Jerzy Robert Nowak i „ryzykant-rydzykant” Stanisław Michalkiewicz: Waszczykowski musi odejść [VIDEO]

Prawicowi publicyści, których w mediach publicznych nie uświadczysz w Poranku WNET rozmawiają m.in. o rekonstrukcji rządu, „lizusach i lawirantach” oraz bezmyślności i ignorancji wielu historyków.

Profesor Jerzy Robert Nowak, porównując prawicowych komentatorów i felietonistów, przeciwstawił postawę „ryzykanta – rydzykanta” Stanisława Michalkiewicza (któremu ABW „robi psoty w ramach operacji Menora” – jak nazwał to sam Michalkiewicz) temu, co robi Rafał Ziemkiewicz, „lizus i lawirant”.

– Ostatnio podpadł mi za skrajne poparcie Dudy i te jego nadzieje na jedynkę u Kukiza, itd. (…) A podpadł mi straszną niewiedzą o historii – powiedział Jerzy Robert Nowak, który uważa, że w polskich mediach dominują publicyści z niewielką wiedzą historyczną, że brak jest profesorów historii XIX-wiecznej i „rzucono to na łup” takich, jak Ziemkiewicz czy Zychowicz, którzy prawdopodobnie „mało czytają, ale za to piszą”.

Kolejnym publicystą, który podpadł prof. Jerzemu Robertowi Nowakowi, jest Piotr Zychowicz, którego poglądy, jakoby Polska miała iść z Niemcami na Rosję, są absurdalne, bowiem taki rozwój wypadków spowodowałby, że Polska zostałaby okrojona do Księstwa Warszawskiego.

– Zwyciężyliśmy, a i tak na nas tyle spadło, to co byłoby, gdybyśmy poszli z Niemcami? – pytał profesor. Jego zdaniem książka Zychowicza „Pakt Ribbentrop-Beck. Czyli jak Polacy mogli u boku Trzeciej Rzeszy pokonać Związek Sowiecki” jest już przetłumaczona na rosyjski i przedstawiana jako dowód na to „o czym Polaczyskom się marzyło”, wpisując się w antypolską kampanię w Rosji. „To nieodpowiedzialne po prostu” – podsumował.

Stanisław Michalkiewicz zwrócił uwagę na to, że publicystyka historyczna to najczęściej kostium, w jaki ubiera się publicystyka na tematy aktualne, bo historyczny kostium jest trochę bezpieczniejszy i może dlatego w Polsce poziom debaty historycznej nie jest na tak niskim poziomie, jak chociażby u naszego największego sojusznika za oceanem.

Jerzy Robert Nowak przypomniał, że mimo wszystko w mainstreamowych mediach często mamy do czynienia z „alternatywną historią dla ludności tubylczej”. Zasłużona w tym względzie jest bez wątpienia „Gazeta Wyborcza”, ale przebił ją odnośnie Bolesława Chrobrego tygodnik „Wprost”, nazywając tego jednego z lepszych królów Polski „awanturnikiem z powodu toczonych wojen z cesarzem niemieckim, które w dodatku ośmielił się wygrywać”.

– „Wyborcza” na Węgrzech padła już pół roku temu i życzę żydowskiej dla Polaków gazecie tego samego – powiedział Jerzy Robert Nowak.

Dla Jerzego Roberta Nowaka nie ulega wątpliwości, że rekonstrukcja rządu jest potrzebna. Wymienił tu jako ministra numer jeden do wymiany szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego.

– W moim rankingu ministrów Waszczykowski to pewna pała; trochę lepiej Gliński, bo dwa plus – powiedział profesor, który dziwi się, że tak długo utrzymywani są skompromitowani ambasadorzy. Wśród najbardziej rażących przypadków wymienił Ryszarda Schnepfa, aktualnego ambasadora RP w Stanach Zjednoczonych, który „wypisuje bzdury antypolskie”, a Waszczykowski ubolewa, że go nie usunął.

– Najlepsze jednak było trzymanie Piotra Nowiny Konopki w Watykanie, a to był facet z Unii Wolności, który zgłosił projekt obalenia rządu Jana Olszewskiego w słynną „noc czerwcową” – powiedział Jerzy Robert Nowak, wyliczając długą listę zarzutów wobec aktualnego ministra spraw zagranicznych.

Stanisław Michalkiewicz zwrócił uwagę, że rekonstrukcja rządu jest trochę ryzykowna, bowiem gdyby „bardzo pobożny wicepremier Gowin stanął dęba”, to nie wiadomo, jak by się to mogło skończyć. „Nie można tu bezkarnie wyjmować jakiejś karty, bo może się cała konstrukcja zawalić”. Zwrócił uwagę, że na wszelkiego typu „konwentcyklach” dużo mówiono o potrzebie jedności, a więc wydaje się, że te apele miały zaklajstrować rysy na ciele Zjednoczonej Prawicy, bo de facto rządy „dobrej zmiany” to nic innego jak rządy koalicyjne.

– Gdy skrytykowałem prezesa TVP Kurskiego na moim blogu wieczorem, to następnego dnia rano zabrano mi audycję godzinną w Polskim Radiu o powstaniu węgierskim. Czysty przypadek – prawda? – szydził Jerzy Robert Nowak, który uważa, że do TVP wrócił PRL.

W rozmowie również o „wyższej formie obecności w mediach publicznych” wszystkich trzech rozmówców, którzy obnażyli niemiłosiernie system medialny w Polsce, nazywając telewizję publiczną „rządową”.

Jerzy Robert Nowak zaprosił słuchaczy na manifestację pod ambasadą Węgier (23 października, godz. 18.00), popierającą rządy Victora Orbána w rocznicę powstania na Węgrzech.

MoRo

Rozmowa w części siódmej Poranka WNET

W sprawach reform wojska tracimy czas, twierdzi profesor Romuald Szeremietiew / Pierwszy Poranek WNET na 87.8 UKF

Strategiczne koncepcje obecnego szefa MON niewiele się różnią od założeń formułowanych za rządów PO – uważa były wiceminister obrony narodowej i wieloletni wykładowca Akademii Obrony Narodowej.

Jeżeli będziemy powielali model obronności oparty o spodziewaną pomoc sojuszników, to może nastąpić twarda weryfikacja tak jak w 1939 roku. Chciałbym, żebyśmy tego uniknęli, ale obawiam się, że tracimy czas.

Wśród gości dzisiejszego Poranka WNET był m.in. profesor Romuald Szeremietiew.  W rozmowie z Witoldem Gadowskim profesor wyjaśniał, dlaczego krytykuje politykę obecnego kierownictwa MON. Przedmiotem rozmowy były też różnice między resortem obrony a prezydenckim Biurem Bezpieczeństwa Narodowego. Romuald Szeremietiew uważa, że chociaż MON odszedł od „ekspedycyjnego” modelu armii, to koncepcje strategiczne formułowane przez Antoniego Macierewicza niewiele różnią się od tych, jakie pozostały po rządach PO. Ich podstawowym założeniem jest wiązanie naszego bezpieczeństwa z pomocą sojuszników.

Uważam, że minister rozpoczął naprawę systemu obronnego „od tyłu”. Najpierw zaczął sprawdzać, w jaki sposób poprzednia ekipa realizowała ówczesne założenia modernizacji armii. Te założenia wynikały z przyjętej przez poprzedni rząd strategii. Ta strategia oparta była z kolei o przekonanie, że Polsce nie grozi bezpośrednie zagrożenie militarne. Równocześnie przewidywano, że Polska będzie wspierać działania militarne sojuszników. Stosownie do tych założeń polska armia miała mieć charakter zawodowy i ekspedycyjny.  

W kwestii kontrowersji między kierownictwem MON a Kancelarią Prezydenta profesor zauważył, że rozwiązania proponowane przez stronę rządową wprowadzają dodatkowy chaos w system dowodzenia siłami zbrojnymi.

Między szefa sztabu a dowódców sił zbrojnych MON wprowadził szczebel pośredni, który ma być mianowany przez ministra. Czyli powoływani przez prezydenta dowódcy sił zbrojnych mają być nadzorowani przez inspektorów mianowanych przez ministra. To tworzy bardzo skomplikowaną strukturę.

Obecny w studiu Stanisław Michalkiewicz dodał, że problemy z ustaleniem właściwej hierarchii w sprawach dowództwa sił zbrojnych wynikają bezpośrednio z wad ustrojowych konstytucji III RP, której „autorzy musieli uważać prezydenta za wariata i to wyjątkowo niebezpiecznego (…). Najwyższy czas, żeby zmienić konstytucję i wprowadzić system prezydencki (…). W tej chwili właściwie nie wiadomo, po co prezydent jest„.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy oraz obejrzenia spotkania na naszym kanale YouTube.

Pierwszy Poranek WNET na 87.8 UKF. Witold Gadowski zaprasza od 7.07 do 10.00

A przez 24 godziny słuchajcie nas w eterze na 87.8 UKF i oczywiście na portalu WNET.fm.

Wśród gości Witolda Gadowskiego będą m.in:

Jan Maria Jackowski – senator;

Stanisław Michalkiewicz – publicysta;

Prof. Romuald Szeremietiew – b. wiceminister obrony narodowej;

Prof. Jerzy Robert Nowak – historyk;

Dr Jerzy Rohoziński – historyk, znawca zagadnień islamskich;

Franciszek Bocheński – arabista;

Tomasz Wybranowski – korespondent Radia Wnet z Irlandii;

Andrzej Kempa – dziennikarz i działacz polonijny z Wiednia;

Tomasz Żak – pisarz i reżyser teatralny.


Prowadzący: Witold Gadowski

Wydawca: Łukasz Jankowski

Realizator: Karol Smyk

Wydawca techniczny: Konrad Tomaszewski


 

Część pierwsza:

Tomasz Wybranowski o huraganie „Ofelia”, który szaleje na Oceanie Atlantyckim. Są już pierwsze ofiary cyklonu. Przesuwając się nad Irlandią huragan spowodował śmierć trzech osób, a 380 tys. gospodarstw domowych pozbawił prądu. Straty szacowane są na 700-800 mln euro. Osłabiona „Ofelia” zbliża się teraz do Skandynawii.

Andrzej Kempa skomentował wyniki niedzielnych wyborów parlamentarnych w Austrii, w których wygrała chadecka OVP Sebastiana Kurza.

Część druga:

Stanisław Michalkiewicz odniósł się do wypowiedzi Andrzeja Kempy dotyczącej ostatnich wyborów w Austrii oraz podjął temat lekarzy-rezydentów, którzy„przekonani są, że wicepremier Mateusz Morawiecki śpi na pieniądzach i jest w stanie zapewnić wysokie podwyżki, widząc ich strajk głodowy”. Publicysta stwierdził, iż rezydenci nie mają pojęcia, w jaki sposób funkcjonuje państwo, dlatego ich żądania są tak wygórowane. Trzecią omawianą kwestią podczas Poranka była sprawa Turcji pod rządami Recepa Tayyipa Erdoğana w polityce międzynarodowej. „Turcy potrafią grać na wielu organach, powinniśmy się od nich uczyć”.

Tomasz Żak zaprisił na swój spektakl „Koniec świata”, który dziś, 17 października będzie miał premierę w Teatrze Nie Teraz.

 

Część trzecia:

Przegląd prasy o godzinie 8:00.

 

Część czwarta:

Jan Maria Jackowski o „korporacji MSZ”, czyli mechanizm, polegający na tym, że polskie kadry dyplomatyczne niewiele się zmieniając cały czas piastują stanowiska, niezależnie kto sprawuje władzę. Senator podjął również temat trudnych stosunków polsko-ukraińskich. Powodem problemów relacji dwóch państw jest nieprzychylna wobec Polski polityka zagraniczna Ukrainy. W tę politykę wpisują się takie elementy jak: wspieranie antypolskich historyków z Ukrainy czy wysławianie postaci Stepana Bandery.

Stanisław Michalkiewicz o prawdziwej władzy w MSZ na przykładzie sprawowania teki ministra spraw zagranicznych przez Radosława Sikorskiego w czasach rządu PO-PSL. W sprawie relacji polsko-ukraińskich natomiast powiedział, iż polskie MSZ nie realizuje jakiejkolwiek koncepcji politycznej, a zachowuje się w sposób służalczy. „Kierując się w stronę Ukrainy, plujemy pod wiatr” – powiedział publicysta.

 

Część piąta:

Romuald Szeremietiew krytycznie o ministrze obrony narodowej – Antonim Macierewiczu. Powodem krytyki jest realizowany przez szefa MON program, który zdaniem gościa Poranka Wnet nie zapewnia Polsce bezpieczeństwa.

Stanisław Michalkiewicz odniósł się do wypowiedzi b. wiceministra obrony narodowej.

 

Część szósta:

Przegląd prasy o godzinie 9:00.

 

Część siódma:

Prof. Jerzy Robert Nowak ostro o redaktorach Rafale A. Ziemkiewiczu i Piotrze Zychowiczu, których nazywał ich dyletantami z historii. Jego zdaniem oni „za wiele książek prawdopodobnie nie przeczytali”. Profesor Nowak mówił także o potrzebie rekonstrukcji polskiego rządu.

Stanisław Michalkiewicz o obecnej kondycji nauk historycznych oraz bolączkach Prawa i Sprawiedliwości – członkach kadry partii rządzącej. Skrytykował też sposób działania mediów publicznych.

 

Część ósma:

Dr Jerzy Rohoziński o sytuacji na Bliskim Wschodzie i tworzącym się tam jego zdaniem nowym ładzie.

Franciszek Bocheński stwierdził, że ISIS, czyli tzw. Państwo Islamskie, upadnie na Bliskim Wschodzie. Jednakże arabista zwiastuje, że klęska ISIS w tamtym rejonie, będzie się wiązała z przetrwaniem idei kalifatu, czego konsekwencją ma być rozlanie się dżihadystów, nietworzących zwartej grupy, na cały świat.

 


Posłuchaj całego Poranka Wnet na platformie mixcloud.com.

Edukacja jest usługą. Zarządzający uczelniami dostrzegli pozytywny wpływ konkurencji na wzrost jakości kształcenia

Pomysły zaprezentowane przez ministerstwo na konferencji rektorów nie będą skuteczne, jeśli nie zmieni się system finansowania szkół wyższych i badań naukowych w zakresie nauk stosowanych.

Mariusz Patey

Wzrost konkurencji, uruchomienie lepszych mechanizmów doboru kadr naukowo-dydaktycznych niewątpliwie przyczyni się do podniesienia poziomu nauczania akademickiego i badań naukowych. Czy jednak w polskich warunkach możemy powtórzyć sukces Doliny Krzemowej? Doprowadzić nie tylko do wzrostu liczby patentów, ale i podnieść ich jakość? Czy potrafimy odnieść sukces na rynku innowacyjnych produktów? (…)

Zrozumienie, że edukacja jest usługą i podlega prawom rynku, trudno dociera do świadomości decydentów. Rolą polityków jest taka organizacja tego rynku, jego finansowania, żeby wyzwolić energię, innowacyjność, otwartość na zmiany środowiska akademickiego, w dużej części przyzwyczajonego do etatyzmu i braku konkurencji. Pozytywnych zmian w nauczaniu, dostosowywaniu programów, metod nauczania do wymogów rynku możemy oczekiwać tylko w przypadku szerokiego otworzenia rynku usług edukacyjnych.

Należy wziąć pod uwagę trudne położenie finansowe wielu polskich rodzin, jak i to, że wykształcenie warunkuje rozwój kultury państwa, szczególnie dziś, w warunkach otwarcia na Europę i świat. Edukację należałoby pojmować w kategoriach ważnej inwestycji zarówno społecznej, jak gospodarczej i politycznej. (…)

Jednym z ważniejszych komponentów po stronie przychodowej każdej uczelni są wpływy za kształcenie. Podczas analizy roli państwa w systemie finansowania szkolnictwa wyższego nasuwają się pytania będące zaczynem do ważnej dyskusji: czy system, w którym pieniądze trafiałyby do uczelni za studentem, jest w polskim modelu prawnym możliwy?

Uczelnie same określające czesne wynikające z kosztów kształcenia w danej placówce, jak i poziomu cen utrzymujących się na rynku usług edukacyjnych, to standard w świecie anglosaskim, jednak w Polsce mało popularny ze względu na obawy o ograniczenie dostępności kształcenia dla osób z uboższych rodzin. Ma to wyraz w polskiej Konstytucji… Państwo może jednak, promując rozwój rynku edukacji, uruchamiać różne narzędzia pomocowe, na przykład powołać instytucję opłacającą studia osobom do tego uprawnionym, funkcjonującą w formie funduszu pożyczkowego.

Instytucja taka finansowałby naukę poprzez udzielanie studentom nisko oprocentowanych pożyczek na kształcenie, a jednocześnie negocjowałaby wysokość czesnego z uczelniami chcącymi uczestniczyć w takim systemie finansowania. Wysokość pożyczki uzależniona byłaby od predyspozycji i stopnia przygotowania kandydata.

Gdy kandydat zakwalifikuje się na wybraną przez niego uczelnię i podejmie naukę, instytucja finansująca będzie przekazywać pieniądze na konto uczelni za każdy miesiąc studiów (lub w formie przelewów semestralnych). Student mógłby także dostać pożyczkę na utrzymanie się podczas studiów.

Aby umożliwić dostęp do nauki możliwie największej liczbie osób, można by posłużyć się systemem oceny egzaminów maturalnych; pomoc finansowa zależałaby od wysokości ocen. Można oczywiście zastosować inne kryteria. Górny limit pożyczki mógłby być warunkowany wynikami egzaminów i innymi mierzalnymi osiągnięciami kandydata.

Lista uczelni, których studenci byliby beneficjantami systemu, byłaby przygotowywana przez MNiSW wyłącznie na podstawie jasno określonych kryteriów merytorycznych. Na takiej liście powinny znaleźć się wszystkie szkoły mające uprawnienia uczelni wyższych w Polsce, a chcące uczestniczyć w takim systemie. Wraz ze zwiększającym się budżetem funduszu dostępność do środków by rosła.

Studenci korzystający z tego systemu podpisywaliby umowy cywilnoprawne, których celem byłoby skuteczne ściąganie zobowiązań. (…)

Ministerialni urzędnicy są przygotowani do wyliczania kosztów kształcenia na określonym kierunku studiów, mogliby więc szacować kwoty refundacji. Dotychczasowy system dotacji opiera się na szacowaniu kosztów na określonych kierunkach uczelni państwowych. Uczelnie decydujące się na wyższe czesne musiałyby pozostawać poza systemem.

Jeśli chodzi o osoby bezrobotne czy unikające płacenia podatków i spłacania zobowiązań, rozwiązań można poszukać, analizując podobne systemy działające w innych krajach, np. w Norwegii…

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Edukacja jest usługą” znajduje się na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Edukacja jest usługą” na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Resortowe dynastie w wymiarze sprawiedliwości RP. Jacy ludzie stanowią „nadzwyczajną kastę” Rzeczpospolitej?

Czy chcemy, by o naszym losie decydowali prawnicy wychowani w relatywizmie i służalczości wobec władzy, którzy odziedziczyli przekonanie, że prawo zależy od aktualnie obowiązującego ustroju?

Maciej Marosz

Wymiar sprawiedliwości, utworzony po wojnie w kontrolowanej przez Sowietów Polsce jako jeden filarów komunistycznej władzy, do dziś nie uległ zmianie. Kasty prawnicze pełnią kluczową rolę w zapewnianiu trwałości układu powiązań i wpływów ustalonego przy Okrągłym Stole.

To rękami prawników udaremniano rozliczenia z komunizmem i nie dopuszczono do uznania skali krzywd wyrządzonych przez nieosądzonych do dziś zbrodniarzy. Nie odebrano ludziom minionego systemu wpływu na kształt restaurowanej państwowości po okresie zależności od Sowietów, a tuszowanie win z okresu komunizmu stało się fundamentem nowej rzeczywistości ustrojowej. Postkomunistyczne państwo nie było w stanie rozliczyć żadnej z głośnych afer korupcyjnych, w tych sprawach skazywano jedynie ścigających korupcję.

Powstało państwo prawników, a nie państwo prawa. W dzisiejszej Polsce każde działanie polityczne, każdy przejaw aktywności publicznej czy obywatelskiej może zostać prawnie podważony, a nawet skryminalizowany. Rola prawników jest w tym kluczowa.

„Resortowe togi” są próbą analizy drogi zawodowej kilku pokoleń przedstawicieli polskiego wymiaru sprawiedliwości. Prezentują członków TK, wskazują na historyczne uwikłanie i rolę, jaką odegrał on w sporze konstytucyjnym trwającym od 2015 roku. W książce sportretowano także przedstawicieli Sądu Najwyższego, KRS czy RPO.

Autor nie mógł również pominąć najnowszej historii resortu sprawiedliwości. Okazuje się, że obsada ministerstwa układa się w ciąg agentów bezpieki komunistycznego państwa.

Ważny jest mechanizm kooptacji młodych kadr prawniczych systemu. Odpowiednią mentalność prawników kształtuje się już na uczelni. (…) ścieżki kariery stoją otworem jedynie przed tymi adeptami prawa, którzy zaakceptują kastowe warunki kooptacji i staną się konformistami doskonałymi.

***

Wydział prawa UW postanowił uczcić 70. rocznicę urodzin swojego profesora, byłego sędziego Trybunału Konstytucyjnego i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, Leszka Garlickiego. Przemówienia prelegentów zamieniły się w jednogłośną litanię pochwał i podziękowań, co w wypadku biografii jubilata wymagało zmieniania rzeczywistości, szczególnie tej z PRL-u.

Przyjaciele, uczniowie i prawnicy, admiratorzy dorobku profesora, wykonali wielki wysiłek, by skrzętnie omijać niewygodne fakty z biografii jubilata. Nie zająknęli się nawet na temat jego działalności w komunistycznych organizacjach młodzieżowych, czy aktywisty partyjnego. Oczywiście nikt nie wspomniał, że Garlicki był zarejestrowany jako kontakt operacyjny „Arkadiusz”.

Profesor Janusz Trzciński stwierdził, że Leszek Garlicki właściwie stworzył podwaliny dzisiejszego orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego. – Jego dorobek czyni go ambasadorem polskiego systemu prawnego poza granicami kraju – przemawiał górnolotnie. – Nasz kraj zawdzięcza mu bardzo wiele – podwyższała rangę pochwał prof. Małgorzata Gersdorf. – Leszek zawsze był dla mnie wzorem do naśladowania. To człowiek uczciwy, stały w swoich poglądach, niezależnie od ustroju. Miał takie poglądy wtedy i ma je teraz – przekonywała pierwsza prezes Sądu Najwyższego. Nie sprecyzowała, czy chodziło jej o te poglądy, które Garlicki wygłaszał na zebraniach egzekutywy PZPR na Uniwersytecie Warszawskim.

***

W 1988 roku Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego opublikował Księgę Jubileuszową poświęconą Igorowi Andrejewowi. Jej autor Lech Gardocki nie szczędzi pochwał Andrejewowi, m.in. za to, że „jego opracowanie «Ustawowe znamiona przestępstwa» należy do najważniejszych książek z dziedziny prawa karnego w okresie powojennym”, ponieważ profesor prowadził w nim rozważania o „realizacji idei praworządności”. (…)

Igor Andrejew wywarł z pewnością wymierny wpływ na prof. Gardockiego jako jego mentor. Ten komunistyczny tuz prawa łączył teorię z praktyką. (…) Andrejew to jeden z trzech sędziów, którzy utrzymali w mocy wyrok śmierci na gen. Emila Fieldorfa „Nila”, a następnie negatywnie zaopiniował prośbę o jego ułaskawienie.

Lech Gardocki, pytany, jak ocenia dziś Andrejewa i swoją współpracę z nim, nie zdecydował się na jednoznaczne potępienie swojego mistrza. – W sensie wiedzy prawniczej to był człowiek wybitny – stwierdził. – Inna sprawa, że wziął udział w mordzie sądowym na gen. Fieldorfie „Nilu”. To jest trudne do wytłumaczenia, że mógł pisać z jednej strony tyle o praworządności, a z drugiej wziąć udział w czymś strasznym, jak ten mord. Nie wiem, czy profesor Andrejew nie widział tej sprzeczności.

Cały tekst Macieja Marosza o jego książce pt. „Resortowe togi” znajduje się na s. 5 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Maciej Marosz o swojej książce pt. „Resortowe togi” na s. 5 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Kurier WNET” 40/2017, Adam Słomka: Reparacje są możliwe. Trzeba konsekwentnie bronić swoich praw, a będziemy szanowani

Skoro rząd w Berlinie godzi się na zadośćuczynienie za masakrę Nama i Herero, to dlaczego wypiera konieczność zadośćuczynienia za straty Polski w czasie wojny, którą Niemcy wywołali wspólnie z ZSRR??

Adam Słomka

Reparacje są nadal aktualne

Mało kto wie, że obozy śmierci Niemcy tworzyli już… w II Rzeszy, a ofiarami zaplanowanego ludobójstwa padło ok. 110 tysięcy osób.

W 1985 roku podkomisja praw człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych opublikowała tzw. „Raport Whitakera”, który zakwalifikował eksterminację plemion Herero i Nama z Afryki Południowo-Zachodniej jako pierwsze ludobójstwo XX wieku na świecie. Miało ono miejsce w latach 1904–1907 w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej (dzisiejsza Namibia) podczas tzw. „wyścigu o Afrykę”. Choć Namibia przestała być niemiecką kolonią w 1915 roku (do ogłoszenia niepodległości w 1990 roku zajmowała ją RPA), Niemcy utrzymują z nią dość ścisłe związki. W nadmorskim kurorcie Swakopmund położonym nad Oceanem Atlantyckim jest ulica Bismarcka i Heinricha Göringa – pierwszego gubernatora Deutsch-Südwestafrika, prywatnie – ojca słynnego zbrodniarza nazistowskiego Hermanna, szefa Luftwaffe.

Niedawno namibijski dziennik „The Namibian” poinformował, że rząd tego państwa przygotował pozew przeciwko RFN, który opiewa na kwotę 30 miliardów euro. Przy tym okazało się, że negocjacje w tej sprawie trwają od blisko trzech lat. Rząd w Berlinie na tym etapie zadeklarował kwotę 100 mln euro jako formę zadośćuczynienia za ludobójstwo Nama i Herero.

Niemieckie ludobójstwo z czasów, gdy Adolf Hitler był uczniem szkoły w Steyr

W styczniu 1904 roku członkowie plemienia Herero pod wodzą Samuela Maharera zbuntowali się przeciwko niemieckiej ekspansji kolonialnej na zamieszkane przez nich tereny. Powstańcy zaatakowali osiedla niemieckich kolonistów, zabijając ponad 100 osób. Oszczędzili kobiety i dzieci. W pierwszych tygodniach powstania przewaga Hererów była wyraźna. Zagrozili oni nawet stolicy Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej – Windhuk.

W sierpniu 1904 w Afryce wylądował przysłany z Europy 15-tysięczny niemiecki korpus ekspedycyjny. Na jego czele stanął generał Lothar von Trotha, który wydał pierwszy udokumentowany rozkaz ludobójstwa. Trotha głosił, że: „moja polityka polegała i polega na stosowaniu siły, skrajnego terroru, a nawet okrucieństwa”. W decydującej bitwie pod Waterbergiem Niemcy pokonali rebeliantów. Trotha rozmyślnie pozwolił wojownikom Herero wymknąć się z okrążenia wraz z towarzyszącymi im rodzinami, po czym zepchnął ich na skraj pustyni Omaheke (zachodnia odnoga pustyni Kalahari), zagradzając równocześnie dostęp do źródeł wody. Po zepchnięciu Herero na tereny pustynne Trotha rozkazał odczytać im proklamację, w której ogłaszał, że utracili oni status poddanych niemieckiego cesarza i muszą opuścić tereny Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej. Zagroził jednocześnie, że każdy Herero, który pozostanie na terytorium kolonii, zostanie zabity – bez względu na wiek czy płeć. W rozmowach z gubernatorem Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej Trotha nie ukrywał, że jego celem jest całkowita eksterminacja zbuntowanego ludu.

Przez dwa miesiące Hererowie wegetowali na pustyni Omaheke. Niemieckie wojsko blokowało im dostęp do źródeł wody i zabijało każdego, kto usiłował się do nich zbliżyć. W efekcie tysiące Herero zginęło na skutek głodu i pragnienia.

Pod wpływem protestów niemieckiej i międzynarodowej opinii publicznej cesarz Wilhelm II rozkazał przerwanie akcji pacyfikacyjnej. Wbrew dyrektywom z Berlina, Trotha kontynuował jednak politykę represji. Pozostali przy życiu członkowie plemienia Herero zostali umieszczeni w obozach pracy, gdzie oznakowano ich literami GH (niem. Gefangene Herero). Byli zmuszani do katorżniczej pracy przy budowie linii kolejowej z Zatoki Lüderitza do Keetmanshoop, a niemieccy koloniści dokonywali na nich licznych mordów i gwałtów. Duża część jeńców, którzy nie mogli pracować, została umieszczona na tzw. Shark Island w pobliżu miasta Lüderitz, gdzie znajdował się jeden z pierwszych na świecie obozów śmierci. W obozie tym zmarło ok. 3500 Afrykanów.

Niemieckie ludobójstwo w reakcji na powstanie Hererów doprowadziło do prawie całkowitego ich wyniszczenia, a liczba członków plemienia zmniejszyła się w okresie trwania konfliktu z 80 tysięcy do około 15 tysięcy osób.

Pod koniec 1905 roku powstanie wznieciło także plemię Nama, które w efekcie spotkał podobny los.

W dzisiejszej Namibii niemieccy lekarze Eugen Fischer, Fritz Lenz oraz Erwin Baur prowadzili na ocalałych z pogromu Herero rasowe badania medyczne. Niemieccy naukowcy analizowali w nich 778 głów Herero oraz Nama uciętych jeńcom, które posłużyły im jako pomoce naukowe w pseudonaukowych opracowaniach dotyczących teorii i higieny ras.

Trzeba zatem postawić pytanie o specyficzne „upodobania” Niemców do upadlania rozmaitych narodów przez blisko 50 pierwszych lat XX wieku. Wbrew obecnej narracji, niemieckie ludobójstwo nie było wynikiem dojścia do władzy nazistów i Adolfa Hitlera, ale ma jakieś nieznane szerzej i głębsze korzenie.

Germanizacja w czasie zaborów to nie ludobójstwo – jednak też zawierała jakieś pierwiastki widzenia siebie przez samych Niemców jako narodu szczególnie predestynowanego do zarządzania i decydowania o losach innych nacji. Skoro rząd w Berlinie godzi się na jakąś formę zadośćuczynienia za masakrę Nama i Herero, to trzeba zadać pytanie, dlaczego tak uparcie wypiera konieczność zadośćuczynienia za straty Polski i Polaków w czasie wojny, którą Niemcy wywołali wspólnie z ZSRR?

Domagajmy się zadośćuczynienia od Federacji Rosyjskiej za efekty paktu Hitler-Stalin z 23.08.1939 r.

ZSRR również stosował wobec Polski metody ludobójcze jeszcze przed 1 września 1939 roku. W latach 1937–1938 realizowano w ZSRR tzw. akcję polską NKWD, wynikającą z rozkazu Ludowego Komisarza Spraw Wewnętrznych ZSRR nr 00485 z dnia 11 sierpnia 1937 r. Według dokumentów NKWD, skazano 139 835 Polaków, z czego zamordowano bezpośrednio 111 091 osób. Po 17 września 1939 do 22 czerwca 1941 ZSRR przez fizyczną eliminację i zsyłki doprowadziła do śmierci 1 do 2 milionów polskich obywateli.

Po zbrojnej agresji ZSRR na Polskę 17 września 1939 r. okupacji wojskowej wschodnich terenów II Rzeczypospolitej przez Armię Czerwoną i ustaleniu w dniu 28 września 1939 r. przez III Rzeszę i ZSRR w zawartym w Moskwie „pakcie o granicach i przyjaźni” niemiecko-sowieckiej linii granicznej na okupowanych wojskowo przez Wehrmacht i Armię Czerwoną terenach Polski, mieszkańcy obu okupowanych części państwa polskiego zostali poddani represjom przez obu najeźdźców. Na terenach okupowanych i anektowanych przez ZSRR obywatele Rzeczypospolitej, zarówno Polacy, jak i obywatele polscy innych narodowości, zostali poddani przez stalinowski aparat przemocy ZSRR brutalnym represjom, obliczonym na załamanie społecznego morale i zniszczenie w zarodku rodzącej się konspiracji. Długofalowym celem polityki ZSRR była depolonizacja Kresów Wschodnich oraz sowietyzacja ludności przyłączonych do ZSRR terenów Rzeczypospolitej.

Terytorium Rzeczypospolitej Polskiej na wschód od linii granicznej ustalonej w układzie pomiędzy III Rzeszą a ZSRR zostało w październiku 1939 r. anektowane przez ZSRR. Formalną podstawą były pseudoplebiscyty, a następnie aneksja w trybie uchwały Rady Najwyższej ZSRR. Były to akty prawne równoległe do dwóch dekretów Adolfa Hitlera – z 8 i 12 października 1939 r., którymi jednostronnie wcielił zachodnie terytoria Polski do III Rzeszy, tworząc jednocześnie z centralnych ziem II Rzeczypospolitej Generalne Gubernatorstwo.

Wszystkie powyższe akty „prawne”, jednostronnie likwidujące terytorium II Rzeczypospolitej, były sprzeczne z ratyfikowaną przez Niemcy i Rosję Konwencją haską IV (1907). Były one w konsekwencji nieważne w świetle prawa międzynarodowego i nie zostały uznane zarówno przez Rząd RP na uchodźstwie, jak i państwa sojusznicze wobec Polski, a także państwa trzecie (neutralne) przez cały czas trwania II wojny światowej.

W historiografii polskiej przyjmowano dotąd szacunkowe liczby deportowanych, jednak polscy historycy pracujący w IPN twierdzą, że całkowita liczba deportowanych nie przekroczyła 800 tysięcy osób. Krytyka takiego szacunku była jednak tak duża, że nawet prezes IPN, śp. dr hab. Janusz Kurtyka przyznał, że obecne wyliczenia są krytykowane przez część historyków, którzy oceniają liczbę deportowanych od 700 tysięcy przez 1 milion do 1,5 miliona.

Reżim radziecki stosował również inne formy represji, aby zniszczyć polskie oblicze Kresów Wschodnich. Do Armii Czerwonej wcielono ok. 150 tysięcy Polaków. Ginęli oni w 1940 roku w Finlandii oraz w początkowych miesiącach wojny radziecko-niemieckiej. Około 100 tysięcy osób wcielono do specjalnych batalionów budowlanych zwanych strojbatami.

Według danych sowieckich z 10 czerwca 1941 r., a więc niemal z przedednia agresji niemieckiej, w kresowych więzieniach przebywało co najmniej 40 tys. więźniów politycznych. Łącznie NKWD zamordowało nie mniej niż 35 tys. uwięzionych. Największe masakry miały miejsce we Lwowie, gdzie zamordowano od 3,5 do 7 tys. więźniów. W Łucku ofiarą masakry padło około 2 tys. więźniów, w Wilnie około 2 tys., w Złoczowie około 700, Dubnie około 1000, Prawieniszkach 500 więźniów, oprócz tego w Drohobyczu, Borysławiu, w Czortkowie, Berezweczu, Samborze, Oleszycach, Nadwórnej, Brzeżanach. W ciągu tygodnia w czerwcu 1941 roku Rosjanie wymordowali w więzieniach co najmniej 14700 obywateli II RP, na szlakach ewakuacyjnych zostało zamordowanych kolejne 20 tysięcy. Zatem było to nie tylko ludobójstwo wojskowych czy policjantów, np. w Katyniu czy Miednoje…

Na świecie, w krajach demokratycznych uznaje się, że zawinione doprowadzenie do śmierci powoduje odpowiedzialność finansową rzędu 1 mln USD. Zatem śmiało można stwierdzić, że Federacja Rosyjska powinna zwrócić Polsce 1 mln USD x 2 mln ofiar. Część takiego odszkodowania naturalnie należy się obecnej Białorusi, Ukrainie, Litwie. To tylko ostrożny szacunek bez odszkodowań za zniszczenia, grabieże, itd.

Trzydzieści mln rubli w złocie wg wartości z lat XX ubiegłego wieku, o których mówi publicznie poseł Jan Mosiński, jako dług Rosji z niewykonanych ustaleń Traktatu ryskiego – to ułamek tego, co nam się słusznie należy. Niemniej samo publiczne podniesienie sprawy przez ministra Patryka Jakiego i posłów PiS to krok w dobrym kierunku.

Przypomnę, że w Warszawie Federacja Rosyjska nadal nielegalnie zajmuje obiekty należące do polskiego Skarbu Państwa. Uważam, że kwestie odszkodowań za zbrodnie ZSRR w Polsce powinniśmy wnieść do tzw. „Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych”.

Po co wypierać fakty?

Powinniśmy głośno domagać się zadośćuczynienia za doznane a niezawinione krzywdy. Lista odpowiedzialności za dokonane na Polakach w XX wieku mordy jest dużo dłuższa. Źle rozumiana poprawność polityczna dotąd powodowała milczenie o ofiarach w Ponarach niedaleko Wilna, w których kaźni uczestniczyły ochotniczo litewskie oddziały Ypatingasis būrys (Sonderkomando der Sicherheitsdienst und des SD), rekrutujące się głównie spośród szaulisów.

Nie mówi się o ofiarach konfliktu wywołanego przez Czechosłowację już w 1919 roku, gdy mordowano Polaków, np. o oddziale kpt. WP Cezarego Hallera (młodszego brata gen. Józefa Hallera).

Zamordowany Cezary Haller był wybrany w 1911 roku z ramienia konserwatystów na posła do parlamentu austriackiego (zajmował się sprawami Śląska Cieszyńskiego i występował w obronie prześladowanych Polaków z Poznańskiego). 24 stycznia 1919 Czesi zajęli Karwinę, Suchą i Jabłonków, a o świcie 26 stycznia natarli na znajdujący się między Zebrzydowicami i Kończycami Małymi 60-osobowy oddział kpt. Cezarego Hallera. Około godz. 8:00 czeskie natarcie powstrzymała dopiero polska kompania piechoty z Wadowic pod dowództwem por. Kowalskiego. Około południa wojska czeskie natarły na Stonawę, z której Polacy musieli się wycofać na skutek braku amunicji. Po uzupełnieniu jej podjęli nieskuteczną próbę odbicia miasta. W natarciu na czeskie pozycje zginęło ok. 75% polskiej kompanii. Pozostałych kilkunastu wziętych do niewoli żołnierzy Czesi wymordowali, zakłuwając ich bagnetami. Następnego dnia wojska czeskie zajęły Cieszyn, Goleszów, Hermanice i Ustroń.

Natychmiast po wejściu do miasta wywiesili Czesi na wieży ratuszowej chorągiew o czeskich kolorach narodowych. Zaraz też pozdzierano wszystkie orły polskie, przy czem żołnierze czescy orły te deptali, pluli na nie i rzucali do Olzy – pisał 28 stycznia 1919 roku w artykule Czesi w Cieszynie redaktor „Dziennika Cieszyńskiego” Władysław Zabawski. W dniach 28–31 stycznia bitwa pod Skoczowem zatrzymała dalszy postęp wojska czeskiego.

Również unika się przypominania o agresji dokonanej na II RP w sojuszu z Hitlerem przez wojska słowackie i inkorporowanie w jej efekcie części naszego przedwojennego terytorium do Republiki Słowackiej, która powstała po rozpadzie Czechosłowacji w marcu 1939 roku.

Wszyscy też znamy skalę ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich z OUN/UPA, której liderzy byli w latach 30. XX wieku szkoleni w nienawiści do Polaków zarówno przez wojskowe służby Republiki Weimarskiej, a później III Rzeszy, jak i służby ZSRR na swoich polskich sąsiadach na Kresach Wschodnich Rzeczpospolitej.

Zatem są możliwości, aby domagać się rozmaitych reparacji i odszkodowań. Same akty symboliczne nie wystarczają – choć niewątpliwie są ważnym elementem dla tworzenia dobrych stosunków dobrosąsiedzkich. O tych sprawach nie można milczeć, trzeba konsekwentnie bronić swoich praw. Tylko wtedy będziemy szanowani.

Autor jest przewodniczącym stowarzyszenia KPN-NIEZŁOMNI, założycielem Centrum Ścigania Zbrodniarzy Komunistycznych i Faszystowskich, posłem na Sejm RP I, II i III kadencji.

Artykuł Adama Słomki pt. „Reparacje są nadal aktualne” znajduje się na s. 15 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Adama Słomki pt. „Reparacje są nadal aktualne” na s. 15 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jan Kowalski / Jak wygrać wybory i rządzić długie lata przy poparciu 75% społeczeństwa. Skuteczny przepis dla PiS

Pisząc tydzień temu o śledziach z jednej beczki, zapowiedziałem podanie skutecznego przepisu. Boję się, że trochę na wyrost, nie jestem przecież astrologiem, ale słowo się rzekło. A zatem, do dzieła.

Zacznę od początku, od obalenia podstawowego twierdzenia, że celem każdej partii politycznej jest zdobycie władzy, a potem jej utrzymanie. Od szkoły podstawowej wmawia się to dzieciom. Nic zatem dziwnego, że w wieku dojrzałym taką mądrością politycy – i nie tylko – trącą. Powiem wprost, to niebezpieczne dla społeczeństwa przekonanie wypływa bezpośrednio z prymitywnego darwinizmu. Tak jak z prymitywnego darwinizmu ulepiony był marksizm, bolszewizm i nazizm. Czy należałoby tu dodać makiawelizm? Chyba tak, bo po upadku ideologii jako spoiwa, partia rządząca najchętniej odwołuje się do racji stanu jako uzasadnienia dalszego sprawowania władzy.

Co najmniej 40 lat minęło od mojego dzieciństwa, kiedy to powyższą definicję partii politycznej poznałem w szkole. I ze zdumieniem odkryłem, że w naukach społecznych serwowanych obecnie uczniom nic się nie zmieniło. Ale przecież 40 lat temu panował w Polsce bolszewizm. Czyżby zatem obecnie, skoro definicja pozostała taka sama, panuje on dalej? Przyglądając się systemowi sprawowania władzy w Polsce (w zasadzie nad Polską) i funkcjonowaniu partii politycznych, trudno nie odpowiedzieć na to pytanie twierdząco.

Po tej podbudowie ideowej, żeby nie przeciągać struny, podam wreszcie zapowiedziany w tytule przepis: żeby wygrać i rządzić, Prawo i Sprawiedliwość musi oddać władzę. Nie, nie innej partii. I nie podzielić się, ale oddać. Musi oddać władzę Polakom. Władzę decydowania o swoim życiu, o sposobie wydatkowania zarabianych przez siebie pieniędzy, o własnym zdrowiu i o sposobie ubierania się również.

Tylko w ten sposób możemy pokonać spuściznę bolszewizmu ideowego i strukturalnego, dławiącego naszą ojczyznę. Oddając tak wielką władzę Polakom, Prawo i Sprawiedliwość stanie się zarazem najsilniejszą partią polityczną w Polsce. I nie myślę tu o strukturach gminnych czy powiatowych lub tych słynnych partyjnych szablach w liczbie 30. [related id=41258]

Dzięki takiemu posunięciu Prawo i Sprawiedliwość stanie się najsilniejszą partią, mierząc to najpewniejszą miarą – miarą poparcia społecznego. Czy będzie to 81 czy 75%, nie jestem tego w stanie zagwarantować. Będzie to jednak wystarczające poparcie, żeby wprowadzić w Polsce nowy ustrój społeczny. Zaprojektowany nie przeciw obywatelowi (= poddanemu), ale dla obywatela – właściciela własnego państwa. Ustrój państwa obywatelskiego, silnego i zamożnego, przedstawiłem w zarysie w cyklu: „Zanim napiszemy nową konstytucję”.

To obecne rozdarcie na dwa plemiona, te zażarte spory narodowe nie do załagodzenia, które uniemożliwiają naprawę państwa, to wszystko są – modny zwrot – fejk niusy. Fałszywe imaginacje wtłaczane do głowy zwykłym Polakom, żeby łatwiej było nas niewolić mentalnie i fizycznie. Tymczasem prawdziwe życie toczy się gdzie indziej. Czy Prawo i Sprawiedliwość w osobie Jarosława Kaczyńskiego skorzysta z mojego przepisu? I wprowadzi Polaków w prawdziwe życie, w życie w prawdzie? Mam nadzieję, bo to jedyny sposób, żeby wyrwać się z bolszewii.

A wtedy, cóż – najwyżej wraz z obecną konstytucją do kosza wyrzucimy też bolszewicką definicję partii politycznej. Może nowa będzie brzmiała tak: partia polityczna to dobrowolne zrzeszenie obywateli, którego celem działania jest wolność, dobro i pomyślność wszystkich obywateli i całego państwa. Może być?

Jan Kowalski

Propozycja Stowarzyszenia RKW dotycząca likwidacji nieprawidłowości w obowiązującym w Polsce systemie wyborczym

Forum RKW proponuje sposób prawnego zwalczania fałszerstw wyborczych i wprowadzenie obywatelskiej kontroli wyborów. Poniżej – wykaz podstawowych nieprawidłowości i propozycje ich wyeliminowania.

Marcin Dybowski, Jerzy Targalski

Zwalczanie fałszerstw i obywatelska kontrola wyborów
Zasadnicze nieprawidłowości w naszym systemie wyborczym i propozycje prawnie skutecznego przeciwdziałania

22 kwietnia 2017 FORUM RKW

I. NADMIERNE UZALEŻNIENIE PRZEBIEGU I KONTROLI WYBORÓW OD STRUKTUR WŁADZY SAMORZĄDOWEJ I POLITYCZNEJ 

1. Dowolność w odwoływaniu Przewodniczących Obwodowych Komisji Wyborczych przez wójta/burmistrza bez jakiejkolwiek możliwości odwołania się od tej decyzji lub uzależnienia jej prawomocności od podobnej decyzji Okręgowej Komisji Wyborczej.

Ø  Przewodniczący Obw. KW powinien być nieusuwalny przez wójta/burmistrza, odwołanie możliwe tylko przez Okręgową KW, ale musi być ściśle określony tryb (wraz z trybem odwołania się od decyzji) oraz wymienione konkretne powody.

2. Brak jakiejkolwiek kontroli nad przechowywanymi w urzędach gmin/miast pieczęciami Obwodowych Komisji Wyborczych przez cały okres pomiędzy wyborami i w okresie ogłoszenia wyborów.

Ø  Pieczęcie muszą być deponowane po wyborach komisyjnie przez Przewodniczących Obwodowych KW i wydawane komisyjnie Obwodowym KW przez Okręgową KW z pominięciem urzędów samorządowych. Pomiędzy wyborami pieczęcie są cały czas w opieczętowanym sejfie Okręgowej KW.

3. Brak społecznej kontroli podczas dystrybucji odebranych z drukarń kart wyborczych, dystrybucja odbywa się wyłącznie w obecności urzędników gmin/miast, dopiero pod koniec karty wydawane są powołanym Obwodowym Komisjom Wyborczym, ale zupełnie nie wiadomo, co się działo z kartami wyborczymi w trakcie ich drukowania, w drodze pomiędzy drukarnią a urzędem, w urzędach przed ich wydaniem członkom Obwodowej KW.

Ø  Druk kart wyborczych wyłącznie przez drukarnię z monitoringiem, z dostępem on-line obejmującym produkcję kart, ich magazynowanie (w tej samej hali), wydawanie kart wyborczych wyłącznie według kolejności ich produkcji i komisyjnie, z obowiązkową obecnością co najmniej 3 członków danej Obw. KW, w tym Przewodniczącego Obw. KW, z możliwością uczestniczenia w tym procesie mężów zaufania lub przedstawicieli Komitetów Wyborczych. Przeliczanie kart zaraz po ich wydrukowaniu i na każdym etapie, jeśli są one przekazywane komukolwiek podczas dalszego procesu organizacji wyborów.

4.  Nieprawidłowości systemu „losowania” członków Obw. KW; pozostawienie tej procedury w rękach urzędników.

Ø  Losowanie jedynie w obecności i pod nadzorem urzędników, ale przekazane w ręce przybyłych na spotkanie kandydatów na członków Obw. KW, którzy spośród siebie wyłaniają komisję skrutacyjną. Tryb losowania opisany wyraźnie w ordynacji – losy wybierane z pojemnika w takiej procedurze, by osoba ciągnąca „los” nie miała możliwości wglądu do wymieszanych losów.

5.  Brak realnej społecznej weryfikacji procesu tworzenia list wyborców, nie ma odpowiedniego czasu na realną weryfikację wydrukowanej listy wyborców wydanej w ostatniej chwili Obw. KW, przy jednoczesnym braku procedury odwoławczej w przypadku sfalsyfikowanej lub zawierającej błędy listy wyborców.

Ø  Wgląd w procedurę tworzenia obwodowej listy wyborczej na każdym etapie. Listy wyborców wydane członkom Obw. KW najpóźniej na 7 dni przed wyborami, a listy uzupełniające najpóźniej 2 dni przed wyborami. Konieczność nadzoru Komitetów Wyborczych nad funkcjonującą centralną państwową bazą danych Źródło. Konieczny jest także sejmowy nadzór nad procedurą wytwarzania w okresie wyborów dokumentów dla służb specjalnych (chodzi o to, by nie było nagłego ilościowego przyrostu wydawanych dokumentów, które przecież będą posiadały wszelkie cechy zewnętrzne, umożliwiające oddawanie głosów).

6.  Brak realnej społecznej kontroli nad systemem zliczania od dołu ku górze cząstkowych wyników wyborów, odbywa się to na terenie budynków podległych władzom samorządowym lub politycznym, zliczanie trwa wiele dni i im wyżej, tym mniejsza jest kontrola społeczna. Im wyżej usytuowane, tym bardziej hermetyczne jest ciało podliczające zbiorcze głosy. Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) w ogóle nie dopuszcza do siebie „obcych”, np. mężów zaufania, przed dniem wyborów. Na czas wyborów do składu PKW Komitety Wyborcze nie mają możliwości delegowania kogoś do pracy w PKW:

a.      Państwowa Komisja Wyborcza mieści się na terenie budynków podległych Kancelarii Prezydenta, w której (drzwi w drzwi) pracują urzędnicy kancelarii prezydenckiej (konflikt ewidentny – bezpośredni, gdy chodzi o wybory prezydenckie, pośredni, gdy mamy inne wybory, jeśli za kandydatami w danych wyborach stoi ta sama partia, która stała za wyborem prezydenta). Urzędnicy kancelarii prezydenckiej mają bezpośredni i stały dostęp do zwykłych pracowników, a także i sędziów PKW w centralnej siedzibie PKW;

b.  Pozostałe pomieszczenia szczebla niższego analogicznie znajdują się na terenie urzędów ściśle zainteresowanych w „odpowiednim” przebiegu wyborów.

Ø  Natychmiastowe przeprowadzenie całej instytucji KBW i PKW do osobnego, suwerennego i jej własnego budynku jako instytucji konstytucyjnej i centralnej, która od dawien dawna powinna mieć własny budynek (gdyby rzeczywiście chodziło kiedykolwiek wcześniej o prawidłowość wyborów).

Ø  Skład Okręgowych Komisji Wyborczych wyłaniany odpowiednio wcześniej, ale analogicznie do procedury społecznych Obw. KW, przy czym w składzie Okręgowych KW – jak dotychczas – mają znajdować się sędziowie wskazywani przez państwo. Strona społeczna (kandydaci skierowani przez Komitety Wyborcze) ma prawo weta wobec sędziów kierowanych do wspólnej pracy w Okręgowej KW (dotychczas kierowani do tej pracy sędziowie częstokroć byli wykolejeńcami i osobami, na które władze miały swoje „haki”).

Ø  Stowarzyszenia, a nie tylko Komitety Wyborcze mają prawo kierowania obywateli do pracy w komisjach wyborczych każdego szczebla (rozwiązanie prawne podobne, jak podczas referendum).

Ø  Kilkudniowe obliczanie wyników w wyższych ogniwach piramidy zliczającej wymaga rotacyjnej obecności wielu mężów zaufania i członków Okręgowych lub wyższych KW (jeden mąż zaufania lub członek Okręgowej lub wyższej KW – przedstawiciel strony społecznej – po pierwszym dniu pracy będzie już zmęczony i niczego nie przypilnuje, musi mieć zmiennika).

II. NIEPRAWIDŁOWOŚCI NA POZIOMIE CENTRALNYM SYSTEMU WYBORCZEGO

1.  Decyzje Państwowej Komisji Wyborczej nie podlegają jakiemukolwiek zaskarżeniu (na przykład przed Sądem Najwyższym) – niemożność zaskarżenia przez jakikolwiek komitet wyborczy czy jakąkolwiek instytucję czy grupę społeczną postanowień PKW. Niemożność zaskarżenia uchwał PKW, a szczególnie bardzo ważnej uchwały „Wytycznych dla Obw. KW” precyzującej postępowanie Obw. KW (jej wybór, ukonstytuowanie, kompetencje, procedury przed dniem wyborów, w dniu wyborów i po wyborach).

Ø  Decyzje PKW i KBW, a szczególnie uchwała o nazwie „Wytyczne dla Obw. KW…” muszą być zaskarżalne – w trybie wyborczym, najlepiej do Trybunału Konstytucyjnego (jeśli nie do TK, to do Sądu Najwyższego).

2.  Nie wiadomo, na jakiej podstawie prawnej tworzone są listy wyborców w sytuacji, gdy zarówno PKW, jak i MSWiA wyraźnie oświadczyły w 2015 roku, że państwowa/centralna baza danych, tzw. Źródło – ze względu na masowo występujące błędy – NIE MOŻE być podstawą do tworzenia list wyborczych, a dane osobowe/meldunkowe przechowywane w komputerach gminnych nie mają podstawy prawnej, gdyż takową ma jedynie centralna baza danych, tzw. Źródło. Jeśli gminy nie mogą tworzyć legalnych list wyborców na podstawie nieaktualizowanych i prawnie nie mających umocowania własnych baz danych, to oznacza, że wąska grupa osób mających dostęp do centralnej bazy danych, osób całkowicie zależnych od państwa, może w sposób dowolny i przez nikogo niekontrolowany tworzyć listy wyborców z klawiatury systemu komputerowego i oprogramowania komputerowego zależnego od aktualnie sprawujących władzę koterii.

Ø  Społecznej kontroli należy poddać procedury tworzenia list wyborczych w centralnej bazie Źródło i w urzędach gminnych, które do tych instytucji delegują mężów zaufania na czas wyborów. Zgłaszane nieprawidłowości rozpatrywane są w trybie wyborczym.

3.  Nieprawidłowości w tworzeniu zagranicznych sieci Obw. KW dla Polonii. Proces ten jest całkowicie dowolny i nie podlega kontroli ani zaskarżeniu (np. przez Senat RP, który mógłby mieć taka prerogatywę z racji swej opieki nad Polonią).

Ø  Przekazać prerogatywy tworzenia sieci zagranicznych Obw. KW kontroli społecznej, a więc Komitetom Wyborczym i Senatowi RP, które wyznaczą na czas wyborów tę sieć. MSZ będzie narzędziem wykonawczym (a nie organem decyzyjnym).

4.  Nieprawidłowości związane z wprowadzeniem systemu komputerowego zliczania głosów, związane z:

a.  Samym szwankującym systemem komputerowym, nad którym nie ma społecznej kontroli podczas jego tworzenia, podczas jego testów i funkcjonowania w dniu wyborów i w dniach następnych (nadzór sędziów z OKW lub PKW jest fikcyjny lub wątpliwy);

b.  Tworzeniem tylko elektronicznej wersji protokołu, a nie papierowej i ręcznie wypełnionej w obecności wszystkich członków komisji wersji protokołu z wynikami głosowania w Obw. KW.

– Sugerowanie w materiałach szkoleniowych PKW dla członków Obw. KW, by jedynym protokołem był protokół tworzony komputerowo i by nie było protokołu ręcznie sporządzonego przez członków Obw. KW, podpisanego na każdej stronie przez wszystkich członków Obw. KW (z zaleceniem, by protokół elektroniczny podpisywać tylko na ostatniej stronie, gdy konkretne wyniki cząstkowe są na pozostałych stronach!).

– Ograniczenie kontroli społecznej oraz pozostałych członków Obw. KW nad procesem tworzenia elektronicznego protokołu poprzez przeniesienie tego procesu do innych pomieszczeń niż to, w którym procedują wszyscy członkowie Obw. KW, co powoduje, że protokoły tworzone są już nielegalnie w obecności dwóch osób, w tym informatyka gminnego, a pozostali członkowie Obw. KW dowiadują się od nich o ostatecznym wyniku, „zaakceptowanym” przez system informatyczny PKW.

– W roku 2014, przy całkowicie wadliwym systemie komputerowym, zliczanie głosów w Obw. KW trwało wiele dni. W związku z tym ostatecznie wynik samorządowych wyborów, czyli dotyczących władz w gminie, wklepywany do komputera gminnego i przesyłany do centrali PKW, odbywał się bez obecności wszystkich pozostałych członków Obw. KW, a przez to pozostawał poza wszelką kontrolą społeczną, za to pod kontrolą gminnego informatyka i przewodniczącego Obw. KW zależnego od wójta/burmistrza. Do dziś w woj. mazowieckim nie wiadomo (mimo istnienia ówczesnego systemu komputerowego), na podstawie jakich wyników cząstkowych wybrane są władze samorządowe w tym województwie.

c. Tworzenie systemów komputerowych, które będąc podpięte centralnie do PKW, zawierają procedurę ostatecznej akceptacji protokołu przez PKW – wydruk protokołu nastąpi dopiero w chwili, gdy na to wyrazi zgodę centrala.

Ø  W ordynacji wyborczej, prawodawstwie dotyczącym wyborów, jak też we wszelkiej dokumentacji wytwarzanej przez PKW i KBW – wszędzie, gdzie jest mowa o protokole wyborczym podsumowującym wyniki wyborów – musi być wyraźnie wskazane, że jedynym prawnie obowiązującym i ważnym jest protokół ręcznie sporządzony przez członków komisji. „Komputerowiec z gminy” może jedynie przepisać samodzielnie (ponosząc za to karną odpowiedzialność) dane z protokołu ręcznego, a to, co przepisze, wraz ze skanami protokołu ręcznego publikuje na swych stronach BiP lokalna gmina, biorąc za to karną odpowiedzialność (jest to kolejne, dodatkowe i równoległe zabezpieczenie danych, które jednak nie jest podstawą do ogłoszenia wyniku wyborów). Każdy członek i mąż zaufania Obw.KW i Okręgowej KW ma nieograniczone prawo dokonywania kopii (na wszelkich możliwych nośnikach) ręcznie wytworzonych i zatwierdzonych protokołów oraz ich publikacji.

5.  Nieprawidłowości związane z głosowaniem korespondencyjnym:

a.  Przetrzymywanie tak oddanych głosów nawet do siedmiu dni na terenie gminy poza wszelką kontrolą społeczną i poza kontrolą Obw. KW, a jedynie pod kontrolą urzędników.

b.  Brak jakiejkolwiek kontroli ze strony społecznej lub członków Obw. KW nad tym, czy rzeczywiście i ilu obywateli wyraziło chęć głosowania korespondencyjnego – urzędnik może wygenerować dowolną liczbę „chętnych”, którzy niby się do niego przed dniem wyborów zgłosili, niby wyrażając chęć oddania głosów korespondencyjnie.

c.  Nieprawidłowości w zliczaniu głosów korespondencyjnych, które dostarczane są do lokalu wyborczego:

– brak jakiejkolwiek kontroli nad tym, czy te głosy, które zostały złożone w urzędzie lub na poczcie, są tymi samymi, które dotarły do lokalu;

– systemowy zakaz osobnego zapisania wyniku głosów korespondencyjnie oddanych, które zawierałby w końcowym protokole informację o wyniku z głosów korespondencyjnych, a na przykład mogłoby z zapisu wynikać, iż „dziwnym trafem” wszystkie dostarczone głosy korespondencyjne oddane były na tego samego kandydata.

Ø  Wprowadzić zakaz oddawania głosów korespondencyjnie, zarówno ze względu na to, że takie głosowanie łamie jeden z konstytucyjnie określonych i gwarantowanych przymiotów wyborów (głos MUSI być, zgodnie z konstytucją, oddany bezpośrednio) jak też ze względu na to, że głosowanie korespondencyjnie wprowadzone jest zawsze po to, by fałszować wybory (a już szczególnie jest to możliwe przy obecnych rozwiązaniach wprowadzonych przez poprzednią ekipę rządową).

6.  Nieprawidłowości ipso facto związane z procedurami narzucanymi Obw. KW przez PKW:

a. Brak jasnych wytycznych, które procedury muszą być zachowane bezwzględnie pod klauzulą sine qua non unieważnienia wyborów w danej Obw. KW (np. uregulowanie kwestii przeliczania kart wyborczych przed i w dniu wyborów, późniejszego ich przechowywania już jako ostemplowanych kart wyborczych w lokalu wyborczym, a nie na zapleczu lub w urzędzie gminnym, z którego są podczas wyborów dowożone, procedury podliczania głosów, utworzenia i wywieszenia ręcznego protokołu utworzonego i podpisanego na każdej stronie przez wszystkich członków Obw. KW; protokół komputerowy musi być wobec ręcznego protokołu wtórny i może być wklepany przez informatyka gminnego w innym czasie i na jego odpowiedzialność, w dodatku wyłącznie jako działanie pomocnicze).

b. Sugerowanie, by członkowie Obw. KW nie pracowali w pełnym składzie, tylko by dzielili się na grupki, co daje możliwość na wiele godzin opanowania Obw.KW przez trzyosobową koterię zwolenników jakiegoś kandydata lub partii.

c.  Niejasności związane z procedurami, jakie muszą być natychmiast wdrożone, gdy nieprawidłowości są zgłaszane policji lub sędziom OKW. Zazwyczaj są one lekceważone lub pomijane, a policja lekceważąco podchodzi do takich zawiadomień, niezależnie od tego, czy są one zgłaszane przez członków Obw. KW, czy głosujących obywateli; tymczasem dotyczy to przecież przestępstw ściganych z mocy prawa.

Ø  Powyższe nieprawidłowości już logicznie zawierają przy okazji omówienia rozwiązania poprzez zakaz takich działań lub nakaz działania (choć mamy też więcej regulujących propozycji), ale, co jest jeszcze ważniejsze, chodzi tu o to, by rozwiązania (zakazy i nakazy) były wpisane wyraźnie w ordynację wyborczą lub wymienione wprost w uchwałach PKW i KBW, tak by niezachowanie tych zasad automatycznie wymuszało zastosowanie procedur naprawczych lub unieważniało wybory w danym Obw. KW, która nie stosowałaby się do wyznaczonych zasad – dziś podlega to dowolnej interpretacji i umożliwia fałszerstwa.

7. Nieprawidłowości w posługiwaniu się dokumentacją upoważniającą do oddania głosu w danej Obw. KW:

a. Wprowadzenie nieścisłego określenia „zamieszkiwania” na terenie danej Obw. KW w miejsce prawnie precyzyjnego i rodzącego jasne konsekwencje „zameldowania”.

Ø  Przywrócenie „zameldowania” jako terminu określającego prawo do oddania głosu. Ci, którzy chcą głosować, a nie mają zameldowania, powinni się o zameldowanie postarać, nawet jeśli to zameldowanie miałoby być tymczasowe – tylko w ten sposób można skontrolować proces wyborczy poprzez sprawdzenie, czy PESEL wyborcy nie dubluje się w dwóch różnych Obw. KW. Jeśli ktoś nie głosuje w miejscu zameldowania, powinien posiadać zaświadczenie o prawie do głosowania w innym miejscu niż miejsce zameldowania – to wystarczy; inne rozwiązania sprzyjają fałszerstwom.

b.  Zezwolenie na oddawanie głosu na podstawie takich dokumentów i zaświadczeń, które umożliwiają wielokrotne oddawanie głosu w różnych Obw. KW:

– Na tzw. zaświadczenie o prawie do głosowania w innym miejscu – otóż nastąpiło zniesienie dawnej i obowiązkowej dla Przewodniczącego Obw. KW procedury telefonicznego skontrolowania, czy rzeczywiście takowe zaświadczenie zostało wydane i czy obywatel w związku z tym został w swej gminie wykreślony z listy wyborców. W dalszym ciągu też nie obowiązuje na terenie całego kraju jednolity wzór takiego zaświadczenia, czy też rejestru takich wydanych zaświadczeń, co umożliwia dowolne powielanie takiego zaświadczenia i oddawanie takiej ilości głosów przez taką osobę, która wynika w dniu wyborów jedynie z jej mobilności i woli dotarcia do Obw. KW.

Ø  Przywrócenie konieczności skontrolowania przez Przewodniczącego Obw. KW, czy zaświadczenie jest prawidłowo wystawione i czy nie było już wykorzystane.

– Możliwość głosowania – poza głosem oddanym na dowód osobisty – dodatkowego głosu w dowolnym miejscu w Polsce na paszport. Wystarczy oświadczyć, że jest się osobą pracującą w obcym kraju i przedstawić jakikolwiek (przez nikogo nie weryfikowany), byle w obcym języku napisany papier, który zgodnie z wyraźnym stwierdzeniem PKW, dotyczącym tej konkretnej kwestii, w ogóle NIE MUSI być przetłumaczony na język polski. „Dokumentu” tego obywatel NIE MUSI pozostawić w Obw. KW, co też odbywa się zgodnie z wyraźnymi wytycznymi PKW w tym względzie.

– Możliwość wielokrotnego głosowania na nowy dowód osobisty, który NIE ZAWIERA danych meldunkowych obywatela ani wzoru jego podpisu, co nie pozwala określić, czy rzeczywiście „zamieszkuje” dany obszar Obw. KW. Zarówno na szkoleniach dla członków Obw. KW prowadzonych centralnie przez Okręgowe Komisje Wyborcze, jak i w wytycznych PKW podawana była informacja, iż takim poświadczeniem zamieszkiwania może być kwit z pralni z danego terenu. I Obw. KW ma obowiązek dopisania takiej osoby do listy wyborców danego obwodu.

– Zupełnie nowym sposobem na fałszowanie wyborów okazało się w II turze wyborów na prezydenta RP wprowadzenie na listy wyborców olbrzymiej liczby tzw. bezdomnych „meldowanych” pod adresem danej Obw. KW. Odbyło się to bez wskazania jakichkolwiek podstaw prawnych, o które natychmiast wystąpiliśmy do PKW. Tego, czy ktoś przychodzący z nowym dowodem, który nie zawiera danych meldunkowych, rzeczywiście jest „tutejszym” bezdomnym, nie sposób skontrolować.

Ø  Likwidacja wyżej wymienionych „uprawnień” i korekta nieprawidłowości – nie wymaga wyjaśnień, likwidacja wprost w przepisach i uchwałach PKW.

Na koniec:

Ø    Należy w polskim kodeksie karnym uregulować kwestię odpowiedzialności karnej za fałszowanie wyborów. Jeśli demokracja – a w szczególności akt oddania głosu w wyborach – jest „źrenicą oka” takiego systemu, to przestępstwa wyborcze nie mogą być traktowane tak pobłażliwie jak dotychczas, ale muszą się wiązać co najmniej z pozbawieniem takich osobników praw obywatelskich i karą ciężkiego więzienia.

To tylko niewielka, uporządkowana część z nieprawidłowości, jakie dzieją się od dziesięcioleci podczas wyborów w naszym kraju.

Obecną zmianę polityczną i większość sejmową mamy tylko dzięki śmiałej i zakrojonej na cały kraj akcji obywatelskiej wolontariatu Ruchu Kontroli Wyborów, który to ruch dziś działa jako Stowarzyszenie RKW – Ruch Kontroli Wyborów – Ruch Kontroli Władzy.

Wszyscy powinniśmy być tym wolontariuszom wdzięczni, że wiele z przygotowanych mechanizmów fałszowania wyborów, umożliwionych poprzez nieprecyzyjne wytyczne i regulacje, NIE ZOSTAŁO W PEŁNI WYKORZYSTANYCH!

Ze zaktualizowaną 19.06.2017 r. wersją propozycji zmian w polskim systemie wyborczym można się zapoznać na stronie internetowej Stowarzyszenia RKW

Propozycje przedstawione przez Marcina Dybowskiego i Jerzego Targalskiego w imieniu Forum RKW – „Zwalczanie fałszerstw i obywatelska kontrola wyborów” – znajdują się na s. 6 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Propozycje przedstawione przez Marcina Dybowskiego i Jerzego Targalskiego w imieniu Forum RKW – „Zwalczanie fałszerstw i obywatelska kontrola wyborów” na s. 6 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zbigniew Krysiak: Czy bankierzy ulegną hazardowi moralnemu po wprowadzeniu zmian w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców?

Doradca prezydenta o zmianach poszerzających dostęp do Funduszu Wsparcia Kredytobiorców frankowiczom oraz zastąpieniu przez elity UE idei Schumana antychrześcjańską ideologią komunisty Spinellego.

Prezydencki projekt nowelizacji ustawy o Funduszu Wsparcia Kredytobiorców będzie miał w dniu dzisiejszym swoje pierwsze czytanie. Projekt zakłada pomoc kredytobiorcom znajdującym się w trudnej sytuacji finansowej, zadłużonym zarówno w walutach obcych, jak i w złotych.

– Istotnym elementem prezydenckiej propozycji jest poszerzenie możliwości ubiegania się o wsparcie z Funduszu w postaci przewalutowania kredytu lub zrestrukturyzowania go – powiedział gość Poranka prof. Zbigniew Krysiak, ekonomista, wykładowca Szkoły Głównej Handlowej oraz prezes zarządu Instytutu Myśli Schumana. Wyjaśnił, że restrukturyzacja polega na tym, iż w przypadku zamiany kredytu frankowego na złotowy następuje przewalutowanie po kursie takim, że de facto kredytobiorca zyskuje redukcję zadłużenia.

Prezydent w dyskutowanym dziś przez Sejm projekcie zaproponował między innymi dwukrotne podniesienie minimum dochodowego umożliwiającego wnioskowanie o wsparcie, a także wprowadzenie możliwości odwołania w przypadku negatywnego rozpatrzenia wniosku przez bank. Dodatkowo zwiększona zostanie wysokość możliwego comiesięcznego wsparcia z 1500 na 2000 złotych, wydłużony okres możliwego wsparcia z 18 do 36 miesięcy oraz wydłużony okres bezprocentowej spłaty otrzymanego z Funduszu wsparcia z ośmiu do 12 lat. Możliwe będzie także umorzenie części zobowiązań, szczególnie w sytuacji, gdy dana osoba regularnie spłaca raty.

Kredytobiorca będzie miał też możliwość otrzymania jednorazowej pożyczki na spłatę zobowiązania w przypadku sprzedaży nieruchomości. Jej wysokość może wynieść do 72 tysięcy złotych, natomiast zasady spłaty będą podobne do tych, które obowiązują przy wsparciu w spłacaniu rat.

Banki, które zdecydują się restrukturyzować, czyli „odwalutowywać” kredyty odnoszone do walut obcych, będą mogły liczyć na zwrot różnic bilansowych między wartością kredytów przed restrukturyzacją i po niej.

Prowadzący Poranek Wnet Aleksander Wierzejski przypomniał słuchaczom, że na systemie przewalutowań w momencie umocnienia się franka mocno zyskały banki, które w okresie wcześniejszym namawiały ludzi do wzięcia kredytu właśnie we frankach szwajcarskich. Zauważył przy tym, że po dojściu obozu „dobrej zmiany” do władzy oczekiwania frankowiczów były bardzo duże, zwłaszcza wobec prezydenta, a tymczasem w tej kwestii można zauważyć jedynie powolne „robaczkowe ruchy”.

– Od początku opowiadałem się za kompleksowym rozwiązaniem i taki też był pierwszy projekt prezydenta – powiedział profesor Zbigniew Krysiak. Uważa za konieczne przewalutowanie na złotówki tych kredytów, bowiem w momencie zawirowań na rynku walutowym może to spowodować w Polsce kryzys gospodarczy. – Narodowy Bank Polski nie ma instrumentów, które wpływałyby na kurs walutowy.

Przyznał, że projekt ustawy dzisiaj czytanej w Sejmie to zaledwie kolejny fragment koniecznej do wprowadzenia zmiany systemowej, ale i tak propozycje prezydenta powodują wiele kontrowersji w środowisku bankowym.

Składka bankowców ma wzrosnąć do 3,2 mld rocznie, a w przypadku niewykorzystania jej przez bank na przewalutowanie kredytów, których udzielił swoim klientom, będzie ona przekazywana do wspólnej puli, skąd będą mogły czerpać środki inne banki.

– Rodzi to niebezpieczeństwo hazardu moralnego – powiedział profesor Krysiak. Wskazuje, że banki mogą przewalutować kredyt po kursie nie niższym niż w momencie podpisywania umowy kredytowej, i do tego właśnie będą dążyć za wszelką cenę, by nie stracić pieniędzy zdeponowanych w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców.

Robert Schuman i wspólnota narodów Europy

– Robert Schuman zawsze mówił o wspólnocie narodów Europy i właśnie do tej wspólnoty trzeba wrócić – powiedział prezes Instytutu Myśli Schumana profesor Zbigniew Krysiak, podkreślając znaczenie dla Roberta Schumana związków z Kościołem i głębokiego zawierzenia Matce Bożej, podobnie jak u Jana Pawła II. Profesor stwierdził jednak, że aktualnie tak zwane ideały europejskie stoją dokładnie „w poprzek” idei Schumana i faktycznie są przyczyną takich zdarzeń jak Brexit czy brak solidarności przy budowie Nord Stream 2.

– W 1984 roku liderzy Europy, także „chrześcijańscy”, poddali się ideologii Spinellego, a to osoba uważająca, że chrześcijaństwo trzeba usunąć z przestrzeni publicznej, że jest przeszkodą do realizacji takiej Europy, jaką liderzy promują obecnie – powiedział profesor Krysiak.

18 października, w przyszłą środę, o 11.00 Instytut Myśli Schumana organizuje konferencję. Jednym z uczestników będzie profesor Stanisław Gebhardt, który opowie, jak za życia Schumana przebiegał proces integracji państw europejskich na zdrowych zasadach i jak wyglądała „chrześcijańska międzynarodówka”.

Profesor przedstawił też nowy projekt Instytutu „Wigilia bez granic”. W zeszłym roku w jego ramach w Warszawie i Łodzi zaproszeni zostali na wigilię do polskich rodzin obcokrajowcy. Akcja ta jest zgodna z ideałami Schumana, który mówił o konieczności nawiązywania bezpośrednich relacji. Tak było podczas Światowych Dni Młodzieży, gdy wiele polskich rodzin doświadczyło kontaktu z obcokrajowcami. W tym roku ma to się odbyć na dużo większą skalę.

– Chcemy to zrobić w skali ogólnopolskiej i zaprosić na wigilię do polskich rodzin nie tylko studentów, żeby pokazać Europie model relacji i zapobiegać powstawaniu gett – powiedział prezes instytutu. Zaapelował do mediów o propagowanie akcji oraz do ludzi, aby zgłaszali się jako woluntariusze. – Polska i Polacy mają osobliwy potencjał po doświadczeniach 400 lat Rzeczpospolitej, by uratować Europę przed utratą tożsamości.

Cały wywiad z profesorem Zbigniewem Krysiakiem w części drugiej Poranka Radia Wnet. 

MoRo

 

 

Reforma górnictwa w wydaniu PiS ma doprowadzić do oddania naszego narodu pod kuratelę mądrzejszych i silniejszych nacji

Wiadomo, że sektor będzie nowoczesny i innowacyjny, bo musi. Szkoda tylko, że nie wiadomo, w czyich rękach się znajdzie. A Prawo i Sprawiedliwość takiej deklaracji publicznej złożyć nie zamierza.

Krzysztof Tytko

W Polsce, która posiada potężne zasoby węgla, nie ma i już nie będzie bardziej innowacyjnego PROJEKTU wytwarzania olbrzymich zysków w przyszłości (nawet w okresie setek lat), niż ten, jaki powstał dla sektora paliwowo-energetycznego, chemicznego i branż pochodnych, oparty na podziemnym zgazowaniu węgla skonsolidowanym z energetyką rozproszoną. To nasz największy narodowy potencjał rozwojowy. Przekazanie tego biznesu wartego biliony złotych obcym byłoby ZDRADĄ STANU – najcięższą z możliwych! Haniebny proces jest już tymczasem na etapie ostatecznego domykania. Najbliższe kwartały będą rozstrzygające.

Oto fakty, które to potwierdzają:

W listopadzie 2015 roku, pomimo pozostawania przez 8 lat w opozycji, PiS przejął kontrolę nad sektorem paliwowo-energetycznym bez gotowego planu naprawczego. W deklaracjach przedwyborczych twierdzono, że program restrukturyzacji jest dopracowany i od razu będzie wdrażany. Dlatego nie chciano brać pod uwagę rozwiązań programu obywatelskiego, który był przeciwieństwem „reformy górnictwa” w wydaniu PiS. Dopiero na przełomie lat 2018/2019 będzie wiadomo, który program wytrzymał próbę czasu. Jeśli nasz, to wątpliwa będzie to satysfakcja, gdyż wtedy będzie już za późno na ratowanie najbardziej strategicznego sektora kapitałami polskimi. (…)

PiS faktycznie zwyciężyło w wyborach i doszło do władzy, by w konsekwencji nie 2,5, ale 8 mld zł przeznaczyć nie na inwestycje, a na likwidację najlepszych kopalń, zostawiając przy życiu najgorsze i likwidując tysiące miejsc pracy. (…)

Nie dopracowano ostatecznie bilansu i miksu energetycznego do roku 2030 lub przynajmniej 2025, co skutkuje brakiem jednoznacznej wizji zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Po dwóch latach rządów nowej ekipy w tym zakresie panuje chaos. (…)

Nie dokonano wyceny w poszczególnych kopalniach złóż węgla i metanu zalegających do głębokości 1200 m, biorąc pod uwagę 2 metody: wycenę wg wydobywania węgla metodą tradycyjną oraz wg wydobywania zawartej w węglu energii poprzez technologię zgazowania podziemnego. Po wykonaniu rozpoznania otworami głębokimi wycena powinna być skorygowana. Na skutek tego najcenniejszemu majątkowi spółek surowcowych, jakim jest złoże, w aktywach bilansu spółek węglowych przypisano wartość zero. Aktywo to, nie wzięte w ogóle pod uwagę, jest o wiele ważniejsze od aktywów w postaci gruntów i budowli oraz maszyn i urządzeń, które dominują w obecnych bilansach kopalń. Spółka bez aktywa, jakim jest węgiel, jest nic niewarta, bo bez niego nie może kontynuować działalności gospodarczej i generować przychodów. (…)

Umożliwiło to straszenie środowiska górniczego upadłością spółek i utratą 50 000 miejsc pracy z powodu braku kapitałów własnych, które wcześniej zabiegami księgowymi zostały zmniejszone, a ich resztki skonsumowane w wyniku wieloletniego pokrywania nimi strat. Gdyby aport SP w postaci wniesionych do KW i KHW złóż został prawidłowo wyceniony, zapisany i zarejestrowany w podstawowym sprawozdaniu finansowym, jakim jest bilans, to pomimo poniesionych wielomiliardowych strat, spółki te nadal dysponowałyby wystarczającymi kapitałami własnymi pozwalającymi na prowadzenie nieprzerwanej działalności gospodarczej. (…)

Nie wykonano studium wykonalności dla podziemnego zgazowania węgla, zgodnie z zaleceniami dla Ministra Energii zapisanymi w znowelizowanej w grudniu 2015 roku ustawie o funkcjonowaniu górnictwa na lata 2007–2015, uprzednio zatwierdzonej przez prezesa RM z PiS we wrześniu 2007 roku. Ustawa ta obowiązywała bez zmian w ciągu 8 lat rządów PO-PSL.

Politycy tych dwóch zwalczających się opcji politycznych nie zgadzają się w niczym, oprócz pełnej zgody w „reformowaniu” sektora paliwowo-energetycznego. Czy nie jest to zastanawiające?

Nie rozpoczęto na skalę przemysłową wdrażania technologii podziemnego zgazowania węgla w formie instalacji pilotażowej na skalę przemysłową, zlokalizowanej w najkorzystniejszych warunkach w Polsce, by społeczeństwo nie dowiedziało się o korzyściach i wielkości polskiego potencjału rozwoju. Zastosowanie tych technologii ma być wzięte pod uwagę dopiero po upadku spółek górniczych, czyli w latach 2019-2020. (…)

Aby maksymalnie przyśpieszyć likwidację polskiego górnictwa dotyczącego węgla energetycznego, którego wydobyciem głównie zajmuje się obecna PGG, wysłano tysiące górników na urlopy górnicze pomimo chronicznego braku frontu wydobywczego, niezbędnego do generowania przychodów i zysków w przyszłości, zamiast ograniczenia zatrudnienia zbędnej administracji, która generuje tylko koszty powiększające straty spółki. (…)

Nie przetłumaczono decyzji KE dotyczącej notyfikacji z dnia 18 listopada 2016 roku, która udzielona została tylko w języku angielskim za aprobatą ME, w której są złowrogo brzmiące zapisy w punkcie 3. Objective and Scope of the Notification: To assist the closure by 31 December 2018 of the coal mining companies remaining in operations in the Polich coal sector. (…)

W zapisie tym nie wspomina się o zamykaniu tylko nierentownych kopalń, co może oznaczać, że po to połączono wszystkie kopalnie z KW i KHW w jedną strukturę organizacyjną, jaką jest niewydolna spółka PGG, by po propagandowym sukcesie roku 2017 wygenerować w 2018 roku straty i za jednym zamachem postawić w stan likwidacji wszystkie wchodzące w jej skład zakłady górnicze.

Nie zdziwiłbym się również, gdyby w 2018 roku w JSW SA wystąpiły nadzwyczajne okoliczności, które spowodują, że nagle spółka z wysoko rentownej generować będzie straty i spotka ją ten sam los co PGG.

Pomimo deklaracji, nawet nie podjęto starań o zablokowanie importu z Rosji, który paradoksalnie będzie musiał być zwiększony tegorocznej zimy, bo PGG nie zdoła wydobyć nawet tego, co sobie zaplanowała. (…)

Reforma górnictwa w wydaniu Prawa i Sprawiedliwości prowadzona jest w sposób krańcowo skandaliczny, wręcz kryminalny, i ma dokończyć niszczycielskiego dzieła rozpoczętego już w 1989 roku przez rząd Unii Demokratycznej, kontynuowanego przez kolejne rządy UW, PSL, AWS, SLD, PiS, PO-PSL, by w setną rocznicę odzyskania i „świętowania” niepodległości, przypadającą w okresie sprawowania władzy pod rządami PiS, położyć nieodwołalnie na obydwie łopatki strategiczną branżę i świadomie doprowadzić do oddania narodu polskiego pod kuratelę mądrzejszych i silniejszych nacji.

Jeśli to nastąpi, skazując na pokolenia zdecydowaną większość Polaków na narodowość II kategorii bez zorganizowanego już państwa, to głównym sprawcą polskiej tragedii narodowej nie będą Krzysztof Tchórzewski i Grzegorz Tobiszowski, ludzie prawdopodobnie wynajęci przez lobbystów reprezentujących wrogi kapitał, którzy jako wytrawni gracze „wzorcowo” odgrywają swoje niechlubne role w epilogu dramatu pod tytułem „Polska Transformacja”. Winnym będzie Pan Prezes Jarosław Kaczyński, który poprzez kadrowe propozycje dla Pani Premier do tej najważniejszej w gospodarce roli celowo ich desygnował, zawierzył, a nie kontrolował.

Tekst stanowi całość z artykułem K. Tytki  pt. „Zaufanie – trudno zdobyć, łatwo stracić” na s. 5 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 40/2017

Cały artykuł Krzysztofa Tytki pt. „Reforma górnictwa w wydaniu PiS-Zjednoczona Prawica” znajduje się na s. 4 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Krzysztofa Tytki pt. „Reforma górnictwa w wydaniu PiS-Zjednoczona Prawica” na s. 4 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego