Studio Dublin – 7. 06. 2019 – Goście: Daniel Kawczyński, Kamil Szymański, Konrad Kołecki, Bogdan Feręc i Jakub Grabiasz

W piątkowym Studiu Dublin, jak zwykle wieści z Irlandii i Wielkiej Brytanii. Obok rozmów i przeglądu prasy, także relacje i analizy, kalendarium historyczne oraz łyk sportowych emocji spod nieba Eire.


Prowadzenie: Tomasz Wybranowski

Współprowadzenie: Tomasz Szustek (gościnnie)

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizacja: Tomasz Wybranowski (Dublin) Dariusz Kąkol i Paweł Chodyna (Warszawa)

Produkcja: Studio 37 – Radio WNET Dublin


 

W piątkowy poranek w Studiu Dublin, nasze słuchaczki i słuchaczy tradycyjnie powitaliśmy z Bogdanem Feręcem, szefem portalu Polska-IE.com. Rozpoczęliśmy od podsumowania trzyletniego okresu rządów premier Teresy May, dla której 7 czerwca  2019 jest ostatnim dniem urzędowania.  Teresa May oficjalnie składa urząd, co oznacza podanie całego rządu Wielkiej Brytanii do dymisji. Co może się dalej dziać z jej polityczną karierą? Bogdan Feręc widzi kilka scenariuszy. Oto jeden z nich:

Premier May może zostać również oficerem łącznikowym brytyjskiego rządu ze Stanami Zjednoczonymi, bo i takie słychać głosy w Westminsterze, a jej dobre kontakty z prezydentem Donaldem Trumpem, z całą pewnością to ułatwią.

 

Mówiliśmy także o historycznej zmianie, która dokona się w stolicy Republiki Irlandii. Nowym trzysta pięćdziesiątym burmistrzem Dublina zostanie niemal na pewno Paul McAuliffe. 

Ta zmiana jest o tyle ważna i wymowna, bowiem pokazuje pewien trend, który utrzymuje się w Republice Irlandii po niedawnych wyborach do rad lokalnych. Ponadto nowy burmistrz Dublina jest członkiem partii Fianna Fáil, która dziesięć lat czekała na ten moment, będąc od ponad dziesięciu lat w opozycji.

Ostatnim burmistrzem z ramienia Fianna Fáil, a właściwie burmistrzynią Dublina była Eibhlin Byrne, a jej wybór przegłosowano w 2008 roku. Jak podkreśla Bogdan Feręc, wybór na fotel burmistrza Paula McAuliffe’a jest swoistą, choć pozbawioną sensu i logiki, układanką polityczną:

Mówi się, a to tylko dlatego, iż nie kopie się leżącego, że wybór burmistrza z Fianny, będzie opierał się na pakcie, jaki zawarto pomiędzy Fine Gael i Fianna Fáil, ale przecież mieszkańcy stolicy wiedzą, że tam wygrała wybory samorządowe Fianna, więc to jej przypada stanowisko burmistrza.

W dalszej części korespondencji była mowa o wizycie prezydenta Donalda Trumpa w Wielkiej Brytanii i Irlandii, oraz nowym podatku drogowym, który rządzący chcą zafundować mieszkańcom Republiki Irlandii.

 

 

Manifestacja przeciwko wizycie prezydenta Donalda Trumpa. Fot. Tomasz Szustek Studio 37

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump po raz pierwszy odwiedził Republikę Irlandii. Mimo, że nie była to oficjalna wizyta, to pojawienie się głowy USA wzbudziło szereg emocji, nie tylko w kwestii zbliżającego się Brexitu i sympatii Donalda Trumpa dla tego projektu.

Wizyta amerykańskiego prezydenta pobudziła przeciwników Donalda Trumpa. Odbyło się kilka małych demonstracji, między innymi w okolicy lotniska Shannon, gdzie Air Force 1 wylądował.

Największa demonstracja odbyła się w czwartek w stołecznym Dublinie. Wedle danych szacunkowych Gardy – Irlandzkiej Policji, wzięło w niej udział ok. 4 000 osób.

Nad głowami protestujących frunął mały sterowiec przypominający amerykańskiego prezydenta tyle, że w pozie małego rozkapryszonego dziecka odzianego tylko w pieluchę. Manifestację obserwował nasz reporter Tomasz Szustek.

Lotnisko Shannon, Republika Irlandii. Prezydent Donald Trump i premier Republiki Irlandii Leo Varadkar. Fot. Twitter / The White House (@WhiteHouse).

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump już w środę odwiedził hrabstwo Clare. Lotnisko Shannon oraz okolice miejscowości Doonbeg były najbardziej strzeżonym miejscem świata. Przypomnę, że w środę prezydent Trump wziął udział w obchodach 75. rocznicy lądowania wojsk aliantów w Normandii. W czwartek ok. 17:00 wrócił do Republiki Irlandii, a jego bazą stała się jego prywatna rezydencja gdzie został do piątku (7 czerwca). 

Wbrew zapowiedziom przeciwników wizyty Donalda Trumpa, dojazd do wioski Doonbeg nie był utrudniony, zaś firmy i instytucje normalnie funkcjonowały w trakcie wizyty prezydenta USA. Natomiast „Trump International Golf Links and Hotel” był już zamknięty dla zwiedzających i gości od wtorku.

Irlandzkie media sporo miejsca poświęciły wizycie amerykańskiej głowy państwa. Zwrócono uwagę, że „prezydent Trump był bardzo wyważony w swoich wypowiedziach”. Jedynie podczas spotkania Donalda Trumpa z irlandzkim premierem Leo Varadkarem doszło do małego zgrzytu, kiedy to amerykański prezydent użył bardziej niż niezręcznej metafory.

Pytany o ryzyko powstania twardej granicy między Ulsterem a Republiką Irlandii przyrównał to sytuacji, jaka ma miejsce na granicy … amerykańsko – meksykańskiej. 

Myślę, że wszystko potoczy się w bardzo dobrą stronę. Wszystko się ułoży, a sprawa granicy zostanie rozwiązana i wszystko wyjdzie Irlandii na dobre. Wszystko z waszą granicą, waszym murem. /…/ Mamy problem graniczny w USA a wy macie ten sam problem tutaj. Ale słyszałem, że wszystko idzie w dobrym kierunku. – powiedział Donald Trump

Na takie dictum, i te słowa przytoczyły wszystkie irlandzkie media, premier Leo Varadkar odpowiedział amerykańskiemu prezydentowi:

Jedyna rzecz. której chcemy uniknąć na pewno, to oczywiście powstanie między nami [Irlandią Północną a Republiką Irlandii – przyp. TW] jakiegokolwiek muru czy wszelkiej granicy.


Kuba Grabiasz i Krzysztof Skowroński, prezes Radia WNET. Fot. arch. Radia WNET.

W zaułku sportowym „Studia Dublin”, na antenie Radia WNET Kuba Grabiasz podsumował finał Ligii Mistrzów i zwycięstwo FC Liverpool. Tuż przez trzecią i czwartą kolejką eliminacji do Mistrzostw Europy UEFA przybliżył sylwetkę trenera narodowej jedenastki Republiki Irlandii – Micka McCarthy’ego.

Nasz sportowy ekspert Studia 37 przybliżył także sylwetkę Katie Taylor, irlandzką i światową gwiazdę kobiecego boksu.  Nie zabrakło podsumowania znakomitego występu naszej tenisistki Igi Świątek, podczas tegorocznego turnieju French Open. W finale trochę smaczków i plotek związanych z wizytą Donalda Trumpa w Republice Irlandii i meczu golfowego w cieniu „Trump International Golf Links & Hotel Doonbeg”.

 

Kamil Szymański, prezes Kongresu 60 milionów (trzeci od prawej) podczas spotkania w Miami. Fot. Marcin Żurawicz / Orzeł Biały [za pośrednictwem portalu Stowarzyszenia Wspólnota Polska].
W „Londyńskim Wnetowym Zwiadzie” szef naszego londyńskiego studia, Alex Sławiński gościł na „Kongresie 60 milionów”. Ideą tego wydarzenia, nazywanego także „Globalnym Zjazdem Polonii” jest konsolidacja polskich środowisk biznesowych w kraju i poza jego granicami. Nazwa Kongresu nawiązuje do szacunkowej liczby żyjących na całym Polaków.

Ideą organizatorów i partnerów Kongresu jest próba opisania statusu i charakteru współpracy między polskimi centrami biznesu, nauki i kultury w Polsce i wszędzie tam, gdzie żyje Polonia. Cel debaty jest jeden:  nawiązanie współpracy jak największej liczby firm, stowarzyszeń i organizacji, wzmocnienie tych relacji i wspólne poszukiwanie nowych, istotnych z ekonomicznego i wizerunkowego punktu widzenia, obszarów wspólnych działań.

W roku 2018 odbyły się trzy edycje Kongresu. Rok 2019 to sześć kolejnych spotkań “Kongresu 60 Milionów”, w sześciu różnych miastach, w czterech państwach i na dwóch kontynentach. Londyński Kongres, który odbył się w dniach 30 maja – 1 czerwca, obserwował Alex Sławiński. 

Wierzymy, że Kongres 60 milionów stanie się płaszczyzną międzynarodowej i międzypokoleniowej komunikacji w nowoczesnym wymiarze, przyczyniając się tym samym do integracji rozproszonej po świecie polskiej społeczności i zacieśnienia więzów, nie tylko o charakterze biznesowym – powiedział prezes Kamil Szymański.

Oto rozmowa z prezesem zarządu Kongresu 60 milionów Kamilem Szymańskim. Już 13 czerwca, rozpocznie się kolejny Kongres integrujący polskie środowiska biznesowe, naukowe i kulturalne, który odbędzie się tym razem w Berlinie.

 

 

Poseł do brytyjskiego parlamentu Daniel Kawczynski, Partia Konserwatywna. Fot. Chris McAndrew via Commons Wikimedia CC BY 3.0

W trakcie spotkań londyńskiej odsłony „Kongresu 60 milionów” Alex Sławiński rozmawiał z brytyjskim deputowanym Danielem Kawczyńskim, który jest pierwszym brytyjskim parlamentarzystą urodzonym w Polsce. Rozmówca Studia Londyn nigdy nie krył, że był, jest i pozostanie eurosceptykiem. 

Daniel Kawczyński, który regularnie odwiedza nasz kraj (wyjechał do Anglii, gdy miał sześć lat), nie ukrywa, że chce widzieć Polskę jeszcze bardziej w ścisłym sojuszu z Ameryką i Wielką Brytanią. Na jednej z konferencji prasowych w ubiegłym roku przekonywał, że gospodarka Stanów Zjednoczonych wraz z potencjałem Wielkiej Brytanii dorównują systemowi ekonomicznemu Unii Europejskiej.

Daniel Kawczyński podkreśla, że prawda o Brexicie jest dużo prostsza niż może się wydawać.

Jak twierdzi, istotą Unii Europejskiej miała być solidarność, wzajemność i równość wobec siebie państw stowarzyszonych, a nie hegemonia i dyktat jednego, lub dwóch z nich. Członek brytyjskiego parlamentu nie kryje takżę, że wokół Polski narasta dużo dezinformacji:

Polska jest w UE piętnaście lat i już boleśnie przekonuje się o tym, co jej wolno a co nie! Moim celem, tak jak Partii Konserwatywnej jest budowanie jak najlepszych dwustronnych relacji z Polską po Brexicie.

 

8 czerwca odbędzie się XIV Narodowa Polska Pielgrzymka do Sanktuarium Matki Bożej w Knock (Republika Irlandii). Tegoroczne pielgrzymowanie odbywać się będzie pod hasłem „Maryja działająca w mocy Bożego Ducha”. 

Na pielgrzymi szlak ruszają także Polacy z Navan i okolic, których poprowadzi do Knock ks. Janusz Ługowski.

Konrad Kołecki, Mieczysław Zagorowski oraz państwo Dorota i Mirosław Gwiżdż opowiedzieli w „Studiu Dublin” o przygotowaniach do pielgrzymki. Rozmowa była także przyczynkiem do snucia refleksji o polskich drogach i losach na Szmaragdowej Wyspie, tęsknocie do Ojczyzny i nowych pokoleniach, które Irlandię traktują już jako swój rodzinny kraj.

W „Studiu Dublin” premierowo zabrzmiał „Hymn pielgrzymów z Irlandii”, którego autorem i wykonawcą jest wspomniany już Mieczysław Zagorowski. 

 

 

Jedyne zachowane zdjęcie Matta Talbota.

W „Kalendarium Studia Dublin” Tomasz Szustek przedstawił sylwetkę Matta Talbota, który jest patronem jednej z najbardziej znanych ulic stołecznego Dublina. 7 czerwca przypada 94. rocznica jego śmierci.

Matt Talbot był jednym z najbardziej znanym irlandzkich alkoholików. Gdy wydawało się, że jego los jest już przesądzony a nałóg unicestwi go, nasz bohater odrodził się poprzez nawrócenie i zawierzenie Bogu. Jego perypetie i życiowe zakręty mogą posłużyć za gotowy scenariusz do niezwykłego filmu.

Dość napisać, że papież Paweł VI ogłosił go w 1975 roku „czcigodnym”, i wydał dekret o „heroiczności jego cnót”. Św. Jan Paweł II także o nim wspominał w swoich pismach i homiliach. Jest w Kościele katolickim spora grupa wiernych i duchownych, którzy starają się o rozpoczęcię procesu beatyfikacyjnego Matta Talbota.

Te działania wspiera także polska strona  internetowa www.mateusztalbot.pl , która barwnie opowiada o życiu i staraniach kanonizacyjnych. Matt Talbot uznawany jest za patrona alkoholików i osób uzależnionych.

 

teskt i opracowanie: Tomasz Wybranowski


Partner Radia WNET i Studia Dublin

 

                                 Produkcja Studio 37 – Radio WNET Dublin © 2019

Klucze do Polski. Okoliczności pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny / Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” 59/2019

W wigilię Zesłania Ducha Świętego papież zawołał właśnie Jego, by odnowił oblicze tej ziemi. Nie pozostało to bez wysłuchania, choć na odnowienie, o które Papież wołał, ciągle jeszcze czekamy.

Piotr Sutowicz

Klucze do Polski

40 rocznica pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny

Kiedy w latach osiemdziesiątych i jeszcze dziewięćdziesiątych pisano o kolejnych rocznicach pierwszej papieskiej podróży do ojczyzny, często umieszczano gdzieś tam wyrażenie: „wszyscy pamiętamy”, by podkreślić, że pisze się, ot, tak, tylko dla przypomnienia, może ponownego uporządkowania pewnych, mimo wszystko oczywistych rzeczy.

Jak to jednak bywa z czasem, upływa on bardziej lub mniej miarowo i dziś już można powiedzieć, że nie wszyscy pamiętają o tym wydarzeniu. Tak się składa, że najmłodsi z tych, którzy mogą sięgnąć własną pamięcią do wydarzeń z czerwca 1979 roku, mają około pięćdziesięciu lat. Sama pielgrzymka zaś obrosła pewną historyczną patyną, która każe patrzeć ze stosownym dla tego typu faktów dystansem oraz czcią. Z drugiej jednak strony,

młodsze pokolenie chyba tylko z podręczników szkolnych dowiaduje się, że było to wydarzenie w naszych dziejach ważne, by w ramach procesu edukacji szybko o tym zapomnieć.

Pozostaje ono być może w jakichś zakamarkach pamięci pośród szeregu innych ważnych i mniej ważnych epizodów historycznych, nie wpływając ani na obraz przeszłości, ani nie wywierając znaczniejszego wpływu na tożsamość narodową młodzieży.

Tak można pisać oczywiście o wielu rzeczach istotnych z punktu widzenia teraźniejszości. Nad rozlanym mlekiem jednak nie należy płakać, a historię trzeba przypominać i walczyć o pamięć w każdym kolejnym pokoleniu.

Polska tamtego czasu

Mówiąc skrótowo, od roku 1945 państwowa propaganda głosiła, że jesteśmy na drodze do ustroju komunistycznego. W latach siedemdziesiątych mieliśmy już jednak za sobą czasy siermiężnego stalinizmu. Władzę polityczną w kraju sprawowała partia mieniąca się zjednoczoną, robotniczą i do tego polską. Stojący na jej czele kolejny sekretarz, Edward Gierek, rządził z moskiewskiego nadania, a przynajmniej przyzwolenia, niemniej z pewnością nie był pozbawiony pewnych cech mogących czynić z niego rewizjonistę. Część swego życia spędził na Zachodzie. Był pierwszym tej rangi urzędnikiem niewywodzącym się z KPP, chociaż jego komunistyczne dziedzictwo nie budziło większych zastrzeżeń. To, że Gierek Zachód znał, a Rosję, w tym także sowiecką – niekoniecznie, powodowało, że jego perspektywa była nieco oryginalna. Kiedy w dramatycznych okolicznościach wydarzeń grudniowych roku 1970 na Wybrzeżu przejął ster realnych rządów po poprzedniku, zdawał się być dla Kościoła partnerem ciekawym.

Był człowiekiem układnym i kulturalnym, co na tym urzędzie nie było normą, a poza tym prymasowi Wyszyńskiemu i episkopatowi wydawało się chyba, że Pierwszy Sekretarz nie stawia na pierwszym planie walki ideologicznej. Codzienność dostarczała niestety dowodów na to, że rzeczywistość nie pokrywała się z oczekiwaniami, jednak Kościół na drodze rozmów mógł coś dla siebie „uszczknąć” w ramach negocjacji z władzami, którym zależało, by na arenie międzynarodowej uchodzić za liberalne. To miało ułatwić im pozyskiwanie kredytów i technologii. Wszystko więc w zasadzie rozgrywało się w sferze czystej polityki, ale zawsze warto było z tego korzystać.

Władza tak naprawdę ani na jotę nie zmieniła swego podejścia do chrześcijaństwa, uważając, że kiedyś do generalnej rozprawy i tak dojść musi.

Dlatego ani na chwilę nie ustała inwigilacja duchownych i świeckich działaczy katolickich. W tej robocie nie oszczędzano ani prymasa, ani kardynała z Krakowa, przyszłego papieża. Cenzura nadal nie pozwalała o sobie zapomnieć. Wreszcie szkoła i wszystkie instytucje państwowe nastawione były na ateizację i sowietyzację społeczeństwa. To w końcu w epoce gierkowskiej, w lutym 1976 roku, wpisano do PRL-owskiej konstytucji obok przewodniej roli PZPR, również obowiązkową „przyjaźń” z ZSRR oraz „budowę socjalizmu”, choć w tym ostatnim wypadku aż dziw, że nie uwzględniono tego w polskiej ustawie zasadniczej już wcześniej.

W tymże samym 1976 roku wielkie plany gospodarcze Gierka, oparte na niewydolnej doktrynie socjalistycznej i biurokratycznych zasobach partii, zaczęły się załamywać. W czerwcu doszło do protestów robotniczych, którym symbolem stał się Radom. Ewidentnie kierownictwo PZPR nie miało pomysłu na to, co dalej czynić. Z tego, że kraj znalazł się na równi pochyłej, zdawali sobie sprawę co światlejsi przedstawiciele elity władzy. Prymas Tysiąclecia odnotował w swych dziennikach coraz częstsze wizyty notabli państwowych, którzy zdawali się z nim dzielić swymi negatywnymi przemyśleniami, szukając ratunku w Kościele jako jedynej instytucji zdolnej zatrzymać nadchodzący upadek, a przy okazji rewolucję społeczną, której skutki w istniejącej wówczas sytuacji geopolitycznej mogłyby być nieobliczalne.

Prymas nie chciał ani sowietyzacji, ani rewolucji – jemu też sytuacja zdawała się trudna, lecz na pewno nie miał zamiaru ratować systemu, w szczerość którego wierzyć nie miał najmniejszego powodu.

Tak czy siak, czerwiec 1976 roku w Polsce to okres poprzedzający coś, o czym można było powiedzieć, że będzie inne. Gospodarka po zimie stulecia i nadchodzącym totalnym załamaniu nie dawała szans na poprawę bytu materialnego Polaków. Działacze partyjni, wsparci aparatem represji, chcieli jedynie nadal trzymać naród pod korcem, choćby kosztem cofnięcia poziomu materialnego do czasów przedgierkowskich. Samo społeczeństwo zaś zaczynało powoli wrzeć. Kierunek zmian był trudny do wychwycenia, ale kraj łatwo przechodził do roli przedmiotu rozgrywek różnych sił.

Kościół

Pontyfikat Pawła VI to czas wielu nowych zjawisk – epoka reform soborowych, które w różnych Kościołach partykularnych różnie przeprowadzano i z różnym powodzeniem. To także okres, kiedy Stolica Apostolska próbowała normalizować swoje stosunki z krajami tzw. bloku wschodniego. Polski episkopat nie patrzył na ten nowy trend w Watykanie z życzliwością. Nowe otwarcie w stosunkach z krajami socjalistycznymi miało w teorii poprawić byt katolików pozostających pod władzą reżimów komunistycznych. W gruncie rzeczy jednak, to te reżimy przejęły inicjatywę w tym względzie, doprowadzając do sytuacji, w której nie tylko nie poczyniły żadnych ideologicznych ustępstw, ale dodatkowo uzyskały znaczący wpływ na obsadę stanowisk kościelnych w krajach bloku i doprowadzały do eliminacji ludzi stojących niezłomnie na stanowisku wartości chrześcijańskich.

W Polsce dzięki stanowczości Prymasa sprawy nie potoczyły się za daleko, mimo woli komunistów oraz watykańskiej dyplomacji, dążących do ustanowienia stałych relacji międzypaństwowych. Skutki „sukcesu” dyplomatycznego Stolicy Apostolskiej budziły u Prymasa obawy i niechęć do podążania tą drogą. Kardynał Wyszyński, dysponujący niezwykle szerokimi uprawnieniami, nadanymi mu przez Piusa XII i potwierdzonymi przez jego następców, które czyniły go de facto kimś w rodzaju nuncjusza oraz dawały mu pełnomocnictwa w kwestiach wykraczających terytorialnie poza obszar PRL, chciał ten stan konserwować i miał w tym, zdaje się, całkowite poparcie episkopatu, w tym metropolity krakowskiego. Karol Wojtyła również rozumiał niebezpieczeństwo mogące wynikać dla Kościoła z dyplomatycznych ustępstw arcybiskupa Casarolego czy planowanego na przedstawiciela Watykanu w Polsce arcybiskupa Luigiego Poggiego, który odpowiadał także za kontakty Stolicy Apostolskiej z krajami naszej części Europy.

Spór pomiędzy tym ostatnim a prymasem Wyszyńskim narastał. Naciski na to, by ustanowić trwałe przedstawicielstwo Watykanu w Warszawie, wzrosły do tego stopnia, iż z perspektywy końca roku 1977 zdawały się one nie do powstrzymania. Oczywiście prymas Wyszyński, wykorzystując swoje relacje z Pawłem VI, kwestię tę nieco powściągał, lecz rzecz zdawała się przesądzona, a jej realizacja pozostawała tylko kwestią czasu.

Polscy biskupi zdawali sobie sprawę z tego, jak wyglądają Kościoły w krajach socjalistycznych i jak mało przydatna jest dyplomacja watykańska w obronie religii.

W związku z tym ich stanowisko w tej sprawie było dość spójne, chciałoby się rzec – czysto duszpasterskie.

Rok 1978 przyniósł wiele nieoczekiwanych zmian w Kościele Powszechnym. Oto 6 sierpnia 1976 roku umiera papież Paweł VI i następuje konklawe, na którym kardynałowie wybierają na papieża Albina Lucianiego, dotychczasowego patriarchę Wenecji, który przybiera imię Jana Pawła I. Wybór ów pokazał, że kardynałowie przestają ufać Kurii Rzymskiej i z jednej strony postanowili, iż kolejnym biskupem Rzymu nadal pozostanie Włoch, z drugiej zaś, że będzie to jednak człowiek nowy.

Z perspektywy polskiej ważny był udział obu naszych elektorów, czyli zarówno prymasa, jak i kardynała Wojtyły, którzy, zdaje się, dali się poznać z dobrej strony, a głos Stefana Wyszyńskiego o sytuacji Kościoła w krajach komunistycznych, skierowany do kardynałów, spotkał się z ich akceptacją, w odróżnieniu od odebranej jako proreżimowa wypowiedzi prymasa Węgier, Laszló Lekaia. Pewnie wtedy zadzierzgnięte zostały pewne kontakty i relacje, które bardzo szybko okazały się przydatne.

Nieoczekiwane przyśpieszenie historii

Pontyfikat Jana Pawła I, wbrew jakimkolwiek przewidywaniom, okazał się niezmiernie krótki – trwał bowiem jedynie 33 dni. Do dziś nie ustają spekulacje na temat nagłej śmierci głowy Kościoła i chyba kwestia ta nigdy nie zostanie wyjaśniona jednoznacznie, co powoduje, że wszyscy zainteresowani podzielili się na dwa obozy: jeden stoi na stanowisku morderstwa, drugi śmierci osoby w gruncie rzeczy ciężko chorej. Bez względu na rzeczywistą przyczynę, dla Kościoła wydarzenie to było wielkim wstrząsem. Z powodów obiektywnych 28 września stało się jasne, że kardynałów czeka drugie konklawe.

Zarówno dla prymasa Wyszyńskiego, jak i kardynała Wojtyły wrzesień 1978 roku był miesiącem ważnym, a z perspektywy tego, co się wydarzyło wkrótce – być może nawet kluczowym. Otóż w dniach 20–25 tego miesiąca wraz z towarzyszącymi sobie biskupami obaj dostojnicy odbyli wizytę w Republice Federalnej Niemiec. Była ona przygotowywana od dawna, w jakiś sposób wynikała z Orędzia biskupów polskich do niemieckich braci w Chrystusowym urzędzie pasterskim z roku 1965. Okoliczności do niej, zdaje się, dojrzewały powoli. Mówiąc oględnie, zachodnioniemiecki episkopat nie zareagował na przywołany dokument entuzjastycznie. Kiedy 7 grudnia 1970 roku, kilka lat po jego wystosowaniu, Willy Brandt i Józef Cyrankiewicz podpisywali porozumienie uznające polską granicę na Odrze i Nysie, środowiska katolickie RFN przyjęły ten fakt z niechęcią, a niektóre kręgi polityczne związane z CDU/CSU próbowały zablokować jego ratyfikację.

Faktem jest jednak, że papież Paweł VI, wykorzystując uznanie granic, 28 czerwca 1972 roku wydał bullę Episcoporum Poloniae Coetus, w której ustalał nowy, dostosowany do realnych granic ład w organizacji Kościoła w Polsce. Warto dodać, że skutkiem ubocznym tego faktu było uznanie rządu PRL przez Watykan i cofnięcie akredytacji dla ambasadora rządu londyńskiego, Kazimierza Papée.

Wspomniana wrześniowa wizyta wpisywała się więc w klimat pewnego pojednania, które dojrzewało powoli, ale jednak konsekwentnie, będąc wyrazem linii politycznej episkopatu. Należy podkreślić, iż udział w niej kardynała Wojtyły okazał się kluczem do tego, co miało się wydarzyć 16 października 1978 roku.

Po pierwsze, z punktu widzenia duszpasterskiego, polscy biskupi i niemieccy gospodarze, przełamując bariery nieufności, osiągnęli olbrzymi sukces. Z pewnością pokłady dobrej woli po obu stronach okazały się bardzo duże. O randze, jaką wizycie nadawał prymas, świadczy fakt, że oprócz wyjazdów do Rzymu nie odbywał on żadnych podróży zagranicznych – ta była pierwszą. Po drugie, na arenie międzynarodowej pojawił się argument o wzajemnej otwartości polskich i niemieckich hierarchów, dla których nie istniały bariery światopoglądowe dzielące ich kraje. Prymas podkreślał przy okazji, że liczy na pomoc ze strony Kościoła niemieckiego w walce z naporem ateizacji płynącej ze Wschodu. Rzecz oczywiście prowadzona była dyskretnie, ale ci, którzy mieli wiedzieć, o co chodzi, wiedzieli. Wreszcie po trzecie, kardynał Wojtyła, który znany był w Niemczech wcześniej, w trakcie tej wizyty dał się poznać od jak najlepszej strony, pozyskując, zdaje się, dla siebie episkopat niemiecki, w tym kardynała Josepha Hoffnera. Nie można oczywiście przeceniać tego typu faktów jednostkowych. Niemniej chyba jednak ten epizod w jakiś sposób zmienił pozycję obu polskich kardynałów na nadchodzącym konklawe.

Wielu historyków, w tym Peter Raina, uważa, że to prymas Wyszyński odegrał kluczową rolę w wyborze Karola Wojtyły na papieża na październikowym zebraniu kardynałów.

Gdyby tak rzeczywiście było, to można powiedzieć, że w ten sposób stał się on twórcą planu, który przyniósł Kościołowi, światu i Polsce zmiany liczone co najmniej na dziesiątki lat. Oczywiście, wydarzenia te owiane są w sporej części tajemnicą i tak ma pozostać do końca świata. Niemniej wiemy o rozmowach, jakie prymas prowadził w rzeczonej kwestii z kardynałami Królem z Filadelfii oraz Bengshem z Berlina i ogólnie Niemcami, a także w pewnym mniej lub bardziej sprecyzowanym układzie z kardynałem Giuseppem Sirim, jednym z poważnych kandydatów na papieża.

W dniu uroczystości św. Jadwigi w 1978 r., z powodów ogólnie znanych, historia przyśpieszyła gwałtownie, wiele rzeczy przybrało inny kształt, a nadzieja na to, że do Polski przyjedzie głowa Kościoła, zaczynała przybierać realną postać.

Święty Stanisław – klucz cywilizacyjny

Rok 1979 miał być i był w Polsce obchodzony pod znakiem 900 rocznicy śmierci biskupa krakowskiego, świętego Stanisława, którego kult jest jednym z ważniejszych w naszym Kościele i społeczeństwie. Okoliczności śmierci hierarchy same w sobie są jasne: ludzie księcia Bolesława Śmiałego na rozkaz władcy targnęli się na życie biskupa. Pamięć o tym wydarzeniu towarzyszyła Polakom przez owe 900 lat. Postać świętego mogła być kłopotliwa dla każdej władzy, która uzurpuje sobie szerokie uprawnienia. Czynniki polityczne często podnosiły argument, iż ingerencje biskupa w sprawy władzy królewskiej były nieuprawnione, podczas kiedy Kościół podkreślał fakt, że głos świętego męczennika był ożywieniem czynnika moralnego w życiu społecznym.

Postać świętego Stanisława, poprzez którego pokazywano wyższość społeczeństwa nad państwem oraz moralności nad prawem stanowionym, była dla władzy niepożądana.

W sytuacji animozji pomiędzy władzą a społeczeństwem kult tego biskupa stawał się w sposób oczywisty punktem zapalnym, a w każdym razie za taki mógł uchodzić. Stąd tak życzliwym okiem władze patrzyły na wszelkie publicystyczne i historyczne próby dekonstrukcji postaci, dowodzenia, że nie była ona tą, za jaką uważa ją Kościół. Pokazywanie Świętego w niekorzystnym świetle, oprócz normalnych przejawów antyklerykalizmu charakterystycznego dla oficjalnego światopoglądu ówczesnego państwa, miało właśnie przede wszystkim ten aspekt. Oczywiście kwestionowanie wprost kultu świętego, który ogarniał miliony ludzi, było trudne, ale władza robiła, co mogła.

Dla kardynała Wojtyły postać tego świętego, oprócz wymienionych oczywistych powodów, ważna była choćby dlatego, że był on jego dalekim poprzednikiem na urzędzie. Poza wszystkim darzył on biskupa Stanisława uczuciem osobistym, o czym najlepiej świadczy fakt, iż poświęcił mu ostatni utwór poetycki przed swoim wyborem na Stolicę Piotrową. Wraz z gaśnięciem nadziei komunistów na to, że krakowski hierarcha stanie się realnym oponentem prymasa, przekonali się oni, że jest to godny następca świętego, a jego myśl idzie w pełni po linii cywilizacyjnej wytyczonej owym paradygmatem dominacji społeczeństwa czy też w narodu w państwie. Doktryna ta była niebezpieczna, bo w palący sposób aktualizowała się w realiach PRL-u. Cały episkopat przykładał wielką wagę do przypomnienia myśli wynikających z męczeństwa świętego, a swoistym symbolem tej wagi stał się fakt, iż na ostatnim posiedzeniu Rady Stałej Episkopatu, przed wyjazdem obu polskich kardynałów na konklawe po śmierci Jana Pawła I, kardynał Wojtyła referował projekt uroczystości św. Stanisława na rok następny.

Wybór krakowskiego kardynała na papieża uroczystości owych nie tylko nie zepchnął na plan dalszy, ale wyglądało na to, że mają one szansę nabrać zupełnie nowego wymiaru, a ów klucz do Polski trafił w nowe ręce. Warto dodać, że świętemu poświęcił Jan Paweł II swój pierwszy list apostolski Rutilans Agmen (Jaśniejący orszak) datowany na 8 maja 1979 roku. Kolportaż tego dokumentu w Polsce próbowała zatrzymać komunistyczna cenzura, z czego władze PRL wycofały się pod naciskiem episkopatu, który użył całkowicie zresztą prawdopodobnego argumentu o skandalu międzynarodowym, jaki może w związku z tą kwestią wybuchnąć.

Polska jako część Kościoła

Komunizm znakomicie blokował relacje pomiędzy Kościołem Powszechnym a lokalnym. Co prawda lata siedemdziesiąte to nie czterdzieste czy pięćdziesiąte, kiedy to działania te miały skutkować stworzeniem własnego, „komunistycznego” kościoła narodowego, oderwanego od papiestwa, ale nadal robiono wiele, by wymiana pomiędzy strukturami watykańskimi a polskimi – czy to duszpasterska, czy teologiczna, czy ogólnie intelektualna – nie przebiegała zbyt gładko. Poza tym komuniści chcieli, by z Watykanu docierały informacje odpowiednio przefiltrowane.

Myśl teologiczna z Zachodu wchodziła do Polski wybiórczo, o co dbali odpowiedni agenci wpływu. Również w drugą stronę starano się informować Zachód o Kościele w Polsce poprzez własnych ludzi, tzn. agenturę w postaci dziennikarzy czy intelektualistów.

Niejednokrotnie doświadczył tego boleśnie sam prymas. Generalnie Kościół w PRL miał proboszczów, biskupów czy prymasa, ale z papiestwem był problem. Za przykład manipulacji może posłużyć tu choćby postać Jana XXIII, któremu czynniki oficjalne postawiły we Wrocławiu pomnik, za pomocą którego prowadzono walkę z Kościołem w kraju, do tego promując Następcę św. Piotra co najmniej jako zwolennika polityki PRL.

Oczywiście wizyta w Polsce głowy Kościoła byłaby elementem przełamywania takich zabiegów. Służyłaby wzmocnieniu eklezjalności w Kościele, a ogólnie – budowaniu poczucia polskich katolików, że są częścią większej wspólnoty. Tego władze nie chciały. Między innymi stąd wynikały działania, utrącające jakiekolwiek inicjatywy, które zmierzały do przyjazdu do Polski Ojca Świętego. Najbardziej znany jest fakt niedopuszczenia do przyjazdu Pawła VI w roku 1966 w ramach obchodów Milenium Chrześcijaństwa, mimo naprawdę gorących pragnień zainteresowanego i deklaracji, iż wizyta będzie mieć charakter wybitnie religijny.

Tak jak w czasach św. Stanisława, w Polsce słowo „religijny” czy też „katolicki” równa się „cywilizacyjny” i „narodowy”. Komuniści zdawali sobie z tego sprawę i na pewno za wszelką cenę nie chcieli do tego dopuścić. Oczywiście bardzo istotny był tu czynnik sowiecki, któremu coś takiego wydawałoby się równe antysocjalistycznej rewolucji. W zasadzie temu rozumowaniu również nie należy odmawiać słuszności. Co prawda, czas robił swoje i polityka wschodnia Watykanu, pomimo swego negatywnego, ukazanego powyżej nacechowania w tym względzie, otwierała pole do rozmów.

Być może w tym kontekście należy patrzeć na propozycję przyjazdu do Polski „może w przyszłym roku”, jaką prymas Wyszyński skierował do Jana Pawła I na prywatnej audiencji w dniu 30 VIII 1978 roku. Oczywiście mogła to być zwykła kurtuazja, ale gdyby ten pontyfikat trwał, byłoby do czego wrócić. Prymas, rozmawiając z Albinem Lucianim o pielgrzymce papieża do Polski, oprócz rocznicy św. Stanisława, która była ważna i czytelna dla kościoła partykularnego w Polsce, miał na myśli jeszcze jedną ważną, choć o 300 lat „młodszą” jubilatkę, która łączyła znakomicie Kościół w Polsce z katolicyzmem powszechnym.

Ikona Jasnogórska

Częstochowski obraz Matki Boskiej wraz z klasztorem paulinów jest symbolem narodowym Polski, tak jak spopielona niedawno katedra Notre Dame dla Francji. I tak jak ona, kultem Maryjnym wiąże Polaków z całym katolicyzmem. Swoją drogą, kaplica z obrazem jasnogórskiej Czarnej Madonny w rzeczonej paryskiej katedrze wyszła z kataklizmu nienaruszona.

To na Jasną Górę miał przybyć Paweł VI w dniu 3 maja 1966 roku i to tu ewentualnie gotów był stawić się Jan Paweł I, gdyby – co ponoć podkreślił w rozmowie z prymasem Wyszyńskim – pożył jeszcze dwa lata i „w ogóle zdrowie by mu pozwoliło”.

Wiadomo, że zarówno Jan XXIII, jak i Paweł VI byli głęboko maryjni i Częstochowa miała swoje miejsce w ich głowach i sercach. W polskiej religijności nie ma drugiego takiego miejsca. To tu broniono się przed Szwedami (protestantami) i nie dopuszczono ich w te święte progi, przed oblicze Czarnej Madonny. Mit narodowy chce, by obrona Jasnej Góry, kierowana przez Augustyna Kordeckiego, była punktem przełomowym całego potopu szwedzkiego. Tutaj modlili się królowie, prezydenci, prawie wszyscy ważni Polacy, niejako od przybycia do Maryi zależała ich legitymacja do reprezentowania narodu. Siłą rzeczy, nie dotyczyło to partyjnych kacyków, którzy w związku z tym takowego autorytetu nie mieli. Nawet ich urzędowe wizyty w jasnogórskim klasztorze raczej były utożsamiane z obecnością w tym miejscu Generalnego Gubernatora Hansa Franka niż Jana Sobieskiego. To miejsce to było „coś”. Polakom brakowało tylko wizyty tutaj papieża właśnie. Takie wydarzenie znakomicie wiązałoby naród z Kościołem jako wspólnotą uniwersalną. Papieska pielgrzymka, gdyby się udało do niej doprowadzić, uzupełniłaby Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego z 1956 roku, na których nie było, bo nie mogło być, jeszcze wówczas uwięzionego prymasa. Było za to około miliona wiernych. Tylko Jasna Góra przyciągała takie rzesze. Nawet dziś, kiedy do katolicyzmu ludowego, czy raczej narodowego tamtych czasów często podchodzi się z dystansem, bywa ich tu dużo, najwięcej jak się da. To katolicyzm narodu polskiego, nawet bez hierarchów, ratował Kościół. Tu tworzyła się owa więź, tak ważna dla historii tej ziemi i tych ludzi.

Był to kolejny klucz do Polski. Rozumiał to i prymas, i nowy papież. W tej kwestii zgodni byli też funkcjonariusze państwowi, ale chyba nic nie mogli z tym zrobić – próbowali, jak Szwedzi w potopie, zabrać Polakom Matkę, nawet „aresztowali” Ją z powodów ideologicznych. Ale, tak jak najeźdźcy XVII-wieczni, odeszli z niczym.

Ów drugi klucz po 16 października 1978 roku znalazł się w tych samych rękach, co i poprzedni.

Święty Wojciech

Wojciech Sławnikowic był Czechem, przynajmniej tak o nim dziś mówimy – tak jak matka naszego chrześcijaństwa, Dobrawa czy też Dąbrówka, żona księcia Mieszka. Znalazł się w Polsce na zaproszenie jej syna, późniejszego króla polskiego Bolesława, człowieka nieprzeciętnego, budowniczego dużego środkowoeuropejskiego państwa, mającego aspirację rządzić całą Słowiańszczyzną. Władcy, który klękał chyba tylko przed Panem Bogiem, bo na pewno nie przed cesarzem Henrykiem II, który chciał być postrzegany, i tak bywało, jako zwierzchnik wszystkich ludów chrześcijańskich. Oczywiście nie chodzi o to, by wchodzić w głębokie spory historyczne i gmatwaninę polityki średniowiecznej. W każdym razie Wojciech, którego w Czechach raczej nie chciano, przybył do Bolesława, by nawracać nie Polan, bo ci mieli być już chrześcijanami, lecz ludy sąsiednie. Zginął z rąk Prusów, stając się korzeniem, z którego wyrosła polska prowincja kościelna. Wydarzenia owe rozegrały się jeszcze wcześniej niż te związane ze świętym Stanisławem.

Niby zamierzchłe dzieje, ale znowu w Polsce Ludowej stawiały jakże aktualne pytania o naród i suwerenność państwa w rzeczywistości komunistycznej. Wszak Gniezno, kolebka państwa i Kościoła, pozostawało miejscem, gdzie rezyduje prymas, który w naszej tradycji jest interrexem. W czasach prymasa Wyszyńskiego i jeszcze chwilę po nim Gniezno i Warszawa połączone były unią personalną. Prymas Tysiąclecia rządził na dwóch stolicach. Był w tym głęboki symbol, oczywiście oprócz tego – pewnie i administracyjny kłopot, ale to akurat przedmiot rozważań na inną okoliczność.

Symbol Gniezna pozostawał jeszcze kilkadziesiąt lat temu dużo bardziej czytelny niż dziś. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że tutaj zaczynała się historia narodu ochrzczonego. Tu podejmowano cesarza, tu dokonał się akt, który pozwalał Bolesławowi Chrobremu przybrać sztywną postawę suwerena na najbliższe 25 lat. Co prawda komuniści lubili symbole piastowskie, wydawały się im bardziej strawne niż te związane z Jagiellonami i ekspansją Rzeczypospolitej na wschód. Nie mieli chyba nic przeciwko temu, by nawiązywać do symboliki pierwszych władców Polski, szczególnie jeśli dało się ją skierować na drogi retoryki antyniemieckiej. Natomiast nie bardzo podobało im się to, że ktoś im te elementy układanki zabiera i zestawia inaczej. Przyszła wizyta papieska wiązała się z takim zaborem i skierowaniem dyskusji o tej odległej historii na nowe tory. Z tym też jednak nie za wiele mogli zrobić.

Państwo

Już 17 października 1978 roku biskup Bronisław Dąbrowski w wydanym na okoliczność wyboru nowego papieża komunikacie wyraził nadzieję na przyjazd Jana Pawła II do ojczyzny. Wymienił wówczas dwie wspomniane wcześniej okoliczności: jubileusz sześćsetlecia obecności Obrazu Jasnogórskiego w Częstochowie i 900-lecia śmierci św. Stanisława.

Władze komunistyczne, i tak już głęboko zakłopotane wyborem, stanęły przed jeszcze trudniejszym problemem. Odmowa papieżowi przyjazdu do Polski byłaby skandalem międzynarodowym na niesłychaną skalę. Trzeba pamiętać, że był on obywatelem tego państwa, a jego status jako głowy Kościoła pozostawał dla komunistów dość trudny do określenia.

Pozwolenie na przyjazd wiązało się natomiast z negatywnymi reakcjami innych reżimów bloku wschodniego, a przede wszystkim Związku Radzieckiego. Rządy Edwarda Gierka, i tak już ledwo trzymające się, stanęły przed zakrętem, za którym nie było niczego pozytywnego. Oczywiście nikt wprost nie udzielił Stolicy Apostolskiej ani Prymasowi odpowiedzi odmownej. Jedyne, co przychodziło do głowy decydentom, to maksymalne opóźnianie terminu wizyty, piętrzenie problemów i minimalizowanie jej wydźwięku. Rozpoczął się czas trudnych rozmów pomiędzy kardynałem Wyszyńskim a ministrem, kierownikiem Urzędu do Spraw Wyznań, Kazimierzem Kąkolem, czy później – negocjacji, prowadzonych również na forum komisji mieszanej rządu i episkopatu. W styczniu już było wiadomo, że wizyta raczej jest przesądzona, kiedy do uszu Polaków dotarła informacja, iż Papież, żegnając się z grupą pielgrzymów krakowskich w dniu 11 stycznia powiedział do nich: „rozstajemy się, ale się przecież nie żegnamy”. Formuła taka oczywiście nie musiała znaczyć czegokolwiek, ale dobrze poinformowani swoje wiedzieli.

Oprócz prób opóźniania wizyty władze domagały się również tego, by zaplanować ją w taki sposób, aby jej data w żaden sposób nie była symboliczna. Sam fakt tego, iż papież miałby przyjechać na zaplanowane przecież jeszcze przez siebie obchody Stanisławowskie, czynił z tego zagadnienia prawdziwą kwadraturę koła.

Wizyta nie mogła mieć miejsca ani 3 maja, ani 15 sierpnia, ani 17 września; pewnie dla komunistów najlepiej by było ustawić ją na 22 lipca, ale tego nawet nie próbowali.

Oczywiście nie zdawali sobie oni sprawy z tego, że w Kościele papież może wszystko, w związku z tym możliwa okazała się wizyta pomiędzy 2 a 10 czerwca podczas obchodów, które zostały specjalnie przeniesione na czas pielgrzymki. Kolejnym problemem było to, czyim gościem ma być Ojciec Święty. Dla władz państwowych nie do pomyślenia był fakt, iżby nie ich. Dla komunistów papież był głową Państwa Watykańskiego i tyle, a dla Kościoła – głową Kościoła. Oprócz problemów protokolarnych, które wywoływała konkretna odpowiedź na ten zawikłany aspekt sprawy, wynikały też te związane ze sposobem organizacji przyjazdu. Dla władz najlepiej by było, by program pielgrzymki mogły one ułożyć same tak, aby papież nie mógł dostać rzeczonych kluczy. Wiadomo, że cel Kościoła, jak i Jana Pawła II był zgoła odmienny. Rozmowy, które toczyły się od końcowych miesięcy roku 1978 niemal do samej daty przyjazdu, doprowadziły jednak do celu przyświecającego Kościołowi – pierwszej w historii wizyty głowy Kościoła w Polsce.

Symbole i realia

Oczywiście, że wszyscy chcieli więcej. W roku 1979 nikt nie myślał o tym, że to pierwsza z wielu papieskich pielgrzymek do ojczyzny, ba, że począwszy od tej daty kolejni papieże będą przyjeżdżać do ojczyzny Jana Pawła II – to akurat dobra tradycja i oby była podtrzymana do „końca świata”. Ta wizyta została celowo ograniczona do kilku miejsc, ale były one właśnie tymi kluczami, które otworzyły naród polski tak wewnątrz, jak i na zewnątrz. Kraj, który nie mógł w nieskrępowany sposób towarzyszyć Kościołowi w takich wymiarach, w jakich by chciał, doczekał tego, że Kościół przyszedł do niego, by mu towarzyszyć, i to dosłownie. Faktem jest, że Polacy nagle poczuli się ważni. Być może tu i ówdzie odezwała się jakaś megalomania – w takich sytuacjach trudna do uniknięcia – ale jest także faktem, że przez te kilka dni wszyscy patrzyli na ojczyznę papieża.

Były to też ważne dni prymasa, człowieka już niemłodego, któremu dokuczał zarówno wiek, jak i choroba. Kardynał Wyszyński na pewno na ten czas odzyskał siły, przez chwilę świat widział, kto tu jest naprawdę głową narodu.

Nawet w kwestii powitania papieża nie ustąpił na jotę. Co prawda większość widzów – czy to na własne oczy, czy przed telewizorami – widziała i słyszała przemówienie powitalne nominalnej głowy państwa, Przewodniczącego Rady Państwa, Henryka Jabłońskiego, ale ci, którzy mieli wiedzieć, wiedzieli, że najpierw w samolocie papież został przywitany przez prymasa – ten fortel wymyślił wspomniany już sekretarz konferencji episkopatu, biskup Bronisław Dąbrowski.

Przed pielgrzymką do miejsc-kluczy papież spotkał się z Warszawą w całym jej wymiarze: rządem, Kościołem i ludem. To w tym mieście, wówczas już przenikniętym na wskroś tym, co się działo w kraju, władze przekonały się, że w dacie znalazł się jednak jakiś symbol. Oto w wigilię uroczystości Zesłania Ducha Świętego papież zawołał właśnie Jego, by odnowił oblicze tej ziemi. Zawołaniu temu przyznaje się skutki historyczne. Na pewno, jak każda szczera modlitwa, nie pozostała bez wysłuchania, choć być może na to odnowienie, o które Papież wołał, jeszcze ciągle w jakimś wymiarze czekamy. Fakt pewny to to, że Duch Święty w historii działa.

W Gnieźnie, tym miejscu, gdzie zaczęła się nasza historia, mówił on o Europie, która jest jedna. Dziś wiemy, że chodziło mu o cywilizację i ducha, który w międzyczasie gdzieś uleciał albo tkwi jedynie w jakichś europejskich zakamarkach, może najwięcej jeszcze w Polsce. Wtedy być może większość słuchaczy myślała o tych słowach bardziej politycznie.

Chcąc się wyrwać z przymusowego bloku wschodniego, myślano o Europie jako obszarze wolnym od ateizmu, komunizmu i siermięgi; w końcu społeczeństwo coś niecoś już widziało. Co prawda sądziło po pozorach, które wydawały się kolorowe i beztroskie, nie myśląc o kwestiach głębszych, ale na pewno części słuchaczy po słowach papieża przyszła na myśl sprawa naszego cywilizacyjnego miejsca na kontynencie i wkładu narodu polskiego w dzieje kontynentu. Zresztą były to dopiero początki papieskiej katechezy o dziejach Polski, która trwała cały czas, aż do jego śmierci.

W Krakowie papież zaapelował o troskę o polskie dziedzictwo, a biorąc pod uwagę historyczność miejsc, które odwiedził w samej Małopolsce i fakt, w jaki sposób prowadził narrację z narodem, czynił jasność przekazu. Można powiedzieć, że dysponując środkami i możliwościami, na jakie pozwoliła władza, Papież wykorzystał je wyśmienicie, spotykając się reprezentantami różnych grup, regionów i stanów, z politykami, naukowcami i ludem. Przy każdej okazji powiedział rzeczy naprawdę istotne, pozostawiając Kościołowi polskiemu na później kwestię rozwinięć pastoralnych poszczególnych fragmentów nauczania.

Co do reakcji władz, podaną pigułkę przełknęły, bo nie miały innego wyjścia, zrobiły jednak wszystko, by przekaz zniekształcić.

W wydarzeniach pielgrzymkowych wzięły udział wielomilionowe rzesze, szacowane niekiedy na 10 milionów. Tymczasem w relacji TVP wizyta papieska wyglądała na spotkanie głowy Kościoła z grupką staruszek, a i to nie było pewne.

Poza tym, oczywiście, pielgrzymkę przedstawiono jako sukces władz, kolejny w wielkim paśmie sukcesów. Poza tym Breżniew i tak był zaniepokojony rozwojem sytuacji w Polsce, i słusznie. Okazało się bowiem, że raz uchylonych drzwi zamknąć już się właściwie nie da.

W kontekście historii

Pierwszej pielgrzymce Papieża Polaka do Ojczyzny można przypisywać wiele znaczeń. Z perspektywy czasu na pewno nie jest ich mniej, a przeciwnie.

Po pierwsze, Jan Paweł II umocnił wiarę ludu w państwie ciągle jeszcze komunistycznym. Robił to później wielokrotnie, a czy bywał rozumiany i słuchany, to już nie do niego zapytanie.

W wypadku wizyty w 1979 r. myślę, że obie odpowiedzi są w tej materii pozytywne. Po drugie, kiedy zaczynały się strajki w roku 1980, a zaraz potem tworzyła się Solidarność, powoływano się między innymi na inspirację płynącą z owych czerwcowych dni poprzedniego roku. Jest tu jakaś część prawdy: w końcu wówczas po raz pierwszy publicznie można się było policzyć, stwierdzić obiektywny fakt, że „nas” jest więcej niż „ich”. „Oni” nieźle się wystraszyli. Okazało się, że siła jednak jest po stronie bezsilnych.

Być może w przesłaniu pierwszej pielgrzymki, szczególnie tym wyrażonym w trakcie wizyty w obozie w Oświęcimiu, gdzie papież, pierwszy, ale nie ostatni raz jako głowa Kościoła, zwrócił uwagę na męczeńską śmierć wówczas jeszcze błogosławionego Maksymiliana Marii Kolbego, znajdziemy odpowiedź na pytanie, skąd brał siłę i wizję bł. ksiądz Jerzy Popiełuszko i inni kierujący się tą samą myślą, by zło dobrem zwyciężać.

Tak jak i w wypadku św. Stanisława, mieliśmy tu kolejny przykład na to, że w dłuższej perspektywie moralność wygrywa z brutalną siłą.

Ruch Solidarności zaraził ludzi w bloku wschodnim wolą, by też się policzyć. To wszystko było ważne, tyle że stanowiło początek. Cała katecheza cywilizacyjna Jana Pawła II, przyjęta entuzjastycznie wówczas, z czasem gdzieś się jednak zgubiła. Czasami została sprowadzona do frazesów, pojedynczych wypowiedzi wykorzystywanych politycznie, bywała chętnie rozmieniana na drobne.

W tym kontekście pierwsza pielgrzymka, tak jak cała reszta papieskiego nauczania, ciągle czeka na pełne odczytanie. Czas najwyższy, by jeszcze raz wejść przez te drzwi, tym bardziej, że papież otworzył je swoimi kluczami. Za tymi drzwiami jest Polska.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Klucze do nieba” znajduje się na s. 8–9 majowego „Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Klucze do nieba” na s. 8–9 majowego „Kuriera WNET”, nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Grzegorz Górny: PO dryfuje coraz mocniej na lewo, stało się zakładnikiem lewicowych środowisk [VIDEO]

Grzegorz Górny opowiada o Kongresie Polska Wielki Projekt oraz tłumaczy możliwe powody niechęci do upamiętnienia św. Jana Pawła II przez KO-PO w kontekście uchwały o 4 czerwca.


Na obecnej edycji wydarzenia Kongres Polska Wielki Projekt, paneliści mają zamiar dyskutować nad polską polityką pronatalistyczną:

-Kongres jest okazją do zastanowienia się nad Polską w szerszej perspektywie: społecznej, demograficznej i geopolitycznej. Ten projekt ma stanowić pewne zaplecze intelektualne dla polskiej klasy politycznej, tak, aby nie wyczerpywała ona swojej energii jedynie w bieżącej walce politycznej, ale także, aby miała czas na głębszą refleksję, aby mogła zastanowić się nad wyborem strategicznych dróg dla naszego kraju.

Jako przykład prowadzenia dobrej polityki prorodzinnej Grzegorz Górny podaje Węgry:

– Węgierska polityka prorodzinna już owocuje wieloma pozytywnymi wskaźnikami. Obserwujemy tam zwiększenie liczby zawieranych małżeństw, zmniejszenie liczby rozwodów, oraz zmniejszenie radykalnie liczby aborcji. To stało się w ciągu zaledwie siedmiu lat, od kiedy na Węgrzech rządzi Fidesz.

Dziennikarz podejmuje również temat sporu wokół uchwały o 4 czerwca w Radzie Miasta. Radni KO-PO wyrazili niechęci do upamiętnienia św. Jana Pawła II. w dniu rocznicy wyborów 4 VI 1989:

-Należałoby się zastanowić, co zmieniło się przez kilka lat. Czy to kwestia zmiany naszej wiedzy o Janie Pawle II, czy może zmienili się politycy PO. Jeżeli chodzi o pierwszą kwestię, to widać, że w ostatnich latach pojawiła się fala różnych pogłosek i zarzutów wobec Jana Pawła II, jakoby miał on tuszować skandale homoseksualne w kościele. Tymczasem na udowodnienie takiej tezy nie ma żadnych argumentów.

Kilka dni temu papież Franciszek podczas wywiadu potwierdził, że nie ma żadnych dowodów na takie postępowanie ze strony papieża polaka i podkreślił, że jest przekonany o świętości osobistej Jana Pawła II. Można więc założyć, że fenomen zachowania radnych PO jest raczej wynikiem przesuwanie się tego ugrupowania na lewo. Kiedy sobie przypomnimy o deklaracji programowej Platformy u początków jej istnienia, to było tam wyraźnie napisane, że jest to partia konserwatywna, liberalna i chrześcijańsko-demokratyczna. Dzisiaj obserwujemy dryf PO na lewo, czego przykładem jest, chociażby poparcie dla karty LGBT w Warszawie. Widać, że konserwatywne skrzydło w tym ugrupowaniu właściwie zanikło a PO staje się zakładnikiem różnych lewicowych środowisk- dodał Górny.

Gość Poranka Wnet komentuje również inne ataki na Jana Pawła II, m.in. szereg artykułów, które pojawiły się na portalu Deon.pl prowadzonego przez jezuitów.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

JN

Prorocza dedykacja prymasa Augusta Hlonda na odnalezionym w archiwum zakonnym obrazku z podobizną św. Andrzeja Boboli

„Święty Andrzej Bobola, nowy Patron Polski, powiedzie swój naród drogami prawdy Chrystusowej do szczęścia i wielkości”. Czy to wyraz prywatnego przekonanie Prymasa, czy słowa samego Andrzeja Boboli?

Katarzyna Purska USJK

Niebo chodzi po ziemi. Polscy święci na 100-lecie odzyskania niepodległości. Andrzej Bobola

Kilka miesięcy temu w Archiwum Generalnym Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK w Pniewach natknęłam się na intrygującą fotografię. Widniał na niej duży, wielkości kartki z zeszytu, wizerunek św. Andrzeja Boboli, a pod nim ktoś dokleił pożółkły pasek papieru z odręcznym wpisem ks. Prymasa Augusta Hlonda: „Święty Andrzej Bobola, nowy Patron Polski powiedzie swój naród drogami prawdy Chrystusowej do szczęścia i wielkości”. Zainteresował mnie bardzo ten obrazek i wpis pod nim. Tak zaczęły się moje poszukiwania, które zrodziły szereg odkryć i wiele pytań.

Odnaleziony w Archiwum Generalnym Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK w Pniewach obrazek z podobizną św. Andrzeja Boboli i autografem prymasa Augusta Hlonda | Źródło: Archiwum Generalne SS Urszulanek

Dedykacja ks. kardynała Augusta Hlonda

Najpierw było to pytanie o pochodzenie obrazka i okoliczności, w których ks. Prymas wpisał swoją dedykację. Wkrótce dowiedziałam się, że fotografia św. Andrzeja Boboli była własnością ks. Jana Ziei – legendarnego duszpasterza i dawnego kapelana sióstr urszulanek z Mołodowa na Polesiu. Treść i pochodzenie dedykacji pozostała dla mnie jednak wciąż nieodkrytą tajemnicą. Ksiądz Prymas zmarł po wojnie, w roku 1948. Kanonizacja św. Andrzeja odbyła się w 1938 r., a więc wpis ks. Kardynała musiał pochodzić z tego właśnie okresu.

Sługa Boży kardynał Hlond pisze : „Święty Andrzej Bobola, nowy Patron Polski”. Św. Andrzej został zaliczony w poczet polskich patronów, jako tzw. drugorzędny patron (obok głównych patronów: Matki Bożej Królowej Polski, św. bpa Stanisława Szczepanowskiego i św. bpa Wojciecha), dopiero w 2002 r. Z pewnością ks. Kardynał nosił się z takim zamiarem, lecz jego realizacji stanął na przeszkodzie wybuch II wojny światowej. Kolejne słowa z dedykacji brzmią prorocko: „powiedzie swój naród drogami prawdy Chrystusowej do szczęścia i wielkości”. Interesujące, czy są one wyrazem osobistego przekonania Prymasa Polski, czy też może pochodzą od samego Andrzeja Boboli?

Po zakończeniu II wojny światowej, w okresie panującego stalinizmu, nic nie wskazywało na to, że nasz naród zbliża się do szczęścia i wielkości. Podobnie zresztą jak i wcześniej, kiedy Polska stanęła w obliczu zbliżającej się wojny. Tymczasem ks. Prymas pisze to zdanie nie w formie życzenia, lecz w mocy swego autorytetu, jako stanowczą zapowiedź.

Ksiądz kardynał August Hlond ogromnie cenił sobie obecność sióstr urszulanek szarych w archidiecezji gnieźnieńskiej i poznańskiej, którą objął w 1926 roku. Z pewnością bliski jego sercu był charyzmat Zgromadzenia – opieka nad dziećmi i młodzieżą. Wiadomo też, że był pod wrażeniem osobowości Założycielki – Matki Urszuli Ledóchowskiej. Obdarzał szacunkiem również całą rodzinę Ledóchowskich, a zwłaszcza stryja Matki Urszuli – kardynała Mieczysława Ledóchowskiego, którego znał osobiście jeszcze z czasów rzymskich. Jemu też przypadł zaszczyt sprowadzenia do Polski w 1927 roku i złożenia w katedrze poznańskiej ciała bohaterskiego Pasterza. Prymas gorąco popierał działalność na Kresach Wschodnich – zwłaszcza na Wołyniu i Polesiu – Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego. W odezwie, którą wydał w 1938 roku z okazji kanonizacji św. Andrzeja Boboli napisał:

Bez sprzeniewierzenia się swojej misji dziejowej, nie możemy uchylić się od zadania, które nam Opatrzność wyznaczyła i nie możemy odstępować ich cudzoziemcom. To powołanie nasze, nasz polski obowiązek. Za wzorem św. Andrzeja Boboli powinniśmy pracę dla jedności Kościoła poprzeć walnie, szczerze, bez lęku, bez pogłębienia nieporozumień obrządkowych, bez spychania tego wielkiego zagadnienia na tory współzawodnictwo o prestiż i wpływy.

Na ten apel o uchrystusowienie i podjęcie działania na rzecz jedności chrześcijan urszulanki odpowiedziały już wcześniej, gdyż osiedliły się w Bereźnem na Wołyniu w roku 1928, a nieco później – na Polesiu w Równem (1932), Horodcu (1933), Iłosku (1935), Kobryniu (1936), Mołodowie (1937), a potem w Krasnoleskach, Ostrowie, Horodyszczu i w Janowie (1938).

Na Polesiu siostry prowadziły życie skrajnie ubogie, dzieląc warunki życia z miejscową ludnością. Matka pragnęła, aby poprzez heroiczne ubóstwo realizowały miłość do Boga i bliźniego. W Mołodowie – majątku ziemskim, który otrzymały w darze, zamieszkały w przystosowanym do tego celu kurniku. Właśnie do tego ubogiego domu, przybył ks. Kardynał Prymas, aby poprowadzić rekolekcje dla miejscowej inteligencji i ziemian, które sam osobiście przeżył głęboko, o czym pisał potem w liście do pp. Skirmunttów, dawnych właścicieli Mołodowa.

Korzenie rodu Ledóchowskich

Podobno Matka Urszula czuła wielki sentyment do Polesia. Często odwiedzała tamtejsze domy zakonne. Czyżby w tym sentymencie kryła się nie do końca uświadomiona pamięć serca do miejsc związanych z losem jej odległych przodków?

Protoplasta Rodu – rycerz Halka – pochodził z Rusi Czerwonej i był poddanym księcia Włodzimierza Wielkiego. Jako poseł Wielkiego Księcia został wysłany do Konstantynopola, skąd przywiózł na Ruś nową, chrześcijańską wiarę. W zasłudze za męstwo w jej obronie przed pogaństwem, Książę nadał mu herb Saława (Szaława), co oznacza „sława”. Jego potomkowie za bohaterską walkę w obronie ojczyzny otrzymali od króla polskiego, Kazimierza Wielkiego, majątek Ledóchów – dobra położone na Wołyniu.

Gałąź, z której wywodziła się rodzina św. Urszuli, zamieszkała na ziemi sandomierskiej. Jako wnuczka bohaterskiego generała z powstania listopadowego, który po jego upadku musiał wraz z rodziną opuścić Polskę, urodziła się 17.04.1865 roku na obczyźnie, w Loosdorf niedaleko Wiednia. Była córką szwajcarskiej hrabiny, Józefiny Salis-Zizers i dlatego w domu rodzinnym mówiła po niemiecku. Od swego ojca Antoniego, gorącego patrioty, nauczyła się kochać Polskę, jej historię i kulturę. Z domu rodzinnego wyniosła też przywiązanie do Kościoła katolickiego i posłuszeństwo papieżowi. Bezapelacyjnie czuła się Polką i katoliczką. Mówiła o sobie, że jej patriotyzm jest „zbyt gorący” i choć nie ma znaczenia „w jakim pułku człowiek służy Bogu”, gdyż Bóg kocha wszystkie narody, „to się na nic to nie zda, bo nie stanę się przez to chłodniejsza”. Patriotyzm nigdy nie kolidował w niej z wiernością Kościołowi katolickiemu. Tę zasadę stawiania Boga przed narodem przekazała swoim siostrom. Jej bratanica i urszulanka szara, s. Józefa Ledóchowska, napisała:

Siostry nie jechały na Polesie jako przedstawicielki polskiej racji stanu, ale jako misjonarki Kościoła powszechnego, których zadaniem jest czynić dobrze braciom, służyć im z miłością i poświęceniem, dźwigać z niedoli, a własnym przykładem ukazywać piękno nauki Chrystusowej.

Polesie jako teren misyjny

Kiedy urszulanki objęły placówkę w Mołodowie na Polesiu, w całej okolicy katolicy stanowili zaledwie 5%, reszta zaś ludności była prawosławna. Wspominał ks. Jan Zieja: Matka Ledóchowska w rozmowie z miejscowym księdzem, kapelanem i katechetą, wyraziła swą wolę, by siostry nie uprawiały jakiegoś nawracania poszczególnych prawosławnych na religię katolicką. Zalecała siostrom pełnienie dzieł miłosierdzia (opieka nad chorymi, ubogimi, dziećmi) prowadzenie rzetelnej, bezinteresownej, nie tendencyjnej pracy oświatowej i wychowawczej wśród młodzieży bez względu na wyznanie, czy poczucie narodowe. Siostry miały dawać przykład życia w miłości do wszystkich ludzi. Matka była przekonana, że tylko ta droga prowadzi do zjednoczenia prawosławnych i katolików w jednej owczarni Chrystusowej (Autograf, AGUsjk).

Jak wynika ze wspomnień sióstr i samej Matki Urszuli, pod względem religijnym Poleszucy – tak katolicy jak i prawosławni – byli bardzo mało uświadomieni. Wiara mieszała się u nich z gusłami i czarami, a kościół w niedzielę i święta świecił pustkami. Przyczyną był m.in. utrudniony dostęp do praktyk religijnych i zaniedbanie katechizacji. „Dziecko z dalszych wniosek, przystępujące do sakramentów świętych, nigdy jeszcze nie było w kościele, nie ma najmniejszego pojęcia, po co teraz przyjechało, dobrze, jeśli umie się przeżegnać” – można przeczytać w sprawozdaniu z domu w Janowie Poleskim za rok 1938/39.

Na tle katolików nie lepiej prezentowali się prawosławni. Uderzała ich obojętność religijna i lekceważenie obowiązków wiary. Co prawda gremialnie przybywali do cerkwi na większe uroczystości, ale zjeżdżali się po to, by skorzystać z targu odbywającego się przy tej okazji na rynku miasteczka. W przemówieniu radiowym wygłoszonym w marcu 1938 r. św. Urszula tak opisywała życie mieszkańców Polesia: Lud poleski potrzebuje opieki, bo jak dotąd, jest jeszcze mocno zaniedbany. Nie mówię tu o miastach i miasteczkach, ale o wsiach oddalonych od kościoła parafialnego, od stacji kolejowej, do których jedzie się poleskimi drogami 10–20 km. Do doktora daleko, do kościoła daleko, do stacji daleko!…

Rząd II RP próbował zmienić ten obraz, ale stopień zaniedbania, zacofania i ciemnoty był zbyt głęboki. Był to efekt długiej, celowo prowadzonej polityki carskiej. Dodatkowym problemem był narastająca wrogość podsycana przez licznie pojawiających się na tych terenach emisariuszy komunistycznych, którzy głosili hasła wyzwolenia spod władzy panów. W tej sytuacji biskup Łoziński, ordynariusz diecezji pińskiej, stworzył projekt rocznych kursów dla katechetek misjonarek. Tak zaczęła się praca sióstr urszulanek na Polesiu.

Niepokoje na Polesiu w XVII wieku

Cofnijmy się teraz w czasie o 300 lat, do XVII w., w którym prowadził swoją działalność misjonarską św. Andrzej Bobola. Jaki był kontekst historyczno-społeczny jego pracy duszpasterskiej? Warunki, sposób życia i religijność ówczesnych mieszkańców Polesia niewiele różniły się od tego, co opisywała Matka Urszula i pracujące tam urszulanki. Sytuacja polityczna była natomiast zdecydowanie bardziej złożona i napięta. Wiele wydarzeń, które się wówczas rozegrały, przypomina te z czasów tzw. rzezi wołyńskiej. Tak jak wówczas, Rzeczpospolita w XVII w. była terenem zaciętych walk. Od północy toczyła się wojna o panowanie w basenie Morza Bałtyckiego, a na wschodzie w latach 1648–1654 trwało powstanie kozackie pod wodzą Bohdana Chmielnickiego. Powstanie wybuchło pod hasłem ograniczenia samowoli „królewiąt” – magnatów kresowych. Co prawda hetman Chmielnicki deklarował wierność królowi polskiemu, ale miał ambicje polityczne. Planował utworzenie własnego państwa. Naturalnie w tę rewoltę kozacką włączyła się Rosja i car Aleksy Michajłowicz, którego zabiegi dyplomatyczne skłoniły hetmana do poddania się jego władzy i zawarcia z Rosją ugody w Perejesławiu.

Był to dla Ukrainy czas straszliwego zamętu. Agresja pułków Chmielnickiego kierowała się głównie przeciw „panom” (szlachcie polskiej, a czasem ruskiej, lecz spolonizowanej) i Żydom. Daleko bardziej posunięta, bo nieokiełznana, była agresja tzw. czerni kozackiej, która okrutnie mordowała i rabowała nie tylko „Lachów”, ale także swoich. W roku 1654 wybuchła wojna rosyjsko-polska. Car Aleksy, powołując się na ugodę perejasławską, zaapelował do prawosławnych i unitów, aby „garnęli się pod jego opiekę”, i ruszył na Rzeczpospolitą.

Gdy w 1652 r. ojciec Andrzej Bobola rozpoczynał w okolicach Pińska swoją posługę kapłańską, dni hetmana Chmielnickiego były już policzone. Mimo to morze okrucieństwa wciąż rozlewało się z Ukrainy na położone na północ ziemie Polesia.

Wojna ta początkowo nie miała charakteru religijnego, aż do momentu apelu patriarchy jerozolimskiego. Zaczęło się „riezanie” katolickich księży i unitów, którzy od czasów unii brzeskiej w 1596 r. byli szczególnie znienawidzeni przez prawosławnych.

Życie i męczeństwo św. Andrzeja Boboli

Ojciec Andrzej Bobola podjął działalność misyjną na Polesiu jako dojrzały wiekiem mężczyzna. Urodził się – jak sam podawał – w 1591 r. w Małopolsce. Rodzina Bobolów należała do średniozamożnej szlachty. Wywodziła się ze Śląska, ale za karę zmuszona była opuścić tę ziemię i sprzedać swoje rodowe Bobolice. Stare dokumenty mówią, że członkowie rodziny Bobolów zostali ukarani za „łotrostwo”, czyli za napadanie na podróżnych na drogach publicznych. Osiadła na Wołyniu rodzina Bobolów nie cieszyła się w następnych wiekach dobrą sławą, mimo że niektórzy z jej członków zasłużyli się dla dobra Rzeczpospolitej, a wszyscy byli zawsze wierni Kościołowi katolickiemu. Dziadek św. Andrzeja osiedlił się na ziemi sandomierskiej i wybudował dwór w Strachocinie, niedaleko Sanoka. Przyszły Męczennik urodził się tam i został ochrzczony w miejscowej parafii. Przypomniał o tym on sam długo po swojej śmierci, ukazując się kolejnym proboszczom parafii aż do 1987 r., kiedy to zwrócił się do ówczesnego proboszcza, ks. Józefa Niżnika, w słowach: „Jestem Andrzej Bobola, zacznijcie mnie czcić w Strachocinie”. Posłuszny poleceniu św. Andrzeja, ks. Niżnik zorganizował w Strachocinie miejsce kultu.

Jak wynika z zachowanych dokumentów, Andrzej Bobola odziedziczył po swoich przodkach popędliwość i porywczy charakter. Kształcił się w Kolegium Jezuickim w Braniewie. Pięcioletni pobyt w Braniewie w latach 1606–1611 niewiele przyczynił się do utemperowania nieokiełznanego temperamentu ucznia. Mimo to, w roku 1611 rozpoczął nowicjat w zakonie jezuitów. Studia filozoficzne, a potem teologiczne odbywał na uniwersytecie w Wilnie. Pomimo dużych zdolności, nie zdał decydującego egzaminu i nie mógł uzyskać tytułu magistra. Wiemy z dokumentów, że przełożeni wahali się przed dopuszczeniem go do złożenia uroczystej profesji czterech ślubów zakonnych: czystości, ubóstwa, posłuszeństwa oraz posłuszeństwa papieżowi co do misji. Ostatecznie stało się to dopiero w 1630 r. W 1622 r., zgonie z Konstytucjami Zakonu, otrzymał święcenia kapłańskie. Odtąd o. Andrzej Bobola – bardzo gorliwy, choć „trudny współbrat”, był wielokrotnie przenoszony na kolejne placówki.

W latach 1624–1626, kiedy przebywał w Wilnie, wybuchła epidemia dżumy, podczas której niósł heroiczną pomoc chorym i umierającym. Był to dla niego czas decydującej przemiany. Stał się wówczas człowiekiem pokornym i wyciszonym wewnętrznie. Do końca życia pozostał wierny ludziom biednym, cierpiącym i opuszczonym.

Podobno jako nauczyciel i katecheta nie bardzo się sprawdzał, ale w nadzwyczajny sposób docierał do serc i umysłów prostych i ubogich mieszkańców Polesia. Odwiedzał ich wsie i miasteczka, zachodził do wiejskich chałup. Nauczał katechizmu i zasad moralnych, udzielał sakramentów, prowadził do Kościoła katolickiego. Wkrótce zasłynął jako „Apostoł Pińszczyzny”, a prawosławni pogardliwie nazywali go „duszochwatem”, czyli „łowcą dusz”. Owocność jego posługi misyjnej wywoływała coraz większą nienawiść wśród prawosławnych duchownych i Kozaków. Kozacy zaczęli wręcz polować na niego.

Gdy dotarła do uszu św. Andrzeja wieść, że wrogowie znają miejsce jego pobytu, zadecydował, że z majątku Peredyle, położonego niedaleko Janowa, przeniesie się gdzie indziej. W tym celu ruszył na wozie w kierunku Janowa. W drodze dopadła go wataha Kozaków. Woźnica zbiegł, a on spokojnie stanął i czekał na swoich oprawców, którzy najpierw zaczęli go nakłaniać, aby porzucił wiarę katolicką, a kiedy im odmówił, skrępowanego powrozami powlekli za koniem aż do Janowa. Tam na rynku przywiązali do słupa i bili po twarzy, potem nahajami po całym ciele. Gdy nie tylko nie wyparł się wiary, ale wzywał ich do nawrócenia na prawdziwą wiarę katolicką, rozwścieczeni zawlekli go do miejscowej rzeźni, rozciągnęli na stole rzeźniczym, dopuszczając się coraz większego okrucieństwa.

Na głowie wycięli mu tonsurę, na plecach – ornat, odcięli palce u rąk, wyłupili oko, odcięli nos i język, naśmiewając się przy tym z niego. W końcu cięciem szabli zakończono jego życie. Było to 16.05.1657 roku.

Trumna z jego umęczonym, lecz zachowanym od rozkładu ciałem została odnaleziona po 45 latach od śmierci dzięki nadzwyczajnej interwencji samego św. Andrzeja. W 1702 r. ukazał się on rektorowi kolegium pińskiego – o. Marcinowi Godebskiemu. Zażądał od niego odnalezienia jego zwłok, wskazał miejsce, gdzie należy ich szukać i złożył obietnicę, że otoczy swoją opieką Kolegium wraz z całą ziemią pińską. Stało się tak, jak obiecał.

Patronat i kanonizacja św. Andrzeja Boboli

W roku 1819 ukazał się znanemu ze sceptycyzmu dominikaninowi, o. Alojzemu Korzeniewskiemu, któremu zapowiedział, że po wielkiej wojnie, która nadejdzie, Polska odzyska niepodległość, on sam zaś, Andrzej Bobola, zostanie jej głównym patronem i obrońcą. W roku 1920, kiedy na Polskę ruszyła nawała sowiecka, w katedrze warszawskiej rozpoczęła się nowenna o wstawiennictwo błogosławionego już wówczas Andrzeja (od 1853 r.). W ostatnim dniu nowenny rozegrała się zwycięska Bitwa Warszawska.

Po kasacie zakonu jezuitów ciało Andrzeja Boboli zostało złożone w podziemiach klasztoru podominikańskiego w Połocku.

Po rewolucji październikowej dotarli tam bolszewicy, którzy zabrali ciało Męczennika i umieścili je jako rekwizyt w muzeum ateizmu w Moskwie. Miało ośmieszać katolicki zabobon, ale nieoczekiwanie dla komunistów, stało się celem pielgrzymek i przyczyną nawróceń, także prawosławnych.

Wobec tego bolszewicy przenieśli je do magazynów. Zostało stamtąd wydobyte dzięki zabiegom dyplomacji watykańskiej. Okolicznością, która sprzyjała pozytywnemu załatwieniu tej sprawy, był głód, który zapanował na Ukrainie w latach 1922–1924. W zamian za pomoc żywnościową z Watykanu, sam Lenin wyraził zgodę na wydanie Rzymowi ciała o. Andrzeja. Był rok 1923. Relikwie odbyły długą wędrówkę z Moskwy przez Odessę i Konstantynopol do Rzymu. Trasa pośmiertnej pielgrzymki relikwii Świętego miała wymiar zaiste symboliczny. Moskwa – „Trzeci Rzym” – zbezcześciła ciało Świętego, potem obojętnie przyjął je Konstantynopol („Drugi Rzym”) i wreszcie Rzym – „siedziba Piotra” – wyniósł o. Andrzeja do chwały ołtarzy jako świętego Kościoła katolickiego. Jak gdyby odwrócony kierunek historycznego podziału Kościoła…

Uroczystej kanonizacji Andrzeja Boboli dokonał w Rzymie papież Pius XI, 17.04.1938 roku. W czerwcu 1938 r. obyła się translacja relikwii Męczennika przez Kraków do Warszawy. Podobno była to najpotężniejsza manifestacja wiary w dwudziestoleciu międzywojennym. Święta Urszula uczestniczyła w uroczystościach zarówno w Rzymie, jak i w Krakowie. Z pewnością był tam również obecny kardynał August Hlond. Czy już wówczas narodził się w sercu św. Urszuli pomysł stworzenia w Janowie – miejscu śmierci o. Andrzeja Boboli – ośrodka Jego kultu? W odezwie, którą zredagowała 1.03.1939 r., możemy odczytać, że „zwrócono się do niej z prośbą”. Ciekawe, od kogo pochodziła ta prośba, skoro Święta natychmiast i z zapałem przystąpiła do dzieła. W ostatnim roku życia wielokrotnie z przejęciem opowiadała siostrom o projektowanym domu pielgrzyma i pięknym kościele. Pragnęła, by cała Polska przybywała do tego miejsca modlić się o zjednoczenie chrześcijan (por. s. Józefa Ledóchowska, „Życie i działalność”). Projekt budowy wykonany w pniewskim Biurze Architektów był gotowy w maju 1939 r. Niestety 29.05.1939 Matka Urszula zmarła. Pozostał Jej niezrealizowany testament.

Przesłanie dla Polski

W napisanym przez siebie artykule określiła rolę, jaką powinien odgrywać w naszej ojczyźnie św. Andrzej Bobola: Ukazuje się on swojemu narodowi – pisała – jako prorok, zwiastun wielkości tego kraju, który był, jest i będzie przedmurzem chrześcijaństwa, filarem Kościoła świętego. Nie pogrążajmy się w materializmie, który jest bożyszczem naszego wieku. Nie wszyscy powołani jesteśmy do bohaterstwa męczeństwa, ale wszyscy powołani jesteśmy do bohaterstwa świętości (MUL, Jesteś nieśmiertelna Ojczyzno ukochana, Polsko moja, Warszawa-Pniewy 1989, s. 77–78). Spróbujmy teraz porównać jej wypowiedź z tym, co napisał ks. Prymas August Hlond: Wielkim wskazaniem świętego Andrzeja jest nasze posłannictwo religijne i kulturalne na Kresach Wschodnich. (…) To powołanie nasze, nasz polski obowiązek.

Jakie przesłanie płynie stąd dla Polaków w 100-lecie odzyskania niepodległości? Aby je właściwie odczytać, trzeba wsłuchać się w Magisterium Kościoła.

Papież Pius XII w 1957 r., z okazji 300-lecia męczeńskiej śmierci św. Andrzeja, opublikował encyklikę jemu poświęconą, pt. „Invicti athlete Christi”, w której wskazywał na szczególną rolę, jaką Bóg przeznaczył Polsce, i określał ją mianem „przedmurza chrześcijaństwa”. Zwrócił się też specjalnie do Polaków z przesłaniem, aby jak św. Andrzej byli ludźmi niezwyciężonej wiary. „Zachowajmy ją i brońmy z całą mocą” – napisał Pius XII.

Natomiast Św. Jan Paweł II 29.05.1988 r. zwrócił się w przemówieniu do wiernych: Bóg pozwolił w. Andrzejowi stać się znakiem, znakiem nie tylko spraw przeszłych, ale także spraw, na które czekamy, do których się przygotowujemy, znakiem nie tylko tego, co dzieliło i dzieli, a dzieliło aż do śmierci męczeńskiej, ale także tego, co ma połączyć. Kościół w uroczystość św. Andrzeja Boboli modli się właśnie o to zjednoczenie chrześcijan, ażeby „byli jedno jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie”.

Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Niebo chodzi po ziemi” znajduje się na s. 7 i 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Niebo chodzi po ziemi” na s. 7 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pospieszalski: Lewica wyraźnie stosuje podwójne standardy i uprawia chuligaństwo

Jan Pospieszalski opowiada o Biało-Czerwonym Korowodzie, który odbędzie się 2 maja w Warszawie. Będzie on częścią obchodów 100-lecia Odzyskania Niepodległości.

Wydarzenie zainspirowane jest paradami irlandzkimi w dniu św. Patryka tudzież paradami Pułaskiego w Stanach Zjednoczonych. Korowód ruszy z Placu Teatralnego i przejdzie ulicami Senatorską, Miodową, Krakowskim Przedmieściem, Świętokrzyską i Mazowiecką do Placu Piłsudskiego. Organizatorem wydarzenia jest Fundacja Promocji Kultury i Historii Polski we współpracy z Instytutem Muzyki i Tańca.

Pospieszalski odnosi się również do profanacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej oraz bananowego protestu przed Muzeum Narodowym w Warszawie, który miał miejsce w poniedziałek:

Mamy tutaj do czynienia  z jakimś chuligaństwem,  przemocą symboliczną, która uchodzi bezkarnie. […] jednocześnie te same środowiska, które nakręcają dzisiaj ten rodzaj bluźnierczej agitki, przed chwilą oburzały się, że jakieś dzieci na Podkarpaciu biły kijem kukłę Judasza. To są himalaje hipokryzji. To są podwójne standardy i jakieś szaleństwo.

Posłuchaj całej wypowiedzi już teraz!

A. Kowarzyk

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Uratowano nie tylko Koronę Cierniową, ale także inne bezcenne relikwie

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski mówi, co zdołano uratować z płonącej katedry Notre Dame w Paryżu i jak wyglądała brawurowa akcja wkroczenia do Katedry w celu ocalenia bezcennych relikwii.

Wśród drogocennych przedmiotów (wielu relikwii), które znajdowały się w kościele, udało się wynieść między innymi: koronę cierniowa Jezusa, fragment krzyża oraz gwóźdź użyty przez rzymskich żołnierzy podczas ukrzyżowania Chrystusa, tunikę św. Ludwika, relikwie św. Jana Pawła II, a także kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Duchowny przedstawia przy tym brawurową akcję wyniesienia z palącej się katedry relikwii korony cierniowej przez kapelana strażaków. Ponadto Isakowicz-Zaleski przytacza głosy, które domniemywają, że przyczyną katastrofy jest „spartaczenie prac remontowych”.

Abp Baraniak patronem Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Pile. Przypomnieliśmy rolę Kościoła w zmaganiach o niepodległość

Mamy ronda imienia Żołnierzy Wyklętych w Pile i Trzciance, izbę pamięci w Krajence, Pomnik „Inki” w Pile, gdzie w kościele pw. Świętej Rodziny odsłonięte zostało także pierwsze „Serce dla Inki”.

Tekst i zdjęcia Jarosław Wąsowicz SDB

 

W dniach 1 lutego – 3 marca 2019 r. odbyły się VII Pilskie Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Ta inicjatywa od początku była realizowana oddolnie przez różne środowiska patriotyczne (Pilscy Patrioci, Kibice Lecha Poznań, Towarzystwo Przyjaciół Wilna i Ziemi Wileńskiej, NSZZ Solidarność, Młodzież Wszechpolska) i kościelne (Salezjańskie Stowarzyszenie Wychowania Młodzieży, pilskie parafie z salezjańską parafią pw. Świętej Rodziny na czele), także Prawo i Sprawiedliwość z powiatów pilskiego, złotowskiego i trzcianecko-czarnkowskiego. Od początku w organizację przedsięwzięcia angażował się Marcin Porzucek, dzisiaj poseł na Sejm RP. Dopiero od niedawna wspierają je władze powiatowe.

Dzięki temu, że udało nam się pozyskać szerokie spektrum ludzi zainteresowanych upamiętnianiem polskich bohaterów i postaw patriotycznych, zwłaszcza wśród młodzieży, corocznie w całym rejonie udaje nam się zorganizować kilka wykładów, pokazów filmów, koncertów, wystaw, konkursów dla dzieci i młodzieży. Mamy już ronda imienia Żołnierzy Wyklętych w Pile i Trzciance, izbę pamięci w Krajence, Pomnik „Inki” w Pile, gdzie w kościele pw. Świętej Rodziny odsłonięte zostało także pierwsze „Serce dla Inki”. Co roku wydajemy „Zeszyty Historyczne Pilskich Dni Żołnierzy Wyklętych”, w których przybliżamy postaci lokalnych bohaterów. W ramach naszej działalności ukazały się także drukiem trzy części książki Danuta Siedzikówna „Inka” (1928–1946). Pamięć i tożsamość. To nasze małe sukcesy, które niezmiernie cieszą.

W tym roku całość Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych dedykowaliśmy niezłomnemu pasterzowi Kościoła arcybiskupowi Antoniemu Baraniakowi. Chcieliśmy w ten sposób przypomnieć i uhonorować postać wybitnego duchownego, który za wolność i niepodległość ojczyzny zapłacił niewyobrażalnym cierpieniem. (…)

Poprzez tegoroczne Dni Pamięci Żołnierzy Niezłomnych chcieliśmy także, przywołując historię życia bohaterskiego arcybiskupa, przypomnieć rolę Kościoła katolickiego w najnowszej historii Polski i w naszych zmaganiach o niepodległość. Kościoła, który jest dzisiaj ze wszystkich stron opluwany, pasterze i kapłani zaś oskarżani o moralne nadużycia, chciwość, materializm etc. Wydawało się nam, że potrzeba mocnego głosu wiernych, którzy myślą inaczej i chcą swoich kapłanów bronić. Pokazywać, jak wiele w lokalnej historii i rzeczywistości im zawdzięczają. Także – ile im zawdzięcza nasza ojczyzna. (…)

Fot. J. Wąsowicz

Dzień pamięci dedykowany niezłomnemu biskupowi zakończyły: pokaz filmu pt. Powrót i spotkanie z jego reżyserką Jolantą Hajdasz. Stały się one okazją do przybliżenia wielu wątków związanych z przygotowaniem trzeciego już filmu pani Hajdasz o metropolicie poznańskim, także do wspomnień związanych z arcybiskupem, opowiadanych przez uczestników naszego wieczoru filmowego. Padły również pytania o dalszą zbiórkę podpisów pod petycją skierowaną do obecnego metropolity poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Antoniego Baraniaka. Zbieraliśmy je już wcześniej w naszym regionie. Proces wprawdzie został już przez Ekscelencję zapowiedziany, jednak nadal kanonicznie się nie rozpoczął.

Dodajmy, że zbierane były wówczas także podpisy do prezydenta RP Andrzeja Dudy o uhonorowanie arcybiskupa najwyższym odznaczeniem państwowym. Ta prośba została wysłuchana i z okazji 100. rocznicy odzyskania Niepodległości przez Polskę arcybiskup Antoni Baraniak został pośmiertnie uhonorowany Orderem Orła Białego. Wyróżnienie przedstawicielowi rodziny arcybiskupa pan prezydent wręczył na Zamku Królewskim w Warszawie w 11 listopada 2018 roku.

 

Kulminacyjnym punktem obchodów tegorocznych Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych była Msza św. odprawiona w intencji Ojczyzny i bohaterów walki o jej wolność w dniu 2 marca 2019 r. o godz. 18.00 w kościele Świętej Rodziny. Na początku Eucharystii została odsłonięta i poświęcona przez proboszcza ks. Zbigniewa Hula SDB pamiątkowa tablica dedykowana bohaterowi naszych uroczystości. Znalazła się na niej następująca inskrypcja: „Niezłomnemu Pasterzowi Kościoła Antoniemu Baraniakowi 1904–1977/ Metropolicie Poznańskiemu Salezjaninowi Więźniowi Okresu Stalinowskiego/ W dowód wdzięczności za świadectwo wiary i miłości do Boga i Ojczyzny/ W naszej Świątyni Parafialnej 10–11 maja 1958 r. udzielił sakramentu bierzmowania 1555 osobom/ Pilskie Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych A.D. 2019”.

Po Mszy św. na ulicach naszego miasta odbył się Pilski Marsz Pamięci. Na jego czele szły klasy mundurowe Centrum Kształcenia „Nauka” w Pile oraz sztandary wystawione przez: Szkolne Koło Przyjaciół Armii Krajowej przy Liceum Salezjańskim w Pile, Stowarzyszenie Internowanych i Represjonowanych w stanie wojennym oddział Piła, NSZZ Solidarność Okręg Piła oraz Centrum Kształcenia „Nauka”. Na czele marszu znalazł się zaś baner z podobizną bohaterskiego biskupa z następującym hasłem: „Abp Antoni Baraniak/ Niezłomny Pasterz Kościoła/ Maltretowany przez komunistów w latach 1953–1956”. Całość zakończyła wspólna modlitwa przy muralu Żołnierzy Wyklętych oraz odśpiewanie hymnu państwowego.

Cały artykuł Jarosława Wąsowicza SDB pt. „Abp Antoni Baraniak patronem Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych” znajduje się na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jarosława Wąsowicza SDB pt. „Abp Antoni Baraniak patronem Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych” na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Studio Dublin – wydanie specjalne w dniu św. Patryka – 17 marca 2019 – Wywiady i relacje z całej Irlandii oraz z Polski.

Św. Patryk, który schrystianizował Irlandię, zasnął w Panu 17 marca 461 roku. W hołdzie swojemu patronowi, , Irlandczycy na całym świecie obchodzą każdą rocznicę tego wydarzenia, jako święto narodowe.


Prowadzenie: Tomasz Wybranowski

Współprowadzenie i wejścia reporterskie: Tomasz Szustek

Korespondent sportowy: Jakub Grabiasz

Wydawca: Tomasz Wybranowski i Tomasz Szustek

Współpraca: Dorota Andrzejewska. 

Realizacja: Tomasz Wybranowski (Dublin)

Realizacja: Dariusz Kąkol i Karol Smyk (Warszawa)

Produkcja: Studio 37 Dublin & Katarzyna Sudak

Za pomoc przy powstaniu programu redakcja Studia 37 Radia WNET dziękuje panu Marcinowi Gilowi.


Dublin przeżył istnie oblężenie w tym roku. Na obchody dnia św. Patryka w Dublinie, do Irlandii zjechali jak zwykle turyści z całego świata. W tym roku, zdaniem przedstawicieli irlandzkiej policji i dziennikarzy dziennika „The Irish Times”, liczba wielbicieli św. Patryka i wszystkiego co irlandzkie, przekroczyła pół miliona.

 

Tłumy w dublińskim zakątku Temple Bar. Fot. © Studio 37.

Ale wróćmy do patrona Irlandii, ku czci którego odbywają się coroczne parady i huczne obchody. Za symboliczne rozpoczęcie ery chrześcijaństwa w Irlandii uważa się rozpalenie przez Patryka świętego ognia na wzgórzu Slane.

Dotychczas zwyczaj nakazywał wszystkim zgaszenie wszelkich płomieni ognisk na początku wiosny, a ponowne ich zapalenie mogło nastąpić dopiero następnego dnia, po uroczystym wznieceniu nowego ognia przez władcę rezydującego na wzgórzu Tara.

Pomnik św. Patryka u podnóża Croagh Patrick. Fot. © Studio 37.

Uprzedzając króla w tym rytuale o kilka chwil, św. Patryk naraził się na niebezpieczeństwo, ale symboliczne znaczenie tego faktu wpisało się na stałe do historii Irlandii.

Według tradycji chrześcijańskiej w życiu św. Patryka ważną rolę odgrywały prorocze sny, znaki od Boga i cuda, które prowadziły go przez trudną ścieżkę misjonarza.

Przed św. Patrykiem w Irlandii działali także inni misjonarze, np.  św. Declan, ale to Patrykowi przypisuje się największy udział w chrystianizacji wyspy. Po całej Wyspie rozsiane są miejsca, które tradycyjnie wiąże się z jego obecnością, są to święte studnie, głazy, wysepki, kaplice.

Wizyta Prezydenta Irlandii w Poznaniu. Krzysztof Schramm wita prezydenta Michaela D. Higginsa. Fot. arch. Fundacji Kultury Irlandzkiej.

Pierwszym gościem świątecznego programu „Studio Dublin” był Krzysztof Schramm, wicekonsul honorowy Republiki Irlandii w Polsce i fundator Fundacji Kultury Irlandii. która powstała 6 lutego 2003 roku w Poznaniu.

Założeniem Fundacji jest wszechstronne promowanie kultury irlandzkiej w Polsce. Popularyzowanie kultury irlandzkiej realizowane jest zarówno poprzez imprezy masowe jak i wspieranie indywidualnych projektów.

 

Bogdan Feręc, portal Polska-IE – Radio WNET Irlandia

Bogdan Feręc, szef portalu Polska – IE, podzielił się swoimi spostrzeżeniami o Irlandii, Irlandczykach i naszych polsko – irlandzkich relacjach, z dala o politycznego chaosu i blichtru merkantylizmu.

 


Na antenie Radia WNET, w dniu święta narodowego Irlandii, zaprezentowaliśmy przemówienie prezydenta kraju Michaela D. Higginsa. Prezydent powiedział m.in.:

 

Prezydent Irlandii Michael D. Higgins przed plebanią dublińskiej Prokatedry, w dniu 17 marca 2019. Fot. © Tomasz Szustek.

 

„Niech mi będzie wolno, jako Prezydent Irlandii, w ten dzień św. Patryka 2019 roku,  przesłać najgorętsze życzenia, dla całej naszej wielkiej rodziny rozsianej po całym świecie.

Gdziekolwiek byście nie byli, i w jakichkolwiek okolicznościach byście się nie znaleźli, świętując nasze wspólne poczucie irlandzkości, naszą kulturę, dziedzictwo i historię, jesteście częścią połączonej irlandzkiej rodziny.

Niech mi także będzie wolno przesłać życzenia i wyrazy uznania dla tych wszystkich narodowości i kultur, które przyłączają się do obchodów naszego narodowego święta.”


O godzinie 10.30 do dublińskiej Prokatedry Najświętszej Maryi Panny, przybył prezydent Irlandii Michael D. Higgins z małżonką Sabiną, gdzie zostali powitani przez arcybiskupa Dublina Diarmuida Martina.

Prezydent z małżonką wpisali się do księgi kondolencyjnej i wzięli udział w krótkim spotkaniu modlitewnym w intencji ofiar zamachu w Christchurch. Dołączyli do nich ambasadorzy Nowej Zelandii i Palestyny. Krótkie przemówienie wygłosił arcybiskup Martin (szerzej o tym w piątkowym Studiu Dublin 22. marca), po czym celebrował tradycyjną mszę świętą, która rozpoczęła oficjalne obchody dnia św. Patryka w Dublinie.

Po mszy para prezydencka udała się w uroczystej, świątecznej kawalkadzie pojazdów na trasę parady, a nastepnie zasiedli w loży honorowej i obserwowali uczestników tego radosnego orszaku.

 

 

W świątecznym programie „Studio Dublin” gościła Jej Ekscelencja, ambasador Republiki Irlandii w Polsce, pani Emer O’Connell, która 24 sierpnia 2018 złożyła kopie listów uwierzytelniających na ręce Sekretarza Stanu w MSZ, Ministra Szymona Szynkowskiego vel Sęk.

Jej Ekscelencja, pani ambasador Republiki Irlandii w Polsce, Emer O’Connell. Fot. z serwisu internetowego Ambasady Republiki Irlandii w Polsce.

Podczas świątecznego wywiadu Jej Ekscelencja, pani ambasador Emer O’Connell opowiedziała m.in. o wizycie pana Kevina Morana, ministra w Departamencie Wydatków Publicznych i Reform Republiki Irlandii.

Kevin Moran oficjalnie reprezentował irlandzki podczas Dni św. Patryka w Polsce.

Z roku na rok Dzień Świętego Patryka w Polsce zyskuje na popularności. Dlatego i w roku bieżącym,

17 marca ponownie odbyło się wiele imprez w ramach „Festiwalu Świętego Patryka”. 

W całej Polsce odbyło się ponad 140 wydarzeń szczerze i żywo celebrujących irlandzko-polską przyjaźń. W 21 polskich miastach na zielono podświetlone zostały znane obiekty, n.in. Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, czy Ratusz w Zamościu.

„Dzień św. Patryka był także idealną sposobnością, aby spróbować wyjątkowej żywności i napojów produkowanych w Irlandii, ale w rozsądny sposób. Od irlandzkiej whiskey klasy premium czy nowego na rynku irlandzkiego ginu, do wyśmienitej irlandzkiej wołowiny, jagnięciny czy łososia – tych smaków Irlandii możecie zaznać w Polsce!” – głosił oficjalny komunikat irlandzkiej ambasady.

Wywiad z Jej Ekscelencją, panią ambasador Republiki Irlandii Emer O’Connell, do odsłuchania tutaj:

 

 

Anna Hurkowska. Fot. arch. A. Hurkowskiej.

Największa parada w Irlandii odbyła się oczywiście w Dublinie, ale korespondenci „Studia Dublin”, rozsiani po całej Wyspie, szczegółowo informowali o marszach i świątecznych wydarzeniach z niemal wszystkich największych miast.

Paradę w Limerick śledziła Anna Hurkowska, fotografka-pasjonatka, wolontariuszka działająca na rzecz promocji Polski m.in. poprzez organizację Polish Art Festival, WOŚP, Kupala Night.

Anna Hurkowska została wyróżniona w roku 2018 w konkursie „Wybitny Polak w Irlandii”.

Konkurs „Wybitny Polak” to inicjatywa Fundacji Polskiego Godła Promocyjnego, której głównym celem jest wykreowanie pozytywnego wizerunku Polaków.  Konkurs ma na celu także pokazanie ich dokonań oraz wyróżnienie i promocja osób, które potrafiły odnieść sukces w kraju i poza jego granicami.

W swojej relacji Anna Hurkowska wspomniała o 70. rocznicy urodzin Konsula Honorowego RP w Limerick, Patricka O’Sullivana, którego zakres terytorialny obejmuje hrabstwa Limerick i Clare. 

 

 

Podczas dnia św. Patryka nie mogło zabraknąć akcentów sportowych. W sobotę, 16 marca 2019 roku, zakończyli zmagania rugbyści. Niestety ostatnia, piąta kolejka spotkań przyniosła reprezentacji Irlandii gorzką porażkę.

Jakub Grabiasz, szef redakcji sportowej Studia 37 po ukończeniu górskiego biegu Gaelforce Mountain Run w Connemara. Fot. z profilu FB Jakuba Grabiasza.

O zwycięzcach i przegranych ostatniej edycji Pucharu Sześciu Narodów opowiedział nasz sportowy ekspert Jakub Grabiasz. 

 

 

Parada św. Patryka w Dublinie, ulica O’Connell Street. 17 marca 2019. Fot. © Studio 37.

Teraz powracamy do dublińskiej parady św. Patryka A.D. 2019, która tradycyjnie rozpoczęła się na Placu Parnella, krótko po godzinie 12.00 w południe.

Barwny korowód, z reprezentantami wszystkich hrabstw, irlandzkich miast i irlandzkich diaspor ze świata, przedefilował główną ulicą  Dublina, O’Connell Street, a po przekroczeniu rzeki Liffey, ominął College Green i gmach Trinity Collage, by zakończyć przemarsz na ulicy Kevin Street.

W rolę św. Patryka ponownie wcielił się Johnny Murphy, performer uliczny i mim. To on po raz dwunasty poprowadził stołeczną paradę, którą dla Radia WNET i specjalnego wydania „Studio Dublin” relacjonował Tomasz Szustek. 

 

 

Agnieszka Anna Koniecpolska, malarka i działaczka społeczna. Fot. arch. A. Koniecpolskiej.

Tymczasem, gdy ruszyła parada w Dublinie, wydarzenia związane ze świętem narodowym Irlandii w mieście Cork obserwowała dla „Studia Dublin” Agnieszka Anna Koniecpolska, artystka młodego pokolenia, która ma na swoim koncie kilka indywidualnych i zbiorowych wystaw malarskich. Na paradzie pojawiła się ze swoją dziesięciomiesięczną córeczką Gają.

 

 

Anna Scanlan, współzałożyciel Grupy Folklorystycznej “Inisowiacy” oraz jej choreograf oraz dyrektorem artystycznym od początku jej działalności. Fot. Ray Scanlan.

Z Cork przenosimy sę do Ennis. O dniu św. Patryka w Ennis opowiedziała Ania Scanlan, która do Irlandii przyjechała w marcu 2004 roku.

W Ennis mieszka wraz ze swoim mężem Raymondem, dwojgiem dzieci – Robertem i Tomásem oraz psem. Od dzieciństwa lubiła tańczyć,  swoja przygodę z tańcem zaczęła w wiejskim Domu Kultury we Wrzawach, skąd pochodzi. Naukę kontynuowała w szkole średniej w Zespole “Dzikowianie” oraz w czasie studiów w ZPiT “Jawor”. Gościnnie tańczyła w polonijnym zespole “Syrenka” w Sydney.

W 2004 roku Ukończyła Akademię Rolniczą w Lublinie ze specjalnością Kształtowanie i Ochrony Środowiska Rolniczego, po czym wyjechała do Irlandii. W 2007 roku wyjechała do Sydney, gdzie kształciła się w kierunku Planowania i Dekoracji Wnętrz. Po powrocie do Irlandii zdobyła wykształcenie jako Kwalifikowany Doradca Finansowy.

Taniec, folk i tradycja to jej pasja. Od 2015 roku działa społecznie w Ennis. Jest współzałożycielem Grupy Folklorystycznej “Inisowiacy” oraz jej choreografem oraz Dyrektorem Artystycznym od początku jej działalności. Anna Scanlan jest jedną z wyróżniających się luminarzy i ambasadorów polskiej kultury w Republice Irlandii.

Grupa Folklorystyczna „Inisowiacy”, dzień św. Patryka 2019. Fot. Kasia Dziewa.

Podczas tegorocznej parady w Ennis, Grupa Folklorystyczna „Inisowiacy”, zajęłą drugie. Spódnice i zapaski krzczonowskie (to strój w którym Anna jest na zdjeciach) powstały w ramach projektu organizowanego z jej inicjatywy, wraz z Limerick and Clare Education Board. 

 

 

Przy tablicy upamiętniającej sir Edmunda Strzeleckiego w Dublinie. Krzysztof Schramm (pierwszy z prawej) a obok niego Patrick McCabe i Declan O’Donovan, byli Ambasadorowie Irlandii w Polsce. Fot. archiwum Fundacji Kultury Irlandzkiej.

Ponownie przenosimy się do Poznania, gdzie ma swoją siedzibę Fundacja Kultury Irlandzkiej, która jest organizatorem takich wydarzeń jak chociażby „Dni św. Patryka”.

Krzysztof Schramm i FKI to także kreatorzy projektów edukacyjnych „Z Seanem przez świat”, czy „Irlandia w szkole”.

W drugiej korespondencji z Poznania, wicekonsul Krzysztof Schramm opowiedział o tegorocznej edycji „Dni  św. Patryka” w Polsce.

Podczas tegorocznej edycji Festiwalu do kampanii „Global Greening” włączyły się największe polskie miasta na czele z Warszawą, Poznaniem i Zamościem. 

Tu jeszcze jedna ciekawostka z Poznania. Oto bowiem na Wydziale Anglistyki UAM działa Pracownia Studiów Celtyckich prowadząca w ramach studiów filologii angielskiej specjalizację celtycką. Studenci mogą działać w studenckim kole języka irlandzkiego oraz uczestniczyć cyklicznych imprezach, dla przykładu w tygodniu irlandzkim Seachtain na Gaeilge.

 

 

Grupa Rapscallion. Fot. materiały promocyjne grupy.

„Flaa’d out in Drawda” to tytuł jednego z ostatnich przebojów pięcioosobowego bandu z Droghedy (Irlandia). Piosenka opowiada o samym mieście i wielkim artystycznym wydarzeniu „Fleadh Cheoil na h’Eireann”.

Nazwa tego zespołu to Rapscallion, który tworzą członkowie dwóch klanów rodzinnych McQuillan – Jim i Pauric, oraz Heslin – Jonathan i Stuart. Rapscallion pojawił się w Poznaniu, podczas tegoroznej edycji Patrykowego festiwalu.

Okazało się, że drogi muzyczne i radiowe prowadzą do Droghedy. Okazało się, że bliskim przyjacielem Stewarta Heslina jest Gerry Hodgers, który gościł ekipę Radia WNET, w swoim domu w Droghedzie w styczniu tego roku.

Oto krótka rozmowa ze Stewartem Heslin’em.  

 

 

Parada św. Patryka w Dublinie, O’Connell Street, 17 marca 2019. Fot. © Studio 37.

Tomasz Szustek podsumował tegoroczną dublińską paradę, którą obserwowało dziesiątki tysięcy Irlandczyków, rezydentów na Wyspie i turystów, którzy szczelnie obstawili trasę Patrykowego korowodu.

 

 

Anna Hurkowska (druga od prawej), nasza korespondentka z irlandzką parą prezydencką Michaelem D. Higginsem i żoną Sabiną. Fot. arch. Anny Hurkowskiej.

Po zakończonej paradzie w Limerick i spotkaniu w gronie Polonii w siedzibie Konsulatu Honorowego RP, przy 66 O’Connell Street, połączyliśmy się z Anną Hurkowską, która podsumowała obchody  swięta narodowego Irlandii w tym mieście.

 

 

Poza paradami i barwnymi pochodami, tańcami i biesiadowaniem w pubach i restauracjach, Dzień św. Patryka w stołecznym Dublinie to także okazja do obejrzenia finałów tradycyjnych sportów Irlandii:  hurlingu (gra zespołowa z użyciem piłki i kija, zbliżona do hokeja) oraz futbolu gaelickiego (miks rugby z koszykówką i piłką nożną).

O finałach na stadionie Croke Park opowiadał nasz kolega z redakcji sportowej Jakub Grabiasz. 

 

 

Monika Krystowczyk i Agnieszka Anna Koniecpolska, tuż po paradzie św. Patryka w Cork. Fot. arch. Mimi A Krysto.

Kolejną rozmówczynią była artystka – malarka Monika Krystowczyk, która brała czynny udział w przygotowaniu wizualnej strony parady św. Patryka w Cork.

Prywatnie jest córką nieżyjącej już Grażyny Miller, włoskiej dziennikarki, malarki i poetki oraz tłumaczki, która przetłumaczyła m.in. „Rzymski Tryptyk” Jana Pawła II.

Sama Monika studiowała w Nowym Jorku i Palm Beach w Fine Arts i Graphic Arts and Design.

Od 2003 roku w Cork, gdzie wraz z Agnieszką Koniecpolską współpracowały z Camden  Palace Art Center (trzy wystawy) a ostatnio z Cork Community Art link.

Monika Krystowczyk pracowała takżę przy takich projektach i mprezach jak „Cork Guinness Jazz Parade” i „Dragon of Shandon Parade”.  Wraz z Agnieszką Koniecpolską podzieliły się wrażeniami świątecznymi z Cork.

Niezwykłe budowle na tegorocznej paradzie św. Patryka w Cork. Fot. arch. Mimi A Krysto.

 

 

Alex Sławiński, szef londyńskieg oddziału Radia WNET, z ambasadorem dr. hab. Arkadym Rzegockim i jego małżonką.

 

Aleksander Sławiński w świątecznej odsłonie programu „Studio Dublin” opowiadał o wyprawie w Dniu św. Patryka do nowozelandzkiego Auckland i wizycie „Daru Młodzieży” w Londynie.

Wizyta w stolicy Wielkiej Brytanii to niemal finał akcji i wielkich emocji związanych z żeglugą przez wszystkie oceany i reprezentowania Polski na całym globie w ramach „Rejsu Niepodległości”.

 

 

Studio 37 Radia WNET w Dublinie odwiedzali także goście na żywo. W gronie odwiedzających nasze studio, podczas obchodów dnia św. Patryka,  były dwie niezwykłe panie, które śmiało możemy nazwać mianem Polek sukcesu pod niebem Irlandii.

 

Małgorzata Szafrańska i Dana Piotrowska, Polki sukcesu w Republice Irlandii.

 

Małgorzata Szafrańska, właścicielka firmy My Left Leg opowiadała o swoich pasjach, medycynie naturalnej i tworzeniu ekologicznych kosmetyków.

Dana Piotrowska mówiła zaś o fizjoterapii i pasjach podróżniczych, które realizuje z członkami dublińskiego klubu Dream Trips.


Partnerem Radia WNET i „Studia Dublin”


 

Tomasz Wybranowski w Patrykowym nastroju, w Studiu 37. Fot. Studio 37.

 

Tekst: Tomasz Wybranowski ; współpraca: Tomasz Szustek. Zapraszamy na nasze konto na instagramie http://www.instagram.com/studio37dublin/

17 marca Irlandczycy na całym świecie obchodzą każdą rocznicę narodzin dla nieba św. Patryka jako swoje święto narodowe

Św. Patryk prowadził chrystianizację Irlandii pokojowo, mozolnie, ze zrozumieniem dla tradycyjnych, celtyckich wierzeń, które dogłębnie poznał podczas swojego pierwszego pobytu na Zielonej Wyspie.

Tomasz Szustek

Patryk, przyszły święty i patron Irlandii, urodził się około 385 roku jako Magonus Sucatus, w rodzinie rzymskiego urzędnika, gdzieś na terenie Anglii lub Walii, które wchodziły w skład już wtedy chrześcijańskiego Cesarstwa Rzymskiego.

Pomnik św. Patryka u stóp góry Croagh Patrick | Fot. T. Szustek

Pierwsza wizyta św. Patryka w Irlandii nie była ani dobrowolna, ani przyjemna. Został on w wieku 16 lat porwany przez piratów irlandzkich i przez sześć długich lat zmuszany do niewolniczej pracy jako pasterz na północy wyspy. Po latach opresji zdecydował się na dramatyczną ucieczkę. Udało mu się dostać na statek płynący do Galii (dzisiejsza Francja), skąd po długiej tułaczce wrócił w rodzinne strony. Nie został tam jednak długo, bo podczas snu miał objawienie, w którym Bóg wezwał go na misję do Irlandii. Posłuszny temu wezwaniu, udał się najpierw do Galii, gdzie pobierał nauki, uzyskał święcenia kapłańskie, następnie biskupie i ruszył na Zieloną Wyspę. (…)

Zachowało się stosunkowo dużo opowieści i anegdot o św. Patryku. Najbardziej znana jest oczywiście ta o wypędzeniu z wyspy węży, symbolizujących zło (niektórzy chcieliby tłumaczyć tym nieobecność kretów na wyspie, ale źródła pisane nic o tym nie wspominają). Inna przekazywana przez pokolenia historia opowiada, jak objaśniał zagadnienie jedności Trójcy Świętej na przykładzie trójlistnej koniczyny.

Równie znana jest opowieść o wizycie Patryka na górze nazwanej później jego imieniem – Croagh Patrick w hrabstwie Mayo. Przebywał tam, jak Jezus na pustyni, 40 dni, poszcząc i modląc się, pośród demonów, które nękając go nieustannie, chciały złamać jego wiarę. Góra jest od wieków celem corocznych pielgrzymek pobożnych Irlandczyków. Wiele osób, jak nakazuje tradycja, wchodzi na szczyt boso, na pamiątkę cierpień, jakich doznał w tym miejscu ich patron.[related id=33991]

(…) Przed św. Patrykiem w Irlandii działali także inni misjonarze, np. św. Declan, ale to Patrykowi przypisuje się największy udział w chrystianizacji Wyspy. Po całej Irlandii rozsiane są miejsca, które tradycyjnie wiąże się z jego obecnością. Są to święte studnie, głazy, wysepki, kaplice.

Św. Patryk pod koniec życia opisał swoje uwieńczone sukcesem dzieło chrystianizacji Szmaragdowej Wyspy w „Wyznaniu” i niedługo po tym umarł – 17 marca 461 roku. W hołdzie swojemu patronowi Irlandczycy na całym świecie obchodzą hucznie każdą rocznicę tego wydarzenia jako swoje święto narodowe.

Cały artykuł Tomasza Szustka pt. „Wspomnienie św. Patryka. 17 marca Irlandczycy czczą pamięć swojego patrona” znajduje się na s. 20 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tomasza Szustka pt. „Wspomnienie św. Patryka. 17 marca Irlandczycy czczą pamięć swojego patrona” na s. 20 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„W moim pojęciu arcybiskup Antoni Baraniak jest święty” / Wywiad Jolanty Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 54/2018

Matki mówiły nam, że przeszedł więzienie, był strasznie torturowany, bity i to pozostawiło na nim takie ślady, że nigdy nie wrócił do zdrowia. Ale miał charakter bardzo silny, zawsze był uśmiechnięty.

Jolanta Hajdasz, s. Wanda Baran

Taki ojcowski charakter

Z siostrą Wandą Baran ze zgromadzenia Sióstr Nazaretanek, która osobiście znała arcybiskupa Antoniego Baraniaka, rozmawia Jolanta Hajdasz.

Jak długo jest Siostra tutaj w zakonie?

W zakonie jestem 70 lat, od 1947 roku.

Kiedy i jak Siostra tu dotarła?

Byłam wywieziona na Sybir z całą rodziną. Później, jak mój ojciec zmarł, mama poszła do szpitala w Turkiestanie. Bo najpierw byliśmy na Syberii, a później w Turkiestanie. Więc w Turkiestanie, jak mój ojciec zmarł, mama poszła do szpitala, a ja z dwoma małymi braćmi – ja miałam 10 lat, jeden brat miał 5, a drugi 1,5 roku – zostaliśmy bez rodziców. Wtedy tworzyło się Wojsko Polskie, bo była amnestia i Polacy mieli walczyć z Rosją przeciw Niemcom. My dostaliśmy się do sierocińca. Moich dwóch starszych braci poszło do wojska, jeden do wojska tej pani Wasilewskiej, która prowadziła do Polski, a drugi do Andersa. No i później jechaliśmy z Turkiestanu do Teheranu, a później do Karaczi, do Indii, do Australii, do Ameryki, a potem z Ameryki do Meksyku. W Meksyku byliśmy 4 lata. Potem prezydent powiedział, że mamy opuścić Meksyk, więc Polonia amerykańska wzięła cały sierociniec do Ameryki. Ja byłam przydzielona do Chicago. No i tam właśnie, w Chicago, ja wstąpiłam do Nazaretu, a dwóch moich małych braci zostało w sierocińcu. No a później, w 1952 roku, matka Bożena, generalna, przeniosła mnie z Chicago do Rzymu, i tak w Rzymie zostałam do teraz.

Kiedy Siostra pierwszy raz spotkała arcybiskupa Baraniaka, co Siostra pamięta?

Abp Antoni Baraniak i papież Paweł VI, 1976 | Fot. CC A-S 3.0, Wikimedia.com

Pierwszy raz spotkałam księdza arcybiskupa Baraniaka, kiedy przyjechał do Rzymu na sobór, z prymasem i biskupami. I prymas, i arcybiskup Baraniak, i kilku biskupów zamieszkało w naszym domu i przez cały sobór mieszkali u nas.

Arcybiskup Baraniak był strasznie chudy. Nasze matki mówiły nam, że właśnie przeszedł więzienie, był strasznie torturowany, bity i to pozostawiło na nim takie ślady, że nigdy nie wrócił do zdrowia. Ale jednak miał charakter bardzo silny, zawsze był uśmiechnięty. Mieszkał u nas i odprawiał Mszę Świętą zawsze w naszej kaplicy. Był bardzo pobożnie skupiony, po Mszy Świętej zawsze odprawiał długie dziękczynienie, a my wszystkie zostawałyśmy razem z nim w kaplicy.

Kiedyś, jak miał wolną chwilę, poprosił mnie, żeby pójść z nim do Ojców Salezjanów, kupić filmiki dla młodzieży polskiej, bo prawdopodobnie w Polsce było trudno cokolwiek religijnego wtedy nabyć. A jak miał wolny dzień od obrad soborowych, to nas zapraszał wszystkie do siebie i opowiadał nam, co się dzieje w Polsce, a później pytał się, skąd która jest, skąd przyjechała. Jak powiedziałam mu, że ja przyjechałam przez Sybir do Rzymu, odpowiedział: – A, Sybir bardzo dobrze znam! Znam sytuację Polaków.

Innym razem, jak zawsze uśmiechnięty, powiedział: – Wy też musicie coś zobaczyć w Rzymie. Jak będą jakieś uroczystości, to was zapraszam, żebyście ze mną przyszły.

No i nadarzyło się święto św. Stanisława Kostki. Po Mszy Świętej kościół na Kwirynale był pełen, tak że nie można było się przecisnąć, a jednak on odszukał nas i mówi: – Chodźcie ze mną, zobaczymy pokoje świętego Stanisława Kostki, gdzie żył i gdzie umarł. To właśnie tam zrobił wtedy tę fotografię, którą mam do dziś. Powiedział: – Żebyście pamiętały, że byłyście tutaj ze mną. Zawsze był z nami bardzo serdeczny i mówił: – Jak ja się tu dobrze czuję z wami! Czuję się jak w domu.

On miał wielką miłość, wielką siłę, silną wiarę i wielką pokorę. W moim pojęciu arcybiskup jest święty.

Jak Siostra by to jeszcze uzasadniła?

Jego życie to wskazywało. Tylko człowiek święty może tak właśnie żyć i tak postępować. Nigdy nie mówił o sobie, o swoim cierpieniu. Zawsze uśmiechnięty, zawsze radosny. Nieraz żartował z nami i mówił tak: – Wy, młode, zahartujcie się do cierpienia, bo może przyjść krzyż i na was. Starsze siostry już są zahartowane, a wy musicie dopiero się wyćwiczyć.

Lubiany był?

Był bardzo lubiany. On nas kochał, a my jego. Miał taki ojcowski charakter.

Nie bali się go ludzie? Przecież potem był arcybiskupem.

O nie, jego nie można się było bać. On był bardzo serdeczny, bardzo bezpośredni; jeden z nas. Bo prymas – no to już była taka więcej powaga, wielkość. A on nie, tak jak w rodzinie.

Jak wtedy funkcjonował dom? Co oni tutaj robili?

Oni tutaj tylko mieszkali. Rano wyjeżdżali na sobór, późno wracali. No a później przyjeżdżali do nich różni goście, to nawet nie miał czasu dla siebie.

Czym się Siostra wtedy zajmowała?

Chorymi siostrami. Robiłam to wszystko, co trzeba robić przy chorych. Arcybiskup też nieraz miał 39 gorączki, to mówię: dajmy zastrzyk – i jechał na zebranie. Był po prostu silnego charakteru. Nie wiem, czy zwykły człowiek mógłby znieść takie cierpienia.

A co jadł? Czy trzeba było coś specjalnego dla niego gotować?

Nie wymagał nic. Ale już tam matki myślały o tym, co by można było podać.

Ale nie było jakichś specjalnych przygotowań?

Nie.

Jak go traktował kardynał Wyszyński?

Z wielkim szacunkiem.

W czym się to przejawiało?

We wszystkim. Arcybiskup Baraniak z wielkim szacunkiem podchodził do kardynała Wyszyńskiego, tak samo kardynał Wyszyński traktował arcybiskupa. Widać było, że mu zawdzięczał ocalenie.

Czy siostry wiedziały, co on przeszedł? Czy rozmawiałyście o tym?

My wtedy nie wiedziałyśmy, tylko matki wiedziały. Trochę nam, młodym siostrom, powiedziały – że był więziony, że był sekretarzem kardynała Stefana Wyszyńskiego i że w tym samym dniu ich wzięli do więzienia – i kardynała Wyszyńskiego, i arcybiskupa Baraniaka. Ponieważ arcybiskup Baraniak był bardzo dyskretny i silny w wierze, i nic nie powiedział o kardynale Wyszyńskim, jak go przesłuchiwali, dzięki temu nie męczyli kardynała Wyszyńskiego, ale arcybiskupa Baraniaka strasznie męczyli w więzieniu. I matki nam mówiły, że tak jak nasza siostra Izabela była w więzieniu i była męczona razem z kardynałem Kominkiem, tak samo arcybiskup był strasznie męczony, przesłuchiwany i tak dalej. Matki wiedziały od naszej siostry, jak to się odbywało w więzieniu.

Jak sobie Siostra tłumaczy, że arcybiskup Baraniak jest tak mało znany w Kościele i w Polsce?

A tego to nie wiem, bo ja Polski prawdziwie nie znam, bo jak miałam 10 lat, wyjechałam i nigdy do Polski nie wróciłam. Raz tylko przyjechałam, żeby zobaczyć, gdzie mieszkałam. I tylko przejechałyśmy przez Polskę, ale właściwie nigdy tam nie byłam. Kocham Polskę, zawsze się modlę i zawsze byłyśmy wychowane w duchu bardzo patriotycznym, więc dla mnie Polska jest Polską.

Kiedy arcybiskup Baraniak był tu ostatni raz?

Jak sobór się skończył, to arcybiskup Baraniak wyjechał i nigdy go więcej nie spotkałam.

Czy trzeba pamięć o arcybiskupie przywrócić? Jak Siostra myśli?

Potrzeba koniecznie, bo nieraz zapomina się o takich właśnie osobach, które są zasłużone nie tylko dla Kościoła, ale i dla ojczyzny. Przecież on był uwięziony nie tylko za to, że był arcybiskupem, ale i dlatego, że był Polakiem. Tak mi się wydaje.

Wywiad Jolanty Hajdasz z s. Wandą Baran pt. „Taki ojcowski charakter…” znajduje się na s. 4 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Wywiad Jolanty Hajdasz z s. Wandą Baran pt. „Taki ojcowski charakter…” na s. 4 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego