Czas aby legendarny duszpasterz Wielkopolski został wyniesiony na ołtarze. Radiowa opowieść o Abp. Antonim Baraniaku

Jolanta Hajdasz, autorka tryptyku filmowego o postaci metropolity poznańskiego Antoniego Baraniaka podkreśla, że obecnie nie spodziewa się, aby była szansa na skazanie oprawców arcybiskupa.

 

Moimi filmami chciałam przekonać wszystkich, że arcybiskup Antoni Baraniak zasługuje na proces beatyfikacyjny – mówi a w rozmowie z Antonim Opalińskim dziennikarka i reżyserka Jolanta Hajdasz. Autorka przypominała na antenie Radia Wnet, życiorys arcybiskupa, zwracając szczególną uwagę na czasy stalinizmu, kiedy służba bezpieczeństwa torturami starała się zmusić abpa Baraniaka, żeby zeznawał przeciwko prymasowi Wyszyńskiemu w procesie pokazowym. Niezłomna postawa metropolity w czasie śledztwa nie pozwoliła na realizację planu komunistów.

Abp. Baraniak zawsze był bohaterem drugiego planu, nawet nie zostawił po sobie wspomnień, a to był jednej z trzech najważniejszych biskupów w episkopacie polski oczywiście jeszcze przed wyborem Karola Wojtyły na tron papieski – przekonuje Jolanta Hajdasz.

Redaktor naczelna Wielkopolskiego Kuriera Wnet przypomina także międzynarodowy wymiar posługi poznańskiego metropolity i wkład w rozwój wiary w innych krajach będących wówczas pod władzą Związku Sowieckiego: Wielkim bohaterstwem abp. Antoniego Baraniaka była jego współpraca z kościołem w Czechach, gdzie wierzący i księża byli niesłuchanie prześladowani, a święcenia kapłańskie były zakazane. Abp. Baraniak udzielał święceń kapłańskich klerykom z Czech, w czasach kiedy nawet kardynał Wyszyński podkreślał, że nie może ich wyświecić, ponieważ służby aresztowi by wszystkich jeszcze w czasie samej uroczystości. W poznaniu abp. Antoniemu Baraniakowi udało się przeprowadzić ceremonie święceń dla kleryków z Czech.

Jolanta Hajdasz podkreśla w Poranku Wnet, że nie spodziewa się, aby była szansa na skazanie oprawców abp. Baraniaka.

ŁAJ

Synonimem szczęścia były dla niego wartości materialne. Z domu nie wyniósł wzorców związanych z wiarą katolicką

Przez dłuższy czas żył z daleka od Boga, dopóki nie poznał swojej przyszłej żony, która zaczęła prowadzić go w stronę Kościoła. Wciąż jednak była to wiara martwa, nie znał Boga żywego.

Pewnego razu mama żony Kuby opowiedziała im o mszy, na której dzieją się niesamowite rzeczy. Powiedziała, że koniecznie muszą to zobaczyć. Pojechali więc, zobaczyli modlitwę o uzdrowienie. Było też namaszczenie olejami św. Charbela. ,,Podchodzimy do księdza Jarosława. Ksiądz namaszcza mnie olejem i wtedy doświadczam spotkania z Jezusem. Teraz wiem, że nazywa się to spoczynek w Duchu Świętym. Padłem na ziemię. Gdy otworzyłem oczy, to zacząłem tak strasznie płakać. To był płacz oczyszczający. Płacz po doświadczeniu wielkiego Miłosierdzia.”

Paweł Bobołowicz o Karolu Wojtyle w dokumentach KGB oraz relacjach świętego papieża z Ukrainą

1 listopada 1978 roku władze komunistycznej Ukrainy otrzymały tajny raport KGB dotyczący wyboru nowego papieża.

Już w drugim akapicie raportu, KGB ostrzega, że nowy papież ma „swoją niezależną linię”, której głównym wyznacznikiem jest orientacja na Zachód i aktywizacja kościoła katolickiego w krajach socjalistycznych.

KGB charakteryzuje Wojtyłę, jako przywódcę prawicowych biskupów w PRL wspierającego „Znak” nazwany w raporcie „radykalną organizacją katolicką”.

W raporcie kagiebowcy zwracają uwagę na bliskie kontakty Wojtyły ze Zbigniewem Brzezińskim i nazywają papieża „germanofilem”. Zarzucają mu, jakoby Karol Wojtyła wzywał biskupów niemieckich do nieuznawania granicy na Odrze i Nysie. Według sowieckich funkcjonariuszy Wojtyła wpływał na polski episkopat w celu umacniania katolickich parafii Litwinów, Białorusinów i Ukraińców.

Raport przestrzega przed możliwą aktywizacją rzymskich i greckich katolików na Ukrainie i jednocześnie informuje, że KGB przygotowuje działania, które mają temu zapobiec, między innymi poprzez odkrywanie kanałów komunikacji Watykanu z wiernymi z terenów Sowietów. KGB planuje rozpoznać kontakty papieża na Ukrainie i wprost wskazuje na konieczność werbunku agentów, którzy będą wpływać na życie kościoła, przeciwdziałać jego aktywizacji i informować o planach Watykanu.

Takie opinie mogły nie wynikać z niedoinformowania sowieckich służb, lecz być narzędziem wpływu i kształtowania opinii sowieckich decydentów.

Funkcjonariusze KGB trafnie ocenili aktywności Papieża w kierunku wschodnim. Jan Paweł II od początku wskazywał na na duchową jedność chrześcijan Wschodu i Zachodu, a granicę Europy według niego pokrywają się z zasięgiem przenikania Ewangelii.

3 czerwca 1979 r. w Gnieźnie Ojciec Święty definiował swoją misję w ten sposób: „Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten Papież-Polak, Papież-Słowianin, właśnie teraz odsłonił duchową jedność chrześcijańskiej Europy, na którą składają się dwie wielkie tradycje: Zachodu i Wschodu”

W tym samym roku wraz z patriarchą Konstantynopola Dimitriosem I powołał Międzynarodową Komisję Mieszaną do dialogu teologicznego między Kościołem katolickim a Kościołem prawosławnym.

W tym samym czasie już dążył do odbudowy kościoła greckokatolickiego na Ukrainie . W marcu 1980 r. Jan Paweł II zwołał z Rzymie specjalny synod Kościoła Greckokatolickiego, w którym wtedy głównie wzięła udział diaspora kanadyjska. Działania te były na tyle pionierskie, że spotkały się też z krytyką w samym Watykanie. Papież jednak przypominał, o wielkiej wierności i przywiązaniu Kościoła Greckokatolickiego do Rzymu, pomimo ogromu prześladowań i pełnej delegalizacji na terenie sowietów.

W 1000 rocznicę Chrztu Rusi w kwietniu 1988 r. Jan Paweł II opublikował list do grekokatolików ukraińskich „Magnum Baptismi donum”,:  W liście papież pisze: „Znad brzegów Jordanu po dziesięciu wiekach dzieło zbawienia mocą Ducha Świętego dotarło do ziem użyźnionych wodami Dniepru, gdzie Pan wybrał na swoje sługi Olgę i Włodzimierza, aby ich naród obdarzyć łaską chrztu świętego. Odtąd Kościoły zrodzone z chrztu w Kijowie śpiewają poprzez wieki hymn wdzięczności ku czci Trójcy Przenajświętszej”

9 lipca 1988 r. w rzymskim kościele ukraińskim Santa Sophia Jan Paweł wygłosił kazanie po ukraińsku, a następnego dnia odprawił uroczystą liturgię w obrządku bizantyjskim.

W czasie IV pielgrzymki do Polski w Przemyśl, 2 czerwca 1991 w PRZEMÓWIENIE DO WIERNYCH KOŚCIOŁA BIZANTYJSKO-UKRAIŃSKIEGO nawiązuje do bolesnej przeszłości Polaków i Ukraińców:

„Tyle goryczy i udręki przeszły oba nasze narody w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Niech to doświadczenie posłuży jako oczyszczenie, które ułatwi spojrzenie z dystansem na dawne spory, pretensje i wzajemne nieufności, a przede wszystkim ułatwi wzajemne przebaczenie dawnych krzywd. Dzisiaj dosłownie wszystko – a przede wszystkim wspólna wiara w Jezusa Chrystusa – wzywa do pojednania, braterstwa i wzajemnego szacunku; do szukania tego, co łączy. Wzniecanie dawnych nacjonalizmów i niechęci byłoby działaniem przeciwko chrześcijańskiej tożsamości; byłoby również rażącym anachronizmem, niegodnym obu wielkich narodów.

Papież Część przemówienia wygłasza w języku ukraińskim i dodaje:

„Jeśli mi Pan Bóg pozwoli kiedyś przyjechać do Lwowa, to będzie więcej po ukraińsku.”

Na Ukrainę w podróż apostolską Jan Paweł II udał się 10 lat po tych słowach 23 czerwca 2001 r, To była 94 zagraniczna pielgrzymka Ojca Świętego. Samolot z papieżem na pokładzie wylądował w Kijowie o godzinie 12.25 a Ojciec Święty, po zejściu na płytę lotniska ucałował ukraińską ziemię i chleb, który niosły dzieci ubrane w ludowe stroje.

Ówczesny prezydent Ukrainy Leonid Kuczma stwierdził w czasie powitania, że przed Papieżem otwiera się nowa Ukraina, a wizyta Jana Pawła II pomoże przezwyciężyć «trudne dziedzictwo», a to z kolei pozwoli «stworzyć społeczeństwo, w którym panować będą tolerancja, swobody religijne, humanitaryzm, szacunek dla ludzkiej godności».

Jan Paweł II przypomniał, że jest trzecim następcą św. Piotra, który nawiedza ziemię ukraińską. W I w. był to św. Klemens oraz, w VII w., św. Marcin I. Zginęli oni jako męczennicy na Krymie.

W dniu swojego przylotu do Kijowa Papież spotkał się z intelektualistami i przedstawicielami ukraińskich elit – co tez dowodzi wyjątkowości tej pielgrzymki i jej znaczenia nie tylko dla wiernych Kościoła Katolickiego.

Na spotkaniu papież podkreślał rolę Kijowa jako skrzyżowania dróg Zachodu i Wschodu Europy i spotkania dwóch wielkich tradycji chrześcijańskiej — bizantyjskiej i łacińskiej

Mówi też o tragicznej przeszłości:

„Niestety, postępowanie narodów kontynentu nie zawsze było zgodne z ich chrześcijańskimi tradycjami i dlatego pamięć historyczna przechowuje bardzo smutne obrazy przemocy, zniszczeń i żałoby – mówił papież wspominając zbrodnie komunistów i nazistów.”

I jednocześnie wskazywał jak należy działać w przyszłości:

„Ja sam zachęcam was do wytrwałej kontynuacji niezbędnych działań, aby można było przezwyciężyć istniejące nadal trudności, zabezpieczając pełne poszanowanie praw mniejszości narodowych i religijnych. Polityka mądrej tolerancji z pewnością wzbudzi szacunek i sympatię dla narodu ukraińskiego i zapewni mu szczególne miejsce w rodzinie narodów europejskich.

Papież spotkał się z Wszechukraińską Radą Kościołów i Organizacji Religijnych. Uczestniczyło w nim 16 delegacji, reprezentujących Kościół katolicki i część prawosławia, a także wspólnoty protestanckie, muzułmańskie i żydowskie. Jedynym, który nie przybył był ówczesny zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego.

Ojciec Święty pierwszego dnia pobytu w Kijowie złożył kwiaty w pod kijowskiej Bykowni, miejscu pochówku tysięcy ofiar komunistycznego reżimu, w tym tez Polaków zamordowanych na podstawie rozkazu katyńskiego. W 2001 roku nie było tam jeszcze pomnika i gest papieża był ważnym przypomnieniem o tej tragicznej zbrodni.

Następnego dnia 24 czerwca w niedzielnej mszy św. celebrowanej na pod kijowskim lotnisku Czajka wzięło udział 150 tysięcy wiernych Ukrainy, Polski, Białorusi, Rosji, Litwy, Węgier, Mołdawii, Gruzji.

Ołtarzu przypominał kozacką łódź, w której umieszczono wizerunek Matki Boskiej z Berdyczowa. Msza była sprawowana po ukraińsku w rycie łacińskim.

Homilię Jan Paweł II wygłosił w języku polskim i ukraińskim. Mówił w niej m.in.:

„Chrzest, który odbył się tutaj, w Kijowie, rozpoczął tysiącletnią historię chrześcijaństwa na terytorium dzisiejszej Ukrainy i całego regionu. Dziś, gdy łaska Boża pozwala mi zatrzymać się w tym historycznym miejscu, patrzę na ponad dziesięć wieków, podczas których łaska tamtego pierwszego chrztu spływała na kolejne pokolenia synów tego narodu”

Ukraina dla Jana Pawła II była przykładem wierności Ewangelii:

Ziemio ukraińska, przesiąknięta krwią męczenników, dziękuję ci za przykład wierności Ewangelii, jaki dałaś chrześcijanom z każdej części świata! Tak wielu twoich synów i córek dochowało w pełni wierności Chrystusowi; za swą konsekwencję wielu z nich złożyło najwyższą ofiarę. Ich świadectwo niech będzie dla chrześcijan trzeciego tysiąclecia przykładem i źródłem energii.

Kolejnego dnia w Eucharystii wzięło udział 80 tys wiernych. Z Kijowa Papież udał się do Lwowa. Po powrocie do Rzymu tak mówił do zgromadzonych na placu św. Piotra: «Od dawna pragnąłem odwiedzić Ukrainę, która jest historycznym pomostem łączącym Wschód i Zachód, i przygotowywałem się do tej wizyty na modlitwie. Osiągnięcie tego celu jest jeszcze jednym dowodem na to, że wedle zamysłu Opatrzności Kościół w Europie winien znów oddychać obydwoma płucami, aby nowa ewangelizacja objęła cały kontynent».

Pamięć o Ojcu Świętym w Kijowie jest trwała i powszechna. Rok temu oficjalnie odsłonięto mural z portretem św Jana Pawła II, a jednej z ulic nadano jego imię.

Warto przypomnieć, że po śmierci Jana Pawła II patriarcha Filaret, zwierzchnik Ukraińskiej Cerkwi prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego, odprawił Eucharystię w intencji papieża, a liturgię tę transmitowała ukraińska telewizja. Filaret przyznał w jednej z wypowiedzi, że po raz pierwszy patriarcha Kościoła prawosławnego modlił się za katolickiego papieża.

Umiłowanie dla Kościoła Greckokatolickiego i jego wspieranie przez Jana Pawła II było wymieniane przez Patriarchat Moskiewski jako powód niemożności wizyty Ojca Świętego w Rosji. To marzenie papieskie niestety nigdy się nie zrealizowało.

15 października synod Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej uznał za niemożliwe dalsze przebywanie w jedności eucharystycznej z Konstantynopolem.

Synod rosyjskiej cerkwi po raz pierwszy odbywał się poza terenem Rosji. Na jego posiedzenie wybrano Mińsk i właśnie w białoruskiej stolicy ogłoszono rozerwanie stosunków z Konstantynopolem.

Uzasadniając decyzję Rosyjskiej Cerkwi biskup Hilarion (Grigorij Walerijewicz Alfiejew), który odpowiada w niej za stosunki zewnętrzne, stwierdził, że synod nie mógł podjąć innej decyzji i że została ona wymuszona działaniami Patriarchatu Konstantynopola. Działania te Hilarion nazwał „bezprawnymi i kanonicznie nikczemnymi”

W ten sposób Rosyjska Cerkiew zareagowała na postanowienia Synodu Ekumenicznego biskupów Patriarchatu Konstantynopola z 11 października bieżącego roku. Konstantynopol wsparł bowiem nadanie autokefalii cerkwi na Ukrainie i zdjął anatemę z patriarchów ukraińskich cerkwi Filareta i Makarego. Te decyzje umożliwiają powstanie niezależnej od Moskwy kanonicznej cerkwi ukraińskiej. A na to nie chce się zgodzić się Moskwa.

Decyzja synodu patriarchatu moskiewskiego oznacza faktyczną schizmę Moskwy i właściwie doprowadza do sytuacji, w której to patriarchat moskiewski postawił się poza kanoniczną cerkwią prawosławną.

Nie jest jednak wykluczone, że Patriarchat Moskiewski sięgnie po dalsze środki i obłoży zwierzchnika Patriarchatu Konstantynopola Bartłomieja I anatemą. Ostre słowa biskupa Hilariona o kanonicznej nikczemności mogłyby o tym świadczyć. Tym samym Moskwa będzie chciała na siebie przejąć rolę Konstantynopola i Nowego Rzymu, i wokół siebie gromadzić inne cerkwie prawosławne. Powodzenie jednak takiego działania wydaje się jednak mało prawdopodobne, a rosyjskiej cerkwi może grozić pogłębiająca się izolacja.

Rozerwanie stosunków z Konstantynopolem nie mogło być nieuzgodnione z władzami świeckimi Federacji Rosyjskiej i niewątpliwie jest wynikiem polityki Moskwy i Putina. Temat nadania autokefalii ukraińskiej cerkwi był przedmiotem

posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Rosji 12 października rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow stwierdził, że Rosja będzie chronić praw prawosławnych, tak, jak broni praw rosyjskojęzycznych… i jednocześnie zapewnił, że Kreml nie miesza się do dialogu między cerkwiami.

Dla obserwatorów na Ukrainie nie ulega wątpliwości, że konsekwencją decyzji synodu biskupów patriarchatu moskiewskiego może być właściwie tylko przyspieszenie procesów budowania autokefalicznej cerkwi na Ukrainie.

Warto jeszcze zwrócić uwagę, że olbrzymie znaczenie ma miejsce przeprowadzenia synodu i ogłoszenia decyzji o zerwaniu stosunków z Konstantynopolem. Miejscem tym była białoruska stolica. Autokefalia dla ukraińskiej cerkwi mogłaby być bowiem „zaraźliwa”, a uznanie za bezprawne zwierzchnictwo Moskwy nad Kijowem, właściwie daje też możliwość usamodzielnienia się cerkwi białoruskiej. A to dla Moskwy na pewno nie jest do zaakceptowania.

Cytaty z wypowiedzi, homilii Ojca Świętego na podstawie www.opoka.org.pl

Paweł Bobołowicz

 

 

Między innymi o schizmie w Kościele prawosławnym mówił również historyk i publicysta Marek Budzisz:

Polak – Węgier dwa bratanki… także pod względem kultu maryjnego. Miejsca poświęcone Matce Bożej na Węgrzech

Maryjna pobożność Węgrów przez wieki miała wielki wpływ na religijność Polaków. A czciciele Królowej Korony Polskiej zupełnie nie są świadomi, ile w tej wierze zawdzięczają przyjaznym „bratankom”.

Barbara Maria Czernecka

Państwo węgierskie u zarania swoich historycznych czasów zostało nazwane Regnum Marianum – Królestwem Maryi. Stało się to 15 sierpnia 1038 roku w Esztergom (Ostrzyhomiu), kiedy to umierający Święty Król Stefan Arpad zawierzył swoje państwo Matce Boga. Ten dzień był przez wieki uznawany za narodowe święto Węgier. (…)

Prawdziwą kolebką maryjnego kultu naszych południowych „bratanków” jest Esztergom – węgierskie „tysiącletnie miasto prymasów”, z największą w tym kraju bazyliką. Świątynia miała pierwotnie wezwanie Świętego Wojciecha, głównego patrona Polski, który ochrzcił Vajka, syna węgierskiego księcia Gejzy, późniejszego słynnego władcę, Świętego Stefana. Bazylika jest pierwszym istotnym łącznikiem Polaków z Madziarami.

Nad jej wschodnim wejściem widnieje łaciński napis: „Caput, mater et magistra ecclesiarum Hungariae” – „Głowa, matka i nauczycielka Kościoła węgierskiego”. Główny ołtarz katedry w Esztergom zdobi scena Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny namalowana przez Michelangela Grigolettiego na największym w świecie płótnie utkanym z jednego kawałka materiału. (…)

Maryjna pobożność Węgrów przez długie wieki miała także wielki wpływ na religijność Polaków. A czciciele Królowej Korony Polskiej zupełnie nie są świadomi, ile w tej wierze zawdzięczają przyjaznym „bratankom”.

Przy okazji nadmieńmy, że według tradycji to Święty Wojciech uchodzi za autora pierwszych zwrotek Bogurodzicy. Ciekawe, czy jest w niej ukryty jakiś madziarski ślad? Najstarszy jej zapis pochodzi z czasu panowania w Krakowie świętej księżnej Kingi Arpadówny. Według legendy miała ona rozmawiać z obrazem Matki Bożej.

Madonna Łokietkowa z Wiślicy | Fot. Wikipedia

Rzeźba Madonny Uśmiechniętej, zwana także Łokietkową, znajdująca się w kolegiacie wiślickiej, została sprowadzona do Polski przez Świętego Andrzeja Świerada właśnie z Węgier, więc może dać wyobrażenie tamtejszej ówczesnej sztuki sakralnej.

Król Węgier i Polski Ludwik Andegaweński, wielbiciel Maryi, w miejscowości zwanej Marianosztra posadowił Zakonników Świętego Pawła Pustelnika. Na krótko przed swoją śmiercią szesnastu z ich grona przeniósł do Częstochowy, gdzie na Jasnej Górze również ufundował dla nich klasztor. Jego zaufany, książę Władysław Opolczyk, jadąc tam wypełnić królewskie polecenia, pozostawił drewnianą figurkę Matki Bożej z Dzieciątkiem w Żarkach koło Leśniowa. Na ten czas datuje się również umieszczenie cudownej ikony w kaplicy klasztoru paulinów, co dało początek naszemu narodowemu sanktuarium. Częstochowscy zakonnicy do Mszy Świętej używają wina pochodzącego z węgierskiego Egeru, a konkretnie ze starożytnej winnicy zwanej Doliną Pięknej Pani.

Królowa Jadwiga, kiedy z Węgier przyjechała do odziedziczonej po ojcu Polski, w katedrze na Wawelu ufundowała ołtarz pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP; Kościół Mariacki w Krakowie obdarowała zdobnym w klejnoty obrazem, którego wartość wtedy szacowano na 100 florenów, co w przeliczeniu na dzisiejsze złotówki równałoby się cenie nowego samochodu. Ona też pozostawiła swój trwały ślad na kamieniu węgielnym kościoła pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny na Piasku w Krakowie i przyczyniła się do osiedlenia tam karmelitów.

Matka Boska Ludźmierska, zwana Gaździną Podhala, około 600 lat temu została ufundowana przez węgierskiego kupca, który jadąc do Nowego Targu, byłby się utopił w bagnie, gdyby nie interwencja świetlistej Pani. Staszków, gdzie już bardzo dawno temu zasłynął cudami obraz Matki Boskiej, znajduje się na starym szlaku prowadzącym z Węgier do Krakowa. Słynna Pieta w Limanowej także została w 1545 roku przywieziona z Węgier. Kościół pw. Matki Boskiej Raciborskiej, gdzie czczona jest kopia ikony jasnogórskiej, ponoć powstał jako wotum dziękczynne po wyzdrowieniu ciężko chorej żony węgierskiego hrabiego. Od XVII wielu liczne pielgrzymki zza południowej granicy przybywały do Tuchowa, sanktuarium rycerzy małopolskich. Z Węgier lub Słowacji, podczas wzmożenia się ruchu protestacyjnego, do Beskidu Niskiego został przywieziony Obraz Matki Boskiej Jaśliskiej, Królowej Nieba i Ziemi. W XVIII i XIX wieku zaś wierni wyznania greckokatolickiego i prawosławnego z terenów Bieszczad, Rusi, Słowacji i Węgier ochoczo pielgrzymowali do Łopieńki, gdzie kwitł kult ikony Matki Boskiej współcześnie zwanej Królową Polski z Polańczyka.

Węgrów i Polaków w pobożności maryjnej najściślej łączy Matka Boska z Jasnej Góry. Cudowna ikona w XIV wieku została odnaleziona w Bełzie, ówczesnej stolicy Rusi Czerwonej, przez księcia Władysława z Opola. Był on wcześniej palatynem węgierskim, czyli zastępcą króla. Możliwe, że „Świętą Tablicę” przywiózł do Polski w czasie, kiedy z Węgier do Krakowa przybyła królowa Jadwiga.

W liliach na płaszczu Maryi dopatruje się elementów z herbu dynastii andegaweńskiej. Za czasów jagiellońskich obraz stawał się coraz sławniejszy. W skarbcu jasnogórskim do dziś przechowywane są dary fundowane przez wiernych z Węgier, a wśród nich szczególnie cenne szaty liturgiczne. Jedna z jubilerskich ozdób na rubinowej sukience Madonny jest zawieszką z postacią Patronki Węgier. W szesnastowiecznej księdze Liber Confraternitatis zachowało się najwięcej wpisów właśnie węgierskich członków Bractwa Matki Boskiej Częstochowskiej. Pochodzący z Siedmiogrodu król Polski Stefan Batory Madonnie Jasnogórskiej oddał swój bogato zdobiony miecz oraz różaniec.

Cały artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Wielka Pani Błogosławiona, patronka Węgier” znajduje się na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Wielka Pani Błogosławiona, patronka Węgier” na s. 8 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Cały program życia zawdzięczam trzem słowom papieża sprzed 40 lat / Paweł Bortkiewicz TChr, „Kurier WNET” nr 52/2018

Papieska myśl o całą długość stadionu wyprzedziła rozważania intelektualistów Zachodu, którzy epokę później zaczęli toczyć spór między iluzją „końca historii” a „zderzeniem cywilizacji”.

Paweł Bortkiewicz TChr

Czterdzieści lat i trzy słowa

Tym, co pojawia się jako pierwsze – jest zakłopotanie i bezradność. Jak bowiem zmierzyć się ze szkicem portretu człowieka, który w jednym swoim życiu drogami sztuki, filozofii, wiary zmierzał ku poznaniu i spotkaniu Boga? Przed nim czyniła to kultura europejska w swoich dziejach. On w swoim życiu, w swojej twórczości czynił to wytrwale sam – wybitny twórca, oryginalny myśliciel, człowiek wiary.

Na dodatek i przede wszystkim – święty. Tą świętością oglądaną publicznie przez wiele lat. Świętością o twarzy pielgrzyma, budzącego zaspane ludy do wiary w Boga, zaangażowanego w dialog.

Nie zapomnę pewnej rosyjskiej uczonej, goszczącej na spotkaniu w Castel Gandolfo. Widząc jej smutek, Jan Paweł II zapytał o jego powód. Jej córka była chora na raka. Po kilku latach pani fizyk była znów na spotkaniu z papieżem. Zapytał o stan zdrowia córki, bo pamiętał o niej w modlitwach.

Człowiek święty, aż po to jedno z ostatnich zapamiętanych portretów – zdjęcie Artura Mariego zrobione w Wielki Piątek. W czasie transmisji z Drogi Krzyżowej w Koloseum Jan Paweł II poprosił o krzyż. Podano mu do schorowanych rąk, a on przylgnął do niego umęczoną twarzą. Wtulił się w niego, zrósł: „Z Chrystusem zostałem przybity do krzyża … Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”. To apogeum mistyki chrześcijańskiej.

Jest więc bezradność i niemoc słowa. Ale 40 rocznica wyboru Karola Wojtyły zachęca do refleksji, nawet tej nieporadnej. Z tamtego roku 1978, z października tego roku pragnę wydobyć trzy słowa.

Wezwali go z kraju dalekiego

Komentując w pierwszych słowach wybór, decyzję konklawe, Jan Paweł II powiedział, że kardynałowie wezwali go z kraju dalekiego. Dalekiego, ale zawsze tak bliskiego przez wspólnotę wiary i tradycji chrześcijańskiej. Bałem się przyjąć ten wybór, ale zrobiłem to w duchu posłuszeństwa Panu naszemu – Jezusowi Chrystusowi i w całkowitym zaufaniu Jego Matce, Najświętszej Maryi Pannie.

Charakterystyczna była ta dychotomia – kraj daleki, ale zawsze tak bliski przez wspólnotę wiary i tradycji chrześcijańskiej. Jan Paweł II tak określił Polskę, swoją i naszą ojczyznę. Polskę, oddzieloną przez dziesięciolecia żelazną kurtyną, wyobcowaną, oderwaną od wspólnoty wolnego świata. Ale przecież była i jest to zarazem Polska chrześcijańska, naznaczona szlachetnym dziedzictwem, które było i jest jej imieniem własnym – Polska katolicką, Polonia semper fidelis.

O tej Polsce mówił potem nam, Polakom w 1979 r.: Otóż nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego – tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas – bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili ten klucz dla zrozumienia naszego narodu, narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie rozumielibyśmy samych siebie.

W Santiago de Compostela, w 1982 r., a więc w czasie stanu wojennego, gdy Polska po raz kolejny została wyrzucona ze wspólnoty wolnego świata, Papież Polak mówił o tej duchowej konstytucji zjednoczonej Europy ducha: Ja, Jan Paweł, syn polskiego narodu, który zawsze uważał się za naród europejski, syn narodu słowiańskiego wśród Latynów i łacińskiego pośród Słowian, z Santiago kieruję do ciebie, stara Europo, wołanie pełne miłości: Odnajdź siebie samą! Bądź sobą!

Trzeba, byśmy po latach odczytali tę dychotomię: dalekość – bliskość. Byśmy zobaczyli rolę Kościoła katolickiego i kultury chrześcijańskiej. Byśmy zobaczyli nasze dzieje w tej perspektywie ponad 1050 lat tożsamości zawiązanej poprzez chrzest. Bo inaczej, z rej dychotomii – pozostanie tylko słowo „daleki”, a ono może być też rozumiane jako „obcy”.

Nie lękajcie się!

Jan Paweł II. W czasie homilii na inauguracji swojego pontyfikatu wypowiedział z mocą owo „Non abbiate paura!” – nie bójcie się, nie lękajcie się!

Niektórzy z komentatorów podeszli do tych słów z dużym sceptycyzmem – cóż, papież z dalekiego kraju, sceptyczny wobec postępu cywilizacyjnego, zalękniony, sfrustrowany. W następnym roku w programowej encyklice o Chrystusie, Odkupicielu człowieka, wszyscy mogli zrozumieć sedno papieskiej interpretacji lęku: Człowiek dzisiejszy zdaje się być stale zagrożony przez to, co jest jego własnym wytworem, co jest wynikiem pracy jego rąk, a zarazem — i bardziej jeszcze — pracy jego umysłu, dążeń jego woli. Owoce tej wielorakiej działalności człowieka zbyt rychło i w sposób najczęściej nie przewidywany, nie tylko i nie tyle podlegają „alienacji” w tym sensie, że zostają odebrane temu, kto je wytworzył, ile — przynajmniej częściowo, w jakimś pochodnym i pośrednim zakresie skutków — skierowują się przeciw człowiekowi. Zostają przeciw niemu skierowane lub mogą zostać skierowane przeciw niemu. Na tym zdaje się polegać główny rozdział dramatu współczesnej ludzkiej egzystencji w jej najszerszym i najpowszechniejszym wymiarze. Człowiek coraz bardziej bytuje w lęku.

Papieska myśl o całą długość stadionu wyprzedziła rozważania intelektualistów Zachodu, którzy epokę później zaczęli toczyć spór między iluzją końca historii (Fukuyama) a „zderzeniem cywilizacji” (Huntington).

Ale dla nas, Polaków, to wezwanie miało jeszcze inny sens. Ono dawało nam nadzieję. Ono przekonywało, że można żyć inaczej, nie na kolanach, nie w lęku przed służbą bezpieczeństwa, represjami, brakiem awansu zawodowego; że można żyć inaczej, niż przewidywał to projekt pt. Polska Ludowa.

Rok później Jan Paweł II stanął na polskiej ziemi. Władza robiła wiele, wszystko, by za pomocą strachu zniechęcić społeczeństwo socjalistyczne do spotkań z papieżem. Słynne pozostają telewizyjne migawki z czasu poprzedzającego pielgrzymkę o produkowanych trumnach, dla tych nieroztropnych, którzy zdecydują się zaryzykować stratowanie przez tłum.

Władza w pewnym sensie oddała stronie kościelnej organizację pielgrzymki. Bezradny tłum, przeniknięty strachem, miał być gwarantem chaosu i klęski przedsięwzięcia. Ale w tłumie pojawiły się setki tysięcy ludzi, którzy podjęli owo „Nie lękajcie się!”.

Przestali się lękać, po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat. Z masy człowieka socjalistycznego zaczęło się tworzyć społeczeństwo obywatelskie. Zaczął odtwarzać się naród polski.

Odwaga, głoszona przez Papieża, budziła świadomość narodową i religijną we wszystkich miejscach na ziemi, do których pielgrzymował. Dla nas, Polaków, stała się początkiem nowych dziejów. Słowa „Nie lękajcie się!” uczyły nas poczucia dumy narodowej, godności, wyzbywały z kompleksów. Tym, co może uderzać przy lekturze papieskich osobowych książek, takich jak Przekroczyć próg nadziei czy Pamięć i tożsamość, to swoiste polonica. Przywoływanie polskiej kultury, sztuki, tradycji intelektualnej, duchowości… naszej tradycji, naszego jagiellońskiego plus ratio quam vus, myśli ks. Pawła Włodkowica na Soborze w Konstancji o samostanowieniu narodów, dzieł romantyków, geniuszu Norwida, muzyki Chopina, sylwetek Adama Chmielowskiego i Faustyny Kowalskiej. Wszystko to czynione przez człowieka głęboko świadomego bogactwa i piękna kultury światowej. Jan Paweł II jakby chciał przekonać nas, przywołując swoich krakowskich profesorów z polonistyki czy swoich wykładowców seminaryjnych, że zawdzięcza im właśnie swoją formację intelektualną, która była dla niego zwycięskim narzędziem w sporze z kulturą współczesnego świata.

Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!

W pamiętnym kazaniu programowym, 22 października, padły też i te słowa, które zaczęły zmieniać dzieje świata: Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Dla Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokie dziedziny kultury, cywilizacji, rozwoju! Nie bójcie się! Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie!.

Ktoś może zarzucić patos twierdzeniu o sile tych słów. By poznać ich nośność, warto może sięgnąć do fragment wywiadu, jakiego udzielił Jan Paweł II Vittorio Messoriemu. Pytany, dlaczego historii zbawienia jest tak skomplikowana, dlaczego Kościół w centrum tej historii stawia tak niepopularny krzyż, św. Jan Paweł II zaczął w iście akademickim wykładzie kreślić dzieje filozofii. Ukazał zwrot kopernikański, który dokonał się w myśleniu za sprawą Kartezjusza. Wtedy to człowiek, kultura myślenia przestała się interesować realnym światem. Istotne stało się kartezjańskie „myślę”, które szybko zostało przekształcone w „mam świadomość”. Bóg przestał w tym świecie być Tym, który jest, przestał być odkrywanym i poznawanym fundamentem rzeczywistości. Stał się natomiast Bogiem pozaświatowym, wypchniętym poza nawias ludzkich spraw. A człowiek zaczął żyć i żyje tak, jakby Bóg nie istniał. Ale co to znaczy? To znaczy, że człowiek żyje za zamkniętymi drzwiami, na jałowej ziemi, w sytuacji bez wyjścia. Żyje w lęku, bo pozbawił się Boga. W takiej przestrzeni pojawiły się różne ideologie postępu, na czele z marksizmem. Ale były one i pozostają bezradne wobec realnych dramatów i autentycznych pragnień człowieka. Tej wizji świata św. Jan Paweł II przeciwstawiał jego biblijny obraz, opisany w Ewangelii według św. Jana: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.

Cały pontyfikat Jan Pawła II był bezkompromisowym przywracaniem Bogu należnego Mu miejsca.

Wyrażał to Papież spektakularnymi gestami – Eucharystią sprawowaną w miejscach publicznych, nowym zapisem dziejów świata znaczonych osobami świętych i błogosławionych (przekonując, że to świętość, a nie przemoc i konflikty wyznaczają oś dziejów), wreszcie – swoim jednoznacznym jak Ewangelia nauczaniem.

Wiele narodów, wielu, bardzo wielu ludzi przyjęło to przesłanie. Otworzyło drzwi Chrystusowi, przyznało Bogu należne Mu miejsce, wstało z kolan, z lęku, by żyć w bojaźni Bożej, która uzdalnia do nadziei.

***

Przytaczam trzy słowa z początku tamtego pontyfikatu. Przywołuję je ze wzruszeniem i z zakłopotaniem. Dlaczego zapominamy tamto przesłanie? Dlaczego zapominamy, że prorok może nie żyć już wśród nas, ale jego nauka jest żywa? I może być pomocą. Zwłaszcza dziś, gdy – nie waham się powiedzieć – cierpimy na bolesny deficyt nauczania w Kościele. Uderza mnie choćby to, że w przekazie słów Franciszka najczęściej prezentowane są omówienia, streszczenia – papież zauważył, wskazał i przy tej okazji powiedział…. To jakieś komiksowe prezentowanie tego, co ma być słowem Pasterza i Autorytetu.

Dziękuję Bogu za to, że dane mi było wzrastać ku kapłaństwu i w kapłaństwie w szkole Jana Pawła II. Za to, że od niego mogłem się uczyć wiary w Boga, poznawać człowieka, czuć dumę z bycia Polakiem i szanować inne kultury, za wspólnotę Kościoła. To właśnie przynależność do Pokolenia JP II sprawia, że niezmiennie kocham Kościół.

Cenię przynależność do kraju dalekiego, ale bliskiego kulturą chrześcijańską z Europą w jej szlachetnym dziedzictwie.

Wyzwalam się z lęku i mam odwagę przekraczać próg nadziei.

Staram się otwierać drzwi Chrystusowi, bo wiem, że bez Niego nic uczynić nie mogę, a wszystko mogę w Nim, który mnie umacnia.

Cały program życia zawdzięczam tamtym trzem słowom z października 1978 roku.

Artykuł Pawła Bortkiewicza TChr pt. „Czterdzieści lat i trzy słowa” znajduje się na s. 1 i 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Bortkiewicza TChr pt. „Czterdzieści lat i trzy słowa” na stronie 1 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Starty dla Boga i Ojczyzny”. Ksiądz Władysław Gurgacz SJ / Józef Wieczorek, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 52/2018

Ks. Gurgacz zwany jest Popiełuszką czasów stalinowskich, bo te postaci niepokornych, niezłomnych kapłanów są bardzo bliskie i obaj w ciężkich dla społeczeństwa czasach zachowali się jak trzeba.

Józef Wieczorek

Niezłomny na drodze ku niepodległości. Ks. Władysław Gurgacz – dziś na drodze ku beatyfikacji

W sobotę 8 września na Hali Łabowskiej w Beskidzie Sądeckim odbyła się już po raz dwudziesty Msza Święta w intencji księdza kapelana Władysława Gurgacza TJ i Żołnierzy Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Msze „gurgaczowskie” odbywają się na Hali od 1998 r. z coraz większą liczbą uczestników – od kilkudziesięciu kiedyś, do setek (a nawet ok. 1000) dziś – mieszkańców Sądecczyzny, ale także przybyszów z odległych nawet stron.

Fot. J. Wieczorek

Kiedyś na Halę nie było łatwo dotrzeć, choć w ostatnich latach można na nią dojechać nawet autem, tyle że zaparkować jest coraz trudniej, bo takie tłumy zdążają na uroczystości. Można też dojść szlakami turystycznymi – czy to z Łabowej, z Krynicy, z Rytra czy Piwnicznej. To mniej więcej 2–4 godz. pielgrzymowania w pięknej scenerii Beskidu Sądeckiego – podejścia na wysokość 1061 m.

Ksiądz Władysław Gurgacz, kiedyś wyklęty przez komunistów, dziś otaczany jest czcią, kultem – i dlatego trudności terenowe na drodze na Halę Łabowską pokonują tak młodzi, jak i starsi. Na Hali można było spotkać także wiekowych, ostatnich kombatantów z Oddziału Żandarmeria, którego kapelanem był ks. Gurgacz. Liczne jest natomiast grono kapelanów sprawujących msze św. – w tym roku pod przewodnictwem bp. Szkodonia.

Uroczystości organizuje Fundacja „Osądź mnie Boże” im. ks. Władysława Gurgacza TJ, przy współpracy innych organizacji lokalnych, a także Instytutu Pamięci Narodowej, bo pamięć o ks. Gurgaczu winna być w narodzie zachowana nie tylko na Ziemi Sądeckiej.

Kim był ks. Władysław Gurgacz?

Msza św. na Hali Łabowskiej 2018 | Fot. J. Wieczorek

Władysław Gurgacz urodził się 2 kwietnia 1914 r. we wsi Jabłonica Polska. W 1931 r. wstąpił do Towarzystwa Jezusowego w Starej Wsi, a do matury kształcił się w Pińsku na Polesiu, wykazując dużą wrażliwość na okoliczną przyrodę, stąd zapewne polubił popularną w okresie przedwojennym piosenkę Polesia czar. Następnie studiował w krakowskim kolegium Towarzystwa Jezusowego, a przed wybuchem II wojny światowej w Wielki Piątek 1939 r. złożył na Jasnej Górze „Akt Całkowitej Ofiary” za Polskę znajdującą się w niebezpieczeństwie.

Po agresji Sowietów na Polskę został aresztowany na krótko w Chyrowie, gdzie znalazł się w Kolegium Jezuitów, uciekając przed Niemcami, a następnie wrócił przez zieloną granicę do Starej Wsi (na teren okupacji niemieckiej). Tam ukończył studia teologiczne i został wyświęcony w 1942 r. w Częstochowie na kapłana.

Msza św. „gurgaczowska” na Hali Łabowskiej 2016 | Fot. J. Wieczorek

Pierwszą Mszę świętą odprawił w kościele parafialnym w Komborni, a kolejne 2 lata wojenne spędził w Warszawie w Kolegium Jezuitów. Po stwierdzonej chorobie poddał się wielomiesięcznej kuracji, spędzając kilka miesięcy w majątku Ludwiki i Adama Grabkowskich w Kamiennej k. Wiślicy, gdzie ukrywał się również światowej sławy profesor Ludwik Hirschfeld. Jeszcze przed końcem wojny 18 sierpnia 1944 r. złożył końcowy egzamin licencjacki w Starej Wsi.

Obraz namalowany przez ks. Gurgacza | Fot. J. Wieczorek

Opuszczenie Warszawy uratowało mu życie – uniknął masakry dokonanej przez Niemców w klasztorze jezuitów przy ulicy Rakowieckiej drugiego dnia powstania warszawskiego. Pod koniec wojny trafił do szpitala powiatowego w Gorlicach, już wyzwolonego od Niemców, gdzie pełnił funkcję kapelana. Dotąd w Gorlicach żyje ministrant ks. Gurgacza – obecnie lekarz Igor Szmigielski (wspomnienia na moim kanale YouTube).

Następnie ks. Gurgacz przebywał w Krynicy u Sióstr Służebniczek, gdzie głosił słynne kazania o wymowie patriotycznej, które ściągały uwagę licznych mieszkańców, a także Służby Bezpieczeństwa. Tam dwukrotnie dokonano zamachów na jego życie, na szczęście nieudanych. Zagrożony, wyjechał z Krynicy i zamieszkał początkowo we Wróbliku Królewskim k. Krosna, skąd pochodził poznany przez niego w Gorlicach por. AK Jan Matejak.

Grób ks. Władysława Gurgacza i Stefana Balińskiego na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie | Fot. J. Wieczorek

Po rozmowach ze Stanisławem Pióro, przywódcą Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców (organizacja cywilna), podjął decyzję o przyłączeniu się do oddziału zbrojnego PPAN – „Żandarmerii”, aby otoczyć partyzantów opieką duchową. Przyjął pseudonim Sem, będący skrótem od łacińskiego wyrażenia Servus Mariae, czyli Sługa Marii (inicjałami SM podpisywał już wcześniej swoje obrazy – był utalentowanym malarzem). Wszedł jednak w konflikt z regułą Towarzystwa Jezusowego – nie podporządkował się prowincjałowi, od którego nie uzyskał zgody na przebywanie z w oddziale leśnym. Uznał jednak, że jego obowiązkiem jest opieka moralna nad oddziałem partyzantów, dla których odprawiał Msze święte, spowiadał, wygłaszał pogadanki o tematyce religijnej, moralnej i społecznej.

Obozowisko oddziału, ulokowane niedaleko Hali Łabowskiej, było trudne do wykrycia, ale wzmocnione obławy SB spowodowały konieczność rozdzielenia się oddziału i szukania możliwości przetrwania i opuszczenia kraju. Po jednej z akcji oddziału w Krakowie ks. Gurgacz został aresztowany 2 lipca 1949 na ul. Krótkiej – nie chciał opuścić swoich towarzyszy. Był przesłuchiwany na UB przy placu Inwalidów, gdzie do dziś nie może stanąć pomnik „Tym, co stawiali opór komunizmowi”. Sądzono go razem ze Stefanem Balickim, Stanisławem Szajną i Michałem Żakiem w procesie pokazowym, zwanym w komunistycznej prasie „procesem bandy ks. Gurgacza”, który miał na celu skompromitować nie tylko niezłomnego kapłana, ale cały Kościół.

Podczas procesu ks. Gurgacz mówił m.in.: „Myśmy walczyli o wolność…. Ci młodzi ludzie, których tutaj sądzicie, to nie bandyci, jak ich oszczerczo nazywacie, ale obrońcy ojczyzny! Każda kropla krwi niewinnie przelanej zrodzi tysiące przeciwników i obróci się wam na zgubę. Judica me Deus et discerne causam meam (Osądź mnie, Boże, i rozstrzygnij sprawę moją)”.

Skazany na śmierć, przetrzymywany w więzieniu na Montelupich, konsekwentnie odmawiał uznania władz komunistycznych i napisania prośby do Bieruta o ułaskawienie. Karę śmierci wykonano strzałem w tył głowy 14 września 1949 r. w święto Podwyższenia Krzyża Świętego.

Pochowany został potajemnie, bez katolickiego pogrzebu, w mogile razem ze Stefanem Balickim, jak wiadomo od jego współbraci. Spoczywa na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie przy ul. Prandoty. Po latach na grobie ustawiono krzyż brzozowy, zgodnie z życzeniem ks. Gurgacza przekazanym współwięźniom, a na tablicy umieszczono napis: ATTRITUS PRO DEO ET PATRIA – STARTY DLA BOGA I OJCZYZNY.

IPN planuje rychłą ekshumację ks. Władysława Gurgacza i ponowny, tym razem katolicki pochówek.

Pamięć o Niezłomnym Kapelanie

Popiersie ks. Gurgacza w krakowskim Parku Jordana | Fot. J. Wieczorek

Ks. Władysław Gurgacz został zrehabilitowany 20 lutego 1992 roku. Kapłan przez lata wyklęty przez komunistów, także zapomniany przez swój zakon, powrócił do pamięci. Napisano o nim liczne artykuły, broszury, a także książki (m.in. Danuta Suchorowska-Śliwińska, Postawcie mi krzyż brzozowy: prawda o ks. Władysławie Gurgaczu, Kraków, WAM, 1999; Dawid Golik, Filip Musiał, Władysław Gurgacz. Jezuita wyklęty, WAM 2014). Liczne teksty dostępne są w internecie, podobnie jak rejestracje wideo, także ze świadkami historii ks. Gurgacza oraz jego krewnymi (wiele z nich można znaleźć na moim kanale You Tube). Ostatnio trafił na ekrany kin fabularyzowany film dokumentalny Gurgacz. Kapelan Wyklętych w reżyserii Dariusza Walusiaka. Powstało kilka utworów muzycznych dedykowanych ks. Gurgaczowi, wykonywanych przy różnych uroczystościach poświęconych Żołnierzom Wyklętym, których jest coraz więcej.

Oprócz największej, corocznej uroczystej mszy św. na Hali Łabowskiej, odprawianej w pierwszą lub drugą sobotę września, 14 września spotykamy się corocznie przy grobie ks. Gurgacza i jego towarzyszy z PPAN na cm. Rakowickim (przy ul. Prandoty), a spotkanie poprzedza msza św. w Kościele Miłosierdzia Bożego. W Beskidzie Sądeckim odbywają się rajdy górskie śladami ks. Gurgacza i PPAN.

Tablica pamiątkowa w Jabłonicy Polskiej | Fot. J. Wieczorek

Ks. Gurgacz ma swój pomnik (popiersie autorstwa ks. Roberta Kruczka) w Galerii Wielkich Polaków XX Wieku w krakowskim Parku Jordana, odsłonięty podczas pięknej uroczystości w dniu 14 września 2014 r. Upamiętniono też miejsce mordu na ks. Gurgaczu na terenie więzienia Montelupich (zbiorcza tablica zamordowanych w więzieniu oraz krzyż w miejscu stracenia księdza). Tablice memoratywne znajdują się m. in. na Bursie w Nowym Sączu, na murze kościoła w Jabłonicy, gdzie ks. Gurgacz się urodził, we Wróbliku Królewskim, w kościele św. Antoniego w Krynicy, a IPN planuje upamiętnienie miejsca zbrodni sądowej na ks. Gurgaczu na ul. Senackiej 3. W Krakowie, Nowym Sączu i Krynicy jego imieniem nazwano ulice, ale najwcześniej, bo w 1957 roku, ulica im. ks. Władysława Gurgacza zaistniała (na krótko w Piotrkowie Trybunalskim i długo na ekranie) na potrzeby realizacji filmu „Ewa chce spać” (cenzura nie zauważyła?). Na Hali Łabowskiej znajduje się kamienny obelisk poświęcony ks. Gurgaczowi i żołnierzom PPAN poległym w walkach z UB i KBW w latach 1948–1949. W intencji beatyfikacji ks. Władysława Gurgacza odbywają się w Krakowie msze święte.

W 2008 r. prezydent RP Lech Kaczyński „Za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej” odznaczył pośmiertnie ks. Gurgacza Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W uzasadnieniu powiedział między innymi: Niech to odznaczenie stanie się znakiem hołdu, jaki w imieniu całego narodu składam temu wspaniałemu kapłanowi i jednemu z najlepszych synów Polski. Cześć jego pamięci!

Można obecnie mówić o kulcie ks. Władysława Gurgacza, który się szerzy szczególnie w ostatnich latach wraz z powrotem do świadomości społeczeństwa Żołnierzy Wyklętych, których ks. Gurgacz był kapelanem. Nie bez przyczyny ks. Gurgacz zwany jest Popiełuszką czasów stalinowskich, bo te postaci niepokornych, niezłomnych kapłanów są bardzo bliskie i obaj w ciężkich dla społeczeństwa czasach zachowali się jak trzeba.

Do Sejmu RP został złożony projekt o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci Kapłanów Niezłomnych, który ma przypadać na 19 października, począwszy od 2018 r. Jest ustanawiany w hołdzie prześladowanym księżom, niezłomnym obrońcom wiary chrześcijańskiej i niepodległej Polski. W uzasadnieniu projektu przywołano również postać ks. Władysława Gurgacza.

„Ks. Gurgacz dla nas jest świętym”

Grupa rekonstrukcji historycznej „Żandarmeria” i weterani na mszy na Hali Łabowskiej 2015 | Fot. J. Wieczorek

Kościół w Polsce od 2008 r. (Zebranie Plenarne Episkopatu Polski w dniach 17–18 czerwca 2008 r. w Katowicach) przygotowuje się do zbiorowego procesu beatyfikacyjnego ofiar komunizmu. Na ołtarze mają zostać wyniesieni katolicy, którzy w latach 1917–1989 zostali zamordowani z nienawiści do wiary przez prześladowców należących do reżimu komunistycznego. Postulator procesu ks. dr Zdzisław Jancewicz powiedział KAI w 2017 r. „Trzeba sprawdzić, czy istnieje kult prywatny lub chwała świętości takich osób. Należy zbadać kwestię męczeństwa: czy ktoś rzeczywiście poniósł śmierć za wiarę i Kościół. Może się okazać, że wiele z tych osób to patrioci, ale niekoniecznie spełniający kryteria, które mogą być podstawą do rozpoczęcia procesu”. Wśród ponad 80 kandydatów na ołtarze jest także ks. Władysław Gurgacz, którego patriotyzm nie ulega wątpliwości, podobnie jak śmierć poniesiona za wiarę i Kościół oraz istnienie jego kultu.

Jeden z ostatnich żyjących żołnierzy „Żandarmerii”, znający ks. Władysława Gurgacza – Zbigniew Obtułowicz ps. Sarat, major, żołnierz PPAN, prezes oddziału Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Nowym Sączu, w rozmowie 4 października 2017 r. (dostępna na moim kanale YouTube) w siedzibie AK w Nowym Sączu powiedział: „Ks. Gurgacz dla nas jest świętym”.

Czy takie będzie też stanowisko będzie postulatora procesu beatyfikacyjnego?

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Niezłomny na drodze ku niepodległości. Ks. Władysław Gurgacz – dziś na drodze ku beatyfikacji” znajduje się na s. 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Niezłomny na drodze ku niepodległości. Ks. Władysław Gurgacz – dziś na drodze ku beatyfikacji” na s. 6 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Znaczenie imienia Opiekuna Jezusa, którego święto obchodzimy 19 marca, jest wyrazem życzenia: „Niech Bóg doda dóbr”

Święty Józef to skuteczny orędownik ojców, matek oczekujących potomstwa, rodzin, narzeczonych, sierot, robotników, stolarzy i cieśli, drwali, ubogich, ekonomistów, uciekinierów i dobrej śmierci.

Barbara Maria Czernecka

Wspominają o nim dwie Ewangelie: według Świętego Mateusza i Świętego Łukasza. Niestety na kartach Biblii nie zachowało się ani jedno wypowiedziane przez Józefa słowo. Jest on więc dla nas Świętym milczącym, pokornie pełniącym Bożą wolę. Co o nim wiadomo?

Wywodził się z narodu izraelskiego, w prostej linii od żydowskiego Króla Dawida. Od sławnego przodka dzieliło go kilkadziesiąt pokoleń, czyli około tysiąc lat historii. Na przestrzeni tylu wieków królewskie pochodzenie stało się już tylko sentymentalnym wspomnieniem, a nie źródłem korzyści czy zaszczytów. W czasach Józefa władzę w Judei sprawowali królowie z dynastii herodiańskiej jako namiestnicy Cesarstwa Rzymskiego. On sam zaś był traktowany na równi ze wszystkimi swoimi rodakami. (…)

Fot. A. Czernecki

Święty Józef patronuje wielu kaplicom, kościołom, parafiom, diecezjom, regionom, miastom i krajom, a nawet kontynentom. Znany jest powszechnie jako skuteczny orędownik ojców, matek oczekujących potomstwa, rodzin, narzeczonych, sierot, pracujących, robotników, stolarzy i cieśli, drwali, rękodzielników, ubogich, ekonomistów, uciekinierów i dobrej śmierci. Swoją protekcją szczególnie obejmuje cały Kościół katolicki. Jego opiekunem ustanowił go papież Błogosławiony Pius IX w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia 1870 roku (już po zdobyciu Rzymu przez wojska włoskie i zawieszeniu obrad Soboru Watykańskiego I).

Jedna z papieskich adhortacji Świętego Jana Pawła II, „Redemptoris Custos”, co znaczy „Stróż Zbawiciela”, jest poświęcona roli św. Józefa w życiu Chrystusa i Kościoła. Papież Franciszek zaś, na czas od pierwszej niedzieli Adwentu 2017 do Uroczystości Objawienia Pańskiego 2019 roku, ogłosił Nadzwyczajny Rok Świętego Józefa Kaliskiego, związany z naszym narodowym sanktuarium w Kaliszu, najstarszym polskim mieście. Kalisz jest, po oratorium ku czci św. Józefa w kanadyjskim Montrealu, największym ośrodkiem kultu tego Świętego.

Święty Józef w sztuce jest najczęściej przedstawiany w scenach rodzajowych Świętej Rodziny, jako troskliwy opiekun Dzieciątka Jezus i z atrybutami jego zawodu postaci stolarskich narzędzi pracy: młotka, hebla, piły; a także z podróżną laską. W ikonografii wyróżnia go zwłaszcza biała lilia, będąca symbolem czystości.

Na Śląsku z dniem wspomnienia Świętego Józefa była niegdyś związana piękna tradycja, której cel był dwojaki: wiosenne przystrojenie domu oraz wyróżnienie niewinności młodzieńczych serc. Otóż 19 marca sadzono szczepkę mirtu do donicy. Potem przykrywano ją odwróconą szklanką na sześć tygodni, aby dobrze się zakorzeniła. Nawiązując do wspomnienia Świętego Oblubieńca Matki Bożej, kilka uwag poświęcimy owemu zwyczajowi.

Cały artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Święty Józef” znajduje się na s. 10 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Święty Józef” na s. 10 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Kard. Dziwisz w USA: Jan Paweł II jest dla dzisiejszych chrześcijan wzorem ewangelicznego życia i służby

Wspólna modlitwa uchroniła już wiele rodzin przed rozpadem, pomagając przezwyciężać trudności, których przecież nie brakuje – mówił przebywający w Stanach Zjednoczonych kard. Stanisław Dziwisz.

Kardynał wspomniał o papieżu podczas Mszy św. odprawionej w kościele pw. Matki Boskiej Częstochowskiej w Harrison w stanie New Jersey. Kard. Dziwisz przypominał zebranym w świątyni, że Jan Paweł II od młodości prowadził głębokie życie duchowe, był człowiekiem modlitwy i kontemplacji. „Modlił się samotnie i modlił się z innymi. Sam żył Bogiem i dlatego prowadził innych do Boga” – wspominał, nazywając polskiego papieża „błogosławionym mężem”, który całą ufność i nadzieję pokładał w Bogu.

„Głębokie, nieustanne zanurzenie w Bogu prowadziło św. Jana Pawła II do niezmordowanej służby Kościołowi i światu” – wspominał hierarcha. Podkreślał, że choć Ojciec Święty niósł ogromny ciężar odpowiedzialności, to jednak zachowywał wewnętrzny spokój, nawet w obliczu wielu i poważnych problemów, jakim musiał stawiać czoła jako pasterz Kościoła powszechnego. „W jego sercu i w jego ustach słowa św. Faustyny: „Jezu, ufam Tobie” nabierały szczególnej wymowy i wiarygodności” – zaznaczył i podkreślił wkład Jana Pawła II w głoszenie i rozprzestrzenianie się w Kościele i świecie orędzia Bożego Miłosierdzia.

Zwracając się do obecnych w kościele kapłanów, osobisty sekretarz Jana Pawła II mówił, że księża mogą uczyć się od niego, jak służyć gorliwie ludowi Bożemu w dzisiejszym świecie. Wskazał, że posługa świętego papieża opierała się na dwóch kolumnach: na miłości Boga i na miłości człowieka. „Kapłan musi być zanurzony w Bogu. Musi prowadzić głębokie życie duchowe, umacniane słowem Bożym, codzienną osobistą modlitwą, życiem sakramentalnym. To jest warunek sine qua non” – nauczał hierarcha. Dodał, że przyjaźń z Jezusem, pójście za Nim owocuje zawsze przyjęciem zadania do spełnienia w Jego Kościele.

„On nas posyła do Jego i naszych braci i sióstr, aby im głosić Dobrą Nowinę, aby być dla nich szafarzami życiodajnych sakramentów, aby podejmować dla nich dzieła miłosierdzia. W tej posłudze, podejmowanej gorliwie dzień po dniu, realizuje się nasza miłość bliźniego. Niesiemy im to, co otrzymujemy od Chrystusa. Niesiemy im Jego miłość, Jego słowo, Jego przebaczenie, Jego życie” – mówił, nazywając tę posługę przywilejem kapłańskiego powołania i służby.

Kard. Dziwisz wspomniał także wkład papieża Polaka w duszpasterstwo rodzin, do którego warto wracać wobec kryzysu, jaki dotyka rodziny w dzisiejszym świecie: w Polsce, w Stanach Zjednoczonych i w innych krajach. Podkreślał, że jest to wielkie wyzwanie dla duszpasterzy, ale przede wszystkim dla małżonków i rodzin. „Nie rozwiążemy kryzysu sami. Ale starajmy się uczynić to, co możemy, każdy na swoim odcinku” – apelował kaznodzieja. Poradził małżonkom i rodzicom, aby wspólnie modlili się ze swoimi dziećmi. „Wspólna modlitwa uchroniła już wiele rodzin przed rozpadem, pomagając przezwyciężać trudności, których przecież nie brakuje w życiu małżeńskim i rodzinnym” – argumentował.

Parafia Matki Boskiej Częstochowskiej w Harrison w stanie New Jersey jest wieloetniczną wspólnotą w archidiecezji Newark. Odprawiane są tu Msze w języku polskim dla polskich imigrantów. Została ustanowiona 6 sierpnia 1908 roku.

 

KAI/DK

Minęło 31 lat od śmierci ks. Franciszka Blachnickiego, więźnia obozu Auschwitz, represjonowanego przez władze PRL

Wybitny pastoralista, wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, założyciel Ruchu Światło-Życie zmarł nagle w Carlsbergu. Nie mógł wrócić do Polski, ponieważ został za nim wydany list gończy.

Ciężko napisać o księdzu Franciszku coś, czego jeszcze nie napisano lub nie powiedziano. Sam pozostawił po sobie stosy książek – w tym pamiętniki. Setki stron artykułów i książek napisali o nim inni, a jego myśl teologiczna była komentowana w pracach magisterskich i doktorskich. Trudno się dziwić, ponieważ był założycielem licznych inicjatyw odnowy Kościoła, m.in.: Ruchu Światło–Życie, Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła, Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, czy Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia Narodu, a jego duchowe potomstwo można liczyć w setkach tysięcy, o ile nie milionach osób. Nie wszyscy wiedzą również, że korzenie Światowych Dni Młodzieży sięgają Ruchu Światło-Życie.

Grób ks. Franciszka Blachnickiego w Krościenku nad Dunajcem. Fot. Jan Brewczyński

Ks. Franciszek Blachnicki urodził się 24 marca 1921 roku w Rybniku na Śląsku w rodzinie wielodzietnej. Był bardzo aktywny w harcerstwie. W 1938 roku zdał maturę; we wrześniu podjął służbę wojskową. Brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku, aż do kapitulacji. Dostał się do niewoli, z której zbiegł. W październiku w Tarnowskich Górach rozpoczął działalność konspiracyjną. Ujęty w Zawichoście i aresztowany, po kilku tygodniach przesłuchań został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Przebywał tam, z numerem 1201, przez 14 miesięcy, z tego przez 9 miesięcy w karnej kompanii, w bloku 13 oraz przez prawie miesiąc w bunkrze. We wrześniu 1941 roku został przewieziony z Oświęcimia do więzienia śledczego w Zabrzu, potem w Katowicach. W marcu 1942 roku został skazany na karę śmierci przez ścięcie za działalność konspiracyjną przeciw hitlerowskiej Rzeszy. Na wykonanie wyroku oczekiwał przez 4,5 miesiąca. Zgodnie z ówczesnym niemieckim prawem, w przypadku niewykonania wyroku następowało ułaskawienie. Karę śmierci zamieniono mu na 10 lat więzienia po zakończeniu wojny, a Franciszek Blachnicki był przewożony do różnych niemieckich obozów i więzień.

Jednak to właśnie z celą śmierci jest związane to, dzięki czemu dzisiaj jest kandydatem na ołtarze – nawrócenie na osobową wiarę w Chrystusa, połączone z decyzją oddania życia na Jego służbę.

W pracy duszpasterskiej zwracał szczególną uwagę na formowanie grup elitarnych. Początkowo z ministrantami. Wypracował metodę dziecięcych rekolekcji zamkniętych. W latach 1954-56, w okresie wysiedlenia biskupów śląskich uczestniczył w pracach tajnej Kurii w Katowicach. Pracował również w „Gościu Niedzielnym”.

Zorganizował i prowadził Ośrodek Katechetyczny, a od 1957 roku społeczną akcję przeciwalkoholową pod nazwą Krucjata Wstrzemięźliwości, która przybrała charakter ruchu odnowy religijno-moralnej, opartego na duchowości o. Maksymiliana Kolbego. Krucjata wydawała swój dwutygodnik pt. ,,Niepokalana zwycięża”. 29 sierpnia 1960 roku Centrala Krucjaty Wstrzemięźliwości w Katowicach została zlikwidowana przez władze państwowe, a w marcu 1961 roku ks. Blachnickiego aresztowano. Po ponad 4 miesiącach aresztu w więzieniu w Katowicach otrzymał wyrok 13 miesięcy więzienia z zawieszeniem na trzy lata, po czym został zwolniony.

Po niezatwierdzeniu jego pracy habilitacyjnej przez Ministerstwo Oświaty zrezygnował z wykładaniu na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

[related id=7871 side=left]Z jego działalności antykomunistyczną wiąże się wiele anegdot. Jedną z bardziej znanych była akcja „Kilo węgla dla Krościenka”. W skrócie, gdy komuniści nie zgodzili się na większe dostawy węgla do centrum Ruchu-Światło Życie, ks. Blachnicki poprosił oazowiczów o przysłanie małych paczek czarnego złota. „Czekamy więc na taki oryginalny, bo czarny „opłatek”, mający jednak tę samą wymowę miłości i jedności.” – pisał. Wskutek protestu pracowników poczty, która w naturalny sposób zrobiła się czarna, władze komunistyczne zmieniły zdanie o przydziale.

Ks. Franciszek Blachnicki zmarł nagle 27 lutego 1987 r. w Carlsbergu w Niemczech. Oficjalną przyczyną śmierci był zator płucny.

1 kwietnia 2000 jego szczątki zostały przeniesione do Krościenka i złożone w kościele Chrystusa Dobrego Pasterza w dolnej kaplicy.

Wyniki śledztwa prowadzonego przez IPN w latach 2001-2005 potwierdziły to co jego najbliżsi wiedzieli wcześniej, że był inwigilowany przez Służbę Bezpieczeństwa za pośrednictwem jego najbliższych współpracowników – Jolantę i Andrzeja Gontarczyków. Informacje o agenturalnej działalności Gontarczyków przekazał ks. Blachnickiemu działacz „Solidarności Walczącej” Andrzej Wirga. 26 lutego 1987 r. ks. Blachnicki powiedział swym najbliższym współpracownikom, że za dwa dni dostanie materiały potwierdzające zdradę Gontarczyków. Rano 27 lutego doszło do burzliwej rozmowy z małżeństwem. Po powrocie zasłabł i zmarł.

Proces IPN wskazał również, że mógł umrzeć na skutek otrucia. Jednakże postanowieniem z 6 lipca 2006 prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach umorzył śledztwo w sprawie zabójstwa ks. Franciszka Blachnickiego przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego poprzez podanie mu trucizny wobec braku danych dostatecznie uzasadniających popełnienie takiego przestępstwa.

Ruch Światło-Życie a ŚDM

Kardynał Karol Wojtyła wraz z ks. Franciszkiem Blachnickim (z prawej) wychodzą na górę Błyszcz k. Tylmanowej. Za nimi idzie ks. Stanisław Dziwisz. 1972 r.

Jednym z sympatyków Ruchu Światło-Życie był kard. Karol Wojtyła. Wielokrotnie spotykał się z oazowiczami, a także uczestniczył w Dniach Wspólnoty. Członkowie oazy co roku wyjeżdżają na rekolekcje, gdzie w grupach kilkudziesięcioosobowych przeżywają formację. Trzynastego dnia spotykają się w jednym miejscu z członkami innych pobliskich rekolekcji oazowych i dzielą się tym jak przeżywają swoją wiarę, spotykają znajomych oraz poznają nowe osoby.

Chyba wszyscy znamy słowa Jana Pawła II o oazowej pieśni, którą miał „w uszach kiedy słyszał wyrok konklawe”. Jednak z przyczyn oczywistych, mniej osób zna jego homilię 17 VIII 1979, wygłoszoną do członków Oazy podczas dnia wspólnoty w Castel Gandolfo. Były to wtedy jedyne rekolekcje oazowe w Rzymie, więc zostali zaproszeni przedstawiciele zaprzyjaźnionych ruchów kościelnych jak: Focolarini, Akcja Chrześcijańska z Capranica, Comunita di Sant-Egidio, Movimento Oasi, grupy Młodych Chrześcijan z Korei i inni.

„Jesteśmy, tutaj zgromadzeni, jakimś jego [Kościoła] fragmentem, a zarazem jakimś jego pełnym obrazem i za tę jedność szczególnie trzeba nam dziękować i do tej jedności trzeba nam po zakończeniu oazy na nowo i wciąż wytrwale i pokornie dążyć” – mówił święty papież.

20 grudnia 1985 roku Jan Paweł II na spotkaniu opłatkowym wyraził pragnienie, by Światowe Dni Młodzieży odbywały się regularnie co roku w Niedzielę Palmową jako spotkanie diecezjalne, a co dwa lub trzy lata w wyznaczonym prze niego miejscu jako spotkanie międzynarodowe.

Powiązanie nie jest jedynie domysłem. W 1991 roku w Częstochowie, papież miał powiedzieć biskupom polskim, że to spotkanie młodzieży jest jednym z najpiękniejszych owoców Ruchu Światło-Życie, a w książce „Wstańcie, chodźmy“ napisał, że ŚDM wyrastają poniekąd z doświadczenia spotkań z młodymi oazowiczami.

Czy ks. Blachnicki będzie świętym? Potrzeba cudu

Księdzu Blachnickiemu przysługuje specjalny tytuł. Otóż jest on Czcigodnym Sługą Bożym. Słowem wyjaśnienia – gdy rozpoczyna się proces beatyfikacyjny, osoba postrzegana za świętą otrzymuje tytuł Sługi Bożego. „Czcigodny” zostaje dodane po uznaniu heroiczności cnót.

Proces beatyfikacyjny ks. Franciszka Blachnickiego na szczeblu diecezjalnym toczył się w latach 1995-2002. 30 września 2015 papież Franciszek wydał zgodę na promulgowanie dekretu o heroiczności jego cnót. Do kontynuowania procesu beatyfikacyjnego potrzebny jest udokumentowany cud za jego przyczyną.

 

Modlitwa przez wstawiennictwo Czcigodnego Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego

Boże, Ojcze Wszechmogący, dziękujemy Ci za Twojego Kapłana Sługę Bożego Franciszka, którego w niezwykły sposób obdarzyłeś łaską wiary konsekwentnej, tak iż swoje życie oddał niepodzielnie na Twoją służbę.

Dziękujemy Ci za to, że pozwoliłeś mu gorąco miłować Twój Kościół i zrozumieć, że najgłębszą zasadą jego żywotności i płodności jest oblubieńcze oddanie siebie w miłości Twojemu Synowi, na wzór Niepokalanej, Matki Kościoła.

Dziękujemy Ci również za to, że przez tego kapłana wzbudziłeś na polskiej ziemi Ruch Światło-Życie, który pragnie wychowywać swoich uczestników do posiadania siebie w dawaniu siebie i w ten sposób przyczynić się do wzrostu żywych wspólnot Kościoła.

Bądź uwielbiony Boże w Słudze Bożym księdzu Franciszku, w jego życiu i dziele, i racz wsławić swoje Imię udzielając mi przez jego wstawiennictwo łaski …………. , o którą najpokorniej proszę. Amen.

Droga do prawdy o zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki / Prokurator Andrzej Witkowski, „Kurier WNET” 43/2017

Ostatecznie przyjęta, narzucona i wyreżyserowana przez sztab Kiszczaka nieprawdziwa wersja uprowadzenia i zabójstwa księdza jest powtarzana do dzisiaj. Głosi się ją jako prawdę tak zwaną naukową.

Droga do prawdy o zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki

Andrzej Witkowski

W latach 1983–1984 wzrastała społeczno-polityczna rola szeregu osób, które gromadził wokół siebie w swej działalności duszpasterskiej ksiądz Jerzy Popiełuszko. Byli to reprezentanci środowisk robotniczych, opozycjoniści, działacze związkowi. Ludzie nauki, sztuki, kultury, tak wierzący, jak i niewierzący. W ocenie władz komunistycznych powstał tzw. ośrodek żoliborski, którego animatorem i duchowym przywódcą był ksiądz Jerzy.

W celu ukrócenia działalności tego ośrodka Departament IV MSW z jednej strony prowadził działania represyjne wobec księdza Popiełuszki, dopuszczając się względem niego szeregu prowokacji, z drugiej strony zaś Urząd do spraw Wyznań prowadził tak jak ja to oceniam, „dyplomację pingpongową” z Sekretariatem Episkopatu Polski, kierując doń tzw. pro memoria, w których wskazywano na szkodliwą dla władz tzw. pozareligijną działalność księdza i żądając jej ukrócenia.

Te wszystkie działania – łącznie ze znaną pewnie wszystkim tzw. prowokacją na Chłodnej, kiedy to podrzucono księdzu w jego prywatnym mieszkaniu materiały wybuchowe – skończyły się całkowitym fiaskiem. Nastąpił, można powiedzieć, efekt przeciwny od zamierzonego przez komunistów, czyli ugruntowanie pozycji księdza Jerzego, jednoczącego i łączącego ludzi różnych środowisk, zawodów i światopoglądów w jedną wspólnotę, zorientowaną na odzyskanie przez Polskę niepodległości.

Efektem działalności duszpasterskiej księdza było też wzmocnienie pozycji hierarchii kościelnej w konfrontacji z władzami komunistycznymi, które nie znalazły sposobu i metod rozwiązania nabrzmiałego, jak to wówczas określali komuniści, problemu Popiełuszki. W tych okolicznościach doszło do tupnięcia butem przez zniecierpliwioną rozwojem sytuacji Moskwę, zatroskaną o własne imperialne interesy nie tylko w Polsce, ale i w pozostałych krajach katolickich.

Oto 12 IX 1984 roku w moskiewskich opiniotwórczych gazetach pojawił się artykuł warszawskiego korespondenta Toporkowa, który ganił ekipę Jaruzelskiego za to, że pod jej okiem nabożeństwa w kościele na Żoliborzu zamieniły się w polityczne mityngi, które są prowokacją wobec ZSRR i mają na celu zburzenie przyjaźni na linii PRL – ZSRR. To oczywiście cytaty z Toporkowa.

Reakcja władz PRL nastąpiła natychmiast. Przygotowano pierwszą siłową strategię rozwiązania tak zwanego problemu Popiełuszki, za który miało zapłacić również społeczeństwo. Rolę pierwszoplanową w tych działaniach Kiszczak tym razem powierzył wojskowej służbie wewnętrznej, która już od piętnastego września osiemdziesiątego czwartego roku prowadziła działania obserwacyjne wobec późniejszych czterech skazanych w procesie toruńskim.

W dniu 17 IX 1984 roku skierowano do episkopatu ostatnie już pro memoria dotyczące księdza Jerzego, w bardzo złowrogim i odbiegającym od dotychczasowego tonie. Urząd do spraw Wyznań grzmiał, że w ośrodku żoliborskim powstała kontrrewolucyjna organizacja duchownych i świeckich o ogólnokrajowym zasięgu, której główną ostoją jest ksiądz Jerzy. Oskarżono hierarchię kościelną o tolerowanie i osłanianie działalności kontrrewolucyjnej pod przywództwem księdza Jerzego, co, jak zaznaczono, zmusi władze do podjęcia stosownych działań.

Od początku października ‘84 roku szły pełną parą przygotowania do kombinacji operacyjnej PRL-owskich służb specjalnych, mającej doprowadzić do rozwiązania tzw. problemu Popiełuszki. Kapitan Grzegorz Piotrowski oraz jego podwładni, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski, poszukiwali miejsca, w którym po uprowadzeniu księdza mieli go umieścić po to – jak w swoich wyjaśnieniach stwierdzali w trakcie śledztwa – aby go zastraszyć i aby ze strachu zaczął mówić im wszystko, co wie na temat struktur podziemia niepodległościowego. Miejsce takie znaleźli w jednym z bunkrów w miejscowości Kazuń Polski. Jak wyjaśniał w śledztwie 9 XI 1984 roku Piotrowski: „Bunkry znajdowały się jakby w wale ziemnym, składały się z trzech odrębnych pomieszczeń, połączone były małym okienkiem, za którym biegł korytarz. Uznałem, iż wspomniany korytarz nadaje się jako miejsce do przechowania księdza Popiełuszki po jego porwaniu. Wówczas też przy bunkrach zostało zebrane kilka kamieni, które miały maskować okienko od bunkra”.

Pamiętamy to sformułowanie: „kamulki do nóg”, którego używano w procesie toruńskim. Tu można powiedzieć „kamulki do okna”. Bardzo intensywne prace nad przygotowaniem miejsca do ukrycia księdza po uprowadzeniu prowadzili Pękala i Chmielewski w dniu 10 X 1984 roku, bez mała dwanaście godzin.

I teraz pozostała kwestia daty uprowadzenia. Były wcześniejsze propozycje, ale ostatecznie zdecydowano się na 19 X 1984 roku. Charakterystyczne, iż był to akurat dzień, w którym Czesław Kiszczak obchodził pięćdziesiąte dziewiąte urodziny. Tego roku obchodził urodziny po raz pierwszy bardzo wystawnie, wręcz hucznie.

Wersja przebiegu uprowadzenia i zabójstwa księdza przyjęta przez sztab Kiszczaka jest powtarzana przez niektóre kręgi historyków do dzisiaj. Jej prawdziwość została zakwestionowana podczas śledztwa, które prowadziłem w ‘91 roku. Już wówczas pewne fakty przestały się zgadzać z ustaleniami. A już wykluczono ją całkowicie, jako niemającą żadnego związku z rzeczywistością, podczas drugiego śledztwa, powierzonego mi w IPN, prowadzonego w latach 2002–październik 2004. W aktach z lat 1984–85 znajdują się poszlaki wskazujące na to, że ksiądz Jerzy mógł jeszcze żyć do godzin wieczornych 24 X 1984 roku.

Przywołam te fragmenty, które czerpię z akt sprawy toruńskiej, z procesu z lat 1984–85. Mianowicie w dniu 22 X 1984 roku do pani doktor Barbary Jarmużyńskiej-Janiszewskiej – rodzinnej lekarki księdza Jerzego – przyszli funkcjonariusze MO, a przynajmniej ubrani w mundury funkcjonariuszy MO, i wypytywali o leki podawane księdzu. Pani doktor powiedziała, że chętnie poda księdzu te leki, żeby zawieźli ją do niego. Oni oczywiście odmówili i wezwali ją na przesłuchanie następnego dnia, 23 października. Była wtedy bardzo szczegółowo przesłuchiwana, na jakie schorzenia cierpi ksiądz Jerzy. Zeznała, że ksiądz cierpi na chorobę o nazwie Addisona-Biermera. To schorzenie było spowodowane brakiem czynnika wytwarzanego przez organizm. Czynnik ten musi być dostarczany z zewnątrz w postaci leku. Oprócz tego ksiądz musiał przyjmować inne witaminy, szczególnie z grupy B, zachowywać dietę wysokobiałkową, wątrobową. Przyjmował też leki z grupy kardiologicznych i uspokajających. Ponadto musiał mieć zawsze przy sobie lek osłaniający wątrobę oraz leki enzymowo-trzustkowe. Nosił przy sobie dawkę tych leków, jednak nigdy nie więcej niż porcja na jeden dzień. Świadek była dokładnie wypytywana o to, gdzie jest przechowywana dokumentacja lecznicza księdza i historia choroby.

Panowie nie ograniczyli się do przesłuchania pani doktor Jarmużyńskiej-Janiszewskiej, ale zwrócili się również do lekarki, która prowadziła bezpośrednio księdza Jerzego, do doktor Krystyny Pobieżyńskiej. Potwierdziła ona zeznania pierwszej z pań, a jednocześnie dodała, że nieprzyjmowanie regularne leków i odżywianie złymi posiłkami może doprowadzić do krwawienia z przewodu pokarmowego, niedokrwistości, niewydolności wątroby, a nawet śmierci.

W związku z tym należy zapytać: W jakim celu w tych dniach przesłuchiwano bardzo szczegółowo na te wszystkie okoliczności lekarki prowadzące księdza Jerzego? Komu i do czego miały być potrzebne tego typu informacje o nieboszczyku, którego, zwłaszcza w tym czasie, jeszcze nie było? Jedynym racjonalnym powodem zbierania takich informacji jest to, że ksiądz wciąż pozostawał przy życiu. A pani doktor Krystyna Pobieżyńska była przesłuchiwana 24 X od godziny czternastej trzydzieści. Tak więc nie możemy wykluczyć, że w tym czasie ksiądz Jerzy jeszcze żył.

Chciałbym też przywołać zeznania proboszcza z parafii na Wyżynach w Bydgoszczy, skąd ksiądz Jerzy wyruszył w swoją ostatnią podróż dziewiętnastego października. Zeznał on mianowicie, że w dniu tym, przed samym wyjazdem, księdzu Jerzemu zmierzono temperaturę, ponieważ wyglądał na chorego. Miał 38,4°C. Proboszcz widział też, że przed samym odjazdem ksiądz przyjął kolorową tabletkę, jak to określił. Nie dał się namówić na pozostanie w parafii, powiedział, że jest wcześnie następnego dnia umówiony na wizytę lekarską w Warszawie.

25 X 1984 roku ksiądz Jerzy został wrzucony do Wisły z tamy we Włocławku. Po raz pierwszy wydobyto go dzień później, dwudziestego szóstego października. Mógłbym przytoczyć wiele dowodów na to, jakie fakty, jakie okoliczności uzasadniają takie ustalenia, co do których ja dzisiaj nie mam żadnych wątpliwości, że tak właśnie było. O tym, co działo się między 26 a 30 X 1984 roku, ze względu na to, że wciąż jest prowadzone śledztwo, nie mogę mówić. Mogę powiedzieć, że działo się bardzo dużo. Ostatecznie oficjalnie wydobyto go trzydziestego października.

Chcę w każdym razie podkreślić, że 26 X 1984 następuje kumulacja wydarzeń wskazujących na to, że działania sztabu Kiszczaka motywowane są faktem śmierci księdza. Rozpoczyna się akcja płetwonurków na tamie. Kiszczak wydaje decyzję numer 032 w związku z sytuacją w kraju powstałą po uprowadzeniu księdza Popiełuszki, w celu, cytuję: „Zabezpieczenia ładu i porządku publicznego w kraju oraz zapewnienia właściwej koordynacji. Wypracowania i realizacji prawidłowych kierunków działania służb resortu Spraw Wewnętrznych w sytuacji społeczno-politycznej, to jest działań po uprowadzeniu księdza Popiełuszki”.

Powołano na mocy tej decyzji sztab pod kierownictwem szefa służb bezpieczeństwa Władysława Ciastonia. Charakterystyczne są zadania, jakie postawiono przed tym sztabem. Mianowicie „wypracowanie kierunków działań resortu spraw wewnętrznych, w tym ocen stanu zagrożenia ładu i porządku publicznego oraz bezpieczeństwa państwa, opracowanie koncepcji i zasad przeciwdziałania zagrożeniom wynikającym z zaistniałej sytuacji, określenie kierunków działań operacyjnych i – uwaga – podejmowanie dotyczących działań profilaktycznych i represyjnych, koordynacja działań jednostek resortu spraw wewnętrznych i organizacja współdziałania z Ministerstwem Obrony Narodowej i jego jednostkami organizacyjnymi”.

A więc, można powiedzieć, przygotowywano nam coś w rodzaju stanu wojennego bis w związku z tą sytuacją, oczywiście w ramach tej rozgrywanej kombinacji operacyjnej. Należy podkreślić, że śledztwo od dnia uprowadzenia księdza było prowadzone według planu zakładającego, że uprowadzenie jest polityczną prowokacją ekstremy Solidarności i osób powiązanych z duchownymi katolickimi, którzy byli niezadowoleni ze stabilizacji życia w kraju.

Czynności procesowe w tym kierunku prowadzili oficerowie biura śledczego MSW pułkownik Stanisław Trafalski i major Wiesław Piątek. Tworzyli oni fałszywe dowody, mające wykazać, jakoby księdza Popiełuszkę uprowadzili członkowie kontrrewolucyjnej organizacji duchownych i świeckich, przy współudziale grupy kapitana Piotrowskiego. Tej samej organizacji kontrrewolucyjnej, o której pisał Urząd do Spraw Wyznań do episkopatu w pro memoria z 17 IX 1984 roku.

W dniu 27 X Kiszczak publicznie stwierdził: „Jak wynika z dotychczasowego przebiegu śledztwa, rozmyślne działania sprawców obliczone są na to, aby możliwie szybko naprowadzić śledztwo na przypuszczenie, że sprawcami porwania byli funkcjonariusze resortu Spraw Wewnętrznych. Sprawcy na przykład pozostawili na miejscu porwania milicyjnego orzełka, posługiwali się nielegalnie użytym sprzętem służbowym MO. Każe się to dopatrywać w ich działaniu świadomej i dobrze przygotowanej prowokacji. Jej organizator zeznał, że planował ją już od dłuższego czasu”. I tu jest nawiązanie do tego, co mieli ustalać wspomniani Trafalski i Piątek.

Tymczasem sytuacja przedłużającej się absencji księdza nie spowodowała gwałtownych reakcji społecznych, jakie były zakładane przez władze, jakie oni sobie „wymarzyli”. Dominowały smutek i rozpacz, modlitewna zaduma z błagalnymi intencjami o uwolnienie księdza. Kiedy oficjalnie ogłoszono w dniu trzydziestym października, że ksiądz nie żyje, sytuacja ta w nastrojach społecznych niczego nie zmieniła, a można powiedzieć, że pogłębiła i smutek nad tym, co się stało.

I w tych okolicznościach, zapewne jeszcze z innych powodów, których do końca nie znamy, sztab Kiszczaka, najwyższe władze partyjne i państwowe podejmują decyzję o zmianie o sto osiemdziesiąt stopni całej tej strategii wcześniej przyjętej, zarówno w tej sprawie, jak i wobec całego społeczeństwa. To jakby się ze sobą łączyło.

Ostatecznie przyjęta, narzucona i szczegółowo wyreżyserowana przez sztab Kiszczaka nieprawdziwa wersja uprowadzenia i zabójstwa księdza jest powtarzana do dzisiaj. Głosi się ją jako prawdę tak zwaną naukową, innym razem historyczną.

Mówi się, że są pewne wątpliwości, ale póki co, orzeczenia Sądu Wojewódzkiego w Toruniu nikt nigdy nie uchylił, nie unieważnił. Przerabialiśmy w tym kraju już kiedyś światopogląd naukowy, a tu ta prawda, tak zwana prawda historyczna czy prawda naukowa, oznacza nic innego, jak tylko nurt kiszczakowski marksizmu-leninizmu, tak sobie to pozwolę nazwać, który ma się do prawdy tak jak wartość głównego organu prasowego KC ZSRR o tej samej nazwie.

I ta oficjalnie powtarzana dotąd wersja, po tej gruntownej zmianie strategii, brzmi tak oto, że to nie księża prowokatorzy organizacji kontrrewolucyjnej duchownych i świeckich, lecz służbowy przełożony kapitana Piotrowskiego, pułkownik Adam Pietruszka okazał się jedynym podżegaczem do zbrodni na księdzu, inspiratorem tej zbrodni, który nie potrafił zapanować nad podległymi sobie trzema frustratami, ci bowiem, będąc bezsilni wobec tzw. pozareligijnej działalności księdza, postanowili wreszcie zadziałać, z przyczyn ideowych, w sposób absolutnie radykalny, co skończyło się pozbawieniem życia kapłana Solidarności.

W dniu 2 XI 1984 roku Pietruszka usłyszał z ust Kiszczaka, cytuję: „Generale Pietruszka, trzeba dać się zamknąć”, co oznaczało w zasadzie już wydany na niego wyrok. W ten oto sposób Kiszczak upiekł również własną pieczeń, bo do opinii publicznej poszedł przekaz mający uwiarygodnić Kiszczaka i Jaruzelskiego jako tych, którzy nie bacząc na konotacje sprawców, rozprawili się z zabójcami księdza.

W trakcie obrad Biura Politycznego KC PZPR w 27 XI 1984 roku padła zapowiedź Mieczysława Rakowskiego, tego samego, który potem wyprowadził sztandar PZPR, o konieczności tego, aby – i tu uwaga: „zasiąść do stołu z działaczami opozycji politycznej”, co zapowiadało zmianę globalnej strategii w konfrontacji władz komunistycznych ze społeczeństwem.

Uwaga też teraz: trzy dni później, 30 XI ’84 roku, w zderzeniu służbowego samochodu MSW z samochodem ciężarowym giną dwaj funkcjonariusze biura śledczego MSW, wspomniani Trafalski i Piątek, którzy w śledztwie wykonywali czynności dotyczące tej pierwszej, nieprzyjętej, odrzuconej wersji konfrontacji ze społeczeństwem, w związku z funkcjonowaniem organizacji kontrrewolucyjnej duchownych i świeckich. Przypomnę, że ta koncepcja głosiła, że członkowie tej organizacji mieli wspólnie z Piotrowskim dokonać uprowadzenia i zabójstwa księdza. Ta wersja została radykalnie odrzucona, a ci panowie już nigdy nam niczego nie będą mogli, z oczywistych przyczyn, opowiedzieć.

W następnej kolejności należało spreparować odpowiednio akt oskarżenia, proces sądowy. To już poszło gładko, jako że panowie mieli doświadczenie ze sprawy pobicia ze skutkiem śmiertelnym Grzegorza Przemyka, kiedy to wsadzono niewinnych ludzi do więzienia, tworząc pokazowe czynności procesowe w tej sprawie, takie jak aresztowanie mecenasa Bednarkiewicza.

Chodziło o to, żeby wytworzyć taką wersję zabójstwa księdza Popiełuszki, aby koncepcja zamordowania księdza 19 X 1984 roku przez doprowadzonych przezeń do kresu wytrzymałości ideowych frustratów została potwierdzona wyrokiem skazującym i dana wszem i wobec do bezkrytycznego przyjęcia i akceptacji.

Pominąłem wiele istotnych szczegółów, ale w bardzo wielkim skrócie tak się sprawa przedstawia.

Andrzej Witkowski, prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie, od 2015 roku pozostaje w stanie spoczynku. Dwukrotnie – w 1991 roku, potem, na zlecenie IPN, w latach 2000-2004 – prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa bł. ks. Jerzego Popiełuszki, i dwukrotnie został od niego odsunięty.

Artykuł Andrzeja Witkowskiego pt. „Droga do prawdy o zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki” znajduje się na s. 8 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Witkowskiego pt. „Droga do prawdy o zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki” na s.8 styczniowego „Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl