Dr Brzeski: Szefowie Big Techów uważają się za panów świata. Niedługo będziemy się komunikować przez gołębie pocztowe

Politolog omawia konsekwencje zeszłotygodniowych zamieszek pod Kapitolem. Przestrzega, że światu zachodniemu grozi dalsze, drastyczne ograniczenie wolności słowa.

Radykalni progresiści w USA tropią trumpistów energiczniej niż Czeka ścigała wrogów proletariackiej rewolucji.

Dr Rafał Brzeski mówi o śledztwie w związku z zeszłotygodniowymi zamieszkami pod Kapitolem. Uczestnicy zajść są  identyfikowani i często wyrzucani z pracy. Trwa również nagonka na najbliższych współpracowników ustępującego prezydenta. Spikerka Izby Reprezentantów, Nancy Pelosi, złożyła z kolei wniosek o rozpoczęcie procedury usunięcia Trumpa z urzędu.

Również członkowie gabinetu mogą usunąć prezydenta, jeżeli uznają, że jest ona niespełna rozumu. Jeżeli tego nie uczynią, Demokraci złożą własny wniosek.

Gość „Popołudnia WNET’ wskazuje, że niektóre sondażownie wskazują na wzrost popularności Trumpa w ostatnich dniach.

W kontekście zablokowania społecznościowych kont Donalda Trumpa, politog stwierdza, że:

Szefowie Facebooka i Twittera stwierdzili, iż to oni są panami świata. […] Niewykluczone, że jedynym niezawodnym sposobem komunikowania znów będą gołębie pocztowe. Big Techi dysponują takimi środkami, że należy zacząć się zastanawiać nad tym, jak zachować suwerenność we współczesnym świecie.

W Wielkiej Brytanii rozpoczęto badania kliniczne nad sprayem do nosa, mającym zwalczać koronawirusa SARS-Cov-2. Z kolei prof. Krzysztof Szczerski z Kancelarii Prezydenta zapowiedział, że jeżeli Unia Europejska nadal będzie miała problemy z dystrybucją szczepionki przeciw koronawirusowi, polski rząd powinien zamówić ją na własną rękę.

Dr Brzeski relacjonuje również, że część związków zawodowych nowego lotniska w Berlinie apeluje o jego zamknięcie, ze względu na liczne przypadki porażeń prądem w ostatnim czasie.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Prof. Karłowicz: System, w którym media społecznościowe decydują o słuszności określonych poglądów, nie jest demokracją

Filozof analizuje zjawiska, które miały największy wpływ na kształt porządku społeczno-politycznego na Zachodzie.

Profesor Dariusz Karłowicz wskazuje, że wolność słowa, którą społeczeństwo oferowały sieci społecznościowe, jest  bardzo pozorna. Widać to bardzo wyraźnie w kontekście zablokowania ont prezydenta USA Donalda Trumpa na najważniejszych portalach społecznościowych:

Okazało się, że użytkownicy Facebooka i Twittera znaleźli się w rzeczywistości, gdzie władza ludu tak naprawdę nie istnieje, i ogranicza się do prawa uczestnictwa w wyborach. Do czego odwołują się ci, którzy wykluczają z tych nowoczesnych polis, jakimi są portale społecznościowe.

Blokując Trumpa zlekceważono głosy 70 milionów wyborców – mówi prof. Karłowicz.

Obecnie funkcjonujący system trudno w ogóle nazwać demokracją – mówi filozof. Władza bowiem w dużej mierze znajduje się w rękach ludzi i struktur, których nikt nie wybierał. Często chodzi o instytucje, które na sztandarach mają społeczeństwo obywatelskie, podczas gdy w istocie służą interesom wielkiego biznesu.

O wolności słowa decydują ludzie, którzy często są drapieżną stroną walki publicznej.

Gość Łukasza Jankowskiego podkreśla przy tym, że swoboda wypowiedzi nie jest wartością samą w sobie, podlega wielu ograniczeniom.  Ubolewa ponadto nad zawłaszczaniem życia społecznego wielu państw przez niekontrolowane przez nikogo organizacje społeczne.

Odnosząc się do protestów organizowanych przez ruch Black Lives Matter, filozof stwierdza, że:

Mamy etap politycznie kontrolowanej kontrrewolucji, tak należy to nazwać w obliczu szybkiego wygaśnięcia tych protestów. Obecnie występuje, skazana na niepowodzenie próba powrotu do status quo ante.

Trwające obecnie na Zachodzie zawirowania społeczne, rozmówca Łukasza Jankowskiego interpretuje jako „wypalanie się” porządku, jaki uformował się po II wojnie światowej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

„Za oknem modern Holocaust”. Piosenka polskiego rapera wzbudziła kontrowersje izraelskich świadków historii

Kontrowersyjna metafora polskiego rapera zwraca uwagę izraelskiej publiczności. Do sprawy utworu odniósł jeden z największych izraelskich dzienników.

Tydzień temu ukazał się najnowszy utwór jednego z najpopularniejszych współcześnie polskich raperów, Quebonafide. Piosenka “Matcha Latte” po upływie zaledwie siedmiu dni od premiery zyskała aż 1,9 miliona wyświetleń i dużo pozytywnych komentarzy, pomimo bardzo kontrowersyjnego refrenu, w którym artysta porównuje obecną sytuację pandemiczną w Polsce do Holokaustu (“Spokojnie robię, co kocham – za oknem modern Holocaust”).

“Jerusalem Post” wskazuje na krytyczną postawę jednego z Ocalałych z Zagłady wobec tak użytej metafory:

Edward Mosberg, urodzony w Polsce Ocalały z Holocaustu i przewodniczący grupy upamiętniającej Holocaust “From the Depths”, oświadczył, że takie odwołanie jest “nieakceptowalne i trywializuje naszą powszechną historię” – mając na myśli historię polsko-żydowską. W swoim wystąpieniu Mosberg oczekuje przeprosin ze strony Quebonafide – przytacza dziennik.

W rozmowie z założycielem “From the Depths” Jonny’m Danielsem, raper  wskazuje, że wyrażenie “modern Holocaust” nawiązuje do piosenki Marii Peszek, która użyła zwrotu w celu zobrazowania postawy rasistowskiej i nienawistnej.

NN

źródło: Jerusalem Post, YouTube

Prekanibalizm albo Polska dla Jasia, Polska dla wszystkich/ Sławomir Matusz, „Śląski Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Jeden sobie zażyczy kurczaka, drugi kaczkę, trzeci królika, czwarty kawałek wieprzowiny, a lewica zażyczy sobie… No właśnie. Czego sobie niedługo zażyczy? Skoro to nie człowiek, więc też można.

Sławomir Matusz

Prekanibalizm albo Polska dla Jasia, Polska dla wszystkich

Jeżeli, jak twierdzi lewica, płód ludzki to nie człowiek, to stąd niedaleko do kanibalizmu.

Skoro to nie człowiek, to można uznać, że rodzaj produktu mięsnego, jak wątróbka i inne podroby zwierzęce i może stać się w niektórych kręgach przysmakiem. Bo to przecież nie ludzie – a kury, kaczki, świnie i baraninę jemy.

Sama już myśl napawa obrzydzeniem, ale radykalne działaczki chcą aborcji na życzenie, bez względu na okres ciąży. Jeden sobie zażyczy kurczaka, drugi kaczkę, trzeci królika, czwarty kawałek wieprzowiny, a lewica zażyczy sobie… No właśnie. Czego sobie niedługo zażyczy? Skoro to nie człowiek, więc też można. Czym w takim razie jest ludzki płód, skoro nie człowiekiem? Rzeczą czy towarem?

Jako że część lewicy wzywa do obrony praw zwierząt i całkowitego wyrzeczenia się mięsa, przytoczę słowa Ambrozjusza Teodozjusza Makrobiusza, piszącego po łacinie na przełomie IV i V wieku filozofa i pisarza, który takim cytatem skomentował rzeź niewiniątek na okrutny rozkaz Heroda, prekursora Marksa, Lenina, Stalina i Hitlera:

„Dowiedziawszy się, że pośród małych dzieci, które kazał w Syrii zamordować Herod, znalazł się też synek Heroda, robiąc aluzję do żydowskiego zwyczaju powstrzymywania się od wieprzowiny, powiedział August: Lepiej być wieprzem Heroda niż jego synem”.

Parafrazując: lepiej być wieprzem niż ludzkim płodem. Jeżeli się na takie postulaty zgodzimy, niedługo trzeba będzie z Polski z dziećmi uciekać.

Antykoncepcja ma być ogólnie dostępna, tak jak aborcja. Czyli aborcja ma być formą antykoncepcji. Dla najbardziej radykalnych działaczek nieważne, czy to ósmy, dwunasty tydzień ciąży, czy miesiąc przed porodem. One chcą prawa do aborcji w każdym czasie. Lewicy wolność pomyliła się z wolnością seksualną i z prawem do zabijania słabszych i bezbronnych. Znaczenia słów się zmieniają, możemy je rozszerzać, nadać nowe. W ten sposób można uznać, że poród to też aborcja, tyle że naturalna, a więc zabić można miesiąc przed terminem porodu albo tuż po porodzie – bo to przecież jeszcze nie człowiek. Nie chodzi, nie mówi i nie myśli tak, jak my.

A skoro o antykoncepcji mowa, to znam kobietę, która się od niej uzależniła i uzależniła się od seksu. Kiedy była nastolatką, matka zaczęła jej podawać profilaktycznie tabletki antykoncepcyjne. Dziewczyna przeczytała ulotkę i dowiedziała się, po co są te tabletki, że nie musi martwić się ciążą. Może iść z kim chce i kiedy chce. Wolność pomyliła z wolnością seksualną. Skutek był taki, że już jako dorosła kobieta nie potrafiła się związać z nikim na dłużej. Po dwóch, trzech miesiącach partner jej się nudził i szukała zmiany. Ale w końcu zakochała się, wyszła za mąż, a nawet zaszła w ciążę. Jednak małżeństwo po pół roku się rozpadło. Mąż pojechał za granicę na dwa tygodnie do pracy. A po powrocie znalazł w aparacie jej zdjęcia z nieletnim kochankiem. Natychmiast się spakował i wyjechał. Nigdy się więcej nie widzieli. Przysłał jej tylko pozew rozwodowy. Kobieta korzystała w pełni z wolności seksualnej, jaką daje tabletka antykoncepcyjna, a miłość pomyliła z miłością własną, a właściwie okropnym egoizmem, sprowadzonym do ulegania zachciankom, przez co została na resztę życia sama. Nie wiem, czy jeszcze żyje.

Bo miłość to czułość, troska, tęsknota. Miłość oswaja nas z ciałem drugiego człowieka, uczy szacunku.

Miłość po owocach poznacie, a nie po tym, jaki jest seks. A zatem owocujcie, drogie panie.

‘Miłość’ to słowo obce, nieznane w zdeprawowanych polskich sądach, w których na wielką skalę niszczy się rodziny i małżeństwa. ‘Prawda’ to również słowo nieznane, a wyroki ustala się nie w sądzie, a przy grillu. O wyrokach decydują sympatie polityczne podsądnych, a nie dowody, które i tak można pod czujnym okiem sądu sfałszować. Jak ktoś ma niesłuszne poglądy, to walczy z kastą. Jeżeli mowa jest o aborcji, to nikt nie pyta o to mężczyzn, ojców poczętych dzieci. Ojciec jest przegrany w sądzie z reguły. Mężczyźni przegrywają 97% spraw w sądach o opiekę nad dziećmi. Mimo konstytucyjnej ochrony rodziny i małżeństwa są one (rodziny i małżeństwa) dręczone i męczone w taki sposób, by je ostatecznie zniszczyć. W sądach nie ma prawdy, bo przeciw prawdzie tworzy się fałszywe dowody przy pomocy specjalistów sądowych od tworzenia fałszywych dowodów, na zlecenie sądów. Na przykład Okręgowy Zespół Specjalistów Sądowych (inaczej Okręgowy Zespół SS) w Sosnowcu w wydanej opinii stwierdził w jednej ze spraw przemoc domową, mimo że wszyscy świadkowie w sprawie stwierdzili, że nie widzieli nigdy śladów przemocy ani nie słyszeli o kłótniach w rodzinie. Podsądny części testów nie zrobił, bo spóźnił się na badania i nie był w stanie ich wykonać, a wszystkie wykonane testy sfotografował (czego robić nie wolno!), a biegłe napisały, że podsądnego uważnie obserwowały w czasie badań. Oznacza to, że biegłe nie wiedziały, co robi badany i skłamały w wydanej opinii. Sprawą tą zajmuje się już minister sprawiedliwości i Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego.

Jeżeli w tak ważnych dla obywateli sprawach, a tak drobnych dla Państwa, państwowe instytucje oszukują, to jak wierzyć im w sprawach tak ważnych, jak katastrofa w Smoleńsku?

Dla sądu wykonywanie obowiązków małżeńskich, opisanych w Kodeksie rodzinnym, jest nękaniem.

Dowody normalnego życia rodziny, jak zdjęcia i rodzinne filmy, nie są żadnymi dowodami. Na siłę szuka się patologii tam, gdzie jej nie ma, i fałszuje dokumenty i dowody. Bo małżeństwo i rodzina w sądach w Polsce (dalej niepolskich sądach) są z założenia źródłem wszelkiego zła, są penalizowane przez takich sędziów jak: SSA Roman Sugier, SSA Joanna Naczyńska, SSO Jacek Włodarczyk, SSO Jolanta Sasiak z Sądu Okręgowego i Apelacyjnego w Katowicach, czy SSR Beata Chmielnicka z SR w Sosnowcu. To też rodzaj prekanibalizmu, bo w sądach brutalnie niszczy rodziny, małżeństwa i godność ludzką. Podsądny dla sędziów jest tylko mięsem, a Konstytucja, obowiązujące prawo, wyroki wydawane w imieniu Rzeczypospolitej – tylko opakowaniem dla tego mięsa.

Dlaczego Polska dla Jasia? Jasiu w listopadzie skończył 22 lata. Urodził się z porażeniem mózgowym czterokończynowym i wymaga całodobowej opieki. Matka urodziła i nie oddała dziecka, podejmując się nad nim opieki. Jasiu chciał przyjść na świat i matka go przyjęła z miłością i troską. Jasiu jest nie tylko wspaniałym dzieckiem, pełnym radości i uśmiechu, ale też wspaniałym kompanem w wędrówkach. Jest tym Jasiem z wiersza. Bo Jasiu jest przyjazny dla każdego i Polska powinna być przyjazna dla niego i podobnych jemu dzieci. Wolna od eutanazji i kanibali wszelkiej maści. Wolna od Heroda! Pełna miłości i jej owoców. A zatem pchajmy dalej wózek razem. Jasiu, prowadź, Królu Mój! Matko, Królowo…

Opłatek

łamiemy się opłatkiem
tu jest serce Pana Jezusa
Iwonki
Jasia i moje mówi mi
jakiś wewnętrzny głos

zdejmuję okruszek
z kącików ust Iwonki
by nie upadł na ziemię

Jasiu w moim sercu

żegluje
prawdziwy Jonasz
z niego

a Jonasz
to po hebrajsku
gołąb

kiedy sztorm ucichnie
delikatnie położę go na łonie
Iwonie

Wiersz dla Jasia
(i dla Iwony)

liczymy z Jasiem
jeden spacer to około
pięciu kilometrów
przez sześć lat byliśmy
na tysiącu spacerach
tysiąc cudownych dni
w słońcu deszczu śniegu
mrozie pchałem wózek
z Jasiem tam gdzie on
pokazywał (porażenie
mózgowe astma śliczny
uśmiech uwielbia czytać atlasy)
liczymy w sumie to pięć
tysięcy kilometrów kawał
drogi przebyliśmy Jasiu|
zastanawia się gdzie doszliśmy
pokazuje palcem na mapie
Karaczi w Pakistanie a potem
Amritsar w Zachodnich Indiach
u bram miasta witają nas przyjaźni
Sikhowie kierujemy się
do Złotej Świątyni pokłonić się
Bogu idziemy obmyć stopy
w Jeziorze Nieśmiertelności

Matko
dla Natalii Przybysz

dlaczego zabiłaś naszą siostrę
dlaczego zabiłaś naszego brata
przecież miejsca w domu
wystarczyłoby dla pięciorga

dlaczego zabiłaś naszą siostrę
dlaczego zabiłaś naszego brata
mogłaś nas zabić mnie zabić by
zrobić miejsce dla nienarodzonego

dlaczego zabiłaś naszą siostrę
dlaczego zabiłaś naszego brata
przecież Chrystus umarł już za niego
a teraz wcielił się i umarł z woli Piłata

dlaczego zabiłaś naszą siostrę
przecież wszyscy poszlibyśmy
na śmierć dla niej dlaczego
rzuciłaś ciało naszej siostry brata

do chlewa do korytka na pożarcie
świniom idź teraz prosić na klęczkach
świnie by je oddały gdybym była trzecia
moje ciało też byś im rzuciła

matko dlaczego rzuciłaś kości naszej
siostry brata psom na pożarcie idź
teraz na klęczkach prosić psy by oddały
kości jeszcze nieogryzione nienarodzone

matko dlaczego nie płaczą teraz
z nami nasz brat nasza siostra a płaczą
i wyją psy i świnie którym rzuciłaś
ich ciało i kości matko dlaczego

ty nie płaczesz – rzuciłaś
ciałem naszej siostry brata o ścianę
a potem nastąpiła cisza taki spokój
dlaczego ściany płaczą a ty nie płaczesz

śpiewasz matko
masz usta we krwi
spuchnięty czarny od krwi
mikrofon zamiast języka

Cały Artykuł Sławomira Matusza pt. „Prekanibalizm albo Polska dla Jasia, Polska dla wszystkich” znajduje się na s. 1 i 2 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Sławomira Matusza pt. „Prekanibalizm albo Polska dla Jasia, Polska dla wszystkich” na s. 1 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr Bruno Surdel: Ataki islamistów mają miejsce w Nigrze na co dzień. Nędza pcha ludzi w szeregi dżihadystów

Dr Bruno Surdel o ataku Boko Haram na dwie nigeryjskie wioski, konkurencji między dżihadystami, masakrach dokonywanych przez żołnierzy i znaczeniu, jakie ma pustynnienie regionu.

Dr Bruno Surdel komentuje niedawny zamach dżihadystów na dwie wioski w Nigrze. W regionie Tilabeli, gdzie są one położone terroryści znajdują poparcie w lokalnych wioskach. W tym przypadku jednak

Miejscowa ludność ponoć zabiła jednego, czy dwóch terrorystów i ten atak w sobotę czyli z pomocą od motocykli i tracków był ponoć rewanżem.

Grupa zaatakowała dwie wioski, gdzie w jednej zabili siedemdziesiąt, a w drugiej około trzydziestu osób. Nasz gość wskazuje, że sytuacja w Nigrze jest od 2017 r. niezwykle trudna. Cały region jest niestabilny. W sąsiednim Mali trwa interwencja Francji i innych państw przeciw islamistom. Ci ostatni są wewnętrzenie podzieleni . W Mali działają obok siebie Państwo Islamskie Większej Sahary i Al-Kaida Islamskiego Maghrebu. W Nigrze z kolei konkurują ze sobą Boko Haram i Państwo Islamskie Prowincji Zachodnioafrykańskiej. To ostatnie jest bardziej łagodne dla muzułmanów, podczas gdy

Boko Haram jest najbardziej okrutne. Oni zabijają wszystkich, zarówno muzułmanów, jak i chrześcijan.

Na północnym wschodzie Nigerii Boko Haram dokonała w wigilię ataku na chrześcijan. Zamordowano jedenastu ludzi, w tym pastora. Spalono kościół, szpital i dziesięć domów. Do wydarzeń takich dochodzi w tym regionie praktycznie codziennie.

Dowódcy wojska nigeryjskiego twierdzą, że w tym pokoleniu nie ma możliwości uporania się z terroryzmem w północnej Nigerii.

Politolog wskazuje, że ataków dokonują nie tylko islamiści, czy bandy rabunkowe, ale także grupy żołnierzy innych państw. Siły te formalnie mają walczyć z terrorystami. Jednak same dopuszczają się masakr na ludności cywilnej:

We wrześniu ubiegłego roku odkryto grób zbiorowy, gdzie ponad wszelką wątpliwość żołnierze zamordowali około siedemdziesięciu osób.

Dr Surdel mówi, że ugrupowania islamistyczne powiększają swe szeregi poprzez porwania chłopców, którzy następnie są poddawani praniu mózgu. Inni jednak wstępują do ich szeregów z własnej woli. Związane jest to z panującą w wioskach nędzą. Z braku innej możliwości utrzymania niektórzy zgłaszają się do ugrupowań terrorystycznych, które zapewniają im środki do życia.

Ważnym czynnikiem jest pustynnienie północnej Nigerii i północnego Sudanu.

Rozmówca Jaśminy Nowak zauważa, że na niestabilność państw afrykańskich wpływają zmiany klimatyczne. W ich rezultacie pasterze migrują na południe, co prowadzi do konfliktów między muzułmańskimi pasterzami, a chrześcijańskimi rolnikami.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Kard. prymas Stefan Wyszyński i kard. prymas József Mindszenty wobec reżimu komunistycznego. Porównanie postaci i postaw

Bez wątpienia przydatne w analizowaniu postaw dwóch wielkich ludzi Kościoła, kardynałów Mindszenty`ego i Wyszyńskiego, jest spotkanie się narodów Starego Kontynentu z totalitaryzmami.

Piotr Sutowicz

Porównywanie dwóch postaci, dwóch różnych osobowości funkcjonujących w nieco odmiennych okolicznościach politycznych i historycznych, jest zabiegiem dość ryzykownym, aczkolwiek stosowanym przez historiografię od czasów Plutarcha i jego Żywotów równoległych.

Misją obu tytułowych postaci było przede wszystkim głoszenie Ewangelii, lecz to właśnie zderzenie z określonymi zjawiskami historycznymi determinowało tę posługę. Trzeba jednak zaznaczyć, że nawet biorąc pod uwagę ten wskazany czynnik, przy porównaniu działalności osób wchodzimy na teren niebezpieczny.

Narażamy się na ryzyko niesprawiedliwych ocen. Wydaje się, że te ostatnie głębiej dotykają naszego węgierskiego bohatera niż prymasa Wyszyńskiego, którego nie tylko historia oceniła pozytywnie, ale już za życia jego działalność i opór wobec komunizmu spotkały się z masowym uznaniem i akceptacją. Czy to oznacza, że prymas Mindszenty jest postacią kontrowersyjną? Otóż nie.

Tak twierdzą jedynie ci, którzy próbują jego opór wobec komunizmu z różnych powodów deprecjonować.

Józef Mindszenty, a właściwie Józef Pehm (tę kwestię wyjaśnię poniżej), przyszedł na świat w roku 1892, a więc niemal dziesięć lat przed Stefanem Wyszyńskim. Kiedy wybuchła I wojna światowa, był już pod koniec drogi seminaryjnej, na kapłana został wyświęcony w roku 1915. Pierwsze zetknięcie z komunizmem w węgierskim wydaniu przeżył w roku 1919, kiedy to został uwięziony i mimo kilkakrotnie podejmowanych prób ucieczki ostatecznie został uwolniony wraz z upadkiem Węgierskiej Republiki Rad w początkach sierpnia 1919 r. Warto w tym miejscu przypomnieć kilka faktów z historii Węgier tamtego czasu, która wpłynęła na historię narodu węgierskiego co najmniej do dzisiaj. Nic też nie wskazuje, by skutki tamtych wydarzeń dały się odwrócić w najbliższym czasie.

O ile dla nas, Polaków, przy naszym narodowym wysiłku i wykorzystaniu splotu okoliczności, I wojna światowa zaskutkowała niepodległością, o tyle dla Węgrów jej koniec oznaczał coś przeciwnego. Klęska państw centralnych, odwrotnie jak w przypadku Polski, była klęską Węgier. Symbolem tejże do dziś dnia jest słowo „Trianon”, normalnie nazwa pałacu w Wersalu, gdzie 4 czerwca 1920 r. podpisano traktat pokojowy między Węgrami a ententą. Jego data i miejsce stało się punktem odniesienia dla narodu i jego elit politycznych, chcących odwrócić katastrofalny powojenny ład. W momencie podpisywania traktatu wiele już zdążyło się wydarzyć na terytorium Korony św. Stefana.

Węgrzy przeżyli przepoczwarzenie się w republikę, a ta szybko przedzierzgnęła się w krótkotrwałe państwo komunistyczne, którego ofiarą padł młody ksiądz Pehm-Mindszenty.

Po upadku Węgierskiej Republiki Rad krajowi przywrócono formę quasi-monarchiczną z akceptowalnym przez ententę przywódcą, którym został admirał Miklós Horthy. Wynikiem klęski wojennej, rewolucji, okupacji rumuńskiej i ekspansji Czechosłowackiej były Węgry okrojone do 1/3 dotychczasowego terytorium. Dla patriotów był to niewątpliwie bolesny cios, a dla wszystkich członków narodu – trauma trwająca, jak już wspomniałem, do dziś dnia. Ksiądz Mindszenty musiał mocno przeżyć ten okres. Szczególne musiało być dla niego krótkotrwałe doświadczenie reżimu komunistycznego, które niestety miało powrócić ze znacznie zwiększona siłą. Odrodzonej Polski również nie ominęło doświadczenie zmagań z komunizmem.

W czasie, kiedy młody Stefan Wyszyński uczył się i przygotowywał do kapłaństwa, krajowi udało się odepchnąć najazd bolszewicki. Węgrzy, którzy w tym czasie stabilizowali swe nowe państwo, byli jedynym sąsiednim narodem, który podjął próby pomocy Polakom w tych zmaganiach.

Obaj kapłani w dwudziestoleciu międzywojennym zdawali sobie sprawę z tego, jak wielkie zagrożenie płynie ze strony totalitaryzmu bolszewickiego, obaj starali się zgłębić zasady doktryny komunistycznej i szukali rozwiązań, by zapobiec zagrożeniu. To na pewno obie postaci łączy. Oczywiście są również różnice. Ksiądz Mindszenty był i jest do dziś identyfikowany raczej jako monarchiczny, czy szerzej: konserwatywny przeciwnik komunizmu. Stefanowi Wyszyńskiemu takich zarzutów raczej się nie stawia. Być może podobna identyfikacja obu postaci nie jest pozbawiona słuszności, jednak musimy pamiętać o owych kalkach narodowych obu naszych bohaterów. Monarchia Węgierska w dwudziestoleciu międzywojennym, która bardziej powinna być rozpoznawana jako konserwatywna dyktatura niż królestwo nieposiadające przecież trwale monarchy, mimo wszystko była czymś innym niż republika w Polsce.

Kościół węgierski pozostawał instytucją silnie identyfikowaną z państwem i jego, mimo wszystko, monarchicznymi odwołaniami pojęciowymi. W Polsce nasze doświadczenia z historią ustawiały Kościół na nieco innej pozycji. Poza tym, społeczeństwo węgierskie nie było i nie jest jednolite religijnie. Co prawda, w interesującym nas tu okresie katolicy stanowili większość Węgrów, ale drugim liczącym się wyznaniem był i pozostaje kalwinizm, który wyznaje około 20 proc. ludności. Traktat z Trianon uprościł strukturę religijną Węgrów, odcinając od kraju większość wyznawców prawosławia. Z II Rzeczpospolitą wyglądało to nieco inaczej, przy czym identyfikacja narodowościowa Polak-katolik była dość mocna, co nie zawsze miało tylko dobre strony.

Dwudziestolecie międzywojenne obu naszym bohaterom upłynęło pod znakiem pracy duszpasterskiej, edukacyjnej i społecznej. W obu wypadkach realne zagrożenie bolszewickie wpływało na kształt i charakter posługi. Losy obu państw potoczyły się odmiennymi drogami i mimo sympatii, jakimi się darzyły, znalazły się w przeciwnych obozach politycznych. Tym bardziej warto pokazać, że zarówno Wyszyński, jak i Mindszenty wobec prądów antyreligijnych zajęli podobną postawę. (…)

Mianowany 4 marca 1944 r. biskupem Veszprém ks. Pehm, mający pochodzenie, które możemy określić mianem niemieckiego, a będący węgierskim monarchistą i patriotą, zmienił nazwisko na Mindszenty. Biorąc pod uwagę jego wcześniejsze wystąpienia i aktywność, możemy powiedzieć, że jest to kwestia zasadniczego wyboru.

Jego objęcie biskupstwa zbiegło się w czasie z początkiem na Węgrzech niemieckiej okupacji i wzrastających wpływów lokalnych zwolenników nazizmu, czyli strzałokrzyżowców. Historycy będą oczywiście racjonalizować wybór zmiany nazwiska Mindszenty’ego tym, że był on znany Gestapo jako człowiek świadczący pomoc polskim uchodźcom. Może to jakaś część prawdy, jednak szybko dał się im poznać również pod nowym nazwiskiem i został aresztowany. Jego uwolnienie nastąpiło na skutek interwencji Miklósa Horthyego; ochrona ze strony tego ostatniego wkrótce jednak miała okazać się niemożliwa. Rządy na Węgrzech przejęli właśnie wspomniani strzałokrzyżowcy, którzy przyłączyli się do niemieckiej polityki ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, przeciw czemu nowy biskup Veszprem protestował i po raz kolejny został aresztowany, tym razem aż do końca działań wojennych na Węgrzech. Z więzienia w Sopron wyszedł uwolniony przez Rosjan, ale ogrom barbarzyństwa, jakie widział w ich wykonaniu, nakazał mu nie mieć z nimi nic wspólnego. Do swej stolicy biskupiej wracał, nie skorzystawszy z ich pomocy, nawet transportowej. Drugie w życiu zetknięcie z komunizmem nie napełniło go optymizmem, a pamiętajmy, że tak naprawdę najgorsze miało dopiero nadejść.

W warunkach Kościoła polskiego rzecz przedstawiała się zgoła inaczej. Nazizm był wrogiem nie tylko ideologicznym, ale i biologicznym. Stefan Wyszyński, który ukrywał się przez całą okupację, nie mógłby liczyć na niczyją pomoc. Jedyny przypadek, jaki się w tym względzie wydarzył, miał miejsce w Zakopanem, gdzie został przypadkiem aresztowany i w trakcie przesłuchania zorientował się, że miejscowy folksdojcz, będący tłumaczem, ewidentnie działa na jego korzyść, by po wszystkim udzielić mu pozaprotokolarnej porady, aby jak najszybciej opuścił miasto.

Sowieci przynieśli do Polski takie samo zło, jak na Węgry, ale istniała jedna, delikatna różnica. Polska w czasie wojny nie była sojusznikiem Niemiec, nasze wojska walczyły na wszystkich antyniemieckich frontach i nie można było przejść nad tym całkiem do porządku dziennego.

Poza tym lokalni komuniści szukali w Kościele sojusznika, który po pierwsze uspokoi nastroje społeczne, po drugie pomoże w przesiedleniu milionowych mas ludności ze wschodu na zachód. To, co było dla wielu milionów Polaków ogromną traumą w pewnych okolicznościach, okazywało się jednak warunkiem spowalniającym postępy komunizmu. Sama postać prymasa Hlonda, który pochodził z – używając języka komunistów – klasy robotniczej i jej problemy nie były mu obce, nie była tu bez znaczenia. Pewnie takich czynników można by przytoczyć więcej. Wszystkie one złożyły się na to, że w pierwszych latach po wojnie represje względem Kościoła w Polsce były znacznie mniejsze niż na Węgrzech. Rzutowało to również na skalę oporu względem komunistów, jaki podejmowano w obu wypadkach.

Józef Mindszenty został prymasem Węgier i arcybiskupem Ostrzyhomia 15 września 1945 r., w lutym roku następnego otrzymał od Piusa XII kapelusz kardynalski. Jeżeli podejść do obu naszych postaci pod kątem żywotów równoległych, to warto zauważyć, że rzeczy działy się blisko siebie. Stefan Wyszyński został mianowany biskupem lubelskim w marcu tegoż roku, a więc w dwa lata po biskupiej sakrze Mindszenty`ego. Na prymasostwo musiał czekać dwa i pół roku, do listopada 1948 r., przy czym ingresy do obu stolic biskupich, czyli Warszawy i Gniezna, odbyły się w roku następnym. Wydarzenia te nie obyły się bez prowokacji ubeckich znanych w literaturze przedmiotu, ale są one niczym, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że prymas Węgier w tamtym czasie już przebywał w więzieniu i właśnie zaczynał się jego proces.

Na Węgrzech w pierwszych latach po wojnie formalnie nie rządzili komuniści, a pierwsze i drugie wybory zostały przez nich przegrane. Nie przeszkadzało im to wcale poszerzać swoich obszarów władzy i, stosując politykę pozaprawnego terroru, zagarniać kolejne aspekty życia społecznego. W 1947 roku ich władza była absolutna, a represje względem Kościoła postępowały coraz szybciej. Można powiedzieć, że te, które działy się w Polsce w początku lata 50., były kopią węgierskich z końca czterdziestych.

Możliwe, że szykowany proces prymasa Wyszyńskiego, który nabierał cech realności po skazaniu biskupa Kaczmarka, miał być tylko odwzorowaniem tego przeprowadzonego przeciw prymasowi Węgier. Metody śledcze stosowane przeciw węgierskiemu kardynałowi w niczym nie odbiegały od tych, które znamy z literatury traktującej o terrorze stalinowskim w naszych więzieniach.

Sam proces urągał wszelkim kryteriom i zasadom, jakimi winno było się kierować państwo cywilizowane. Reżim Mátyása Rákosiego (Mátyás Rosenfeld) był w tym bezwzględny. Cóż z tego, że cywilizowany świat protestował przeciwko bestialskiemu procesowi i skazaniu prymasa na dożywotnie więzienie? Komuniści robili swoje. Kościół na Węgrzech został złamany. Uderzenie było wyjątkowo celne. Historia nie lubi zdań w rodzaju „co by było, gdyby”, ale strach pomyśleć, co by się stało, gdyby komuniści w Polsce tak samo szybko działali w wypadku Wyszyńskiego i naszego Kościoła.

Cały artykuł Piotra Sutowicza pt. „Wobec reżimu komunistycznego. Kard. prymas Stefan Wyszyński i kard. prymas József Mindszenty” znajduje się na s. 12 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Wobec reżimu komunistycznego. Kard. prymas Stefan Wyszyński i kard. prymas József Mindszenty” na s. 12 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Imigrancka wojna gangów w RFN. Dr Ozdyk: Muzułmanie mają własne struktury sądownicze. Nikt nie idzie na policję

Dr Sławomir Ozdyk o konflikcie w muzułmańskim świecie przestępczym w Niemczech: brutalności Czeczenów, sędziach pokoju, bierności niemieckich służb i islamizmie.

Dr Sławomir Ozdyk wyjaśnia jak wygląda sytuacja w Niemczech, gdzie trwa wojna muzułmańskich gangów. Czeczeni przybyli do RFN po wojnach w Czeczeni. Tworzone przez nich gangi były dotąd wynajmowane przez klany arabskie do brudnej roboty.

Gangi czeczeńskie okazały się bardzo brutalne, wprowadziły nową jakość działania.

Czeczeni wprowadzili do kryminalnej rozgrywki broń palną, która stała się ich znakiem towarowym. Zaczęli używać także materiałów wybuchowych. Przestępcza współpraca czeczeńsko-arabska się układała, dopóki przybysze z Kaukazu nie postanowili się usamodzielnić.

[Czeczeńskie gangi] postanowiły przejmować dziedziny, które do tej pory były zarezerwowane dla klanów arabskich. Mówimy tutaj o handlu narkotykami, kradzieżach, włamaniach, porwaniach, wymuszeniach haraczach, dzielnicach czerwonych latarni, czyli prostytucji.

Przejęcie branż odbywa się poprzez broń palną i ładunki wybuchowe. Przykładem tego jest trwająca obecnie wojna między arabskim klanem Miri a gangami czeczeńskimi. Co robią w sprawie wojny imigranckich gangów służby niemieckie? Zostawiają rozwiązanie konfliktów muzułmańskim sędziom pokoju. Jak wyjaśnia nasz gość:

Sędziowie pokoju to osoby znane i szanowane w świecie klanów arabskich, świecie islamu, które równolegle do struktur państwowych rozstrzygają spory arabskie.

Muzułmanie swoje sprawy załatwiają między sobą. Nikt nie idzie na policję. Ta ostatnia akceptuje taki stan rzeczy, na co wskazuje wpis opublikowany w mediach społecznościowych przez jednego z sędziów pokoju. Bokser pochodzenia syryjskiego chwalił się wynegocjowaniem porozumienia między Arabami i Czeczenami, które odbyło się za zgodą berlińskiej policji. Ta ostatnio szybko to zdementowała:

Ogłosiła, że nie jest to prawdą, iż policja berlińska zgadza się na istnienie jakby równoległego systemu sądownictwa, który będzie wyręczył państwowy system sądownictwa.

Gangi wykorzystują obecnie trwający lockdown, by przejmować upadające restauracje, które wykorzystują do prania brudnych pieniędzy. Obrazu dopełniają gangi Afrykańczyków. Dr Ozdyk wskazuje, że przestępcy w większości są obywatelami RFN, więc nie można ich np. deportować. Dodaje, że w przypadku klanów arabskich mówimy o islamistach, co dodatkowo wiąże je z terroryzmem.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Czy zwycięstwo neomarksizmu i jego absurdów naprawdę jest nieuniknione? / Jacek Wanzek, „Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Marksizm, w przeciwieństwie do kapitalizmu, nie wymaga solidnego wykształcenia ani dyscypliny. Zakłada stworzenie człowieka, który bez wiedzy i etosu pracy, będzie w pełni uzależniony od państwa.

Jacek Wanzek

Dziedzictwo terroru i hegemonii w wojnie kulturowej

Będąc nawet mało wnikliwym obserwatorem życia publicznego i wydarzeń zachodzących na globie, nie sposób nie zauważyć, iż jesteśmy świadkami przewalającej się z hukiem przez świat wojny cywilizacyjnej. Znany nam stary porządek świata, oparty na myśli greckiej, prawie rzymskim i religii chrześcijańskiej raz po raz musi dawać odpór coraz to prężniejszym i śmielszym atakom ze strony ideologii, którą dziś eksperci określają mianem marksizmu kulturowego.

W zasadzie cywilizacja chrześcijańska od zawsze musiała zmagać się z siłami dążącymi do jej unicestwienia. Niezależnie od tego, czy były to działania odśrodkowe, czy zewnętrzne. Jednak nawała ta w tak zintensyfikowanej formie rozpoczęła się na dobre podczas tak zwanej rewolucji francuskiej lub – jak kto woli – antyfrancuskiej. Niszcząca Kościół i dotychczasowy ład społeczny, przedstawiana jako dojrzałe dzieło rozumu, na które czekały wieki, rozsławiała ideę człowieka abstrakcyjnego, podczas gdy człowieka konkretnego poddawała niewyobrażalnym cierpieniom, dopuszczając się gilotynowania niepokornych czy zbrodni ludobójstwa w Wandei. Francja, najstarsza córa Kościoła, spłynęła krwią.

Francuskie wzorce a sprawy w Rosji

Mimo sadystycznego wręcz okrucieństwa, rewolucja francuska przez ponad sto lat stanowiła pierwowzór dla wszystkich, którzy występowali przeciw monarszym „rządom absolutnym” oraz różnym dyktaturom.

Tak było w carskiej Rosji. Tam doświadczenia z Francji posłużyły za pewnego rodzaju schemat. Walka o konstytucję, zniesienie przywilejów, uznanie praw człowieka i obywatela – a później już z górki. Najpierw terror kolektywny, a następnie dyktatura jednostki. Rzecz jasna, wszystko to pod płaszczykiem walki o „równość, wolność i braterstwo”. Nietrudno bowiem doszukać się w rewolucji bolszewickiej licznych analogii do przewrotu z Francji. Polaryzacja stanowisk, wskazywanie wroga ludu, wdrożenie pojęcia kontrrewolucji łudząco przypominały rządy Robespierre’a.

Sami bolszewicy określali się przecież mianem proletariackich jakobinów, nawiązując tym samym wprost do Wielkiej Rewolucji. Stosunkowo łatwo było przewidzieć skutki takich inspiracji. Dławienie wszelkich przejawów opozycji, zwalczanie Kościoła i wszechobecna, obezwładniająca tyrania wypełniały codzienność rewolucyjnej Rosji. Wszak „terror bez cnoty jest zgubny, cnota bez terroru jest bezsilna” – tłumaczył autor jakobińskiego terroru Maximilian de Robespierre.

Jednak władza oparta na terrorze nie może utrzymywać się w nieskończoność. Obnażyły to dobitnie doświadczenia obu rewolucji. Okazało się też, że pomimo olbrzymiej propagandy, klasa robotnicza nie wsparła masowo przewrotu dokonanego przez bolszewików. Dramat II wojny światowej i nędza gospodarcza komunizmu wpłynęły na ogromny spadek społecznego zaufania, a co za tym idzie – znacznie ograniczyły popularność marksizmu wśród zachodnich społeczeństw, które były bardziej zafascynowane amerykańskim stylem życia.

Reforma marksizmu i „nowa kontrrewolucja” przez słowa i kulturę

Stało się jasne, że ekspansja marksizmu w jego dotychczasowej formie jest niemożliwa. Potrzebna była zatem głęboka reforma.

Swoistym geniuszem w tej kwestii popisał się włoski komunista Antonio Gramsci, który głosił urbi et orbi, że trwałe przejęcie władzy za pomocą przewrotu i siły militarnej jest nie tylko nieskuteczne, ale i nieekonomiczne.

Uważał on, że głównym powodem, dla którego masy pracujące nie uległy czarowi marksizmu i nie dały wyzwolić się z kapitalistycznego uścisku, było zbyt silne przywiązanie tych mas do idei chrześcijaństwa i panującej kultury. Z tego powodu Gramsci głosił potrzebę zmian nie przez rewolucyjny przewrót, a przez hegemonię w kulturze. Co zatem należało zrobić z dotychczasowym ładem i tradycyjnymi wartościami? Rozmontować je. Zdewaluować. Ośmieszyć. Następnie zastąpić nowymi wartościami i ustanowić własną hegemonię.

Oczywiście marksiści nie zakładali przejęcia władzy od razu, dlatego opracowali długofalowy plan, zorientowany na tak zwany marsz przez instytucje. Na czym on polegał? Ogólnie rzecz ujmując, strategia ta ma doprowadzić do zmian kulturowych poprzez przejęcie instytucji społecznych odpowiedzialnych za kształtowanie ludzkiej świadomości. W praktyce oznacza to obsadzenie przez marksistów szkół, uczelni, ministerstw, banków i szeroko rozumianych instytucji kultury. Jednak to nie wszystko. Celem jest również zmiana postrzegania instytucji rodziny, religii, deprecjacja tradycyjnych wartości czy odrzucenie idei państw narodowych.

Niszczenie ich i tworzenie od podstaw nowych instytucji byłoby czasochłonne i mogłoby się okazać nieefektywne, dlatego postanowiono dokonać przewartościowania starych, wykorzystując przy tym istniejące już społeczne zaufanie do nich.

Dlaczego jednak w okresie tak wysoce rozwiniętego kapitalizmu, rosnącego dobrobytu i rozwoju cywilizacyjnego człowiek miałby tak drastycznie zmieniać obraz społeczeństwa? Według Herberta Marcuse’a, profesora Uniwersytetu Brandeisa oraz głównego ideologa rewolucji studenckiej z 1968 roku, żyjemy jedynie w iluzji wolności, a dotychczasowy dobrobyt jest okupiony zniewoleniem jednostki. Ten przedstawiciel słynnej szkoły frankfurckiej uważał, że człowiek, który „ułożył się” z systemem, nie jest zdolny do jakichkolwiek zmian społecznych. Marcuse marzył, aby to grupy dotychczas marginalizowane przez system dokonały przewrotu społecznego i budowy nowej aksjologii. Uważał bowiem, że jedynie ludzie wykluczeni nie zostali skażeni systemem i wyłącznie oni mogą dokonać zmian. Kim według Marcuse’a miały być te osoby? Namaszczeni do tego zostali różnego rodzaju autsajderzy: homoseksualiści, feministki, hipisi, tułacze, prowokatorzy, bezrobotni, studenci etc. W skrócie – tak zwana Nowa Lewica.

To oni mają za zadanie wywrócić do góry nogami obecną, represywną według nich cywilizację.

Dotychczasowa kultura oparta na sublimacji ma zostać zastąpiona antykulturą. Ma zerwać z dotychczasowym sposobem pojmowania moralności ograniczającej człowieka i tłamszącej jego popędy, których zaspokojenie według marksistów jest podstawą szczęśliwości obywatela.

Aby ową szczęśliwość osiągnąć, należy odrzucić tradycyjne związki i wartości, a patriarchalny model rodziny powinien zostać zniesiony.

Kościół – największy wróg neomarksistów

Największego wroga lewica upatruje zatem w Kościele i moralności chrześcijańskiej. To właśnie rewolucja seksualna ma dokonać rewolucji społecznej, a nie odwrotnie – głosił Erich Fromm. Marksiści doskonale zdawali sobie sprawę z faktu, że młody człowiek, który w łatwy sposób oddaje się zaspokajaniu swych potrzeb seksualnych, jest odciągany od tego, co ważne w społeczeństwie kapitalistycznym. Nie kanalizuje swojej energii w sposób wartościowy, lecz poprzez permanentne oddawanie się seksualnym przyjemnościom. Postawa taka z kolei stawia go w konflikcie z wymagającymi autorytetami w postaci rodziców czy nauczycieli. Są oni postrzegani przez niego jako przedstawiciele opresyjnego systemu, a to już prosta droga do napięć i buntów przeciwko nim, a w konsekwencji przeciw systemowi. Po co bowiem ulegać opresyjnym i przaśnym nakazom społecznym, skoro można w pełni i bez zobowiązań oddawać się pokusom hedonizmu?

W dobie Netflixa, powszechnej aborcji czy tanich lotów młodzi ludzie coraz mniej zainteresowani są przykrym obowiązkiem rodzicielstwa, tworzeniem rodziny i wynikającą z dorosłości odpowiedzialnością.

Człowiekowi „wyzwolonemu” ciężko jest podporządkować się ascetycznym normom, więc dąży do ich unicestwienia. O to właśnie chodzi marksistom, którzy rewolucje seksualną postrzegają jako sprytne narzędzie do osiągnięcia swoich dawno zamierzonych celów. Marksizm, w przeciwieństwie do kapitalizmu, nie wymaga solidnego wykształcenia ani dyscypliny w celu osiągnięcia względnego dobrobytu. Wręcz przeciwnie, zakłada stworzenie nowego człowieka, który pozbawiony elementarnej wiedzy i etosu pracy, będzie w pełni uzależniony od państwa, które w łatwy sposób sobie go podporządkuje.

Mimo niewytrzymujących krytyki antyutopijnych założeń, teorie neomarksistowskie znajdują duży poklask w społeczeństwach zachodnich. Podobnie dzieje się także w Polsce. Propaganda środowisk lewicowych okazała się niezwykle skuteczna. Stało się bowiem normą, że poglądy jeszcze niedawno określane mianem konserwatywnych, są przedstawiane w lewicowej narracji jako rasistowskie, zabobonne i homofobiczne.

Dziś osoby o przekonaniach nieodpowiadającym nowym normom spychane są na margines dyskursu publicznego i politycznego, i postrzegane jako faszystowscy troglodyci o zacofanym światopoglądzie. Dlaczego tak się dzieje? To kolejny element marksistowskiej ideologii. Wspomniany wcześniej Herbert Marcuse swoim dziele pt. Tolerancja represywna pisał: „Wyzwalająca tolerancja (tolerancja represywna) oznaczałaby zatem nietolerancję wobec prawicy i tolerancję dla ruchów lewicowych. Jeśli chodzi o zakres tej tolerancji i nietolerancji, musiałaby się ona rozciągnąć zarówno na płaszczyznę działania, jak i też dyskusji i propagandy, na słowa i czyny (…)

Brak tolerancji dla ruchów reakcyjnych, zanim jeszcze staną się one aktywne, nietolerancja skierowana również przeciw myśleniu, poglądom i słowom (przede wszystkim nietolerancja wobec konserwatystów i politycznej prawicy)”.

W skrócie: brak tolerancji dla nietolerancji.

Po raz kolejny zatem całe społeczeństwa poddaje się terrorowi typowemu dla ruchów wywrotowych. Dziedzictwo terroru objawia się dziś przede wszystkim w nieopisanej agresji słownej i w szantażu poprawności politycznej, która coraz skuteczniej zamyka usta „niepokornym”. Słaba kondycja Kościoła, brak autorytetów i finansowanie lewicowych organizacji przez różnego rodzaju „filantropów” tylko przyśpieszają rozkład europejskich wartości. „Postęp” zdaje się być nieunikniony. To, co jeszcze niedawno można było jedynie wyczytać w antyutopiach Orwella czy Huxleya, dziś staje się nieodzownym elementem naszej rzeczywistości. Czyżby nadchodził nowy wspaniały świat?

Artykuł Jacka Wanzka pt. „Dziedzictwo terroru i hegemonii w wojnie kulturowej” znajduje się na s. 20 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jacka Wanzka pt. „Dziedzictwo terroru i hegemonii w wojnie kulturowej” na s. 20 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komunizm to plaga ludzkości. Jego celem jest zniszczenie ludzkości, a jego aranżacje są szczegółowe i konkretne

Od swojego powstania USA były latarnią, której światłem jest wolność religijna i wolność słowa. Jednak w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat ten kraj był powoli infiltrowany przez komunistyczne widmo.

Zespół Redakcyjny „The Epoch Times”

Międzynarodowy ruch komunistyczny nigdy nie zaprzestał wysiłków, aby osiągnąć swój globalny cel, jakim jest komunistyczna dominacja. W czasie, gdy reżimy komunistyczne kontynuowały swoje dyktatury, polityka partyjna w wolnych społeczeństwach osiągnęła punkt krytyczny. Komunizm w krajach demokratycznych, manipulując głównymi partiami politycznymi, wykorzystał luki w prawie i w systemach politycznych. Ten trwający od dziesięcioleci proces niemal się udał.

Socjalizm zawsze był częścią marksizmu i międzynarodowego ruchu komunistycznego. Jak stwierdził Włodzimierz Lenin: „Celem socjalizmu jest komunizm”. W państwach demokratycznych socjalizm za pomocą ustawodawstwa powoli ogranicza wolność ludzi. Na Zachodzie proces tworzenia systemu socjalistycznego trwa dziesiątki lat lub pokolenia i czyni ludzi coraz bardziej odrętwiałymi, zobojętniałymi i przyzwyczajonych do socjalizmu. Cel zarówno ruchów socjalistycznych wdrażanych stopniowo i za pomocą środków „prawnych”, jak i ich krwawych odpowiedników, jest ten sam. Socjalizm nieuchronnie ewoluuje w komunizm, a ludzie sukcesywnie pozbawiani są swoich praw, aż do momentu, gdy pozostaje już tylko bestialski reżim.

Socjalizm poprzez ustawodawstwo posługuje się ideą zagwarantowania równości rezultatów, ale ten pozornie szlachetny cel jest sprzeczny z naturą.

W normalnych okolicznościach ludzie w naturalny sposób różnią się pod względem przekonań religijnych, standardów moralnych, obycia, znajomości kultury i sztuki, wykształcenia, inteligencji, hartu ducha, pracowitości, poczucia odpowiedzialności, agresywności, innowacyjności, przedsiębiorczości i nie tylko. W rzeczywistości dążenie socjalizmu do równości wypacza moralność i pozbawia ludzi wolności do skłaniania się ku dobru.

Socjalizm atakuje podstawowe rozeznanie moralne, używając „politycznej poprawności”, i sztucznie zmusza wszystkich do tego, aby byli tacy sami. Nastąpiło to wraz z legalizacją i normalizacją wszelkiego rodzaju antyteistycznych i wulgarnych wypowiedzi, perwersji seksualnych, demonicznej sztuki, pornografii, hazardu i zażywania narkotyków. W rezultacie powstała pewnego rodzaju „odwrotna” dyskryminacja tych, którzy wierzą w Boga i dążą do moralnego wzniesienia się, mająca na celu marginalizację i ostateczne ich wyeliminowanie. (…)

Podczas rewolucji kulturalnej w 1966 roku towarzysze z partii komunistycznej wieszają na szyi Chińczyka karton z jego nazwiskiem i informacją, że należy do „czarnej klasy” | Fot. domena publiczna, epochtimes.pl

Na całym świecie ruchy socjalistyczne i komunistyczne wykorzystały niepokoje gospodarcze i tę pandemię, aby zająć pozycje wpływowe, mając na celu obalenie istniejącego porządku społecznego. To samo rozgrywa się w Ameryce. Stany Zjednoczone zaszły już bardzo daleko w ideologii socjalistycznej. Media głównego nurtu są orędownikami idei równości i postępują na wzór Komunistycznej Partii Chin (KPCh) atakującej Amerykę. Nasze młodsze pokolenia przychylnie patrzą na socjalizm i bardzo gorliwie biorą udział w protestach i zamieszkach, których celem jest zniszczenie naszego dziedzictwa kulturowego. W międzyczasie całe społeczeństwo poparło ideę, że rząd powinien zapewniać opiekę zdrowotną, edukację i być może pełne koszty utrzymania.

Świadomie i nieświadomie, stopniowo wymieniamy nasze wolności na system, który kontroluje ludzi. Socjalizm i komunizm z założenia są włodarzami nie tylko całego majątku, ale i samych ludzi. Socjalizm żąda od ludzi porzucenia wiary w Boga i w zamian uznania państwa jako Boga.

Stany Zjednoczone, założone w oparciu o fundamentalną wiarę w wolność, stały się krajem, w którym wolność zostaje zdradzona. Teraz w trakcie wyborów stało się to wyraźnie widoczne, zwłaszcza w świetle wiarygodnych zarzutów o oszustwa wyborcze. (…)

Gdy KPCh przejęła władzę, zajęło jej 25 lat wychowanie pokolenia „młodych wilków”. Jest to chińskie określenie tych, którzy dorastali w komunizmie i byli indoktrynowani, by nienawidzić i zabijać wrogów narodu. Zachęcani byli, by na oślep walczyli, rozbijali, rabowali i podpalali. KPCh aktywnie rozwija i podsyca mordercze uczucia. Podczas rewolucji kulturowej, w ramach ideologicznej krucjaty Mao, nastolatki z łatwością biły swoich nauczycieli na śmierć.

Na Zachodzie partie komunistyczne z dumą nawiązują do doświadczeń rewolucji francuskiej i Komuny Paryskiej. Każda rewolucja i powstanie zostały rozpoczęte przez motłoch, który nie miał skrupułów, wstydu i miłosierdzia.

Cały artykuł Zespołu Redakcyjnego „The Epoch Times” pt. „Ameryka w punkcie krytycznym” znajduje się na s. 4 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zespołu Redakcyjnego „The Epoch Times” pt. „Ameryka w punkcie krytycznym” na s. 4 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dla chrześcijan nadszedł czas budowania arki / s. Katarzyna Purska USJK, „Wielkopolski Kurier WNET” 78/2020–79/2021

Nie chodzi o politykę ani o sprzeciw wobec orzeczenia TK, ale o zniszczenie struktur i zasad społecznych od korzeni, w imię tolerancji jako wartości nadrzędnej, połączonej z fetyszem równości.

s. Katarzyna Purska USJK

„Budujmy Arkę przed potopem”

Na stoliku obok mojego łóżka postawiłam metalową figurkę św. Michała Archanioła. Kilka dni temu, gdy stojąc przy oknie prowadziłam rozmowę telefoniczną, usłyszałam jakby brzęk stłuczonej żarówki. Skonstatowałam jednak, że zarówno żyrandol, jak i lampka są nienaruszone, więc powróciłam do przerwanej na chwilę rozmowy. Jakież było moje zdumienie, gdy po jakimś czasie zobaczyłam leżącą na podłodze, roztrzaskaną na pół figurkę. Opowiedziałam o tym kilku osobom i byłam zdumiona, jak różnie wyjaśniali ten incydent. Dla kogoś przyczyną uszkodzenia był wadliwy stop metalu, z którego była odlana figurka. Ktoś inny tłumaczył, że spowodowały je mikrodrgania budynku, a jeszcze ktoś inny widział w tym znak duchowy.

Podobnie też skala i przebieg protestów przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności tzw. przesłanki eugenicznej z Konstytucją RP zadziwiły wielu. Różnie też próbowano je wyjaśniać. Przytaczam tu kilka możliwych interpretacji po to, aby zrozumieć te wydarzenia i odnaleźć ich duchowy sens.

W kwestii ich oceny jesteśmy mocno podzieleni, dlatego zacytuję słowa kogoś, kto będąc Polakiem, śledzi całą tę sytuację z perspektywy mieszkańca dawnych Kresów Wschodnich: „Z przerażeniem odbieramy informację o tym, co się dzieje w Polsce. Dla nas na Kresach Polska była i jest świętością. A tu takie rzeczy się dzieją. Rozumiem, że mass media rozdmuchują to, co się dzieje w rzeczywistości, i prawda jest gdzieś pośrodku. Jak to wygląda naprawdę? Odbieram to jako próbę rozwalenia i zniszczenia ostatniego w Europie kraju katolickiego. Smutne to. Nic innego nie pozostaje, tylko się modlić o spokój w Macierzy”. Czy to trafna ocena sytuacji? Pozostawiam odpowiedź Czytelnikom. Zacytowałam ów fragment z listu, aby unaocznić, jak to wszystko, czego w ostatnim czasie byliśmy świadkami, rani głęboko i boli osoby mające poczucie przynależności i tym samym przemożnego obowiązku służenia swojej wspólnocie narodowej.

Radek Pyffel – kierownik studiów Biznes chiński na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, na swoim wideoblogu ma zgoła inny niż autorka cytowanego listu ogląd tych pełnych dramatyzmu wydarzeń. Patrzy na nie z pewnym dystansem i ocenia je racjonalnie. Przede wszystkim zwraca uwagę, że w protestach wzięli udział w większości ludzie młodzi. Stwierdza, że należy je odczytywać jako kolejną manifestacją buntu młodzieży, który ogarnął już wcześniej Amerykę i Europę. Ocenia, że ma on znamiona rewolucji kulturowej. Biorą w nim udział młodzi z tzw. pokolenia milenialsów. Podobnie jak niegdyś czynili to ich rówieśnicy z pokolenia 1968 r., młodzież kwestionuje dziś autorytety, zasady społeczne i wartości. Dlatego przekracza kolejne bariery moralne. Przejawem tego są: wulgarny język, brutalne zachowania kobiet oraz ataki na kościoły i pomniki pamięci narodowej.

Zdaniem komentatora, młodzież, która uczestniczy w tzw. Strajku Kobiet, generalnie nie jest agresywna. Jest tylko złakniona wzajemnych kontaktów i publicznej dyskusji, a swój sprzeciw demonstruje we właściwym sobie języku. Faktycznie, jeśli uświadomimy sobie, że w ostatnim czasie podobna fala protestów miała miejsce we Francji, USA, Chile i Hiszpanii, wtedy przyznamy słuszność tak postawionej tezie.

Według Rafała Ziemkiewicza powodem zamieszek wcale nie jest polityka, lecz psychologia i socjologia (Stracone pokolenie?, „Do Rzeczy” 45/398 2020). Zaznacza on, że pokolenie milenialsów to ci, którzy częstokroć są wychowani w rodzinach niepełnych i dysfunkcyjnych. Stąd tyle wśród nich niespełnionych roszczeń wobec świata i dojmującego poczucia samotności. Jego zdaniem współczesną młodzież cechuje hedonizm, konsumpcjonizm i skrajny indywidualizm. W tej charakterystyce młodzieży jest zgodny z prof. Aleksandrem Nalaskowskim, który dodaje do niej powszechnie występujące skłonności do egoizmu i postawę roszczeniową. Prezentowany przez profesora pogląd zdaje się przeczyć natomiast interpretacji ostatnich wydarzeń, której dokonał Radek Pyffel. Ważnym – jak mi się wydaje – kontrargumentem przeciwko zaprezentowanej przez niego na wideoblogu tezie są przytoczone przez profesora Nalaskowskiego wyniki badań naukowych. Jak z nich wynika, obecne pokolenie milenialsów jest bierne. Nie lubi przebywać w grupach i nie identyfikuje się z jakąkolwiek zbiorowością (A. Nalaskowski, Wielkie zatrzymanie, Biały Kruk, Kraków 2020, s. 39–40). Należałoby więc oczekiwać – tak jak to dotąd bywało – znikomego sprzeciwu lewicującej młodzieży wobec próby prawnej ochrony życia poczętego. Co w takim razie sprawiło, że wyszli na ulice miast?

Według red. Ziemkiewicza, bezpośrednim impulsem do zaangażowania się milenialsów w agresywne manifestacje była reakcja zniecierpliwienia i gniewu wobec przedłużającego się stanu obostrzeń sanitarno-epidemiologicznych z powodu pandemii oraz związane z tym kryzysy różnej natury. Z drugiej jednak strony pokolenie to żyje raczej w rzeczywistości wirtualnej niż realnej, więc izolacja kwarantannowa nie jest dla niego szczególnie dolegliwa (A. Nalaskowski, jw.). Nic więc dziwnego, że skala ich zaangażowania w tzw. Strajk Kobiet budzi zdumienie polityków i pedagogów.

Zaprezentowane tu opinie prowokują do stawiania pytań: Czy naprawdę masowe protesty przeciwko orzeczeniu TK są wyrazem spontanicznej rewolucji młodych? Czy rewolucja jest ich przyczyną, czy też skutkiem?

Paweł Lisicki we wstępnym artykule zamieszczonym w czasopiśmie „Do Rzeczy” (nr45/398 2020) cytuje wypowiedzi ludzi, których przyjęliśmy nazywać elitą kulturalną. Wśród tych wypowiedzi szczególnie mocne wrażenie zrobiły na mnie słowa naszej noblistki Olgi Tokarczuk: „Nie oszukujmy się – ten system cynicznie będzie wykorzystywał każdy moment kryzysu, wojny, epidemii, żeby cofnąć kobiety do kuchni, kościoła i kołyski (…) Od dziś jesteśmy wojowniczkami”. „Ten cyniczny system” to katolicyzm – wyjaśnia redaktor Lisicki.

Ewa Wanat, była redaktor naczelna TOK FM, z kolei tak pisze: „Padło tabu. Pomazane sprayem kościoły. „J…ać” kler! (…) Padło tabu, okazuje się, że można to wszystko zrobić i żaden grom z jasnego nieba nie spada”. Nie chodzi zatem o politykę ani o sprzeciw wobec orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, ale o zniszczenie struktur i zasad społecznych od ich fundamentów, od korzeni. Dokonuje się tego w imię tolerancji jako wartości nadrzędnej, połączonej z fetyszem równości.

Gdy przed laty Fryderyk Nietzsche ogłaszał: „Bóg nie żyje. To my Go zabiliśmy”, wskazywał na rodzący się na Zachodzie ateizm. Przyznam się, że z pewnym niedowierzaniem patrzyłam na wzrastający wśród licealistów podziw dla jego filozofii. Dziś dopiero rozumiem, jakie to miało znaczenie. Nietzsche przeciwstawił „słabości chrześcijan podporządkowanych Bogu” siłę i wolę jednostki, której obcy był ideał osoby cierpiącej, ofiarnej i troszczącej się o dobro wspólne. Brutalne i agresywne zachowania uczestników Strajku Kobiet można poniekąd postrzegać jako efekt uwiedzenia młodego pokolenia przez tę filozofię. Owocem tego uwiedzenia są obecne we współczesnej kulturze próby zastąpienia chrześcijańskiego humanizmu przez antyhumanizm. Temida Stankiewicz-Podhorecka w artykule pt. Odczłowieczenie teatru trwa („Wpis” nr 7–8 /117-118, s. 39–41 dokonuje analizy współczesnego repertuaru teatralnego: „Tak więc jesteśmy świadkami kulturowej wojny cywilizacyjnej. (…) Seks ma być współczesnym bożkiem nowego świata. Aby w pełni to zrealizować, trzeba najpierw wrogo nastawić ludzi (w teatrze publiczność, w szkole dzieci i młodzież) do Boga, naszej wiary i Kościoła katolickiego, a następnie całkowicie wyrugować Boga z przestrzeni publicznej i uzależnić człowieka od seksu tak, jak uzależnia się go od narkotyków. (…) już na samym wstępie zabija się w tych młodych ludziach wrażliwość na piękno, prawdę i dobro. (…) Człowiek jako postać w sztuce teatralnej jest nierzadko mniej ważny niż rekwizyt”.

Kultura istnieje w określonej rzeczywistości i ma za zadanie budować wspólnotę. Jednakże obecnie jest to kultura dekonstrukcji i emancypacji, bo domaga się wyzwolenia od wszelkich tożsamości, w tym – wyzwolenia od tożsamości chrześcijańskiej i narodowej. Dlatego uprawnione jest nazywanie jej mianem antykultury.

Współczesne młode pokolenie jest kształtowane w świecie, w którym panuje antykultura i dokonuje się dekonstrukcja. Karmione jest ono fałszywym obrazem świata za pomocą filmu, kolorowych czasopism, a nade wszystko poprzez internet, który coraz mocniej wdziera się w naszą prywatność.

Niewątpliwie na poglądy i postawy współczesnej młodzieży w dużym stopniu wpłynęło także szkolnictwo. W ostatnim okresie zrezygnowało ono z wychowania, stawiając na pierwszym miejscu edukację. Edukacja zaś – jak twierdzi prof. Nalaskowski – nie ma celu, lecz w dużej mierze jest podporządkowana ideologii i celom utylitarnym (zamiast celów wychowawczych i dydaktycznych nauczyciele mają wyznaczać sobie tzw. cele operacyjne). „Nie pytaj o znaczenie, pytaj o użycie” – ta zasada, wyjęta z Traktatu logiczno-filozoficznego Ludwika Wittgensteina, znalazła odzwierciedlenie m.in. w szkolnictwie.

Myślenie młodych jest według prof. Nalaskowskiego irracjonalne, bo nastąpiło wygenerowane przez system edukacyjno-wychowawczy, dobrowolne zrzeczenie się rozumienia.

Sądzę, że ilustracją dla tego zjawiska może być pytanie często zadawane nauczycielom przez uczniów: „Po co mam się tego uczyć?” „Do czego to mi się przyda?”. Wygląda to tak, jakby nie interesował ich sam problem ani jego rozumienie, lecz umiejętność zastosowania w praktyce zdobytych informacji. „Prawdziwe jest, bo działa!”.

W obecnym systemie edukacji dużą rolę odgrywa też postmodernizm, który postuluje radykalny pluralizm oraz odrzucenie wszelkich struktur i schematów życia społecznego. Właśnie z filozofii postmodernistycznej wywodzi się powszechnie panująca dziś na Zachodzie ideologia gender. Oparciem dla niej jest środowisko LGBT. Wywodzący się z tego środowiska autorzy eseju/manifestu, który ukazał się w USA w 1987 r. pod tytułem The Overhauling of Straight America piszą: „Bez dostępu do radia, telewizji, mainstreamowej prasy, nie będzie kampanii. (…) Podczas gdy opinia publiczna jest jedynym podstawowym źródłem mainstreamowych wartości, drugim jest autorytet religijny. (…) Potężnemu wpływowi religijnemu musimy przeciwstawić alians nauki i opinii publicznej”. Jak widać, program, wyrażony w owym manifeście, jest aktualnie realizowany. Krzykliwie obecny w życiu publicznym ruch LGBT podważa prawo naturalne, a nawet ludzką naturę. Mimo to zdaje się być coraz bardziej atrakcyjny dla młodego pokolenia Polaków. Naczelnym postulatem ideologii gender jest absolutna wolność człowieka, wobec Boga i Kościoła katolickiego nauczającego o naturze męskości i kobiecości dopełniających się w relacji pomiędzy mężem a żoną. Wolność ta jest rozumiana jako uświadomiona konieczność. Stąd postulat oderwania się od norm społecznych i wypływających z prawa naturalnego zasad.

Można zatem opisać trwające w Polsce manifestacje jako bunt autonomicznej jednostki przeciw Kościołowi, jego nauce o niepodważalnej godności osoby ludzkiej, o małżeństwie i rodzicielstwie. Można również widzieć w nich bunt człowieka wobec Stwórcy i Jego stwórczego planu, a także wobec fundamentalnych wartości, takich jak prawda, dobro i piękno, na których jest zbudowana cywilizacja chrześcijańskiego Zachodu.

Akty agresji wobec kapłanów i profanacje kościołów zdają się jawić jako metodycznie przygotowane. Poprzedziły je szeroko omawiane i nagłaśniane w mediach skandale pedofilskie dotyczące ludzi Kościoła, w tym medialne ataki na kolejnych biskupów. Niemałą rolę w promowaniu antykościelnych i antykatolickich postawa odegrały również filmy braci Siekielskich. Punktem kulminacyjnym zaś stał się atak na Jana Pawła II jako na – być może już ostatni – powszechnie uznawany w świecie autorytet moralny. Pojawił się nawet postulat jego „dekanonizacji” jako kolejny etap dekonstrukcji Kościoła.

Niewątpliwie opisywane protesty i strajki mają swój wymiar polityczny. Ruch Kobiet, który wyznaczył prezydentowi RP tydzień na wypełnienie skrajnie lewicowych roszczeń, łącznie z postulatem odsunięcia PiS od władzy, wyznaczył sobie cele polityczne. Jednakże, jak komentuje na swoim wideoblogu Radek Pyffel, klęska PiS wcale nie będzie oznaczała zwycięstwa opozycji, gdyż rozgrywająca się właśnie rewolucja zmiecie także i opozycję. Tak więc aplauz ze strony opozycji dla tych postulatów jest całkiem nieuzasadniony. Przegrywają bowiem ci wszyscy, którzy są wierni wartościom i zasadom i którzy chcą zachowania instytucji i struktur. A zatem nie o projekt polityczny tu chodzi, lecz o wojnę cywilizacyjną. Homoseksualiści walczą o prawa do zawierania małżeństw i do adopcji dzieci. Transwestyci – o prawa do zmiany płci na życzenie.

Ale to, o co walczą, nie może być prawem, gdyż prawo ma prowadzić do dobra, a nie do zła. Coś, co stoi w sprzeczności z naturą, nie może być nazwane dobrem. Aby coś nazwać dobrem lub złem, musi być odniesione do prawdy. Ta zaś musi być zgodna z rzeczywistością.

Tymczasem w płynnej, postmodernistycznej rzeczywistości prawda obiektywna nie istnieje, a słowa zmieniają swoje znaczenie. Czy tak samo jak kiedyś rozumiemy dziś słowa: ‘miłość‘, ‘tolerancja’? Tolerancja jako wartość absolutna? Równość jako wartość priorytetowa? Zmienione znaczeniowo słowa zmieniły ludzkie myślenie i czynią niemożliwym wzajemne porozumienie. Jeśli się tym pogodzimy, to jak możemy ocalić demokrację? Alexis de Tocqueville w dziele pt. O demokracji w Ameryce wyraził pogląd, że choć demokracja jest przyszłością Europy, to jednak dążenie do równości może jej zagrozić, ponieważ normy w niej są dostosowane do woli większości. Był on przekonany, że demokracja nie przetrwa utraty wiary chrześcijańskiej, gdyż samostanowienie wymaga jednakowego, wspólnego spojrzenia na prawdy moralne. Podobnie też myślał papież Jan Paweł II, który w encyklice społecznej Centesimus annus napisał: „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przeradza się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.

Spróbujmy w tym świetle spojrzeć na to, co z obserwowanych ostatnio postaw wynika dla Polski i dla całej Zachodniej cywilizacji zbudowanej przecież na wartościach chrześcijańskich. Wolność absolutna, zdegradowany i uprzedmiotowiony człowiek. Czym będzie ów nowy porządek świata? Karta praw zwierząt obok Karty Praw Człowieka? Czyżby to wszystko dokonywało się samoistnie i spontanicznie? Niezależnie od odpowiedzi, trzeba nazwać to, co się teraz dzieje, wojną cywilizacyjną. Wbrew narzucającym się obrazom, nie można jej sprowadzać do brutalnych starć ulicznych i protestów. To wszystko jest tylko unaocznionymi jej skutkami, które wskazują na istotę problemu. Obsceniczne słownictwo, akty przemocy i barbaryzacja demonstrantów świadczą albo o ich skrajnej demoralizacji albo o całkowitej niezdolności do panowania nad swymi emocjami. Obie diagnozy mogą budzić poważne zaniepokojenie. Uznanie, że mamy do czynienia z wojną cywilizacji, stawia każdego wobec konieczności opowiedzenia się po stronie cywilizacji życia lub cywilizacji śmierci. Nikt nie może pozostać biernym obserwatorem tej wojny. Wszyscy zmuszeni jesteśmy wziąć w niej udział. Tylko jak?

Wygląda na to, że przegraliśmy bitwę o język. A Kościół katolicki, zwłaszcza w swoich strukturach hierarchicznych, zdaje się być coraz mniej widoczny. Czy wobec tego wierzący katolicy i konserwatyści są na pozycji przegranej?

Prawdziwą przyczyną tych „rzeczy nowych” – twierdzi Rod Dreher w książce pt. Opcja Benedykta – jest pustka duchowa wytworzona przez ateizm, który pozostawił młode pokolenia bez drogowskazów.

We wstępie do swojej książki przytoczył fragment wypowiedzi Josepha Ratzingera: „Kościół czeka poważny kryzys, który drastycznie ograniczy liczbę wiernych i jego wpływy (…) Będzie niewielki i będzie musiał zacząć od nowa, mniej więcej od początku. (…) To sprawi, że będzie ubogi i stanie się Kościołem cichych… W totalnie zaplanowanym świecie ludzie będą strasznie samotni. Uświadomią sobie, że ich egzystencja oznacza „nieopisaną samotność”, a zdając sobie sprawę z utraty z pola widzenia Boga, odczują grozę własnej nędzy. Wtedy i dopiero wtedy – w małej owczarni wierzących odkryją coś zupełnie nowego: nadzieję dla siebie, odpowiedź, której zawsze szukali”. Wypowiedź ta pochodzi z roku 1969 i dziś nazywana jest proroctwem Benedykta XVI. Może być odczytywana w kluczu obecnego czasu. Pokazuje, że uczciwi konserwatyści i katolicy muszą zaangażować się w swoją wiarę i obronę fundamentalnych wartości w świecie, który staje się dla nich coraz bardziej wrogi.

Przy tym poziomie agresji jest już za późno na dialog społeczny, ale zawsze jest czas na jasne przedstawienie nauki Kościoła i osobistych przekonań bez względu na konsekwencje. Oczywiście wymaga to dużej odwagi cywilnej i wiary nie tylko deklarowanej.

Rod Dreher proponuje „wypracowanie nowatorskich, wspólnotowych rozwiązań”, które pomogą wytrwać w wierze i wartościach. Domaga się też dokonania osobistego wyboru, czy „jesteśmy gotowi zrobić decydujący zwrot ku prawdziwie kontrkulturowemu przeżywaniu chrześcijaństwa, czy też skażemy nasze dzieci i wnuki na asymilację”. Obrona własnej wiary i rzeczy świętych jest również po to, aby za jej sprawą rzeczywistość, w której przyszło nam żyć, przemieniała się w taki sposób, jak przed wiekami dokonało się to za sprawa reguły św. Benedykta i mnichów, którzy według niej żyli.

„Autentyczna demokracja możliwa jest tylko w państwie prawnym i w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej. Wymaga ona spełnienia koniecznych warunków, jakich wymaga promocja zarówno poszczególnych osób, przez wychowanie i formację w duchu prawdziwych ideałów, jak i „podmiotowości” społeczeństwa, przez tworzenie struktur uczestnictwa oraz współodpowiedzialności.  – napisał Jan Paweł II w encyklice Centesimus annus (CA 46).

Budujcie Arkę przed potopem
Niech was nie mami głupców chór!
Budujcie Arkę przed potopem
Słychać już grzmot burzowych chmur!
Zostawcie kłótnie swe na potem
Wiarę przeczuciom dajcie raz!
Budujcie Arkę przed potopem
Zanim w końcu pochłonie was!

– brzmią słowa ballady Jacka Kaczmarskiego.

Artykuł s. Katarzyny Purskiej USJK pt. „»Budujmy Arkę przed potopem«” znajduje się na s. 6 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł s. Katarzyny Purskiej USJK pt. „»Budujmy Arkę przed potopem«” na s. 6 grudniowo-styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego