Raport z Kijowa 04.01.2024 r.: Po wielomiesięcznej przerwie w wymianach jeńców, Ukraina odzyskała 230 swoich obywateli

3 stycznia br. doszło do jednej z największych wymian jeńców od początku pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Do domów wrócili zarówno żołnierze jak i przetrzymywani przez Rosjan cywile.

Paweł Bobołowicz, Dmytro Antoniuk i Artur Żak relacjonują to bezprecedensowe wydarzenie.

Na Ukrainę wróciło 230 jego obrońców, w tym medyk bojowy i obrońcy z Wyspy Wężowej, z Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej, którzy zostali wzięci do niewoli w pierwszych dniach wojny, z Azowstalu, Straży Granicznej, Policji, Gwardii Narodowej, Sił Zbrojnych Ukrainy. Jak powiedział Kyryło Budanow, zwierzchnik Głównego Zarządu Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy: „organizację tego procesu zapewniła również bezpośrednio strona Zjednoczonych Emiratów Arabskich”.

Wśród tych, którzy wczoraj wrócili z niewoli do domu, jest też Hałyna Fedyszyn, ostatnia kobieta żołnierz piechoty morskiej, która była w niewoli. Poinformował o tym na swojej stronie na Facebooku Serhij Wołyński, dowódca 36. oddzielnej brygady piechoty morskiej, który bronił Mariupol.

Prezydent Zełeński w swoim orędziu powiedział między innymi:

Była długa przerwa w wymianach, ale nie było żadnej przerwy w negocjacjach. Co do wymiany wykorzystujemy każdą możliwość, próbujemy korzystać z każdej okazji pośrednictwa. Na każdym międzynarodowym spotkaniu, które może pomóc, podnosimy kwestię powrotu jeńców.


Paweł Bobołowicz i Artur Żak rozmawiają o byłym generale brygady Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Andrijowi Naumowowi, który został skazany przez sąd pierwszej instancji w Serbii za pranie brudnych pieniędzy, a teraz został zwolniony z aresztu. Naumow wyjechał z kraju w przeddzień rosyjskiego wtargnięcia na Ukrainę(23.02.2022 r.).


Dmytro Antoniuk przedstawia najnowsze doniesienia z Frontu.


Paweł Bobołowicz prezentuje najważniejsze wiadomości z walczącej Ukrainy, przygotowane przez redakcję „Czarne Niebo News„.


Wspieraj Autora na Patronite


Wysłuchaj całej audycji już teraz!


Studio Lwów 03.01.2024 r.:

Studio Lwów 03.01.23: bp. Edward Kawa: Żyjemy w takim napięciu, bo nie wiemy, jakie będzie dzisiaj, jakie będzie jutro


Raport z Kijowa 02.01.2024 r.:

Raport z Kijowa 02.01.2024 r.: Kolejny dzień zmasowanych rosyjskich kombinowanych saturacyjnych ostrzałów Ukrainy

 

Raport z Kijowa 02.01.2024 r.: Kolejny dzień zmasowanych rosyjskich kombinowanych saturacyjnych ostrzałów Ukrainy

Po porannym rosyjskim ostrzale ratownicy ratują ludzi z zawałów w Charkowie | fot. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Ukrainy

Dziennikarze Radia Wnet na bieżąco relacjonują największy atak na Ukrainę od początku wojny.

Paweł Bobołowicz prowadzi audycję ze studia przy Krakowskim Przedmieściu, łącząc się z korespondentami na Ukrainie – z Arturem Żakiem, który przebywa w Drohobyczu i Dmytrem Antoniukiem, który po wielogodzinnym pobycie w ukryciu przeciwlotniczym, relacjonuje z kijowskich ulic skutki tej bezprecedensowej zbrodni.


Paweł Bobołowicz prezentuje najważniejsze wiadomości z walczącej Ukrainy, przygotowane przez redakcję „Czarne Niebo News„.


Wspieraj Autora na Patronite


Wysłuchaj całej audycji już teraz!


Studio Lwów 29.12.2023 r.:

Raport z Kijowa 29.12.2023 r.: Dziesiątki ofiar śmiertelnych, to efekt rosyjskiego zmasowanego ataku rakietowego


Program Wschodni 16.12.2023 r.:

Program Wschodni 16.12.23: (Wielki) głód w sowieckiej Mołdawii. Decyzja o rozpoczęciu negocjacji Ukrainy i Mołdawii z UE

 

Raport z Kijowa 29.12.2023 r.: Dziesiątki ofiar śmiertelnych, to efekt rosyjskiego zmasowanego ataku rakietowego

Lwów dzielnica sypialniana 29.12.2023 r., skutki rosyjskiego ostrzału rakietowego | fot.: Lwowska Obwodowa Wojenna Administracja

Kijów, Lwów, Odessa, Dniepr, Charków, Zaporoże i inne ukraińskie miasta ponownie tej nocy były celem kombinowanego ataku powietrznego Rosyjskiej Federacji.

Paweł Bobołowicz, Dmytro Antoniuk i Artur Żak relacjonują i komentują nocny i poranny ostrzał całego terytorium Ukrainy.

Szpital położniczy, placówki edukacyjne, centrum handlowe, bloki mieszkalne i domy prywatne, magazyn handlowy, parking. Kijów, Lwów, Odessa, Dniepr, Charków, Zaporoże i inne ukraińskie miasta, stały dzisiejszej nocy ofiarą rosyjskiego zmasowanego ataku powietrznego. Rosja uderzyła prawie wszystkim, co ma w swoim arsenale: rakietami hipersonicznymi Kindżał, przerobionymi rakietami obrony powietrznej S-300, rakietowymi pociskami manewrującymi, bezzałogowymi statkami powietrznymi. Bombowce strategiczne TU-95 wystrzeliły także rakiety X-101/Ch-505. W ukraińską przestrzeń weszło około 160 pocisków, większość z nich została zestrzelona.

 

Dmytro Antoniuk z Kijowa:

Cały atak słyszałem i niestety obserwowałem, bo nad naszym budynkiem akurat przeleciało dużo pocisków. Świst taki bardzo nieprzyjemny. Po raz pierwszy coś takiego słyszałem. Być może to właśnie rakieta Kindżał przeleciała. W dzielnicy, w której  mieszkają moi rodzice też spadła rakieta i jest tam uszkodzony budynek. Trafili także w niedobudowane centrum handlowe, ale też uszkodzona została stacja metra Łukianiwśka, gdzie jest zorganizowane miejskie ukrycie.

 

Artur Żak ze Lwowa:

Alarm powietrzny we Lwowie, tak jak na całej Ukrainie, trwał mniej więcej od godziny trzeciej nad ranem. Wtedy rozpoczęła się ta kolejna epopeja zmasowanego rosyjskiego ataku powietrznego na Ukrainę. Na początku nad Lwowem latały Shahedy, czyli amunicja krążąca irańsko-rosyjskiej produkcji. Został uszkodzony obiekt infrastruktury, prawdopodobnie infrastruktury energetycznej. Później, mniej więcej w okolicach godziny szóstej, siódmej zaczął się atak rakietowy. Dobrze wiesz, Pawle, że my możemy śledzić między innymi doniesienia o tym, co wlatuje w naszą przestrzeń powietrzną, np naszego obwodu, czy też nawet już naszego miasta, jeżeli mówimy o dużych miejscowościach typu Lwów. Ta epopeja trwała co najmniej kilka godzin, bo manewrujące pociski rakietowe, które wystrzeliwuje Rosja, często zmieniają tor lotu, swoją trasę przelotów. A biorąc pod uwagę, że Rosja, tak jak mówiliście wcześniej, użyła praktycznie całego swojego arsenału, nie było tylko wyłącznie rakiet Kalibr, to faktycznie był to jeden z największych i przemyślanych rosyjskich ataków. Na tę godzinę we Lwowie mamy jedną ofiarę śmiertelną, 15 mieszkańców zostało rannych, z których 4 trafiło do szpitala. Zniszczono ponad 20 budynków, wśród których są bloki mieszkalne, 3 szkoły, przedszkole i tym podobne budynki. Jednym z celów Rosjan była gęsto zabudowana zabudową wielorodzinną dzielnica sypialniana Lwowa.


Paweł Bobołowicz prezentuje najważniejsze wiadomości z walczącej Ukrainy, które przygotowywała Daria Hordijko.


Wspieraj Autora na Patronite


Wysłuchaj całej audycji już teraz!


Raport z Kijowa 28.12.2023 r.:

Raport z Kijowa 28.12.2023 r.: Donald Tusk chce zdjęcia blokady na granicy, ale nie wie, jak do tego doprowadzić


Studio Lwów 27.12.2023 r.:

Studio Lwów 27.12.2023: Święta Bożego Narodzenia we Lwowie

 


Program Wschodni 16.12.2023 r.:

Program Wschodni 16.12.23: (Wielki) głód w sowieckiej Mołdawii. Decyzja o rozpoczęciu negocjacji Ukrainy i Mołdawii z UE

 

Raport z Kijowa 22.12.2023 r.: W Ukrainie z optymizmem patrzą na zmianę rządu w Polsce

Pomnik św. Włodzimierza w Kijowie. Fot. Dmytro Antoniuk

Pomnik św. Włodzimierza w Kijowie. Fot. Dmytro Antoniuk

Powiedziała w rozmowie z Gospodarzem audycji Pawłem Bobołowiczem Wiktoria Czyrwa, dziennikarka portalu polsko Ukraińskiej Izby Gospodarczej Dialog.

Redaktor Radia Wnet rozmawia z Gościem na temat przygotowań na Ukrainie do Bożego Narodzenia, zagrożeń wynikających z codziennych ostrzałów rakietowych Kijowa i całej Ukrainy, a także informacji w ukraińskiej przestrzeni informacyjnej na temat zmiany rządu w Polsce  przejęcia mediów publicznych.

Wiktoria Czyrwa:

W Ukrainie z optymizmem patrzą na zmianę rządu w Polsce. Przecież Donald Tusk nie ukrywa, że jest przyjacielem Ukrainy i tutaj też go lubią. I to, że Radosław Sikorski, nowy szef MSZ, przyjechał do Ukrainy tak szybko po powołaniu na stanowisko, też jest znakiem, że przyjaźń Polski i Ukrainy, i pomimo wszystkich tych rzeczy, które miały miejsce, będzie trwała, będzie mocna, będziemy wzajemnie wspierali, bo nie mamy po prostu innego wyjścia. Ukraina chroni siebie, ale także chroni Polskę. Chronię całą Europę. Jeśli Ukraina padnie, to to będzie niebezpieczeństwo dla całego regionu. (…) Przy okazji chciałbym jeszcze raz podziękować, pokłonić się u stóp naszym obrońcom, naszej obronie powietrznej. Myślę, że gdyby nie oni, to z Kijowa prawdopodobnie nic nie zostało. Niestety nie wszystkie pociski są zestrzeliwane i dzisiejsza noc to udowodniła. Jeden jednak trafił w budynek i tylko cud uratował jego mieszkańców. Cała rodzina, wśród których jest mój kolega Rafał Kowalski. Ale oczywiście skuteczność wydajność naszych systemów obrony powietrznej jest imponująca w porównywalnie do ubiegłego roku. Naprawdę wyniki są niesamowite, to 90/95% skuteczności. 


Paweł Bobołowicz prezentuje najważniejsze wiadomości z walczącej Ukrainy, które przygotowywała Daria Hordijko.


Wspieraj Autora na Patronite


Wysłuchaj całej audycji już teraz!


Raport z Kijowa 21.12.2023 r.:

Raport z Kijowa 21 XII 23 r.: Chcę podziękować Polsce i prezydentowi Dudzie, a przede wszystkim polskiemu społeczeństwu


Studio Lwów 20.12.2023 r.:

Studio Lwów 20.12.23: Rafał Dzięciołowski: Polska nie może dopuścić do tego, żeby Ukraina tę wojnę przegrała

 


Program Wschodni 16.12.2023 r.:

Program Wschodni 16.12.23: (Wielki) głód w sowieckiej Mołdawii. Decyzja o rozpoczęciu negocjacji Ukrainy i Mołdawii z UE

 

Wiatraki? Najlepiej na morzu, są złym sąsiedztwem dla człowieka. Mówi Bernard Bujwicki, mieszkaniec Białostocczyzny

Patron Radia Wnet w stopniu Kapitana mówi o niebezpiecznym wpływie wiatraków na zdrowie i samopoczucie człowieka.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Posłuchaj także:

Jan Krzysztof Ardanowski: nie możemy być pożytecznymi idiotami. Mamy własne, narodowe interesy

Czesław Bielecki: człowiek niemający pracy czuje się niepotrzebny i poniżony

Znaki harmonii

„To jest pytanie, czy polityka w Polsce to jest praca (…), czy polityka polega na tym, że to są płyty tektoniczne, które nasuwają się na siebie” – mówi Czesław Bielecki, architekt i publicysta.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Dr Paweł Rojek: czy życie w harmonii jest dziś jeszcze możliwe?

Janowski: Michał Kołodziejczak zachowuje się tak, jakby przejęły go służby

Gabriel Janowski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

MIeszkańcy wsi są bardzo rozczarowani dołączeniem lidera Agrounii do KO – mówi były minister rolnictwa. Krytykuje język i metody działania Michała Kołodziejczaka.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Tusk widzi w Kołodziejczaku szansę na osłabienie PSL i stworzenie „skrzydła chłopskiego” w PO – mówi Mariusz Gierej

Marek Lewandowski, rzecznik NZSS Solidarność: Międzynarodowy ruch związkowy ma powiązania z Kremlem

Marek Lewandowski / Fot. Radio Wnet, YouTube

Wszystkie związki zawodowe głosowały za usunięciem Solidarności z europejskiej konfederacji związków zawodowych za artykuł w tygodniku „Solidarność”.

Zachęcamy do wysłuchania całej audycji!

 Sama konfederacja ma podwójne standardy, a jej działania  mogą wskazywać na korupcję – zwrócił uwagę nasz gość. Ponadto, rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego podkreśla, że międzynarodowy ruch związkowy jest nie tylko bardzo socjalistyczny, ale wręcz lewacki i komunistyczny.

Zobacz także:

Paweł Krutul: Musi być zielone światło Scholza ws. Leopardów. Nie wyobrażam sobie innej odpowiedzi

Wtedy straszno, teraz i śmieszno… Wspomnienia z okazji rocznicy 13 grudnia / Jan Martini, „Kurier WNET” nr 103/2022

Decyzja | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Jeden z członków Komitetu Wojewódzkiego PZPR pochwalił się mojemu znajomemu, że był 17 na takiej liście. Mój znajomy odpowiedział mu: „Józio, aby wisieć, trzeba sobie zasłużyć, a kim ty jesteś?”.

Jan Martini

Wspomnienia z okazji 13 grudnia

Do ścisłych władz Solidarności województwa koszalińskiego dostałem się niezbyt demokratycznie i naprawdę przez przypadek. W Bałtyckim Teatrze Dramatycznym, gdzie praktycznie cała załoga zapisała się do związku, postanowiliśmy, że reprezentować nas powinien aktor. Pracowałem w teatrze jako kierownik muzyczny, ale wybrany przez nas aktor, który musiał akurat w dniu wyborów wyjechać z przyczyn rodzinnych, poprosił mnie o nagłe zastępstwo.

Tak więc z nieswoim mandatem udałem się na wybory szczebla branżowego (filharmonia, muzeum, szkoły artystyczne), a tam, już legalnie, wybrano mnie, abym reprezentował środowisko na I Walnym Zebraniu Delegatów NSZZ Solidarność Regionu Pobrzeże, podczas którego odbyły się wybory do władz zarządu regionu. Tu dość niespodziewanie moją kandydaturę do władz zgłosiła koleżanka ze szkoły muzycznej.

Nastąpiła najbardziej monotonna część zebrania, czyli wielogodzinne przedstawianie się kandydatów. Bodaj po 2 godzinach delegaci byli wyraźnie znużeni dość podobnymi życiorysami (ktoś pracował w kruszywach mineralnych, później przeszedł do melioracji, inny pracował w skupie mleka itp.).

Gdy nadeszła moja kolej, po zapowiedzi prowadzącego o „delegacie z teatru” spostrzegłem błysk zainteresowania na widowni. Przedstawiłem się w paru słowach i na koniec opowiedziałem dykteryjkę. Nastąpiły pytania z sali, które pamiętam do dziś. Ktoś zapytał, czy długo będę mieszkał w tym mieście, bo ludzie teatru wędrują z miasta do miasta. Odpowiedziałem, że w Koszalinie zbudowałem dom, a wyrzucić z niego mogą mnie tylko Niemcy. Wywołało to wybuch śmiechu.

Następne pytanie było o alkoholowe orgie, które rzekomo odbywają się po premierach w teatrze. Odparłem, że nic mi o tym nie wiadomo, bo na bankietach, na których ja bywałem, były tylko słone paluszki i woda mineralna. Nastąpił kolejny wybuch śmiechu i w ten sposób ja – zawodowy pianista, demokratycznie, ale niemerytorycznie mogłem zostać przewodniczącym dużego, liczącego 120 000 członków związku, bo w takich wyborach najważniejszą rzeczą jest zostać zauważonym. Oczywiście nie podjąłem się bycia przywódcą związkowym, zdając sobie sprawę ze swojego braku kompetencji.

Można mówić sporo o wadach demokracji, jej niesprawności, nierychliwości i nieodporności na wpływy zewnętrzne, jednak w końcu wynik tych wyborów był optymalny – przewodniczącym został aktywny społecznie inżynier z dużej fabryki. SB uwijała się jak w ukropie, by wprowadzić swoich współpracowników do władz regionu. Jednak działania te przyniosły ograniczone rezultaty – po latach okazało się, że SB udało się osadzić swoich ludzi jako przewodniczących tylko w 2 regionach – w Pile i Słupsku.

Gdy po wyborach przewodniczący zwrócił się do mnie z propozycją podjęcia etatowej pracy w Solidarności, gdzie chciał mi powierzyć „odcinek” kultury i informacji, miałem wielki dylemat. Praca w teatrze jest przyjemna i niepodobna do żadnej innej – tu nikt nie czeka z utęsknieniem do fajrantu, nikt nie żąda zapłaty za nadgodziny, jeśli próba się przedłuża, a często po zajęciach ludzie zostają w klubie teatralnym towarzysko, np. grając w brydża. W żadnym wypadku nie chciałem rzucać pracy w teatrze, która była dla mnie najciekawszą pracą w mieście.

Niejednokrotnie uczestniczyłem w spektaklach jako pianista – kierownik zespołu muzycznego. Graliśmy chyba ze sto razy przy kompletach widowni spektakl złożony ze skeczów i piosenek kabaretu Jana Pietrzaka, gdzie zawsze przy pieśni finałowej Żeby Polska była Polską ludzie wstawali i słuchali na stojąco jak hymnu, a my, wykonawcy, mieliśmy ogromną satysfakcję.

Z drugiej strony propozycja przewodniczącego była kusząca, bo nie uważałem Solidarności za zwykły związek zawodowy od załatwiania wczasów i kartofli na zimę. Był to imponujący swoim dynamizmem ruch społeczny, niosący nadzieję zmian w naszej pozornie zabetonowanej na wieki rzeczywistości demokracji socjalistycznej. Może będzie okazja popchać koło historii bardziej efektywnie, niż grając na fortepianie?

Dlatego przyjąłem propozycję, ale tylko na pół etatu i podjąłem pracę jako przewodniczący Komisji Informacji Oświaty i Kultury. W rezultacie robiłem wszystko to, co robiłbym, będąc na pełnym etacie, ale wynagrodzenia miałem o połowę mniejsze. Mój dzień pracy był bardzo napięty: w poniedziałek byłem cały dzień w biurze związku (teatr ma wolne). Od wtorku zaczynałem pracę w związku o 8:00 i pracowałem niemal do 10:00, kiedy wylatywałem z biura i w pięć minut jechałem do teatru (nie było wówczas korków i kłopotów z parkowaniem). W teatrze próba od 10:00 do 14:00 i jazda z powrotem do biura, gdzie pracowaliśmy do 16:00. Później przerwa na krótki pobyt w domu i powrót do teatru na próbę od 18:00 do 22:00. Wówczas nie było wolnych sobót – pracowaliśmy w te dni normalnie, a w niedzielę miałem odpoczynek, bo tylko przedstawienie w teatrze. Udało mi się w ten sposób przetrwać trzy miesiące, a później gen. Jaruzelski uratował mnie od niechybnej śmierci z przepracowania, wprowadzając stan wojenny.

W Zarządzie Regionu

Świeżo ukonstytuowany zarząd zabrał się do pracy i równocześnie SB zaczęła nas intensywnie rozpracowywać. W ich dokumentach istnieje zapis: „Ochrona operacyjna związku pozwoliła na rozpoznanie składu personalnego poszczególnych ogniw, sporządzenie dokładnych charakterystyk członków aktywu kierowniczego oraz poznanie programu działań Zarządu”.

Widziałem prywatne notatki jakiegoś funkcjonariusza ze wstępną charakterystyką członków zarządu. Na jednego z nas były „kompromaty dość liczące się”, innego uznano za „tchórza i trzęsidupę”, a przy moim nazwisku była chyba najkrótsza charakterystyka – „uczciwa kanalia”. Ten pozorny oksymoron z punktu widzenia SB miał sens – dla nich najcenniejsi są ludzie mający w życiorysie jakąś rysę, wykroczenie, dług czy inne kłopoty. Wtedy istnieje możliwość, że SB takiej osobie „poda pomocną dłoń” i umożliwi karierę. Może dzięki tej charakterystyce mojej osoby nigdy nie miałem ze strony służb żadnej niestosownej propozycji? (…)

Spotykałem często gniewnych robotników („co wy tam k…wa robicie w tym zarządzie, pierdzicie w stołki”), a my padaliśmy ze zmęczenia. Dlatego rzadko jestem skłonny zarzucać komukolwiek brak działania, formułując oskarżenia typu „rząd nie robi nic”.

W mojej gestii było też zorganizowanie sztandaru regionu, z czego ciągle nie miałem czasu się wywiązać i byłem notorycznie rozliczany na każdym zebraniu zarządu, bo w sąsiednim regionie słupskim mieli już poświęcony sztandar, na który przysięgę złożył przewodniczący – zresztą tajny współpracownik SB.

Pamiętam nasze wojny plakatowe z konkurencyjnymi związkami zawodowymi, które również nazwały się „niezależne, samorządne”, ale były propaństwowe, „konstruktywne” i uznawały zwierzchnictwo PZPR. Dziś nazywałyby się „demokratyczne” czy „europejskie”. Wszystkie te materiały – zarówno nasze solidarnościowe, jak i konkurencyjne – drukowane były w tej samej drukarni związków zawodowych.

Miałem okazję „zwinąć” jedną ulotkę konkurencji. Był na niej napis „Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą”, a rysunek przedstawiał Adama Michnika klęczącego na stopniach ołtarza. Z nogawki wystawał mu koniec ogona, a z głowy wyrastały różki. Musiało minąć 30 lat, abym przyznał, że ówczesna nasza konkurencja odnośnie do Michnika miała rację… (…)

Stan wojenny

Byłem przekonany, że komuniści zamierzają już kończyć karnawał Solidarności i powiedziałem to wyraźnie na ostatnim posiedzeniu Zarządu Regionu. Sądziłem, że stan wyjątkowy („stan wojenny” był nieprzewidziany w konstytucji) będzie wprowadzony jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, a wskazywało na to przedłużenie służby wojskowej. Zazwyczaj żołnierze, którym kończyła się zasadnicza służba wojskowa, szli do cywila na jesieni. Tym razem przedłużono im służbę, bo władze uznały, że ci żołnierze są pewniejsi niż nowy rocznik, skażony już ideami Solidarności. Ponadto służba bezpieczeństwa zaczęła nam intensywnie zakłócać łączność z gdańską centralą – teleksy wychodzące z Komisji Krajowej miały tak wiele literówek, że bywały nieczytelne.

Wprowadziliśmy wtedy nocne dyżury w naszym biurze. Niewiele to dało. Przekonaliśmy się o tym, gdy naszego związkowego kolegę wybuch stanu wojennego zastał podczas nocnego dyżuru w biurze Zarządu Regionu.

Naprzód usłyszał tupot ciężkich butów, potem, wyłamując drzwi, wpadła do biura gromada zomowców i zaczęła przesypywać do worków zawartość szaf i szuflad. Mój kolega w szoku zażądał pokwitowania przejętego mienia i takie pokwitowanie otrzymał. Nazajutrz kartka z pokwitowaniem rozsypała się na biały proszek…

„Siły porządkowe” działały w ogromnym pośpiechu i dość niechlujnie – koledzy, którzy z ciekawości przyszli następnego dnia do biura, zobaczyli, że „obejścia” nikt nie pilnuje i na naszych piętrach wszystkie pokoje są pootwierane. Wynieśli wtedy maszyny do pisania, ryzy papieru i kasetkę z pokaźną sumą, pozwalającą na wstępny rozruch podziemnej działalności. Z dzisiejszej perspektywy zaczynam mieć wątpliwości, czy było to przeoczenie SB, czy działanie celowe, bowiem znamy już wypowiedź gen. SB Krzysztoporskiego, który mówił, że opozycji nie należy niszczyć, tylko kontrolując operacyjnie, wspierać, a nawet… finansować.

Wyłamywanie drzwi, często z futryną, podczas zatrzymywania internowanych wynikało chyba nie tylko z wrodzonego komunistom bestialstwa i chęci zastraszenia, co z działania pod presją czasu – musieli w mieście w krótkim czasie internować wiele osób z list proskrypcyjnych, których układanie rozpoczęto natychmiast po porozumieniach sierpniowych 1980 roku. (…)

Kilka dni po wprowadzeniu stanu wojennego przeżyłem w nerwowej atmosferze, udając się na noc do mieszkającego opodal kolegi – kompozytora i dyrygenta Kazimierza Rozbickiego. Kazika znałem jeszcze ze studiów w Warszawie, gdzie studiował 3 lata wyżej ode mnie, ale był około 10 lat starszy. W latach pięćdziesiątych, jako młody chłopak współpracujący z antykomunistycznym podziemiem, spędził jakiś czas w stalinowskim więzieniu, gdzie nabawił się gruźlicy. Dlatego rozpoczął edukację znacznie później. W jego parterowym domku przechowywałem też moje solidarnościowe archiwum.

Kazik „skitrał” moje papiery tak dokładnie, że nie było potem możliwości dostać się do nich. Już w wolnej Polsce chciałem odzyskać moje archiwum, ale powiedział mi, że jest wciśnięte gdzieś głęboko, pod jakimiś materiałami budowlanymi, a będzie można do niego dotrzeć dopiero przy okazji remontu.

Niestety nasze relacje uległy rozluźnieniu, gdyż kolega – jako entuzjasta postępu i europejskości – nie zdołał się wyzwolić z Michnikowego „matriksu”. Niedawno będąc w Koszalinie i odwiedzając nasze osiedle, zauważyłem ekipy remontowe przy jego domku. Ze smutkiem dowiedziałem się, że właściciel już 2 lata nie żyje, a domek został sprzedany razem z ekstra bonusem – moim archiwum.

17 grudnia do miejsca mojego ukrywania się przyszła roztrzęsiona żona. „Byli! Pytali o męża, powiedziałam, że męża nie ma, a oni, że przyjdą jeszcze raz i żeby mąż raczej był, żebyśmy nie musieli się szukać”. Wtedy miałem naprawdę duży dylemat, ale już wiedzieliśmy, że nasi internowani koledzy nie zostali rozstrzelani, żyją i nie pojechali „na wschód”. W końcu postanowiłem wrócić do domu, wychodząc z założenia, że nie robiłem nic nielegalnego.

Gdy przyszli, dostałem od nich radę, by się ciepło ubrać i zabrać papierosy, jeśli palę.

Byłem w Koszalinie postacią znaną i cenioną – wojewodowie, sekretarze i prezydenci kłaniali mi się w pas, bo udatnie „zabezpieczałem im odcinek kultury”. Może dlatego dwaj funkcjonariusze byli skłonni zdjąć obuwie, by nie zadeptać parkietów, ale dowódca powiedział, że nie może zdjąć, bo ma nieświeże skarpetki – od trzech dni nie zdejmował butów. Pomyślałem, że reżim, którego siepacze są tak subtelni, musi upaść…

Na trwożliwe pytanie żony, „na jak długo”, padła odpowiedź „to będzie zależało poniekąd od męża”. Zostałem przewieziony do Komendy Wojewódzkiej MO. Oczywiście nic nie zależało od męża – była to rutynowa tzw. rozmowa profilaktyczno-ostrzegawcza, jakich w naszym regionie przeprowadzono 41 (wg sprawozdania SB). W budzącym grozę gmachu Komendy Wojewódzkiej MO zostałem przyjęty przez uprzejmego funkcjonariusza („Panie Janku, może herbatki, może koniaczku?”) i ten wersal wprawiał mnie w zakłopotanie. Oczywiście odmówiłem poczęstunku. Czyżbym miał czuć się zobowiązany i jakoś się zrewanżować?

Funkcjonariusz okazał się człowiekiem o wrażliwej duszy i mówił, że jest miłośnikiem kultury, co chyba wynikało z zakresu jego obowiązków, bowiem odpowiadał za „ochronę obiektów kultury” w Koszalinie.

W tym czasie codziennie dochodziło do wyłączeń prądu i właśnie podczas naszej pogawędki zgasło światło. Esbek zapewnił, że zaraz włączy się agregat, ale się nie włączył (ukradli paliwo?). Na tę sytuację też był przygotowany – wyjął świeczkę z kasy pancernej i resztę rozmowy toczyliśmy w romantycznej atmosferze przy blasku świecy.

Dostałem do podpisania druk z zobowiązaniem do zaprzestania łamania prawa – była to tzw. lojalka. Powiedziałem, że nie mogę tego podpisać, bo nigdy nie łamałem prawa.

Z uwagi, że już byłem molestowany przez SB, nie było mnie na tajnym zebraniu w wilii naszej koleżanki z zarządu – późniejszej parlamentarzystki Gabrieli Cwojdzińskiej, a ustalano wtedy konspiracyjne władze zarządu regionu. W dokumentach SB istnieje z tego zebrania bardzo dokładna relacja, łącznie z uwagą: „rola Cwojdzińskiego ograniczała się do parzenia i podawania herbaty”. Śp. Andrzej Cwojdziński był założycielem i długoletnim dyrektorem Filharmonii Koszalińskiej, nie działał bezpośrednio w związku, ale był jego sympatykiem.

Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę, że konfidenci są wśród nas, ale nie mieliśmy pojęcia o skali infiltracji. Dziś wiemy, że wśród delegatów na I Krajowy Zjazd Solidarności było 300 konfidentów, a gen. Kiszczak chwalił się, że wpompował w związek 3 dywizje swoich ludzi.

Wśród 16 najaktywniejszych działaczy Zarządu Regionu w Pile było 11 tajnych współpracowników – proporcje zbliżone do episkopatu Bułgarii, gdzie na 15 biskupów 13 było „trefnych”.

W tym czasie w prasie i telewizji pokazywano dzidy, maczugi, kastety rzekomo znalezione w biurach Solidarności, a literat Żukrowski mówił o „krwawej łaźni, jaką zamierzano nam urządzić!”.

Przestraszonym towarzyszom w partyjnych komitetach pokazano „listy osób do zamordowania przez Solidarność znalezione w biurze związku”, a jeden z członków Komitetu Wojewódzkiego PZPR pochwalił się mojemu znajomemu, że był siedemnasty na takiej liście. Mój znajomy odpowiedział mu: „Józio, aby wisieć, trzeba sobie zasłużyć, a kim ty jesteś?”.

Cała opowieść Jana Martiniego pt. „Wspomnienia z okazji 13 grudnia”, znajduje się na s. 14 i 15 styczniowego „Kuriera WNET” nr 103/2023.

 


  • Styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Fragment opowieści Jana Martiniego pt. „Wspomnienia z okazji 13 grudnia” na s. 14 i 15 styczniowego „Kuriera WNET” nr 103/2023

Znany grafik o twórczości w okresie „karnawału Solidarności”. Wystawa „Szybki, Kruchy, Czysty”

Andrzej Pągowski

Andrzej Pągowski, jeden z najbardziej znanych grafików i plakacistów, przedstawia historię swoich dzieł powstałych w rozkwicie drugiej fali polskiej szkoły plakatu.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Andrzej Pągowski jest autorem około tysiąca plakatów zapowiadających sztuki teatralne, filmy, festiwale sztuk oraz konkursy piosenek. W rozmowie z Magdaleną Uchaniuk mówi o tym, że powstające na początku lat 80 kino miało ogromny wpływ na sztukę plakatową.

Kiedy to kino polskie młode kino buntownicze i walczące wystrzeliło i wystrzeliły też plakaty.

Jednak zauważa, że wprowadzenie stanu wojennego zaszkodziło rozwojowi sztuki.

Stan wojenny wyrządził bardzo wiele złego samemu krajowi i samemu myśleniu społeczeństwa. Bardzo dużo zmienił w kulturze i w postrzeganiu kultury.

Andrzej Pągowski podaje, że każde jego dzieło powstawało w jedną noc i każde ma w sobie historię lub anegdotkę. Zaznacza, że plakaty dzieliły się na zdjęciowe, które powstawały na podstawie zdjęć z filmu, i graficzne – były całkowicie wolną wypowiedzią grafika.

Wystawę „Szybki, Kruchy, Czysty. Wybrane plakaty filmowe z lat 80” można zwiedzić w kinie Iluzjon. Towarzyszy ona wydarzeniu GDAŃSK ’82. FESTIWAL, KTÓRY SIĘ NIE ODBYŁ, przypomina wybitne produkcje ostatniego roku przed wprowadzeniem stanu wojennego. Część z nich przeszła do historii kina, część jest zapisem emocji okresu „karnawału Solidarności”.

Czytaj także:

Ukryte skarby – 08.09.2022 r. – Krupy