Tomasz Grzywaczewski: pojawiają się pierwsze sugestie ws. rezygnacji Joe Bidena z kandydowania. Na razie to tylko plotki

Prezydent USA Joe Biden | fot. Piotr Mateusz Bobołowicz

„Sondaże wskazują, że paradoksalnie, była ambasador USA przy ONZ miałaby większe szanse w rywalizacji Bidenem niż Trump”

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Wspieraj Autora na Patronite

Prawyborczy sukces Donalda Trumpa w Karolinie Płd. Kożuszek: to on ma dziś klucz do serca wyborcy republikańskiego

Woke: nowa ideologia podbija Zachód. Czy nasza cywilizacja staje się przez to „oświecona”, czy otumaniona?

Prof. Andrzej Zybertowicz | Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz

Książka Viveka Ramaswamy’ego „Woke Inc.” wyjaśnia, dlaczego myślenie wokistowskie, genderowe, antyrasowe, religia klimatyczna tak szybko ogarnia myślenie różnych grup społecznych w wielu krajach.

Woke: cywilizacja oświecona czy otumaniona?

Łukasz Jankowski rozmawia z profesorem nauk społecznych Andrzejem Zybertowiczem, doradcą prezydentów Lecha Kaczyńskiego i Andrzeja Dudy.

Mam przed sobą książkę, której autorem jest amerykański biznesmen i polityk – Vivek Ramaswamy. Jej angielski tytuł brzmi Woke Inc. Po polsku wydał ją Warsaw Enterprise Institute pod tytułem Woke S.A. Książka zrobiła furorę za oceanem i prawdopodobnie stanie się bestselerem w Polsce. Traktuje o tym, jak ideologia woke robi karierę nie tylko na uniwersytetach, ale przede wszystkim w amerykańskim biznesie. Jest Pan autorem przedmowy do wydania polskiego. Proszę o parę słów wprowadzenia do tematu.

Samo określenie ‘woke’ ma oznaczać ludzi przebudzonych albo oświeconych. W istocie, jak z tej książki wynika, są to ludzie oślepieni.

Ale ja chciałbym najpierw od autora tej książki się odciąć. Gdy Tomasz Wróblewski, szef Warsaw Enterprise Institute, opowiedział mi o tej książce w roku 2021, tak mnie to zainteresowało, że ściągnąłem, przeczytałem i zacząłem opowiadać na lewo i prawo o niej, entuzjastycznie nastawiony do prawie wszystkiego, co Vivek tam z dużą jasnością i przenikliwością napisał. Vivek Ramaswamy – końcówka nazwiska „-swamy”, jak mi powiedziano, oznacza, że należy on do najwyższej kasty indyjskiej, braminów.

Dalej uważam, że jest to bardzo ważna książka i chętnie napisałem do niej przedmowę. Ale Vivek Ramaswamy ogłosił swój start w wyborach prezydenckich z ramienia Partii Republikańskiej i jeden punkt jego programu jest niezgodny z naszym polskim interesem narodowym. Sprawdzałem jeszcze dzisiaj rano, jak to wygląda w jego deklaracjach, i on w punkcie „Ukraina” napisał: zakończyć wszelkie wsparcie dla Ukrainy, negocjować z Rosją pokój w zamian za porzucenie sojuszu chińsko-rosyjskiego. Z punktu widzenia polskiego interesu bezpieczeństwa jest to kandydat, którego zwycięstwo byłoby śmiertelnie niebezpieczne dla naszego regionu.

Na szczęście to zwycięstwo jest mało prawdopodobne i martwić się na zapas nie ma potrzeby.

W innych obszarach światopoglądowych, np. jak powinny działać podstawowe instytucje społeczne, Vivek Ramaswamy ma wiele racji. Jest fanem kapitalizmu rozumianego jako ustrój merytokratyczny.

On pochodzi z braminów i jest świadomy przywilejów, ale, jak mówi, jego rodzice przybyli do Stanów Zjednoczonych w latach 70. z niewielką ilością pieniędzy i on na swój sukces sam zapracował. Skończył m.in. biologię na Harvardzie, potem prawo na jednej z innych renomowanych uczelni w Stanach. Twierdzi, że kapitalizm służy sprawie, jeśli nie jest zdeformowany, o czym jest ta książka.

Kapitalizm służy sprawiedliwej alokacji zasobów i premiuje ludzi za osiągnięcia, a nie za to, że mają jakieś pochodzenie etniczne, klasowe czy kastowe.

Skoro zdefiniowaliśmy czy przynajmniej spróbowaliśmy zdefiniować kapitalizm na potrzeby naszej rozmowy, wyjaśnijmy, co znaczy ‘woke’, bo okazuje się, że mało w Polsce potrafi ten termin rozszyfrować. Kim są ci „obudzeni” i czym się różnią od ruchu LGBT, trans, queer itd.?

W ujęciu Viveka Ramaswamy’ego i nie tylko jego, ‘woke’ to jest pojęcie zbiorcze dla tych środowisk, które twierdzą, że powinniśmy się przebudzić i zrozumieć, że trzeba walczyć z systemowym rasizmem. Bo mimo wpompowania miliardów dolarów na rzecz mniejszości etnicznych i rasowych w Stanach, ten systemowy rasizm podobno jest. Podbudową intelektualną tego przekonania, silną na wielu uczelniach, jest krytyczna teoria rasowa. Dalej mamy kolejne trzyliterowe skróty: DIE – Diversity Inclusion Equity – różnorodność, inkluzywność, czyli włączanie czy włączalność, oraz równość. Mamy ESG, czyli Environment Society Government – troskę o środowisko i zarządzanie korporacjami w trosce o środowisko. To jest cały nurt, według którego podstawowym obowiązkiem człowieka jest troska o klimat i o rozmaite mniejszości, mnożone jak grzyby po deszczu. (…)

Jak to się stało, że lewicowe akademickie teorie nagle stały się ulubionymi teoriami i ideologią wielkiego kapitału? To chyba jest główne pytanie, na które ta książka przynosi odpowiedź.

Ta książka mnie urzekła: dała mi odpowiedź na pytanie, które mnie, obserwatora naszej sceny politycznej, ale także przemian kulturowych w dzisiejszej cywilizacji Zachodu, od dłuższego czasu nękało. Dlaczego szalone ideologie tak szybko się rozwijały?

Szalone w sensie chociażby Douglasa Murraya, brytyjskiego dziennikarza konserwatywnego, zdeklarowanego geja, który wydał książkę przełożoną także na polski Szaleństwo tłumów. On pokazał, że pewne nurty LGBT, pewne koncepcje tranzycji genderowej czy płciowej to w istocie jest szaleństwo, ponieważ na bazie niepotwierdzonych naukowo przekonań wprowadza się akty prawne, przebudowuje się instytucje

Inaczej mówiąc, zanim społeczeństwo na bazie tego, co jest traktowane jako najwygodniejszy sposób budowania wiedzy i nauki, osiągnęło konsensus co do ustalonych faktów, już pewni ludzie zaczęli narzucać zmiany. A książka Viveka Ramaswamy’ego wyjaśnia, dlaczego to myślenie wokistowskie, genderowe, antyrasowe, ta religia klimatyczna tak szybko zaczęła ogarniać myślenie różnych grup społecznych w wielu krajach.

Zwłaszcza że te idee w stadium zalążkowym istniały od lat 70. To nie jest wymysł ostatnich lat.

Wiele z tych idei w nurtach myśli lewicowej, w tradycji ruchu zrywów młodzieżowych roku 68. we Francji…

sobie były i tam trwały w pewnej niszy. I nagle coś się stało.

Odpowiedź Viveka Ramaswamy’ego jest taka: kapitalizm uświadomił sobie, że najlepszym sposobem zwiększania majątków, zysków oraz władzy wielkich korporacji i środowisk menedżerów tymi korporacjami zarządzających, nie zawsze właścicieli, jest udawanie, że ich firmy nie służą zarabianiu pieniędzy, tylko trosce o środowisko, zwalczaniu nierówności społecznych, przeciwstawianiu się patologiom itd.

I Ramaswamy, bazując na wiedzy w dużej mierze z własnej ręki, na podstawie swojej kariery biznesowej i edukacyjnej, pokazuje, że firmy takie np. jak potężny bank Goldman Sachs, mający płacić potężne kary za korupcję w państwach Dalekiego Wschodu, jednocześnie uruchamiają programy np. popierające różnorodność i oświadczają, że firmy, których zarządy czy rady nadzorcze nie są dostatecznie różnorodne etnicznie i genderowo, nie będą miały szansy na kredyt tego banku

Ramaswamy pokazuje także, że firmy, które na rynkach Trzeciego Świata robią brudne interesy, w Ameryce piorą swoją reputację, finansując think tanki, projekty badawcze, ruchy społeczne, NGO-sy, osoby, które głoszą potrzebę wyzwolenia z tradycyjnych opresji płciowych, starych autorytetów…

Nie taniej byłoby finansować stary, dobry liberalizm, który mówi: działamy dla zysku i dostarczamy konsumentom jak najtańszy, jak najlepszy produkt?

Najwyraźniej stary, dobry liberalizm w jakimś sensie się wyczerpał, a w szczególności w wymiarze niekoniecznie aprobaty dla swobodnej gry sił rynkowych, tylko w wymiarze wolnego słowa. Bo w tradycji liberalnej jest takie przekonanie, że ludzie mają prawo nie tylko się mylić w swoich myślach, ale mają prawo się mylić na głos, pod warunkiem, że są gotowi wysłuchać tych, którzy uważają inaczej i chcą przedstawić im argumenty. Właśnie ten wymiar liberalizmu doprowadził między innymi – w efekcie kryzysu finansowego roku 2008 – do ruchu Occupy Wall Street. Ten ruch wskazywał, że źródłem patologii cywilizacji Zachodu są pewne rdzeniowe instytucje kapitalizmu, w szczególności wielkie banki inwestycyjne. To było myślenie lewicowe, szukające rzeczywistych strukturalnych źródeł poważnych patologii.

W wielkich korporacjach, zwłaszcza finansowych.

A Vivek Ramaswamy mówi: „woke” jest genialne! To genialna sztuczka wielkiego kapitału, który wpadł na pomysł: odwróćmy wrażliwość młodych ludzi, młodych intelektualistów, aktywistów, od instytucji kapitalizmu i skierujmy ją na instytucje kultury, na to stare patriarchalne wyobrażenie o autorytecie rodziców względem dzieci.

Przekonajmy ich, że te stare wyobrażenia o roli tradycyjnych, sprawdzonych przez tysiąclecia religii są błędne, że to wszystko, co społeczeństwo amerykańskie zrobiło, żeby odrobić krzywdy wyrządzone potomkom niewolników, samym niewolnikom, to, co zrobiono, żeby otworzyć uniwersytety dla różnych grup etnicznych, to jest za mało, że tak naprawdę musimy wyzwalać od kolejnych sposobów myślenia.

A gdy będziemy swobodnie krytykowali pewne myśli, to zdemaskujemy fałszywe ideologie.

Ta sztuczka z jednej strony spowodowała to, że ludzie o skłonnościach lewicowych skierowali swoją uwagę i podejrzliwość nie w stronę rdzenia instytucji ekonomicznych, tylko w stronę instytucji kultury. A z drugiej strony wielkie korporacje, finansując tysiące NGO-sów, korumpują lewicę.

Nawiązując do tytułu książki Rafała Ziemkiewicza „Strollowana rewolucja”, można powiedzieć, że Vivek Ramaswamy opisuje w jakiś sposób cały nurt lewicowy, którego ostrze tradycyjnie było antykapitalistyczne i który został strollowany i zamieniony w narzędzie manipulacji społeczeństwami.

Cały wywiad Łukasza Jankowskiego z prof. Andrzejem Zybertowiczem pt. „Woke – cywilizacja oświecona czy otumaniona?znajduje się na s. 2, 12i 13 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 110/2023.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Łukasza Jankowskiego z prof. Andrzejem Zybertowiczem pt. „Woke – cywilizacja oświecona czy otumaniona?” na s. 12–13 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 110/2023

Dr Szumlewicz: reprezentanci ideologii woke nie umieją niczego stworzyć. Zawłaszczają jedynie istniejące przestrzenie

Woke / Fot. EpicTop10.com CC BY 2.0

Dlaczego J.K Rowling została usunięta z wystawy o Harrym Potterze w muzeum w Seattle? Komentuje socjolog.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Prof. Zybertowicz: Ideologia woke to genialna sztuczka wielkiego kapitału. Lewica została strollowana

Prof. Zybertowicz: Ideologia woke to genialna sztuczka wielkiego kapitału. Lewica została strollowana

Prof. Andrzej Zybertowicz / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Dlaczego szalone idee tak szybko rozprzestrzeniają się w społeczeństwach? Na te inne pytania odpowiada socjolog, gość Łukasza Jankowskiego.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Oliver Bault: Rosną podziały społeczne we Francji. Proponowane rozwiązania nie są akceptowane przez Francuzów

Święty Mikołaj nie będzie musiał zmieniać płci ani zostawać gejem / Piotr Witt, „Kurier WNET” nr 103/2023

Dwudziesty wiek przyzwyczaił nas do wielkich i z gruntu fałszywych ideologii; pokazał, że przy użyciu nowoczesnych metod technicznych i policyjnych można narzucić narodom każde szaleństwo.

Piotr Witt

Święty Mikołaj LGBT?

– Tatusiu, czy Święty Mikołaj istnieje? – zapytała moja sześcioletnia córka. – No, bo w przedszkolu różnie o tym mówią.

Nie wolno dzieci okłamywać, ale też nie ma potrzeby brutalnie odzierać je ze złudzeń. – W każdym razie – odpowiedziałem – my wolimy, żeby istniał.

Nie powiedziała nic, popatrzyła na mnie ze zrozumieniem, i tak już między nami zostało.

Było to ponad trzydzieści lat temu. Od tego czasu problem znacznie się skomplikował. Tylko w departamentach zależnych niegdyś od Świętego Cesarstwa Narodu Niemieckiego – w Alzacji i Lotaryngii – przetrwał Santa Claus. Także na Riwierze, w dawnym włoskim hrabstwie Nizzy wspomina się o Świętym. W republice laickiej prezentów nie przynosi na Boże Narodzenie święty, lecz Papa Noel na Noel. Tradycyjnie niewielkie prezenty – akurat takie, żeby zmieściły się w trzewikach wystawionych nocą na korytarz.

„Nie zapomnij o moim trzewiczku” śpiewa w nieśmiertelnym szlagierze Tino Rossi, upominając Ojczulka Noel. Ale dziś nawet i ten ojczulek budzi wielkie zgorszenie, gdyż jest mężczyzną brodatym i wąsatym. W dobie walki o zrównanie płci i dumę z peryferyjnych orientacji seksualnych na drugorzędne oznaki płciowe nie ma miejsca.

W tym roku wyszło nawet zalecenie, aby magazyny handlujące dewocjonaliami nie eksponowały w szopce Matki Boskiej; przed merostwem Paryża pokazano model takiej szopki roku 2022 do naśladowania. Szopka przecież nie dość, że eksponuje kobietę i matkę, zamiast, jak zalecane, „osoby z macicą”, to jeszcze propaguje rodzinę (szczyt nieprzyzwoitości!) złożoną z ojca, matki i dziecka, podczas gdy zaleca się dwóch tatusiów lub dwie matki, lub rodzinę jednorodzicową.

Staroświecki podział ludności na mężczyzn i kobiety jest zwalczany we Francji z całą surowością. Przed trzema dniami obiegła Paryż wiadomość o wyrzuceniu z pracy w Instytucie Nauk Politycznych – (zwanym Sciences Po) nauczycielki tańców salonowych. Pani Valerie P. pracowała w Sciences Po od dziesięciu lat. Ostatnio dostrzeżono jej poważny błąd zawodowy. Nauczycielka przeciwstawiła się prowadzeniu tańców przez osoby tej samej płci. Została zmuszona do opuszczenia stanowiska, ponieważ uparcie śmiała mówić o „kobietach” i „mężczyznach”. Powiadomiony o tych wykroczeniach rektorat uczelni nawiązał kontakt z nauczycielką i zaproponował polubownie, aby zmieniła semantykę i zastąpiła obraźliwe terminy ‘mężczyzna – kobieta’ przez neutralne i zalecane powszechnie do użytku ‘leader – follower’.

Nauczycielka wybrała dymisję. Tłumaczyła, że we wszystkich znanych podręcznikach tańców występują zalecenia – mężczyzna prowadzący, kobieta, która podąża za mężczyzną itp. i że ona nie może w sposób zrozumiały objaśnić uczniom kroków tańca bez uciekania się do powszechnie przyjętej terminologii.

Opisany incydent nasuwa liczne refleksje. Ktoś może zapytać – w jakim celu poważna uczelnia, jaką jest Sciences Po, kształcąca przyszłych dyplomatów i polityków, uczy tańców salonowych. Osobom publicznym zajmującym eksponowane stanowiska umiejętność pięknego, a przynajmniej harmonijnego gestu jest potrzebna; płynne i harmonijne ruchy stanowią część ich publicznego wizerunku. Wiedzieli o tym dobrze mężowie stanu świadomi swojej roli. Biskup Załuski wysłał swoich bratanków – twórców Biblioteki Narodowej na naukę do Paryża, ze szczególnym naciskiem na naukę tańca. Przyszli biskupi – uważał – powinni z wdziękiem poruszać się przy ołtarzu. Napoleon uczył się swoich cesarskich gestów od wielkiego aktora – Talmy. Widocznie tradycja przetrwała w paryskim Instytucie Nauk Politycznych, choć od piętnastu lat szkoła przestała być tak poważną instytucją, jak na to wskazywałaby jej nazwa, i nie jest już zaliczana do Wielkich Szkół.

Ale jest i sprawa poważniejsza: niejasne powody tej zaciekłości, tego zacietrzewienia w tropieniu wszelkich przejawów męskości i kobiecości w społeczeństwie. W tej akcji nie ma nic spontanicznego. Rozmaite ugrupowania feministyczne i homoseksualne LGBTA są subsydiowane bezpośrednio lub pośrednio z budżetów państwowych, a ich manifestacje otoczone opieką i obdarzone poparciem władz i czynników oficjalnych.

Proces rozwija się od wielu dziesiątków lat. Około 2000 roku wpadł mi w ręce numer amerykańskiego tygodnika z pytaniem wielka czcionką na okładce: „A jeżeli Bóg jest kobietą?”.

Podejrzewałem niegdyś, ze w propagandzie homoseksualizmu chodzi o naturalny odruch ludzkości, o przejaw instynktu samozachowawczego wyzwolony pod wpływem przeludnienia naszej planety. Miałem powody, aby tak myśleć.

W latach 1970. redagowałem dział sztuki dawnej w czasopiśmie „Sztuka”. Wprowadziłem tam między innymi stałą rubrykę „Antykwariat”, w której publikowałem artykuły maniaków, wychodząc z założenia, iż osoby ogarnięte pasją potrafią mówić i pisać o przedmiocie swoich zainteresowań lepiej, a w każdym razie ciekawiej od innych. Pewnego dnia mój przyjaciel Aleksander Wołowski przedstawił mi studenta antropologii, który, jak powiadał, odznacza się wyjątkowymi zdolnościami i pasjonuje mało znaną kulturą Moche.

Student nazywał się Mariusz Ziółkowski, a kultura Moche odkryta w 1898 roku w Peru pozostawiła zabytki materialne, m.in. ceramikę, o treściach erotycznych zdumiewająco śmiałych. „Występują tam nagie ciała oddane w wielu pozach, z których część jest tak nieprzyzwoita, że powinny być wyłączone z publicznych pokazów”. Hiram Bingham, autor tych słów (1911), pionier archeologii peruwiańskiej, miał na myśli przedstawienia erotyczne rozmaitych niekonwencjonalnych stosunków. Zdaniem niektórych archeologów kapłani Moche w obawie przed przeludnieniem niewielkiego terytorium między nieprzebytym oceanem i nieprzebytymi Kordylierami nauczali swoich wiernych póz, które nie prowadzą do zapłodnienia.

W rezultacie w „Sztuce” ukazał się artykuł ilustrowany najbardziej nieprzyzwoitymi obrazkami, jakie zamieszczono kiedykolwiek w PRL-u. Kilka lat temu spotkałem autora w Polskiej Akademii Nauk – profesor Mariusz Ziółkowski był już wówczas kierownikiem stacji badawczej PAN w Peru. Artykuł w „Sztuce” był jego pierwszą publikacją.

Czyżby ludzkość – zadawałem sobie pytanie– została wielką krainą Moche i zmuszona była do drastycznego ograniczenia urodzin?

Najlepiej z groźnej sytuacji zdają sobie sprawę ci, co mają ułatwiony dostęp do statystyk i analiz – centralne organizmy międzynarodowe:– ONZ, Światowa Organizacja Zdrowia oraz ich sponsorzy zbierający się regularnie w Davos i w hotelu Bilderberg. Z pewnością proponowana przez nich kuracja jest szokująca i bolesna, godzi w najbardziej intymne sentymenty, wierzenia i przekonania, lecz może jest nieunikniona, jeżeli życie na ziemi ma przetrwać.

Dwudziesty wiek przyzwyczaił nas do wielkich i z gruntu fałszywych ideologii; pokazał, że przy użyciu nowoczesnych metod technicznych i policyjnych można narzucić narodom każde szaleństwo. Od biedy można zrozumieć, że kilkadziesiąt milionów mużyków ciemnych i nieznających świata poza swoją wioską uwierzyło, że są lepsi i bardziej powołani do rządów państwem od wykształconej elity; trudniej pojąć za to, aby naród oświecony i kulturalny uwierzył, że stanowi rasę wybraną przez naturę do rządzenia gorszymi rasami Słowian i aprobował zbrodnię, aby to szaleństwo wprowadzić w życie.

Od tego czasu techniki manipulowania masami znacznie się udoskonaliły. Narzucenie ogółowi szaleństwa nazywanego dzisiaj ogólnie wokeizmem nie przedstawia zasadniczych trudności właścicielom narzędzi informatycznych. Dla niektórych polityków pokusa jest wielka. Po skłóceniu narodu, rozbiciu rodziny zniszczenie tożsamości jednostki – cóż to za ułatwienie w sterowaniu sproszkowanym społeczeństwem – zbiorem otumanionych jednostek!

Wokeizm to ideologia powszechnej winy. Jedni mają być winni, ponieważ są biali, czym obrażają czarnych, inni, że są szczupli, raniąc tym otyłych, a wszyscy, że są kobietami lub mężczyznami, stanowiąc bolesne wyzwanie dla tych, co nie są ani jednym, ani drugim.

Przewodzi tej ideologii przedsiębiorstwo Disneya. W jego parkach atrakcji zastąpiono zdanie „panie i panowie, chłopcy i dziewczęta” wyrażeniem „marzyciele w każdym wieku”.

Co zatem ze Świętym Mikołajem? Według ostatnich doniesień staruszek, jak się zdaje, nie będzie musiał zmieniać płci ani zostawać gejem. Lekarstwo przychodzi stamtąd, skąd wcześniej przyszła choroba. Wystąpienie Disneya przeciwko nauczaniu w szkołach Florydy, osądzonemu jako anty-LGBT, było kroplą, która przebrała czarę. Wściekły gubernator stanu, Ron De Santis, pozbawił przedsiębiorstwo specjalnych ulg podatkowych, które pozwalały Disneyowi zaoszczędzić rocznie dziesiątki milionów dolarów. „Na Florydzie – powiedział gubernator – naszą politykę dyktuje wspólne dobro, a nie fantazje woke przedsiębiorstwa”. Przeciwko woke wystąpił jeszcze dobitniej Elon Musk. „Wirus wokeizmu – powiedział energiczny miliarder – jest niewątpliwie jednym z największych zagrożeń nowoczesnej cywilizacji”.

Wszystkim Czytelnikom i Słuchaczom serdecznie Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i oby Święty Mikołaj okazał się łaskawy dla ich dzieci

życzy Piotr Witt

Artykuł pt. „Święty Mikołaj LGBT?” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w styczniowym „Kurierze WNET” nr 103/2023, s. 3 – „Wolna Europa”.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdy czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Felieton Piotra Witta pt. „Święty Mikołaj LGBT?” na s. 3 „Wolna Europa” styczniowego „Kuriera WNET” nr 103/2023