Borowski: „Legiony” to film światowego formatu

Czemu warto zobaczyć „Legiony”, kto przyczynił się do jego powstania i czym się różni od „Piłsudskiego”? Odpowiada Adam Borowski.

Adam Borowski mówi o wchodzącym w piątek do kin filmie „Legiony”, którego jest jednym z producentów.

Zebranie 27 mln przez człowieka spoza branży wydaje się sytuacją niemożliwą, ludzie uwierzyli, że to wspaniały film.

Podkreśla, że zebranie potrzebnych na jego produkcję środków to były „cztery lata ciężkiej pracy”. Wyraża wdzięczność dla ludzi, którzy uwierzyli w ten projekt, w tym do premiera Mateusza Morawieckiego, ministra kultury Piotra Glińskiego i Radosława Śmigulskiego, dyrektora PISF. Podkreśla, że szczególne podziękowania należą się prywatnemu sponsorowi, Andrzejowi Senkowskiego, prowadzącemu firmę Pol-Car. Biznesmen, oglądając film, miał przyznać, że „czuje zobowiązany wobec ludzi, którzy sto lat temu wywalczyli dla niego niepodległą Polskę”.

To jest film, jakiego w ostatnich latach nie było. Jesteśmy w okresie stulenia odzyskania niepodległości i warto zobaczyć ten film, bo jest hołdem dla chłopaków i dziewczyn, którzy „na stos rzucili swój życia los”.

Gość „Kuriera WNET”, podkreśla, że „takiej batalistyki w polskim kinie jeszcze nie było”. „Legiony” określa jako film o światowej klasie. To „wejście na światowe salony”-mówi. Dodaje, że ma nadzieję, że film ten będzie tak jak „Potop” czy „Pan Wołodyjowski” oglądany przez kolejne pokolenia Polaków.

Borowski odnosi się także do wyjścia w zbliżonym czasie, co „Legiony” filmu „Piłsudski”.

Film [„Piłsudski”-przyp. red.] miał mieć premierę w listopadzie. W chwili, gdy producenci się dowiedzieli, że 20 września wchodzą „Legiony” przełożyli na tydzień wcześniej.

Stwierdza, że dystrybutor  filmu o Naczelniku Państwa, chciał konfrontacji między filmami. Stwierdza, że „ludzie wybiorą jeden z tych filmów, bo uznają, że są podobne, a nie są”. Pierwszy film opowiada o rewolucyjnej i niepodległościowej działalności Józefa Piłsudskiego do początku I wś, a drugi jest filmem typowo wojennym.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Jerzy Zalewski: Przy kręceniu filmu o Roju musiałem zwolnić 102 osoby. Niektóre środowiska mnie nie lubią

Ministerstwa Kultury nie interesuje to, kto i ile przy filmach kradnie. Absolutnie nie zgadzam się na taki kształt polskiej kultury – mówi w Radiu „Solidarność” reżyser Jerzy Zalewski.

 

Gościem dzisiejszej audycji Radia „Solidarność” prowadzonej przez red. Andrzeja Gelberga jest Jerzy Zalewski, autor licznych filmów fabularnych i dokumentalnych, m.in. „Oszołom”, przedstawiającego historię wykrycia afery FOZZ przez Michała Falzmanna i „Obywatel poeta”, poświęconego postaci Zbigniewa Herberta. Zalewski jest również autorem filmu „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać”, którego bohaterem jest Mieczysław Dziemieszkiewicz – żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.

Opowiada m.in. o swoim najnowszym filmie, który właśnie przygotowuje i który musiał przerwać po… czterech dniach zdjęciowych. Dlaczego?

– Nie zgadzam się, żeby pieniądze państwowe przeznaczane na filmy szły w kosmos, a tak się właśnie dzieje – opowiada. – Źle myślę o Ministerstwie Kultury. Tam udają przed Jarosławem Kaczyńskim, że robią wielkie filmy, a tak naprawdę są figurantami na górze i nie robią nic, nie decydują o niczym. Więcej: radością zgadzają się na swoje pozorowanie. Piotr Gliński, minister kultury i dziedzictwa narodowego… Ja bym mu dał to dziedzictwo narodowe, bo troska o nie dobrze mu wychodzi. Pełen szacun! Ale od kultury mu wara!

Zapraszamy do wysłuchania audycji!