Modlitwa poranna i wieczorna. Praktykujący rodzice i dziadkowie uczą swoje potomstwo odmawiania jej od najmłodszych lat

Pacierz zawiera wszystkie elementy skutecznej modlitwy. Składają się na to formy odniesienia do Pana Boga zawarte w czterech literach „P”: pochwalenie, podziękowanie, przeproszenie i prośba.

Barbara M. Czernecka

Pacierz jest zbiorem formułek, w skład których wchodzą zwłaszcza te podstawowe, jak Modlitwa Pańska, Pozdrowienie Anielskie, Skład Apostolski, Dekalog, Przykazania miłości Boga i bliźniego… Szczególnie popularną i zarazem prostą jest Modlitwa do Anioła Stróża. Jest to też pierwsza rymowanka, której uczą się nawet bardzo małe dzieci. Aniołowie bowiem bywają postrzegani jako doskonali pośrednicy między Panem Bogiem a ludźmi. Zwłaszcza ich tajemnicza duchowość pobudza człowiecze myślenie o istotach niebiańskich. (…)

Zachowane do naszych czasów starodawne aniołki z pokojowych ołtarzyków są już nieco wyblakłe, przykurzone, a nawet lekko wyszczerbione. Upodobniły się do naszych – ludzi żyjących współcześnie – prywatnych modlitw. Są, delikatnie mówiąc, zaniedbane – porównywalne z naszymi relacjami z ponadziemskim światem. Jesteśmy bowiem bezustannie niewyspani, zagonieni, rozdrażnieni, przemęczeni. Wstajemy już zazwyczaj spóźnieni, ciągle gdzieś dążymy, działamy, czegoś potrzebujemy, czymś się denerwujemy… i kładziemy się spać do wszystkiego zniechęceni. Rzadko znajdujemy kilka minut, aby pobożnymi myślami unieść swoją duszę ponad trudną rzeczywistość. (…)

Potrzeba religijna jest częścią ludzkiej natury. Człowiek musi wierzyć i dawać temu wyraz w praktyce. Jeśli na szczycie hierarchii swoich wartości nie odnajdzie prawdziwego Pana Boga, stoczy się w przepaść zatracenia. A nawiązane relacje z Bytem Absolutnym musi stale pielęgnować poprzez sprawdzone rytuały. Dlatego już od dziecięcych lat zaleca się odmawiać zwyczajny pacierz. Zawiera on wszystkie elementy skutecznej modlitwy. Składają się na to formy odniesienia do Pana Boga zawarte w czterech literach „P”: pochwalenie, podziękowanie, przeproszenie i prośba. Jeszcze bardziej wartościowa dla ciała i duszy jest pieśń religijna, zgodnie z przysłowiem, że „kto śpiewa, modli się dwa razy”.

Bardzo jest ważne, aby dzień zaczynać i kończyć z Panem Bogiem.

Cały artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Modlitwa poranna i wieczorna” znajduje się na s. 12 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Modlitwa poranna i wieczorna” na s. 12 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Epoka antychrysta – czyli samozagłada Europy odchodzącej od Kościoła katolickiego

„Epoka Antychrysta” to najnowsza książka Pawła Lisickiego. Dążenie Zachodu do dyktatury liberalizmu, odchodzenie od Kościoła katolickiego i tradycji rzymskokatolickiej – wszystko to opisuje autor.

„Jest to spełnienie snu o świecie całkowicie pozbawionym Boga, gdzie ostatnie atrybuty religijne zostają przejęte przez ludzi niewierzących. Staram się pokazać w tej książce, do czego może nas doprowadzić taka droga”.

Zdaniem Pawła Lisickiego człowiek, który jest poddany presji antyreligijnej, zostaje pozbawiony istoty człowieczeństwa, czyli odniesienia do transcendentnego sensu. Pomimo tego, że autor ujął swoją opowiastkę, jak sam o niej mówi, w karby tragifarsy, to niejednokrotnie przebijają się elementy filozoficzne i duchowe: „Na podstawie tego, co już teraz widaćstarałem się przedstawić, jak nasz świat może być zniekształcony”.

Autor podkreślił, że w tej publikacji, w przeciwieństwie do poprzedniej („Dżihad i samozagłada Zachodu”), nie skupiał się już na problemie emigracji muzułmanów z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki do tzw. dżihadu Europy. Pisarz natomiast chciał zaakcentować, że największą odpowiedzialność za odchodzenie od Kościoła katolickiego ponosi sam Zachód… i Kościół:

„To opowieść o tym, jak Kościół sam siebie pogrąża w coraz większym kryzysie, a Zachód sam siebie zabija”.

Zapraszam do wysłuchania całej rozmowy.

JN

Wizyta Ojca Świętego na Litwie: Litwa ma być pomostem między wschodem a zachodem

Irena Lewandowska i Tomasz Snarski opowiedzieli o wizycie papieża Franciszka na Litwie, która rozpoczęła się w sobotę (22 września 2018 r.).

 

Wizyta papieża jest dla Litwinów oraz mniejszości narodowych mieszkających na Litwie historycznym wydarzeniem. Ojciec Święty spotkał się z władzami Litwy, odwiedził Ostrą Bramę oraz na pl. Katedralnym w Wilnie apelował, aby wierni, a głównie młodzież, nie koncentrowała się na sobie i szła pod prąd indywidualizmu.

Prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė podziękowała papieżowi za wsparcie ze strony Stolicy Apostolskiej w walce o wolność Litwy, co zapewne jest związane z obchodzonym w tym roku 100-leciem odzyskania przez Litwę niepodległości. Prezydent zaakcentowała również historyczne zaangażowanie wielu Litwinów w ratowanie Żydów podczas II wojny światowej, opowiedziała też o wyzwaniach, jakie stoją obecnie przed Litwą.

„Litwa nie ogranicza się do opowieści o przeżytych przez siebie bolesnych doświadczeniach i patrzy ku przyszłości z wielką nadzieją, Te oczekiwania zwrócone są przede wszystkim ku młodym, urodzonym i wzrastającym w świetle wolności” – powiedziała prezydent Grybauskaitė.

Papież Franciszek podkreślił, że ważne jest, aby ludzie dziś nie skupiali się jedynie na własnych potrzebach, ale zauważali drugiego człowieka. Ponadto Papież Franciszek podkreślił ważne znaczenie Litwy na arenie międzynarodowej, twierdząc, że Litwa powinna być dziś „pomostem” między wschodem a zachodem.

Tomasz Snarski również skomentował wizytę Ojca Świętego na Litwie oraz mówił o swoim wolontariacie w wileńskim hospicjum. Podkreślił, że czerpie wielką satysfakcję z bezpłatnej pracy przy chorych.

Zapraszam do wysłuchania całej rozmowy.

JN

 

Żeby zbierać, trzeba siać. Takiego sposobu patrzenia na wiele problemów nauczył mnie kardynał Marian Jaworski

Ja widzę tych ludzi jako żarzące się ogniki wiary, które przetrwały. Bo już następne pokolenie było częściowo uformowane poprzez tę niesamowitą propagandę i destrukcję komunistyczną, ateistyczną.

Zenon Błądek
Łukasz Jankowski

Kiedyś, wracając do Puszczykówka, na wysokości stacji autobusowej w Poznaniu zobaczyłem ojca Wacława Brzozowskiego, który był w pewnym sensie inicjatorem, duszą budowy tutejszego kościoła. I znając go, gdyż od czasu do czasu bywałem o siódmej rano w kaplicy, przystanąłem i zaproponowałem, że go podwiozę. W rozmowie wyszło na jaw, że jestem architektem. A on mówi: akurat poszukuję inspektora nadzoru, bo mamy już wstępną decyzję na budowę w Puszczykówku wymodlonego i upragnionego kościoła. Czy pan by się zgodził? Wyraziłem zgodę, to było również w moim interesie jako człowieka wierzącego i zakładającego, że tutaj osiądzie moja rodzina. I tak się zaczęło.

Oczywiście praca polegała nie tylko na nadzorze. Pamiętam rok ’81, kiedy rozpoczęła się budowa. Przyznam, że improwizacja, jak również odwaga budowniczych były zdumiewające.

Siedzę w tych zagadnieniach ponad pięćdziesiąt lat, mam duże doświadczenie i przyznam, że takiej improwizacji, do tego tak twórczej i skutecznej, nigdy nie widziałem. Zdumiewające, z jakim wysiłkiem i zaangażowaniem wszyscy – bo partyjni również – brali udział w budowie tego kościoła, bez sprzętu, bez żadnej ochrony.

Stworzyłem kronikę budowy, jako że ciągle chodziłem z aparatem fotograficznym i dokumentowałem rozwój tej inwestycji. Obojętnie na której stronie byśmy ją otwarli, zobaczymy improwizację. Jakaś betoniarka z demobilu, jakieś taczki, rusztowania… Był taki dyżurny, który w razie awarii przyjeżdżał na rowerze i naprawiał, co się dało. O zasadach BHP czy innych zabezpieczeniach w ogóle nie było mowy.

Ja, będąc równocześnie kierownikiem, magazynierem, współprojektantem, miałem w takiej szopce domową apteczkę, na wszelki wypadek; i chcę powiedzieć, że przez cały czas budowy ani razu – podkreślam – ani razu nie była używana. A na budowę przychodziły kobiety, dzieci, młodzież, ludzie po pracy w Poznaniu… Czasami praca była na trzy zmiany i żadnego wypadku, mimo braku hełmów, poręczy – nie było. Ja to oczywiście przypisuję temu, że we wszystkim skutecznie pomagał nam patron parafii, Święty Józef, który jako człowiek z branży doskonale wiedział, czego nam potrzeba i nas chronił. Mam do Niego szczególną atencję i wdzięczność, bo jako inspektor nadzoru byłem za te sprawy odpowiedzialny. (…)

* * *

W 1991 roku, kiedy pojawiły się już pewne zapowiedzi normalizacji stosunków między Kościołem a rodzącym się państwem ukraińskim, do Lwowa został skierowany ksiądz arcybiskup Marian Jaworski, dla odtworzenia struktur Kościoła łacińskiego w metropolii lwowskiej. (…)

Wszelkie budynki typu seminaria, domy pielgrzyma były własnością państwa i państwo nie zamierzało ich oddać. Na przykład budynek seminarium użytkował jakiś instytut geodezyjny. Nie było mowy, żeby się stamtąd wyprowadził. Dom arcybiskupów był zajęty przez jakąś inną instytucję. Kościoły – 20% było od razu zburzonych na zasadzie odwetu przez zdobywców tych terenów, czyli wojska radzieckie, potem inne ugrupowania, dla pokazania siły. Dalsze jakieś 60% obiektów sakralnych, w tym również siedziby zakonów i zgromadzeń, było zagospodarowanych jako zaplecze gospodarcze dla kołchozów, sowchozów itd.

Można sobie na przykład wyobrazić, jak w latach 90. arcybiskup Jaworski trafia na te tereny i widzi zabytkowy kościół z zachowanymi fantastycznymi detalami z fantastycznej szkoły rzeźbiarskiej, a w środku – magazyn nawozów sztucznych. Jakie skutki to musiało wywrzeć na konstrukcję! Prawie wszystko było do rozebrania, wyczyszczenia, wypalenia. Albo w innych – jakieś magazyny sprzętu, obory, chlewnie – to był straszny widok.

Podziwiam, z jakim optymizmem ksiądz kardynał Jaworski podchodził do sprawy, jak potrafił dobrać sobie garstkę bożych szaleńców. Ja tych kapłanów mogę nazwać bożymi szaleńcami, bo inaczej nie sposób podejmować się rzeczy niemożliwych.

Warto również podkreślić, że głód kapłanów, głód wiary prowadzonej przez kapłanów był tam niewyobrażalny. My tutaj, w Puszczykówku, też odczuwaliśmy ten głód, brak duszpasterzy, nauki religii, nabożeństwa majowego czy czerwcowego. Trudnością było, że trzeba było pójść do kaplicy o siódmej rano i często stać na zewnątrz, w korytarzach…

Ale na Ukrainie nie było niczego. Żyło jeszcze pokolenie ludzi, którzy pamiętali rok ’39, czy lata 40., kiedy kościoły i obiekty kościelne były burzone, dewastowane. Ja widzę tych ludzi jako żarzące się ogniki wiary, które przetrwały. Bo już następne pokolenie było częściowo zaangażowane, a częściowo uformowane poprzez tę niesamowitą propagandę i destrukcję komunistyczną, ateistyczną. Wokół tych ogników zaczęły się gromadzić rodziny, powstawały komitety, które występowały do władz o zwrot albo nawet o pozwolenie na oczyszczenie, zmianę użytkownika. Były to procedury niełatwe, trzeba było się zdeklarować, że się jest katolikiem łacińskim. A katolik łaciński na tych terenach był wrogiem. Zresztą Kościół łaciński był nazywany Kościołem polskim. (…)

Dojeżdżałem okresowo do Lwowa. Wsiadałem w Poznaniu w pociąg, który kursował między Szczecinem a Przemyślem. Jeździli nim głównie przesiedleńcy, którzy mieli tam jakieś swoje interesy. W takiej sześcioosobowej kuszetce byłem jedynym Polakiem. Nocą w pociągu człowiek się nasłuchał tylu różnych rzeczy, że wysiadał rano w Przemyślu bardzo zmęczony. Potem był przejazd przez granicę. Przez tych kilkanaście lat za każdym razem to była tragedia, ale jednocześnie odczuwałem dużą satysfakcję, że mogłem coś zrobić.

Zresztą przyznam się, że kardynał Jaworski mnie też troszeczkę przestawił z widzenia niektórych problemów w sposób światowy, mówiąc: żeby zbierać, trzeba siać. I czułem się, jakbym tę metodę stosował. Siałem, żeby zbierać, a nawet dokładałem, gdyż to była absolutnie społeczna działalność. Ci ludzie mnie urzekli, a szczególnie ksiądz kardynał. I powoli projektowałem, nadzorowałem, inspirowałem, doradzałem…

Doznałem również ze strony księdza kardynała wdzięczności, serdeczności, gdyż po tych moich trudach miałem możliwość cztery razy być u Ojca Świętego w Rzymie na audiencji prywatnej. Zostałem również oznaczony jednym z najwyższych oznaczeń nadawanych osobom cywilnym, papieskim orderem Karola Wielkiego.

Całość wspomnień Zenona Błądka, których wysłuchał Łukasz Jankowski, pt. „Siałem, żeby zbierać”, można przeczytać na s. 15 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wspomnienia Zenona Błądka, których wysłuchał Łukasz Jankowski, pt. „Siałem, żeby zbierać” na stronie 15 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Kresowianie w obronie godności Polski i polskiej racji stanu”. XXIV Światowy Zjazd i pielgrzymka Kresowian

Pomoc materialna kierowana z Polski przez organizacje społeczne i osoby prywatne pozwala wierzyć, że Polacy po drugiej stronie granicy nie są sami. Pomoc ta nie zastąpi jednak politycznego wsparcia.

Tadeusz Puchałka

Tegoroczny zjazd środowisk kresowych i sympatyzujących z nimi wielu organizacji odbył się 1 lipca. (…) Uroczystości odbywały się pod hasłem: „Kresowianie w obronie godności Polski i polskiej racji stanu”, tradycyjnie na Jasnej Górze, niemal u stóp Pani Jasnogórskiej – Królowej i Matki narodu polskiego.

W murach pięknej sali papieskiej, pachnącej jeszcze świeżością po niedawno ukończonych pracach, które przydały nowego blasku pomieszczeniom, zasiadło wiele znamienitych postaci świata polityki: posłów, senatorów, dyplomatów, a także przedstawicieli Kancelarii Prezydenta RP Andrzeja Dudy. Uroczystości zostały objęte honorowym patronatem przez wicemarszałka województwa śląskiego Stanisława Dąbrowę, a także starostę częstochowskiego Krzysztofa Smelę. Na sali obecni byli samorządowcy i przedstawiciele wielu organizacji młodzieżowych o charakterze patriotycznym. Tradycyjnie swoją obecność zaznaczyła delegacja Śląskiej Izby Lekarskiej. Liczne poczty sztandarowe stanowiły dowód żywej, prężnej działalności organizacji i stowarzyszeń polskich w kraju i za granicą. (…)

Fot. T. Puchałka

Członkowie różnych delegacji sygnalizowali w swoich wypowiedziach, że wiele problemów czeka na rozwiązanie. Gorzkie słowa adresowane do przedstawiciela strony rządowej padły z ust redaktor Marii Pyż z rozgłośni Radia Lwów, a także przedstawicielki Forum Rodziców Szkół Polskich na Litwie, Renaty Cytackiej. (…) Obie panie w gorących słowach dziękowały natomiast za pomoc materialną kierowaną z Polski przez organizacje społeczne i osoby prywatne, co pozwala wierzyć, że Polacy po drugiej stronie granicy nie są sami. Pomoc ta nie zastąpi jednak politycznego wsparcia.

Zwrócono się z prośbą do przedstawicieli mediów, także lokalnych, by w rzetelny sposób informowali społeczeństwo o sytuacji Polaków mieszkających poza granicami ojczyzny.

Polskie tradycje, w wielu wypadkach przekazywane za granicą z większą pieczołowitością i staraniem aniżeli w kraju, często są okupione wysoką ceną, ale opinia publiczna w Polsce nie jest w wystarczający sposób o tych problemach informowana.

Należy także organizować spotkania integracyjne, mające na celu wzajemne poznawanie i rozwiązywanie problemów na bieżąco. Miejscem spotkań powinny być szkoły, a także wszelkiego rodzaju ośrodki kultury, zarówno po jednej, jak drugiej stronie granicy. Dobrosąsiedzkie stosunki można kształtować tylko dzięki wymianie poglądów, nie zaś zastraszaniu, a programy nauczania tworzyć po konsultacjach z tzw. drugą stroną. Upływ czasu działa na niekorzyść obydwu środowisk, czas więc zaprzestać wygłaszania haseł bez pokrycia, a pomyśleć o działaniu. Pomoc charytatywna tylko po części załatwia problem. Obowiązkiem rządu jest dbanie o rodaków w każdym miejscu ich zamieszkania.

Cały artykuł Tadeusza Puchałki pt. „XXIV Światowy Zjazd i pielgrzymka Kresowian” znajduje się na s. 4 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Puchałki pt. „XXIV Światowy Zjazd i pielgrzymka Kresowian” na s. 4 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Dlaczego papież Franciszek milczy? Grzegorz Górny o wybuchu watykańskiej „bomby atomowej”

Abp Carlo Maria Viganò opublikował w weekend list, w którym stawia zarzuty wobec kardynał Theodore’a McCarricka i papieża Franciszka. Papież miał chronić kardynała, któremu stawiano zarzut pedofilii.

 

 

 

 

 

Przechodzimy od religijności masowej do bardziej świadomej, ale chciałbym, by tej jakości towarzyszyła też ilość

Wielkie gesty papieża Franciszka na rzecz ubogich, troska o ludzi wykluczonych – to nie jest nic nowego w Kościele. To nie jest także nic nowego w stosunku do poprzednich pontyfikatów.

Antoni Opaliński
Paweł Bortkiewicz

Czy przykład Irlandii, kraju, gdzie Kościół był przez stulecia ostoją tożsamości, nie powinien dziś być dla Kościoła w Polsce sygnałem alarmowym?

Oczywiście, to jest bardzo poważne ostrzeżenie dla nas. Ja myślę, że wciąż musimy mieć świadomość tego, że Kościół jest, jak mówimy w teologii, ludem bożym w drodze, a więc – mówiąc bardziej świeckim językiem – jest rzeczywistością niezwykle dynamiczną i musi liczyć się z różnymi procesami zarówno kulturowymi, jak i socjologicznymi, które dzieją się w świecie. Musi liczyć się także z pewną sferą przemian światopoglądowych, politycznych.

Krótko rzecz ujmując, nie możemy bezmyślnie przyjmować słów Chrystusa, że bramy piekielne nie przemogą Kościoła, bo trzeba mieć jednocześnie świadomość tego, że ten sam Chrystus wzywa nas, żebyśmy byli solą ziemi i światłością świata.

Ks. Paweł Bortkiewicz. Fot. Media WNET

A więc zapewniając nas o swojej mocy i gwarantując nam istnienie Kościoła, Chrystus jednocześnie wzywa nas do jakości życia. Jeżeli tej jakości w nas zabraknie, to możemy mieć rzeczywiście taki problem i taki kryzys, jakiego doświadcza Irlandia. (…)

Mimo spektakularnych wydarzeń, takich jak Lednica, statystyki mówią, że spora część młodego pokolenia odchodzi od Kościoła. Czy to jest początek procesów, które dotknęły Zachód?

Ja patrzę na to, a przynajmniej próbuję patrzeć, w kategoriach nie do końca pesymistycznych, ale pewnej zmiany jakościowej. Mianowicie zmienia się sposób przeżywania religijności, sposób jej manifestowania. Przechodzimy od religijności masowej do bardziej świadomej, do pewnych ruchów, grup, do bardziej osobistego sposobu przeżywania wiary. Myślę, że samo w sobie jest to cenne, ale nie ukrywam, że chciałbym, by tej jakości towarzyszyła też ilość.

Z drugiej strony, mówiąc brutalnie: jeżeli mam do wyboru ilość i jakość, to wolę mimo wszystko jakość. I chciałbym dostrzegać w tych procesach, próbuję w nich dostrzegać przechodzenie od masowości, od ilości w stronę wyższej jakości, większej świadomości wyboru, większej decyzyjności swojej wiary. (…)

Pontyfikat papieża Franciszka dla jednych jest ożywczym rabanem w Kościele, dla innych to doktrynalny chaos, z którego nie wiadomo, co wyniknie. Jak Ksiądz na to patrzy?

To bardzo trudne dla mnie osobiście pytanie. Mam świadomość tego, że papież Franciszek jest postacią bardzo, bardzo medialną i przez wiele osób odbieraną jako osoba, która dokonuje ogromnej rewolucji w Kościele. Ale po pierwsze zwróciłbym uwagę na to, że to, co odbieramy często jako rewolucję papieża Franciszka, to jest pewna kontynuacja. Wielkie gesty papieża Franciszka na rzecz ubogich, troska o ludzi wykluczonych – to nie jest nic nowego w Kościele. To nie jest także nic nowego w stosunku do poprzednich pontyfikatów.

Pamiętam pewną rozmowę z moim przyjaciółmi, tu w Poznaniu, którzy wspominali z zachwytem o tym, że dzięki papieżowi udało się, za sprawą arcybiskupa, obecnie kardynała Krajewskiego, ufundować w Poznaniu windę dla jakieś szkoły z dziećmi niepełnosprawnymi. Przypomniałem, że oczywiście to jest bardzo spektakularny gest, ale on ma się bardzo znikomo do poczynań Jana Pawła II, który z okazji Wielkiego Jubileuszu dążył do oddłużenia kilkudziesięciu krajów świata z wielkich długów w skali miliardowej.

Zapominamy o pewnej perspektywie poprzedzającej papieża Franciszka. Natomiast to, co mnie osobiście rzeczywiście niepokoi w tym pontyfikacie, to jest jego niejednoznaczność. To jest sytuacja, która prowokuje do bardzo rozmaitych komentarzy, rozmaitej kontrinterpretacji. Papież dokonuje pewnej podstawowej, powiedziałbym, rzeczy. Niejako rozbijając centralizm Kościoła, schodzi na jego poziom lokalności i powierza interpretację nauczania kościelnego poszczególnym hierarchiom. To sprawia, że mamy w efekcie takie wypowiedzi, jak chociażby słynna wypowiedź niemieckiego kardynała Marxa: „Nie jesteśmy filią Rzymu”. No tak, tylko, jeżeli nie jesteśmy filią Rzymu, to tracimy wymiar Kościoła jednego, świętego, powszechnego. To jest sytuacja zejścia na poziom poszczególnych instytucji, tak jak w Kościołach protestanckich. I to jest wielkie niebezpieczeństwo. Nie podejrzewam papieża o to, żeby świadomie dokonywał takiego rozbicia, ale niestety jego wypowiedzi i niektóre jego działania sprzyjają właśnie takim interpretacjom.

Ale Duch Święty mimo wszystko nas prowadzi.

Wierzę głęboko w działanie Ducha Świętego i w to, że ten pontyfikat na pewno nie przyczyni się do niczego złego w Kościele.

Cały wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Pawłem Opalińskim pt. „O zmianach w Kościele – optymistycznie” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z ks. Pawłem Opalińskim pt. „O zmianach w Kościele – optymistycznie” na stronie 5 sierpniowego „Kuriera WNET”, nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Oblicze Ziemi przemienia się konkretnym czynem „tu i teraz” – mówił Jan Paweł II. Hospicjum na Litwie jest takim czynem

Kiedy patrzy się w oczy cierpiącego człowieka, na jego zniewolenie bólem i bezradnością… W wielu czynach miłosierdzia widać Bożą reżyserię.

 

Powrót arcybiskupa / Jak zostawić swojego Bohatera, gdy kolejne miesiące przynoszą nowe informacje i nowych świadków?

Czekali z kartką, żeby podpisał lojalkę. A on – powiada – był tak wykończony, był tak wymęczony, że mówił do siebie tylko jedno „Baraniak, ty się nie możesz ześwinić”. I nie podpisał.

Jolanta Hajdasz

„Nie powinnaś wchodzić kolejny raz do tej samej wody”, czyli nie powinnaś już zajmować się tym tematem. To zdanie wisi nade mną jak przestroga, bo trudno znaleźć wśród filmowców kogoś, kto pochwaliłby pomysł realizacji trzeciego filmu dokumentalnego na ten sam temat przez ten sam zespół twórców w stosunkowo krótkim czasie. Ale jak zostawić Bohatera i jego historię, gdy kolejne miesiące przynoszą nowe informacje i nowych świadków tego, co zaczęliśmy przed laty dokumentować?

Odwagi trochę brakowało, ale gdy z bardzo pewnego źródła otrzymałam dokument, na podstawie którego w 2017 r. wznowiono umorzone przed laty śledztwo w sprawie prześladowania tego, kogo już nie tylko my nazywamy „Żołnierzem Niezłomnym Kościoła”, a prokurator powołał się w nim jedynie na wypowiedzi świadków zarejestrowane przez nas na potrzeby drugiego filmu, wątpliwości prysły. Trzeba robić trzeci film, skoro są nowe materiały, a nawet „nowe okoliczności w sprawie”. Żeby poznać prawdę, trzeba pokazywać bohaterów. Za nami zdjęcia w Rzymie, w Krakowie i Poznaniu. Za nami maleńkie Rościnno i równie mała, choć powszechnie znana w Polsce Komańcza. Z kamerą byliśmy też w Krynicy i w Lesznie. Operator Rafał Jerzak, który w najgorszych nawet warunkach potrafi zrobić przepiękne zdjęcia, Bartosz Żytkowiak, który o rejestracji dźwięku wie chyba wszystko i Marek Domagała, który potrafi nagrywać, montować, dobrać, a nawet skomponować muzykę. Ta sama ekipa od 7 lat. Mamy unikalne materiały filmowe, unikalne fotografie i przede wszystkim nierejestrowane nigdy wcześniej wypowiedzi osób, które Go pamiętają, które nadal tak jak my poszukują o Nim informacji i które chcą się nimi podzielić z innymi. Na pytanie, dlaczego opowiadają to wszystko dopiero teraz, odpowiadają prosto – nikt wcześniej nie chciał tego słuchać.

Scena z filmu „Powrót”. Fot. J. Hajdasz

Arcybiskup Antoni Baraniak to sekretarz prymasa kardynała Augusta Hlonda i dyrektor sekretariatu prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego. Pełnił także funkcję metropolity poznańskiego w latach 1957–77.

Lista Jego zasług i osiągnięć jest naprawdę bardzo długa, ale największym dowodem Jego męstwa i niezłomności jest postawa podczas aresztowania oraz bezlitosnych przesłuchań w więzieniu śledczym na Mokotowie w Warszawie w latach 1953–1955.

Historycy Kościoła są zgodni, że torturami, biciem i głodzeniem śledczy z UB chcieli wymusić na ówczesnym biskupie Antonim Baraniaku zeznania pozwalające na zorganizowanie pokazowego procesu przeciwko internowanemu w tym właśnie czasie kard. Stefanowi Wyszyńskiemu. Aresztowano ich razem, tego samego dnia, a raczej tej samej nocy, z 25 na 26 września 1953 r. w Domu Arcybiskupów Warszawskich przy ul. Miodowej w Warszawie.

W przeciwieństwie do prymasa Stefana Wyszyńskiego, który został „tylko” internowany, jego sekretarz trafił do największej katowni dla więźniów politycznych – więzienia przy ul. Rakowieckiej. Przez analogię do losów tysięcy prześladowanych tam żołnierzy podziemia niepodległościowego w Polsce film o Nim z 2016 roku zatytułowałam „Żołnierz Niezłomny Kościoła”. I tak abp Baraniak stał się żołnierzem, choć nigdy nie nosił munduru. (…)

Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by uzmysłowić sobie, jak wielka byłaby wymowa propagandowa takiego procesu w tamtym czasie. Stąd aresztowanie bpa Baraniaka, stąd Rakowiecka i dążenie wszelkimi stosowanymi tam metodami do tego, by zmusić bpa Baraniaka do współpracy z komunistyczną bezpieką przeciwko Prymasowi. Biskup Antoni Baraniak nie załamał się i wytrzymał aż 27 miesięcy najgorszych stalinowskich tortur stosowanych wobec niego w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej. Jestem dziś pewna, że je tam wobec niego stosowano, ponieważ od 7 lat dokumentuję tragiczne i raczej nieznane powszechnej opinii publicznej Jego więzienne losy.

Informacje o nich można dziś uzyskać przede wszystkim od świadków prywatnych wypowiedzi abpa Baraniaka, który sporadycznie mówił o tym kilku osobom w różnych okolicznościach swojego życia. One znalazły się w moich filmach dokumentalnych na ten temat. Pierwszy nosi tytuł „Zapomniane męczeństwo” (premiera w 2012 r.), drugi to „Żołnierz Niezłomny Kościoła” (premiera w 2016 r.). Wraz z profesjonalną ekipą filmową dokonałam tych nagrań w latach 2011–2017.

Obecnie dysponuję świadectwami 37 (trzydziestu siedmiu) osób znających osobiście abpa Antoniego Baraniaka. Wśród nich są przedstawiciele jego rodziny, bliscy współpracownicy oraz osoby, z którymi miał kontakt rzadszy, ale które uważają, iż wywarł na ich życie ogromny wpływ np. ministranci czy wyświęceni przez niego księża.

Z wypowiedzi tych osób możemy próbować odtworzyć to, co abp Baraniak w czasie 27 miesięcy uwięzienia (26.09.1953–29.12.1955 r.) i kolejnych 10 miesięcy internowania (30.12.1955–1.11.1956 r.) przeżył. Pragnę w tym miejscu zaznaczyć, iż to, co bp Antoni Baraniak przeszedł w więzieniu na Rakowieckiej, opisane jest oczywiście w dokumentach Urzędu Bezpieczeństwa, które dziś są w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. Opublikował je w 2009 r. ówczesny biskup pomocniczy Poznania, Marek Jędraszewski w książce liczącej 580 stron, pt. Teczki na Baraniaka. Ale w dokumentach jest tylko oficjalny zapis tego, co działo się w okresie uwięzienia arcybiskupa. Nie znajdziemy tam opisu tortur, szykan, dręczenia fizycznego i psychicznego człowieka, jakich stosowanie w tamtych czasach w więzieniu przy ul. Rakowieckiej było normą. (…)

Ciemnica w relacji ks. Mariana Banaszaka było to pomieszczenie bez okna, światła i jakichkolwiek urządzeń sanitarnych czy sprzętów typu krzesło czy łóżko. Zamykano tam człowieka na kilka dni nago, bez podania mu jedzenia czy picia. Ks. Banaszak stwierdził w tej audycji radiowej z 1995 r., że abp Baraniak spędził w takiej celi co najmniej 8 dni. Według historyka, ksiądz arcybiskup wspominał, że kiedy go już nie mogli niczym nakłonić do takich zeznań oskarżających prymasa, zastosowano tzw. ciemnicę. Bez żadnej odzieży zamknięto go na kilka dni, chyba osiem, czy nawet więcej, w takiej piwnicy bez okna, bardzo wilgotnej i właśnie kapiąca woda z sufitu, ze ścian i on tam bez jedzenia, bez niczego tam przebywał. I nie załamał się. Dlaczego się nie załamał? On to wyjaśniał w taki bardzo prosty sposób. Mianowicie jakiś czas go trzymano z innymi więźniami. I wtedy któryś z tych więźniów mu powiedział, że ma uważać, bo w życiu każdego więźnia następuje taki moment, kiedy się załamuje psychicznie, po prostu nie znosi tego faktu uwięzienia, dlatego ma się liczyć z tym, że przyjdzie taki moment, kiedy i on gotów się będzie załamać.

Wtedy ksiądz, jeszcze biskup, Baraniak postanowił i odprawił rekolekcje, właśnie z innymi więźniami, a właściwie on je odprawiał, ale na oczach tych więźniów modlił się, klęczał, no i wtedy to uczynił sobie postanowienie takie, że cokolwiek mu się zdarzy, on nigdy nie będzie świadczył przeciwko księdzu prymasowi, no i że gotów jest oddać swoje życie za sprawę Kościoła.

I właśnie na tym rzymskim spotkaniu to podkreślił, że to była dla niego taka największa pomoc i siła. I taki pozostał: niezłomny. (Wypowiedź z audycji Poznańskiego Radia Katolickiego, dziś Radia Emaus w Poznaniu, z 12.08.1995 r., opublikowana także w filmie „Zapomniane męczeństwo” w 2012 r.).

Potwierdzał te relacje także nieżyjący już ks. Henryk Grześkowiak, proboszcz parafii w Radomicku w Wielkopolsce. Rozmawiałam z nim kilka dni przed jego śmiercią w 2010 r. Wtedy jeszcze nie miałam możliwości nagrania jego relacji, ale poznał ją także i przytacza ją w filmie pt. „Żołnierz Niezłomny Kościoła” abp Marek Jędraszewski, który także rozmawiał o tym z ks. Grześkowiakiem. Opowiadał on, że śledczy z UB, chcąc wymusić na abpie Baraniaku zeznania przeciwko prymasowi Wyszyńskiemu, wrzucali go nago do ciemnej celi, w której były fekalia, a one także kapały mu na głowę.

Cela abpa Baraniaka w Muzeum Żołnierzy Wyklętych | Fot. J. Hajdasz

Gdy usłyszałam to od niego po raz pierwszy w 2010 r., nie potrafiłam nawet sobie wyobrazić, jak wygląda taka cela, ale w lipcu 2016 r. zobaczyłam ją na własne oczy w więzieniu przy Rakowieckiej. Ona naprawdę istniała, choć do tej pory była starannie ukryta, tak by nikt się o niej nie dowiedział. Gdy pierwszy raz byłam z kamerą w tym więzieniu w sierpniu 2011 r., wielokrotnie przechodziłam korytarzem w piwnicy obok tych drzwi, za którymi ukryty był ten właśnie karcer „suchy” – ciemnica i karcer „mokry”, ale wtedy nikt z towarzyszących nam pracowników tego Aresztu Śledczego nawet nie wspomniał, że taki karcer w ogóle istniał, drzwi skrywające miejsce, w którym popełniano te tak okrutne zbrodnie wyglądały jak wszystkie inne w tym więzieniu, zwyczajne, metalowe.

To w korytarzyku obok tego karceru strzelano ludziom w tył głowy, a to co zostało na ziemi po roztrzaskanej strzałem głowie, krew i ludzkie szczątki – spłukiwano wodą. Spływała ona właśnie do tego karceru „mokrego”, w którym nie było żadnej kanalizacji ani odpływu. Tam nie było także nawet zwykłego, więziennego wiadra na odchody. Wszystko, co tam spłynęło, zostawało w tej celi. Dlatego więźniowie siedzieli tam cały czas jakby w szambie. Malutkie okienko pod sufitem latem było zawsze zamknięte, więc ludzie dusili się tam z gorąca. Wtedy na głowy kapały im skraplające się wyziewy z tego szamba. (…)

Kolejne świadectwo przekazuje z kolei Barbara Zawieja, córka brata abpa Baraniaka, Ludwika. Według niej biskupa Antoniego Baraniaka poddawano torturze tego rodzaju, że trzymano go nieruchomo pod kapiącą na głowę wodą. Przez pierwsze godziny człowiek nie odczuwa tego specjalnie dotkliwie, jednak po kilku godzinach (dobach?) każde uderzenie takiej kropli wody w to samo miejsce czaszki jest przeżywane jak uderzenie obuchem. W jej opinii śladem po tej torturze było widoczne do końca życia wgłębienie na głowie Arcybiskupa. (…)

Wielokrotnie na pokazach moich filmów w parafiach i w czasie przeglądów tzw. kina niezależnego zadawano mi pytanie, dlaczego historia bohaterskiego biskupa, którego postawa w latach 50. ochroniła Prymasa przed pokazowym procesem, a tym samym uratowała polski Kościół, jest tak mało znana, dlaczego tak mało wiemy i tak mało mówimy o tej niezwykłej postaci?

Na jednym ze spotkań w Warszawie odpowiedział na to pytanie ksiądz, który go znał: Jest tak, bo biskup Baraniak jest dla nas wyrzutem sumienia. Przecież tak niewiele dla niego zrobiono w czasie uwięzienia i internowania. Kościół był jak sparaliżowany pod wpływem wstrząsającego faktu aresztowania Prymasa.

Według mnie innym powodem, dla którego o sprawie tak mało się mówiło, jest zapewne także kontekst polityczny. Ponad 30 funkcjonariuszy UB, którzy wymieniani są w dokumentach zarchiwizowanych w IPN jako ci, którzy zajmowali się abpem Baraniakiem w śledztwie, nigdy nie poniosło za to żadnej odpowiedzialności, pracowali zapewne w wymiarze sprawiedliwości przez wiele lat, a może ich krewni i ich dzieci pracują tam nadal.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Powrót” znajduje się na s. 1 i 3 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Powrót” na s. 1 i 3 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Walec światopoglądowy toczy się w naszą stronę. Póki u nas Kościół się trzyma, mamy szansę nie dać się zgnieść

Błędna filozofia rodzi błędną teologię, błędna teologia rodzi błędną formację kapłanów, błędna formacja kapłanów rodzi błędne duszpasterstwo, a błędne duszpasterstwo rodzi katolicyzm z nazwy tylko.

Antoni Opaliński
Grzegorz Kucharczyk

Czy uważa Pan – wiem, że trudno pytać historyka o to, co będzie – że ten walec światopoglądowy, który przechodzi po Europie, dotrze również do nas, czy też pozostaniemy wyspą na mapie kontynentu?

Przykład irlandzki pokazuje, że nic nie jest dane raz na zawsze. Katolicka Irlandia, wyspa świętych… a okazuje się, że w ciągu 20–30 lat doszło do takiego przeorania mentalności. Tu oczywiście jest cały kompleks różnych zjawisk. Kluczowe jest to, co stało się z Kościołem w Irlandii. Natomiast póki u nas Kościół się trzyma, nie ma takiego tąpnięcia, jak było właśnie w Irlandii z powodu różnych skandali, to mamy szansę. Ale to, że walec zmierza w naszą stronę, jest niewątpliwe. To zresztą żadne odkrycie, bo przymiarki trwają już od jakiegoś czasu. Natomiast musimy mieć świadomość otoczenia. Na zachodzie mamy kompletną pustkę duchową w postaci dawnego NRD, czyli wschodnich landów Bundesrepubliki, na południe jeden z najbardziej zlaicyzowanych krajów, czyli Republikę Czeską, Słowacja jeszcze jakoś… Ukraina, Białoruś – przy odradzającym się Kościele to jest ciągle dziedzictwo postkomunizmu, wyludniająca się Litwa i pełen rakiet Obwód Kaliningradzki.

Jednak pojawiają się nadzieje – może nie w Polsce, ale w Europie – że we współczesnej Rosji istnieje jeszcze element konserwatyzmu i nie ma propagandy „gender”.

Nie podzielam tego przekonania. Zanim o tym powiemy, pragnąłbym zauważyć, że Wschód to my już mamy u nas, w środku. Myślę o przynajmniej trzech milionach obywateli Ukrainy, którzy są w Polsce. To jest potężna masa ludzi, o której trzeba pamiętać. Oni przyszli ze wschodu, oczywiście z różnymi korzeniami, z różnym potencjałem asymilacyjnym. Jest to zjawisko, z którego konsekwencjami będziemy się jeszcze mierzyć w kolejnych latach. Natomiast Rosja jako ostoja konserwatyzmu? Zawsze przy tej okazji zadaję pytanie: w której europejskiej stolicy wybudowano największy meczet? Zazwyczaj padają zwyczajowe odpowiedzi: Paryż, Rzym, Madryt, Londyn… A tymczasem największy meczet jest w Moskwie, otwierany w obecności prezydenta Putina. Zresztą dzisiaj w korpusie oficerskim Federacji Rosyjskiej jedną trzecią stanowią obywatele tego państwa pochodzenia muzułmańskiego.

Rosja w sensie aksjologicznym jest hybrydą. To nie tylko państwo, które prowadzi wojny hybrydowe, ale które samo w sobie jest hybrydą. Dwugłowy rosyjski orzeł w jakimś sensie symbolizuje „brak logicznej konsekwencji sumienia”, jak ktoś powiedział o Rosjanach.

Z jednej strony mamy mauzoleum Lenina w Moskwie, a z drugiej odbudowany – zresztą wspaniale – Sobór Chrystusa Odkupiciela. To jest symbol, który pokazuje, że Rosjanie mają problem sami ze sobą.

Jak zaczęło się zmieniać na Ukrainie w roku 2014, to mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem tzw. Leninopadów. To bardzo ożywczy widok, jak padają pomniki jednego z największych zbrodniarzy w historii świata. Natomiast mniejszość rosyjska na wschodzie Ukrainy wszystkie swoje demonstracje robiła wokół pomników Lenina. Są np. takie zdjęcia z Charkowa. To jest charakterystyczne, że punkt identyfikacji, tożsamości, to jest Lenin. (…)

Często pisze Pan o sytuacji w Kościele. Co Pan sądzi o reakcji polskich biskupów na papieską adhortację Amoris laetitia?

W dokumencie Konferencji Episkopatu Polski widać wysoki poziom dyplomatyzowania. Tam nie ma jednoznacznego stanowiska. Są jakieś dziwne sformułowania. Gdy mowa o osobach żyjących w tzw. drugim związku – żeby dbać o wierność w tym związku. Dziwne to wszystko. Warto przypomnieć, co w niedawnym wywiadzie powiedział ks. arcybiskup Stanisław Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski i metropolita poznański. Zapytany o tę kwestię powiedział, że Kościół oznacza ciągłość w nauczaniu.

Tam nie ma oczywiście takich sformułowań, jakie znalazły się w wypowiedziach różnych innych episkopatów – niemieckiego czy części argentyńskiego – ale jasnego, jednoznacznego stanowiska, którego zresztą oczekiwano od Kościoła w Polsce poza Polską – nie było. Straszne zło się nie stało, ale mogło być lepiej.

Czy polscy biskupi nie są w stanie sformułować wspólnego stanowiska? Czy też mamy do czynienia – jak twierdzą niektórzy obserwatorzy – z próbą „przeczekania”?

Może być i to, i to. Raczej skłaniałbym się do tezy, że tam była spora doza dyplomatyzowania. Nuncjatura w Polsce też starała się mieć wpływ na kształt tego dokumentu. Z pewnością zabrakło jasnego świadectwa.

Często powołujemy się na świętego Jana Pawła II. Mamy w tym roku rocznice jego wielkich encyklik: 25-lecie Veritatis splendor, 20-lecie Fides et ratio. Jego stanowisko było jednoznaczne. Właśnie w Fides et ratio Jan Paweł II przypomina: błędna filozofia rodzi błędną teologię, błędna teologia rodzi błędną formację kapłanów, błędna formacja kapłanów rodzi błędne duszpasterstwo, a błędne duszpasterstwo rodzi zjawisko pod tytułem „katolicyzm z nazwy tylko”.

To nie jest optymistyczna puenta…

To jest bardzo optymistyczna puenta, polegająca na tym, że trzeba czytać ojca świętego Jana Pawła II, który miał dla nas i do nas o wiele więcej do powiedzenia niż tylko o jakości kremówek.

Cały wywiad Antoniego Opalińskiego z Grzegorzem Kucharczykiem pt. „Walec światopoglądowy toczy się w naszą stronę” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z Grzegorzem Kucharczykiem pt. „Walec światopoglądowy toczy się w naszą stronę” na s. 5 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego