Polska na 62. miejscu w Światowym Rankingu Wolności Prasy. Dr Hajdasz: To skandaliczna diagnoza

Dr Jolanta Hajdasz o rekordowo niskiej pozycji naszego kraju w rankingu Reporterów bez Granic, zideologizowaniu i niejasnej metodologii tych ostatnich oraz problemach dziennikarzy w Polsce.


Polska zajęła swoje 62. miejsce w  rankingu publikowanym przez międzynarodową organizację Reporterzy bez Granic. To najniższe miejsce, jaką w nim zajęliśmy w ciągu jego 18-letniej historii.

To skandaliczna diagnoza nie mająca praktycznie nic wspólnego z rzeczywistością.

Według dr  Jolanty Hajdasz powodem tak słabej pozycji jest zideologizowanie się organizacji. Przypomina, że jeszcze w 2015 r. byliśmy na 18. miejscu rankingu, gdy rok później było to miejsce 47.  Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich protestuje od tego czasu przeciw publikowanym co roku raportom podnosząc, że nie ma przesłanek do tak radykalnego spadku.

Jest to jeden z najważniejszych wskaźników dla ONZ wolności krajów.

Redaktor naczelna „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, przypomina wagę tego rankingu dla postrzegania nas przez Narody Zjednoczone. Na jego podstawie „ocenia się dany kraj, nakazuje się danemu krajowi coś poprawić”. Przyznaje, że raport ten wydawał się być dobrym mechanizmem do wspierania m.in. wolności obiegu informacji w krajach Trzeciego Świata. Okazuje się jednak, że stoi za nim  wątpliwej jakości metodologia.

Wyroki na reporterów prawicowych nie były przyczyną zainteresowania.

Przyznaje, że w Polsce jest sporo wyroków o zniesławienie, które krępują swobodę wyrazu dziennikarzy. Problemy z art. 212 nie zaczęły, ani nie skończyły się jednak w 2015 r. Dr Hajdasz zauważa, że nie bierze się w analizie wolności prasy pod uwagę ilości tytułów i wielkości nakładów. Przypomina na koniec, że zgodnie z rankingiem jesteśmy pod względem wolności prasy na podobnym poziomie co „Mongolia [73], Etiopia [99], Kirgistan [82]”.

Jak traktować coś takiego poważnie?

Wyżej od Polski jest, chociażby Gruzja, gdzie wolność prasy jest, jak mówi, realnym problemem.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Wojciech Biedroń: To był proces polityczny! Od początku do końca nie miałem najmniejszych szans w starciu z sędzią

Choć to sędzia namawiał dziennikarza do walki z rządem, nie sędzia, lecz dziennikarz został ukarany grzywną! 3 tys. złotych dziennikarz musi zapłacić za opisanie upolitycznionego sędziego.

 

Trzy lata temu Wojciech Biedroń przygotował prowokację, w której sędzia Wojciech Łączewski, autor m.in. wyroków na min. Mariusza Kamińskiego, za pośrednictwem Twittera nawiązał prywatną korespondencję z – jak był przekonany – Tomaszem Lisem, i namawiał go do przyjęcia nowej strategii w politycznej walce z rządem.

We wtorek (12 lutego) sąd skazał Wojciech Biedronia na podstawie art. 212 Kodeksu karnego, czyli za zniesławienie, na grzywnę. Wyrok jest prawomocny, choć – jak uważa dziennikarz tygodnika „Sieci” – niesprawiedliwy. W Poranku Radia WNET wyjaśnia, dlaczego tak sądzi.

Po trzech latach okazuje się, że jedyną osobą skazaną jestem ja sam. Przez ostatnie trzy lata rzeczywiście opisywałem tę historię, docierałem do nowych informacji i będę robić to nadal. Uważam, że sędzia Łączewski jest człowiekiem, który mija się z prawdą (…) Co ciekawe, w ciągu trwającego przewodu sądowego sądy potwierdzały tezy zawarte w moich artykułach – mówi.

Sąd przyznał rację ustaleniom Wojciecha Biedronia, że sędzia Wojciech Łączewski odpowiada za korespondencje na Twitterze i naprawdę chciał się spotkać z red. Tomaszem Lisem. Podstawą do wydania wyroku skazującego było użycie przez dziennikarza określenia, że przeciwko sędziemu Łączewskiemu toczy się postępowanie dyscyplinarne. Tymczasem to nie było postępowanie dyscyplinarne, a… postępowanie wyjaśniające.

Jak zauważa Wojciech Biedroń, trzeba pamiętać, że był to proces przeciwko niezwykle wpływowemu i popularnemu sędziemu, który cieszył się wielką popularnością wśród części środowiska sędziowskiego toczącego walkę z dzisiejszym rządem:

Kiedy sprawa się rozpoczynała, sędzia Łączewski zgłosił takich świadków, od których wtedy zależała niejedna kariera sędziowska. Byli wśród nich członkowie KRS-u, prezesi ważnych polskich sądów. Miałem poczucie, że od początku do końca nie miałem najmniejszych szans. Sąd traktował mnie w sposób obrzydliwy. Zachowanie sędziów pierwszej i drugiej instancji było ohydne. Ma się nieodparte wrażenie, że to są procesy polityczne.

Teraz Biedroń zastanawia się nad odwołaniem do Trybunału Konstytucyjnego. – Jest to jedna z koncepcji, którą rozważamy. Trzeba w końcu pochować ten komunistyczny relikt, jakim jest artykuł 212 – mówi.

Zapraszam do wysłuchania całej rozmowy!

JN