Białoruś to ścierające się dwa etnosy: jeden – II Rzeczpospolitej i drugi – nawiązujący do Imperium Rosyjskiego i ZSRR

Nasza kultura i wartości mogą stanowić ważny komponent oferty dla Białorusi. Jest jednak warunek: nie możemy zapominać sami, czym są polskie wartości oparte na fundamencie cywilizacji łacińskiej…

Mariusz Patey

Białoruś powstała na gruzach dawnej Rzeczypospolitej, z części Wielkiego Księstwa Litewskiego. W latach 1589–1914 r. zamieszkiwały jej tereny liczne grupy etniczne: Białorusini, Polacy, Litwini, Tatarzy, Karaimowie, Żydzi. Warto zwrócić uwagę, że to właśnie język białoruski do 1696 r. był jednym z dwóch (obok polskiego) języków urzędowych I Rzeczypospolitej. (…)

W czasach zaboru rosyjskiego od 1795 r. używanie języka białoruskiego było zabronione, a osoby posługujące się nim publicznie – prześladowane. Carska Rosja konfiskowała majątki szlachcie białoruskiej i starała się ograniczać działalność Kościoła unickiego. (…)

W obliczu wspólnego wroga, jakim było Imperium Rosyjskie, Białorusini wzięli udział po stronie polskiej w dwóch powstaniach – listopadowym 1830 r. i styczniowym 1863 r. Ich główni działacze polityczni w tym czasie byli zwolennikami odrodzenia unii Litwy z Polską, z autonomią Białorusi. (…)

Osobą szczególnie zaangażowaną w pacyfikację białoruskiej konspiracji był Michał Murawiew zwany „Wieszatielem”, hołubiony współcześnie przez przedstawicieli Ruskiego Miru i Cerkwi prawosławnej także na Białorusi. (…)

Po pierwszej wojnie światowej na krótko powstała Białoruska Republika Ludowa. Cześć działaczy wiązała nadzieje z wygraną Niemiec, część próbowała porozumieć się z bolszewikami, ale była spora grupa działaczy wpisująca się w federacyjne plany Piłsudskiego. Projekt federacji polsko-białoruskiej okazał się efemerydą, a po sowieckiej stronie granicy powstała Białoruska SSR, wrogo nastawiona do państwa polskiego. (…)

Po drugiej wojnie światowej, która szczególnie dotknęła ziemie białoruskie (Mińsk stracił 75% swoich mieszkańców), nastąpiło nasilenie migracji ludności rosyjskiej, szczególnie w rejonach przejętych po II RP, a opuszczonych na skutek wysiedleń przez Polaków. Język rosyjski, mit Związku Sowieckiego, stały się komponentami współczesnej tożsamości białoruskiej. (…)

Współczesna Białoruś to walczące dwa etnosy: jeden słabszy, odwołujący się do tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego i I Rzeczypospolitej i drugi, nawiązujący do wspólnej z narodem rosyjskim historii w ramach Imperium Rosyjskiego i Związku Sowieckiego. Oficjalna polityka była zwrócona przeciwko próbom reintegracji przestrzeni poradzieckiej, pojawiającym się ze strony kierownictwa Federacji Rosyjskiej już zaraz po rozpadzie ZSRS. (…)

W 1994 r. pod hasłami walki z korupcją i na fali resentymentu do czasów sowieckich wybory wygrał Aleksander Łukaszenka. W swoim programie dążył do zacieśnienia stosunków z Rosją. Nastąpiły zmiany programów szkolnych zgodne duchem historiozofii sowieckiej. Wprowadzono jako drugi język urzędowy rosyjski, który i tak miał silną pozycję, w praktyce wyparł język białoruski i stał się językiem powszechnie używanym. W czasach rządów Borysa Jelcyna Łukaszenka poważnie myślał o przejęciu władzy na Kremlu jako prezydent przyszłego kraju związkowego Rosji i Białorusi. (…)

Państwo Aleksandra Łukaszenki, choć rządzone autorytarnie, jest głęboko zinfiltrowane przez służby rosyjskie ograniczające suwerenność władzy. Białoruskie KGB, korpus oficerski w znacznym zakresie jest powiązany z ośrodkami decyzyjnymi Kremla, nie Mińska. Jest to poważne ograniczenie dla możliwości balansowania między Zachodem i Rosją. (…)

Ochrona inwestycji zagranicznych zależy od aktualnej polityki Mińska. Niech ilustracją będzie los polskiego producenta czekolady z Poznania, firmy Terravita, która wskutek działania organów administracji straciła inwestycję wartą 1 mln euro. (…)

Białoruś, odstępując od prób przekierowania gospodarki na rynki zachodnie, uzależniła się od Federacji Rosyjskiej, której polityka wobec Białorusi przypominała tę, jaką uprawiała caryca Katarzyna II wobec Rzeczypospolitej – utrzymywanie chronicznych deficytów w obrotach wzajemnych, pokrywanych kolejnymi pożyczkami. W ten sposób Białoruś uzależniła się gospodarczo i politycznie od większego sąsiada.

W okresach poprzedzających kolejne terminy spłat rosyjskich kredytów Łukaszenka, chcąc zachować resztki samodzielności, próbował szukać kapitałów w innych miejscach niż Moskwa. Pojawiały się wtedy zapowiedzi zliberalizowania prawa gospodarczego, ulg podatkowych i przyjazne gesty wobec sąsiadów, w tym Polski. Niestety, kiedy budżet państwa się poprawiał, obserwowaliśmy działania jednoznacznie nieprzyjazne wobec polskiego kapitału. (…)

Białoruś jest też największym w regionie konsumentem rosyjskiego gazu (ok. 20 mld m3 za rok 2015). Naturalnie gaz rosyjski jest surowcem dla białoruskiego przemysłu chemicznego. Niestety cały przesył i duża część przetwórstwa gazu na Białorusi są kontrolowane przez Rosjan. (…)

Pokusa uniezależnienia się od dostaw rosyjskich może być skutecznie powstrzymywana strachem przed siłowymi rozwiązaniami inspirowanymi przez Kreml. Brak alternatywnej, niekontrolowanej przez rosyjskie koncerny infrastruktury przesyłu gazu i ropy skutecznie zresztą blokuje wszelkie pomysły kierujące się rachunkiem ekonomicznym.

Odgrodzenie się od gospodarek zachodnich cłami i barierami administracyjnymi, przy jednoczesnym przekierowaniu produkcji na rynek rosyjski spowodowało utrwalenie nieefektywnej struktury przedsiębiorstw białoruskich. Rynek rosyjski jest chłonny, ale wymaga cen, które nie pozwalają na istotny wzrost wynagrodzeń, co blokuje możliwości bogacenia się społeczeństwa.

Handel międzynarodowy Białorusi generuje chroniczne deficyty – największe w handlu z Rosją – pokrywane kredytami rosyjskich instytucji finansowych. Ograniczając handel przygraniczny, Białoruś każe płacić dodatkową cenę za produkty konsumpcyjne swoim obywatelom. Wiele importowanych produktów jest dużo droższych niż w Polsce, co w odczuciu zwłaszcza młodych aktywnych ludzi obniża jakość życia w ich kraju. Warto zwrócić uwagę na rolę Moskwy jako pośrednika w pozyskiwaniu wielu produktów konsumpcyjnych dla rynku białoruskiego. Marża, cła, podatki pośrednio są pozostawiane Rosji.

Jedynie branża informatyczna, pozbawiona państwowego gorsetu, rozwija się burzliwie, stając się wizytówką współczesnej Białorusi. Białoruskim inżynierom IT i managerom udało się wypromować globalne marki. Kto nie zna komunikatora Viber czy gry War of Tanks?

Niestety, gros pracowników białoruskich zarabia znacząco mniej niż w Rosji i wielu Białorusinów emigrowało do Rosji w celach zarobkowych. Dziś, wobec pogorszenia warunków gospodarczych w Federacji Rosyjskiej, obserwujemy większe zainteresowanie Białorusinów polskim rynkiem pracy. PKB Białorusi w przeliczeniu na mieszkańca stanowi bowiem 68% PKB w Polsce. (…)

Dziś, kiedy Federacja Rosyjska ogranicza finansowanie białoruskiego deficytu, pojawia się szansa dla polskich inwestorów, jednak otwarte pozostaje pytanie, na jak długo. Szansę na uzyskanie możliwości wyboru opcji na zachód może dać Białorusi tylko kolejny kryzys władzy w Moskwie, a ten nie wydaje się prawdopodobny w bliskiej przyszłości. (…)

Pamiętajmy, że Operacja Polska zaczęła się właśnie na Białorusi, od utrącenia planów połączenia kanałem rzek Prypeci i Dniestru. Ich orędownikiem był polski komunista Tomasz Dąbal – jedna z pierwszych ofiar Operacji Polskiej. Plany pamiętające jeszcze I Rzeczpospolitą były, jak się okazało, cały czas groźne dla imperialnych planów ZSRS. Rosja wie, że intensyfikacja handlu z Zachodem, z Polską może doprowadzić do wzrostu zamożności społeczeństwa białoruskiego, uniezależnić ten kraj od rosyjskiego rynku. (…)

Polska może starać się wykorzystać możliwości Białorusi będącej członkiem ZBiR i WNP jako okna na te rynki dla polskich produktów sektora rolno-spożywczego, mocno ograniczanego zwłaszcza przez Federację Rosyjską.

Wszelkie decyzje o inwestycjach bezpośrednich muszą jednak uwzględniać duże ryzyko polityczne. Można bowiem łatwo stać się zakładnikiem interesów politycznych Mińska.

Warto tu zauważyć pewną koincydencję – inwestycje Grupy Atlas na Białorusi, zaangażowanie jednego z członków jej zarządu w ocieplanie wizerunku rządu białoruskiego – i ograniczenie importu płyt gipsowych na terytorium Białorusi z państw innych niż WNP, Gruzja i Ukraina.

Trzeba też przypomnieć historię polskich inwestycji na Białorusi, polskich biznesmenów okradanych w majestacie białoruskiego prawa. Managerowie wspomnianej już Terravity publikowali płatne ogłoszenia ostrzegające przed inwestycjami na Białorusi.

Polska borykająca się z niedoborem pracowników w wielu branżach może sięgnąć po wykwalifikowane kadry z Białorusi. Stanowi to szansę dla rozwijającego się u nas szybko sektora IT i gier. Warto zatem inwestować w sieć polskich szkół, kursy języka polskiego. (…)

Jeśli chodzi o kwestię mniejszości polskiej, to trzeba pamiętać, że jest ona traktowana jako zakładnik w stosunkach polsko-białoruskich. Tu jest możliwa gra dyplomatyczna, której ceną jest poziom wsparcia dla białoruskiej opozycji demokratycznej. Nie wiadomo tylko, czy zupełne porzucenie „wartości” na rzecz tzw. polityki realnej da nam coś więcej niż kaca moralnego i jeszcze mniej przyjaciół po drugiej stronie granicy. (…)

Białoruskie elity polityczne znane są z niedotrzymywania swoich zobowiązań. Geopolitycznie dzisiejsza Białoruś jest ściśle powiązana z Federacją Rosyjską więzami kulturowymi, językiem wspólną interpretacją historii. Obawiam się, że w przypadku jakiegokolwiek poważniejszego konfliktu z Moskwą nasz kraj nie może liczyć na neutralność Białorusi pod rządami Łukaszenki. (…)

Siła Polski tkwi w atrakcyjności naszej kultury, naszego stylu bycia i polskiej oferty będącej alternatywą dla i „Ruskiego Miru”. Polska nie wzbudza strachu, nie stoimy jednak na przegranej pozycji w starciu z „Ruskim Mirem”.

Naszym atutem jest to, iż nasz kraj, z racji choćby wielkości, wyzbyty jest imperialnych złudzeń, nie prowadzi polityki rewizjonizmu, nie ma ani ochoty, ani możliwości, by siłą wpływać na politykę sąsiadów. Może zatem być w przyszłości atrakcyjną alternatywą dla emancypującego się białoruskiego społeczeństwa.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Białoruś – niespełniona nadzieja polskiej polityki wschodniej” znajduje się na s. 13 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Mariusza Pateya pt. „Białoruś – niespełniona nadzieja polskiej polityki wschodniej” na s. 13 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Wraca ostatnio temat Akcji Wisła. Przy tej okazji powtarza się ciągle mity wyprodukowane przez propagandę komunistyczną

KBW w polskich mundurach zaczęło prowadzić pacyfikacje wsi ukraińskich. Cel był jasny – sprowokowanie UPA do dalszych działań przeciw ludności polskiej. Niestety ta prowokacja komunistom się udała.

Mariusz Patey

w 1947 roku komuniści, kontynuując prowadzoną od 1945 roku politykę przesiedleń ludności białoruskiej i ukraińskiej na tereny BSSR i USSR, postanowili wysiedlić głównie greckokatolickich Ukraińców, Łemków i Bojków na tzw. Ziemie Odzyskane. (…)

UPA w 1945 roku uznała już milcząco swój błąd strategiczny, polegający na niedocenieniu siły Sowietów. Po II wojnie światowej, zamiast plebiscytów i referendów, o przyszłości spornych ziem dawnej Rzeczpospolitej decydować miała siła Armii Czerwonej i aparatu bezpieczeństwa.

W tych warunkach została nawiązana (na poziomie taktycznym) współpraca AK-WiN z lokalnymi strukturami UPA. Ustały napady na polską ludność cywilną. Doszło do spektakularnej wspólnej akcji Polaków i Ukraińców przeciwko sowiecko-komunistycznej władzy w Hrubieszowie i do uwolnienia przetrzymywanych w lokalnym więzieniu żołnierzy polskiego podziemia. Współpraca ta została przerwana, bowiem w tym czasie KBW w polskich mundurach zaczęło prowadzić pacyfikacje wsi ukraińskich. Cel był jasny – sprowokowanie UPA do dalszych działań przeciw ludności polskiej. Niestety ta prowokacja komunistom się udała. Współpraca polskiego i ukraińskiego podziemia została wstrzymana. Rzezie kontynuowano.

Mitem jest zatem zaangażowanie się komunistycznych sił bezpieczeństwa w walkę z ukraińskim podziemiem w celu ochrony ludności polskiej. Celem było tylko i wyłącznie utrwalenie „władzy ludowej”.

UPA działała dłużej niż WiN dlatego, że NKWD, UB i KBW skupiły się na walce z podziemiem polskim, nie ukraińskim (UPA była im czasowo potrzebna, by budzić strach i legitymizować władzę ludową na tamtym obszarze). Ciekawe, że czasem dochodziło do współdziałania NKWD z oddziałami UPA przeciwko polskim organizacjom podziemnym.

Dziś wiemy, że „Akcja Wisła” miała inne cele niż zniszczenie UPA (to było załatwione jakby przy okazji). Celem komunistów bowiem było przeprowadzenie eksperymentu społecznego na ziemiach przyłączonych. Chodziło o to, by wymieszać ludność polską przybyłą z Kresów (wykorzenioną i wdzięczną Armii Czerwonej za ocalenie z rzezi Wołynia i Małopolski Wschodniej) z ukraińską i żydowską. Taki miks gwarantował, że to „władza ludowa” miała być oparciem i gwarantem bezpieczeństwa, arbitrem w sporach.

Eksperyment częściowo się udał. Mieszkańcy Ziem Zachodnich głosują po dziś dzień częściej na postkomunistów, mniej są przywiązani do tradycyjnych wartości, słabsze są więzi rodzinne i więcej notuje się rozwodów. Tam też powstawały polskie sowchozy i kołchozy. Do dziś więcej na Ziemiach Zachodnich własności państwowej, mniej rodzinnych gospodarstw rolnych niż w innych regionach kraju…

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Akcja Wisła. Mity propagandy komunistycznej” znajduje się na s. 5 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Przed nami wybory” na s. 5 styczniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Rozmowy dobrej woli z deputowanymi ukraińskiej Werchownej Rady przerwane zamachem na Ihora Mosiejczuka

Politycy ukraińscy zgodzili się, że nasza narracja jest racjonalna i nie jest w treści antyukraińska. Problem oceny OUN-B-UPA jednak będzie jeszcze długo należał do tzw. trudnych tematów.

Mariusz Patey

Ktoś kto zapyta, po co spotykać się z banderowcami? Można odpowiedzieć, że nie my wybieramy przedstawicieli do ukraińskiego parlamentu, zatem rozmawiamy z tymi, którzy reprezentują społeczeństwo ukraińskie. Kimkolwiek są, reprezentują sąsiadujące z nami państwo. W naszym interesie jest podtrzymywanie kontaktów z możliwie szerokim spektrum politycznym w krajach, z którymi sąsiadujemy.

Podczas spotkania poruszyliśmy problematykę stosunków polsko-ukraińskich. Rozmówcy reprezentowali różne ugrupowania, ale zechcieli w imię interesów swojego kraju zapoznać się z polskim punktem widzenia. Przestrzegłem uczestników spotkania, że w Polsce trudno o spójną wizję polityki zagranicznej, w myśl przysłowia: „Gdzie dwóch Polaków, tam 3 poglądy”. Okazało się, że podobne przekonanie panuje o Ukraińcach na Ukrainie. (…)

Zgodziliśmy się, że jest wiele niewykorzystanych możliwości współpracy, ale także wiele problemów, o których należy mówić otwarcie, bowiem niedopowiedzenia, poprawność polityczna wyjmująca wiele tematów spod dyskusji stwarza potencjalne punkty zapalne i zagraża rysującym się perspektywom współpracy. Często zbytnie koncentrowanie się na polityce wewnętrznej może rodzić problemy w kontekście międzynarodowym. (…)

Odwiedzający Polskę z prywatną wizytą poruszyli (…) kwestię polskiej wrażliwości na odradzający się kult bojowników OUN-B, jak i problem Wołynia w tworzeniu nieprzychylnego klimatu wokół Ukrainy.

W trakcie spotkania widać było, że ukraińscy rozmówcy niewiele wiedzą o polskiej perspektywie.

Aby poznać polski punkt widzenia, warto przeczytać polskie strony na Wikipedii. Są inne niż ukraińskie czy rosyjskie. Brak dostępu do informacji w języku ukraińskim czy rosyjskim jest problemem, który musi być rozwiązany przez polskie instytucje odpowiedzialne za politykę historyczną. Wyjaśnienie kwestii historycznych jest bardzo ważne, bowiem to jeden z głównych tematów przewodnich używanych przez prorosyjski trolling.

Niestety, brak refleksji nad obecną polityką historyczną wśród ukraińskich polityków nie ułatwia znalezienia satysfakcjonujących rozwiązań. A przecież można by spróbować podejść do tego trudnego tematu, odwołując się do oczywistych faktów, jak i wyników badań socjologicznych. Z badań tych wynika, że dzisiejsze pokolenie Ukraińców nie ma nic wspólnego z tym, co działo się kilkadziesiąt lat temu. Społeczeństwo ukraińskie chce budować demokratyczne państwo prawa, a nie dyktatury czerwone, brunatne czy jakiekolwiek inne.

Ukraińcy nie chcą, by ich państwo rościło sobie prawa do terytoriów państw sąsiednich, chcą tylko poszanowania integralności swoich granic. Społeczeństwo pragnie budować stosunki międzypaństwowe oparte na pokojowej, wzajemnie korzystnej współpracy, partnerskim traktowaniu i wzajemnym poszanowaniu suwerenności.

Respondenci, którzy coś wiedzą o Wołyniu, wyrażają pogląd, że jeśli w przeszłości doszło do godnych ubolewania czynów, zabójstw ludności cywilnej, rabunków ze strony bojowników o niepodległą Ukrainę, to te czyny, choćby i były uzasadnione celem wyższym, nie powinny mieć miejsca i nie są powodem do chwały.

W kontekście ostatnich decyzji przewodniczącego Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Wołodymyra Wiatrowycza, zakazujących ekshumacji polskich ofiar zbrodni OUN-UPA, okazuje się, że większość ukraińskich respondentów uważa, że państwo ukraińskie powinno wspierać wszelkie działania prowadzące do ustalenia prawdy historycznej, bowiem tylko w prawdzie możliwe jest pojednanie, a władze ukraińskie powinny sprzyjać upamiętnianiu cywilnych ofiar bez względu na ich pochodzenie czy narodowość. Współcześni Ukraińcy chcieliby, aby czasy totalitaryzmów i wojen bezpowrotnie minęły. (…)

Dalszy dialog został przerwany przez zamachowca…

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Rozmowy dobrej woli przerwane zamachem” można przeczytać na s. 13 listopadowego „Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Rozmowy dobrej woli przerwane zamachem” na s. 13 listopadowego „Kuriera WNET” nr 41/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pięciu zwolenników zbliżenia polsko-ukraińskiego zginęło w wypadku samochodowym podczas powrotu z Polski do domu

Z całej piątki najlepiej poznałem pana Oleksandra Maslaka. Miał dużą wiedzę historyczną i nie omijał trudnych tematów. Także kwestii Wołynia. Ciekawe, że jego podejście było zbieżne z naszym.

Mariusz Patey

Zaproszenie na konferencję przyjąłem z mieszanymi uczuciami, bowiem obraz tej organizacji przedstawiany w internecie, w mediach społecznościowych wyglądał wręcz przerażająco. Jakieś hajlujące osiłki, z wytatuowanymi swastykami i symboliką SS… Przestrzegano mnie przed żywymi dirlewangerowcami, ziejącymi nienawiścią do wszystkiego co polskie. (…)

 

Moje zdziwienie wywołała nieobecność symboliki banderowskiej czy SS Galizien, a zamiast niej – wszędzie Herb Jagielloński, a także treść referatów i dobór prelegentów, którymi byli pracownicy placówek dyplomatycznych krajów Intermarium, eksperci.

Wśród lektorów zauważyłem skromnie wyglądającego człowieka w skupieniu przedstawiającego swoje tezy. Okazał się nim być dr. Oleksandr Maslak, politolog, pracownik naukowo-dydaktyczny Ukraińskiej Akademii Nauk i działacz polityczny, Członek Rady Programowej Korpusu Cywilnego Azov.

Oleksandr Maslak

W spotkaniach kuluarowych okazało się, że kwestia współpracy polsko ukraińskiej była mu bliska. Miał dużą wiedzę historyczną i nie omijał trudnych tematów. Także kwestii Wołynia. Ciekawe, że jego podejście było zbieżne z naszym. (…)

Oleksandr Maslak wspierał akcję sprzątania grobów polskich ofiar ludobójstwa dokonanego na Wołyniu z inspiracji OUN-B, zorganizowaną przez aktywistów Azova. (inicjatywa ta została zupełnie przemilczana w naszych mediach).

Rozmawialiśmy o nacjonalizmie, szowinizmie, błędach historii, Stepanie Banderze, Ivanie Mitryndze, UPA Tarasa Borovca, AK, NSZ, NKWD, komunizmie i czasach dzisiejszych. Ciekawe, że Oleksandr Maslak reprezentował dojrzałe poglądy konserwatywne, dostrzegając ograniczenia laicko-liberalnej ideologii.

Patrząc na problemy naszych postkomunistycznych państw, szukaliśmy inspiracji w republikanizmie Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Na przykład w rozwiązaniu kwestii waluacji społecznej wymiaru sprawiedliwości. W Polsce, a tym bardziej na Ukrainie problem dobrej, efektywnej pracy sądów jest warunkiem powodzenia wszelkich reform. Jak tego dokonać w warunkach erozji wartości nawet wśród elit?

Być może skutkiem tych naszych rozmów było pojawienie się w programie nowej formacji politycznej, Korpusu Narodowego (w której Oleksandr został członkiem rady politycznej), postulatu kontroli społecznej sędziów i wybór prezesów sądów rejonowych przez lokalne społeczności.(…)

Olksandr jako uczestnik i organizował konferencje naukowe z udziałem strony polskiej, umożliwiając prezentowanie różnych punktów widzenia. Jednak w swych wypowiedziach podkreślał: to ma zbliżać, nie dzielić.

Mieliśmy wiele wspólnych planów dla działań łączących nasze narody. Pan Bóg wziął Cię do siebie, ale tu, na ziemi, są jeszcze ludzie, którzy będą kontynuować Twoje Dzieło.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Ukraiński przyjaciel Polski. Wspomnienie o Oleksandrze Maslaku” znajduje się na s. 3 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Ukraiński przyjaciel Polski. Wspomnienie o Oleksandrze Maslaku” na s. 3 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Edukacja jest usługą. Zarządzający uczelniami dostrzegli pozytywny wpływ konkurencji na wzrost jakości kształcenia

Pomysły zaprezentowane przez ministerstwo na konferencji rektorów nie będą skuteczne, jeśli nie zmieni się system finansowania szkół wyższych i badań naukowych w zakresie nauk stosowanych.

Mariusz Patey

Wzrost konkurencji, uruchomienie lepszych mechanizmów doboru kadr naukowo-dydaktycznych niewątpliwie przyczyni się do podniesienia poziomu nauczania akademickiego i badań naukowych. Czy jednak w polskich warunkach możemy powtórzyć sukces Doliny Krzemowej? Doprowadzić nie tylko do wzrostu liczby patentów, ale i podnieść ich jakość? Czy potrafimy odnieść sukces na rynku innowacyjnych produktów? (…)

Zrozumienie, że edukacja jest usługą i podlega prawom rynku, trudno dociera do świadomości decydentów. Rolą polityków jest taka organizacja tego rynku, jego finansowania, żeby wyzwolić energię, innowacyjność, otwartość na zmiany środowiska akademickiego, w dużej części przyzwyczajonego do etatyzmu i braku konkurencji. Pozytywnych zmian w nauczaniu, dostosowywaniu programów, metod nauczania do wymogów rynku możemy oczekiwać tylko w przypadku szerokiego otworzenia rynku usług edukacyjnych.

Należy wziąć pod uwagę trudne położenie finansowe wielu polskich rodzin, jak i to, że wykształcenie warunkuje rozwój kultury państwa, szczególnie dziś, w warunkach otwarcia na Europę i świat. Edukację należałoby pojmować w kategoriach ważnej inwestycji zarówno społecznej, jak gospodarczej i politycznej. (…)

Jednym z ważniejszych komponentów po stronie przychodowej każdej uczelni są wpływy za kształcenie. Podczas analizy roli państwa w systemie finansowania szkolnictwa wyższego nasuwają się pytania będące zaczynem do ważnej dyskusji: czy system, w którym pieniądze trafiałyby do uczelni za studentem, jest w polskim modelu prawnym możliwy?

Uczelnie same określające czesne wynikające z kosztów kształcenia w danej placówce, jak i poziomu cen utrzymujących się na rynku usług edukacyjnych, to standard w świecie anglosaskim, jednak w Polsce mało popularny ze względu na obawy o ograniczenie dostępności kształcenia dla osób z uboższych rodzin. Ma to wyraz w polskiej Konstytucji… Państwo może jednak, promując rozwój rynku edukacji, uruchamiać różne narzędzia pomocowe, na przykład powołać instytucję opłacającą studia osobom do tego uprawnionym, funkcjonującą w formie funduszu pożyczkowego.

Instytucja taka finansowałby naukę poprzez udzielanie studentom nisko oprocentowanych pożyczek na kształcenie, a jednocześnie negocjowałaby wysokość czesnego z uczelniami chcącymi uczestniczyć w takim systemie finansowania. Wysokość pożyczki uzależniona byłaby od predyspozycji i stopnia przygotowania kandydata.

Gdy kandydat zakwalifikuje się na wybraną przez niego uczelnię i podejmie naukę, instytucja finansująca będzie przekazywać pieniądze na konto uczelni za każdy miesiąc studiów (lub w formie przelewów semestralnych). Student mógłby także dostać pożyczkę na utrzymanie się podczas studiów.

Aby umożliwić dostęp do nauki możliwie największej liczbie osób, można by posłużyć się systemem oceny egzaminów maturalnych; pomoc finansowa zależałaby od wysokości ocen. Można oczywiście zastosować inne kryteria. Górny limit pożyczki mógłby być warunkowany wynikami egzaminów i innymi mierzalnymi osiągnięciami kandydata.

Lista uczelni, których studenci byliby beneficjantami systemu, byłaby przygotowywana przez MNiSW wyłącznie na podstawie jasno określonych kryteriów merytorycznych. Na takiej liście powinny znaleźć się wszystkie szkoły mające uprawnienia uczelni wyższych w Polsce, a chcące uczestniczyć w takim systemie. Wraz ze zwiększającym się budżetem funduszu dostępność do środków by rosła.

Studenci korzystający z tego systemu podpisywaliby umowy cywilnoprawne, których celem byłoby skuteczne ściąganie zobowiązań. (…)

Ministerialni urzędnicy są przygotowani do wyliczania kosztów kształcenia na określonym kierunku studiów, mogliby więc szacować kwoty refundacji. Dotychczasowy system dotacji opiera się na szacowaniu kosztów na określonych kierunkach uczelni państwowych. Uczelnie decydujące się na wyższe czesne musiałyby pozostawać poza systemem.

Jeśli chodzi o osoby bezrobotne czy unikające płacenia podatków i spłacania zobowiązań, rozwiązań można poszukać, analizując podobne systemy działające w innych krajach, np. w Norwegii…

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Edukacja jest usługą” znajduje się na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Edukacja jest usługą” na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Migracja zarobkowa do Polski. Zagrożenia rosną wraz z liczbą migrantów, ale zależą także od kręgu kulturowego przybyszów

Jeśli już musimy zgadzać się na import pracowników, to blokujmy masowy, niekontrolowany napływ imigrantów spoza krajów tzw. Międzymorza. Nie popełniajmy błędów państw zachodniej Europy.

Mariusz Patey

Polska do tej pory była krajem eksportującym siłę roboczą do bogatszych krajów Europy. W ciągu 25 lat rozwoju gospodarki względnie rynkowej przechodziliśmy różne fazy rozwoju rynku pracy, od rosnących problemów z bezrobociem do ostatnio coraz ostrzej odczuwalnego braku siły roboczej w wielu sektorach gospodarki. (…)

Firma transportowa nie jest w stanie przeszkolić w krótkim czasie bezrobotnych nie mających doświadczenia w kierowaniu pojazdami. Podpisane kontrakty, jak i ciągła walka o rynek, nie pozwalają na sięgnięcie po zasoby rynków zachodnich. Tam bowiem płace są na takim poziomie, że polscy transportowcy zostaliby wypchnięci z rynku przez ich europejskich rywali. Pojawiło się zatem zapotrzebowanie na kierowców akceptujących określone warunki płacy i pracy (wcale nie głodowe). Zatrudnianie Ukraińców pomogło polskim firmom pokryć niebezpieczne deficyty pracowników. Podobny problem odczuwają inne branże: budowlana, przetwórstwa spożywczego, czy wreszcie nasze rozwijające się rolnictwo. (…)

Pojawiają się głosy pełne zaniepokojenia o nadużywanie socjalu przez przebywających w Polsce Ukraińców. I znowu, jeśli popatrzymy na statystyki, to uprawnionych do zasiłków i dodatków na dzieci nie jest wcale tak dużo. Pełny pakiet socjalny przysługuje bowiem osobom z Kartami Polaka lub osobom płacącym pełne składki, przebywającym na podstawie kart czasowego pobytu. Tych jednak, spełniających oba warunki naraz, jest niewielki procent w ogólnej liczbie przebywających u nas Ukraińców. (…)

Większość studiujących w Polsce cudzoziemców (w tym Ukraińców) płaci pełne czesne, bez państwowych subsydiów, wynajmuje za własne pieniądze miejsca w akademikach i na stancjach. Pomagają zatem, zwłaszcza sektorowi prywatnemu szkolnictwa wyższego, przetrwać kryzys związany z niżem demograficznym. Osoby starsze mogą dorobić do swoich emerytur, wynajmując stancje mniej wymagającym studentom. (…)

Oczywiście są też poszkodowane grupy pracownicze. Na przykład w obszarze opieki nad osobami starszymi, sprzątania mieszkań i biur wzrost płac jest wolniejszy. Ale oznacza to oszczędności dla ludzi starszych, często średnio zamożnych. Więcej też z tych ludzi decyduje się na życie samodzielne, bez przenoszenia się do domów opieki.

Innym zjawiskiem w przypadku masowego osiedlania się Ukraińców w Polsce (nadal większość przyjeżdżających do pracy pozostaje tu czasowo) byłoby odtworzenie się mniejszości w jednorodnej do tej pory etnicznie Polsce. Mimo zatem korzystnego czynnika ekonomicznego, imigracja powinna mieć swoje limity. (…)

Dziwi mnie, że środowiska imigranckosceptyczne, zwracając uwagę na Ukraińców, pomijają coraz bardziej wyraźnie zaznaczającą się imigrację z rosyjskiego Kaukazu i krajów Azji Centralnej. Punktem przerzutowym jest granica białoruska. Wystarczy pojechać na przejście graniczne w Brześciu, aby zrozumieć powagę problemu.

Ci „uchodźcy” o odmiennej kulturze, religii i obyczajach zaczynają przenikać przez naszą wschodnią granicę. Z uwagi na niską przydatność na naszym rynku nie podejmują pracy, a ich źródła utrzymania są trudne do ustalenia. Częściej niż Ukraińcy zgłaszają się po pomoc socjalną. Trudniej się integrują, tworząc mikrogetta.

Osobna grupa imigrantów to Wietnamczycy, których przyjazdy zaczęły się już w czasach PRL-u. Ostatnio pojawili się też inni przybysze z krajów Dalekiego Wschodu. Chińczycy, Hindusi, Pakistańczycy, Nepalczycy i inni.

Jeśli ktoś chce zrozumieć, jak działa zasada „swój do swego po swoje”, niech przyjrzy się właśnie wietnamskim przedsiębiorstwom. Są one również niezwykle sprawne w omijaniu naszego systemu fiskalnego. (…)

Obroną przed niekontrolowaną imigracją i wykorzystującymi nasz system wsparcia socjalnego przybyszami jest pozbawienie tego wsparcia osób nieposiadających polskiego obywatelstwa lub Karty Polaka. Ukłonem w stronę polskich firm poszukujących pracowników jest ułatwienie uzyskiwania krótkoterminowych pobytów ze względu na pracę, przy jednoczesnym utrudnieniu otrzymywania pobytu długoterminowego czy polskiego obywatelstwa.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Migracja zarobkowa do Polski z krajów ościennych” znajduje się na s. 4 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Migracja zarobkowa do Polski z krajów ościennych” na s. 4 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Międzymorze – koncepcja, historia, przyszłość. Nie ma jednej, spójnej definicji określającej pojęcie Międzymorza

Przyszłość projektu Międzymorza jest niejasna – ze względu na czynniki zewnętrzne, jak i ambicje państw regionu. Widać jednak, że występują ewidentne niewykorzystane synergie współpracy w regionie.

Mariusz Patey

Różni autorzy mają różne poglądy na temat obszaru Międzymorza, jak i rodzaju relacji między państwami Międzymorza. Dla jednych to ścisła federacja ze wspólną armią i polityką zagraniczną, a dla innych to raczej wspólny obszar gospodarczy, obejmujący kraje między Bałtykiem, Adriatykiem a Morzem Czarnym, posiadający instrumenty li tylko finansowe, takie jak Bank Międzymorza, Fundusz Międzymorza i Fundusz Solidarności, zdolne udźwignąć ważne transgraniczne projekty gospodarcze czy infrastrukturalne. (…)

Przed I wojną światową koncepcja federacji narodów Europy Środkowej i Wschodniej była teoretycznie rozwijana przez Józefa Piłsudskiego. Po pierwszej wojnie światowej doszło do realnego sojuszu między Białoruską Republiką Ludową, Ukraińską Republiką Ludową i Rzeczpospolitą Polską.

Idea współpracy między krajami leżącymi od Bałtyku do Morza Czarnego była przedstawiona przez Józefa Piłsudskiego i Symona Petlurę i sformalizowana umową o sojuszu politycznym i wojskowym między Polska a Ukrainą 21 kwietnia 1920 r. Wcześniej, bo 23 lutego 1920 r., Polska podpisała umowę o współpracy wojskowej z Białoruską Republiką Ludową. Idei integracji z Polską przeciwne były jednak Litwa, Czechy i Słowacja.

W wyniku wojny z bolszewicką Rosją doszło do pogrzebania koncepcji, w której brałyby udział niezależna Ukraina i Białoruś. W latach późniejszych próbowano reaktywować plany federacyjne w oparciu o kraje nadbałtyckie (tu pojawiła się niezgoda Litwy), kraje skandynawskie, Węgry, Czechosłowację (niezgoda Czechosłowacji), Węgry, Rumunię (brak zainteresowania ze względu na konflikt węgiersko-rumuński), a nawet Włochy.

Po śmierci Józefa Piłsudskiego próbowano doprowadzić do sojuszu polsko-węgiersko-rumuńskiego. Bez rezultatu. Węgry i Rumunia znalazły się w sojuszu z państwami Osi.

W okresie zimnej wojny o idei Międzymorza, współpracy małych i średnich narodów naszego regionu pamiętało środowisko skupione wokół pisma „Kultura” i osoby Jerzego Giedroycia.

Upadek ZSRS w 1991 r. rozbudził nadzieje zwolenników tej idei na możliwość jej urzeczywistnienia. W Polsce Konfederacja Polski Niepodległej, na Białorusi Białoruski Front Ludowy, a na Ukrainie „Ukraińska Partia Republikańska” w 1996 r. zorganizowały konferencję poświęconą idei Międzymorza. Wobec braku funduszy i marginalizacji podmiotów politycznych zaangażowanych realizację tej koncepcji oraz rozszerzenia UE i NATO na wschód dalsze działania w tym kierunku zamarły.

W Polsce do koncepcji Międzymorza nawiązywały środowiska związane z Solidarnością Walczącą, Liberalno-Demokratyczną Partią „Niepodległość”, Fundacją Wschodnią „Wiedza” oraz Stowarzyszeniem Współpracy Narodów Europy Wschodniej „Zbliżenie”. Po wejściu Polski do UE i NATO Polska zwróciła się ku Europie Zachodniej, a zainteresowanie Międzymorzem znacznie osłabło. (…)

Po wojnie (…) Idea Międzymorza była uznawana za niebezpieczną dla interesów ZSRS i w związku z tym szczególnie ostro ją zwalczano, starając się zdyskredytować tych działaczy, którzy do niej się odwoływali. Z szerokiego spektrum poglądów i idei dominującym ostał się ten nurt, który opowiadał się za bezwarunkową akceptacją linii prorosyjskiej, niezależnie od polityk przez rząd rosyjski prowadzonych. (…)

Warto przy planowaniu organizacji Międzymorza uwzględnić doświadczenia innych państw. Takim przykładem może być wspólny obszar gospodarczy powołany przez Meksyk, USA i Kanadę (NAFTA).

Struktura ta nie ma rozbudowanej biurokracji i opiera się na wzajemnym uznaniu lokalnych praw i certyfikatów jakościowych produktów. Wspólny rynek w praktyce polega na tym, że jeśli na przykład piwo jest dopuszczone do sprzedaży w Kanadzie, to również nie zaszkodzi konsumentom w USA i Meksyku.

Interesujące są też doświadczenie geograficznie bliższych nam krajów skandynawskich z ich Scandinavian Council. Jest to porozumienie, w którym współpraca oparta jest na tzw. kryterium „nordyckiej korzyści” (nordisk nytta) i spełnia następujące warunki:

  • zastępuje działanie, które mogłoby być zrealizowane na poziomie narodowym, ale współdziałanie w ramach Rady Nordyckiej pozwoli zwiększyć jego efektywność;
  • pokazuje i promuje solidarność nordycką;
  • podnosi wartości i znaczenie nordyckiej kompetencji i konkurencyjności.

Idea Międzymorza, rozumiana jako platforma dla współpracy w obszarze gospodarczym, jest propagowana przez neoendecki Instytut im. Romana Rybarskiego. (…) Przytoczę tu szkic programu dla Międzymorza propagowany przez to środowisko. Proponowane kraje członkowskie dla Międzymorza: Ukraina, Polska, kraje nadbałtyckie, Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia, Chorwacja, Słowenia, Gruzja. (…)

Proces kształtowania gospodarczych więzi w regionie należy zacząć od zbudowania odpowiedniej infrastruktury transportowej na azymucie północ-południe, połączenia systemów energetycznych państw Międzymorza. Połączenie systemów przesyłu gazu i ropy w trójkącie Morze Bałtyckie-Adriatyk-Morze Czarne może być tym “glejem” łączącym interesy krajów regionu. W przyszłości, po wybudowaniu stosownej infrastruktury, mile widziane byłyby i inne kraje leżące w bezpośrednim sąsiedztwie, na przykład Białoruś, Armenia i Azerbejdżan.

Międzymorze w tej koncepcji rozumiane jest nie jako alternatywa czy projekt konkurencyjny dla istniejących organizacji gospodarczych i bezpieczeństwa w Europie, ale wspierający np. NATO w zabezpieczeniu wschodniej flanki Europy i rozszerzaniu obszaru stabilności i rozwoju w całym obszarze Międzymorza. Wzmocnione gospodarczo Ukraina i Gruzja będą trudniej destabilizowane przez czynnik zewnętrzny.

Proponowane instrumenty Międzymorza (funkcjonujące na zasadzie pomocniczości w stosunku do istniejących narzędzi będących w zasobach państw narodowych i organizacji międzynarodowych) to przede wszystkim instytucje finansowe:

  • Bank Międzymorza (wspierający projekty takie, jak: budowa infrastruktury przesyłu gazu i ropy, szlaków transportu kolejowego, wodnych, drogowych itp.). Bank taki mógłby być partnerem MFW, EBOiR, AIIB.
  • Fundusz Międzymorza (instytucja powołana dla finansowania projektów gospodarczych obarczonych ryzykiem trudnym do zaakceptowania przez sektor bankowy, realizowanych przez inwestorów prywatnych w regionie, a wymagających współdziałania ze strony partnerów z różnych państw członkowskich).
  • Fundusz Solidarności o niekomercyjnym charakterze, udzielający pomocy finansowej krajom regionu w obliczu klęsk żywiołowych, wojen i epidemii.

Dla zabezpieczenia regionu przed działaniami hybrydowych agresji, w których przeciwnik nie jest jasno zdefiniowany prawem międzynarodowym, proponuje się utworzyć ponadnarodową instytucję koordynującą działania obronne głównie przeciwko destabilizowaniu państw regionu, poprzez wykorzystanie technik dezinformacji i manipulacji w mediach i internecie.

Prawodawstwo krajów regionu winno uwzględniać możliwość powoływania oddziałów cudzoziemskich złożonych z obywateli państw Międzymorza na wzór francuskiej legii cudzoziemskiej.

Przeszkoleni ochotnicy mogliby wspierać obronę przed militarną agresją ze strony zbrojnych grup i nieoznakowanych oddziałów wojskowych, bez potrzeby wywoływania wielkoskalowego konfliktu, jawnego angażowania się instytucji rządowych i dawania tym samym pretekstów do kwestionowania Traktatu Północnoatlantyckiego w obliczu agresji wobec państw Międzymorza będących członkami NATO.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Międzymorze” znajduje się na s. 6 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

 

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Międzymorze” na s. 6 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wokół upamiętnienia Rzezi Wołyńskiej. Polityka emocji może przynieść niezamierzone, nie zawsze dobre dla nas rezultaty

Zmienić historii nie możemy, ale powinniśmy zrobić wszystko, by nasze narody potrafiły w pokoju współpracować. To leży w interesie dzisiejszych i przyszłych pokoleń Polaków i Ukraińców.

Mariusz Patey

11 lipca w Warszawie pod pomnikiem upamiętniającym ofiary zbrodni wołyńskiej OUN-UPA grupa polskich narodowców i przedstawicieli Korpusu Narodowego Azow złożyła wieńce i kwiaty w hołdzie pomordowanym Polakom. (…) Wlad Kowalczuk, wyrażając żal, że ta tragedia miała miejsce, stwierdził jednocześnie, że Polacy i Ukraińcy nie są skazani na wrogość. (…)

Rzeczywiście widzimy na Ukrainie silne trendy włączania etosu UPA w budowanie mitu narodowotwórczego. Nawet nie przejawiający antypolskich uprzedzeń działacze Azowa brali udział w uroczystościach rocznicowych z okazji urodzin Romana Szuchewycza, odbywających się w wielu ukraińskich miastach.

Polacy zgadzają się co do tego, że ci, którzy mordowali polskie kobiety i dzieci, nie powinni być w panteonie narodowym. Nie ma zgody, by usprawiedliwiać niegodziwości zasadą: „cel uświęca środki”. Trudno nam pogodzić się z postawą, w której uznaje się inspiratora, współsprawcę brutalnych czystek etnicznych za bohatera, a z drugiej wyraża żal za jego uczynki. Takie gesty, jak ten z 11 lipca, to jednak krok w dobrym kierunku ku ustaleniu wspólnej platformy wartości.

Można zrozumieć, że chęć znalezienia odniesień historycznych dla współczesnej walki z Rosją, a może i inspiracje tych sił, które chcą ukraiński wysiłek przekierowania kraju na wektor zachodni skompromitować, wyraźnie wzmocniły zainteresowanie OUN, UPA i ich przywódcami: Stepanem Banderą i Romanem Szuchewyczem. Z punktu widzenia przyjaciół Ukrainy w Polsce te postacie tworzą olbrzymi koszt polityczny wszystkim, którzy chcą pomóc Ukrainie. (…)

U innych naszych sąsiadów nie jest lepiej. Na Białorusi kwitnie kult czasów sowieckich, czci się morderców z czeka, enkawudziści są w panteonie narodowym. W Rosji buduje się pomniki Aleksandrowi Suworowowi, sprawcy okrutnej rzezi Pragi z 1794 r., czy Michaiłowi Murawjewowi o przydomku „Wieszatiel”. Stawia się też upamiętnienia zasłużonym enkawudzistom, np. w Smoleńsku… Niemcy otwarcie chwalą żelaznego kanclerza Ottona Bismarcka, a nawet niektórzy naziści tylnymi drzwiami przeciskają się do panteonu bohaterów, że wspomnę Clausa won Stauffenberga. Czesi czczą pamięć Jozefa Snejderka, oskarżonego o zbrodnie na Polakach w wojnie napastniczej 1919 r. (…)

Nawet jeśli nas obecnie dzieli świat wartości, przeszłość, to jednak dla przyszłości nie możemy się zamykać na współpracę z państwem, które może przyczynić się do wzrostu naszej konkurencyjności w rywalizacji europejskiej.

Dużo gorszym scenariuszem dla nas byłoby wyrzeczenie się aspiracji europejskich, niepodległościowych Ukrainy na rzecz duginowskiej wizji budowy wielkiego Imperium Euroazjatyckiego. Przed antypolską banderowską Ukrainą NATO nas obroni, ale przed nuklearnym mocarstwem już niekoniecznie… (…)

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Wokół Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Rzezi Wołyńskiej” znajduje się na s. 15 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Wokół Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Rzezi Wołyńskiej” na s. 15 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Polsko-ukraińskie splątanie. Pamięć polskich ofiar, pamięć krzywd – i co zniknęło z polskiej świadomości historycznej

W szerokim spektrum ukraińskich organizacji politycznych to nie zdeklarowani wrogowie Polski stanowili większość, a Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne szukające kompromisu z władzami RP.

Mariusz Patey

W latach dziewięćdziesiątych na terenie Polski zaczęły powstawać samowolnie stawiane upamiętnienia poległych bojowników UPA. Po stronie ukraińskiej przy każdej zmianie rządów na prozachodnie pojawiały się pomniki, ulice osób kojarzących się w Polsce z czystkami etnicznymi i ludobójstwem. (…)

Po polskiej stronie pod hasłami walki z banderyzmem zaczęto niszczyć na cmentarzach upamiętnienia i groby członków UPA. Ze strony ukraińskiej tamtejszy odpowiednik naszego IPN pod kierownictwem Wolodymyra Wiatrowycza ramach retorsji wstrzymał ekshumacje polskich ofiar na Wołyniu.

Nie będziemy wnikać, kto stoi za tą spiralą działań gromadzących coraz silniejsze negatywne emocje po obu stronach granicy. Wiemy, że nawet najlepszy biznes może się nie udać, kiedy pojawia się brak zaufania i negatywne emocje. Straci na tym interes naszych państw. Strona, której może zależeć na psuciu relacji polsko-ukraińskich, może odczuwać satysfakcję. (…)

Komuniści przed wojną w województwach wschodnich II RP byli o wiele liczniejsi od ukraińskich nacjonalistów. Ten wątek jest słabo znany polskiej opinii publicznej i wymaga jeszcze wielu badań, z uwagi na przypisywanie wielu zbrodni komunistycznych ukraińskim nacjonalistom. W czasach PRL-u, jakkolwiek można było pisać o zbrodniach ukraińskich szowinistów, to o komunistycznych już milczano, bądź przypisywano je a to Niemcom, a to nacjonalistom ukraińskim.

Innymi grupami atakującymi Polaków były formacje kolaborujących z Niemcami nacjonalistów, głównie członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów związanych z Andrijem Melnikiem. (…)

W szerokim spektrum ukraińskich organizacji politycznych jednak to nie zdeklarowani wrogowie Polski stanowili większość, a Ukraińskie Zjednoczenie Narodowo-Demokratyczne szukające kompromisu z władzami RP. To z nimi współpracował legendarny pułkownik wojsk URL broniący Zamościa przed bolszewicką konarmią Budionnego, Marko Bezruczko.[related id=22171]

Natomiast inny działacz UNDO i poseł na Sejm RP z Wołynia, Stefan Skrypnik, mówił z trybuny sejmowej: Czuję się szczęśliwy, mając możliwość stwierdzić, że społeczeństwo ukraińskie Wołynia należycie odczuło wielka odpowiedzialność, jaka na nim zaciążyła wobec państwa, własnego narodu i przyszłych pokoleń. Na pierwsze wezwanie Rzeczpospolitej ludność ukraińska Wołynia najdokładniej wykonała wszystko, czego państwo zażądało. Już dzisiaj moim bracia zraszają własną krwią ziemię polską, świadomie dając dowód gotowości złożenia na ołtarzu obrony wspólnych skarbów ofiary najdroższej – ofiary życia, własnej krwi.

Czy w Polsce znane są osoby, które stały za sformułowaniem tych tekstów? Czy wiemy, co się z nimi stało podczas okupacji sowieckiej? (…)

Kto w Polsce zna postacie W. Turczmanowycza i W. Rybaka, członków kierownictwa partii sprzeciwiającej się ludobójczym metodom walki o niepodległość? Nie mają nawet notek biograficznych w Wikipedii.

Jedyną postacią z tego środowiska, która przeżywszy wojnę miała możliwość zaprezentować Polakom swój punkt widzenia, był Borys Lewyckij, piszący w „Kulturze Paryskiej” pod pseudonimem Ron Sikora.

Postaci Tarasa „Bulby” Borowca oraz jego żony Anny także wymagają opracowań historyków. W wielu wspomnieniach bowiem powtarzają się opinie o atakach „bulbowców” na polskie wsie. Do oskarżycieli przyłącza ostatnio się sam prezes ukraińskiego IPN Wolodymyr Wiatrowycz. Taras „Bulba” Borowec jednak w dramatycznych listach pisanych do członków Provydu OUN-B potępiał mordy na ludności cywilnej i wzywał do opamiętania. Jego żona, działaczka polityczna, została porwana przez bojówki OUN-B i po aresztowaniu męża przez gestapo zamordowana. Taki sam los spotkał członków jego sztabu, współpracowników redagujących petlurowskie wydawnictwa. (…)

Po co o tym piszę? Mówiąc bowiem o Ukraińcach, łatwo generalizujemy, utożsamiając wszystkich bojowników o niepodległość Ukrainy ze zbrodniarzami mordującymi polskie kobiety i dzieci w imię utworzenia jednorodnego etnicznie państwa.

Według badacza problematyki polsko ukraińskiej Wiktora Poliszczuka, niespełna 2% ludności na ziemiach Ukrainy Zachodniej popierała czystki etniczne organizowane przez OUN-B i UPA.

Patrząc na politykę historyczną współczesnej Ukrainy, może dziwić, że niepodległościowi działacze ukraińscy spoza OUN są tak mało widoczni. A przecież oni formowali program jakże współczesny. Ukrainę bowiem widzieli jako demokratyczne państwo prawa, a nie dyktaturę czerwoną czy czerwono-czarną. Skazani przez historiozofię komunistyczną na zapomnienie, z trudem wychodzą z cienia.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Co zrobić z polską i ukraińską pamięcią historyczną?”, znajduje się na s. 8 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Co zrobić z polską i ukraińską pamięcią historyczną?” na s. 8 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Mariusz Patey/ W sprawie reformy sądownictwa: Ocena sędziów nie będzie zależała od kolegów, ale wyjdzie poza korporację

Warto powrócić do rozwiązania z I Rzeczpospolitej, przejętego przez USA, by interes obywatela i jego ochrona stał ponad interesami grup, nawet jeśli składają się one z osób światłych i wykształconych.

Najwięcej kontrowersji wokół proponowanych reform sądów wiązało się ze sposobem wyboru sędziów i organu oceniającego ich pracę, czyli Krajowej Rady Sądownictwa.

Dziś sędziowie są zależni od kolegów stojących wyżej w hierarchii korporacji zawodowej, a w proponowanych zmianach czynnik polityczny, czyli z większą legitymacją społeczną, będzie mógł wpływać na obsadę sędziów.

Czy to jest nasz spór? W 90% spraw, w których rozstrzyga się sprawy zwykłych obywateli, nie ma to znaczenia.

Jednak dla establishmentu prawniczego ma jednak zasadnicze. Tworzy się precedens, w którym ewaluacja pracy sądów wyjdzie poza środowisko.

Zanim przejdziemy do systemu doboru pracowników wymiaru sprawiedliwości, warto zastanowić się, dlaczego w niektórych państwach sędziowie mają wysoki poziom zaufania, a mierzalne parametry oceny są wyższe niż u nas?

Dla społeczeństwa ważne jest, by sądy sądziły sprawiedliwie i sprawnie. Aby tak się działo, musi być spełnione parę warunków naraz:

1. Dobre prawo;
2. Racjonalne procedury;
3. Pracownicy o odpowiednich walorach moralnych i wysokich kwalifikacjach zawodowych;
5. Kompetentni zarządzający;
4. Środki finansowe;
6. Skuteczna ewaluacja pracy sądów.

Systemy sądownicze kształtowały się przez setki lat. W Polsce, wobec braku ciągłości państwowości, przychodzi przejść pewne procesy w sposób przyspieszony. Dobrze, że rządzący dostrzegli problem sądownictwa ciągnący nasz kraj w dół we wszystkich rankingach (np. „Doing business”), ale czy lekarstwo zaproponowane pomoże? Tu śmiem wątpić.

To co można zrobić?

Warto powrócić do dawnej koncepcji znanej z rozwiązań I Rzeczpospolitej, a potem przejętej przez Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych Ameryki, by to interes obywatela i jego ochrona stał ponad interesami grup, nawet jeśli składają się z osób światłych i wykształconych.

Obawa przed naruszeniem zasady praworządności i sprawiedliwości, będących fundamentem cywilizacji łacińskiej, stała u źródeł pomysłu, by w ocenę pracy sędziów włączyć przedstawicieli społeczności, której ta praca dotyczy.

Jaka więc byłaby najlepsza wyborów przewodniczących sądów rejonowych, okręgowych, jak i Sędziów Sądu Najwyższego?

Naturalnie wybór dokonywany spośród osób, które uzyskały odpowiednie uprawnienia do wykonywania zawodu, nie były karane, o nieposzlakowanej opinii – nie będzie na pewno łatwy dla społeczeństwa, które o swojej tradycji republikańskiej uczyło się przez lata z podręczników pisanych przez historiozofie zaborcze, naszej cywilizacji niechętne.

Miast twórczej krytyki i kontynuacji naszych rozwiązań obywatelskich, rozwijanych bez mała parę stuleci, zwróciliśmy się, przyznać trzeba – często bezkrytycznie – ku rozwiązaniom cudzym, ani lepszym, ani do nas pasującym.

Polacy nie darzą zaufaniem ani polityków, których sami przecież wybierają, ani instytucji swojego państwa.

Nie wierzą też mediom.

Lata bez swego państwa pozostawiły swój ślad.

Syndrom narodu podbitego, kolaboracyjnych elit jeszcze długo będzie wpływał na życie społeczne i poziom kapitału zaufania.

Warto może zatem rozważyć wprowadzenie skądinąd słusznej zasady „check and balance” nieco inaczej niż to robiono w kontynentalnej Europie.

Wybory wójtów, burmistrzów, szefów posterunków dzielnicowych, szefów prokuratur rejonowych zmniejszyłyby poziom determinacji walczących między sobą elit politycznych czy innych i uciekanie się do metod walki destabilizujących i osłabiających państwo.

Tyle, że żadne prawo pisane, żadne najlepsze rozwiązania organizacyjne nie zastąpią przyzwoitości, wyczucia, co znaczy zachowywać się jak trzeba.

Wierzę, że gros społeczeństwa nie zapomniało o wartościach cywilizacji łacińskiej, a posiadając silną podmiotowość, nauczy się odpowiedzialnych postaw szybciej, niż zadowolone z siebie elity się samonaprawią.

Mariusz Patey