Puchar Świata w skokach: Polska trzecia w konkursie drużynowym w Planicy. W sobotnich zawodach zwyciężyli Norwegowie

Polscy skoczkowie narciarscy zajęli w Planicy trzecie miejsce w ostatnim w sezonie drużynowym konkursie Pucharu Świata. Biało-czerwoni są już niemal pewni zwycięstwa w klasyfikacji Pucharu Narodów.

Sobotni konkurs nie układał się początkowo po myśli podopiecznych trenera Stefana Horngahera. Piotr Żyła wylądował na 220. metrze i po pierwszej z ośmiu kolejek skoków drużynowi mistrzowie świata z Lahti zajmowali dopiero szóste miejsce. Kłopoty w locie miał też Dawid Kubacki. Uzyskał tylko 201 m, ale otrzymał 16,8 pkt za niekorzystny wiatr, co pozwoliło awansować biało-czerwonym o jedną lokatę. Więcej szczęścia, jeżeli chodzi o warunki, miał Maciej Kot i z tego skorzystał – zanotował 140 m, ale nie zmieniło to sytuacji jego i kolegów.

W trakcie konkursu wielokrotnie zmieniano belkę startową. Przed skokami czołowych zawodników obniżono ją z 10. na ósmą. Kamil Stoch uzyskał 227,5 m i Polacy na półmetku byli tuż za podium. Na nim znaleźli się Niemcy przed Norwegami i Słoweńcami. Austriacy – najgroźniejsi rywale biało-czerwonych w walce o zwycięstwo w klasyfikacji Pucharu Narodów – plasowali się na piątej pozycji. Wśród nich odległością nie błysnął lider klasyfikacji generalnej PŚ Stefan Kraft – 220,5 m.

W finałowej serii biało-czerwoni walczyli z Austriakami o najniższy stopień podium, bo słabiej skakali gospodarze. Żyła miał kłopoty w locie, ale mimo to uzyskał 233,5 m i zapewnił awans drużyny do „trójki”. Mistrzowie świata stracili jednak tę lokatę po kolejnym skoku Kubackiego – 209 m. Najrówniejszy tego dnia spośród nich był Kot, który tym razem odnotował 241 m i ponownie polscy kibice cieszyli się z trzeciej pozycji swoich ulubieńców.

Najwięcej emocji przyniosła ostatnia tura – skaczący przed Stochem Kraft poleciał na 251 m. Wydawało się, że dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi ma małe szanse na poprawienie tego osiągnięcia, tym bardziej, że przed jego próbą obniżono rozbieg. Wylądował jednak pół metra dalej, ustanawiając rekord kraju (245,5 m Żyły z Vikersund przetrwał tydzień) i obiektu. Po chwili utonął w ramionach kolegów z reprezentacji.

Tego dnia wszystkich zdeklasowali Norwegowie. Nad drugimi Niemcami mieli prawie 50 pkt przewagi. W zwycięskiej ekipie szczególnie imponował Robert Johansson, który uzyskał 246 i 246,5 m. To on jako pierwszy w sobotę ustanowił rekord skoczni – podczas treningu miał 250 m.

Polacy poprzednio w Planicy na podium w drużynie byli raz – w 2009 roku zajęli drugie miejsce.

Biało-czerwoni nigdy wcześniej nie triumfowali w klasyfikacji Pucharu Narodów, a tylko raz – w sezonie 2010/11 – zmieścili się w czołowej trójce. Teraz prowadzą i przed kończącym sezon niedzielnym konkursem indywidualnym mają 276 punktów przewagi nad czwartymi w sobotę Austriakami. Tylko niesamowity zbieg okoliczności mógłby ich pozbawić historycznego i prestiżowego sukcesu.

W pięciu wcześniejszych zawodach drużynowych PŚ w tym sezonie Polacy zawsze stawali na podium. Odnieśli dwa zwycięstwa (pierwsze w historii), dwa razy byli drudzy, a raz uplasowali się na trzeciej pozycji. Poza tym w Lahti zdobyli jako zespół złoty medal mistrzostw świata.

PAP/aa

Renesans formy Kamila Stocha. W piątek i niedzielę w Planicy rozegra się ostateczna bitwa o Kryształową Kulę

Kamil Stoch wygrał kończące turniej Raw Air zawody w Vikersund. Polak zmniejszył dzięki temu stratę do lidera Pucharu Świata, Stefana Krafta. Za tydzień w Planicy poznamy zdobywcę Kryształowej Kuli.

Rywalizacja w Pucharze Świata weszła w decydującą fazę. W sobotnim konkursie drużynowym na Vikersundbakken Polacy zajęli drugie miejsce, a w niedzielę znakomitą formą błysnął Stoch, deklasując rywali i zwiększając swoje szanse na tryumf w klasyfikacji generalnej PŚ.

Eksperymentalny, organizowany po raz pierwszy w historii turniej Raw Air przebiegał w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. Odwołany konkurs w Lillehammer, przekładane serie, groźne podmuchy wiatru w locie, z trudem ratowane skoki – w tym roku jak nigdy loty narciarskie kojarzą się z naprawdę ekstremalnymi przeżyciami.

Inauguracyjną edycję turnieju wygrał Kraft, pierwszy w dwóch z trzech odbytych konkursów indywidualnych. W niedzielę to jednak Stoch rozdawał karty.

W zawodach, podczas których jego największy rywal ustanowił nowy rekord świata w lotach (243,5 metra), skoczek z Zębu zdeklasował konkurencję, oddając dwa równe, dalekie skoki i ostatecznie wyprzedzając „nieśmiertelnego” Japończyka Noriakiego Kasai.

W finałowej serii Kraft miał poważne kłopoty w powietrzu i cudem uratował skok, który zagwarantował mu tylko piąte miejsce.

Dzięki wczorajszemu zwycięstwu lider naszej kadry umocnił się na drugiej pozycji w klasyfikacji Pucharu Świata i zmniejszył przewagę Krafta do zaledwie 31 punktów. Udało mu się to idealnym momencie – w najbliższy piątek i niedzielę w Planicy skoczkowie zaprezentują się indywidualnie  po raz ostatni w sezonie i to tam okaże się, który z dwóch znakomitych zawodników sięgnie po główną nagrodę. Do zdobycia jest wciąż 200 punktów.

Podczas gdy Stoch będzie walczył o końcowe zwycięstwo w „generalce”, drużynowo Polacy nie muszą się zbytnio obawiać konkurencji. Biało-czerwoni wciąż prowadzą w Pucharze Narodów, a przewaga nad drugimi Austriakami sięga niemal trzystu punktów.

Jeśli w sobotnim konkursie drużynowym Stoch, Żyła, Kot i Kubacki nie ugną się pod presją, odniosą historyczne zespołowe zwycięstwo. A latać potrafią. Na mamucie w Vikersund rekord Polski w locie dwukrotnie (!) poprawił Żyła, a swoje rekordy życiowe wyśrubowali też Kot i Stoch.

Wielki sukces w Lahti! Po raz pierwszy w historii polscy skoczkowie narciarscy zostali drużynowymi mistrzami świata

W Lahti biało-czerwoni wyprzedzili Norwegów i Austriaków. W finale tylko w polskim zespole wszyscy skakali równo, nikt nie zawiódł, mimo coraz trudniejszych warunków atmosferycznych.

Podopieczni trenera Stefana Horngachera prowadzili od skoków pierwszej grupy, w której Żyła osiągnął 130,5 m. W drugiej grupie Kubacki doleciał do 129. metra i przewaga nad ekipą Norwegii wynosiła 7,7 pkt. Świetnie wypadł Kot, który osiągnął 130,5 m. Po jego próbie drudzy w klasyfikacji Niemcy tracili do biało-czerwonych 18,2 pkt.

Pierwszą serię kończył Stoch. Uzyskał 130,5 m i Polska prowadziła w konkursie z przewagą 17,4 pkt nad Austriakami, których na drugie miejsce wyprowadził Stefan Kraft. Podwójny indywidualny mistrz globu z Lahti wyrównał rekord obiektu – 134 m.

W finale tylko w polskim zespole wszyscy skakali równo, nikt nie zawiódł, mimo coraz trudniejszych warunków atmosferycznych.

W pierwszej serii warunki były stabilne, a ta druga… ? Dziwna była – przyznał po zawodach Żyła, który osiągnął 123 m.

Kubackiego z powodu zbyt silnych podmuchów dwukrotnie ściągano z belki startowej, ale uzyskał 119,5 m, co było drugim rezultatem w grupie. Gdy Kot odnotował 121,5 m i po jego próbie przewaga nad Norwegami wzrosła do 24,9 pkt, praktycznie nic poza upadkiem Stocha w ostatniej kolejce nie mogło odebrać Polakom złota. Ten jednak, jak na mistrza igrzysk przystało, zachował olimpijski spokój i wynikiem 124,5 m przypieczętował historyczny triumf: – Cieszę się, że cele udało się przekuć w czyny – podkreślił Kot.

To 28 w historii medal biało-czerwonych w mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym, a 10 złoty. Wcześniej w tegorocznej imprezie na podium z biało-czerwonych stanął Żyła, który był trzeci w konkursie indywidualnym na dużej skoczni.
WJB/PAP

Skoki narciarskie: W pierwszym indywidualnym konkursie MŚ w Lahti Polacy minimalnie poza podium. Wygrał Austriak Kraft

Kamil Stoch zajął czwarte miejsce, a Maciej Kot piąte w narciarskich mistrzostwach świata w konkursie na skoczni normalnej w Lahti. Zwyciężył Austriak Stefan Kraft, który prowadził po pierwszej serii.

Srebrny medal zdobył Niemiec Andreas Wellinger, a brązowy jego rodak Markus Eisenbichler. Dawid Kubacki został sklasyfikowany na ósmej pozycji, a Piotr Żyła na 19.

Po pierwszej serii liderem był Kraft po lądowaniu na 99,5 m. Drugie miejsce zajmował Wellinger – 96,5 m, a trzecie Austriak Michael Hayboeck – 98 m. Stoch był czwarty – 96,5 m i stracił do lidera 6 pkt, ale do trzeciego tylko 1,1.

Na piątej pozycji uplasował się Kubacki – 96,5 m, a na siódmej Kot – 95 m. Żyła oddał w zespole trenera Stefana Horngachera najsłabszy skok – tylko 91,5 m i był 20.

W finale medalowe nadzieje polskiej ekipy jako pierwszy rozwiał Eisenbichler. Skaczący tuż przed nim Kot miał dobrą próbę na 95,5 m i objął prowadzenie. Ale Niemiec był jeszcze lepszy, osiągnął 100,5 m i zepchnął Polaka z pozycji lidera.

Atak na objęcie prowadzenia nie udał się także następnym biało-czerwonym. Kubacki uzyskał 93,5 m i był po swojej próbie czwarty. Nadziei nie spełnił także Stoch, jego 99 m nie wystarczyło do wyjścia na prowadzenie; lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata był drugi.

Aby się utrzymać na podium, Stoch musiał liczyć na poważne błędy rywali skaczących po nim. Taki popełnił tylko Hayboeck, który wylądował na 95,5 i spadł z podium. Dwaj pozostali już Stochowi nie pomogli. Wellinger doleciał do 100 m i zepchnął lidera PŚ na trzecie miejsce, a miejsca na podium dwukrotnego mistrza olimpijskiego z Soczi pozbawił Kraft, lądując na 98 m.

23-letni Austriak zdobył drugi medal mistrzostw świata. Dwa lata temu w Falun wywalczył brązowy. Złoto Krafta w Lahti to szósty w historii złoty medal w skokach narciarskich dla Austrii. Pierwszy wywalczył w 1980 roku w Lake Placid Toni Innauer. Po nim na najwyższym stopniu podium stawali jeszcze: Armin Kogler (1982 Oslo), Heinz Kuttin (1991 Val di Fiemme), Wolfgang Loitzl (2009 Liberec), Thomas Morgenstern (2011 Oslo) i Stefan Kraft (2017 Lahti).

We czwartek 2 marca skoczkowie będą walczyli o medale MŚ na dużej skoczni

PAP/aa

Maciej Kot zwycięża w Pjongczang – w ostatnim konkursie przed rozpoczęciem mistrzostw świata w skokach narciarskich

Maciej Kot wyprzedził prowadzącego po pierwszej serii Petera Prevca. Polscy skoczkowie potwierdzają dobrą formę przed najważniejszą imprezą sezonu, która rozpocznie się już w najbliższy weekend.

 

Lider naszej kadry, Kamil Stoch, który po pierwszej serii był dopiero 18, dzięki dobremu drugiemu skokowi awansował aż na szóste miejsce. Polacy znajdują się w gronie ścisłych faworytów zarówno indywidualnych konkursów, jak i rywalizacji drużynowej.
O koreańskim konkursie w Południowej Audycji Wnet mówił nasz sportowy dziennikarz Maciej Starmach.

Śnijcie dalej rywale. Biało-czerwona zimowa stolica Polski

Głośna, przyodziana w narodowe barwy kolumna ludzi rozciągająca się od skoczni aż po Krupówki – taki krajobraz napotkaliśmy w niedzielę w Zakopanem przy okazji konkursu Pucharu Świata w skokach.

Na podtatrzańskiej skoczni stawiło się przeszło 23 tysiące kibiców, w ogromnej przewadze polskich. Na tym jednak nie koniec. Od podnóża Wielkiej Krokwi rozciągał się kilkudziesięciotysięczny, biało-czerwony tłum. Ogromną popularność skoków w naszym kraju widać było jak na dłoni.

Obowiązkowymi atrybutami każdego mającego zamiar pojawić się na skoczni były tradycyjnie szaliki, wszelakiej maści czapki i trąbki. Głośno było już od wczesnych godzin porannych, kiedy pierwsze fale sympatyków naszej drużyny zaczęły wylewać się na główną arterię miasta – Krupówki. Dominowały optymistyczne nastroje, bo przecież w sobotę polska drużyna zdobyła srebro w konkursie drużynowym. Ciężej było jedynie tym, którzy poprzedniego wieczoru zbyt intensywnie świętowali sukces podopiecznych Stefana Horngachera.

Trybuny skoczni im. Stanisława Marusarza wypełniły się jeszcze zanim skoczkowie przystąpili do serii próbnej. Atmosferę skutecznie podgrzewali spikerzy, z którymi kibice chętnie współpracowali, od samego początku konkursu tworząc wspólnie unikalną atmosferę zawodów w Zakopanem. Nie bez powodu każdego roku oficjele z FIS (Międzynarodowej Federacji Narciarskiej – red.) powtarzają, że konkursy w Zakopanem są organizacyjnym wzorem dla całej reszty kalendarza PŚ. Specjalna scena zlokalizowana u podnóża skoczni, występy artystów, profesjonalni spikerzy i przede wszystkim rekordowa ilość żywiołowo reagujących kibiców – to są wyróżniki zimowej stolicy Polski na tle całego świata skoków narciarskich.

Dla niemal każdego zawodnika z pięćdziesięciu, którzy oddawali w niedzielę swoje stoki, organizatorzy mieli przygotowaną specjalną piosenkę, która rozbrzmiewała, gdy ten znajdował się w powietrzu. To z resztą właśnie w Zakopanem po raz pierwszy zezwolono na wykorzystanie muzyki; z początku tylko pomiędzy skokami. To tam z chęcią wracają największe gwiazdy dyscypliny, bo kibice nie szczędzą dopingu nikomu. W tym roku powrócił Janne Ahonen, skakali Gregor Schlierenzauer i Simon Ammann. Wszyscy z uśmiechami na ustach (może poza Ahonenem, bo ten akurat słynie z kamiennego wyrazu twarzy).

Naprawdę niesamowicie robiło się jednak dopiero przy okazji prób Polaków. Wtedy podrywał się nagle ogłuszający huk tysięcy trąbek, a ziemia zdawała się drżeć pod nogami. Emocje sięgały zenitu zwłaszcza pod koniec drugiej serii, kiedy ważyły się losy konkursu indywidualnego. Po niemal perfekcyjnym skoku Kamila Stocha, pięciu jego bezpośrednich rywali musiało zaprezentować się gorzej, by to on został zwycięzcą. Utworem przewodnim ostatnich minut rywalizacji było „Dream On” zespołu Aerosmith, a podczas gdy przeciwnicy Polaka znajdowali się w powietrzu, spiker powtarzał wciąż: „Śnijcie dalej rywale, Kamil na prowadzeniu!”.

I faktycznie, przynajmniej do kolejnych zawodów w Willingen sny o zwycięstwie muszą odłożyć Richard Freitag, Andreas Wellinger, Michael Hayboeck, Markus Eisenbichler i Daniel-Andre Tande, bo to niesiony dopingiem tysięcy gardeł na skoczni i milionów przed telewizorami Stoch spełnił marzenie o kolejnym zwycięstwie na Wielkiej Krokwi. Euforię, jaka wybuchła na obiekcie po ogłoszeniu tryumfatora można było porównać chyba tylko do reakcji na zwycięską bramkę strzeloną przez piłkarza w ostatniej minucie meczu. I choć na ulicach Zakopanego po niedzielnym konkursie było już nieco spokojniej niż w sobotę, to wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że to miasto ma tylko jednego króla.

Zapraszamy do wysłuchania słów Kamila Stocha z konferencji prasowej po zawodach:

Elektryzujące zawody, Stoch królem Zakopanego!

Kamil Stoch zwyciężył w konkursie indywidualnym Pucharu Świata w Zakopanem. Polak po I serii zajmował 6. miejsce, ale drugim skokiem zdystansował rywali. Szósty był Piotr Żyła, a ósmy Dawid Kubacki.

Zakopane nie widziało jeszcze tak emocjonujących zawodów. Trzynasty po pierwszej serii Maciej Kot tracił do liderującego Richarda Freitaga zaledwie niecałe 11 punktów. Niezwykle rzadko się zdarza, by różnice pomiędzy poszczególnymi zawodnikami były tak znikome.

Tym bardziej zgromadzone na Wielkiej Krokwi 23 tysiące kibiców i kolejne dziesiątki tysięcy czekające za bramami skoczni liczyły na błysk geniuszu Kamila Stocha, który w pierwszej próbie osiągnął 130,5 metra, co zagwarantowało mu miejsce z dala od podium. Na szczęście liderujący wtedy Freitag, a także Andreas Wellinger i Michael Hayboeck w decydującej serii zawiedli jak na zawołanie, oddając skoki słabsze stylowo od Stocha. Nasz mistrz olimpijski z Soczi w gorszych warunkach pogodowych poszybował na 131. metr i uzyskał świetne noty od sędziów, o 1,6 punktu wyprzedzając Wellingera i wygrywając w Zakopanem po raz trzeci w karierze.

Powody do zadowolenia mogli też mieć pozostali Polacy, a szczególnie Dawid Kubacki, który przebojem wdarł się do pierwszej dziesiątki po dwóch solidnych, równych skokach i zajął 8. miejsce. Nieco słabiej niż w sobotnim konkursie drużynowym zaprezentował się Piotr Żyła, ale i tak wyskakał sobie 6. pozycję. Na 12. lokacie zawody ukończył Maciej Kot, który mógł być zdecydowanie wyżej, gdyby w drugiej próbie pofrunął równie daleko co w pierwszej. Niemal tuż za jego plecami, bo dwa miejsca niżej, konkurs zakończył fantastyczny w pierwszej serii Jan Ziobro. Najsłabiej spisał się Stefan Hula, zajmując 24. pozycję.

Dzięki niedzielnemu zwycięstwu Kamil Stoch umocnił się na pozycji lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Polak ucieka rywalom, a do Mistrzostw Świata w Lahti i końca sezonu pozostaje coraz mniej czasu. Niewykluczone więc, że poza wygraniem Turnieju Czterech Skoczni nasz najlepszy obecnie skoczek pokusi się także o Kryształową Kulę i będzie chciał powalczyć o mistrzostwo świata.

Zawody w Zakopanem obszerniej zrelacjonujemy w poniedziałkowym Poranku WNET i kolejnych materiałach na stronie.

Podwójny nokaut w Wiśle, Stoch liderem Pucharu Świata

Kamil Stoch zwyciężył w obu weekendowych konkursach indywidualnych Pucharu Świata w Wiśle-Malince. Polak nie dał rywalom szans, obejmując prowadzenie w wyścigu po Kryształową Kulę.

W sobotę i niedzielę odbyły się dwa z czterech konkursów PŚ zaplanowanych w Polsce. Po raz kolejny bezkonkurencyjny okazał się nasz skoczek z Zębu, który, wygrywając oba konkursy, wyprzedził w klasyfikacji generalnej zawodów Domena Prevca i Daniela-Andre Tandego, obejmując fotel lidera.

– Zwycięstwo przed własną publicznością zawsze smakuje wyjątkowo – powiedział Stoch w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” po sobotnim konkursie – Zwłaszcza, kiedy oddaje się dobre skoki – dodał. W niedzielę, zapytany o rywalizację o Kryształową Kulę dla najlepszego zawodnika sezonu, odparł: – Nie myślę jeszcze o zwycięstwie w Pucharze Świata. Skupiam się na tym, co tu i teraz.

Lider naszej kadry skoczków został pierwszym Polakiem, który zwyciężył na skoczni im. Adama Małysza. W poprzednich czterech konkursach w Wiśle-Malince wygrywali reprezentanci innych krajów. – Jest Kamil i długo, długo nikt – krótko podsumował dominację mistrza olimpijskiego z 2014 roku jego drużynowy kolega, Piotr Żyła.

Podczas gdy dla Stocha miniony weekend ułożył się doskonale, powody do niepokoju mają pozostali polscy zawodnicy. Tempa liderowi PŚ próbowali dotrzymać Maciej Kot i Piotr Żyła (kolejno 9. i 7. w sobotę oraz 5. i 11. w niedzielę), ale pozostali podopieczni trenera Stefana Horngachera nieco zawodzili. W sobotę miejsca od 19. do 21. zajęli jeszcze Jan Ziobro, Stefan Hula i Dawid Kubacki, ale już wczoraj do drugiej serii konkursu zakwalifikowali się tylko nasi trzej czołowi zawodnicy.

– Warunki odegrały dużą rolę – wyjaśniał Kubacki po niedzielnych zawodach – Były naprawdę bardzo ciężkie. Przeszkadzał głównie mocny wiatr z tyłu. Ciężko było z tego odlecieć – tłumaczył. 20. zawodnik klasyfikacji generalnej PŚ przyznał poza tym, że skocznia w Wiśle po prostu mu nie pasuje, że nie czuje się na niej najlepiej.

W obliczu sukcesu Kamila Stocha i solidnych występów Kota i Żyły nikt nie skupia się jednak na słabszej dyspozycji reszty kadry. Zadowolenia z postawy swoich czołowych skoczków nie kryje Horngacher, zwraca jednak uwagę na spadek formy pozostałych: – Jestem bardzo zadowolony z tego, co pokazała ta trojka – mówił wysłannikowi „Przeglądu Sportowego” – Pozostali nie oddawali w niedzielę tak dobrych skoków. Musimy to dokładnie przeanalizować, dlaczego tak się stało.

W najbliższy weekend rywalizacja w Pucharze Świata przeniesie się do Zakopanego. W sobotę odbędzie się konkurs drużynowy, a w niedzielę indywidualny. Podczas drugiego z nich pod Wielką Krokwią obecne będzie Radio WNET.