Voigt: Swoimi obawami na temat Rafinerii Gdańskiej podzieliłem się z Konstantym Miodowiczem. Wylądowałem w areszcie

Jak zaczęła się jego 19-letnia „przygoda” z sądami? Czemu po latach pracy dla Skarbu Państwa trafił do jednej celi z bandytami? Co z tym wspólnego mają Jan Kulczyk i Lukoil? Odpowiada Andrzej Voigt.

Andrzej Voigt mówi o swoich przygodach z sądami, które trwają od 2001 r.  Dziesięć lat wcześniej rozpoczął pracę w administracji rządowej, kiedy premierem był Jan Olszewski. Przez pięć lat zajmował się „bardzo trudnymi przypadkami prywatyzacji i restrukturyzacji upadających przedsiębiorstw państwowych”. Stwierdził jednak, że nie chce spędzić całego życia w polityce.

Wziąłem sprawy w swoje ręce […]  Pracowałem w banku […] założyłem firmę.

Gość „Poranka WNET” zajmował się przygotowywaniem wniosków kredytowych. Jako grupa bankowa wspierał rafinerię gdańską, której sytuacja była wtedy tragiczna. Baryłka ropy kosztowała bowiem wtedy tylko 12-14 dol., podczas gdy dzisiaj jest to ok. 60 dol. Przeznaczyli 500 mln $ na podwojenie  jej mocy produkcyjnej. W wyniku tego został członkiem zarządu Rafinerii Gdańskiej:

Byłem wspólnym kandydatem Nafty Polskiej i grupy banku.

Wykorzystał to, żeby sprawdzić skąd rafineria bierze ropę naftową. Powołana została komisja, która miała to ustalić. Jak mówi:

Byłem zszokowany jako szef tej komisji, że spółka JNS, mająca kapitał zakładowy chyba 500 tys. zł, kontroluje 90 % dostaw ropy naftowej.

Czterostronicowy kontrakt dotyczył dostaw wartych setki miliardy dolarów. Nasz gość podkreśla, że rafineria była zupełnie niezabezpieczona na przerwanie dostaw. Przypomina, że Ciech w niewyjaśnionych okolicznościach przestał być dostawcą ropy do rafinerii. Zauważa, że nie powołano go na drugą kadencję, sugerując mu „żeby nie zajmował się tak poważnie restrukturyzacją”. W reakcji powołał złożone z 17 firm konsorcjum paliwowe. Ich doradcą finansowym był bank Pekao SA. Chcieli uczestniczyć w prywatyzacji Rafinerii, jednak nagle ogłoszono, że nie dojdzie ona do skutku.

Swoimi obawami podzieliłem się z Konstantym Miodowiczem, posłem i szefem podkomisji do służb specjalnych. […] Pod drugim spotkaniu, siedem dni później wylądowałem w areszcie.

Voigt mówi następnie, dlaczego wylądował w areszcie, mimo że przez lata działał na rzecz ochrony interesów Skarbu Państwa. Podkreśla jaki było dla niego szokiem to, że trafił do aresztu, gdzie siedział w jednej celi z członkami gangu mokotowskiego, który ludźmi, którzy „rabowali  i mordowali ludzi”.

Kilka dni później odbyła się narada w Kancelarii Prezydenta, pana Kulczyka. Jego otoczenie zastanawiało się jak sprywatyzować sektor naftowy.

Jak się później dowiedział mowa była na nich także o rosyjskiej firmie Lukoil.

Kolejne sądy nie podejmowały się rozpoczęcia procesu. […] Proces rozpoczynał się, potem sędzia zachorował, przewodniczący gdzieś poszedł.

W drugiej części rozmowy Andrzej Voigt opowiada o swoich dalszych losach, kiedy już wyszedł z aresztu. Spędził w nim półtorej roku zanim w ogóle otrzymał akt oskarżenia. Wówczas zaczęła się jego długotrwała batalia z sądami. Mówi, że praktyki wobec niego stosowane opisują „książki szkoleniowe dla służb z czasów carskich, o tym jak zwalczać opozycję”. Musiał on ponosić koszty jeżdżenia na kolejne rozprawy, które nie były w miejscu jego zamieszkania, ryzykując odroczenie sprawy jeśli się spóźni choć pięć minut. Stwierdza, że były to „straszne szykany”.

Skaza oskarżonego wykluczała mnie z życia publicznego. W 2009 r. złożyłem wniosek do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu o złamanie prawa do wyroku sądu w rozsądnym czasie, rząd polski wypłacił mi drobne odszkodowanie tytułem zwrotu kosztów.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego dodaje, że trzy lata zajęło mu wyjście na zero pod względem majątkowym. Jest przekonany, że jego sprawa nie miała nic wspólnego z jakąkolwiek transakcją. Zaznacza, że:

Gdybym nie był osobą znaną, to pewnie by mnie zabili.

Wspomina, że jak raz w czasie pobytu w areszcie wyszedł na spacer to zaatakowało go „siedmiu bandytów” przed którymi musiał się bronić w czasie, gdy „strażnik stał na drzwiami”.

W ‘89 roku chciałem innej Polski.

Były działacz NZS z Gdańska dzieli się swym uczuciem bezsilności jakie czuł jako przedsiębiorca wobec systemu, który określa jako „z gruntu niesprawiedliwy i nepotyczny”. Kiedy razem ze wspólnikiem i z inwestorami z Włoch zbudował stosującą najnowsze technologie fabrykę zajmującą się produkcją biokomponentów. Jednak wkrótce po jej postawieniu:

Raptem pojawia się w sądzie szybko ktoś, kto wykazuje się długiem 200 tys. zł. […] Na I posiedzeniu sądu w Poznaniu sędzia podejmuje decyzję bez przesłuchania jakiegokolwiek świadka o upadłości likwidacyjnej.

Skutkiem tego „od trzech lat supernowoczesna fabryka stoi” w której harcują myszy. Włosi, którzy zainwestowali w nią 25 mln nie chcą nawet słyszeć o Polsce, twierdząc, że „takich rzeczy nie ma nawet we Włoszech”.  Jak dodaje przedsiębiorca, sędziom , który wówczas wydał wyrok w jego sprawie:

To jest ten sam sędzia, który do tej pory jest przewodniczącym sądu ds. upadłościowych restrukturyzacyjnych w Poznaniu, dziennikarze z telewizji polskiej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T/A.P.

 

Voigt: Przewlekłość pracy sądów zabija polską przedsiębiorczość i innowacyjność

– Ponad 3 lata czeka się w Polsce na prawomocne decyzje w zakresie obrotu gospodarczego. Taki system nie może dobrze działać – ocenia przedsiębiorca Andrzej Voigt.

 

 

Gdański działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów z okresu PRL Andrzej Voigt mówi o swoich doświadczeniach z polskim sądownictwem. Na własnym przekazie ocenia, że krajowy wymiar sprawiedliwości niszczy przedsiębiorczość.  Wskazuje, ze trudne sytuacje nie złamały jego charakteru:

Życie jest przygodą, i nie można traktować go w złych kategoriach. Powinniśmy każdego dnia cieszyć się, że żyjemy. Z takim podejściem dużo łatwiej wygrywać z tzw. systemem.

Gość „Poranka WNET’ mówi o konieczności doprowadzenia do sytuacji, w której wolność obrotu kapitałem w Polsce stanie się faktem, a nie sloganem:

Od wielu lat mamy problem ze sprawnym wymiarem sprawiedliwości, z szybkością orzekania. […] Ponad 3 lata czeka się na prawomocne decyzje  w zakresie obrotu gospodarczego. To zabija przedsiębiorczość i innowacyjność. Jakiekolwiek pieniądze byśmy włożyli w taki system – to nie zadziała. I nie zadziałało.

Jak przypomina rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego, Polska jest jednym z pięciu krajów UE z najmniejszą liczbą zarejestrowanych patentów. Stwierdza, że wymiar sprawiedliwości stosował wobec niego metody „rodem z NKWD”. W jego prostej sprawie powołano aż 160 świadków. Jedną z instytucji zaangażowanych w nękanie naszego gościa była Prokuratura Okręgowa w Gdańsku pod kierownictwem późniejszego prokuratora krajowego i szefa MSWiA Janusza Kaczmarka:

Kaczmarek wchodził w łaski kolejnym władzom, a na koniec okazało się, kim faktycznie jest ten człowiek. […] Robił swoją karierę prokuratorską na krzywdzie ludzkiej. Czy w sprawach gospodarczych powinno się aresztować ludzi, zamykać na miesiące? Najpierw zamykać, a potem, po 2-3 latach sporządzać akty oskarżenia? Przecież to jest absurd. To nie ma nic wspólnego z gospodarką wolnorynkową w wymiarze starych krajów Unii Europejskiej? […] Takie sytuacje w Polsce nie mogą się zdarzać.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz

K.T. / A.W.K.