„Święty Grób Maryi” – co wiadomo o miejscu wiecznego zaśnięcia Matki Bożej, co przekazuje tradycja i sztuka?

Grób Niepokalanej znajduje się w Dolinie Cedronu. I tutaj właśnie, według starożytnych tradycji, w przyszłości ma się odbyć Sąd Ostateczny, po którym nastąpi wskrzeszenie wszystkich zmarłych.

Barbara M. Czernecka

Ostatnia ewangeliczna wzmianka o Matce Pana Jezusa dotyczy polecenia Jej pod opiekę Świętego Jana przez umierającego na krzyżu Zbawiciela. Potem jeszcze w Dziejach Apostolskich w święto Pięćdziesiątnicy Maryja razem z innymi niewiastami towarzyszy uczniom swojego Syna i staje się współuczestniczką Zesłania Ducha Świętego. Jest wielce prawdopodobne, że działo się to w Wieczerniku. Następnie, kiedy wzmogły się prześladowania pierwszych chrześcijan, w wyniku których około 37 roku został ukamienowany św. Szczepan, a pięć lat później ścięto głowę Świętego Jakuba, wyznawcy Chrystusa rozproszyli się po świecie, głosząc o Nim Dobrą Nowinę.

Maryja wraz z Świętym Janem Apostołem przeniosła się do Azji Mniejszej. Zamieszkali w Efezie. Do dzisiaj istnieje tam kaplica, zbudowana na ruinach Jej rzekomego domku. Historycznie jest to bardzo prawdopodobne, gdyż fundamenty tego budynku datuje się na I wiek naszej ery. Ponadto tam Święty Jan nie tylko redagował czwartą Ewangelię i Księgę Apokalipsy, ale też umarł śmiercią naturalną oraz został pogrzebany. Tutaj też przez trzy lata przebywał Święty Paweł i pisywał listy apostolskie. Wzmiankowali o tym pierwsi Ojcowie Kościoła, a nawet w roku 431 wyznaczyli miasto Efez na Sobór, podczas którego został ogłoszony dogmat o Boskim Macierzyństwie Maryi.

Dom na wzgórzu koło Efezu w swoich wizjach widziała błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich, dzięki wskazówkom której został on odnaleziony przez specjalne ekspedycje naukowe w 1891 roku. Potwierdzają to także mieszkańcy wioski Kirkence, wierni wyznania prawosławnego, a potomkowie pierwszych chrześcijan efeskich. Otaczają oni czcią miejsce, gdzie żyła Najświętsza Maryja Panna, nazywając je „Panaya Kupulu”.

W 1951 roku odnowiono tam domniemany Dom Maryi Matki. Pielgrzymowali do tego miasta papieże: Paweł VI oraz Święty Jan Paweł II. Miejsce to jest ważne nawet dla muzułmanów, którzy także na swój sposób czczą posłuszną Bogu Dziewicę Marjam.

Matka Jezusa miała żyć wśród ludzi do 59–63 roku życia. I jeśli ostatnie lata rzeczywiście spędziła w Efezie, to jest możliwe, że na koniec ziemskiej pielgrzymki powróciła do Jerozolimy. W mieście, gdzie Jezus dokonał Zbawienia świata: umarł na Krzyżu, zmartwychwstał i wstąpił do nieba, jest również Kościół Grobu Najświętszej Marii Panny. Miejsce to czczone było już w II wieku, a w IV powstała tutaj pierwsza świątynia pod wezwaniem Maryi. Palestyna kryje w sobie więcej świadectw i pamiątek po Bogurodzicy. Zwłaszcza owo miasto trzech religii wydaje się być najgodniejszym dla Jej „paschy” z życia ziemskiego do niebiańskiego.

Miejsce Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny wskazywane jest w Jerozolimie na wzgórzu Syjonu. Wolna od zmazy grzechu pierworodnego, nie została skażona również cielesnym zepsuciem. Koniec ziemskiego żywota Matki Boga określa się więc nie mianem śmierci, ale pogrążenia w wiekuistym śnie.

Wniebowzięcie Matki Pana Jezusa zostało ogłoszone dogmatem wiary przez papieża Piusa XII 1 listopada 1950 roku. Wzmiankowane już jednak było w źródłach pochodzących z VI wieku. Jest to więc najstarsze uznawane przez chrześcijan święto maryjne, jako Jej „narodzin dla nieba”. Ma ono też związek z tradycją obchodzenia rocznic śmierci.

Grób Niepokalanej, z którego Ona z ciałem i duszą została wzięta do nieba, znajduje się po dzień dzisiejszy w Dolinie Cedronu. Zapewne istotne znaczenie ma jego lokalizacja pomiędzy Starym Miastem a Ogrodem Oliwnym. W tym samym też miejscu kilka lat wcześniej został ukamienowany pierwszy chrześcijański męczennik, Święty Szczepan. I tutaj właśnie, według starożytnych tradycji, w przyszłości ma się odbyć Sąd Ostateczny, po którym nastąpi wskrzeszenie wszystkich zmarłych.

Według legendy, w Świętym Grobie Maryi pozostały kwiaty. Na pamiątkę tego już od X wieku w Uroczystość Jej Wniebowzięcia właśnie one, z ziołami, kłosami zbóż, warzywami i owocami, są układane w najpiękniejsze bukiety lub wieńce i zanoszone do kościoła celem pobłogosławienia.

Cały artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Święty Grób Maryi” znajduje się na s. 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary M. Czerneckiej pt. „Święty Grób Maryi” na s. 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Sto dni abstynencji na stulecie odzyskania niepodległości! Od soboty 4 sierpnia do niedzieli 11 listopada to 100 dni

Pozytywnym dla nas przykładem może być Litwa, gdzie z sukcesem podjęto odważne działania, między innymi likwidując alkohol ze stacji paliw i podnosząc do 20 lat wiek, w którym można kupić alkohol.

Komisja Episkopatu Polski ds. Trzeźwości i Osób Uzależnionych

Odrodzenie niepodległej Polski wymagało ofiarnej walki i wytrwałej pracy na różnych polach. Wielu bohaterów tamtych czasów zdawało sobie sprawę, że troska o trzeźwość Polaków jest fundamentem walki o niepodległość. Stanowi także podstawę jej utrzymania. I chociaż sto lat temu spożywaliśmy zaledwie 1 litr czystego alkoholu rocznie na osobę, to troska o trzeźwość Narodu była priorytetem w działaniach wielu polskich patriotów, chociażby generała Józefa Hallera, abstynenta, aktywnego działacza na rzecz trzeźwości. (…)

Chcemy, by rodziło się jak najwięcej dzieci w silnych i stabilnych rodzinach. Tymczasem alkohol to jedno z największych zagrożeń dla rodziny, to źródło rozwodów, przemocy i dramatów. Chcemy rozwijać się gospodarczo, a jednocześnie co roku marnotrawimy miliardy złotych na pokrycie kosztów nadmiernego spożycia alkoholu. Mamy ambicję być społeczeństwem zdrowym, a alkohol powoduje liczne choroby, w tym nowotwory. Alkohol odbiera rocznie życie tysiącom Polaków. Chcemy być społeczeństwem praworządnym, a tymczasem nadużywanie alkoholu jest jednym z głównych czynników popełniania przestępstw, zwłaszcza tych najcięższych.

Ta diagnoza musi nas skłonić do refleksji i odważnego działania. Abstynencja to pójście drogą proroków dobra. To wielkie błogosławieństwo dla każdego z nas, dla naszych bliskich, a także dla naszej ojczyzny. To podstawa szczęścia w małżeństwie i rodzinie. To warunek panowania nad sobą.

Człowiek nietrzeźwy schodzi z drogi błogosławieństwa i życia. Zaczyna dręczyć samego siebie i swoich bliskich. Zwykle wikła się też w coraz większe zło moralne. Bez trzeźwości nie potrafimy naśladować Jezusa i iść drogą świętości. Jeżeli chcemy być dojrzałymi chrześcijanami, musimy zachować trzeźwość w myśleniu i postępowaniu. (…)

Około milion osób jest uzależnionych, a 3 miliony pije ryzykownie i szkodliwie. Statystyki wskazują, że 18 procent Polaków, których można nazwać głównymi „dostawcami problemów”, wypija aż 70 procent spożywanego w kraju alkoholu, czyli ponad 33 l czystego alkoholu w ciągu roku. Niestety narzucają oni pozostałym swój niszczący styl życia. Z tym musimy skończyć. Chcemy jednak podkreślić, że nie proponujemy prohibicji, lecz radosne życie w prawdziwej wolności, której nie ma bez trzeźwości.

Musimy bezwzględnie przestrzegać wymogu pełnej abstynencji od alkoholu wśród dzieci i młodzieży do pełnoletności oraz formować takich ludzi dorosłych, którzy żyją w trzeźwości, czyli są bądź abstynentami, bądź sięgają po alkohol bardzo rzadko, jedynie w symbolicznych ilościach i wyłącznie wtedy, gdy z jakichś względów nie są zobowiązani do abstynencji. (…)

Ogromna odpowiedzialność stoi także przed władzami państwowymi i samorządowymi. Z nadzieją przyjmujemy ostatnie zmiany regulacji prawnych, które są początkiem do odważniejszej ochrony trzeźwości. To jednak wciąż zbyt mało. Regulacje prawne w różnych krajach całego świata mówią nam wprost: nadużywanie alkoholu można ograniczyć poprzez: całkowity zakaz reklamy i innych form promocji alkoholu, ograniczenie punktów i czasu jego sprzedaży, a także ograniczenie ekonomicznej dostępności alkoholu. Pozytywnym dla nas przykładem może być Litwa, gdzie z sukcesem podjęto odważne działania, między innymi likwidując alkohol ze stacji paliw i podnosząc do 20 lat wiek, w którym można kupić alkohol. (…)

Nie akceptujmy liderów społecznych, którzy nadużywają alkoholu. To jeden z warunków budowania spokojnych, bezpiecznych i rozwijających się lokalnych wspólnot, a także dostatniej Ojczyzny.

Co roku prosimy o przeżycie sierpnia bez alkoholu. Jednak w tym jubileuszowym roku chcemy zaprosić Polaków do ambitniejszego działania, do ambitniejszej drogi. Czas od soboty 4 sierpnia do niedzieli 11 listopada 2018 roku to 100 dni. W tym roku odważnie prosimy: niech będzie to 100 dni abstynencji. Sto dni abstynencji na stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę.

Wolność kosztowała życie tak wielu Polaków. My dzisiaj nie musimy za Polskę umierać. Ale by chronić wolność i wspierać rozwój Polski i Polaków, musimy sobie wyznaczać ambitne cele. Jednym z nich jest właśnie ochrona trzeźwości. Św. Jan Paweł II mówił nam, że „prawdziwy egzamin z wolności jest dopiero przed nami”. To prawda. Nie możemy zawieść w tej tak ważnej sprawie. Dlatego podejmijmy to wezwanie: 100 dni abstynencji na stulecie niepodległości. To jest naprawdę egzamin z wolności i miłości do Ojczyzny!

Cały list Komisji Episkopatu Polski ds. Trzeźwości i Osób Uzależnionych pt. „Troska o trzeźwość Polaków”, znajduje się na s. 7 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List Komisji Episkopatu Polski ds. Trzeźwości i Osób Uzależnionych pt. „Troska o trzeźwość Polaków” na s. 7 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Nawrócenie libańskiego wojownika / Wywiad Tomasza Wybranowskiego z Assaadem Emilem Chaftarim, „Kurier WNET” 49/2018

Do wszystkich dziennikarzy mam takie oto przesłanie: „Płyńcie pod prąd głównego nurtu, ponieważ mainstream nie jest dobrym kierunkiem. Tylko płynąc pod prąd, będziecie w stanie zmieniać świat!”.

Tomasz Wybranowski
Assaad Emile Chaftari

Jestem gotów przejść piekło

Assaad Emile Chaftari był wysokim rangą oficerem i „numerem 2” wywiadu Chrześcijańskiej Milicji (powiązanej z partią chrześcijańsko-demokratyczną Kataeb – Libańską Partią Socjalno-Demokratyczną, nazywaną także Falangami Libańskimi wiernymi Baszirowi al-Dżumajilowi), podczas libańskiej wojny domowej w latach 1975-1990. Kiedy rozpoczęła się wojna, Assaad Chaftari dołączył do jednostki łączności w siłach chrześcijańskich, a później ukończył kurs artyleryjski. Twierdzi, że „przeżył prawdziwe piekło na ziemi”. Był odpowiedzialny podczas działań wojennych za śmierć setek ofiar. W 1988 roku zetknął się z organizacją „Inicjatywa dla Zmian” („Initiatives of Change”). Wtedy przeżył duchowe odrodzenie. Zaczął zastanawiać się, czy rzeczywiście podczas wojny domowej w Libanie stał po stronie Boga.
W 2000 r. napisał długi i przejmujący list z przeprosinami do wszystkich swoich ofiar i ich rodzin, który opublikowano w ogólnokrajowej prasie libańskiej. W 2015 roku cały list ukazał się jako trzystustronicowa książka, pod tytułem La Vérité même si ma voix tremble (Mówić prawdę, nawet jeśli twój głos drży).
Od prawie dwudziestu lat swoje życie poświęca budowaniu pokoju i poszukiwaniu dobra w każdym człowieku, bez względu na wyznawaną religię, kolor skóry i polityczne przekonania. Obecnie jest aktywnym działaczem ruchów i organizacji pozarządowych oraz członkiem koalicji Wahdatouna Khalasouna, która przybliża Libańczykom ideę i potrzebę zmian na poziomie osobistym, dialog i niestosowanie przemocy, by uratować kraj. W swojej misji odwiedzał także Libię, aby ziarno dobra i braterstwa zaszczepić w sercach walczących. W czerwcu bieżącego roku był jednym z gości konferencji zorganizowanej przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich „Media as a Public Service” – „Media jako służba publiczna”.
Wywiad przeprowadził Tomasz Wybranowski.

Witam w Polsce.

Dziękuję bardzo za zaproszenie i danie mi szansy tej rozmowy. Bardzo się cieszę, że aż z Libanu mogłem przylecieć na konferencję organizowaną przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich.

To pierwsza Pana wizyta w naszym kraju? Jakie są Pana wrażenia?

Szczerze mówiąc, wiem dużo o Polsce z wielu książek historycznych i opracowań. Teraz mogę to skonfrontować, będąc tutaj. Polska wiele wycierpiała przez ostatnie dwieście lat, szczególnie w trakcie II wojny światowej. I potwierdziło się to podczas wypraw do warszawskich muzeów.

Na twarzach uczestników konferencji, z którymi miałem okazję rozmawiać, malował się przede wszystkim smutek i zaduma. Także Pan po wyjściu z gmachu Muzeum Powstania Warszawskiego, a potem z Muzeum Polin, był bardzo przejęty…

To prawda… Szczególnie pierwsza wizyta, w Muzeum Powstania Warszawskiego, była dla mnie swoistym déjà vu. Polska od zawsze była historycznie otoczona przez potężne mocarstwa, które na przestrzeni wieków nigdy nie życzyły Wam dobrze. To jest trochę jak z Libanem, który jest otoczony przez Syrię. Kiedy słuchałem przewodniczki i przemierzałem sale Muzeum Powstania Warszawskiego, identyfikowałem się z uczuciami ludzi, którzy doświadczali bólu i cierpienia w przeczuciu, że może już nie być dla nich jutra. Kiedy odwiedzałem dzisiaj warszawskie muzea, otworzyła się jeszcze bardziej rana w moim sercu.

Wspomniał Pan, że widzi liczne analogie do historii Libanu i Polski. My w Polsce żyjemy teraz w roku stulecia jubileuszu odzyskania niepodległości. Staramy się budować silną i sprawiedliwą Polskę, zapominając o czasach wojen i komunizmu. Czy Libańczykom udało się przegonić zmory wojny domowej z lat 1975–2005?

Właściwie wojna w Libanie zakończyła się oficjalnie w roku 1990, po piętnastu latach walk. Przygnębiające będzie to moje spostrzeżenie, ale muszę powiedzieć, że w Libanie ciągle święcimy początek wojny domowej, a nie jej zakończenie. To bardzo smutne i oznacza jedno, że ciągle jeszcze nie wyciągnęliśmy wniosków z naszej przeszłości i odniesionych ran. Niewątpliwie jest to trochę związane z kulturą naszego kraju.

Co to oznacza?

Wybieramy chowanie brudów pod dywan niż prawdziwą rozmowę i rzeczywiste rozwiązanie problemów. Niestety w Libanie nie udało nam się nawet otrzeć o sprawiedliwą ocenę wojny. Niestety nie było też prawdziwego pojednania. Oczywiście nasi politycy uważają, że wszystko jest w porządku. W przenośni całowali się wzajemnie w naszym Zgromadzeniu Narodowym, gdzie się spotykają podczas obrad. Ale ludzie nie są tak naprawdę jeszcze ze sobą pogodzeni do końca, w sercach. Oni mieszkają razem, blisko siebie. Zgoda, ale my to nazywamy jedynie współmieszkaniem. Żyjemy obok siebie, choć bardzo chcielibyśmy mieć wspólne perspektywy i własne życie. Tej wspólnoty nie ma. Podsumowując, to nie jest do końca prawda, że my w Libanie zakończyliśmy wojnę.

Bejrut w 1982 roku | Fot. PR Feary, Archiwum Rządu Federalnego USA

W tym miejscu przypomnę motto konferencji organizowanej przez SDP: „Media jako służba publiczna”. Moim zdaniem, aby tworzyć wspólnotę, tę prawdziwą, wiele zależy od mediów. Czy w Libanie media zmieniają sumienia i serca czytelników, słuchaczy?

To bardzo dobre nawiązanie. Aby zbudować pokój i wspólnotę, potrzebne są prawdziwie wolne media. W Libanie niestety nie możemy mówić, że media są wolne i niezależne. Zazwyczaj są one inspirowane i sterowane przez grupy polityczne, aby wychwalały ich liderów i dyskredytowały ideologicznych oponentów albo mają wyraźne powiązania z zagranicznymi ambasadami. To smutne, co powiem, ale muszę być szczery…. Media w moim kraju, niestety, dolewają oliwy do ognia podziałów i konfliktów wewnętrznych. Dzielą, zamiast skupiać się na budowaniu prawdziwego pokoju między wszystkimi Libańczykami.

Brak nadziei, aby ten stan zmienić? Jest tak źle?

Właśnie! Powinniśmy zawsze dodawać w naszych libańskich przekazach i wiadomościach to słowo: nadzieja! Przecież gdyby było tak dobrze, idealnie, to po co mielibyśmy się teraz spotykać w Warszawie na konferencji „Media as a Public Service”, czy w innych zakątkach świata o tym debatować? Może kiedyś uda się takie spotkanie dziennikarzy z różnych stron świata zorganizować i u nas, w Bejrucie. Dlaczego? Ponieważ wiemy, że zmiana jest możliwa. Ja sam to wiem na przykładzie mojego serca, które się odmieniło.

Przeszedłem drogę od walki zbrojnej przez etap wewnętrznego przełomu, do stwierdzenia, że miłość bliźniego jest lepszą drogą niż konflikty, wojny i podziały w imię politycznych i religijnych barier. A ponieważ ja byłem w stanie się zmienić, to jestem przekonany, że każdy człowiek jest w stanie to zrobić. Dlaczego? Bo myślę, że każdy jest lepszy ode mnie.

Czy jesteśmy naprawdę gotowi, gdziekolwiek na świecie, na dobre i braterskie spotkanie z innymi? I czy media mogą zbliżać ludzi?

Oczywiście, że media mogą zbliżać ludzi. My żyjemy, nie rozumiejąc innych. Sami wykreowaliśmy, ba! Pozwoliliśmy, by działały nasze instynkty, często dokarmiane strachem, zamiast nasze serca. I tu powinna pojawiać się chrześcijańska zasada miłowania bliźniego. Jeśli zawsze będziemy starali się dbać o dobro innych, tak samo jak dbamy o interesy nas samych, to zbliżymy się do prawdy o naszym człowieczeństwie. Ważne jest, aby postrzegać drugiego człowieka, jakim on jest w istocie, z jego punktu widzenia, a nie, jakim się nam wydaje lub wolelibyśmy, by taki po prostu był. Tajemnica zrozumienia innego polega na akceptowaniu go takim, jakim on jest, bez próby zmieniania.

Musimy wykonać ten pierwszy krok?

Przede wszystkim trzeba pozwolić temu drugiemu stać się podobnym do mnie lub do sposobu, w jaki ja widzę rzeczy i postrzegam świat.

Nie jest to łatwe, bo można w ten sposób narzucać swoje widzenie rzeczywistości.

Ale trzeba dać mu możliwość posiadania własnego wyobrażenia, a przez to i widzenia rzeczy, jakie jemu się podobają lub wydają się ważne. Tym procesem jest próba lepszego poznania go, aby dostrzec, w jaki sposób możemy osiągać tę wspólną płaszczyznę. By odnaleźć ten wspólny mianownik, musimy unikać zasiedzenia we własnych czterech kątach stereotypowego myślenia, próbując zagarnąć od innych jak najwięcej dla siebie. Mam nadzieję, że będziemy żyli w lepszym świecie.

Myślę też, nawiązując do poprzedniego pytania, że media odgrywają jedną z ważniejszych ról we współczesnym świecie. To właśnie media kreują opinię publiczną. A jak jest opinia publiczna kreowana współcześnie, doskonale wiemy. Oto media dziś wkładają do głów różne informacje, robiąc ludziom codzienne „pranie mózgów”. Jestem pewny, że dziennikarze, redakcje na całym świecie nie robią tego celowo. Czasami nawet nie zauważają, do czego to prowadzi. Mogą sprawić jednym newsem, wywiadem, notką prasową zarówno negatywne, jak i pozytywne „pranie mózgu”. I mam nadzieję, że będą próbowali zbudować tą właściwą, drugą opcję. Wierzę, że o tej drodze we współczesnym dziennikarstwie i roli mediów będziemy rozmawiać w Warszawie.

Wezwanie do walki i wojenna krwawa codzienność

Kiedy dla Pana zaczęła się wojna w Libanie?

Zawsze będę pamiętał tę datę. Moja wojna z muzułmanami rozpoczęła się 13 marca 1975 r. To był początek libańskiej wojny domowej. Do tego momentu, do tamtej chwili moi przyjaciele, nauczyciele i wszyscy wokół mnie definiowali muzułmanów jako „brudnych”, „biednych”, „zgnuśniałych” i „bardzo leniwych”. I pod ich wpływem zmieniała się moja percepcja.

Święcie wierzyliśmy, że Liban został przekazany przez Francuzów właśnie nam, chrześcijanom. Byliśmy przekonani, że jesteśmy prawowitymi mieszkańcami, podczas gdy muzułmanie byli agresorami i zdrajcami. Nie mogliśmy patrzeć również na Palestyńczyków, którzy uczynili Liban swoją kwaterą główną, zyskując poparcie większości muzułmańskich Libańczyków w ich walce z Izraelem.

Pojawił się strach?

Tak, ale był to proces. Najpierw zacząłem nie lubić muzułmanów i Palestyńczyków, potem ich nienawidziłem. W końcu bałem się ich i chciałem ich tylko unicestwić.

W oczach wielu libańskich chrześcijan był Pan bohaterskim weteranem wojny domowej.

Brałem udział w tej długiej wojnie domowej. Byłem odpowiedzialny za chrześcijańskie służby wywiadowcze. Byłem także jedną z głównych postaci tego spektaklu śmierci, który można zobaczyć w telewizyjnych wiadomościach i przeczytać w przekazach prasowych, związanego z jakąkolwiek wojną domową, dziejącą się gdziekolwiek na świecie. Każda z nich wygląda tak samo.

Co robił Pan podczas tej krwawej i długiej wojny?

Byłem odpowiedzialny za wiele śmierci, kiedy niszczyliśmy muzułmańskie kwatery i ich umocnienia. Bardzo łatwo przychodziło mi usprawiedliwianie moich decyzji i działań. Kiedy nasz ruch oporu rozwijał się, ja wzrastałem wraz z nim i ostatecznie stałem się drugim dowódcą jednostki libańskiego chrześcijańskiego wywiadu. Moim zadaniem było decydowanie o losie tych wszystkich, którzy byli zatrzymywani. Ja decydowałem, czy ktoś powinien być oszczędzony, wymieniony za naszych jeńców, czy zabity.

Co było potem? Wydawało się, że w roku 1985 wojna zakończy się, a w Libanie zapanuje pokój.

Do roku 1985 roku wojna doprowadziła nas donikąd. Potem było jeszcze gorzej. Zdecydowaliśmy się w końcu na negocjacje z naszymi wrogami. Podpisaliśmy umowę, która w zasadzie zakończyła wojnę. Jednak piętnaście dni później nastąpił nieoczekiwany zamach stanu w łonie chrześcijańskich ugrupowań. Nagle my, weterani walk, nie byliśmy już postrzegani jako chrześcijańscy bohaterowie, ale jako chrześcijańscy zdrajcy. Wkrótce porozumienie się rozpadło, wielu z nas zginęło, a ja uciekłem z rodzinnego domu z żoną i synem.

Nie umiem sobie nawet tego wyobrazić…

Mogę użyć metafory, że w tamtych dniach ja i moja rodzina „zostaliśmy wrzuceni w bastion naszego wroga”. Przez następne sześć lat musieliśmy żyć blisko muzułmanów i Palestyńczyków, chronionych przez Syryjczyków. Trzeba przyznać, że Syryjczycy byli wtedy naszymi jedynymi sojusznikami. Nie było absolutnie nikogo, kto odnalazł się w tej sytuacji. Pewnego dnia moja żona powiedziała, że rozumie nienawiść, którą widzi w oczach Palestyńczyków, ponieważ wtedy doświadczyła uczucia, jak to jest być pogardzanym.

Co trzymało Wasz kraj razem do 1975 roku? Liban w latach 60. i 70. ubiegłego wieku często był nazywany Szwajcarią Bliskiego Wschodu.

Ta Szwajcaria Bliskiego Wschodu, o której Pan mówi, miała tylko powierzchownie wiele podobieństw do europejskiej Szwajcarii. Ale wewnątrz, w sercach, obywatele Libanu nie mają w sobie tego poczucia państwowości i wspólnoty, jak Szwajcarzy, którzy – o ile mnie pamięć nie myli – przez ponad trzysta lat byli w stanie zbudować kraj z prawdziwymi jego obywatelami. A my mieszkaliśmy przed wojną obok siebie, ale nie tworzyliśmy wspólnoty, takiej gniazdowości.

Dla każdej z opcji Liban oznaczał zupełnie coś innego. Do tego trzeba jeszcze wspomnieć o rozlicznych problemach Arabów i Palestyńczyków, którzy przybyli do Libanu w tamtym czasie uzbrojeni po zęby i z hasłem walki z socjalną niesprawiedliwością. Nierówności społeczne i dyskryminowanie pewnych grup napędzało spiralę niezadowolenia. Do czasów wybuchu wojny domowej chrześcijanie mieli więcej przywilejów, więcej praw i byli po prostu bogatsi. To były największe powody wojennej eksplozji w moim kraju.

I jeszcze jedna analogia do Polski. Wasz kraj na przestrzeni wieków także doświadczał mieszania się krajów ościennych w wasze sprawy, z interwencjami zbrojnymi, czego przykładem były wasze zabory i wymazanie Polski z map świata. Państwa sąsiadujące z Libanem wciąż próbują manipulować naszymi wewnętrznymi podziałami.

Przebudzenie chrześcijańskiego wojownika

Kiedy nastąpił przełom i zdecydował się Pan przeprosić za to, co wydarzyło się podczas tej straszliwej wojny? Nie chcę tutaj szukać porównań i różnic między wojnami sprawiedliwymi a niesprawiedliwymi, bo uważa Pan, że „każda wojna niczego dobrego nie przynosi”. Jak doszło do wyznania win i pierwszych prób ekspiacji?

Pod koniec wojny, w 1988 roku, moja żona po raz pierwszy uczestniczyła w spotkaniu organizowanym przez ruch Inicjatywy Dla Zmian – Initiatives of Change Movement. W wywiadach zawsze o tym wspominam, że jako oficer wywiadu zapytałem ją, jakie mogą być prawdziwe intencje tych osób. Zamiast odpowiedzieć na moje pytanie, zaprosiła mnie na kolejne spotkanie ruchu. Zapytali mnie, czy jestem gotowy na zmianę siebie, zanim będę chciał zmieniać innych. Stanowczo odpowiedziałem, że starałem się być doskonały, choć wiedziałem o swoich wadach. Ale zacząłem intensywnie o tym myśleć. Z dnia na dzień, ze spotkania na spotkanie odkrywałem więcej rzeczy, które musiałem zmienić w sobie.

Podczas spotkań w mojej grupie spotkałem wielu muzułmanów, Palestyńczyków i komunistów. Ze zdziwieniem odkryłem, że większość zasłyszanych informacji o muzułmanach nie była prawdziwa. Z ich wypowiedzi i świadectw zrozumiałem, że oni także naprawdę martwili się o swój kraj i rodziny. Ich kraj to przecież także i mój kraj, pomyślałem. I nagle, podczas mityngów ruchu Inicjatywy Dla Zmian odkryłem, że ci muzułmanie, Palestyńczycy, komuniści i inni, mają imiona. Przestali być dla mnie anonimową masą. Po raz pierwszy czułem, że możemy ze sobą porozmawiać, wymienić poglądy i poznać siebie nawzajem. W trakcie tych rozmów przyznawałem się do tego, że nie zawsze miałem rację. Co było dla mnie odkrywcze, to fakt, że oni także podzielali moje spostrzeżenia i punkty widzenia na różne sprawy. I tak oto, krok za krokiem, bardzo mozolnie, rozmowa za rozmową, ich „Prawda” w połączeniu z moją „Prawdą” stworzyła „TĘ PRAWDĘ”. W taki sposób zacząłem się zmieniać. Krok za krokiem ta droga wciąż trwa. Jeszcze się nie skończyła.

Pana książka „La Verite meme si ma voix tremble” – „Mówić prawdę nawet, jeśli twój głos drży”, to bardzo osobisty list. Przeprasza w nim Pan swoje ofiary i ich rodziny i rozlicza się ze swojej przeszłości. To bardzo przejmująca spowiedź. Nie każdy jest w stanie to zrobić. W jednym z wywiadów z Panem znalazłem taki oto passus: „Stopniowo odkryłem, że nie jestem tak dobrym facetem, za jakiego się uważałem. Miałem tak wiele do zmiany na każdym poziomie”. Dlaczego lubimy się oszukiwać? Czego się boimy?

Po pierwsze obawiasz się samego siebie. Myślisz tylko o tym, w jaki sposób inni będą cię postrzegać, jeśli wszystko o sobie opowiesz szczerze, bez żadnych przemilczeń. Musisz spojrzeć w lustro i zobaczyć siebie takim, jakim jesteś naprawdę, a nie – jak o sobie myślisz. Musisz otworzyć bardzo szeroko oczy.

Jeśli zobaczysz, że jesteś w jakikolwiek sposób niepociągający z powodu, na przykład, swojego zachowania, złych zasad, grzechów, a głównie jest tak z powodu twojego wielkiego ego, to musisz powiedzieć do tej osoby w lustrze, że dotąd tkwiła w błędzie. To oznacza, że musisz zaatakować swój najbardziej wrażliwy punkt – swoje ego. I to jest bez wątpienia najtrudniejsza część zadania. To jest ten magiczny punkt, gdzie wszystko się zaczyna.

Nie ma nic trudniejszego niż powiedzenie sobie prosto w twarz: „Jest mi przykro z twojego powodu, jest mi ciebie żal”. Później idź do innych i powiedz: „Proszę, przebacz mi”, nawet jeśli oni nie zaakceptują twojej skruchy i nie przebaczą ci. Wtedy nie może przeszkadzać podrażniona duma. Powinniśmy poprosić o przebaczenie bez względu na wszystko. Nawet jeśli nie od razu ktoś nam wybaczy, to nasz akt skruchy może pomóc osobie, do której przyszliśmy z pokorną prośbą o wybaczenie. Nasze zachowanie może być dla tej osoby iskrą zapalną, aby inaczej postrzegała świat. Być może twój gest sprawi, że ktoś przestanie nienawidzić.

Mówmy głośno o tym, że nienawiść zabija. Nienawiść niszczy przede wszystkim nienawidzących. Ten toksyczny kwas, który uderza nienawiścią, jest bardziej szkodliwy dla tego, kto nienawidzi, niż dla osoby, do której to uczucie kieruje.

Pana krucjata pokoju trwa.

I będzie trwała do końca moich dni. W liście do moich ofiar wybaczyłem także moim prześladowcom. Przebaczyłem wszystkim, którzy mnie zranili. To był dla mnie taki punkt zwrotny. Zaangażowałem się w budowę społeczeństwa obywatelskiego. Wielu z nas, zaangażowanych w działalność organizacji pozarządowych, zauważyło, że łączy nas potrzeba łączenia pokoleń. Łączenia w imię pokoju, poprzez wymianę doświadczeń.

W 2012 roku północnym Libanem zaczęły wstrząsać niepokoje, które groziły eskalacją na cały kraj. Dwie organizacje muzułmańskie zaczęły ze sobą walczyć. Zauważyliśmy, że sytuacja staje się niebezpieczna, a my nie chcieliśmy powrotu czasów wojny domowej. Zaczęliśmy wspólnie rozmawiać w ramach ruchu Inicjatywy Dla Zmian – Initiatives of Change movement.

Spostrzegliśmy, że pięć spośród ośmiu osób, które były w zarządzie tej komórki organizacji, miały korzenie w skrajnych i maksymalnie wrogich sobie stronnictwach, walczących ze sobą po roku 1975. Wtedy pojawił się pomysł: dlaczego nie połączyć w ramach ruchu, w nurcie pokojowych zmian i rozmów, „nowych” walczących ze „starymi” weteranami, których reprezentuję?

Jak została przyjęta ta inicjatywa?

Społeczeństwo bardzo dobrze przyjęło nasz pomysł. Ludzie w Libanie zaczęli mówić: „To bardzo dobry przykład”. Odczuliśmy wielką potrzebę pokazania Libańczykom, że możemy się nawzajem słuchać, tak starzy weterani, jak i nowi wojownicy, opozycjoniści i sympatycy rządu, wszyscy, którzy są w stanie pracować razem. To był fundament pod utworzenie nowej organizacji obywatelskiej – Old Fighters for Peace. Dzisiaj w strukturach organizacji działa aktywnie czterdziestu pięciu byłych weteranów wojennych, pochodzących z różnych ugrupowań politycznych i ich odłamów, wyznających inne religie, pochodzących z różnych warstw społecznych. Łączy nas jedno – skupiamy się na stworzeniu wspólnej platformy działania przeciwko przemocy w Libanie i na całym świecie. Old Fighters for Peace starają się wpływać na weteranów wojny, polityków, zwykłych obywateli i media.

Misja „Bliżej Boga”, czyli kochać bliźniego swego jak siebie samego

Uważa Pan, że więzi z rodziną, klanem i wyznaniem są silniejsze niż identyfikacja z narodem. Czy wobec tego wierzy Pan jeszcze w takie pojęcia, jak ‘naród’ i ‘kraj’?

Może Pana zaskoczę, ale muszę powiedzieć, że jestem już ponad takim schematem myślenia o świecie i życiu. Zgadzam się, że obywatelom każdego kraju powinno zależeć na tym, aby zgodnie i sprawiedliwie żyć w ramach konkretnego państwa. Ale najlepszym rozwiązaniem dla mnie jest życie w harmonii i na równi z innymi istotami ludzkimi na całym świecie.

Misja, aby kochać wszystkich bliźnich jak siebie samego?

Dokładnie tak! Wierzę, że my wszyscy jesteśmy ludźmi, dziećmi bożymi. Jestem przekonany, że gdy wreszcie spotkam się z Bogiem, to On na pewno nie będzie mnie pytał, czy byłem Libańczykiem, Arabem, czy Francuzem. Nie zapyta mnie także o partyjną przynależność i moje zapatrywania. Po śmierci dobry Bóg zapyta mnie: „Assaad, czy byłeś dobrym człowiekiem dla innych ludzi?”. On przyszedł na ziemię w imię miłości do każdego człowieka. Kiedy odkryłem w sobie miłość do drugiego człowieka, zacząłem ewoluować od bycia chrześcijaninem i Libańczykiem do poczucia, że jestem obywatelem tego świata. Teraz wiem, że jestem w stanie kochać każdą istotę ludzką na całym bożym świecie.

To wielka ewolucja ku zrozumieniu Chrystusa. Mając dwadzieścia lat, postanowił Pan bronić swojej chrześcijańskiej społeczności przed muzułmanami. Teraz jest Pan wojownikiem pokoju. Przyświecają Panu takie oto słowa: „Mogę przejść piekło, jeśli historia mojego życia odmieni poglądy i widzenie świata choćby jednej osoby i odsunie ją od fali przemocy!” Mądre i ważne słowa.

Czy mądre i ważne, tego nie wiem. Na końcu mojego życia, od czasu mojego przełomu i wewnętrznej zmiany, codziennie staram się pokazywać, że możemy zmieniać rzeczy w nas, wokół nas, w społeczeństwie, w którym żyjemy i na całym świecie. Nawołuję do pokoju, do dobrych zmian, do dialogu. Gdy moje życie się skończy, byłbym szczęśliwy, gdybym miał świadomość, że mogłem zmienić chociaż jedną ludzką duszę.

Jeśli zmienisz jedną duszę, zmienisz znacznie więcej istnień. Przede wszystkim tych, którzy są też w kontakcie z tą osobą. Tutaj absolutnie nie chodzi o prawienie kazań, ale o pokazywanie na własnym przykładzie właściwego modelu do naśladowania. Tak, odmienić serce i duszę choć jednego człowieka jest warte tego, aby poświęcić całe życie.

Czym jest dla Pana teraz Ewangelia Jezusa i chrześcijaństwo? Stanem umysłu czy stanem serca?

Odpowiem tylko jednym słowem – miłością. I nie jest to miłość, która jest czyimś wyobrażeniem. Ta miłość nie ma twarzy moich najbliższych, rodziny i przyjaciół. To miłość, która każe wszystkich bezwarunkowo kochać! To jest jedyny przekaz, który przychodzi mi na myśl, jeśli jestem pytany o Ewangelię, bo o tym najważniejszym przykazaniu powiedział nam Jezus. On nigdzie nie powiedział: „Zbuduj chrześcijańskie szkoły, utwórz chrześcijańskie kraje i posiadaj chrześcijańskie armie”. On nigdy tak nie powiedział. Jezus użył tylko jednego zdania: „Kochaj innych tak, jakbyś chciał, aby inni kochali ciebie”. „Inni” to nie tylko chrześcijanie, ale wszystkie istoty ludzkie, które On przykazał kochać. Niestety dzisiaj o przykazaniu miłości bliźniego zapominamy.

Grupa New Order I Iggy Pop śpiewają: „The secret of happiness is unconditional love” – “Sekretem szczęścia jest bezwarunkowa miłość”.

Tak, ale dopowiem, że… sekretem szczęścia innych. I dla innych. Jeśli żyjesz tą miłością, jesteś pełny nadziei, ufny. Świat staje się przez to piękniejszy, pogodniejszy. Widzisz wszędzie piękno. Zanim się zmieniłem, postrzegałem świat jako bardzo ciemne miejsce. Od kiedy się zmieniłem, bardzo wierzę w ten świat. Jestem teraz ufny. Nie ma dla mnie zamkniętego horyzontu ani rzeczy niemożliwych, ponieważ miłość jest w stanie czynić cuda. Prawdziwe cuda.

Co chciałby Pan przekazać Polakom, szczególnie dziennikarzom i ludziom mediów w Polsce?

Nie śmiem im nic powiedzieć, ponieważ jestem Libańczykiem, który przybył do Polski na chwilę. Ale chciałbym podzielić się jednym przemyśleniem: że młodzi ludzie, którzy zaczynają pracę w mediach, mogą zmienić świat na lepsze. To są słowa, którymi będę się dzielił podczas konferencji „Media jako służba publiczna”. A do wszystkich dziennikarzy mam takie oto przesłanie: „Płyńcie pod prąd głównego nurtu, ponieważ mainstream nie jest dobrym kierunkiem. Tylko płynąc pod prąd będziecie w stanie zmieniać świat!”.

Dziękuję za niezwykłą i pouczającą rozmowę.

Dziękuję bardzo za wysłuchanie mojej opowieści. Moc najlepszych życzeń dla Czytelników „Kuriera WNET” i Słuchaczy z Libanu.

Wywiad Tomasza Wybranowskiego z Assaadem Emilem Chaftarim, pt. „Jestem gotowy przejść piekło”, znajduje się na s. 10–11 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Tomasza Wybranowskiego z Assaadem Emilem Chaftarim, pt. „Jestem gotowy przejść piekło” na s. 10–11 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Prof. Zenon Błądek, Tomasz Kromolicki, Jan Bogatko. Zapraszamy na Poranek WNET z Puszczykowa. 2 sierpnia 2018 r.

To już 24 dzień naszej podróży WRACAMY DO ŹRÓDEŁ.

Goście:

Tomasz Kromolicki– przedsiębiorca- szef lokalnych struktur PiS w Puszczykowie;

Agata Wójcik – kandydatka na burmistrza w Puszczykowie;

Jan Bogatko- korespondent Radia Wnet w Niemczech

Maciej Krzyżański- radny Rady Miasta Puszczykowa, historyk, regionalista;

Marta Mrowińska– redaktor naczelna Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej;

Prof. Zenon Błądek- architekt i znawca hotelarstwa;

Marcin Paetz– notariusz, pasjonat historii;

prof. Jan Skuratowicz – historyk sztuki, profesor UAM, pracownik Instytutu Historii Sztuki;

Mikołaj Pietraszak-Dmowski– prezes majątku Rogalin;

Mirosław Piasecki – prezes Stowarzyszenia na rzecz nowej Konstytucji KUKIZ’15 Okręgu nr 37.

 


Prowadzący: Łukasz Jankowski

Wydawca: Luiza Komorowska

Realizator: Paweł Chodyna



Tomasz Kromolicki / fot. Luiza Komorowska

Część pierwsza:

Tomasz Kromolicki opowiedział o Puszczykowie – małym mieście położonym w województwie wielkopolskim, w powiecie poznańskim. Puszczykowo oddalone jest 12 km na południe od Poznania, otoczone obszarem Wielkopolskiego Parku Narodowego. Tomasz Kromolicki opowiedział również o lokalnej polityce.

Maciej Krzyżański opowiedział o historii Puszczykowa. Miasto powstało w 1962 roku z połączenia czterech miejscowości: Puszczykówka, Puszczykowa, Starego Puszczykowa i Niwki.

 

 

Agata Wójcik / fot. Luiza Komorowska

Część druga:

Marta Mrowińska opowiedziała o mediach lokalnych w gminach pod Poznaniem;

Agata Wójcik opowiedziała o scenie politycznej w Puszczykowie oraz o swojej kandydaturze w wyborach samorządowych;

Część trzecia:

Prof. Zenon Błądek/ fot. Luiza Komorowska

Jan Bogatko skomentował sposób, w jaki media niemieckie zareagowały na wczorajsze obchody 74 rocznicy powstania warszawskiego w Polsce.

prof. Zenon Błądek opowiedział o historii Kościoła Rzymskokatolickiego pw. św. Józefa Oblubieńca NMP w Puszczykowie. Kościół parafialny został zbudowany w latach 1981-1991.

Część czwarta:

Marcin Paetz opowiedział o akcentach kresowych w Puszczykowie. „W każdym Polskim domu żywa jest cząstka kresów, również w Wielkopolsce”. Marcin Pec  pasjonuje się tematyką kresową, wraz z parafią  pw. św. Józefa Oblubieńca NMP w Puszczykowie zorganizował m.in. spotkanie z księdzem Tadeuszem Isakowiczem Zaleskim.

prof. Jan Skuratowicz opowiedział o historii Wielkopolski oraz o pięknych pałacach i obiektach dworsko-parkowych, które ocalały w tym regionie.

Część piąta:

Mikołaj Pietraszak-Dmowski opowiedział o działalności  Fundacji im. Raczyńskich w Rogalinie, która zajmuje się Majątkiem Rogalin. Opis ze strony www.majatekrogalin.pl „Rogalin najczęściej kojarzony jest z dębami i pałacem. Ale to przecież nie wszystko! Wokół parku pałacowego, na powierzchni ok. 600 ha, rozciąga się majątek ziemski, istniejący od XIV wieku. W roku 1766 zakupiony przez hrabiego Kazimierza Raczyńskiego stał się najsłynniejszą rezydencją zasłużonego rodu hrabiów Raczyńskich herbu Nałęcz. Z powodu położenia blisko stolicy Wielkopolski i malowniczego usytuowania nad doliną Warty, Rogalin okazał się idealnym miejscem na główną siedzibę tego wpływowego i zamożnego rodu”.

Mirosław Piasecki opowiedział o problemie z wykupowaniem ziemi przez deweloperów po zaniżonej ziemi w Śremie i okolicach, oraz o zbliżających się wyborach samorządowych.

 

Cały Poranek WNET:

Europa staje się miejscem miękkiej wersji totalitaryzmu! Mocne słowa arcybiskupa Stanisława Gądeckiego

Narzędziem do osiągnięcia celu jest miękki odpowiednik terroru, czyli coraz szczelniejszy system prawny strzegący ideologii oraz przemoc symboliczna, uprawiana przez media i ośrodki opiniotwórcze!

Abp Stanisław Gądecki

Gdy Kościół prowadził tak intensywną pracę chrystianizacyjną na obszarach Europy północnej i środkowo-wschodniej, książę Mieszko I – przejmując władzę po swoim ojcu, już na początku swojego panowania – podjął najważniejszą decyzję dla całej historii Polski. Kierując się przewidywanymi korzyściami politycznymi, ale przede wszystkim szczerą wiarą, przyjął chrzest w roku 966. „Chrzest księcia Mieszka I – stwierdził prezydent RP z okazji jubileuszu tamtego wydarzenia w swoim orędziu przed Zgromadzeniem Narodowym w Poznaniu – chrzest Mieszka to najważniejsze wydarzenie w całych dziejach państwa i narodu polskiego. Nie było ono, lecz jest – bo chrześcijańskie dziedzictwo aż po dzień dzisiejszy kształtuje losy Polski i Polaków (por. Poznań, 15.04.2016).

Fot. A. Karczmarczyk

Wykorzystując swoje późniejsze zwycięstwo nad Wolinianami we wrześniu roku 967, książę ten wysłał poselstwo na czele z Jordanem do Rzymu – gdzie przebywał wówczas cesarz Otto I – z wiadomością o pokonaniu Wichmana, saskiego buntownika. Przy tej okazji posłowie Mieszka przekazali cesarzowi miecz pokonanego, zaś Jordan złożył cesarzowi i papieżowi Janowi XIII relację o chrzcie polskiego księcia i jego otoczenia wraz z prośbą o ustanowienie biskupstwa w państwie piastowskim. Petycja Mieszka spotkała się z przychylnością cesarza i Stolicy Apostolskiej. Jordan został konsekrowany przez papieża w Rzymie w roku 968 na pierwszego biskupa w państwie Polan. Jego pierwsze na ziemiach polskich biskupstwo z siedzibą w Poznaniu – obejmujące całe państwo Mieszka – podlegało bezpośrednio Stolicy Apostolskiej. (…)

Po konsekracji – według tradycji przekazanej przez Długosza – Jordan otrzymał od papieża miecz św. Piotra, aby wstawiennictwo Księcia Apostołów wspierało jego misję chrystianizacyjną w Polsce. Ta cenna relikwia jest przechowywana po dziś dzień w poznańskim muzeum archidiecezjalnym. (…)

Dzięki Kościołowi Polacy zrozumieli niepowtarzalną godność każdej osoby ludzkiej, która to godność nie była wcale oczywista w świecie pogańskim. Dzięki Kościołowi rodzące się państwo polskie zostało zbudowane na ewangelicznych wartościach, które stały się fundamentem jego życia społecznego i państwowego. Dzięki wartościom Ewangelii – uczącym autentycznej wolności i sprawiedliwości – przez wiele wieków uważano Polskę za jedno z najbardziej tolerancyjnych państw Europy, gdzie wiele mniejszości szukało schronienia. (…)

A co da się powiedzieć o naszej dzisiejszej kondycji duchowej? Dziś w miejsce ustępującego komunizmu weszło społeczeństwo konsumpcyjne. Doszło do odwrócenia systemu wartości. Wolność ma odtąd oznaczać wyłącznie oswobodzenie się od nakazów i norm, skutkiem czego ma nastąpić zdanie się człowieka na władzę jego popędów, które będą nim rządzić, redukując go do stanu zwierzęcego. (…)

Ideologicznie zorientowana kontrkultura zdominowała ośrodki opiniotwórcze, media i uniwersytety. To ona uformowała nowe elity, czyli skolonizowała również politykę. Ideologia stała się świeckim ersatzem religii, mającym odpowiadać na wszystkie zasadnicze pytania człowieka i projektującym jego ziemskie zbawienie. Niestety wraz z załamywaniem się tradycyjnego porządku osoba ludzka utraciła swoją pewność, a stres związany z poczuciem przygodności istnienia, braku sensu istnienia oraz samotność stały się coraz bardziej dojmujące i widoczne. (…)

Nie powinniśmy nigdy traktować czegokolwiek jako osiągnięte raz na zawsze, tak jakby poświęcenie, wiara i odwaga minionych pokoleń wystarczyły, żeby iść dalej i uchronić się od wszelkich niebezpieczeństw. Każde pokolenie musi przyswoić sobie – w sposób odpowiadający jego charakterowi – tradycję i wartości, jakie zostały mu przekazane, przyczyniając się do tego, by otrzymany dar zaowocował na nowo w naszych czasach.

Cała homilia abpa Stanisława Gądeckiego pt. „Polonia cepit habere episcopum” znajduje się na s. 1 i 7 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Homilia abpa Stanisława Gądeckiego pt. „Polonia cepit habere episcopum” na s. 1 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl

Muzyka uwzniośla ducha. O. Benedykt Pączka i jedyna szkoła muzyczna w Republice Środkowej Afryki

– Tam, gdzie jesteśmy tam jest spokój. Ludzie patrzą a na nasze postępowanie i nasze reakcje. Patrzą, co robią biali. Przez cały czas dajemy świadectwo. – wyznaje misjonarz.

 

Antoni Opaliński w Poranku WNET połączył się z Republika Środkowej Afryki, gdzie od kliku lat posługuje polski kapucyn, o. Benedykt Pączka.

Jednym z namacalnych owoców jego misji jest nie tak dawno utworzona szkoła muzyczna w mieście Boar. – Mamy dwie klasy – jedna liczy 16 osób, druga ok 30. Teraz, w czasie wakacji przychodzą uczniowie, którzy w przyszłości chcą zostać muzykami.  Jest to pierwsza i jak dotąd jedyna szkoła muzyczna w tym kraju. Pracujemy, dzieci chętnie przychodzą i jestem za to bardzo wdzięczny. – mówi o. Benedykt Pączka.

– Miasteczko Boar liczy ok. 40 tysięcy mieszkańców. Jest tu kilka kościołów chrześcijańskich, zarówno katolickich, jak i protestanckich. – opowiada ojciec. – Spotykamy się w niedzielę na eucharystii, która jest bardzo rozbudowana, trwa ok. 2 godzin. Jeżeli ludzie chcą pogłębiać swoją wiarę, mogą przychodzić codziennie do naszej katedry. Jednak najskuteczniejszym środkiem do przekazywania wiary jest nasze radio, Radio Siriri. Nadajemy 8 godzin dziennie i to jest największe pole ewangelizacji.

Misjonarz podkreślił przy tej okazji znaczenie obecności kościoła w Bouar. W przeciwieństwie do większości terenów RŚA jest tam spokojnie. Niedawno odbyła się tam symboliczna ceremonia składania broni w obecności żołnierzy Narodów Zjednoczonych. O. Pączka przekonany jest, że dzieje się tak za sprawą głoszenia ewangelii oraz słów pojednania i przebaczenia. – Na północy kraju jest niebezpiecznie. Mówi się, że trzy czwarte kraju jest zajęte przez rebeliantów. Są to rebelianci, którzy dokonali zamachu stanu w 2013 roku. Zajmują te rejony, gdzie znajdują się kopalnie diamentów i złot tudzież nie odkrytej ropy naftowej.

– Przeżywaliśmy trudne chwile, kiedy w stolicy kraju rebelianci weszli do kościoła i zaczęli zabijać w czasie trwania mszy świętej. Potem był odwet ludzi, którzy w tej mszy uczestniczyli. Sytuacja jest trochę skomplikowana.

Ks. Skubiś: Rządzi nami garstka ateistów, masonów. A nas chrześcijan są miliony. Nie odgrywamy wystarczająco ważnej roli

Ks. infułat Ireneusz Skubiś o stanie chrześcijaństwa na świecie. Zdaniem duchownego dzisiejsza Europa zapomniała o swoich chrześcijańskich korzeniach i coraz bardziej oddala się od Chrystusa

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy

JN

Ks. Paweł Bortkiewicz: To co często odbieramy jako rewolucję Franciszka jest kontynuacją działań poprzedników [VIDEO]

Działanie na rzecz ubogich i wykluczonych nie jest czymś nowym w Kościele. Tym co mnie niepokoi jest niejednoznaczność papieża – stwierdził gość Poranka WNET.

W rozmowie z Antonim Opalińskim, ks. prof. Paweł Bortkiewicz zwrócił uwagę, że pod niektórymi względami obecny pontyfikat nie różni się od działań poprzednich biskupów Rzymu i chociaż papież Franciszek często jest odbierany jako osoba, która dokonuje ogromnej rewolucji w Kościele, to w rzeczywistości kontynuuje wielowiekową działalność Chrześcijan. W tym kontekście przytoczył swoją rozmowę z przyjaciółmi, którzy chwalili obecnego papieża za pomoc w ufundowaniu windy w poznańskiej szkole:

– To oczywiście jest bardzo spektakularny gest, ale ma się znikomo do poczynań Jana Pawła II, który z okazji wielkiego jubileuszu dążył do oddłużenia kilkudziesięciu krajów świata z długów w skali miliardowej. My już trochę zapominamy o perspektywie poprzedzającej papieża Franciszka – stwierdził.

Przyznał też, że są w tym pontyfikacie niepokoi go niejednoznaczność:

– Ta sytuacja prowokuje do bardzo rozmaitych komentarzy i interpretacji. Papież rozbijając centralizm Kościoła schodzi na poziom lokalności i powierza interpretację nauczania kościelnego poszczególnym hierarchom. To sprawia, że później mamy wypowiedzi takie jak kardynała Marska, że nie jesteśmy filią Rzymu. Jeżeli nie jesteśmy filią Rzymu, to tracimy wymiar Kościoła Jednego, Świętego, Powszechnego. To jest sytuacja zejścia na poziom poszczególnych instytucji tak jak w kościołach protestanckich. Nie podejrzewam papieża o to, żeby dokonywał takiego rozbicia, ale niestety jego wypowiedzi i niektóre jego działania sprzyjają takim interpretacjom.

Kapłan poruszył również temat jego zdaniem zbyt wysokich zarobków piłkarzy. Zapytany o wynik referendum w Irlandii, w którym obywatele opowiedzieli się za zwiększeniem prawa do aborcji, a także dechrystianizacji Polski.

WJB

 

 

Franciszek razem z nowymi kardynałami odwiedził Benedykta XVI

W kaplicy rezydencji Papieża Seniora wszyscy razem odmówili pozdrowienie anielskie, a Benedykt XVI każdego krótko pozdrowił i wszystkim udzielił swego błogosławieństwa.

28 czerwca Papież Franciszek w czasie uroczystego konsystorza w Bazylice Watykańskiej ustanowił 14 nowych kardynałów, w tym pierwszego w swym pontyfikacie Polaka, papieskiego jałmużnika kard. Konrada Krajewskiego, który był również ceremoniarzem Jana Pawła II i Benedykta XVI.

Po zakończeniu konsystorza papież i nowi kardynałowie pojechali do klasztoru „Mater Ecclesiae”, by spotkać się z Benedyktem XVI. W kaplicy rezydencji Papieża Seniora wszyscy razem odmówili pozdrowienie anielskie, a Benedykt XVI każdego krótko pozdrowił i wszystkim udzielił swego błogosławieństwa.

W homilii podczas konsystorza papież Franciszek upomniał nowych kardynałów, by pamiętali, że władza w Kościele oznacza zobowiązanie do służby:

To najwyższy zaszczyt, jaki możemy uzyskać, najwspanialszy awans, jaki może nam przypaść w udziale: służyć Chrystusowi w wiernym ludzie Bożym, w głodnym, zapomnianym, w uwięzionym, chorym, uzależnionym, opuszczonym, w konkretnych osobach z ich historiami i nadziejami, z ich oczekiwaniami i rozczarowaniami, z ich cierpieniami i urazami – mówił Ojciec Święty. – Tylko w ten sposób autorytet pasterza będzie miał smak Ewangelii, a nie będzie jak «miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący». Nikt z nas nie powinien czuć się «lepszy» od innych. Nikt z nas nie powinien patrzeć na innych z góry. Możemy w ten sposób patrzeć na jakąś osobę tylko wtedy, gdy pomagamy jej wstać.

 

WJB

Caritas: Blisko 8 mln. spośród 13 mln Syryjczyków pozostaje bez podstawowej pomocy humanitarnej

Wojna w Syrii pochłonęła już pół miliona ludzkich żyć. Ludzie uwięzieni w oblężonych miastach, bez środków do życia, odcięci od pomocy przeżywali dramat. Rośnie również znieczulenie na ich los.

Caritas Polska zaprezentowała wstrząsający raport o aktualnej sytuacji w Syrii.  Wedle zawartych w nim danych, m.in. 35% populacji nie ma dostępu do wody pitnej, a 10,5 mln osób głoduje, a 82% dzieci musi pracować, aby wesprzeć budżet rodziny.

Caritas Polska, którego czołowym programem pomocowym jest „Rodzina Rodzinie” prowadzi również szereg projektów rozwojowych, mających na celu przywrócenie normalnych warunków życia i rozwój przedsiębiorczości.

Michał Żakowski, który powiedział konferencję opowiedział o braku wsparcia dla osób, które chcą odbudować Syrię: – Wszyscy w pewnym momencie zaczynają zapominać. Jak byłem tam w grudniu nagle się okazało, że Władimir Putin obwieścił światu, że jest koniec wojny. W związku z tym większość organizacji międzynarodowych stwierdziło „to kończymy pomoc”

 

Ks. Marcin Iżycki, dyrektor Caritas Polska, odnosząc się do raportu, przyznał, że jest zszokowany jego liczbami: – Osiem milionów osób pozostaje bez pomocy humanitarnej. Osiem milionów osób codziennie musi zmagać się z najbardziej podstawowymi problemami, jak przeżyć kolejny dzień, co zjeść, w co się ubrać, jak ogrzać swoje mieszkanie czy to co z niego pozostało.

Zwrócił również uwagę, że ta wojna trwa już dłużej niż trwała II Wojna Światowa, a skala pomocy dla Syrii wymagała zmian struktury Caritas Polska. Zaznaczył również, że wszystkie podjęte działania maja wsparcie papieża Franciszka. „Na koniec chciałbym podziękować wszystkim darczyńcom programu Rodzina Rodzinie, wszystkim ludziom dobrej woli, bo tylko dzięki nim możemy ten program prowadzić i pomagać mieszkańcom Syrii”.

 

Dane raportu przedstawiła Sylwia Hazboun przedstawiła raport. Przypomniała również historie konfliktu, który rozpoczął się w marcu 2011 roku, a sami Syryjczycy nie wiedzą kto z kim walczy, ponieważ ścierają się ze sobą również ugrupowania opozycyjne. Z terenów Syrii uciekło 5,5 mln osób z czego 5,3 mln z nich mieszka w krajach ościennych Syrii, a 6,1 mln osób jest uchodźcami wewnętrznymi w Syrii. 69% Syryjczyków żyje w skrajnym ubóstwie, czyli za mniej niż 1,9 dolara dziennie. Ceny żywności wzrosły średnio o 800 % (chleb o 1000%).

Brakuje miejsc pracy, mieszkań, szpitali, ale także placówek szkolnych: – Mówi się o straconym pokoleniu (…) ponadto chociażby dzieci mogły chodzić do szkoły, to są zatrudniane.

Spadło również zainteresowanie wsparciem programu „Rodzina Rodzinie”: – Mogliśmy objąć pomocą tylko 4570 rodzin, czyli połowę, co się oczywiście wiąże z tym, że trzeba odmawiać pomocy ludziom, którzy nadal jej bardzo potrzebują.

 

W konferencji brał udział także abp Joseph Tobji, duchowny kościoła maronickiego z Aleppo. Wojna w sposób naturalny ma również wpływ na życie tamtejszych chrześcijan, a pomoc osobom dotkniętymi wojną jest praktycznym realizowaniem nauki Chrystusa. Emigrację dwóch trzecich chrześcijan określił jako krwawiącą ranę. „Myślę że liczba chrześcijan nadal będzie spadać” – stwierdził.

Opowiedział o codziennych problemach Syryjczyków, którzy znajdują się w strefach pokoju. Oprócz problemów gospodarczych, jak brak pracy, czy brak osób wykwalifikowanych w konkretnym zawodzie jest brak prądu, który jest wyłączany na kilkanaście godzin dziennie, co w połączeniu z brakiem młodych osób do pracy skutecznie uniemożliwia zakładanie firm. W Syrii nie ma również ubezpieczenia zdrowotnego i emerytur. Wojna wpłynęła również na obniżenie moralności tego konserwatywnego społeczeństwa.

 

Swoje pełne nadziei zdanie wyrazili również przedstawiciele Hope Center – ośrodka monitorującego z siedzibą w Aleppo, z którą Caritas współpracuje od stycznia 2018 roku.

Safir Salim opowiedział historię starszej kobiety, która zmarła, bo nie było przy niej nikogo kto mógłby jej pomóc. Przedstawił również historię swojej rodziny. „Kiedyś dzieci radośnie krzyczały widząc samolot. Dzisiaj się boją”

 

Freddy Yousef stwierdził, że w tej wojnie krzyczał Bóg, krzyczał do sumień ludzi w Syrii i na całym świecie. Wyraził również przekonanie że to wolą Boga jest, aby chrześcijanie pozostali w Syrii.