Filozofia nosa. Średniowieczni mawiali, że rozum ma nos z wosku. Że można go wykręcać w dowolne strony

Jezus nie był gejem ani nie może przyjść jako kobieta. Wcielenie dokonało się raz jeden w całej historii. Nie da się go powtórzyć i nie da się go odwołać. Trudno też Boga oskarżyć o jakąś pomyłkę.

Sławomir Zatwardnicki

Wrzucam w wyszukiwarkę hasło „stand-up bez przekleństw”. Klikam w drugą od góry pozycję zatytułowaną Jezus „Miłujcie się”. Uszy stają na sztorc. (…)

Za występem Jezus „Miłujcie się” stoi Grupa Filmowa Darwin. (…) Zamyślam się nie nad przesłaniem, ale nad światem, w którym mogło się ono pojawić. Patrzę na twarz bruneta z brązową peruką. Coś tu nie pasuje. Nic tu się nie klei, choć skrojone jest niby po mistrzowsku. Jezus Ewangelii nie przypomina Jezusa stand-upu.

Jak to pisał był G.K. Chesterton? „Musiało rzeczywiście być coś nie tylko tajemniczego, ale i wszechstronnego w Chrystusie, skoro można wykroić z Niego tylu mniejszych Chrystusów”.

Musi być też coś małego w dzisiejszym rozumie, że grubymi nićmi wszechtolerancji fastryguje pokawałkowany światopogląd.

Średniowieczni mawiali, że rozum ma nos z wosku. Że można go wykręcać w dowolne strony. Patrzę zatem na jakby znajomą twarz scenicznego Andrzeja-Jezusa, ale widzę nos z wosku. Nie tylko Jana Jurkowskiego, ale wszystkich jemu podobnych. „A co, jeśli Jezus też był gejem?” – pada zza mikrofonu bardzo oryginalne jak na dzisiejsze czasy pytanie, zadane chyba całkiem na poważnie. Że niby nic nie wiemy na pewno, bo wszystko jest domniemane. Ale co byłoby – zawisa w powietrzu retoryczna pauza – gdyby wrócił jako gej albo jako kobieta? Może zaakceptowalibyśmy Go i w końcu wszyscy pokochaliby wszystkich – ciągnie Jurkowski.

Gdyby miało to być dla śmiechu, trzeba by śmiechem odpowiadać. Ale skoro mówi się tutaj całkiem na poważnie, trzeba chyba odpowiadać „na serio”. Otóż tak się składa, że ani nie chodzi o domniemania, ani Jezus nie był gejem, ani nie może przyjść jako kobieta, bo Wcielenie – z samej swojej natury – dokonuje się raz jeden w całej historii. Nie da się go powtórzyć i nie da się go odwołać. Trudno też Boga oskarżyć o jakąś pomyłkę w realizacji odwiecznego planu zaaplikowanego nie przypadkiem w tym a nie innym czasie. (…)

Dobra Nowina Jurkowskiego polega na tym, że jak poradziliśmy sobie z segregacją rasową i brakiem równouprawnienia kobiet, tak i przez dzisiejszą niesprawiedliwość jakoś przejdziemy

Idące pod prąd prawa naturalnego postulaty LGBT zostały tutaj postawione w jednym szeregu z tym, co wprost z prawa naturalnego wynika. Zgodnie z filozofią nosa woskowego wolno tak zrobić.

To wystarczy, by mieć prawie trzy miliony odsłon, jakieś 300 razy więcej niż wynosi nakład „Kuriera WNET”, który Państwo właśnie czytacie. Naprawdę, wystarczy posłuchać stand-upowca, który nie przeklina. I wykrojonego z Ewangelii Jezusa, który nie zbawia od grzechu, lecz indoktrynuje ideologią. Zamienić „miłujcie się” na „tolerujcie się” (por. odpowiedź w stylu „oko za oko, skecz za skecz” autorstwa Tomasza Samołyka pt. Tolerujcie się (Mój coming out)).

Taki to stand-up bez przekleństw, za to z dildo. Żal mi Jurkowskiego. Żal mi siebie. Miało być śmiesznie, a jest smutno i straszno.

Facet ma nos z wosku. Mógłby zapalić świecę do modlitwy, a dał zwieść swoją wrażliwość na manowce. Ale przecież nie o nim jest ten tekst. Raczej o tych wszystkich, którzy na potęgę wykręcają swoje nosy. O tej większości, która z mniejszości robi normę. O upadku wszelkich norm, o normie budowanej na piasku braku normalności.

O ranie duszy i ciała, którą leczy się zapewnieniem, że wszystko jest OK. O pofragmentaryzowanym świecie klejonym taśmą klejącą tolerancji, królowej wszystkich innych cnót, które wyparowały.

Cały artykuł Sławomira Zatwardnickiego pt. „Filozofia nosa” znajduje się na s. 7 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Sławomira Zatwardnickiego pt. „Filozofia nosa” na s. 7 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

7 lat więzienia dla sprzedawcy książek religijnych o tematyce chrześcijańskiej sprowadzonych do Chin przez internet

W 2015 roku Xi Jinping wysunął propozycję „sinizacji” religii. Przedstawił swój plan dostosowania religii – chrześcijaństwa, buddyzmu i innych – do potrzeb „socjalizmu z chińskimi cechami” KPCh.

Frank Yue

Według informacji podanych przez Radio Free Asia (RFA) Chen Yu został skazany 27 września za swoją działalność biznesową. Został również ukarany grzywną w wysokości 200 000 juanów (29 450 dolarów). Chen sprzedał ok. 770 różnych książek religijnych i czasopism, które zaimportował ze Stanów Zjednoczonych i Tajwanu.

Nie tylko Chen ma kłopoty z władzami; podobno jego klienci również stali się podejrzanymi w dochodzeniu prowadzonym przez lokalną policję. RFA poinformowało, że władze wytropiły klientów Chena, korzystając z informacji o zamówieniach, które pobrano z systemu jego sklepu internetowego.

Klienci, którzy przedstawili się jako chrześcijanie z prowincji Shandong, Henan i Zhejiang powiedzieli, że policja przeprowadziła obławę na ich domy i zarekwirowała książki religijne niezatwierdzone przez Komunistyczną Partię Chin.

Według RFA, policja „uznała Wheat Study za siłę antychińską” w trakcie przeszukiwania domów. Wheat Study to nazwa księgarni internetowej Chena. Zgodnie z notatką władz lokalnych, którą pozyskało RFA, policja przesłuchała ponad 10 000 podejrzanych klientów.

Pewien chrześcijanin, pod warunkiem zachowania anonimowości, wyraził dezaprobatę wobec wyroku sądu w sprawie Chena. – To bardzo niesprawiedliwe, ponieważ chrześcijanie, prowadząc takie księgarnie, nie powodują żadnych zakłóceń w społeczeństwie – stwierdził w wywiadzie dla RFA.

– Wiele lat temu było łatwiej. Można było kupować chrześcijańskie publikacje w internecie według własnego uznania. Teraz wszystkie są zakazane. Wyśledzą cię, jeśli zostawisz jakąś wiadomość. W zasadzie nic nie kupujemy. Pobieram wersje elektroniczne online, ponieważ wiem, jak obejść Wielki Firewall.

(…) Na spotkaniu Zjednoczonego Frontu, które odbyło się w Pekinie w dniach 18–20 maja 2015 roku, chiński przywódca Xi Jinping po raz pierwszy wysunął propozycję „sinizacji” religii. Przedstawił swój plan dostosowania religii – chrześcijaństwa, buddyzmu i innych – do potrzeb „socjalizmu z chińskimi cechami” KPCh. Od tego czasu w całym kraju pojawiały się doniesienia o kościołach, z których władze siłą usuwały krzyże.

Według danych z „Bitter Winter”, czasopisma poświęconego wolności religijnej i prawom człowieka, w tym roku, w okresie od stycznia do kwietnia, co najmniej 250 krzyży zostało usuniętych z kościołów w miastach Lu’an, Ma’anshan i Huaibei w prowincji Anhui.

Cały artykuł Franka Yue pt. „Sprzedawca książek religijnych w Chinach skazany na 7 lat więzienia” znajduje się na s. 15 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Franka Yue pt. „Sprzedawca książek religijnych w Chinach skazany na 7 lat więzienia” na s. 15 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Białoruska rewolucja obala stereotypy – pisze przebywający w Polsce na uchodźstwie opozycjonista Walery Bujwał

2 miliony osób wyszło w stolicy i 40 miastach i w niektórych wioskach na ulice i place – z 4,5 miliona populacji kraju w wieku produkcyjnym. Ludzie przemawiali pod biało-czerwono-białą flagą narodową.

„Białorusini wiecznie cierpliwi, politycznie pasywni i obojętni. Zadowoleni ze swojego Bat’ki Łukaszenki, nie chcą nic zmieniać w swoim życiu, marzą o powrocie do ZSRR i chcieliby jak najszybciej połączyć się z Rosją. Białorusini zapomnieli swojego języka i kultury, powszechna rusyfikacja wygrała w tym nieszczęsnym kraju”…

Krótko mówiąc, w ciągu dziesięcioleci najnowszej historii ogólna opinia Europy o Białorusinach utrzymywała się w granicach stereotypowych wyobrażeń.

Wszystkie te mity o naszym narodzie tak długo i uparcie powtarzały się w różnych interpretacjach, że w tę mitologię uwierzyli nie tylko nasi sąsiedzi, ale też i inni Europejczycy, a nawet wielu Białorusinów. I nagle jak grom z jasnego nieba spadły na nas wydarzenia ze środka sierpnia 2020 roku. Wydarzenia, których nikt się nie spodziewał. Zmyślone stereotypy zaczęły spadać jak stara tapeta. Odkrył się całkiem nieznany współczesnej Europie portret narodu białoruskiego.

Po krwawych rozprawach reżimu z protestującymi przeciwko sfałszowaniu wyborów w pierwszej fazie protestów (9–11 sierpnia) reżim liczył, że udało mu się pokonać i zastraszyć naród. Stało się inaczej. Ludzie (zwłaszcza młodzi) nie chcieli żyć w strachu, nasze dusze przepełniał gniew.

Okazało się, że rządzony przez Moskwę wasalny reżim Łukaszenki od dawna mierzi nasze społeczeństwo i stracił poparcie. A sfałszowane wybory były tylko iskrą w beczce suchego prochu.

14 i 15 sierpnia pochowaliśmy swoich poległych bohaterów. 2 miliony osób wyszło w stolicy i 40 miastach oraz w niektórych wioskach na ulice i place –z 4,5 miliona populacji kraju w wieku produkcyjnym. Ludzie przemawiali pod biało-czerwono-białą flagą narodową i pod dawnym hasłem narodowej rewolucji „Жыве Беларусь!”. Wydarzeń tej rangi nie było po okresie od lutego do grudnia 1917 r. (Wówczas powstała niezależna Białoruska Republika Ludowa, którą rok później zniszczyli moskiewscy bolszewicy). Na oczach zdumionej Europy postępuje proces narodowego przebudzenia, białoruskiej politycznej Wspólnoty. Reżim wasala i Moskwa nie spodziewali się takiej reakcji.

Kolejne 10 dni minęło bez brutalnych represji policyjnych, chociaż większość z 7000 aresztowanych patriotów nadal przebywa w więzieniach. Jednocześnie reżimowi udało się powstrzymać falę strajków w fabrykach poprzez aresztowania i przekupstwo. Wtedy robotnicy jeszcze nie wspierali masowych demonstracji w miastach. Lecz gospodarka, zniszczona przez reżim, przybliżała upadek. Robotnicy jeszcze powiedzą swoje ostatnie słowo. Demonstrację nadal trwają, są ich tysiące. Od początku września reżim rozpoczął brutalne ataki na protestujących. Ludzie zauważyli, że protestujący byli atakowani nie tylko przez lokalne siły specjalne, ale także przez speców z Rosji.

Po wizycie Łukaszenki w Rosji i spotkaniu z Putinem w Soczi 14 września reżim na rozkaz z Moskwy rozpoczął falę aresztowań w całym kraju. Cel to przerwanie protestów do dnia inauguracji kolejnej kadencji prezydenckiej uzurpatora Łukaszenki.

Patrioci zostali zmuszeni zejść do podziemia albo opuścić kraj. Jesteśmy bardzo wdzięczni Rządowi RP i Polakom za wsparcie w walce oraz pomoc humanitarną dla tych z nas, którzy byli zmuszeni opuścić ojczyznę.

23 września miała miejsce fałszywa inauguracja uzurpatora i państwowego zbrodniarza Łukaszenki. Wieczorem tysiące osób protestowały; znowu setki rannych i aresztowanych przez policję. Rewolucja trwa, ludzie i społeczność międzynarodowa nie uznają sfałszowanych wyników farsy wyborczej. Reżim Łukaszenki trzyma się dzięki rosyjsko-moskiewskim bagnetom. Nawet na tym etapie Białorusinom udaje się krzyżować plany okupacji Białorusi przez Kreml. Putin zrozumiał, że Białorusini będą walczyć o swój kraj. Rosja wycofała swoje wojska z naszych granic. To ważne, strategiczne zwycięstwo białoruskiej rewolucji. Moskwa będzie kontynuować wojnę hybrydową na Białorusi, ale imperium zła poniosło już pierwszą porażkę i jest zmuszone marnować czas, zmieniać taktykę i stosować wyłącznie nielegalne metody aneksji (co oznacza brak perspektyw na imperialne zajęcie Białorusi). Wierzymy w zwycięstwo nad rosyjskim imperializmem.

Tłumaczyła Helena Gruszewska

Walery Bujwał urodził się w 1955 roku. Działa w opozycji białoruskiej od końca lat 80. Był członkiem Białoruskiego Frontu Narodowego, następnie Konserwatywno-Chrześcijańskiej Partii Białoruski Front Narodowy (liderem organizacji jest Zianon Paźniak, od 1996 roku na emigracji). Walery Bujwał od 1989 roku współpracował z Autonomicznym Wydziałem Wschodnim Solidarności Walczącej (Janina Jadwiga Chmielowska i Piotr Hlebowicz), był też członkiem założycielem międzynarodowej organizacji antykomunistycznej Centrum Koordynacyjne Warszawa ’90. W 2009 roku Prezydent RP prof. Lech Kaczyński nadał Waleremu Bujwałowi Krzyż Oficerski Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej. Niestety ze względów proceduralnych (brak zgody prezydenta Białorusi) odznaczenie nie zostało wręczone do dnia dzisiejszego. Jest on także Kawalerem Krzyża Solidarności Walczącej. W ostatnich miesiącach Walery Bujwał prowadził na Facebooku stronę „Nie dla integracji z Rosją”.Od połowy września br. Walery Bujwał przebywa w obozie uchodźców w Polsce, gdzie oczekuje na decyzję w sprawie przyznania mu azylu politycznego.

Piotr Hlebowicz

Artykuł Walerego Bujwała pt. „Białoruś: rewolucja obala stereotypy” znajduje się na s. 15 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Walerego Bujwała pt. „Białoruś: rewolucja obala stereotypy” na s. 15 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Chaos w naszych chrześcijańskich głowach. Sex to znaczy po prostu płeć (3)/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Do czego służy ta rzekomo najważniejsza dziedzina naszego zachowania i życia, opisywana przez seksuologów? Do rozważania problemów związanych z pożądaniem i cudzołóstwem, zjawiskami starymi jak świat.

Wiem, wiem, czekaliście z niecierpliwością, a niektórzy z obawą, na mój felieton o seksie.

Zatem do dzieła! Na początku, w zgodzie z własnym doświadczeniem, rozumem i sumieniem, pragnę Was poinformować: nie ma czegoś takiego jak seks. Nie występuje w przyrodzie. To tylko nasze zdemoralizowane mózgi, ulegając pokusom szatana, wykreowały tę fikcję. Jak Yeti, potwora z Loch Ness i Jednorożca. Fikcję mającą usprawiedliwić nasz grzech. Bo do czego służy ta rzekomo najważniejsza dziedzina naszego zachowania i życia, opisywana przez seksuologów? Do rozważania problemów związanych z pożądaniem i cudzołóstwem, zjawiskami starymi jak świat. Starymi jak grzech pierworodny.

Dlaczego jednak takie zjawiska jak seks i seksualność zostały udanie wykreowane i wszczepione do naszych mózgów? Powód jest banalnie prosty, jak w przypadku każdej udanej mistyfikacji. Kto z Was, chrześcijan, dałby się przekonać do przyjęcia wprost grzechu śmiertelnego? Do zaakceptowania pożądania, nieczystości i cudzołóstwa? Potrzebny był bardziej subtelny zamysł, bardziej wyrafinowane kłamstwo. To dlatego dzisiejszy świat nie mówi już, że ktoś popełnia zdradę i cudzołoży. O nie, on/ona ma romans. Romans – jakie piękne słowo. Prawie jak ballada.

W przypadku większości z nas zaczyna się niewinnie – jak w reportażu z lat osiemdziesiątych, opisującym makabryczną zbrodnię – od dwóch butelek wina.

Kobieta chce się podobać mężczyznom, a mężczyzna chce mieć powodzenie u kobiet. Co w tym zdrożnego? Liczba mnoga, Moi Drodzy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby kobieta chciała być zdobyta przez upatrzonego przez siebie mężczyznę. A mężczyzna chciał zdobyć na zawsze tę jedyną.

Oznajmił mi kiedyś 40-latek, zdeklarowany katolik, że ma problem z kobietami. Nie, nie z kobietą, ale z kobietami. Już po nawróceniu wiedziałem, że nie ma on żadnego problemu z kobietami, tylko ze sobą. Nie zdołałem go przekonać i dalej szuka tej jedynej, która potrafiłaby spełnić jego oczekiwania. Niszcząc życie drugiej osoby, opuszczonego dziecka i swoje własne. I dalej pięknie mówi o Bogu.

Tu dochodzimy do sedna problemu z „seksem”. Gdy zaakceptujemy nadrzędną rolę płci w naszym życiu i myśleniu o życiu, przestajemy widzieć świat oczami bożymi. I zaczynamy błądzić jak dziecko we mgle. Przestajemy wiedzieć, jak żyć. Zaczynamy dostrzegać braki w naszym płciowym (= seksualnym) wykształceniu. Fizyczna strona miłości nie uzupełnia już miłości duchowej, chrześcijańskiej. Wręcz przeciwnie, zostaje jej pozbawiona. A potem, od strony potrzeby fizycznej, zaczynamy szukać zaspokojenia własnej duchowości. Z drogi Wiary wchodzimy na manowce New Age, poletko szatana. I zaczynamy budować swoją fałszywą duchowość, wypierając zarazem z duszy Ducha Świętego.

Zaczynamy wygadywać idiotyczne teksty: bo my/wy kobiety, bo my/wy mężczyźni – na każde usprawiedliwienie naszej słabości, naszego grzechu. I wierzyć w nie. A ponieważ straciliśmy drogowskaz dany od Boga, musimy szukać poradników świeckich (= antychrześcijańskich), jak odnaleźć prawdziwą miłość według naszych naturalnych potrzeb kobiecych lub męskich. Oczywiście z podręczników udanego życia (seksualnego) dowiemy się, jakie są to potrzeby i czego nam brakuje. To znaczy nauczymy się tego, bo często nawet nie podejrzewaliśmy, że właśnie tego oczekujemy. I od tej pory możemy domagać się, zgodnie z przyswojoną wiedzą, pełnego zaspokojenia fizycznego i duchowego od partnera, aktualnego lub idealnego, którego mamy nadzieję wkrótce spotkać.

Jeżeli chcemy dostrzec na przestrzeni lat regułę, to jest jedna: im więcej poradników i im większa nasza wiedza płciowo-emocjonalna, tym więcej nieudanych związków, rozwodów, nieszczęśliwych dzieci i aborcji. I kozetek w poradniach psychoanalityków i seksuologów. Może zatem dajmy sobie spokój z tą wyimaginowaną sferą naszego życia i zajmijmy się tym, co ma sens?

Zajmijmy się miłością. Miłością chrześcijańską, która stoi w całkowitej opozycji do zjawiska przedstawionego przeze mnie powyżej. Nikt tak pięknie jak święty Paweł nie pisał o miłości, dlatego w wolnej chwili przypomnijcie sobie jego Pierwszy list do Koryntian. Na takiej właśnie miłości do Boga i do bliźniego powinien być budowany nasz doczesny świat i nasza nadzieja na życie wieczne. To nią przesiąknięte są wszystkie Przykazania. Bo bez niej to tylko puste formuły.

Jednak miłość dwojga ludzi, zwieńczona wspólnym potomstwem, jest szczególna. Dotyczy konkretnego mężczyzny i konkretnej kobiety. Jej nieodłącznym atrybutem jest wierność, cierpliwość, gotowość do poświęceń. A wszystko to w kontekście miłości otrzymanej przez każdego z nas od Pana Boga. I wyeksponowanej przez jego Syna dwa tysiące lat temu. Piszę o każdym z nas dla podkreślenia różnicy pomiędzy płciowym i każdym innym kolektywnym postrzeganiem rzeczywistości a chrześcijaństwem. Chrześcijaństwo, chrześcijański personalizm, zakłada zawsze odrębność, wolną wolę i odpowiedzialność każdego człowieka za swoje życie i swoje wybory.

Chrześcijańska miłość dwojga ludzi to zarazem nie zapatrzenie w siebie, jak u pogan, ale wspólna droga ku zbawieniu, którą nam wytyczył Jezus Chrystus. Droga, którą jest Jezus Chrystus. Kochamy współuczestnika tej wędrówki nie dla, ale pomimo jego wad. A z własnych wad i grzechów staramy się w świetle bożej prawdy wzajemnie wyzwolić. Gdy jedno próbuje zejść z Drogi, bo pociągają go/ją manowce tego świata, partner trzyma mocno za rękę i na to nie pozwala. Nie pozwala siłą miłości otrzymanej od Boga. Czasem się nie udaje. Nie z braku podręcznikowej wiedzy jednak, ale z braku prawdziwej, bożej miłości.

Wiem, miało być o seksie. Jak widzicie, chrześcijanin – jakkolwiek by zaczął, to i tak kończy na miłości 😊

Jan Azja Kowalski

PS Lekturę Hymnu o miłości świętego Pawła polecam szczególnie wszystkim uczestnikom ostatniego Święta Niepodległości, bez różnicowania stron.

Robert Duliński: sztuki przetrwania uczą samodyscypliny, pokory i szacunku do innych. A to już dobry start w dorosłość

Zawsze wspieraliśmy młodych ludzi w odnalezieniu własnej drogi życia. Często tych pogubionych i mających zatargi z prawem. Uważam, że żaden młody człowiek nie jest zły. Trzeba tylko podać mu rękę.

Stanisław Florian, Robert Duliński

Co sprawiło, że zacząłeś uczyć dzieci i młodzież w Świętochłowicach surwiwalu – tak po-znałem cię na Górze Hugona – i sportów ASG m.in. w Dolinie Ajski?

Sam byłem wychowany od dzieciństwa jak Spartanin. Zawsze fascynował mnie świat przyrody. Od dziecka wspinałem się po drzewach, chciałem wiedzieć, jak to jest w lesie bez jedzenia i picia. Jak to jest w nocy, w deszczu, śniegu, w wodzie… Po powrocie z wojska i pobiciu wszelkich rekordów na zawodach dywizyjnych zorientowałem się, że starzy przyjaciele i koledzy w cywilu się rozleniwili, a młodzież klas mundurowych tak naprawdę nie ma prawie żadnych umiejętności praktycznych.

Niektórzy nigdy nie strzelali, nie mieli szkolenia ze wspinaczki, zjazdu na linie, nie potrafią się maskować, walczyć wręcz, przetrwać bez wody i jedzenia. A o szkoleniach ze sztuki przetrwania tylko słyszeli z fantastycznych opowieści. Trzeba było coś z tym zrobić. Skrzyknąłem paru znajomych. Zaprawionych specjalistów z różnych specjalności terenowych – i tak się to zaczęło ponad 30 lat temu.

Jak długo działasz w klubie TKKF „Tytan” i dlaczego TKKF?

Klub założyłem ze znajomymi 28 lat temu. Trzeba było się w tamtych burzliwych czasach zrzeszyć. Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej było organizacją bardzo silną, z umocowaniami na AWF-ach i w ministerstwie sportu. Z księgowością, opieką prawną, szkoleniowymi ośrodkami sportowymi oraz możliwością zdawania egzaminów państwowych na instruktorów i trenerów różnych specjalności.

Czy dla dzieci i młodzieży z Chropaczowa, Lipin czy Piaśnik zajęcia paramilitarne są formą przygody, przez którą poznają praktyczny smak patriotyzmu?

W założeniach i statucie klubu od samego początku mamy wpisane cele: wychowanie młodego pokolenia poprzez wartości patriotyczne i chrześcijańskie. Promujące postawy twórcze i zaangażowane, łączące talenty i umiejętności z ukierunkowaniem na wybór zawodu.

Jak do tej działalności ma się wspieranie rodzinnego domu dziecka, np. podczas ostatnich manewrów ASG, i inne akcje charytatywne?

Stowarzyszenie i klub zawsze były oparte na pracy i zaangażowaniu społecznym i wolontariacie. Od samego powstania pomagaliśmy dzieciom i młodzieży ze środowisk o niskim statusie materialnym, zgrupowanym w ochronkach przyparafialnych czy domach dziecka.

Zawsze wspieraliśmy młodych ludzi w odnalezieniu własnej drogi życia. Często tych pogubionych i mających zatargi z prawem. Dzisiaj wielu ma wyższe wykształcenie, swoje firmy, wielu jest w służbach mundurowych, strzegąc naszego bezpieczeństwa, ładu i porządku publicznego.

Uważam, że żadne dziecko czy młody człowiek nie jest zły. Wystarczy w odpowiednim momencie podać mu rękę i ukierunkować w życiu. Sport uczy samodyscypliny, pokory i szacunku do innych. A to już dobry start w dorosłość.

Jakie plany na najbliższy rok ma prezes „Tytana” i o czym marzy w dłuższej perspektywie?

Moje plany i marzenia zawsze były bardzo ambitne. Ale z czasem muszę je weryfikować ze względu na coraz mniejsze zaangażowanie i brak stabilności moich znajomych, instruktorów i oficerów, z którymi całe lata współpracuję. Na pewno będę chciał utrzymać wiele sztandarowych imprez, zawodów, turnieje, które od lat organizujemy. Oraz przynajmniej 2–3 stałe sekcje ćwiczebne: Świętochłowicką Akademię Sztuk i Sportów Walki, Team TYTAN Special Force ASG wraz z surwiwalem oraz sekcję rekreacyjną gier i zabaw. Sztandarowe imprezy to: 3. Śląskie Manewry ASG 1/2 maja 2021 Teren Ajska, 15. Spartakiada Sportów Wodnych – wiosna i jesień 2021 Aquaparki, 8. Międzypokoleniowe Zawody Strzeleckie z karabinu 12.11.2020 Strzelnica Flor-Amator, 5. Otwarty Turniej Strzelecki ASG 20.11.2020 Dom Sportu oraz 21. Rodzinny Turniej Sprawnościowy z okazji św. Mikołaja 11.12.2020 Dom Sportu.

Wywiad Stanisława Floriana z Robertem Dulińskim, prezesem Stowarzyszenia Klub Rekreacyjno-Sportowy Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej „TYTAN” Świętochłowice, pt. „Patrioci są wśród nas”, znajduje się na s. 2 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Wywiad Stanisława Floriana z Robertem Dulińskim, prezesem Stowarzyszenia Klub Rekreacyjno-Sportowy Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej „TYTAN” Świętochłowice, pt. „Patrioci są wśród nas”, na s. 11 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Oni nam pokazali, jak się walczy, umiera, ale i jak się pięknie i godnie żyje/ Dariusz Brożyniak, „Kurier WNET” 77/2020

Jesteśmy w ogromnej potrzebie odbudowania narodowej pamięci, tej prawdziwej, bez kunktatorstwa, hipokryzji i prostackiej propagandy. Gdzie mowa jest prosta z Chrystusowym „tak”, tak” – „nie, nie”.

Dariusz Brożyniak

Polskie Zaduszki

Przemierzamy i w tym roku nasze cmentarze, wypełniając odwieczny chrześcijański obowiązek i głęboką potrzebę także słowiańskiej duszy. To jednakże rok jakże przykrej anonimowości, kiedy spod epidemicznych masek z trudem rozpoznajemy naszych bliskich, przyjaciół, sąsiadów, by wspólnie nad mogiłami odtworzyć obrazy życia tych, którzy nas kiedyś łączyli pokrewieństwem czy swym, z nami splecionym, losem. Tak nadzwyczajnego czasu nikt nam jak dotąd, w naszej tradycji, nie przekazał.

Spotykamy się na modlitwie pod krzyżami wspomnień naszych bezimiennych bohaterów, pod epitafiami powstańców listopadowych, styczniowych, wielkopolskich, śląskich, warszawskich, Golgoty Wschodu, Ofiar Komunizmu, Tragedii Smoleńskiej. Docieramy w końcu na Kwaterę „Ł” – Łączkę – i wtedy już wręcz musimy zastanowić się nad kondycją naszej zbolałej polskiej duszy. Dzięki odwadze i determinacji jednego człowieka wypełniliśmy swój prastary rycerski obowiązek, tak jeszcze sto lat temu najzupełniej oczywisty, i „poszliśmy po swoich”, zebrać naszych poległych z pola bitwy.

Profesor Szwagrzyk wydobył wszystkich trzystu, przeciskając się pomiędzy mogiłami ich katów, komunistycznych zbrodniarzy.

Czasem mógł kogoś wydobyć tylko „w połowie”, przeciętego koparką przygotowującą miejsce dla kolejnego komunistycznego kacyka; czasem pozostało już tylko przesiewać ziemię przemieszaną ze śmieciami, by dotrzeć choć do tych paru najdroższych nam kości „wypełniących” alejki „nowo zasłużonych”, przede wszystkim PRL-owskich wojskowych o najwyższych szarżach – majorów, pułkowników.

Żołnierzy Niezłomnych, tych XX-wiecznych rycerzy dumnej Polski, z całkowitą premedytacją potraktowano właśnie jak śmieci, podobnie jak ofiary przywiezione lat dziesięć temu z Rosji, które wspomina położony zupełnie nieopodal powązkowski pomnik tragedii smoleńskiej.

Na Łączce widać niezwykle wyraziście i drastycznie tę sowiecką więź w zbrodni i barbarzyńskim lekceważeniu nawet szczątków. Majora „Zaporę” i jego kilku podkomendnych „wciśnięto” do pojedynczej mogiły, zapewne wtłaczając i udeptując. Mieszano zwłoki jak popadnie, głowami i nogami naprzemiennie. Zrobili to ludzie, którzy całkowicie wyzuli się ze swej polskości. Przyjęli za swoją sowiecką metodę strzału w tył głowy, rozsadzającą twarz. W pełni skuteczną w zadaniu śmierci i ukryciu śladów zbrodni. Nierozpoznawalne zwłoki zagrzebane gdzieś pod murem nie były już groźne.

Żołnierski honor plutonu egzekucyjnego mógł się okazać niepewny dla zbrodniarzy. Do „Inki” nie chciano strzelać, ktoś jednak mógł się wygadać.

Dramat mokotowskich Żołnierzy Niezłomnych to nie była sama śmierć. To była świadomość, że zrobią to nie Niemcy, nie Sowieci, ale Polacy. I patrzą na to dziś z bezpośredniej wręcz bliskości swych grobów ludzie „bestie” – „Luna” Brystygierowa czy Aleksander Dreja. Nigdy nie ukarani, jak Jerzy Valuin, Śmietański, Różański i Humer.

Żyjący jeszcze, jak Jerzy Kędziora, mają się dobrze i rozsiewają nadal strach. Rodziny pomordowanych wolą nie udzielać wywiadów, boją się, jak za czasów, gdy cmentarne kwiaciarki donosiły do SB, zaszczuci do dziś. Odradza im się rozmowy z IPN, mają ciągle w pamięci, jak próbując jakoś łączyć się w swym cierpieniu w parafii na Starych Powązkach, musieli przeżyć śmierć zamordowanego ks. Stefana Niedzielaka. Resortowe „towarzystwo” ul. Kazimierzowskiej patrzyło krzywym okiem na „złe rzeczy” na Łączce, nawet grożąc tajemniczym telefonem wstrzymującym działania. Są osoby i instytucje, które zdecydowanie torpedowały prace na Łączce, nawet z samego środowiska IPN, podejmowały działania o wręcz wrogim charakterze, by później zabierać oficjalny głos na głównych uroczystościach. Przy pośpiesznym odsłanianiu Panteonu profesor Szwagrzyk stał zapomniany w tłumie, obserwując, jak politycy dziękują sami sobie.

Żołnierze Niezłomni mieli być bowiem na zawsze „wyklęci”, usunięci w niebyt w sposób celowy i systemowy. Nie mogło być grobów, by nie było bohaterów, lecz przede wszystkim wzorca. Ci ludzie pokazali, jak się walczy, jak się umiera, ale i jak się pięknie i odpowiedzialnie żyje. Rotmistrz Pilecki, dający przykład żołnierza i gospodarza dbającego o rodzinę, wspólnotę, stający bez wahania na wezwanie ojczyzny. Pułkownik Łukasz Konrad Ciepliński ps. Pług, piszący w więziennym grypsie:

„Widzisz Synku – z Mamusią modliliśmy się zawsze, byś wyrósł ku chwale idei Chrystusowej, na pożytek Ojczyźnie i nam na pociechę. W tych dniach mam zostać zamordowany przez komunistów za realizowanie ideałów, które Tobie w testamencie przekazuję. O moim życiu powie Tobie Mamusia, która zna mnie najlepiej. Będę umierał w wierze, że nie zawiedziesz nadziei w Tobie pokładanych”.

Niemalże cudem odnalezionych prawie 40 grypsów pułkownika stanowi poruszające świadectwo etosu Polski Walczącej.

70 lat temu nie przewidziano technik badań DNA, inaczej dla zbrodni, niemalże doskonałej, urządzono by krematoria. Bo tożsamość zbrodniarzy spod czerwonej gwiazdy i swastyki jest uderzająca. Tożsamość w ukrywaniu i zacieraniu śladów zbrodni. W zeszłym roku pod torami małej austriackiej stacyjki kolejowej Lungitz przy obozie Gusen III sytemu obozowego Mauthausen-Gusen odkryto całe pokłady ludzkich popiołów wymieszanych ze śmieciem. Znaleziono dziecięcy ząb, a skala znaleziska może być ogromna. Wydobyto symbolicznie pewną ilość popiołów i upamiętniono w pobliżu, bez określenia miejsca znaleziska i jakiejkolwiek informacji na funkcjonującej stacji. Pytanie, czy przywożono tą drogą jeszcze żywych ludzi, czy tylko popioły i skąd – nie jest szczególnie popularne. Ekipie profesora Szwagrzyka jeszcze parę lat temu usiłowano nałożyć gigantyczną karę za niezbędne usunięcie krzewów uniemożliwiających ekshumacje. Czerwona gwiazda i swastyka…

Czy zatem wypełni się wizja profesora trzeciej powązkowskiej bramy cmentarnej, Bramy Wyklętych – Straconych? Czy będzie można modlić się nad trumnami żołnierzy, z trumiennymi portretami, w podziemnych katakumbach – a więc tam, gdzie ich odnaleziono? Obecny „półkowy” Panteon jest bowiem zaprzeczeniem całej już współczesnej historii Łączki.

Najmłodsze pokolenie zaczadzone neomarksizmem musi otrzymać szansę ogarnięcia tej komunistycznej zbrodni w całym jej tragicznym, przewrotnym i perfidnym wymiarze, łącznie z dokonaną, wręcz pokoleniową, infamią i zemstą na rodzinach zamordowanych.

Musi dokonać się jednoznaczna i ostateczna demaskacja sloganu „komunizmu z ludzką twarzą”, kontynuacji zbrodni lat 40. i 50. na lata 80. i resentymentów trwających po dziś dzień już w wolnej Polsce.

Jesteśmy w ogromnej potrzebie odbudowania narodowej pamięci, tej prawdziwej, bez obciążenia kunktatorstwem, hipokryzją i prostacką propagandą. Gdzie mowa jest prosta z Chrystusowym „tak”, tak” – „nie, nie”. „Sprawiedliwość, nie zemsta” głosił publicznie polskojęzyczny Żyd, urodzony na rumuńskiej Bukowinie w Czerniowcach, lojalny obywatel Republiki Austrii – Szymon Wiesenthal. Nie możemy udawać, że nie widzimy rozwłóczonych, niepogrzebanych przez dekady po chrześcijańsku kości na kresach II Rzeczypospolitej, nie słyszeć, że najbardziej okrutni pacyfikatorzy powstania warszawskiego, ukraińskie jednostki SS „Nachtigall”, „broniły” Warszawy przed Armią Czerwoną (sic!), karygodnym zaniechaniem wspomagać tuszowanie austriackich zbrodni na Polakach w Austrii i niemieckich w Auschwitz.

Nie ma takiego drugiego miejsca w Europie, gdzie żyją obok siebie, jak gdyby nigdy nic, ofiary i ich bezkarni kaci, i to mieści się bezwstydnie w regule wolności i demokracji.

Słabość polskiego państwa jest żenująca w bezkarności konstytucją zabronionego propagowania komunizmu (Michał Nowicki, syn posłanki SLD Wandy Nowickiej) czy otwartego nawoływania do obalenia demokratycznego państwa siłą (Bartosz Kramek z Fundacji Otwarty Dialog). Ta permanentna, od 30 lat, socjologiczna schizofrenia doprowadza nas do coraz trudniej uleczalnej chronicznej społecznej choroby. Bezmiar polskiej ofiary krwi wymaga od każdego Polaka honorowego, z podniesionym czołem działania i żarliwej, szczerej, zaduszkowej modlitwy. Inaczej i nasze pokolenie wpisze się w ten najboleśniejszy dramat Żołnierzy Niezłomnych – Wyklętych – zdrady „swoich”!

Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Polskie Zaduszki” znajduje się na s. 1 i 2 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Polskie Zaduszki” na s. 1 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie możemy dalej milczeć. Katolicki głos w sprawie ograniczenia dostępu do kościołów w czasie pandemii

Jak to się stało? Kto i dlaczego podejmował takie decyzje? Przede wszystkim jednak władze państwowe powinny złożyć jasne oświadczenie: kwestionują treść i dotychczasową praktykę, prawa katolików?

Dla katolika nie ma nic bardziej dziwnego, niż sposób myślenia: najpierw rozwiążmy nasze bardzo poważne problemy, a potem powrócimy do kościołów, by się modlić. Takie podejście jest samo w sobie głęboko podszyte co najmniej duchem laicyzmu, przeświadczeniem o samowystarczalności człowieka. Oznacza utratę poczucia sacrum, sprowadzenie religijności co najwyżej do stanu umysłu, a nie realności relacji między ludzkością a Bogiem. Świadomość, czym była świątynia jerozolimska, a dziś jest każdy kościół, to myślenie dokładnie odwrotne. To obecność Boga w doczesności, w miejscu i czasie. Pomysł, że zwłaszcza w czasach trudnych, należy ograniczać funkcjonowanie kościołów, oznacza „czynić, co nie podoba się Panu”.

Kto tak rozumie, widzi, gdzie przebiega granica, co boskie i cesarskie odnośnie do budynków kościelnych. Wszystko, co jest, jak nazywa to polskie prawo, „kultem publicznym”, jest domeną Kościoła. W tym duchu dotychczas rozumiano art. 8 ust. 1 Konkordatu, który mówi: „Rzeczpospolita Polska zapewnia Kościołowi Katolickiemu wolność sprawowania kultu”. Jego rozwinięcie widziano w art. 15 w zw. z art. 2 ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 17 maja 1989 roku (DzU z 2019 r. poz. 1347). Wynika z nich jasno: co dzieje się we wnętrzach kościołów, podczas kultu publicznego na cmentarzach, drogach publicznych (podczas pielgrzymek) – jest wyłączną sprawą Kościoła. Od kilku już dekad utarła się praktyka współpracy – strona kościelna dokonuje oczywiście zgłoszeń władzom, gdy jest to niezbędne z powodów organizacyjnych (np. o trasach i terminach pielgrzymek). Władza państwowa mogła ingerować dopiero po przekroczeniu granicy określonej w art. 8 ust. 5 Konkordatu, mówiącym, iż władza publiczna może podjąć niezbędne działania w miejscach sprawowania kultu publicznego także bez uprzedniego powiadamiania władzy kościelnej, jeśli jest to konieczne dla ochrony życia, zdrowia lub mienia. Było jasne, że należy to rozumieć jako działanie incydentalne w przypadkach nagłych, gdy po prostu nie ma możliwości powiadomienia władzy kościelnej, np. policja wkracza do kościoła w bezpośrednim pościgu za przestępcą, który schronił się wewnątrz, czy w przypadku, gdy Straż musi ratować ludzi w płonącej świątyni.

Te zasady zostały katolikom wypowiedziane przez władze państwowe wiosną, gdy te ostatnie jednostronnie zadecydowały o ograniczeniach w dostępie do kościołów.

Tego, że było to działanie jednostronne, łamiące zasady konkordatowe i ustawowe można się było domyślić, już gdy 15 kwietnia 2020 roku Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki skierował oficjalne pismo do Prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego, zwracając uwagę na nieadekwatność regulacji dotyczących ilości osób w kościołach. Arcybiskup raczej nie wystosowałby takiego pisma, gdyby wcześniej był stroną wspólnych uzgodnień. Po drugie, od początku trudno było podejrzewać, że jakikolwiek hierarcha zgodziłby się na regulację tak nonsensowną jak ograniczenie do pięciu osób, bez względu na wielkość świątyni.

Nie można mieć już żadnych wątpliwości od momentu, gdy wobec zamknięcia w ostatniej chwili cmentarzy przed samym dniem Wszystkich Świętych Prymas Polski abp Wojciech Polak powiedział: „Ze mną premier nie konsultował zamknięcia cmentarzy. Nie miałem też żadnych innych informacji, czy premier konsultował tę decyzję z sekretariatem Episkopatu, czy z przewodniczącym KEP”.

Od tego momentu żaden katolik w Polsce raczej nie powinien mieć wątpliwości. To wszystko polega na tym, że władza państwowa jednostronnie, wbrew Konkordatowi, Konstytucji i ustawom, decyduje o tym, co dzieje w kościołach, wkraczając w kompetencje naszych biskupów. Hierarchowie nie chcąc wchodzić w konflikt, przyjmują ten dyktat, wydając w poszczególnych diecezjach dekrety o treści podobnej jak przepisy państwowe.

Nielegalność tej działalności władz ma również swój szczególny wymiar na gruncie prawa państwowego. Najbardziej pryncypialne prawo wynikające z Konkordatu, Konstytucji i ustaw ograniczane jest w drodze rozporządzeń. Zapadły już orzeczenia, w których nawet sądy państwowe potwierdziły, iż takie regulacje po prostu nie są obowiązujące. Decyduje o tym kilka kwestii. Przede wszystkim brak umocowania organu wydającego rozporządzenie – art. 46, 46a i 46b ustawy o zapobieganiu i zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi z dnia 5 grudnia 2008 roku (DzU z 2020 r. poz. 1845) po prostu nie upoważniają władzy wykonawczej do samodzielnego regulowana kultu publicznego. Po drugie, zgodnie z art. 233 Konstytucji, prawa i wolności sumienia i religii nie mogą być ograniczone nawet ustawą, i to w sytuacji stanu nadzwyczajnego. Co dopiero rozporządzeniem, a więc aktem niższego rzędu niż ustawa, i to bez oficjalnego wprowadzenia stanu nadzwyczajnego.

Należy podkreślić, iż ostatnie z wydanych rozporządzeń wręcz pogłębiają stan nielegalności. Negatywną nowością jest takie formułowanie przepisów, iż wynika z nich, że władze państwowe kult publiczny traktują jako jeden z rodzajów zgromadzeń publicznych. Dotychczas było oczywiste, iż w rozumieniu prawnym kult publiczny jest czymś zupełnie innym niż zgromadzenia publiczne, a regulacje dotyczące zgromadzeń publicznych nie są stosowane do kultu publicznego.

Obecne stanowisko władz oznacza, iż Msza św. dla rządzących jest tym samym, co manifestacja (sic!). Dla katolików jest to po prostu obraźliwe.

Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 9 października 2020 roku w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii (DzU z 2020 r. poz. 1758) stanowi: Do odwołania zakazuje się organizowania zgromadzeń w rozumieniu art. 3 ustawy z dnia 24 lipca 2015 r. – Prawo o zgromadzeniach (DzU z 2019 r. poz. 631). W ust. 8 jako swego rodzaju wyjątek ustanowiono, iż zgromadzenia organizowane w ramach działalności kościołów i innych związków wyznaniowych mogą się odbywać. Dalsze ograniczenia wprowadzono rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 6 listopada 2020 roku (DzU z 2020 r. poz. 1972), zmieniające rozporządzenie w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii. Informacje pochodzące ze środowisk rządowych mówią, iż rozważane są dalsze restrykcje stanowione kolejnymi rozporządzeniami.

Od wiosny władze państwowe dokonują kolejnych naruszeń praw katolików. Ingerencje rozporządzeniami w kult publiczny, policyjne rozgonienie oficjalnej diecezjalnej pielgrzymki na Jasną Górę, prowadzenie policyjnych czynności operacyjnych na terenach parafii (w tym zagłuszanie nabożeństw przez megafony), stawianie przed sądem kapłanów pod zarzutem, iż w trakcie odprawiania Mszy powinni na bieżąco liczyć wiernych. Są to działania nielegalne od strony formalnej, o czym wiemy już dziś ze słów naszych biskupów (nikt z nimi tego nie uzgadniał, zostało to narzucone). Również nonsensowne merytorycznie.

Trudno zrozumieć, w jaki sposób ktoś mógł w ogóle wpaść na pomysł, iż dopuszczalna jest obecność pięciu osób w kościele, niezależnie od wielkości.

Od początku do teraz stosowane jest jawnie nonsensowne kryterium powierzchni, gdy wiadomo, iż epidemiczne znaczenie ma przede wszystkim kubatura (transmisja drogą oddechową oznacza, iż należy unikać przestrzeni oddechowej innych osób – w strzelistych budynkach, jakimi najczęściej są kościoły, wydychane ciepłe powietrze zawierające dodatkowo parę wodną unosi się w górę).

Nie podejmujemy się rozstrzygać – działalność rządzących nosi charakter intencjonalny, czy też wynika z nieudolności. Jednakże wobec zapowiedzi, iż władze państwowe szykują się na nawet długotrwałe funkcjonowanie w obecnych reżimach, nie możemy dalej milczeć.

Tym bardziej, iż istnieje obawa, że nawet po zakończenie formalnego stanu epidemii będzie pokusa, by utrzymać przeróżne ograniczenia, czy przynajmniej rozumienie, iż katolicy, Kościół w Polsce podlegają ściśle władzy świeckiej.

Katolikom w Polsce należy się jasne wyjaśnienie dotyczące wskazanych problemów. Jak to się stało? Kto i dlaczego podejmował takie decyzje? Przede wszystkim jednak władze państwowe powinny złożyć jasne oświadczenie: kwestionują treść i dotychczasową praktykę, prawa katolików? Opisane działania należy rozumieć jako wypowiedzenie Konkordatu? Uchylenie gwarancji konstytucyjnych i ustawowych? Obecne władze swe regulacje rangi rozporządzeń uważają za wyprzedzające rangi umowy międzynarodowej, ustawy zasadniczej i ustaw zwykłych?

Nad tym wszystkim góruje jednak problem podstawowy. Błądzi fundamentalnie, kto sądzi, iż rozwiąże problemy kraju czy ludzkości, nie powierzając się przede wszystkim Panu Bogu.

10.10.2020 r.

Ryszard Skotniczny, Stowarzyszenie Europa Tradycja

Urszula Strynowicz, Wspólnoty Nieustającego Różańca Świętego im. Św. Jana Pawła II

Tadeusz Matuszkiewicz, Klub Inteligencji Katolickiej, Mielec

Krzysztof Czeluśniak, Stowarzyszenie Jaślanie

Marcin Dybowski, Krucjata Różańcowa za Ojczyznę

Teresa Bazylko-Boratyn, Stowarzyszenie LEGION MARYI

Jacek Kotula, Fundacja Życiu Tak

Maria Bienkiewicz, adw. Łukasz Jończyk, Fundacja Nowy Nazaret

„Strajk kobiet” jest to wykorzystywanie kolejnego pretekstu do destabilizacji państwa. I nie jest to tylko polski kłopot

Kolejną formą błyskawicy z logo protestujących mogą być dwie błyskawice z mundurów znanej formacji eliminującej mniej wartościowe istnienia. Ktoś to logo wymyślił. Czy nie miał takich skojarzeń?

Zbigniew Kopczyński

Cały ocean nienawiści wylewa się na rządzących i Kościół. A oni nie mają kompetencji, by unieważnić wyrok TK. Ten wyrok jest ostateczny i żadne protesty tego nie zmienią.

Akurat Prawo i Sprawiedliwość, wbrew przedwyborczym obietnicom, nie zrobiło w tej kwestii praktycznie nic, nie licząc podpisów grupy posłów pod pytaniem do Trybunału.

Społeczne projekty ograniczenia aborcji PiS skutecznie topił w procedurach sejmowych, bardziej dbając o los zwierzątek żyjących w zbyt małych klatkach niż rozrywanych na kawałki dzieci.

Poparcie episkopatu dla tych projektów też było – powiedzmy – mało entuzjastyczne. Wydawało się, że Trybunał też będzie pracował nad tym problemem tak długo, aż wszyscy o nim zapomną. Tak jednak się nie dało i – chcąc nie chcąc – wydał w końcu wyrok.

A wyrok mógł być tylko jeden, bez względu na poglądy sędziów na temat aborcji. Inny byłby obrazą logiki, zasad stanowienia prawa i elementarnego poczucia przyzwoitości. Trybunał nie rozpatrywał tego, czy aborcja jest dobra, czy zła, czy, kiedy i jak można ją przeprowadzić, bo do tego nie ma kompetencji. Rozpatrywał tylko i wyłącznie, czy aborcja eugeniczna jest zgodna z Konstytucją. Tak brzmiało pytanie posłów i tylko takie kompetencje ma Trybunał Konstytucyjny. A tu sprawa jest jasna.

Skoro art. 38 Konstytucji mówi o ochronie życia każdego człowieka, nie można samowolnie ograniczać tej ochrony ze względu na stan jego zdrowia. Zdanie przeciwne generowałoby konsekwencje w postaci uznania życia jednych ludzi za podlegające ochronie, a drugich nie. Takie dzielenie na życie warte życia i go niewarte Europa już przerabiała.

(…) Tym największym jest kłamstwo o prawie kobiet do wolnego wyboru. Używanie tego argumentu sprowadza dyskusję do poziomu nielicznych już autochtonów w Nowej Gwinei niekojarzących ciąży z uprzednim aktem seksualnym. Ojcem dziecka jest ten, na którego terenie ono się urodzi. Sąsiednie plemiona wiedzą już, skąd się biorą dzieci, a polscy działacze pro choice jeszcze do tego nie doszli. Ciąża nie jest kwestią wyboru, lecz konsekwencją wyboru dokonanego wcześniej. Przypomnę, że wyrok Trybunału nie dotyczy ciąż z gwałtu, bo nie o to pytali posłowie.

Natychmiast po ogłoszeniu wyroku media odkurzyły zapomnianą już Alicję Tysiąc, swego czasu gwiazdę wojujących feministek. „Prawie straciłam wzrok” – mówi, opisując swoje cierpienia i przegraną z polskim prawem walkę o możliwość dokonania aborcji ze względu na groźbę utraty wzroku. Powetowała to sobie sowitym odszkodowaniem wywalczonym na szczeblu europejskim.

Manipulacja wielowątkowa. Po pierwsze „Prawie czyni różnicę”.

Pani Alicja nie straciła jednak wzroku, a więc rację mieli lekarze nie widzący takiego niebezpieczeństwa, a nie pani Tysiąc.

Po drugie: ewentualna aborcja przeprowadzona zostałaby ze względu na zagrożenie zdrowia matki, a nie wady płodu, co było treścią wyroku TK. To zupełnie inne kwestie. Zdrowie córki pani Tysiąc nie było kwestionowane i urodziła się ona zdrowa. Dziś powinna mieć tyle lat, by ze zrozumieniem czytać i słuchać, jak jej mamusia bohatersko walczyła, by móc ją zabić. (…)

Jedyny cel protestów, jaki można od nich usłyszeć, to „j..ać” i „wy….dalać”. Do głowy tym neobolszewikom nie przyjdzie, że nawet gdy „wy….dolą” PiS i spalą wszystkie kościoły, wyrok TK dalej będzie obowiązywać tak długo, jak długo obowiązywać będzie obecna Konstytucja. I to przeciw niej powinni protestować. Jednak z krzyczeniem „j..ać Konstytucję” mają pewien problem, bo jeszcze wczoraj skandowali „Kon-sty-tu-cja!” i traktowali ją jak absolutną świętość.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Wojna o aborcję” znajduje się na s. 2 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Wojna o aborcję” na s. 2 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nasz wniosek dotyczył tylko eugeniki/ Jolanta Hajdasz, Bartłomiej Wróblewski, „Wielkopolski Kurier WNET” 77/2020

Z konstytucji wynika nie tylko konieczność ochrony życia, ale wsparcia dla kobiet w trudnych ciążach oraz wsparcie dla osób niepełnosprawnych. To jest sprawa, którą trzeba się zająć ponad podziałami.

Jolanta Hajdasz, Bartłomiej Wróblewski

Wygrało życie!

Z Bartłomiejem Wróblewskim, posłem Prawa i Sprawiedliwości, prawnikiem, autorem wniosku z 2017 roku o stwierdzenie przez Trybunał Konstytucyjny zgodności z Konstytucją RP dopuszczalności aborcji eugenicznej, rozmawia Jolanta Hajdasz.

Panie Pośle, należę do osób, które wyrażają wielkie uznanie dla odwagi sędziów TK za ich szlachetną decyzję i dlatego naszą rozmowę chcę zacząć od gratulacji dla Pana, posła PiS z Poznania, który był inicjatorem wniosku do Trybunału Konstytucyjnego i który przez te ostatnie trzy lata, gdy czekał on na rozpatrzenie przez TK, śmiało i publicznie bronił zawartej w nim argumentacji o ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci.

Była to praca kilkudziesięciu, a nawet kilkuset osób, które w się w tę sprawę zaangażowały. Nie składa się takiego wniosku, mając na uwadze tylko i wyłącznie własne przekonania, ale konsultuje się go z różnymi osobami i środowiskami. Oczywiście ten wniosek był uzgodniony na samym początku z Jarosławem Kaczyńskim, z władzami Prawa i Sprawiedliwości, a także z politykami innych formacji sejmowych; jeszcze wcześniej także z przedstawicielami Kościoła, organizacjami pro life oraz z konserwatywnie nastawionymi prawnikami.

Dlaczego zdecydowaliście się skierować ten wniosek do Trybunału Konstytucyjnego?

Wniosek został skierowany do Trybunału Konstytucyjnego dlatego, że przez długi czas w parlamencie nie udawało się wzmocnić ochrony życia. Uznaliśmy, że trzeba przenieść dyskusję na poziom czysto prawny, konstytucyjny. W czasie dyskusji parlamentarnych brane są bowiem pod uwagę różne czynniki – społeczne, ekonomiczne, polityczne, a argumenty prawne często dopiero w dalszej kolejności.

Wydawało nam się, że przeniesienie tej dyskusji na poziom konstytucyjny da większą szansę na spokojniejszą dyskusję na ten temat, w szczególności ze względu na to, że dyskusja prawna powinna ograniczać się do rzeczowych argumentów i tego, co się komu należy, co komu prawo gwarantuje.

A przecież konstytucja uchwalona w 1997 r. i podpisana przez postkomunistycznego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego jest wręcz Waszym sprzymierzeńcem.

Tak. I dodatkowo trzeba podkreślić, że przecież w tej sprawie wcześniejsze orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego było jednoznaczne. Z jednej strony mamy więc artykuł 38 Konstytucji mówiący o prawie do życia, artykuł 30 o godności człowieka, a z drugiej strony – orzeczenia samego TK, np. z 1997 r., później z 2004 i 2008 r., mówiące o tym, że jest się człowiekiem także przed narodzeniem, że życie w okresie prenatalnym podlega ochronie i że nie można nikogo tej ochrony pozbawić. I do tego było kilkadziesiąt stanowisk konstytucjonalistów, karnistów i cywilistów, którzy tą problematyką w ciągu ostatnich 20 lat się zajmowali i którzy zwracali uwagę, że nie można pozbawić dziecka ochrony w okresie życia prenatalnego, także dziecka chorego i niepełnosprawnego. Tak więc decyzja TK nie była dla nas zaskoczeniem. Biorąc pod uwagę te kwestie, wiedzieliśmy, że kierując się prawem, innej decyzji Trybunał nie powinien podjąć.

Czy po decyzji TK, podtrzymującej przecież tylko jego wcześniejsze stanowiska, można było przewidzieć aż taką skalę protestów, tak wulgarne i agresywne manifestacje na ulicach, przed kościołami, w sejmie?

Przed złożeniem tego wniosku wydawało się chyba wszystkim, z którymi rozmawialiśmy, że jest to najmniej konfrontacyjna droga do wzmocnienia ochrony życia, najmniej obciążona polityką.

Nie spodziewaliśmy się takich protestów, ponieważ nasz wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, poza krótkotrwałą krytyką ze strony radykalnej lewicy, przez trzy lata nie spotkał się z odpowiedzią czysto prawną, nikt na ten temat nie chciał dyskutować, nie publikowano nawet specjalnych stanowisk, które by kwestionowały nasz pogląd i nasze argumenty. To, że od pewnego czasu narastają tendencje antykościelne, a nawet szerzej – antycywilizacyjne, to wiedzieliśmy. Do tego doszła wulgaryzacja, ten Ruch 8 gwiazdek w czasie wyborów, te niepokoje po zatrzymaniu „Margot”, aktywisty ruchu LGBT, który używał przemocy, a mimo to jego zachowanie było aprobowane przez środowiska lewicowe i część liberalnych mediów. To pokazywało, że te emocje są nie tylko polityczne, ale także kulturowe, wręcz antykościelne, bo już wtedy pojawiły się wulgarne napisy na kościołach. Jednak nikt nie spodziewał się, że skala protestów i emocji może być tak duża.

Jakie mogą być tego konsekwencje?

Dziś trudno jest przewidzieć, kiedy emocje opadną. Na pewno jednak to wszystko pokazuje, jak zmienia się polskie społeczeństwo, bo ta decyzja TK w mojej ocenie stała się tylko katalizatorem tego, co w społeczeństwie istniało już wcześniej, co było przygotowywane i finansowane poprzez szkolenia na Zachodzie tak agresywnych bojówek jak Antifa, poprzez przygotowywanie aktywistów i gruntu społecznego do tych protestów i prowokacji.

Jest to także poważne ostrzeżenie dla polskiej prawicy i Kościoła, że trzeba podejmować więcej działań społecznych, informacyjnych, formacyjnych.

Czy w takim razie decyzja TK utrzyma się, czy Prawo i Sprawiedliwość nie będzie chciało przy niej „pomajstrować”, by osłabić jej wykonywanie w praktyce?

W mediach słyszymy różne głosy. Chciałbym po raz kolejny podkreślić, że wyrok TK nie dotyczy sytuacji zagrożenia życia matki ani przesłanki kryminalnej, czyli sytuacji, w której aborcja jest dopuszczana ze względu na to, iż do poczęcia doszło podczas gwałtu bądź kazirodztwa. Wyrok nie dotyczy ani środków antykoncepcyjnych, ani badań prenatalnych. Nasz wniosek dotyczył tylko eugeniki, trochę ze względu na to, że w czasie tzw. czarnych marszów najbardziej gwałtowne protesty dotyczyły zarzutu karalności kobiet czy pozbawienia dostępu do legalnej aborcji w sytuacji gwałtu. W naszym wniosku tego nie było, a mimo to reakcja jest porównywalna, a może nawet silniejsza niż wtedy, choć trudno to zestawiać, bo przecież mamy okres pandemii, zajęcia w szkołach, na uczelniach odbywają się zdalnie i nie wiemy, na ile te dzisiejsze manifestacje są odreagowaniem tej bardzo stresującej dla wszystkich sytuacji, głównie młodych ludzi, ale przecież nie tylko ich.

Wielu z nich sprawia wrażenie, jakby do końca nie rozumieli, przeciwko czemu, komu i dlaczego protestują.

Widzimy teraz, że główny argument przeciwników decyzji TK, który jest używany najczęściej, dotyczy przypadków najcięższych, letalnych i widać po wypowiedziach uczestników tych protestów, jak dużo jest dezinformacji na ten temat.

Część osób wypowiada się tak, jakby zlikwidowana była przesłanka kryminalna, co nie jest przecież prawdą. Dodatkowo mówi się, że nie będą przeprowadzane badania prenatalne, albo mówi się o lekceważeniu zagrożenia życia matki, chociaż takich konsekwencji ten wyrok TK nie niesie.

Z konstytucji wynika nie tylko konieczność ochrony życia, ale także konieczność wsparcia dla kobiet w trudnych ciążach oraz większe wsparcie dla osób niepełnosprawnych. To jest sprawa, którą trzeba się zająć ponad podziałami. Mam osobiście nadzieję, że jedną z konsekwencji decyzji Trybunału Konstytucyjnego będzie także zwiększenie działań na rzecz osób niepełnosprawnych.

Jak wobec tego wyglądają Pana aktualne relacje z Prawem i Sprawiedliwością? Z jednej strony ta wielka sprawa – doprowadzenie do usunięcia z naszego systemu prawnego przesłanki eugenicznej jako przyczyny zabijania nienarodzonych dzieci, a z drugiej – konflikt spowodowany ustawą „Piątka dla zwierząt”, bo głosował Pan w tej sprawie inaczej niż brzmiała rekomendacja PiS.

Może nie wszyscy to rozumieją, ale tak naprawdę głosowanie w sprawie „Piątki dla zwierząt” i zabieganie o ochronę życia wynika z tych samych pobudek. W przypadku ochrony życia nienarodzonych mówimy o prawie do życia, a w przypadku „Piątki dla zwierząt” decydującym dla mnie argumentem było ograniczenie wolności religijnej. Wprawdzie nie jest to wolność religijna chrześcijan, ale wyznawców innych religii, niemniej jednak każdy, kto rozumie konstytucyjny system praw i wolności, bez trudu dostrzega ten problem. Jeśli dziś ktoś pozwoli na ograniczenie wolności religijnej żydów i muzułmanów, to niejako implicite godzi się na ograniczenie wolności religijnej chrześcijan, bo musi być konsekwencja w stosowaniu przepisów regulujących prawa i wolności.

Tak jak dzięki wyrokom TK z 1997 i kolejnym wiedzieliśmy, że Trybunał nie może orzec inaczej w przypadku ochrony życia, tak wiadomym jest, że jeżeli ostałby się zakaz uboju rytualnego, częściowy już na szczęście; ale jeśliby TK uznał tę ustawę za zgodną z Konstytucją, to byłoby to przywoływane jako argument utrudniający powoływanie się na wolność religijną, a więc ułatwiający sekularyzację państwa, gdyby prawica straciła władzę, a uzyskała ją lewica. Niezależnie więc od tego, że to bardzo mocno uderzałoby też w rolników, w przedsiębiorców i naruszało wolność gospodarczą, prawo własności i prawo do prywatności, to zasadniczym argumentem dla mnie było ograniczanie wolności religijnej.

Prawica nie powinna ograniczać takich regulacji konstytucyjnych, które wzmacniają nasz ład cywilizacyjny, takich jak właśnie prawo do życia, wolność religijna czy prawo rodziców do wychowywania swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, albo jak autonomia rodziny.

Każda taka decyzja, nawet jeśli jest przyjęta ze względu na inne istotne racje, ostatecznie obróci się przeciwko nam, chrześcijanom, nam, Polakom, dla których tradycyjne wartości są podstawowe i najważniejsze.

Wywiad Jolanty Hajdasz z posłem PiS Bartłomiejem Wróblewskim, pt. „Wygrało życie!”, znajduje się na s. 1 i 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Wywiad Jolanty Hajdasz z posłem PiS Bartłomiejem Wróblewskim, pt. „Wygrało życie!” na s. 1 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Toczy się walka o depozyt moralny całej naszej cywilizacji/ Łukasz Jankowski, Andrzej Zybertowicz, „Kurier WNET” 77/2020

To jest manifestacja pokolenia zaprogramowanego na poszukiwanie doznań… nie mającego sensu życia jako kontynuacji pracy opartej na dziedzictwie przodków, wizji stabilnej rodziny ani stabilnej pracy.

Łukasz Jankowski, Andrzej Zybertowicz

Manifestacja pokolenia poszukującego doznań

Z doradcą prezydenta Andrzeja Dudy, dr. hab. nauk humanistycznych, historykiem i socjologiem Andrzejem Zybertowiczem rozmawia Łukasz Jankowski.

Co robi prezydent? Czy w obecnej sytuacji potrzebne jest wystąpienie głowy państwa?

Prezydent pozostaje w izolacji i jeśli się nie mylę, ta kwarantanna będzie trwała do piątego listopada. Jednak jest w kontakcie z wieloma ludźmi. Gdy prezydent uzna, że jest to potrzebne, wtedy zabierze głos. Na razie, analizując sytuację na podstawie informacji z różnych źródeł, nie widzi takiej potrzeby. Zresztą w sprawie decyzji głowy państwa proszę kontaktować się z biurem prasowym Kancelarii Prezydenta. My umówiliśmy się na analizę socjologiczną zjawisk. Chcę od razu zastrzec, tak jak robię to standardowo, gdy mam wykłady jako socjolog, że opinii, które przedstawię tutaj, nie można utożsamiać ze stanowiskiem żadnego podmiotu władzy publicznej.

Co się dzieje na polskich ulicach? Czy ten wybuch jest logiczną konsekwencją zmian społecznych w Polsce? Czy można go było przewidzieć?

To są bardzo dobre pytania. Postaram się na nie odpowiedzieć, ale muszę zrobić jeszcze jedno zastrzeżenie. Będę starał się opisać to tak obiektywnie, jak potrafię, ale po pierwsze, jestem częścią szeroko rozumianego obozu władzy, po drugie, mój światopogląd jest konserwatywny, a to wywiera wpływ na moje zdolności analizy. Każdy odpowiedzialny socjolog czy psycholog społeczny, na przykład psycholog emocji, powie, że w przypadku wzmożonych zjawisk społecznych, zwłaszcza o takiej intensywności emocjonalnej, jest bardzo trudno jednoznacznie zabrać głos.

Oczywiście mój pogląd jest zdecydowanie krytyczny wobec tego, co się dzieje na ulicach, ale chciałbym rozpocząć od wskazania pewnego błędu obozu dobrej zmiany. Mianowicie, jeśli chcemy bronić pewnej konserwatywnej wizji człowieka, człowieczeństwa, rodziny i konserwatywnej wizji powinności ludzkich, to należałoby, licząc się z rzeczywistością, w pierwszej kolejności – mówię o rządzących – zadbać o instytucjonalne wsparcie kobiet, w tym samotnych – matek dzieci chorych. Najpierw powinno się zbudować sprawny system wsparcia osób niepełnosprawnych, matek osób niepełnosprawnych, system edukacji mężczyzn, zwiększający ich odpowiedzialność za swoje dzieci, a dopiero później doprowadzać do uzgodnienia prawa z Konstytucją w taki sposób, że stawia to wysokie wymagania wobec kobiet. To jest jakby punkt pierwszy.

Natomiast kiedy jako socjolog patrzę na to wszystko, co się dzieje, to mam wrażenie, że wszystkie strony uczciwie powinny powiedzieć sobie: nie wiemy, co czynimy. Z dwóch powodów. Po pierwsze – ludzkie motywacje są dla nas przejrzyste tylko cząstkowo. I po drugie – nie znamy konsekwencji swoich działań. Mogę przedstawić swoją interpretację zarówno motywacji, jak i możliwych konsekwencji.

Czy to jest ruch stały, czy chwilowe wzburzenie? Czy ta erupcja emocjonalnego uniesienia tłumu, wręcz tłuszczy, wpłynie na stałe poglądy osób, które teraz protestują? Czy rośnie pokolenie, które uważa, że wolności obywatelskie stoją niżej niż ich własne poglądy?

Poziom emocjonalnego uniesienia nie utrzyma się długo, ale konsekwencje mogą być długotrwałe. Zgadzam się z niektórymi przedstawicielami strony przeciwnej, powiedzmy – liberalnej czy lewicowej – że to, co się teraz dzieje, może być interpretowane jako dokończenie pewnej rewolucji obyczajowej, która wydarzyła się w krajach bogatego Zachodu, a w Polsce nie; dopełnienie pewnej wizji praw ludzkich, w tym przypadku tego, co się określa jako prawa reprodukcyjne kobiety. Ale ci, którzy tak mówią, zdają się nie dostrzegać, że prowadzą Polaków i Polskę do pułapki, której – paradoksalnie dzięki naszemu zacofaniu gospodarczemu – udało nam się uniknąć. Jaka to jest pułapka? Wszyscy odpowiedzialni analitycy na świecie stwierdzają, że demokracja liberalna jest w kryzysie, że wizja pakietu wolnościowego, kojarzonego, powiązanego z demokracją liberalną, jest jedną z przyczyn tego kryzysu. Tezę o tym, że demokracja liberalna przeżywa kryzys – niektórzy badacze mówią wprost, że zmierzch – podzielają zarówno jej obrońcy, jak i jej krytycy. Inaczej mówiąc, mamy do czynienia z sytuacją w Polsce paradoksalną: demokracja liberalna przeżywa poważny kryzys, na temat źródeł tego kryzysu toczą się dyskusje, a tymczasem środowiska lewicowe, liberalne, postępowe mówią: dołączmy się, realizujmy kolejne instytucjonalne rozwiązania, które współtworzą kryzysową demokrację liberalną.

To mam na myśli, gdy mówię, że nie wiemy, co robimy. Tę tezę trzeba uczciwie stosować. Każda ze stron może być pogubiona. Oni nie uświadamiają sobie, że chcą zapisać Polskę i Polaków, poprzez zmiany w polskim systemie prawnym, poprzez zmiany regulacji aborcyjnych, do formy demokracji, która znalazła się na równi pochyłej.

Może dlatego, że nie ma alternatywy prócz Rosji Putina albo Białorusi Łukaszenki, weszliśmy w koleiny, które nas prowadzą śladem demokracji zachodnich.

Nie do końca się z tym zgadzam. Otóż nie ma tego modelu na naszym radarze. Uczestniczyłem w dyskusji, której nagranie można znaleźć na portalu Nowej Konfederacji, nad książką Bartłomieja Radziejewskiego Między wielkością a zanikiem, z podtytułem Rzecz o Polsce w dwudziestym pierwszym wieku. Autor w sposób dojrzały, jak sądzę, prezentuje tam wizję neoklasycznego republikanizmu, demokracji zrównoważonej, mądrzejszej niż demokracja liberalna, która kładzie nacisk na prawa jednostki, gdy tymczasem republikańska wizja demokracji wiąże prawa jednostki z odpowiedzialnością, samoopanowaniem, samokontrolą, z instytucjami społecznymi – w tym z rodziną i Kościołem – które niosą w sobie depozyt moralny naszej całej cywilizacji.

Ułomność debaty publicznej, ale także ułomność świata akademickiego, politologów, filozofów polityki, którzy nie potrafią pokazać alternatywy republikańskiej, powoduje, że mamy poczucie, że jesteśmy tylko między dżumą a cholerą. Z jednej strony autorytaryzm, który się natychmiast kojarzy z putinizmem, a z drugiej strony demokracja liberalna, która zjada własny ogon, zadławiając się hiperkreatywnością, hiperpluralizmem.

Już widzę, jak Pan wychodzi do tłumu, rozkłada swój kram, wykłada… na lewo Spinoza, tutaj Jan Paweł II… i jeszcze Radziejewski. I słyszy Pan: „Wyp……..!”.

Ta ironia jest nietrafna, ponieważ dzisiaj nie jest czas na prezentowanie alternatywy republikańskiej oszalałemu tłumowi. Dzisiaj trzeba to szaleństwo zrozumieć. Jak próbuję to zrozumieć socjologicznie, to trzeba powiedzieć parę przykrych rzeczy. Że gdy szaleństwo przekracza pewne ramy, staje się czymś więcej niż szaleństwem. Gdy omawiałem w mediach wydaną także po polsku książkę Douglasa Murraya Szaleństwo tłumów na temat polityki genderowej, transowej, elgiebeteńskiej, to nie brałem pod uwagę, że tak szybko i tak intensywnie to szaleństwo nam się zobrazuje. A podobnie jak z szaleństwem, jest z wulgarnością. Gdy wulgarność przestaje być marginesem, a staje się manifestem politycznym, to staje się czymś innym niż tylko wulgarnością.

Gdy rozpoczęła się transformacja ustrojowa na początku lat dziewięćdziesiątych – już byłem dosyć wiekowym człowiekiem – zauważyłem nowe zjawisko. Otóż na ulicach, w parkach, na imprezach, w przestrzeni społecznej dziewczyny posługiwały się wulgarnym językiem. Za peerelowskiego autorytaryzmu tego nie było. Wolność przyniosła ze sobą upadek obyczajów. I jeśli chcemy zrozumieć wulgarne, szalone oblicze tych manifestacji, trzeba mówić o gniewie. Bo to jest fenomen, że nastąpiła kumulacja gniewu różnych grup społecznych. Obawiam się, że może się okazać, że skala gniewu jest głębsza niż obóz rządzący się spodziewał. Każdy psycholog emocji powie, że gniew jest zazwyczaj ekspresją jakichś frustracji, lęków, zawiści, zazdrości, próbą odreagowania niepowodzeń, zamaskowania lęku. Okazuje się gniew, często żeby zamaskować swoje przerażenie. I sądzę, że w sensie psychospołecznym mamy do czynienia z unikalną sytuacją skumulowania się wielu procesów i bodźców.

Muszę zadać pytanie o przełożenie tych wszystkich zjawisk na politykę. Czy ta kumulacja złych emocji wobec rządu to koniec marzeń obecnej formacji rządzącej o trzeciej kadencji? O stabilnym, wieloletnim poparciu na poziomie około 40 procent?

Uważam, że nie można tego przesądzić, ale jeśli kierownictwo obozu rządzącego nie zrozumie głębokich przyczyn tego gniewu, także pozapolitycznych, to nie będzie zdolne wygrać kolejnych wyborów. Bo te przyczyny mają częściowo charakter technologiczny, mianowicie media społecznościowe wyrwały całe pokolenie spod wpływu tradycyjnych instytucji i autorytetu. Można powiedzieć, że rewolucja naukowo-techniczna ukradła dzieci rodzicom, szkole, polityce edukacyjnej. Jeśli się nie wyciągnie wniosków z tego, nie zrozumie się, jak w bardzo innym świecie ci młodzi się ukonstytuowali, a teraz zyskali złudne, bo złudne, ale poczucie podmiotowości… Jeśli się nie zrozumie, że wiele z tego, co widzimy na ulicach, to jest manifestacja pokolenia, które jest zaprogramowane na poszukiwanie doznań… Pokolenia, które nie ma sensu życia jako kontynuacji pracy opartej na dziedzictwie przodków, nie ma wizji stabilnej rodziny, stabilnej pracy. Jeśli rządzący nie zrozumieją tego, jak głęboka zmiana cywilizacyjna nastąpiła, bardzo trudno będzie rządzić polskim społeczeństwem.

Postęp techniczny zabrał starszym to, co było ich siłą przez tysiąclecia, czyli doświadczenie. Doświadczenie 65-latka w świecie cyfrowym niewiele znaczy.

Tak jest. Ale nie tylko o to chodzi. Sytuacja, w której młodzi ludzie spotykają się i zamiast ze sobą rozmawiać, patrzeć sobie w oczy, obserwować swoje emocje – patrzą w smartfony, pokazuje, że ekrany miały siłę przyciągania większą od interakcji międzyludzkich. I nagle ci młodzi uczestniczą w czymś par excellence społecznym, co jest silniejsze od smartfonu. Oni chcą być z innymi ludźmi. Ta ich potrzeba była dławiona także przez lockdown koronawirusowy. Potrzeba przełamania swoich lęków, obaw nagle znalazła formę zaspokojenia poprzez uczestnictwo w masowych demonstracjach – w otwartej kumulacji wściekłości i w pewnym sensie – prostactwa. To jest to, co profesor Ryszard Legutko nazwał triumfem człowieka pospolitego, kogoś, dla kogo potrzeba samoopanowania i pracy nad sobą nie jest wartością. Proszę zwrócić uwagę, jak kreatywne jest wiele z tych tekturowych plakatów, napisów. Ile osób znalazło ujście dla potrzeby ekspresji, której najwyraźniej nie zaspokajają na co dzień, a uwierzyli w to, że każdy może być twórcą w dzisiejszym świecie. Dzisiaj każdy może nadawać w internecie, jest więcej twórców niż odbiorców.

Ostatnie dwa pytania: Dlaczego kościoły? I co ma oznaczać politycznie i społecznie orędzie Jarosława Kaczyńskiego?

Ja sam nie rozumiałem, dlaczego ten atak jest na chrześcijaństwo, na religię. I przy okazji wywiadu, którego udzielałem jakiś czas temu „Kulturze Liberalnej”, powiedziano mi, że dla środowisk progresywnych… użyjmy takiego określenia, którym oni sami się posługują, choć jest to progresja ku przepaści, jak mówiłem na początku… Dla środowisk progresywnych Kościół jest symbolem instytucji patriarchalnej, instytucji będącej emanacją męskiego szowinizmu, czyli w schemacie myślenia genderowego Kościół jest jakby taką kapsułą, która chroni to, co złe, chroni przewagę mężczyzn niewrażliwych na kobiecość, na los kobiety, na uciskanych. A niezdolność kierownictwa hierarchicznego Kościoła w Polsce do poradzenia sobie z nadużyciami we własnym gronie na pewno się do tego ogromnie przyczyniła. Kościół stał się jedną z ofiar kryzysu cywilizacji. Wielu duchownych nie potrafiło oprzeć się pokusom związanym z presją seksualizacyjną kultury masowej, a biskupi, będący nie tylko pasterzami wiernych, ale pasterzami duchownych, nie stanęli na wysokości zadania. I tak tłumaczę ten atak na kościoły. Ci młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy, że to jest atak na depozyt naszych przodków. Jarosław Kaczyński rozumie ten aspekt tego ataku.

Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego była elementem taktyki politycznej czy emocji?

Tak wyrafinowany, doświadczony polityk, nawet gdy daje wyraz swoim emocjom, to myśli taktycznie i strategicznie.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Rozmowa Łukasza Jankowskiego z doradcą prezydenta Andrzeja Dudy, dr. hab. Andrzejem Zybertowiczem, pt. „Manifestacja pokolenia poszukującego doznań”, znajduje się na s. 1 i 4 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Rozmowa Łukasza Jankowskiego z doradcą prezydenta Andrzeja Dudy, dr. hab. Andrzejem Zybertowiczem, pt. „Manifestacja pokolenia poszukującego doznań” na s. 1 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego