wywrócenia społecznych reguł funkcjonowania rodzin, społeczeństwa i państwa. Ale nie widać jej i nie słychać. Chciałoby się zawołać, właśnie pod koniec roku, kiedy analizuje się miniony czas: gdzie jest pokolenie św. Jana Pawła II i jego dzieci? Nietrudno zauważyć, że ilość młodzieży uczestnicząca we Mszach św. gwałtownie spada i proces ten nasila się od dziesiątków lat. Podobnie wygląda sprawa religii w szkole. Dzieci po I Komunii św. i ewentualnym bierzmowaniu w znacznym procencie przestają uczestniczyć w lekcjach religii, uważając, że posiedli wystarczającą wiedzę w tej dziedzinie. W większości przypadków odbywa się to za aprobatą rodziców. Nieliczni, którzy chodzą na lekcje religii, są pod dużą presją niechodzących. Ci z kolei prezentują się jako osoby o szerokiej optyce, światłe, postępowe i wolne od religijnych przesądów. Taka postawa z kolei w opinii lewackich i niestety modnych mediów jest dobrze odbierana.

A młodzież odpływa od wartości uniwersalnych, chrześcijańskich, wymagających wysiłku i pracy nad sobą – w stronę przyjemności, totalnej wolności bez odpowiedzialności, seksu bez ograniczeń, uzależnień i na końcu zatracenia w nihilizmie.

Młody człowiek wchodzący w życie szuka przede wszystkim atrakcyjnej dla siebie drogi. Ta łatwa i szeroka często jest mało warta. Wartościowe wybory wymagają z reguły wysiłku i tu jest potrzebna pomoc rodziców, nauczycieli, którzy będą umieli wskazać korzyści, jakie płyną z własnego zaangażowania i włożonego trudu. Najlepszym przykładem jest sport, gdzie tylko mozolny trening przynosi wyniki. Młodzież należy wychowywać i jest to obowiązek rodziców, opiekunów, nauczycieli, trenerów, katechetów. Wychowanie polega na dyscyplinie, stanowczości, wymaganiu, a wszystko to musi być przeniknięte miłością. Dawniej mówiło się o powołaniu do pracy z młodzieżą, gdyż nauczyciel, a w słowie tym mieściło się również znaczenie ‘wychowawca’, był zawodem zaufania społecznego. I to właśnie ta grupa zawodowa powinna zadbać, by poprawność polityczna nie miała wpływu na sposób kształcenia i wychowania.

A to, co obserwowaliśmy na ulicach, jest efektem tzw. bezstresowego wychowania, które chyba funkcjonuje do dziś.

Zapomniano, że jeśli chce się coś osiągnąć, to trzeba o to walczyć, pokonywać trudności. Z fizjologii wiadomo, że życie bez stresu nie istnieje. Stres jest nieodłącznym warunkiem istnienia. Rodzice powinni wiedzieć, co ich dorastające dzieci robią poza domem, w jakim towarzystwie się obracają, jak korzystają z internetu, czym się interesują. Dziecko to nie roślinka, którą wystarczy podlewać i niech sobie rośnie, ale organizm, który należy chronić przed złymi czynnikami, przesadzać w korzystniejsze warunki, oczyszczać z chwastów, przycinać, aby z czasem wyrosło na wspaniałe drzewo ku radości wszystkich.

Na wychowanie młodego człowieka ogromny wpływ, prócz rodziców, ma w naszym kraju Kościół katolicki. I tu coś pękło. Jak widać po ostatnich wydarzeniach, część młodzieży zgubiła moralne podstawy, które powinna wynieść z domu, a pogłębić w Kościele. Do tego obecne media są w znakomitej większości opanowane przez liberalno-lewicową ideologię. Przekaz jest kierowany głównie do średniego pokolenia i ich dzieci. Proponuje się życie bez ograniczeń: co lubię, to robię, życie jest jedno, a jak coś przeszkadza, trzeba to zwalczyć i zniszczyć. Głosy nawołujące do opamiętania, że nie tędy droga, określa się jako zacofanie, kołtuństwo i średniowiecze. Taką postawę jeszcze można by zrozumieć, bo każdy szuka na swój sposób pojętego szczęścia. Jednak obok tego promuje się różne dewiacje, takie jak kwestionowanie biologicznej płci, promowanie wynaturzeń seksualnych i w konsekwencji redefinicję rodziny. Pod płaszczykiem wolności osobistej przemyca się ideologię zniszczenia społeczeństwa i jego wartości. Nowe społeczeństwo ma być otwarte na wszystkie nowinki, choćby głupie i szkodliwe; ma być szczęśliwe i nieskrępowane jakimiś przestarzałymi dogmatami.

Rok 2020 jak na dłoni pokazał, że wszyscy mogą się łączyć ze wszystkimi, a później rozchodzić, by znów się połączyć, ale tym razem już w innych konfiguracjach. A najważniejsze, aby być sprawnym i zdrowym. Chciałoby się powiedzieć: na Titanicu też wszyscy byli zdrowi, i co z tego?

Kto się upomni o ludzi chorych, inwalidów, niepełnosprawnych intelektualnie? Okazuje się – co głośno oraz ordynarnie wybrzmiało w listopadzie 2020 roku na ulicach polskich miast, w ustach manifestujących Polaków, że takie osoby trzeba eliminować, i to już w życiu płodowym. Zakwestionowano pewną oczywistość, że matka i ojciec, mając niepełnosprawne dziecko, w znakomitej większości zajmują się nim, bo chcą, a przede wszystkim, bo je kochają. Te manifestacje powodują, że można by tę samą miarę przyłożyć do osób starszych, niesamodzielnych, terminalnie chorych. Idąc dalej tym tokiem myślenia: wymagający stałej opieki sami powinni zrozumieć, że czas już odejść z tego świata i przestać pobierać emeryturę, generować wysokie koszty opieki, na które wszyscy się składają, po prostu zrobić miejsce młodszym. Na tym polega eutanazja.

Aborcja i eutanazja to jest to samo. A decyzję o wykonaniu takiego wyroku podejmują ci, którzy nie tylko szczęśliwie się urodzili, ale jeszcze są młodzi i zdrowi.

Jednak jest to zabijanie. Zabijanie dla cudzej wygody i komfortu. Ten tragiczny wyrok maskuje się piękną otoczką gładkich słów. Prawo do zabijania innego człowieka nie ma nic wspólnego człowieczeństwem. Nie wychodzi naprzeciw czyjemuś cierpieniu, a już z pewnością nie jest spełnianiem jego pragnienia. Śmierć przez np. zastrzyk ma być świadomą decyzją, wyborem chorego czy osoby starej. Są do tego propagandowe materiały pokazujące np. starców w otoczeniu „kochającej” rodziny, oświadczających, że dosyć się nażyli i czas już uszczęśliwić najbliższych spadkiem i swoim zniknięciem. Przerysowane? Nie. Takie filmy są do obejrzenia w mediach. Bardzo podkreśla się aspekt samodzielnej decyzji, pozostawiając szeroko otwartą furtkę. Kandydat do eutanazji, który nie prosi o zakończenie życia, nie rozumie perswazji rodziny, lekarza, możne być komisyjnie uznany za niepoczytalnego, nie mającego pełnego rozeznania rzeczywistości. W takiej sytuacji decyzję podejmie komisja z pominięciem zainteresowanego.

Czy młodzi ludzie, demonstrujący w listopadzie, dadzą sobie wmówić, że to jest postęp i lepsza przyszłość?

Choć koniec roku optymizmem nie napawa, to jednak każdy człowiek ma w sobie system, który pomaga odróżniać dobro od zła i nie zależy od wykształcenia ani światopoglądu. Jest wrodzony. To się nazywa etyką naturalną, a na niej są zbudowane albo odnoszą się do niej etyka chrześcijańska, materialistyczna itp. Kościół katolicki, ucząc religii, uczy także etyki. W ostatnich latach KK został zapędzony – w dużym stopniu z własnej winy – do narożnika z powodu przestępstw pedofilskich. Ta ohydna zbrodnia dotyka wiele środowisk, ale w Kościele ma szczególnie negatywny odbiór społeczny. Powinna być wyjaśniona i surowo ukarana. Ciemny margines, który ciąży na Kościele, nie może jednak hamować jego nauki, szczególnie w tak trudnych czasach, kiedy pojawiają się ideologie przeczące prawom natury, niszczące relacje rodzinne, społeczne, nawołujące do wolności bez ograniczeń, wyuzdania i schlebiania najniższym instynktom.

Mijający rok to stan oczekiwania na silny głos Kościoła katolickiego. Głos, który jasno wskaże, co jest dobre, a co nie do przyjęcia.

Jeśli jesteśmy chorzy, to zgłaszamy się do lekarza po pomoc, chociaż mamy świadomość, że on też od czasu do czasu choruje, ale to nie znaczy, że nam nie może skutecznie pomóc. Cała siła wpływowych mediów idzie w kierunku podkopania i osłabienia pozycji Kościoła w głoszeniu wartości moralnych, jakie powinny być przestrzegane w życiu społecznym, rodzinnym i być fundamentem wychowania przyszłych pokoleń. Są biskupi i kapłani, którzy mają odwagę mówić prawdę wprost, a ta wywołuje falę nienawiści.

Koniec roku to też zupełnie nieoczekiwane wydarzenie: atak na św. Jana Pawła II w związku z przestępstwami seksualnymi w Kościele. Jest to paskudne kłamstwo, manipulacja dokumentami, świadome obrzucanie błotem nieżyjącego Papieża, bo na pewno coś się przyklei. Jeszcze nie tak dawno taki atak byłby niemożliwy. Wywołałby silne społeczne oburzenie. W 2020 roku już można.

Ludzie w większości zgodzili się, by zabrać im wszystko, co jest coś warte. Zabrać autorytety, piękne wzorce, które im wskazywały drogę, wszystko zszargać. Na pustyni bez drogowskazów, kompasu, zdani na wskazówki podrzucane przez manipulatorów i innych hochsztaplerów, całkowicie bezwolni, łatwo pójdą na zatracenie.

Teraz łatwiej zrozumieć tak liczny odzew, szczególnie młodzieży, na apel zupełnie nieznanych manipulatorów z tak zwanego strajku kobiet.

Koniec roku, grudzień, za chwilę święta Bożego Narodzenia, a mimo to jest szaro i smutno. Gdzie jest jakieś światło w tym zalewie kłamstwa, dziwactwa i rozprzężenia? Święty Jan Paweł II przed laty na placu Zwycięstwa poprosił Ducha Świętego, aby zstąpił na tę ziemię, i dużo się od tego czasu zmieniło. Niestety nie wszystko na dobre, bo jako wspólnota od pewnego czasu nie bardzo z Duchem Świętym współpracujemy. Potrzeba nam większej aktywności i modlitwy, i zawierzenia Matce Najświętszej, Królowej Polski.

Niech Światełko Betlejemskie, które przychodzi, będzie tym jasnym promieniem, który rozjaśni wszystko, wskaże nam drogę do pomyślności Ojczyzny.

Artykuł Mariana Smoczkiewicza pt. „Refleksja na Święta i koniec roku” znajduje się na s. 8 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Mariana Smoczkiewicza pt. „Refleksja na Święta i koniec roku” na s. 8 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Minęła 39 rocznica pacyfikacji kopalni „Wujek” przez milicję, ZOMO i wojsko. Relacje uczestników i świadków wydarzeń

Do akcji pacyfikacyjnej zamierzano wysłać 1471 funkcjonariuszy milicji oraz 720 żołnierzy. Postanowiono, że wojsko użyje przeciwko strajkującym 22 czołgów i 44 bojowych wozów piechoty.

Sebastian Reńca

Pierwsze pacyfikacje strajków w województwie katowickim miały miejsce już w poniedziałek 14 grudnia 1981 r. Informacje o brutalnym zachowaniu zomowców wobec strajkujących robotników docierały do kopalni „Wujek”. Górnicy postanowili, że nie pozwolą tak łatwo wejść ZOMO na teren ich zakładu pracy, by ich spałowało, i zaczęli przygotowywać sobie prymitywną broń, np. w postaci stylisk czy łańcuchów. W kilku miejscach kopalni postawili również barykady.

16 grudnia 1981 r., zanim doszło do ataku na kopalnię, do strajkujących górników przyszli: dyrektor Zaremba, płk Piotr Gębka – zastępca szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego – wraz z płk. Czesławem Piekartem oraz wiceprezydentem Katowic, Jerzym Cyranem. Spotkali się ze strajkującymi przed łaźnią łańcuszkową. Próbowali nakłonić ich do przerwania protestu, argumentując, że „Wujek” jest ostatnią strajkującą kopalnią. Odpowiedziały im gwizdy, po czym strajkujący odśpiewali hymn polski; wojskowi przyjęli postawę na baczność. Na zakończenie spotkania poinformowano górników, że najpóźniej do godziny 11.00 mają opuścić kopalnię.

Strajkujący odpowiedzieli, że jeżeli na teren zakładu wkroczy wojsko, nie będą się bić z żołnierzami i zakończą strajk, jednak jeśli zostaną zaatakowani przez ZOMO, zamierzają się bronić. W tym czasie kopalnię otoczyły oddziały formacji milicyjnych oraz czołgi i wozy bojowe.

Decyzja o „odblokowaniu” kopalni zapadła dzień wcześniej – 15 grudnia 1981 r., na posiedzeniu Wojewódzkiego Komitetu Obrony w sali telekonferencyjnej Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. Do akcji pacyfikacyjnej zamierzano wysłać 1471 funkcjonariuszy milicji oraz 720 żołnierzy. Postanowiono, że wojsko użyje przeciwko strajkującym 22 czołgów i 44 bojowych wozów piechoty.

Atak

Jeszcze nie upłynął termin ultimatum danego strajkującym, gdy siły milicyjno-wojskowe zaczęły akcję „odblokowania” od „oczyszczenia przedpola”. Milicja użyła armatek wodnych i gazów łzawiących do rozpędzenia ludzi zgromadzonych przed kopalnią. Byli to w większości mieszkańcy pobliskiego osiedla oraz rodziny strajkujących, którzy trzeci dzień wspierali górników. Pierwszy atak na kopalnię nastąpił od strony bramy kolejowej.

– Jak ZOMO na nas szło, pałami uderzali w tarcze. Do obrony miałem trzonek od kilofa, inni mieli to samo, jeszcze inni jakieś pręty, łańcuchy. Ponadto rzucaliśmy w nich śrubami. Oni szli na nas, a my na nich. I tak było kilka razy – opowiada Kazimierz Bodejko, górnik, który brał udział w strajku. – Jak odrzucaliśmy w stronę ZOMO gaz, świece dymne, to trochę poparzyłem dłoń. Nad nami latał śmigłowiec i był ogromny huk, bo z czołgów strzelali chyba „ślepakami”. No i cała kopalnia została zagazowana. Oczy piekły, łzawiły, a dym dusił człowieka.

Tamten atak się nie powiódł. Po pierwsze, czołg, który miał torować drogę milicjantom, zawisł na barykadzie. Po drugie, górnicy zatrzymali trzech funkcjonariuszy MO. (…)

Andrzej Głowacz, dowodzący ZOMO, postanowił negocjować z górnikami, lecz rozmowy zostały przerwane, kiedy nadleciał śmigłowiec. Gdy przy bramie głównej kolejne ataki zomowców załamywały się, na teren kopalni weszli funkcjonariusze plutonu specjalnego ZOMO, uzbrojeni w pistolety maszynowe typu PM-63 „RAK”. Z rampy magazynu odzieżowego oddali strzały w kierunku górników…

Zbrodnia

– Gdy zniknęła chmura dymów, zauważyłem leżącego górnika. Od bramy i czołgu to była odległość około 50 metrów, a od magazynu około 70 metrów. Chciałem do niego podbiec i ściągnąć go za narożnik kotłowni. W tym momencie zostałem ranny. Poczułem szarpnięcie. W pierwszym momencie pomyślałem, że zostałem uderzony petardą. Dopiero gdy odskoczyłem za narożnik, zobaczyłem, że z rękawa cieknie mi krew. Wtedy zrozumiałem, że używają ostrej amunicji, wcześniej byłem przekonany, że strzelają „ślepakami” – wspomina Stanisław Płatek, przywódca strajku w kopalni „Wujek” i jeden z czterech skazanych przed sądem wojskowym w lutym 1982 r.

Zomowcy z plutonu specjalnego strzelali „w łeb i na komorę”, co w ich slangu oznacza celowanie w głowę i klatkę piersiową. Górnicy, którzy zostali zastrzeleni, byli trafieni w głowę, klatkę piersiową, brzuch i w jednym wypadku w szyję. Podobnie było w przypadku tych, którzy przeżyli postrzał. (…)

Już 20 stycznia 1982 r. wojskowa prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie strzałów w kopalni „Wujek”. Według prokuratora porucznika Janusza Brola, funkcjonariusze plutonu specjalnego działali w obronie własnej „w celu odparcia bezpośredniego, gwałtownego i bezprawnego zamachu na ich życie i zdrowie”, przy czym każdy z nich „starał się kierować strzały w górę”. W dalszej części uzasadnienia prokurator przyznał, że w ten sposób oddanym strzałom „nie można dać w pełni wiary, bowiem przeczą temu skutki, do jakich użycie broni doprowadziło”. W toku śledztwa nie zdołano stwierdzić, kto strzelał w górę, a kto w ludzi, „niemniej jednak w świetle poczynionych w sprawie ustaleń i ocen prawnych użycia broni, okoliczność ta ma znaczenie drugorzędne”!

Cały artykuł Sebastiana Reńcy pt. „Krwawa środa w Katowicach” znajduje się na s. 1 i 2 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Sebastiana Reńcy pt. „Krwawa środa w Katowicach” na s. 1 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Duchowni mają prawo używać ostrych słów w obronie wiary/ Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Ataki na wiarę i Kościół są coraz mocniejsze. Tym bardziej trzeba cenić tych, którzy jak abp Marek Jędraszewski bronią Prawdy sprawdzanej i potwierdzanej przecież od ponad 2 tysięcy lat.

Jolanta Hajdasz

Bez rozgłosu przebiegła przez media informacja o tym, iż Sąd Okręgowy w Krakowie oddalił pozew w sprawie homilii metropolity krakowskiego abpa Marka Jędraszewskiego z 1 sierpnia ubiegłego roku, w której duchowny użył słów „tęczowa zaraza”. W ocenie sądu w wypowiedzi arcybiskupa nie było niczego niebezpiecznego. Sąd przyznał, że konkordat gwarantuje autonomię w głoszeniu wiary, a więc duchowni mają prawo używać nawet ostrych sformułowań.

Dobrze pamiętam tę sprawę sprzed blisko półtora roku.

Wyrwane z kontekstu słowa homilii metropolity krakowskiego cytowane były tysiące razy w setkach mediów, szczególnie tych tzw. mainstreamowych. Wszędzie mówiono o tym, że arcybiskup zaatakował środowiska LGBT, a „Tygodnik Powszechny” zawyrokował nawet, iż kazanie, które wygłosił abp Marek Jędraszewski, jest przeciwne nauce Pana Jezusa.

Teraz cisza lub niewielkie informacje na internetowych portalach. A arcybiskup Marek Jędraszewski wskazał wówczas na prawdziwe źródło niszczycielskiej ideologii gender. W tej homilii, wygłoszonej w 75 rocznicę wybuchu powstania warszawskiego, przypomniał najpierw, że to z powstańczych mogił narodziła się wolna Polska. I zacytował wiersz żołnierza Armii Krajowej, Józefa Szczepańskiego „Ziutka”. Wiersz nosi tytuł Czerwona zaraza, a w nim padają gorzkie słowa: Czekamy ciebie, czerwona zarazo, byś wybawiła nas od czarnej śmierci. Byś nam kraj przedtem rozdarwszy na ćwierci, była zbawieniem witanym z odrazą.

– Dziś czerwona zaraza już nie chodzi po naszej ziemi, ale pojawiła się nowa, neomarksistowska, chcąca opanować nasze dusze, serca i umysły. Nie czerwona, ale tęczowa – powiedział arcybiskup. Te słowa wywołały wściekłość i niepohamowane ataki na niego.

Gdy prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania w tej sprawie, pojawiły się oskarżenia ze strony organizacji wspierających osoby LGBT. Ale teraz także Sąd Okręgowy w Krakowie stanął po stronie prawdy i zdrowego rozsądku, bo jednoznacznie orzekł, że mówiąc o „tęczowej zarazie”, metropolita krakowski działał w szeroko pojętym interesie społecznym, że „miał on wręcz nakaz obrony prawd wiary”, wynikający z kodeksu kanonicznego.

Chciałabym jednak zwrócić Państwa uwagę na jeden bardzo istotny szczegół – ta sprawa żyje w medialnym przekazie już prawie półtora roku.

Tyle czasu potrzebuje wymiar sprawiedliwości, by potwierdzić coś najbardziej oczywistego, czyli to, że w wolnym kraju ksiądz czy biskup ma prawo w czasie kazania w kościele mówić to, co myśli, że ma prawo głosić prawdy wiary, którą wyznaje i której poświęcił swoje życie.

Przez te półtora roku słowa o grożącej nam tęczowej zarazie, przed którą przestrzegał abp Marek Jędraszewski, przytaczano wielokrotnie, usiłując wmawiać nam wszystkim, jak bardzo słowa Arcybiskupa były niewłaściwe i ubliżające osobom LGBT.

Dziś ze strony atakujących Arcybiskupa polityków i mediów nie padnie słowo „przepraszam” i nikt nie wycofa z internetu niesprawiedliwych dla metropolity oskarżeń o niepopełnione czyny. Musimy jednak zdawać sobie sprawę z tego, że takie coraz częstsze i mocniejsze ataki na ludzi Kościoła sprawiają, że część katolików zaczyna wątpić i odsuwa się od Kościoła.

I właśnie o to chodzi architektom nowego społecznego ładu, którzy usiłują uśpić nasze sumienia i umysły, którzy chcą, byśmy byli coraz bardziej tępi i nierozumiejący nic z tego, co się dzieje wokół nas.

Dlatego tym bardziej trzeba cenić tych, którzy jak abp Marek Jędraszewski bronią Prawdy sprawdzanej i potwierdzanej przecież od ponad 2 tysięcy lat.

Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia i błogosławionego Nowego 2021 Roku!

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Mijający rok upłynął pod znakiem zarazy i wojny kulturowej/ Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Chamstwo i agresja są dla lewicy OK. To według nich język miłości, a zgodne ze zdrowym rozsądkiem wypowiedzi są na cenzurowanym. Głoszenie prawdy jest, zdaniem neokomunistów, tzw. językiem nienawiści.

Jadwiga Chmielowska

Grudzień, styczeń nastrajają do podsumowań i prognoz. Mijający rok upłynął pod znakiem zarazy i wojny kulturowej. Chińczycy rozsiali wirusa po świecie w roku wyborów w USA. Dwa główne cele zrealizowali: panikę i dewastację gospodarek. Już 2500 lat temu San Tzu chiński filozof i strateg, uczył strategii małych kroków: „Osiągnąć sto zwycięstw w stu bitwach nie jest szczytem umiejętności. Szczytem umiejętności jest pokonanie przeciwnika bez walki”.

Na ulicach USA tuż przed wyborami prezydenckimi rozgorzały walki lewicowych bojówek. W tym kontekście trzeba oceniać próby rozhuśtania nastrojów w Polsce. Posłużono się niedouczoną, rozhisteryzowaną młodzieżą. Wielu ludziom myli się świat rzeczywisty z wirtualnym. Wiele dziewcząt przebiera się stroje bohaterek serialu Opowieść podręcznej produkcji HBO i atakuje kościoły. Uwierzyły, że religia i mężczyźni niewolą i torturują kobiety.

Głupota młodzieży jest efektem poziomu szkolnej edukacji i brakiem wychowania w rodzinie. Zapomniano o słowach Jana Zamoyskiego z XVI wieku: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie… Nadto przekonany jestem, że tylko edukacja publiczna zgodnych i dobrych robi obywateli”.

Uczelnie wypuszczają kolejne roczniki niedouczonych magistrów. Z uniwersytetów usuwani są „nieprawomyślni” profesorowie – obowiązuje wszak poprawność polityczna, która daje o sobie znać na ulicach polskich miast. Chamstwo i agresja są dla lewicy OK. To we współczesnej nowomowie język miłości, a przynależne zdrowemu rozsądkowi wypowiedzi są na cenzurowanym. Głoszenie prawdy jest, zdaniem neokomunistów, tzw. językiem nienawiści.

Unia Europejska małymi krokami przekształca się w jedno państwo. Na naszych oczach tworzy się IV Rzesza Niemiecka. Mamy powtórkę z historii.

Król Pruski Fryderyk II w XVIII wieku przyrównywał Polskę do karczocha, którego należy rozebrać i zjeść listek po listku. Caryca Katarzyna II też była gwarantką praworządności i niezmienności ustroju oraz wolności religijnych. Tak więc UE niczego nowego nie wymyśliła.

Mamy znów współpracę niemiecko-rosyjską, np. Nord Stream 2. Putin twierdzi, że Europa była najbezpieczniejsza za ministra Gorczakowa, któremu dobrze się współpracowało z Bismarckiem. Polska została wymazana z mapy Europy. Znów powstaje oś Berlin–Moskwa, być może nawet z Pekinem. Doradca Putina A. Dugin twierdzi, że Polska nie tylko nie jest nikomu potrzebna, ale jeszcze przeszkadza Niemcom i Rosji.

Zaciągnięcie wspólnego europejskiego długu na walkę z pandemią jest krokiem do budowy jednego państwa. Dług będą spłacać wszyscy. Niedługo UE będzie nas straszyć blokadą pieniędzy ze względu na brak praworządności. Zmuszą nas do przyjmowania uchodźców z Afryki. Obawiam się budowy Europy od Lizbony do Władywostoku! Pozostaje nadzieja, że w niektórych krajach parlamenty nie ratyfikują tych decyzji UE.

Niepokoi fakt blokowania prac nad lekami przeciwko covid-19. Dopiero dzięki programowi Pospieszalskiego „Warto rozmawiać” ruszyły badania nad stosowaniem chlorku amantadyny, skutecznym w chorobie Parkinsona. Doktor Włodzimierz Bodnar z Przemyśla udokumentował ponad 100 przypadków wyleczeń bez potrzeby użycia respiratorów. Podobne badania prowadzone są w Meksyku, Turcji i Hiszpanii.

Pozostaje teraz problem nadawania kodów osobom zaszczepionym.

„Chiny wzywają do stworzenia globalnego systemu certyfikatów zdrowotnych w formie uznawanych na całym świecie kodów QR, by ułatwić podróże międzynarodowe w czasie pandemii Covid-19″ – ogłosił na szczycie grupy G20 Xi Jinping. Obrońcy praw człowieka ostrzegają, że kody mogłyby zostać wykorzystane do „szerokiego politycznego nadzoru i wykluczenia”.

Smutno, że obłędna ideologia klimatyzmu zniszczy polskie górnictwo, podstawę naszego bezpieczeństwa energetycznego.

Pozostaje jednak nadzieja – „Bóg się rodzi, moc truchleje”.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego