Ingolf Wunder gwiazdą Praskich Koncertów – 8 kwietnia klasycznie w Wyższej Szkole Menedżerskiej w Warszawie

Wiosna na Pradze – Północ złoci się najlepszymi dźwiękami. Oto rozpoczyna się mini – cykl „Praskich Koncertów Klasycznie i Jazzowo”.

W bieżącym roku cykl gościć będzie w życzliwych i pięknych mury Auli Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie, przy ulicy Kawęczyńskiej 36.

Przesłaniem muzycznego święta jest cykliczna prezentacja na warszawskiej Pradze-Północ najlepszych z najlepszych artystów muzyki klasycznej i jazzu.

 

Sobotnio i jazzowo

 

W sobotni wieczór, 7 kwietnia usłyszymy Julię Sawicką z Zespołem. Wielu krytyków muzycznych, w tym gronie Sylwester Podgórski, zapewniają, że

Julia Sawicka jest bardziej jazzowa od Norah Jones, bardziej optymistycznia od Cassandry Wilson.

Oprócz Julii Sawickiej, zaprezentuje się także Trio Marcina Wasilewskiego. Obok natchnionego „łowcy fortepianowych jazzujących fraz”, jak mawiam o liderze Marcinie Wasilewskim, pojawią się także jego muzyczni towarzysze: basista Sławomir Kurkiewicz i perkusista Michał Miśkiewicz.

Oceny, że to „jeden z najlepszych zespołów jazzowych na świecie”, nie są przesadzone. Trio współpracowało z wirtuozem trąbki Tomaszem Stańko i francuskim perkusistą Manu Katché, słynnym z powodu współpracy z Peterem Gabrielem czy Stingiem.

Mimo regresu na rynku muzycznym dwa albumu Trio, „Faithful” (2008) i „Spark of Life” (2011; nagrana z Joakimem Milderem), osiągnęły status złotych płyt.

 

Ingolf Wunder w Warszawie?! Tak!!!

 

Natomiast 8 kwietnia zapraszamy na recital fortepianowy austriackiego pianisty Ingolfa Wundera – laureata II nagrody na Konkursie Chopinowskim w 2010 roku i wyłącznego artysty renomowanej wytwórni „Deutsche Grammophon”. Jak na Austriaka przystało, pianista zaprezentuje swój najnowszy projekt muzyczny ”Mozart +” obejmujący utwory Wolfganga Amadeusa Mozarta oraz dzieła innych kompozytorów zainspirowanych dorobkiem tego największego klasyka wiedeńskiego.

Ingolf Wunder

 

Ingolf Wunder, oprócz startów w Konkursach Chopinowskich, wielokrotnie koncertował w naszym kraju.

Z jego wielu recitali, finezyjni polscy słuchacze wspominają w szczególności jeden, jesienny, niezwykły, z 20 listopada 2011 roku. Tego dnia bowiem, Ingolf Wunder zaczarował słuchaczy zebranych w Sali Filharmonii Poznańskiej.

 

Ingolf Wunder, z towarzyszeniem  Orkiestry Kameralnej Polskiego Radia „Amadeus”, wykonał „Koncert Fortepianowy e-moll op. 11” Fryderyka Chopina.

Tak, tak! To ten sam utwór, który zaprezentował w pamiętnym finale Konkursu Chopinowskiego z 2010 roku. To wykonanie, zdaniem rzeszy fachowców, krytyków muzycznych i samych melomanów, powinno dać Wunderowi pierwszą nagrodę w konkursie. Wiemy, że tak się nie stało, ale dla wielu osób, to właśnie on może czuć się zwycięzcą.

Oto, co napisał, o jesiennym poznańskim koncercie artysty sprzed prawie siedmiu lat, najlepszy polski bloger piszący o muzyce klasycznej Classic – On – Sunday – Morning:

/…/ „Pięknie. Dynamiczne allegro, bajecznie wyciszone i romantyczne Larghetto i porywające Allegro Vivace, które zakończyło się burzą oklasków na stojąco zgromadzonej publiczności (mimo całorocznego obcowania z Chopinem wyraźnie spragnionej dobrej muzyki, bo … Filharmonia pękała w szwach, zajęte były nawet miejsca “stojące” J ). Potem … cztery bisy! A każdy następny lepszy od poprzedniego. Taki bezpośredni, trafiający do słuchacza. Nastrojowy, a z drugiej strony wręcz piorunujący fortepianowymi pasażami. I brawa, okrzyki, owacje na stojąco … jednym zdaniem – mówiło się o Wunderze, że to estradowy wyjadacz i … faktycznie, tak zagrał dla nas ten koncert, że publiczność wychodziła z Auli z wypiekami na twarzy. I o to przecież chodzi, prawda?” /…/

 

Jaki z tego wniosek? Po prostu trzeba pojawić się w czarownej Auli Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie, przy ulicy Kawęczyńskiej 36, i w niedzielny wieczór dać ponieść się fortepianowym porywom Ingolfa Wundera.

Wojciech Zabłocki, Burmistrz Dzielnicy Praga – Północ

– Mam nadzieję, że każdy z Państwa znajdzie coś dla siebie szczególnego w tym krótkim cyklu, który mamy zamiar rozszerzać w przyszłych latach. Życząc Państwu niezapomnianych wrażeń i wzruszeń podczas tych muzycznych spotkań – zachęca i zaprasza Wojciech Zabłocki, Burmistrz Dzielnicy Praga – Północ.

Wstęp wolny! Co dziwi mnie i zastanawia, bo na jego koncerty nielekko się dostać. I chwała za to burmistrzowi Pragi – Północ, który wie, że człowiek nie tylko chlebem.

Tomasz Wybranowski

Władze III RP pozbawione suwerenności. Konieczne zerwanie umowy z Fiatem. Interpelacja poselska Józefa Brynkusa

Poseł Józef Brynkus od początku kadencji zajmuje się sprawą haniebnej prywatyzacji Fabryki Samochodów Małolitrażowych, którą oddano za bezcen Włochom. Poniżej pełna treść jego interpelacji poselskiej.

Józef Brynkus

Władze III RP pozbawione suwerenności. Konieczne zerwanie umowy z Fiatem

– Wystosowałem interpelację do Prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego dotyczącą repolonizacji przemysłu motoryzacyjnego w Polsce i możliwości unieważnienia Umowy Definitywnej z firmą FIAT, która została zawarta z naruszeniem prawa co do zasady suwerenności Władz RP – informuje poseł dr hab. Józef Brynkus od początku kadencji zajmuje się sprawą haniebnej prywatyzacji Fabryki Samochodów Małolitrażowych (FSM), którą oddano za bezcen Włochom. Poniżej pełna treść interpelacji poselskiej.

Wadowice, 11 marca 2018 r.

Szanowny Pan
Mateusz Morawiecki
Prezes Rady Ministrów

INTERPELACJA

Dotyczy: Możliwości unieważnienia Umowy Definitywnej zawartej z firmą FIAT, która została zawarta z naruszeniem prawa co do zasady suwerenności Władz RP, oraz repolonizacji przemysłu motoryzacyjnego w Polsce.

Szanowny Panie Premierze,

kieruję do Pana Premiera interpelację poselską w sprawie konieczności jak najszybszego unieważnienia Umowy Definitywnej zawartej w imieniu Rządu RP przez ówczesnego Ministra Finansów Andrzeja Olechowskiego z Firmą FIAT w dniu 28 maja 1992 roku.

Zgodnie z najlepiej pojętą polską racją stanu, a w szczególności zgodnie z Konstytucją RP, uważam za konieczne unieważnienie tej umowy, która została zawarta z wyraźnym naruszeniem prawa. Przez to jest dotknięta wadą prawną, a więc nie może obowiązywać. Rząd nie ma prawa pozwalać na dalsze obowiązywanie bulwersującej i haniebnej klauzuli o uchyleniu immunitetu władz zwierzchnich zawartych w tej oficjalnej umowie z koncernem FIAT!

Jak wynika z protokołu NIK z 1996 roku, na zawarcie tej klauzuli wyraził pisemną zgodę ówczesny Minister Finansów Rządu RP Andrzej Olechowski, co brzmi następująco: „Skarb Państwa uchyla niniejszym, w stosunku do niniejszej umowy oraz przewidzianych z nią skutków transakcji, każde prawo i wszystkie prawa i zastrzeżenia, które mogą mu przysługiwać zgodnie zasadami władzy suwerennej” (źródło: Protokół Najwyższej Izby Kontroli z dnia 30 stycznia 1996 roku).

Jasno wynika z tego zapisu, że Pan Andrzej Olechowski jako Minister Finansów Rządu RP zrzekł się suwerenności wobec koncernu FIAT. Było to rażące naruszenie Konstytucji RP.

W związku z tym taką umowę należy jak najszybciej unieważnić, bo żaden minister nie miał i nie ma prawa do zrzekania się suwerenności władz Polski wobec kogokolwiek. Czy rząd zamierza podjąć kroki prawne w tej sprawie? Proszę o wyjaśnienie: czy zgodnie z treścią tej klauzuli obszar zakładów FCA Poland w Polsce jest terenem eksterytorialnym? Czy na nim nie obowiązuje polskie prawo?

W bieżącym roku obchodzimy stulecie odzyskania niepodległości. Jako Polacy jesteśmy winni wszystkim bohaterom – którzy za tę niepodległość i za SUWERENNOŚĆ RZECZPOSPOLITEJ oddali swoje życie – wdzięczność. Ale też powinniśmy doprowadzić do tego, aby nigdzie, w żadnym miejscu, w żadnym koncernie na terenie Polski nie istniała oficjalna umowa o wyrzeczeniu się suwerenności!

Reasumując pytam: czy i kiedy Pan Premier zamierza wystąpić do Prezesa koncernu FIAT z postanowieniem nowego Rządu RP dotyczącym wdrożenia procedury unieważnienia Umowy Definitywnej zawartej z firmą FIAT m.in. przez Andrzeja Olechowskiego w 1992 roku, a ratyfikowanej potem przez Premier Hannę Suchocką?

Jednocześnie pragnę zapytać:

– Czy polski rząd rozważa możliwość repolonizacji zakładów motoryzacyjnych w Polsce Opla w Gliwicach i FCA Poland w związku z rządowym programem elektromobilności?
– Związkowcy z zakładów FCA Poland wystąpili do Pana Premiera z listem i zaproszeniem w sprawie spotkania. Czy zamierza Pan przeprowadzić takie rozmowy z ludźmi pracy?
– Szef „Sierpnia’80” informuje o możliwości wygaszania produkcji samochodów w Polsce w fabrykach Opla i FIAT-a, co zawarto w piśmie skierowanym do Pana Premiera. Czy w związku z tą sytuacją spotka się Pan z Przewodniczącym WZZ „Sierpień’80” Bogusławem Ziętkiem?

Poseł na Sejm RP
dr hab. Józef Brynkus, Kukiz’15

Władza o tej aferze nie wiedziała? Informowałem, że największa afera prywatyzacyjna XX wieku jest w rękach Premier Szydło. W trakcie 35. posiedzenia Sejmu, w czwartek 09.02.2017 r. przekazałem Premier Beacie Szydło książkę Rajmunda Pollaka pt. „Polacy wyklęci z FSM za komuny i podczas włoskiej inwazji”, gdzie opisano przekręt prywatyzacyjny XX wieku. Podczas prywatyzacji i sprzedaży Fabryki Samochodów Małolitrażowych (FSM) włoskiemu koncernowi Fiat Auto z Turynu polski rząd oddał za symboliczną złotówkę najlepszą w tamtym czasie fabrykę samochodów w Europie Środkowowschodniej. A więc od co najmniej dwóch lat Rząd PiS dokładnie zna sprawę! – przypomina fakty parlamentarzysta z Wadowic. Walka trwa.

Interpelacja poselska Józefa Brynkusa znajduje się na s. 2 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Interpelacja poselska Józefa Brynkusa na s. 2 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

 

Płużański: Wiele osób straciło zaufanie do prezydenta [VIDEO]

Tadeusz Płużański skomentował weto prezydenta Andrzeja Dudy dotyczące ustawy degradacyjnej.
„Ta ustawa jest częścią dekomunizacji Polski. Dziwię się, że prezydent ją zawetował”.

Ustawa degradacyjna zakłada m.in. możliwość pozbawienia stopni wojskowych żołnierzy, którzy pełnili służbę w organach bezpieczeństwa państwa wymienionych w ustawie lustracyjnej.

Zdaniem naszego gościa wiele osób jest oburzonych takim obrotem sprawy i straciło zaufanie do prezydenta. Wśród polityków również pojawiło się wiele ważnych komentarzy:

„Pojawił się ważny głos Michała Dworczyka, który jest głosem de facto premiera. Dworczyk podkreślił, że na żadnym etapie prac kancelaria prezydenta nie zgłaszała żadnych poprawek. Ponadto jego zdaniem lepiej byłoby odesłać ustawę do Trybunały Konstytucyjnego, a nie ją wetować.

Andrzej Duda uważa, że nie powinniśmy stawiać wszystkich członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego na równi, ponieważ jak podkreślił – uzasadniając swoje weto – stawia ich to w gorszej sytuacji niż stalinowskich oprawców, którym przysługuje tryb odwoławczy.

Zdaniem Płużańskiego te osoby i instytucje można stawiać na równi, ponieważ reprezentowały one stan wojenny:

„Można było zrezygnować np. z bycia członkiem WRON-u. Oczywiście działo się to kosztem gorszego funkcjonowania w komunistycznej rzeczywistości. Trudno się zgodzić również z argumentem prezydenta, jakoby w ustawie nie było ścieżki odwoławczej. Ona faktycznie nie dotyczy członków WRON-u, ale jeżeli jakiś ubek uważa, że jest poszkodowany przez tę ustawę, to może się odwołać.”

Dziennikarz podkreślił, że nie zgadza się również z argumentem, że żołnierzy nie można degradować pośmiertnie:

„To trzeba robić pośmiertnie, ponieważ za życia nie udało się ich skazać; nie udało się odebrać im przywilejów emerytalnych. (…) Uważam, że kwestie przyszłości są istotne i bez tego nie zbudujemy normalnego państwa. Ta ustawa jest częścią dekomunizacji Polski. Dziwię się, że prezydent nie chciał jej podpisać”.

Zapraszam do wysłuchania rozmowy.

jn

Opinogóra, czyli Polska. Spośród miejsc urodzenia wieszczów tylko kolebka Zygmunta Krasińskiego pozostała w Polsce

„Lanca do boju, szabla w dłoń i… pogonili konnice Budionnego i Tuchaczewskiego. Były powody historyczne, aby mężczyźnie w mundurze ułańskim inni panowie ustępowali miejsca w kawiarni.

Piotr Witt

Górą można ją było nazwać tylko tu, na Mazowszu. Na zachód w kierunku Ciechanowa i na wschód w stronę Przasnysza, i na południe – na Warszawę, gdzie okiem sięgnąć, teren płaski jak step węgierski. Dopiero za Mławą, bliżej Lidzbarka Welskiego, ziemia fałduje się nieco.

Dla nas ta wieś ma szczególne znaczenie. Spośród miejsc urodzenia dziewiętnastowiecznych wieszczów tylko kolebka Zygmunta Krasińskiego pozostała w Polsce. Do mickiewiczowskiego Nowogródka i do Krzemieńca Słowackiego trzeba przedsiębrać wycieczki zagraniczne. Krasiński urodził się tu, na Mazowszu, we wsi Opinogóra, pośrodku rozległych dóbr swojej magnackiej rodziny. (…)

Francuz i Anglik są zazwyczaj zdumieni skromnością polskich siedzib magnackich w porównaniu z areałem majątków ziemskich. Liczne najazdy i wojny nie tłumaczą wszystkiego. Dopiero widok kościołów fundowanych przez właścicieli zmienia nieco optykę. W niszach kościoła w sąsiednim Krasnym pokolenia rycerzy Krasińskich leżą wykute w czarnym marmurze, na swoich kamiennych trumnach inni w krypcie tutejszego kościoła. Jest jeszcze kościół w Pałukach, też przez nich fundowany. Wspaniała świątynia ducha – Biblioteka Krasińskich na Okólniku – spłonęła spalona przez Niemców w czasie ostatniej wojny.

Kościół opinogórski przypomina paryską Madeleine w miniaturze, z tą różnicą, że podczas mszy i nabożeństw trudno w nim znaleźć wolne miejsce. Podobnie jak na obszernym przykościelnym parkingu. Podczas Drogi Krzyżowej przy świetle pochodni na jedynym w okolicy wzgórzu parkowym, pełniącym funkcję Kalwarii, mieszkańcy zmieniali się pod krzyżem jedenaście razy – tyle ile wsi liczy jedna z najrozleglejszych polskich parafii. Kto źle się wyraża o poziomie wiejskich proboszczów, powinien posłuchać kazań wspaniałego księdza Arbata. Podziwiałem powagę i mądrość, z jaką celebrował Drogę Krzyżową i sumę w Niedzielę Palmową. (…)

We dworze opinogórskim brak tylko szwoleżerów generała Wincentego Krasińskiego. Ułani są za to w Warszawie, w Teatrze Narodowym.

Najgłupsza inteligencja świata, a przynajmniej znaczna jej, część bojkotuje posunięcia obecnego rządu i wszystko, co się z nim kojarzy. Słyszałem głosy występujących ostro przeciwko wystawieniu sztuki Jarosława Marka Rymkiewicza, ze względu na osobę autora uważanego przez nich za oszołoma, mohera i czarnosecińca. Autor powinien być im wdzięczny za to nieporozumienie. Rymkiewicz żyje długo i nieraz zdarzyło mu się zmieniać poglądy na wiele spraw. Teraz, kiedy został uznany za przedstawiciela skrajnej prawicy, dogonili go Ułani napisani w czasach wczesnego Gierka. (…)

Działacze KOD-u śmiało mogą udać się na przedstawienie do Teatru Narodowego, żeby odnaleźć ducha Lotnej i hitlerowskich filmów propagandowych użytych niegdyś przez pana Andrzeja do pokazania szarży polskich ułanów na czołgi (O czym nie wspomniał: armia niemiecka do uderzenia na Rosję zgromadziła 750 000 koni.) (…)

Kult ułana rozwinął się za II Rzplitej i miał swoje rozsądne uzasadnienie. Kawalerzystę fetowano przed wojną jako zwycięzcę, który wywalczył dla Polski nieuregulowane przez traktat wersalski granice na Wschodzie i w Cudzie nad Wisłą uchronił Polskę i Europę przed bolszewickim zalewem. „Lanca do boju, szabla w dłoń i… pogonili konnice Budionnego i Tuchaczewskiego. Były powody historyczne, aby mężczyźnie w mundurze ułańskim inni panowie ustępowali miejsca w kawiarni. Dopiero znacznie później, po pochowaniu ostatnich ułanów na „Łączce”, zaczęto patrzeć na nich przez pryzmat Lotnej.

Także wybór Feldmarszała Putina na kolejną czwartą, a właściwie piątą już kadencję prezydencką był w Polsce szeroko komentowany. Były naczelnik KGB otrzymał znowu poparcie społeczeństwa, zadowolonego z poprawy warunków życia. W latach dziewięćdziesiątych doszło w Rosji do załamania gospodarczego nieznanego w historii. Pieniądz stracił wartość, w sklepach zabrakło towarów, pensje i emerytury przestały być wypłacane. Stopę wymiany walutowej określano jako „funt rubli za dolara”. W stosunku do tamtej sytuacji epokę putinowską cechuje niewątpliwy postęp. Po aneksji Krymu Rosjanie odczuwają dumę z potęgi imperialnej. Mało kto zdaje sobie sprawę, że to państwo, tak ludne i tak rozległe terytorialnie, legitymuje się budżetem mniejszym od maleńkiej Holandii. (…)

W Dzboniach i w Rąbieży, w Baczach i Kątach, Zygmuntowie i Elżbiecinie zaległ spokój, takoż i w pozostałych wsiach opinogórskiej parafii. Drogę Krzyżową kończy się tutaj pod figurą Matki Boskiej opatrzoną modlitwą Zygmunta Krasińskiego odlaną w metalu:

Co krzyż i gwoździe i rany i ciernie,
Wiesz, co krwi ziemskiej i łez ziemskich cieki
I jak konania ból boli niezmiernie:
Bądź nam królową teraz i na wieki!

„Opinogóra, czyli Polska”, artykuł Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w kwietniowym „Kurierze WNET” nr 46/2018, s. 3 – „Wolna Europa”, wnet.webbook.pl.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na falach na WNET.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Piotra Witta pt. „Opinogóra, czyli Polska” na s. 3 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

Łączniczka „Ewa 319”. Wspomnienie o Ewie Jeglińskiej z domu Oksza-Orzechowskiej / „Kurier WNET” 46/2018

O swoim udziale w powstaniu „Ewa 319” mówiła tak: „To był najcudowniejszy okres w moim życiu. Takiego patriotyzmu, takiej jedności, takiego oddania jeden drugiemu nie było już nigdy”.

Wspomnienie o Ewie Jeglińskiej z d. Oksza-Orzechowskiej

Odeszła od nas ostatnia łączniczka kanałowa Powstania Warszawskiego. Miała 99 lat.

Ewa Jeglińska, córka kapitana Wojska Polskiego, bohatera wojen 1918 i 1920 roku, lekarza medycyny Ludwika Orzechowskiego i Marii z Korwin-Sokołowskich, była wychowana w duchu patriotyzmu. Żołnierzem Armii Krajowej została na przełomie 1941 i 1942 roku. Przyjęła pseudonim Ewa 319. Była łączniczką, kolportowała prasę podziemną, nieraz cudem uniknęła aresztowania. Potem było Powstanie Warszawskie, cierpienie, głód, strach, ogromny wysiłek fizyczny i wola walki. Pani Ewa 1 sierpnia o godzinie 16:30 wyruszyła ze swojego domu przy ulicy Rakowieckiej 45 na zbiórkę do szpitala polowego zlokalizowanego przy ul. Madalińskiego. Jako sanitariuszka opatrywała rannych powstańców.

1 sierpnia 1944 roku ulica Rakowiecka, przy której mieszkała Ewa 319, stała się linią frontu. 5 sierpnia pani Ewa uratowała życie kilku jezuitom z klasztoru przy ul. Rakowieckiej 61, do którego wdarł się niemiecki oddział SS i dokonał masakry na znajdujących się tam Polakach.

„Anioł opiekuńczy” – powiedział o niej o. Leon Mońka, uratowany przez nią 5 sierpnia 1944 roku. Ojciec Mońka już po wojnie celebrował uroczystość ślubną pani Ewy i Stanisława Jeglińskiego ps. Baśka.

„Nie tylko uratowała mi życie. Jej odwadze zawdzięczam to, co ma dla mnie wartość najwyższą – mogę o sobie mówić, że jestem powstańcem warszawskim”. To słowa Stanisława Kral-Leszczyńskiego ps. Henryk. W pierwszych dniach powstania sanitariuszka Ewa z pomocą czterech chłopców przetransportowała rannego „Henryka” z domu przy Narbutta do lazaretu przy ul. Madalińskiego.

8 sierpnia – kolejna akcja. Tym razem Ewa 319, mając do pomocy Polę i 13-letniego Jasia, przeprowadziła 100 zakładników z ul. Madalińskiego do wielu prywatnych mieszkań zlokalizowanych na „polskim Mokotowie”. Akcja zakończyła się sukcesem.

Jej syn, Piotr Jegliński, jak relikwię przechowuje kalendarzyk z powstania, który wypełniała ołówkiem.

12 sierpnia Ewa 319 zapisała w kalendarzyku: „Niemcy palą Rakowiecką. Spalili mój dom”.

15 sierpnia: „Zostaję łączniczką Komendy”. Ewa 319 została łączniczką nowego dowódcy dzielnicy Mokotów, podpułkownika Józefa Rokickiego ps. Karol, i już następnego dnia ruszyła na akcję. W powstańczym kalendarzyku napisała: „Idę do Lasów Kabackich i Chojnowskich”. Szli wraz z „Karolem” ubrani po cywilnemu i bez broni, przedzierali się przez pierścień niemieckiej armii, by przyłączyć oddziały partyzanckie do walczącego Mokotowa. Dotarli na miejsce, ale na próżno. Partyzantów już w tych lasach nie było. Droga powrotna była równie niebezpieczna.

Notatka z 31 sierpnia: „Idę do Śródmieścia. Kanał”. Właśnie zginęła łączniczka kanałowa i Ewa 319 ją zastąpiła. Zgłosiła się na ochotnika i została łączniczką na drodze specjalnej. Aż do 24 września przenosiła kanałami najważniejszą korespondencję między dowódcą powstania a dowódcą Mokotowa. Każde przejście to kilkanaście godzin spędzonych w kanałach: ciemnych, zimnych, pełnych ścieków i przeraźliwego fetoru.

15 września: „Park Dreszera. Nalot. Mało nie zginęłam”.

21 września: „Droga do Śródmieścia. Powrót 36 godzin”.

W ostatnich dniach powstania Ewa 319 została ranna w głowę. Po kapitulacji opiekowała się rannymi w punkcie sanitarnym na Wyścigach. Potem uciekła w okolice Mszczonowa.

O swoim udziale w powstaniu mówiła tak: „To był najcudowniejszy okres w moim życiu. Takiego patriotyzmu, takiej jedności, takiego oddania jeden drugiemu nie było już nigdy”.

Po „wyzwoleniu” nie ujawniła się, działała w organizacji Wolność i Niepodległość. Była zagrożona aresztowaniem przez MBP, ukrywała się w klasztorze na Podhalu.

W połowie lat 70. jej dom stanowił ośrodek dystrybucji wydawnictw emigracyjnych przysyłanych z Zachodu przez syna Piotra. Wraz z córką Magdaleną przekazała w ręce rodzącej się w Polsce opozycji przemycone z Francji pierwsze powielacze i sprzęt poligraficzny. Za tę działalność poddawana była dziesiątkom rewizji i przesłuchań. W roku 1986 funkcjonariusze SB zorganizowali wypadek samochodowy, w którym została ciężko poszkodowana. Cały czas swoją działalność traktowała jako służbę Polsce.

31 sierpnia 2017 roku, w przeddzień 73 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, pani Ewa Jeglińska otrzymała z rąk prezydenta Andrzeja Dudy Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej.

Nie będzie już świętowała z nami kolejnej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, ale pamiętać o Niej będziemy zawsze.

Składamy wyrazy współczucia rodzinie pani Ewy.

Zespół Wydawnictwa Editions Spotkania

Wspomnienie o Ewie Jeglińskiej z d. Oksza-Orzechowskiej znajduje się na s. 20 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wspomnienie o Ewie Jeglińskiej z d. Oksza-Orzechowskiej na s. 20 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

Sytuacja Żydów na Śląsku w II RP i w czasie II wojny światowej / Zdzisław Janeczek, „Śląski Kurier WNET” 45/2018

Antysemityzm był na Górnym Śląsku zjawiskiem marginalnym, a Siemianowice – przykładem religijnej tolerancji. Natomiast po stronie niemieckiej zdefiniowano pojęcie Żyda i ustawowo pozbawiono go mienia.

Zdzisław Janeczek

Tryptyk śląsko-żydowski

Wstęp

Relacje polsko-żydowskie uległy z początkiem XX w. daleko idącym komplikacjom. Wiązało się to z dążeniem Polaków do wybicia na niepodległość oraz z ruchem politycznym, który ogarnął część Żydów przekonanych o konieczności posiadania, jak inne europejskie narody, własnego państwa.

Początek ruchu syjonistycznego wiązał się z osobą Theodora Herzla (1860–1904) i jego książką Der Judenstaat (Państwo żydowskie), która na rynku księgarskim pojawiła się w 1896 r. Niemcy, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom Żydów, podczas I wojny światowej wysunęli, sformułowany przez Maxa Isidora Bodenheimera, (1865–1940), prawnika pochodzenia żydowskiego, projekt określany przez Polaków terminem Judeo-Polonia, a w Berlinie nazywany Osteuropäischer Staatenbund (Federacją Wschodnioeuropejską). Nie był to przypadek. M.I. Bodenheimer cieszył się opinią niemieckiego patrioty. Toteż Wilhelm II zwrócił się do niego w 1902 r. z propozycją opracowania koncepcji Federacji Wschodnioeuropejskiej.

W owym czasie niemieccy politycy rozważali możliwość oderwania części ziem dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów spod panowania Rosji, dzięki czemu zmniejszyłoby się rosyjskie zagrożenie dla wschodnich granic Rzeszy. M.I. Bodenheimer stał się gorącym zwolennikiem tego projektu i starał się nawet przekonać rząd, że Izraelici w sposób naturalny są spowinowaceni z Niemcami. W sierpniu 1914 r. Max Bodenheimer zgłosił władzom w Berlinie koncepcję utworzenia państwa, obejmującego swym zasięgiem przeważające obszary Rzeczypospolitej w granicach z 1772 roku. Rozciągająca się od Rygi do Odessy Federacja miała stanowić państwo buforowe między Niemcami a Rosją.

Teoretycznie wszystkie grupy etniczne Federacji miały mieć zapewnioną autonomię, jednak w rzeczywistości, według M.I. Bodenheimera, Polacy (8 milionów) mieli być „zrównoważeni” przez inne nacje, tj. Ukraińców (4 miliony), Białorusinów (4 miliony) oraz Litwinów, Łotyszów i Estończyków (3,5 miliona). Natomiast Żydzi (6 milionów) oraz Niemcy (1,8 miliona) mieli mieć głos rozstrzygający, a więc „przechylać szale wagi”.

Bodenheim zyskał poparcie grupy działaczy syjonistycznych w Berlinie i założył z nimi 17 VIII 1914 r. Komitee zur Befreiung der russischen Juden (Komitet Wyzwolenia Żydów Rosyjskich). Od Ministerstwa Spraw Zagranicznych kontakty z Bodenheimerem przejął Sztab Generalny i referent polityczny do spraw wschodnich, Bogdan Hutten-Czapski (1851–1937), który miał za zadanie wspomaganie ewentualnego powstania antyrosyjskiego. Bez porozumienia z Bodenheimerem Hutten-Czapski przygotował ulotki wzywające Żydów zaboru rosyjskiego do powstania przeciw Rosjanom. Koncepcja ostatecznie okazała się niewypałem i Niemcy zaczęli kokietować Polskie Legiony, a potem zabiegać o rozbudowę Polnische Wehrmacht – zbyt wielką pokusą był milion bitnych polskich rekrutów. Jednak w marcu 1918 r. na mocy traktatu brzeskiego zapewnili sobie anulowanie rozbiorów Polski i rezygnację z terenów Rzeczypospolitej zagarniętych przez Rosję po 1772 roku.

Przegrana armii cesarskiej na Zachodzie zaprzepaściła jednak niemieckie zdobycze na Wschodzie. Za to pojawiła się możliwość restytucji państwa polskiego wbrew interesom niemieckim i oczekiwaniom części społeczności judaistycznej. Znalazło to odbicie w paryskiej rozmowie polskiego arystokraty ze znanym bankierem. Hipolit Milewski (1848–1932) herbu Korwin w swoich Siedemdziesięciu latach wspomnień odnotował: „Będąc już na wyjeździe, koło 1 lipca zaprosiłem na pożegnalne śniadanie panów Krzyżanowskiego, księcia Wł. [adysława – Z.J.] Lubomirskiego i Ksawerego Orłowskiego. Mowa była prawie wyłącznie o dopiero co podpisanym traktacie wersalskim, o jego ciężkich dla Polski warunkach i o niepojętej dla wszystkich, szczególnie w porównaniu ze stanowczością rumuńskiego premiera p. Bratianu, ustępliwości naszych pełnomocników.

Wówczas Orłowski wystąpił z opowieścią, której prawie każdy wyraz dosłownie się wraził w moją pamięć, bo rzeczywiście była arcyciekawą. Kilka dni po zawieszeniu broni 11 XI 1918 r. odwiedził Orłowskiego baron Maurycy de Rothschild, ambitny członek parlamentu światowo mu znany, i nie bez pewnej uroczystości mu oświadczył, że udaje się do niego jako do wybitnego członka Kolonii polskiej z ostrzeżeniem, które może mieć dla jego, Orłowskiego, ojczyzny duże znaczenie. Osobiście p. Rothschild, pamiętając, że aż do końca XVIII wieku Polska była najbardziej w Europie tolerancyjnym dla Żydów państwem, życzyłby sobie, żeby kwestia żydowska zupełnie nie była na Kongresie poruszana, lecz pozostawiona układom w samej Warszawie między obywatelami obu wyznań, mojżeszowego i chrześcijańskiego, które potrafią dojść do zgody”. I choć „[…] istnieje cały szereg zagadnień, co do których panuje między samymi Żydami wielka rozbieżność; np. w kwestiach socjalnych i ekonomicznych, on, Rothschild, Żyd, i p. Lejba Trocki, także Żyd, idą w zupełnie przeciwnych kierunkach.

Lecz jest jeden punkt, na którym rzeczywiście cały naród Izraela jest do ostatniego człowieka absolutnie solidarny, mianowicie kiedy idzie o honor Izraela.

[…] Otóż teraz występuje casus zupełnie analogiczny. Jeśli na Kongresie oficjalnym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej będzie (nie wymieniając nazwiska) ten »były od miasta Warszawy członek Dumy Państwowej Rosyjskiej« [Roman Dmowski – Z.J.], który zyskał wszechświatowy rozgłos jako zajadły antysemita, to cały Izrael i p. Rothschild sam będą uważali taką nominację za policzek wymierzony w twarz całego ich narodu i stosownie do tego postąpią. Hrabia Orłowski powinien wiedzieć, że wpływy żydowskie na postanowienia Kongresu pokojowego są bardzo wielkie.

Niechaj wie z góry i uprzedzi, kogo należy, że kiedy Polska będzie oficjalnie reprezentowana przez tego pana, to Izrael zastąpi jej drogę ku wszystkim jej celom, a one są nam znane. »Wy nas znajdziecie na drodze do Gdańska, na drodze do Śląska pruskiego i do Cieszyńskiego, na drodze do Lwowa, na drodze do Wilna i na drodze wszelkich waszych projektów finansowych. Niech pan hrabia to wie i stosownie do tego postąpi«.

Nazajutrz po podpisaniu wersalskiego traktatu zdarzyło się, że Orłowski spotkał się z tymże baronem Maurycym de Rothschildem w towarzystwie p. Filipa Berthelota, wówczas dyrektora, a dziś sekretarza generalnego przy Ministerstwie Spraw Zewnętrznych francuskich, u jakichś wspólnych przyjaciół i p. Rothschild prosto z mostu: »Hrabio Orłowski, czy pamięta pan naszą rozmowę w przeszłym listopadzie?« – »Pamiętam«. – »Otóż pan byłeś uprzedzony i nie możesz się skarżyć, że się stało to, co panu przepowiadałem: ça y est«”.

Obok R. Dmowskiego na listę nieprzychylnych trafili także Władysław Grabski, twórca „twardej złotówki”, i Wojciech Korfanty, który jeszcze jako śląski poseł w pruskim parlamencie wygłosił mowę na temat światowego handlu kobietami w punkcie granicznym w Mysłowicach, opublikowaną na łamach „Gazety Toruńskiej” z 14 II 1913 r. Ostatecznie pogrążyło go wystąpienie sejmowe z 25 II 1919 r., w którym odpierał ataki posłów żydowskich, którym przywodził lider polskich syjonistów Izaak Grünbaum. Domagali się oni w suwerennym państwie odrębnego rządu żydowskiej mniejszości narodowej, tzw. Sekretariatu Stanu, działającego w oparciu o separatystyczną konstytucję żydowską. Takich instytucji nigdy i nigdzie żydowska diaspora nie posiadała. W. Korfanty odpowiedział:

„Żyd jest człowiekiem, naszym bliźnim, do którego powinniśmy się zwracać jak do naszego bliźniego (Słusznie). Innego stanowiska my nie zajmiemy nigdy i zawsze kierować się będziemy zasadami chrześcijańskimi. Stoimy na tym stanowisku i zdaje się nam, że cały naród stoi na nim, że te same prawa, które Żydzi mają w Stanach Zjednoczonych Ameryki, w Anglii, we Francji: te same prawa mieć powinni i mają mieć u nas (Słusznie) (Okrzyk: Mają nawet więcej u nas!). A za te prawa, które im nadaje Rzeczpospolita Polska, ludność żydowska musi także spełniać wszystkie obowiązki względem państwa tego kraju. (Słusznie). A takie wypadki jak te, o których mówił kolega Witos, że obywatele tego kraju, korzystający z pełni praw, uchylają się, gdy chodzi o służbę wojskową i najcięższe obowiązki względem Ojczyzny, są niedopuszczalne i niezgodne z obowiązkami obywatelskimi Rzeczypospolitej Polskiej. Ten, który, gdy ma iść do wojska, ogłasza, że nie jest obywatelem państwa, wyjmuje siebie spod praw (Słusznie). Panowie ci nie zadowalają się u nas tymi prawami obywatelskimi, które Żydzi mają w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, w Anglii i we Francji, a zatem panowie ci żądają jeszcze jakichś nadzwyczajnych praw, jakichś przywilejów. Otóż w naszym narodzie chcą oni stworzyć do pewnego stopnia niby państwo w państwie, chcą mieć większe prawa niż reszta obywateli. Powołują się pod tym względem na zasady mniejszości narodowej, ale ja panom zwrócę uwagę, że w Westfalji i Nadrenji jest pół miliona Polaków, którzy tam mieszkają. A czy kiedykolwiek naród polski przez swoich przedstawicieli w parlamencie niemieckim oświadczył i żądał uznania w Westfalji i Nadrenji, jako kraju o dwu narodowościach, czy zażądał kiedy wyjątkowych praw dla Polaków?  Panowie! W Nowym Jorku żyje coś milion Żydów. Czy to Nowy Jork jest miastem amerykańsko-żydowskim? Czy wasi współwyznawcy nowojorscy stawiali kiedy sprawę tak, że tam mają mieć jakieś przywileje, jakieś prawa mniejszości narodowych, jakąś autonomię? Nigdy o tym nie słyszałem i przypuszczam, że gdyby tego rodzaju hasła podniesiono w Północnych Stanach Ameryki, żaden Amerykanin nie miałby dla nich wyrozumienia”.

W 1921 r. nowo wybrany Sejm Ustawodawczy uchwalił konstytucję marcową, która przyznała Żydom wolność religijną i równość wobec prawa tak jak wszystkim innym obywatelom. Odtąd nasiliła się antypolska nagonka nacjonalistów żydowskich w USA, a w Niemczech mnożyły się pamflety i pomówienia. W oszczerczej kampanii wyróżniał się koncern Hearsta, znany za oceanem z proniemieckiej orientacji w czasie I wojny światowej. Czasopisma żydowskie: „Sentinel” czy „Daily Jewish Curier” niemal w każdym artykule przedstawiały Żydów w Polsce jako ofiary codziennych gwałtów, rabunków i morderstw, przy czym cynicznie wykorzystywano łatwowierność społeczeństwa amerykańskiego. Perfidnie korzystano z braku znajomości geografii i historii Polski. Prasa żydowska podawała więc jako polskie m.in. rosyjskie czarnosecińskie pogromy Żydów z czasów rządów Romanowów.

I. Razem w walce o wolność i w drodze na powstańczą Golgotę

Wspomnienie o Dominie Brandysie i Augustynie Kadłubku

Na Górny Śląsk w latach 1919–1921 dochodziły nie tylko odgłosy owych debat, sporów, do jakich dochodziło w Sejmie II RP w Warszawie. Wojciech Korfanty został wyznaczony na Polskiego Komisarza Plebiscytowego, a potem objął funkcję dyktatora III powstania śląskiego. Tymczasem miejscowi Żydzi przeważnie identyfikowali się z niemiecką kulturą i państwowością. Jako lojalni obywatele w przeważającej większości opowiadali się za opcją niemiecką.

Do walki z Polakami na Górnym Śląsku została w 1921 r. wysłana Schwarze Reichswehr (Czarna Reichswera). Były to niemieckie oddziały paramilitarne, które inicjowały brutalne mordy kapturowe dokonywane na działaczach plebiscytowych i powstańcach śląskich. Zastąpiły one na Górnym Śląsku Grenzschutz. Wielu członków tej organizacji działało później w hitlerowskich bojówkach Sturmabteilung (SA). W okresie plebiscytu i powstań żydowscy bankierzy w Berlinie kontrolujący rynek handlu śląskim węglem popierali walkę Niemców o utrzymanie całego Śląska w granicach Rzeszy, łożyli więc duże środki finansowe na Czarną Reichswehrę, do której ochotniczo wstępowali także ich rodacy, jako niemieccy patrioci.

Domin Brandys. Fot. Wikipedia

Zachodzące w tej części Europy zmiany znalazły odzwierciedlenie w historii lokalnej i zapisały się na trwałe w dziejach śląskich rodzin. Domin Brandys, powstaniec śląski, bojowiec Rudolfa Kornkego, działacz Związku Powstańców Śląskich i Związku Obrony Kresów Zachodnich Polski, z zawodu restaurator, urodził się 4 sierpnia 1897 r. w Bytomiu. Był synem Jana, robotnika kopalni „Rozbark”, i Luizy z domu Haase. Ojciec Domina, Giovanni Prandi, przybył na Górny Śląsk w poszukiwaniu pracy z dalekich Włoch i uległ polonizacji. Z czasem rodzina zaczęła używać pisowni nazwiska Brandy, a później Brandys.

Od 6 marca 1916 do listopada 1918 roku Brandys odbywał służbę w armii niemieckiej cesarza Wilhelma II, przydzielony do jednostki marynarki wojennej w Hamburgu. Następnie wrócił do Bobrka, gdzie mieszkał, i nawiązał kontakt z polskim ruchem niepodległościowym. Po przeszkoleniu został zaprzysiężonym członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska – 7 VII 1919 r.

W powstaniach śląskich walczył m.in. w stopniu plutonowego pod komendą Karola Szrajbera w Rudzie Śląskiej. W trzecim powstaniu bił się jako żołnierz II batalionu 4 k.k.m. 16 Pułku Piechoty. Kompanią dowodził Waliczek, a batalionem Bartłomiej Nowak. Istotnym szczegółem była przynależność Brandysa do grupy bojowej Rudolfa Kornkego, który za brawurę i odwagę darzył go dużym zaufaniem, a nawet przyjaźnią. Na jego polecenie Brandys zajmował się m.in. ochroną polskich wieców i lokali plebiscytowych. Brał ponadto udział w bitwie o Górę św. Anny.

W okresie kampanii plebiscytowej i powstań przez pewien czas ukrywał się, gdyż Niemcy za jego głowę wyznaczyli wysoką nagrodę. W 1922 r. po podziale Śląska musiał uchodzić z Bytomia, który znalazł się w granicach państwa niemieckiego, i osiadł na stałe w Siemianowicach Śl., gdzie 12 maja 1924 r. poślubił Łucję Buroń. Rodzinę utrzymywał, prowadząc najpierw skup żelaza i metali, a później restaurację.

Do bliskich przyjaciół Domina Brandysa, oprócz Rudolfa Kornkego i Karola Szrajbera, należy również zaliczyć jego szwagra, znanego działacza narodowego Augustyna Kadłubka (męża Marii Julii Brandysówny), dowódcę kompanii „Bobrek”. Łączyły go także bliskie więzi z Hugonem Hankem, Janem Wilimem, Józefem Dreyzą, Henrykiem Kopcem i Józefem Morkisem. Wszyscy oni spotykali się w mieszkaniu D. Brandysa przy ulicy Juliusza Ligonia 4, a później Michałkowickiej 45. Szczególnym sentymentem darzył uchodźców, do których sam się zaliczał. Z tego względu bardzo często uczestniczył w manifestacjach na rzecz zjednoczenia z Polską całego Górnego Śląska. Było to w sprzeczności z działaniami i postawą rodaków Maxa Isidora Bodenheimera i Izaaka Grünbauma zamieszkującymi Śląsk.

Domin Brandys wyróżniał się szczególnie jako aktywny działacz siemianowickiego oddziału Związku Powstańców Śląskich, którego przez pewien czas był wiceprezesem, oraz jako członek Federacji Polskich Związków Obrońców Ojczyzny. W 1926 r. po przewrocie majowym i podziale powstańców na tzw. „korfanciarzy” i „sanacyjnych”, D. Brandys przystąpił do drugiej z wymienionych grup, popierając tym samym orientację swojego byłego dowódcy Rudolfa Kornkego. Za działalność niepodległościową otrzymał od nowego wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego statuę powstańca śląskiego i dyplom z medalem pamiątkowym. W 1935 r. odbył specjalne przeszkolenie w dowodzonym przez płk. Józefa Tunguza-Zawiślaka 84. Pułku Strzelców Poleskich w Pińsku, uzyskując w następnych latach stopień oficerski.

Domin Brandys rzadko rozstawał się z mundurem powstańczym. W mieście był znany ze swej bezkompromisowej postawy antyniemieckiej; często uczestniczył w starciach byłych powstańców z działającymi w mieście bojówkami organizacji niemieckich. W pochodach trzeciomajowych najczęściej brał udział, jadąc konno na czele grupy powstańców.

W sierpniu 1939 r. wstąpił do powstańczego oddziału samoobrony. Już na początku wojny członkowie miejscowego Freikorpsu podjęli nieudaną próbę pojmania Brandysa, który wraz z innymi powstańcami zdążył jednak opuścić Siemianowice w ślad za wycofującym się Wojskiem Polskim. Kampanię wrześniową zakończył w Sanoku, gdzie dostał się do niewoli. Zwolniony w październiku 1939 r., przybył na Śląsk i aby uniknąć aresztowania, ukrył się u rodziny w Mikulczycach pod Zabrzem, a następnie uszedł do Generalnej Guberni i schronił się w Czeladzi. Rozpoznany i pobity przez hitlerowców do nieprzytomności (naliczono 37 ran na samej tylko głowie), został przewieziony do więzienia przy ulicy Mikołowskiej w Katowicach, gdzie był przetrzymywany przez około 10 miesięcy. Tutaj ponownie zetknął się ze swoim znajomym Józefem Dreyzą. Niemcy zatrudnili ich, wraz z innymi powstańcami, do „porządkowania” mebli po wysiedlonych Polakach, składowanych chwilowo w Muzeum Śląskim w Katowicach.

Domin Brandys po namyśle zrezygnował z przygotowywanej wówczas ucieczki, wychodząc z założenia, że hitlerowcy nie mogą wymordować tysięcy powstańców, których prędzej czy później będą musieli wypuścić na wolność. Skoro Niemcy znaleźli swoje miejsce na terytorium Polski w latach 1922–1939, to teraz, w najgorszym wypadku, na pewien czas role się odwrócą. Tymczasem 9 sierpnia 1940 r. wraz z grupą innych powstańców przewieziono go do z Katowic do obozu koncentracyjnego KL Auschwitz, gdzie został oznaczony jako więzień Polak polityczny (P. Pole) numerem 1463. Zginął 3 grudnia 1941 r. Rodzinę poinformowano, iż zmarł na atak serca.

Był odznaczony: Krzyżem na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi (nr legitymacji 8554), Gwiazdą Górnośląską, Odznaką Pamiątkową II Stopnia Federacji Związków Obrońców Ojczyzny (nr legitymacji 81606). Ponadto otrzymał liczne dyplomy i wyróżnienia za udział w powstaniach i akcji plebiscytowej.

Wykonany w więzieniu portret A. Kadłubka. Fot. Wikipedia

Towarzyszem frontowym Domina Brandysa był jego szwagier Augustyn Kadłubek (1895–1942), syn Benedykta i Józefy Barańskiej, urodzony 8 sierpnia w Kopaninie, gmina Lipiny, członek POW G.Śl., uczestnik powstań śląskich, agitator plebiscytowy, w okresie międzywojennym lider NPR w Siemianowicach Śl., działacz narodowy, członek Związku Obrońców Śląska, członek Prezydium Rady Załogowej Huty „Laura”. W lutym 1929 r. z inicjatywy A. Kadłubka powołano do życia Związek Aktywnych Powstańców i Pracowników Plebiscytowych. W 1939 r. był współorganizatorem oddziału samoobrony huty „Laura”. Aresztowany przez Niemców, skierowany do KL Auschwitz, był zarejestrowany jako więzień polityczny nr obozowy 28870. Pod datą 27 czerwca 1942 r. został zanotowany w książkach szpitala obozowego, blok 28. Zginął 26 sierpnia 1942 r. w KL Auschwitz,

Dnia 16 III 1942 r. jeden ze współwięźniów w Mysłowicach, podobno plastyk krakowski, na kartonie po butach narysował portret A. Kadłubka. Na tej podstawie można domniemywać, iż Domin Brandys (Prandi) i Augustyn Kadłubek w KL Auschwitz nigdy się żywi nie spotkali.

Pułkownik Jan Emil Stanek, w trzecim powstaniu śląskim dowódca 1 Dywizji Powstańczej, w swoich zapiskach wspomina Domina Brandysa (Prandiego) i Augustyna Kadłubka jako jednych z najdzielniejszych uczestników walki o polski Górny Śląsk. Nie przeszkadzało to po wojnie w określonych kręgach politycznych na Górnym Śląsku, liczących na afazję polską, środowisko Brandysa i Kadłubka, tj. powstańców śląskich, podobnie jak Żołnierzy Wyklętych, piętnować i zniesławiać epitetem określającym ich jako polskich faszystów, chociaż byli pierwszymi ofiarami w KL Auschwitz, który w latach 1939-1941 odgrywał rolę niemieckiego Katynia.

II. Ocalić od zagłady

Społeczność żydowska w okresie II RP i niemieckiej okupacji

Po pierwszej wojnie światowej zaszły istotne zmiany w strukturze społecznej Izraelickiej Gminy w Siemianowicach. Część jej członków, optując na rzecz Niemiec, emigrowała na terytoria przyznane Republice Weimarskiej. Ich miejsce zajęli najpierw przybysze z Polski, a później, po dojściu do władzy Adolfa Hitlera, z III Rzeszy. Ostatecznie w okresie międzywojennym w Siemianowicach mieszkało około 500 wyznawców judaizmu.

Głównym ośrodkiem życia religijnego i społecznego była synagoga przy ulicy Bytomskiej. Tutaj odbywały się m.in. wybory do reprezentacji gminnej. Zarzuty i protesty przeciw wykładanej u Heilborna liście wyborczej można było wnosić na piśmie, na ręce siemianowickiego Izraelity Mechnera (ulica Powstańców 14) lub komisarza Eljasza Abrahamera w Katowicach (ulica Andrzeja 14). Na liście Gminy Izraelickiej Siemianowice nr 1 znalazły się nazwiska najbardziej szacownych jej członków, kupców: Hermana Oksenhaendlera (ulica Powstańców 50), Brachji Majtlisa (ulica Jana III Sobieskiego 40), Abrahama Zelwera (ulica Bytomska 10), Maurycego Silbersteina (ulica Jana III Sobieskiego 1), Joachima Weinreicha (ulica 3 Maja 3), Samuela Opatowskiego (ulica Jana III Sobieskiego 1), Icka Lajbusia Russa (ulica Pszczelnicza 13) i Józefa Zonabenda (ulica Piastowska 5). Jako znaczącego członka społeczności spoza listy należy wymienić Izaaka Gesundheita.

Surowe zasady judaistycznej religii, których strzegł rabin, oraz tzw. europeizacja nie pozostawały bez wpływu na członków siemianowickiej wspólnoty wyznaniowej. W 1937 r. Zarząd Gminy Izraelickiej w Siemianowicach podał do wiadomości, że „z żydostwa wystąpili”: Leon Gottesmann, aplikant adwokacki, urodzony 8 VII 1907 r. w Borszczowie woj. Tarnopolskie, zamieszkały w Siemianowicach, ulica Bytomska 2, i Genia Gottesmann z domu Żmigród, aplikantka adwokacka, urodzona 12 I 1917 r. w Będzinie, woj. kieleckie, zamieszkała w Siemianowicach, ulica Bytomska 2.

Podobnym przypadkom asymilacji starali się jednak zapobiegać fundamentaliści związani z synagogą i działacze syjonistyczni, strzegący tradycji i zwartości etnicznej, skupieni wokół Centralnej Organizacji Żydów Ortodoksów w Polsce „Augudas Israel”. Szczególnym typem organizacji społecznej było Stowarzyszenie Religijne Przestrzegania Soboty i Głównych Świąt Religijnych „Szomraj Szabes Whadas”. Staraniem syjonistów organizowano w Siemianowicach zabawy purimowe, z których dochód przeznaczano na kolonie letnie dla niezamożnej młodzieży. W ramach imprezy odbywały się przedstawienia urządzane przez gniazdo Akiby pod kierownictwem Gerdy Beldegruen. W 1937 r. wystąpił z recytacjami były artysta trupy wileńskiej Blum.

Żydów siemianowickich łączyły liczne kontakty religijne, kulturalne i gospodarcze ze wspólnotami Bytomia (działały tu ośrodki szkoleniowe dla młodzieży żydowskiej Beth Hechluz i Judischer Pfadinderbund Makkabi Hazair, Beth Makkabi oraz Stowarzyszenie Żydów Prowincji Górnośląskiej – Synagogen verband der Prowinz Oberschlesien), Katowic, Chorzowa, Czeladzi, Sosnowca i Będzina. Ten ostatni był ważnym ośrodkiem wpływów Paole Sjonu i miał własne organy prasowe, które były wydawane w języku jidisz: „Undzer Folksblat” (Nasza Gazeta Ludowa) oraz „Najer Arberter Weg”. Gazety te czytywali również siemianowiccy Żydzi.

Nic więc dziwnego, że włamanie dokonane nocą z 2 na 3 III 1935 r. do bóżnicy czeladzkiej wywołało niesłychane wzburzenie. Nieznani sprawcy dokonali dzieła zniszczenia: Torę porżnęli nożami, zerwali wszystkie ozdoby, a rodały rozrzucili po podłodze i podeptali. Oderwano również zamki do szafy z aktami i dokumentami bezprocentowej kasy żydowskiej, które uległy zniszczeniu. Włamywacze skradli jedynie zegar ścienny. Niepokój był o tyle uzasadniony, że wiosną tego roku, również w Siemianowicach, nocą na oknach wystaw ponaklejano ulotki wzywające do bojkotu Żydów.

W grudniu 1935 r. w późnych godzinach nocnych wybito szyby w sklepie Moszka Garbasza przy ulicy Powstańców 21, Estery Moszkowicz przy ulicy Konstantego Damrota 2, Majera Preissa przy ulicy Bytomskiej 56 i Józefa Doleżały przy Bytomskiej 44. W związku z tym incydentem policja aresztowała kilku młodych ludzi z Bytkowa. Zdarzały się również wypadki aktów grabieży na żydowskich domokrążcach. Handlującemu tkaninami Benjaminowi Zielmannowi w składzie przy ulicy Jana III Sobieskiego, gdy zachwalał swój towar, skradziono 3 m sukna.

Miały miejsce także przypadki nieuczciwości kupieckiej z drugiej strony, gdy klientka nabywała pierze z dodatkiem gipsu lub zamiast kupionej nowej sukienki odpakowywała po powrocie do domu starą, dziurawą szmatę. Dużym sukcesem policji było ujęcie szefa miejscowej żydowskiej szajki Lejzora Bejlocha z Będzina, którego gang w latach 1933–1934 zajmował się masowym przemytem artykułów konfekcyjnych. Z ubrań firm niemieckich wypruwano metki, następnie garnitury gnieciono, aby sprawiały wrażenie starej odzieży, i po przemyceniu sprzedawano po polskiej stronie. W stukilogramowych paczkach towar przemycał furmankami do Siemianowic starozakonny Mejloch. Stamtąd ubrania dostarczano do Łańcuta, Rzeszowa i Tarnowa. Innego członka Gminy Izraelickiej ścigał za handel „żywym towarem” naczelnik gminy michałkowickiej Walenty Fojkis.

Żydów dzielono na żyjących w „kiepele” i tzw. łapaczy, którzy siłą wciągali przechodniów do swoich sklepów. W większości z nich można było kupić prawie wszystko – od przysłowiowych gwoździ do śledzi. Na targu siemianowickim wędrowne „handełesy” z Czeladzi lub Będzina, reklamując swoje towary, wołali: „Stare Mutter kupcie te anzug!”. Uwagę przechodniów przyciągał ich charakterystyczny ubiór i wygląd: czarny zarost i chałaty. Po mieście wałęsali się żydowscy domokrążcy, którzy zbierali dobrze utrzymane ubrania, jak: płaszcze, bieliznę, swetry itp., oferując w zamian różne tandetne wyroby szklane.

Niektóre zwyczaje i obyczaje ortodoksyjnej ludności żydowskiej budziły sprzeciw miejscowych chrześcijan, chociaż nierzadko powodem zgorszenia byli katolicy. Do takich rytuałów należał koszerny ubój zwierząt. „Głos Siemianowicki” pisał: „Niektórzy rzeźnicy w mieście nie dość, że w tygodniu uprawiają ubój koszerny, nawet w niedzielę człowiek jako katolik musi patrzeć jak dla jakichś zabobonnych celów męczy się zwierzę na sposób żydowski […] Tu się bije masowo i wywozi do innych dzielnic Polski mięso koszerne, bo tam ubój koszerny jest zakazany. Na to używają katoliccy rzeźnicy niedzieli, bowiem ubój prowadzi się u rzeźników katolików”.

Drażniło również naruszanie dogmatów wiary katolickiej, a w wyjątkowych wypadkach fanatyzm religijny był nieobcy obu stronom. Żydzi podejrzani o niechęć do Kościoła katolickiego stawali się obiektem ataków lokalnej prasy o zabarwieniu endeckim.

Mimo to antysemityzm był na Górnym Śląsku zjawiskiem niewiele znaczącym, a Siemianowice były przykładem religijnej tolerancji. Natomiast usuwano Żydów z życia publicznego po stronie niemieckiej. W pierwszym etapie zdefiniowano pojęcie Żyda oraz pozbawiono go mienia na podstawie ustawodawstwa. Lawina ustaw, rozporządzeń, okólników i wytycznych podważyła elementarne prawa człowieka, które co najmniej od francuskiej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela z 1789 r. stanowiły istotną część składową praw osobowych i publicznych w mieszczańskich społeczeństwach Europy.

Wygaśnięcie konwencji genewskiej przesądziło o niezwłocznym wejściu w życie całego ustawodawstwa rasistowskiego na Śląsku Opolskim. Od 16 VII 1937 r. obowiązywało również ustawodawstwo norymberskie oraz normy ustaw zawierające ograniczenia zawodowe i gospodarcze. Żydowscy studenci pochodzący z górnośląskiego obszaru plebiscytowego odtąd byli poddani postanowieniom „numerus clausus” na równi z Żydami z innych dzielnic ówczesnych Niemiec.

Zagłada

Powoli zbliżał się okres zagłady Izraelickiej Gminy w Siemianowicach. Ustawodawstwo niemieckie z 1938 r., wprowadzające tzw. aryzację mienia, dotknęło również Żydów na Górnym Śląsku. Nie ominęły środowisk żydowskich wypadki z „nocy kryształowej” 19–20 XI 1938 roku. W ostatnich dniach października 1938 r. członkowie gminy żydowskiej w Bytomiu byli świadkami bezprzykładnej akcji antyżydowskiej – Judenaktion, w toku której kilka tysięcy Żydów, obywateli polskich, wysiedlono przez „zieloną granicę” na terytorium Polski, z rozkazu szefa hitlerowskiej Służby Bezpieczeństwa Reinhardta Heydricha. W nocy z 29 na 30 października siły policyjne i członkowie 53-Standarte SS przepędzili przez granicę pod Bytomiem około 6000 Żydów. Wypadki te stanowiły zaledwie preludium do wydarzeń, w jakich przyszło uczestniczyć siemianowickim Żydom.

Rozporządzenia i akty wykonawcze, wydane w związku z naradą z 12 XI 1938 r., wyeliminowały Żydów z niemieckiej gospodarki, zabraniały im produkowania jakichkolwiek dóbr materialnych, wykonywania rzemiosła, udziału w służbach publicznych i handlu detalicznym. Zakazano im zajmowania stanowisk kierowniczych w zakładach pracy, przedsiębiorstwach oraz udziału w targach. Rozporządzenia z 3 grudnia pozbawiły Żydów wszelkiego posiadania, np. udziałów w przedsiębiorstwach przemysłowych, w gospodarce leśnej i rolnej. Rozporządzenia te dotknęły Żydów, którzy, optując na rzecz Niemiec przed 1922 r., wyjechali z Siemianowic do Republiki Weimarskiej.

Wybuch drugiej wojny światowej i niemiecka polityka eksterminacyjna doprowadziły do całkowitej zagłady członków Izraelickiej Gminy w Siemianowicach. Jedni próbowali się ratować ucieczką, inni, oznakowani „gwiazdą Dawida”, zostali wywiezieni do obozów koncentracyjnych w Buchenwaldzie i KL Auschwitz-Birkenau.

Na liście ofiar znaleźli się m.in. urodzeni w Siemianowicach: Siegfred Urbańczyk (ur. 1 XI 1926 r. – data deportacji 28 V 1942 r.), Johanna Urbańczyk (ur. 2 IX 1920 r. – data deportacji 28 V 1942 r.), Rosalie Urbańczyk (ur. 7 X 1930 r. – data deportacji 28 V 1942 r.), Hermann Anspach (ur. 1 VII 1893 r. – data deportacji 8 VI 1942 r.); urodzeni w gminie Huta Laura: Margarete (ur. 8 VI 1875 r. – data deportacji 16 V 1942 r.), Julius Kaufmann (ur. 23 XII 1875 r. – data deportacji 20 V 1942 r.), Hildegard Reichmann (ur. 24 V 1916 r. – data deportacji 28 V 1942 r.); urodzona w Maciejkowicach Rosa Jacoby, ur. 8 II 1883 r. – data deportacji 28 V 1942 r.), urodzony w Michałkowicach Wilhelm Leipziger (ur. 20 IX 1873 t. – data deportacji 20 V 1942 r.).

Niektórzy drogą okrężną trafili do Auschwitz-Birkenau, wcześniej deportowani do „królestwa” pod jurysdykcją Mojżesza Meryna (1905 – ok. 1943), Starszego Gminy Żydowskiej na Śląsku. Mianowany przez Niemców przewodniczącym Judenratów w Zagłębiu Dąbrowskim i na Śląsku z siedzibą w Sosnowcu, uważał się on nie tylko za „króla” tamtejszych Izraelitów, ale w 1940 r. starał się u Adolfa Eichmanna i Reinherda Heydricha – szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy – o podporządkowanie mu wszystkich gett na terenie okupowanej II RP. Złą opinię miał o nim nawet Chaim Rumkowski (1877–1944), starszy Gminy w Łodzi, a Emanuel Ringeblum (1900–1944), twórca podziemnego archiwum getta warszawskiego, zanotował: „Kto przeżył cztery dni w obozie w Sosnowcu, ten czuł się jak robak, który skurczył się pod butem”.

Kiedy w wigilię Rosh Chodesh Elul 1942 r. rozpoczęto deportację Żydów z Górnego Śląska, M. Meryn uspokoił swoich rodaków, zapewniając, iż nic złego im się nie stanie, i po czasowym przesiedleniu na roboty wrócą do swoich domów. Ponadto na jego polecenie fabrykowano fałszywą korespondencję od osób deportowanych do KL Auschwitz-Birkenau, w której zapewniali oni swoich krewnych i znajomych, iż są bardzo zadowoleni z pobytu w obozie.

Eksterminowanym Żydom starali się pomóc na różne sposoby mieszkańcy Siemianowic Śląskich. W gronie tym znalazł się m.in. Edward Kurda, urodzony 23 XII 1915 r. w Siemianowicach Śl., w rodzinie robotniczej, syn Juliusza Kurdy i Zofii Zemeły, który w 1938 r. rozpoczął służbę w 6 Pułku Strzelców Podhalańskich stacjonującym w Samborze. W 1939 r., przed zakończeniem jego służby, Pułk został postawiony w stan alarmowy i przerzucony na granicę zachodnią. Odwrót prowadzono na linię Szczakowa-Olkusz. Po zakończeniu kampanii wrześniowej, wróciwszy do domu do Siemianowic Śl., E. Kurda został wysłany na roboty przymusowe do Niemiec i okupowanej Belgii. W 1941 roku, aby uniknąć wcielenia do Wehrmachtu, zbiegł z głębi Rzeszy i schronił się w GG we Lwowie. Ukrywał się najpierw w rodzinie ukraińskiej w kamienicy Rynek 43, a później w domu przy ulicy Jana Zamoyskiego. W latach 1941–1944, sam zagrożony aresztowaniem, udzielił schronienia Marii Bajgierowicz z domu Hitner (Miriam Gruber) i jej dwóm siostrzenicom (ich najbliżsi, członkowie społeczności żydowskiej, zostali rozstrzelani). W 1944 r. rozpoznany przypadkiem przez innego siemianowiczanina i zadenuncjowany na gestapo, został aresztowany. Uwolniony w czasie bombardowania Lwowa, skorzystał z pomocy struktur AK i został przerzucony do Białegostoku, skąd udał się do zajętego przez Rosjan Lublina. Tam spotkał Jerzego Ziętka, który skierował go na kurs wojskowy, a następnie w stopniu ppor. WP wysłał na Kresy Zachodnie.

Fot. Miriam z siostrzenicami. Fot. z archiwum autora

Wojnę przeżyła także Maria Bajgierowicz, która we Wrocławiu poznała i poślubiła Grubera. 20 II 1986 r. w Haifie w Izraelu złożyła przed notariuszem A. Bronowskim oświadczenie następującej treści; „Ja niżej podpisana Miriam Gruber, zamieszkała w Kirjat Bialik 27000-Izrael, przy ulicy Keren Hajesod 80, posiadaczka dowodu tożsamości Nr 528485 […] zeznaję: Pan Edward Kurda, zamieszkały w Siemianowicach Śląskich koło Katowic przy ul. Sobieskiego nr 28, został odznaczony jako Sprawiedliwy wśród Narodów Świata za uratowanie mnie i moich dwóch siostrzenic w Polsce od pewnej śmierci w czasie drugiej wojny światowej z rąk nazistów. Z tej okazji ma być zasadzone drzewko dla upamiętnienia jego nazwiska w Alei Sprawiedliwych w Jerozolimie”.

Z równym poświęceniem pomoc nieśli najbliżsi zgładzonych przez Niemców w KL Auschwitz powstańców śląskich: Domina Brandysa i Augustyna Kadłubka, chociaż w okresie plebiscytu i powstań śląskich stykali się z Żydami optującymi na rzecz Republiki Weimarskiej, obnoszącymi się na co dzień ze swoją niemieckością, a nawet zaangażowanymi w ochotniczych formacjach, jak Schwarze Reichswehra. W działania grożące utratą życia zaangażowała się Łucja Brandysowa (z domu Buroń), korzystając ze wsparcia siostry Jadwigi Kajdy i szwagierki Łucji Buroń (z domu Długajczyk). Ł. Brandysowa utrzymywała w czasie wojny kontakt listowy z rodziną męża w Berlinie. Korespondencja dotyczyła mężczyzn, kobiet i dzieci pochodzenia żydowskiego, ludzi, którzy z III Rzeszy chcieli przedostać się do Generalnej Guberni. Po ustaleniu szczegółów osoby takie przyjeżdżały do Siemianowic Śl. i były nielegalnie przeprowadzane przez granicę do Czeladzi. Kobiety radziły sobie w ten sposób, iż pełna sexapilu J. Kajdzina flirtowała ze strażnikami, odwracając ich uwagę, Ł. Buroń pełniła rolę obserwatorki, a Ł. Brandysowa przeprowadzała w tym czasie uciekinierów. Wszystkie narażały swoje życie i bezpieczeństwo rodziny.

Łucja Brandysowa była wdową po Dominie, powstańcu śląskim zamordowanym przez Niemców w KL Auschwitz, mąż Jadwigi (młodszej siostry Łucji Brandysowej), Hugo Kajda razem z Karolem Brandysem (synem Domina), zdezerterował z Wehrmachtu i był w polskim korpusie gen. Władysława Andersa, a Łucja Buroń (szwagierka Łucji Brandysowej), jako wdowa, była jedyną żywicielką trójki małych dzieci. W zmowie z nimi była Maria Kadłubkowa, siostra Domina Brandysa i wdowa po Augustynie Kadłubku. Obaj jej bliscy mężczyźni zostali zamordowani jako powstańcy w KL Auschwitz. W grudniu 1944 r. w mieszkaniu Ł. Brandysowej przy ulicy Michałkowickiej 45 Niemcy przeprowadzili rewizję i wstępne przesłuchanie podejrzanej. Dowodem w sprawie miało być zeznanie grupy Żydów, którą zatrzymano w Lublinie. Aresztowani wskazali adres i dane personalne Ł. Brandysowej, która służyła im pomocą w ucieczce do GG. Ponadto napomknęli o korespondencji, która miała być dowodem rzeczowym. Wielogodzinna rewizja nie dała jednak oczekiwanego rezultatu, gdyż Ł. Brandysowa przezornie wszystkie listy na bieżąco paliła i zeznała, że oskarżenie jej jest pomówieniem. Niemcy znaleźli jedynie korespondencję miłosną gospodyni, której lektura wprawiła ich w wesołość i zachęciła do pytań dotyczących życia osobistego. Na odchodnym oświadczyli, że to nie koniec i wrócą tu ze świadkami koronnymi, których ujęli w Lublinie. Do 27 I 1945 r., tj. do dnia zajęcia Siemianowic Śl. przez Armię Czerwoną, kobiety żyły w strachu i oczekiwały katastrofalnej w skutkach konfrontacji z aresztowanymi Żydami.

Mimo ofiarności wielu ludzi z pogromu ocaleli nieliczni, a i ci ulegli rozproszeniu lub częściowej asymilacji. Hołd pomordowanym w licznych egzekucjach w komorach gazowych złożył pochodzący z Przełajki Czesław Slezak. Grozę tamtych dni utrwalił w wierszu Ptaki z tomiku Gwiazda Dawida. Poeta pisał:

Doktor Saal
Miłośnik muzyki
I zwierząt
Hitlerowiec
W poszukiwaniu sensu życia –
Zabijał
Żydowskie dzieci
Umierały najłatwiej –
Nie bały się jeszcze.
Najładniej
Zabijało się matki
Rozwścieczone tygrysice.

O prawo do życia i ludzką godność walczył Henryk Sławik (1894–1944), uczestnik powstań śląskich, wielki Ślązak, polski patriota, który ratując około 5000 Żydów oddał w zamian swoje życie, ponosząc męczeńską śmierć w niemieckim Konzentrationslager Mauthausen-Gusen, obozie zagłady, gdzie zginęło tysiące jego rodaków. Było to znaczące miejsce eksterminacji inteligencji polskiej.

III. Żydzi – Niemcy bez wzajemności

W średniowiecznych Niemczech Żydzi nie mieli dobrej prasy. Zdarzały się pogromy i wypędzenia. Oskarżano ich o porywanie dzieci, zatruwanie studni oraz o używanie krwi chrześcijańskiej do celów rytualnych. Pozbawieni wszelkich praw, byli własnością władcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, do którego należeli majątkiem i ciałem. Monarcha mógł tym majątkiem rozporządzać według własnego uznania: sprzedać, rozdać w prezencie, wynająć lub pozabijać. Jednym z elementów zniesławiania i upokarzania była tzw. Judensau, maciora żydowska, przez sześć stuleci stały element niemieckiej ikonografii propagandowej i czarnego pijaru. Masowo rozpowszechniano jej wizerunek w postaci rycin, ręcznych iluminacji ksiąg, rzeźb i płaskorzeźb. Kanon ten wyobrażał brodatych rabinów, którzy zwierzę ssali lub wylizywali jego ekskrementy, z szatanem w tle. Zachowały się one m.in. w katedrach w Magdeburgu, Fryzyndze, Ratyzbonie i Wittenberdze, gdzie Marcin Luther przybił swoje 95 tez.

Pierwszy antyżydowski traktat M. Lutra powstał w 1538 roku. Było to „Pismo przeciwko Sabatyjczykom do dobrego przyjaciela”. Luter upatrywał w synach Izraela przyczyn wszystkich nieszczęść, jakie od stuleci nękały chrześcijan. Określał Żydów jako leniwych i nieuczciwych, pisząc: „zdobyli nas i nasze dobra przez ich przeklętą lichwę”, po czym dodawał, że taki stan rzeczy czynił z chrześcijan żydowskich niewolników. Z kolei rozprawa „O Żydach i ich kłamstwach” zawierała także konkretne postulaty rozprawy z Żydami, zawarte w siedmiu przykazaniach:

1.     „Podpalać ich synagogi i szkoły, a co nie da się spalić, na to narzucić ziemi i przysypać, żeby żaden człowiek nie oglądał po wieki ani kamienia, ani szlaki” (daß man ihre Synagoga oder Schule mit Feur anstecke, und was nicht verbrennen will, mit Erden uberhäufe und beschütte, daß kein Mensch ein Stein oder Schlacke davon sehe ewiglich).
2.     „Niszczyć też i burzyć ich domy” (daß man auch ihre Häuser desgleichen zebreche und zerstöre).
3.     „Zabierać im wszystkie ich modlitewniki i Talmudy” (daß man ihnen nehme alle ihre Betbüchlin und Talmudisten).
4.     „Na przyszłość ich rabinom pod karą śmierci zabronić nauczania” (daß man ihren Rabbinnen bei Leib und Leben verbiete, hinfurt zu lehren).
5.     „Całkowicie odebrać Żydom prawo do glejtów ochronnych” (daß man den Jüden das Geleit und Straße ganz und gar aufhebe)
6.     „Zakazać im lichwy […] oraz skonfiskować wszelką gotówkę, klejnoty, złoto i srebro” (daß man ihnen den Wucher verbiete […] und nehme ihnen alle Baarschaft und Kleinod an Silber und Gold, und lege es beseit zu verwahren).
7.     „Zmusić do zarabiania na chleb w pocie czoła” (daß man […] lasse sie ihr Brot verdienen im Schweiß der Nasen).

W połowie XVIII w. katolicki Śląsk dostał się pod panowanie królów protestanckich Prus. Warto przypomnieć, iż do 1669 r. obowiązywał zakaz osiedlania się Żydów w Berlinie i na ternie Brandenburgii. Fryderyk Wilhelm I, zwany Soldaten Koenig, zabraniał im osiedlać się w swoich miastach i prowincjach, mając nadzieję, iż ci, którzy znaleźli się w jego krajach, szybko wymrą.

Przyrównywał Żydów do szarańczy niszczącej chrześcijan. Dla bezpieczeństwa poddanych pruskich musieli w celach rozpoznawczych na ubraniach nosić żółte łaty. W 1710 r. JKM wydal edykt, na mocy którego można było za 8000 talarów wykupić się z obowiązku noszenia tego znaku hańby. Również jego syn Fryderyk II Wielki, „król filozof”, żywił pogardę względem Żydów. Wydany przez niego w 1750 r. „Edykt generalny”, dotyczący Żydów, zdaniem markiza Honore Gabriela de Mirabeau był „dobry dla ludożerców”.

Równie surowe prawa obowiązywały w Wolnym Mieście Frankfurt, gdzie na okrzyk „Jud, mach Mores!” Żydzi musieli zdejmować kapelusze, schodzić z drogi i kłaniać się. Ponadto obowiązywał zakaz przebywania w parkach. Złożona w 1770 r. do rady miasta petycja o odstąpienie od tego ograniczenia została odrzucona i potraktowana jako wyraz arogancji. Z reguły w każdym mieście była tylko jedna brama, przez którą puszczano Żydów i bydło.

W XIX w. przedstawiciele upokarzanego narodu byli już lojalnymi obywatelami Prus. Na Śląsku i w Wielkopolsce popadali jednak często w konflikt interesów z walczącymi o niepodległość Polakami, tak było m.in. w 1848 r. w miejscowości Buk pod Poznaniem. Zajście to w kilkudziesięciostronicowej broszurze pod tytułem Rok 1848 w dawnym powiecie bukowskim opisał, wykorzystując źródła archiwalne, historyk i regionalista Władysław Stachowski. Początkowo miejscowi Niemcy i Żydzi, w większości nieprzychylni sprawie polskiej, nosili biało-czerwone kokardy, aby w razie zwycięstwa Polaków nie być posądzonymi o zdradę. W Buku zatrzymał się oddział powstańców, a niedługo potem pod miasto podeszli Prusacy. Wobec miażdżącej przewagi wroga dowódcy insurekcji podjęli decyzję o kapitulacji. Prusacy zajęli miasto i wtedy zaczął się pogrom. Jak twierdzi autor broszury, miejscowi Żydzi wskazywali Niemcom domy tych, którzy poparli insurekcję. Kilkanaście osób poniosło śmierć, kilkadziesiąt zostało pobitych i ograbionych. W niektórych przypadkach donosiciele sami zamieniali się w katów. Wśród ofiar trafiali się także Żydzi podejrzani o propolskie sympatie. Epilog tej historii nastąpił po wycofaniu się Prusaków, gdy miejscowość ponownie została zdobyta przez polskich kosynierów. Wówczas mieszkańcy wzięli pomstę za swoich ziomków. Splądrowane zostały żydowskie sklepy i synagoga.

W tym samym czasie zupełnie inaczej zachował się Christian Johann Heinrich Heine, właśc. Harry Chaim Heine (1797–1856 ), niemiecki poeta żydowskiego pochodzenia, przedstawiciel romantyzmu, jeden z najwybitniejszych liryków, prozaik i publicysta. W 1844 r., po krwawym stłumieniu przez Prusaków powstania śląskich tkaczy domagających się podniesienia płac oraz poprawy warunków bytowych, napisał dla nich wiersz pt. Tkacze.

Siedzą przy krosnach i szczerzą kły:
Niemcy! My tkamy wam całun grobowy,
Trzykrotne przekleństwo wprzędliśmy w osnowy
I tkamy, i tkamy!

Jego bohaterowie przeklęli Boga, którego nie wzruszyły ich modły, a wraz z nim „króla bogaczy” obojętnego na ich nędzę. Dwunastogodzinny dzień pracy wprowadzany przez właścicieli fabryk, m.in. Zwanzigera z Pieszyc, zmuszał tkaczy do pracy za głodową pensję. Ubolewał więc poeta nad ich śląską ojczyzną.

Gdzie tylko sromota i hańba są żywe,
Gdzie każdy kwiat, wcześnie złamany, schnie marnie,
Gdzie robak zgnilizną i próchnem się karmi.
Wciąż tkamy, wciąż tkamy!

Heine, odrzucony przez Niemców, był ulubionym poetą polskich bardów. Jego wiersze tłumaczyli Adam Asnyk, Felicjan Faleński, Marian Gawalewicz, Czesław Jankowski, Maria Konopnicka, Adam Konopnicki, Aleksander Kraushar, Miron (Aleksander Michaux). Współczesne przekłady Heinego tworzyli m.in. Stanisław Jerzy Lec i Robert Stiller.

Od 1862 r. w Królestwie Polskim Żydzi zyskali dzięki staraniom Aleksandra Wielopolskiego częściowe równouprawnienie. Toteż gdy w 1863 r. O. Bismarck i Michaił Dymitrowicz Gorczakow zwalczali polskie powstanie, a ich poplecznicy werbowali wśród Żydów agentów i denuncjatorów, rabin warszawski Dow (Dov, Dob) Ber (Beer, Berisz, Berush) Meisels (1798–1878) opowiedział się za udzielaniem poparcia przez Żydów Polakom walczącym z Rosjanami.

Sympatyzował on z polskim powstaniem, podobnie jak wcześniej czynił to Berek Joselewicz. Ten ostatni zaś zasłynął podczas insurekcji kościuszkowskiej jako organizator oddziału żydowskiego. Ponadto B. Joselewicz wraz z innym Żydem, Józefem Aronowiczem, zredagował patriotyczną odezwę w języku jidysz, wzywającą do walki. Na apel odpowiedziało 500 mężczyzn, z których uformowano regiment kawalerii. Na prośbę B. Joselewicza zapewniono im możliwość przestrzegania religijnych obyczajów, dostęp do koszernego jedzenia oraz prawo powstrzymywania się od pracy w szabat, a także prawo do noszenia tradycyjnych żydowskich bród. Oddział B. Joselewicza u boku gen. Jakuba Jasińskiego brał udział w obronie warszawskiej Pragi, podczas której został zdziesiątkowany.

Dob Beer Meiseles (Beyer). Fot. Wikipedia

Po klęsce insurekcji kościuszkowskiej B. Joselewicz zaciągnął się do legionów gen. J. H. Dąbrowskiego. Walczył nad Trebbią, pod Novi, Hohenlinden, Austerlitz i Frydlandem. W 1808 r. został kawalerem Krzyża Virtuti Militari. Odznaczony był także Legią Honorową. W armii Księstwa Warszawskiego dowodził szwadronem. Zginął w kampanii 1809 roku jako żołnierz ks. Józefa Poniatowskiego, podczas potyczki z Austriakami pod Kockiem. Pochowano go na rozstajnych drogach, gdyż ortodoksi odmówili mu prawa spoczynku na kirkucie.

W Białobrzegach przy drodze relacji Kock–Białobrzegi, gdzie spoczęły jego doczesne szczątki, wystawiono w 100-lecie śmierci pomnik. Inskrypcja na kamieniu nagrobnym głosi:

„Berek Joselewicz – Józef Berko vel Berk, ur. w Kretyndze na Litwie 1760. Pułkownik wojsk polskich, szef szwadronu 5-go pułku strzelców konnych Wielkiego Księstwa Warszawskiego. Kawaler krzyżów Legii Honorowej i Wiktorii. Zginął w bitwie pod Kockiem 1809 roku. Tu pochowany. Nie szacherką, nie kwaterką, lecz się krwią dorobił sławy. W stuletnią rocznicę zgonu 1909 r.”.

Z czasem sława pośmiertna pułkownika rosła. Jego imieniem nazwano ulice w Będzinie, Ozorkowie, Częstochowie, Warszawie, na krakowskim Kazimierzu, Lubartowie, Lesku, Myślenicach, Dąbrowie Tarnowskiej, Oświęcimiu, Przasnyszu, Rzeszowie, Siedlcach, Węgrowie, Sanoku, Nowym Sączu, Radomsku, Szczecinie, Tomaszowie Mazowieckim, Hrubieszowie, Chrzanowie, Kocku, Kutnie, Mielcu, Łodzi, Brzezinach, Ostrołęce, Żaganiu, Biłgoraju, Kaliszu, Łosicach i Turobinie.

W 200. rocznicę śmierci B. Joselewicza odbyła się z inicjatywy Ambasady Francji w Polsce konferencja”Berek Joselewicz: bojownik o wolność”, której współorganizatorem było Muzeum Historii Żydów Polskich. Z kolei Poczta Polska wraz z Pocztą Izraelską wprowadziły do obiegu znaczek pocztowy w bloku dla upamiętnienia Roku Polskiego w Izraelu (2009), z postacią Berka Joselewicza z obrazu Juliusza Kossaka.

Niestety po powstaniu styczniowym relacje polsko-żydowskie uległy znacznemu pogorszeniu, m.in. za sprawą Aleksandra III (1845–1894). Na Ukrainie i Białorusi często dochodziło do pogromów Żydów, których oskarżano o udział w spisku i zamordowaniu Aleksandra II. W 1882 r. car przywrócił zakaz osiedlania się i zamieszkiwania Żydów na wsi. Krwawe wystąpienia antysemickie w Rosji spowodowały masową emigrację ludności do Królestwa Polskiego, co pogorszyło warunki ekonomiczne m.in. tam mieszkających Żydów, przyczyniając się do różnych napięć.

Wydalenie z Rosji Żydów zwanych Litwakami miało zapewnić spokój w głębi imperium i rozpalić konflikt polsko-żydowski, co częściowo się udało. Ich pierwsza fala liczyła około 70 tys. rodzin. Druga, jeszcze większa, przybyła w latach 1905–1907. W sumie było ich ponad 600 tysięcy. Osiedlali się najchętniej w wielkich ośrodkach miejskich i przemysłowych, jak Łódź i Warszawa. Identyfikowali się z kulturą rosyjską i byli wrogo nastawieni do polskiego ruchu niepodległościowego, podobnie jak ich ziomkowie w Niemczech, nierzadko hakatyści. Ponadto Litwacy ostro zwalczali ruch asymilacyjny polskich Żydów, propagując równocześnie prorosyjski separatyzm. Byli antytezą takich postaw, jakie m.in. reprezentowali prof. Szymon Askenazy (1865–1935), wybitny polski historyk żydowskiego pochodzenia związany z obozem piłsudczykowsko-legionowym, czy Henryk Wereszycki, urodzony jako Henryk Vorzimmer (1898–1990), żołnierz 1. Pułku Artylerii Legionów Polskich. Jako kanonier przeszedł chrzest bojowy na froncie nad Stochodem. W przerwie między walkami, w czasie krótkiego urlopu, w kwietniu 1917 r. zdał maturę i wrócił na front. W 1918 r. wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej, a w październiku tegoż roku zapisał się na Politechnikę Lwowską. Ostatecznie został wybitnym polskim historykiem. Doświadczył zarówno niemieckiego totalitaryzmu, jak bezwzględności komunizmu. Był inwigilowany do schyłku życia, a jego dorobek naukowy cenzurowany i przemilczany. Wojna pochłonęła jego najbliższych, którzy stali się ofiarami niemieckiego rasizmu. Mimo politycznych barier uchodził za autorytet dla studentów i opozycji.

Przykłady rodzin Askenazych czy Wereszyckich pokazują zasadniczą różnicę między niemieckim rasizmem a prawem Rzeczypospolitej. W ujęciu tego pierwszego rodziny te były żydowskie, zaś z punktu widzenia Warszawy, Krakowa, Wilna czy Lwowa byli to Polacy i patrioci. Ta różnica tłumaczy, dlaczego tylko w getcie warszawskim znalazły się tysiące takich osób, które często nawet nie uważały się za Żydów. Ich listę dla Niemców sporządził stołeczny Judenrat. Na jej podstawie gestapo przeprowadziło aresztowania wskazanych i ich deportację do getta. Wiele z tych ofiar, tzw. mechesów, będąc od pokoleń chrześcijanami, dopiero wówczas dowiedziało się o swoich żydowskich korzeniach.

Po latach udręki tych, którzy przeżyli wojnę dzięki pomocy Polaków, nie chciano w założonym w 1953 r. w Jerozolimie Yad Vashem (Instytucie Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu), uznać jako wiarygodnych świadków w procedurze przyznania medalu Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Tak było m.in. w przypadku ks. Marcelego Godlewskiego, który zyskał sobie tytuł „proboszcza getta warszawskiego” i uratował m.in. rodzinę Wandy i Krzysztofa Zamenhofów oraz prof. Ludwika Hirschfelda, światowej sławy lekarza bakteriologa i immunologa.

Jak gmatwały się w XX w. relacje Żydów w stosunku do Rosjan, Polaków i Niemców, może zaświadczyć biografia Siemiona Moisiejewicza Kriwoszeina (1899–1978), syna biednego Żyda, kombriga Armii Czerwonej i Bohatera Związku Radzieckiego. W trakcie sowieckiej agresji na Polskę we wrześniu 1939 r. dowodził 29 Brygadą Czołgów. 22 września odbierał w Brześciu razem z gen. Heinzem Guderianem wspólną defiladę, w związku z przekazaniem miasta i twierdzy przez Wehrmacht Armii Czerwonej. Wojskom niemieckim życzył podczas tego wydarzenia szybkiego zwycięstwa nad „kapitalistyczną Anglią” i zaprosił po tym zwycięstwie Heinza Guderiana do Moskwy.

Z kolei w armii Hitlera w randze feldmarszałka lotnictwa walczył Erhard Milch (1892–1972), syn żydowskiego aptekarza. Osądzono go podczas jednego z procesów norymberskich, tzw. procesie Milcha, 17 IV 1949 r. i skazano na karę dożywotniego więzienia za deportację cudzoziemskich robotników i zbrodnie przeciwko ludzkości.. Z więzienia został zwolniony 28 VI 1954 r. Następnie pracował jako doradca w przemyśle samochodowym RFN w Wuppertalu, gdzie zmarł 25 I 1972 r.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Tryptyk śląsko-żydowski” znajduje się na s. 6–9 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Tryptyk śląsko-żydowski” na s. 6-9 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Prezydent Andrzej Duda: Odmawiam podpisania ustawy degradacyjnej i kieruję ją do ponownego rozpoznania przez Sejm

Mówiąc krótko, wetuję tę ustawę. Nie jest to dla mnie łatwa decyzja, bo chciałbym, żeby te sprawy zostały załatwione i wierzę w symboliczny wymiar tej ustawy dla wojska – powiedział prezydent.

 

 

Długo się nad tą ustawą zastanawiałem. Jak państwo wiecie i gdy znacie moją dotychczasową drogę polityczną to wiecie, że moje poglądy jeżeli chodzi o czasy słusznie minione, poprzedni ustrój i osoby, które brały czynny udział w budowaniu aparatu represji, to zdanie jest absolutnie jednoznaczne. Byłym przecież współtwórcą ustawy lustracyjnej. Byłem zwolennikiem radykalnych rozwiązań w tym zakresie – powiedział prezydent Andrzej Duda.

Zdaniem prezydenta zapisy ustawa degradacyjna jest źle napisana, a jej zapisy będą budzić niepotrzebne niepokoje społeczne: Nie chciałbym, by powstała ustawa, która w tych czasach, jakie mamy dzisiaj, w wolnej i niepodległej, suwerennej Polsce, będzie dzieliła społeczeństwo, zamiast zostać przyjęta ze zrozumieniem. Chciałbym żebyśmy taką ustawę przyjęli, która będzie przyjęta przez społeczeństwo ze zrozumieniem. Może nie wszyscy będą się z nią do końca zgadzali, ale nie będzie ona wywoływała emocji, a przede wszystkim nie będzie niesprawiedliwa, a niestety w tym pierwszym elemencie ta ustawa jest po prostu niesprawiedliwa. Nie możemy w Polsce przywracać sprawiedliwości, jednocześnie wprowadzając niesprawiedliwe rozwiązania. W moim przekonaniu nie tędy droga.

Prezydent wskazując że w przypadku odbierania świadczeń byłym esbekom że jest możliwość złożenia wyjaśnień i złożenia odwołania, której brakuje w przypadku degradacji członków WRON: I stąd moje ogromny wątpliwości dotyczące tej ustawy, tzw. degradacyjnej. One sprowadzają się do trzech elementów. Jeżeli chodzi o członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Jest dla nas wszystkich chyba oczywiste (…) że WRON, a zwłaszcza jej kierownictwo, jej czołowi członkowie, to był po prostu związek przestępczy o charakterze zbrojnym (…) i że ci, którzy piastowali tam najwyższe stanowiska, łącząc je z najwyższymi funkcjami państwowymi i partyjnymi to ludzie, którzy nie zasługują na szacunek i rzeczywiście, jeśli chodzi o odebranie im stopni, to sprawa, jest dla mnie mało dyskusyjna. To byli ludzie, którzy szkodzili Polsce, którzy budowali tutaj ustrój zniewolenia nas wszystkich, Polaków – podkreślił prezydenta Andrzej Duda.

Andrzej Duda wskazał, że będzie chciał organizować dialog w sprawie rozwiązania degradacji komunistycznych zbrodniarzy: Rozmawiałem z ministrem Błaszczakiem, z premierem. Po świętach zaproszę do siebie ministra, szefa urzędu ds. kombatantów i osób represjonowanych, przedstawicieli organizacji kombatanckich, być może również przedstawicieli osób pokrzywdzonych w stanie wojennym i być może jeszcze jakieś inne osoby, po to, żebyśmy się spotkali i przedyskutowali w jaki sposób załatwić tę trudną sprawę, która budzi wiele kontrowersji — zapowiedział prezydent.

Wydaje mi się, że każdy przyzwoity człowiek, kiedy na to patrzy, uważa, że takie rozwiązanie musi być tutaj wprowadzone. Ktoś kto, nie ma nikogo, kto wstawiłby się za nim, będzie miał ze strony państwa zabezpieczonego kogoś kto będzie reprezentował jego interesy i kto wniesie tę skargę do sądu od orzeczenia, jeżeli będzie taka potrzeba. Po to właśnie by bronić jego interesów — dodał prezydent.

 

ŁAJ

Czy Polityka Surowcowa Państwa jest programem przygotowanym przez przez naukowców i praktyków, czy urzędników?

W raporcie otwarcia Ministerstwa Środowiska wypunktowano szereg uchybień, jakie pozostały po rządach poprzedników w zakresie geologii. Po ponad dwóch latach lista, niestety, pozostaje ciągle aktualna.

Danuta Franczak

Sytuacja w Państwowym Instytucie Geologicznym, stojącym obecnie na skraju zapaści finansowej, którą próbuje się przykryć wyprzedażą nieruchomości, to tylko wierzchołek góry lodowej. W raporcie otwarcia Ministerstwa Środowiska wypunktowano szereg uchybień, jakie pozostały po rządach poprzedników w zakresie geologii. Trudno się nie zgodzić z przedstawioną poniżej listą:

1. Brak polityki surowcowej.
2. Brak wprowadzenia racjonalnego prawa w zakresie działalności geologiczno-górniczej, co utrudniało poszukiwania i eksploatację.
3. Brak Służby Geologicznej jako organu Państwa, co skutkuje niegospodarnością w zakresie zasobów geologicznych i poważnym zagrożeniem spekulacjami na wielką skalę.
4. Brak geologów w około połowie starostw powiatowych.
5. Plaga nielegalnej eksploatacji kruszywa, torfu i kamieni ozdobnych.
6. Fiskalizm państwa zmuszający do rabunkowej eksploatacji złóż.
7. Chaos i pole do miliardowych korupcji w działalności geologiczno-górniczej.
8. Kompromitacja w zakresie poszukiwań gazu w łupkach (firmy nie wykonały poszukiwań, nie zdały właściwych raportów, uzyskały ogrom informacji geologicznej Skarbu Państwa).
9. Około 80% powierzchni koncesyjnej na metale w rękach obcego kapitału, bez kontroli państwa w zakresie zmian właścicielskich.
10. Symulowana innowacyjność w zakresie nowych technologii poszukiwań i eksploatacji.
11. Magazyny gazu najmniejsze w UE per capita.
12. Niewykorzystanie potencjału bezzbiornikowego magazynowania substancji w górotworze.

Gdyby po ponad dwóch latach zrobić kolejny raport, ta lista niestety pozostaje ciągle aktualna, zgodnie z ludowym powiedzeniem, że kto dużo chce zrobić, ten kończy z pustymi taczkami…

Ktoś mógłby powiedzieć: ale przecież mamy już politykę surowcową państwa (PSP)! Obecnie ten temat jest promowany w mediach branżowych i odbywają się konsultacje społeczne. Prawda jest jednak taka, że to dopiero projekt polityki surowcowej. (…)

Realizacja polityki surowcowej wymaga stabilnych fundamentów prawnych i bardzo konkretnych recept. Potrzebna jest wiedza o budowie geologicznej, czyli o tym, co znajduje się pod ziemią. Jest to jedno z podstawowych zadań służby geologicznej, zdefiniowane w ustawie Prawo geologiczne i górnicze. Taką informację można otrzymać głównie na podstawie próbek pobieranych podczas odwiertów. Próbki te gromadzone są w specjalnych magazynach i służą do dalszych badań, które mogą być wykonywane nawet po dziesiątkach lat (jeśli oczywiście stan próbek na to pozwoli). Tak eksperci PIG odkryli miedź w okolicach Lubina, siarkę pod Tarnobrzegiem, węgiel w okolicach Bogdanki i wiele innych ważnych kopalin.

Magazyny próbek geologicznych są sercem każdej nowoczesnej służby geologicznej. Nie inaczej miało być w Polsce. W 2018 r. miał stanąć w okolicach Kłodawy, w centrum kraju, nowoczesny centralny magazyn próbek z całego kraju. Zaplanowano też nowoczesne laboratorium badawcze umożliwiające prowadzenie na miejscu badań przez specjalistów z kraju, jak również przez zespoły międzynarodowe.

Z pieniędzy podatnika zainwestowano w ten obiekt już ponad milion złotych. O tę inwestycję walczyli też lokalni samorządowcy, gdyż umożliwiłaby rozwój regionu, a otwarcie tuż przed wyborami byłoby sukcesem wspierającym kampanię wyborczą PiS. Już miała startować budowa, podniesiona została nośność dróg, wykonano specjalne przyłącze energetyczne, dokonano też zmian w planach zagospodarowania przestrzennego. Magazynu jednak nie ma. (…)

Ale może te klasyczne surowce są już passé? Pewnie tak, bo jak widać, postępowanie osób za ten obszar odpowiedzialnych na to wskazuje. Jeśli tak jest, to na szczęście pojawia się światełko w tunelu i będziemy potęgą surowcową w skali międzynarodowej eksploatując złoża z dna… oceanów.

Przeżywamy déjà vu, bo sytuacja jako żywo przypomina tę sprzed kilku zaledwie lat, kiedy to p. Jędrysek dowodził wszem i wobec, w Sejmie i w wywiadach, jaką to potęgą jesteśmy pod względem zasobów gazu łupkowego. Ostatnie firmy wycofały się z powodu braku perspektyw geologicznych na osiągnięcie sukcesu ekonomicznego – nie ma gazu i nie będzie ropy z łupków. (…)

Z punktu widzenia laika powstaje pytanie, czy eksploatacja, jak chwali się w mediach GGK, złóż na dnie Atlantyku nie powinna mieć niższej rangi i służyć tylko jako narzędzie do zabezpieczenia możliwości pozyskania pewnych surowców w przyszłości? Przecież na razie nie mamy nawet szalupy do statku, który kiedyś być może będzie eksplorował działki na dnie oceanicznym!

Co z krajowymi (znacznie bardziej dostępnymi, a przez to znacznie tańszymi) możliwościami eksploatacji tych surowców? Ale to nie jedyne wątpliwości. „Dziennik Gazeta Prawna” w dniu 22 stycznia br. w artykule Sny o bogactwie z dna oceanu opublikował kulisy zabiegów o koncesję na Atlantyku, której lokalizację wskazali nam w dobrosąsiedzkiej współpracy… Rosjanie. Dziwi też brak studium wykonalności wymaganego przy tak dużych i strategicznych inwestycjach, a także pomijanie wszelkich procedur i wydatkowanie, na telefon z ministerstwa, milionowych kwot ze środków publicznych.

Pojawia się obawa, czy cała ta inwestycja nie zakończy się przypadkiem tak spektakularnym fiaskiem jak zakup złoża przez KGHM w Kongo albo szacunkami zasobów gazu łupkowego dokonywanymi przez samego p. ministra? Na marginesie należy dodać, że i w wypadku wydobycia z dna oceanu nasz surowcowy champion (KGHM) ma być zaangażowany w to przedsięwzięcie.

Cały artykuł Danuty Franczak pt. „Polityka surowcowa na wirażu” znajduje się na s. 16 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Franczak pt. „Polityka surowcowa na wirażu” na s. 16 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

„Piłka jest w grze, w Europie toczy się dyskusja na temat możliwości zablokowania inwestycji Nordstream 2

Wojciech Jakóbik o próbach blokady budowy rurociągu Nord Stream 2. Przeciwko tej inwestycji występuje nie tylko Polska, ale większość krajów bałtyckich oraz skandynawskich.

W dzisiejszym Poranku Wnet rozmawialiśmy z Wojciechem Jakóbikiem, redaktorem portalu „Biznes Alert”, i czołowym ekspertem od zagadnień energetycznych. Wojciech Jakóbik który mówił  o aktualnym stanie inwestycji Nord Stream 2. Nasz rozmówca skomentował także sprawę Marka W. pracownika Ministerstwa Energii, który został oskarżony o szpiegowanie na rzecz Rosji.

Mimo widocznego kryzysu w relacjach Rosji z krajami zachodu , rząd niemiecki wydaje się zdecydowany doprowadzić do finalizacji tego projektu.  Ostatnie działania rosyjskich służb specjalnych, które spotkały się ze sprzeciwem wielu państw europejskich nie wpłynęły negatywnie na niemiecko-rosyjskie relacje biznesowe

„Inwestycję teoretycznie można by wstrzymać, jeżeli Gazprom uznałby, że jest ona dla niego zbyt ryzykowna. Ostatecznie ta firma może też sfinansować ją samodzielnie (…) Niemcy dały jasny sygnał, że nie zamierzają w żaden sposób blokować inwestycji Nordstream 2″.

Teoretycznie  projekt mógłby zostać zablokowany jedynie w drodze decyzji Rady Europejskiej. Jednak z racji na stanowisko Niemiec nie wydaje się to realne.

Budowa rurociągu Nordstream 2 budzi  zaniepokojenie w Polsce, krajach bałtyckich, a także w Szwecji czy Danii. Z drugiej strony  widać podział w grupie Wyszehradzkiej. Np Węgry, dla których ważniejsza od kwestii geopolitycznych  jest kwestia niższych cen gazu oraz współpracy gospodarczej z Rosjanami:

„Piłka jest w grze, toczy się w Europie dyskusja czy uregulować tę część prawnie. Jednym ze sposobów na opóźnienie budowy rurociągu jest dyrektywa gazowa, którą teraz zajmuje się Rada Europejska. Ta dyrektywa teoretycznie mogłaby podporządkować projekt prawu europejskiemu i zmusiłaby Gazprom do tego, żeby wpuścić konkurencję”.

Wojciech Jakóbik mówił też o sprawie pracownika ministerstwa energii oskarżonego o współpracę natury wywiadowczej z Rosją, oraz o raporcie NIK, krytycznie podsumowującym aktualny stan pracy nad energetyką atomową w Polsce

Zachęcamy do lektury artykułów Wojciecha Jakóbika na portalu biznesalert.pl. Jedna z ostatnich publikacji naszego gościa dotyczyła afery szpiegowskiej w Ministerstwie Energii:

„https://biznesalert.pl/skripal-szpieg-ministerstwo-energii-regulacja-internet/”

jn

Prof. Andrzej Nowak: Musimy wydobyć się z symbolicznej niewoli

Prof. Andrzej Nowak o tym, czym jest niepodległość dla Polski w dzisiejszych czasach oraz w jaki sposób możemy dziś wzmacniać swoją autonomię na arenie międzynarodowej.

Prof. Andrzej Nowak podkreślił, że ten rok przypomina nam, jak cenna jest kwestia niepodległości.

Niepodległość to nie problem akademijny, ale aktualny. Dziś zmagamy się o niepodległość z  Komisją Europejską, o niepodległość, którą realnie chcemy obronić w sprawie pamięci  o Polskę w XX wieku i suwerenną ustawę, którą w tym zakresie przyjął sejm polski, narażając się na krytykę części krajów, w tym ważnego sojusznika, jakim jest USA.

„Dzisiaj mamy państwo. To jest różnica między 1918 rokiem a 2018 rokiem. To już nie jest wyzwanie polegające na tym, czy zrobimy jakieś kolejne powstanie. (…) Nie! To teraz jest wyzwanie: jak instytucje państwa polskiego mogą obronić nas przez globalizacją; powiększać rangę naszego kraju w Unii Europejskiej”.

Ponadto prof. Nowak stwierdził, iż nieprzychylne Polsce głosy nadchodzące z zagranicznych tytułów prasowych, należy częstokroć marginalizować, gdyż nasz kraj jest na tyle duży, że możemy czuć się jako europejski potentat.[related id=”53654″]

Zapraszam do wysłuchania całej rozmowy.

jn