Muzyczna Polska Tygodniówka. 17. Aukcja Sztuki Młodej – 27 marca 2018 r. Gość: Mikołaj Konopacki

Zapraszamy do zapoznania się z katalogiem 17. Aukcji Sztuki Młodej, która odbędzie się w warszawskiej Pragalerii (przy ul. Stalowa 3), 27 marca, o godz. 19.30. Wystawa przedaukcyjna już trwa.

Mirella Stern Jak kochać – to na zabój, dyptyk.

W Muzycznej Polskiej Tygodniówce WNET, gościł Mikołaj Konopacki, dyrektor warszawskiej Pragalerii, gdzie we wtorek odbędzie się już 17. Aukcja Sztuki Młodej. Organizatorzy aukcji zapraszają także na showroom kolekcjonerski, w trakcie którego omówić można z ekspertami nie tylko ofertę katalogową, ale także porozmawiać o sztuce, inwestowaniu lub strategii budowania kolekcji.

 

Ewelina Kołakowska
161817145, 2018 olej, płótno, 130 x 100 cm, sygn. na odwrocie.

Showroom kolekcjonerski dbędzie się w najbliższą sobotę i niedzielę, czyli 24 i 25 marca 2018 roku. W tych dniach galeria będzie czynna w godzinach od 12.00 do 18.00.

– Zachęcamy do zapoznania się z ofertą aukcyjną i uczestniczenia w licytacji. Ci z Państwa, którzy nie będą mogli z nami być osobiście, mogą składać zlecenia telefoniczne lub limity licytacyjne. Służą do tego specjalne przyciski przy wszystkich pozycjach w katalogu aukcyjnym. Rekomendujemy także możliwość licytacji on-line w czasie rzeczywistym na platformie internetowej onebid.pl – powiedział Radiu WNET Mikołaj Konopacki.

Ekscytujący jest  WIRTUALNY SPACER po wystawie przedaukcyjnej. Czytelnicy i Słuchacze Radia WNET znajdą go tutaj: http://wnetrza3d.pl/realizacje/pragaleria/17-aukcja-sztuki-mlodej/

Jak podkreśla Mikołaj Konopacki, wirtualne zwiedzanie daje możliwość zobaczenia prac w przestrzeni galeryjnej, bez konieczności oglądania wystawy na żywo:

-Świetnie też służy przypomnieniu ekspozycji i prac artystów, tym z Państwa, którzy wcześniej odwiedzili nas osobiście. Do zobaczenia!

Licytacje rozpoczynają się od kwoty 500 zł. W gronie artystów, których prace będzie można nabyć, m.in. Ewelina Kołakowska, Mirella Stern, Mariusz Robert Drabarek czy Piotr Bubak.

Oto zapis całej rozmowy z Mikołajem Konopackim:

Jak bez zwiększania PKB dwukrotnie zwiększyć siłę nabywczą Polaków. Przyczyny rozkwitu Polski w XXI stuleciu (1)

Nie potrzebujemy patetycznych apeli i kosztownych na przyszłość programów, ale nowej umowy społecznej, rozwiązującej definitywnie problem mieszkaniowy – największy problem młodego pokolenia Polaków.

Najpierw jednak muszę się wytłumaczyć. Zwłaszcza po moim ostatnim felietonie, którym rozjuszyłem jakiegoś chyba dewelopera, oświeciło mnie, że moje życiowe refleksje mogą być opacznie rozumiane. Zatem wyjaśniam: posługuję się często swoimi osobistymi przeżyciami, ponieważ znam siebie najlepiej, już kilkadziesiąt lat. A nie po to, żeby kogoś pouczać albo wkurzać. Jakby co, z góry przepraszam. Bo dziś też będzie trochę osobiście.

Otóż zdarzyło mi się kiedyś pracować na etacie. W piekarni, w Sztokholmie, przez dwa wakacyjne miesiące. Był rok 1989, komuna niby waliła się na potęgę, ale w krajowym powietrzu już unosił się smród Magdalenki. Ze Sztokholmu, zza morza, mogłem obserwować nowy polityczny deal, który miał zabetonować stosunki społeczne w Polsce na prawie 30 lat.

Jednak dziś nie o tym. To właśnie w Szwecji, stykając się ze zwykłymi pracownikami tego rzekomo bogatego kraju, zrozumiałem jedno: pozycja w rankingach zamożności danego państwa wcale nie przekłada się na pozycję materialną jego zwykłych obywateli. Tych najmniej zarabiających. Wydawali oni prawie połowę swoich zarobków na mieszkanie, a resztę na życie i drobne rozrywki. I na wszystkim oszczędzali. To tylko statystyczny Szwed, który podobnie jak statystyczny Polak, po prostu nie istnieje, wydawał na mieszkanie zaledwie 25% swoich zarobków. Pewnie elita żyła inaczej, ale z elitą nie miałem styczności, a spotykani emigranci z Polski tylko potwierdzali moje spostrzeżenia.

Elity w Szwecji, Niemczech, a nawet w Polsce zawsze sobie poradzą i nie musimy się nimi za bardzo przejmować. Jeżeli chcemy zrównać poziom życia społecznego w Polsce z poziomem życia w Szwecji i w Niemczech, to musimy zająć się właśnie najmniej zarabiającymi. Musimy odkryć, w jaki sposób zwiększyć ich siłę nabywczą dwukrotnie. Po to, żeby młodzi Polacy mogli wydawać nie więcej niż 25% swoich zarobków na swoje własnościowe mieszkania. I to nie statystyczni Polacy, z wyliczonymi przez GUS średnimi zarobkami, ale ci ledwo wyciągający 2000 zł na rękę.

Jest po temu okazja, ponieważ polski rząd właśnie analizuje program Mieszkanie+. W środę w Poranku Radia Wnet mówił na ten temat, wyraźnie zadowolony z siebie, wiceminister inwestycji Artur Soboń. I znowu pomysł na rozwiązanie problemu jest taki sam jak w przypadku programu 500+. Uruchomienie państwowego funduszu i system dopłat, do obsługi którego zatrudni się kolejne biurwy. Ponieważ zatrudni je nie rząd, ale samorządy, będzie się można chwalić, jak w przypadku 500+, że system jest bezkosztowy (Sprawdzę za jakiś czas, ile przybyło pracownic w mojej gminie). Ponieważ, jak się wydaje, Rząd nie ma żadnego rozsądnego pomysłu, który by nie rozsadził za parę lat (obstawiam cztery) naszego budżetu, podpowiem prostą receptę. Zwłaszcza, że bez udziału Państwa mojej prostej recepty nie da się zrealizować.

Uwaga! Zaczynam.

Jest faktem bezdyskusyjnym, że posiadanie domu lub mieszkania jest największym wysiłkiem finansowym w naszej strefie klimatycznej. I ten wysiłek determinuje życie milionów młodych Polaków, którzy nie posiadając własnego mieszkania, odwlekają w czasie realizację swojego życiowego powołania: założenia rodziny i posiadania dzieci. Problem jest tym większy, że rynek nieruchomości stał się rynkiem w dużej mierze spekulacyjnym. I nie dotyczy to w żadnej mierze jedynie Polski. Wręcz przeciwnie, spekulacja na nieruchomościach, która przeniknęła do Polski ze świata po roku 2005, została zahamowana po pęknięciu bańki światowej w roku 2008. Jesteśmy w ostatnim momencie przed wzrostem kolejnej, żeby tę sytuację wykorzystać dla dobra nas wszystkich. I zahamować kolejny najazd spekulantów, tak jak udało się zahamować najazd islamistów. To dlatego w ostatnim tekście przedstawiłem rzeczywiste koszty budowy domu, bez renty spekulacyjnej. Bo spekulacja może zdemolować każdy rynek. Rynek cukru – możemy mniej słodzić, rynek masła – możemy mniej smarować. Ale rynek mieszkań – czy można mniej mieszkać?

Nie potrzebujemy zatem patetycznych apeli i kosztownych na przyszłość programów, ale nowej umowy społecznej, rozwiązującej definitywnie problem mieszkaniowy – największy problem młodego pokolenia Polaków. I tu dochodzimy do istotnego, koniecznego, ale nieobciążającego budżetu i przyszłych pokoleń wkładu. Ten wkład to ogromne tereny w dużych miastach, będące w bezpośredniej lub pośredniej (samorządy, kolej, wojsko itp.) dyspozycji państwa. Bo rzeczywisty koszt budowy 1 m2 mieszkania lub domu w podstawowym standardzie, obojętnie gdzie, nie powinien przekroczyć 2000 złotych. A w systemie gospodarczym – 1200 złotych; mam to policzone. I taki wkład państwa polskiego w przyszłość młodego pokolenia Polaków i swoją własną pozwoli na uruchomienie taniego budownictwa właśnie dla młodych małżeństw. Małżeństwo – to byłby jedyny wymóg formalny, gwarantujący objęcie programem.

Nie potrzebna tu deweloperka, ale przygotowana przez państwo infrastruktura i firmy budowlane. Można również powtórzyć funkcjonujący w PRL system obywatelskich spółdzielni mieszkaniowych grupujących co najmniej 10 osób. Sam mieszkałem kiedyś w Krakowie w takim domku segmentowym o powierzchni mieszkalnej 80 m kw. z działką 4 ary. Wcale nie było w nim ciasno z żoną i trójką małych dzieci. Domy takie, budowane przy wkładzie własnej pracy fizycznej, nie kosztowały w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze więcej niż 100 tysięcy złotych. Nawet gdyby mieszkanie 50-metrowe, w sam raz dla młodego małżeństwa, kosztowało obecnie 100 000 złotych, to po rozłożeniu na 10 lat jedna rata miesięczna z odsetkami wyniosłaby jakieś 1000 złotych. Zatem po 10 latach mieszkanie stanowiłoby już rzeczywisty majątek małżeński. Dziś para młodych ludzi, gnieżdżąca się na kocią łapę w kawalerce, płaci co miesiąc od 1000 do 1500 złotych w zależności od wielkości miasta i lokalizacji. I ta część ich comiesięcznego wysiłku znika w powietrzu jak dym z papierosa.

Taka polityka, polityka podniesienia rzeczywistej siły nabywczej obywateli, pozwoliłaby na wzrost zamożności Polaków bez najmniejszego nawet przyrostu PKB. Wtórnie oczywiście by nastąpił. Ta najmniej kosztowna, w zasadzie darmowa metoda rozwiązania problemu, niosłaby również pewien skutek uboczny. Pozwoliłaby w dużej mierze odbudować model rodziny usankcjonowanej przynajmniej prawnym, chociaż najlepiej kościelnym związkiem. Ale na takie skutki uboczne nie można się chyba obrażać.

Ile zatem nam brakuje, żeby niezamożny Polak mógł dorównać „statystycznemu” Szwedowi lub Niemcowi w jego sile nabywczej? Dwie osoby po 2000 miesięcznie to 4000. Mieszkanie z kosztami to 1250 złotych. Do 5000 zł, żeby udział mieszkania nie przekraczał 25% wydatków, brakuje nam już tylko jednego tysiąca. O tym, skąd go wziąć, następnym razem.

Jan Kowalski

Szef sejmowej Komisji Służb Specjalnych: Możemy powiedzieć, że trzecia strona wpływa na stosunki polsko-ukraińskie

Poseł Marek Opioła relacjonował działania służb specjalnych w celu zwalczania wychodzącej od służb rosyjskich propagandy i dezinformacji nakierowanej na polską politykę zagraniczną.

W czwartek odbyło się posiedzenie sejmowej komisji służb specjalnych poświęconej działaniom obcych służb na destabilizację stosunków polsko-ukraińskich: Wczorajsze posiedzenie komisji ds. służb specjalnych, na której odbywała się rozmowa na temat sytuacji międzynarodowej i tego, co się dzieje na Ukrainie, ale też tego, co się w ogóle dzieje w Europie, czyli wyniki wyborów na prezydenta Federacji Rosyjskiej oraz sprawy pana Skripala. Chcieliśmy też widzieć, jak wygląda sytuacja w Polsce czy ten ekstremizm i niepokojące sygnały, które do nas dochodzą, wpływają na nasze bezpieczeństwo.

Marek Opioła mówił o zorganizowanej grupie, dokonującej aktów wandalizmu na polskich cmentarzach: Możemy powiedzieć, że strona trzecia wpływa na stosunki polsko-ukraińskie. Wczorajsza informacja Służby Bezpieczeństwa Ukrainy mówi, że strona ukraińska rozbiła grupę, która była inspirowana a przez stronę rosyjską. Były przeszukania różnego rodzaju miejsc, w którym znaleziono granaty, broni i materiały niebezpieczne. Ta grupa była podejrzewana o to, że w grudniu dokonała zniszczenia na cmentarzach Korpusu Ochrony Pogranicza polskich cmentarzach grobów.

Gość Poranka Wnet mówił również o kulisach ataku na węgierską placówkę kulturalną na Ukrainie: To jest też ciekawe wydarzenia ostatnim czasie, że Ośrodek Kultury Węgierskiej na Ukrainie został zaatakowany przez obywateli polskich i chcemy tutaj porozmawiać, jak wygląda ta kwestia, dlatego że według mnie to jest coś nowego. Mamy do czynienia z trzema państwami, których dotyka sprawa i z czwartym, które może najprawdopodobniej inspirować. Nam chodzi, o to, żeby to rozwikłać jak to funkcjonuje.

Z informacji służby wynika, że pan Skripal był w Polsce już jako obywatel brytyjski po wymianie. Spędzał u nas urlop – powiedział w poranku Wnet Marek Opioła, przewodniczący sejmowej komisji ds. służb specjalnych.

Zdaniem gościa Poranka Wnet ciężko jest zidentyfikować, które przekazy medialne są inspirowane przez obce służby specjalne: Teraz prędkość informacji i siła mediów jest ogromna. W związku z tym różnego rodzaju rzeczy, które się pojawiają wielokrotnie w mediach, to wtedy zwracam uwagę, że to może być jakaś operacja służb specjalnych, że to może być inspirowane.

Gość Poranka Wnet wskazał, że zatruty w Wielkiej Brytanii były agent GRU, musiał być bardzo ważny dla służb państw NATO: Wszyscy wracają do roku 2010 do wymiany Siergieja Skripala zrobionej przez Stany Zjednoczone z Federacją Rosyjską, który został ułaskawiony przez prezydenta Miedwiediewa. Wówczas doszło do wymiany 10 nielegałów rosyjskich za 4 agentów USA. To pokazuje jaka była waga pana Skriepala i to, co się stało ostatnio, czyli walka o jego życie. Widać, że Kreml nie zapomina.

Przewodniczący komisji służb specjalnych wskazywał, że zakres bezpieczeństwa cyber przestrzeni dotyka już codziennego życia przeciętnego obywatela: Na dzień dzisiejszy służby zapewniały nas, że w pełni kontrolują sytuację w cyberbezpieczeństwie, ale jest szereg rzeczy do zrobienia w tym zakresie szczególnie w sferze cywilnej, bo wojskowa jest dobrze zabezpieczona. Tutaj głównie sfera życia codziennego, która nas dotyczy. Wskazywaliśmy na szereg kwestii, od telefonów, które są mini komputerami, po pralki mające podłączenie do Internetu, czy telewizory. Tu chodzi o kwestie zabezpieczenia.

Mieliśmy przykład w 2008 roku a ich sytuacji, wtedy kiedy Federacja Rosyjska zaatakowała Gruzję, też był silny atak na stronę internetową Kancelarii Prezydenta, to były też bardzo mocne ataki na system bankowy – przypominał w Poranku Wnet polityk PiS.

Zdaniem Przewodniczący komisji służb specjalnych obecnie w zakresie informacji już jesteśmy w stanie wojny: To jest wojna, wojna informacyjna, która ma miejsce, jest wojną propagandy. Dlatego że trzecia strona używa głównie propagandy i siłą tych zainfekowania nieprawdziwych informacji jest po prostu ogromna. O sile i skali rosyjskiej propagandy będzie raport po wyborach w USA – powiedział w Poranku Wnet poseł Marek Opioła.

ŁAJ

Czwórka wyszehradzka jest dla Niemiec ważniejszym partnerem niż Francja – prof. Waldemar Paruch w Poranku WNET [VIDEO]

Amerykanie muszą ograniczać pozycję Niemiec, Niemcy nie mogą sobie pozwolić na konflikt z grupą wyszechradzką, błędy euroentuzjastów niszczą Unię: doradca marszałka sejmu o dylematach dyplomacji

O wyzwaniach polskiej polityki zagranicznej – w związku z wczorajszym exposé szefa MSZ – mówił w Poranku WNET doradca marszałka sejmu, profesor Waldemar Paruch. W audycji rozmawiano m.in o sporach z Ukrainą.

Wiele wskazuje, że zmiany w ukraińskiej polityce historycznej pójdą w inną stronę, niż się spodziewamy. Na Ukrainie coraz bardziej docenia się postać hetmana Skoropadskiego i tradycję budowy państwowości we współpracy z państwami centralnymi. To był niemiecki pomysł na budowę Mitteleuropy.

Profesor Paruch powiedział, że Polska ma niewielki wpływ na politykę historyczną Ukrainy, możemy natomiast zdecydowanie promować nasz punkt widzenia. Ważnym interesem, który powinniśmy rozgrywać w relacjach z Ukrainą, jest konsekwentne blokowanie przez Polskę gazociągu Nord Stream 2. Natomiast jeśli chodzi o Niemcy, trzeba dostrzegać ich kontekst zarówno atlantycki (relacje z USA), jak i europejski (koszty sojuszu z Francją).

Cała Czwórka Wyszehradzka jest dla Niemiec ważniejszym partnerem niż Francja (…) Skończyła się amerykańska polityka „Germany first” . Interesy gospodarcze wymagają stawiania w relacjach z UE na innych partnerów niż Niemcy. Z kolei interes Niemiec wymaga ograniczania wpływów USA w Europie Wschodniej.

W kwestii nowelizacji ustawy o IPN gość Poranka wskazał na polityczne koszty tego konfliktu: Polacy nie akceptują pogorszenia się relacji z Ameryką – to ma znaczenie także dla kształtowania się sondaży.

W audycji była też mowa o sytuacji w różnych krajach europejskich – w Europie widać zanik postawy eurorealistycznej. Błędy euroentuzjastów spowodowały wzrost znaczenia eurosceptyków . Doradca marszałka  sejmu wskazał też na bezradność państw europejskich wobec brutalnej i planowej polityki niemieckiej. Dodatkowym czynnikiem osłabiającym dziś UE jest fiasko „projektu imigracyjnego”.

Komisja Europejska uwikłała się w ideologiczny projekt przebudowy ładu etnicznego w Europie. zmniemanie, że można zbudować w Europie demos europejski złożony z różnych etnosów – jest niewykonalne.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy

Premiera „Śpiewaków norymberskich” w poznańskiej operze w stulecie niepodległości Polski i powstania wielkopolskiego

Nasycone niemieckim nacjonalizmem dzieło znakomicie nadaje się na rocznicę państwową dla polskich Untermenschów, którzy nie wytworzyli własnej istotnej kultury i powinni czcić świętą niemiecką sztukę.

Celina Martini

W Teatrze Wielkim w Poznaniu 4 marca ma się odbyć w premiera „Śpiewaków norymberskich” Wagnera, nacjonalistycznej, niemieckiej opery. Tymczasem na afiszu nie ma żadnej opery polskiej. Jak na miasto znane z „najdłuższej wojny nowoczesnej Europy”, to bardzo specyficzny prezent na 100-lecie Niepodległości Polski.

Poznań. Dawna kolebka piastowska. Miejsce walk o niepodległość Polski i godność Polaków. Dziś z dumą nawiązuje do swej królewsko-cesarskiej, czyli pruskiej, przeszłości. Stulecie niepodległości i wybuchu powstania wielkopolskiego Poznań uczci po swojemu. Wystawieniem opery „Śpiewacy norymberscy” Ryszarda Wagnera, znakomitego niemieckiego kompozytora, inspiratora nazizmu, wielbionego przez Hitlera. Przepiękna, tryumfalna muzyka tej opery towarzyszyła słynnemu filmowi Leni Riefenstahl (także ulubienicy führera) „Triumf des Willens” – „Tryumf woli”. Był to rodzaj reportażu z odbywającego się w 1935 roku, w Norymberdze właśnie, parteitagu – zjazdu niemieckiej partii nazistowskiej. Niemieckie kierownictwo muzyczne i niemiecka reżyseria spektaklu gwarantują autentyzm wykonania w języku oryginału.

Opera jest komedią. Opisuje perypetie zakochanych, którzy walczą w konkursie śpiewaczym o serce swej wybranki. Nad całością intrygi czuwa szewc Sachs. Przedstawienie jest długie.

Po kilku godzinach śpiewów i gęstych partii orkiestrowych niewinna historyjka nabiera rumieńców. Jowialny szewc staje się przywódcą ludu, który pozdrawia go okrzykiem „Heil!” To „Heil!”, wielokrotnie powtarzane, szczególnie miło zabrzmi w polskich uszach. Jako przywódca napomina swój lud: „ehrt eure deutschen Meister!” (czcijcie swoich niemieckich mistrzów), bo najważniejsze jest zachować „heilige deutsche Kunst” (świętą niemiecką sztukę).

W tym momencie Sachs przekształca się w proroka przebudzenia narodu do nowego życia za pośrednictwem nowej sztuki i przywódcę wielbiącej go wspólnoty. Staje się równocześnie prorokiem polityki przyszłości, opartej na manipulowaniu masami i popychaniu ich w dowolnym kierunku. Geniusz Wagnera oddał hołd duchom totalitarnej przyszłości.

Okres tworzenia i wystawienia „Śpiewaków norymberskich” (1861–1868) to okres intensywnych wysiłków Bismarcka zmierzających do przywrócenia Rzeszy Niemieckiej. Nasycone niemieckim nacjonalizmem dzieło znakomicie nadaje się na rocznicę państwową dla polskich Untermenschów, którzy nie wytworzyli własnej istotnej kultury i powinni czcić niemieckich mistrzów i świętą niemiecką sztukę. (…)

Mam propozycję dla Poznania, poznaniaków i dyrekcji Opery Poznańskiej: bierzcie przykład z Niemców. Czcijcie świętą polską sztukę.

Artykuł Celiny Martini pt. „W poszukiwaniu polskiej sztuki” znajduje się na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Celiny Martini pt. „W poszukiwaniu polskiej sztuki” na s.1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Witold Drozdowski (1882–1972). Od pioniera bezpieczeństwa pracy w II Rzeczpospolitej do stalinowskich szykan

Posiada wszelkie wiadomości potrzebne na zajmowanym stanowisku Bezpartyjny – nigdzie się nie udziela. Poważnie obciążony mętalnością [pisownia oryginalna – R.A.] sanacyjną. Moralnie bez zarzutu.

Roman Adler

Witold Drozdowski pochodził z zacnego rodu łódzkich kupców i fabrykantów. Jego dziad, którego popiersie znajduje się w kościele Wniebowzięcia NMP na Bałutach, Mikołaj Drozdowski, zmarł w wieku 77 lat w Łodzi 8 czerwca 1893 r. Ojciec Witolda Drozdowskiego, Wacław Wojciech Michał, (…) idąc w ślady ojca, został przemysłowcem w branży włókienniczej. Zbudował wykańczalnię tkanin „Apretura W. Drozdowski” w Łodzi przy ul. Zawadzkiej 5. I wojna światowa zakończyła jego działalność przemysłową: miedziane i mosiężne walce oraz inne części maszyn zostały zdemontowane przez niemieckie władze okupacyjne i przetopione na cele wojenne. (…)

Witold Drozdowski po ukończeniu w 1906 r. rosyjskiego gimnazjum klasycznego w Łodzi, w latach 1906-1911 studiował w Institut Industriel du Nord de la France w Lille.  Od 1911 r. pracował w przemyśle włókienniczym w wykańczalni Towarzystw Bawełnianych fabryki W. Drozdowski. W 1914 r. został wcielony do armii rosyjskiej, w której służył – jak wynika z fotografii dedykowanej bratu Henrykowie w Kijowie – do 1918 r.

W 1920 r. jednak wraz z braćmi Marianem i Henrykiem służył już w wojsku polskim, co potwierdza fotografia przechowana w rodzinie Drozdowskich. Marian, który w czasie studiów w warszawskiej wyższej Szkole Handlowej działał w ZMP „Zet”, „Zarzewiu” i w Bratniaku, w 1918 r. zgłosił się ochotniczo do powstającego Wojska Polskiego, a po studiach, w lipcu 1920 r. – tuż przed Bitwą Warszawską – ukończył kurs oficerów gospodarczych, uzyskując stopień podporucznika. W listopadzie tego roku, po odrzuceniu Armii Czerwonej za Niemen i demobilizacji, pracował między innymi z rekomendacji ZET-u w Towarzystwie Straży Kresowej, prowadząc wydział gospodarczy tej organizacji. W maju 1924 r. został mianowany kierownikiem najliczniejszego, śląskiego okręgu Związku Obrony Kresów Zachodnich, również z ramienia ZET-u. (…)

Oprócz opracowania przez inżynierów bezpieczeństwa pracy instrukcji i statystyk wypadkowych, stosowania tzw. akcji mechanicznej i metod psychicznych, szczególną rolę – idąc w ślady J. Pionczyka i jego Zakładu Prób Psychotechnicznych, działającego w Hucie Bismarck dla wszystkich hut Wspólnoty Interesów – przypisywał odpowiedniemu doborowi pracowników do stanowisk pracy dzięki badaniom psychotechnicznym.

„W ostatnich latach – pisał w duchu swojej epoki – zaczęto specjalnie zwracać uwagę na stan psychiczny pracowników, poddając tych ostatnich badaniom psychotechnicznym, które w wielu przypadkach dały cenne wyniki i doprowadziły do zmniejszenia ilości nieszczęśliwych wypadków. Za mało jednak do tej pory zwracamy uwagi na stan fizyczny pracujących robotników. Często utajone cierpienia lub wady fizyczne są bezpośrednią lub pośrednią przyczyną nieszczęśliwych wypadków. Techniczne kierownictwo ruchu powinno być dokładnie informowane przez lekarzy o stanie fizycznym każdego nowo przyjmowanego lub chorego robotnika. Jasne postawienie sprawy uchroni niejedno życie ludzkie, a społeczeństwo odciąży od przymusowej opieki nad kalekami lub sierotami”. (…)

Dzięki staraniom J. Pionczyka, W. Drozdowskiego i W. Młodzianowskiego, Generalna Dyrekcja Zakładów Hutniczych i Przetwórczych Wspólnoty Interesów wydała w Hajdukach Wielkich Wytyczne dla mistrzów hut i zakładów przetwórczych W.I. w zakresie bezpieczeństwa pracy, a w 1936 r. ogłoszono Postanowienia dotyczące odpowiedzialności w zakładach za stan bezpieczeństwa pracy. (…)

W obronie Warszawy służył jako saper w tzw. „pospolitym ruszeniu”. Podczas okupacji mieszkał w stolicy, gdzie jego brat Henryk był dyrektorem Stołecznego Komitetu Samopomocy Społecznej w Warszawie. Od 6 września do 1 kwietnia 1941 r. pracował honorowo jako sekretarz SKSS na okręg Żoliborz, podczas gdy jego drugi brat, Marian, kierował działem aprowizacji Zarządu Miejskiego Warszawy. Następnie do 1 lipca 1942 r. był zastępcą kierownika składu żelaza firmy „Elibor” SA na Woli, a później, do przymusowego wysiedlenia z Warszawy podczas powstania w dniu 30 września 1944 r. – kierownikiem składu żelaza Krajowego Towarzystwa dla Handlu Żelazem. Po wysiedleniu trafił do obozu w Pruszkowie, skąd udało mu się wydostać do Krakowa i do końca wojny tułał się po wsiach podkrakowskich.
Po wkroczeniu Armii Radzieckiej 12 lutego 1945 r. wrócił na Śląsk, gdzie w Hucie Kościuszko został kierownikiem Ekspedycji Maszynowej. Następnie objął kierownictwo Oddziału Inspekcji Maszyn, a później, jako inspektor inwestycji, znalazł się w kierownictwie rozbudowy Huty. (…)

Zakwestionowano jego wykształcenie inżynierskie, w związku z czym dr Ignacy Nowak, ordynator Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala Ubezpieczalni Społecznej w Chorzowie i Konstanty Cieśliński, członek Rady Miejskiej Chorzowa w Dziale Kadr Huty pisemne poświadczyli, że W. Drozdowski ukończył studia we Francji i w 1911 r. uzyskał dyplom inżyniera mechanika, a podczas bombardowania Warszawy, gdzie mieszkał podczas okupacji, „utracił wszystkie swoje dokumenty osobiste”. Najwyraźniej poświadczenie to nie wystarczyło i z dniem 1 października 1955 r. został przeniesiony na stanowisko inżyniera metalurga inspekcji szkoleniowej w Dziale Szkolenia Zawodowego, co oczywiście wiązało się z niższą pensją. (…)

Cały artykuł Romana Adlera pt. „Witold Drozdowski (1882–1972). Od pioniera bezpieczeństwa pracy do stalinowskich szykan” znajduje się na s. 11 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Romana Adlera pt. „Witold Drozdowski (1882–1972). Od pioniera bezpieczeństwa pracy do stalinowskich szykan” na s. 11 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Waszczykowski: Bezpieczeństwo powinno być celem numer jeden w polskiej polityce zagranicznej [VIDEO]

Witold Waszczykowski mówił o obecnej polityce zagranicznej naszego państwa oraz dialogu Polski z Komisją Europejską i państwami, z którymi mamy napięte stosunki dyplomatyczne.

Zdaniem Witold Waszczykowskiego nowy minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz będzie kontynuował politykę ministerstwa z ostatnich dwóch lat:

„Głównym kierunkiem dla ministerstwa jest bezpieczeństwo. Ono nie jest nam dane nigdy raz na zawsze – o czym mówiłem już wielokrotnie. Trzeba je umacniać, szczególnie przez państwo, które było tak negatywnie doświadczone przez historię jak Polska.”

Aby zwiększyć to bezpieczeństwo moglibyśmy zwiększyć ilość wojsk amerykańskich stacjonujących w Polsce. Z formalnego punktu widzenia, te bazy są rotacyjne, Polsce zależy, aby te bazy były stałe.

Były szef MSZ skomentował również proces przygotowywania expose, które dziś zostało wygłoszone przez Jacka Czaputowicza:

„Przygotowanie takiego expose trwają wiele tygodni, jest to skomplikowana praca. Najpierw departamenty przesyłają tzw. wkłady, czyli informacje o tym , co zrobiono w ostatnim roku, oraz jakie są plany na rok następny. Później minister nadaje temu osobisty kształt, wprowadza dodatkowe tezy, nadaje priorytety itd.”

Ponadto były szef MSZ mówił o reformie UE, stwierdzając jednocześnie, że jest szansa, aby Niemcy przyjęli naszą wizję zmian w działaniach europejskiej organizacji.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

jn

 

Legion Śląski AK sformowany w Okręgu Krakowskim z uciekinierów ze Śląska przed represjami po klęsce wrześniowej

Zbudowano w obozie na Łysinie pięć baraków. Powyżej postawiono na stałe ołtarz polowy, rozciągnięto kablową sieć łączności, pobudowano latryny, a nawet ziemną mapę plastyczną dla celów szkoleniowych.

Wojciech Kempa

Po klęsce wrześniowej wielu Górnoślązaków, byłych powstańców śląskich oraz osoby znane z aktywności społecznej i politycznej w okresie międzywojennym, w obawie przed terrorem niemieckim szukało schronienia w Polsce Centralnej. Po zakończeniu działań wojennych część z nich wróciła, ale sporo, obawiając się represji po powrocie na Śląsk, pozostało na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Nie wiadomo, o jak licznej grupie mówimy. W grę wchodzić może nawet kilkadziesiąt tysięcy osób. Był to przy tym element głęboko patriotyczny. Największe skupiska uchodźców górnośląskich powstały w Krakowie i okolicy. Do tego doszli ludzie wysiedleni w ramach akcji „Saybusch Aktion”, wśród których było wielu zaprzysiężonych żołnierzy ZWZ, a także ludzie, którzy uciekali przed aresztowaniami po kolejnych wsypach dziesiątkujących szeregi konspiracji na terenie Okręgu Śląskiego ZWZ/AK.

W efekcie w zachodniej części Okręgu Krakowskiego przebywało wielu polskich patriotów przybyłych tam z terenu Górnego Śląska, Zagłębia i wcielonych do Rzeszy powiatów dawnego województwa krakowskiego. Ludzi tych zaczęto łączyć w struktury konspiracyjne, które stały się podstawą do sformowania Legionu Śląskiego Armii Krajowej, garnizonowo podlegającego Komendzie Okręgu Kraków, a operacyjnie Komendzie Okręgu Śląsk. W razie wybuchu powstania miał on być przerzucony na teren Okręgu Śląskiego. (…)

Jakie zadania przewidziano dla Legionu Śląskiego Armii Krajowej? Zajrzyjmy do pracy Zygmunta Waltera-Jankego pt. W Armii Krajowej na Śląsku:

W ramach planu „W” – od ogłoszenia stanu czujności – Legion przechodzi całkowicie do dyspozycji komendanta Okręgu Śląskiego. W zależności od sytuacji albo weźmie udział w walce na miejscu i po jej pomyślnym zakończeniu przejdzie na Śląsk, albo – jeśli to będzie możliwe – w chwili wybuchu walk ruszy natychmiast na Śląsk, wymijając miejscowe ogniska walki.

Aby wykonać to przesunięcie szybko, zawczasu opracuje plan opanowania i wykorzystania środków motorowych. Ruch ten wykona siłami co najmniej jednego uzbrojonego batalionu. Z chwilą ogłoszenia stanu czujności komendant Okręgu Śląskiego przyśle rozkaz, na rzecz jakiego ogniska walki użyty będzie Legion Śląski, i oficera z grupą dobrze znających teren przewodników. […]

Ze względu na dużą liczbę oficerów i podoficerów Legion Śląski miał charakter formacji kadrowej. Z tego też powodu komendant Okręgu Śląskiego zamierzał wykorzystać batalion Legionu Śląskiego na rzecz ogniska walki Oświęcim, gdzie można było liczyć na udział w walce dużej liczby więźniów, uwolnionych po rozbiciu obozu. Kadra dowódcza byłaby tam wtedy potrzebna i pożyteczna. Obóz leżał blisko Krakowa, czas miał duże znaczenie, walka o Oświęcim byłaby trudna. Ten wzgląd również przemawiał za skierowaniem tam Legionu Śląskiego. Gdyby Legion okazał się niepotrzebny w Oświęcimiu, miał być użyty do walki o Bielsko, gdzie przewidywano duże trudności ze względu na niemiecki charakter miasta. (…)

Zajrzyjmy jeszcze do Obwodu Myślenice, którego komendantem latem 1944 roku był ppor. Wincenty Horodyński – „Kościesza”. 11 lipca 1944 r. przystąpiono tam do budowy obozu polowego, który rozłożony był na północnym stoku Łysiny. Ogółem zbudowano w obozie na Łysinie pięć baraków. Powyżej tych baraków postawiono również na stałe ołtarz polowy, pobudowano latryny, a nawet ziemną mapę plastyczną dla celów szkoleniowych. Postawiono trzy ambony z posterunkami obserwacyjnymi na Łysinie i Kamienniku oraz rozciągnięto kablową sieć łączności. Ponadto istniały pod Kamiennikiem dwa barakowe magazyny sprzętu i skór zarekwirowanych w garbarni, a pod Chełmcem – park samochodowy.

Dla powstałego zgrupowania partyzanckiego przyjęło się stosować kryptonim „Łysina”, który funkcjonował wymiennie z kryptonimem „Kamiennik”. W szczytowym okresie rozwoju myślenickiego Obwodu AK „Murawa”, na początku września 1944 r., w skład zgrupowania wchodziło dziesięć oddziałów partyzanckich, liczących w sumie przeszło 400 ludzi. Oparciem w okolicy była dla niego terenówka, w skład której wchodziły trzy słabe bataliony: I batalion – Dobczyce, Raciechowice, II – Myślenice, Pcim, III – Wiśniowa, Węglówka. Szacunkowa liczba żołnierzy oddziałów terenowych wynosiła ok. 700 osób.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Legion Śląski AK” znajduje się na s. 3 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Legion Śląski AK” na s. 3 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Cichocki: Prowadzimy dialog z Izraelem i walczymy z antypolskimi stereotypami [VIDEO]

Bartosz Cichocki opowiedział o nowelizacji ustawy o IPN w kontekście stosunków polsko-izraelskich. Zdaniem wiceministra, tylko dzięki dialogowi możemy skutecznie walczyć z przekłamaniami historycznymi

Bartosz Cichocki, przewodniczący delegacji, która udała się do Izraela na rozmowy w sprawie dyplomatycznych kontrowersji pomiędzy Warszawą a Tel Avivem, na pytanie, czy nie jest tak, że to delegacja Izraelska powinna przyjechać do Polski, ponieważ Anna Azari naruszyła dobre obyczaje dyplomatyczne swoją wypowiedzią w Auschwitz, nasz gość podkreślił, że miejsce spotkań jest drugorzędną sprawą:

„Dogadaliśmy się, że rozpoczynamy pewien proces, następna taka wizyta odbędzie się w Polsce.  Musimy zamienić język emocjonalnych monologów na dialog profesjonalistów i cieszę się, że do tego doszło”.

Zdaniem Wiceministra Spraw Zagranicznych, w tym dialogu uderzający jest brak zrozumienia polskiej wrażliwości i polskiej historii ze strony wielu komentatorów po stronie Izraelskiej. Brak szacunku i wiedzy do Polskiej historii  jest dużo większym problemem niż sama nowelizacja ustawy o IPN i zmiana tej świadomości jest znacznie poważniejszym wyzwaniem, niż dialog na temat samej ustawy:

„Poziom świadomości o tym, kto był katem a kto ofiarą jest mniej więcej taki sam na całym świecie. Ta ustawa uświadomiła nam, że już dawno temu gdzieś zniknęli niemieccy oprawcy, zniknęły polskie ofiary , a zostały żydowskie ofiary i polscy oprawcy”.

Państwo polskie wydaje największe pieniądze na badania dotyczące II wojny światowej oraz Holocaustu. Zarzut, że w Polsce będziemy ograniczać debatę publiczną oraz wolność badań poświęconym tym wydarzeniom, jest bardzo krzywdzący. Najlepszym przykładem jest to, że nawet badania nad sprawnością polaków w Holocauście są finansowane przez państwo polskie.

Nie skupiałbym się na tym, czego jeszcze brakuje a na tym, co możemy zrobić, aby polepszyć stosunki.

jn

 

 

 

Wystąpienie Barbary Bubuli na konferencji CMWP SDP nt. własności mediów w Polsce / „Wielkopolski Kurier WNET” 45/2018

Szkód dokonanych przez 27 lat – słabości dostępu do rynku medialnego grup światopoglądowych związanych z prawicą, konserwatywnych, chrześcijańskich, katolickich w Polsce, nie można odrobić w dwa lata.

Barbara Bubula

Media a sposób myślenia obywateli

Dziękuję za zaproszenie na tę bardzo interesującą konferencję. Chciałabym od razu uczynić zastrzeżenie: chociaż nie wypieram się, że jestem posłanką Rzeczypospolitej, i to posłanką Prawa i Sprawiedliwości, to jednak to, co tutaj będę mówić, mówię jako ekspert, od wielu lat wykładowca ekonomiki mediów na Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie, a nie jako przedstawiciel rządu czy partii Prawo i Sprawiedliwość. (…)

Nawiązując do tego bardzo interesującego materiału, który otrzymaliśmy (chodzi o opracowanie „O własności mediów w Polsce” przygotowane w CMWP SDP – przyp. JH) pozwolę sobie w 10 punktach króciutko skomentować czy uzupełnić to, co autorzy tego opracowania nam przedstawili.

Po pierwsze i najważniejsze, na podstawie mojej wiedzy, mojego wieloletniego doświadczenia i obserwacji tego, co dzieje się nie tylko w Polsce, ale i za granicą, brakuje nam do tej pory pogłębionych badań i dyskusji nad nimi w zakresie nie tyle ilościowej, jeśli chodzi o tytuły czy nawet pewną strukturę własnościową, ale badań dotyczących wpływu mediów na opinię publiczną. Pojęcie opinii publicznej jest medioznawcom znane. Chodzi o wpływ na sposób myślenia obywateli, na ich deklaracje polityczne, na ich sposób dokonywania wyboru władz; o grupy nacisku wpływające na podejmowanie poszczególnych decyzji.

W innych krajach, tam, gdzie prowadzi się wieloletni monitoring wpływu mediów, badane jest bardzo szczegółowo, z jakich źródeł wyborcy czerpią informacje polityczne krajowe i międzynarodowe i co wpływa na ich decyzje polityczne; czy zmienili je podczas ostatnich wyborów i pod wpływem jakich mediów.

U nas niestety to jest w bardzo szczątkowej postaci, bardzo brakuje jakościowego badania o tym, jaki jest wpływ poszczególnych mediów na opinię publiczną. To się nie pokrywa z wpływem ekonomicznym. W tym gronie nie muszę mówić, że wpływ tabloidu na środowiska opiniotwórcze jest dużo mniejszy niż wpływ opiniotwórczej gazety czy opiniotwórczego radia.

Punkt drugi. Brakuje nam, nie tylko w analizie, którą nam przedstawiono, ale również w całym obiegu informacji w Polsce, analizy wszystkich elementów medialnego łańcucha wartości i wzajemnego wpływu na siebie tych elementów. Podam pierwszy z brzegu przykład, można powiedzieć „na czasie” – mianowicie monopolizacja po stronie produkcji materiału źródłowego, np. praw do transmisji igrzysk olimpijskich czy innych wydarzeń sportowych, połączona z całym łańcuchem dystrybucji tych treści, czyli posiadaniem kanałów telewizyjnych i na końcu listą klientów, którzy będą płacić za dostarczanie tych treści.

To jest element bardzo mocno w dyskusji publicznej zaniedbany u nas, rzeczywiście nie analizuje się, także w obiegu eksperckim, tego, jaki ma wpływ to, że ktoś posiada cały „łańcuch pokarmowy” w mediach, począwszy od praw do treści, które są w tych mediach prezentowane (czy to będzie transmisja z igrzysk olimpijskich, czy prawa do jakiegoś formatu rozrywkowego w telewizji), i na końcu, czy ma listę klientów, którym to sprzeda.

I widać wyraźnie na polskim rynku, że są na nim tacy gracze – nie mówię nawet o narodowości – ale tacy, którzy dokładnie wiedzą, o co chodzi, np. Discovery i TVN. Discovery posiada płatny kanał sportowy Eurosport o zasięgu międzynarodowym i uzyskujący w tej chwili, na skutek fuzji z właścicielem TVN-u, prawa do kanału otwartego właśnie w postaci TVN-u, prawa również do redystrybucji tego sygnału na innym polu od dotychczas posiadanego. I to oznacza oczywiście zepchnięcie do narożnika nadawcy publicznego, czyli Telewizji Polskiej, nadawcy, który do tej pory ma kanał otwarty i możliwość prawa dystrybucji sygnału z wielkich wydarzeń sportowych, a teraz traci w pewnym sensie swoją przewagę konkurencyjną na rzecz prywatnego, międzynarodowego nadawcy o o wiele większej sile biznesowej, ponieważ posiadającego ogromny kapitał, którym może przelicytować każdą stację tego typu jak Telewizja Polska w uzyskiwaniu praw do transmisji.

Po trzecie – to się wiąże z punktem drugim – kwestia właściwości polskiego Urzędu Antymonopolowego w przypadku fuzji, zakupów, łączenia różnych elementów rynku medialnego. Polski Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów został pozbawiony prawa decyzji w sprawie fuzji Discovery z TVN-em na rzecz Komisji Europejskiej, która orzekła, że to ona jest właściwa do rozstrzygnięcia, czy wolno było zakupić międzynarodowemu potentatowi stację telewizyjną posiadającą tak szeroki dostęp do widzów w Polsce w kanałach otwartych, zasięg na otwartych multipleksach cyfrowych. To świadczy o tym, że jest tutaj bardzo poważny problem, taki, że nawet gdybyśmy chcieli wprowadzać u nas jakieś ograniczenia rozszerzające pluralizm mediów w naszym kraju, ograniczające kolonizację naszego rynku medialnego przez zewnętrznych, międzynarodowych graczy o sile rażenia ekonomicznego wielokrotnie większej od tych, którzy są osadzeni na naszym rynku, czy tych, którzy należą do narodu polskiego czy państwa polskiego, jakim są media publiczne – to jesteśmy w sytuacji dużej trudności prawnej, międzynarodowej, widocznej właśnie w tym międzynarodowym precedensie, który został teraz ujawniony.

Po czwarte – polskie przepisy w tym względzie, czyli tzw. ustawa dekoncentracyjna czy repolonizacyjna, o której się dyskutuje od dwóch lat i której od lat jestem rzecznikiem i zwolennikiem. Uważam, że brak takich przepisów w polskim systemie prawnym od ponad 20 lat to jest poważne ograniczenie naszej zdolności do samodzielnego kształtowania naszej polityki wewnętrznej i międzynarodowej.

Te szerokie reperkusje prawne, polityczne i międzynarodowe ujawniają się na innych polach. Choćby kwestia nowelizacji ustawy o IPN-ie i w jej kontekście ustawy reprywatyzacyjnej pokazują, że ewentualna ustawa o dekoncentracji mediów może się spotkać z dokładnie taką samą, o ile nie silniejszą reakcją, która może spowodować różnego rodzaju perturbacje

Stąd proszę się nie dziwić ostrożności, bardzo dyplomatycznemu rozgrywaniu tej sprawy. Ja nie jestem upoważniona do tego, żeby reprezentować tutaj zdanie rządu czy partii Prawo i Sprawiedliwość, ale musimy sobie zdawać sprawę z tego kontekstu, który teraz Państwo widzą na własne oczy, jaki ma miejsce w przypadku zmiany ustawy o IPN.

Po piąte. Szkód poczynionych przez 27 lat, można powiedzieć: nierówności dostępu do rynku medialnego poszczególnych grup światopoglądowych w Polsce, nie da się odrobić w dwa lata. To jest materia, można powiedzieć, o charakterze organicznym, tzn. tego się nie da zadekretować. Cały świat medialny, który został w ciągu 27 lat ukształtowany z taką właśnie dysproporcją, polegającą na słabości środowisk medialnych związanych z prawicą, konserwatystami, chrześcijańskimi czy katolickimi środowiskami, to jest sytuacja, w której odrobienie tego rodzaju strat w ciągu dwóch lat, jakie mają miejsce od roku 2015 z niewielkim odkładem, jest po prostu niemożliwe.

Musimy sobie zdawać sprawę, że dodatkowo na to nakładają się inne czynniki, wzmacniające silnych, a osłabiające jeszcze bardziej tych słabych. Postępująca globalizacja i wzmacnianie ekonomiczne mediów o szerszym zasięgu powoduje, że osłabiane są i tak słabe już media o charakterze, powiedzmy, niezależnym, prawicowym czy konserwatywnym.

Po szóste, poczynione w ciągu ostatnich 27 lat szkody, których nie da się szybko odrobić, dotyczą także kompetencji medialnych polskiego społeczeństwa. Jesteśmy społeczeństwem słabo poinformowanym, które rzadko korzysta z gazet, mamy bardzo niskie czytelnictwo gazet, bardzo niski udział w korzystaniu z mediów o pogłębionym charakterze.

To jest zjawisko, bardzo groźne, nie ze względu na to, kto rządzi, tylko groźne ze względu na suwerenność polskiej opinii publicznej. Jeśli nie ma odbiorcy, który chce korzystać z takich mediów, który byłby tym naturalnym podłożem, na którym funkcjonują dobre media, dziennikarze, także śledczy, którzy kontrolują władze; dziennikarze, których stać na to, żeby nad pogłębionym reportażem popracować dwa miesiące; właściciel, który się czuje niezależny od reklamodawców na tyle, że nie będzie musiał od nich uzależniać treści, które prezentuje np. na swoim portalu internetowym – to problem jest bardzo poważny.

Jeżeli Polacy nie chcą płacić na media, nie płacą np. abonamentu telewizyjnego, nie kupują gazet, tygodników, miesięczników, nie wyobrażają sobie tego, że za dobrą informację trzeba dobrze zapłacić, a w dużej części u nas nie uświadamiają sobie tego nawet elity, w przeciwieństwie do innych krajów – to mamy do czynienia z problemem, który jest bardzo poważny i nie dotyczy tylko jednych czy drugich takich samych światopoglądowo mediów, ale również dotyczy tego, jak silne, jak odporne na różnego rodzaju zabiegi kolonizujące naszą przestrzeń medialną jest nasze społeczeństwo, nasza wspólnota narodowa.

W związku z tym słabe wychowanie obywatelskie i słabe zainteresowanie kulturą, i tabloidyzacja mediów – to jest nasza pięta Achillesowa; i brak wychowania do wspólnoty, odbudowania tej wspólnoty, to jest problem, nad którym się trzeba bardzo mocno zastanawiać, nie tylko tutaj, ale również w innych środowiskach.

Po siódme – to jest też ważne – że siła wyborców szeroko rozumianej prawicy, mogę to powiedzieć jako posłanka Prawa i Sprawiedliwości, jest dużo niższa niż siła wyborców o poglądach lewicowych czy liberalnych. To ma znaczenie dla mediów, dlatego że zawsze kultura, dostęp do mediów, chęć zapłacenia za dobrą informację jest na dalszym miejscu w każdym budżecie konkretnego obywatela niż czynsz czy bieżące rachunki. To jest prawda oczywista, ale bardzo słabo uświadamiana, że baza ekonomiczna ludzi o poglądach niekoniecznie związanych z głównym nurtem dominującym przez 27 lat jest słaba.

Wreszcie po ósme, i to też się wiąże z tym, co powiedziałam wcześniej – to jest słabość struktur państwa. My nie mamy wypracowanego mechanizmu polegającego na tym, że mielibyśmy silne, odpowiednio finansowane media publiczne, ale również silny, dobrze finansowany i dobrze wyposażony w ekspertów Urząd Antymonopolowy, który mógłby reagować, i równie silne oprzyrządowanie eksperckie tych instytucji, które mają czuwać nad równością dostępu do mediów i nad rzetelnością prezentowanych przez nie informacji. To też jest bardzo poważny problem, na który trzeba zwracać uwagę.

Po dziewiąte – powstaje bardzo negatywny efekt synergii pomiędzy wielkimi reklamodawcami o charakterze międzynarodowym a strukturą mediów w każdym kraju.

To jest obserwowane nie tylko w Polsce, ale w Polsce szczególnie. Duzi wspierają dużych, międzynarodowych, w związku z tym zanik mediów lokalnych, słaba możliwość funkcjonowania ich w ogóle, coraz to dalej idąca koncentracja na tym, co w centrali, co w Warszawie, albo jeszcze lepiej, na arenie międzynarodowej, a nie tym, co w Olkuszu, Rawie Mazowieckiej czy Jeleniej Górze. To jest poważny, bardzo negatywny efekt synergii.

I ostatni punkt tego, co chcę powiedzieć. Wszystko to sprawia, że otoczenie polityczne i warunki zewnętrze nie sprzyjają uregulowaniu kwestii własności. I nie tylko zagraniczni, ale i krajowi potentaci, którzy zyskują na tym fakcie, obejmują wszystkie elementy medialnego łańcucha wartości, praw do treści, poprzez pakietowanie i wprowadzanie wręcz na listę klientów – patrz Polsat, który właśnie kupił kolejny element swojego pakietu klientów poprzez zakup Netii; czyli produkujemy, pakietujemy i sprzedajemy i mamy listę klientów, o których wiemy wszystko: jakie produkty kupują do tej pory, więc łatwo możemy im sprzedać dodatkowe elementy.

Podsumowując: dyskusja i wiedza o tym jest potrzebna, potrzebne są badania i w kolejnych elementach uzupełnianie wiedzy na ten temat. Potrzebne jest też budowanie wsparcia eksperckiego i społecznego, tego, co Feliks Koneczny nazywał siłą społeczną do zbudowania mocniejszej podstawy dla mediów, czyli pogłębiania kompetencji i świadomości roli mediów ze strony naszych obywateli, także tych słabszych ekonomicznie, którzy do tej pory nie doceniali tego, jak ważne jest to, że istnieje bardzo ścisły związek między tym, czy kupił gazetę, czy potem będzie miał dostęp do właściwej informacji. Ja trochę upraszczam, ale to dotyczy również kliknięcia w konkretną stronę internetową czy ustawienia strony internetowej w swoim tablecie.

Wystąpienie Barbary Bubuli na konferencji CMWP SDP „O własności mediów w Polsce” znajduje się na s. 4 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wystąpienie Barbary Bubuli na konferencji CMWP SDP „O własności mediów w Polsce” na s.4 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl