Wyborcy łatwo dają się zmanipulować; nie doceniając etyki w życiu prywatnym, bagatelizują ją także w życiu politycznym

W porównaniu z ilością osób posiadających prawa wyborcze partie są małe liczebne i uzależnione od swoich przywódców. Ich członkowie angażują się dla posad rozdawanych hojnie przez liderów po wyborach.

Mariusz Patey

Tezy tu stawiane dotyczą czterech obszarów ważnych dla poprawy kondycji polskiego republikanizmu:

  • Wzmocnienie fundamentu wartości cywilizacji łacińskiej, patriotyzmu, aktywności obywatelskiej.
  • Dostęp do rzetelnej informacji o kandydatach, komitetach wyborczych, partiach i ich programach, propozycjach dla społeczności lokalnych, dla całej Polski.
  • Jakość polityki wymuszona przez konkurencję na rynku polityki.
  • Uproszczenie systemu liczenia głosów.

Wartości i etos obywatelski

Silny fundament wartości cywilizacji łacińskiej, który kształtował nasz naród przez setki lat, był też fundamentem polskiej wersji etosu obywatelskiego, polskiego republikanizmu, najpierw szlacheckiego, potem angażującego wszystkie warstwy polskiego społeczeństwa. Zabory, okupacje, a przede wszystkim eksperymenty społeczne, jakim zostaliśmy poddani w okresie rządów komunistów, podważyły wiele z tych wartości, nie dając niczego w zamian. Częściowa demoralizacja ujawniła się z całą siłą w okresie upadku komunizmu. Zasada nomenklatury partyjnej w czasach realnego socjalizmu, która miała wynosić na ważne stanowiska w państwie i gospodarce tzw. awangardę narodu – komunistów – i zapobiegać awansowaniu elementów wrogich systemowi sprowadziła się do promowania karier ludzi miałkich moralnie, oportunistów, miernych, biernych, ale wiernych. W okresie transformacji zasada ta jakże często została zastąpiona kolesiostwem i nepotyzmem. A przecież już teraz sami wybieramy swoich przedstawicieli. Nikt nam nie narzuca, na kogo mamy głosować. Tymczasem zbyt rzadko padają pytania o merytoryczne przygotowanie kandydatów, nie analizuje się proponowanych przez ich komitety wyborcze i partie rozwiązań dla Polski czy społeczności lokalnych.

Poddanie ocenie społecznej wybieralnych przedstawicieli winno wymuszać na nich ciężką pracę, najwyższe standardy etyczne, zaangażowanie i profesjonalizm. Skąd zatem casus prezydenta Gorzowa Wielkopolskiego – aresztowanego, podejrzanego o przestępstwa korupcyjne, którego postawa bynajmniej nie zniechęciła wyborców do wybrania go w 2006 r. na następną kadencję? Dlaczego w ostatnich wyborach samorządowych wójt Daszyna (woj. łódzkie), oskarżony o oszustwa i wyłudzenia, uzyskał miażdżące poparcie, a prezydent Łodzi, oskarżona o sfałszowanie podpisu, bez problemu została wybrana na kolejną kadencję?

Związane z wyborami skandale, nad którymi przechodzimy do porządku dziennego, dowodzą obojętności na wartości etosu obywatelskiego wśród części społeczeństwa, które – zatomizowane, wycofane w prywatność – stanowi łatwy łup dla politycznych graczy.

Erozja wartości, rysy w spoistości kulturowej zapoczątkowane sowiecką okupacją, narzuceniem obcych norm, pogłębiają się. Próbowano amputować nam tę część polskości, której komponentem był republikanizm i przywiązanie do fundamentu wartości cywilizacji łacińskiej. Nie do końca się to udało, ale szkody pozostały.

Aktywność przejawiająca się podejmowaniem racjonalnych zbiorowych wyborów nie jest możliwa bez mocnego fundamentu moralnego. To podstawa silnej republiki. Nie mając wyraźnych wzorców moralnych i autorytetów, wyborcy łatwo dają się zmanipulować, a nie doceniając roli etyki w życiu prywatnym, również i życiu politycznym bagatelizują jej znaczenie.

Wszelkie prawne zabezpieczenia będą na nic, jeśli ludziom nie przeszkadza wątpliwa moralnie postawa ich przedstawicieli.

Czas rozpocząć poważną dyskusję o wychowaniu młodych pokoleń Polaków dla ojczyzny. Państwo, realizując swoją misję pomocniczości, powinno wesprzeć rodziców w tym ważnym dla naszej przyszłości obszarze. Przypomnijmy, że w I Rzeczpospolitej kręgosłup polskiego republikanizmu budowany był podczas praktycznej nauki postaw obywatelskich, kształtowała go także sieć szkół zakonnych, a potem szkoły Komisji Edukacji Narodowej.

Stan naszego szkolnictwa publicznego w kontekście misji wychowawczej jest daleki od doskonałości. Przez lata upowszechniania modelu szkoły neutralnej światopoglądowo zagubiono ważne pierwiastki składające się na naszą polską tożsamość, na to, co stanowi o wrażliwości na dobro i składa się na na nasze polskie imponderabilia. Bez wspólnego systemu wartości, bez osadzonego w nich wychowania obywatelskiego trudno mieć nadzieję, że nasza demokracja okrzepnie.

Musi dojść do zmiany paradygmatu szkoły publicznej, która nie tylko powinna uczyć, ale i wychowywać przyszłe pokolenia Polaków świadomych swych obowiązków jako obywateli i patriotów. Nie wystarczą lekcje wychowania obywatelskiego sprowadzone do suchego wykładu o organizacji państwa, nie wystarczy fasadowy samorząd szkolny. Młodzież musi uczyć się praktyki obywatelskiej. Niestety szkoła publiczna niedostatecznie wywiązuje się z tego zadania. Bez inicjatyw oddolnych, wciągających rodziny, młodzież w krąg działań uczących patriotyzmu, odpowiedzialnych postaw, pracy dla dobra wspólnego, pracy w grupie, w organizacjach, bez działań promujących i utrwalających wartości etyczne naszego kręgu cywilizacji łacińskiej należy obawiać się o przyszłość Polski.

Istnieje potrzeba odrodzenia prawdziwie patriotycznego harcerstwa, zwracającego się ku swoim korzeniom; różnych organizacji młodzieżowych, jakich mieliśmy wiele w okresie międzywojennym. Rolą państwa jest pomocniczość w rozwijaniu inicjatyw społecznych w tym obszarze.

Skupianie się na zarabianiu i konsumpcji nie wystarczy, by republika dobrze działała. Etos republikański, odpowiedzialność za wspólnotę kształtuje się poprzez rodzinę, kulturę, edukację, media, środowisko, kościół. Ten etos obywatelski był dezawuowany przez propagandę państw zaborczych i w czasach komunizmu. Dziś wymaga przywrócenia należnego mu miejsca w świadomości społecznej.

Innym problemem jest przejęcie kultury przez środowiska często wrogie polskości, wyszydzające naszą historię i nasze wartości w imię mglistych ideologii wyrosłych z postmodernistycznych poszukiwań.

Nie jestem jednak pesymistą. Przeszłości nie zmienimy, ale powinniśmy zawalczyć o przyszłość. Optymistyczne jest to, że w Polsce pozostały tysiące patriotów gotowych do pracy dla kraju. (…)

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Etos obywatelski i polityka” znajduje się na s. 4 styczniowego „Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Etos obywatelski i polityka” na s. 4 styczniowego „Kuriera WNET”, nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Oczywiście nie jest Polakom wszystko jedno, jaka symbolika pojawia się w Kijowie, Moskwie czy Berlinie

Nie jest wszystko jedno, gdy widzimy sierpy i młoty za plecami prezydenta Chin czy czeskiego premiera składającego hołd pod pomnikiem zbrodniarza wojennego Josefa Šnejdárka – kata Polaków z 1919 roku.

Mariusz Patey

Na początku stycznia w Kijowie odbył się kilkutysięczny marsz w rocznicę urodzin Stepana Bandery. Oczywiście nie jest Polakom wszystko jedno, jaka symbolika pojawia się w Kijowie, Moskwie czy Berlinie. Nie jest wszystko jedno, gdy widzimy sierpy i młoty w tle przemawiającego prezydenta Chin, nie jest wszystko jedno, gdy patrzymy na czeskiego premiera składającego hołd pod pomnikiem zbrodniarza wojennego Josefa Šnejdárka – kata Polaków z 1919 roku. Odczuwamy także niesmak na widok emblematów strzałokrzyżowców w Budapeszcie. Gdybyśmy dożyli czasów, gdy kanclerz Niemiec paradowałby w koszulce ze swastyką, to prócz niesmaku czulibyśmy także słuszny strach. (…)

Co do historycznych zaszłości, uważam, że współczesna mapa interesów wygląda inaczej niż w 1919, 1943, czy nawet w 1945 roku. Dziś z dużym prawdopodobieństwem można przypuścić, że np. taki Yaroslav Stetsko, będąc premierem Ukrainy, szukałby porozumienia z Polską, a Josef Šnejdárek nie napadłby na śląskich Polaków. (…)

Polska, co oczywiste, powinna być aktywna w ukraińskim dyskursie politycznym, historycznym i tożsamościowym, wspierając swoich ukraińskich przyjaciół widzących przyszłość Ukrainy jako demokratycznego państwa prawa, zintegrowanego z Zachodem i objętego atlantycką strukturą bezpieczeństwa. Ta przyszłość łatwiej będzie realizowana bez symboli i postaci walczących z demokratycznym porządkiem – tak z pozycji komunistycznych, jak i szowinistycznych.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Refleksje po marszu ku czci Bandery w Kijowie” znajduje się na s. 6 styczniowego „Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Refleksje po marszu ku czci Bandery w Kijowie” na s. 6 styczniowego „Kuriera WNET”, nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wycięto drzewo – miejsce kaźni i pamięci na Pradze. W Polsce także są ludzie o mentalności sowieckich czynowników

Rodziny ofiar mają słuszny żal do władzy nie potrafiącej przeciwstawić się znieczulicy osób doprowadzających do zniszczenia miejsca kaźni i tabliczek upamiętniających straconych polskich patriotów.

Mariusz Patey

Na skraju działki wybudowanego już w wolnej Polsce osiedla mieszkaniowego stało drzewo – pomnik historii. Na tym drzewie komunistyczne służby więzienne po zajęciu prawobrzeżnej Warszawy przez Armię Czerwoną w lipcu 1944 roku dokonywały na polskich patriotach, członkach organizacji niepodległościowych, egzekucji przez powieszenie. Obumarłe, ale o solidnym pniu drzewo było miejscem, gdzie rodziny dokonywały spontanicznie upamiętnień. Pojawiła się między innymi tabliczka upamiętniająca miejsce kaźni płk. Lucjana Szymańskiego ps. Janczar – właśnie na tym drzewie powieszonego w 1945 r na polecenie NKWD-UB. (…)

Burmistrz obiecał ochronę miejsca i zabezpieczenie go przed dewastacją. Uspokojeni działacze – bo przecież burmistrz reprezentował opcję polityczną, która w swej narracji odwołuje się do patriotyzmu, słusznie wskazując wagę pamięci historycznej – nie przewidzieli, że jeszcze w czerwcu tego roku dojdzie do wycięcia drzewa, a tabliczki znikną. (…)

Fot. Witold Dobrowolski

Podobno w kwietniu tego roku dzielnica wystąpiła do konserwatora o ochronę tego miejsca, nie zadbała jednak o sądowy zakaz ingerencji na terenie oczekującym na decyzję konserwatora do czasu uzyskania tej decyzji.

Rodziny ofiar mają słuszny żal do władzy nie potrafiącej przeciwstawić się znieczulicy osób doprowadzających do zniszczenia miejsca kaźni i tabliczek upamiętniających straconych polskich patriotów. Czy do pomyślenia byłoby wycięcie symbolicznej brzozy i usunięcia tabliczek spod więzienia na Pawiaku?

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Historia pewnego miejsca” znajduje się na s. 15 grudniowego „Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Historia pewnego miejsca” na s. 15 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Możliwości Polski przeciwdziałania zagrożeniom hybrydowym skierowanym przeciw państwom naszego regionu

Rosja ukrywa użycie własnych oddziałów wojskowych, posługując się oddziałami specjalnymi, agencjami wywiadowczymi, grupami militarnymi o nieustalonym pochodzeniu. (tzw. zielone ludziki, separatyści).

Mariusz Patey

Procesy budowy własnych państwowości, społeczeństw obywatelskich przez państwa Europy Wschodniej napotykają trudności związane z prowadzeniem polityki rewizjonizmu i rewanżyzmu przez polityków Federacji Rosyjskiej. Polska także może czuć się zagrożona, bowiem jej doświadczenia historyczne wskazują, że wszelki rewizjonizm i rewanżyzm prowadzi do kataklizmów wojennych i potwornych strat dla polskiego państwa i społeczeństwa. (…)

Państwa Europy Środkowo-Wschodniej nie są w stanie przeciwstawić się agresji militarnej ze strony Federacji Rosyjskiej. Te z nich jednak, które są członkami NATO, mogą liczyć na skuteczną osłonę i adekwatną odpowiedź, jeśli nastąpiłoby naruszenie ich granic.

Z tej przyczyny wywieranie przez Rosję wpływu metodami militarnymi odbywa się w stosunku do krajów będących poza strukturami atlantyckimi. Narzędzia miękkie, takie jak nacisk ekonomiczny, korupcja polityczna, wykorzystywanie mediów, internetu do osłabienia woli oporu społeczeństw zaatakowanych krajów, do prób obniżania poziomu sympatii, izolowania ofiary na scenie politycznej – mają na celu zminimalizowanie kosztów użycia środków militarnych.

W związku z dużym uzależnieniem gospodarki FR od eksportu do krajów UE, politycy Kremla muszą się liczyć z zachodnią opinią publiczną. Sankcje obejmujące eksport surowców mogłyby wywołać gwałtowny spadek dochodów ludności i w konsekwencji zaburzenia społeczne w Rosji. Działania wobec krajów regionu mają więc ograniczony charakter i są osłaniane propagandowo, osłabiając możliwy międzynarodowy oddźwięk. Często Rosja ukrywa używanie własnych oddziałów wojskowych, posługując się grupami militarnymi bez oznaczeń, o nieustalonym pochodzeniu. (tzw. zielone ludziki, separatyści itp.). W użyciu są oddziały specjalne i agencje wywiadowcze. (…)

W wielu krajach regionu, w tym w Polsce, istnieją deficyty organizacyjno-prawne uniemożliwiające taką efektywną współpracę. Polskie prawodawstwo i organizacja bezpieczeństwa państwa nie są przygotowane na zagrożenia hybrydowe. Ograniczenia Polski, jeśli chodzi o możliwości aktywnej pomocy dla krajów objętych hybrydową agresją, polegają także na szczupłości zasobów, wynikają również z podpisanych umów międzynarodowych, w tym umowy atlantyckiej, mającej charakter obronny.

Istnieje na przykład brygada litewsko-polsko-ukraińska, jednak jej działania mogą być prowadzone tylko podczas misji pokojowych. Zezwolenie przez Polskę i Litwę na udział tej brygady w działaniach zbrojnych na Donbasie postawiłoby te dwa kraje w charakterze strony w konflikcie niebędącym bezpośrednio obroną ich granic. (…)

Ustawodawstwo ukraińskie jest pod pewnymi względami lepiej dostosowane do odpowiedzi na zagrożenia hybrydowe. Umożliwia na przykład służbę obywateli obcych państw w armii ukraińskiej. Polskie prawodawstwo tego nie przewiduje.

Wprowadzenie możliwości służby polskich obywateli w armiach państw, z którymi Polska podpisałaby stosowne umowy, mogłoby umożliwić ochotnikom z Polski, posiadającym odpowiednie przeszkolenie i doświadczenie, pomoc napadniętym bez ponoszenia konsekwencji prawnych. Dziś obywatel polski, zaciągający się do formacji zbrojnych nawet w krajach zaprzyjaźnionych, ryzykuje karę pozbawienia wolności.

Polska mogłaby również zezwolić na służbę w polskiej armii obywatelom państw, z którymi miałaby podpisane odpowiednie porozumienia. Ochotnicy mieliby zagwarantowane prawa kombatanckie krajów, w których odbywaliby służbę. Państwa, z których pochodziliby ochotnicy, nie stawałyby się przy tym formalnie stroną konfliktu. Takie rozwiązania prawne mogłyby prowadzić do bardziej efektywnego wykorzystania zasobów ludzkich krajów regionu.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Polska a kraje regionu wobec hybrydowych zagrożeń” znajduje się na s. 6 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Polska a kraje regionu wobec hybrydowych zagrożeń” na s. 6 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wokół reformy polskiego wymiaru sprawiedliwości / M. Patey, J. Chmielowska, P. Andrzejewski, „Kurier WNET” 52/2018

Stanowisko Komisji Weneckiej nie znajduje potwierdzenia w procedurach innych krajów Europy i w braku jakiejkolwiek weryfikacji odziedziczonego po komunizmie składu personalnego władzy sądowniczej.

Mariusz Patey
współpraca: Jadwiga Chmielowska, Piotr Andrzejewski

Wokół reformy polskiego wymiaru sprawiedliwości

Historyczny i międzynarodowy kontekst polskich problemów z kształtowaniem instytucji wymiaru sprawiedliwości

Problemy z polskim wymiarem sprawiedliwości jak w soczewce skupiają wszystkie niedostatki transformacji. Mało kto niezwiązany z Polską, a czytający dotyczące Polski wiadomości, jest w stanie odpowiednio je zinterpretować.

Polska droga ku demokratycznemu porządkowi rozpoczęła się 4 czerwca 1989 r. po częściowo wolnych wyborach. Społeczeństwo w przeważającej większości wyraziło wotum nieufności dla komunistycznego reżimu. Polska jednak tylko nominalnie stała się demokratycznym państwem prawa. Komuniści przewidzieli wiele zabezpieczeń, pozwalających im wejść w nową rzeczywistość bez uszczuplania swoich sfer wpływu w ważnych obszarach funkcjonowania państwa.

Budowa demokratycznego państwa prawa wszędzie na świecie była procesem trudnym i rozłożonym w czasie. Polskie społeczeństwo, mimo determinacji uczestników opozycji antykomunistycznej i NSZZ Solidarność, nie było w stanie ani w pełni rozliczyć winnych zbrodni komunistycznych, ani wykształcić skutecznych mechanizmów odsuwających ludzi szczególnie uwikłanych we współpracę z komunistycznym reżimem. Wraz ze starym establishmentem pozostały złe praktyki, widoczne szczególnie w sferze publicznej.

System demokratyczny ma się jednak nie najgorzej. Wskazują na to kolejne wybory do parlamentu i samorządów. A mnogość komitetów wyborczych i partii, ostry język sporu, demonstracje i protesty są nieodłączną cechą demokracji.

Po przejęciu przez dotychczasową opozycję władzy w 2016 r. i uzyskaniu wpływu na państwowe radio i telewizję zwiększył się pluralizm mediów, choć może niepokoić zbytnia koncentracja i słabość kapitału lokalnego w segmencie mediów prywatnych.

Niezwykle ważny dla rozwoju i stabilności demokratycznego państwa prawa jest wymiar sprawiedliwości. By mógł sprawnie działać, prócz dobrych rozwiązań organizacyjno-prawnych musi się opierać na środowiskach prawniczych mocno osadzonych w systemie wartości akceptowanych przez społeczeństwo.

W Polsce od tysiąca lat fundamenty wartości i rozwój państwowości były ściśle związane z cywilizacją łacińską. Zabory, utrata państwowości, kolejne okupacje i komunizm przerwały organiczny rozwój państwa i społeczeństwa i doprowadziły do rozszczelnienia systemu wartości. Skutkiem doświadczeń historycznych była demoralizacja społeczeństwa, słabość wyniszczonych elit, głębokie podziały i niski poziom zaufania tak w kontaktach międzyludzkich, jak i do instytucji państwa.

W tzw. Polsce Ludowej, tworze powstałym w 1944 r. w wyniku zajęcia terenów polskich przez Armię Czerwoną, sędziowie, prokuratorzy, a nawet adwokaci mieli na pierwszym miejscu stawiać dobro komunistycznego systemu. Komuniści lubili powtarzać, że wymiar sprawiedliwości jest karzącą ręką partii.

Nieformalna sieć powiązań, polecenia wydawane ustnie, na telefon, stały się normą. System edukacji na studiach prawniczych ukierunkowany był na kształcenie uległego karierowicza, polegającego raczej na związkach rodzinno-środowiskowych niż na wiedzy i wypełnianiu misji społecznej. Erozja tradycyjnego systemu wartości przyspieszyła. Mieliśmy tysiące zbrodni sądowych, setki sędziów, prokuratorów zaangażowanych w proceder niszczenia prawdziwych i wyimaginowanych wrogów systemu komunistycznego.

Co stało się po 1989 r. z całym środowiskiem prawniczym służącym komunistycznemu reżimowi? Niektórzy wyjechali z Polski, a inni sądzili, oskarżali, bronili – już w imieniu wolnej, demokratycznej Polski. Ostateczny upadek systemu tylko pozornie miał wpływ na jakość ich pracy.

Tzw. socjalistyczna etyka została zastąpiona indywidualnym i środowiskowym egoizmem, lojalnością w stosunku do grupy, uległością wobec osób stojących wyżej w hierarchii zawodowej, społecznej, połączonym z pogardą i wyższością wobec osób reprezentujących odmienny świat wartości. Jednocześnie środowisko to skutecznie broniło osób z komunistyczną przeszłością przed odpowiedzialnością.

Przypomnę choćby proces przeciwko zbrodniarzowi komunistycznemu Władysławowi Pożodze, który był funkcjonariuszem WUBP w Rzeszowie, gdzie działał jako młodszy referent od 15 marca 1946 r. i jako referent od 15 października 1946 r w komunistycznych organach represji. Na jego polecenie Jerzy Vaulin ps. Mar 24 października 1946 r. dokonał zabójstwa Antoniego Żubryda i jego żony Janiny, będącej w 8. miesiącu ciąży. Zbrodniarze uniknęli kary pomimo dowodów. Sędzia (córka stalinowskiego zbrodniarza sądowego) oddaliła pozew z uzasadnieniem, że daje wiarę wyjaśnieniom oskarżonych, jakoby mordowali z pobudek pospolitych, a nie ideologicznych, czyli ich zbrodnie nie kwalifikują się jako nazistowskie czy komunistyczne.

Warto również przytoczyć sentencję wyroku w ciągnącym się 11 lat procesie w sprawie zabójstw podczas tzw. rewolty grudniowej z 1970 r na Wybrzeżu, gdzie strzelanie do demonstrantów i przypadkowych ludzi celem spacyfikowania zamieszek wymierzonych w komunistyczne rządy zostało uznane za udział w bójkach. I to wbrew zdaniu ławników, jedynego ciała w polskim wymiarze sprawiedliwości mającego legitymację społeczną. Także strzelających z helikopterów na rozkaz komunistycznego generała Korczyńskiego sędziowie potraktowali jak drobnych chuliganów. Wielu winnych nawet nie stanęło przed sądem.

Mimo wielu dowodów i świadków, organizatorzy i wykonawcy skrytobójczych mordów popełnianych w latach 1980–1990 na działaczach opozycji, księżach, pozostali bezkarni. Dawni sprawcy tego typu przestępstw sądowych są nadal czynnymi sędziami, często uczestniczą w procesie kształcenia do zawodów prawniczych i wpływają na politykę kadrową sądów.

By zilustrować patologię systemu, przypomnę prowokację dziennikarską, w której młody dziennikarz, podający się za pracownika kancelarii premiera, mógł wpłynąć na pracę sędziego lokalnego sądu. Jednak to dziennikarz ma do dziś kłopoty z prawem, nie sędzia. Przykładów erozji etyki zawodowej prawników, czy wręcz braku uczciwości, jest wiele.

Ta sytuacja budzi frustrację dużej części środowisk byłej opozycji demokratycznej. Znacząco w tym kontekście wypadają badania poziomu zaufania społecznego do instytucji wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Sądy darzone są zaufaniem poniżej 50% (na poziomie 40%) i ten wskaźnik w latach 2006–2016 niewiele się zmienił (http://www.tnsglobal.pl/archiwumraportow/files/2016/11/K.068_Zaufanie_do_instytucji_O10a-16.pdf ).

Polska nie jest jednak niechlubnym wyjątkiem na tle pozostałych krajów, mających doświadczenia z systemami komunistycznymi, bo wiele z nich zmaga się z podobnymi problemami.

System komunistyczny, zanim się rozpadł, przygotował rozwiązania prawne utrudniające reformę, która naruszałaby stan posiadania dotychczasowego establishmentu postkomunistycznego.

Po fali euforii w 1989 r., przyszło rozczarowanie i zwątpienie w uczciwość i dobre intencje ludzi Solidarności, umiejętnie podsycane przez wciąż silne w mediach środowiska postkomunistyczne.

Powrót do władzy postkomunistów dla uważnych obserwatorów nie był zaskoczeniem. Uchwalono konstytucję, która poprzez niejasne przepisy umożliwiła dowolność interpretacji w jednych obszarach i niemożność przeprowadzania modernizacji państwa w innych.

Wygrana Zjednoczonej Prawicy w wyborach 2016 r. grozi dotychczasowemu układowi postkomunistycznemu utratą wpływów, a przed rządzącą centroprawicą, która nie ma większości konstytucyjnej, stoi dylemat: legalizm i brak zmian czy próba zmian i oskarżenia o naruszanie porządku prawnego państwa? A specyfiką polską, mimo ostrego sporu i podziałów w społeczeństwie, jest niechęć do radykalizmów i swoisty pacyfizm.

Moim zdaniem mamy do czynienia z inicjacją szybkich zmian, prowadzących do wzmocnienia podmiotowości społeczeństwa. Polska od 1989 r. odchodzi od modelu rządów elit na rzecz upodmiotowienia społeczeństwa.

Krajowa Rada Sądownictwa. Rys historyczny

Krajowa Rada Sądownictwa ma opiniodawcze znaczenie przy obsadzie stanowisk sędziowskich dokonywanych przez prezydenta. Została utworzona w 1989 r. w efekcie uzgodnień między opozycją demokratyczną a władzą komunistyczną podczas obrad Okrągłego Stołu. Jej celem miał być nadzór nad niezależnością sądów i niezawisłością sędziów. Instytucja KRS została wpisana do konstytucji jako organ kolegialny przedstawicieli władzy ustawodawczej i wykonawczej z najliczniejszym udziałem sędziów desygnowanych przez Sejm. Ostatecznie została powołana do życia na podstawie ustawy z 20 grudnia 1989 r. Weszli do niej prawnicy mający akceptację władzy komunistycznej.

Konstytucja RP z 1997 r., uchwalona za rządów koalicji SLD-PSL, czyli postkomunistów, wraz z ustawą z 2001 r., podczas kolejnych rządów SLD-PSL, opisuje funkcjonowanie KRS. Najważniejszą zmianą dotyczącą kompetencji było przyznanie KRS prawa do udziału w kształtowaniu wynagrodzeń sędziów.

Wprowadzono organ Rady – Prezydium, a w miejsce zapisu o kadencyjności KRS wprowadzono przepis o kadencjach członków KRS. Zmieniono tryb zaskarżania uchwał Rady w sprawach indywidualnych sędziów. Zamiast wnoszenia skargi do Naczelnego Sądu Administracyjnego, wprowadzono skargę do Sądu Najwyższego. Zmiany te w praktyce wzmocniły korporację zawodową sędziów.

Jeśli dodać do tego spostrzeżenie, że polski system sądowniczy opierał się dotychczas głównie na ludziach będących podporą reżimu komunistycznego, co znajdowało wyraz w treści zapadających wyroków, można zrozumieć rozgoryczenie nastawionej antykomunistycznie części społeczeństwa marzącej o republice bez uprzywilejowanych kast i elit.

W polskiej konstytucji z 1997 r. uchwalonej przez koalicję SLD-PSL Radę opisano w rozdziale VIII „Sądy i trybunały”. Jednak pojawiły się wątpliwości co do teoretycznego sklasyfikowania miejsca KRS w systemie władzy. Część prawników twierdzi, że nie można jej przyporządkować ani do władzy ustawodawczej, ani wykonawczej, ani sądowniczej. Od organów dwóch pierwszych władz znacznie się różni, a co do władzy sądowniczej, to Konstytucja wyraźnie stwierdza, że władzę tę sprawują tylko sądy i trybunały. Mimo to Radę opisuje się jako niewydający wyroków („pozajudykacyjny”) organ władzy sądowniczej. Bywa też opisywana jako organ administracji państwowej i porównywana do organów kontroli państwowej i ochrony prawa. Przyporządkowanie KRS do konkretnej władzy (albo stwierdzenie, że nie należy ona do żadnej z nich) ma wpływ na interpretację kompetencji Rady.

Propozycje zmian po dojściu PiS do władzy

Kierunek zmian w wymiarze sprawiedliwości zmierzał do ściślejszej kontroli jakości pracy sędziów poprzez uformowanie odpowiednich instytucji przy Sądzie Najwyższym i zwiększenie roli przedstawicieli społeczeństwa w procesie wyboru sędziów. Temu miały służyć zmiany w sposobie wyłaniania członków Krajowej Rady Sądownictwa. Innym z celów było odsunięcie w stan spoczynku sędziów o niewygaszonych związkach z postkomunistycznym establishmentem i uwikłanych w orzekanie łamiące zasadę lex retro non agit.

22 lipca 2017 r. Sejm uchwalił ustawę wygaszającą niejednolitą kadencję wszystkich członków KRS, dzieląc ją na dwa zgromadzenia.

Uchwalenie tej ustawy, a także ustaw o ustroju sądów powszechnych oraz Sądzie Najwyższym, uznawanych przez niektórych jako naruszające zasadę trójpodziału władz, wywołało protesty zwolenników status quo w kraju.

Prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę 31 lipca 2017 r., proponując własną inicjatywę ustawodawczą w tym zakresie. We wrześniu do Sejmu wpłynął prezydencki projekt nowelizacji. Zaproponował m.in. zmiany sposobu wyboru członków Rady oraz obowiązek transmisji obrad KRS przez internet. Prawo zgłaszania kandydatów do Rady miałyby grupy co najmniej 2000 obywateli oraz grupy co najmniej 25 sędziów. Sejm wybierałby członków KRS kwalifikowaną większością 3/5 głosów, a w przypadku konieczności przeprowadzenia drugiej tury – w głosowaniu imiennym.

Mimo tych zmian sędziowie nadal będą mieć olbrzymi wpływ na bieżącą politykę, nie będąc przedstawicielami Suwerena – Narodu.

Reperkusje międzynarodowe reform

Opinię o ustawie wydała Komisja Wenecka, mijając się niejednokrotnie z treścią obowiązującego w Polsce systemu prawnego. Według Komisji, w państwie prawa znacząca część lub większość członków rad sądowniczych powinna być wybrana przez sędziów, a według uchwalonej ustawy Sejm może wybrać kandydatów, którzy mają minimalne poparcie sędziów. I tu można zarzucić Komisji Weneckiej próbę ograniczenia prawa społeczeństwa do możliwie szeroko rozumianej podmiotowości, realizowanej bezpośrednio bądź przez przedstawicieli.

Wybór większością 3/5 głosów daje szanse osobom bardziej neutralnym, ale w drugiej turze głosowania partia rządząca może wybrać kandydatów zwykłą większością, co upolitycznia Radę. Pogłębi to wspólna dla wszystkich członków kadencja.

W Europie powszechne są kadencje niesynchroniczne, kiedy pracują razem członkowie wybrani przez parlamenty różnych kadencji. Zwiększa to szansę, że będą oni reprezentowali różne poglądy polityczne.

Różne poglądy nie gwarantują jednak większej niezależności, bo mogą prowadzić do nadmiernego wpływu tych opcji politycznych, które nie są przez społeczeństwo popierane w demokratycznych wyborach. Grozi to obstrukcją prac rządu przez ludzi nie posiadających legitymacji społecznej. Uderza to w 400-letnią tradycję demokracji i samorządności I Rzeczypospolitej, opartych na zbiorze praw Nihil novi sine communi consensu z 1505 r., a potwierdzonych w Konstytucji 3 maja z 1791 r. Jednak lepiej, aby Rada reprezentowała wartości większości społeczeństwa, niż gdyby mniejszość miała swe poglądy narzucać większości, co miało miejsce podczas rządów komunistów.

Według Komisji Weneckiej ustawa ta razem z innymi reformami osłabia niezależność wymiaru sprawiedliwości. Jej stanowisko nie znajduje potwierdzenia w procedurach innych krajów Europy i w braku jakiejkolwiek weryfikacji odziedziczonego po komunizmie składu personalnego władzy sądowniczej. Komisja nie wzięła pod uwagę kontekstu: transformacji państwa polskiego i specyfiki systemu sowieckiego, z jakiego Polska relatywnie niedawno wyszła.

System doboru sędziów. Rozwiązania europejskie i amerykańskie

W II połowie XX w. wiele państw europejskich utworzyło organy, które mają chronić niezależność sądów i niezawisłość sędziów. Są one powiązane z władzą sądowniczą, jednak na ich skład mają wpływ także organy władzy ustawodawczej i wykonawczej. Istnieją m.in. we Francji (Najwyższa Rada Sądownictwa, organ konstytucyjny) oraz we Włoszech i Portugalii.

W innych państwach europejskich, które także są państwami prawa, organy podobne do KRS nie występują. Do tych państw należą m.in. Niemcy, Austria i Luksemburg. Tam w procesie wyboru sędziów uczestniczą ministrowie sprawiedliwości lub organy kolegialne innego typu.

Niemcy. Sędziów najwyższej instancji (bez Federalnego Trybunału Konstytucyjnego) wybiera 32-osobowa komisja rekrutacyjna (Richterwahlausschuss) złożona po połowie z posłów do Bundestagu (skład odzwierciedla proporcjonalnie układ sił w Bundestagu) i ministrów sprawiedliwości krajów związkowych (rządy landowe wyłaniane są w osobnych wyborach, proporcje partyjne są często inne niż w Bundestagu). Kandydatów proponuje federalny minister sprawiedliwości albo członkowie komisji rekrutacyjnej. Po zaopiniowaniu kandydata przez tzw. radę prezydialną danego sądu (prezes i inni sędziowie) komisja rekrutacyjna zwykłą większością głosów dokonuje wyboru na drodze tajnego głosowania. Po zatwierdzeniu wyboru przez rząd federalny sędziego mianuje prezydent RFN. Ta procedura od lat krytykowana jest przez przedstawicieli samorządu sędziowskiego jako zbyt upolityczniona i mało przejrzysta, ale za to społeczeństwo uzyskuje pośredni wpływ tak na obsadę, jak i na ewaluację pracy sądów.

We Francji o nominacjach sędziowskich decyduje Najwyższa Rada Sądownictwa (Conseil Supérieur de la Magistrature) ustanowiona w konstytucji Republiki Francuskiej. Liczy ona 12 członków; w jej skład oprócz Prezydenta i Ministra Sprawiedliwości wchodzi 5 sędziów, prokurator, przedstawiciel Rady Państwa (odpowiednika Trybunału Konstytucyjnego) i 3 osobistości niezwiązane ani z parlamentem, ani z sądami, mianowane przez Prezydenta oraz Przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego i Senatu.

System francuski jest zatem przykładem włączenia władzy ustawodawczej i wykonawczej w proces wyłaniania organu odpowiedzialnego za wyłanianie kandydatów sędziowskich. Korporacje prawnicze w V Republice mają jednak specjalny status. Elitaryzm trzeciej władzy wyraża się wysoką barierą wejścia do zawodu sędziego i słabą kontrolą społeczną. O zasady i wartości etyki zawodowej sędziów dba środowisko prawnicze.

W Szwecji postanowienia o nominacjach sędziowskich podejmuje minister sprawiedliwości na podstawie zgłoszeń na wolne stanowisko, które z kolei są rezultatem procesu aplikacyjnego pilotowanego przez Radę ds. Nominacji Sędziów (Domarnämnden). Do 2011 r. większość jej 9-osobowego składu powoływał rząd. Po reformie z 2011 r. pięciu członków Domarnämnden to sędziowie wybierani przez innych sędziów, dwóch to prawnicy powoływani przez rząd po konsultacjach ze środowiskiem prawniczym oraz dwóch – przez parlament. Rada sprawdza referencje potencjalnych kandydatów na sędziów uzyskane od innych sędziów. Prezesi sądów, które ogłosiły nabór, przeprowadzają rozmowy kwalifikacyjne i zestawiają listy najlepszych kandydatów. Minister sprawiedliwości prawie zawsze zatwierdza kandydata wyłonionego przez Radę (jeśli nie, to rekomenduje ona nowego kandydata).

W Holandii sędziowie powoływani są dekretem królewskim na wniosek ministra sprawiedliwości, ale kandydata wskazuje Rada Sądownictwa, składająca się z trzech do pięciu członków (obecnie z czterech). Zawsze co najmniej połowa to byli sędziowie, zgłoszeni przez środowisko sędziowskie. Przewodniczący Rady, który decyduje w wypadku równowagi głosów, musi pochodzić właśnie z sędziowskiej frakcji w Radzie.

Najbliższy tradycji I Rzeczypospolitej jest amerykański system wyboru sędziów.

Ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych uważali, że sprawny system sądownictwa oparty na niezawisłych sędziach zapewni stabilność państwa. Akceptując metodę przyjętą przez władze federalne (dożywotniego mianowania), władze stanowe również wybierały sędziów dożywotnio, przy czym część legislatur stanowych powoływała sędziów samodzielne, w innych wyboru dokonywał gubernator. Wybór dokonany przez gubernatora zatwierdzała specjalna rada wyznaczana przez legislaturę. Zmienił to prezydent A. Jackson, stwarzając tzw. system łupów (spoils system), zgodnie z którym każde stanowisko w administracji publicznej czy w innej władzy może, drogą nominacji, obsadzić na niemal wszystkich szczeblach zwycięzca wyborów, odpowiednio do swoich poglądów.

Przyczyniło się to do zmiany metody powoływania sędziów. Władzę w tym aspekcie oddano w ręce wyborców, którzy poprzez powszechne głosowanie mogli obsadzać urzędy sędziów. Przemawiał za tym także pogląd, że osoby orzekające w mniejszych społecznościach powinny być z nimi związane i rozumieć lokalne uwarunkowania.

Z biegiem problemem stało się zaangażowanie polityczne sędziów. Jego rozwiązaniem miały być wybory, w których kandydaci nie ujawniają swoich poglądów politycznych. Na początku XX w. wykształcił się kolejny sposób powoływania sędziów – merytoryczny (merit selection). Zakładał on zaangażowanie w procedurę wyboru gubernatora oraz specjalnej komisji nominacyjnej, weryfikującej kandydatów. Obowiązkowym elementem postępowania były późniejsze wybory(retention election), podczas których obywatele wypowiadali się w kwestii utrzymania urzędu przez sędziego mianowanego przez władze stanowe.

Współcześnie zastosowanie mają wszystkie wymienione metody powoływania sędziów. Istnieją także partyjne sposoby wyboru (partisan election). Na kartach do głosowania wskazana jest przynależność partyjna kandydatów. Początkowo stosowano je w wielu stanach na wszystkich poziomach sądownictwa. Z biegiem lat skupiono się na niezawisłości sędziów, szczególnie politycznej. Obecnie tylko siedem stanów korzysta z partyjnej metody powoływania sędziów na wszystkich szczeblach sądownictwa. Znacznie bardziej popularne jest przeprowadzanie wyborów partyjnych w celu wyłonienia składu sądów 1. instancji. Wybory partyjne pojawiają się również jako element obsadzania urzędów sędziowskich w stanach, które wykształciły własne procedury w tym zakresie. Stosunkowo często wybory bezpartyjne są poprzedzane partyjnymi prawyborami. W Karolinie Płn. wybory do sądów wszystkich stopni są bezpartyjne, ale kandydaci na sędziów sądu apelacyjnego są obowiązani do ujawniania przynależności partyjnej. Obrazuje to trudności w usystematyzowaniu omawianej tematyki.

Kolejną współczesną metodą kształtowania składu sądów stanowych są wybory bezpartyjne (nonpartisan election). Od wszelkich wyborów powszechnych różnią się tym, że na kartach do głosowania nie wskazuje się na przynależność partyjną kandydata. Wiele stanów zrezygnowało z wyborów partyjnych na rzecz tej formy. I choć z czasem zaczęły one ustępować metodzie merytorycznej, metodę tę nadal stosuje się w blisko 20 stanach, najczęściej przy wyborach sędziów sądów 1. instancji, jednak są stany (13), w których nawet sędziowie sądów najwyższych pochodzą z głosowania powszechnego. Np. w Michigan wszyscy sędziowie wybierani są w drodze wyborów bezpartyjnych. Mimo to kandydaci na sędziów sądu najwyższego wskazywani są przez partie polityczne. Trudno więc przypuszczać, by ich poglądy nie były znane wyborcom.

Czy proponowane przez rząd zmiany są niekonstytucyjne?

W świetle obowiązującej konstytucji mieliśmy do czynienia z tak różnorodnymi argumentami autorytetów prawa za lub przeciw reformie sądownictwa, że można tylko potwierdzić, że sędziowie mają poglądy polityczne, które wpływają na ich konkluzje.

Warto jednak przytoczyć obszerne cytaty z ustawy zasadniczej, by każdy mógł samodzielnie zorientować się w naturze problemu.

Art. 4 ust. 1 Konstytucji stanowi, że „władza zwierzchnia” w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”, wyrażając w ten sposób jedną z podstawowych zasad ustrojowych Rzeczypospolitej: zasadę suwerenności (zwierzchności) narodu. Skoro władza zwierzchnia należy do narodu, to tylko naród jako całość („wszyscy obywatele”), nie zaś jakiś inny podmiot, autorytet, grupa społeczna czy partia polityczna sprawuje władzę pierwotną i od nikogo niezależną (suwerenną).

Zasada ta ma w Polsce długą tradycję, wywodzącą się z koncepcji suwerenności ludu, która wykształciła się w Europie na przełomie XIX i XX w., stanowiąc w swym pierwotnym ujęciu zaprzeczenie rządów absolutnych. W Rzeczypospolitej wspólnota obywateli kierowana dobrem rzeczy wspólnej pojawiła się w zbiorze praw podstawowych z 1505 r., znanym jako Nihil Novi i potem wyrażona w Konstytucji 3 maja 1791 r. W praktyce Rzeczypospolitej wybory sędziów grodzkich (karnych), ziemskich (cywilnych) i skarbowych (administracyjnych), a także sądów sejmowych i Trybunału Koronnego (odpowiedników Sądu Najwyższego) w wyborach bezpośrednich i równych trwały aż do końca państwa, tzn. do 1795 r. W tym znaczeniu wola narodu, a nie władcy absolutnego jest źródłem władzy najwyższej i od nikogo niezależnej.

Obecnie naród jako podmiot władzy suwerennej stanowią – w odróżnieniu od innych koncepcji – „wszyscy obywatele Rzeczypospolitej” niezależnie od ich przynależności etnicznej, pozycji społecznej, wykształcenia, statusu majątkowego, religii czy światopoglądu. Konstytucja używa pojęcia narodu nie w znaczeniu etnicznym (osób mających polskie pochodzenie) ani politycznym (jak to miało miejsce w demokracji szlacheckiej I Rzeczypospolitej), lecz filozoficzno-społecznym, obejmującym „wszystkich obywateli Rzeczypospolitej” (demokracja uniwersalna). Tak rozumiany naród jest podmiotem władzy suwerennej, zwierzchniej w państwie. Jednak władzę tę wykonują tylko ci obywatele, którym przysługują prawa wyborcze (tzw. korpus wyborczy). Niezależnie od filozoficznych rozważań nad pojęciem narodu zawartym w art. 4 Konstytucji, ten krąg osób jest z prawnego punktu widzenia określony bardzo precyzyjnie.

Najważniejszą konsekwencją zasady suwerenności narodu jest to, że tylko jego wola może stanowić w Rzeczypospolitej Polskiej powszechnie obowiązujące prawo. Dlatego nie należy do źródeł prawa powszechnie obowiązującego w Polsce ani prawo wewnętrzne administracji (art. 93 Konstytucji), ani prawo natury.

Według obowiązującej konstytucji naród jako suweren może wyrażać swoją wolę za pośrednictwem swoich przedstawicieli (demokracja pośrednia, przedstawicielska) lub bezpośrednio (demokracja bezpośrednia) (art. 4 ust. 2 Konstytucji). Praktyka demokracji bezpośredniej nie jest powszechnie stosowana.

Idealną sytuacją z punktu widzenia zasady suwerenności narodu byłoby, gdyby suweren mógł bezpośrednio podejmować wszelkie decyzje, co przyczyniłoby się do większej legitymizacji podejmowanych rozstrzygnięć. Jednak współcześnie ten model sprawowania władzy przez naród z wielu względów jest trudny do realizacji. Z całą pewnością nie są natomiast przedstawicielami narodu organy władzy wykonawczej (Rada Ministrów), gdyż nie opierają one swego umocowania bezpośrednio na woli narodu – nie pochodzą z wyborów bezpośrednich. To samo dotyczy sądów i trybunałów, które stosownie do swej roli wydają wyroki nie w imieniu narodu, ale „w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej” (art. 174 Konstytucji). Sądy jednak poprzez wydawane orzeczenia mają wpływ na bieżącą politykę. Mogą bowiem orzekać o zgodności z konstytucją uchwalanych przez parlament ustaw.

Władza sądownicza nie może jednak przypisywać sobie i przekraczać granic wiążącego ją prawa, którego stanowienie konstytucja deleguje Sejmowi i Senatowi pod kontrolą Prezydenta. Wynika stąd, że tylko tam, gdzie konstytucja nie odsyła do regulacji ustawowej (kompetencji władzy ustawodawczej), można zastosować jej przepisy bezpośrednio. Konstytucja RP daje możliwość oceny sądów przez Suwerena, odsyłając do ustawy. Dotychczasowa praktyka ustawodawcza raczej nie sprzyjała kontroli społecznej sądów.

Bezpośrednie stosowanie przepisów Konstytucji w polskiej praktyce prawnej

Kwestia bezpośredniego stosowania konstytucji to w zasadzie novum ostatnich dziesięcioleci. W Polsce w okresie międzywojennym przyjmowano powszechnie, że normy konstytucyjne nie nadają się do praktycznego stosowania, dopóki nie zostaną rozwinięte w ustawodawstwie zwykłym. Konstytucja miała jedynie znaczenie dokumentu programowego, wymagającego konkretyzacji za pomocą przepisów ustawowych. Rozróżniano w związku z tym obowiązywanie i stosowanie Konstytucji a to ostatnie zawężano wyłącznie do wykonywania kompetencji przez organy konstytucyjne państwa.

Z art. 8 ust. 2 Konstytucji wynika, że nie wszystkie jej postanowienia mogą być stosowane bezpośrednio. Niektóre jej przepisy mogą stanowić same podstawę rozstrzygnięcia, a niektóre wymagają dopiero rozwinięcia w ustawie. Konstytucja jednak rzadko mówi wyraźnie, który jej przepis należy bezpośrednio stosować, a który się do tego nie nadaje. Nie nadają się z pewnością do bezpośredniego stosowania te postanowienia, których rozwinięcie i konkretyzację sama Konstytucja zastrzega ustawie zwykłej (por. np. art. 81 Konstytucji). Jednak kwestia bezpośredniego stosowania Konstytucji budzi dalsze wątpliwości. Jest tak dlatego, że normy konstytucyjne są bardzo zróżnicowane pod względem charakteru. Niekiedy dopiero pogłębiona analiza danego przepisu może dać odpowiedź na pytanie, jaki jest jego charakter i czy norma z niego wyprowadzona może czy nie może być bezpośrednio zastosowana.

Opozycja kontra większość sejmowa z reformą sprawiedliwości w tle

Jako punkt wyjścia do naświetlenia istoty sporu między większością sejmową a opozycją niech posłuży jeden z nagłośnionych ostatnio elementów reformy, polegający na obniżeniu wieku emerytalnego sędziów Sądu Najwyższego i tym samym pozbyciu się osób ukształtowanych przez poprzedni system. Naturalnie niepodobna zupełnie się odciąć od prawników uczących się zawodu w komunistycznej Polsce. Wydaje się jednak zasadne rozpocząć zmiany pokoleniowe, bowiem tylko w ten sposób w końcu będzie można choć częściowo się uwolnić od bagażu lat komunizmu.

Przytoczę zapisy Konstytucji w części dotyczącej sędziów, aby każdy mógł sam ocenić zasadność bardzo poważnych oskarżeń podnoszonych, także na forum międzynarodowym, ze strony opozycji.

Art. 180

  1. Sędziowie są nieusuwalni.
  2. Złożenie sędziego z urzędu, zawieszenie w urzędowaniu, przeniesienie do innej siedziby lub na inne stanowisko wbrew jego woli może nastąpić jedynie na mocy orzeczenia sądu i tylko w przypadkach określonych w ustawie.
  3. Sędzia może być przeniesiony w stan spoczynku na skutek uniemożliwiających mu sprawowanie jego urzędu choroby lub utraty sił. Tryb postępowania oraz sposób odwołania się do sądu określa ustawa.
  4. Ustawa określa granicę wieku, po osiągnięciu której sędziowie przechodzą w stan spoczynku.
  5. W razie zmiany ustroju sądów lub zmiany granic okręgów sądowych wolno sędziego przenosić do innego sądu lub w stan spoczynku z pozostawieniem mu pełnego uposażenia.

Art. 181

Sędzia nie może być, bez uprzedniej zgody sądu określonego w ustawie, pociągnięty do odpowiedzialności karnej ani pozbawiony wolności. Sędzia nie może być zatrzymany lub aresztowany, z wyjątkiem ujęcia go na gorącym uczynku przestępstwa, jeżeli jego zatrzymanie jest niezbędne do zapewnienia prawidłowego toku postępowania. O zatrzymaniu niezwłocznie powiadamia się prezesa właściwego miejscowo sądu, który może nakazać natychmiastowe zwolnienie zatrzymanego.

Art. 182

Udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości określa ustawa.

Art. 183

  1. Sąd Najwyższy sprawuje nadzór nad działalnością sądów powszechnych i wojskowych w zakresie orzekania.
  2. Sąd Najwyższy wykonuje także inne czynności określone w Konstytucji i ustawach.
  3. Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na sześcioletnią kadencję spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego.

Art. 184

Naczelny Sąd Administracyjny oraz inne sądy administracyjne sprawują, w zakresie określonym w ustawie, kontrolę działalności administracji publicznej. Kontrola ta obejmuje również orzekanie o zgodności z ustawami uchwał organów samorządu terytorialnego i aktów normatywnych terenowych organów administracji rządowej.

Art. 185

Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na sześcioletnią kadencję spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Art. 186

  1. Krajowa Rada Sądownictwa stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów.
  2. Krajowa Rada Sądownictwa może wystąpić do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem w sprawie zgodności z Konstytucją aktów normatywnych w zakresie, w jakim dotyczą one niezależności sądów i niezawisłości sędziów.

Warto też przytoczyć zapis ustawy dotyczący przechodzenia sędziów w stan spoczynku (Dz.U.2018.0.23, tj. Ustawa z dnia 27 lipca 2001 r. – Prawo o ustroju sądów powszechnych).

Artykuł 69. Przejście sędziego w stan spoczynku

§ 1. Sędzia przechodzi w stan spoczynku z dniem ukończenia 65 roku życia, chyba że nie później niż na sześć miesięcy i nie wcześniej niż na dwanaście miesięcy przed ukończeniem tego wieku oświadczy Krajowej Radzie Sądownictwa wolę dalszego zajmowania stanowiska i przedstawi zaświadczenie stwierdzające, że jest zdolny, ze względu na stan zdrowia, do pełnienia obowiązków sędziego, wydane na zasadach określonych dla kandydata na stanowisko sędziowskie.

§ 1a. (uchylony)

§ 1b. Krajowa Rada Sądownictwa może wyrazić zgodę na dalsze zajmowanie stanowiska sędziego, jeżeli jest to uzasadnione interesem wymiaru sprawiedliwości lub ważnym interesem społecznym, w szczególności jeśli przemawia za tym racjonalne wykorzystanie kadr sądownictwa powszechnego lub potrzeby wynikające z obciążenia zadaniami poszczególnych sądów. Uchwała Krajowej Rady Sądownictwa jest ostateczna. W przypadku niezakończenia postępowania związanego z dalszym zajmowaniem stanowiska sędziego po ukończeniu przez niego wieku, o którym mowa w § 1, sędzia pozostaje na stanowisku do czasu zakończenia tego postępowania.

§ 2. Sędzia przechodzi na swój wniosek w stan spoczynku, z zachowaniem prawa do uposażenia określonego w art. 100 uposażenie i inne uprawnienia sędziego przechodzącego lub przeniesionego w stan spoczynku § 2, po ukończeniu 55 lat przez kobietę, jeżeli przepracowała na stanowisku sędziego lub prokuratora nie mniej niż 25 lat, a 60 lat przez mężczyznę, jeżeli przepracował na stanowisku sędziego lub prokuratora nie mniej niż 30 lat.

§ 2a. Przepis § 2 stosuje się do sędziego, który wymagane warunki spełnił do dnia 31 grudnia 2017 r.

§ 2b. Sędzia będący kobietą przechodzi na swój wniosek w stan spoczynku po ukończeniu 60 lat, niezależnie od okresu przepracowanego na stanowisku prokuratora lub sędziego.

§ 3. W razie wyrażenia przez Krajową Radę Sądownictwa zgody, o której mowa w § 1b, sędzia może zajmować stanowisko nie dłużej niż do ukończenia 70. roku życia. Sędzia ten może przejść w stan spoczynku za trzymiesięcznym uprzedzeniem, składając odpowiednie oświadczenie Krajowej Radzie Sądownictwa. Okres uprzedzenia ulega wydłużeniu o przysługujący sędziemu urlop wypoczynkowy niewykorzystany do końca okresu uprzedzenia. Na wniosek sędziego Krajowa Rada Sądownictwa może udzielić zgody na przejście w stan spoczynku przed upływem okresu uprzedzenia.

W art. 180 i dalszych Ustawy Zasadniczej długość kadencji dotyczy instytucji sędziego, nie osoby, która może z różnych przyczyn przejść w stan spoczynku. Konstytucja odsyła tu do ustawy. Sędziowie Sądu Najwyższego zakwestionowali skuteczność obniżenia wieku emerytalnego, argumentując możliwością dyskryminacji ze względu na wiek, co stałoby w sprzeczności z przepisami traktatowymi UE.

Już w 1998 r Trybunał Konstytucyjny zajmował się wiekiem emerytalnym sędziów. 24 czerwca 1998 r. rozpatrywał nowelizację przepisów o ustroju sądów powszechnych z grudnia 1997 r. Nowelizację zaskarżył – przed podpisaniem – ówczesny prezydent wywodzący się z postkomunistycznej elity władzy, Aleksander Kwaśniewski. Chodziło przede wszystkim o przepisy, zgodnie z którymi do końca 2000 r. miały nie być stosowane przepisy o przedawnieniu w postępowaniu dyscyplinarnym wobec sędziów czynnych zawodowo, którzy, orzekając w procesach politycznych w latach 1944–89, sprzeniewierzyli się niezawisłości sędziowskiej. Jeden z wątków tej sprawy dotyczył ówczesnego przepisu mówiącego, że sędzia przechodzi w stan spoczynku, jeśli „ukończył 65 rok życia, chyba że Krajowa Rada Sądownictwa, na wniosek sędziego, po zasięgnięciu opinii kolegium właściwego sądu, wyrazi zgodę na dalsze zajmowanie stanowiska, nie dłużej jednak niż do ukończenia 70 roku życia”.

„TK uważa, że postanowienia art. 180 Konstytucji muszą być rozpatrywane w ich całokształcie i na tle ogólnych zasad funkcjonowania władzy sądowniczej. Zamieszczone w tym przepisie gwarancje niezawisłości sędziowskiej nie mają charakteru autonomicznego, a traktować je należy jako jeden z instrumentów służących zabezpieczeniu niezależności władzy sądowniczej i jej zdolności do niezawisłego wymierzania sprawiedliwości” – wskazał wówczas w uzasadnieniu orzeczenia Trybunał. Jak podkreślił, „podstawowe znaczenie w tym zakresie ma zasada nieusuwalności sędziów, w szczególności wykluczająca powierzenie samodzielnym decyzjom władzy wykonawczej jakichkolwiek rozstrzygnięć dotyczących sytuacji prawnej sędziego”. (…) „Stąd Konstytucja nakazuje ustawodawcy określenie granicy wieku, po osiągnięciu której sędziowie muszą przejść w stan spoczynku. Stosownie do postanowień ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych granicą tą było i nadal pozostaje 70 rok życia; po jej przekroczeniu nikt nie może pełnić urzędu sędziowskiego w sądach”. Jak wskazano, „nie oznacza to jednak, by ustawodawca nie mógł też ustanowić innych, dodatkowych granic, po osiągnięciu których możliwe jest przesunięcie sędziego w stan spoczynku, nawet jeżeli nie wyraża on na to zgody”. (…) „W świetle ogólnych konstytucyjnych zasad ustroju sądownictwa konieczne jest, by regulacja taka była ustanowiona w sposób respektujący zasadę niezawisłości sędziowskiej i aby służyła ona realizacji konstytucyjnie legitymowanych celów” – zaznaczył TK.

Wydaje się, że niniejszy artykuł wystarczająco wykazał, że polski system wyboru sędziów nie odbiega od szerokiego spektrum rozwiązań stosowanych w demokratycznych państwach prawa. Autorzy są zwolennikami dalszych zmian, zmierzających do systemu, w którym społeczeństwo miałoby wpływ na powoływanie sędziów sądów powszechnych.

Taki system, wobec dużej polaryzacji polskiej sceny politycznej i niskiego kapitału zaufania do elit politycznych, pozwalałby na bezpośrednie związanie III władzy ze społeczeństwem. Silna legitymacja społeczna skutkowałaby w długim horyzoncie czasowym wzrostem zaufania do wymiaru sprawiedliwości. System wyborów mógłby się przyczynić do rozszczelnienia lojalności grupowej z korzyścią dla społeczeństwa. Poprawie powinna także ulec jakość obsługi obywateli przez instytucje sądów i podporządkowanie jej naczelnej zasadzie polskiej Konstytucji.

Motywowane politycznie autorytarne kontestowanie reform przez przedstawicieli niekontrolowanego dotychczas społecznie polskiego systemu sądownictwa opiera się na forsowaniu nadrzędności systemu prawa UE nad funkcjonowaniem władzy sądowniczej w Polsce. Wykorzystują to przechodzący w stan spoczynku sędziowie i zwracają się z tzw. pytaniami prejudycjalnymi do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w oparciu o wykładnię prawa traktatowego – Kartę praw podstawowych UE, z pominięciem kompetencji i roli Polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Należy jednak przypomnieć, że Polska i Zjednoczone Królestwo wykluczyły nadrzędność Karty praw podstawowych UE nad prawem narodowym,. podpisując protokół (nr. 30)wykluczający prawo w sprawie stosowania karty praw podstawowych protokół (nr. 30) do. traktatu lizbońskiego.

Artykuł Mariusza Pateya, Jadwigi Chmielowskiej i Piotra Andrzejewskiego pt. „Wokół reformy wymiaru sprawiedliwości” znajduje się na s. 10–11 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya, Jadwigi Chmielowskiej i Piotra Andrzejewskiego pt. „Wokół reformy wymiaru sprawiedliwości” na stronie 10–11 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Idea Międzymorza. Próby konsolidacji regionu Środkowej i Wschodniej Europy pojawiły się już pod koniec XIV wieku

Francuski historyk Eisenmann stwierdził: „Tragedia Polski po I wojnie światowej polegała na tym, że odrodziła się ona zbyt słaba, by stać się potęgą, lecz zbyt silna, by pogodzić się z rolą klienta”.

Mariusz Patey

W pewnym momencie wpływy Jagiellonów sięgały od Adriatyku po Bałtyk i Morze Czarne. Herb tej dynastii (podwójny krzyż w żółtych barwach na niebieskim tle) jest obecny w jakiejś formie w wielu współczesnych państwach Europy Środkowo-Wschodniej. W okresie jagiellońskim nastąpiło rzeczywiste zespolenie Europy Środkowej (z Chorwacją i częścią dzisiejszej Rumunii), z Litwą i księstwami ruskimi, z których parę wieków później powstała współczesna Białoruś i Ukraina.

Jagiellonowie doceniali dostęp do Morza Czarnego. Dlatego usiłowali roztoczyć kontrolę nad Hospodarstwem Mołdawskim. Niestety na przeszkodzie tym planom stanęło Imperium Osmańskie. Mimo prób Władysława Warneńczyka i jego następcy Jana Olbrachta odepchnięcia Turków od wybrzeży Morza Czarnego, nie udało się uzyskać kontroli nad portami czarnomorskimi. (…)

W 1569 r. Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie, w którego skład wchodziła dzisiejsza Polska, Litwa, Łotwa, Białoruś, Ukraina i częściowo Mołdawia, na mocy unii lubelskiej utworzyły Rzeczpospolitą Obojga Narodów, stanowiącą unię realną tych państw. Król Stefan Batory wybudował sieć kanałów znanych jako Szlak Batorego, ułatwiających transport rzeczny między miastami pruskimi a Rzeczpospolitą.

Po utracie dostępu do Morza Czarnego znaczenie strategiczne zyskały porty Morza Bałtyckiego: Gdańsk, Elbląg, Ryga, przez które przechodził eksport zboża z latyfundiów Królestwa Polskiego i Litwy na rynki państw zachodnich. Dużej wagi nabrały szlaki wodne wzdłuż najważniejszych rzek I Rzeczpospolitej. Wisła w XVI w stała się najważniejszym z wodnych kanałów śródlądowych Europy. Jeszcze długo po upadku Rzeczpospolitej utrzymywała pierwszeństwo wśród rzek europejskich pod względem tonażu przesyłanych towarów. Dopiero po roku 1830 r. przewodnictwo objął Ren.

Próby modyfikacji koncepcji Unii Obojga narodów były podejmowane już w okresie I Rzeczpospolitej. Idee reformatorskie, uwzględniające rosnące aspiracje narodu kozackiego, nabrały konkretnego kształtu w postaci unii zawartej w 1658 r. w Hadziaczu między Rzeczpospolitą Obojga Narodów a Kozackim Wojskiem Zaporoskim. (…) Niestety próby reformy unii polsko-litewskiej zostały poczynione za późno, już w czasie znacznego osłabienia Rzeczpospolitej. Unia hadziacka nie weszła w życie na skutek działań agentury carskiej i słabości podmiotów uczestniczących. (…)

Podczas Wiosny Ludów 1847–1848 r. książę Adam Czartoryski (…) zaproponował Konfederację Narodów, w skład której miały wejść Polska, Litwa rozumiana jako Wielkie Księstwo Litewskie oraz Ukraina wraz z Czechami, Słowacją, Węgrami i Rumunią.

Niestety nie było zgody ze strony Rosji, a opór żywiołu niemieckiego i bierna postawa mocarstw zachodnich pogrzebały ten projekt. Do koncepcji unii narodów Polski, Litwy i Rusi nawiązano raz jeszcze podczas powstania styczniowego 1863 r. (…)

W wyniku wojny z bolszewicką Rosją doszło do pogrzebania koncepcji, w której brałyby udział niezależna Ukraina i Białoruś. W latach późniejszych próbowano reaktywować plany federacyjne w oparciu o kraje nadbałtyckie (niezgoda Litwy), kraje skandynawskie, Węgry, Czechosłowację (niezgoda Czechosłowacji), Węgry, Rumunię (brak zainteresowania ze względu na konflikt węgiersko-rumuński), a nawet Włochy. Po śmierci Józefa Piłsudskiego próbowano doprowadzić do sojuszu polsko-węgiersko-rumuńskiego. Bez rezultatu. Węgry i Rumunia znalazły się w sojuszu z państwami Osi.

Francuski historyk Eisenmann stwierdził: „Tragedia Polski po I wojnie światowej polegała na tym, że odrodziła się ona zbyt słaba, by stać się potęgą, lecz zbyt silna, by pogodzić się z rolą klienta u innych”.

W okresie „zimnej wojny” o idei Międzymorza, współpracy małych i średnich narodów naszego regionu pamiętało środowisko skupione wokół pisma „Kultura” i osoby Jerzego Giedroycia. Upadek ZSRS w 1991 r. rozbudził nadzieje zwolenników tej idei na możliwość jej urzeczywistnienia. W Polsce Konfederacja Polski Niepodległej, na Białorusi Białoruski Front Ludowy, a na Ukrainie Ukraińska Partia Republikańska zorganizowały w 1996 r. konferencję poświęconą idei Międzymorza. Należy dodać, że w Polsce do koncepcji Międzymorza nawiązywały środowiska związane z Solidarnością Walczącą, Liberalno-Demokratyczną Partią „Niepodległość”, Fundacją Wschodnią „Wiedza” oraz Stowarzyszeniem Współpracy Narodów Europy Wschodniej „Zbliżenie”.

Po wejściu Polski do UE i NATO Polska zwróciła się ku Europie Zachodniej, a zainteresowanie Międzymorzem w Polsce znacznie osłabło. (…)

Realny kształt idei Międzymorza przywrócił w Polsce prezydent Lech Kaczyński. Według jego wizji kraje Międzymorza miałyby dzięki współpracy ekonomicznej i politycznej uzyskać niezależność energetyczną i stabilność gospodarczą.

Miały temu służyć ważne projekty infrastrukturalne: Gazoport w Świnoujściu, Gazoport w Odessie i na chorwackiej wyspie Krk oraz rurociągi łączące Morze Kaspijskie i Czarne. Inicjatywą polskiego prezydenta był plan zbudowania międzynarodowego konsorcjum (Azerbejdżan, Gruzja, Ukraina, Polska i Litwa), mającego zbudować i eksploatować rurociąg Odessa-Brody-Płock-Gdańsk. Także połączenia systemów elektroenergetycznych krajów nadbałtyckich, Ukrainy i Polski miały służyć budowaniu regionalnego, konkurencyjnego rynku energii. Stąd zainteresowanie Lecha Kaczyńskiego wydarzeniami na Kaukazie Południowym i jego zdecydowana interwencja po stronie Gruzji w obliczu rosyjskiej inwazji w wojnie 2008 r. Należy tu wspomnieć o szerokim gronie współpracowników, których wielu poniosło śmierć w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem w 2010 r. (…)

Warto zatem wspomnieć o tych, którzy nie boją się przypominać, że w naszym wspólnym interesie jest budowa mostów, nie rowów, że wymienię działaczy opozycji demokratycznej: Jadwigę Chmielowską, Piotra Hlebowicza czy Jerzego Targalskiego, KPN (Tomasza Szczepańskiego) i środowiska narodowe skupione wokół periodyku „Polityka Narodowa”. Idea Międzymorza, rozumiana jako platforma dla współpracy w obszarze gospodarczym, jest propagowana przez neoendecki Instytut im. Romana Rybarskiego. (…) Proponowane kraje członkowskie Międzymorza: Ukraina, Polska, Kraje Nadbałtyckie, Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia, Chorwacja, Słowenia, Gruzja. (…)

Proponowane instrumenty Międzymorza (funkcjonujące na zasadzie pomocniczości w stosunku do istniejących narzędzi państw narodowych i organizacji międzynarodowych) to przede wszystkim instytucje finansowe:

  • Bank Międzymorza (wspierający projekty takie, jak budowa infrastruktury przesyłu gazu i ropy, szlaków transportu kolejowego, wodnych, drogowych itp.) Bank taki mógłby być partnerem MFW, EBOiR, AIIB i innych instytucji finansowych.
  • Fundusz Międzymorza (powołany dla finansowania projektów gospodarczych obarczonych ryzykiem trudnym do zaakceptowania przez sektor bankowy, realizowanych przez inwestorów prywatnych w regionie, a wymagających współdziałania ze strony partnerów z różnych państw członkowskich)
  • Fundusz Solidarności o niekomercyjnym charakterze, udzielający pomocy finansowej krajom regionu w obliczu klęsk żywiołowych, wojen i epidemii.

Dla zabezpieczenia regionu przed działaniami hybrydowych agresji, w których nie jest jasno zdefiniowany prawem międzynarodowym przeciwnik, proponuje się utworzyć ponadnarodową instytucję koordynującą działania obronne, głównie przeciwko destabilizowaniu państw regionu poprzez wykorzystanie technik dezinformacji i manipulacji w mediach i internecie.

Prawodawstwo krajów regionu winno uwzględniać możliwość powoływania oddziałów cudzoziemskich złożonych z obywateli państw Międzymorza na wzór francuskiej Legii Cudzoziemskiej.

Przeszkoleni ochotnicy mogliby wspierać obronę przed militarną agresją ze strony zbrojnych grup i nieoznakowanych oddziałów wojskowych, bez potrzeby wywoływania wielkoskalowego konfliktu, jawnego angażowania się instytucji rządowych i dawania tym samym pretekstów do kwestionowania Traktatu Północnoatlantyckiego w obliczu agresji wobec państw Międzymorza będących członkami NATO.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Idea Międzymorza. Od unii z Litwą do dziś” znajduje się na s. 3 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Idea Międzymorza. Od unii z Litwą do dziś” na s. 3 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Unia uderza w polską branżę drzewną. Kolejne potwierdzenie chęci centralnego sterowania procesami gospodarczymi przez UE

Bariery administracyjne w końcu uderzą i w tych, którzy je tworzą. Jak to się zakończyło w krajach realnego socjalizmu, doskonale wiemy. Czy unijne elity zdają sobie sprawę ze skutków swojej polityki?

Mariusz Patey

Rada Europy i Parlament Europejski zdecydowały, że podstawą do ustalania limitów pozyskiwania drewna w latach następnych będzie pozyskiwanie drewna z lat 2000–2009. Dla naszej gospodarki drzewnej, przemysłu meblowego może to zakończyć się katastrofą. W Polsce mamy coraz lepszą substancję leśną, wzrasta średni wiek drzew. Polskie Lasy Państwowe, prowadząc zrównoważoną gospodarkę, umożliwiając nie tylko prostą zastępowalność drzewostanu, ale stopniowo zwiększając powierzchnię areałów leśnych, mogły bez szkody pozyskiwać coraz więcej surowca. (…)

W roku 2018 planowano uzysk 43 mln3 drewna. Natomiast w latach 2000–2009, które będą podstawą do obliczenia limitów na lata do 2030 roku, uzysk wyniósł średnio 29 mln m3. Możemy zatem obawiać się znacznych deficytów surowca dla naszego przemysłu przetwórczego. (…)

Nasi producenci mebli, papieru, stolarki muszą myśleć wyprzedzająco, jak dostosować się do niekorzystnych dla nich uwarunkowań. Polski rząd, posłowie do europarlamentu muszą walczyć o branżę dającą Polsce miliardy dolarów i euro przychodów. Pomysłem wartym rozważenia jest zezwolenie Lasom Państwowym na obrót drewnem pozyskiwanym z zagranicy. Trzeba także się zastanowić, jak ograniczyć eksport surowego drewna, tak by zapewnić naszej branży przetwórczej możliwości rozwoju.

Pomysł, aby UE regulowała gospodarkę leśną, jest jeszcze jednym argumentem potwierdzających chęć centralnego sterowania procesami gospodarczymi. Można także tu szukać drugiego dna i roli lobbingu koncernów dużych państw UE w narzuceniu regulacji osłabiających konkurencyjność polskich producentów. Tyle, że bariery administracyjne w końcu uderzą także i w tych, którzy je tworzą. Jak to się zakończyło dla gospodarki w krajach realnego socjalizmu, my, Polacy, doskonale wiemy.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Unia uderza w polską branżę drzewną” znajduje się na s. 10 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Unia uderza w polską branżę drzewną” na s. 10 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Projekt Sarmatia transportu ropy naftowej. Przez ponad 10 lat nie doczekał się realizacji. Czy są jeszcze na to szanse?

W 2007 r. doszło do powołania spółki Polski, Ukrainy, Gruzji, Litwy i Azerbejdżanu o nazwie Sarmatia dla budowy korytarza transportu ropy łączącego Morze Kaspijskie z morzami Czarnym i Bałtyckim.

Mariusz Patey

Na Ukrainie powstał plan wybudowania infrastruktury przesyłowej łączącej złoża ropy naftowej w rejonie Morza Kaspijskiego z wybrzeżem Morza Czarnego. W 1993 r prezydent Ukrainy Leonid Krawczuk wydał rozporządzenie o budowie w Odessie terminala naftowego, który miał odbierać między innymi ropę z basenu Morza Kaspijskiego. W tym czasie Ukraina była znaczącym przetwórcą ropy naftowej i producentem produktów ropopochodnych.

W 1996 r. została podjęta decyzja o połączeniu istniejącej infrastruktury przesyłowej ropy naftowej wschód-zachód z terminalem naftowym w Odessie. W 2002 roku, już za prezydentury Leonida Kuczmy, zakończono budowę ropociągu Odessa-Brody. Ciekawe, że cały projekt został sfinansowany ze środków państwa ukraińskiego.

W 2003 r. Komisja Europejska uznała ten projekt za ważny dla bezpieczeństwa energetycznego UE, jej sąsiadów i krajów partnerskich. Polska od początku wykazywała zainteresowanie projektem. Jednak w 2004 r. ropociągiem zaczęła płynąć ropa rosyjska do terminala przeładunkowego w Odessie. (…)

Ryc. 1. Trasa projektowanego ropociągu. Źródło: Sarmatia Sp. z o.o.

Jak widzimy, trasa ropociągu biegnącego z Azerbejdżanu przez Gruzję (ryc. 1) kończy się terminalem przeładunkowym w Supsie, potem ropa naftowa tankowcami transportowana jest do portu w Odessie, a następnie ropociągiem ma docierać do rafinerii w Polsce, Słowacji, Czechach i Niemczech.

Lekka ropa z Morza Kaspijskiego jest bardziej wydajnym surowcem i nie wymagającym tak kosztownego procesu odsiarczania jak gatunki ropy ciężkiej (na przykład typu Ural), która jest głównym surowcem (jeszcze do niedawna 90% całego wolumenu zakupów) importowanym na do rafinerii Orlenu w Płocku.

Przeciwnicy projektu podkreślają jednak wyższą cenę surowca azerskiego czy irańskiego i wyższe koszty transportu wynikające chociażby z konieczności podwójnego przeładunku. Ceny surowców podlegają jednak dużym fluktuacjom i trudno dziś przewidzieć, jak będzie wyglądać relacja cenowa ropy typu „Ural” do gatunków wydobywanych w obszarze Morza Kaspijskiego.

Drogi morskie, dotychczas wykorzystywane do transportu ropy do Polski, są obarczone ryzykiem związanym z określoną przepustowością cieśnin, którymi już teraz przepływa zbyt duży tonaż ładunków. Na dzień dzisiejszy prawdą jest, że transport morski jest poważną konkurencją dla korytarzy lądowych. Korytarz transportowy północ-południe ma jednak istotny walor bezpieczeństwa, dając przy tym możliwość dywersyfikacji kierunków dostaw ropy. Trudna do przewidzenia w najbliższych latach polityka Kremla wobec krajów naszego regionu jest ważnym argumentem przemawiającym za kontynuacją tego projektu. Istotna jest dla odbiorców ropy docierającej tą drogą stabilność krajów tranzytowych i poradzenie sobie z zagrożeniami płynącymi z zewnątrz.

Innym problemem jest brak podpisanych długoterminowych umów z potencjalnymi dostawcami surowca. Jednak dziś, przy coraz większym udziale giełd, tzw. transakcji spotowych oraz sporej podaży surowca, nie należy się spodziewać braku chętnych do sprzedaży. Także istnieje obawa, że minimum opłacalności, tj. 10 mln ton transportowanej ropy rocznie, będzie niemożliwa do ulokowania na rynku polskim i innych rynkach regionu.

Niestety w dużej części o kierunku zakupów decydują wybory polityczne. W przypadku Polski czynnik polityczny powinien sprzyjać projektowi Sarmatia. Może jednak wystąpić problem (do przełamania) niechęci największego gracza w regionie, tj. petrochemii Płocku, do zakupów większych ilości surowca innego niż Ural.

Zainwestowano bowiem w przeszłości w drogie instalacje odsiarczające o określonych mocach przerobowych, które w przypadku zmniejszenia zakupów dotychczasowego gatunku ropy dłużej się będą amortyzowały. Polskie rafinerie (Orlenu w Płocku i Lotosu w Gdańsku) przy założonych odbiorach do 30% innych gatunków niż Ural w miksie mogłyby przerabiać między 4 mln a 8 mln ton ropy kaspijskiej Azeri Light bez szkody dla swych marż rafineryjnych. Być może także i inne rafinerie kontrolowane przez polskie spółki (Możejki) mogłyby być potencjalnie zainteresowane zakupami. Szacunki muszą być jednak ostrożne, nie należy zapominać, że ropa od dostawców światowych może docierać alternatywnymi drogami przez terminale naftowe nad Adriatykiem i Bałtykiem. Nie umniejsza to jednak znaczenia projektu Sarmatia. (…)

Ciekawie także przedstawia się mapa europejskich ropociągów. Wskazuje ona na mocną zależność Europy Środkowo-Wschodniej od jednego kierunku dostaw, natomiast Europa Zachodnia ma znacznie lepiej zdywersyfikowane kierunki zaopatrzenia. Prawdą jest, że Polska dzięki naftoportowi w Gdańsku może skutecznie obronić się przed hipotetycznym problemem gwałtownego zmniejszenia podaży rosyjskiej ropy. W Niemczech Wschodnich jest rafineria Leuna o przerobie 12 mln ton ropy rocznie, należąca do koncernu Total. Ropę importuje głównie przez ropociąg Przyjaźń.

Hipotetyczni odbiorcy ropy kaspijskiej mogą się znaleźć w Czechach (Unipetrol należący do Orlenu), na Litwie (Możejki) i w Niemczech (Leuna). Trudno obecnie liczyć na Słowację, gdzie znajduje się rafineria kontrolowana przez węgierski koncern MOL, ze względu na silne więzi kooperacyjne, a także związki polityczne z Rosją.

Ciekawą opcją byłaby budowa po stronie ukraińskiej rafinerii położonej na drodze przebiegającego ropociągu. Ukraina bowiem obecnie jest dużym importerem produktów ropopochodnych produkowanych głównie w białoruskich rafineriach. Z przyczyn politycznych chciałaby zapewne być mniej uzależniona od rosyjskiego surowca. Ciągle mała przejrzystość państwa nie wpływa odstraszająco na potencjalnych inwestorów z zagranicy. Jest jednak nadzieja, że podejmowane ostatnio próby reform tego kraju przyniosą pozytywne zmiany.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Projekt Sarmatia transportu ropy. Szanse realizacji” znajduje się na s. 10 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Projekt Sarmatia transportu ropy. Szanse realizacji” na s. 10 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Konieczność kontroli społecznej zawodów prawniczych. Korporacje prawnicze chronią swoich, nawet w sytuacji przestępstwa

Według informacji podawanych w mediach niewinny człowiek skazany za gwałt i morderstwo spędził w więzieniu 18 lat. Oskarżał go prokurator, który przyznał się, że nie czytał akt sprawy.

Mariusz Patey

Ten sam prokurator został skazany za korupcję, bowiem za gratyfikacje pieniężne udostępniał przestępcom dane świadków i ich zeznania. Został usunięty z pracy, ale niejako w na otarcie łez i chyba w ramach rekompensaty za utratę przyszłych dochodów, w wieku 46 lat przeszedł w stan spoczynku i do końca życia będzie pobierał 75% pensji prokuratora – w jego przypadku około 6 tys. zł na rękę.

Taka praktyka dotyczy pracowników służb mundurowych, sędziów i prokuratorów. W przypadku złapania na przestępstwie, niewypełnianiu obowiązków, przekroczeniu uprawnień – przechodzą oni w stan spoczynku lub na emeryturę, o której zwykły obywatel może tylko pomarzyć. Wygląda na to, że płacimy haracz temu człowiekowi, by raczył się trzymać z dala od spraw obywateli.

Korporacje prawnicze, tak czułe na punkcie praworządności, niestety nie odczuwają dyskomfortu (odczuwanego przez większość „zwykłych ludzi”) wobec urągającej wszelkim standardom sprawiedliwości pobłażliwości dla, zdawałoby się, hańbiących zawód prawnika osobników.

System władzy elit nie poddawanych ewaluacji społecznej nie działa dobrze (przynajmniej w Polsce) i pewnie nie będzie działał, z uwagi na pogardę części (pewnie niemałej) braci prawniczej dla zwykłego człowieka. To dlatego w I Rzeczypospolitej sędziów obierali obywatele.

Dziś wydaje się, że postulat oceny pracy prokuratorów, naczelników komisariatów dzielnicowych policji i prezesów sądów rejonowych poprzez możliwość ich wyboru w wyborach bezpośrednich, może mieć sens.

Niezależnie w jakim kształcie będzie w przyszłości odbywać się rekrutacja do zawodu sędziego, prokuratora czy na komendanta posterunku dzielnicowego, już dziś należy zlikwidować przywileje finansowe tym, co sprzeniewierzyli się etyce swoich profesji, będących przecież zawodami zaufania publicznego. Obywatele dlatego godzą się na wysokie uposażenia i dodatkowe gratyfikacje w postaci środków wypłacanych do końca życia na przykład sędziom, prokuratorom, przedstawicielom służb mundurowych po ich przejściu w stan spoczynku, bowiem płacą za rzetelność i zaufanie. Jeśli ktoś stracił pracę w wyniku nadużycia tego zaufania, nie powinien korzystać z przywilejów.

Aż dziwne, że tyle lat po transformacji nie doszło do dyskusji nad tym drażliwym tematem.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Konieczność kontroli społecznej zawodów prawniczych” znajduje się na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Konieczność kontroli społecznej zawodów prawniczych” na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

Wokół „Burego”. Słowo o żołnierzach podziemia niepodległościowego. Walczyli i narażali życie dla Polski Niepodległej

Oskarżenia wyciągane z komunistycznych akt bezpieki czy prasy komunistycznej należy bardzo dokładnie sprawdzać. Nie można bowiem odmówić komunistom kreatywności w prowadzeniu wojny psychologicznej.

Osoby niechętne naszym Żołnierzom Niezłomnym prosiłbym, by w ocenach moralnych naszych żołnierzy zachowały ostrożność. I przypominam, że oskarżenia wyciągane z komunistycznych akt bezpieki czy prasy komunistycznej należy bardzo dokładnie sprawdzać. To, czego nie można odmówić bowiem komunistom, to kreatywność w prowadzeniu wojny psychologicznej z wrogiem.

Nie ma wątpliwości, że żołnierze „Burego” walczyli dzielnie, narażali życie dla Polski Wolnej i Niepodległej.

Walczyli w warunkach skrajnie trudnych, na częściowo wrogim terenie. Nie jest tajemnicą, że wielu mieszkańców, zwłaszcza wiosek białoruskich, było wrogo nastawionych do Państwa Polskiego, podatnych na komunistyczną propagandę już w czasach II RP. Tereny Podlasia po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1944 r. były przedmiotem negocjacji między komunistami sowieckiej Białorusi a PKWN. Nie było pewne, że zostaną pozostawione jurysdykcji Warszawy. W tym czasie NKWD, UB, KBW używały wszelkich sposobów, by zniszczyć polski opór. Działania propagandowe, manipulacja, kłamstwa pomieszane z prawdą miały odciąć polskich partyzantów od ich naturalnego zaplecza. Instalowano agenturę we wsiach, w oddziałach, jak i na wyższych szczeblach dowodzenia. Agentura była także obecna w łączności. Dowódcy partyzanccy działali jak oddziały specjalne.

Ich nadrzędnym celem było zadanie wrogowi maksymalnie dużych strat i jak najdłuższe zachowanie swoich zasobów, by dotrwać do rozpoczęcia spodziewanego konfliktu zbrojnego między Zachodem a ZSRS. W kontekście rozpowszechnionego zarzutu, że „Bury” i jego żołnierze zabijali ludzi za wiarę prawosławną, godzi się w tym miejscu przypomnieć, że w okresie walki toczonej przez „Burego” z reżimem komunistycznym u jego boku stali, pełniąc odpowiedzialne funkcje, także żołnierze wyznania prawosławnego, tzw. tutejsi, a także osoby przyznające się do swojej białoruskości. Mam na myśli zastępcę „Burego” z 1945 r., ppor. Mikołaja Kuroczkina „Leśnego”, i dowódcę 1. plutonu 3. Brygady Wileńskiej NZW, Władysława Jurasowa „Wiarusa”. Obaj zginęli za Polskę – „Leśny”, kawaler Krzyża Walecznych za walkę z Niemcami, został zamordowany na mocy wyroku sądu komunistycznego 18 lutego 1947 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, zaś „Wiarus” poległ 16 lutego 1946 r. w walce z NKWD pod wsią Gajrowskie.

Czy prawosławni dowódcy pododdziałów zabijali swoich rodaków, bo chcieli przypodobać się Polakom? Nie – bali się, by ich tropione oddziały nie zostały zadenuncjowane. Wiązali się z polskim podziemiem niepodległościowym, bowiem uważali, że Sowieci zagrażają także białoruskiej tożsamości narodowej.

Możemy przeprosić za niewinne ofiary, możemy próbować zadośćuczynić ich rodzinom, ale nie możemy nie docenić wysiłku naszych żołnierzy, jaki włożyli w odzyskanie niepodległości Polski. Historia naszych białoruskich sprzymierzeńców wciąż czeka na głębsze opracowanie. Stereotyp: Białorusin-zwolennik ZSRS jest bowiem krzywdzący i nie do końca zgodny z prawdą. Do dziś w środowiskach białoruskich przeważa narracja pisana przez historyków sowieckich, bezwiednie przyjmowana w Polsce.

Wracając do meritum, logika wojny totalnej już taka była, że także żołnierze walczący o słuszną sprawę nie tylko dokonywali czynów bohaterskich, ale i zbrodni. Znamy takie przykłady z odleglejszej historii. Stefan Czarniecki, nasz bohater znany jako pogromca Szwedów i Moskali, jednocześnie dokonywał okrutnych pacyfikacji na Ukrainie. Tak bywa, że ci, którzy dla nas są bohaterami, dla innych mogą być zbrodniarzami.

Ta uwaga dotyczy także narracji historycznych naszych sąsiadów. W Rosji w Smoleńsku zbudowano pomnik zasłużonych enkawudzistów. W Mińsku stoją pomniki Dzierżyńskiego, a na Ukrainie czczony jest Roman Szuchewycz.

Historii nie zmienimy, współcześnie możemy jednak prowadzić politykę tak, by nie było w przyszłości wojen, okupacji i zaborów. Możemy, ucząc się na błędach, nie dopuścić, by nasze dzieci stawały przed takimi wyborami, jak nasi dziadowie w czasach okupacji czy to niemieckiej, czy sowieckiej…

Mariusz Patey